Anna – BOŻE WYCHOWANIE –

 

 

Honorem Boga jest niezmienna wierność stworzeniu swojemu

– Pisz, córko. Tak bardzo cenisz „honor”. Czy wiesz, co jest „honorem” Boga? Jego wierność stworzeniu swojemu bez względu na niewierność i przewrotność człowieka. Wierność Boga jest bowiem stałością Jego działania. Bóg nie zmienia się, nie błądzi, nie waha; dokonuje tego, czego zapragnie Jego twórcza miłość i nic odmienić lub zburzyć Jego planów nie zdoła.

W stosunku do człowieka wiernością Boga jest niezmienna miłość i miłosierdzie, zawsze i każdemu pragnące przebaczać. Wrota miłosierdzia są otwarte szeroko. Nie ma takiego potwora w ludzkim ciele, który nie byłby godzien i nie otrzymałby przebaczenia, gdyby tego zapragnął prawdziwie, chociażby w ostatniej sekundzie życia. Honorem Boga jest bronić każdego swojego stworzenia, wspomagać je, tłumaczyć i usprawiedliwiać, wciąż odnajdywać i na nowo próbować zdobyć jego serce. Nieskończona świętość Boga tak bezgranicznie przerasta możliwości pojmowania jej przez człowieka, że złość i nikczemność, chociażby całego rodzaju ludzkiego, jest wobec niej drobiną pyłu i dymu. Tylko czułość i delikatna, niezmiernie subtelna miłość Boga zapewnia ludzkości istnienie. Troskliwość, łagodność i umniejszenie swej mocy – tak by stała się dla was prawie niewyczuwalna – wyrozumiałość, cierpliwość i nieustające, niewzruszone podtrzymywanie w was życia, obrona was przed potęgą niewidzialnych dla was sił nieprzyjaciela rodzaju ludzkiego – oto honor Boga Wszechmocy wobec słabości i nędzy Jego stworzeń, które dla tej ich „jednodniowej” kruchości życia tak nieskończenie umiłował Ten, który jest Dawcą.

Bezmierna, niewyczerpana nigdy jest ojcowska i macierzyńska zarazem miłość Boga wobec tych, których zechciał On powołać do istnienia. Lecz nigdy i wobec żadnych innych bytów stworzonych nie jest ona tak bezgranicznie cierpliwa i wyrozumiała jak wobec rodzaju ludzkiego. Godność i „honor” Wszechmocnego leży w Jego bezwarunkowym umiłowaniu tego, co najsłabsze, bezradne i bez pomocy Boga skazane na zgubę; godność tak wspaniałomyślna, że nic i nigdy zrazić jej i zniechęcić nie zdoła, tak hojna, że tylko darzy, tak miłosierna, że zawsze przebacza, tak kochająca, że za jedno ludzkie westchnienie miłości oddaje człowiekowi samą siebie.

Wszelka ludzka tęsknota za prawością, godnością, honorem i szlachetnością jest w istocie pożądaniem niewzruszonej, nieskończonej, niezmiennej natury Boga – jedynej pewnej Pełni Bytu, jaka jest („Jestem, Który Jestem” Wj 3, 14), była i będzie zawsze.

Tak, dziecko. Kiedy tęsknicie do niezachwianej, prawdziwej, fundamentalnej pewności – Mnie wzywacie. „Jestem, Który Jestem” – wszystko inne ze Mnie i przeze Mnie powstało. Ja i tylko Ja jestem waszą pewnością, niezmiennością, odniesieniem. Kto Mnie zaufa i odda Mi siebie, zachowa życie swoje na wieki we Mnie, bowiem Ja odpowiadam Miłością na miłość. Ja wszystko ogarniam i nasycam sobą każdą pustkę, bo pełnia moja boleje nad głodem szczęścia i natychmiast spieszy, aby głodnemu zaofiarować Siebie. Bezgraniczna godność mojej świętości sprawia, iż udzielam się moim stworzeniom ze szczodrobliwością natury Boga, bez względu na nędzę i słabość ludzką. Żyjąc cieleśnie nie możecie przyjąć więcej, niż znieść może wasz ludzki organizm, lecz w moim domu napełniam was i ubogacam wedle moich zamiarów, bo szczęście moje cieszy się uszczęśliwianiem tych, których umiłowałem odwiecznie i na zawsze.

 

Pomoc z nieba

11 X 1990 r. Anna, o. Jan

Mówi Maryja w nawiązaniu do prośby o. Jana o pomoc w napisaniu referatu z etyki gospodarczej:

– Daję ci pomoc moich dzieci (z nieba), które te rzeczy znają. Dlatego pisz spokojnie, bez napięcia, czujnie słuchając natchnień i inspiracji (...) Nie pomijaj, synu, Norwida. On mówił o pracy organicznej.

Ojciec Jan prosi za p. Stanisławę, kobietę, która znosi wytrwale cierpienie i dużo modli się za innych. Mówi Pan:

– Synu, Ja jestem przy niej. Ona wie, że ją kocham. Ty powiedz tylko, że przynosi Mi radość i pociesza Mnie. Kiedy Mnie ludzie ranią, przychodzę odpocząć przy takich moich córkach, jak ona. Ona Mi ufa i polega na Mnie, i tym Mnie uszczęśliwia. Stanisława wie, że ją kocham. Powiedz jej, że mój dom będzie dla niej otwarty od razu, kiedy ją zabiorę, ale teraz niech jeszcze prosi za innych i ofiarowuje wszystko za zbawienie dusz. Im, a zwłaszcza jej bratu, potrzeba modlitw. Przytul ją do serca w moim imieniu i przekaż jej moje błogosławieństwo, a z nim moją miłość i siłę, i moc.

Im ktoś bliżej Mnie będzie pozostawał, czyniąc wszystko dla mojego królestwa – a nie dla siebie – tym bardziej Mnie zobowiąże. Bo wy powinniście i możecie zapracować jedni na drugich – ci, co Mi ufają, na tych, którzy są daleko. Przyjdzie czas, kiedy zobaczycie wyraźnie, że Ja i tylko Ja jestem Panem waszych losów. Wtedy zwrócicie się do Mnie na wszystkich placach i ulicach waszych miast.

Pytamy o Gorbaczowa.

– Gorbaczow jest już Cyrusem naszych czasów. Proście za Litwę, za Białoruś, za Ukrainę. (...) Proście za Tarasa i Jerzego (gości z Kijowa).

Prosimy za naszych sąsiadów (Czechosłowację i Niemcy Wschodnie).

– Będę ich oszczędzał wedle ich dobrej woli.

Daję wam z radością moje błogosławieństwo – błogosławieństwo Boga Wszechmogącego w swojej pełni: w imię Ojca, Syna i Ducha Świętego.


Wszyscy, za których prosiłaś, są twoimi przyjaciółmi na wieczność

2 XI 1990 r.

Mówi Pan:

– Pragnę, córko, abyś wiedziała, że twoja przyjaciółka, Antonina, została przyjęta do mego domu w dniu, w którym prosiłaś (w dzień Wszystkich Świętych – odpust zupełny). Spełniłem twoją prośbę dlatego, że przełamałaś swój żal i zawód i prosiłaś za nią, pomimo iż od niej nie uzyskałaś pomocy, kiedy tego najbardziej potrzebowałaś i już od dawna nie istniała przyjaźń pomiędzy wami. To, w czym przekroczyła moje prawa, było ciężką winą, ale dałem jej chorobę, która pozwoliła jej już odcierpieć wiele na ziemi. Tu zaś oczyszczała się i przygotowywała w pełnej świadomości swoich win, której na ziemi jej brakowało. Jest ze Mną i wraz z całą swoją rodziną dziękuje ci. Tak że naprawiłem stosunki pomiędzy wami, kiedy tylko dałaś Mi swoją dobrą wolę w tej sprawie.

Pamiętaj, Anno, że w moim domu nie może być nikt, kto nie przebaczył swoim winowajcom i komu jego bliźni win nie odpuścili. Dlatego wielu ludziom możecie „nieba przychylić” lub je od nich oddalać. Starajcie się więc być miłosiernymi, wielkodusznymi i wybaczającymi zawczasu, oszczędzając sobie w ten sposób wstydu, upokorzenia i długiego oczekiwania na moje zmiłowanie („Błogosławieni miłosierni, gdyż i oni miłosierdzia dostąpią”).

Cieszę się, Anno, żeś posłuchała od razu mojego wezwania. Cieszę się też, żeś dała Mi twoją modlitwę – a więc współpracę – pozostawiając wybór Mnie, gdyż to są właśnie te kwiaty, które z radością przyjmuję. Wszyscy, za których prosiłaś, są twoimi przyjaciółmi na wieczność. Oni już proszą za ciebie. A poznasz ich w moim domu.

Powiedz, Anno, twojej lekarce, że matkę jej przyjąłem do siebie i sam po nią przyszedłem, aby jej serce nie cierpiało przy rozstaniu z córką.

Ja jestem Miłością, która ogarnia, otula, pociesza i obdarza szczęściem. We Mnie nikną wszystkie niepokoje, lęki i żale. We Mnie cierpienie przemienia się w nieogarnione szczęście, przeniknięte jasnością zrozumienia, pewnością i wdzięcznością. Tak przychodzę do wiernych Mi dzieci, do cierpiących, schorowanych, do powracających z wielkiego ucisku. Tak nadchodzę teraz, gdyż to Ja będę Panem żniwa i Pasterzem dobrym, nie pozostawiającym bez ratunku zagubionych owiec.


Natychmiast stawałem przy swoim cierpiącym bracie...

