Anna - BOŻE WYCHOWANIE -

 

 

XX ROZMOWA – O pokorze

25 II 1983 r.

Dziękowałam Panu. A wczoraj poprosiłam o jakiś znak od Marka i zaraz wycofałam się z tej prośby zawstydzona nieufnością. Jednak Pan wysłuchał mnie w najprostszy, a jednocześnie dziwny sposób. Szukając pewnej książki wyciągnęłam z dna szafy wielki atlas świata leżący tam od co najmniej pięciu lat. Odkurzyłam go i przygotowałam do włączenia dwóch kopert z mapami (nadchodziły co pół roku w ramach subskrypcji), które odnalazłam uprzednio. W atlasie była teczka mapek z walk Polaków w czasie II wojny światowej, a pod nią koperta z urzędowym nadrukiem jakiegoś

ministerstwa. Zajrzałam przed wyrzuceniem. Była to żartobliwa kartka od Marka z 1970 roku. „Droga i miła sercu memu Anno! Życzę Ci zdrowia i pełnego zadowolenia z tego, co robisz dla siebie i dla »milionów« ...” i dalej sprawozdanie ze stanu kwiatów w domu itd. Przypominam sobie, że zostawiłam mu wtedy klucze z prośbą o podlewanie i udostępniłam pewne teksty, żeby mógł je przeczytać. Skąd się ten list tam znalazł, naprawdę trudno się domyśleć.

Rozpoczęłam „rozmowę” dziękując Panu za miłość do nas, za przebaczenie, za miłosierdzie nad cierpiącymi w czyśćcu, za Marka.

– On dziękuje Mi, córko, i prosi za ciebie. Wiedz, że moje szczęście ze spotkania się z każdym, kto do Mnie wraca, większe jest niż wasze, bo mogę nareszcie przycisnąć do serca tego, o kogo tak długo zabiegałem. Syn marnotrawny cierpiał, ale także cierpiał z nim razem Ojciec oczekując bezradnie.

Bezradność Boga wobec człowieka polega nie na niemożności pomagania, bo Ja czuwam, opiekuję się i mnożę znaki wskazujące drogę powrotu, lecz na tym, że człowiek może pomocą moją wzgardzić i odrzucać ją, jeśli jego wola dąży do „szczęścia” innego niż moje. Napisałaś wyraz szczęście w cudzysłowie i wiesz dlaczego, ale też wiesz po sobie samej, z jakim trudem natura ludzka podporządkowuje się moim prawom. Ileż ona chce posiąść dla siebie, i to wcale nie tylko dóbr najniższego rzędu, ale – wciąż idąc do Mnie – zagarnia ku sobie to, co tylko Mnie przynależy: uznanie, cześć, pochwały, wdzięczność, podziw, a nawet uwielbienie. Człowiek rzadko żyje w prawdzie o sobie, czyli w pokorze. Uznaje nader często, że moje prawa są słuszne, sprawiedliwe, dobre i tak odpowiadające sumieniu, że warto wedle nich żyć, im służyć, po czym całe jego życie upływa na usilnej służbie... sobie samemu. To są ludzie letni; brak im żyznej ziemi pokory.

Przychodzi mi na myśl przypowieść o siewcy i ziarnie.

– Pytasz, jak osiągnąć pokorę?

27 II 1983 r.

Pan od razu rozwija tłumaczenie na temat mojego pytania sprzed dwóch dni, poszerzając jego treść:

 – Nie da się osiągnąć jej inaczej niż przez jasne zrozumienie prawdy o swojej sytuacji wobec Mnie: jest nią zależność istoty stworzonej wobec jej Stwórcy. Człowiek, mimo swej kruchości i słabości, nie jest istotą stworzoną dla zabawy, krótkotrwałą igraszką okoliczności i przypadku. Twierdzenie takie jest zaprzeczeniem mojej istoty – miłości darzącej, stwarzającej każdy byt po to, by cieszył się szczęściem życia z Bogiem swym. Dlatego miano Ojca jest Mi najbliższe i cieszy Mnie najbardziej. Owo prawdziwe ojcostwo kieruje moim postępowaniem względem was. Ono pozostawia wam wolność wyboru jako podstawę stosunków pomiędzy Stwórcą a stworzeniem, bez względu na jego niedoskonałości, grzech i skłonność do fałszywych wyborów.

Ze względu jednak na owe cechy i na naturę Boga (na moją niezmienną miłość do każdego mego stworzenia), pomoc moja i opieka trwają, stosując się do waszej słabości. Aby nie zniweczyć udzielonej wam wolności i nie krępować was obowiązkiem wdzięczności, czuwam nad wami z czułością i delikatnością matki, tak że możecie czuć się samodzielni i kto nie chce, może aż do śmierci nie wiedzieć nic o mojej stałej pomocy. Ponieważ płynie ona z mego miłosierdzia, nie ogląda się na wasze zasługi, a udziela wedle waszych potrzeb – potrzeb nade wszystko waszej duszy. Zależy Mi bowiem, byście nie utracili waszych praw do królestwa mojego. Syn mój przywrócił je wam ofiarą własnego życia, gdyż człowieczą tęsknotę do szczęścia i miłości zaspokoić może tylko istnienie w mojej miłości.

Syn pozna szczęście prawdziwe dopiero powróciwszy ze świata w dom Ojca, w Jego wyczekujące ramiona (przypowieść o synu marnotrawnym i miłosiernym ojcu).

Kościół mój wie o tym, a przecież jakże często brakuje wam pokory. Miłość moja raduje się obdarzaniem was, ale wy przypisujecie dary moje sobie i na nich wyrasta wasza pycha. Oszukujecie samych siebie i szkodzicie sobie – najbardziej zaś, kiedy kierujecie uwagę i podziw bliźnich na siebie, zamiast wskazywać prawdziwego dawcę. Prawdą jest, że pracą własną umacniacie i rozwijacie dary moje, ale po to dałem je wam; a czynicie to z moją pomocą, bo wedle pragnienia i wysiłków waszych daję wam potrzebne – w tym do czego dążycie – okoliczności, warunki, zdrowie, ludzi pomocnych i wszystko, co przydatne zamierzeniom waszym. Cieszą Mnie wasze dążenia, poszukiwania i radość osiągnięć. Cieszę się waszą radością i nie odejmuję jej wam, nawet gdy szkodzi wam. Nie ograniczam was, niczego nie odbieram, bo prawa moje zostały wam dane i wiecie, co słuszne jest, a co szkodliwe. Jeśli przekraczacie je lub odrzucacie, jest to wasz wybór – po to zaś żyjecie, by wybrać.

Podałem ci, Anno, szerzej sprawę mojej zgody na wasze błędy i winy, ażebyś zrozumieć mogła to, co teraz powiem. Pokora – to nie czołganie się przede Mną z lęku i obawy przed zasłużoną karą. Cierpię nad waszym strachem przede Mną, Przecież miłości lękać się nie trzeba? A miłość moja aż nadto widoczna jest właśnie w moim, cierpliwym przyzwoleniu na czynienie przez was zła, krzywd i niesprawiedliwości.

W dziejach waszych widoczne jest zło i zbrodnia, ale równie jawne jest dobro, bo ono was rozwija, kształci i ubogaca wasze życie i aż do dnia obecnego zachowuje gatunek ludzki. Otóż, każde dobro ma źródło w darach moich. Największym dobrem jest miłość bliźniego, która go ratuje, uczy, wspomaga i doskonali. Największą zatem miłością jest ta, która ratuje, uczy, wspomaga i doskonali duszę człowieka, jego całego – bo dusza angażuje do służby temu, co wybierze i pokocha, wszystkie swoje władze, a ciało włącza się powoli i służy równie usilnie.

Miłością daną światu jest Syn mój. On stoi na czele Kościoła, który założył, by służyć po wszystkie czasy i każdemu. Kościół mój stanowią ci, którzy pragną włączyć się w dokonujące się dzieło zbawienia ludzkości. Życiem Kościoła, czyli wszystkich jego członków, jest Jezus, Zbawiciel wasz. Jest on rzeczywistym życiem twoim, tak jak i milionów innych moich dzieci. Znaczy to też, że On i tylko On jest przewodnikiem Kościoła, a wy, pokolenie po pokoleniu, realizujecie Jego plany dla kolejnych epok – pod jednym wszakże warunkiem: że stajecie się współpartnerami Boga. Jest to możliwe, kiedy rozumiecie swoją pozycję: Jego robotników, żołnierzy, wykonawców Jego woli, a nie twórców swoich własnych koncepcji zbawiania świata.

Oto pokora: zrozumienie swojego miejsca w planach Boga. Nie jest to umniejszeniem, a wywyższeniem człowieka: przez miłość Bóg czyni stworzenie swoje swoim przyjacielem, a w życiu ziemskim – bratem współzbawiającym bliźnich. Jakiego jednak trzeba zrozumienia, by nie sprawić zawodu Jezusowi...?

Syn mój wszystkich powołuje do przyjaźni ze sobą, ale tak mało z was ją podejmuje. Dlaczego?

Bo początkiem pokory jest poznanie siebie w prawdzie. Prawda mówi o waszej zależności, grzeszności, pysze, pożądliwości i umiłowaniu siebie ponad Boga. Prawda zadaje kłam pysze człowieka – źródłu grzechu pierworodnego. Jest bolesna i budzi sprzeciw skażonej natury ludzkiej. Ale prawda wyzwala.

Jeśli przyjmiecie prawdę o sobie, przyjmiecie ją w całości. Słuszne stanie się wam zrozumienie zależności człowieka, ale objawi się wam także nieskończona miłość Boga do synów swoich. Jeśli przyjmiecie ją w sobie, zrodzi się w was miłość synowska, wypędzając lęk (uprzedzenie) i usuwając fałszywy obraz Boga.

Z pokory wypływa i w pokorze tylko żyć może wolna od lęku, prawdziwa miłość synów do Ojca. Pokora synów ludzkich wobec Syna Pierworodnego rodzi prawdziwe braterstwo. Braterstwo zaś i przyjaźń z Synem moim uzdatnia was do życia ze Mną teraz i w wieczności.

Tylko z Nim i w Nim przeobrazicie ziemię; działając „dla Niego”, ale sami (według własnych pomysłów i upodobań), niszczycie Jego dzieło.

Tak mało mam synów, którzy oddają Mi się w zaufaniu i w miłości, rozumiejąc ograniczoność swoją i nieskończoność mojej do was miłości. Ona oczekuje na wasze zezwolenie, na wasze przyznanie się: „Ojcze, nic nie mam, a Ty masz wszystko. Wspomóż mnie, syna swego.” Wtedy wylewam łaski moje bez miary. Zobacz świętych moich. Oni ze Mną działali, moimi darami darzyli. Czyż mało im ofiarowałem?

XXI ROZMOWA – Ja sam dałem Maryję światu

2 III 1983 r.

– Moje dziecko, chcesz wiedzieć, co pragnę, abyś czyniła? Nie uciekaj ode Mnie, pozwól uczyć się, nie rozpraszaj się na drobne, niepotrzebne czynności. Czyż nie Ja najważniejszy jestem dla ciebie? Wiem, jak słaba jesteś, dlatego wiele nie wymagam, prawda? Teraz jest czas twojej nauki.

– Czy mam przekazywać słowa?

– Dziel się moimi słowami z tymi, którzy pragną je słyszeć i przyjmują je, ale z nikim więcej. Niepokoje i lęki Mnie oddawaj i sama chroń się w mojej obecności, kiedy tylko coś zamąci twoje myśli, bo nieprzyjaciel sprzeciwia się twojej nauce i przeszkadza ci zajmując czas i odciągając do spraw mało ważnych.

– Oddaję Ci, Panie, godzinę, (bo tyle miałam czasu)

– Dobrze, Anno, biorę sobie tę godzinę.

– Co z Antonim? – spytałam, jak pomóc znajomemu kapłanowi.

– Polecaj go mojej opiece, kiedy tylko o nim pomyślisz. Proś o uzdrowienie go z jego chorób – bo każdy z was je ma – o to, bym go sam bronił i osłaniał. Czyń to przez Serce Maryi i Jej współofiarę z Synem moim. Podaję ci środki skuteczne, bo zawsze pragnę uzdrawiać i wspomagać, a prośby wasze za innych otwierają moje miłosierdzie i współczucie.

Maryja jest waszą Królową. Jest też Królową kapłanów, Kościoła i świata. Ja sam dałem Ją światu, dla którego jest widzialnym i zawsze żywym obrazem mojej ojcowskiej i macierzyńskiej zarazem miłości dla synów człowieczych. Jest jedną z was, a zarazem Tą, przez którą zawiązałem z wami Nowe Przymierze. Jest ziemską Matką Syna mego. Z Jej zgody wyrósł Kościół mój i każdy z was Jej zawdzięcza życie w nim.

Jej zgoda była warunkiem mojego planu wybawienia was.

– Ale Maryja była niepokalanie poczęta!

– Tak, ze względu na świętość Boga uczyniłem Ją poczętą bez grzechu, ale wola Jej tak była wolna jak wasza. Miała też pełną

świadomość odpowiedzialności za życie i zdrowie Dziecka, Mesjasza, i znała swoją absolutną słabość. Ale Maryja widziała przede wszystkim moją wolę i nie stawiała jej sprzeciwu. Tak bardzo pragnę, abyście wzorowali się w tym na Maryi. Nie pytajcie stale: „Dlaczego ja?”, „Dlaczego mnie to spotyka?”, „Dlaczego tak, a nie inaczej?” Bo jeśli wierzy Mi się i ufa mej mądrości i miłości w pełni, to rozumie się, że na zgodzie człowieka Ja buduję swoje plany, a one nie potrzebują waszej oceny czy korekty. Tym bardziej zbędne jest niedowiarstwo w moje stałe prowadzenie i w ogóle wszelkie wątpliwości, które od was słyszę.  

Moje plany są zbyt potężne i szerokie, abyście mogli je objąć i żaden człowiek zrozumieć nie może doskonałości zamysłów Boga w ich odwiecznej mądrości. A przecież zachwyca was ta cząstka, której wspaniałość jesteście zdolni uchwycić. Czyż nie świadczy ona o swym Twórcy?

Czy wobec tego nie należałoby przyjąć wszystkiego, co daję wam, tak jak malutkie dziecko przyjmuje pokarm matki – naturalnie i bez sprzeciwu? W niemowlęciu nie ma podejrzliwości i sprzeciwów ani lęku, że matka źle je karmi, pragnie otruć, daje mu za mało lub nie to, co otrzymać powinno.

Dlatego daję wam jako wzór postawę dziecka: postawę ufności i szczerości, postawę zależności a zarazem całkowitego polegania na miłości matki.

Ten, kto ufa prawdziwie, wolny staje się od lęków i niepokojów. Nic go nie przeraża, nie mąci jego spokoju i radości, w jakiej żyje. Wie, że jest kochany i istnieje w obecności Ojca, pod Jego ochroną, bezpieczny i zawsze pewien pomocy, ratunku, rady i pociechy w potrzebie.

Ten, kto tak żyje, jest już tu, na ziemi, ze Mną zespolony i nic zachwiać nim nie może. Tę radość i pokój dać wam pragnę. Zdobywajcie dar mój, dążcie do niego, pragnijcie szczęścia, które oczekuje was. Tak bardzo pragnę oddać się waszej ufnej miłości.

XXII ROZMOWA – Moja miłość obmyśliła twoją drogę

3 III 1983 r.

Dziękowałam Panu za wszystko, co zrobił dla mnie, bo minęło sześć lat od „Chrztu w Duchu”.

– Teraz nie wiesz jeszcze, co dla ciebie robię. Dziękujesz Mi za to niewiele, które znasz. Wieczności nie wystarczy, aby wysławić moją miłość, wielkoduszność i cierpliwość, z jakimi obchodzę się z wami. Teraz „widzicie” Mnie przez podobieństwa. Podobne jest to do wiedzy waszej o słońcu w czasie księżycowej nocy. Tylko odblask światła i życie całej natury, w tym i wasze, mówią wam, że istnieje siła, która życie stwarza, podtrzymuje i nasyca. Ja sam ukryty jestem

za moimi prawami. Są to prawa kierujące życiem układów słonecznych i „większe” dla galaktyk, które rozwijają się i żyją według nich. O ileż wspanialsze i doskonalsze są moje prawa moralne, których uczyłem was przez tysiące lat.

Odsłaniałem się powoli przed wami aż do zupełnego ogołocenia – w Synu moim. On sam sobą objawił wam moją naturę: ”nieskończoną miłość, która w sobie mieści wszystko i sama jest źródłem wszystkiego. Cokolwiek jest, z niej się poczęło. Jestem miłością twórczą, zradzającą, zawsze darzącą, ojcowską i macierzyńską zarazem. Szczęście wylewa się ze Mnie bez kresu i ograniczeń.

Córko moja. Tak mało teraz przyjąć możecie z tego, co dla was przygotowałem, ale i ta drobina przeobrazi życie każdego, kto Mnie przyjmie w sercu swoim. „Sercem” nazywacie, w nauce o Mnie największą głębię waszej duszy ośrodek ducha w was, gniazdo

przygotowane przez ducha człowieka, abym w nim spoczął. Do każdego z was przychodzę inaczej. Z każdym z was zaprzyjaźniam się osobno i każdy ma przyjaźń ze Mną – zupełną.

Ciągle martwię się i szukam spowiednika. Rozmawiam o tym, pytam, i miałam żal, że Pan nikogo doświadczonego mi nie dawał.

– Moje życie z tobą, Anno, jest niepowtarzalne i jedyne. Bo chociaż rozwojem dusz rządzą prawidłowości, które Kościół mój wciąż zgłębia i stara się rozpoznawać – dla dobra dusz – to jednak Ja i tylko Ja jestem ich Stwórcą; stąd też jestem jedynym ich prawdziwym mistrzem.

