Anna – BOŻE WYCHOWANIE –

 

 

Wasze miejsce jest w moich szeregach

3 VII 1992 r. Anna, Grzegorz

Po rozmowie na temat tego, co wydarzyło sią w ciągu ostatnich dwóch tygodni, kiedy nie widzieliśmy się, zwracamy się do Pana modlitwą „Ojcze nasz”. Pan pyta nas:

– Moje dzieci, czy nadal nie zdajecie sobie sprawy, że powolutku was przyciągam ku sobie w miarę wzrostu waszego pragnienia współpracy ze Mną (współpracy dzieci z Ojcem). I nigdy inaczej, gdyż spełniam pragnienia waszej woli.

Anna:

– Zauważyliśmy, Panie. Więź między nami staje się taka „rodzinna”. Ty jesteś, Panie, taki czuły – jak Ojciec – i taki dobrotliwy. Nawet chwilami wydaje mi się, że nas rozpuszczasz.

Pan:

– Ja pragnę, abyście odczuwali moją łagodną i serdeczną miłość, troskliwość, opiekuńczość – i jeśli was pouczam, to działam właśnie w taki sposób. Bo moim pragnieniem nie jest ograniczanie was ani „przywoływanie do porządku”, lecz delikatne, cierpliwe kształtowanie waszych pojęć i reakcji na mój wzór i podobieństwo. Prawdziwe zbliżenie następuje wtedy, kiedy potrafimy wspólnie kochać, wspólnie rozumieć słabość natury ludzkiej. Potrzeba wam mojej wyrozumiałości dla błędów ludzkich i mojej cierpliwej wytrwałości w oczekiwaniu na przemianę sposobu myślenia, wartościowania i działania człowieka. A taka przemiana może nastąpić jedynie pod wpływem mojej miłości. Biedny człowiek tak ciągle się zawodzi na swoich bliźnich i na świecie, że nieufność, lękliwość i podejrzliwość staje się jego drugą naturą i czasem trzeba długich lat mojej stałej miłości, aby uwierzył, że jest przeze Mnie kochany bezwzględnie i na zawsze. Lecz wtedy kiedy człowiek zagnieździ się już w moim Sercu, staje się naprawdę wolny, śmiały i nieustraszony. Paweł to rozumiał („Któż nas może odłączyć od miłości Chrystusowej? Utrapienie, ucisk czy prześladowanie, głód czy nagość, niebezpieczeństwo czy miecz?” Rz 8, 35).

Po chwili Pan dodaje:

– Przecież Ja wszystko to robię dla waszego szczęścia..! (W znaczeniu: Bóg nie czyni tego dla Siebie, bo sam jest źródłem szczęścia; pociąga nas ku sobie, by nas uszczęśliwić).

Anna:

– Czy ja jeszcze naprawdę coś zrobię dla Ciebie (tu na ziemi)? Bo jak będę się czuła coraz gorzej, to nie będę mogła, chociaż doczekam się obiecanych przemian...

Pan:

– Bądź spokojna i próbuj zawierzać Mi w pełni, bo Ja swoich obietnic dotrzymuję.

Anna:

– No to proszę Cię, Panie, o pomoc, wsparcie i podtrzymanie.

Pan:

– Jeśli prosisz Mnie o to, na pewno otrzymasz pomoc.

Anna:

– Chciałam Cię, Panie, jeszcze o jedną rzecz zapytać. Właściwie dlaczego ja nie jestem szczęśliwa?

Pan:

– Bo ciągle czekasz, zbierasz siły i chcesz być gotowa na czas zapowiedziany, a powinnaś cieszyć się każdym dniem, a równocześnie oddawać Mi go ze wszystkim, co zawiera (łącznie z cierpieniem). Gdybyś w pełni Mi zawierzyła, byłabyś pewna, że wszystko, czego ci będzie brakowało, otrzymasz ode Mnie – wtedy kiedy będzie ci to potrzebne.

Anna:

– No dobrze, Panie. Dziękuję Ci za to.

Pan:

– Nie bój się nigdy pytać Mnie i nie zwlekaj z tym. Przecież jestem obecny.

A ty, Grzegorzu?

Grzegorz:

– Ja mam kilka spraw. Ostatnie wydarzenia polityczne są tak niepokojące, nieprzyjemne, trudno się zorientować, kto ma rację, że aż korci, żeby zapytać Cię o wyjaśnienie, ale nie proszę o to. Chcę Ci podziękować za moje ostatnie spotkania ze studentami, gdzie czułem, że są one z Twojej inspiracji, i cieszyłem się, że mogłem tym studentom coś pomóc. Chciałbym też zapytać, czy nie zaniedbałem jakiejś pracy w ostatnim okresie, bo wprawdzie pracuję sporo, ale wiem też, że trochę czasu przecieka mi przez palce.

Pan:

– Synu, czy Ja ci kiedykolwiek powiedziałem, że masz Mi służyć bez wytchnienia? Czy Jezus nie odpoczywał w domu Marii, Marty i Łazarza? Wreszcie czy patrzysz złym okiem, jak Twoi synowie się bawią lub idą na wycieczkę? Tu Pan wskazuje na Łk 11, 11–13: „Jeśli którego z was, ojców, syn poprosi o chleb, czy poda mu kamień? Albo – o rybę, czy zamiast ryby poda mu węża? Lub też poprosi o jajko, czy poda mu skorpiona? Jeśli więc wy, choć źli jesteście, umiecie dobra dary dawać swoim dzieciom, o ileż bardziej Ojciec z nieba da Ducha Świętego tym, którzy go proszą”.

Pamiętajcie, że czas poświęcony waszym bliźnim (tym, których spotykacie w waszym codziennym życiu, zwłaszcza tym, z którymi nie wiążą was więzy uczuciowe ani rodzinne) jest czasem poświęconym Mnie samemu i jako taki go przyjmuję. Ponadto, synu, oni (studenci)Mnie nie widzą, a ciebie widzą. Możesz więc sobą świadczyć o Mnie.

Mówiłaś Mi, Anno, w myśli, iż wydaje ci się, że jestem szczęśliwy przebywając i rozmawiając z wami. Myślałaś też, że coraz silniej to odczuwasz; a wiem, że i Grzegorz również. Czyż nie pora już na to, aby mój dom powoli stawał się waszym...? Nie chodzi o to, że Ja tu przychodzę do was, a wy potem przyjdziecie do Mnie. Istota tkwi w tym, że jesteśmy razem: Ja jestem waszym Ojcem, a wy jesteście moimi dziećmi. I ten stosunek nigdy się nie zmieni, chociaż dzieci dorastając znajdują z Ojcem coraz więcej wspólnego (wspólnych tematów, zainteresowań, działań).

Na wczasach powiedziałem ci, dziecko, że szczęśliwa będziesz w moim domu ze Mną, a tu pracujemy wspólnie nad tym, aby uszczęśliwiać innych ludzi. W moim domu istnieje pełnia współpracy, zrozumienia, miłości, w której rozkwita każdy człowiek. Tu jest teren walki. A zarazem i miejsce zwycięskich potyczek, i ta radość wynagradza wam wysiłek, znój i cierpienia walki. Najważniejsze jest to, że wybraliści moje sztandary. I znowu wam powtarzam:

– „ W górę serca”? – próbuje odgadnąć Grzegorz.

Pan:

– ...Już ich nie porzucicie. Walczymy razem. „W górę serca” mówię nie wam. To wy macie to wezwanie przekazywać innym. „Ufajcie. Jam zwyciężył świat” (J 16, 23).

Grzegorzu, to jest odpowiedź na twoje pytania. Przecież przystępuję do odrodzenia świata, a wasze miejsce jest w moich szeregach.

Grzegorz:

– Ale tyle zła się teraz ujawnia. I to boli, że jest tyle zła, choć dobrze, że się ujawnia.

– To jest też oczyszczenie świata w poszczególnych ludziach – ujawnianie się postaw ludzkich. Lecz wy powinniście każdego, kto was niepokoi, oddawać w opiekę Mnie, polecać Matce mojej i prosić (przepraszać) za niego.

Po chwili.

– Jak się zacznie „walić” niebo i ziemia, otrzeźwiejecie.

Grzegorz:

– Czy mamy coś czynić w sprawie wydania wyboru tekstów o Maryi?

Pan:

– Nie. Matka moja działa. Jeśli Jej nie posłuchają, i wy nic nie zrobicie.

– A czego teraz, Panie, od nas chcesz? – pytamy.

Pan:

– Chcę być z wami tak jak w tej chwili. Bo kiedy przychodzę, ze Mną przychodzi łaska moja i pokój. Daję go wam. Tulę was do serca, dzieci.


Jakie to szczęście dla ciebie, dziecko, że czujesz się słaby

11 VII 1992 r. Anna, o. Jan, Tomek (kleryk), Grzegorz

Zaczynamy rozmowę modlitwą. Potem Anna pyta Tomka, czy chce zapytać o coś Pana.

Tomek:

– Czy mogę zapytać o profesora Konecznego?

Pan:

– Synu, czy naprawdę nie masz żadnych pragnień osobistych? Czy nie chcesz Mi nic powiedzieć od siebie?

Tomek:

– Chciałbym podziękować za ostatni czas (kilku lat), za moją przemianę.

Pan rozmawia z Tomkiem:

– Wszystko dla was mogę zrobić, ale wedle waszego pragnienia, waszej dobrej woli.

– Dziękuję za rekolekcje. Chciałbym być użyteczny, ale jestem słaby...

– Jakie to szczęście dla ciebie, dziecko, że czujesz się słaby. Co by się z tobą stało, gdybyś sądził, że jesteś silny i że ze wszystkim poradzisz sobie sam? Stwierdzenie swojej słabości nie jest objawem depresji lub załamania. Jest po prostu dowodem, że żyjesz w prawdzie o sobie. Staraj się, synu, żebyś nigdy o tym nie zapominał, żebym Ja ci nie musiał przypominać o twojej słabości.

– Powracam do przeżyć sprzed dziesięciu lat. Były dla mnie motorem. Chciałbym mieć (jeszcze) takie pragnienia.

– W miarę dojrzewania inaczej je wyrażasz (tzn. głębiej, mniej emocjonalnie).

