Anna - BOŻE WYCHOWANIE -

 

III

ROK 1983

 

IX ROZMOWA – Postawiłem krzyż na drodze twojego narodu, przed wami stoi Syn mój i oczekuje – przyjmiecie Go czy odrzucicie?

7 I 1983 r.

Pomyślałam, że jest pierwszy piątek, a ja nie zdobyłam się na to, żeby wyjść z domu na Mszę świętą.

– Teraz Ja przychodzę do ciebie. Zawsze Ja uprzedzam człowieka. Ja jestem dawcą wszelkiego dobra. Ja daję wam moją miłość, pomoc, przebaczenie, dźwigam was, zachęcam, podtrzymuję i nieskończenie cierpliwie ponawiam moje starania. Jakże mogłoby być inaczej?

Ja jestem miłością, mocą, dobrocią, wy jesteście nicością; beze Mnie – nicością spragnioną i głodną. Nie macie nic własnego, wszystko otrzymujecie ode Mnie. Pomyśl, Anno, czyż istnieje w waszej ludzkiej rzeczywistości cokolwiek, czego nie otrzymalibyście ode Mnie? To co ludzkiego (w sensie: humanistycznego, godnego człowieka) dokonał człowiek, zawsze, od zarania ludzkości dokonywał dzięki moim darom. Spójrz, jakie one są. Dałem wam zmysły wrażliwe na wszelakie piękno. Dałem wam rozum pozwalający rozpoznać prawidłowość i nieprawidłowość, sumienie jasno wołające, co dobrem jest, a co nim nie jest. Podzieliłem się z wami moim dobrem – to dar twórczości, tworzenia, ulepszania, doskonalenia. Udzieliłem wam mojej miłości, dobroci, miłosierdzia, abyście stawali się do Mnie podobni. I mimo że marnotrawicie je, profanujecie i szydzicie z nich, nie cofam darów moich, nie odbieram też miłości mojej najgorszemu z bluźnierców – bo Ja jestem Ojcem waszym prawdziwym. Kocham was. Z powodu słabości waszej i grzechu, miałkości waszych pragnień i wysiłków, szybkości przemijania, kruchości uczuć kocham was jeszcze mocniej.

W moim nieskończonym świecie (duchowym) nie istnieją byty słabsze od was i bardziej zdane na moje miłosierdzie. Wiele mam dzieci, w różnym wieku (o różnym stopniu doskonałości), ale wy, ludzie, jesteście jak niemowlęta bezradne na rękach moich. Dlatego noszę was w ramionach, piastuję i strzegę was jak matka najczulsza.

Jeżeli zachęcam was, abyście byli względem Mnie jak dzieci, nie mówię wam w przenośni. Pragnę, abyście żyli w prawdzie, a prawda jest taka, że jestem wam Ojcem, a wy – dziećmi moimi: zbłąkanymi, nieszczęśliwymi, samotnymi, przerażonymi na pustyni życia, póki nie chcecie mojej pomocy, póki samodzielnie stajecie przeciw niebezpieczeństwom świata. Cóż dzieje się wtedy z wami? Za miskę soczewicy sprzedajecie swoje synostwo, wybraństwo, odwieczne szczęście mojego domu...

Serce moje, serce Ojca waszego płacze nad wami, miłość zaś moja nie pozwala Mi zniewalać was, krępować. Wybrałem Syna umiłowanego na ofiarę miłości. Od swojej okrutnej śmierci za was On staje na waszej drodze z rozwartymi ramionami, a rany Jego krwawią. Postawiłem na waszych drogach krzyż, ale zawsze jest na nim Syn mój, i kto przyjmuje krzyż, przyjmuje Syna mojego – a to przymierze jest wieczne.

Anno, dziecko moje. Postawiłem krzyż na drodze twojego narodu. Przed wami stoi Syn mój i oczekuje – przyjmiecie go, czy odrzucicie...? Teraz jest dla was czas wyboru. Wybierzecie to, ku czemu serce wasze się skłania.

Cóż więc serce wasze wybiera? Miłość aż do śmierci i przebaczenie katom, współczucie i miłosierdzie bez granic, czy tylko to, co w człowieku jest własnego: grzech, trwanie w buncie, w odrzuceniu dobra, nienawiść? Siebie wybierzecie, czy Syna mojego...?

A jeśli Jego, dla Niego samego – to wybierzecie wszystko! Bo w Nim jest prawda i miłość, i przebaczenie, w Nim jest pokój i pojednanie, w Nim i tylko w Nim jest pełnia miłości Boga waszego, i z Nim zstąpi w naród twój ta pełnia miłosiernej i niepamiętliwej miłości mojej dla całej ludzkości. Przez was wyleje się przebaczenie moje i łaska na cały skażony świat.

Pragnę, aby te słowa moje były wiadome wam. Polecam ci, abyś je szerzyła.

X ROZMOWA – Od was zależy szczęście wielu narodów

10 I 1983 r.

– Co będzie, jeśli Polacy odmówią posłuchu i przebaczenia lub zrobi to niewielu z nas? A jeżeli zawiedziemy Cię, Ojcze?

– Zadecydowałem już, moje dziecko, przyszłość bowiem jest dla Mnie jak dzień dzisiejszy, jednak od człowieka zależy, jak wykorzysta moje zmiłowanie. Im większy włoży wysiłek, aby tworzyć przyszłość wraz z Bogiem swoim, tym bardziej go ubogacę. Z trudu swojego może zebrać plon stukrotny, ale może i... niewielki. Ja daję wam porę stosowną, słońce i deszcz, upał i chłód, wiatr Ducha mojego, który was ożywia, łaskę moją, która was umacnia w wytrwałości, ofiarności i męstwie – ale trud pracy do was należy, jest on bowiem nie tylko waszym synowskim obowiązkiem wobec Mnie, ale waszą chlubą, zaszczytem, i w królestwie moim okryje was dumą, przyobleczę chwałą, jaką daję wiernym synom moim.

Trud, praca na mojej roli, znoszenie niewygód i ciężarów dnia to moje największe dary dla was: i nie odejmę od was tęgo, co w zaufaniu ojcowskim wam powierzam: starań – wraz ze Mną – nad zbawieniem świata. Polegam na was i ufność moja w waszą wierność, miłość i dzielność powoduje, iż was właśnie wybrałem, abyście szli na przodzie z pochodnią miłości mojej – aby zapalić świat. Niech dzięki wam ożyje to, co już półumarłe było, nasyci się przebaczeniem i nadzieją, co się za odrzucone miało, a starcze, uschnięte drzewo Europy niechaj znów zazieleni się, zakwitnie i wyda owoce swoje.

Od was, dzieci moje ukochane, wypróbowane w ogniu, zbolałe i słabe, lecz zdolne do wielkiej miłości, do służby gorącej Synowi mojemu – od was zależy szczęście wielu narodów. Na was czekają z utęsknieniem głodni mojego słowa i uciemiężeni. Od was oczekują zmiłowania także ciemięzcy wasi i od nikogo nie otrzymają go, jak tylko od was, Polaków, bo tak chcę Ja, wasz Bóg, Sędzia sprawiedliwy. Waszym prawem jest odwet i daję go wam: odwet Syna mojego – przebłaganie Mnie za grzechy narodów ciemnych, okrutnych i ślepych, przebaczenie i zmiłowanie nad oprawcami waszymi, sługami nieprzyjaciela, niewolnikami duchów zła i nienawiści. Smutni i nieszczęśliwi (narody ZSRR), zmuszeni służyć złu, potrzebują przebaczenia i zmiłowania waszego, gdyż są spętani grzechem – a wielka jest ich wina względem was od wielu już pokoleń. Dlatego stali się niewolnikami – zbrodnia nieodżałowana oddała ich w ręce nieprzyjaciela.

A moja miłość pochyla się nad prześladowanymi i cierpiącymi, choćby czyści nie byli. I wy nie jesteście czyści przede Mną. Lecz sprawiedliwość moja żąda, by wyzwolenie, światło i miłość przynieśli krzywdzicielom – skrzywdzeni.

Tak jak wyzwolił was z niewoli grzechu Syn mój – Miłość, którą niewinnie zamordowaliście – tak wy wyzwalajcie, ożywiajcie i napełniajcie moją nadzieją tych wszystkich, którzy wam zło czynili. Syn mój, Zbawiciel wasz, was poprowadzi, a moc Boga Nieskończonego będzie z wami. Idźcie! Przed wami kładę ziemię ogromną, spragnioną uprawy i siewu. Wszystko, czego potrzebować będziecie, dam wam. Błogosławieństwo moje spoczywa już na was. Niech was umocni, uzdrowi, nasyci wiarą i męstwem.

Niczego się nie bójcie – Ja jestem z wami. Zwycięstwo obiecuję wam i miłość moją.

Oto Przymierze moje nowe pomiędzy Bogiem a człowiekiem.

Oto miłość Boga do marnotrawnego syna człowieczego.

XI ROZMOWA – Szczególnie czuwam nad moimi kapłanami

Prosiłam o pomoc dla znajomego księdza.

– Dziecko moje. Słyszę twoją prośbę. Jeżeli nie wiesz, modląc się za kogoś, o co prosić, bo nie są ci wiadome moje zamiary względem tej osoby, oddawaj ją mojemu miłosierdziu. To jest ta furtka do wnętrza mojego Serca, która zawsze jest otwarta.

Wszystko, nawet grzech, służy wam w drodze do mojego królestwa. Czasem jest konieczne, abym dopuścił do waszego, nawet

głębokiego upadku, jeśli z uporem liczycie na swoje siły, podczas gdy Ja pragnę, abyście opierali się na moich.

Jest to szczególnie ważne w przypadku moich kapłanów, którzy mają dowodzić na pierwszej linii frontu. Oni w nieustannym boju z nieprzyjacielem muszą zachowywać stałą łączność ze swoim dowódcą, bo chociaż są przygotowani do walki, to jednak ogólnych planów znać nie mogą i nie wiedzą, do czego będą użyci. Tylko dokładne i ścisłe wykonywanie rozkazów gwarantuje zwycięstwo. Oficer, choćby najwaleczniejszy, działając samowolnie i ślepo może zgubić siebie i podległych sobie, bo nie otrzyma w porę pomocy. Może też spowodować przegranie bitwy i znasz z historii przykłady wielkich klęsk spowodowanych przez niekarnych i nieposłusznych, zawistnych lub zdradzieckich dowódców.

Szczególnie czuwam nad moimi kapłanami, bo obdarzam ich hojnie ze względu na ciężar służby, a i po to, aby mieli czym służyć tym, do których ich posyłam. A niektórzy z nich traktują swe charyzmaty jako własność osobistą, która ich zdobi i ubogaca. Ten błąd staram się im wykazać, póki ich wrażliwość i miłość do Mnie trwają, po to właśnie, aby ją zachowali do końca.

Miłość do Mnie jest miłością do Boga, Stwórcy i Zbawcy; jest miłością istoty zależnej i żyjącej cały czas z nieskończonego zasobu mojego miłosierdzia. Ono powoduje, że obdarzyłem was wolnością, podtrzymując nieustannie wasze życie, wspomagając, ratując, darząc i przebaczając wam wciąż na nowo wasze winy. Ale największą z nich jest w oczach moich przywłaszczanie sobie mojej własności. To właśnie nazywacie pychą.

O pysze

Dlatego tak niszczące dla was jest przyoblekanie się pychą, że zaczynacie żyć w kłamstwie. Ono was otacza i wszystko, cokolwiek robicie, robicie źle – bo przypisujecie sobie. Budujecie fałszywy obraz świata i swojego w nim miejsca. Błędny staje się wasz stosunek do Mnie. Zapominacie, że wszystko, czym jesteście, co robicie i co osiągacie, otrzymaliście z mojej do was miłości. Jest ona tak wielka, że zezwalam wam na błędy i pomyłki, ale staram się po ojcowsku was naprowadzać na drogę prawdy. Temu służą wasze upadki, krytyka otoczenia, niepowodzenia, a nawet cięższe przypadki, które wam daję jako deskę ratunku.

Dlatego największym moim darem jest to, czego tak się boicie: ubóstwo fizyczne, ubóstwo darów, ubóstwo środków. Ono stosunek prawidłowy: synowskiej uległości i zawierzenia mi czyni czymś prostym i naturalnym. Ono pozwala Mi budować – na synu ufającym Mi – moje wielkie plany i ono zawsze prowadziło do prawdziwej świętości.

Moja miłość do ubogich i cichych jest niezmierna. Oni są najpotężniejszymi filarami Kościoła, oni budują, odnawiają i uświęcają świat. Od moich uczniów aż do Maksymiliana (Kolbego) przez wszystkie wieki te ukochane dzieci moje służyły Mi z synowskim oddaniem tak ufnie i wiernie, że mogłem w nich i z nimi zbawiać świat. Bo nigdy żaden z nich, czy to Franciszek (z Asyżu), czy Antoni (Padewski), czy Teresa (z Avila), Katarzyna (Sieneńska), Klara, Joanna (d'Arc), Wincenty (Pallotti), Jan (Bosko), Jan (Vianney), Jan XXIII, mój sługa pierwszy, czy wasi bliscy: Stanisław (Kostka), Albert (Chmielowski), Maksymilian i inni, których nie znacie lub czcicie zbyt mało – nikt z nich nie przypisał sobie tego, co moje, a co darowane im było. Oni, poznawszy swoją własną słabość, nieumiejętność i niemoc w czynieniu dobra, Mnie wzywali na pomoc, bo serce ich krwawiło nad niedolą świata, a pomóc mu nie potrafili. Wołali Mnie i przybywałem z radością, a przyjęty z wdzięcznością i uwielbieniem – jako jedyny ratunek – pozostawałem. Wtedy dom ich napełniał się moją mocą, a miłość moja wylewała się na zewnątrz. Czegokolwiek dokonali kiedykolwiek święci moi, było moim dziełem, bo zawsze napełniam bez miary wasze puste dłonie wyciągające się ku Mnie. Jakże bym mógł odmówić pomocy tym, którzy o nią proszą, zawieść ufność i nadzieję ubogich...?