Wiedz, że im straszniejsze wydają się wam okoliczności czyjejś śmierci, tym bliżej Ja tam jestem, tym szczodrobliwsze i bardziej wspaniałomyślne jest miłosierdzie, którym otaczam przerażonego człowieka. To co najohydniejsze, najbardziej plugawe, najnikczemniejsze z możliwych (w okolicznościach śmierci i w zachowaniu się katów i morderców), najgłośniej wzywa Mnie, i dlatego miliony moich umęczonych dzieci spoczęło na moim sercu wyrwane z paszczy nieprzyjaciela, z jego gardła: ze wszystkich lagrów i łagrów, więzień i innych szatańskich placów zabaw. Ludzie służący nieprzyjacielowi starają się naśladować swego pana. Cynizmem, szyderstwem, poniżeniem depcząc mordowanego człowieka, zawsze otwierali mu niebo, bo Ja natychmiast stawałem przy swoim cierpiącym bracie (Pan mówi o braterstwie krzyża) i zabierałem go bez słowa wymówki, jak matka chwyta i do serca przyciska krzyczące z bólu dziecko. Pamiętaj o tym, gdy czytasz te relacje o śmierci i kiedy sama będziesz świadkiem zagłady tysięcy tysięcy. Mów wtedy o Mnie – Panu Miłosierdzia.


Jak wiele zależy od waszej rzeczywistej troski

7 XI 1990 r. Anna, Grażyna, o. Jan

Mówi Pan:

– Chciałbym, kochane moje dzieci, żebyście zawsze zaczynali dzień i kończyli dziękując Mi za wszystko, co czynię, ponieważ moje starania polegają na tym, aby jak najwięcej wam dopomóc. Tak rzadko udaje się wam je zauważyć, a przecież nie ma chwili, w której opieka moja nie rozpinałaby się nad wami.

Grażyna prosi za różne osoby, żeby bardziej się otwarty na Boga. Pan mówi:

– Wprowadzaj Mnie pomiędzy was, wiesz przecież, że Ja tego chcę. Nawet nie wiecie, dzieci, jak wiele zależy od waszej rzeczywistej troski o osoby, które znacie. Ale każdy z was potrzebuje innego czasu (dla nawrócenia), bądź cierpliwa.


Jak moje zgromadzenie może przyczynić się...

Pan odpowiada na pytanie o. Jana o tematy prac naukowych:

– Mów, synu, nie tylko jej (przełożonej pewnego zgromadzenia zakonnego), ale wszystkim przełożonym zakonów czynnych, którzy będą chcieli słuchać, aby opracowywali temat: „Jak moje zgromadzenie może przyczynić się do rzeczywistego uchrześcijanienia mojego kraju” (prawdziwego życia Bogiem), jakie ma po temu charyzmaty, możliwości i umiejętności, a także czy jest dostatecznie gorliwe i czy rozumie odpowiedzialność każdej z sióstr za całość życia społecznego swojego narodu (dawać przykład własnym życiem).

A Ja stawiam jeszcze następny temat: „Czym każde z takich zgromadzeń może obdarzać sąsiednie narody, aby najprościej, najłatwiej, a jednocześnie najgłębiej nasączyć ich życie społeczne moją obecnością” (dostosować się do odmiennej psychiki innego narodu).


Ja ślepych nie sądzę, lecz otwieram im oczy

13 XI 1990 r. Anna

– Panie! Czy pragniesz rozmawiać ze mną?

– Moje biedne dziecko! Czy Ojciec mógłby odpowiedzieć „nie” swojemu małemu, choremu dziecku? Wiem, co cię niepokoi, a raczej co martwi was wszystkich. To jeszcze nie jest wolność, jesteście spętani i przerażeni zarysowującym się nowym zagrożeniem, a także ślepotą mas, które go nie rozeznają. Tak, wyzwoleni zostaliście od lęku, przemocy, brutalnego terroru, by móc zacząć oddychać swobodniej, rozglądać się, porównywać, powoli szukać podobnych sobie i czynić pierwsze próby ulepszania życia. Oczywiste jest wasze zniewolenie i to już jest ostatnia wasza próba. Wiem, że wiele od was żądać nie można i nie czynię tego.

Pragniemy, by zło planujące dla was nowe niewolnictwo ujawniło się – i powoli rzeczywiście odkrywa ono swoje związki, plany destrukcji systemu gospodarczego i deprawacji moralnej. Będziecie widzieli, z kim walczycie. Czas ich panowania jest tak krótki, że niczego trwałego nie dokażą. Runie cały system wartości Zachodu, który objęty został niewidzialną siecią ukrytych knowań. To już ich koniec, dziecko.

Oni, słudzy nieprzyjaciela, pełni nienawiści, chęci zemsty, pychy i pogardy do świata wartości chrześcijańskich, które tak łatwo owi pozorni chrześcijanie oddali za te trochę ziaren soczewicy, nie wiedzą, że sami są ofiarami i los ich jest najgorszy. Nieprzyjaciel nie pozostawi swoich sług, aby się mogli wyzwolić spod jego wpływu. On ich zabierze. A Ja dopuszczam, aby się stała sprawiedliwość.

Szatan szykuje odwrót tak, aby po nim pozostała tylko spalona ziemia – i tam, gdzie przeważa wśród was nienawiść, tak się stanie. Dlatego śmierć nie ogarnie od razu całego globu. Chcę, żebyście dobrze przyjrzeli się zbrodniom wojny i odwracali się od nich jak najszybciej i jak najliczniej. Bo powrót do miłości wzajemnej, to powrót do Mnie, Niezwyciężonego Pana losów tych, którzy Mi ufają. Otworzę wam bramy łaski. Lecz bój już się toczy i każdy z was już wybiera.

– Żal mi tych, którzy nic nie rozumieją i błądzą, bo mało wiedzą...

– Nie obawiaj się, Ja ślepych nie sądzę, lecz otwieram im oczy. Tak się stanie i u was. Lecz wy proście, próbujcie i ufajcie. Wzywajcie też miłosierdzia mego na głowy głuchych, zarozumiałych i zaślepionych. Nie śpijcie, dzieci!


Macie prawo do pomyłek, wahań, do błędów

14 XI 1990 r. Anna, Danka

Kiedy przystąpiliśmy do rozmowy, Pan zwrócił się do Danusi (malarki), której długo nie było w kraju:

– No, powiedz teraz, moja córeczko, co cię trapi?

Danka:

– Strapienie najbliższe sercu – szwagier, po ciężkim wypadku. Wiemy, że przeżyje... Teraz jest pora, kiedy trzeba mu pomóc, żeby ludzi i siebie nie skrzywdził. Nie wiemy, jak to zrobić. Żeby on chciał przyjąć to ode mnie. Druga sprawa – osobista – siły w wierze. Są doświadczenia, człowiek się uczy. Proszę o więcej siły i odwagi – bo inni tego ode mnie oczekują.

Po rozmowie o malarstwie:

– Cieszę się, kiedy w mojej obecności czujecie się swobodnie. Słuchaj, córeczko, ponieważ dałem ci talent, musiałem ci w życiu umożliwić jego rozwój (była to odpowiedź Pana na podziękowanie za możność tworzenia).

Anna:

– Chciałam Cię spytać, Panie, co Ty myślisz o sztuce? Czy to jest pytanie bardzo trudne? (tzn. czy trudno nam będzie zrozumieć Twoją odpowiedź?)

Pan:

– To jest jedna z moich dróg, na których też szukacie, często błądzicie i dojrzewacie. Niekiedy odchodzicie ode Mnie ku pieniądzom, ku posiadaniu. Każdy z moich darów może was pobudzać, jeśli je w sobie rozwiniecie (powoli i starannie). Jak zdolności organizacyjne mogą prowadzić was ku żądzy władzy i panowaniu nad innymi, tak moje dary, które tworzą artystę (wrażliwość, szerszy zakres percepcji), mogą zdeformować człowieka, jeśli ponad tworzenie przełoży miłość siebie, próżność, żądzę zysku, zawiść wobec kolegów (postawa oddawana słowami: „ja ich zniszczę”), pychę, egoizm itd. ...

Widzicie, dzieci, na każdej drodze – a tyle ich wam daję do wyboru – na każdej z tych dróg powinniście wybierać to, co najbardziej was pociąga, co uważacie za najpiękniejsze, najmądrzejsze, najprawdziwsze, najszlachetniejsze lub najbardziej pożyteczne dla innych. I jak zawsze, powtarzam wam, macie prawo do pomyłek, wahań, do błędów. Bo chociaż każdą z tych dróg i wieloma innymi przeszło już miliony ludzi, to jednak każdy stawia na niej własne kroki (wydeptuje ją własnymi nogami). A Ja cieszę się, kiedy pragniecie wiele i wspomagam was, stwarzam wam okoliczności, warunki, otoczenie, abyście mogli realizować to, czego zapragnęliście. Wszyscy jesteście moimi dziećmi, które rosną w moim ogrodzie pełnym cudów (tak Pan nazywa naszą ziemię).

Cieszy Mnie, kiedy doceniacie moje dary, moją dbałość o was, moje starania, aby spełnić wasze pragnienia. Tylko że to nie one są celem waszego życia. Bo przecież dałem wam czas życia po to, byście Mi dorośli. Stawiając przed wami coraz to nowe przeszkody, pragnę, abyście nie cofali się przed nimi, nie obchodzili ich, lecz pokonywali. Dojrzałość wasza, moje ludzkie dzieci, powinna powoli stawać się dojrzałością duchową, a wtedy stajecie się moimi współpracownikami. Z twórczości często fizycznej przechodzicie powoli w tworzenie wokół siebie dobra, w kształtowanie substancji duchowej waszych bliźnich, gdyż każdy, kto współpracuje ze Mną, rozdaje innym Mnie samego wedle swoich umiejętności i swojej osobowości (charakteru).