– Dziękuję bardzo.

– O twojej przyszłości porozmawiamy podczas umówionego spotkania. A teraz pragnę ci powiedzieć, że pokładam w tobie nadzieję. Ufam, że nigdy Mnie nie zdradzisz, nie odejdziesz ode Mnie i wypełnisz to, co dla ciebie wybrałem jako najpiękniejsze, i dla takiego powołania (na całe życie, nie tylko powołania zakonnego)obdarzyłem cię z góry wieloma darami. O wielu z nich nawet nie wiesz, że je posiadasz, gdyż będą się ujawniać w miarę twojej wierności w służbie. Bo moje dary są pomocą, narzędziami, które wam przeznaczyłem, abyście mogli wykonać to, co dla was wybrałem. One pozostają w mojej dyspozycji, aby nie przeszkodziły wam we wzrastaniu w pokorze.

Teraz przyjmijcie moje błogosławieństwo. Nasyćcie się moją radością i moim pokojem, który wam daję. Niech łaska moja spocznie na was, pozostanie w sercach waszych i tak obfituje, żeby się wylewała na innych. +

 

Uwierzcie i wy w moc Boga, który zawsze swoje plany realizuje

12 VII 1992 r. Anna, Grażyna, Franciszek, Grzegorz, Jacek, o. Jan, Łukasz

Zapraszamy do udziału w spotkaniu Maryję, a także naszych przyjaciół i współpracowników z Królestwa Pana. Prosimy o pomoc podczas jutrzejszego spotkania w sprawie ewentualnego wydania zbioru tekstów z Jej słowami. Maryja mówi:

– Moje kochane dzieci, jesteśmy z wami. Chciałabym, żebyście jutro zwrócili się do Mnie na początku spotkania. We wszystkich sprawach spornych, gdyby takie były, zwracajcie się do Mnie. Ostatecznie to Ja jestem odpowiedzialna za przekazane wam słowa.

Powiedzcie Mi teraz, czy redagując je mieliście jakiekolwiek zastrzeżenia dotyczące mojej dobrej woli w stosunku do was.

O. Jan:

– Im więcej czytam, tym większą głębię w nich odkrywam i tym bardziej się cieszę. A niedawno były Twoje wspaniałe słowa dotyczące etyki społecznej dla naszego narodu.

Anna:

– Zastrzeżeń tu nie może być, Matko. Cieszymy się, że jesteś i że nas kochasz. Ta pewność to jedyna kotwica dla naszego narodu.

Grzegorz:

– Gdybym miał zastrzeżenia do któregoś tekstu, to bym nie włączył go do wyboru, a włączałem z radością.

Anna:

– Twoje słowa budziły przede wszystkim radość. I wszyscy ocenialiśmy je podobnie. Czyli potrafimy być jednomyślni, gdy wyczuwamy troskę i miłość z Twojej strony.

Maryja:

– Chciałabym, żebyście zauważyli moją rzeczywiście matczyną troskę nawet w drobnych sprawach dotyczących pojedynczych ludzi, jeżeli tylko oni pragną służyć mojemu Synowi i kochają Go. Mówię to specjalnie ze względu na Franciszka, bo dla Mnie jego osoba i jego wioska (na Ukrainie) jest tak samo cenna i ważna jak sprawy całego królestwa. Tym się różnią moje rządy od rządów władców ziemskich, że Ja przede wszystkim jestem Matką, a jeśli władczynią, to waszych serc – i przez nie moja władza rozciąga się nad polską ziemią.

Ale gdybyście wiedzieli, ile mam tu z waszego kraju synów kochających i całkowicie Mi oddanych już za życia (i w śmierci, np. Maksymilian Kolbe), bylibyście szczęśliwi i ogromnie dumni z tych niezliczonych szeregów braci waszych. Oni umacniali moją władzę i moje możliwości działania dla waszego dobra – teraz kiedy Bóg otwiera Mi drogę i zezwala na objęcie rzeczywistego panowania w waszej ojczyźnie. Zauważcie, ilu z waszych wielkich twórców, wtedy kiedy pisano „ku pokrzepieniu serc”, mówiło lub wprost zwracało się do Mnie (nie tylko obrona Częstochowy w „Potopie”, ale i poezje Krasińskiego, Norwida, Słowackiego, Mickiewicza, np. opowieść starego Kaprala w „Dziadach”, i wiele innych. I nie tylko twórczość literacka, a także malarska, np. Grottger, muzyczna...). A przez ile wieków wasze modlitwy do Mnie były waszą ostatnią ucieczką (np. ulubiona w Polsce modlitwa św. Bernarda „Pomnij o Najświętsza Panno Maryjo, że od wieków nie słyszano...”, „Pod Twoją obronę.”, „Godzinki”...).

Tej więzi miłości, która się zawiązała pomiędzy Mną a waszym narodem ani szatan, ani żadne jego ziemskie wojska (właściwie niewolnicy, np. masoneria, sataniści, ale i wiele innych) zerwać nie są w stanie.

Powiedziałam wam o tym, co nas łączy. Powiedzcie Mi, czy mój lud może wystąpić przeciw moim dążeniom. Wiecie przecież, że Ja szykuję na waszej ziemi tron dla mego Syna.

O. Jan:

– Tytułem odpowiedzi przytoczę takie wydarzenie. W stanie wojennym w kościele Dominikanów we Wrocławiu odbywał się tydzień społeczny. Prof. Ryszard Bugaj przy pełnym kościele opowiedział z ambony o spotkaniu w mieszkaniu Janusza Zabłockiego z udziałem prof. Czesława Bobrowskiego, ekonomisty, i prof. Jana Szczepańskiego, socjologa. Martwili się, co będzie z Polską, i wtedy prof. Jan Szczepański zawołał: „Tylko Ona może nas uratować” – wskazując na obraz Matki Boskiej Częstochowskiej. „Jakże Pan może liczyć na Matkę Boską, Panie Profesorze? Przecież Pan jest luteraninem” – zawołał prof. Bobrowski. „W tej sytuacji nie ma to żadnego znaczenia” – odpowiedział Jan Szczepański.

Anna:

– Dowiedziałam się od Matki, że mój ojciec, przed wojną nie praktykujący, znał na pamięć i odmawiał litanię do Matki Boskiej, i głęboko czcił Maryję.

Grzegorz:

– Chcę wierzyć, że nie odwrócimy się od Ciebie, Matko, ale zdarza mi się wątpić, gdy widzę obraz naszego społeczeństwa w telewizji czy prasie.

Maryja:

– Czy wy naprawdę wierzycie, że oni (dysponenci środków przekazu) przedstawiają rzetelny obraz całego narodu?

Grzegorz:

– Nie. Wiem, że nie, ale widocznie też ulegam tej propagandzie. Poza tym biorę obraz dużych miast za stan całego kraju.

Maryja:

– Pozwólcie, że Ja to podsumuję. Czyżbym myliła się twierdząc, że w sercach was siedmiorga tu zebranych żyje i jest darzony miłością Bóg, zwłaszcza poprzez osobę mojego Syna?

Grzegorz:

– Jesteśmy przekonani, że nie mylisz się, Matko.

Maryja:

– A jestem kochana przez was?

Grzegorz:

– Oczywiście, tak!

Rozpraszamy się.

Anna:

– Matko, jestem zmęczona, pomóż nam.

– Prosimy.

Maryja:

– Moje dzieci. Jutro podczas rozmowy z wydawnictwem będziemy z wami. Będziecie mieli łaskę chwili („dosyć ma dzień swojej biedy” Mt 6, 34).


Polska ma ukazać światu postawę Samarytanina

Maryja:

– Teraz chciałabym, abyśmy mówili o temacie dzisiejszej Ewangelii. Czy wiecie, co jest istotą przypowieści o miłosiernym Samarytaninie? Co Jezus chciał specjalnie podkreślić? Jak się ta Ewangelia odezwała w waszym sercu?

O. Jan:

– Wartość człowieka zależy od miłości okazanej bliźniemu, a nie od pozycji społecznej.

Grażyna:

– Jak często ludzie, którzy wydają się stać daleko od Kościoła, wyprzedzają nas w wypełnianiu przykazania miłości i jaka to jest nauka pokory dla nas.

Jacek:

– Miłość bliźniego, nie bacząc kim jest.

Franciszek:

– Było mi bardzo nieprzyjemnie, bo przypomniałem sobie, że spotkałem pijanego chłopaka, leżał w bramie, przeszedłem obok i czułem, że czegoś nie zrobiłem.

Łukasz:

– Skojarzenie na temat polskiego Kościoła, że jest często taki, jak ten sługa świątyni: patrzymy na innych z pogardą.

Anna:

– Pan podkreślał, że istotne jest dostrzeganie potrzeb ludzkich i uczynienie tego co możliwe, jeśli stajemy wobec nich. Odpowiedzią na tę przypowieść jest działalność Matki Teresy z Kalkuty.

Grzegorz:

– Mnie skojarzyły się trzy sprawy. Po pierwsze, to samo co Grażynie, po drugie, przypomniały mi się jedne z ostatnich słów Pana, że chodzi o to, żeby służyć światu razem z Nim, a po trzecie, przypomniała mi się pijana kobieta śpiąca na dworcu, za którą się wprawdzie pomodliłem, ale też do tego tylko ograniczyłem się.

Grażyna:

– Dla mnie to jeszcze jest problem każdej cygańskiej czy rumuńskiej matki. Jak oceniać, czy to człowiek potrzebujący, czy nadużywający sytuacji?

Maryja:

– Jeżeli mówiliśmy wam, że Polska ma ukazać światu postawę Samarytanina, to świadczy o tym, że stać was na to, że to „nie przekracza twych możliwości i nie jest poza twoim zasięgiem” (Maryja cytuje fragment z dzisiejszych czytań mszalnych, PP 30, 10). Do takiej postawy byliście przez nas wychowywani. Nawet hasło „za wolność naszą i waszą”, które Jan dzisiaj zacytował w homilii, było wykładnikiem tej postawy, traktującej dobro wasze i waszych bliźnich jako wspólne: tak samo należne wam, jak i im.