Słabość przyciąga moją moc, jak płacz niemowlęcia wzywa matkę. Chciejcie uwierzyć, że jesteście słabi i bezbronni wobec potęgi niewidzialnego świata zła. Zrozumcie, że bez mojej nieustającej opieki nie przeżylibyście bez grzechu ani sekundy. Słabość jest wasza naturą, uleganie pokusom – stanem naturalnym. Nie macie skali porównawczej: mierzycie swoją wielkość wyższością nad zwierzętami, prymitywnymi plemionami (które są czystsze niż wy), nad ludźmi upośledzonymi umysłowo lub fizycznie, nad każdym, któremu – pozornie – dałem mniej niż wam. Pozornie, gdyż udowodniłem wam, co jest moim darem największym; ponieważ wiecie też, że żadne upośledzenie nie jest dla Mnie przeszkodą – ale jest nią kłamstwo pychy.

Spytacie, dlaczego jej nie karzę. Bo jestem Ojcem, a nie bogiem kar i bata. Jednak nawet Bóg, jeśli jest ojcem wolności bytów duchowych, może być bezradny. Moją największą karą jest pozostawienie człowiekowi jego woli, jeśli pomimo wszelkich prób moich i usiłowań trwa on w opornym mniemaniu o swojej wielkości i samowystarczalności. Dla ducha człowieczego może stać się to zgubą, więc czuwam i do ostatniej sekundy życia czekam, czy człowiek wezwie Mnie. Staram się uratować go od zguby wieczystej, ale życie jego już zmarnowane zostało, zmarnotrawione, puste lub pełne odrażającego brudu krzywdy ludzkiej, niskich namiętności, przewrotności i zdrady. Oto, jakie są plony pychy.

Każdy z was ma w planach moich wyznaczone zadanie i do jego wykonania zostaje odpowiednio wyposażony. Potem widzę, że ci z synów moich, którym dałem najwięcej – dla budowy mojego królestwa na ziemi – budują, lecz sobie, ziemskie, krótkotrwałe pałace, przywłaszczywszy sobie to, co im zaledwie użyczone zostało; a moja budowla oczekuje na robotników. Dlatego fundamenty zaledwie stoją, a mógłby mój dom pomieścić już całą biedną, błądzącą, nieszczęśliwą i zbolałą ludzkość ziemi. Ze względu na jej cierpienia gniew mój spada na przeniewierców, i nie ma dla nich miejsca w domu Ojca, o ile nie nawrócą się prosząc o zmiłowanie. Dlatego surowość moja dla tych, którzy Mnie się oddali na służbę, a potem lekceważą ją i obracają na własne korzyści, jest wielka: równa darom, których rozrzutnie używali dla dobra swego, a nie – bliźnich.

Ten sługa mój, który najwięcej otrzymał, najbardziej też jest zagrożony. Dlatego pilnie śledzę jego poruszenia i nie zaniedbam rzucania kamieni na jego drodze. Jeśli one nie pomogą, położę większe kłody. Dla niego lepiej będzie, aby wcale nie mógł Mi służyć, niż aby służył sobie okłamując siebie i Pana swego. Za każdy upadek, za każdy cios, każdy ból błogosławić Mnie będziecie. Dlatego już teraz przyjmujcie nauki z wdzięcznością, bo grzech jest nieodłącznym waszym cieniem. Do końca życia zdolni jesteście do zaparcia się Mnie, o ile nie umocnię was i nie napełnię was sobą.

Bóg, będąc miłością bezinteresowną, takiejże miłości pożąda.

Pragnę tego, lecz zostawiajcie Mi otwarte drzwi waszej duszy. Nie wejdę tam, gdzie gospodarzowi dobrze ze sobą w zawartej izbie. Nie jestem mu potrzebny, a nawet mógłbym być wyrzutem sumienia, którego jego wola nie chce słuchać. Tam wchodzę, gdzie gospodarz przed drzwiami domu oczekuje Mnie z zapalonym światłem i zaprasza Mnie, bo jest samotny, smutny, bezradny i spragniony pomocy i rady przyjaciela.

Dla tych, którzy swoje życie Mnie oddali do rozporządzenia – i ty do nich, Anno, należysz – jestem wszystkim. Bóg nie byłby miłością, gdyby swojemu biednemu dziecku odbierał wszelkie nadzieje świata nie dając w zamian więcej. A miłość Boga jest bezgraniczna. Dlatego On oddaje się wam – cały. Możecie rozporządzać Jego mocą, miłością, opieką. On staje się wam przyjacielem i matka, towarzyszem pracy, służy wam radą, udziela swojej siły i mądrości, tłumaczy, wyjaśnia, oświeca, uczy, dzieli się z wami swoimi troskami i projektami, wysłuchuje waszych zwierzeń, pociesza w płaczu. I nigdy się nie zraża.

Jeżeli człowiek oddaje Bogu to, co otrzymał – swoje życie, czyli wszystko, co ma i mógłby mieć, Bóg oddaje człowiekowi swoją nieskończoność. I to jest sprawiedliwość Miłości: Wszystko za wszystko. Nie każdy chce takiej zamiany. Bo Bóg będąc miłością bezinteresowną, takiejże bezinteresowności pożąda.

Ale kiedy człowiek zgodzi się bez targów na wszystko, co ze sobą niesie „posiadanie” miłości Pana swego (tak jak Maryja przyjęła wolę Boga), powraca do postawy synowskiej i rozpoczyna się dla niego nowe życie, wspólne. Oczywiste, że będzie ono pełne (zwłaszcza początkowo) upadków, nieumiejętności i płaczu. Ale uczy go Ojciec, a Ojciec wie wszystko o naturze niemowlęcia, małego dziecka, dziecka, które rośnie, rozwija się i dorasta pod Jego kierunkiem.

Rośniecie pod opieką moją, Anno, to udział w moim działaniu – od najdrobniejszych starań poczynając po większe. Zresztą, jak wiesz, dziecko żyje, rozwija się i uczy korzystając z zasobów Ojca. Pragnąłbym nauczyć cię, córko, jak powinnaś wykorzystywać moje bogactwo. Bo masz przecież Ojca bogatego bezmiernie, a sama cierpisz z powodu cierpienia powszechnego. To, co przygotowujemy razem, na pewno przyniesie pożytek, bo Ja wiem, co jest wam najbardziej potrzebne. Ale chciałbym też wykorzystać twoje pragnienie pomagania innym w przypadku potrzeby. Starasz się jak umiesz, ale – widzisz – dużo wspomóc nie możesz, bo nie masz własnych środków. Pragnę nauczyć cię, jak korzystać z moich. Będzie to też nauka bezinteresowności.

– Proszę Cię o to, Ojcze. Ty wiesz, jak chciałabym być prawdziwie bezinteresowna.

– Będę cię prowadził, a ty przyjmuj osoby i sprawy tak, jak bym był to Ja sam z moimi sprawami. Ty będziesz Mnie reprezentowała, a Ja będę działał.

– W jaki sposób?

– Zdaj się na Mnie.

Pan uczy psalmami

20 I 1983 r.

Prosiłam Pana o pomoc, o wskazówki, o podtrzymanie, bo nie mogłam się skupić i stać się w pełni przytomną, taka byłam senna i zamroczona, zapewne na skutek zmian ciśnienia. Otworzyłam Pismo święte na psalmie 107 (10–16, 24–31), potem przewróciłam zamiast jednej dwie zlepione kartki – psalm 109 (16–17 i 21–31). Wtedy zabrał głos Pan:

– Czyż nie widzisz, że mówię do ciebie ciągle? Mówię teraz psalmami, bo jestem zawsze tym samym Bogiem dla każdego wieku, rasy i pokolenia.

Jestem niezmienny. Zawsze tak samo sprawiedliwy i miłujący. Zawsze boleję nad uciemiężonymi i staję po stronie biednych i prześladowanych.

Jestem obroną i wyzwoleniem pogrążonych w ucisku, a nie było jeszcze w rozwoju ludzkości takiego znieprawienia, takiej przemocy, a także takiego zagrożenia jej bytu, jak to jest teraz. Pomimo waszej wiedzy i rozumu, tak przez was cenionego, jesteście, bardziej bezbronni i bliżsi zagłady niż kiedykolwiek. Bo wszystkie wasze władze, którymi was obdarzyłem, jeśli zbuntują się przeciw Mnie – dawcy, prawodawcy, sprawiedliwości i władcy was samych i wszystkiego, co otrzymaliście – stają się waszymi wrogami. I tak rozum zaprzągł wyobraźnię, aby projektowała narzędzia zbrodni,wola zdeptała sumienie, bo przeszkadzało jej nienawidzieć, pogardzać i niszczyć, a raz zerwawszy wędzidło, pędzi ku przepaści, nie powstrzymuje jej bowiem moja mądrość, a przeciwnie – ulega nieprzyjacielowi, gdyż bez sumienia jest ślepa i nie rozeznaje, komu służy. Nieprzyjaciel kieruje was ku zgubie wiecznej, bo wyczuwa, że ma niewiele czasu, a pragnie zagarnąć jak najwięcej dusz. Chce wykorzystać skonstruowane przez was – na bliźnich waszych – mordercze i straszne narzędzia śmierci tak, aby zniszczyły najgęściej zaludnione obszary ziemi. Są one bezbronne, gdyż odrzucając Mnie i moją opiekę, dobrowolnie służą szatanowi. On sądzi, iż nie przyznam się do synów marnotrawnych i bronić nie będę tych, którzy Mną wzgardzili. Ale myli się. Ja jestem miłością bezinteresowną, wolną od mściwości i obrazy. Wasze winy i bluźnierstwa dotknąć Mnie nie mogą, tak jak gniew myszy polnej nie obrazi słońca. Szkodzicie tylko sobie samym, a gniew mój prawdziwie rozbudzacie prześladując jedni drugich.

Żaden ojciec nie zniesie spokojnie zbrodni jednego syna na drugim. Kiedy niszczycie siebie samych, bronię was, jako swojego daru ze względu na moją miłość, którą otoczyłem was, a także dlatego, że choć sami sobą gardzicie, Ja znam waszą nieśmiertelną wartość i wiem, czym stanie się dla was wasze istnienie przyszłe w mocy nieprzyjaciela.

Tak więc Ja bronię każdego z was przede wszystkim przed samym sobą. Lecz wy niszczycie też inne życia zasłaniając im prostą drogę do Mnie, a kierując na wiele fałszywych dróg. popełniacie zbrodnie przeciw Duchow mojemu, zbrodnię zabijania ducha, nie ciała. Wtedy sprawiedliwość moją macie przeciwko sobie – wedle świadomości waszej zbrodni was sądzę. Od tych z was pragnę oczyścić ziemię.

Rozważ, Anno, jeszcze raz słowo moje, a potem pytaj.

Przeczytałam jeszcze raz psalmy 107 i 109. Pan uczy nas psalmami i wskazuje, jak je czytać w obecnym czasie.

– Teraz odpowiem ci: łaskawością moją jest otworzenie więzień i skruszenie kajdan, w których więziono dusze człowiecze. Łaskawością moją jest wskazanie prostej drogi błądzącym i napojenie łaknących. Tych, którzy zgłodniali byli i życie ducha w nich zamierało, uwolnię od trwogi, nakarmię i powiodę prostą drogą do „miasta zamieszkałego” – do mojego Kościoła.

Was uczynić pragnę wykonawcami mojego dzieła miłosierdzia.

Przez wasze ręce uczynię to. Wy, Polacy, będziecie moimi pasterzami. Ale że żywiliście w sercach nienawiść i pogardziliście zamysłem moim, „trudami przyginam wam serca” i nikt wam nie pomoże, jak tylko Ja sam. Kiedy poprzez cierpienia ucisku i trwogi obudzi się wasza dusza na bardziej od was uciśniętych, błądzących i ślepych krzywdzicieli waszych i zawołacie: „zbłądziliśmy”, a ratunku tylko ode Mnie wzywać będziecie, wyprowadzę was z ciemności i mroku i kajdany pokruszę, byście wolne dłonie mieć mogli. Bo Ja posyłam was, abyście nieśli i rozdawali chorym i znędzniałym słowo moje, „aby ich uleczyć i wyrwać od zagłady ich życie”. Dzięki Mi czyńcie za łaskawość moją, za moje cuda dla synów człowieczych, bo na waszych oczach uczynię je. Ź radością głoście dzieła moje, bowiem pobłogosławię was, „podniosę nędzarza z niewoli”, rozmnożę was i ubogacę.

Tym zaś, którzy „prześladowali biedaka i nieszczęśliwego”, „mówili językiem kłamliwym”, „bez przyczyny napastowali braci”, a moim błogosławieństwem wzgardzili, cofnę je, a ich pozostawię żywiołom. Bo litość mam nad udręczonymi, a sprawiedliwość dla dręczycieli. Wedle ich złości osądzę ich.