Każdy twórca może stać się, jeśli zechce (a więc kiedy to zrozumie, czyli dojrzeje), wychowawcą, nauczycielem, przewodnikiem dla tysięcy swoich bliźnich (przez pokolenia – w zależności od talentu, jaki Bóg dał i włożonej pracy). Tak więc artystom daję szansę bliższej i bardziej owocnej współpracy ze Mną. Daję im możliwość wpływania na uczucia i umysły wielu, którzy sami nic stworzyć nie potrafią, ale również pracują dla wspólnego dobra, wkładając w to rzetelny trud całego życia.

Danka:

– Gdzie jest moje miejsce? Jaka jest moja droga?

Pan:

– Ze Mną, zawsze i wszędzie ze Mną, a wtedy będziesz miała moje siły. Co więcej, na Mnie możesz zawsze liczyć, bo zawierzającego Mi nie zawiodę.

Wcale nie pragnę, żebyś zmieniała swoją drogę, lecz chcę, abyś na niej właśnie dzieliła się sobą z przechodzącymi (zatrzymującymi się obok ciebie). Pragnę, żebyś dzieliła się Mną nie jako twórca, lecz jako osoba ludzka, moja rzeczywista córka, która to rozumie i która pragnie, aby i inni pokochali wspólnego Ojca. Dojrzewając zaś jako osoba, dojrzewasz też w swoich pracach.

Martwiłaś się o swojego szwagra. Poradzę ci – zaproś Mnie i chodźmy tam razem, a inicjatywę pozostaw Mnie. Możesz mówić mu co ciebie cieszy, co tobie daje radość. Sądzę, że to cię nie narazi („nie zepsuje ci opinii”). I nie zapominaj o tym, że jeśli on Mi się nie powierza, to przecież ktoś musi Mi go oddawać i prosić, abym go ogarnął swoim zainteresowaniem, skoro dałem mu „drugie” życie. Nie istnieją przypadki – istnieje wyłącznie moja wola i moja miłość do każdego z was. Jakże często Ja ustępuję wobec waszej słabości i niedojrzałości, bo tak jak każda matka lituję się nad wami (w znaczeniu: miłość Boga do ludzi jest i ojcowską i matczyną). Ale pragnąłbym, aby ten, kto został ocalony, nie wykorzystał daru życia na swoją własną szkodę. Jeśli potrafisz mu to delikatnie powiedzieć – próbuj, ale ostrożnie, żeby nie zranić jego ambicji. Podejdź do niego z taką miłoscią i wyrozumiałością, jaką Ja mam dla waszych błędów i dla waszych słabości (niezrozumienia prawości życia).

A teraz, dzieci, uklęknijcie. Córeczko, o co Mnie jeszcze prosisz?

Danka:

– Proszę o wiarę dla mojego męża.

Pan:

– Ty masz być jego wiarą, jego drogą. Nie mogę ci, córko, narzucać swojej woli. Ale to, co powiedziała Anna, jest prawdziwe. Chcałbym was wszystkich zgromadzić pod płaszczem Maryi. Jednak gdziekolwiek jesteś, wiedz, że jesteś kochana, a Ja pragnę, żebyś żyła.

Moja córeczko, moje ręce obejmują cię. Błogosławię cię i będę cię wspomagał we wszystkich twoich staraniach o dobro tych, którym jest potrzebna moja pomoc. Ale ty staraj się ich kochać, pragnij dla nich mojej pomocy. Tym zobowiążesz Mnie, zwłaszcza w tych przypadkach, gdy nie rozumieją Mnie, nie doceniają lub odrzucają. To będzie taka nasza cicha współpraca. Jutro, kiedy pójdziemy do szpitala, oddaj Mi twojego szwagra na zawsze, razem z jego wszystkim kłopotami i z jego bliskimi. I tak rób zawsze – nigdy i nigdzie nie chodź beze Mnie. A jeśli będziesz chciała czasem porozmawiać ze Mną, to mów – bo Ja cię słyszę; i kiedyś, kiedy się spotkamy, przytoczę ci każde twoje słowo. Błogosławię cię, córko, i wszystkich waszych bliskich. +

 

Najlepiej iść przez życie razem z Maryją

19 XI 1990 r. Anna, Grażyna, o. Jan

Przedstawiamy różne trudne problemy, wobec których czujemy bezradność. Po dalszej modlitwie, przede wszystkim prośbie o zesłanie Ducha Świętego

Pan mówi:

– Cieszę się, że wszyscy coraz lepiej Mnie rozumiecie. Pojmujecie przyczyny, z których konieczny jest lęk tak straszny, aby ogarnął wszystkie kontynenty. Rozumiecie, że jest to ostatnia moja próba wyrwania was z zaślepienia, stagnacji lub zamierania życia waszych dusz. Chciałbym, żebyście z tą prośbą, którą dzisiaj zanieśliście do Mnie, zwrócili się do waszej Matki, waszej Królowej i Królowej Nieba w dniu Jej wielkiego święta (8 grudnia Niepokalane poczęcie).

Pan zwraca się do Grażyny:

– Córeczko, masz jakieś problemy?

Grażyna:

– Proszę o umocnienie w pracy.

Pan:

– Jesteśmy tam razem. Pamiętaj, że nie jesteś sama. Uczyłaś się przecież, że jednym z tytułów Ducha Świętego jest „Przedziwny Doradca”. Czyżbyś sądziła, że czas zmniejsza Jego możliwości?

Natomiast każdego z ludzi wrogich Mi Mnie oddawaj. Potrzebna jest twoja wola – wola człowieka proszącego za swego bliźniego. Wiesz przecież, że ten „jad i złość” to cechy ich pana, którego są niewolnikami. Spójrz na ich nędzę, głód duchowy – bo przecież żyją bez miłości. Pomyśl wtedy, że trzymają ich mocne, niewidzialne łańcuchy. I podziękuj Mi, że ciebie obroniłem. A im życz tego samego.

A nic nie powiedziałaś Mi o tym, jak zaskoczyła cię szybkość mojego działania. Jesteś dowodem prawdy moich obietnic.

Grażyna dziękuje Panu (zmieniła pracę w ciągu dwóch tygodni bez specjalnych trudności). Po chwili Pan mówi dalej:

– Upadek materialny Zachodu będzie upadkiem władzy tajnego związku nienawiści. Wspólnota interesów nigdy nie może przeżyć rozpadu tego, co wiązało ludzi, jeśli nie było w tym miłości.

Ale tam, gdzie miłość istnieje, niewielu ludzi działających pojedynczo, bez częstych kontaktów ze sobą, ludzi mało znaczących, ubogich i przeważnie nie wykształconych, jakimi byli moi apostołowie i uczniowie, potrafiło założyć podstawy nowej kultury, którą wasz Papież nazywa pięknie cywilizacją miłości.

Jeszcze raz was zachęcam: odwagi, dzieci! Niechaj każdy z was starć się wedle możliwości, jakie wam otwieram. Wasz trud, walka z przeciwnościami, wciąż ponawiane przeciwstawianie się złu, to wasza chluba. A może i jedyna wasza zasługa, bo wszystko inne otrzymujecie ode Mnie. Mówiłem wam już wiele razy, że pragnę przyjmować was w moim domu dumnych i szczęśliwych, dumnych taką dumą, jaką mają rycerze po zwycięskim boju. Ale nadal wam mówię: „Odwagi! Jam zwyciężył świat”. A przecież walczymy razem...

Dzieci, przytulam was do serca. Pragnę was dzisiaj obdarzyć większą energią, większą odwagą, dać wam światło rozumu w waszych spotkaniach z ludźmi. Niech Duch Święty, Duch Mądrości i Mocy, Duch Światła i Miłości spocznie na was i pozostanie z wami. +


Chciałbym, żebyście mogli się wspierać

21 XI 1990 r. Święto Ofiarowania Najświętszej Maryi Panny. Anna, Bogdan, Henryk, Tadeusz, Wojciech

Mówi Pan:

– Chcę wam powiedzieć, w czym możecie być Mi pożyteczni. Anna już wam mówiła to, co sama przemyślała na ten temat, ale Ja chcę wam powiedzieć to, czego sobie życzę, a właściwie czego wam życzę, bo współpraca ze Mną jest waszą największą szansą, największym szczęściem i najwyższą z możliwości osiągnięcia realizacji siebie, w oparciu o te dary, które każdemu z was dałem, a które dla każdego są inne. Życzyłbym sobie, abyście ze sobą współpracowali. Chciałbym, żebyście się poznawali, żebyście się mogli wspierać, poszerzając koło przyjaciół moich. Dlatego nie zależy Mi na ilości osób, a tylko na tych, którzy pragną Mi służyć z miłością, z całego serca, z całą swoją wolą, wedle wszystkich umiejętności, jakimi was obdarowałem. Pragnę, abyście się rozejrzeli – każdy wśród swoich przyjaciół – i zapoznawali ich z moim życzeniem. (...)

Moje dzieci, tylko od was zależy, czy jeszcze kiedyś porozmawiamy. Przecież Ja pragnę zawrzeć z każdym z was jak najbliższą znajomość – a jakaż może być znajomość bez poznawania się coraz głębszego? Oczywiście daję wam różne drogi poznania. Daję wam Siebie w Piśmie Świętym, w nauce Kościoła, w Ewangelii, w prywatnych objawieniach. Daję się wam przez rozum, wiedzę, sztukę, przez poznanie filozoficzne. Lecz cieszy Mnie, kiedy chcecie mówić ze Mną tak jak normalne dzieci ze swoim prawdziwym Ojcem.

Bo przecież wszyscy jesteście ze Mnie. Ciało własne, cechy fizyczne i psychiczne i cechy narodowe dziedziczycie, ale to wszystko, co przechodzi w wieczność, co stanowi waszą autentyczną, prawdziwą, nieśmiertelną istotę – Ja wam dałem. Chciałem, abyście przychodząc na świat poznawali go, zapragnęli mu służyć, poświęcili się tej dziedzinie, którą uważacie za najwspanialszą i najpiękniejszą, do której otrzymaliście zresztą odpowiednie dary, i żebyście wrócili do Mnie, bo z wami wraca wyłącznie to, co uczyniliście przede wszystkim z sobą samymi, a w tym jest także to, co potrafiliście dać światu ze siebie z moją pomocą, wedle mojej woli. Mówię to do was, którzy już Mi tak służycie.