Zaufaj Mi, córko. Poszukujesz spowiednika, gdyż boisz się pomyłek, błądzenia, urojeń. To pochwalam. Zauważ jednak, że nie znajduję dla ciebie żadnego ojca duchownego. Czyż to prak miłości

z mojej strony? Nie, nadmiar. Postanowiłem prowadzić cię sam, ażebyś mogła szybciej osiągnąć sprawność duchową potrzebną ci. Skoro zatem Ja cię prowadzę, a nie daję ci możliwości kontrolowania przez spowiednika, to zadbam też o to, abyś nie była napastowana i sam cię bronić będę jako swojej własności.

Ty zaś powinnaś zaufać Mi i odważnie wejść w ciemność ufności i zawierzenia. W niej pragnę budować naszą zupełną, stałą i pewną przyjaźń. Dla celów, ku którym cię wiodę, potrzeba, abyśmy rozumieli się tak, abyśmy stali się jednością. Pozostaw wszystkie pytania, które się w tobie teraz rodzą. Zaufaj mojej miłości. Ona

obmyśliła drogę i środki. Ona darzy, ona uświęca, ona prowadzi, strzeże i ona wszystkie niebezpieczeństwa zna i zaradzić im potrafi.

Znam twoją nicość, bo wzywa Mnie i płacze. Ona zaprasza Mnie, bym wszedł i pozostał z tobą.

Ty poznawać masz moją miłość do ciebie, moją wszechmoc, moją przyjaźń, opiekę i umiłowanie ludzi. Bo im wspólnie służyć będziemy. Pozostań w pokoju, moja mała córko.

XXIII ROZMOWA – Sam ciebie prowadzę

7 III 1983 r.

Zapytałam, czy Pan chce jeszcze rozmawiać ze mną.

– Tak, córko, chcę rozmawiać z tobą. Przedstawiłaś Mi przed chwilą wiele wątpliwości i pytań. Potem przeczytałaś moje słowa sprzed kilku dni dotyczące odłożenia pytań i zawstydziłaś się. A jednak Ja odpowiem ci, bo chcę, abyś się Mnie radziła we wszystkim, tak właśnie jak uczeń pyta się mistrza swego, a tylko wymówek i wyrazów nieufności wolałbym nie słyszeć od ciebie.

Mówiłem ci, że jestem mistrzem twoim i sam ciebie prowadzę. Nie znaczy to, że zawsze pozbawiona będziesz rozumiejącego cię spowiednika, a tylko, że do tej pory ci go nie dawałem, prawda?

– Tak.

– Dlatego idź do tego, którego ksiądz Jan ci doradza. Pamiętaj też, że Ja zawsze jestem obecny. Przed spowiedzią postaraj się zostawić Mi trochę czasu w milczeniu i w ciszy; wtedy będę mógł

dać ci odpowiednie światło.

Nie martw się też tymi dniami, w których służysz ludziom w tym, co im jest potrzebne. Przykrość sprawiłabyś Mi, gdybyś lekceważyła potrzeby bliźnich. Wiedz, Anno, że miłe Mi jest twoje

zainteresowanie, bo kiedy starasz się pomóc komuś w tym, czego mu potrzeba, robisz to dla Mnie. I nie jest to przenośnia.

Spracowanemu słudze już tu na ziemi wychodzę na spotkanie, a do mojego domu wprowadzam go sam w radości i weselu. Tak dzieje się z każdym, kto wraz ze Mną udziela się światu.

Tak też jestem obecny w waszym rodaku, umiłowanym synu moim, Karolu – Janie Pawle II. Wspomagajcie go modlitwą, bo trudne czasy ma przed sobą, ale nie obawiaj się, żyć będzie i wiele jeszcze dla Mnie dokona. Chcę, żebyś wiedziała to. Nic nie taję przed tobą, przeciwnie, pragnę, abyś zrozumiała plany moje dotyczące waszego kraju i sytuacji, w której przyjdzie wam działać. Nie martw się, córko, bo kiedy będzie trzeba, sam ci ułatwię pokonanie przeszkód, które teraz postawiłem przed tobą.

– Dlaczego, Panie, stawiasz te przeszkody?

– Dlatego, córko, że chronię cię i osłaniam, a także uczę i przygotowuję. Mówię ci, czego się po tobie spodziewam, a nawet wymagam tego, ale wstrzymuję wykonanie, aż nadejdzie czas właściwy.

– Ale przecież to jest okrucieństwo!

– Wiem, uważasz to za tak okrutne jak mój nakaz malowania mego wizerunku – dla Faustyny. Kiedy w tobie zrodzi się stała gotowość na spełnienie wszystkiego, czego życzę sobie, nawet

niemożliwości. Ja dam ci warunki i ludzi odpowiednich, bądź tego pewna. Teraz zaś trwaj we Mnie i ze Mną. Myśl o Mnie. Kochaj Mnie. Słuchaj Mnie. Tulę cię do mego serca, córko.

Czy odmówiłem komukolwiek pomocy...?

8 III 1983 r.

Byłam na święceniach akolitów i lektorów. Kleryk Wojciech prosił mnie o modlitwę z matką i bratową – w pośpiechu, bo było mało czasu.

– Pytasz mnie, Anno, o modlitwę za Wojciecha z nim i jego rodziną. Niepokoi cię, czy były to twoje słowa, czy moje. Co tobą kierowało, dziecko, kiedy zgodziłaś się na modlitwę, w której oczekiwano od ciebie przekazania moich słów?

– Czułam się nieszczęśliwa, przymuszona, zawstydzona takim żądaniem. Wydawało mi się, że to niegodny przymus względem Ciebie, Panie. Z drugiej strony to był dzień święceń diakonatu, dzień Wojciecha, i on tak bardzo pragnął w tym dniu słów od Ciebie, a przede wszystkim dla matki i bratowej. Wiedziałam, że one nie są przygotowane, ale liczyły na słowa i od zmarłego ojca Wojciecha; Wojciech im to zapewne obiecał. Czułam się jak zażenowany świętokradca i mam wiele obaw, czy nie mówiłam „od siebie”.

– Nie, córko, to Ja mówiłem do nich, choć „przymuszony”, i też powodowało Mną współczucie i pragnienie umocnienia ich wiary w moją obecność i opiekę. Tego też pragnął Wojciech. W moim życiu na ziemi ciągle byłem przymuszany. Nieustannie nalegano na

Mnie, wypraszano, wręcz wymuszano pomoc. Przypomnij sobie ślepego i trędowatych, sparaliżowanego, którego spuszczono przez dach – przede Mnie, nie dając Mi mówić o Ojcu. Nie liczono się z moim czasem ani zmęczeniem, a tym mniej z niechęcią do publicznego ujawniania mojej mocy, którą traktowano nie jako objawiającą się miłość i moc Ojca, a jako sztuczki czarnoksięskie, czyż jednak odmówiłem komukolwiek pomocy? Nigdy, ponieważ ogarniała Mnie litość i współczucie. I nadal tak czynię. Jeśli będziesz współpracować ze Mną, możesz spodziewać się niejeden raz takiej sytuacji. I zawsze współczucie twoje będzie i moim. Nie chciałbym natomiast nigdy zobaczyć w tobie próżności i zadowolenia ze swojej władzy nad moim Sercem, bo opiera się ona na mojej łaskawości, miłości do was wszystkich, miłosierdziu i pragnieniu przyjścia wam z pomocą – które ty wyzwalasz, jeżeli uczucia nasze są wspólne. Kiedy wzywasz pomocy mojej dla potrzebującego, udzielam jej. Pragnę gorąco, abyś Mnie wzywała jak najczęściej – ale tylko z miłości, ze współczucia, z pragnienia dopomożenia. Po to dałem ci mój dar. Po to wypełniam cię sobą i staję się „dostępny” tęskniącym za Mną, potrzebującym Mnie, poszukującym i zbłąkanym.

– Panie, zawsze mam ochotę przedstawić Ci ogromną listę osób, które potrzebują Twojej pomocy – ze mną na czele. Zdaję sobie sprawę, jak wiele ciąży na mnie. Cała przeszłość, w której spotykały mnie krzywdy. Ale ja również krzywdziłam ludzi, a nie wiem kiedy i do jakiego stopnia. Naprawdę zdaję sobie sprawę z tego, że mam potężne „belki” w oku, ale ile ich jest i jak je wyjąć, nie wiem i bez twojej pomocy nie dam sobie rady.

– Dlatego właśnie spieszę ci z pomocą. Ze Mną razem nie możesz zbłądzić. Wiele zawiniłaś względem bliźnich swoich ostrymi sądami, krytyką, brakiem miłosierdzia w myślach i często w słowach, dlatego naprawić to możesz świadcząc miłosierdzie, prosząc Mnie za tych, których krytykujesz, usprawiedliwiając ich w swoim sercu i wobec Mnie tak, jak Ja usprawiedliwiam ciebie. Twoim największym wrogiem jest język. Więcej wyrządzasz nim zła, niż robisz czynem, bo potem widzę, jak pomagasz tym, o których myślałaś z gniewem i potępieniem.

– Co robić, jeżeli mówię szybciej niż pomyślę?

– Jeżeli będziesz trwała w mojej obecności, nie będziesz mogła źle wyrażać się o tych, których kocham. Jeżeli Ja kocham was, grzesznych, będąc samą czystością, ty – grzeszna jak oni (chociaż każdy wedle swej natury) – jak możesz żądać od nich doskonałości, sama nie żądając jej od siebie. Wiesz, jak trudna jest droga oczyszczania się z wad i nawyków. Wiesz, o czym mówię; słuchałem twojej rozmowy telefonicznej. Oburzasz się i pogardzasz „chamstwem”, a przecież tym jest pogarda bliźniego, czyż nie tak?

Przepraszałam Pana.

– Posłuchaj, Anno. Ja nikogo nie potępiam, ciebie też nie. Bo Ja jestem waszą pomocą, mistrzem i drogą. Potępienie i pogarda

odrzuca, podczas gdy wyrozumiałość i cierpliwość pozostawia czas, usprawiedliwia i stara się delikatnie wykazać błędy i drogę poprawy. Czyż nie tak postępuję z tobą?

Najpierwej trzeba kochać ze wszystkich sił, całą wolą i sercem. Z miłością wszystkiego dokonać można. A że cierpisz nad jej brakiem, daję ci miłość moją i chcę, ażebyś uczyła się ze Mną kochać. Zapewniam cię, że nie ustanę w ukazywaniu ci mojej miłości do was. Chcę, abyś była świadkiem mojego postępowania z wami – zawsze łagodnego i pełnego troskliwości. Widzisz, jak zwracam się do was, kiedy Mnie potrzebujecie, jak bardzo staram się pocieszyć was, podnieść z załamania, zachęcić i leczyć wasze rany. Każdy z twoich bliźnich krwawi. Każdemu potrzebny jest opatrunek, a nie kara. Lekarz nie pyta chorego o przyczyny choroby. Mnie są one znane. Rzadko ktoś rani się sam. Zawsze za jego cierpieniem, kalectwem lub otwartą raną stoią winy innych względem niego. Niekiedy przez wiele pokoleń są przekazywane. Biedne dziecko ludzkie już z mlekiem matki pije truciznę. Jakże często świat niszczy i niweczy dobro już w zarodku. U młodziutkiego stworzenia pozbawionego odporności, doświadczenia i własnego rozeznania powstaje fałszywy obraz rzeczywistości, gdzie bogiem jest pieniądz, użycie, sława lub kłamliwe wyobrażenie prawdy. Czyż mogę je winić za późniejsze błędy?

Ty, Anno, sądy o bliźnich również przekazywane miałaś w oparciu o ich pochodzenie, znaczenie, inteligencję, sposób zachowania, wiedzę – a więc równości w nich nie było i jeszcze ciąży nad tobą taki sposób osądu. Ty jednak wiesz, że wszystko jest moim darem, więc Jak można osądzać tak surowo tych, którzy mniej niż ty otrzymali?

– Ale zło jest złem!

– Tak, dziecko, „zło jest złem”, ale ludzie czyniący zło jakże rzadko widzą je jasno. Oni po prostu myślą tak wiele o sobie, że nie zostaje im już chęci na zauważanie potrzeb bliźnich. Jest to grzech pierworodny ludzkości: miłość własna stawiająca „ego” pośrodku życia, ubóstwiająca je. „Pycha żywota”, to żywa rzeczywistość, i w każdym czasie tak samo obecna i szkodliwa. My właśnie z nią walczymy, prawda? Każdy, kto Mnie wybiera, wybiera prawdę, ale i walkę ze światem o miejsce dla mego tronu. I z każdym z moich przyjaciół jestem, wspomagam go i osłaniam.

XXIV ROZMOWA – O przyjaźni człowieka z Bogiem

9 III 1983 r.

Była u mnie Danusia i modliłyśmy się razem. (Danusia wstąpiła później do zakonu).

– Moje dziecko, powiedziałem przed chwilą tobie i Danusi, że jeżeli chcecie, aby przyszli do mnie inni, których Mi oddajecie, i o których zbliżenie do Mnie prosicie, wy same musicie nauczyć się żyć ze Mną w ścisłej przyjaźni.

Nie pragnę wielu „letnich” ludzi. Pragnę prawdziwego zrozumienia i głębokiej więzi miłości z każdym z was. Przez jedną osobę ufającą Mi i kochającą Mnie gorąco przyjść do Mnie może ogromna liczba obojętnych dawniej i zimnych, natomiast letniość nigdy i nikogo rozgrzać nie zdoła.

Cały mój Kościół pozostanie nadal daleki ode Mnie (chodzi o brak zażyłej osobistej przyjaźni z Jezusem) i śpiący, jeśli nie zakiełkuje w nim, chociażby w kilku osobach, moja żywa i gorąca obecność. Dlatego, jeśli naprawdę zależy wam na bliźnich  waszych, na ojczyźnie waszej i świecie, starajcie się dopuścić Mnie do waszych Serc.

Serce, w którym Ja żyję, może zapalić cały świat. Przez serce Maryi, Matki mojej, przyszło zbawienie na świat. W każdym z was, wraz z wypowiedzeniem „fiat” – „niech się tak stanie”, „oto ja, służebnica Pańska” – na nowo rodzi się moje zbawcze działanie. Jedynie bowiem wasza zgoda pozwala Mi połączyć moją wszechmoc z waszą nicością.

Człowiek może powiedzieć swemu Bogu zdecydowane „nie”, lecz najczęściej mówi „tak, przyjdź” – ustami, a serce jego drży z lęku, że odbiorę mu coś z tego, co nagromadził sobie.

Ja widzę serca, i tam tylko przychodzę, gdzie droższy gospodarzowi jestem nad wszystkie skarby ziemi. Lecz jeśli przyjdę i gościnę otrzymam, pozostanę, i wtedy Ja dzielę się z gospodarzem moimi skarbami. Jakie one są, już poznajecie, ale to są dopiero początki przyjaźni. Powinna ona wciąż rozwijać się i wzrastać. Dlatego potrzebna Mi przestrzeń w sercu waszym. Im mniej w nim waszych upodobań, przywiazań, zamiarów i nawyków, tym bardziej wypełniam miejsce uprzątnięte i przygotowane Mnie – tym, co ze sobą przynoszę. Pustą przestrzenią w sercu ludzkim jest nie tylko odrzucenie tego, co zbędne, co przeszkadza i zaśmieca, ale i pragnienie przyjęcia tego, co Ja wnoszę, pragnienie ufne i gorące (bo płynące z miłości) przyjęcia wszystkiego, co będę chciał wnieść. Bo jeśli się ufa swemu przyjacielowi, to i polega się na nim we wszystkim, co czyni.

Waszym przyjacielem Ja jestem i pożądam gorąco waszego zawierzenia, zdania się na Mnie. Wtedy mogę człowieka ziemskiego przemienić tak, by wszystko, co moje, stało się i jego własnością.

Moja natura przenika ufających Mi i uświęca. Stajemy się Jednością. Wspólnie kochamy świat i służymy mu. Dla przyjaciół moich otwarta jest cała moc moja, z której czerpać mogą i rozdawać wedle swej hojności i miłosierdzia.

Przyjaźń z człowiekiem jest szczęściem moim.

10 III 1983 r.

– Pomogę ci, córko. Nie czynię tego gwałtownie. Powoli odwracam twoją uwagę i upodobania ku temu, co pożywniejsze jest i bardziej  cię wzbogaca. Dlaczegóż  miałbym małemu  dziecku wyrywać jego zabawkę? Czekam, aż zainteresują je bardziej nauki i obecność Mistrza.

Teraz, Anno, wiesz, że jestem stale przy tobie. Pragnę utrwalić w tobie to przeświadczenie, bo nie zawsze będziesz je „odczuwała”. Ale chcę, abyś wtedy też pewna była mojej żywej, czujnej i kochającej cię obecności. Nie na „odczuwaniu” polega stała nasza przyjaźń, a na zawierzeniu Mi. Każde moje słowo jest prawdą. Jeśli mówię ci, że zawsze jestem z tobą – niezależnie od tego, co ty robisz i w jakim stanie ducha znajdujesz się, nie od ciebie bowiem uzależniam moją obecność, a od siły miłości mojej ku tobie – jest to słowo Boga twojego. A słowo Boga jest fundamentem świata. Wasze dojrzewanie jest skutkiem zawierzenia Mu, a im jest pełniejsze, tym prędzej Ja przychodzę z pomocą. Zaufanie Mi jest największym darem, jaki możecie Mi złożyć..

Przerwałam, ktoś przyszedł.

Ludzkość grzęźnie w kłamstwie pychy

11 III 1983 r.

– Moja córko. Zawsze znam całkowicie stan człowieka w jego wszystkich władzach. Wiem, że trudno ci się skupić, że czujesz się zmęczona i senna. Silnie reagujesz na zmiany pogody i dlatego wcale cię nie przynaglam. Jeśli jednak znajdujesz chwilę czasu, by być ze Mną, i chcesz tego, sprawiasz Mi wielką radość.