Sędzią jestem Ja. Wy nie sądzić macie, a miłować nieprzyjaciół waszych. Miłować, znaczy to nie tylko odpuścić im, użaliwszy się nad nędzą ich duszy, ale zapragnąć dla nich uzdrowienia, zapragnąć służyć im bogactwem, które wy macie – prawdą i miłością mojego Syna; prosić o to dla nich, o co dla siebie prosicie: o wolność – moją, o przebaczenie – moje, o miłość i błogosławieństwo – moje. Wtedy otworzę wam serce moje i bogactwa moje staną się waszymi. Spełnijcie nadzieje, jakie w was pokładam. Ukażcie światu dobroć i przebaczenie Ojca.

Oto teraz zacznie się oczyszczenie ziemi we łzach i trwodze. To, czego ludzkość zrozumieć nie chciała w miłości i cierpliwości mojej, poźna i pojmie w grozie i bólu.

– Cóż my teraz możemy zrobić? Jesteśmy zniewoleni.

– Nie do tego świata was posyłam, jaki się kończy, lecz do tego, który zrodzi się ze zniszczeń, cierpienia i klęski pośród płaczu, pokuty i wzywania ode Mnie ratunku. Otworzą się ślepe oczy i obudzą sumienia. Zapragną Mnie całym sercem i duszą. Was wzywam zawczasu, bo wy być macie pierworodnymi synami moimi w tym dziele. Rozumieć Mnie, służyć Mi i plany moje wypełniać macie. Was uczynić pragnę wykonawcami mojego dzieła miłosierdzia i przebaczenia. Oto sprawiedliwość moja wobec was grzesznych ustępuje przed zmiłowaniem i współczuciem moim. Żałujcie, a zapomnę wam winy wasze. Zapragnijcie służyć Mi, a zleję na was ogromy łaski, które was podniosą, umocnią i uczynią godnymi służby mojej.

Ukochani, biedni, bolejący synowie moi! Jak długo jeszcze dacie się prosić...?

Dziękuj Mi, dziecko, że wybrałem ciebie; gdyż większej marności nie znalazłem i właśnie słabość twoja wzrusza Mnie i pociąga ku tobie. Bo ty, Anno. taka słaba jesteś, że żyć beze mnie nie możesz. Wiem o tym i staję przy tobie w całej mocy mojej.

Jesteś jak twój naród, tak słaby bezradny, cierpiący i pełen wad. Nie posiadasz nic i nic sama nie możesz, ale pragniesz Mnie. Dlatego moc moja przybliża się i napełnia cię. Dlatego pokochałem was i u was zakładam kamień węgielny domu mego. Z wami żyć pragnę i z wami odnowić ziemię. Taka jest wola moja, taka miłość moja!

XII ROZMOWA – Ja i tylko Ja mogę dać ci pomoc

Powiedziałam Panu, że nie jestm godna rozmowy z Nim.

– Moje dziecko. Nikt nie jest Mnie „godzien”. Nie dlatego mówię do was, że jesteście Mnie „godni”, a dlatego, że was kocham, a wy potrzebujecie Mnie.

Ty, Anno, teraz rozumiesz swoją własną słabość i wiesz, że Ja i tylko Ja mogę dać ci pomoc. Życzyłbym sobie, abyś trwała w tej świadomości. Jako twój mistrz i wychowawca zapewniam cię, że będę cię prowadził poprzez upadki, jeśli tylko zauważę w tobie chorobliwą miłości do ciebie. Owszem, pragnę, abyś miłość moją do ciebie wykorzystywała tak jak rozkapryszone dziecko, któremu ojciec niczego mu nie odmówi. Ale to dziecko wie, że musi

najpierw poprosić ojca, bo samo nic nie posiada. Dlatego, córko moja, będę ci przypominał o twojej słabości i zależności, równocześnie zaś będę ci dawał wciąż nowe dowody miłości, bo łatwo się załamujesz i trudno ci uwierzyć w to, że kocham cię zawsze i nie liczę twoich błędów i wad, za to cieszy Mnie każdy twój odruch miłości do Mnie i do twojego otoczenia.

– Ojcze, trudno mi prosić Cię o cokolwiek, bo nie zauważam, żebyś mnie wysłuchiwał. Wydaje mi się, że moje prośby są puste i Ty nie bierzesz ich poważnie. Nic się nie zmienia u ludzi, o których proszę.

– Jak myślisz, dlaczego tak ci się wydaje?

– Nie wiem.

– Więc ci to wytłumaczę. Otóż ty spodziewasz się skutku natychmiastowego. Chciałabyś, żebym spełniał twoje życzenia od razu. Tymczasem słuszne jest, abyś ufała w moją miłość do ciebie. Ojciec kochający zawsze uważnie słucha słów swojego dziecka, ale biorąc jego prośby do serca, daje mu tylko to, co jest potrzebne i pożyteczne w tym czasie, teraz – pamiętając jednak o wszystkim.

– Ale ja proszę za innych ludzi?

– Wiem, że mówisz o prośbach dla dobra innych. Pamiętaj, że oni też są moimi ukochanymi dziećmi i również nimi opiekuję się i prowadzę je ku sobie. Jeśli ich droga wiedzie poprzez cierpienia, zawody i trudności, widocznie nie może być inaczej. Im też potrzebne jest oczyszczenie. Czyż ciebie łatwą drogą prowadziłem?

– Ojcze, ja nikomu nie życzę takiego życia jak moje. Nikt by tego nie wytrzymał przez tyle lat.

– A ty wytrzymałaś?

– Ojcze, ja czekałam, żeby móc służyć Polsce. Ale Ty wiesz, ile narosło we mnie nieufności, podejrzliwości, uraz i niechęci, i ile chorób. Ty sam musisz mnie teraz z tego wydobywać i uzdrawiać, a wydaje mi się, że kochać w ogóle nie nauczę się. Uważam się za kalekę po czterdziestu latach takiego życia.

– A jeszcze wczoraj dziękowałaś Mi za wszystko?

– Tak, ale nigdy nikomu nie życzyłabym, aby swoje życie przeżył tak jak ja.

– Czy to nie zarozumiałość?

– Przecież wiesz, Ojcze, że pomagałeś mi, ale nadal uważam, że byłabym o wiele lepsza, pełna radości i ufności, gdybyś mi dał szansę bycia szczęśliwszą, choć trochę bycia – kochaną.

– Zawsze byłaś kochana przez Mnie – a czyja miłość jest tak wielka i prawdziwa jak moja? A teraz, Aniu, pragnę twojej radości i ufności i daję ci tak wielkie przywileje, jakich nikt wokół ciebie nie ma: daję ci moją bezpośrednią bliskość, moje zrozumienie, chcę być z tobą, rozmawiać, wysłuchiwać cię, dzielę się z tobą moimi planami... Nie sądzisz, że na tej nowej drodze szybko nadrobimy zaległości i braki?

– Chciałabym, Ojcze, ale czy ja naprawdę nauczę się być Twoją córką – taką, jaką Ty chcesz mnie mieć?

– Dziecko, zawsze byłaś moją córką i nigdy nie przestałaś nią być. W moich rękach nie możesz stać się inna niż całkowicie moja, ukochana, idąca zawsze ze swym Ojcem. Ja ciebie nie pozostawię samej ani na chwilę. A ty? Przecież nie zechcesz porzucić Mnie?

– Ciągle czymś grzeszę.

– Zdradzają cię twoje ludzkie słabości, ale Mnie chodzi o twoje serce...

– Ojcze, przecież wiesz, że jesteś – Wszystkim. To, co jest dobrem, pięknością, prawdą, prawidłowością i mądrością, co jest sensem i istnieniem – jest w Tobie. Poza Tobą nic nie ma. Tylko Ty jesteś przyczyną, źródłem i podtrzymaniem wszelkiego istnienia. Jak można odrzucić Ciebie? A najpiękniejsze jest Twoje miłosierdzie, przebaczenie, zmiłowanie wobec nas, Twój plan zbawienia nas, miłość Chrystusa do nas. Nic większego, bardziej zachwycającego, bardziej wstrząsającego nie istnieje. Jak można odrzucić prawdę i wybrać kłamstwo? Odrzucić to, co miłosierne, łagodne i cierpliwe, a wybrać mrok i nicość...?

– Widzisz, córko, że żyję w twoim sercu. Zamienić je pragnę w świątynię swoją. Bądź więc cierpliwa względem własnej niedoskonałości, bo nie ty działasz, a Ja buduję w tobie moje królestwo. Ja jestem budowniczym doskonałym. Wiem, co, gdzie i w jakiej porze powinno powstawać. Ty we wnętrzu własnej duszy poruszasz się w ciemności, nic nie widzisz i nic nie rozpoznajesz. Ja jestem twoim światłem; chroń je i nie pozwalaj mu zagasnąć. Szanuj moją obecność w tobie. Pamiętaj myśląc i mówiąc o sobie, że ty, to nie tylko twoja ludzka nicość, ale moja nieśmiertelna Najświętsza Obecność. Że ty, to nie ty sama, a Ja i ty – zawsze razem. Twoja niedoskonałość przesłania Mnie innym, ale tobie wiadoma jest – i chcę, aby zawsze była – moja żywa obecność.

XIII ROZMOWA – O dobroci i innych darach Pana

– Córko moja, widzisz, że bez mojej pomocy nie potrafisz wytrwać w dobrym. Pytasz, dlaczego są ludzie, którzy są „dobrzy” nawet będąc z dala ode Mnie. Dobroć serca też jest darem – danym po to, aby obdarzona nim osoba mogła służyć nim swoim bliźnim. Wiedz, że ani jedna z zalet charakteru nie jest wam „wrodzona”, związana z naturą człowieka, ale dana człowiekowi przeze Mnie.

– Czasem dziedziczą je bez żadnych zasług.

– Owszem, jeżeli dar taki jest wykorzystany właściwie – dla pomocy innym, a nie dla korzyści własnych – wtedy wzrasta i udziela się otoczeniu. Oto dlaczego może on trwać w niektórych rodzinach z pokolenia w pokolenie – ale też nie u wszystkich potomków.

Dobroć jest moim wspaniałym darem i trzeba go szanować. Jakże często dodaję go i mnożę u tych, którzy służą Mi w pocie czoła i w boleści z powodu świadomości, że serce mają oschłe i nie ma w nich dobroci w mierze potrzebnej bliźnim.

Spójrz na świętych moich. Ilu z nich było od narodzenia „dobrymi”? Niewielu. Ale Ja pracowałem z nimi i rozwijałem w nich zarodki cnót, aż rozkwitały we wspaniałe kwiaty mojego ogrodu. Potrzebne są do tego dwa warunki: przyzwolenie człowieka, abym go prowadził, i jego zgoda na wszystko, co z nim robię.

Przyzwolenie musi być stałe i silne, bo to fundament mojego działania w duszy człowieka. Jest ono łatwiejsze niż zgoda na wszystko, co czynię. Tego Mi brak u ciebie. Zgoda na moje metody nauki, dla każdego z was inne, zależne nie tylko od waszej struktury duchowej i stopnia zabrudzenia grzechem, lecz od zadania, ku któremu was kieruję – zgoda taka wymaga absolutnego zawierzenia Mnie jako waszemu lekarzowi, nauczycielowi i przyjacielowi.

Zgoda prawdziwa to zawierzenie mojej miłości. Nie można zawierzyć komuś, kogo się nie zna. Trzeba zatem pragnąć poznania Mnie w mojej miłości do was. Abyście mogli uwierzyć jej, dałem wam Syna mojego. Powierzyłem go wam, kochającego i bezbronnego, aż do śmierci miłującego was pomimo waszej zbrodni. To Ja, wasz Bóg i Stwórca wyszedłem naprzeciw waszej nędzy, aby ukazać wam bezgraniczną i bezwarunkową miłość Boga do was, grzesznych i złych.

Ja z każdym nawiązuję przyjaźń odrębną

5 II 1983 r.

– Ojcze, proszę Cię, pomóż mi. Od dwóch tygodni codziennie są u mnie ludzie. Staram się pomóc im, ale nie mam już sił. Tęsknię znów do zupełnej samotności. Zabierają mi czas, kiedy jestem wypoczęta i mogłabym pisać. Wiem, Ojcze, że nie byłam gościnna dla Aliny, ale już nie mogłam nikogo znieść. Dopiero przed chwilą wróciłam z kolejki i z zakupów i na myśl, że mam ją zabawiać towarzyską rozmową i szykować poczęstunek wtedy, gdy chciałam odpocząć i zacząć rozmowę z Tobą, ogarnęła mnie rozpacz. Wiesz, że i tak, kiedy odpoczęłam, przyszła Basia z bratem i ich już nie odprawiłam, ale znów nie pisałam. Co mam robić?

– Moja córko, nie każę ci przecież przyjmować zawsze i każdego. Wiesz, że twoją służbą jest słuchanie Mnie i przekazywanie moich słów, gdy ci to polecam. Potrzebny ci umiar i przezorność. Zauważyłaś, że niektóre osoby przychodzą zajmować ci czas, ale nie ma pomiędzy wami żadnej więzi ani wymiany; tym nic pomóc nie zdołasz. Alinę poleć Mnie, gdyż jej potrzebne jest uzdrowienie i tylko Ja mogę to uczynić. Nie wyrzucam ci, że bronisz się przed natrętami wtedy, gdy nie masz sił. Pragnąłbym natomiast, abyś, jeśli już kogoś witasz w swoim domu, była całkowicie dla niego otwarta i abyś wzywała Mnie jako swoją pomoc – Mnie, który mogę sprawić, by twoi goście nie odeszli „głodni”. To jest moją troską, bo pragnę przez każdego, kto Mi się oddaje, nieść pomoc potrzebującym – tak jak niosę ją tobie.