Wszystko co w tej chwili podnieca wasze emocje i prowokuje was do dzielenia w myślach i słowach na was samych i wszystkich „innych”, czymś się od was różniących (pochodzeniem, wychowaniem, rasą, religią, poglądami) – to wszystko jest popychaniem was w kierunku nienawiści bliźniego, którym jest każdy człowiek (w znaczeniu: to że Maryja zwraca uwagą, iż jesteśmy manipulowani i że dajemy się w to wciągać, nie oznacza, że Maryja nas oskarża, lecz że rozumie nasze uwikłanie). Nie oznacza to, że zachęcam was do tolerancji dla bezkarnego działania zła. Ale nazywajcie zło po imieniu. Bo działać na szkodę waszą może również każdy z was, nie tylko „obcy”. (W znaczeniu: brak nam egzekwowania rzetelnej, uczciwej sprawiedliwości, ukarania przez sądy konkretnych sprawców).

Jacek:

– Jako jednostka czujemy się bezradni. Pozostaje nam tylko modlitwa. A poza tym naród nie wie, komu wierzyć.

Maryja:

– Wiem o tym, dzieci. Obiecuję wam, że będę działać ku jak najszybszemu wprowadzeniu sprawiedliwości, niezależnej i rzetelnej. Znam waszą bezradność, wasze zmęczenie i wszelkie wasze potrzeby duchowe i fizyczne. Obiecuję wam, że sytuacja w waszym kraju będzie się powoli normowała. Powoli dlatego, że mnóstwo sił wrogich wam (Polakom) i Bogu działa aktywnie przeciwko ładowi Bożemu w waszym kraju. Ale czas oczyszczenia nie ominie ich (tych sił) i wtedy staniecie się rzeczywiście wolni w swoich wyborach. Jeżeli My wierzymy wam i waszej miłości do Nas, proszę, uwierzcie i wy w moc Boga, który zawsze swoje plany realizuje (chodzi tu o plany oczyszczenia i odrodzenia ziemi). Tym bardziej teraz, kiedy ludzkość tonie już prawie w bagnie, zszedłszy z opoki praw Bożych. A przecież miłosierny Bóg chce ją ratować.

Nadal mówimy wam: Nie lękajcie się, bo Bóg was nie opuści, lecz uratuje i wspomoże.

A teraz przyjmijcie błogosławieństwo Boga przez moje ręce. Niech Bóg Wszechmogący was podniesie i pocieszy. Radujcie się pomimo wszystko, radujcie się, bo Bóg, Ojciec wasz, spieszy wam z pomocą. +

Po chwili ciszy Maryja mówi, jak gdyby zapraszając nas do wspólnego wielbienia Boga:

– Chwała Panu, bo wierny jest Pan.

Powtarzamy:

– Chwała Panu!

Maryja dodaje:

– Niech będzie Bóg uwielbiony.


Celem całego Kościoła jest ułatwienie człowiekowi spotkania z Bogiem

14 VII 1992 r. Anna, ks. Józef, Jarek, Grzegorz

Rozmawiamy z Maryją o jednym z wydawnictw katolickich

Ks. Józef:

– Miałem ostatnio wątpliwości, czy nie za bardzo koncentruję się na masowym odbiorcy kosztem elit duchowych.

Maryja:

– Co nazywasz „elitą duchową”? (...) Powiedz, synu, ku komu najbardziej mój Syn się wyrywa.

Ks. Józef:

– Ku biednym, grzesznikom, chorym, cierpiącym, ubogim, zniewolonym przez zło, grzech...

Maryja:

– Czyli, podsumowując – ku nieszczęśliwym. Czy przypominasz sobie w Ewangelii mojego Syna fragment, w którym Jezus zapytał, kto kocha więcej?

Maryja wskazuje na scenę z uczty u Szymona; podczas niej pewna kobieta, „która prowadziła w mieście życie grzeszne”, namaściła Jezusowi nogi olejkiem. Jezus dając przykład wierzyciela, darującego dług dwóm grzesznikom, zapytał faryzeusza Szymona, „który więc z nich będzie go więcej miłował”, na co Szymon odpowiedział: „Przypuszczam, że ten, któremu więcej darował”; Łk 7, 38–50. Nawiązując do tej sceny i do odpowiedzi Szymona Maryja uzupełnia:

...kto szuka bardziej, kto jest bardziej nieszczęśliwy, czy ten, co wszystko ma (w znaczeniu: ma dobre warunki życiowe i interesuje go najwyżej polepszenie swojej pozycji w świecie lub swojego stanu posiadania), czy człowiek, który szuka szczęścia na oślep, myli się, błądzi, grzeszy, bo naprawdę potrzebuje miłości, zrozumienia, wyrozumiałości, miłosierdzia i przebaczenia – potrzebuje mego Syna.

Synu, Jezus jest lekarzem dusz. Szuka przede wszystkim najcięższych przypadków, tych którym zagraża śmierć wieczna, być może w niedługim czasie. Syn mój powtarza wam: „Wy jesteście teraz Mną samym dla świata. A świat jest głodny Mnie, potrzebuje miłości i przebaczenia”.

Czy nie widzicie, że tysiące tysięcy ludzi straciło kompas sumienia: nie wiedzą, gdzie iść i czego szukać. Potrzebują przewodnika, świateł na drodze i „kierunkowskazów” na skrzyżowaniach. Potrzeba im książek, które jak najprościej, jak najszybciej doprowadzą ich ku Jezusowi, ku Źródłu Miłości, ku Temu, kto ich zrozumie, przygarnie, utuli, uleczy ich rany i powie im, jak ich miłuje.

Człowiek jest bytem duchowym, stworzonym przez Miłość, przeznaczonym dla szczęścia, a jakże często nic o tym nie wie. Powiedz, synu, czy to nie jest straszne.

Ks. Józef:

– Tak, oczywiście.

Maryja:

– Jednym zdaniem: ludzie pożądają zapewnienia, że są miłowani. Jeżeli spotkają się z Synem moim, uwierzą Mu. Waszym celem, celem całego Kościoła jest ułatwienie człowiekowi spotkania z Bogiem. Co więc powinno być celem wydawnictw religijnych?

Ks. Józef:

– Doprowadzenie ludzi do Boga, do Bożej miłości.

Maryja:

– Również dlatego Bóg stał się człowiekiem, abyście Go mogli ujrzeć, rozpoznać, zawierzyć Osobie, która wydała się na śmierć, aby każdego z was uratować i uszczęśliwić. Powiedz Mi, synu, czy zgadzasz się z moimi słowami.

Ks. Józef:

– Trudno z tymi słowami się nie zgodzić.

Maryja:

– A powiedz Mi, czy to nie jest proste?

Ks. Józef:

– To jest proste, jasne i zrozumiałe.

Maryja:

– No to na tym skończymy rozmowę o wydawnictwie (na dzisiaj). Jarku, chyba zgodzisz się z tym? Wiele z tobą mam jeszcze do porozmawiania na te tematy, ale przyjdzie na to czas.


Syn mój wysoko ceni trud, wysiłek w pokonywaniu przeszkód

W odpowiedzi na przedstawienie szeregu problemów osobistych Maryja mówi:

– Nie chcę poruszać spraw osobistych ogólnie, ale chciałabym ci coś poradzić, jak matka radzi synowi. Wszystkie swoje słabości, wszystko, co nazywasz grzechem, to wszystko co wynika z chwiejności i słabości skażonej natury ludzkiej, oddawaj Synowi mojemu jako swój ciężar i służ Mu jak możesz najgoręcej, pomimo wszystko. Bo nie jest trudno służyć, gdy się jest doskonałym, ale gdzie takiego znajdziesz, synu?

Wy doskonalicie się w służbie w czasie, bo podlegacie czasowi. Trudniej idzie się obciążonemu niż temu, kto nic nie niesie. A Syn mój wysoko ceni trud, wysiłek w pokonywaniu przeszkód. Dlatego nie myśl, synu, za wiele o swojej ludzkiej kondycji, a nawet w ogóle nie oceniaj siebie, bo jeśli służysz Synowi mojemu, a Mnie przyjmujesz za Matkę, wszystko powoli zostanie uporządkowane. Mój Syn i Ja zadbamy o to. Przecież cię kochamy.

Ks. Józef:

– Bóg zapłać, dziękuję. To dla mnie dobra nowina. (...)

Maryja:

– Czy naprawdę chcesz, synu, żebym się zajęła tobą jak rodzona matka?

Ks. Józef:

– Bardzo tego chcę. I jest to dla mnie jedyna nadzieja i jedyny ratunek.

Maryja:

– W mojej pomocy ratunek jest pewny. Pragnę objąć was moją miłością, przytulić, uspokoić i przekazać wam pokój Boga, radość i pewność Jego miłości. Przyjmijcie błogosławieństwo Boga w całej świętości majestatu Trójcy Świętej. Przyjmijcie Jego miłość i Jego nieskończone dla was miłosierdzie. +


To wasza miłość powoduje, że mogę występować śmiało w waszej obronie

18 VII 1992 r. Anna, o. Jan, Grzegorz

Mówi Maryja w odpowiedzi na pytania ojca Jana:

– Czasy obecne są rzeczywiście moją epoką, ponieważ staram się ratować was tym gorliwiej, im bliżsi jesteście zatracie. Dlatego Syn mój na krzyżu oddał was (ludzkość) mojej macierzyńskiej opiece. Ostatnie dziesiątki lat świadczą o tym, że robię co mogę, aby was ratować (Cudowny Medalik, La Salette, Lourdes, Gietrzwałd, Fatima...).

Portugalię udało Mi się uratować od wojny (II wojny światowej), was nie. Ale byłam przy śmierci każdego mojego polskiego dziecka. Teraz zaś mogę zapewnić wam bezpieczeństwo, jeżeli zdecydowanie i powszechnie nie odrzucicie Mnie jako swojej Królowej i Matki. Lecz pewna jestem waszej miłości.

Bardzo pragnę jak najszybciej dać wam się poznać powszechniej jako wasza troskliwa i kochająca Matka i jako pani waszych losów. To wasza miłość powoduje, że mogę występować śmiało w waszej obronie i dbać o uchronienie was przed najgorszym złem, jakie teraz zagraża światu. Synu, mów o tym, że uprawnienia do specjalnej troski daliście Mi sami waszą wiernością i miłością. Mówię tu o wielu pokoleniach, nie tylko o was, dziś żyjących. (...)

