Anna - BOŻE WYCHOWANIE -

 

 

Dla waszych próśb i zawierzenia pochylę się nad całym narodem

25 V 1987 r.

– Ja was znam i wiem, jak zareagujecie na zagrożenie. Bardzo szybko nastąpi zmiana, a czas odpowiedni po temu dam wam. (...) Świat stanie w ogniu dokoła was – tak – lecz wy będziecie jeszcze w stanie mobilizacji zewnętrznej i wewnętrznej i zwiększy się zdyscyplinowanie. Właściwie ustawicie wtedy własną hierarchię wartości, a nadzieja, która w was się obudzi, da wam siły i impuls do działania dla dobra wszystkich. Wtedy słowa moje zostaną potraktowane poważnie, a Kościół mój odłoży to, co dotychczas uważał za ważne, dla spraw nieporównanie ważniejszych, istotnych, w których nie da sobie rady beze Mnie.

A Ja czekam, kiedy wreszcie stanę się wam niezbędny, kiedy zechcecie słuchać Mnie uważnie i liczyć się z moimi życzeniami i moimi planami. TERAZ zaś ci, którzy poznali je, którzy wiedzą, czego się po was spodziewam, niech proszą Mnie w imieniu wszystkich o zawarcie z wami przymierza.

Waszym Abrahamem jest syn mój, Jan Paweł II – tak że arcykapłana otrzymaliście. Wy zaś wspierać go macie i tak stawać przede Mną, jak byście byli posłami waszego narodu; bo Ja chcę widzieć w was reprezentację Polski. Dbajcie więc o stan waszych dusz, ufajcie Mi, oczekujcie mojej łaski i spodziewajcie się jej. Proście o nią.

Teraz jest pora zawarcia z wami przyjaźni lub – nie, jeśli jej nie zapragniecie całym sercem, wy, którzy poznaliście Mnie. Dla waszych próśb i zawierzenia pochylę się nad całym narodem i ujmę go w swoje dłonie.

Przygotowujcie się i mówcie o tym jedni drugim. Chcę widzieć wasze serca otwarte i oczekujące.

28 V 1987 r., Wniebowstąpienie, pod Warszawą

– Czy potrzebujesz mnie, Ojcze?

– Tak, córko, chcę, ażebyś Mi usłużyła.

Pan mówił o swoim pragnieniu zawarcia aktu przymierza z naszym narodem. Powiedział m.in.:

– A stać się to ma w Warszawie, jako stolicy waszej, w mieście, które kupiło wam przebaczenie moje za cenę swojej krwi. Karol (Jan Paweł II) jest rówieśnikiem tych, którzy ginęli tu (w Powstaniu 1944 r.), ufnie oddając się w moje ręce bez żalu i złorzeczenia. On jest tym, który w imieniu was, obecnie żyjących członków narodu, stanąć winien przede Mną i dopełnić Ofiary przebłagania. Dla tego celu przyodziałem go w najwyższe uprawnienia. Jest on synem waszym i wodzem mojego Kościoła, który teraz wyprowadzam z odrętwienia i namaszczam do służby światu na czas grozy i śmierci, czas przerażenia, lecz i oczyszczenia, nawrócenia i powrotu ku Mnie.

Wy w tym dziele moim będziecie pierwszymi jako naród i jako pierwocina ludu mojego. Słuszne jest i sprawiedliwe, aby błogosławieństwo moje spoczęło na was przez dłonie przeze Mnie powołane i uświęcone.

Was czynię misjonarzami świata, samarytaninem wobec tych, którzy was prześladowali, i świadkiem moim ku odrodzeniu dusz ludzkich.

Wam powierzam nawrócenie sąsiadów waszych, zwłaszcza tych, którzy winni są krwi waszej, cierpienia i nędzy.

Na was wylewam nieskończoność łask moich, miłosierdzia i wspomożenia. Uzdrawiam was, umacniam w wierze i nasycam mocą moją. (Pan daje nam Ducha Świętego).

Przyjaciółmi mymi was czynię. Do serca was przygarniam i opieką otulam. Daję wam pomoc Maryi, Królowej nieba i Pani waszej, i wszystkich sług moich.

Chcę, abyście to wiedzieli, by móc uwierzyć, prosić i otrzymać błogosławieństwo moje i przymierza ze Mną dopełnić. Takie jest zamierzenie moje. Wolą moją jest, aby syn mój Karol, Papież wasz, Jan Paweł II poznał słowa moje i był ich świadomy. A postąpi jak zechce.

Prosiłam dziś Pana o potwierdzenie właściwego zrozumienia Jego słów. Otworzyłam Pismo święte na II Księdze Samuela 22, 31-33, potem czytałam Psalm 116, 17-19.

2 Sm 22, 31-33

Bóg – Jego droga nieskalana,
słowo Pana w ogniu wypróbowane,
On tarczą dla wszystkich, którzy doń się chronią.
Bo któż jest bogiem, prócz Pana
lub któż jest skałą, prócz Boga naszego?
Bóg, co mocą mnie przepasuje
i nienaganną czyni moją drogę

Ps 116, 17-19

Tobie złożę ofiarę pochwalną
i wezwę imienia Pańskiego.
Moje śluby, złożone Panu, wypełnię
przed całym Jego ludem
na dziedzińcach domu Pańskiego,
pośrodku ciebie, Jeruzalem.


Ja wciąż próbuję, ciągle na nowo rozpoczynam dialog...

29 V 1987 r., piątek, pod Warszawą

– Czegóż się lękasz, córko? To Ja odpowiadam za moje słowa. Ty tylko piszesz.

– Boję się, Ojcze, że nie dotrą na czas (...)

– Pomimo to, córko, słuchaj Mnie chociaż ty i zapisuj uważnie słowa moje. Nie tylko ty słyszysz Mnie. Są jeszcze w Kościele moim tacy, nawet na najwyższych stopniach, którym jestem potrzebny, którzy pragną rady mojej, słów moich, pomocy. Ja wciąż próbuję, ciągle na nowo rozpoczynam dialog, ufając w dobrą wolę człowieka. (...)

Towarzysz Mi, córko, na twardej drodze ponawiania wysiłków, ryzyka i bólu zawodów. Warto zrobić wszystko dla końcowego zwycięstwa, a ono będzie – nasze. Jeśli ty, córko, nie dasz się zniechęcić, nie poddasz się presji nieprzyjaciela waszego, wszystko to, co zrobisz dla Mnie, wyda plon – w odpowiednim czasie – bo Ja nie pozwolę zmarnować nawet źdźbła z trudu dla Mnie uczynionego. Dlatego myśl tylko o tym, że Mnie służysz, że jesteś współpracownicą w planach moich dla Polski i świata i że pisząc, wypełniasz wolę moją. Reszta jest w moich rękach.

Nie bój się też, że skrzywdzę ojczyznę twoją, przez jakąkolwiek winę jednego człowieka, nawet najwyżej wyniesionego, bo to Ja go wyniosłem, a Ja zawsze błędy wasze naprawiam. Lecz po cóż od razu myśleć o najgorszym? Jeśli na tobie nie zawiodłem się, dlaczegóż miałby zawieść Mnie wierny i kochający Mnie syn mój, Karol?

– To prawda, Ojcze. Przepraszam. Dałam się wodzić na pokuszenie.

– Tak, córko. Ale już powróciłaś do zawierzenia.

Pytasz, czy we wczorajszym tekście nie ma błędów. Nie, niech tak pozostanie. Oczywiste jest, że nie możesz napisać wszystkiego, co rozumiesz, bo daję ci zrozumienie, które musisz ująć w słowa i w zdania, a nie w traktaty. Cieszy Mnie, że mogę ci dać właśnie owo ogólne pojęcie, które obejmuje zasięg czasu, działań, przyczyn i skutków, a opiera się na twojej znajomości mojej nauki dawanej ci (z nieba) przez tyle lat przez twoją Matkę, Ludwika i wielu przyjaciół i na twojej wiedzy zebranej w życiu. Powiem ci, córko, że to wszystko to tylko fundament. Otwiera cię na zrozumienie mojej nauki miłość, jaką otoczyłaś twoją ojczyznę i moje plany dla niej; a teraz odpowiadasz miłością na inne moje zamierzenia i to bardzo Mnie raduje.

– Ojcze, zdumiewa Mnie to, że rozmawiasz ze mną tak spokojnie, jak gdyby nie było takiej ważnej sprawy, jak Twoje słowa dla Jana Pawła II.

– Moje drogie dziecko! Dla Mnie ty jesteś równie cenna jak on. Chciałem cię uspokoić i pocieszyć, a także przygotować do spokojnego przyjęcia moich słów dla niego. Nie obawiaj się, nie jest on bardziej moim synem niż ty córką. Dałem każdemu z was inne dary i każdy służy Mi nimi, jak może, wedle swego przekonania. Teraz odpocznij, córeczko. Zdążymy. A tę wczorajszą stronę trzeba będzie przepisać i dołączyć, a także oddać Janowi w wielu egzemplarzach do jego dyspozycji
.

30 V 1987 r., sobota, pod Warszawa

– Czy ten tekst wczorajszy mogę przekazać także i świeckim?

– Tylko najbardziej zaufanym, Anno, tym, którzy przyjmują słowa moje. Oni niech trwają na modlitwie i proszą w duchu o królowanie moje w waszym kraju, o błogosławieństwo moje dla Polski na wasze trudne i odpowiedzialne zadanie. Niech przepraszają za wspólne winy, proszą o przebaczenie i oddają Mi siebie do dyspozycji. Niech pragną służyć Mi wiernie i niech proszą o własne zadania i o moje kierownictwo. Niech też dziękują Mi już za chwałę, w jaką przyoblec zamierzam naród wasz bez względu na waszą nędzę i nieprzygotowanie. Od woli każdego z was zależy los wasz wspólny. Niewielu będzie świadomych, lecz niech oni ofiarowują się w imieniu wszystkich.

Teraz zaś, córko, zacznij pisać. Już nie odkładaj. Ja mówię, ty słuchaj i zapisuj.

Zapisałam.

– Teraz, córeczko, skończmy rozmowę. Pomimo wprawy ten list kosztował cię wiele sił. Błogosławię cię. Śpij dobrze, Anno. Ja jestem zawsze przy tobie.

Ja byłem waszym świadkiem – Pan mówi o Powstaniu Warszawskim

l VI 1987 r., poniedziałek, pod Warszawą

– Co jeszcze powinnam zrobić, Ojcze?

– Teraz, Anno, już nic ci nie podam. Chcę, ażebyś odpoczęła. W Warszawie porozum się z Grzegorzem i daj mu do przepisania wszystko, tak aby gotowe było na przyjazd ojca. Przy Janie powiem, czego chcę i odpowiem na jego pytania. (...)

Chcesz wiedzieć, jaką dać odpowiedź, gdyby pytano o Powstanie Warszawskie 1944. (...) Otóż, córko, Ja nie lubuję się we krwi i zabijaniu, ale rozumiem pragnienie wolności i potrzebę przeciwstawienia się złu. Rozumiem rycerskość waszego wychowania i dążenie do otwartej walki z najeźdźcą podstępnym, okrutnym i przewrotnym. Rozumiem tak bardzo pragnienie zasłonięcia własnym ciałem i ofiarą życia – innych, słabszych i bezbronnych, których nieprzyjaciel na naszych oczach zabija – że Ja sam oddałem życie i ciało swoje wydałem na tortury, żebyście wy byli wolni. Kto z takim zamiarem rzuca się do walki, zawiera ze Mną braterstwo krwi. Wy tak zrobiliście.