– Odmówiłam korekty książki ojcu Krzysztofowi.

– Ojcu Krzysztofowi pomóc nie mogłaś w tym, czego pragnął. Nie mogłaś zrobić za niego korekty całej książki, bo jej nie znasz. I on to zrozumiał. A Ja nie pozwoliłem na to, bo masz za słabe oczy: nawet kilka stron męczy cię, cóż dopiero kilkaset, i to w tak krótkim czasie.

Każdy z was musi sam swój „kierat” ciągnąć, bo to jest praca jego życia. Mój syn to zrozumiał. Z moją pomocą wykona to, co wydaje mu się nie do wykonania. Obiecuję ci, że dam mu siły, bo pisał dla Mnie, i słuszne jest, bym go umocnił. Ty zrobiłaś to, co mogłaś, i nie odjechał bez zachęty.

– Jednak może Ty, Panie, chciałeś, abym zrobiła tę korektę?

– Wydaje ci się, córko, że wymagam od ciebie doskonałości, a Ja pragnę tylko twojej miłości, uwagi i gotowości do służby. Chcę częściej z tobą mówić, niekoniecznie wtedy, gdy zapisujesz, i pragnę gorąco twojej uwagi, twojego wstawiania się za braćmi i nade wszystko twojej szczerej i ufnej wiary w moja miłość do ciebie.

Zacząłem mówić ci, co tobie przeszkadza w pełni zaufania. Dużo czytałaś, a niewiele książek nasyconych jest rzeczywistym światłem mego Ducha. Inne mogą nawet zamącić waszą wiarę, odstraszyć was i odsunąć. Sięgasz ciągle po doświadczenia cudze, podczas gdy Ja z każdym rozmawiam i nawiązuję przyjaźń odrębną, będącą tajemnicą pomiędzy nami. Pragnieniem moim jest, abyś teraz – póki ci nie zezwolę – odłożyła wszystkie dzieła teologiczne i powróciła do mojej Księgi. Czytaj Pismo święte.

– Bez komentarzy?

– Owszem, możesz posługiwać się słownikiem i objaśnieniami, ale komentować je będę ci Ja sam. Pragnę objawić ci się w mojej wielkiej dla was wspaniałomyślności, dobroci i miłosierdziu, które trwają i na które zawsze możecie liczyć. Chcę, Anno, abyś poznawała Mnie lepiej, bo twoja wiara wymaga oparcia w faktach.

Chcę, byś wiedziała, że Ja jestem waszym Ojcem, waszą mądrością, waszą ucieczką w nieszczęściu i przewodnikiem w drodze. Ja i tylko Ja wyzwolić was mogę i poprowadzić ku waszemu prawdziwemu powołaniu, a jeśli je podejmiecie – stać się waszym rzeczywistym władcą. Rządzić wami w sprawiedliwości i pokoju, zapewnić wam szczęście, radość i tak obdarowywać, by z twojego narodu, jako z mojego źródła pito żywą wodę i rozdawano ją wszystkim  spragnionym  ludziom  ziemi.   Pragnę umocnić was w zaufaniu do Mnie, w pewności mojej obecności i pomocy.

XIV ROZMOWA – Nauka czytania Pisma świętego

6 II 1983 r.

– Czy chcesz ze mną rozmawiać, Boże?

– Czekałem na ciebie. Dzisiaj nauczyć cię pragnę, jak odnajdywać Mnie w Piśmie świętym.

Otóż w każdym fakcie z historii mojego ludu staraj się zobaczyć Mnie, któremu wszystko zawdzięczają, który ich kocham, i ich zachowanie względem Mnie. Spostrzeżesz wtedy, że w twoich czasach nic nie zmieniło się, że ludzie zawsze tak samo błądzą, są niewdzięczni, ślepi i głusi. Zobacz, jak wciąż naprawiam błędy ludzkie, a za krzywdy sam płacę skrzywdzonym. Zauważ, jak nieskończenie wielka jest moja cierpliwość i wyrozumiałość. Zobaczysz też, ilekroć ostrzegałem i napominałem, zanim zacząłem karać, gdy już innych środków zabrakło.

Zacznij, Anno, czytać od ksiąg prorockich, bo tam zaczyna się bezpośrednia służba człowieka powołanego przeze Mnie do pełnienia funkcji mojego głosu, mojego posłańca i wyraziciela mojej woli. Teraz rozpocznij czytanie.

Przeczytałam Izajasza rozdz. 1 i 2.

O narodach, które mienią się chrześcijańskimi

– Zaczęłaś czytać, Anno, od proroka mojego, Izajasza. On dobrze zrozumiał to, czego żądałem od mego ludu. Ale teraz ludem moim jest ten, który przyjmuje Syna mego i pragnie Go swym Panemuczynić. Ludem moim jest Kościół Syna mego z ciała i z ducha Niestety, wielu chrześcijan, którzy sądzą, że reprezentują Mnie wobec innych ludów, popełnia najcięższe zbrodnie. Bo chrześcijanami mienią się narody Europy i obu Ameryk, a spójrzcie, ile zła i krzywdy wyrządzili swym bliźnim. Przez nich płacze ziemia cała. Naprawdę wolałbym, aby nie przyznawali się do Mnie, bo w sercach ich nieprzyjaciel ma swoje legowisko. Więc chociaż sami Mną się zasłaniają jak tarczą, Ja nie przyznam się do nich. Przeciwnie, zedrę z nich kłamstwo i obłudę, zniszczę pozory i ujawnię ich prawdziwy kształt przed światem. Wołałem i wołam jeszcze: „Ręce wasze pełne są krwi! Obmyjcie się, czyści bądźcie! Usuńcie zło uczynków waszych sprzed moich oczu! Przestańcie czynić zło! Zaprawiajcie się w dobrym! Troszczcie się o sprawiedliwość, wspomagajcie uciśnionego...” (Iz l, 15–17).

Takie samo jest zawsze wołanie moje, bom jest zawsze ten sam Bóg miłosierdzia i miłości. Jak długo patrzeć mam, jak uciskają słabych i bezbronnych, grożą sobie nawzajem, nie mając litości nad innymi i nad własnym ludem. Ale oni zacięli się w oporze, „pokochali” niesprawiedliwość i krzywdę: w niej widzą zyski swoje. Co robić mam Ja, Ojciec wasz biedny? Jeśli nie wystąpię w obronie prześladowanych i uciemiężonych, zginą oni i ich ciemięzcy razem, bo to, co sobie zgotowali, pochłonie ludzkość ziemi. Serce moje przeżywa wasz przyszły ból i lęk (które niezadługo ogarną was). Nie stworzyłem was przecież dla strachu i cierpienia...

Spójrz, córko, do czego Mnie zmuszacie. Nie raduję się gniewem i karą. Obca jest Mi wasza nienawiść i gwałt. Syna mojego najświętszego dałem wam, by wziął na siebie zło i nędzę waszą, a wy mówicie, że czcicie Go, i za sługi Jego się podajecie, mordując, oszukując, kłamiąc, niszcząc wszystko, co dałem wam w hojności swojej – ziemię całą i bliźnich waszych.

Na was, przeniewierców darów moich i zdradzieckie sługi Syna mego, na was wyleję czarę mego gniewu. „Obrócę rękę moją na ciebie, wypalę do czysta twą rudę i usunę cały twój ołów” przewrotna rzeszo obłudników udających owczarnię Syna mojego. Nie boleję nad niewiarą tych, co Mnie nie znają, bo z waszej winy nie poznali Mnie. Nie obwiniam ich, bo zaiste, nie mogli rozpoznać w was dziedziców moich. Ale wy, którym na setki lat dałem błogosławieństwo moje, wy zdradziliście Mnie i hardo trwacie w kłamstwach swoich, bezwstydni, przede Mną. Przeto powstanę, by przerazić ziemię, a w blasku mego majestatu sczeźnie buta i czelność człowieka.

Kiedyś, Anno, niewierny był Mi tylko malutki naród, ród Izraela, teraz sprzeciwia Mi się cały niemal lud mój, odkupiony

bezcenną Krwią Boga swego. Karciłem małe plemię, które przetrwało jedynie z litości mojej nad jego nędzą. Teraz oczyścić muszę całą ziemię ze zgnilizny grzechu, bo wam, ubogim i uciemiężonym, chcę dać wolność, byście mogli żyć w braterstwie, pokoju i przyjaźni, jaka przystoi wam, synom moim. Dzień Pana Zastępów nadchodzi.

Będę was ratował, a nie karał

7 II 1983 r.

Pan nawiązał do wczorajszej rozmowy:

– Cóż więc zrozumiałaś, córko moja?

– Zrozumiałam, Ojcze, że jesteś nieskończenie dobry dla nas wszystkich, nawet dla najgorszych z nas. Że jesteś tak bezinteresowny i łaskawy, że nawet najgorszych bluźnierców znosisz i podtrzymujesz ich życie. Wiem już, że do tego, co nadchodzi, zmusiliśmy Cię sami, i to dlatego tylko, że obecnie nasze zło zagraża wszystkim ludziom. Że Ty, Ojcze, musisz wystąpić w takiej mocy, jaka potrzebna jest do uratowania nas przeciw nam samym. Rozumiem, że cierpisz, Ojcze, znając strach i ból Twoich dzieci, które będą cierpieć i umierać, ale nie możesz zgodzić się na zagładę wszystkiego i dla uratowania chociaż cząstki zezwolisz na środki najstraszniejsze, ale jedynie skuteczne.

Widzę naszą winę jako chrześcijan, członków kultury europejskiej, chociaż nie identyfikuję się z rasą germańską, z Anglosasami i narodami romańskimi. My, Polacy, sami byliśmy stale krzywdzeni, a nie uczestniczyliśmy w najokrutniejszych bezprawiach, wymordowywaniu całych narodów, nawracaniu siłą i gwałtem, w rzeziach w imię Twoje – ale wspólny z całym światem „chrześcijaństwa” jest nasz grzech zaparcia się Chrystusa, nasze życie codzienne dalekie od tego, co uznajemy za słuszne i przyjmujemy, ale tak mało pełnimy. Tyle zrozumiałam z Twoich słów, Ojcze.

– Zrozumiałaś zatem, Anno, że nie gniew powoduje Mną, a moja nieskończona miłość do was, i że będę was ratował, a nie karał. Znam twój naród, dziecko moje. Znam każdy czyn, słowo i myśl szlachetną każdego z was od początków waszego istnienia.

Dlatego właśnie, że nie naśladowaliście innych narodów z mojego ludu, że byliście przez nie gnębieni, prześladowani i przeznaczeni na zagładę, z której Ja was wydobywam po wielekroć i chronię – dlatego was wyłączyć pragnę z hekatomby, którą złoży świat. Dlatego was wybrałem, abyście nieśli moje prawo miłości i przebaczenia. Wiem, że zrozumiecie moje najgorętsze pragnienie, aby narody miecze swe przekuły na lemiesze i nie podnosiły się więcej przeciw sobie, a wspólnie szły, wspierając się wzajemnie w światłości mojej.

Czy sądzicie, dzieci, że za wiele żądam od was?

– Ojcze, nie! Przecież pragniemy tego, modlimy się o to, ale zawsze władzę przejmują najbardziej sprytni, podli i wyrachowani. Jak nas obronisz przed takimi? Jak może walczyć człowiek prawy z przeciwnikiem podłym, zdolnym do każdej przewrotności, kłamstwa, podstępu? U nas od pokoleń giną szlachetni, a władzę obejmują nędzni. Czy teraz będzie inaczej? Wiesz, Ojcze, że przez te lata od 1939 roku ludzie widzieli jedno: że przeżywa i wygrywa człowiek bez honoru i godności, uległy i schlebiający, bezwzględny dla podległych mu, przekupny, zdolny do przyjęcia każdego rozkazu, do wyparcia się własnych poglądów, do zdrady własnego sumienia dla kariery, sławy i bogactwa. Ty widziałeś to, Ojcze, i kazałeś nam to znosić przez tyle lat. Wyrosły setki tysięcy łajdaków. Oni nie dadzą się odpędzić od swoich zdobyczy. Przecież nie zgubisz ich?

– Córko moja, zaufaj mojej miłości do was. W wasze losy Ja będę miał wgląd. Ja was przesieję i oczyszczę. Już to czynię, ale to dopiero początek. Wiem, ile zła wyrosło w waszym narodzie, ale ty nie wiesz – ile męstwa, odwagi i gotowości do poświęceń. Ja będę budował sam na tych, których znam tak, jak oni sami nie znają siebie. Obiecuję wam, że dam wam ludzi wedle mojego upodobania, a oni będą Mi posłuszni i nie splamią się zdradą. Przygotowuję wam synów dobrych i wiernych.

XV ROZMOWA – Ludzkość jest moją córką zbuntowaną przeciwko Mnie

– Ojcze, czy mam dalej czytać Pismo święte?

– Córko, wiem, że masz wiele pytań. Mówiłem ci, że najbardziej boli Mnie twoja nieufność i lęk. Pytaj o co chcesz.