Ja jestem w pełni zjednoczona z moim Synem i służę Jego planom uratowania ludzkości. A ponieważ mogę na was liczyć – w skali narodu (wraz z Polonią) – was pragnę uczynić najbliższymi współpracownikami.

Maryja popatrzyła na naszą trójkę, z uśmiechem i powiedziała:

– Przecież już to robicie...


Jak bardzo musicie się zmienić, wydorośleć, zapragnąć służby bliźnim waszym

– Jeżeli zechcecie, możecie liczyć na moje przewodnictwo w służbie Bogu. Tyle bied wam dolega. Trzeba się zająć domami dziecka i domami starców, dziećmi z rozbitych rodzin, dziećmi chorymi i upośledzonymi, młodzieżą, narkomanami, alkoholikami. Trzeba w was wszystkich rozwijać miłość społeczną, odpowiedzialność chrześcijańską (Maryja nawiązuje do wydarzeń w Laskach, Józefowie, gdzie były konflikty z mieszkańcami związane z domami dla dzieci chorych na AIDS). Tyle jest wśród was zatwardziałości w grzechu, zawiści wzajemnej, tyle zagubienia, niezrozumienia celu i sensu życia, a przecież Ja w tym wszystkim mogę wam pomóc i mówię wam o tym. (...) Moja działalność w świecie jest ponad wszystkimi ruchami. Jest moim wołaniem do narodów, do całej ludzkości. Czy wobec tego możesz zrozumieć, jak dramatyczna jest wasza sytuacja, jak bliskie i powszechne zagrożenie? W Fatimie mówiłam o tym w czasie trwającej okrutnej wojny (I wojny światowej – 1917 r.). Zapowiedziałam następne wojny, jeśli się nie zmienicie. Teraz wołam do was wobec zagrożenia całej ludzkości: Ratujcie się, przychodźcie do Mnie, bo Ja was potrafię osłonić moim płaszczem.

Anna:

– Płaszcz jest symbolem orędownictwa, opieki Maryi.

Maryja:

– Jestem waszą ostatnią ucieczką, bo sam Bóg ustanowił Mnie waszym ratunkiem.

Dzieci, uciekajcie się do Mnie, liczcie na Mnie, skupiajcie się przy Mnie, a Ja was nie tylko uchronię, ale wraz z wami rozpocznę budowę nowego, odrodzonego świata tu, w waszym kraju. (...)

Jestem Matką każdego człowieka i pragnę pociągnąć ku Synowi mojemu przede wszystkim tych, którzy są najbardziej zagrożeni: niewierzących, odstępców, grzeszników obciążonych zbrodniami, których tylko przelana za nich Krew Syna mojego może uratować, jeśli Jemu zawierzą. Was, Polaków, jako moje dzieci, przede wszystkim zapraszam do współpracy nad ratowaniem sąsiadów waszych. Pragnę, abyście chcieli wraz ze Mną torować drogi Jezusowi do ich serc. Jak bardzo musicie się zmienić, wydorośleć, zapragnąć służby bliźnim waszym (zamiast służenia sobie, dbania o własne korzyści). Ale w tym wszystkim mogę wam pomóc – jeśli zechcecie. Jak jednak możecie zapragnąć tej służby, nie wiedząc nic. Czy widzicie, ile od was samych zależy?

Odmawiamy „Apel Jasnogórski”.

– Tulę was do serca, dzieci. Kocham was, liczę na was. Błogosławię wam w imieniu Boga Najwyższego w pełni majestatu chwały Jego. +


Pan, Bóg mój, zlecił Mi... funkcję proroka i wychowawczyni

19 VII 1992 r. Anna, Grażyna, o. Jan, Grzegorz, Łukasz

Po Mszy św. odprawionej przez o. Jana zwracamy się do Matki Bożej:

Anna:

– Matko, chcemy z Tobą rozmawiać.

O. Jan:

– Chodzi o przedmowę do wyboru Twoich słów.

Maryja:

– Powołuj się na moją misję w świecie. Dzisiaj mówiłeś w homilii, że Jezus powierzył was Mnie jako Matce.

O. Jan:

– Czy można powiedzieć, że w Starym Testamencie byli prorocy, a w XIX, XX wieku rolę tę pełni Maryja przez objawienia w La Salette, Fatimie...?

– Treść moich słów można tak określić. Ale teraz, kiedy ludzkość jest tak bardzo zagrożona, a jednocześnie tak ogromnie niedojrzała, Pan, Bóg mój, zlecił Mi – właśnie jako Matce waszej – funkcję proroka i wychowawczyni zarazem.

Nazywacie Mnie „Pośredniczką łask”, „Ucieczką grzeszników”, „Pocieszycielką”, a wy, Polacy, nazywacie Mnie Królową waszą. Królowanie wam jest dla Mnie przede wszystkim obowiązkiem ostrzegania was, prostowania waszych dróg i prowadzenia was nimi ku Bogu. Władca powinien być odpowiedzialny za swoje królestwo, zwłaszcza jeżeli otrzymał je od Boga. Czuję się odpowiedzialna wobec Boga za istnienie wieczne każdego z was, ludzi, ale tu, w moim kraju, odpowiedzialność moja wzrasta, ponieważ wy polegacie na Mnie. Tak przynajmniej uważam. Przecież nieustannie wołacie do Mnie: „Módl się za nami grzesznymi teraz i w godzinę śmierci naszej”.

Nadchodzący czas będzie okresem śmierci nagłej i niespodziewanej dla dużej części ludzkości. Tym bardziej zależy Mi na uchronieniu was przed wszelkimi zagrożeniami, lecz przede wszystkim przed śmiercią wieczną. Dlatego wszystko czynię w tym celu, abyście się nawrócili i nie zginęli.

Maryja nawiązuje tu do słów Pana z Księgi Ezechiela 33, 11 „nie chcę śmierci grzesznika, ale aby się nawrócił i żył” i dodaje:

– On (Ezechiel) dobrze to rozumiał.

Dlatego pragnę, abyście zapoznali się ze słowami Syna mojego, a wiedzieli też, co Ja wam w Jego imieniu mówię. Cokolwiek bowiem mówię wam, czynię to z woli Boga, który się nad wami lituje i uratować was pragnie.

A teraz, synu mój, pytaj, a Ja ci odpowiem z radością.

O. Jan rozmawia z Maryją:

– Mam wiele prac do wykonania w najbliższym czasie...

– Synu, a co uważasz za najpotrzebniejsze?

– Przedmowę.

– No to sam sobie odpowiedziałeś.

– Pozostaje mi tylko 20 dni...

– Ale to jest najkrótszy z tekstów. Nie mówię ci, żebyś pisał dużo, ale żebyś powiedział wyraźnie o mojej roli jako Matce ludzkości i Matce Kościoła. Bo jeśli tego nie przyjmiecie, to znaczy, że odmawiacie Mi tych uprawnień. Czyż nie potraficie zaufać słowom Boga i moim, nawet jeżeli sami nie wierzycie w nasze ostrzeżenia i nadal nie jesteście zdolni do przewidywania strasznego końca waszej globalnej polityki zastraszania, gwałtu i przemocy?

W Jugosławii ostrzegałam, prosiłam, błagałam, tłumaczyłam i namawiałam do pojednania się, uszanowania godności ludzkiej i uznania w każdym człowieku dziecka Bożego w pełni jego praw. Nie przyjęliście głęboko i poważnie moich słów, bo nie widzieliście bezpośredniego zagrożenia, dopóki nie nadeszło. Chciałam uratować te ziemie od mordu, nienawiści, strachu, głodu i nędzy. Nie uwierzyliście Mi dostatecznie. Może wreszcie naród, który Mnie swoją Królową nazywa, przyjmie do serca moje ostrzeżenia rozumiejąc, że są to słowa macierzyńskiej miłości.

O. Jan:

– Według Soboru pasterze Kościoła powinni rozeznawać objawienia. Powołują oni cenzorów, którzy są wobec nich odpowiedzialni...

Maryja:

– Tak, ale ty nie będziesz pisał w formie oceny cenzora, ale w formie opinii specjalisty teologa i filozofa z wszystkimi tytułami, jakie uzyskałeś. Synu, nie martw się z góry, pomogę ci. Przecież pisząc to współpracujesz ze Mną w tej samej intencji ratowania was wobec wszelakich zagrożeń. (...) Synku, już ci mówił Jezus, że liczy się z twoją fachowością. Nie musimy ci podpowiadać, bo naprawdę zyskałeś dużą wiedzę. I co więcej, kochasz nas.

O. Jan:

– Pan życzył sobie, żeby wszystkim rektorom seminariów duchownych ofiarować „Misję samarytanina”. Zostali jeszcze rektorzy jezuiccy; w Krakowie i Warszawie jeszcze tekstów nie dałem.

Pan odpowiada:

– W Krakowie możesz, bo tam cię znają, a tu nie spiesz się. Czy nie wiesz, że najtrudniej prorokować we własnym domu?

Maryja:

– Synu, czemu dajesz się prowadzić na manowce lęków i strachu?

O. Jan:

– Ja tylko przewiduję ewentualności.

– Nie przewiduj. (Maryja wskazuje na przykład człowieka, który postanowił wybudować większe spichlerze i gromadzić skarby, a przyszło mu umrzeć Łk 12, 18–21). Czy nie wystarcza ci, że cię kochamy? Mój, synu, oddaj wszystko, co cię niepokoi w moje ręce. Przecież masz mądrą i doświadczoną Matkę.

O. Jan:

– Dziękuję bardzo...

Maryja:

– Przyjmij błogosławieństwo Pana przez moje ręce i odrzucaj wszystko, co cię niepokoi. Bo wiesz przecież, że mam odwiecznego wroga, który usiłuje zniszczyć moje posłannictwo w świecie i nie ustaje w swoich staraniach.