Stanęliście do walki bardziej przez miłość niż kierowani nienawiścią. Nienawiść dobrze planuje i przewiduje rozsądnie obliczając zyski. Pragnie niszczyć, zagrabiać i kosztem wroga, zabijając go, osiągnąć korzyść i satysfakcję – zaspokojenie własnych pragnień. Wy chcieliście zaspokoić pragnienia narodu kosztem własnym, i aż do końca – rozumiejąc waszą słabość, osamotnienie i wiedząc o przegranej – walczyliście równie dzielnie i bezinteresownie. Ja przy was byłem i znam wasze serca, waszą wielką miłość – dziecinną, naiwną, nie chcącą mierzyć rozsądkiem, ale głęboką, prawdziwą i bezinteresowną. Wy w głębi serca wierzyliście, że Ja przyjmę waszą ofiarę, że nie zapomnę i że wasza śmierć nie będzie w moim sercu zagubiona, lecz przeciwnie – uczynię ją cenną. Wiedzieliście, że to jest próba straszliwa, zbyt ciężka na wasz wiek i doświadczenie, a jednak podjęliście ją z męstwem i samozaparciem aż do końca. Ja byłem waszym świadkiem i wy odwoływaliście się do Mnie. Wiedzcie, że tysiące walczących powierzało Mi siebie jako ofiarę za Warszawę, za Polskę, za to, abym zapanował w waszym kraju w wolności, pokoju i prawdzie. Nie wszyscy czynili to świadomie, ale miłość w was żyła do końca, wolna i zwycięska – moja miłość, którą dzieliłem się z wami i moja ofiara krzyża, który wy przyjmowaliście jako własny z dumą, gdyż w nim umieściliście swój honor.

Czuliście się zaszczyceni mogąc oddać życie za to, co ukochaliście tak mocno – a w waszych sercach wyryte były moje prawa. I Ja wam je teraz oddaję – uświęcone moją ofiarą, gotowe do realizacji, umocnione moją wolą i postanowione przez moją sprawiedliwość. Miłosierdzie zaś moje, tak drogo przez was kupione, skłania się ku wam teraz w pełni łaski Boga niezwyciężonego. I wszyscy, którzy Mi zaufali, a za całą Polskę przez ciężkie lata wojny – nie tylko w Powstaniu i nie tylko w Warszawie – zdawali egzamin z miłowania, wierności i prawości, ze Mną są i razem idziemy wam na pomoc. Ponieważ zaś Warszawa przyjęła na siebie najcięższą próbę i przeszła ją zwycięsko – słuszne jest, aby nagrodę zwycięstwa otrzymała ode Mnie, bo do Mnie się odwołała i Mnie w prawach moich, w miłowaniu bliźnich i w służbie im aż do śmierci naśladowała. Ma miłość moją i łaska moja podniesie ją i uświęci. Tak uczyni Bóg sprawiedliwy, Bóg kochający ofiarnych i wiernych.

Wezwijcie cały Kościół mój i całe niebo i proście za świat

7 VI 1987 r., Niedziela Zesłania Ducha Świętego, Warszawa

Ojciec Kazimierz miał odprawić u mnie w domu Mszę świętą. (Byli też Krzyś i Jarek).

– Proszę Cię, Panie, pomóż nam. Bądź z nami i daj każdemu z nas to, co jest nam konieczne, aby wyzdrowieć i umocnić się.

– Będę, córko. Zróbcie tak, jak ci to radziłem: wezwijcie cały Kościół mój i całe niebo i proście o świat, Kościół, Polskę i o was samych, a także proście bardzo o dary Ducha Świętego i o pomoc moją w odnalezieniu swojego właściwego powołania dla obu chłopców. A po Mszy pozostańcie chwilę na modlitwie i oczekujcie na moje słowa.

Pan polecił mi przeczytać wszystkim słowa przewidziane na liturgię Mszy św. w niedzielę 14 VI.

8 VI 1987 r., poniedziałek, Warszawa

Oglądałam wszystko w telewizji, wtedy lepiej się słyszy każde słowo. Wieczorem od godz. 18 do 20 była Msza w kościele Wszystkich Świętych na otwarcie II Kongresu Eucharystycznego. Celebrował Ojciec Święty. Był chyba bardzo zmęczony lub chory. Przed burzą. Teraz (2040) grzmi już i błyska, a także mocno pada. Pewno wielu ludzi z kościoła nie zdążyło wrócić i zmokną. Wydawało mi się, że Papież wszystko to, co robi, robi z wielkim trudem, siłą woli. Kiedy rozdawał Komunię świętą, czynił to pięknie – takim gestem podawałby ją Jezus. Wydawało mi się, że cieszy go każda osoba, że osobiście dzieli się z nią Jezusem. Chwilami jak gdyby przełykał łzy i z trudem tłumił płacz. Pokochałam go i pierwszy raz odczułam głęboką cześć. Wydawało mi się, że jest naprawdę naszym Ojcem.

– Ty, Boże, wiesz, jak trudno mi szanować autorytety i uznać czyjeś rzeczywiste dostojeństwo, to wewnętrzne, a teraz to czułam. Cieszę się.

– I Ja się cieszę, córko, że pozbyłaś się uprzedzeń i odczułaś moją obecność w nim i moją miłość, którą was ogarnialiśmy. Masz rację, Anno, syn mój czuł się bardzo źle i trudził się bardzo. Proś Mnie o siły dla niego. (...) I bądź dobrej myśli, Ja jestem z tobą.

Jedyną prawdziwą miarą miłości jest trud poniesiony...

11 VI 1987 r., czwartek, Warszawa

– Córko, chcę, żebyś powiedziała twojemu znajomemu animatorowi, że jedyną prawdziwą miarą miłości jest trud poniesiony z miłości do Mnie. Wszelka inna działalność, choćby bardzo aktywna, ale związana z satysfakcją własną, z poczuciem swojego znaczenia, wartości, umiejętności, nagradza samą siebie, a dla Mnie jest przykra, gdyż doprowadzić was może do zupełnego odejścia ku miłości własnej, do takiego uwikłania się w kłamstwie o sobie, że już nie zechcecie powrócić ku służbie pokornej i cichej. A w takich staraniach, kosztem własnym dla miłości mojej czynionych, wyraża się wasza rzeczywista miłość – jeśli w was jest. Tylko to, co was kosztuje, jest przeze Mnie przyjmowane z radością. Im zaś trudniej ciężary dla Mnie ponosicie, tym prawdziwsza i czystsza jest miłość wasza.

Powiedz mu, aby nie działał „dużo”, gdyż to Mnie nie raduje, a jemu zaszkodzić może, lecz aby wybierał sprawy trudne, choćby niewielkie były, i wykonywał je ze spokojem i radością, a nie z gniewem, niechętnie i mówiąc o tym dookoła. W cichości, prosto i chętnie służyć Mi należy.

13 VI 1987 r., sobota, Warszawa

Modlimy się we czworo (z Ania, Jarkiem i Krzysztofem). Pan mówi:

– Otwórzcie się na jutrzejszy dzień (Msza Przymierza na pl. Defilad) i proście o wszystkie łaski potrzebne wam w życiu, zwłaszcza dla godnego pełnienia służby mojej. Bo ja chcę być szczodrobliwy względem was. Proście Mnie za swój naród, o pomoc wam – całego nieba – bo chcę wam ją dać. Proście Mnie, abyście nie zawiedli zaufania mojego. Bo nie dojrzeliście do przyjęcia ogromu łaski mojej; ale moja miłość nie może się już powstrzymać – tak wasza bieda wzywa Mnie.

Dziękujcie Mi za wszystko, co zdziałam w was i pojmijcie i doceńcie moją wielkoduszność.

Teraz, dzieci, idźcie do waszych domów i starajcie się wypocząć. Ja pójdę z każdym z was. (Było już późno, a nazajutrz każdy musiał być wcześnie na punktach zbornych).

Serce moje raduje się na jutrzejsze spotkanie z wami. Przyjmijcie wszystko, co usłyszycie, jako słowa mojego błogosławieństwa. Przygarniam was do serca, dzieci.

Oto Ja zawieram przymierze wobec całego ludu twego” (Wyj 34, W)

18 VI 1987 r., Boże Ciało, Warszawa

Ostatnio nie rozmawiałam z Panem, gdyż chciałam uczestniczyć we wszystkich nadawanych w radio i telewizji uroczystościach. Ponadto przebywało u mnie wiele osób i nie miałam chwili spokoju. (...) Były też ogromne skoki ciśnienia i temperatury, częste i nagłe, a ja nie wytrzymuję fizycznie takich zmian. Dlatego dopiero dzisiaj, kiedy nikt do mnie nie przychodzi i nie telefonuje, mogę pisać.

– Jeżeli poznajesz swoje wady i bolejesz nad nimi, a jednocześnie nie możesz sobie poradzić z nimi, cóż możesz zrobić? To właśnie, co teraz zrobiłaś. Oddać je powinnaś Mnie. Ze Mną naradzaj się, proś o interwencję i słuchaj uważnie moich rad.

Teraz chcę mówić z tobą o innej sprawie. Naradzacie się, rozmyślacie, a nie pytacie Mnie, który chcę wam odpowiedzieć i uspokoić wasze obawy. (Chodziło o to, czy przymierze z Panem zostało zawarte. Szukaliśmy w słowach Jana Pawła II i w tekstach czytań; według naszego rozeznania sam Pan je przygotował na ten dzień).

Pierwsze czytanie z Księgi Wyjścia: Odnowienie Przymierza 34, 4 b-6. 8-9:

„Mojżesz wstawszy rano wstąpił na górę, jak mu nakazał Pan, i wziął do rąk kamienne tablice. A Pan zstąpił w obłoku i [Mojżesz] zatrzymał się koło Niego, i wypowiedział imię Jahwe. Przeszedł Pan przed jego oczyma i wołał: «Jahwe, Jahwe, Bóg miłosierny i litościwy, cierpliwy, bogaty w łaskę i wierność». I natychmiast skłonił się Mojżesz aż do ziemi i oddał pokłon, mówiąc: «Jeśli darzysz mnie życzliwością, Panie, [to proszę], niech pójdzie Pan w pośród nas. Jest to wprawdzie lud o twardym karku, ale przebaczysz winy nasze i grzechy nasze i uczynisz nas swoim dziedzictwem»”.

I dalej werset 10: „Pan odpowiedział: «Oto Ja zawieram przymierze wobec całego ludu twego...»”

Drugie czytanie z Drugiego Listu św. Pawła do Koryntian 13,11-13; Ewangelia według św. Mateusza 28, 16-20.

Potem Pan sam zabiera głos:

– Wy prosiliście Mnie i syn mój (Jan Paweł II) prosił, abym zechciał swojej obietnicy dotrzymać pomimo waszego nieprzygotowania, nieświadomości i grzeszności. Przymierze z wami zostało zawarte i trwa.

Pomyślałam, że tak mało osób o tym wie.

– Mojżesz otrzymał je ode Mnie – sam. I wy w ciszy, w sercu i w duchu zawarliście je. Nie martwcie się, bo w powszechnej radości, w uniesieniu i w płaczu wdzięczności za ocalenie narodu powtórzycie je z całym społeczeństwem, gorliwie, gorąco i jawnie we wszystkich kościołach i na placach waszych miast. Tak będzie, gdyż doświadczycie opieki mojej Opatrzności i zrozumiecie, kto jest prawdziwym i prawowitym Królem waszych dusz.

Teraz nadchodzi czas zamętu, grozy i zniszczenia. Dlatego umacniajcie się w obecności mojej. O to prosił Mnie syn mój a wasz Papież i w tej intencji – nawrócenia, oczyszczenia i umocnienia w wierze wspólnej Ojczyzny – ofiarowywał Mi wszystkie trudy tej pielgrzymki. A były one wielkie. (...) Byłem z nim i z nim cieszyłem się, smuciłem i cierpiałem w nim. On widzi wasz stan i tłumy wiwatujące nie przesłaniają mu obrazu waszej płytkości religijnej, lenistwa duchowego i znieruchomienia całego ociężałego aparatu kościelnego. Proście Mnie o obudzenie duchowe, a wraz z nim o poruszenie miłości społecznej w narodzie.

Przymierze z wami zostało zawarte

24 VI 1987 r., środa, św. Jana Chrzciciela, Warszawa

– Czy jestem potrzebna, Panie?

– Pragnę posłużyć się tobą. Dawno już, córko, nie rozmawiałaś ze Mną szczerze i bezpośrednio. A dzisiaj jest odpowiednia pora. Powiedz Mi, co cię trapi.

– Wiele jest osób, Jezu, którym jest potrzebna pomoc: Anka, Krzyś, Jarek. Ale ja nie umiem i nie chcę być ich kierownikiem, wiem, że nie mam odpowiednich darów ani umiejętności, a oni liczą, że im pomogę. Nie umiem. Niepokoi mnie Jarek. Coś z nim nie jest w porządku, ale nie wiem, co. Bardzo męczy mnie jego obecność. Powiedz, Panie, co z nimi robić.