– Ty, Panie jesteś dla nas za łagodny, za dobry!

– Mówisz, że jestem „za dobry” dla was. Że za mało wymagam, a za dużo przebaczam, że należałoby wziąć was silniej „w karby”. Dlaczegóż miałbym to czynić? Celem moim jest, abyście wy byli szczęśliwi. Czy można kogoś zmusić do szczęścia?

Dla was, a nie dla siebie, pragnę szczęścia. Ja jestem szczęściem tak nieskończonym, iż nic Mi nie potrzeba. Pomimo to, zauważ, że równie silnie pragnę obdarzać moim szczęściem was, którzy go nie posiadacie w sobie, a znaleźć możecie jedynie przeze Mnie zanurzywszy się w szczęściu Boga.

Wszystko zrobiłem, abyście mogli uświadomić to sobie, każdy z was z osobna. Podtrzymuję was w waszych poszukiwaniach, zachęcam, pomagam. Towarzyszę wam, gdy dopiero poszukujecie Mnie pod wieloma postaciami „szczęścia”: ostrzegam was i ochraniam, wskazuję cele i drogi do nich. Bo najczęściej na początku nie Ja sam jestem celem waszym, a szaty moje widzialne, które was zachwycają i zwracają ku odnalezieniu ich ośrodka – Osoby w nich utajonej, ale żywej, prawdziwej przyczyny istnienia tego, co widzicie, przeżywacie i istnienia was samych.

To, że z całej mocy mojej miłości pragnę uszczęśliwienia was – uszczęśliwienia jedynie prawdziwego – wypływa z mojej istoty: darzącej miłości. Wszystkie niezliczone byty duchowe powołałem do istnienia dla uszczęśliwienia ich: objęcia moim szczęściem, udzielenia im pełni – dla nich możliwej – mojej własnej szczęśliwości.

Wam, rodzinie ludzkiej, dałem prawo wyboru, gdyż zapragnąłem  tego. Grzechem waszym stała się podejrzliwość i nieufność względem moich zamiarów dla was. (Widzę obraz i rozumiem sens grzechu pierworodnego, którego uczestnikiem jest każdy z nas). A przecież wiedzieliście, że wszystko, wraz z własnym istnieniem, zawdzięczacie Mnie. Pomimo to nie chcieliście zawierzyć mojej miłości i postanowiliście sami decydować o sobie. Przeceniliście swój rozum i swoją znajomość rzeczywistości. Odrzuciliście zależność ode Mnie, która przecież nie przestała pomimo to być zależnością. Stąd żyjecie wciąż w świecie złudzeń, ułud i fałszu, a uparte odrzucanie prawdy o was samych mści się na was coraz tragiczniej Im głębiej zanurzacie się w kłamstwo pychy, tym gorsze są konsekwencje tego. Ten wiek jest wiekiem zbiorowych obłędów całych bloków narodów. Zauważ, jak z jednego kłamstwa wchodzicie natychmiast w drugie, a każda realizacja fałszywej wizji (życia społecznego) opłacana jest krwią, zbrodnią i nieszczęściem milionów ludzi.

Dałem wam rozum, a wy obracacie w ruinę i śmierć, cokolwiek zaczynacie budować. Widzisz, jak straszliwą przeszkodą jest pycha. Nie pozwala ona zrozumieć źródeł błędu i zawrócić ze ślepej drogi. Tworzy błędne koło, z którego nie wyjdziecie inaczej jak przez śmierć, poprzez śmierć całego globu, o ile Ja was nie uratuję.

Dlatego teraz właśnie otwieram upusty swego miłosierdzia. Nie mogę zaprzeć się samego siebie. Jestem Miłością i zmiłuję się nad wami.

Cokolwiek otrzymujecie ode Mnie, otrzymujecie, gdyż zalewam was moją miłością, bogatą we wszelkie dary, szczodrobliwą, łaskawą, i odradzającą. Gdybyś widziała rzekę miłości spływającą na ziemię wam ku pomocy... (Pan mówi to ze smutkiem i ze współczuciem dla naszej ślepoty duchowej).

Każdy, kto zwraca się ku Mnie, kto Mnie prawdziwie Panem swym i Bogiem uznaje, może uczestniczyć w uczcie mojej zastawionej dla was. Każdy, kto Mi zawierzy, kto przyjmie moją miłość, gdyż zna Mnie i wie, żem jest dobry – każdy z was może czerpać i pić, i innym udzielać wszystkiego z dóbr moich, o co poprosi.

Czy teraz wiesz już, dziecko, dlaczego tak cię obdarzam...?

Odpowiedziałam:

– Tak, wiem: bo mnie kochasz Twoją bezgraniczną miłością.

12 III 1983 r.

– Ojcze, wiem już, że będziesz mnie kochał zawsze. A tylko na miłości warto się opierać. Naucz mnie tak kochać bliźnich, jak Ty mnie kochasz. Wiem, że będę żałować wszystkiego, co mogłam dla Ciebie zrobić, a czego nie wykonałam – tego, że zawiodłam Ciebie. Pomóż mi, Ojcze, dostrzegać Twoje znaki i lepiej słyszeć Twoje wezwania. Nauczyłeś mnie czekać i nie martwić się upływem czasu. Poddałam się Tobie. Nareszcie zostawiam Ci inicjatywę i czekam, co mi dasz do zrobienia, ale wciąż tak dużo czasu pozostawiam sobie, a tak mało pozostaję z Tobą. Czuję Twoją obecność. Jestem szczęśliwa, kiedy w domu jestem sama z Tobą. Wiem, że stale tak być nie może, ale broń mnie, Ojcze, przed natrętami. Pozwól, aby przychodzili ci, którym mogę pomóc w jakikolwiek sposób, a nie ci, którzy szukają „lustra” i mnie używają do tego, by się w nim przeglądać.

Proszę Cię, Ojcze, bądź rzeczywistym Panem mojego... i Twojego domu. Dziękuję Ci za to, że chcesz tu wspomagać ludzi, radzić im i pocieszać. Daj, Panie, odczuć innym Twoją obecność. Pozwól mi usunąć się, mniej być gospodynią, a więcej słuchaczem. Pragnę, abyś Ty się objawiał, aby goszczący tu zwracali się do Ciebie, z Tobą mówili i Ciebie uczyli się poznawać w Twojej prawdziwej naturze, w Twojej dobroci, miłości, współczuciu, wyrozumiałości i w Twojej pomocy, bo tylko ona jest prawdziwie skuteczna.

Kocham Cię, Ojcze mój i Boże. Kocham Cię, mój Przyjacielu i Mistrzu. Kocham Cię, tajemniczy Duchu – Światło, Miłości i Przewodniku nasz.

XXV ROZMOWA – Kto ze Mną chce zawrzeć przyjaźń, odrzucić musi wszystko to, co go od bliźnich oddziela

12 III 1983 r., po południu

– Córko moja, zachęcam cię, byś stale ze Mną rozmawiała o cierpieniach i kłopotach innych ludzi. Chcę, ażebyś była pośrednikiem. Nie każdy zna drogę do mojego serca. Nie każdego uczę tak, jak ciebie. Pragnę więc, ażebyś poznając Mnie, który ci się objawiam, ukazywała Mnie innym twoim bliźnim, gdyż dary moje służyć mają dobru wspólnemu.

– Jak im to przekazywać?

– Ja cię prowadzę i drogę do ciebie poznają ci, którzy zdolni są do przyjęcia mojej nauki. Nie każdemu możesz mówić o naszej  przyjaźni, ale każdemu możesz ukazywać Mnie. Ja ci w tym pomogę. W domu twoim pragnę spotykać się z tymi, którzy szukają zbliżenia do Mnie i przyjaźni ze Mną. Po to ci go dałem, co sama rozumiesz. Przekaż im, że pragnę takiej przyjaźni: ścisłej, osobistej, bliskiej – z każdym człowiekiem. Niechaj próbują, niech odważą się traktować Jezusa jak kogoś najbliższego sobie, kogoś, kto – niezależnie od ich stosunku do Boga – kocha ich jak nikt inny, rozumie, chce pomagać i z nimi współpracować dla zbawienia świata.

Wiedz, że przyjaźń ze Mną jest włączeniem się w moją miłość, moje plany, moje starania o was. Ja zabiegam o każdego człowieka. Kto ze Mną chce zawrzeć przyjaźń, odrzucić musi wszelkie uprzedzenia, niechęci – wszystko to, co go od bliźnich oddziela.

Uczę cię, córko, rozumieć moje „spojrzenie” na ludzi, mój stosunek do was, a także moje postępowanie z wami. Jeżeli uznajesz, że jest ono dla was najlepsze, rozum nakaże ci naśladować je, bo sumienie zawsze wskazuje ci prawdę, mówi o mojej do was miłości. Im bliżej Mnie będziesz trwać, tym bardziej podzielać będziesz moją miłość. Wiesz już, że sama nie zrobisz nic dobrego, ze Mną zaś wszystko. Dla Mnie nie ma niemożliwości ani ograniczeń, ale nie wiesz jeszcze, jak bardzo pragnę udzielać wam mojej mocy. Wedle waszego uwierzenia Mi i polegania na Mnie dam wam udział w moim działaniu, i stanie się wam łatwe i proste pokonanie każdej bariery niemożliwości, jaką, stawia rozum ludzki, mało świadomy jeszcze i obciążony przesądami, błędami, zadufany w sobie i pyszny. Świat jest jak wczesna młodość człowieka: sądzi i wydaje wyroki – a wie tak mało.

Lud Starego i Nowego Przymierza

Po przerwie zapytałam Pana, co On sądzi o mojej dzisiejszej rozmowie ze znajomą, która kwestionowała Ewangelię.

– Odpowiem ci, córko, bo tego właśnie pragnę, byś nie innych, a Mnie pytała w przypadku niepokoju.

Ewangelia moja nie jest jedną z wielu filozofii. Jest jedyną prawdą, jedyną nadzieją, jedyną rzeczywiście Dobrą Nowiną, bo jest... prawdziwa. To Ja mówię wam o waszej rzeczywistości, ukazuję wam drogę zbawienia i sam was prowadzę. Dlatego wierząc słowu memu, nie możecie zbłądzić.

Ongiś przymierze zawarłem z jednym człowiekiem, gdyż uwierzył Mi (Pan wskazuje mi Abrahama). Stał się on ojcem plemienia. Obiecałem mu, że potomstwo jego stanie się tak liczne jak gwiazdy i tego dotrzymałem. Potrzebny był Mi lud, na którym zaszczepić chciałem prawa moje i rozpocząć w nim naukę, która otworzyłaby im oczy na miłość, przebaczenie i miłosierdzie moje. Wszystko, co działo się z nimi, temu służyło. Objawiałem się im w istocie mojej na tyle, ile przyjąć mogli. Sprzeciwiali Mi się nieustannie. Zdradzali i zapierali się w dobrobycie, bluźnili w nieszczęściu. W tym byli tacy sami jak cały lud człowieczy.

Wybrałem ich, aby stali się dla innych ludów przykładem współżycia w miłości, by sobą potwierdzali, że miłość moja jest tak wielka, iż zbliżam się do człowieka i udzielam się mu, kieruję nim i doradzam. Ale oni nie tego chcieli. Uznali się za „wybranych” przeze Mnie ze względu na swoją wielką wartość, a nie – jak prawdziwie się stało – ze względu na Mnie samego – miłość litościwą dla was i współczującą wam z powodu nędzy waszej, słabości, ślepoty i grzechu.

Mieli stać się pierwszą szczepionką szlachetną na dziczce drzewa ludzkiego. Chciałem, by pociągali za sobą inne narody, by chcieli głosić prawdę o Mnie. A oni zamknęli się za murami mojego Przymierza pogardzając resztą mych dzieci! (Pan to mówi gniewnie).

Dałem im więc Syna swego – Świętość Najświętszą, Czystość Nieskończoną, Światło i Prawdę – aby On ich przemienił. Wypełniłem wszystkie obietnice moje. Sobie byłem wierny pomimo niewierności Izraela.

Córka  izraelska, Maryja (Pan mówi: Miriam), okazała Mi wierność za cały ród swój i naród żydowski – Jej winniście wdzięczność. Ona przyjęła Słowo moje i wiernie strzegła Go i dzieła Jego. Tak więc „Zbawienie wyszło od Żydów”, ale swoi nie przyjęli Go. Ci, którzy przylgnęli do Jezusa w szczerości serca, stali się zarodkiem Nowego Przymierza, jakie Syn Boży przypieczętował własną krwią. Od tej pory moim „ludem wybranym” są ci i tylko ci, którzy umiłowali Syna mego i idą za Nim. Jeden jest „naród wybrany” – lud ludów, lud bez granic i różnic, lud mój umiłowany równie i zawsze tak samo – nieskończenie. (Zrozumiałam, że potencjalnie jest nim cała ludzkość, bo Pan tak ją widzi – w przyszłości).

Syn mój pragnie ogarnąć miłością swą, przebaczeniem i opieką całą ludzkość. Nikogo nigdy sam nie odrzuca, wszystkich przygarnia, gdyż miłość nie niszczy i nie wyklucza. Kto tak myśli, nie rozumie miłości. Nie ma narodów „lepszych” i „gorszych”, „mniej” i „bardziej” kochanych. Są w oczach moich jak ludzie – różnią się, bowiem od każdego z nich innej służby pragnę i do takiej dałem im potrzebne narzędzia. Narody rosną jak ludzie i jak ludzie błądzą, poszukują, gubią drogę prostą, a wybierają zdradliwą. Daję im czas potrzebny. Ale i narody, jak ludzie, starzeją się i umierają lub giną gwałtownie, jeśli pełnią zło, gdyż spotykają się wtedy z podobnymi sobie, i tylko Ja mógłbym je ocalić – jeśli Mi zawierzą. Nie tylko ludzie, lecz całe narody – jeżeli chcą tego – odrzucają Mnie, występują przeciw Mnie i nienawidzą Mnie i sługi moje. Pozostawiam im czas. Jeśli trwają uparcie w błędzie, szerzą nienawiść i niszczą inne ludy, upominam je, oświecam przez klęski i nieszczęścia, ale uparte i zakamieniałe pozostawiam im samym. Nienawiść i zbrodnia niszczą się same.

Zapytałam, czy Bóg przyjaźni się tylko z ludźmi ze swego Kościoła.

– Ja przyjaźnię się z każdym człowiekiem, który wzywa Mnie, pragnie, szuka i kocha prawa moje, a przyjmuje i rozwija dary moje. Oni tworzą lud Boży, a granice jego nie pokrywają się z mapą organizacji Kościoła. Tym, którzy cierpią głód Boga, będąc poza ziemskim Kościołem, dopomagam, doprowadzam doń lub czuwam nad nimi i wspomagam sam. Dzieje się to tam, gdzie nauka Syna mego jeszcze nie dotarła lub została zniweczona przez grzech tych, którzy własne zło pokrywają płaszczem Kościoła, lub przez nieprzyjaciela (przez posłuszeństwo jemu). Lud Boży, a więc mój lud, stanowią wyznawcy, słudzy i przyjaciele Syna mego oraz ci, którzy żyją wedle Jego słów odnajdywanych w sumieniu, nie wszędzie bowiem istnieć może żywy organizm Kościoła, ale wszędzie znajdują się tacy, którzy kochają Boga.

Powiedziałem „nie pokrywa się z mapą organizacji Kościoła”, gdyż tak jak Kościół mój przenika wszędzie, tak nieprzyjaciel ma licznych czcicieli wśród przyjętych przez chrzest do mojego ludu. Wielu też wrogów moich mieszka – i niszczy dzieło moje – pośród narodów, które twierdzą, iż są chrześcijańskie.

Przerwałam, ktoś przyszedł.

Tak wielu Żydów służyło Mi z miłością

13 III 1983 r.

– Ciągle jeszcze nie jesteś przekonana. Jestem waszym Ojcem. Czyż ojciec wyróżnia jedne, a odrzuca inne swoje dzieci?

– A Izaak? – pomyślałam.

– Myślisz o Jakubie i Ezawie? Zanim urodził się Jakub, Ja zapragnąłem go i obdarzyłem stosownie do zadania, ku wykonaniu którego przygotowałem go. Niedobrze jest, kiedy dzieci nie słuchają ojca i same chcą kształtować swoje losy zanim dojrzeją i zobaczą się w prawdzie.

Wciąż pytasz, czy zawsze kochać będę Żydów bardziej niż inne narody i wybaczać im wszystko, a inne wciąż karać. Myślisz, Anno, o twoim narodzie.

Każdemu człowiekowi najmniejsze dobro przezeń uczynione pamiętam i wynagrodzę. Tak wielu Żydów służyło Mi z miłością, tylu ich mam w domu moim – a oni wciąż proszą i orędują za swoimi ślepymi i zawziętymi braćmi. Czyż mogę się oprzeć prośbom tych, którzy pierwsi poszli za Synem moim? Prośbom Jego samego i Maryi...?

Spytałam, jak to możliwe, żeby Bóg – Jezus Chrystus prosił. Pan odpowiedział:

– Jezus Chrystus, Syn mój pierworodny, wstrzymuje sprawiedliwość moją ukazując swój Krzyż.

Pan powraca do tematu Żydów:

– Wciąż daję im czas. Wiem, iż wśród nich nieprzyjaciel ma wielu sług chętnie i gorliwie służących mu. Od wieków zaślepieni są tym samym błędem, przez który odrzucili i zgładzili Syna Bożego – Tego, dla którego istnieli, walczyli i dla którego Ja ukochałem ich. Kamień węgielny odrzucony został przez mój lud, ale Kościół mój zbudowałem na nielicznych, którzy uwierzyli i którzy ginęli kolejno dla miłości Syna mego i Boga swego, a także dla miłości was wszystkich, którzy przyjdziecie. Czyż mogę ich zapomnieć?