Przyjmijcie, dzieci, błogosławieństwo Pana. +

Po wyjściu o. Jana i przerwie wracamy do rozmowy. Grzegorz pyta:

– Mam pewne rozterki, Matko, w związku z wakacjami. Plany mamy takie bogate (Francja, Szwajcaria), że aż boję się jakiejś zachłanności, swojego rodzaju postawy „konsumpcyjnej”. Jak tu zachować rozsądek?

Maryja:

– Bardzo to proste, synu. Proś, żebym towarzyszyła wam przez cały czas. I bądź spokojny, bo Matka pragnie radości swoich dzieci, a nie ich kłopotów.

Grażyna:

– Chciałam podziękować za pomoc w dotychczasowej pracy.

Maryja:

– Córeczko, teraz przygotuj się do wypoczynku (urlopu), a po powrocie będziemy mówili o twojej pracy, jeśli będziesz Mnie pytała.

Grzegorz:

– Matko, właściwie zrezygnowaliśmy już z planów dojechania do Lourdes; jedziemy tylko do La Salette. Ale może to Ty chciałabyś nas widzieć w Lourdes?

Maryja:

– La Salette jest w tej chwili bardziej aktualne niż Lourdes. I żebyście nie zaczęli się zabawiać w „zaliczanie” sanktuariów maryjnych. Macie Jasną Górę, tam zawsze możecie się udać. W La Salette po wyjściu ze świątyni pomilczcie trochę ze Mną. I proście ze Mną za świat. Bądźcie ostrożni (na autostradach, szosach), nie spieszcie się. Cieszcie się tym, co możecie oglądać. I trwajcie przy Mnie.

W każdej miejscowości, w której jesteście, oddawajcie Bogu mieszkańców z prośbą o objęcie ich opieką Bożą, o ich nawrócenie. Wtedy będziecie orędować wraz ze Mną.

Co jeszcze, dzieci? A ty, Łukaszu?

– Ja chciałbym prosić za (tu Łukasz wymienia kilka osób) i za moich przyjaciół ze służby medycznej, z którymi nie pójdę w tym roku na pielgrzymkę. I za moje egzaminy we wrześniu...

Maryja:

– Wiesz, kiedy będą szli, każdego dnia możesz Mi ich oddawać (włączać się duchowo w ich służbę). Bo Ja się cieszę, kiedy wy pamiętacie wzajem o sobie. A do egzaminów to jeszcze dużo czasu.

Chciałabym, żebyście byli w dwóch miejscach: w Taize i w La Salette. A reszta to już jak wam się ułoży.

Pozostańcie, dzieci, w pokoju. Przecież macie Matkę, która nigdy o was nie zapomina. Dzieci, skończymy dzisiejszą rozmowę wspólnym odmówieniem aktu uwielbienia Boga.

Odmawiamy „Magnificat”.


Bóg powołuje do współodpowiedzialności za świat

20 VII 1992 r. Anna, o. Jan, Tomek, Grzegorz

– Jak określić całość przekazu? Czy jako orędzie prorockie? Byłoby to wskazaniem na przymierze... z naszym narodem – o. Jan pyta jeszcze raz w sprawie przedmowy do książki „Zaufajcie Maryi”.

– Przymierze z Bogiem nie jest zamknięte przed żadnym narodem.

Grzegorz:

– To bardzo ważne stwierdzenie. Żebyśmy tego nie rozumieli jako „wybrania”.

Pan:

– Źle rozumiecie słowo „wybrany”. Zaproponuję wam właściwy sens. „Wybrany” człowiek czy naród, czy grupa ludzi, np. zakon, oznacza to samo co „powołany”, czyli słowo to odpowiada na pytania „przez kogo” i „w jakim celu”. Powołać was może tylko Ten, który dał wam istnienie (bo tylko On ma do tego prawo). Jeśli ktokolwiek inny was powołuje, robi to bezprawnie. Bóg obdarzył was wolnością. Ale jeśli powołuje, to powołuje do współodpowiedzialności za świat, powołuje do współpracy ze sobą dla służby światu (ludzkości, a właściwie całej ziemi). Zamiast pozwolić wam dyskutować, wszedłem w waszą rozmowę, żeby szybko sprostować wasze wyobrażenia.

A teraz, Janie, przejdźmy do konkretów. Czym jest wobec tego powołanie prorockie?

O. Jan:

– Głosić słowa Pana do ludu, który jest w przymierzu.

Pan:

– Może ściślej: jest to powołanie herolda Pana, czyli zaufanego pośrednika pomiędzy wolą Władcy a Jego ludem. A teraz powiedzcie Mi, dzieci, jakie z tego wyciągacie wnioski (jak rozumiecie „wybranie”).

O. Jan:

– Wola Pana głoszona przez pośrednika–herolda zawsze dotyczy sytuacji w konkretnym momencie historii.

Grzegorz:

– Ja zwróciłem uwagę na to, że herold jest „zaufanym pośrednikiem”. Wynika stąd, że ma sam żyć w zaufaniu.

Anna:

– I Pan mu ufa. To jest najdziwniejsze.

Grzegorz:

– A czy jest ktoś z ludzi bardziej godny zaufania Pana niż Maryja?

Tomek:

– Trzeba wypełniać tę wolę Pana.

Anna:

– Tak. Pan mówił kiedyś, że od proroków nie żąda się świętości, ale przede wszystkim wierności swemu zadaniu.

Pan:

– Mówiłeś, Janie, dzisiaj, że lud Boży ma udział w funkcji pasterskiej, prorockiej i kapłańskiej. A teraz pytam was, jaką cechą powinny się charakteryzować pozostałe powołania (tj. pasterskie i kapłańskie).

Maryja:

– Ja myślę, że tak samo wiernością.

Grzegorz:

– Uważam, że w funkcji pasterskiej – miłość do osób powierzonych opiece. Pamiętam też wniosek z dawnych dyskusji, że zadaniem kapłana jest przybliżanie świętości Boga.

Tomek:

– Istnieją pewne dary, które Pan Bóg daje...

Anna:

– Żeby ułatwić nam wybór, Pan daje nam miłość do tej drogi.

Pan:

– Żadne powołanie nie może być pełnione bez miłości.

Grzegorz:

– Ksiądz Tadeusz Fedorowicz powiedział niedawno, że z perspektywy całego życia widzi sens kapłaństwa jako „dawanie świadectwa”.

O. Jan:

– Powołanie kapłańskie to jest pośredniczenie, a pasterskie to służba.

Pan uśmiecha się i mówi:

– Przecież każdy kapłan powinien być pasterzem. Kapłan jest przez Boga mianowany dla ludzi. No to, dzieci, podsumujcie teraz sami (te trzy rodzaje powołania).

O. Jan:

– Sobór mówi o trzech funkcjach jednej misji Ludu Bożego.

Pan:

– Co myślicie o tych trzech zadaniach Ludu Bożego, którym jesteście?

O. Jan:

– Pośredniczyć między Bogiem a ludźmi, dawać świadectwo, głosić wolę Bożą, składać ofiarę zbawienia...

Pan:

– To jest specyfika kapłaństwa, tak jak specyfiką kobiety jest macierzyństwo. Nie mówmy tu o tym, ale o sensie duchowym.

Tomek:

– Żyć duchem Pana Jezusa.

Pan:

– Wy jesteście dla świata jeszcze nie nawróconego dowodem, że Ja jestem („Jestem, Który Jestem” w znaczeniu: Jestem, byłem i będę jako Osoba).

Pomyśleliśmy o komunistach. Pan komentuje:

– Komunizm nęcił ludzi wartościami takimi jak równość, dobrobyt. Dopóki ludzkość jest wciąż nieświadoma, niedojrzała i naiwna do tego stopnia, że daje sobą manipulować każdemu, kto w dążeniu do władzy posługuje się metodami kłamstwa, oszustwa i używa wszystkich innych metod szatańskich, z których najważniejszą (taką, po której można szatana rozpoznać) jest wprowadzanie podziałów pomiędzy ludźmi i nienawiści, dopóty wy, moi przyjaciele (ludu Boży), jesteście w stanie stałej walki. Są dwie postawy Kościoła: wytrwać w obronie lub zdobywać.

Tomek:

– Jak tę walkę zaczepną prowadzić?

Pan:

– Do walki zaczepnej prowadzi was stale Maryja. Bo Ona wykonuje moje plany. Jako Matka i jako Królowa przewodzi tym, którzy walczą. Szkoda, że tak wielu z was traci wolę walki i staje się dezerterami z frontu Kościoła walczącego (uwaga, Kościoła walczącego a nie „wojującego”; dezerterami tymi są np. zakonnicy i księża, którzy porzucili swoje powołanie, katolicy, którzy skupili się na dobrach tego świata itp.). No, dzieci, jakie macie jeszcze pytania w związku z tym?

Tomek:

– A walka obronna?

Anna:

– Wytrwać w wierności. Taką sytuację mieliśmy w Polsce Ludowej.

Pan:

– Wiele krajów w tym nie wytrwało (mniej im na tym zależało).

Anna:

– Wtedy zamierają powołania. Wszystko powoli więdnie. Rumunia jest przykładem, Bułgaria...

Pan uzupełnia:

– Przykładem (pozytywnym) są też wszyscy znajdujący się pośród wrogów, np. katolicy w Chinach. Postawa wytrwania w wierności temu, co się samemu wybrało jako miłości godne, bywa zaczynem późniejszego nawrócenia szerokich kręgów ludzi, którzy się stykają z moimi naśladowcami. (Pan przypomina tu słowa, że krew męczenników była zasiewem późniejszego Kościoła). Kiedy chciałem wam ukazać postawę mojego ukochanego syna, Emila (gen. Emila Fieldorfa, „Nila”), pragnąłem, żebyście zobaczyli, jak prawdziwie bohaterska jest postawa wierności i wytrwałości w prześladowaniach (aż do śmierci).

Czy już wyjaśniona jest sprawa, czym jest powołanie prorockie i czym wybraństwo?

O. Jan:

– Tak.

Tomek:

– Ja dziękuję za te słowa. Mam poczucie, że to rozumiem; nawet mam jakieś doświadczenia.