– Bądź dla nich dobra, Anno, ale ograniczaj czas wizyt. Jesteś teraz słaba i trudno ci pełnić rolę gospodyni, rozmówcy i powiernika. Dlatego staraj się o spokój w domu i ciszę. Ani nie obawiaj się. Pamiętaj, jak ty sama lgnęłaś do osób starszych i doświadczonych. Anka też potrzebuje rady i pogłębiania wiadomości i tak traktuj waszą znajomość. Co do Krzysztofa, Ja go prowadzę, ale trudno mu opanować głód wrażeń i potrzebę potwierdzenia swojej wartości w oczach innych. Wciąż szuka dla niej „aplauzu” poza Mną, a nie rozumie, że Ja i tylko Ja jestem Tym, w którego oczach wasza wolność jest bezcenna i który robi wszystko, abyście jej sami nie stracili. Ale Ja daję wam tyle czasu, ile go wam potrzeba, wedle miary dla każdego z was innej. Dlatego oddawaj oboje Mnie, ile razy o nich pomyślisz. (...)

– Cieszy Mnie, córko, że uwierzyłaś w słowa moje i nie niepokoi cię już sprawa zawarcia przymierza z wami. Ja tego zapragnąłem, wyznaczyłem odpowiedni dzień i godzinę, dałem wam Arcykapłana z waszej krwi, aby przymierza dopełnił, a darem przebłagalnym dla sprawiedliwości Ojca byłem Ja sam (symbol – Biały Baranek) ofiarowujący się za was, odkupiający was i błogosławiący wam w żmudnej pracy oczyszczania się, odradzania i formowania na nowo – w Duchu moim. Przymierze moje z wami stało się aktem potencjalnym, dopełnione zaś będzie, kiedy wy przyobleczecie się w nowego człowieka. Ja wiem, że stanie się tak i że nie zawiedziecie Mnie. W tym czasie, który już wyłania się znad horyzontu, nie będziecie mieć innego wyboru, jak tylko ze Mną trwać lub zginąć beze Mnie. Na waszych oczach tak będą ginęły całe narody, miasta milionowe i wielkie połacie ziem, krainy całe. Wasz wybór będzie wyborem najgłębszej istoty waszych dusz, wyborem wiary i ufności, wyborem serca. To, że zwrócicie się ku Mnie i oprzecie na moim miłosierdziu – świadcząc je sobie wzajem – to dopiero stanie się dopełnieniem Aktu Przymierza i uczyni je rzeczywistością widzialną i odczuwalną powszechnie. Wtedy rozwiążę wory łask i wysypię je na was.

I Ja, Anno, oczekuję tej pory. Wiem, że niepokoi cię termin, bo chcesz uprzedzić innych. Podam ci go, kiedy będzie już bardzo bliski, abyś się nie martwiła o twoich bliźnich. Ale jeszcze wytrzymaj, przyjmując niewiedzę jako pokutę za wspólne winy. Dobrze? Jutro będę cię potrzebował, córko.

Nieprzyjaciel usiłuje zepsuć moje dzieło

29 VI 1987 r., poniedziałek, św. Piotra i Pawła, Warszawa

Otrzymałam egzemplarze (maszynopis) „Pozwólcie ogarnąć się miłości”. Nie do przyjęcia. A tak oczekiwaliśmy. Byłam załamana, bo czekaliśmy z utęsknieniem, żeby mieć choć jeden egzemplarz wzorcowy.

– Anno, przestań się martwić. I tak zwyciężymy. Będzie jeszcze tak wiele wydań. To są pierwsze próby i pierwsze efekty działania nieprzyjaciela, który usiłuje zepsuć moje dzieło, jak robi to już od początku. Przez wady każdego z was działa i stawia przeszkody tam, gdzie wola ludzka go słucha.

– Wiem, Panie, że miałam Ci służyć już w czwartek, a piszę dopiero dzisiaj, a i to czekając na Grzegorza. I ja jestem winna. Proszę Cię, Panie, powiedz, co chciałbyś dla małego Marka. I weź go w opiekę. Proszę, pomóż mu w znalezieniu pracy, aby zarobił na następny rok studiów.

– Chciałem, żebyś go poznała i pomogła mu. To też jest moja pomoc. Liczę na niego, bo obdarowałem go i przeznaczyłem do służby publicznej w przyszłym waszym ustroju, i uczę go, lecz trzeba mu oparcia, takiego właśnie, jakie ty będziesz mogła mu dać. I w tym, sądzę, że się na tobie nie zawiodę.

30 VI 1987 r., wtorek

– Posłuchaj, Anno. Dobrze, żeś korekty zrobiła, ale wolałbym, abyś zaczęła od zapytania, czy Ja nie chcę twojej służby – innej. Otóż powiedz Grzegorzowi, że dobrze Mnie zrozumiał. Te rozmowy o śmierci i życiu ze Mną będą potrzebne, ale wymagają wprowadzenia i objaśnień. Z tym zwróćcie się do Mnie, kiedy już całość przygotujecie. Teraz ważne są moje „Słowa” i ostrzeżenia, a także moja nauka („Pozwólcie ogarnąć się Miłości”), bo one później już nie będą mogły być rozesłane. Należy zająć się nimi. To mów Alicji i osobom, które mogą wziąć udział w tej pracy. Powtórz też to Janowi. Jutro w modlitwie zwróćcie się do Mnie o radę, a Ja wam objaśnię wszystko, czego nie wiecie lub nie rozumiecie. Teraz można pocztą wiele rozprowadzić, a czasu już mało.

Proś o skoncentrowanie się na tym, w czym możecie pomóc ludziom innych krajów, bo później zajmiecie się sprawami waszego narodu. Jan, jeśli może, niech zadba, aby syn mój, Karol, otrzymał jeszcze to, co ostatnio dołączycie. Ty zaś słuchaj Mnie, bo jeszcze kilka „Słów” pragnę przekazać tam. To będą już ostatnie próby pomożenia moim dzieciom w świecie. XXII Słowo dawajcie tam, gdzie poszły poprzednie.

Teraz śpij już dziecko.
 

Spodziewam się po was gotowości i chętnej współpracy

l VII 1987 r., środa, Warszawa

Modlimy się we troje z Grażyną i Grzegorzem. Otwieramy Pismo święte:

Ks. Jeremiasza – Uwięzienie Jeremiasza, uratowanie i uwolnienie;

Ks. Ezechiela – Miecz Pański (21);

Ks. Hioba – cała (otworzyliśmy na wstępie);

Dzieje Apostolskie l, 5-8.

Pan mówi:

– Nie chcę waszego lęku, tylko zaufania. Zawsze tylko mała część ludzi przyjmowała Słowo Boże. Wzmogę moją pomoc, ale nie chcę, żeby was martwiła mała skuteczność waszego działania.

– Co możemy zrobić?

Pan wskazuje Psalm 56 – „Uciśniony ufa Panu”. Rozumiemy, że chodzi nie tyle o pokutę, post, ile o zawierzenie Panu. Pan mówi:

– To, że czas grozy nadchodzi, mówię wam, z którymi współpracuję, ale nie wymagam od was, żebyście głosili to publicznie. Teraz chodzi o pomoc dla zagranicy, dla ludzi zagrożonych – tak jak możecie.

– Co mamy robić?

– Głoście słowa moje. Bardziej polegajcie na Mnie (obraz – Pan przeprowadza ludzi, lecz każdego człowieka osobno, przez lód). Nie zaniedbujcie żadnych okazji. (...)

Zaczęliśmy się martwić o wszystkich, którzy zginą, o cały świat.

– Daję wam teraz moje błogosławieństwo. I nie chcę, żebyście się martwili, bo przecież bierzecie udział w moich planach ratowania ludzkości. Będziecie nieść moją pomoc, moje dary.

Uczyniłem was przyjaciółmi moimi, więc nic nie znaczą materialne przemiany świata wobec rozpoczętego przeze Mnie dzieła duchowego odrodzenia świata, w które was włączyłem. Dlatego spodziewam się po was gotowości i chętnej współpracy ze Mną, a nie smutku i trwogi.

9 VII 1987 r., czwartek, Warszawa

– Wiesz, Panie, że jadę do o. Jana. Czy mam coś przekazać?

– To, co mam mu do powiedzenia, powiem w trakcie waszej rozmowy, a Jan to sobie zanotuje. To, co chcę powiedzieć wam wszystkim, przekażę ci później, a Grzegorz przepisze. Proś Jana o pomoc w sprawie rozesłania egzemplarzy „Pozwólcie ogarnąć się Miłości” i zabierz 3 egzemplarze ze sobą jutro. A teraz zrób korektę.

Dla Ojca najboleśniejsze jest, gdy nie jest wzywany

12 VII 1987 r., niedziela, Warszawa

– Zaraz przyjdzie o. Jan. Czy mam mu coś przekazać? Pomyślałam przy tym, że powinnam się najpierw pomodlić. Pan od razu odpowiedział, a potem, kiedy wzięłam pióro, powtórzył to.

– Powiedziałem ci, dziecko: „Wszystko to, co nie jest rozmową ze Mną, nie jest modlitwą”. Ty zapytałaś: „A modlitwy Kościoła?”

Wtedy w waszym imieniu zwraca się do Mnie kapłan jako wasz rzecznik, a wy towarzyszycie mu. Są to modlitwy w imieniu całego Kościoła: wielbiące Mnie, proszące, wstawiające się i dziękujące Mi jako waszemu Stwórcy, Ojcu i Prawodawcy, i Synowi mojemu jako waszemu Odkupicielowi i Pośrednikowi.

– A Duch Święty?

– Wszystkie wasze modlitwy są kierowane przez Ducha Świętego, który was inspiruje i wstawia się za wami.

Teraz mówię ci o osobistej rozmowie każdego z was ze Mną. Jak myślisz, w jakiej szacie przystępuję do rozmowy z wami? Zawsze i tylko w szacie miłosierdzia. Zapamiętaj to sobie dobrze i nie lękaj się, córko. Każdy z was potrzebuje nade wszystko miłosierdzia i daję mu je.

– Czym jest w istocie miłosierdzie Boże?

– Miłosierdzie, córko, płynie z dobroci mego serca, z ojcowskiej troski i wyrozumiałości dla waszych słabości. Miłosierdzie jest miłością Wszechmocnego, Świętego i Nieskalanego do tego, co z natury swojej słabe jest, bezbronne i grzeszne, ale wyrywa się ku Mnie i – będąc zależne – liczy na opiekę moją.

Mówisz, że mało osób rozumie swoją zależność. To nie jest ważne. Ja ją znam.

Mówisz jeszcze, że nie liczą na Mnie, a polegają na sobie. Do czasu, dziecko, do czasu. Ja zaś, który powołałem ich do istnienia, odpowiedzialny jestem za każdego z was zawsze i pomimo wszystko, tak jak każdy dobry ojciec. Istotne jest to, czy dziecko uznaje swego ojca, czy też wyrzeka się go. Wtedy zrywa się porozumienie między nami i chociaż opieka moja trwa, to skuteczność jej niszczy człowiek sam. Działa przeciw sobie i szkodzi sobie; często śmiertelnie szkodzi...

Ale tam, gdzie dziecko wie, że ma Ojca i jest kochane, nic nie może zerwać obopólnej więzi miłości, a więc porozumienia i przyjaźni Ojca ze swym dzieckiem. Dziecko chore ma prawo wołać Ojca i wymagać pomocy. Żądać jej – to prawo dziecka. Dla Ojca najboleśniejsze jest, gdy nie jest wzywany; kiedy dziecko woli chorować niż prosić. Wtedy nawet wszechmogący Ojciec cierpi ból odrzucenia.

– Czy to możliwe, żeby aż tak zależało Ci, Ojcze, na każdym z nas...?

– Tak. Bo jestem rzeczywistym Ojcem i wiem o tym. Zrodziłem was do szczęścia, abyście rośli, obcowali ze Mną, ze Mną współtworzyli szczęście wasze, które jest szczęściem służenia innym, bo wtedy wzrasta szczęście wspólne dla całego rodzaju ludzkiego, i abyście potem cieszyli się wraz ze Mną w wieczności pożytecznością waszą.