Ale spójrz, rozproszyłem ich po świecie, przez wieki bez ojczyzny byli i bez świątyni, którą utożsamiali z moją obecnością wśród nich. Zobacz, inne narody wciąż wchodzą do Kościoła mojego, włączają się w społeczeństwo moje z radością i nadzieją, a oni, jak martwe drzewo, nie dają Mi owocu. Istnieją – wedle obietnicy mojej – ale jakże im trudno do Mnie powrócić. Widzisz, istnieje też „pycha narodu” i zawsze takie same skutki przynosi: ślepotę, kłamstwo, stagnację w błędzie, brak wzrostu, zamieranie...

Przerwałam, ktoś przyszedł.

Dlaczego odrzucono oczekiwanego Mesjasza

16 III 1983 r.

– Wiesz, Anno, co było powodem odrzucenia Jezusa i Jego nauki? Nawarstwione w ciągu wieków przekonanie o osobie Mesjasza. Mieli wiele słów proroków mówiących prawdę o Synu moim, bowiem przygotowywałem ich, lecz oni przyjmowali te tylko, które zdawały się głosić chwałę Zbawiciela i Jego prawdy jako chwałę Izraela, podbijającego świat i zakładającego ziemskie mocarstwo, a naród wybrany widzieli jako taki, który pomści się na wrogach i stanie jako pan nad wszystkimi innymi narodami, by rządzić nimi twardą ręką i czerpać z nich bogactwa.

Tyle czasu przebywałem z nimi, objawiałem się im, a nie zrozumieli Mnie. Czcili Niewidzialnego, a pożądali materialnego, ziemskiego, i wierzyli, że Ja, kochając mój lud, dam mu zająć miejsce Rzymu i władzę nad światem. Kochali więc i oczekiwali nie Mesjasza zbawcy i wyzwoliciela z grzechu, a wodza prowadzącego ku osiągnięciu wszelkich zaszczytów i dóbr ziemskich. Pokochali naprzód już swoje przyszłe bogactwa i przywileje, nie Mnie, Boga swego bowiem użyć chcieli jako narzędzie swoich zamysłów. (To ostatnie zdanie Pan mówi z naciskiem, prawie z oburzeniem).

Jeszcze raz – zobacz, jak pycha, nienawiść i chciwość zaślepiają oczy mędrców, uczonych i kapłanów służących swemu Bogu. Przez setki lat uczyłem ich sprawiedliwości, miłosierdzia, dobroci, swoim stosunkiem do nich ukazując im jacy być powinni, by stać się mogli moim ludem prawdziwie. Przebaczałem im zawsze, aby nauczyć ich przebaczenia.

Pomimo ich win i ustawicznego powrotu do dawnych błędów nie odwróciłem się od nich i nie zerwałem Przymierza. Byłem wierny, łaskawy, chętnie zapominałem ich winy i łzom ich zawsze dawałem się uprosić. Litowałem się nad ich nędzą, ślepotą i słabością. Wreszcie przez posłuszeństwo i zupełne zawierzenie Mi w osobie Córy Izraelskiej (Maryi), przez Nią i dzięki Niej Bóg stał się człowiekiem i zamieszkał wśród ludu swego, by podzielić z nim niedolę, cierpienia i krzywdy i dać mu nadzieję.

Jezus, Syn mój umiłowany przyszedł, by osobiście ich przemienić i pojednać ze Mną. Lud mój miał wolną wolę, był przygotowany.

Mógł wybrać Jego – Prawdę, Miłość i Przebaczenie. A stało się, że starsi narodu, Moi(!) kapłani, wyznawcy i uczeni w Piśmie, przerazili się Jego nauką – Moją nauką – i Boga, oczekiwanego Zbawcę swego odrzucili i w imieniu ludu bezprawnie – niewinnego! – zamordowali.

Dlaczego mówię ci, córko, to, co znać powinnaś? Otóż Ja każdemu narodowi i człowiekowi daję czas potrzebny dla wzrostu, nauki i zrozumienia celu i sensu jego istnienia. Jeśli czas ten wykorzystany zostanie właściwie, wtedy w odpowiedniej porze Ja stawiam zadanie i pracującego wspomagam swoją mocą. Izrael nie poznał godziny nawiedzenia swego, bo uczyć się nie chciał, a trwał tylko przy tym, co odpowiadało jego ludzkim skłonnościom. Nie nauczyciele i mędrcy – Ja sam go uczyłem. Ode Mnie przez wieki odbierał słowa prawdy. Mówiłem przez proroków i nauczycieli. Dawałem im przewodników. Moje światło oświecało ich, a dłoń moja wyciągała się w ich obronie, gdy Mnie wzywali. Pod moim okiem rośli. Wydawać się może niemożliwym, by Syna mojego nie przyjęli sercem otwartym i gorącym, a jednak znienawidzili go aż do śmierci krzyżowej...

Spójrz, jak dary moje, pomoc moja i miłość, zostały sponiewierane i odrzucone...

Co dzieje się, gdy naród lub człowiek wszystko, co daję mu, odrzuci? Wy chcielibyście kary, potępienia, sprawiedliwości widocznej i szybkiej, bo krótkie jest wasze życie, a krzywda i niesprawiedliwość was boli. Życie wasze jednak nie jest jednodniowe i duch wasz jedynie chwilowo widzi przez mgłę i błądzi. W moim nieskończonym świecie każda krzywda naprawiona być musi, a sprawiedliwość moja trwa wiecznie. Tam jest jej dom, nie na ziemi. Dlatego wciąż cierpieć będziecie i smucić się, dopóki nie zawierzycie Mi i nie oprzecie się na Mnie samym – Prawodawcy i Sędzim.

Ale spójrz, co dzieje się z Izraelem. Oddaliłem się i pozostał im dom ich pusty. Nie daję im mniej niż innym, ale nie współżyję już z nimi jak ojciec z dziećmi swymi.

Syn mój odkupił was, całą ludzkość ziemi aż do skończenia świata. Wyszedł z kolebki Izraela i z wysokości krzyża „wybraństwo” ludu mego rozpostarł na was. Porzucił Izrael, dom swój rodzinny, wszedł w świat i wciąż idzie w Kościele swoim aż po krańce ziemi. Z Nim i za Nim poszła „resztka Izraela”, garstka nieduża, i oni stali się pierwszym owocem oddanym Mi w darze przez Syna mojego. Owoc ów z ogrodu Izraela pochodził i z jego soków pijecie wszyscy. Każdy, kto był Mi wierny i – kolejno przez wieleset lat mojego prowadzenia – wypełniał wolę moją, głosił prawdę moją i prawa moje, teraz ze Mną jest i nagrodę swoją odbiera. Oni siali ziarno, wy co roku plony Mi przynosicie. Syn mój spichrze swoje napełnia i nie ma ludu lub narodu, którego dzieci nie przebywałyby z Nim w królestwie Jego.

Zauważ dalej, kto poszedł pierwszy za Synem moim i nie dziel na Żydów i pogan, patrz w dusze. Pierwsi poszli ci, którym obce były: pycha, uprzedzenia, pogarda i chciwość. Poszli ubodzy i prości, głodni Ewangelii Syna mego, spragnieni miłości, braterstwa, pokoju, radości, wolności, prostoty życia i przyjaźni. Poszli ci, którzy nie bogactwa szukali, nie zaszczytów i władzy, a prawdy i sprawiedliwości.

Na czym Jezus założył fundamenty mojego Nowego Przymierza? Na starych głazach mojego Zakonu – lecz na tych, co odrzucone zostały (przez kapłanów i uczonych w Piśmie)...

– Na Prawie i sprawiedliwości?

Pan powtarza: „na Prawie i sprawiedliwości” i dodaje:

– Tak, lecz przede wszystkim na miłości i miłosierdziu, na współczuciu i wzajemnym powszechnym, braterskim miłowaniu.

Syn mój odsłonił na nowo moje prawdziwe oblicze: Boga waszego – Ojca miłującego was. Ukazał wam też – sobą, sam – sytuację waszą: nie sług, żebraków i przybłędów, lecz rzeczywistych synów moich, oczekiwanych w domu moim – bo czystych, obmytych Krwią Boga–Człowieka.

Wola moja wypełniła się, lecz ci, którzy przez wieki z dumą nosili miano „narodu wybranego”, odmówili Mi posłuchu. Mieli być pierwsi, będą ostatnimi, ponieważ pozostawiłem ich własnemu ich wyborowi. Odrzucili i zamordowali Miłość, dlatego tak trudno im kochać moje dzieło w świecie. Usychają w swoim getcie spowici w pychę, nadal zachowując przekonanie o swoim wybraństwie.

Kościół otwarty jest dla wszystkich narodów

Stracili Mnie i dlatego wciąż sami próbują realizować obietnice moje dane im nie dla ich wyjątkowej doskonałości, a ze względu na Syna mojego. Jezus, Zbawiciel wasz, założył Kościół swój z małą resztką Izraela, i oni przejęli błogosławieństwo i obietnice moje. Oni byli pierwszymi współpracownikami moimi w dziele zbawiania świata. Byli ludem moim „wybranym”, tak jak teraz wy (ludzie obecnie żyjący) nim jesteście. I nie ma w nim Żyda ani poganina, białego czy czarnego – są tylko ukochane dzieci moje i jest jeden Ojciec, Bóg, Pan wasz. Dom mój otwarty jest i dostępny dla każdego, kto zapragnie weń wejść.

W Kościół mój na ziemi wciąż nowe wkraczają narody i każdy z nich wnosi własne bogactwa, którymi je uposażyłem. Każdy też dzieli się tym, co otrzymał, rozwinął i uświęcił, z całą wspólnotą Kościoła. Miłość moją ma każdy naród, lecz w miarę dorastania spodziewam się służby gorliwszej, większego oddania, głębszej współpracy z tymi, które przygotowałem i uznaję za dojrzałe.

Do Polaków

Za dojrzałych do pełnienia służby miłości i miłosierdzia, do współczucia i przebaczenia uznaję teraz was. Twój naród, Anno, przeszedł ciężką i twardą naukę, bo ćwiczyłem go i hartowałem. Nadchodzi czas, abyście ukazali się światu w swojej samarytańskiej służbie. Dla niej zachowałem was i jeszcze zachowam. Na nią błogosławieństwo moje wam daję i pomoc moją szczególną. Moja ojcowska, troskliwa opieka rozpina się nad wami (widzę to jak namiot, jak skrzydła olbrzymiego orła rozłożone nad nami – całym małym narodem osłanianym przez nie) i zapewniam was, że nie ma siły, która mogłaby wam zagrozić. Teraz wy (Polacy) jesteście „wybraną” cząstką mojego ludu, bowiem wam właśnie powierzam służbę najtrudniejszą i najcięższą – torowania nowych dróg, przewodnictwa na drodze ku Mnie już nie poszczególnych ludzi bądź grup, ale całych narodów. W tym liczę, że naprawicie winę Izraela i okażecie wierność Królowi waszemu, Jezusowi Chrystusowi.

Tęsknota moja do bliskiego współżycia z wami powoduje, że postanowiłem znowu żyć z wami tak ściśle, jak niegdyś z Izraelem. Bóg tęskni do miłości człowieka, do wypełniania swoim szczęściem pustki oczekiwania ludzkiego. Wasz trudny i bolesny los sprawia, iż do was serce moje wyrywa się i pragnę was nasycić najpierwej. Wybrałem was z powodu waszej ufności, zawierzenia Mi w nieszczęściach, jako też ze względu na wasze cierpienie i słabość. Potrzebujecie Mnie i wzywacie Mnie, wierzycie w miłość moją do was – i to mi wystarcza.

Nasze wady i słabości wzywają miłosierdzia Pana

Naród wasz grzeszny jest i oporny, wycieńczony i smutny. Ja jestem czystością, przebaczeniem, mocą i radością. Jak bardzo jestem wam potrzebny...

Niewielu jest czystych pomiędzy wami, ale dla tych niewielu przychodzę. Dam wam moją siłę, wyleczę i obdarzę tak, że staniecie się zdrowi. Dlatego wracajcie do Mnie liczcie na Mnie, nawracajcie się i trwajcie we Mnie. Ja jestem waszą twierdzą i ocaleniem. Moje biedne, biedne dzieci – wychodzę wam naprzeciw. Ja, Ojciec Miłosierny, przychodzę, aby przebaczyć i radować się wami.

– Ojcze, czy dlatego tak podkreślałeś wady Izraela, te, które przeszkodziły mu przyjąć Jezusa jako Mesjasza, że nam teraz grozi to samo? Że też możemy zawieść Ciebie? Wskaż, Ojcze, co jest w nas najgroźniejsze dla naszej służby Tobie. Co może ją przekreślić...?

– Córko moja, słusznie pytasz, bo przeszkadza Mi w was wiele waszych wad i przywiązań. Ja upodobałem was sobie, bowiem nie znalazłem w was tego, co Izraelowi zaszkodziło najbardziej. Jednakowoż są w was wielkie przeszkody, które uniemożliwić mogą przejawienie się mojej mocy pośród was. Powiem ci, które to są, abyś mogła przekazywać innym ostrzeżenia moje.

Winni jesteście niewierności, niestałości uczuć, rozumu i woli. Łatwo was skłócić, wyobraźnię waszą zamącić, bo mało zależy wam

na czystej prawdzie, a wiele na pozorach. Jesteście łatwowierni i ulegający obcym wpływom, gdyż zezwoliliście, aby wasza własna hierarchia wartości została zasłonięta przez cudze a fałszywe. Nie okazaliście jej wierności ani nie uszanowaliście jej godności. Nie broniliście dostatecznie twardo i odważnie tego, co wam powinno być drogie, bezcenne i nie do kupienia za żadne skarby tego świata.

Nie mówię tego o wszystkich. Ty i podobni tobie płaciliście wielkim cierpieniem, żalem i goryczą, ale zobacz, jak łatwo zdradzili Mnie w moim Kościele i moich prawach. Ile wśród was  zabójstw (przede wszystkim dzieci), rozbicia małżeństw, nałogów, ile nienawiści, zaślepienia i uporu w złym. Ilu z was dało się złowić nieprzyjacielowi na najnędzniejsze przynęty, dusze swe mając za nic?

Dzisiaj nie pisz więcej, córko. Jestem przy tobie i zadbam, by nie stała ci się krzywda.

Robotnicy wymieniali przewody elektryczne w całym mieszkaniu. Poprzednio wymieniali przewody wodne i centralnego ogrzewania. Teraz znów kurz, brud i zniszczenia... Byłam zdenerwowana, bo „nachodzą” bez uprzedzenia, a ja sama nie jestem w stanie przygotować mieszkania.

XXVI ROZMOWA – Pan kontynuuje (do Polaków)

19 III 1983 r.

– Prosiłaś Mnie, Anno, abym ci wskazał, co Mi najbardziej przeszkadza w objęciu w twoim kraju współpracy z wami. Jednocześnie w duchu mówiłaś Mi z żalem, że dopuściłem, ażeby w Polsce wymordowani zostali najwspanialsi, najdojrzalsi i najbardziej świadomi waszej drogi, a pozostawiłem „ciemne masy” niezdolne do zainteresowań wyższych niż materialne, zdane na deprawację i podłość tych, którzy zawładnęli nimi. Czyż nie tak?

Tak myślałam.

– Czytaj dalej proroków, córko moja. Zobaczysz, jak ich prześladowano, jak Mnie Żydzi słuchać nie chcieli. Wiedz, że Izrael zachowywał w szacunku, na piśmie i na ustach słowa i nakazy moje, ale ich nie zachowywał w sercu, i sumienie swoje zatwardził.  

Zamknęli wśród kapłanów i uczonych w Piśmie to, co miało stać się treścią ich życia. Stosowali przepisy, nakazy i zakazy Zakonu. Wszystko, co w nim ludzkie było – to pielęgnowali, a serce Praw, które im dałem, nie biło. Ileż to razy wzywałem ich do sprawiedliwości, do miłości wzajemnej, pomocy i opieki, jaką winni dać możni ubogim i zależnym? Ileż razy powtarzałem, żem miłosierny, dobry i łaskawy, że przebaczam chętnie i urazy nie chowam? Wzywałem, by naśladowali Mnie, skoro za lud mój się uważają. Czym jest pasterzem wilków...?

A oni pragnęli mieć we Mnie zapewnione zwycięstwo, władzę, sławę, bogactwo i wywyższenie ponad inne narody. Wszystko mieć chcieli, a Ja tym miałem być, który im spełni ich nędzne, pełne żądzy i chciwości oczekiwania... Dawali Mi rytuał, próżne gesty i słowa puste, sercem zaś lgnęli do zagarnięcia całego świata i używania go – w imię moje! (Pan mówi to z oburzeniem).

Czy wy (Polacy) powtórzycie ten błąd?

Abyście pokusy nie mieli, inną (niż Izraela) drogą was wiodę: poprzez nędze i nieszczęścia tej ziemi pragnę wzbudzić waszą tęsknotę i pożądanie gorące moich dóbr prawdziwych, sycących i dobrych. Nie zaprzeczycie, że są w was żywe i obejmują wszystkich choć trochę myślących tym silniej, im bardziej głód ich im doskwiera.

Teraz Ja spytam ciebie, jakie one są. Wylicz je.

Kiedy Pan tak mówi, człowiek natychmiast i posłusznie jak dziecko, szczerze i prosto mówi to, co myśli – jak ojcu najgodniejszemu szacunku, który chce z nim poważnie rozmawiać.