Anna:

– Wierność to jest stan wytrwałości. Można ją określić w szczytowym nasileniu jako męstwo. To nie jest odwaga (w czynie), ale wytrwałość. To jest wierność Bogu. Przede wszystkim wierny jest Bóg. On podtrzymuje wierność sługi. Bóg wie, że człowiek jest chwiejny, słaby i zmienny.


Nie daj się straszyć nieprzyjacielowi

O. Jan:

– Zastanawiam się, co z dzisiejszych słów uda się wykorzystać w przedmowie?

Grzegorz:

– Uważam, że dużo.

Pan:

– Janie, Janie. Przed chwilą Anna mówiła o wierności. Oprzyj się na niej: licz na Mnie. Kiedy zaczniesz pisać, otrzymasz światło (nie teraz, lecz wtedy). Nie chciałbym, żebyś pisał to, co Ja ci dyktuję, bo wtedy nie miałbyś w tym żadnej zasługi.

Wdajemy się w dygresje. Pan po chwili mówi do ojca Jana:

– Synu, dam ci prostą radę. Zasiądź do pracy, powiedz, że poświęcasz tę pracę „ad maiorem Dei gloriam” dla uczczenia i ukazania, zbliżenia ku ludziom postaci Matki mojej. I powiedz Mi: „Jezu, pomagaj, bo Tobie jeszcze bardziej na uczczeniu Matki Twojej zależy”. Jeżeli ci coś nie wyjdzie od razu, poprawisz, zmienisz, wykreślisz. Nie martw się niczym z góry. A przede wszystkim nie daj się straszyć nieprzyjacielowi, który usiłuje za wszelką cenę zniszczyć w sercach waszych cześć i miłość do mojej Matki. Przecież wiesz, że on jest Jej największym wrogiem. Dlatego też lekceważ go i nie bierz pod uwagę żadnych obaw i lęków.

O. Jan:

– Tak uczynię.

Pan dalej rozmawia z o. Janem:

– Dlatego mówię ci „zwróć się do Mnie”, a nie do Matki mojej, że to Ja pragnę wynieść Ją i ukazać osieroconemu światu potrzebującemu Matki. A teraz, Janie, na czym jeszcze ci zależy?

– Poproszę o błogosławieństwo.

– Naprawdę nie sądź, że potrzeba więcej jak dwie, trzy strony.

– Bardzo dziękuję.

– No, mam nadzieję, że już się nie boisz. Synu, jeżeli ty jesteś wierny, tym bardziej możesz zaufać wierności mojej. Powiedz, czy naprawdę kiedykolwiek cię zawiodłem?

– Doprawdy nie. Nigdy. Dlatego dziękuję bardzo. Sześć lat już współpracuję z Anną, ale żadnego ciężaru nigdy nie odczułem.

– Mówisz, że nie odczułeś ciężaru. A teraz powiedz Mi, co zyskałeś.

– Wielką radość i szczęście współpracy w dziele zbawienia dzisiejszego świata.

– A czy czasem nie widzisz teraz więcej i nie rozumiesz lepiej moich planów?

– Im częściej te same teksty czytam, tym lepiej je rozumiem. I zachowują swą świeżość przy ponownym odczytaniu.

– Cieszę się, że was nie nudzę... (Pan mówi to żartobliwie)

Anna:

– My się cieszymy Tobą, Twoją obecnością. Ale długo trwało, zanim uwierzyliśmy, że Ty się cieszysz przebywając z nami.

Pan powtórzył z westchnieniem (i lekkim wyrzutem):

– Czyż Ojciec nie cieszy się, że może być ze swoimi dziećmi...? Ale teraz już wierzycie.

Anna:

– Tak, Panie. Cieszymy się, że Ty wchodzisz w rozmowę z nami, że swoją obecność tak ujawniasz. To jest wielka radość.

– Teraz, Janie, daję ci moje błogosławieństwo na cały czas aż do następnego spotkania. Przecież wiesz, że kocham cię, synu. Daję ci moje światło, mój pokój, moją radość. I dam ci też precyzję w wyrażaniu myśli w twojej przedmowie. Bądź tego pewien. Pisz tak, aby jej treść pozytywna oparta była na argumentach rozumowych.

Błogosławię ci, synu, w imieniu Ojca, moim i Ducha Świętego – w całej pełni Trójcy Świętej.


Jestem Królową Pokoju

7 VIII 1992 r. Anna

Zwracam się do Maryi:

– Proszę Cię, Matko, o rozmowę.

– Jestem przy tobie, córko. Wiem, że martwisz się przedmową. Nieprzyjaciel stara się ze wszystkich sił nie dopuścić do wydania książki, ewentualnie opóźnić je.

Zatelefonowałam do ks. dyrektora w chwili, gdy akurat zaczynał pisać do o. Jana w sprawie przedmowy. Umówiliśmy się na 24 lipca.

Maryja:

– Czy widzisz, córeczko, że i Ja działam?

Anna:

– I to jak, Matko! Od razu coś się wyjaśnia i następuje uspokojenie.

– Jestem Królową Pokoju. (Maryja mówi to z uśmiechem, a ja zrozumiałam, że władza Maryi rozciąga się na wszelki pokój – nie tylko polityczny, lecz i na wewnętrzny spokój poszczególnych ludzi.) (...)

Błogosławię cię, Anno, w imieniu Pana. +


Wszystkim zajmie się Matka moja

24 VIII 1992 r. Anna, o. Jan, Grzegorz

Mówi Pan:

– Moi kochani przyjaciele. Staraliście się wytrwale i przez wiele dni poprawić tekst, tak żeby brzmiał jak najlepiej, a ponieważ Ja byłem z wami, sam wskazywałem wam miejsca niezbyt precyzyjne lub mające braki. Przecież wam to obiecałem (Pan mówi to z lekkim wyrzutem). (...)

Moje dzieci. Dziękuję wam za wasz wkład pracy w książkę (Zaufajcie Maryi), którą pragnę wam (Polakom) dać ku ratunkowi waszemu. Obiecuję wam, że towarzyszyć jej będzie moje błogosławieństwo i łaska otwarcia się waszych umysłów na słowa moje i Matki mojej. Kiedy książka wyjdzie, spełniony zostanie pierwszy etap mojego planu ratowania was. Zrozumiecie, kim jest dla waszego narodu Maryja, jak bardzo was kocha i jakie ma plany pomocy wam. Pamiętajcie, że Ona buduje Mi tron w waszym kraju. Ale robotnikami budowy musi być cały wasz naród.

Czas już, dzieci, abyście przystąpili teraz do omawiania z Matką moją następnych etapów współpracy. Pragnie Ona, aby w Polsce powstawały stowarzyszenia i grupy ludzkie przeciwstawiające się stowarzyszeniom masońskim, które opierają się na wartości pieniądza, prestiżu i władzy, aby realizować swoje plany (plany szatana) poza Mną, a w istocie przeciw Mnie, bowiem pragną niszczyć działanie moje w duszach ludzkich. Takie grupy, zwiastujące nowy sposób życia społecznego w waszym kraju, muszą być oparte na miłości wzajemnej, zrozumieniu wspólnoty celu i na czynnej miłości bliźniego (pełnieniu miłosierdzia). To są te „zespoły” ludzkie, o których mówiliśmy wam dużo od początku.

O wszystkim opowie wam szczegółowo Matka moja, a Ja każdego, kto przeczyta tę książkę, pobudzać będę w duszy do szukania swojego miejsca działania. A wtedy zaczniecie gromadzić nowe teksty, rozpoczynając od miejsca, w którym zakończyliście ten tom. Nie martwcie się, dzieci, bo wszystkim zajmie się Matka moja, która zna wasze serca.

Błogosławię was, moje kochane dzieci. Błogosławieństwo moje przekażcie też ks. dyrektorowi, którego będę wspomagał, gdyż nie zawiódł oczekiwania mojej Matki. A teraz tulę was do Serca, błogosławię każdemu na jego najbliższe tygodnie. Mamy wrażenie, że Panu trudno jest się rozstać z nami. Budzi to nasze zdziwienie i radość. Pan ponawia swoje błogosławieństwo:

Kocham was, dzieci. Cieszę się wami. Dziękuję wam za waszą wytrwałą miłość, za radość, którą Mi tym sprawiacie. Matka moja dołącza się w tym do Mnie (w tej radości). Daję wam moje błogosławieństwo. +

 

Dzieci, Ja cieszę się wami

25 VIII 1992 r. Anna, Grzegorz

Grzegorz:

– Chciałem bardzo podziękować za wakacje.

Odpowiada Maryja:

– Pragnęłam, abyście odczuli moją miłość, tak jak wy pragnęliście odwiedzić ośrodki mojego działania.

Anna:

– Chcieliśmy dzisiaj spotkać się z Tobą, Matko, i z Panem. Stęskniliśmy się za rozmową. Ale oddajemy inicjatywę...

Grzegorz:

– Jestem pod wrażeniem tekstu – „podpowiedzianego” przed chwilą przez Pana jako poprawka do książki – mówiącego o ogromnej odpowiedzialności za nasze czyny. Tak jak możemy modląc się za innych przyczynić się do ich zbawienia, tak możemy też przyczynić się do tego, że siebie potępią na wieczność. Możemy na przykład odtrącić kogoś, zrazić, w chwili gdy bardzo potrzebuje pomocy; może to być ktoś, w kim dojrzewa decyzja samobójstwa.

Anna:

– Ile takich zachowań mamy „na koncie”! I jak bardzo trzeba za to przepraszać (tego przecież nie sposób „odrobić”).

Pan:

– Oddajcie Mi w tej chwili wszystkie wasze lęki i obawy w tych sprawach i proście Mnie o naprawienie wszystkich waszych niedopatrzeń przez moje miłosierdzie.

Anna:

– Oddajemy Ci je, Panie – wszystkie. Zrozumiałam, że jest to u nas przejaw braku współodczuwania z drugimi (empatii).

Grzegorz:

– Przypomina mi się rada Pana sprzed kilku lat dla Zbyszka odnośnie do codziennego „rachunku sumienia” w postaci trzech pytań:

– Kogo postawił Pan dzisiaj na mojej drodze?

– Jakie były potrzeby tego człowieka?

– Jak na te potrzeby odpowiedziałem? I czy w ogóle odpowiedziałem?