– Każdy?

– Każdy, córko, kto Mi zaufa i ze Mną żyje dzień po dniu, buduje dom przyszłego szczęścia braciom swoim i ma w nim swoje miejsce. Gdybym nie tego chciał, inaczej planowałbym wasz świat.

Mówisz (w duchu), że ludzie tak mało mogą dokonać. A ich pragnienia? A wysiłki? A najmniejsze uczynki? Ja widzę je. Nie wedle wielkości dokonań was sądzę, a wedle waszej miłości. Widzę serca i czystość ich lub brud. Przypomnij sobie „grosz wdowy”: oto jest dar godny Mnie! – dar miłości. Robicie, co możecie, czasem prawie nic nie możecie, ale serca wasze wołają do Mnie. Oto słowa prawdziwe!

Przyszedł o. Jan. Pytał, jak widzę obraz wdowy z przypowieści Pana Jezusa, bo powiedziałam, że rozumiem całość, ale nie widzę kolorów czy szczegółów, np. ubrania, wielkości skarbonki itd. Widzę to inaczej. Widzę biedna kobietę, która oddaje wszystko, co ma (jeden grosik), bo kocha Boga i chce Go uczcić jak może; widzę jako wewnętrzny – bo nie dla oczu ludzkich dokonany – czyn miłości; drobna, chuda kobieta, zamotana w jakieś chusty, w wielkiej świątyni (ale raczej nie gmach świątyni jest ważny, a potężny, przebywający w niej niewidzialnie Bóg, który z miłością przyjmuje ten – wielki dla Niego – dar).

Pan to wszystko ukazał mi, bo nie mogłam zdobyć się na pisanie. Bałam się po prostu. Tak jest, kiedy zaniedbuje się w pracy dla Pana i w życiu. Bardzo źle się czułam ostatnio.

Później, kiedy modliliśmy się z grupą szczecińską i mówiliśmy o zagrożeniu miasta, Pan powiedział:

– Proście o opiekę nad mieszkańcami Szczecina, Świnoujścia i wszystkich wysp, zwłaszcza na lewym brzegu Odry, nad rybakami i rolnikami. Oddawajcie ich mojemu miłosierdziu i proście bardzo Maryję, Królową waszą, aby wstawiała się za wami. Pomagajcie sobie wzajemnie, przebaczajcie i kochajcie się. Takie postępowanie zyska wam przychylność moją. (...) Wy jesteście moimi świadkami – na oczach tych, którzy utracili wiarę lub nienawidzą Mnie. (...) Mojego syna, Mieczysława (kapłana), nie lękajcie się wprowadzić w moje plany. O ile zechce, pomoże Mi.

Gdy w roku 1994 przygotowywaliśmy ten fragment do druku, zapytaliśmy Pana, czy zagrożenia są nadal aktualne. Pan odpowiedział:

– Moje dzieci. Sprawę Szczecina pozostawiam mieszkańcom tego miasta. Jeżeli się nawrócą i przyjdą do Mnie z prośbą o pomoc, dam ją; będzie tak jak z Niniwą. Ale jeśli nie odwrócą się od zła, wrócą do nich ich grzechy w postaci zagrożenia (siłami przyrody).

Proś Mnie o dar przebaczenia tej osobie

16 VII 1987 r., czwartek

Wczoraj i dzisiaj pisałam teksty, które miałam przekazać.

– Napisałam, Panie, i poproszę o przepisanie. Ale potem nie wiem, komu dać Twoje słowa. Szatan szaleje.

Powiedziałam Panu o działaniach pewnej osoby przeciwstawiającej się energicznie (i bezczelnie) tekstom przekazywanym przeze mnie.

– Czy Ty, Panie, zawsze spokojnie się przyglądasz, gdy szatan działa? Czy on wszystko może?

– Moja córko, bądź spokojna i weź pod uwagę te słowa, które powiedziałem Zbyszkowi. Proś Mnie o dar przebaczenia tej osobie. Oddaj Mi całą tę sprawę i przestań o niej myśleć, a tym bardziej przewidywać, bo Ja jestem panem waszych losów i robię to, co chcę. Jeśli nawet dopuszczam do działań nieprzyjaciela waszego, to i tak zwyciężam. Teraz daję ci moje błogosławieństwo. Przyjmij je.

Do Mnie przychodzi się z potrzeby serca i kochając pyta, czym można Mi usłużyć

17 VII 1987 r., piątek, Warszawa

Zapisałam tekst uzupełniający wczorajszy. Pan powrócił następnie do moich obaw:

- A teraz przestań myśleć o przyszłości, bo to moja rzecz. Ty tylko piszesz to, co mówię ci i dzięki temu wiele wiesz, ale nie żądam od ciebie, żebyś działała, a jedynie abyś zawiadamiała i ostrzegała (już!) tych, którzy ci uwierzą. Sama widzisz, jak ich jest mało. Na pewno nie będę cię winił za nieostrzeżenie tych, którzy mogli usłyszeć słowa moje i przygotować się, a nie zrobili tego z lenistwa, lekceważenia bądź pewności siebie. I chcę, abyś nie wprowadzała w plany moje tych, którzy przyjdą do ciebie widząc zagrożenie, w lęku o siebie i swoje dobra. Do Mnie przychodzi się z potrzeby serca i kochając pyta, czym można Mi usłużyć, nie inaczej.

Nie pragnę, abyś stała się „wróżką” oznajmiającą osobiste losy każdemu, kto tego zechce. Wezwałem cię, byś mój głos przekazywała wtedy, tym i tak, jak Ja tego zapragnę. A Ja powiem ci zawsze, kiedy zechcę.

Przynaglam was, bo nadeszła pora, lecz wiem, a wy sami przekonujecie się, jak ludzie są oporni, jak przyjąć nie chcą tego, co im nie odpowiada. Nie chcę, żebyś biegała i wołała, bo nie jest to czas na publiczne głoszenie. Lęk dopiero zbliży was do Mnie i nauczy poważnego traktowania słów moich, bo i sytuacja będzie dostatecznie niepokojąca i przynaglająca do zwrócenia się ku istotnie ważnym wartościom.

Wiesz, Anno, że zagrożenie życia wywołuje u ludzi gotowość wewnętrzną, zwrócenie się ku sprawom poważnym, a odrzucenie tego wszystkiego, co miałkie, płytkie i nie mające żadnego znaczenia dla życia poszczególnych ludzi i całego narodu. Niebezpieczeństwo rodzi solidarność i współpracę, a takie, z jakim wy się spotkacie, poruszy was do dna duszy. Sprawa wiary we Mnie i w miłość moją do was stanie się istotną, bo ode Mnie będziecie spodziewać się ratunku, a nie od kogokolwiek innego; bo nie ma nikogo, kto by was ocalił, jeżeli Ja nie zechcę tego uczynić. Ty wiesz, dziecko, że chcę, i tę pewność będziesz przekazywała wokół siebie.

Teraz skończmy rozmowę, a jutro zechciej Mi usłużyć.

25 VII 1987 r., sobota, Warszawa

– Wczoraj nie zdążyłam, ale dzisiaj słucham Cię, Panie.

– Posłuchaj, Anno. Jest już późno i chciałbym, abyś szybko zasnęła, bo jutro czeka cię wiele zajęć. Ja nie mam do ciebie „pretensji” czy „żalu”. To ty, kiedy nie zrobisz tego, co miałaś wykonać, martwisz się i masz wyrzuty sumienia, które wypomina ci gnuśność i lenistwo na mojej służbie. Ja zaś mówię ci: do rozmowy ze Mną przystępuj wypoczęta i spokojna, bo wtedy służysz Mi lepiej. Dlatego będziemy rozmawiali jutro, ale pisać zaczniesz dopiero w poniedziałek. Dobrze, że dzień rozpoczniesz od spowiedzi i Mszy świętej. Widzisz sama, że trudno ci pisać dzisiaj.

Oddaj Mi sprawę Anki i proś za nią, zamiast myśleć z troską lub niechęcią, bo to nic ci nie daje oprócz zmęczenia i niepokoju.
 

27 VII 1987 r., poniedziałek, Warszawa

– Ojcze, Ty jesteś obecny w każdej sytuacji i z każdą osobą. Powiedz, co powinnam zrobić z Anką. Tego szantażu (Anka próbowała zmusić znajomego, żeby się nią zainteresował i ożenił i zagroziła samobójstwem) nie spodziewaliśmy się. I nie mów mi, Ojcze, co by zrobił Jezus, bo On był Bogiem i mógł zrobić wszystko, znał też wszystkie sprawy ukryte, a ja nic tu zrobić nie mogę, chyba ugiąć się przed szantażem... Czy Ty tego chcesz? Jakoś nie mogę w to uwierzyć. Przecież dobroć nie powinna być głupia i pobłażająca dla sprytu i egoizmu? Nie wiem, ale płacę bólem serca i strasznym napięciem...

– Moja córko. Powinnaś natychmiast zwrócić się do Mnie, oddać Mi Ankę i zaufać w pełni, a wtedy byłabyś spokojna. Zrobiłaś to, ale z uczuciem niechęci. Ja i ciebie rozumiem. Podstęp budzi niechęć, a presja powoduje chęć uwolnienia się od niej. Pomyśl jednak o tym, że Anna (Anka) przez swoje uczucia, emocje – nie opanowywane – stała się też ofiarą. Nieprzyjaciel wasz potrafi wmówić wam bardzo sugestywnie uczucia, których nie macie. Macie natomiast miłość własną, a jeśli ona czegoś dla siebie chce i w tych żądaniach nie jest ograniczona przez rozum i wolę człowieka, staje się on (szatan) poprzez pożądanie panem duszy ludzkiej. Ona jest ofiarą, chociaż z własnej woli weszła w tę zależność (nie zdając sobie sprawy, że jest kierowana i służy nie swoim chęciom, a wrogowi). Dlatego to, co odczuwasz i co cię tak niepokoi, jest jego obecnością w tej sprawie i to jego działanie na ciebie budzi w tobie opór. Dlatego teraz z zupełnym spokojem i zaufaniem oddaj Annę (Ankę)Mnie i proś w imię mego miłosierdzia o uwolnienie jej od złego ducha, który ją obezwładnia i kieruje ku samozniszczeniu. Bądź też pewna, że Ja czuwam i spieszę wam z pomocą zawsze, kiedy popełniacie błędy zwabieni jego sugestiami i mirażami, które wam podsuwa. Zrób to zaraz ze współczuciem dla jej ślepoty i dziecinnej miłości do siebie.

Zrobiłam to natychmiast i zaczęłam od „Ojcze nasz”. Zdziwiłam się, że tak bezmyślnie wypowiadam wersety, zamiast bezpośrednio mówić do Pana. Wtedy słowa „jako i my odpuszczamy naszym winowajcom” nabrały barwy i znaczenia (miałam żal do niej, że ten jej „szantaż” rozbił mnie wewnętrznie). Potem „i nie wódź nas na pokuszenie, ale nas zbaw ode złego” zadźwięczały mocno i wyraziście. Zrozumiałam, że Jezus przygotował nas na wszystkie okoliczności i wiedział, jak bardzo będziemy potrzebowali pomocy. Szybko poprosiłam o uwolnienie jej od złego ducha w imię Miłosierdzia Chrystusa i Jego do Anki miłości. Oddałam ją w całkowita opiekę Bogu. Natychmiast przyszedł absolutny spokój, cisza wewnętrzna, radość tak nagła, że miałam ochotę płakać z wdzięczności. Ciężar spadł mi z serca nagle i w zupełności, jak gdyby ktoś go zdjął ze mnie. Do tej pory trwa pokój...

Czyniąc dobro współpracujecie ze Mną

28 VII 1987 r., wtorek, Warszawa

Dzisiaj postanowiłam pisać, bo czasu mało, ale nieustannie coś mnie odciąga. Nareszcie teraz zaczynam, a jest już godzina 17.

– Weź teraz, Anno, odrębny papier i nie martw się z góry.