– Boli mnie, Ojcze, krzywda milionów ludzi, dlatego że błogosławisz i pozwalasz na bezkarność ludziom – po ziemsku – silnym i uprzywilejowanym. Przecież Ty wiesz, że będą zbrodniarzami i dajesz im wszystkie warunki – po to, by mogli popełniać zbrodnie. Myślę tu np. o Anglikach grabiących pół świata, o Hiszpanach, którzy zniszczyli wiele kultur. Czy ci mordowani nie byli Twoimi dziećmi? Myślę o Niemcach, którzy wymordowali Prusów i wszystkie zachodnie plemiona słowiańskie, a resztki zgermanizowali, o hitlerowcach, którzy korzystają ze swojej zdobyczy i szydzą z nas, bo nikt się za nami nie ujął. Im pobłogosławiłeś, a nas ukarałeś – za wszystko, cośmy znosili. Myślę o Amerykanach w Wietnamie, Francuzach w Algerii i wielu innych państwach, które popełniają tak straszne zbrodnie od wieków – a Ty nadal im błogosławisz?

Sprawiedliwość Twoja jest pośmiertna, ale ludzie mają tylko jedno życie i dlaczego jedni mają je cale w powodzeniu w zbrodni, a inni nie mogą nic wypełniać z tego, co mogliby, bo mają zdolności i pragnienia, i chęć pracy, a Ty im wszystko zabierasz. To jedno życie, jakie im dajesz, zostaje zmarnowane nie z ich winy, ale oni przez całą wieczność będą wiedzieli, że nic nie dali ludzkości, nic nie stworzyli dobrego, podczas gdy inni egoistycznie i cynicznie żerują na Twoich darach, a Ty im błogosławisz, choć widzisz, że krzywdzą innych. Nie mogę pogodzić tego, co widzę, ze zrozumieniem, że Ty darzysz, prowadzisz, wspomagasz i wiesz o wszystkim. Jeśli jesteś Panem tu, na ziemi, to dlaczego dopuszczasz do takiej bezkarności zła? Przecież to Ty dałeś tym ludziom więcej szans i środki do pełnienia zła. Myślę o sługach nieprzyjaciela, o świecie polityków, bankierów, handlarzy broni, narkotyków, handlarzy i propagatorów seksu, perwersji, zepsucia, o policji, wojsku, dyktatorach i generałach, którzy niszczą, prześladują i torturują przeciwników albo całe narody.

Dlaczego słaby jest wyzyskiwany i prześladowany, bo jest słaby – przecież z Twojej woli? Dlaczego siłę i potęgę zbrodniarza podtrzymujesz – skoro trwa?

Nie mogę zrozumieć, Ojcze, jak pogodzić to, że „stosujesz wiatr do wełny jagnięcia” z Twoją obojętnością – jak gdyby – na to, co dzieje się z najbiedniejszymi; Twoją miłość i miłosierdzie z przyzwoleniem na zbrodnie silnych; Twoją wszechmoc i obecność przy nas z praktyczną niemocą? Dlaczego jedni mają Twoje błogosławieństwo pomimo zbrodni, i to przez wieki, a inne narody cierpią, bo nie bronisz ich? A przecież to Ty stwarzasz ludzi i narody. Ty jesteś Panem naszych losów, ale czy tylko pojedynczo i po śmierci? Jak zrozumieć te sprzeczności?

Ja nigdy nie wiem, co Ty, Ojcze, możesz uczynić, ale „nie chcesz”, a czego nie możesz z powodu naszej wolnej woli. A przecież, jeżeli jesteś dawcą wszystkiego, dajesz też powodzenie zbrodniarzom, mimo że ich wolna wola nie wybiera Ciebie, tylko zło. Co może na ziemi zdziałać szatan? Czy Ty nie masz nad nim władzy? Już w Piśmie świętym niepokoiła mnie ta dwuznaczność: stałe błogosławieństwo dla Żydów, wtedy gdy wyrzynali inne ludy. Czy Ty, Panie, z góry skazujesz na zagładę całe narody, tak niewinne jak np. Aborygeni w Australii czy Indianie obu Ameryk? Nie rozumiem tej strasznej nierówności, jak gdyby z góry planowanej. Kto daje siłę i powodzenie zbrodniarzom – Ty czy szatan? I czemu Ty, który jesteś Miłością, nie stajesz w naszej obronie?

Widzisz, Ojcze, jeśli już powiem, co mnie boli, to można to uznać chyba za bluźnierstwo.

– Córko, cieszę się, żeś powiedziała szczerze to, co myślisz. Chcę ci wytłumaczyć tyle, ile zdołasz zrozumieć. Nie powinnaś nic taić przede Mną. Pragnę twojej szczerości.

Syn mój ukochany pokazał wam, jaką drogą pragnę was prowadzić. Ludzkość jest moją córką zbuntowaną przeciw Mnie. Odrzuciła drogę synowskiej miłości i posłuszeństwa, odrzuciła też moje prawa, bo zapragnęła stanowić własne. Stan grzechu pierworodnego, grzechu, który jest udziałem każdego człowieka, jest stanem buntu przeciwko moim prawom – buntu obejmującego wszystkie władze człowieka; a życie jest okresem, który dałem każdemu z was na osobisty wybór: powrotu do Mnie lub trwania w buncie.

Ponieważ dałem wam dar nieśmiertelnego duchowego życia, uczyniłem człowieka podobnym do Mnie, i to podobieństwo nie zostało wam – pomimo buntu – odebrane ani nawet „zawieszone”. Powrót do Mnie możliwy jest zawsze dla każdego z was – jeśli tego zapragnie. Ale też każdy z was ma udział w sprzeciwianiu się mojej sprawiedliwości, mądrości, dobroci i miłosierdziu. Stan całej ludzkości jest sumą tych sprzeciwów. Każde pokolenie i każdy naród wnosi do ogólnego nieszczęścia swój własny wkład wedle własnego zła, które w sobie zezwoliło zasiać lub wyhodować. Ale też, zauważ, zawsze i wszędzie znajdują się tacy, którzy świadomie idą drogą mego Syna, a jeśli nawet nie znają Go, słuchają swego sumienia – mojego daru. Tych osądza zgodność ich życia z tym, co sumienie im nakazywało.

Mój świat, świat duchowy, nie zna bezruchu. Nie ma w nim stagnacji, jest żywy. Dobro w nim rozwija się i wzrasta, a zło owocuje coraz dalszym odchodzeniem ode Mnie. To, co w was jest duchowe, podlega prawom świata duchowego, tak jak to, co „fizyczne”, podlega moim prawom nadanym temu środowisku energii i materii. Bunt waszej natury duchowej nie maleje; stał się tak groźny, że niszczy coraz więcej i szerzej. Już nie tylko was samych i waszych niewinnych braci, ale zagraża całej ziemi. Wpływa nawet na wasze środowisko i powoli ulega ono całe skażeniu.

...abyście nie utracili nadziei powrotu do Mnie

– Dlatego Ja, Ojciec wasz, z miłości do was – takich, jakimi jesteście obecnie – występuję w obronie mojej własności, mojego daru dla was, jakim jest ziemia. Pomimo waszego zła uratuję ziemię, abyście nie utracili nadziei powrotu do Mnie. Jestem Panem ziemi i Ojcem waszym. Syn mój powiedział wam przypowieść o ojcu miłosiernym i synu marnotrawnym. To obraz całej ludzkości i każdego z was. Syn powrócił, kiedy doświadczył nadmiaru zła. A ojciec, ojciec kochający, nie bronił mu odejść. Dlaczego? Bo miłość nie zniewala, nie zatrzymuje siłą. Jeżeli Miłość widzi, że nie jest kochana – tak jak kochany i pożądany jest świat – pozwala odejść i obdarza na drogę wedle swej miłości i hojności. Miłość wie, że bogactwo darów może, choć nie musi, spowodować większe i dłuższe oddalenie, aż do wyczerpania wszystkich środków; może też spowodować zgubę, ale Miłość zawsze pokłada nadzieję w podobieństwie synów do Ojca, w więzi „krwi wspólnej”, którą związał się z wami Syn Boży, Słowo Ojca. Miłość ufa, że dary otrzymane zostaną użyte dla szerzenia dobra, a nie zmarnotrawione. Dlatego daje więcej silniejszym, którzy je unieść mogą i przez swą siłę więcej dobrego dokonać.

Nie każdy syn rozrzutnie używa bogactw. Wszystko, co dobrego powstało w ludzkiej kulturze, wiedzy, życiu społecznym – z czego korzystacie teraz wy – powstało dzięki mojej hojności. Nie możecie Mi jej wyrzucać, gdyż i was obdarzyłem; a ciebie, córko moja, czyż nie specjalnie? Kocham was wszystkich, dlatego nie przestaję was darzyć.

Pytałaś, dlaczego zezwalam na nadużywanie moich Boskich darów – bo tym jest obracanie ich na cele złe. Bo dla Mnie wy ważniejsi jesteście niż moje bogactwo. Miłość wierzy, że uzyska odzew, że po daremnym poszukiwaniu syn powróci do Ojca – bo tylko miłość Ojca zaspokoić może ludzką potrzebę miłości (u człowieka stworzonego przez Miłość i dla miłości). Dlatego tak cierpliwie was czekam i miłosiernie znoszę wasze zło. Czyż nie długo czekałem na twoją gotowość? Czyż przez te lata nie ochroniłem cię po wielekroć od śmierci. Czy nie cierpiałem nie mogąc ci pomóc, bo nie zrozumiałaś jeszcze, że w pełni mogę pomóc tym, którzy tego zapragną i oddadzą Mi z ufnością swoje losy i swoją wolę? Bo to właśnie jest powrotem do Ojca. Czy mniej cię przez te lata kochałem, pomimo że dawałem ci długie i ciężkie próby? I nie wynagradzam ci teraz czasu bólu i tęsknoty?

Wierzyłem, że zechcesz pokochać Mnie dla wspaniałości mojego miłosierdzia i miłości. Dla tego czasu podtrzymywałem cię, zachęcałem i darzyłem, choć miałaś żal, że tak mało radości otrzymałaś. Nie tak było. Dawałem ci możność wyboru. To ty sama odrzucałaś małe i złudne radości, bo nie wydawały ci się ciebie godne ani prawdziwe. I tak było. Ale to Ja ci oświetlałem ich fałsz i złudność, Ja, będący przy tobie, strzegący cię i broniący twojego życia – a to dlatego, że kiedyś oddałaś Mi je do dyspozycji dla dobra twojej ojczyzny. Zaufałaś Mi wtedy i nie cofnęłaś prośby, a nawet pozwalałaś Mi na większą swobodę działania w tobie. Trzeba było czasu dla ukształtowania się w tobie zdecydowanej woli zawierzenia i Ja ten czas ci dałem.

Czyż mniej niż ciebie kocham jakiegokolwiek innego człowieka? Czekam na każdego do ostatniej chwili, bo prawie w każdym żyły kiedyś zamiary czyste i wola czynienia dobra, a jeśli nie, to przemoc zła i krzywdy zbudzić może tęsknotę do tego, w czym jestem Ja: do dobroci, przyjaźni, miłości, pokoju i uciszenia, do radości, nadziei i głębokiego żalu za zmarnowanym dobrem.

Doprawdy, tak niewiele potrzeba Mi, by zbawić człowieka. Tylko powrotu, tylko tego słowa: „Ojcze, nie jestem godzien, ale ufam Twojemu miłosierdziu”. Zwrócenie się do Mnie już jest zawierzeniem Mi, uznaniem Mnie – Ojcem. Wybór zostaje uczyniony. Wtedy miłość moja wszystko wybacza, wszystkiego zapomina; raduję się synem odzyskanym.

O wyborze

13 II 1983 r.

– Dziękuję Ci, Ojcze, za poszczególne momenty zrozumienia Twoich słów, które następują nagle, w ciągu dnia; wtedy wyjaśnia mi się jakiś fragment z Twojej rozmowy (o którym rozmyślam).

– Cóż zrozumiałaś, Anno?

– Zrozumiałam, Ojcze, że Ty każdego z nas kochasz pojedynczo i prowadzisz indywidualnie. Ze dużo od nas nie chcesz, tylko zgody na takie prowadzenie. A potem to, co mówiłeś, Ojcze, o dwóch warunkach: 1) oddaniu Ci siebie i swojego życia, abyś Ty był jego Panem i 2) zgodzie na wszystko, co Ty z nami robisz, na Twoją metodę nauki. Powiedziałeś, Ojcze, że ten drugi warunek jest trudniejszy i tego Tobie brak u mnie. Zrozumiałam, że zgodą na wszystko jest przyjęcie – a nie odrzucanie – każdego zdarzenia, a także całego życia, jakie nam zaplanowałeś. Na przykład garbu, ślepoty, choroby nieuleczalnej, przedwczesnej śmierci, ale także głodu, biedy, monotonii i zmęczenia naszych dni – wszystkiego, co nam się zdarza, i ta zgoda jest właśnie wyborem, a on może być też uczyniony w ostatnim momencie życia, np. zgoda na śmierć na raka w młodym wieku – „bo Ty tego chcesz”. Wiec taki wybór, czyli zgoda na Twoje zamiary, jest możliwy dla każdego i nie ma zgody „większej” czy „mniejszej”, bardziej „marnej”, jak np. zgoda na śmierć głodującego żebraka Hindusa, czy „wspanialszej”, jak zgoda np. na paraliż u najsławniejszego tancerza. Wszystko jest tłem, a rzeczywistością jest tylko odpowiedź każdego z nas: „Tak, przyjmuję” czy „Nie, nie chcę!”   