– Przede wszystkim, Ojcze nasz, jest to głód sprawiedliwości prawdziwej, głód ładu, a także uczciwości, prawidłowości i mądrości w postępowaniu władz. Wielki jest głód prawdy jasnej, jawnej. Jest też ogromne pragnienie wolności wyboru – prawa do samodzielnego działania dla dobra innych, do zrzeszania się celem wspólnego tworzenia dobrych i uczciwych form życia. Jest głód życia w pokoju i bezpieczeństwie według własnych praw polskich, w naszej kulturze, z władzami wybieranymi spośród nas, zapewniającymi nam to wszystko, co wydaje się nam potrzebne. Tęsknimy za naprawieniem krzywd, za równością, miłosierdziem rzeczywiście pełnionym, za jasnością i jawnością prawa i prawdziwie ludzkim (to jest godnym, honorowym, dotrzymującym obietnic) postępowaniem w sprawach publicznych. Zresztą co ja Ci, Ojcze, mogę powiedzieć, czego byś nie znał...?

– Zapytałem cię, Anno, bo przed chwilą mówiłaś Mi, że społeczeństwo obecne jest ciemne i przyziemne, skupione na dążeniu do zdobywania dóbr materialnych. Chyba nie myślałaś tylko o sobie wyliczając Mi wasze pragnienia...?

Chwytam tę naganę i natychmiast przepraszam. Kiedy Pan widzi, że człowiek zrozumiał swój błąd, od razu przechodzi do dalszej rozmowy.

– Wiem, że myślałaś o wielu milionach ludzi, a zatem może być i tak, że pożądają Mnie i moich darów także ciemni, chciwi, niedouczeni. Czyż więc nie uzupełniłem sam tych braków, które powstały ze względu na śmierć tylu waszych braci...?

A oni, Anno, są ze Mną lub, nieliczni, oczekują na wejście do mego domu. Dla nich i dla was lepiej jest, że wykorzystali szansę, jakie im dałem. Oni przyspieszyli swoje szczęście i mają świadomość swojej pożyteczności.

Zdumiałam się myśląc, ilu straciliśmy wspaniałych naukowców, artystów, lekarzy, wynalazców, nauczycieli, oficerów, matek... i jak inne byłoby społeczeństwo, gdyby oni żyli. Uważałam, że Pan kpi mówiąc mi tak i pomyślałam z ironią, jaka też może być pożyteczność z nieobecnych. Pan odpowiedział spokojnie, jak gdyby nie dostrzegając mojej pretensji.

– Pytasz, jaka ona jest. Wzrost dobra, wzrost miłości na ziemi. Wszak mówiłem ci, że człowiek idący ze Mną lub w imię moje – zbawia świat. Twoja ojczyzna ma wielki wkład w dzieło miłości wzajemnej rozwijające się w świecie. Teraz ich (pokoleń Polaków) miłość wróci się wam, ponieważ Ja jestem Sprawiedliwością, i tam, gdzie zasiano ziarno miłości bezinteresownej, ofiarnej, darzącej – dla dobra bliźnich swoich – Ja pobudzę rozkwit i dojrzewanie, i żniwo ogromne, by nic z miłości ludzkiej dążącej ku Mnie nie zmarnowało się. Wy teraz zbierać będziecie w radości – obiecuję to wam – z bogatego siewu miłości braci waszych, służących Mi w bólu i łzach.

Powiedziałem: „Kto oddaje życie za przyjaciół swoich...”, a wy darzyliście miłością, aż do oddania swojego życia – szerokie, bardzo liczne rzesze ludzi wielu narodowości. Nie tylko za Polaków walczyli i ginęli twoi bracia... Ta miłość pragnąca szczęścia innych, nawet poprzez śmierć swoją lub kalectwo – wróci się wam.

Ja jestem Sprawiedliwością świata. Nic zginąć nie może z tego, co złożono w dłonie moje. Dlatego teraz okażę się wspaniałomyślny wobec małości waszej, nędzy i grzechu. Ofiarność człowieka ma wielką władzę nad sercem moim...

Będziecie świadczyć życiem w miłości wzajemnej

Nie miej więc żalu do Mnie za braci swoich. To, że mówię z tobą – Ja, Bóg twój, z nicością słabą i grzeszną – jak ojciec z córką, zawdzięczasz ofiarności swojego narodu. Ich prośbom nie mogę się oprzeć. A niezliczona jest ich liczba w domu moim. Pomocy ich zaznałaś i będziesz z nimi wspólnie pracować.

Teraz innej służby pragnę od was. Świadczyliście krwią, będziecie świadczyć życiem w miłości wzajemnej...

Pomyślałam o naszej nędzy moralnej, głupocie i grzechu.

– Kto ma wierzyć w naród twój, jak nie ty? Nie zwątpienia po tobie się spodziewam, a wstawiennictwa i współczucia. Wszyscy święci moi z pospolitej gliny wyrastali. Człowiek jest i będzie zawsze marnością. Ale w glinie ciała ludzkiego płonie mój ogień i kiedy ją wypali, objawia się nieskończona godność dziecięctwa Bożego. Pieczęć Krwi Chrystusowej niweczy grzech i w przemienionym człowieku jaśnieje blask chwały mojej – u was słabo widoczny, w moim domu oślepiający aniołów.

Nie człowiek przemienia się, to Ja przemieniam tych, którzy w zaufaniu Mnie się powierzą. Oczekuję tylko waszej zgody, silnej i ustalonej. Jestem Wszechmocą i Wszechmiłością. Cóż może przeszkodzić Mi – wielka zaiste – wasza nędza? Ja walczę za was. Zaufajcie i trwajcie w ufności, a Ja wyzwolę was i poprowadzę.

XXVII ROZMOWA – Przyjmujcie zdarzenia dnia jako moje pożywienie

– Córko, czyż sądzisz, że może Mnie coś zdziwić? Wszak znam naturę waszą i bezgraniczną słabość waszą. To wy nie zdajecie sobie z niej sprawy. Szatan jest księciem tego świata, a wy w swej zarozumiałości lekceważycie go.

Przerwałam z powodu bólu (atak kamicy żółciowej); trwało tak do rana.

23 III 1983 r.

– Kocham Cię, Ojcze.

– I Ja cię kocham, córko. Przecież widzisz jak pomagam ci, jak cię osłaniam. Wiesz, że zawsze masz moją opiekę, więc przyjmuj spokojnie wydarzenia i sytuacje, tak jak się układają; w każdej jestem obecny. Mów też o tym innym. Kiedy spotyka cię coś nagle, zaskakuje, tak jak w rozmowie ze Mną, oddawaj to natychmiast Mnie i bądź spokojna. Tak zrobiłaś. A środki lekarskie, jeśli są odpowiednie, powinnaś zażywać. Przecież umysł ludzki pracuje dla ulżenia chorobie odnajdując odpowiednie leki spośród wielu, jakie wam przygotowałem.

Ja nie chcę waszego cierpienia. Jeśli nic wam pomóc nie zdoła, znaczy to, że wolą moją jest, abyście je przyjęli i obrócili na swój pożytek przez oddanie waszego cierpienia Mnie. Czasami nic więcej Mi nie potrzeba, aby was od niego uwolnić.

Trzeba oddawać Mnie wszystko, nie tylko ból fizyczny. Dlatego najlepiej dla was jest, kiedy oddajecie Mi z synowskim poddaniem wszystko to, co wam przygotowałem na dzień dzisiejszy, a w miarę jak czas upływa, przyjmujcie kolejno poszczególne zdarzenia jako moje pożywienie – a więc z wdzięcznością, bo wierząc w jego posilność. Czyż nie tak, córko?

Chcę, abyście postępowali naprzeciw życiu z radością i nadzieją. Przecież to Ja zastawiam wam stół. Nie spodziewajcie się zatem kłopotów i smutku, a „przygody”, okazji do sprawdzenia waszej wiary i zaufania, okazji do ulżenia bliźnim, wykazania im swojej troski i dobroci – bo jesteście przecież moimi zwiastunami i sobą o Mnie świadczycie.

Teraz, Anno, idź, ale z życzliwością i uśmiechem, tak jak wypada komuś, kto idzie ze Mną. (Miałam odebrać w pracy kartki żywnościowe).

 
Cześć odbieram, gdy ufasz Mi i polegasz na Mnie

Wieczorem po modlitwie wspólnej.

– Dziękuję Ci, Ojcze mój, za wszystko, co mi dajesz. Za pomoc Twoją i opiekę, za możność mówienia z Tobą. Wiem, że zupełnie nie zdaję sobie sprawy z wielkości Twojego daru, że nie doceniam Twojej dobroci dla mnie i że spoufalam się w sposób bezwstydny i niegodny. Naucz mnie, Ojcze, prawdziwej czci dla Ciebie i odpowiedniego zachowania, proszę Cię o to.

– Moja mała córeczko. Od małego dziecka ojciec nie pragnie czci, a tym bardziej bojaźni, ale miłości i radości. Dziecko, które ufa swoim rodzicom i wie, że jest kochane, jest bezpośrednie i szczere. Otwarcie wyraża swoje uczucia; ze wszystkim, co je boli, biegnie do nich, bo wie, że zawsze spotka je miłość, a nie nagana, strofowanie lub kara. A jaka jest radość ojca, który wie, że dziecko cieszy się jego obecnością, wita z radością, zwierza się ze wszystkiego i czuje się szczęśliwe, kiedy ojciec trzyma je za rączkę. Idzie z nim ufnie, polega na nim i ma świadomość opieki i obrony ojca.

Takim Ojcem jestem i pragnę, abyś posiadła głęboką świadomość mojego prawdziwego ojcostwa. Dlatego zezwalam ci na zupełną swobodę, że dopiero wtedy stajesz się szczera i otwarta względem Mnie. A tego pragnę najbardziej. Cześć odbieram, gdy ufasz Mi i polegasz na Mnie. Nie możecie uczcić Mnie bardziej niż przez pełne zaufanie i zawierzenie mi zawsze i we wszystkim. To uszczęśliwia Mnie i pozwala mi tak was chronić i prowadzić, jak tego potrzebujecie.

XXVIII  ROZMOWA   –  Powiedziałem   wam: „Jedni drugich ciężary noście”

24 III 1983 r.

– Wiem, jak bardzo martwisz się, córko, sprawą waszej wspólnoty. Skoro oddałaś Mi to zmartwienie, nie obawiaj się dłużej. Cokolwiek nastąpi, będzie to moją wolą, a Ja postanawiam to, co dla ciebie będzie najlepsze.

– Wskaż, Ojcze, co robić.

– Moja córko. Dojrzałymi wśród was są tylko ci, którzy ufają Mi ślepo i gotowi są na wszystko, co im polecę. Inni realizują swoje własne koncepcje... w imię moje. To jest nieszczęściem waszym, że pragniecie się uszczęśliwiać wzajemnie – poza Mną.

– Ale nie każdy Ciebie słyszy; a może myśli, że to Ty mu radzisz, a to tymczasem jego myśli lub jeszcze gorzej. Przecież i ja boję się wciąż takiej możliwości...

– Wtedy należy porównywać to, co wam mówię teraz, z moimi słowami (z Pisma świętego), zwłaszcza gdy przekazywał je wam Jezus, Syn mój, Prawda i Miłość. Ja niezmiennie jestem miłością, dobrocią, miłosierdziem i przebaczeniem. Powiedziałem wam: „Jedni drugich ciężary noście”, „miłujcie się wzajemnie”, służcie sobie, podtrzymujcie: się, głoście słowo moje, uzdrawiajcie, wypędzajcie szatana, pojednajcie się z przeciwnikiem waszym, miłujcie nieprzyjaciół waszych, a i to jeszcze, że „zdrowi nie potrzebują lekarza” – a Ja przyszedłem na świat, aby odszukać to, co zgubione było, i przyłączyć do stada zagubione owce. Ja trzciny nadłamanej nie złamię, trędowatych (w grzechu żyjących) uzdrowię, słabych umocnię, a skruszonemu przebaczę. Ja, Pan wasz, szedłem naprzeciw grzechowi, złu i chorobie, a nie odwracałem się od nich. Wołałem i wołam: „przyjdźcie do Mnie wszyscy, a Ja was napoję”.

Niegodne jest, aby jakikolwiek człowiek cierpiał stąd, że inni wierzący odsunęli go ode Mnie – dla najpiękniejszej nawet idei wymyślonej przez człowieka. Kiedy bowiem zacznie się „oczyszczać” Kościół mój od tego, co brudne, nie dość dobre, chore i ułomne, pozostanie on pusty, i sami twórcy takich koncepcji skażą siebie na usunięcie zeń – z powodu braku miłości bliźniego swego. Jeśli kocha się tylko to, co zdrowe, przydatne i podobające się – kocha się siebie samego. Mnie kochać potrzeba w tych, którzy zginą beze Mnie – bo Ja żyję w każdym człowieku, ale najbliżej jestem nędzy i biedy ludzkiej. Zawsze tak było.

Zobacz, jak żyłem, z kim spotykałem się, do kogo głosiłem słowa moje: do zdrowych, dojrzałych, mądrych, uczonych, młodych? Do mężczyzn tylko, czy też do kobiet i dzieci? Do „swoich”, czy też i do „obcych”? Nie gardziłem celnikami lub ludźmi obłudnymi, zdradziecko zastawiającymi pułapki na Mnie, aby Mnie zgubić. Wszystkim poświęcałem czas i uwagę i wszystkich ich pragnąłem uzdrowić i pociągnąć ku Ojcu. Kto się zła boi, a przed chorobą ucieka i dobiera sobie ludzi według swego upodobania, nie Mnie służy i nie rozeznaje mojej miłości do was. Proście, aby Antoni przewidział i zechciał ze Mną współpracować wedle woli mojej, nie swojej.

Najtrudniej jest zrozumieć, że Ja kocham wszystkich i wszystkich was pragnę mieć w domu moim. A tych, którzy się źle mają, poszukuję, by ich uzdrowić. Błędy trzeba poprawiać, ludzi uczyć, nawet gromić, lecz nie odrzucać. Gdzież pójdą ci, których nikt nie chce...?

XXIX ROZMOWA – Jeżeli ty chcesz komuś pomóc, Ja z pewnością chcę tego o wiele silniej

25 III 1983 r., święto Zwiastowania Najświętszej Maryi Panny, Warszawa

– Dziękuję Ci, Ojcze, za okazanie mi swojej woli. Dziękuję Ci też za ojca Krzysztofa, bo chociaż nie wiem, co powie, ale sam fakt, że był obecny, podszedł do telefonu i rozmawiał ze mną na temat spowiedzi, to już jest dużo.

– W codzienności dobrze robisz, gdy odpowiadasz ze spokojem i miłością na potrzeby bliźnich. Jeżeli ty chcesz komuś pomóc, Ja z pewnością chcę tego o wiele silniej, i w miarę jak ograniczasz swoją impulsywność i pozostawiasz Mi więcej miejsca, wchodzę pomiędzy was i udzielam się wam. Wtedy ci, którzy przychodzą do ciebie, aby Mnie spotkać, wyjdą bardziej posileni i umocnieni. Zapragnąłem mieć taki dom, w którym spokojnie i cicho możemy się spotykać: Ja, lekarz dusz, mistrz i przyjaciel, i ci, co potrzebują Mnie.

Ty obawiasz się ludzi nie przygotowanych, reagujących emocjonalnie, uważających spotkania ze Mną za sensację. (...) Dlatego nie trap się i ufaj Mi. Wielu chcę uzdrowić w naszym domu, ale to Ja i tylko Ja jestem jego Panem. Ja przywiodę potrzebujących głębokiej więzi ze Mną, takich, którym ułatwiać będziesz spotkanie ze Mną i zawarcie prawdziwego braterstwa.

Im bardziej zaufasz Mi we wszystkim, co ciebie dotyczy, tym szerzej będę mógł wejść w twoje życie i przemienić je. Nie martw się swoją nędzą. Ona pomaga ci znaleźć swoje właściwe miejsce: dziecka, które ufa i kocha, i dlatego słucha Ojca swego.

O prawdziwej dojrzałości do współpracy

Pomyślałam, że chciałabym stać się dojrzałą do współpracy z Panem. Pan od razu zaczął tłumaczyć.

– Dojrzałość prawdziwa polega na zrozumieniu, że Ja was stworzyłem i obdarzyłem stosownie do rodzaju naszej współpracy ze Mną dla zbawiania świata. Świat zbawiany jest przez moją Ofiarę i przez wasze dłonie współpracujące ze Mną dzień po dniu, cicho, cierpliwie i delikatnie – ponieważ takie jest moje postępowanie z wami. Czyż nie doświadczyłaś tego? Dojrzałość to zdatność do takiej współpracy. A zatem wymaga ona bliskiej przyjaźni, więzi miłości i zrozumienia, ale też zezwolenia na zabijanie w sobie tego wszystkiego, co efektywność współpracy umniejsza – chociażby samo w sobie złe nie było. Będę cię uczył tego, córko moja, powoli i po trochu, bowiem nie chcę sprawić ci bólu.

– Czy nie można by szybciej?

– Znam twoje możliwości i słabość, dlatego też wspomogę cię mocą mojego Kościoła. Nie będziesz sama. Okres rekolekcji naszych kończy się...

Przerwałam, ktoś przyszedł.

26 III 1983 r.

Pan kontynuuje wczorajszą rozmowę, jak gdyby była przerwana przed chwilą.

– Niepotrzebnie martwisz się. Nie powiedziałem ci przecież, że nie będę z tobą więcej rozmawiał; powiedziałem, że ten okres kończy się. Czy możesz powiedzieć Mi, czego się nauczyłaś?

– To trudno określić, bo nie tylko umysł pracował, czy raczej służył i męczył się przekładem tego, co zrozumiałam, na odpowiednie słowa – a i one też nie dają całości nauki. Sądzę, że najważniejsze było to, co zapadało w duszę i stawało się pewnością, to, że mówię chętniej „Ojcze” niż „Panie”, które to słowo odczuwam jako stwarzające dystans i nie oddające Twojego stosunku do nas – prawdziwej, ciepłej, ojcowskiej miłości.