Zapisałam XXIII Słowo Pana, mające charakter ostatniego ostrzeżenia i tak też nazwane. Pan powiedział m.in.:

– Obiecuję być przy każdym, kto wezwie Mnie, i chociażby był najgorszym zbrodniarzem, jeżeli żałować będzie i odwoła się do mojego miłosierdzia, uratuję go dla mego królestwa i sam przez śmierć przeprowadzę.

Jeżeli taką obietnicę daję grzesznym i zło czyniącym, o ileż dobrotliwszym będę dla ludu mojego ufającego Mi i we Mnie szukającego obrony; ludu ze wszystkich ludów ziemi – bo nie jest ważna formalna przynależność wasza, a wasze odwołanie się do Mnie. Ojcem waszym jestem i najcichsze wołanie dziecka usłyszę. Będę wam tarczą i opoką. Dlatego nie lękajcie się, bo nawet śmierć ciała, jeśli Ja przy was jestem, nie przerazi was i nic wam uczynić nie zdoła. Przeprowadzę was przez nią sam i nie doznacie trwogi. Pamiętajcie, że nieśmiertelni jesteście i dom wieczysty macie zapewniony. Kto z was z ucisku przybywa, otrzymuje ode Mnie szczęście nieskończone.

Nie lękajcie się śmierci; lękajcie się grzechu, oczyszczajcie się i gotujcie, aby czas katastrof, klęsk, grozy i śmierci zastał was o Mnie opartych i czystych.

Wzywam was, dzieci moje, do miłosierdzia, miłości wzajemnej i pomagania sobie tak, abym w was swoje podobieństwo zobaczył. Wasze miłosierdzie ma wielką moc nad sercem moim, i dla jednego miłującego bliźnich swoich gotów jestem odpuścić winę całemu miastu. Przez was przychodzi katastrofa na świat i wy waszymi czynami możecie ją umniejszyć; możecie skrócić czas klęski i wielu ludzi ocalić. (...)

Wiedzcie, że czyniąc dobro, współpracujecie ze Mną i wypraszacie ziemi przebaczenie moje. Ci zaś, którzy umierać będą łącząc śmierć swoją z Ofiarą Jezusa Chrystusa, przebaczając i przyjmując wolę moją bez sprzeciwu, znajdą się w domu moim bez sądu, choćby poganami do godziny śmierci byli i powrócili do Mnie w ostatniej chwili. Tak ich przygarnę, jak przyjąłem „dobrego łotra”, towarzysza śmierci krzyżowej, który dopiero umierając, osądził się i zwrócił ku Zbawcy swemu.

Ostrzeżeń nie przyjmujecie, przygotowań nie czynicie, głos mój odrzucacie, bo niewygodny wam jest. Nie rozumiecie, że nie straszę was, a ojcowską miłością powodowany uprzedzić was chciałem i przygotować. Dlatego jest to ostatnie wołanie moje do odnowy, oczyszczenia i skruchy, a na skutek niedowiarstwa waszego otrzymacie je w ostatniej godzinie, godzinie grozy, zniszczenia i zbliżającej się śmierci.

Wtedy dopiero przyjmiecie słowa moje. Jednakże daję je wam (już teraz), aby dowodem wam były miłości mojej, troski, i świadczyły, że nadal kocham was, jestem z wami i bronię was. (...)

29 VII 1987 r., środa, Warszawa

– Panie, to, co podałeś, jest straszne, zwłaszcza że nie ostrzegasz, które rejony i miasta są najbardziej zagrożone. Czy nikogo nie chcesz przygotować?

– Moje dziecko. Najważniejsze jest przygotowanie do przyjęcia tego, co Ja daję – chociażby to nawet była śmierć – z gotowością jako mojego wyboru dla każdego, kogo to spotyka. Przyjąć z gotowością to wyrzec: „Ojcze, jeśli chcesz, zabierz ode mnie ten kielich, jednak nie moja wola, lecz Twoja niech się stanie”.

Mówcie Mi: „Bądź wola Twoja”, bo taki jest warunek nadejścia królestwa mojego – chociażby zwiastowały je huragany, pioruny i ogień, potop czy trzęsienia ziemi, zarazy czy śmierć. Aby budować nowy dom na miejscu starego i przegniłego, należy nie tylko gruzy usunąć i teren wyrównać, ale wykopać głęboko miejsce na nowe fundamenty. Trzeba dokopać się do skały, a tą opoką są moje prawa nadane wam i podpisane Krwią Jezusa, Zbawiciela waszego. Z Jego bezcenną Ofiarą łączy się każdy, kto śmierć swoją Mnie oddaje, a krew swoją do Jego Krwi dołącza. Dlatego, powiadam ci, każdy, kto straci życie Mnie je powierzając, nie tylko zyska je, lecz i współudział mieć będzie w odkupieniu świata. W obecnych czasach ludzkość odrzuciła ofiarę Syna Bożego i wzgardziła nią, dlatego sama ofiarować się musi, by dobrowolnym potwierdzeniem wyboru mojego wykazać, iż uznaje Mnie i powraca do Mnie.

Znam was, więc nie wymagam od was niemożliwości: dobrowolnego oddania życia za przyjaciół swoich – jak uczynił Jezus za wszystkich ludzi ziemi – ale pragnę przyjęcia woli mojej bez buntu, tam gdzie tego zażądam, przynajmniej przez tych, którzy wyznają Mnie swym Bogiem i znając moją miłość i miłosierdzie, mają pewność, że ich nie skrzywdzę. Zawierzenie Mi – pełne i w najcięższej sytuacji, stałe i ufne – jest drogą powrotu ku Ojcu.

Syn marnotrawny musiał zejść na samo dno nędzy fizycznej i upokorzenia swej ludzkiej godności, aby doświadczywszy zła świata odwrócić się odeń i powrócić do Ojca i Jego sprawiedliwości. Gdyby zła nie zaznał, zginąłby na wieczność w pozorach dobra, w kłamstwie i wyuzdaniu...

Chciałaś, córko, prosić, abym wymienił tych, którzy są najbardziej zagrożeni. Dobrze, zrobię to, a Grzegorz niech słowa ostrzeżenia zabierze, tak by dotarły do przyjaciół twoich, a i jego rodziny. (...) Chcę też, aby Jan rozesłał je tam, gdzie mu uwierzą, ale przede wszystkim do Rzymu (...). Być może, że oni zdobędą się na zawierzenie Mi na tyle, by przygotowania poczynić. Wtedy prosić należy o zawiadomienie władz generalnych innych zgromadzeń.

– Ojcze, powiedz, czy powinnam rozmawiać w sprawie znajomego franciszkanina?

– Chciałbym, ażeby wszystkie zgromadzenia przygotowały się. Zależy Mi na zgromadzeniu franciszkańskim we wszystkich krajach ubogich. A was, Polaków, chcę widzieć na Wschodzie. Dlatego wprowadź przełożonego domu, o ile zechce on z tobą rozmawiać. Przekaż wtedy to, co podjąłby się zabrać do Włoch.

Próbuj, córko, ale jeśli nie uda ci się, nie popadaj w depresję. Ja towarzyszę ci i przyjmuję twój wysiłek, natomiast wyniki zależą od postawy i charakteru człowieka. W tym przypadku zezwalam, a co będzie, zobaczymy. (...)

A teraz słuchaj, co mam ci do powiedzenia, boś Mnie długo o to prosiła.

Kataklizmy ogarną całą ziemię; będą to wybuchy wulkanów, trzęsienia ziemi, ruchy skorupy ziemskiej, przesuwanie się płyt lądowych i dna mórz i oceanów. Specjalne nasilenie katastrof dotknie półkulę północną (...) Wzburzenie wód spowoduje zniszczenie wybrzeży na całym świecie (...). Dlatego ostrzeżenia moje przydadzą się wszędzie, o ile zostaną przyjęte.

Zapewniam cię, córko, że nawet gdybyś je rozsyłała masowo, nic byś nie wskórała. Ludzie nie chcą uwierzyć temu, co ich trwoży i wieści im klęski; chyba gdy widzą już ich pierwsze objawy. Dlatego nie czuj się odpowiedzialna za rozpowszechnianie moich słów. Mówię ci to dla najbliższych przyjaciół naszych. (...)

Wybrzeża, ujścia rzek, tereny nadmorskie, zwłaszcza nizinne i bagienne, narażone są na zalanie lub zgoła zatopienie. Tereny sejsmiczne ożywią się, górskie rzeki wyleją, głębokie doliny wypełni woda, a wielkie zbiorniki wodne zamknięte tamami grożą zalaniem ziemiom niżej położonym. Rozsądek nakazuje unikać takich miejsc... Nie podam ci, Anno, nazw miejscowości, bo będą ich dziesiątki tysięcy. (...)

Pomyślałam, że Pan mówi jak matka czy ojciec.

– Moje dziecko, Ja jestem Ojcem i bliskie Mi są wszelkie wasze sprawy. (...)

Europa nie będzie oszczędzona; przeciwnie, cały Zachód wraz ze Stanami Zjednoczonymi ulegnie ruinie. Kraje te ze względu na ogromne zniszczenia staną się ubogie i nie powrócą już do dawnej świetności.

Teraz, Anno, skończymy, bo jesteś zmęczona i słabo Mnie słyszysz.

2 VIII 1987 r., niedziela, Warszawa

– Ojcze, tęsknię do Twojego świata, do dobroci, przyjaźni, prawości, do Twoich praw, pomimo że wiem, że nie jestem godna wejścia tam, ale tam jest miłość, a tu jest tak strasznie zimno i smutno. Teraz szczególnie. Ty znasz przyczyny, których ja nie pojmuję.

Telefonuje ojciec Kazimierz, chce przyjść. Ja się wykręcam, bo zbyt źle się czuję. Ojciec nalega. Wtedy słyszę Pana:

– Moja mała córeczko. Sam przyjść nie mogę, ale przyjmij syna mojego tak, jak przyjęłabyś Mnie. Przychodzę, żeby cię pocieszyć. Nie smuć się.

Ojciec Kazimierz przyszedł, aby odprawić dla mnie Mszę świętą „imieninową”. Potem smutek minął. Śmialiśmy się i cieszyli. Był to prawdziwy dar Boży i Pan sam przybył – w Eucharystii – aby mnie pocieszyć.

3 VIII 1987 r., poniedziałek, Warszawa

– Czym mogę Ci usłużyć, Panie?

– Będziemy pisać, córko. Ale teraz pokaż wszystko Grzegorzowi i jeśli macie wątpliwości, pytajcie. Wiem, co najbardziej cię niepokoi. Możesz napisać Jadwidze (do Nowego Jorku), (...) że chciałbym ich uratować, a więc powinni Mi uwierzyć i zawierzyć. Ze względu na moje obietnice dla was pisz, że wolno jej ostrzec Polaków, przede wszystkim tych, którzy są ze swoją ojczyzną związani i którzy za nią ryzykowali życie; a jeżeli posłuchają, ochronię ich. (...)

Nie ułatwiam wam życia, ale bronię was i opiekuję się wami

6 VIII 1987 r., czwartek, Warszawa

Grzegorz miał za kilka dni wyjechać na Zachód. Chciałam przez niego przekazać ostrzeżenia dla przyjaciółki w USA (nie byłam pewna, czy list z Polski doszedłby do niej) i ewentualnie także innych osób.

– Ty, Ojcze, wszystko wiesz. Powiedz, co jeszcze chciałbyś przekazać przez Grzegorza. I czy to są już ostatnie Twoje ostrzeżenia dla zagranicy? Czy we wrześniu, kiedy przyjadą znajomi, będzie jeszcze można im coś przekazać? Czy będą jeszcze kontakty?

– Dobrze, Anno. Więcej ostrzeżeń nie będę podawał. Wystarczą te, które otrzymaliście i nimi wolno wam dysponować wedle waszego zrozumienia, a i możliwości. Nie ułatwiam wam życia, ale bronię was i opiekuję się wami. (...)

Wiem, Anno, że jesteś zmęczona. Oprzyj się na Mnie i licz na pomoc moją.

Dopóki będzie można, dopóty dzielcie się z tymi, z którymi was spotkam, tym, co ich dotyczy. (...)