– Dobrze zrozumiałaś, córko. Zauważ też, że na wybór pełny składa się wiele wyborów drobnych, które doń prowadzą. Walka

z przeciwnościami, z oporami ciała, otoczenia, sytuacji jest stałym mówieniem Mi: „Tak. Pomimo moich upadków i niedoskonałości, tak!”

Najczęściej początkowo wybory są ślepe, bardzo często błędne, jeśli kieruje nimi egoizm, nieświadomość lub bardzo zły wpływ otoczenia, ale to w moich oczach niczego nie przesadza. Jestem cierpliwy, a nie rozumiejącym pomagam i przedłużam czas życia, lub przeciwnie, skracam je, dopuszczam cierpienie, strach i ból, np. więzienie, chorobę, biedę, zależnie od tego, co komu bardziej pomoże. Ale nie są to kary, a środki wychowawcze, zatem pomoc moja. Nic więcej nie potrzeba, jak przyjąć je, abym mógł przyjść z większą pomocą i rozpocząć współpracę. Czasem wobec słabości i zmęczenia człowieka zabieram go od razu. Lecz jeśli tego nie uczynię, zaczynam bogacić jego życie, czynić je twórczym i pożytecznym. I nie zniechęcam się nigdy niestałością czy niewiernością człowieka, w którym już zapalił się choćby najbardziej nikły ogieniek miłości do Mnie lub chociażby zrozumienia. Wtedy staję się lekarzem, pielęgnuję i doprowadzam do prawidłowego stanu wszystko, co w takim człowieku było chore, skrzywione i połamane.

Jestem uzdrowicielem i takim jestem dla całej ludzkości: nie tylko dla tych, co mówią Mi „Ojcze”, ale i dla ludzi w narodach, które wołają „Nie!” Bo widzisz, często jest tak, że władze, rządy i możni wołają: „Nie chcemy Ciebie, nie uznajemy Ciebie, gardzimy Tobą”, a narody płaczą za Mną z głodu i tęsknoty, i to tym bardziej, im mniej otrzymują prawdziwie ojcowskiej opieki. Prześladowania, uciemiężenie, strach i śmierć, nie są to moje metody, ale to Ja z nich czerpię korzyści – dla dobra człowieka, który odwraca się od zła i doświadczywszy go zaczyna tęsknić za Mną, ukrytym w moich prawach: sprawiedliwości, miłości, miłosierdziu, pokoju i ładzie. Syn mój objawił je wam – sobą.

Odczuwam niezmierną miłość Boga do narodów Związku Radzieckiego i narodów Azji.

O szatanie

Po przerwie. Pytałam ...

– Dałem ci już odpowiedź i słyszałaś ją. Ale wyjaśnię ci to dokładniej. Szatan jest też moim stworzeniem, zbuntowanym przeciwko Mnie. Ale jego piękno i wspaniałość nieskończenie przewyższały waszą. Otrzymał też jasną świadomość rzeczywistości i żył w prawdzie. Zbłądził uważając, że może być równość pomiędzy Stwórcą a Jego dziełem i odrzucił swoją zależność. Zezwoliłem więc na to, czego pożądał. Ale odrzucając zależność, w przekonaniu iż jest doskonały, zaprzeczył Rzeczywistości i odtąd istnieje w kłamstwie. A w mojej obecności kłamstwo obnaża się i unicestwia, nie może go być; aby więc istnieć nadal, odszedł ode Mnie. Istnieje w nieskończonej pustce zaprzeczenia, gdzie nienawiścią wypełnia nicość swojej egzystencji.

Lecz Ja nie niszczę swoich stworzeń. I on powstał z miłości i wie o tym. Wie, co posiadał, a co odrzucił, i ta świadomość jest wieczystą udręką. Ale on odrzuca moje przebaczenie, a to dlatego, że tak bardzo ubogaciłem go, iż czuje się nieskończenie wspaniały i dumny. Dar istnienia przyjął za swoją zasługę i pycha zaślepiła go.

Szatan jest zjednoczony z nieskończoną liczbą moich stworzeń pozostających w stanie buntu, nienawiści i kłamstwa. Ja jednak podtrzymuję ich istnienie. Nie może wam nic uczynić, jeśli nie zezwolicie mu na to. Działanie jego na was opiera się na oddziaływaniu na wasze władze: rozumowanie spekulatywne, wyobrażenia i emocje, aby podporządkować sobie wolę człowieka. Jest spętany gdyż będąc wolny unicestwiłby ludzkość, ponieważ żywi do was nienawiść. Zna bowiem moją miłość do was. Was zniszczyć nie może, bo Ja i tylko Ja jestem Ojcem i Panem wszelkiego bytu duchowego. Jeśli jednak wybieracie bunt przeciwko Mnie, zaprzeczacie waszej zależności i odrzucacie Mnie jako swego Ojca i Stwórcę, odrzucając również moją miłość do was – wtedy łączycie się z duchami zaprzeczenia, kłamstwa i nienawiści – wtedy ci, którzy przewyższają was nieskończenie w mocy zła, podporządkowują was sobie.

Ja bronię was wszystkich

Ja jednak czuwam i bronię was wszystkich. Walczę o najbardziej zagrożonych aż do ostatniego westchnienia, które jakże często bywa powrotem do mnie. Jestem Ojcem zawsze gotowym przebaczyć.

Miłość moja do was obmyśliła plan zbawienia. Syn mój jedyny – nieskończona świętość, prawda i droga – objawił wam Mnie, takiego jakim jestem: miłością, miłosierdziem, czułością i przebaczeniem, ojcem i matką wszystkiego, co istnieje. Ja – to miłość dobroczynna, wciąż udzielająca się, darząca, podtrzymująca swoje dzieci: byty powołane do istnienia z „nadmiaru” szczęścia Boga, pragnącego uszczęśliwiania i po to stwarzającego byty nowe, aby przeznaczone do szczęścia mogły je posiadać w życiu zalewanym potokami ognia miłości mojej.

 

XVI ROZMOWA – Do każdego człowieka przemawiam, ale różnymi słowami

14 II 1983 r.

– Dziękuję Ci, Ojcze nasz, bo to, co napisałam, pomoże nie tylko mnie. Ale wciąż zdumiewa mnie, że Ty, Bóg, chcesz tyle tłumaczyć właśnie mnie. Przecież nie mam przygotowania teologicznego, nie jestem też zakonnicą ani człowiekiem dobrym czy świątobliwym. Czy to Cię, Ojcze, nie poniża, że mówisz ze mną?

– Powiedziałaś „Ojcze”, córko moja. Kogóż zdziwić może serdeczna więź pomiędzy ojcem a dzieckiem, zwłaszcza tak małym, które bardzo ojca potrzebuje. Przygotowywano cię od urodzenia do takiej przyjaźni ze Mną, która ignoruje wszelkie przedziały. „Naukowe” – teologiczne czy filozoficzne – wiadomości mogłyby cię zupełnie zamknąć przed moim głosem. Czyż nie zaznaję tej niewiary i sceptycyzmu od tylu moich dzieci, które oddały Mi życie, złożyły śluby wierności i miłości, a potem zasłaniają oczy swej duszy? Wydaje im się, że wiele wiedzą, ale to, co zgromadziły, jeśli nie otwiera serca na moje przybycie, staje się suchymi wiórami (drewnem na opał). Niektórzy synowie moi wysokie stosy budują z nich sobie. Lepiej by dla nich było, aby dostali ode Mnie dar ubóstwa umysłu niż to szkodliwe bogactwo, które tak dogadza ich dobremu mniemaniu o sobie, uznaniu ze strony świata; bo Ja boleję nad przeniewierstwem dzieci moich.

Powiedz sama, Anno, czyż tak trudno jest mówić ze Mną? Czy jestem taki groźny, surowy, niedostępny? Czyż nie mówię prosto i jasno?

– Ojcze, właśnie to peszy, że jesteś za dobry, że trudno uwierzyć w aż taką Twoją dobroć!

– Żem jest dobry! Jestem źródłem dobroci. Ona wypływa z mojego Serca, ze Mnie istnieje. Czyż nie wiecie o tym?

– Ojcze, czasem wydaje mi się, że Ty nie możesz sobie wyobrazić naszego uwarunkowania. Przecież my żyjemy w czasie i przestrzeni fizycznej. Posługujemy się wyobraźnią. Wiemy, że jesteś wielki, bardzo wielki, że jesteś Stwórcą wszechświata, czyli ogarniasz wszystkie mgławice i galaktyki, i więcej. Istniejesz poza czasem, w wieczności. Jakież to proporcje w stosunku do nas? Powiem: przypuśćmy, że jak człowiek i mikrob. Ale człowiek bakterii nie widzi i nie może jej pokochać, a Ty nas kochasz! Jak to pojąć?

– Tak, w stosunku Bóg – człowiek, wyobraźnia zawodzi, bo dana jest wam dla potrzeb życia na ziemi. Także rozum jest ograniczony, bo posługuje się wnioskowaniem logicznym przez analogie. A przecież słyszysz Mnie wyraźnie i wiesz, że to Ja mówię do ciebie. Jak to jest możliwe?

– Nie wiem i sądzę, że właśnie ta niewiedza nie pozwala ludziom przyjąć takiej możliwości, uwierzyć w nią.

– Anno, przecież jesteś moją córką. A podobieństwo do Ojca?

– Dusza, Ojcze. Ale jak ona działa przez ciało? Jak Twoje słowa do mnie mogą być zrozumiane przez mózg i zamienione na logiczne zdania?

– To jest mój dar dla ciebie. Jest to moje działanie w tobie. I nikt nigdy sam, choćby się starał całe życie, całą siłą woli i pracą nad sobą, nie usłyszy Mnie, jeżeli Ja nie zechcę.

– A ja sądziłam, że Ty mówisz, Ojcze, do każdego i że każdy Cię usłyszy, jeśli uwierzy w to, że go kochasz i chcesz z nim mówić.

– Do każdego człowieka przemawiam, ale różnymi słowami poprzez ludzi, moje Księgi (Pismo święte), wydarzenia, poprzez

świadectwo życia Syna mego, światło Ducha mojego, przez ludzkie błędy i doświadczenia. Każdemu też dałem kompas sumienia i tęsknotę za Mną, ukrytym w pięknie, prawdzie, dobroci i miłosierdziu.

– W takim razie inni są skrzywdzeni, bo nie mogą tak po prostu zapytywać Cię, Ojcze, i zachwycać się Twoją dobrocią.

– Inni łatwiej przyjmą inne moje drogi do ich serc. Ale ty, Anno, wiesz, że piszesz nie tylko dla siebie. Wiesz, że pragnę, abyś słowa moje zachowywała dla innych i dzielisz się z tymi, którzy ci wierzą. Kiedy przyjdzie czas głoszenia, będziesz je głosiła, ale teraz jest jeszcze czas adwentu i pokuty. Teraz oczyszczajcie się, otrząsajcie z brudu i kłamstwa. Masz, dziecko, serce ludzkie, nie inne, a takie samo, i to, co ty sercem swoim przyjmujesz, przyjmą także twoi bracia. Ja mówię do was jasno i nie ukrywam się w ciemności. Pytaj, Anno, i dziel się z potrzebującymi.

– Czy doczekam się czasu wolności?

– Przygotowuję cię, córko, do współpracy. Będziesz głosiła moją wolę i obiecuję ci, że doczekasz się wolności twojego kraju. Ja sam to uczynię. Czas oczyszczenia już rozpoczyna się. Czuwajcie i módlcie się, bo przyjdzie niespodziewanie i przeobrazi ziemię. Nie w wieczności, a już teraz, w twoim życiu na ziemi potrzebuję cię. Moje słowa nie zwodzą. Powiedziałem: „Nadchodzi pora oczyszczenia ziemi”. Powiedziałem: „Wyzwolę was, jeśli Mi zawierzycie”. Zawierz Mi i ty, Anno.

Tego mogę dokonać w sakramencie pojednania

16 II 1983 r.

Znajoma przyprowadziła syna (30 lat). Był uzdrowicielem w Towarzystwie Radiestetów. Nałykał się jogi, teozofii i mnóstwa mętnej wiedzy tajemnej. Ma wiele darów, ale nie widzi braków. Czułam ogromny niepokój, czułam, że wprowadził chaos i zakłócił spokój w moim domu, toteż od razu po jego wyjściu zapytałam Boga:

– Ojcze, skąd ta trudność w porozumieniu się z nim. Nic nie mogłam mu pomóc. Co nam przeszkadzało i co mogę dla niego zrobić?  

– Córko moja. Ażeby móc mu pomóc, trzeba go uwolnić od tego, co wchłonął w siebie. Tego mogę dokonać Ja w sakramencie pojednania. Ten niepokój rozniecał „ktoś”, kto robił wszystko, aby przeszkadzać wam w nawiązaniu porozumienia.

Oddawaj go Mnie, a jego matce powiedz, niech doprowadzi go do Mnie, a Ja uzdrowię go. Chcę tego. Bardzo się zaplątał i trzeba, aby całkowicie odszedł od wszystkiego, co zgromadził. On czuje potrzebę uczynienia tego, ale tylko w odniesieniu do osób i środowiska, podczas gdy potrzeba, aby uwolnił się od wyobrażeń, przekonań i nawyków myślowych. Pragnę oczyścić jego umysł, wyobraźnię i serce, a nie ciało, które jest tylko sługą. Oddawaj go mojemu miłosierdziu i proś dla niego o dobrą wolę wyzbycia się całego nagromadzenia ułomków „wiedzy”, która obciąża go, krępuje i nie pozwala na wkroczenie mojej prawdy. Ja chcę mu dać moje światło i zrozumienie, niech więc uprzątnie śmieci „wiedzy” ludzkiej.