Dzisiaj, dzieci, rozmowę skończymy, ponieważ jesteście zmęczeni, ale chciałbym, żebyście zadali Mi pytania. Tylko nie pragnijcie ode Mnie wykładu (Pan mówi to z uśmiechem), ale pytajcie o to, co jest dla was najważniejsze. Bo Ja chętnie wam odpowiem.

Henryk:

– Czym mogę Ci najlepiej służyć?

Pan:

– Mnie cieszy to, że wasza służba daje wam radość. Dlatego cieszy Mnie, że służysz Mi swoją muzyką i robisz ponadto to – co możesz, tam – gdzie możesz. (...)

Pragnę, aby wzrastała w was świadomość tego, że żyjemy w przyjaźni i że nie służycie Mi „ślepo”, ale współpracujemy razem dla zbawienia świata (...).

Im bliżej Mnie będziecie, tym bardziej będę was przenikał, tym szybciej będzie rosła moja miłość w was. Bo przecież wy jesteście w tej chwili moim sercem, wy jesteście moimi rękoma – co tylekroć wam mówiłem – wy jesteście Mną chodzącym po ziemi. Dlatego im mniej w was „waszego”, a więcej „naszego wspólnego”, tym stajecie się silniejsi, odporniejsi na trudy, odporniejsi na zło i odporniejsi na wpływy nieprzyjaciela, który w tej chwili jeszcze ma dużą moc w waszym kraju i z którym się bez przerwy w ciągu dnia spotykacie.

Może mówię wam teraz za dużo, dzieci, ale Mnie też trudno zakończyć rozmowę z wami. Tak się cieszę, że mogę do was mówić bezpośrednio...

Jedna z osób, kierowana przez lekarzy na operacją, lecz unikająca jej i szukająca pomocy u zielarzy, pyta o uzdrowienie.

– Synu, powołujesz się na moje słowa: „Ja chcę was uzdrowić”, ale to dotyczy przede wszystkim waszych dusz. Nie możecie żądać ode Mnie uzdrawiania waszych chorób fizycznych, gdyż one są wam niekiedy bardzo potrzebne. Niekiedy pomagają wam, dają wam nawet czas na przemyślenie wielu spraw, niekiedy są pokutą lub też zadośćuczynieniem za innych. Słuchaj Mnie, synu, udaj się do dwóch specjalistów i posłuchaj ich opinii; jeśli będzie zgodna, postąp według niej. Po to wam dałem lekarzy, po to im dałem zdrowie i wiedzę, po to się uczyli, aby mogli wam służyć. Oczywiście w moich rękach leży tak samo wasza operacja i rekonwalescencja, jak i zdrowie. Dlatego nie należy bać się i unikać tego, co wydaje się wam straszne lub choćby przykre; synu, zaufaj Mi we wszystkim.

Bogdan:

– Który z Twoich darów we mnie najbardziej przyczyni się do Twojej chwały?

Pan uśmiecha się:

– Synu, nie staraj się wydostać ode Mnie takiej odpowiedzi. Proś raczej, abyś jak najlepiej wykorzystał wszystkie twoje dary ku chwale mojej. Oddaj Mi swoje życie, oddaj tę służbę, jaką prowadzisz – ze „ślepym” zaufaniem, a wtedy Ja będę mógł cię tam postawić i takie stworzyć warunki, w których wykonasz dla Mnie najwięcej i będziesz miał najwięcej radości. Dlatego na to nie odpowiem. Odpowiem ci tylko, że już Mi służysz i myślę, że współpraca nasza będzie się rozwijać. Trzymaj się tak blisko Mnie jak możesz, a ponadto powiem ci, Bogdanie, że chciałbym, żebyśmy kiedyś porozmawiali „w cztery oczy”.

Tadeusz:

– Pragnę Ci, Panie, podziękować za to, że mnie wybrałeś do Twojej służby.

Pan:

– Chciałbym, mój synu, abyś skończył najpierw wszystko, co piszesz, żebyś to zamknął; a jak już będziesz kończył, spotkajmy się i wtedy porozmawiajmy, bo będę mógł udzielić ci pewnych rad, których wówczas będziesz potrzebował.

– Jak można pomóc dzieciom, którym zakazano modlitwy (w pewnej rodzinie)?

Pan:

– Sprawy wszystkich bezbronnych, potrzebujących opieki składaj natychmiast na sercu mej Matki i proś Ją, aby działała wedle swojej miłości z pełną władzą Królowej tego kraju. Nigdy nie martw się nimi sam, bo sam swoim zmartwieniem nic nie pomożesz. Oddawaj to w ręce władzy pełnej miłości.

Tak samo pytałeś o sprawy Milicji Niepokalanej. Swoim wojskiem kieruje moja Matka. Ale o pomoc zawsze możesz prosić ojca Maksymiliana. Niech stanie się twoim przyjacielem i przewodnikiem.

Słuchajcie Mnie. Przecież nie jest to nasza ostatnia rozmowa, lecz pierwsza. Nie chodzi o to, żebyście się spotykali gromadnie, ale pragnę, ażebyście się między sobą poznawali i współpracowali ze sobą tam, gdzie możecie, dlatego że każdy z was ma swoje, właściwe sobie, uzdolnienia i możliwości i może być pomocą innym w tym ciężkim okresie, kiedy przebijacie się pod wiatr – pod huraganowy wiatr, który tu wieje – z wielkim trudem i z wielkim zmęczeniem.

A teraz, dzieci, proszę, uklęknijcie, a Ja wam dam błogosławieństwo. +


Pragnę każdemu dać szansę takiej służby, jakiej serce jego pożąda

25 XI 1990 r. Uroczystość Chrystusa Króla. Anna, Grażyna

Pan odpowiada na wątpliwości Anny, jak ma zachować się podczas rozmowy ze znajomym, którego chciałaby widzieć we współpracy, ale właściwie go nie zna.

– Nigdy nie będę cię zmuszał, dziecko, abyś działała wbrew swojemu przekonaniu. Poza tym chciałbym, aby twoi goście przychodzili tu ze względu na Mnie. Jeżeli pragną Mi służyć, chętnie ich wysłucham i udzielę wspomożenia i wskazówek, nadto sprostuję ich błędy, ale najbardziej oczekuję tu tych, którzy Mnie wybrali jako towarzysza swojego życia i którzy pragną wszystko, co robią, czynić z miłości do Mnie. Ci są moimi przyjaciółmi i nie mam przed nimi tajemnic.

Pytałaś, czy możesz powiedzieć twemu znajomemu o sprawach ogólnych. Zobacz, czy będzie zdolny cię wysłuchać, czy będzie chciał tylko ukazywać siebie. Ty też nie czytaj od razu za wiele. Ja będę z wami.

Pomyślałam o kimś, kto przez dwie godziny nie dopuścił do głosu nawet Pana (czy ten znajomy nie okaże się. taki sam).

– Nie martw się z góry. Nie ma dwóch identycznych ludzi, a Ja pragnę każdemu dać szansę takiej służby, jakiej serce jego pożąda. (...)

– Teraz, dzieci, pragnę dać wam moje błogosławieństwo. Niechaj obejmie ono waszych bliskich i przyjaciół. W dzisiejszym dniu pragnę dać wam moją obietnicę, że wasz kraj przemienię w moje królestwo na ziemi. Daję wam też moc, bo chcę, abyście byli przekonani, że jest ona z wami i że nikt nie potrafi wam przeszkodzić w służbie mojej i nikt nie potrafi zniszczyć planów moich, jeśli pragnąć będziemy wspólnie (konieczna jest nasza zgoda na dokonanie się planów Bożych w nas). Dlatego łączcie ziemię z niebem wspólnym pragnieniem budowania królestwa Bożego. Błogosławię was, dzieci, i umacniam w sobie.

Wieczorem pytam jeszcze Pana:

– Czy mogę moim nowym gościom pokazać teksty społeczne?

– Mów, jeśli uznasz, że obaj panowie są przygotowani do szczerej rozmowy. Będę przy tobie. Wiem, dziecko, o co ci chodzi. Ja też chciałbym was przygotować i jeśli znajdę odpowiednich współpracowników, uczynię to. Jak dotąd, sama wiesz, że nie miałaś komu dać naszych tekstów w całości, że brak było albo doświadczenia, albo bezinteresowności w służbie, czy też zaufania do naszych prac i do Mnie. Zawiedli cię nawet, wydawałoby się, że „pewni”, dawni znajomi z konspiracji (nie będziemy ich wymieniać). Są już ze Mną i pragną ci pomagać ze wszystkich sił. Lecz teraz oni muszą znaleźć rozmówców.

Bądź spokojna i nie obawiaj się niedyskrecji (ze strony gości). Chodzi jednak o zrozumienie przez nich tych tekstów i aprobatę dla ich treści. A więc zobaczymy. Teraz zaś oddaj dzisiejszy dzień Mnie (bo już jest poniedziałek). Śpij spokojnie pod moją opieką. Błogosławię cię i tulę do serca Ja, Król Miłosierdzia. +


Musicie uczyć się ode Mnie wyrozumiałości

30 XI 1990 r. Anna, Grażyna, Lucyna, Marta, Bogdan, Szczepan

Długo rozmawialiśmy na tematy polityczne, m.in. wyborów prezydenta, potem o masonerii, o wrogach chrześcijaństwa i ich tajnych władzach w świecie, o ich roli w czasie rewolucji francuskiej i bolszewickiej oraz obecnie itd. Wreszcie spytaliśmy Pana o Jego opinię. Pan odpowiedział:

– Moje dzieci! Wiedza jest produktem rozumu, a nie emocji i uczuć. Aby coś naprawdę poznać, trzeba przystępować do szukania odpowiedzi w spokoju i bez z góry powziętych przekonań. Dlatego poznawania nie należy łączyć z atmosferą emocji i nie powinno się włączać swoich uprzedzeń ani innych uprzednio poznanych opinii ludzkich w proces dochodzenia do wyników, bo to zaciemnia wasze władze poznawcze. W takich przypadkach lepiej posłużyć się materiałami źródłowymi, rezygnując z objaśniania wedle własnych, niepełnych wiadomości. Tyle wam chciałem powiedzieć na temat waszej poprzedniej rozmowy.