Gdybyśmy zwracali uwagę na potrzeby drugich...

Po chwili ciszy Pan zaczyna rozmowę, na inny temat:

– Moi drodzy. Dałem wam pomoc ojca Kazimierza, ponieważ on ma te dary i umiejętności, które uzupełniają wasze. A po to je otrzymał, aby nimi służyć, i wie o tym. Nie sądzę, abym się na nim zawiódł. Ale dajcie mu czas, aby zapoznał się z tym, co otrzymał. Pomogę mu, aby wykorzystał nasze teksty.

Rozpraszamy się, po czym zażenowani, przepraszając, wracamy do rozmowy. Pan to rozumie i pociesza nas:

– Dzieci, Ja cieszę się wami.


Ponieważ żyjecie w czasie, wybory wasze są nieustanne

Ku zaskoczeniu Anny (Anna mówi, że myślała „sobie” i zapomniała, że Pan słyszy nasze myśli) Pan nawiązuje teraz do jej myśli:

– Mówiłaś Mi dzisiaj, Anno, że Ja odkupiłem was swoją ofiarą, ale nie można wejść do mojego domu inaczej niż przez strasznie ciężkie życie. Słowem, myślałaś, że każdy z was nadal opłaca swoim życiem cenę wejścia do Mnie. Widzisz, od czasu grzechu pierworodnego każdy z was osobiście, imiennie opowiada się za Mną. Ponieważ żyjecie w czasie, wybory wasze są nieustanne, ale możecie też każdy zły wybór naprawić, a nawracając się ku Mnie, zyskujecie doświadczenie i pogłębiacie zrozumienie (błędów).

Po wtóre, myślałaś o swoim życiu i o życiu wielu (znanych ci) ludzi, iż pozbawione jest radości. Nie wzięłaś pod uwagę, że żyjesz w czasach, kiedy większość ludzkości powstała przeciw Mnie. Dlatego ci, którzy chcą iść za Mną, idą niejako pod prąd – przeciw ogólnemu dążeniu do jak najlepszego „urządzenia się” w życiu (w materii, w tym, co nazywa się „mieć”, a nie „być”). Sprzeciwiacie się ogólnym dążeniom, a im bardziej świadczycie o Mnie, tym silniejszy jest opór przeciw wam (opór świata, lecz również opór sił zła). Ponieważ ty podjęłaś współpracę ze Mną, powinnaś zrozumieć, że twoje świadectwo jest trudniejsze.

Anna:

– We współpracy z Panem nie mogę świadczyć o tym, że to „się opłaca”, przeciwnie.

Pan:

– Są ludzie, którzy potrafią pogodzić służbę światu i Mnie, ale prędzej czy później doprowadzam ich do tego, że muszą wybierać: miłość do Mnie czy miłość do siebie samego. A zdarza się często, że tak się pogrążyli w dogadzaniu sobie, że nie są zdolni porzucić siebie lub czegokolwiek sobie odmówić – więc coraz częściej odmawiają Mi godnego miejsca w swoim życiu. (W znaczeniu: chodzi tu o zakłamanie wielu z tych, którzy głoszą sią publicznie chrześcijanami, a czerpią z tego korzyści dla siebie, zwłaszcza jeśli chodzą w mundurach Pana, jak kler, zakony, ludzie z różnych ruchów i działacze świeccy). A teraz podziękuj Mi, że cię przed tym bronię.

Grzegorz:

– Prosimy Cię, Panie, za biskupów i dostojników Kościoła, tych których Ty „masz na myśli”.

Pan:

– O wiele więcej mam takich na Zachodzie. Stali się urzędnikami. I stale przypominają Mi, co dla Mnie poświęcili i co im się za to należy.

Czy przypominasz sobie, co pisał Ludwik Grignon de Montfort o czasach ostatecznych? Jak modlił się o dar całych zespołów świeckich świętych? Teraz do walki o swoje prawa powołuję cały lud Boży. Powołuję przede wszystkim świeckich (bo duchowni już są powołani), takie moje „pospolite ruszenie”, które będzie „niepospolite”, ponieważ Ja będę żył w was.

Mówiłem wczoraj, że będziecie rozmawiać z Matką moją o zespołach ludzkich. (...) mam już odpowiednich ludzi. Oczekują Mnie, szukają sensu swojego życia. Ale pragnę, aby tą „zapałka”, która zapali przygotowany stos, była książka „Zaufajcie Maryi”, a także dla wielu „Misja samarytanina”.

Anna:

– A co chcesz, Panie, nam powiedzieć (jakie zadania przed nami stawiasz)?

– W tej chwili tylko to, co wam powiedziałem przed chwilą. Ty powinnaś odpocząć, a ty, Grzegorzu, masz napisać książkę (podręcznik).

– Oddajemy Ci, Panie, ciężko chorego Mariana i prosimy za jego rodzinę. Proszę Cię o Twoje wychowanie dla Eli...

I „niech się dzieje wola Twoja” – „podpowiada” Pan.

Anna mówi o bardzo niedojrzałych postawach niektórych znajomych, o sytuacjach, które ją aż bolą. Pan odpowiada:

– Oddawaj Mi wszystko, co cię boli, i to natychmiast. Wiem, że czasem musisz to wyrzucić z siebie, ale pamiętaj, że tym, który może coś naprawić, jestem tylko Ja.

Anna:

– Chciałabym czasem zobaczyć Twoje działanie. A ja nie widzę żadnych skutków.

Pan odpowiada z uśmiechem:

– A nasza współpraca? Prosiłaś o to w obozie (łagrze) i dałem ci więcej, niż mogłaś sobie wyobrazić. Proszę cię, córeczko, nie zachowuj się tak, jakby twoje życie miało się już skończyć.

Po chwili ciszy Pan dodaje (odpowiadając na myśli Anny):

– Wiem, że jesteś zmęczona.

Grzegorz spostrzegł, że powinien niedługo wracać do domu.

Anna:

– Panie, Grzegorz się spieszy. Co chcesz mu powiedzieć?

– Co chcę mu powiedzieć – powtórzył Pan – kocham cię, synu. Jestem pewien, że nie zdradzisz Mnie nigdy. Dlatego mogę budować na tobie moje plany. To są dopiero początki.

Grzegorz:

– Pragnę Cię nie zawieść.

Pan:

– Zawsze cię podtrzymam, ile razy zwrócisz się o to do Mnie.

A teraz, synu, skończmy rozmowę, bo już czas na ciebie, a i Anna jest zmęczona. Obejmuję was oboje, przytulam do serca i nasycam moją radością – ponieważ zapewniam was, że będzie lepiej. W waszym kraju będzie lepiej. Jak przedziwnie moja Matka działała wśród was, że myśl o wojnie bratobójczej budzi w was taką odrazę. Matka moja wkracza coraz silniej w wasze życie, a w czasie ogólnych kataklizmów, które są już bardzo bliskie („na dniach”), zobaczycie Jej moc. Bo Ona pragnie i potrafi ujawnić wszystko, co zdrowe w waszym narodzie, i dopuścić do władzy tych, których sama sobie przygotowała.

Anna:

– Dzięki Ci, Panie. I proszę Cię o pomoc dla księży na misjach. I dziękuję Ci za ks. Kazimierza. Wszystko, co mu mówiłam, przyjął.

Pan:

– No tak, on ma to wszystko w sercu. Teraz zobaczymy, czego dokona.

Anna:

– Dziękuję Ci, Panie, za ten przekład „Pozwólcie ogarnąć się Miłości” na japoński. To zaskakujące.

Pan:

– Tam gdzie ktoś poważnie przyjmuje moje słowa i chce Mi służyć, tam go wspomagam.

Błogosławię was oboje. A ty, Grzegorzu, powiedz Grażynie ode Mnie: „Będzie lepiej. Nie załamuj się, córko, bo Ja liczę na ciebie”. +


Dla każdego z was wybieram to, co jest dla niego najłatwiejsze do pokochania

28 VIII 1992 r. Anna, o. Julian (misjonarz na Dalekim Wschodzie), Grzegorz

Po dłuższej rozmowie (o. Julian mówił m.in., że dwa razy w życiu usłyszał radę od Pana w sprawie powołania i posłuchał jej ) zwracamy się do Pana:

Anna:

– Prosimy Cię, Panie. Co chciałbyś powiedzieć ojcu Julianowi?

Pan do o. Juliana:

– Mój synu, słuchałem, jak opowiadałeś o swoim wyborze (między dwoma zakonami i o wyborze misji). Powiedz Mi teraz, czy nie zawiodłeś się na mojej radzie?

– Nie.

– Czy żałujesz, że nie poszedłeś jakąś inną drogą?

– Nie. Dziękuję za prowadzenie przez Maryję.

– Czy nie sądzisz, że gdziekolwiek indziej zdobyłbyś więcej radości?

– Nie. Tam gdzie jestem, jest mi najlepiej.

Anna:

– Ojciec ucieszył Pana tą odpowiedzią.

Pan:

– Bo widzisz, synu, Ja dla każdego z was wybieram to, co jest dla niego najłatwiejsze do pokochania. A to dlatego, że powołując go do istnienia, z góry obdarowałem go tym wszystkim, czym mógłby Mi na takiej drodze służyć. Dlatego nigdy nikt nie spełni swego życia obficiej niż na tej drodze, którą Ja specjalnie dla niego wybrałem.

– Kocham to, co mam: jestem samotny, mam pracę duszpasterską, jestem dominikaninem, jestem kapłanem, jestem w kościele Matki Bożej Niepokalanej...

– Synu, powiedziałeś to (o kapłaństwie) z takim ociąganiem, a przecież możesz udzielać sakramentów! (Dla Pana jakby najważniejsze było odpuszczanie grzechów). W czym pragniesz mojej rady?

– Co robić, żeby japońscy dominikanie, hiszpańscy dominikanie, polscy dominikanie byli jednym zakonem dominikańskim, który przekroczy granice narodowościowe.

– Za dobrze wam. Na biednych misjach afrykańskich nikt nie pyta o narodowość – mówi Pan.

Rozmawiamy o Japonii, o stosunku Japończyków do chrześcijaństwa.