– On sugerował mi zabłąkanie się twierdząc, że jestem na rozdrożu i że powinnam kochać Pana. Wiem o tym, iż powinnam – z całej mocy swojej. Pytał, czemu denerwuję się. Teraz wiem, że dlatego, że była przy nim „obecność” mącąca i skłócająca.

– Nie lękaj się, córko. Jestem z tobą. Kocham cię. Nie wierz w to, co ci sugerują inni. Nie jesteś na rozdrożu, jesteś w moich dłoniach i Ja cię prowadzę.

Chcę, żebyś wiedziała, że jesteś i będziesz atakowana przez nieprzyjaciela, a on najczęściej posługuje się ludźmi, którzy sami nie wiedzą, komu służą – bo służą przez swoje wady i grzech. Dlatego nie przejmuj się uwagami i złośliwościami innych, a oddawaj je pod mój osąd.

Nie wszystko, co spotykasz w życiu, ma służyć twojemu wzrostowi wewnętrznemu jako moja pomoc. Wiele bólu i zła wyrządza nieprzyjaciel, aby wam szkodzić i przeszkadzać w drodze, zwłaszcza gdy już rozpoczynacie swoją pracę dla Mnie. Wiecie przecież, że życie wasze na ziemi jest bojowaniem. Dlatego nie chronię was przed pociskami wroga, ale nie pozwalam was zniszczyć. Nieprzyjaciel może was razić z daleka, ale przystępu do waszej duszy Ja bronię, jeśli oddajecie mi się – jeżeli dopuszczę do cięższego, doświadczenia, to wyłącznie po to, abyście okrzepli i nabrali odwagi zwyciężając.

Zwyciężysz, Anno, zawsze – chroniąc się w mojej obecności i Mnie oddając obronę siebie. Lepsze jest to niż występowanie samemu do walki z przeciwnikiem potężnym a niewidzialnym. Pamiętaj zawsze o mojej obecności i gotowości do obrony i proś o nią.

XVII ROZMOWA – Pan pragnie współpracować ze mną w naszym domu

18 II 1983 r.

– Córko moja. Pragnę, abyś okres Postu spędziła pod moim kierownictwem. Bądź gotowa, by słuchać Mnie, kiedy tego zapragnę. Dlatego ogranicz spotkania i rozmowy do najkonieczniejszych. Jeśli oddajesz Mi swoją wolę w tym względzie, sam będę stał na straży twojego spokoju.

– Czy mam zostawić spotkania we wspólnocie oraz z ludźmi ze wspólnot?

– Nie znaczy to, że masz zaniechać spotkań we wspólnocie oraz z tymi, którym możesz coś z moich darów udzielić, ale o tym Ja zadecyduję. Pragnę też, abyś czas wykorzystywała lepiej. Czytaj Pismo moje, tak jak zaczęłaś, od proroka Izajasza. Czytając, słuchaj głosu mego w twojej duszy. Nie chcę, abyś wszystko pisała; chcę natomiast, abyś rozumiała, co ci poprzez Księgę ukażę.

Teraz pragnę ci powiedzieć, że wszystkie twoje usiłowania śledzę pilnie. Nie jest dla Mnie ważne twoje powodzenie w moich sprawach, a twoje pragnienie służenia Mi. Jeśli pomimo wysiłków wydaje ci się, żeś nic nie wskórała, mylisz się, Anno. Okazałaś Mi swoją miłość, a to jest twój dar, który cieszy Mnie najbardziej. Kiedy zechcę, wspomogę cię, dlatego nie patrz na to, co ci się nie udaje, jako na zmarnowane wysiłki, a jako na twoją modlitwę, twój wyraz miłości, który zawsze jest przeze Mnie przyjęty. Kiedy zaś nie udaje ci się, odwleka, nie możesz pomimo chęci czegoś dla Mnie załatwić, dajesz Mi samo pragnienie – kwiaty najpiękniejsze, bo ciernie na ich gałązkach, to ciernie korony bolesnej mego Syna. Dzielisz wtedy Jego cierpienie. Jeśli nie odrzucasz go, nie narzekasz, nie chowasz do Mnie żalu i nie czynisz wyrzutów, stajesz się współuczestniczką Jego drogi krzyżowej i zyskujesz moje zmiłowanie. Tak robiąc będziesz mogła wyprosić u Mnie wszystko, bo skarby mojej łaskawości otwarte są dla tych, którzy towarzyszą Jezusowi w cierpieniu.

– Ojcze, wydaje mi się, że od czasu, kiedy rozpocząłeś osobiście uczyć mnie, coś zaczyna się w moim sercu przesuwać – jak gdyby igła kompasu, drgając i falując, jednak wciąż wracała do Ciebie i wskazywała Ciebie. Od opinii ludzi staje mi się droższa i cenniejsza Twoja ocena i Ty sam, Ojcze, stajesz się stale obecny. Za mało i za rzadko zwracam się do Ciebie, ale mam pewność Twojej bezpiecznej, ojcowskiej, wyrozumiałej dla mnie obecności.

– Bo tak jest istotnie, córko moja. Pomagam ci i towarzyszę w każdej chwili. Wiedz, że jest tak zawsze w życiu każdego z was, ale teraz pragnę, byś obecność moją przyjęła jako rzeczywistość w świecie; życzę sobie, byś z niej czerpała. Dlatego mówiłem do Wojciecha i do moich stroskanych córek, dlatego dałem ci wskazówki dla syna twojej znajomej. Pragnę być u ciebie jak we własnym domu, a więc nie niemym świadkiem, a gospodarzem i Ojcem dla każdego, kto Mnie szuka i potrzebuje. Serce moje goreje pragnieniem udzielania się wam, wspomagania, uzdrawiania, bo tak ciężko znosicie swój los, tyle jest w was zmęczenia i słabości.

Wiedz, Anno, że zawsze jestem i nigdy nie jesteś zdana na własną niemoc. Dlatego nie myśl o swojej nieumiejętności, a o Mnie, który przyszedłem, aby się wam udzielać.

Kieruje Mną miłość ku wam. Jestem Miłością i mogę napełnić was sobą, jeśli zrozumiecie, że Ja, to nie przyjemność i ciepło, odczuwalne przez wasze ciało, a moc nieskończona oczyszczająca was, zasilająca i zachęcająca do wysiłku opuszczania siebie dla dobra bliźnich. Umacniam was w wierze i ufności, a siły wasze kieruję ku potrzebującym pomocy. Dlatego, córko moja, nie „odczuwanie Mnie” jest istotne, choć i to daję wam niekiedy, lecz myśli, słowa i czyny wasze wyłaniające się z pragnienia służenia sobą, tym, co macie i możecie. Dojrzewa się w tym, co codzienne, niepozorne, najmniej widoczne, a częste.

XVIII ROZMOWA – Pragnę, byś poznawała Mnie i zachowywała słowa moje

19 II 1983 r.

– Czytałaś, córko, jak ci to wskazałem, słowa Izajasza. Teraz Ja pragnę objaśnić ci, co znaczy „zazdrosna miłość Pana Zastępów”.
 Niepokoił mnie ten zwrot (Iz 9, 6). Zazdrość u Boga?

– Ja, Ojciec ludzkości, Pan wszystkiego, co ze szczodrobliwości swojej dałem wam, nie mogę być o nie „zazdrosny” w waszym pojęciu tego słowa: zazdrosny, a więc pożądający tego, co inny posiada – ale pożądam waszego szczęścia. (Przerwałam, ktoś przyszedł).

20 II 1983 r.

Ksiądz Jan prosił o modlitwę za swojego przyjaciela, który jest pogrążony w nałogach, a ja nie spieszyłam się z prośbą o pomoc i nie oddałam go Panu od razu. Ks. Jan zatelefonował, że przyjaciel zaraz będzie u niego. Wtedy zapytałam Pana. Zadzwoniłam potem do ks. Jana, ale telefon był zajęty. Poszłam więc na Mszę św. w jego intencji.

– Widzisz, córko, że Ja jestem potrzebny, a ty ociągasz się z prośbą o pomoc. Czyżbyś uważała, że ten, o którego (ksiądz) Jan prosił cię, jest mało wart dlatego, że jest teraz „martwy”? Przecież tym bardziej potrzebuje ratunku. A Ja pragnę mu go dać. Pilnie potrzebuje pomocy i szuka jej u ludzi, ale nikt pomóc mu nie może, tylko Ja, który mogę w jednej chwili uzdrowić człowieka.

Powiedziałem, że chcę działać tu, w twoim domu i z tobą. Skorzystajmy więc z osiągnięć techniki ludzkiej – dobrze wykorzystanego daru mojego dla umysłu człowieka. Zapytaj, Anno, (księdza) Jana, czy czuje się dostatecznie bezradny, aby zdać się na moją wolę i decyzję. Jeśli tak – a życzyłbym sobie, aby stale żył w świadomości swej niemocy i mojej pomocnej obecności – to niech zrobi Mi miejsce w sobie i słucha Mnie. Jeżeli jego przyjaciel zgodzi się na zrzucenie swego ciężaru przede Mną i poprosi Mnie o przebaczenie za zmarnowane lata i siły, wysłucham go. Do Jana należy zawierzenie Mi za nich obu. To przekaż.

22 II 1983 r.

– Ojcze, dziękuję Ci za to, że pomagasz mi i proszę Cię, broń mnie przed telefonami i przed samą sobą. Bez Twojej pomocy nie mogę nawet zwrócić się ku Tobie.

– Tak, córko, rzeczywiście nie możesz, ale Ja przyjdę ci z pomocą, kiedy zobaczę twoją zdecydowaną wolę spotkania się ze Mną. Jeśli jednak spostrzegam, że nie kwapisz się do Mnie, nie przeszkadzam ci. Zawsze pozostawiam wam wolny wybór.

Prosiłam, żeby Pan zwracał mi uwagę.

– Nie, dziecko, do niczego was nie będę naginał. Jeśli kochacie Mnie prawdziwie, przychodzicie do Mnie – a Mnie cieszy tylko wasza miłość, szczera i prawdziwa.

– Przecież oddałam Ci się, Panie, do dyspozycji?

– Już Mi siebie oddałaś – całą – a Ja wiem, co w tej całości wymaga uzdrowienia i czynię to, lecz potrzeba Mi w tym twojego stałego przyzwolenia. Do lekarza trzeba przyjść, gdy czuje się swoją chorobę. Przychodź jak najczęściej, bo Ja zawsze czekam na ciebie.

– Przypominaj mi o tym mocniej, Panie.

– Miłość nie czyni wymówek i nie wymaga. Jest cierpliwa i wierzy w miłość tego, kogo pokochała. Miłość, Anno, stosuje się do słabości osoby, którą kocha, i do jej natury, którą zna tak, jak Bóg zna swoje dziecko. Jeszcze nie ufasz Mi w pełni. Jeszcze boisz się, że pozostawię cię samą lub odrzucę. A Ja wciąż zapewniam cię, że moja miłość trwa. Jest wieczysta i nieskończona, nie zna miary.

Gdyby Bóg przestał kochać stworzenie swoje, zaprzeczyłby swojej naturze. Miłowanie jest życiem Boga. To Ja chciałem cię mieć, dlatego istniejesz – z mojej miłości. Czyż dobra matka może znienawidzić swoje dziecko? A prędzej by matka odrzuciła niemowlę swoje, niżbym Ja porzucił moje biedne i słabe, bezradne dziecko.

Wiedz, że kiedy zwracasz się do Mnie, serce moje rozpala się radością. Zapominam na zawsze wszystkie twoje niewierności i cieszę się tobą jak skarbem odzyskanym. Jesteście moją radością i pociechą, kiedy wracacie do Ojca. Nic we Mnie nie ma wtedy prócz radości.

Pragnę tego, córko, byś poznawała Mnie i zachowywała słowa moje. Pragnę być poznawanym. Teraz, kiedy nieprzyjaciel głosi jawnie o Mnie kłamstwa, oskarżenia i oszczerstwa, które wielu przyjmuje za prawdę (nawet wśród moich kapłanów są niewierni i wątpiący), teraz Ja zbliżam się na spotkanie z wami, abyście sami poznali Mnie i uwierzyli. Poznać Boga na ziemi możecie przez Jego działanie, więc ukazuję je wam. Nie widzisz Mnie oczyma ciała, ale słyszysz Mnie i rozumiesz oczyma duszy, bo w niej jest odbity obraz mój. Ciało przestanie ci służyć i wróci do ziemi, skąd powstało, ale wciąż idziesz ku Mnie i wreszcie nastąpi oczekiwane spotkanie. Chcę, abyś wtedy rzuciła się w moje stęsknione ojcowskie ramiona przepełniona szczęściem, a nie zalękniona i pełna smutku z powodu swoich win. Dlatego przygotowuję cię i otwieram się przed tobą.

Pragnieniem moim jest, abyś poznawszy miłość moją do was, moją łagodność i dobroć, mówiła o Mnie innym swoim braciom, abyś chciała świadczyć prawdę o Mnie i ukazywać prawdziwy mój wizerunek. Do tego konieczne jest twoje głębokie i pełne przekonanie, że jestem takim, jakim chcę, byś Mnie poznała. Do tego potrzebna ci moja przyjaźń i prowadzenie cię, których ci nie odejmę. Nie lękaj się, dziecko, nic nie może przeszkodzić moim zamiarom.