Pan powiedział wówczas (m.in.): „Mówiliście dużo o masonerii. Masoneria to jedna z wielu organizacji, którymi posługują się tajne władze światowe przyjaciół i pracowników szatana do swoich i tylko sobie wiadomych celów. Tacy ludzie, jakich wymieniliście, są jedynie podwładnymi, którzy wykonują wyłącznie zlecenia swoich władz. Niemniej wojska naszych wrogów, wrogów ludzkości, są ogromne i stanowią potęgę światową, opartą na sile pieniądza; przez pieniądz osiągnęli władzę. Te właśnie podstawy pragnę zniszczyć. Ale świat ulegnie wówczas chaosowi. Rozpadną się wszystkie znane już struktury, które teraz wydają się wam pewne, ustalone i w których widzicie swoją przyszłość, a nieprzyjaciele wasi widzą szansę zawładnięcia całą ludzkością. To, co teraz nadchodzi, będzie załamaniem wszystkich ich planów”.

Teraz pragnę objaśnić Szczepanowi istotne znaczenie tego, co mówiłem wam uprzednio. Otóż z Ewangelii już wiecie, że nazwałem szatana „księciem tego świata”. On jest tu, na ziemi, obecny i jak każdy władca ma wielką liczbę sług i podwładnych (wojsko szatańskie, dwór szatana). Wszyscy oni są duchami, które ongiś odmówiły Mi swej miłości i odeszły, aby tworzyć własne królestwo. Nazywacie je piekłem. Jak każde królestwo duchowe jest ono niewidzialne i nie posiada granic. Na ziemi obecne jest i niebo, i piekło. Wasza wola decyduje o wyborze kierunku do jednego z tych królestw.

Anioły ciemności, istniejące w wieczności, uczyniły jeden wybór na wieczność. Wy, ludzie, wybór ten czynicie nieustannie i wciąż przechodzicie z drogi ku jednemu królestwu na drogę do drugiego. A Ja wam na to pozwalam, ponieważ przez złe wybory uczycie się i rozpoznajecie także – dobre. Często zauważając brak dobra, piękna lub prawdy w życiu, zaczynacie pragnąć rzeczywistych wartości. I to jest właśnie wasza droga ku wyborowi ostatecznemu. Następuje on w momencie śmierci.

Pamiętajcie jednak, że Ja jestem waszym Ojcem, który dał wam istnienie, a wraz z nim wszystko, co składa się na waszą – u każdego inną – niepowtarzalną osobowość. Tak więc wszystko co macie, i to, że istniejecie w wolności woli, otrzymaliście ode Mnie. Przez cały czas waszego życia wspomagam was, troszczę się o was i podtrzymuję wszelką, najsłabszą nawet myśl dobrą, intencję, zamiar. Dlatego właśnie, że macie dookoła siebie nieprzyjaciół niewidzialnych i groźnych. Dlatego też nawet chwilę śmierci wybieram dla każdego tak, aby spotkała was w najbardziej sprzyjającym dla was momencie. Przypominam wam to, abyście byli pewni, że moją nieskończoną miłość posiadacie – każdy z was.

Mówiliście o masonerii. Zło nie tkwi w różnorakich stowarzyszeniach, ugrupowaniach i instytucjach, a w duszy każdego ich członka, nie wykluczając was. Każdy z was ulega różnorakim wpływom i przez nie przenikają w wasze dusze różnorodne poglądy, wyobrażenia i emocje. Katolik może żyć pełen poczucia wyższości, pogardy dla niekatolików i nienawiści do wszystkich, których uważa za wrogów Kościoła. Często jest o wiele gorzej – bywa pełen nienawiści nawet do tych, których uważa za swoich bliźnich. Czy powiedzielibyście o kimś takim, że jest moim sługą?

– Nie.

– Z tymi, z którymi nieprzyjaciel rodu ludzkiego usiłuje nawiązać współpracę, jest podobnie. Przeciętny, normalny człowiek nie da się namówić do zła, które za zło uznaje. Więc całe armie nieprzyjaciela pracują nad tym, aby zło przedstawić wam jako dobro. I to im się często udaje. Lecz Ja też czuwam nad każdym z moich dzieci, dlatego upadki wasze są przeważnie przyczyną waszego podniesienia się (wyżej), gdyż w ten sposób poznajecie, na czym potknęliście się, i widzicie, że była to przeszkoda, a nie coś, co uważaliście za „dobro” lub „rzecz” obojętną moralnie.

Ze wszystkiego, co mówiłem, wynika, że daję wam ogromną swobodę wyborów. A że nie wszyscy uczą się jednakowo szybko, wskutek tego czas trwania w błędach i złych wyborach dla wielu z was jest bardzo długi. Musicie uczyć się ode Mnie wyrozumiałości. Czyż nie jesteście moimi dziećmi? Powinno w was pojawiać się i wzrastać podobieństwo do Mnie.

Wszystko to mówię wam, abyście obejmowali każdego z błądzących braci waszym współczuciem i troską, która wyraża się oddawaniem go w „kompetentne” ręce – moje ręce. Chciałbym, abyście przy tym nie „przyklejali mu etykiety”, kończąc na tym swoje zainteresowanie, lecz po prostu myśleli o nim jako o człowieku potrzebującym pomocy. Po to żyjecie wśród tylu „ślepych”, aby móc Mi ich oddawać i orędować z pozycji rzeczywistego brata, który pragnie ratować tamtego. Pamiętajcie, że macie wspólną Matkę, Ona wam może wszystko wyprosić. Składajcie więc wasze prośby razem z Nią, bo jeśli wy o waszym braterskim obowiązku zapomnicie, Ona zawsze prosić będzie.

A teraz odpowiem wam na wasze zasadnicze pytanie. Szatan ma wśród was swoich oddanych i świadomych wyznawców. Ci tworzą jemu oddany kościół i wiedzą, komu służą, i co jest ostatecznym celem szatana. Tych jest znikoma ilość, bo znając cel szatana – całkowite zniszczenie globu, tak, aby ludzkość nie miała już swej siedziby – trzeba być zupełnie przeżartym nienawiścią, by w tym planie służyć siłom niewidzialnym. Inni służą „złu” (niewidzialnym siłom) na wpół świadomie, a to znaczy – wiedzą komu służą, ale liczą wyłącznie na sowitą za tę służbę zapłatę. I otrzymują ją – do czasu.

Ruchów i organizacji popierających plany tajnego rządu jest bardzo wiele, ale one na ogół nie wiedzą o prawdziwym celu ich tworzenia. Pamiętajcie, że szatan jest „ojcem kłamstwa” i wszelkie jego poczynania przebiegają w ciemnościach kłamstwa, fałszu i zasłonie dymnej fałszywych idei, celów i pozornych motywacji. Ja jestem pełen współczucia i litości dla tych, którzy dostali się w tryby machinacji, o których istocie często nie wiedzą. Jedną z takich maszyn jest masoneria, lecz siła zła wyrządzanego przez człowieka zależy wyłącznie od jego woli czynienia zła. Sami wiecie, ilu w waszej partii komunistycznej było członków biernych lub szczerze wierzących w ideały, które im wpajano. Byli to ci, którzy nie zdołali wyrobić w sobie odporności (wobec braku posiadania własnej hierarchii wartości). Nie dano im ideałów wyższych lub po prostu komunizm (jako wiara, „religia”) ogarnął osobę jeszcze nie skrystalizowaną, nie mającą wzorców w otoczeniu, wychowania religijnego, przykładu życia godnego człowieka ani argumentów przeciwnych (czyli nie znającą własnej religii, Pisma świętego, jej dogmatów, tradycji, ogromnego dorobku dwóch tysięcy lat myśli chrześcijańskiej). A ilu wśród nich zgorszył „mój” Kościół – o tym wiem Ja. Tak że trzeba wam skromności, abyście zrozumieli, iż na życiu każdego z waszych bliźnich waży wasza postawa – zwłaszcza gdy próbujecie głosić Mnie lub chodzić w moich szatach (chodzi o Kościół instytucjonalny).

Zakończmy, dzieci, na tym, że obiecacie Mi, iż rozumiejąc moją miłość do każdego z was, starać się będziecie nie sądzić, a orędować za każdym, kto według was potrzebuje mojego miłosierdzia i mojej pomocy. W ten sposób staniecie się rzeczywistymi moimi współpracownikami w dziele oczyszczenia i odrodzenia ludzkości w waszych czasach.

Dzieci, uklęknijcie. Daję wam moje błogosławieństwo. Udzielam wam mocy trwania w postawie prawdziwego chrześcijanina – prawego dziecka mojego – którą teraz wam ukazałem. Zachęcajcie do takiego stosunku do bliźnich waszych każdego, kogo możecie. Ja ufam wam, że Mnie nie zawiedziecie. Przyjmijcie moją miłość i moją radość z możliwości bezpośredniej rozmowy z wami.