Ojcze, przecież wiesz, że zbliżyłeś mnie do siebie, że mam pewność Twojej obecności, miłości, pomocy i rady. Pojęłam Twoją miłość – tak wielką, że czyni Cię prawie bezradnym wobec naszej złej woli i uporu w czynieniu zła. Obudziłeś we mnie, Ojcze, czułość wobec Twojej bezbronnej miłości do nas, która jest tak niezmiernie delikatna, troskliwa i macierzyńska, że daje się wyzyskiwać, nadużywać, profanować, bo nie potrafi karać. Nie zna zemsty. A gniew Twój wyzwala tylko krzywda ludzka. Ty tylko dajesz, my zawsze otrzymujemy. Dbasz o nasze szczęście nieskończenie bardziej niż my sami. Przestałam się Ciebie bać, Ojcze, jesteś tak zachwycający w tym wszystkim, co zdołałam pojąć z Twojej natury!

Najważniejsze jest to, że zdobyłem twoje zaufanie

27 III 1983 r., niedziela

– Wiesz, Ojcze, że przy takiej pogodzie męczę się, zasypiam i duszę. Dzisiaj postanowiłam zrobić inaczej. Proszę Cię, wzmocnij mnie fizycznie, żebym mogła pisać, a ja oddaję Ci mój czas.

– Dobrze, dziecko. Tak właśnie powinnaś robić zawsze, bo Ja cię słyszę i spieszę z pomocą. Wymieniłaś Mi nieco z tego, czego cię nauczyłem, ale nie powiedziałaś najważniejszego. Wyjaśniałem ci wiele, prostowałem twoje poglądy, wychowywałem cię, jednak najważniejsze jest to, że zdobyłem twoje zaufanie.

– Ojcze, to jest straszne, że Ty, któryś nas stworzył, obdarzasz i kochasz, Ty musisz „zdobywać” nasze zaufanie, i tak się trudzisz dla byle kogo, takiego jak ja.

– Dla córki, Anno. Dla dziecka, któremu pomoc moja była bardzo potrzebna. Ale nie nazywaj trudem tego, co jest moją radością: zdobycie odzewu w twoim sercu, rozmowa z tobą, obdarzanie cię moją miłością, której tak bardzo byłaś głodna. Jeżeli pojęłaś, że jestem Miłością, rozumiesz, jak Miłość spragniona jest wzajemności, zrozumienia i odpowiedzi.

– Nigdy Ci, Boże, nie potrafię odwzajemnić się. Znasz mnie przecież, wiesz, jaka jestem.

– A przecież rozumiemy się. Od ciebie pragnę tylko tego, co sam w tobie zaszczepiłem i pielęgnuję; a ty z całego serca kochasz moje dary i służysz Mi nimi. Kochasz, dziecko, swoją ojczyznę i pragniesz, aby cała oddała się Mnie i ze Mną, wedle praw moich, żyła.

Starałem się, abyś pokochała nie tylko dary moje, ale Mnie samego, Dawcę i Ojca, bo tylko wtedy współpraca twoja ze Mną dla dobra Polski staje się możliwa.

Dawałem ci moją pomoc w Kościele moim (chodzi o Kościół w niebie). Zyskałaś wielu przyjaciół przez te lata, kiedy pisałaś to, co ci podawano. Lecz oni i Ja boleliśmy nad tym, że chociaż służysz Mi ochoczo i wytrwale, to jednak Mnie samego unikasz, lękasz sie i bronisz przed spotkaniem ze Mną. W moim darze dla was – ruchu Odnowy w Duchu Świętym, Duchu Bożej miłości, mądrości i światła – otrzymałaś pomoc, a i sama mogłaś Mi służyć lepiej przekazując słowa mojej miłości i pociechy tym, którzy jej potrzebowali. Byłaś świadkiem mojego działania i powoli oswajałaś się z moją bezpośrednią bliskością i dobrocią dla was, sama jednak nadal obawiałaś się Mnie i twoje zaufanie nieustannie odbierałaś Mi.

Postanowiłem wtedy, że stanę się najbliższym przyjacielem twoim ażebyś sama poznać mogła, jaki jestem i takim jest moje obcowanie z każdym, kto zapragnie Mnie bardziej niż wszystkich dóbr świata, chociaż formy przyjaźni mogą być różne. Ja dostosowuję moją pełnię do waszych potrzeb, aby każdy z was otrzymać mógł to, czego pragnie i co mu jest niezbędnie potrzebne. Tobie, Anno, niezbędna była przyjaźń ze Mną, pewność mojej miłości do ciebie, świadomość mojej obecności i rady, pomocy i opieki. Zbudowałem je w tobie. Chroń moje dary i nie pozwalaj im zgasnąć.

Teraz, kiedy już wiesz, że kocham ciebie stale, jednakowo mocno i na zawsze, bo doświadczyłaś tego, możesz swoje doświadczenie przekazywać potrzebującym. Ufność twoja będzie wypróbowyana, lecz po to, ażebyś Mnie mogła ofiarować swój dar: poleganie na Mnie zawsze i wszędzie, nie zaś by wątpić i ustępować nieprzyjacielowi. Ja jestem z tobą. Jesteśmy wciąż razem i to się nigdy nie zmieni, bo miłość wiąże i Kochający nie opuści ukochanej, dopóki nie wprowadzi jej do swego domu. Strzeże jej i czuwa nad nią w dzień i w nocy, choć niewidzialny i niewyczuwalny.

Dlatego, córko moja, nie trwóż się w próbach i zbądź niepokoju. Niechaj twoja ufność rośnie i owocuje w słońcu i deszczu, w cieple i w burzy, bo wszystko, co daję, ma na celu twój wzrost i osiągnięcie pełni.

– Czy teraz pozostawisz mnie. Panie?

– Nie opuszczam cię, przeciwnie, współpraca moja z tobą wzrośnie i poszerzy się – wedle moich zamierzeń. Natomiast obecność moja ukryje się w twojej ufności. Ale też nie na zawsze. Uczę cię stale, ustawicznie cię wzbogacam. Zobaczysz Mnie w twoim życiu, działaniu, w innych ludziach.

– Czy nie będziesz ze mną rozmawiał?

– Jakżeż bym mógł odebrać ci raz dane dobro? Rozmawiaj ze Mną, kiedy tego zapragniesz, lecz mniej czasu mieć będziesz do pisania. Dlatego też życzyłbym sobie, abyś wykorzystywała na rozmowy ze Mną każdą chwilę w drodze, w tramwaju, przy zajęciach domowych. Mów Mi o wszystkim, co cię boli, i o każdym, dla kogo potrzebna jest moja pomoc. Słuchaj uważnie mojej odpowiedzi. Nie zawsze ją usłyszysz, ale Ja prośby twoje zawsze usłyszę, a co będę uważał za słuszne, spełnię. Błogosławię cię, Anno.

XXX ROZMOWA – O odpowiedzialności kapłanów

28 III 1983 r., poniedziałek, Warszawa

– Wyznam ci, córko, że ból każdego z was rani Mnie. Ból „odrzucenia”, który teraz odczuwacie (swojego rodzaju kryzys w grupie modlitewnej), Ja znoszę z wami. Spójrz na mnie. Przecież Mnie odrzucił mój własny naród, przygotowany przeze Mnie do współpracy ze Mną. Naród, który istniał, by ponieść moją naukę do innych ludów, wolał Mnie zabić.

Nie dziw się słabości ludzkiej i błędom. Wynikają one z nie dosyć ścisłej więzi ze Mną tych, którzy Mnie się oddali, ale nie chcą słyszeć Mnie, abym im nie przeszkodził w ich własnych planach.

Wydawać się może, że bardziej kocham moje sługi niż resztę ludu Bożego, a to dlatego, że nie zabraniam im błądzić, chociaż ich błędy szkodzą większej ilości ludzi i bardziej są bolesne i widoczne. W rzeczywistości daję im tę samą wolność, ale ponieważ więcej otrzymali i ślubowali Mi służbę wierną, surowszy będzie mój sąd. Jeżeli przez któregokolwiek z nich choć jedna moja owca przepadnie, jego uczynię winnym. Jest to straszna odpowiedzialność. Ale też pozostawiam im czas...

Za (księdza) Antoniego módlcie się, a Ja wspomogę każdego z tych, których odrzucił. Zwłaszcza tym pomoc potrzebna, których nie ostrzegł i nie skarcił tak, jak powinien. Jestem przy każdym z was, a im kto jest słabszy, tym większą pomoc otrzyma. Jeżeli ofiarują to cierpienie Mnie za rozwój ruchu, wkrótce powstaną nowe grupy i Ja będę wam pomagał silniej i skuteczniej.

Każde działanie wymaga ofiary, cierpienia i postu. Wasz ból oddajcie Mi, a Ja przemiemę go w grunt żyzny pod ziarno mojego z wami przebywania dla wzrostu waszego w miłości ze Mną. Mów to innym i nie martw się niczym.

Teraz uczcij Mnie i bądź ze Mną w ciągu tych dni. Błogosławię cię, córko.

XXXI ROZMOWA – Cierpienie jest skarbem waszym

30 III 1983 r.

Podczas wspólnej modlitwy z moją młodą znajomą, Wiktorią, niespokojną o los swojej zmarłej babki, Anny (przy której czuwała w szpitalu, ale nie do samej śmierci). Zapytałam Pana, czy mogę spytać o zmarłą babcię Wiktorii.

– Jestem z wami, córko. Chciałem, abyś mogła pomóc współpracując ściśle ze Mną. Tego cię uczę.

Powiedz Wiktorii, córce mojej, żeby była zupełnie spokojna: Anna jest ze Mną. Kocham ją i cieszę się nią. Dziękujcie Mi za moje zmiłowanie, za moją miłość i łagodność, z jaką przeprowadzam tych, którzy ufają Mi.

Anna mogła chorować długo i cierpieć straszliwie (nowotwór). Ja zrobiłem to, co było potrzebne, aby ulżyć jej. Wszystkie okoliczności temu służyły, by spotkała się ze Mną w radości. Kto z cierpienia do Mnie przychodzi, przeżywa szczęście nieskończone.

Ból jest konieczny dla tych, którym chcę go oszczędzić w moim świecie. Ból jak strumień czystej wody obmywa resztki brudu u tych, którzy nie potrzebują gruntownego oczyszczenia, bo przyjęli moją propozycję i wykorzystali ją. Spowiedź i sakrament chorych, który przygotowuje was na spotkanie ze Mną, są moimi ogromnymi darami. Jeśli są wykorzystane, otwierają przed wami mój dom. Lecz cierpienie zniesione bez narzekania i złorzeczenia Mi powoduje, że sam przychodzę, by wprowadzić umęczone moje dziecko. Cierpienie jest skarbem waszym. A daję go tylko tyle, ile jest niezbędne.

Wiktorio, ciesz się, bo będziesz miała opiekę i pomoc babki twojej, której to obiecuję. Ona otrzymała tę łaskę, o którą prosiła. Dlatego chciałem, abyś była przy niej, by więź pomiędzy wami utrwaliła się. (Jak się później dowiedziałam, Wiktoria otrzymała na spotkaniu modlitewnym polecenie czuwania przy umierającej babce).

Nikt, kto ze Mną jest, nie odchodzi od swych bliskich. Wszyscy kochają bardziej, goręcej i z większą mocą bliskich swoich, bo kochają moją miłością, bezinteresowną, pełną współczucia i dobroci. Niech w rodzinie twojej Anna (babka) będzie uszanowana wedle mojej miłości do niej, bo pokochałem ją za jej cichość, wytrwałość i miłość zdolną przebaczać.

Na prośbę Anny błogosławię was.

Anny nie znałam. Wiedziałam o niej tylko, że była prostą wiejską kobietą i że „niecierpliwiła się chorobą”, bo czekała na nią praca w domu. Już po naszej modlitwie dowiedziałam się więcej: Przed operacją wyspowiadała się; przed śmiercią przyjęła sakrament chorych (była przytomna aż do zakończenia udzielania go). W życiu wyróżniała ją „cichość”, pokora, niemyślenie o sobie, nieżądanie niczego dla siebie, samozaparcie, troska o innych i znoszenie z miłością) męża pijaka i dwóch pijących synów. Ileż takich cichych kobiet Pan doprowadza do siebie taką „zwyczajną” drogą!

XXXII ROZMOWA – O darach Bożych: „Daję z miłości. Darmo dane ma być darmo rozdawane”

2 IV 1983 r., Wielka Sobota, pod Warszawą

– Córko moja. Usłyszałaś, co powiedziałem ci w kaplicy.

– Słyszałam, że kiedy dziecko idzie do szkoły, mniej ma czasu na rozmowy z ojcem, ale ojciec cieszy się, kiedy w wolnych chwilach przybiega do niego z tą samą ufnością, jaką miało dawniej.

– Tak, będę mówił do ciebie, kiedy będzie potrzeba i kiedy będziesz ku Mnie zwrócona. Jeżeli nie jestem „za wielki” dla ciebie, tym bardziej – dla innych, którzy tylko przez ciebie mogą spotkać się z moim bezpośrednim słowem. Tak będzie też w Niedzielę Miłosierdzia, dlatego przygotuj się i bądź wypoczęta.

Następnego dnia Pan mówi do kleryków jednego ze zgromadzeń, gdzie jechaliśmy w kilka osób modlić się z nimi o wylanie Ducha Świętego:

– Pragnę dać wam wiele łask, a ty przygotuj ich do godnego przyjęcia moich skarbów, które daję im darmo, aby nimi służyli. Jeśli uznają je za swoje „ozdoby”, dane im ze względu na ich wartość, wyższą niż innych kleryków, spotkają się z moim sądem żądającym rachunku, a nie z miłosierdziem. Daję – z miłości, aby służyli nimi – z miłości do bliźnich. Darmo dane ma być darmo rozdawane, a trud rozdania jest wszystkim, co za nieskończoną miłość moją oddać Mi mogą. Z miłości poszerzam dla nich granice współpracy ze Mną, ale wymaga to szybkiego dojrzewania, by dary moje dobrze były użyte i by głupota pychy nie zniszczyła człowieka. Okazuję wam nie tylko zaufanie moje, lecz i powołuję do stałego i wiernego współżycia ze sobą, bo bez niego zgubicie siebie i dary moje.

Odpowiedzialność przede Mną wzrasta stosownie do bogactwa, które rozdaję wam. Niech ta ojcowska nauka pozostanie w waszych sercach. Błogosławię wam, synowie, na bogate żniwa i ciężką pracę w radości mojej.

– Ojcze, dzięki Ci za wszystko, co mi dajesz. Za Twoją miłość i dobroć. Za to, że tak troskliwie dbasz o mnie. Wiesz, Ojcze, że wszystko Ci oddaję i że nic nie wiem, co będzie dalej, poza Niedzielą Miłosierdzia. Wiesz, że boję się bezużyteczności, ale ufam Tobie. Bądź uwielbiony w miłości do nas, w Jezusie, w Jego życiu, ofierze i śmierci.

– Syn mój oddał się wam w zupełności, abyście wy mogli żyć. Pragnij tego – wraz z Nim – z całej mocy swego serca i czyń wszystko, aby Syn mój był w życiu waszym uwielbiony. Kochaj i pracuj z Nim. Oddaj Mu siebie i trwaj w Nim. Błogosławię cię, córko.

XXXIII ROZMOWA – Kapłanom przyjaźń z Panem jest absolutnie niezbędna

12 IV 1983 r., wtorek, Warszawa

– Córko, martwisz się, zamiast zapytać Ojca swego. Czyżbyś już nie ufała Mi?

Wiem, że myślisz, iż już nie chcę z tobą rozmawiać, a moja miłość jest wciąż ta sama, niezmienna. Zauważyłaś, jak mało masz teraz czasu dla Mnie? Za to robisz to, coś powinna – myślisz i działasz dla dobra ludzi. Czyż Ja nie tak samo postępuję? Tak więc robimy to samo – Ojciec i Jego małe dziecko, które chce naśladować Ojca. Dlatego że pragniesz dawać, daję ci możność darzenia. Im więcej będziesz służyła bliźnim, tym więcej dam ci okazji i pomocy ku temu.

– Przecież ja tak mało mogę dawać?

– Bądź cierpliwa i rób to, co możesz z dnia na dzień, póki Ja sam nie wskażę ci innych zadań. Przyjmuj do twojego – i mojego – domu każdego, kto do niego przychodzi. Dziel się tym, co posiadasz, a przede wszystkim tym, co ci powiedziałem i co z mojej woli mówił ci Ludwik i inni moi synowie i córki (chodzi o osoby zmarłe, żyjące w królestwie Chrystusa).

Teraz przygotuj się do rozmowy z Wojciechem. Wolą moją jest, byś z tymi z jego kolegów, którzy tego zapragną, podzieliła się słowami, jakie każdemu z nich będą najbardziej potrzebne i bliskie.

Słowa moje nie powinny pozostawać utajone, mówiłem je bowiem tobie, aby was przybliżyć ku sobie, ośmielić, zachęcić i przestrzec. Słowa moje są pełne światła i mocy. Każdy, kto je zechce przyjąć szczerym sercem, nie poprzestanie na nich, a zapragnie pełni mojego Słowa – Jezusa, Zbawcy waszego. Ty masz ułatwiać bliźnim zbliżenie się do Syna mego. Jesteś pośrednikiem pomiędzy Nim a tymi, którzy Go szukają i potrzebują.

Kapłani i ci, którzy oddali Mi całe swoje życie, są tymi, którym jestem absolutnie niezbędny. Bo jeśli ktoś z was Mnie oddaje się do dyspozycji, musi zbliżyć się do Mnie tak, byśmy jedność stanowili, jeżeli nie chce zmarnować swego daru, powoli wycofując swoją ofiarę, i w ten sposób oszukując Mnie i siebie. Jeżeli jednak zawiąże się bliska i zażyła przyjaźń pomiędzy Bogiem a Jego stworzeniem, które jest nieskończenie kochane, ale jakże rzadko wie o tym, człowiek otwiera się przed swym Zbawicielem, pozwala Mu uzdrowić siebie i prowadzić tak, że zdolny się staje do wypełnienia swego zadania – a więc jest szczęśliwy.