Znacie miłość moją do was, moją łaskę i pragnienia, znacie też moje zamiary i wszystko to, co wiecie, możecie przekazywać wedle waszego rozeznania. Ja ufam wam, gdyż służycie Mi z serca i pragniecie wypełnienia się zamiarów moich względem was. Zawarliśmy przyjaźń, która nigdy zerwana – przeze Mnie – nie będzie. Ponadto w chwilach trudnych, w chwilach wahań i wątpliwości macie Mnie przy sobie. Pytajcie. Jeśli nie usłyszycie odpowiedzi, szukajcie jej w Piśmie moim. Jednak Ja pragnę mówić z każdym z was. Uwierzcie w to, zwłaszcza ty, Grzegorzu. W potrzebie zawsze licz na Mnie, wspomogę cię.

Dam ci teraz, synu, kilka rad. Otóż bądź zupełnie spokojny. Nie szukaj gorączkowo i w pośpiechu, gdyż Ja czuwam i spotkam cię z tymi, z którymi chcę. Zależy Mi na przełożonych zgromadzeń i tych członkach mojego ludu, którzy jeżdżą i mogą słowa moje roznieść po świecie.

– Dokąd?

– W każdym miejscu są potrzebne, zwłaszcza na Zachodzie, i tam, gdzie zagrożenia będą – wedle słów moich. Do Niemiec, synu, dawaj przede wszystkim słowa ostrzeżenia, przygotowania (te ostatnie) i miłosierdzia. Tu oprzyj się o zakony i młodzież, tę z Odnowy Charyzmatycznej. Oni dużo jeżdżą i mają dużo kontaktów. Lecz nie pozostawiaj żadnych tekstów w rękach tych, którzy się nimi nie podzielą i traktują je jako prywatne ostrzeżenie – dla siebie. Lepiej będzie, jeżeli pozostawisz je sobie niż w takich dłoniach. Szukaj gorących i traktujących Mnie poważnie, pragnących wypełniać wolę moją.

8 VIII 1987 r., sobota, Warszawa

Po wyjeździe Grzegorza.

– Ojcze, czy wszystko napisałam?

– Nie martw się, Anno. List dojdzie do twojej przyjaciółki i nic Grzegorzowi nie zagrozi. Bądź spokojna. Co mogłaś, to zrobiłaś. Błogosławieństwo moje daję wam: tobie, Grzegorzowi i jego synowi. Pracować będą w moich sprawach, a więc ze Mną. Zadbam o nich jak Ojciec powinien. Matka Grzegorza też z nim będzie przez cały czas. Ona go wspomoże w rozmowach – z mojej woli, bo pragnę jej radości.

Oddałaś Mi się na służbę bezwarunkowo

20 VIII 1987 r., czwartek, Warszawa

– Słucham Cię, Ojcze.

– Moja córko, nie obawiaj się. Ja cię zawsze obronię, jeśli zwrócisz się do Mnie o pomoc. I nikt w rozmowę moją z tobą wejść nie śmie. Odpowiadam na twoje obawy i wątpliwości.

Wiem, przeglądasz stare zapiski i znajdujesz mnóstwo niejasności i nie spełnionych obietnic, dlatego lękasz się, że i teraz to się powtórzy. Nie, teraz rozmawiasz ze Mną. Wtedy uczyłaś się, przechodziłaś – nic o tym nie wiedząc – wiele prób, a szatan starał się zniszczyć twoje zaufanie do (twojej) Matki i innych moich dzieci. Dlatego często wykorzystywał twoje emocje, bo przez nie mógł wprowadzać swoje sugestie. Ty zaś wyczuwałaś to i twoje zdenerwowanie i napięcie rosło. A jednak, córko, nie odwróciłaś się, nie rzuciłaś twojej pracy, a to ze względu na prawdę i piękno tych wypowiedzi, które były ci podawane w sprawach Polski. Postanowiłem więc, że od tych treści rozpoczniemy współpracę. I nie zawiodłem się. Służyłaś Mi zawsze chętnie i gorąco w tych zagadnieniach, a także we wszystkim, co mogło nieść pomoc innym ludziom. Dopiero wtedy, kiedy zostały zakończone tamte prace (...) – powoli i dzięki zaufaniu, jakim cieszył się u ciebie Ludwik, twój wielki przyjaciel teraz (w niebie), a wtedy ojciec duchowny – zaczęłaś słuchać rad i treści czysto duchowych. A on przygotowywał cię do spotkania ze Mną. Postanowiłem bowiem uczyć cię sam.

Wtedy w łagrze, kiedy zwróciłaś się do Mnie z zaufaniem i szczerze powiedziałaś Mi o wszystkim, co jest dla ciebie ważne, wtedy otworzyłem ci moje serce i zdecydowałem, że właśnie na tobie rozpocznę budowę mojego przyszłego panowania w ojczyźnie twojej. Wtedy ty oddałaś Mi się na służbę bezwarunkowo; w zamian Ja powoduję, że staje się ona coraz szersza, i jaśniej, obszerniej wprowadzam cię w moje zamierzenia. Dużo zrobiłaś dla Mnie, dziecko, w trudzie, samotności, przeciwnościach i niezrozumieniu. Wciąż widzisz swoje błędy i niedociągnięcia, i brak doskonałości w mojej służbie, a Ja widzę twoją wierność i gotowość służenia Mi pomimo twoich wad, słabości i fizycznych braków. Nie wyszukuj w sobie tego, co złe, jeszcze nie oczyszczone, co cię w tobie smuci, a jeśli, to tylko po to, by wszystko Mnie oddawać. Bo Ja myślę o tobie, nigdy nie zaprzestanę starań i w tym zaufaj Mi.

Nie martw się więcej tym, że jesteś człowiekiem, z całym ludzkim obciążeniem, a nie aniołem. O ciebie Ja się troszczę i powoli i łagodnie pracuję nad tobą, tak jak ty pracujesz dla mojej chwały w waszym kraju i w świecie. Widzisz, kiedy żołnierz pełni służbę, o jego potrzeby winien dbać dowódca. Ja nim jestem, a także przyjacielem i Ojcem zarazem. Czy to rozumiesz?

Więc pozbądź się niepokoju i obaw. Ja cię wszystkiego nauczę. Jeżeli Ja się nie spieszę, tym bardziej nie powinnaś ty. Ten niepokój budzi w tobie twój wróg, gdyż wtedy ulegasz załamaniom – przestajesz szukać Mnie. Czujesz się niegodna mojej służby. Ale czy Ja kiedykolwiek powiedziałem ci to sam?

– Nie.

– No widzisz sama. Nie Ja jestem niezadowolony z ciebie, a on – z naszej współpracy. To on robi wszystko w tym kierunku, żebyś pisać przestała, a w każdym bądź razie, abyś zwrócenie się do Mnie odkładała. W twoim życiu, córko, najważniejsza jest rozmowa twoja ze Mną, gdyż po to ten dar otrzymałaś, aby nim służyć. Przez wiele osób, które słuchają go – nieświadome tego, kto im działania sugeruje – usiłuje nieprzyjaciel zabrać ci czas, osłabić cię, zmusić do odwrócenia się ku innym zadaniom, których Ja ci nie powierzyłem i nie tego dla ciebie chcę. Dlatego, dziecko, mówię ci to, abyś nie miała skrupułów, abyś nie przyjmowała sugestii, że nie jesteś dobrą chrześcijanką, jeżeli nie zrobisz tego lub tamtego dla jednej z osób, które przychodzą, abyś im służyła. Gdybyś była w zakonie, miałabyś zakres swoich obowiązków i nikt oprócz przełożonych nie mógłby tego zmieniać. Ty żyjesz w świecie, a twoim przełożonym jestem Ja sam i tylko Ja. Ja zaś pragnę dla ciebie tej służby, jaką sam dla ciebie wybrałem. Żaden człowiek nie ma prawa zmieniać mojej woli. Bo ty już służysz od wielu lat i tu jesteś Mi nie do zastąpienia, w innych zaś sprawach nie masz wprawy i Ja ci nie daję pomocy, kiedy je rozpoczynasz. Dlatego kończą się szybko, bo Ja zazdrosny jestem o twój czas i siły, których masz mało.

Jeszcze raz ci mówię: tylko współpraca ze Mną i z moim Kościołem w chwale, a na ziemi z tymi, którzy chcą Mi usłużyć i wspomóc cię w twojej pracy. Teraz, kiedy w samotności pozostajesz, odczuwasz zadowolenie, prawda?

– Tak, ogromne.

– Bo tak jest teraz dobrze i tego chcę Ja. Każdy, kto ci przeszkadza, a przychodzi nie w naszych sprawach, nie przybywa tu z mojej woli, wiedz o tym. Masz prawo bronić twojego spokoju, bo jest ci niezbędny do życia i pracy. Nie czuj się „winna”, „zła”, „pozbawiona miłości bliźniego”, jak on ci to sugeruje. Miłość bliźniego okazujesz pisząc to, co Ja mówię do ludzkości, bo to jest twoja służba. Chcę, żebyś ten tekst pokazała spowiednikowi i Janowi. Oni też nie spotkali się jeszcze z podobnym rodzajem służby, a chcę, żeby wiedzieli, że życie wielu ludzi od jej ciągłości zależy. Nigdy nie odmawiamy nikomu, kto w moich sprawach do ciebie przychodzi – ale w zakresie twojej służby i dla służenia Mi, nie zaś dla ciekawości lub dla prywatnych swoich potrzeb. Ty nie jesteś kierownikiem duchowym ani „wróżką”, ani „spowiednikiem”, ani „pocieszycielką” w sprawach powikłań życiowych. Nie dałem ci takich umiejętności, aby cię nie odciągały od twojego stałego stania przy Mnie i słuchania woli mojej.

Teraz, Anno, w tych czasach służba twoja stanie się intensywniejsza i zajmie ci cały wolny czas. Dlatego mówię ci: dobrze robisz broniąc swoich sił i czasu – Mnie należnego. Podoba Mi się oprzeć plany moje na słabości twojej, ale bronię cię i dbam o ciebie, bo znam twoją naturę i jej potrzeby. Nasz dom nie jest zajazdem publicznym; jest miejscem spotkań z tymi z przyjaciół moich, którym bliskie są i drogie moje plany odrodzenia i oczyszczenia ziemi, plany mojego ratunku, jakie wam w zaufaniu powierzam. Tu też jest miejsce przyszłych waszych spotkań z moimi dziećmi, które wam przyprowadzę ku pomocy. Ten czas nadchodzi. Nie obawiaj się, znajdę ci wśród was ludzi odpowiednich; bo Ja ich znam.

Teraz zaś wróć do swojej pracy, córko. Masz w niej moje błogosławieństwo. Daję ci też pokój i radość. Nie odrzucaj mojego daru.

Tych, którzy Mnie się oddali, nie opuszczam nigdy

l IX 1987 r., wtorek, Warszawa

Modlimy się we troje, z o. Janem i Grzegorzem. Mówi Pan:

– Moje dzieci, uwierzcie Mi, że dla Mnie najważniejsza jest wasza chęć pracy dla Mnie, wasza gotowość, wasze pragnienie zrobienia dla Mnie wszystkiego, co możecie. To właśnie cieszy moje serce, to jest prawdziwy dar dla Mnie. W rezultatach Ja was wspomagam, tam gdzie trafiam na dobrą wolę waszych rozmówców, ale dla Mnie i dla was samych jedynie ważna jest wasza miłość: bo przecież jeśli chcecie Mi służyć, to dlatego, że Mnie kochacie.

Dziękuję Ci, synu. Starałeś się, a Ja cię wspomagałem. Najlepiej jest, kiedy dalszy bieg spraw pozostawiacie Mnie. Ja chciałbym dać szansę służenia Mi wielu osobom i jeżeli wy poruszacie ich serca i umysły, to potem Ja mogę działać sam.

Tobie, Grzegorzu, i tobie, Janie, daję błogosławieństwo na ten rok pracy naukowej (waszej służby Mnie w pracy naukowej).

Otwieramy Pismo św. na Księdze Ezechiela 3, 16-21 (właściwie od 2,1).

– Bądźcie spokojni. Ja jestem z wami, bo tych, którzy Mnie się oddali, nie opuszczam nigdy.

Chcę, żeby wiedziano, aby wszyscy wiedzieli, jak bardzo was kocham. Mówcie im o mojej miłości.