Jesteście Mi potrzebni

7 XII 1990 r. Wigilia Święta Niepokalanego Poczęcia Najświętszej Maryi Panny. Anna, s. Ewelina, o. Jan

Mówi Pan:

– Moi drodzy przyjaciele, cieszę się, że wzięliście sobie do serca moją prośbę, by się przygotować na jutrzejszy dzień, bowiem Niepokalane Poczęcie Maryi było już początkiem dzieła zbawienia. Chciałbym w tym dniu uczcić Niepokalaną Matkę moją i waszą.

Jan przypomina Mi nieustannie moją obietnicę. Pomyśl, Janie, co byłoby z wami, gdybym Ja egzekwował wasze obietnice składane Mnie...? Janie, jutro spotkacie się z Nami. (...) Matka moja przychodzi zawsze pełna łask, więc proście z całego serca o wszystko, czego pragniecie dla siebie i waszych bliźnich, dla waszego kraju, dla ziemi, dla waszych wrogów i nieprzyjaciół i dla tych wszystkich spraw, które są waszą troską.

My pragniemy okazać się hojni. Chcemy też, abyście w naszej hojności wzięli udział, stąd to moje życzenie. Oczekujcie więc Nas z miłością i w radości. A teraz powiedzcie wy, czego ode Mnie dzisiaj pragniecie?

S. Ewelina:

– Proszę Cię, Panie, o wskazówki na czas rekolekcji, o Twoją obecność i pomoc.

– Córko, najlepszym przygotowaniem do mojego przyjścia jest mówienie o tym, jakim jestem i co ze sobą przynoszę (co Pan wnosi w świat). Wszyscy potrzebujecie mojego miłosierdzia, współczucia, zrozumienia i mojej opieki. Ja o tym wiem, dlatego gotów jestem zawsze i wszystko przebaczać, ale wy wciąż liczycie swoje winy i sprzeniewierzenia. A przecież okres adwentu jest okresem oczekiwania na moje nadejście. Czy można z utęsknieniem i miłością oczekiwać sędziego? Przecież przychodzi do was Ten, który was kocha jak nikt inny. To, że jesteście tu i możecie wysłuchać moich rekolekcji, jest moim darem. A Ja przychodzę, żeby was jeszcze bardziej przybliżyć ku Sobie, przygarnąć, dać wam poczucie bezpieczeństwa pod opieką mojej Opatrzności. Dlatego chciałbym, aby okres adwentu był oczekiwaniem na spotkanie dwojga osób kochających się, bo Ja przychodzę w całej pełni swojej chwały do każdego z was. (...)

Więc mów, moja córeczko, jaki jestem, dając jako dowód postępowanie Jezusa względem Jego bliźnich – ponieważ Ja się nie zmieniam. Jestem taki, jaki byłem dla jawnogrzesznicy, dla trędowatych, chromych i niewidzących, dla pogan (np. dla setnika; prośby każdego były dla Pana ważne). Jadąc będziesz miała dość czasu, aby przypomnieć sobie mnóstwo innych faktów z mojego życia – od wskrzeszenia młodzieńca, jedynego syna biednej wdowy, do poufnych rozmów z lękliwym Nikodemem.

Każdemu z was oddałem się cały, wedle jego potrzeb.

Wtedy niewielu ludzi w Palestynie mogło Mnie spotkać z korzyścią dla swojej duszy, ale teraz jestem dostępny dla każdego z was na całej kuli ziemskiej. Dlaczego tak mało korzystacie z możliwości, które wam daję? Dlaczego mając Mnie codziennie blisko siebie, tak mało Mi ufacie, tak mało i nieśmiało prosicie? Dlaczego tak mało pamiętacie o mojej mocy, która może wylać się na was, jeśli tego zapragniecie.

Córko, czy rozumiesz, co mówię? Czy możesz Mi obiecać, że będziesz prosiła o pełnię wylania mocy mojej na siebie w czasie tych rekolekcji, które wówczas moglibyśmy prowadzić razem?

S. Ewelina:

– Proszę Cię, Panie, o to.

– To jeszcze za mało. Ty możesz żądać tego ode Mnie tak, jak się żąda pomocy od przyjaciela. Moja córko, jeżeli Anna liczyła na ciebie dzisiaj i nie zawiodła się, jeżeli ty potrafisz być przyjaciółką, jakże Ja nie miałbym być przyjacielem dla ciebie?

O. Jan:

– Dziękujemy, Panie, za takie przyjacielskie pouczenie.

Pan:

– A jak się do was dzisiaj zwróciłem?

O. Jan:

– Dziękuję, Panie, że tak nas prowadzisz za rękę i uczysz przyjaźni ze Sobą, że ośmielasz nas do niej.

Pan się uśmiecha:

– Nie zauważyliście, że uczę was czegoś ważniejszego? Uczę was, że od prawdziwych przyjaciół można i należy wymagać tego samego, czego od siebie, to znaczy pomocy we wszystkim, w czym przyjaciel może nam być pomocny, a czego nie możemy osiągnąć sami. I wzajemnie. Przyjacielowi powinniśmy służyć całym sobą we wszystkich jego potrzebach. Jak widzicie ten stosunek wobec przyjaźni ze Mną?

Siostra Ewelina wspomina postulantkę, która z wielką miłością służy w duchu prostoty, bezinteresowności.

– Jeżeli ktoś we wczesnej młodości Mnie pokocha, to wtedy mogę na nim i w nim wiele zbudować. Bo młodość, jeżeli nie jest skażona światem, jest o wiele bardziej ufna, szczera i gotowa do poświęceń.

Gdybyście wiedzieli, jak bardzo pragnę, abyście dali świadectwo światu, że taka przyjaźń jest możliwa. Zastanówcie się, dzieci:

1) co wam w tym przeszkadza i

2) co ją ogranicza,

bo z mojej strony nie ma nic prócz pragnienia, żeby stać się waszym najbliższym, najbardziej oddanym przyjacielem.

O. Jan:

– Mam problemy zaprzątające umysł.

– Czy Ja nie mogę być twoim przyjacielem w dyskusjach i przy rozważaniu problemów naukowych? (Pan chce, żebyśmy sobie odpowiedzieli na te pytania.)

Pragnę, abyście wiedzieli, że wy również jesteście Mi potrzebni, to znaczy że i wy macie Mi wiele do ofiarowania. Każdy z was jest odrębną osobowością i wedle jej odrębności może Mi dopomóc w ciężkim boju o uświęcenie świata. Wy żyjecie w nim, dlatego działanie fizyczne należy do was (...). Do takiej wspólnej ze Mną służby ludzkości jesteście Mi niezbędni. Wszyscy! Czyż nie widzicie, jak ogromnie potrzebna jest wam nasza przyjaźń? Ja do wszystkich waszych starań, pragnień, planów czy trosk o innych pragnę dołączyć swoją moc (ze zrozumienia: moc przemieniającą, aby tak jak pod Damaszkiem nastąpiła nagła przemiana psychiki Szawła, który z wroga stał się przyjacielem Pana – Pawłem).

A więc, umówmy się. Wy poszerzacie serca, aby objąć swoim postrzeganiem jak najwięcej bied świata i dzielić się tym ze Mną, prosząc abym w tych sprawach działał jako wasz przyjaciel. Dzieci, błogosławię was i będę podtrzymywał w waszych staraniach. Kocham was, moi przyjaciele.

– Dzięki Ci, Panie.


Możecie Mi życzyć tylko – siebie

24 XII 1990 r. Anna, Lucyna, Bogdan, Grzegorz, o. Jan, Wojciech

Mówi Pan:

– Wy, którzy rozumiecie Mnie, powinniście Mi torować drogę do wszelkiej nędzy, przede wszystkim do nędzy duchowej.

Rozmawiamy z pewnym niepokojem, czy możemy – odwiedzając więźniów – podchodzić do ludzi chorych na AIDS. Pan mówi wówczas:

– Nie bójcie się.

Wojciechu, chciałbym, żebyś rozumiał twoje zadanie. Tam, gdzie wchodzisz, powinieneś torować drogę Mnie. Nie wchodzisz inaczej, jak przez mój Kościół, dlatego musisz być moim prawdziwym, rzetelnym świadkiem. Chciałbym, żebyś w wolnych chwilach czytywał Ewangelię.

Anna:

– Czego chciałbyś Panie, żebyśmy Ci życzyli?

– Wy możecie Mi życzyć tylko – siebie.

Anna:

– Chcielibyśmy Ci, Panie, podziękować za wszystko, co nam dajesz i spytać, czego od nas chcesz? To taka wymiana...

– Powiedziałaś „wymiana”. Oddajcie Mi waszą miłość – całą miłość, do jakiej jesteście zdolni, jaka w was jest – razem z tymi wszystkimi ludźmi i sprawami, jakie ona w waszym sercu obejmuje. Złóżcie ją w moim sercu, a Ja wam w zamian daję miłość moją. Czy taka zamiana wam odpowiada?

Anna:

– Cała rzecz w tym, że my nie pomieścimy miłości Bożej.

– Nie, nie pomieścicie, bo wasze możliwości są ograniczone, ale otwieram wam moje serce, abyście mogli dzielić moją miłość wraz ze Mną wedle siły waszych pragnień. A ponieważ moja miłość jest nieskończona, macie w niej udział na wieczność. (Powinniśmy się pozbyć wszelkich obaw o nasze życie wieczne mając nieskończoność miłosierdzia Boga). Ja sam dbać będę, aby Ona w was rosła. Wy, dzieci, tylko chciejcie tego.

Tobie, Wojciechu, ta świadomość jest szczególnie potrzebna, dlatego mówię ci to i przez ciebie pragnę, aby moja miłość dotarła do tych, którzy o niej nic nie wiedzą, zwłaszcza do tych najbardziej potrzebujących. Nie obawiaj się, bo moi posłowie nie giną przed przeznaczonym im czasem. Bądź tak odważny, jak był nim twój ojciec. I pamiętaj, że pełnisz moją wolę, więc nie powinno być żadnych przeszkód, jakich byś nie mógł na tej drodze pokonać.