Współpraca z Bogiem opiera się na ufności i zawierzeniu

15 IV 1983 r., piątek, Warszawa

– Witaj, córko. Cieszę się, że zwracasz się do mnie z ufnością. Nie pozwalaj nigdy, by ufność w tobie zmalała lub zgasła. Współpraca twoja z Bogiem twoim opiera się na twojej ufności i zawierzeniu Mi.

Kiedy ufasz Mi głęboko i w pełni, wtedy stajesz się moją współpracownicą, towarzyszką i świadkiem. Świadczyć prawdziwie można tylko o tym, co się zna, rozumie i podziela. Świadczyć o Mnie ten tylko może, kto zaznał sam mojej obecności i działania.

Pragnę, abyś objaśniała innym plany moje i zachęcała do włączenia się w nie. Ponieważ zaś nie możesz wiedzieć o tym, jakie Ja obmyśliłem zadania dla każdego z nich, gdzie będą najbardziej potrzebni i oddadzą Mi chwalę największą, dążyć powinnaś do ułatwienia każdemu, kogo do ciebie przyprowadzę, jak najbliższego spotkania ze Mną. Dlatego nie obawiaj się wzywać Mnie i pytać.

Ja chcę wejść w wasze życie, bezpośrednio z wami rozmawiać i radzić wam, leczyć, prostować to, co skrzywione i uzdrawiać choroby duszy i ciała. Chcę dać się wam poznawać jako wasz mistrz, lekarz dusz waszych, przyjaciel niezawodny,Jako wasza opoka, obrona, wódz wasz niezwyciężony, wasze światło i moc.

Pamiętaj, córko, że ja, Jezus Chrystus, wasz Zbawiciel, przybywam do was w mocy, świętości i pełni Trójcy Świętej, aby was przysposabiać, nauczać i uświęcać. Jestem nieskończoną chwałą, miłością i miłosierdziem – otwartymi ku wam, abyście czerpali, uczyli się ufać, kochać, abyście rośli ku Mnie, umiłowane dzieci moje, tak słabe i upadające beze Mnie. Chwałę natury Boskiej osłaniam tak silnie przed wami, abym – utajony i cichy mógł być przyjęty przez was bez lęku...

Nie lękajcie się, a ufnie zwracajcie się do Mnie

– Z jakiego właściwie powodu odczuwamy lęk?

– Z powodu świadomości grzeszności i nędzy waszej w świetle prawdy mojej odsłaniającej się jasno. Jednak Ja przybywam do was, nie aby sądzić was, lecz by ratować i podnosić.

Dlatego naprzeciw wam wychodzi moje przebaczenie i miłosierdzie, moje współczucie i miłość. Nie lękajcie się więc, a ufnie i otwarcie zwracajcie się do Mnie. Nie chcę być niemym świadkiem waszych rozmów. Pragnę waszej miłości, zaufania i otwarcia się na moją pomoc, którą chcę wam dać. Zwracajcie się ku Mnie, nie ku sobie wzajemnie. Mnie przedstawiajcie swoje bolączki, Mnie proście o rozwiązanie waszych trudności, niepokojów i niepewności. Jestem uzdrowicielem – do Mnie przynoście wasze choroby i troski.

Po to przychodzę tu, by wam służyć, tak jak ojciec służy dzieciom swoją mądrością, siłą i opieką. Tylko od waszej wiary i ufności zależy, czy otrzymacie pomoc, bo zezwolenie wasze na to, co będę czynił w was, jest konieczne – a zezwala się temu tylko, w czyją miłość, umiejętność i moc się wierzy.

Tu ustanawiam moją lecznicę, miejsce spotkań z przyjaciółmi Mymi. Nie konfesjonał, a ogród przyjaźni i miłości wzajemnej. Nie trzeba Mnie wzywać. To Ja oczekiwać tu będę – was. Powitam was z wyciągniętymi ramionami, bo miłość moja do was jest wciąż głodna wzajemności. Czeka w milczeniu, czy ją zawołacie, a na jeden głos miłości i tęsknoty odda się wam cała.

Nie bójcie się Mnie. Przychodźcie spragnieni i pełni nadziei, a nie odejdziecie puści. Miłość moja nie może już wytrzymać samotności i zamknięcia, wychodzi na ulicę i do domów, gdzie Ją wpuści gospodarz – aby udzielać się, obdarzać, napełniać i karmić głód waszych dusz. Pozwólcie się kochać. Błogosławieństwem moim napełniam was.

XXXIV ROZMOWA – O spowiedzi: To Ja wzywam cię. Przyjdź!

16 IV 1983 r., sobota, Warszawa

Zastanawiałam się, czy powinnam iść do spowiedzi, bo nie odczuwałam silnych wyrzutów sumienia, a niezadowolenie z siebie i poczucie „szarości” swojej duszy mam z kolei stale. Zapytałam Pana.

– Anno, posłuchaj mnie. Sakrament pokuty jest moim miejscem spotkania z grzesznikiem. Grzeszni jesteście wszyscy. Wszyscy potrzebujecie mojego przebaczenia. Lepiej jest, gdy przychodzicie do Mnie wtedy, gdy lżejsze choroby was trapią, niż kiedy choroba jest już zaawansowana i bardzo ciężka.

To Ja wzywam cię dzisiaj. Przyjdź! Pragnąłbym móc oczyścić cię z tego nalotu pyłu, który pokrył cię, bo nieostrożna jesteś i nie bronisz się przed nim. Jest to pył myśli niechętnych i nieżyczliwych, odruchów pozbawionych miłości bliźniego i delikatności, która każdemu jest potrzebna. Przyjdź, córko, do Mnie.

 
Tak bardzo pragnę przyjaźni...

19 IV 1983 r., wtorek, Warszawa

Szczęśliwa byłam, te koleżanka z grupy otrzymała odpowiedź nie przeze mnie (bo to może być mylne), ale wprost od Pana. Wiemy już, że udział Pana w spotkaniu może być i taki. No i mamy Jego potwierdzenie, że będzie tu Panem, a więc, że to On mówił, czego sobie życzy. Może jest to brak ufności, ale wciąż kontroluję się i sprawdzam, bo tak się boję wplątać coś własnego we wspaniałe, mądre, podnoszące nas słowa Pana.

– Moja córko, pochwalam twoją czujność, ale pragnę, abyś wiedziała, że to Ja sam stoję na straży. Moją wolą jest, aby nic nie skaziło słów, które przez ciebie daję każdemu, kto je przyjmie i zechce je praktykować w swoim życiu. To, co ci mówię, Anno, pomóc powinno każdemu w zbliżeniu się do Mnie bez obawy, bezpośrednio i szczerze.

Tak bardzo jestem spragniony przebywania z wami, uczenia was poznawania Mnie prawdziwego – Boga–Człowieka, żywego, kochającego was, troszczącego się o was, współczującego wam, tęskniącego do waszej prawdziwej serdeczności, otwartości i zaufania. Moja Ewangelia uczy was, jakim był Jezus, ale wiecie przecież, że zmartwychwstałem w ciele uwielbionym, nie podległym już śmierci. Syn Boży – Syn Człowieczy obie natury tak ściśle połączył, żeby być z wami zawsze, by stać się dla każdego, kto Mu zaufa, najbliższym przyjacielem, nauczycielem, pomocą, ucieczką. Ten mój świadomy i dobrowolny akt złączenia się z wami więzami krwi, którą za was wylałem, ma aktualność wieczystą. Byłem, jestem i będę z wami aż do skończenia świata. Tak rzadko wasza znajomość „teologiczna” wyciąga z tego praktyczne wnioski. Niesłychanie trudno jest Mi przekonać was, pokonać wasze uprzedzenia i fałszywe wyobrażenia o Mnie. Jeszcze rzadziej mogę liczyć na wasza szczerą, serdeczną i naturalną przyjaźń, której nie skąpicie sobie nawzajem lub tęsknicie za nią, ale Mnie wykluczacie. Ta jestem zawsze sam, odsunięty, zaniedbany, traktowany nieludzko.

– Jak to? – przeraziłam się

– Bo jak to nazwiesz, Anno, że człowiek zwraca się do Mnie recytując formułki, cudzymi słowami, bezmyślnie i mechanicznie, bez cienia uczucia, tak jak gdyby odrabiało się przykry obowiązek. Tyle osób przez całe życie nie powiedziało Mi jednego serdecznego słowa. Wciąż jestem odtrącany, raniony, poniewierany, i to nie przez wrogów, nie – przez ludzi odkupionych moją Krwią, przeze Mnie wyzwolonych. Nie oczekuję wdzięczności, ale choć trochę zrozumienia, dopuszczenia Mnie do bliższego współżycia, abym mógł wam pomagać, ulżyć, uzdrowić to, co w was chore. A tak naprawdę, to zupełnie zdrowych nie ma pomiędzy wami. Dopiero wtedy stajecie się nimi, kiedy Ja was wspomagam.

Zauważ, jak pospieszyłem ci z pomocą, kiedyś zechciała powierzyć Mi siebie. Czyż nie pomogłem ci we wszystkim? O ileż spokojniej czujesz się teraz, prawda? A to dopiero początki naszej współpracy. Daję ci maleńką część mojego smutku, kiedy spotykam cię z ludźmi znanymi ci, którzy są daleko ode Mnie, a ty odczuwasz smutek. Wiesz, że biedni są oni wszyscy, bo głodni Mnie, a nie uwierzą w to. Wydaje się im, że brak im tego co materialne lub zdrowia czy młodości, a to głód szczęścia prawdziwego, jakim Ja jestem. Daję ci to odczucie, abyś rozwijała w sobie współczucie i pragnienie obdarzania Mną bliźnich.

– Nie potrafię. Nie wiem jak to zrobić.

– Nic się nie martw. Nauczę cię tego. Razem będziemy działać, bo przecież chcesz Mi dopomóc w wejściu do serc ludzkich, prawda? Ty dajesz Mi do dyspozycji swoją osobę, a Ja to wykorzystam. Wiem kto Mnie pragnie, kto jest głodny, kto szuka i nie ustaje. Bo widzisz, Ja przyjdę na wezwanie, nawet najkrótsze. Mówiłaś, jak „polowałem” na owego księdza, gdy współpracowała ze Mną Józefa (opowiadałam komuś o siostrze Józefie Menendez). Otóż jedna myśl miłości, jedno wezwanie, westchnienie – jak zrobiła to twoja ciotka, Joanna (ciotka umierając zawołała: „Jezu, ja już nie mogę...” i w tej sekundzie skonała) – wystarczą, abym natychmiast objawił swoją miłość i moc.

Ja nie odstępuję od was nigdy. Czekam z utęsknieniem, nieskończenie cierpliwie, kiedy przypomnicie sobie o Tym, który was kocha. Wolność wasza jest uszanowana, bo przyjaźń ze Mną nawiąże tylko ten, kto tego zapragnie, ale wspomagam was, bronię, ratuję i udzielam życia wam wszystkim, stale i w każdym momencie.

Jednak tak bardzo pragnę zrozumienia, przyjaźni i wymiany miłości. Za jedną chwilę, w której zatrzymujecie waszą nikłą miłość na Mnie, daję całego siebie. Czyż to zła wymiana? Czy istnieje ktoś inny, który by tak bezgranicznie i niezmiennie was kochał...?

XXXV ROZMOWA

23 IV 1983 r., sobota, Warszawa

– Witaj, córko moja. Niepokoisz się sprawą przeprowadzki do dzielnicy, której nie znasz i nie lubisz, ale nie wiesz, czy Ja tego nie pragnę? Oddaj Mi twój niepokój i obawy. A teraz posłuchaj.

Pragnę, abyś pozostawiła Mi czas każdego dnia. Nie żądam od ciebie wiele: pół godziny, nie dłużej, ale za to systematycznie. Postaraj się o to już od dzisiaj, dobrze? Chciałbym z tobą rozmawiać często i o wszystkim. Dlatego teraz oddaj Mi to, co cię martwi, boli i cieszy.

Zrobiłam tak.

– Tego pragnę, Anno. Oddawaj Mi swoje sprawy codzienne...

XXXVI ROZMOWA – Czy jesteśmy przez Ciebie, Panie, mniej kochani niż inne narody?

30 IV 1983 r., sobota, Warszawa

– Nie umiem, Panie, wykorzystać odpowiednio tego czasu, w którym mam być z Tobą. Nie potrafię być serdeczną. Proszę tylko i oddaję ci innych ludzi. Przykro Mi, że nie sprawiam ci radości.

– Moja córko, na wszystko przyjdzie pora. Jakżeż mógłbym cię uleczyć, gdybyś nie przychodziła do Mnie?

– Przecież Ty to wiesz.

– Ja wiem, co ci dolega, ale bez twojego zezwolenia nie mogę przystąpić do leczenia. Chcę wiedzieć, czy wierzysz w moją moc

i czy zgadzasz się na moje metody. Pragnę też usłyszeć, co ci dolega najbardziej, czego chciałabyś się pozbyć.

– Mówię Ci to, Panie.

– Tak, mówisz, ale nie bardzo wierzysz w moją miłość do ciebie i w moją moc.

– Wiem, że mógłbyś, Ojcze, uzdrowić mnie w jednej chwili, ale tego nie robisz. Mało albo nic się we mnie nie zmienia. Dlaczego w książkach pisanych przez protestantów tyle jest dowodów Twojej natychmiastowej i skutecznej pomocy? Przecież wielu z nich otrzymywało ją niejako „z góry”, nie wierząc lub w ogóle nie spodziewając się jej. Może to nasz kompleks katolicki albo „narodowy”, ale jak się czyta o Twojej pomocy w Stanach Zjednoczonych, wydaje się, że ich kochasz bardziej, a my – jak zawsze – jesteśmy Ci bardziej obojętni, mniej kochani. Wszystko, co nas spotyka, świadczy o tym, a Ty to potwierdzasz. Nie masz dla nas tej gorącej, natychmiastowej pomocy, jaką miałeś dla nich. Wiesz przecież, jak strasznie jesteśmy zniewoleni, jak bardzo cierpimy. Ale Ty też nas omijasz. I dla Ciebie jesteśmy „gorsi”. A przecież mówiłeś. Ojcze, że tym bardziej spieszysz z pomocą, im biedniejsi i słabsi jesteśmy. Ale u nas nie uzdrawiasz, nie dajesz takiej radości i tylu łask i darów, nie wspomagasz nas i nie przemieniasz czy „nawracasz” tak, jak tam. Żądasz, abyśmy wierzyli w Twoją moc i miłość dla nas, ale tak mało jej przejawiasz. Jesteś skąpy w stosunku do nas. Nie mówię o sobie, ale o wszystkich dookoła. Co z tego, że Ciebie proszę, przecież bez rezultatu. Tam dajesz świadectwa swej mocy i miłości do ludzi – przecież nie lepszych niż my; tam oni widzą Twoją natychmiastową i silną odpowiedź bez względu na ich wiarę, z góry niejako. U nas nie chcesz. Dlaczego?

1 V 1983 r., niedziela, Warszawa

– Anno, wydawało Mi się, że zrozumiałaś, jak bardzo was kocham. Tymczasem okazuje się, że nadal nie wierzysz Mi. Chciałabyś, córko, szybko widzieć rezultaty?

– Bo mamy mało czasu.

– Mówisz, że mało jest czasu? Ja jestem dawcą czasu i zawsze w odpowiedniej porze realizuję moje zamierzenia. Moc moja przejawi się u was, w twoim kraju, mocniej niż gdziekolwiek, ale jeszcze krótki czas musicie cierpieć, ufać Mi i wierzyć moim stowom. Konieczne jest bowiem powszechne postanowienie odmiany życia.

– Panie, dopuściłeś, aby nas demoralizowano. Dałeś władzę łajdakom, którzy rządzili zbrodniczo. Myślę o masowych morderstwach i prześladowaniach po wojnie, o ostatnich latach i o ustawie zezwalającej na „przerywanie ciąży”, czyli na bezkarne zabijanie. A teraz sam zbierasz plon: ruinę kraju i ruinę sumień. To kraj masowych złodziejstw, żebraniny i cwaniactw. Przecież to Ty dopuściłeś do tego. Czy myśmy tego chcieli? Wiesz, że nie. Wiem, jak bronisz inne narody, kiedy chcesz, np. Finlandię czy Austrię. Nie wierzę, żeby tam bardziej wierzono Ci niż u nas, a ich uratowałeś. Dlaczego nie nas? Teraz chcesz cudów od nas, tymczasem to Ty musisz je uczynić – tu, jeśli cokolwiek ma tu powstać dobrego. Nas wychowywano do ofiarności przez pokolenia. Chłopi zawsze będą chcieli coś skorzystać. Widzę przecież, jak trudno im zrobić cokolwiek bezinteresownie. Co robiono w „Solidarności”, jak dbano o własne interesy i karierę? Nie wierzę w obudzenie sumień wśród wielu milionów ludzi żyjących tylko dla siebie. Widzisz, co się dzieje, jak nas okradają na każdym kroku: rzemieślnicy, handlarze, zakłady przemysłowe, pracownicy handlu, inicjatywa prywatna, spekulanci, urzędy i władze. Kradnie każdy, kto może, i na pewno nie zrezygnuje z tego, co mu korzyść przynosi w ogólnej nędzy.

Nie wierzę w powszechną odmianę, bo nie ma nadziei ani celu, dla którego warto by to zrobić. Dla Ciebie już to robią ci, którzy pragną Ciebie, a na innych nie licz. Zobacz, Panie, ilu ludzi znałam, ilu chciałam przyprowadzić do Ciebie, a nie udało mi się ani razu. Nikt nie chciał nawet zobaczyć, spróbować, a przecież wszystkim jesteś niezbędny. Żyją bez Ciebie i uważają, że nie jesteś im potrzebny. Czy sądzisz, Jezu, że mnie to nie boli? Że się tym nie gryzę i nie cierpię...? Ale nie wierzę, że to się zmieni.