Zaczynamy nowy rok nauki, w którym Ja chciałbym się posłużyć wami pełniej - tobą, Janie, i tobą, Grzegorzu, bo ty sobą świadczysz o Mnie, świadczysz, że jestem wartością. (...)

Pamiętajcie, że Ja wszystkim kieruję i niczym się nie martwcie.

Daję wam moje błogosławieństwo. Chcę, aby wasze siły się wzmogły. Chcę dać wam więcej energii i będę powoli otwierał wam większe możliwości działania w moim kierunku.

Pamiętajcie, że wszystko, co robicie, jest na chwałę Boga Ojca Wszechmogącego.

To, co Ja daję każdemu z narodów, jest wiecznotrwałe

6 IX 1987 r., niedziela, Warszawa

Prosiłam Pana o odpowiedź na list Janka z Czechosłowacji z poważnymi pytaniami kierowanymi do Pana dotyczącymi jego wyborów w życiu. Janek pragnął zostać księdzem, wiec odsłużył dwa lata w wojsku i wstąpił do seminarium duchownego. Pan powiedział, żebym przekazała Jankowi od Niego te słowa:

„Mój synu. Jeżeli nadal będziesz Mi wierny, jeśli będziesz pragnął ode Mnie pomocy i rady i we wszystkim, co ciebie spotykać będzie, liczyć będziesz na Mnie, Ja potrafię ciebie obronić i wyprowadzić z każdego zagrożenia i wierny będę obietnicom moim. Tu, w Warszawie, obiecałem ci, że dam ci możliwości przekraczające twoje wyobrażenia, a tyś Mnie nie zawiódł. Dlatego teraz z łaskawości mojej dla ciebie pragnę spełnić twoje najskrytsze pragnienia. Chcę stać się twoim mistrzem i przyjacielem. Chcę być przez ciebie słyszanym. Chcę towarzyszyć ci i ramię przy ramieniu z tobą iść od tej chwili aż do wieczności.

Nie zawiedź Mnie, synu. Komu wiele daję, od tego więcej jeszcze wymagam. Otrzymujesz ode Mnie dziesięć talentów. Oczekuję od ciebie podwojenia tej miary. Miarą moją jest nie złoto, a dusze ludzkie, nieśmiertelne, noszące na sobie pieczęć krwi Syna mego, poszukujące Mnie w trudzie i niepokoju, głodne Mnie i spragnione. Sobą ich nie posilisz, ale oto Ja sam oddaję się w twoje dłonie: będę się przez nie udzielał – wedle szczerości twoich uczuć. Niechaj więc zawołaniem twoim zostanie: «Nic dla mnie – wszystko dla Boga». Bo Ja obiecuję dać ci wszystko, o co Mnie dla bliźnich twoich poprosisz. Ponawiam obietnicę moją: razem będziemy służyć tym, którzy Mnie potrzebują – wedle hojności mojej. We Mnie nie zabraknie ci sił.

Umacniaj w sobie pewność obecności mojej i wiedz, że oczy moje nigdy z ciebie nie schodzą. Jestem Ojcem kochającym, wyrozumiałym i cierpliwym. Pragnę, byś ty naśladował Mnie, Ojca swego. Pragnę, by obraz mój został na tobie odbity i stał się dla wszystkich widoczny, abyś go nie przesłaniał sobą, gdyż jest teraz wielka potrzeba dawania świadectwa. Tak daleko odeszliście ode Mnie, dzieci, że znów objawiać się wam muszę w synach moich. I nie słowa, a życie wasze ma świadczyć o Mnie. Liczę na ciebie, synu. Drogi Mi jesteś i pragnę obdarzać cię coraz hojniej, bo darzenie sprawia Mi radość. A jeśli je powściągam, to czynię tak ze względu na ułomność waszą. Wasze dobre mniemanie o sobie może zahamować deszcz moich darów. Uważaj więc, synu, by nie ograniczać łaski mojej, która przez ciebie dosięgnąć ma wielu i miej w pamięci, że daję, byś miał co rozdawać mniej uposażonym. Ty zaś niczego potrzebować nie będziesz, bowiem Ja sam o ciebie dbać będę i swoim chlebem karmić, swoją miłością nasycać, jeśli pozostaniesz Mi wierny, synu mój”.

Te słowa obietnic daję Jankowi. Powiedz, że naród czeski musi odnaleźć swoją własną drogę ku Mnie, nie „niemiecką” ani „rosyjską”, gdyż od narodu dojrzałego, wiele wieków żyjącego ze Mną, Ja spodziewam się jego własnego świadectwa, a jeżeli zatracił się w przeciwnościach, niech szybko powraca do źródeł, z których za młodu czerpał siły i zapał.

To, co Ja daję każdemu z narodów – dzieci moich – jest wiecznotrwałe, bo z moich winnic pochodzi, nie starzeje się i nie przekwita. Jest tą „barwą”, „wonią”, „melodią”, którą pragnę, by wysławiano Mnie; jest waszym hymnem ubogacającym pieśń całej ludzkości o inne, nowe „dźwięki” czy „słowa”. Szukajcie w historii waszej – Czesi, Morawianie i Słowacy – tego, co już daliście światu i co jeszcze dać możecie. Przyszłość mają te tylko narody, które pragną dzielić się swoim dobrem i darzyć nim inne. Te, które brać tylko pragną, są albo bardzo młode, albo wyłamały się ze wspólnoty ludzkiej, a wtedy nie są godne istnienia i zginąć muszą, bo Ja ich nie bronię.

To Ja spotkałem was...

10 IX 1987 r., czwartek, na wsi u znajomej

– Moja córko. Teraz chcę, żebyś odpoczywała i cieszyła się moim darem. Dlatego nic ważnego nie podam ci, ale pragnę, abyś rozmawiała ze Mną, zwracała się do Mnie i pytała. Wiem, że obu wam zależy na odpowiedzi w sprawie najważniejszej dla Lucyny: „Czym, chcę, aby Mi służyła?” Odpowiedz tak:

To Ja spotkałem was, byście się poznały i zdecydowały, czy pragniecie współpracować ze sobą w tym, co Ja przez ciebie prowadzę, a więc w sprawach odrodzenia i uświęcenia twojego narodu, w tym i Kościoła mojego w twoim kraju. Mam swoje plany dla Lucyny. Zapytaj ją, czy chciałaby powrócić do kraju swego dzieciństwa (do Wilna; ze zrozumienia: nie teraz, a później, po wojnie i wszelkich niepokojach). Jeśli tak, poniesie tam słowa moje i pomoże w powrocie do Mnie ludziom głodnym Mnie i oczekującym. Po to ją przygotowywałem i obdarowałem odpowiednio do jej zadania. Zatem musiałaby przygotować się i poznać moje zamiary, przyjąć je za swoje i dzielić się z innymi tym, co pozna przez ciebie. Zapytaj ją i powiedz, że cokolwiek zrobi, nie zmieni to mojej miłości do niej; i tylko jeśli odpowie ci „tak”, możesz jej pokazać moje słowa.

Chcę, aby ufała Mi zupełnie, gdyż z moich rad będzie korzystać, a nawet jedynie z moich w pewnych okresach i sytuacjach, dlatego ćwiczę ją w oddaniu się mojej woli. Dlatego też chcę, aby zaufała Mi zupełnie w sprawie ratunku dla swoich synów. Nie zabraniam jej napisać – tak uczyniłaby każda matka – lecz niech listy pełne będą serdecznej dbałości, zainteresowania ich pragnieniami i chęcią poznania ich, a przestrogi niech będą na końcu i krótko, gdyż jeśli zechcą powrócić, przyciągnie ich jej obecność jako matki (nie nauczycielki; bo uczyć ich będę Ja sam, jeżeli ona będzie wypełniać wolę moją). Wszystkie powaby świata ginącej, lecz sytej i wygodnej kultury zachodniej Europy przeważyć może miłość i pragnienie bycia z matką w czasach ciężkich i niebezpiecznych – ale z matką darzącą uczuciem, oczekującą dzieci z miłością i pragnącą ich obecności. Niech to sobie rozważy. A ty, Anno, nie lękaj się pytać Mnie przy niej. Jednak nie dzisiaj.

Teraz chcę, by mógł do niej zwrócić się i być słyszanym syn mój, Jerzy, który już jest ze Mną, a bardzo pragnie rozmowy. Obiecałem mu ją wiedząc, że chętnie jego słowa przekażesz, Ja zaś życzę sobie tego. Widzisz, dziecko, Jerzy miał bardzo ciężką drogę przez życie. Dlatego Ja nie mogłem być względem niego surowy.

– Czy to on będzie bezpośrednio rozmawiać ze mną?

– Tak, będzie z tobą rozmawiał sam, więc słuchaj uważnie i nie niepokój się, bo odczuwasz jego obecność, ale Jerzy jest ci życzliwy i z góry wdzięczny za umożliwienie rozmowy.

Rozmawiałam następnie z Jerzym, mężem Lucyny (zmarłym kilka lat temu).

15 IX 1987 r., wtorek, na wsi

Z Jerzym rozmawiałam przez kilka kolejnych dni. Mówił o spotkaniu z Panem po śmierci, o oczyszczeniu... Dziś zapytałam Pana:

– Panie, czy to z twojego polecenia mówi Jerzy i czy mam dalej pytać i prosić o relacje?

– Tak, chcę, aby ludzie dowiedzieli się o moim świecie więcej, gdyż pojęcia wasze są oparte na przekazach z czasów dawnych, a zwłaszcza z okresu średniowiecza, kiedy zmieszały się z wierzeniami ludów prymitywnych i pozostały w tradycji wciąż widziane poprzez różnorakie mity, wyobrażenia, a nawet bajki.

Teraz, kiedy zagrożenie wasze wzrasta, a lęk przeniknie wszystkie klasy, narody i ludzi różnych wierzeń, a także ludzi w nic nie wierzących, odrzucających istnienie świata duchowego (a więc ciągłości waszego życia), a co ważniejsze dla nich samych – istnienie mojej sprawiedliwości – potrzeba, aby świadectwa waszych braci były znane. Twoją sprawą jest przyjęcie ich, Grzegorza zaś – przepisanie. O to, co będzie dalej, nie martwcie się, bo tym Ja sam się zajmę.

Dlatego to, co mówi wam Jerzy, mówi z mojego życzenia. Dlatego też wysłuchaj tego, co powie ci Jasia (kuzynka). Marynię sam ci przyprowadzę, gdyż jest pokorna i nie śmie mówić o sobie, a Ja chcę, aby ludzie na ziemi poznali, jaka jest miłość moja do wiernych powołaniu i jak witam te ciche, skromne i wierne Mi dzieci moje.

Słuszne jest, ażeby relacje objęły też tych, którzy umierają obecnie, gdyż w czasach wojny, czasach rozpasania duchów ciemności, Ja sam przesłaniam sprawiedliwość płaszczem przebaczenia, a współczucie stępia miecz sądu. Życzę sobie, aby i to, co mówię ci teraz, zostało włączone, bo wszystkie relacje z mojego świata, świata szczęścia i świata ekspiacji (czyśćca) – nauki człowieczeństwa dla niedojrzałych i tęsknoty dla oczyszczających się – są moim darem dla was na czas grozy i żałoby.

Tym sposobem przychodzę wam z pomocą, by was przygotować i zapoznać ze sobą przez usta tych, którzy już poznali Mnie, a proszą o pomoc wam wszystkim, żyjącym na ziemi w grzechu i nieświadomości. Chcę, abyście zrozumieli, że kocham was od chwili waszego zaistnienia i nie przestaję kochać nigdy; że życie wasze tu, na ziemi, jest terenem nieustannej walki i wyborów, które was powoli krystalizują i po śmierci ciała ustawią w stałości wedle prawdziwej woli waszego serca.

Jeżeli wybierzecie nienawiść do Mnie i bliźnich waszych, sami uciekać będziecie od światła, od prawdy, od potęgi miłości mojej – bo znieść jej nie możecie, kiedy przesyca was nienawiść. Sami się osądzacie i sami wybieracie wieczność beze Mnie: straszliwą otchłań bezlitości, w całym jej okrucieństwie i wieczystej agonii ducha.