A tobie, Bogdanie, mówię: idź i przekonaj się sam, czy możesz Mi dopomóc w dojściu do najbiedniejszych. I pamiętaj, że jestem z tobą. Pomyśl, że tyle lat się wprawiałeś, by móc ludziom przekazać to wszystko, co sam zdobyłeś i przemyślałeś (to, jak doszedłeś do wiary i współpracy z Bogiem).

– Grzegorzu, wiem, że się spieszysz i wiem dlaczego. Zanieś im wszystkim moje błogosławieństwo. Powiedz, że nie pomijam twojej szwagierki ani twoich bliskich i przyciskam do serca zafrasowaną i zmęczoną główkę Grażyny. Błogosławię was, dzieci. Zaproście Mnie dzisiaj do wspólnej wieczerzy. (...)

Teraz, dzieci, uklęknijcie. I cieszcie się moją miłością tak, jak Ja cieszę się wami. Niech ten dzień stanie się dla was dniem pokoju, radości i umocnienia we Mnie. Pragnę, abyście żyli w głębokiej pewności, że jestem przy was stale, kocham was i prowadzę, a jednocześnie wciąż przyciągam bliżej ku memu sercu. Bądźcie, dzieci, szczęśliwe, bo jesteście kochane. +


Każdego z was widzę na swoim polu pracy

25 XII 1990 r. Anna, o. Jan

Pan mówi do Anny:

– Jeśli twoi znajomi pracujący wśród więźniów przyjdą do ciebie kiedyś razem, to podam im pewne wskazówki w sprawie katechizowania więźniów. Każdego z was widzę na jego polu pracy jak rolników, którzy obsiewają swoje zagony. Z tego porównania łatwo zrozumiecie, że ilość i zdrowie ziarna nie zależą od wielkości łanu, lecz od staranności przygotowania gruntu i siewu. Chciałbym, aby plony wasze były obfite, bo tylko one będą świadczyły o waszej miłości do Mnie. (...)

Moje dzieci, jutro oczekuję Grzegorza i wtedy będziemy dalej rozmawiać.

Przygotuj się, Janie, na ostatni dzień roku, dzień mądrego papieża Sylwestra, który tak niegodnie obchodzicie. Czy macie, dzieci, jakieś pytania?

Ojciec Jan prosi o wskazówki przed rozmową z przełożonym. Pan mówi:

Tu, w kraju, zbadajcie miejsca, w których jeszcze nie ma pomocy Kościoła (więzienia, sanatoria, prewentoria młodzieżowe, domy poprawcze, domy dziecka – starszych dzieci, domy starców i przewlekle chorych). (Chodzi o katechizację, spowiedź i Mszę św. oraz rozmowy. Pan radzi, żeby wprowadzać w to kleryków, żeby ich zapalać do służby społecznej). Niech się uczą dawać z siebie, a nie ciągle brać.

Powiedz, Janie, swojemu przełożonemu, że pragnę, aby patrzył w przyszłość zakonu szeroko i nie martwił się brakiem ludzi, bo w razie potrzeby ludzi mu dodam, a swoje plany mnie przedkładał (przed Tabernakulum lub rozmowie modlitewnej).

Przyjmijcie moje błogosławieństwo i moje umocnienie. Do mojego błogosławieństwa dołączają swoje wszyscy wasi przyjaciele, bliscy i rodziny. +

 

Chciałbym, abyście byli zdolni do dziękowania Mi z góry...

26 XII 1990 r. Anna, Grażyna, Andrzej, o. Jan, Grzegorz

Na zapytanie o słowa Pana w sprawie zestawu tekstów o współpracy Pan odpowiada:

– Teraz powinniście się radować, ponieważ moja miłość oszczędzi wam tych wszystkich cierpień, które będą udziałem waszych sąsiadów (całego globu). Chciałbym, żebyście Mi ufali do tego stopnia, by dziękować Mi z góry za wszystko, co czynię dla waszych rodzin, kraju i w świecie. Taki stosunek do Mnie porusza moje serce i wtedy gotów jestem dać wam o wiele więcej niż to, co postanowiłem. A przecież dookoła was jest ocean potrzeb. Pragnę, abyście ciągle rośli duchowo, a jak człowiek może dorastać, jeżeli nie poprzez poszerzanie swego serca...? Bo jeśli dziecko pragnie stać się towarzyszem ojca (w pracy), stara się go naśladować, upodabniać się do niego (wtedy, kiedy uważa go za wzór).

Wszystkie moje dary rosną w was, bo to jest dar Stwórcy, a miłość wyraża się stałym wzrastaniem. Więc jeśli żyje ona w was, to im silniejsza jest wasza wola rozwijania miłości, tym więcej łaski i pomocy otrzymujecie ode Mnie – bo Ja współpracuję z każdym z was. Jakimże byłbym Ojcem, gdybym zaniedbywał swoje dzieci...? (...)

Uwierzcie sami moim słowom. Dlatego przekazuję wam – teraz właśnie – słowa dotyczące waszego kraju, wzywające do pojednania, opamiętania, wskazujące wam wasze błędy i winy, które wam w tym najbardziej przeszkadzają, mówiące o moim pragnieniu, abyście się stali moim ludem poprzez taką formułę życia społecznego, jaka wam pozwoli żyć zgodnie z moimi prawami. To wszystko wiecie. Ale Ja nie poprzestaję na jednorazowym uprzedzeniu. Powtarzam je wam tak często, aż staną się waszą własnością – bo na tym polega prawdziwe zrozumienie.

Moi drodzy, klęknijcie teraz. Przyjmijcie moje błogosławieństwo dla rodzin waszych, przyjaciół... i nieprzyjaciół, o których też musicie pamiętać. Poszerzam wasze serca, daję wam więcej wrażliwości na cudze cierpienia, więcej czułości, więcej siły i więcej odwagi w waszych codziennych decyzjach.

Błogosławię was, dzieci. Niech błogosławieństwo moje spocznie na was, rozwija się i rośnie. Oby każdy z was stawał się odbiciem moim dla tych, wśród których żyjecie. +

Nie uważajcie, że jest to niemożliwe, ponieważ wtedy, gdy staracie się stawać podobnymi do Mnie, spełniacie moją wolę – a ona jest ponad wszystkim. Również całe niebo służy pomocą tym, którzy pragną spełniać moją wolę. Radujcie się dzieci moją miłością do rodzaju ludzkiego.


Moje dzieła zaczynają się od najmniejszych wspólnot

27 XII 1990 r. Anna, Grażyna, Grzegorz, Zbyszek

Mówi Pan:

– Skoro jest Zbyszek, zacznę od niego, żeby mógł szybciej wrócić (do domu), bo przecież rano wyjeżdża.

Mój synu! Nigdy nie mówiłem ci, żebyś ograniczał czas modlitwy. Przecież to jest nasza rozmowa. Jeżeli wprowadzasz w nią innych, do których masz zaufanie, tym samym poszerzasz krąg moich przyjaciół. Posłuchaj rad Anny, bo ona już doświadczyła skuteczności takich spotkań.

Jeżeli nie słyszycie Mnie bezpośrednio, otwórzcie Pismo święte, prosząc Mnie, abym wam poddawał temat spotkania lub powiedział wprost moje zdanie (z Ewangelii). Chciałbym też, abyście wy przedstawiali Mi swoje troski, abyście wstawiali się za swoimi współtowarzyszami, zwłaszcza tymi, którzy według was nie zachowują się właściwie – bo to jest wasz obowiązek wynikający z miłości bliźniego. Jeżeli nie potraficie się zrozumieć, zdobyć na wyrozumiałość i pokochać w seminarium, w którym zgromadziłem was w jednym celu i na jednej drodze, to jakże potem zrozumiecie tak zwanych przez was „grzeszników”? Czy zrozumiałeś Mnie, synu?

Zbyszek:

– Tak.

Pan:

– Pamiętaj, że moje dzieła zaczynają się od najmniejszych wspólnot (najmniejsza wspólnota to Ja i ty), a najskromniejsze środki to: dobra wola, miłość, zawierzenie człowieka i moja moc. Wspólnotę rozpoczyna się budować w pokorze, wyciszeniu i spokoju (tj. bez emocji, sensacji i napięć).

Teraz, synu, daję ci moje błogosławieństwo na te rekolekcje, w których dowiesz się ode Mnie więcej (przez słowa prowadzącego, liturgię słowa we Mszy św., modlitwę brewiarzową).

Synu, kocham cię i chcę, żebyś żył w pokoju z tym przeświadczeniem, że jesteś słyszany, miłowany i że Ja sam się o ciebie staram. +


Pan rozmawia z Grzegorzem o jego pobycie w Anglii

– Synu, nie traktuj naszej dzisiejszej rozmowy jako zasadniczego przesłania, bo na to jeszcze mamy czas. Ale bardzo chciałem rozmawiać z tobą – tęskniłem do tego, tak jak i ty. Czy odczuwałeś moją obecność i pomoc?

Grzegorz:

– Bardzo często, prawie zawsze.

– Jak sądzisz, czy twój pobyt w Anglii coś ci daje (wyłączając sprawy zawodowe)!

– Po pierwsze otworzył mi oczy na Polonię, tak że zacząłem ich kochać, widzieć ich biedę, zagubienie młodego pokolenia, a także widzieć zagubienie Anglii jako kraju bardzo Ciebie potrzebującego.

Lepiej też zobaczyłem miłość mojej rodziny do mnie. Dużą radością był ich przyjazd do Anglii.

Więcej miałem czasu na rozmowę z Tobą. Czułem się czasem zagubiony, atakowany, rozproszony. Nie wiem, czy się dość wcześnie do Ciebie uciekałem.