Nawrócenie narodu nastąpi dopiero wobec grozy

– Moja córko, rozgoryczyłaś się i poddałaś żalowi, a to są uczucia niszczące i bezpożyteczne. Posłuchaj lepiej, co Ja mam ci do powiedzenia.

Wasze powszechne nawrócenie się na moją drogę nastąpi wtedy kiedy stanie przed wami groźba całkowitej zagłady. Ona obudzi społeczny zryw w obronie wartości najwyższej dla was i wspólnej – waszego bytu narodowego. Wobec takiej grozy, która zawiśnie nad światem, zjednoczycie się i zwrócicie wasze serca ku Mnie, jako jedynej waszej obronie i tarczy. Moja Matka stanie się w tym czasie rzeczywistą Królową narodu polskiego. Wtedy gdy dokoła was ginąć będą i rozpadać się kraje o wiele od was bogatsze i potężniejsze, kiedy śmierć straszliwa, natychmiastowa i zaskakująca zagarniać będzie miliony waszych braci w jednej sekundzie – bo użyjecie przeciw sobie broni jądrowej (przed którą ostrzegała was od lat Maryja, Matka moja i wasza) – wtedy lęk o życie stłumi wszelkiej inne pragnienia. Nie Tylko w Polsce, lecz na całym świecie nastąpi przemiana duchowa. Te kraje, które wierzyły Mi i uznawały Mnie swym Panem, zwrócą się ku Mnie i skupią swoją ufność i wierność wokół mojego Krzyża. Inne, które praktycznie odrzuciły Mnie, bo od dawna byłem dla nich tylko symbolem i wspomnieniem, pozostaną w swojej agonii same i nie znajdą oparcia. Tam zapanuje chaos, panika i zbiorowe szaleństwo: jedni przez drugich i przeciw drugim będą dążyć do zapewnienia sobie bezpieczeństwa. Tak stanie się w krajach, którym zazdrościcie mojej opieki (USA i kraje Europy Zachodniej). Zobaczysz też, jak bogactwo i poczucie siły zniszczyły odporność społeczeństw, a podkopując – z dawna i planowo – moje prawa, rządy zgotowały zgubę własnym ludom.

Wtedy zobaczysz i przekonasz się, czy miałaś rację wątpiąc w swój naród. Bo Ja wierzę w waszą głęboko ukrytą wierność moim słowom, która ujawni się, gdy zamrą niskie emocje i pożądania. Dam wam moją pomoc w osobie Papieża. Mój syn, Jan Paweł II ufa Mi i rozumie Mnie. On was przygotuje. Teraz zaś szykuję ziarno na zasiew. Nie wielu potrzeba Mi, lecz ufających Mi, żyjących ze Mną w przyjaźni bliskiej i oddaniu. Przygotowuję was sobie.

Ty pomóż Mi w tym, by dosyć było tych, którzy głosić będą Mnie żywego, obecnego i kochającego was. Powiedz to Wojciechowi (miał przyjść). Daję wam moje błogosławieństwo.

– To Ty, Panie, musisz mi w tym dopomóc, bo żebym mogła to zrobić, muszą przyjść do naszego (Twojego i mojego) domu, prawda?

– Tak, córko, i w tym pomogę ci. Jeśli chcesz, abym był uczestnikiem waszego spotkania, uprzedź o tym i czyń Mi miejsce. I tego was nauczę.

XXXVII ROZMOWA – Ty masz wprowadzać w obręb naszej przyjaźni

2 V 1983 r., poniedziałek, Warszawa

Kiedy zaczęłam i nie mogłam się modlić w czasie tej pół godziny, w której mówię do Pana, usłyszałam:

– Powiedziałem ci: „Dzisiaj będziesz pisać”. Pragnę, byś Mnie zawsze słuchała, gdy mówię do ciebie. Rozmowa ze Mną nie jest trudna. Mówię prosto i jasno. Nie pragnę, abyś codziennie powtarzała Mi to samo ani też mówiła do Mnie formułkami. Zastanów się, jak mówiłabyś do twego najbliższego i najmądrzejszego przyjaciela. Czyż nie radziłabyś się go w swoich sprawach, nie opowiadała o tym, czym się cieszysz lub martwisz? Czy nie zasięgałabyś rady i nie oczekiwała pomocy...?

– Ale Ty, Jezu, to wszystko wiesz. Po co mówić o czymś, co znasz lepiej ode mnie?

– Pragnęłaś, Anno, przyjaźni ze Mną. Oto jestem. Bliższego ci przyjaciela nie znajdziesz, a także bardziej kochającego cię i rozumiejącego, bardziej wyrozumiałego i skorego do pomocy. A kiedy jest czas na rozmowę pomiędzy Mną a tobą, nie masz Mi nic do powiedzenia?

Znam ciebie i wszystko, co ciebie dotyczy, jest Mi wiadome, jednak na straży twojej wolności stoi twoja wolna wola. Mogę zrobić wszystko, co uważam za dobre dla ciebie i innych, jeśli Mi na to pozwolisz.

– Tak zrobiłam.

– Owszem, słyszałem, że oddajesz Mi swoją wolę. Dlatego powiedziałem ci, że dziś pragnę rozmawiać z Tobą – pisząc, gdyż jest to forma, do której przywykłaś, a słowo napisane pozostaje. (...)

– Co mam powiedzieć znajomym?

– Mów o Mnie. W mojej obecności odbywają się wasze spotkania. Ja ci pomogę. Jeśli będą pytać, odpowiem. Przez ciebie pragnę otworzyć ich oczy na moją rzeczywistą obecność i bliskość. Ty masz ich wprowadzać w obręb naszej przyjaźni. Słowa moje do ciebie są jej dowodem. Przez nie udowadniam, jak zależy Mi na zawarciu z każdym z was stałej, wiernej, przyjacielskiej więzi miłości. Moi kapłani są moimi najbliższymi współpracownikami na ziemi. Dzielę się z nimi moją mocą. Czyż tym bardziej nie powinni Mnie słuchać w każdej godzinie życia? Przecież, gdyby chcieli żyć ze Mną w prawdziwym zrozumieniu, mogliby dokonać po stokroć więcej, gdyż Ja moim przyjaciołom nie skąpię łask i pomocy. Czyż ty nie jesteś tego dowodem?

– Tak, Jezu, otrzymałam od Ciebie ogromny skarb, tylko nikomu nie jest on potrzebny. Jest tak od lat. Uginam się pod ciężarem worka brylantów – na pustyni. (...)

– Chciałem, ażebyś mówiła Mi o tym, co ci naprawdę ciąży i dolega, a potem oddawała to Mnie. Dlatego teraz oddaj tych, do których masz żal, mojemu miłosiernemu Sercu, a o innych proś Mnie i polecaj ich mojemu prowadzeniu.

Uczyniłam tak.

XXXVIII ROZMOWA –  O Duchu  Świętym  i Bogu w Trójcy Jedynym

4 V 1983 r., środa, Warszawa

– Panie, oddaję Ci mój czas i proszę, wytłumacz mi, kim jest Duch Święty, jaka jest Jego rola w historii zbawienia, o co powinniśmy Go prosić? Jak Go słuchać i jak Go pokochać, skoro nie ma oparcia dla Jego wyobrażenia? Wiem, że Duch Święty nigdy nie mówi o sobie, lecz o Ojcu i Synu, ale jest też Osobą, i też wszechmocną, więc jaki jest Jego zakres zainteresowania nami? Czy jeśli przyjaźnię się z Tobą, Jezu, to równie przyjaźnię się z Duchem Świętym, czy też przyjaźń z Nim jest inna, osobna? Czy w ogóle można zawiązać przyjaźń z Duchem Świętym?  

– Anno, córko moja. Pytasz o sprawy trudne, ale znam twoje intencje i odpowiadam ci tak, abyś Mnie dobrze zrozumiała.

Ja jestem Bogiem Jedynym. W trzech Osobach, z których każda posiada pełnię bóstwa bez żadnych braków. Żadna z Osób Trójcy Świętej nie uzupełnia sobą pełni drugiej (Osoby), ponieważ Bóg nie zna ograniczeń, które mogłyby stanowić przeszkodę przenikaniu się, udzielaniu się sobie wzajemnie.

Natomiast wy żyjecie w świecie przestrzeni i czasu, a formy cielesne stanowią przeszkody nie tylko w udzielaniu się, lecz nawet w zrozumieniu się nawzajem. Tylko miłość zdolna jest przekroczyć wszelkie ograniczenia, i im bardziej dajecie się jej przenikać, tym wiecej poszerzacie teren spotkania ze Mną i ze sobą wzajemnie. Miłość to Ja, i nie istnieje nic, co by nie powstało z miłości i w czym miłość nie podtrzymywałaby istnienia.

– Piekła też?

– Istnienie piekła również podtrzymuję, bo nie odbieram nigdy daru istnienia bytom przeze Mnie stworzonym. Jestem wieczystym i nieustającym dawcą życia.

Abyście nie zginęli na wieczność, Słowo Boże stało się człowiekiem, a odkupując was sprawiedliwości Ojca zachowało braterstwo z wami tak bliskie, że Jezus Chrystus staje się przyjacielem każdego z was, kto tego stosunku bliskości zapragnie. Przyjacielem człowieka staje się Bóg w całej swej pełni i mocy.

Ojciec tak was miłuje, jak Syn Boży, jak i Duch Boży – Osoba niewidzialna i niewyobrażalna, sprawcza Miłość rozwijająca was ku życiu z Ojcem i Synem.

Kiedy miłujesz Mnie, Anno, miłujesz też Ojca niebieskiego i Osobę Ducha Świętego, gdyż niemożliwe jest kochanie Boga „częściowo”, a nie w pełni Bóstwa.

Ja, Bóg, staję się twoim przyjacielem, gdyż nie mogłabyś przystąpić do Mnie, gdybym Ja tego nie zapragnął wcześniej i nie położył przed tobą mostu. Jest nim Osoba Jezusa Chrystusa, znana ci, zrozumiała i bliska przez swoje życie ziemskie i przez swoją ofiarną śmierć. Jakaż jest miłość Boga, jeśli tak wychodzi naprzeciw ograniczoności i nędzy ludzkiej? To pytanie stawia Bóg przed każdym z was, gdy poznajecie Ewangelię. I wtedy nie jest już niemożliwe dla człowieka zwrócenie się do Syna Bożego, Jezusa

Chrystusa, Boga–Człowieka, a w Nim do nieogarnionego majestatu Trójcy Świętej.

6 V 1983 r., piątek, Warszawa

– Słuchaj uważnie. Nad każdym z was, kto prosi o to i zezwala na to, trudzi się cała Trójca Święta, by uzdatnić go ku życiu z Bogiem. Ojciec niebieski jest Tym, który powołał do istnienia i podtrzymuje życie każdego swojego stworzenia, troszcząc się o nie z czułością matki i ojca. Nie jest inny w naturze swojej od Syna, który objawił się wam i będąc Jezusem, mówił i świadczył sobą o Ojcu niewidzialnym i niewyobrażalnym. Oto jak Ojciec stanął wśród was w Synu – Słowie swoim.

Jakim był Jezus, takim jest Bóg, Pan świata. Jest więc Bóg miłością bezinteresowną i bezgraniczną, dla was miłosierną i zdolną wszystko przebaczyć, pragnącą przebaczać, uzdrawiać, ożywiać was i oczyszczać; miłością spieszącą wam naprzeciw, wspomagającą was zawsze i w każdej sekundzie życia bez względu na wasze słabości i grzech. Przeciwnie, słabość wasza wyzwala Jego opiekuńczą i troskliwą dobroć. Jezus żył wśród grzeszników, uzdrawiał, oświecał, uczył, wyzwalał z niewoli szatana, odpuszczał grzech i nigdy nie odwrócił się od grzesznika ze wstrętem, a kiedy ganił, czynił to dla ratowania człowieka. Jezus nie zrażał się małością i nędzą uczuć i żądz nawet u uczniów swoich, bo znał mialkość natury ludzkiej. Kochał ludzi ponad tym i ponad to wszystko, co was zraża wzajem do siebie i dlatego nawet sami siebie pokochać nie potraficie tak gorąco i bezwarunkowo, jak Bóg kocha was. Oto obraz Boga.

Jezus, objawiające się wam Słowo Boga, żył w pełni Ducha Świętego. W pełni Ducha Świętego ofiarował się i zamordowany został Człowiek ukrywający w swoim człowieczeństwie naturę Boga. Jego ofiarowanie się – za ludzkość całą – objęło pełne wyniszczenie natury ludzkiej i wyzwoliło pełnię miłosierdzia natury Boskiej, które udziela się odtąd aż do skończenia świata. Natura Boża jest niezmienna, wieczysta, nieogarniona w swojej mocy. Nieogarnione, wieczyste, niezmienne jest braterstwo rodu ludzkiego zawarte przez Jezusa Chrystusa, miłosierne Słowo Boga, z Bogiem w Trójcy Jedynym.  

Jezus, Syn Boży i człowieczy, wypełnił swoje posłannictwo w czasie historycznym. Zmartwychwstał Bóg–Człowiek w ciele uwielbionym, zachowuje je, i wzywa nadal każdego z was po imieniu do przyjaźni ze sobą, do pójścia za sobą ku Ojcu.

Duch Pański, Duch Święty, obecny w Synu na Golgocie, niewidzialny a Święty, uwielbił Ojca w ofierze Syna, i bezgraniczna, wszechmocna miłość przebaczająca i oczyszczająca wylała się na rodzaj ludzki.

Duch Święty buduje wciąż Kościół Pański, jest tą „miłością” Pawłową (z I Listu do Koryntian), która trudzi się nad uświęceniem człowieka kierując go ku przyjaźni z Synem, by w Nim uwielbić wszechmocnego i nieskończenie miłosiernego Ojca.

XXXIX ROZMOWA  – O trudnościach w codziennej modlitwie

Prosiłam o pomoc.

– Zawsze ci chętnie pomogę, jeśli się zwrócisz do Mnie. Zauważ, córko, jak bardzo jesteś odciągana ode Mnie i jak trudno ci znaleźć te pół godziny dla Mnie. Czy sądzisz, że to ty sama jesteś taka leniwa? Nie. Jest ktoś, kto chce ci za wszelka cenę przeszkodzić w zbliżeniu do Mnie. Działa przez twoje wady i niedociągnięcia, ale też w ten sposób ukazuje ci to, co ci przeszkadza najbardziej. Chciej więc wykorzystać ataki nieprzyjaciela do zwycięstwa nad nim. Zobacz, jak on działa. Rano tłumaczy ci, że trudno ci się skupić, bo jesteś bardzo senna. Później słyszysz, że masz bardzo dużo czasu i odkładasz spotkanie ze Mną na późniejszą godzinę. Wtedy zaczynają się telefony, przypominasz sobie o wielu sprawach do załatwienia w domu i na zewnątrz, zaczynasz się spieszyć, by zdążyć na obiad. To ci zajmuje dwie, trzy godziny. A później odpoczywasz. Dalej znowu masz sprawy, które są ci przedstawiane jako krótkotrwałe, inni przychodzą do ciebie lub ty wychodzisz do innych osób. Wracasz późno i nie masz sił, jesteś zbyt zmęczona. Czyż nie tak? W ten sposób tracisz całe dnie, a Ja czekam na próżno.

– Panie, gdybym Cię kochała, nie byłoby tak. W ten sposób okazuje się, że nie kocham Cię naprawdę, i to powoduje, że jestem smutna i zmartwiona.

– Nie, córko, nie osądzam cię tak źle. Po prostu uczysz się, jak być ze Mną i wydaje ci się to bardzo trudne. Pragnę cię pocieszyć – tylko początki są trudne, tak jak nauka chodzenia, mówienia i czytania dla dziecka, które później stają się jego żywiołem; wszystko to, co nowe, jest trudne, ale chciałbym widzieć cię podchodzącą do  pokonywania trudności z radością,  zwłaszcza wtedy, gdy przezwyciężenie ich zbliży cię do Mnie.

– Ja nie bardzo rozumiem, dlaczego wydaje mi się takim trudem pół godziny modlitwy, skoro pisząc rozmawiam z Tobą, Panie, o wiele dłużej.

– Widzisz, córko, kiedy rozmawiasz ze Mną, to Ja kieruję rozmową; ty jesteś bardziej bierną. Natomiast w rozmowie myślnej czy ustnej wydaje ci się, że Ja życzę sobie twojej inicjatywy. Nie jest tak. Ja pragnę tylko tego, abyś stawała przede Mną oddając Mi twój czas, a Ja sam poprowadzę nasze spotkanie. Nawet jeśli nic nie „odczuwasz” lub nie „mówisz” Mi, trwasz przede Mną, a twoje milczenie przyjmuję jako twoją modlitwę. Dlatego nie lękaj się ciszy. Jeśli masz Mi coś do powierzenia – ludzi czy sprawy – mów, jeśli chcesz się wyżalić – poskarż Mi się, lecz jeżeli nie odczuwasz takiej potrzeby – spokojnie i ufnie trwaj przede Mną bez niepokoju o swoją nieudolność. Ja jestem obecny i przyjmuję twój dar – czas – nie niepokój się tą sprawą.

– Dziękuję Ci, mój Nauczycielu, za Twoją pomoc.

– Myślisz, Anno, co zrobisz podczas wyjazdu. Chcę, żebyś cieszyła się moim darem – odpoczynkiem w przyrodzie. Ale na wieczory pozostawiam moje słowa, które, tak jak chciałem, pragniesz jeszcze raz przeczytać i napisać szczegółowy spis rozdziałów. Zrób to. Ponadto weź trochę papieru. Z rozmów ze Mną nie rezygnuj, ale będą również rozmowy „pisane”. Teraz, dziecko, daję ci moje błogosławieństwo.