Moja miłość do każdego człowieka jest tajemnicą Serca Boga. Jest niezgłębiona, a dla każdego – nieskończona, ale odmienna. Ciebie też prowadzę wedle mego szczególnego pragnienia umiłowania ciebie, a było ono właśnie takie, a nie inne, i z niego powstałaś. Przestań dziwić się mojej woli. Każdemu robotnikowi płacę tyle, ile chcę, bom jest dobry. W dobroci mojej ukryte są motywy mojego z wami postępowania. Daję z miłości i o jej nieskończonej obfitości świadczą moje dary. Wedle ich wielkości dla ciebie osądź – kim jestem.

Moja miłość, zazdrosna o wasze istnienie, występuje przeciwko zakusom nieprzyjaciela.

Wieczorem.

– Chcesz usłyszeć do końca wytłumaczenie słów: „Zazdrosna miłość Pana Zastępów tego dokona”? Każdy, kto jest w królestwie moim, jest w nim dlatego, że zazdrośnie strzegłem go – jako swojej wyłącznej własności. Walczyłem o niego, broniłem go przed zasadzkami nieprzyjaciela, nie odstępowałem w dzień ani w nocy – i miłość moja zagarnęła go do mojej owczarni.

Miłość moja zazdrosna jest o szczęście swoich dzieci. Raczej pozwolę zburzyć wszystkie kościoły moje, niż dopuszczę do krzywdy

najmniejszego z synów ziemi. Dzieła wykonane przez was niczym są wobec wartości nieśmiertelnej jednej duszy ludzkiej.

Gdybyście znali swoją utajoną wielkość! Duch Człowieczy ma pieczęć Syna mego, Jezusa. Odkupiony i uświęcony przez Jego ofiarowanie się, otoczony ogniem Jego miłości, ukochany aż do śmierci krzyżowej – czyż może nie być zazdrośnie strzeżony, ochraniany i broniony?

Człowiek chciał być wolny w swoich wyborach, zupełnie niezależny, nikomu nie podporządkowany. A przecież grozi mu to nieustającym zagrożeniem utraty istnienia wiecznego (ze Mną). Wobec tej grozy, dla was niewyobrażalnej, miłość Pana waszego, udzieliwszy wam wolności raz i na zawsze, strzeże was zazdrośnie i gorliwie baczy na wasze bezpieczeństwo. Wy widzicie to, co widzialne, co groźne i bolesne dla ciała, a dusze swoje topicie w bagnie występków, nałogów i zbrodni. Bóg zna wasze prawdziwe zagrożenie i przed śmiercią wieczną was ocala, jeśli inaczej nie może, to poprzez śmierć ciała.

Trudne dla człowieka jest zrozumienie działania jego Boga. Widzi niebezpieczeństwa dla swego zdrowia, wygody, pomyślności i życia, i walczy z nimi, opiera się zaś temu, co zdrowe dla jego duszy, co zapewnia mu jej zdrowie i życie wieczne w takim szczęściu, o jakim wyobrażenia mieć nie może – a to dlatego, że duch człowieczy ma blask chwały swego Odkupiciela, a w królestwie niebieskim nie ma miary dla szczęścia miłości.

A jednak ten odkupiony człowiek, mając zawsze otwarte bramy przebaczenia, mogąc korzystać z pełni miłości i opieki Boga, Ojca swego, odrzuca Go, znieważa, gardzi nim i z zawziętością czyni wszystko, co tylko może, aby wyrwać się spod Jego opiekuńczych skrzydeł. Jak zrozumieć taką złość i takie zapamiętanie się w ślepej i pysznej głupocie duszy?

Jaką byłaby wasza przyszłość, gdybym Ja, który stworzyłem was dla szczęścia uczestniczenia w życiu moim, gdybym pozostawił was waszej ślepocie i nienawiści wzajemnej? Oto teraz właśnie, w tym pokoleniu, nastąpiłby wasz koniec. Głupi i ślepi słudzy nieprzyjaciela osiągnęli władzę i przez ich pychę i nienawiść zginęlibyście wszyscy, bo wymyśliliście już na siebie dostatecznie niszczące narzędzia zbrodni. Zgubilibyście też wszystkie stworzenia moje i planeta wasza pozostałaby grobowcem pychy całego rodu ludzkiego. Lecz moja miłość, zazdrosna o wasze istnienie, występuje przeciw zakusom nieprzyjaciela. Włada on rządami wielu narodów i takie rządy obalę i zmiotę z powierzchni ziemi. Władzą moją – którą ograniczałem z miłości do was, z miłości ku duszom waszym – poruszę żywioły ziemi. Będą to żniwa śmierci, ale śmierci ciał, a nie dusz waszych, bo czego nie dokonała dobroć i cierpliwość, tego dokona lęk i nieszczęście. One odwrócą ludzkość od zgubnego kierunku i otworzą oczy zasnute bielmem bogactwa. Cierpię nad tym dziełem, do którego przystąpić muszę dla waszego ratunku. A jednak zazdrosna miłość ojcowska dokona tego, iż oczyszczona ziemia odetchnie pokojem i pojedna się ze Mną. W tym czasie liczę na was, Polaków, gdyż udzielę wam zmiłowania i obrony.

XIX ROZMOWA – Krwią obmywam was z win

23 II 1983 r.

– Nic dziwnego, córko, że bronisz się przed ludźmi, bronisz przecież Mnie, który cały ci się oddaję. Bronisz ciszy i spokoju, w których mieszkam. Słyszałem twoje wątpliwości. Wiedz, że życie „dla ludzi” dopiero wtedy jest prawdziwie darzące i owocne dla nich, kiedy człowiek może rozdawać te dary, które dla nich składa w jego dłonie moja szczodrość. Potrzeba więc wiele ode Mnie brać, aby wiele dawać. Wiedz też, że tylko moje dary są twórcze, rozwijające, pożywne i uzdrawiające. Jakże często ludzie chcą dawać zaledwie – siebie, a nawet w całym blasku najbogatszych moich darów każdy z was jest wyłącznie nicością, przyozdobioną przeze Mnie – nicością, póki nie otworzy Mi serca na mieszkanie. Kiedy zaś Ja staję się mistrzem i przyjacielem człowieka, ma on już nie swoje nikłe zasoby – to Ja ze swoją nieskończoną mocą oddaję się mu i czerpać może bez dna i końca z mej szczodrobliwości.

Wiem, że chciałabyś móc pomagać innym ludziom, ale nic swojego nie masz do rozdania. Prosiłaś Mnie, abym przez cały okres Postu nie dopuścił do jednego dnia bez dania czegokolwiek twoim bliźnim, i dbam o to, ale dary materialne, to niewiele. Chciałbym, ażebyś nauczyła się darzenia skuteczniejszego i o wiele bogatszego, w ciszy swojego domu prosząc Mnie o to, co cię boli, czym się martwisz, czego nie umiesz załatwić – a Ja ci odpowiem...

– Ojcze, spraw jest tyle, że nie wiem od czego zacząć.

– Zacznij od swojej rodziny, to naturalne.

– Chciałam Cię spytać, Ojcze mój, kto z mojej rodziny jest w najgorszym stanie duszy w Twoim czyśćcu i co ja mogłabym uczynić, aby im pomóc.

– Rozumiem, że do rodziny swojej włączasz wszystkich swych bliskich. Pomocy twojej potrzebuje wiele osób, ale najbardziej ciotka twoja Zuzanna. Inne osoby bliskie ci same już usilnie błagają Mnie i przepraszają poznawszy swoją nędzę i brak miłości, którym raniły Mnie, obojętnie przechodząc obok potrzeb bliźnich, a nawet szkodząc im pogardą, lekceważeniem, surowym sądem lub złością. Ona nadal nie chce uznać w zupełności swoich win.

– Modliłam się za nią, Panie.

– Wiem, prosiłaś Mnie już, ale Ja nie zmuszam i nie przynaglam nikogo. Czyściec mój jest stanem pojmowania, niekiedy bardzo powolnego zrozumienia swojego własnego stosunku do prawdy; często dowiedzenia się – tu dopiero – o swoim miejscu w moim planie i o mojej nieskończonej miłości w stosunku do tych moich biednych dzieci, które przez całe swoje życie odrzucały Mnie – o moim nieskończonym dla nich zmiłowaniu.

Nie sądź, że ich tam opuszczam. Ja ich leczę, a potem uczę podtrzymując, w miarę jak oczyszczające się oczy dusz coraz jaśniej pojmują moje miłosierdzie w swoim życiu i w śmierci. Tak bardzo poranione przez braci swych i sponiewierane przychodzą one do Mnie, że tu dopiero poznają kim jestem. Szczęściem moim jest objecie ich moją miłością, danie pocieszenia w płaczu, obietnicy życia w wieczystej radości ze Mną. Kiedy mogę, otwieram im mój dom, ale gdy nienawiść wrogów rozbudziła ich nienawiść i mściwość, kiedy sami czynili zło, muszą oczyścić się przez głęboki żal, przebaczenie winowajcom swoim i przebłaganie za własne winy – a wtedy ważne jest dla nich przebaczenie wasze.

Dlatego jeśli rzeczywiście pomóc chcesz twoim zmarłym, przebaczaj im co prędzej wszystko, czym ci zawinili, a przebaczenie twoje łącz z Ofiarą Syna mego i Mnie oddawaj.

– Ofiarowałam za nich odpust zupełny.

– Zrobiłaś tak. Ale wszystkie nawroty żalu staraj się oddalać, w imię miłosierdzia mojego; wtedy łączysz się ze Mną, a Ja udzielam ci łask, o które prosisz.

Marek

24 II 1983 r.

Zapytałam o Marka, jednego z moich przyjaciół (zmarł w 1980 r.).  Pan odpowiedział:

– Zmiłowałem się nad jego wielką winą, bo bolał nie tyle nad sobą, ile nad losami swoich bliźnich, zwłaszcza zamordowanych w okresie wojny (był w kilku obozach koncentracyjnych). To, czego nie mógł przezwyciężyć na ziemi, tu, u Mnie zrozumiał i miłość moja do was stała mu się widoma. Oczekuję nań, córko, i nie dopuszczę, by długo trwał pod bramami domu mego. Cierpienia jego tłumaczą go przede Mną, bo chociaż nie łączył ich z Męką Syna mego, przeszedł bardzo wiele bólu służąc sprawie swojego narodu, a więc dawał swoje życie za waszą przyszłość.

Przerwałam rozmowę i zaczęłam się modlić. Oddałam Marka Chrystusowi prosząc, aby choć jedna kropla Krwi Jezusa Ukrzyżowanego oczyściła go.

– Dobrze zrobiłaś. Powiedziałem, że możesz czerpać z nieskończoności moich skarbów, ale największym z nich jest Krew Syna mojego wylana za was aż do ostatniej kropli. W tej Krwi, która stała się widomym, znakiem nieogarnionej a niewidzialnej miłości Boga zanurzaj tych, dla których uprosić pragniesz moje przebaczenie.

Znowu zaczęłam się modlić, dziękując Bogu za Jego miłość do nas. Po pewnym czasie, gdy wzięłam pióro do ręki, zaczął mówić Jezus z największą miłością, żarliwie i gorąco:

– Ciałem moim karmię wasze dusze, a Krwią obmywam was z win. Na krzyżu pojednałem was z Ojcem i krzyż aż do skończenia świata jest miejscem przebaczenia i powrotu do Ojca niebieskiego. Przez krzyż przeprowadziłem was Ja sam. Podźwignąłem go i zawisłem na nim, aby moja miłość do was widoczna się stała dla wszystkich pokoleń ludów ziemi. Krew moja oczyszcza was w oczach Ojca. Dlaczego tak mało z niej korzystacie...?

Zanurzcie w niej wszystkie zbrodnie ziemi, a Ja wam przebaczę. Krew moja – miłość moja – pragnie odpuszczać wam winy, oczyszczać was i przebaczać wam. Przychodźcie pod mój krzyż. Widoczny jest wszystkim, bo zawiesiłem go nad światem. Przyjdźcie do mnie wszyscy, bo wszyscy potrzebujecie Mnie, aby ocaleć.

Przyjdź i ty, Anno, nie obawiaj się: to Ja ukrzyżowany zostałem, abyś ty była wolna. Swoje małe krzyże codzienne przynoś Mnie, opieraj o mój krzyż. Ja na nim zawsze jestem obecny, bo aż do końca ziemi krzyżujecie Mnie nieustannie, a Ja, głodny waszej wolności, waszego szczęścia, czekam ciągle, by móc wyzwalać każdego, kto przyjdzie zaufawszy Mi.

Przyjdź, córko, po miłość moją. Bez ustanku wylewa się z mojego Serca rzeka Krwi dla waszego zbawienia. Czerp z niej dla każdego, kto potrzebuje.

Wróciłam do modlitwy. Prosiłam za Marka, by został obmyty we Krwi Jezusa. Potem Pan zachęcał mnie, bym odpoczęła oparłszy się (w wyobraźni) o drzewo Jego Krzyża i przebywała w Jego obecności. Po pewnym czasie Pan nasz, Jezus Chrystus, powiedział:

– Marek już jest ze Mną!

Ze zdumienia i szczęścia nie mogłam nic powiedzieć, tylko serce dziękowało...