– Ale wiedziałeś, że Ja jestem blisko.

– Tak, to była taka opoka.

– Chciałem też, abyś zobaczył swój kraj lepiej – a lepiej widzi się wszak z daleka? Żebyś mógł go porównać z Anglią. Bo Anglia jest typowym przykładem innych państw Zachodu, które osiągnęły bogactwo, jak im się wydaje, bez mojej pomocy. Prawdą jest, że wiele otrzymali od nieprzyjaciela za cenę odwrócenia się ode Mnie, zlekceważenia mojej miłości oraz za cenę odrzucenia (podeptania)prawa miłości bliźniego u siebie i w stosunku do innych narodów (kolonie, kraje europejskie, nawet zbrodnie fałszu, kłamstwa i obłudy przeciw narodowi polskiemu). Czy ujrzałeś moralny ład w tym świecie, czy też jego brak?

– Jego rażący brak. Współczesny przykład z raju – wybór nieufności wobec Boga, stanowienie samemu istoty dobra i zła. Nie wiem, w jakim stopniu to, co odbieram w telewizji, jest propagandą usiłującą kształtować społeczeństwo, a w jakim jego faktycznym obrazem?

– Ale społeczeństwo to przyjmuje.

– Boją się przyznać do wartości Ewangelii... Przerażenie mnie ogarnia, gdy myślę o takich zjawiskach, jak wiedźmy, które są traktowane (w propagandzie telewizyjnej) z całą powagą, jako normalny składnik społeczeństwa, czy takie jak satanizm i niektóre zboczenia, nabierające od czasu do czasu rozgłosu i sprawiające wrażenie wierzchołka góry lodowej.

– Chciałbym, żebyś zajrzał na krótko do Francji, USA, o ile ci się uda. (...) Czy wiesz, synu, że wszystko to będzie ci potrzebne?

– Cieszę się (bo znaczy to, że będę mógł coś pożytecznego uczynić).

  Uwaga dopisana w 1995 r., Od tego czasu Grzegorz wyjechał kilkakrotnie do Francji i USA, i to bez żadnych specjalnych starań z jego strony.

– Bardzo chcesz wrócić do Polski?

– Odbieram perspektywę półrocznego jeszcze pobytu jako ciężką, ale chcę ten czas oddać Tobie, nie tylko z przeznaczeniem na pracę naukową, ale na to, co Ty uznasz za właściwe.

– Ja to przyjmuję (to jest najlepsze wyjście). Dałem ci, synu, łączność duchową z krajem w pokucie – chociaż lekkiej – w skręceniu nogi.

– Dziękuję (że miało to taki sens); choć przyjąłem to ze spokojem, a nawet z radością, uważając to za Twój dopust.

– Chciałbym, żebyś to wszystko, co się wiąże ze skręceniem nogi, ofiarował Mi jutro na Mszy św., niezależnie od tego, co się już stało – w intencji powrotu ku Mnie Polonii.

– Bardzo chętnie. Włożyłeś mi już, Panie, tę intencję do serca. (...)

Rozmawiamy jeszcze o wydarzeniach zachodzących w kraju i prosimy za różne osoby. Pan mówi:

– Wyłożyliście przede Mną dużo swoich trosk o ludzi. Wszystkich ich oddawajcie mojej Matce. Prosiłbym was jednak, abyście włączali wasze troski o bliźnich w modlitwy ofiary krzyżowej (w czasie Mszy św. – Przeistoczenia). Stawiajcie tych ludzi pod krzyżem, prosząc, aby krew moja wyjednała im zrozumienie błędów, skruchę, a przez to – oczyszczenie i łaskę moją, która ich wspomoże (podniesie) – jeśli zechcą.

Bardzo pragnę, abyście się w pełni zwrócili ku wspomaganiu innych ludzi przez „interwencję” u Mnie (taki „telefon na pogotowie” – aby stało się to naszym zwyczajem). Będziemy jeszcze rozmawiać, dzieci, ale teraz kończymy. Uklęknijcie, bo pragnę dodać wam sił.

Gdybyście pamiętali zawsze, że mogę wam wszystko dać, o co prosicie, zwłaszcza w kształtowaniu waszej postawy prawdziwie chrześcijańskiej, częściej korzystalibyście z mojej pomocy.

Dzieci, przyjmijcie moją radość z przebywania z wami. Niech ona stanie się waszym udziałem na najbliższe dni. Cieszę się wami i oczekuję was w sylwestrowy wieczór – o ile będziecie mogli. Przyjmijcie moje błogosławieństwo. Nie martwcie się o to, co będziecie jedli. Cieszcie się moją miłością. +

„I na twojej ulicy będzie słońce”, Anno (Pan cytuje z uśmiechem przysłowie gruzińskie). Przytulam was do serca, dzieci. Gdybyście wiedzieli, jak bardzo was kocham, jak nieskończenie cenny jest dla Mnie każdy z was. Pozostańcie w pokoju, moi drodzy przyjaciele.


Sylwester

31 XII 1990 r. Anna, o. Jan, Grzegorz

Anna przypomina Panu o zapowiedzi dania ludzi do pomocy... O. Jan zwraca się do Maryi. Maryja odpowiada:

– Ja jestem z wami.

Anna żali się:

– Nie widzę nikogo do współpracy.

Maryja:

– Kiedy przyjdzie właściwy czas, znajdą się odpowiedni ludzie, posłuszni wskazaniom Pana i pragnący Mu służyć. Wytrzymajcie jeszcze trochę, ofiarowując czekanie w intencji odrodzenia waszego narodu, tak jak ofiarowujecie wszystko to, co was spotyka przykrego czy smutnego. Ale dzisiaj Ja jestem z wami, a ze Mną – wszyscy wasi bliscy. Będziemy rozmawiać, jeśli chcecie.

– Prosimy.

– A ty, Grzegorzu, ofiaruj w intencji rozmowy i za wszystkie osoby, które będą włączone we współpracę, ofiarę Krwi Syna mojego (podczas Mszy św.). Proś też o zdrowie i siły dla was (waszej wspólnoty). (...) Wróć po Mszy świętej, bo chciałabym spotkać was – twoją matkę z tobą.

Po Mszy świętej.

Mówi matka Grzegorza:

– Jestem tu, synku, przy tobie. Nie mogę się doczekać chwili, w której poznasz mnie – taką jaka byłam. Wiesz, że cię kocham. Tak samo gorąco kocham Grażynę i wasze dzieci. (...) Teraz przyjmij, syneczku, moje błogosławieństwo w imieniu Pana. Niech życie twoje staje się pełne Boga, pełne Jego miłości, którą będziesz rozdzielał. Wierzę, syneczku, że będziesz służył Mu równie gorąco do końca twoich dni. Cały czas towarzyszę ci i wspomagam. Z nogą też mogło być gorzej (chodzi o wypadek w Anglii), ale uprosiliśmy, abyś mógł przyjechać na święta do domu.

Niech błogosławieństwo Boga Najwyższego przez moje ręce spłynie na ciebie, pozostanie i przyniesie obfite owoce. Tulę do serca. Jak będziecie w twoim domu, proście o błogosławieństwo dla wszystkich obecnych, a my będziemy z wami i dołączymy nasze – „włączymy się” w błogosławieństwo Pana.


Potrzebna Mi jesteś jako przyjaciel

Modlę się o północy, gdy zaczyna się Nowy Rok. Po wyrażeniu Panu w imieniu „nas wszystkich” przeprosin, prośby o prowadzenie, a także – miłości, Pan mówi:

– I Ja kocham cię, córko. Jestem przy tobie i prowadzę cię swoimi drogami. Cieszy Mnie, że przyjmujesz to, co ci daję, i żadnego z moich darów nie odrzucasz, choć są wśród nich bolesne i uciążliwe. Moja kochana córeczko, gdybyś wiedziała, jak bardzo wzbogaca cię to, co inni przeklinają i nazywają nieszczęściem. Ile możesz wyprosić u Mnie, o tym dowiesz się w moim domu. Ponieważ wszystko, co ci dolega – nie tylko ból – oddałaś Mi do dyspozycji, Ja sam dbam, aby się nic nie zmarnowało, i zapewniam, że najmniejsze cierpienie, smutek, zawód, zmęczenie zostają przeze Mnie użyte dla dobra twojej ojczyzny – bo ona potrzebuje teraz ofiar, postu i pokuty.

Potrzebna Mi jesteś, Anno, nie tylko jako współpracownik w tym dziele, jakie prowadzimy. Potrzebna jesteś jako przyjaciel, który Mnie rozumie, zna i kocha moje zamierzenia; jako głos orędujący za swoim krajem i swoim ludem, bo ty jesteś jedną z nich. Możesz być ich obrońcą, ich głosem przed moim obliczem. I robisz to, córko, od wielu lat.

Pragnę, abyś bardziej jeszcze broniła ich, a mniej oskarżała. Chcę cię widzieć obrońcą, adwokatem twoich współbraci i zachęcam, abyś tak występowała przede Mną. Kochasz Polskę, a oni to właśnie Ojczyzna twoja – słaba, grzeszna, zbiedniała i chora, lecz iluż szatanów pracowało nad tym, aby ją do takiego stanu doprowadzić! Wszystko, co pokochałaś w niej, żyje, lecz ukryte i przysypane popiołem (tak grubo, jak gdyby przykryła nas cała hałda popiołu). Jednak nadchodzi dzień mojego wichru, który rozdmucha, rozpędzi i rozniesie ciężary, które ją przygniotły, i wtedy ukażę światu jej prawdziwą postać: wierną Mi, gotową do poświęceń i do miłowania. Proś Mnie o przyspieszenie wyzwolenia, Anno.

Dajemy ci błogosławieństwo, Matka moja i Królowa wasza i Ja, Zbawca wasz, Pan, wszechmogący Bóg.+