Ja nie zabijam istnień tych, których powołałem do bytu, lecz że powołała je Miłość w pragnieniu uszczęśliwienia miłością, odrzucenie jej powoduje wieczystą udrękę, głód i powolne konanie z braku mojej obecności.

Pragnę oszczędzić wam piekła. Chcę, żebyście poznali, jak łatwo Mnie przebłagać, uprosić, jak prosta jest droga do Mnie. Chcę też, abyście dowiedzieli się z ust braci waszych, jaka jest nieustanna pomoc, której wam udzielam, jaka jest moja ojcowska miłość do tych, którzy z samego zaistnienia swego powołani są do miłości wzajemnej, do szczęścia w domu moim.

Rozmawiałam następnie z Jerzym, ale po pewnym czasie powróciłam do rozmowy z Panem, mówiąc Mu o problemach, jakie mam z sobą sama.

– Moja mała córko. Nie proś Mnie o to, co ci się w tobie nie podoba, co chciałabyś zmienić na cechy podobające ci się u innych. Proś Mnie o to, abym uczynił cię podobającą się Mnie. Przecież Ja pragnę mieć moją małą Annę, nie zaś powielenie innej osoby. Twoje usposobienie, dziecko, nie jest Mi niemiłe, pomimo że tak różni się od tych, które ty uważasz za wzorcowe. Przykładem dla ciebie niech będą nie święci, a tylko gorąco ich miłości do Mnie. U każdego z nich przejawiała się ona poprzez ich usposobienie, charakter, wychowanie i wiele uwarunkowań, wśród których żyli. Czy sądzisz, że u ciebie nie ma jej wcale?

– Nie widzę jej.

– A przecież to, co robisz, robisz dla Mnie, prawda?

– Tak. Abyś był poznawany i kochany goręcej, ale i dla tych ludzi, którzy czytając zobaczą Cię takim, jakim jesteś naprawdę, i przybliżą się do Ciebie.

– A więc jesteś pośrednikiem pomiędzy Mną a twoimi bliźnimi?

– Nie myślałam o tym, ale chyba tak.

– Tak jest, Anno. Bo Ja zapragnąłem mieć w tobie takiego właśnie przyjaciela, taką córkę, która zechce Mnie zrozumieć w moim pragnieniu osobistej bliskości z każdym tak jak z tobą.

– Ale, Jezu, to Ty jesteś blisko mnie, a ja? Czy sądzisz, że ja nie czuję, jak Cię opuszczam, jak rzadko zwracam się do Ciebie, jak bardzo mało korzystam z Twojej dobroci, która każdego innego już dawno uświęciłaby?

– Oddaj Mi teraz, Aniu, twój ból z powodu swojej niedoskonałości, zaniedbań i słabości.

 Oddałam.

– Czy nie rozumiesz, że on mówi o twojej miłości?

– Wolałabym cieszyć Cię, Panie.

– Mnie cieszy to, co ty chcesz Mi oddać, a możesz ofiarować Mi tylko to, co posiadasz. Powiedziałem ci kilka dni temu, że nie oddajesz Mi swoich grzechów, tylko twoje cierpienie z ich powodu. Czy naprawdę sądzisz, że ci, którzy teraz są ze Mną – nawet najlepsi – nie grzeszyli? Oni płakali nad sobą dzień i noc i dobrze wiedzieli o swojej niedoskonałości.

Chcę ci wytłumaczyć, córko, że im bardziej przybliżam cię do siebie, tym widoczniejsze stają się dla ciebie wszystkie twoje niedoskonałości, bo Ja jestem światłem dusz. Dlatego zamiast przerażać się, dziękuj Mi za to, że tak przyciągam cię do siebie, że dbam o to, byś mogła zobaczyć się w prawdzie już tu, a Ja na pewno ci pomogę w usunięciu twoich niedostatków – twoich – a nie w odziewaniu się w cudze cnoty. Masz przecież i własne.

– Ja ich nie widzę.

– Razem poradzimy sobie. Przecież wiesz, że cię nie pozostawię, że ci pomogę i uczynię cię taką, jaką cię zapragnąłem mieć – jeśli nie będziesz stawiać Mi przeszkód. Ale nie martw się, dziecko, Ja wiem, że pragniesz mojej pomocy. Kocham cię, córeczko. W to powinnaś wierzyć mocno i stale.

A teraz, wiem, że pragniesz podzielić się Mną z Lucyną. Uważasz, że byłaby skrzywdzona, gdybym i z nią nie rozmawiał...? Więc poproś ją tutaj.

Lucyna zapytała o Oławę. Pan odpowiedział:

– Opierajcie się na objawieniach uznanych przez Kościół, bo wtedy towarzyszy im moja pomoc. Moje dziecko, jeśli „nie masz przekonania”, to w tym jest również moja pomoc. Ja cię strzegę (...) Tam, gdzie różne objawienia powtarzają to, co jest w Ewangelii, można to przyjąć, ale trzeba bardzo, bardzo pilną uwagę przywiązywać do wszystkich drobnych i jak gdyby ubocznych małych odchyleń i nawet pojedynczych zdań. Badanie ich jest sprawą Kościoła, nie waszą. Dałem wam czujne sumienie, więc kierujcie się nim, a wystrzegajcie się sensacji, tego, co głośne i powodujące zbiegowiska. Wolę, abyście nie uwierzyli w prawdziwe objawienie (przed oficjalną opinią Kościoła), niż gdybyście poddawali się każdej sugestii. Bądźcie pewni, że Matka moja tam, gdzie rzeczywiście działa, tworzy dobro, przemienia ludzi, i prędzej czy później jest przez mój Kościół uszanowana.

Teraz Kościół mój walczy z oporami nawet w swoim wnętrzu. Moje sprawy są zawsze zwalczane i spotykają się z trudnościami. Gdyby Kościół był rzeczywiście „mój”, czyli we wszystkich swoich członkach zawsze wypełniał wolę moją, byłbym słyszany i to, co moje, byłoby rozpoznawane łatwo przez tych, którym dałem pełnię darów. Ale sami wiecie, jacy jesteście.

Lucyna pytała następnie, czy może jechać do matki i rodzeństwa na Wybrzeże.

– Córko, czy Ja byłem kiedykolwiek przeciw rodzinie?  Potem Pan radził:

– Z niczym nie należy spieszyć się, córko, bo na waszej nadgorliwości może budować szatan. Dlatego chciałbym, żebyś wchodząc w nowe sprawy nie ulegała emocjom i przyjmowała je jako mój dar dla ciebie, ale nie – przez ciebie dla innych ludzi, na razie.

Lucyna oddała Panu swoich synów mieszkających za granicą.

– Nic lepszego zrobić nie mogłaś, bo przecież nikt z was nie potrafi uratować ludzi, których Ja nie pragnę specjalnie ochronić. Ale jeżeli wy prosicie, i to przez Matkę moją, i ufacie Mi, wasza ufność zobowiązuje Mnie tak bardzo, że mogę nawet zmienić zamiary moje.

Mówiłyśmy o modlitwach za ludzi w czyśćcu.

– Specjalnie cieszy Mnie wasza pamięć i miłość do tych ukochanych dzieci moich, które cierpią z powodu swoich błędów, będących najczęściej winą całego społeczeństwa ludzkiego (jakie ich otaczało). Troska o nich jest dowodem waszego poczucia wspólnoty (zrozumienia współzależności i miłości wzajemnej całego Kościoła Chrystusowego – powszechnego). Daję wam obu moje błogosławieństwo.

Pragnę waszej przyjaźni pełnej zaufania

22 IX 1987 r., wtorek, Warszawa

Pytałam, czy Pan chce coś przekazać o. Janowi.

– Moje dziecko, zwróćcie się do Mnie w modlitwie. Chciałbym, aby Jan zachęcony przykładem twoim i Lucyny zechciał rozmawiać ze Mną, Jezusem, tak bezpośrednio jak wy. Ja pragnę waszej przyjaźni pełnej zaufania, chcę naturalnej, zwykłej, codziennej możności wymiany myśli. Po to też stałem się człowiekiem, aby was ośmielić i zdobyć wasze zaufanie. Czyż można uczynić więcej, jak – dla okazania wam, jak was kocham i jak jesteście Mi drodzy – dać za was życie...? Pomyślcie, czyż to nie zobowiązuje was do równej szczerości, do zawierzenia Mi na co dzień, a nie tylko do ceremoniałów w oznaczonych godzinach. Przecież Ja swoim dzieciom nie udzielam audiencji siedząc na tronie, a przebywam z nimi, chcę rozmawiać, cieszyć się ich radością i słuchać o ich planach, aby potem pomóc wam realizować je.

Chcę, abyście mówili Mi o wszystkim „na bieżąco”, aby dać Mi radość dzielenia waszego dnia, waszych smutków i radości, nadziei i niepowodzeń. Z przyjacielem jest przecież łatwiej żyć, prawda? Zwłaszcza z takim, który was nigdy nie zdradzi i nie opuści?

To mówię i tobie, Anno. Nie bój się swojej spontaniczności i bezpośredniości wobec Mnie. Mnie to cieszy. Tylu mam oddanych, ale sztywnych i ceremonialnych sług, że chcę też trochę szczerości i śmiałości. Przyjrzyj się dzieciom. Czy one przejmują się stanowiskiem ojca, chociażby był królem?

– Nie zawsze.

– Jeżeli tak jest, to wina sług i wychowawców, którzy je uczą szacunku i etykiety, zamiast mówić im o miłości ojca. Dlatego mówię ci to sam, i to po wielekroć. I nie myśl, jak teraz, że Ojciec może znużyć się dzieckiem, które trudno się uczy. Ja obalam, odrzucam i wyprostowuję twoje wyobrażenia i leczę rany zadane ci przez życie. Pozwól Mi stosować moje leki. I daję ci błogosławieństwo na dzisiejszy dzień.

Przyszedł ojciec Jan. Pan sam zagaja rozmowę.:

– Synu, czy myślisz, że Ja nie znam ciebie tak dobrze? Że nie wiem, jak szybkie jest bicie twego serca? Jestem z tobą i chcę ci powiedzieć: nie martw się nigdy tym, co robisz dla Mnie wedle swej najlepszej woli. Nawet gdyby było to błędne, Mnie cieszy, że robisz to dla Mnie. To jest twoja deklaracja miłości. Więcej się mówi działając niż mówiąc; pierwszy syn z przypowieści powiedział „tak” i nie poszedł, drugi „nie”, ale poszedł do pracy. Powiedz Mi, jakie są twoje najbliższe plany.

Spokojnie, synu, nie wszystko naraz. Zacznijmy od tego, co najbliższe (początek roku akademickiego). W wykładach, zwłaszcza dla młodzieży, nawiązuj do faktów bieżących, które młodzi znają z doświadczenia. Mów im o przymierzu, co tylko możesz, bez ujawniania skąd o tym wiesz.

Synu, zwróć uwagę, że w przymierzu Ja jestem stroną zawsze wierną i dlatego wszystko zależy od was. Ale przymierze zobowiązuje. Przypomnij sobie i zwróć uwagę, że naród izraelski, który spodziewał się po Mnie wszystkiego i do dziś uważa siebie za naród wybrany, sam przekreślił przymierze moje z nim: odrzucił Mesjasza, którego oczekiwał, a przecież ze względu na objawienie się Jego samego wszystko inne było im dodane. Mów, że przymierze ze Mną nie jest wybraństwem i zapłatą, bo ziemia jest terenem walki, a zapłata będzie w niebie. Przymierze ze Mną zobowiązuje do dawania świadectwa o Mnie, do walki w pierwszych szeregach, do przewodzenia innym w dawaniu świadectwa o Mnie – przede wszystkim swoim życiem. Tu we wszystkim, jak w całym planie przymierza, najważniejsza jest wola ludzka – wasza wola (wola Pana jest pewna – Pan chce przymierza).

Powiedz, że wedle siły pragnienia służenia Mi Ja dam wam warunki, pole do działania i pomoc. Nigdy nie było inaczej. (...)

Zachęcaj też, synu, młodzież do zagłębiania się w historii swojej Ojczyzny. Rób to delikatnie, ale operuj faktami z historii waszej, żeby wspominać i żeby ich zawstydzić, że tego nie wiedzą. Przecież to są ciekawe sprawy. (...)