Pan:

– Powiem ci, że Japonia będzie się nawracała powoli. Nawróci się goręcej po załamaniu potęgi ekonomicznej i jednoczesnym przejściu przez kataklizmy. Tu cały naród stanie przed widmem zagłady, a upadek i rozpad Stanów Zjednoczonych zmieni ich nawyk naśladowania tego, co bogate i znaczące. Pamiętaj, synu, że Japonia nosi na sobie wielki ciężar nieodżałowanych i nie odpokutowanych zbrodni, przede wszystkim względem Chin. (Ze zbrodniami wobec rasy białej było inaczej, bo zderzyli się ze sobą „drapieżnicy”). Japończycy zostali upokorzeni w swej dumie i wszelkie wysiłki włożyli w to, aby odzyskać poczucie własnego znaczenia. Widzisz, synu, oni o upokorzenie państwa obwiniali wrogów, a przecież sami wychowywali się od wieków w okrucieństwie wzajemnym. Teraz doznają okrucieństwa żywiołów. A z aniołami mojej sprawiedliwości, wykonawcami woli Boga, walczyć się nie da.

Mówiłem wam, że runie cały dotychczasowy porządek ekonomiczny. Wszystko to robię dla was, moje dzieci (dla ludzi ubogich, uciemiężonych, bezradnych), abyście mogli dalej żyć w pokoju i rozwijać się prawidłowo w świetle moim (w świetle praw Bożych: nie zabijaj, nie kradnij...).


Pragnę, abyście tworzyli jeden lud Boży

Pytaj Mnie, synu, zwraca się Pan do o. Juliana:

– Pytanie może małostkowe. Czy potrafimy stworzyć normalne życie dominikańskie w Japonii?

– Nie, nie o to Mi chodzi, synu. Pragnę, abyście tworzyli jeden lud Boży, aby nie było w nim dominikanina, jezuity czy świeckiego, żeby nie było Japończyka czy Europejczyka lub Amerykanina (bez uprzedzeń i podziałów na grupy, rasy, pochodzenie, języki i własne tradycje – walczących ze sobą o wpływy i znaczenie). Wciąż wam mówię: zacznijcie od podstaw, sięgnijcie do pierwszych wieków chrześcijaństwa. Przecież dla Azji to są pierwsze wieki. Jeżeli moi uczniowie potrafili pokonać intelektualną pychę grecką, pychę zwycięzców rzymskich, a także różnorodność religii, własnych języków, tradycji i odmienność obyczajową plemion osiadłych Europy, Małej Azji i Afryki, i jeżeli potrafili nawrócić „dzicz” ludów wędrownych (Ostrogotów, Wizygotów, Longobardów, Wandalów i in.), dlaczego sądzicie, że chrześcijaństwo nie jest zdolne do ogarnięcia miłością i braterstwem nowych ludów. Jeżeli tylko chrześcijaństwo nie będzie nim jedynie z imienia?

Synu, co jeszcze? Mów to, co dla ciebie najważniejsze.

– Jak na tym terenie mam być narzędziem Bożego Miłosierdzia? Jak zrobić, żeby nie tylko w moim kościele był obraz Twojego Miłosierdzia?

– Miłosierdzie jest niezbędne każdemu. Dopóki ludzie nie rozumieją, że wszyscy potrzebują miłosierdzia, trudno coś zrobić, ale nadejdzie czas zagrożenia, kiedy nie będą pewni, czy ziemia je przetrwa (ludzkość przeżyje). Mój plan oczyszczenia ziemi mówi o jej późniejszym odrodzeniu. Dlatego postanowiłem zburzyć wszystko to, co przesłania wam prawdę o słabości i bezradności człowieka. Powiedziałem, że ostatnim waszym lekarstwem jest groza. Musicie odkryć waszą zależność, słabość, brak współpracy i miłości społecznej.

A teraz, synu, powiem coś „od siebie”. Pamiętaj, cokolwiek by się działo, że jesteś moim ambasadorem. Znaczy to nie tylko, że reprezentujesz Mnie, lecz również że za tobą stoi moc Boża, moc nieskończona, skłonna do miłosierdzia, pragnąca ratować, osłaniać was i wspomagać. Ty świadcz o Mnie, a Ja będę pamiętał o Tobie i o moim ludzie w Japonii, który sobie w tych czasach pragnę ukształtować i zakorzenić. A ty nieś im nadzieję. (...)

Przytulam was do serca, a z wami tych wszystkich, o których się troszczycie, tych wszystkich, wśród których pracujecie, tych, dla których postanowiliście przeżyć życie w mojej służbie. Dotyczy to również Japonii, mój synu. Tych, wśród których będziesz prowadził rekolekcje, dla których będziesz się starał. Przecież wiesz, synu, że Ja was wszystkich kocham nieskończenie. Pragnę tylko jednego, abyście poszerzali swoje serca i kochali wraz ze Mną. Bo widzisz przecież, dziecko, jak bardzo Mnie – prawdziwej Miłości – potrzebujecie.

Chciałbym, żebyś pamiętał, iż Ja współpracuję z tobą. Wszystko, co w tej współpracy rozwija się i rozkwita, jest moim dziełem, a wszystkie niepowodzenia, udręki i rozczarowania są twoim trudem – i nie oszczędzam ci ich, gdyż one będą twoją chwałą.

A teraz, dzieci, przyjmijcie moje błogosławieństwo. +


Jesteście rodziną, jedną wspólnotą, i odpowiadacie jedni za drugich

31 VIII 1992 r. Anna, s. Maria, ks. Adam, Grzegorz

Ks. Adam mówi, że będzie dysponował wolnym czasem w najbliższym roku i pyta, jak miałby ten czas wykorzystać: czy pisać książkę (książki), czy więcej czasu poświęcić chorym... Odpowiada Maryja:

– Czy orientujesz się, synu, w jak przełomowym czasie żyjesz?

– Tak. Jest mi dana od dziecka wizja przyszłości (wtedy nie wiedziałem, że to jest przyszłość), a nawet przebłyski przyszłego stanu po przemianie...

Anna mówi, że zasadniczymi zadaniami Polski jako królestwa Maryi w najbliższym czasie są: na zewnątrz – pomoc narodom sąsiednim, a wewnątrz kraju – stworzenie ustroju opartego na prawach Bożych.

– Ja tym od dziecka żyję.

Maryja uzupełnia:

– Ale Ja, synu, powiem ci, co jest najważniejsze. Jako kapłan jesteś ojcem duchowym tych, którzy się do ciebie zwracają, dlatego że sakrament kapłaństwa łączy cię z Jezusem bardzo ściśle, a poza tym masz odpowiednią wiedzę i – Maryja dodaje z uśmiechem – praktykę.

Anna mówi pokrótce o zasługach poprzednich pokoleń Polaków. To im, ich wierności, miłości i ich ofiarom zawdzięczamy, że teraz Pan daje Polsce takie zadanie, bowiem tworzymy z nimi jedną rodzinę, jedną wspólnotę, miłości. W tej chwili Maryja dodaje zwracając się do księdza Adama:

– ...i to właśnie mów, że jesteście rodziną, jedną wspólnotą, i odpowiadacie jedni za drugich. Zamiast zabiegać o przywileje dla siebie, tak jak to teraz robicie (jest to aluzja m.in. do trwających strajków, których celem najwyraźniej jest interes grupy zawodowej, a nie ogółu; Maryja mówi to z dezaprobatą), powinniście walczyć o jak największą pomoc dla najuboższych, najbardziej bezbronnych. Każda grupa zawodowa, tak jak każde województwo, powiat, gmina i wieś lub miasto, powinny – zadbawszy o swoje zdrowie i porządek społeczny – powinny zwracać się z propozycją pomocy ku wszystkim sąsiednim ośrodkom mniej sprawnym, uboższym lub gorzej zorganizowanym.

Synu, teraz kiedy mieszkasz w swojej wsi i poznajesz kłopoty i troski swoich najbliższych (rodziny, sąsiadów), wyprowadzaj ludzi z przygnębienia ucząc ich miłości wzajemnej w służbie sobie, pomocy sąsiedzkiej, zakładania chociażby najmniejszych zespołów ludzkich, które potrafiłyby służyć swojej wsi. Przecież nikt wam niczego nie zakazuje. Możecie zrobić wszystko. A potrzeb macie mnóstwo.

Maryja ukazuje przykłady. Jednym z nich jest zorganizowanie przedszkola wiejskiego mającego odciążyć pracujące matki. Może być przechodnie, każdego dnia lub tygodnia w innym domu. W okresie wakacyjnym „nudząca się” młodzież mogłaby wnieść swój wkład. Starsze dziewczęta mogłyby bawić się z dziećmi, odprowadzać i przyprowadzać mieszkające dalej. Młodzież męską można by prosić o wybudowanie „narzędzi zabawy”: huśtawek, drabinek itp. Jakby podsumowując ten przykład Maryja pyta:

– Czy naprawdę takie to trudne i kosztowne? Gdyby takie dokonania stały się chlubą wsi, budziłyby chęć do naśladownictwa. A każdy, kto przyczyniłby się do rozwinięcia wspólnego pomysłu lub ubogacenia go, stawałby się dumny ze swej użyteczności.

A czy nie ma w tych wsiach chorych, samotnych, słabych ludzi potrzebujących pomocy? A może i księdza? (W znaczeniu: nie chodzi w tym przypadku o udzielenie sakramentu chorych, lecz o odwiedzenie, o rozmowę. Szczególnie miejscowy proboszcz powinien o takich chorych wiedzieć i odwiedzać ich). Synu, przypomnij sobie Jezusa. Niektórych przynosili do Niego, ale do bardziej chorych wzywali Go. I szedł. On przyszedł, nie żeby Mu służono, ale żeby służyć. Dlaczego wy uważacie, że wam się należy więcej niż Synowi mojemu? Dlaczego w ogóle uważacie, że wam się cokolwiek należy już, w tej chwili, skoro macie przed sobą nieskończoność nieba...? (Maryja mówi to z wyrzutem, zwracając się do kapłanów i ludzi, którzy poświęcili się na służbę Bogu).

Pomyśl, synu, o wypożyczalni książek, o sporcie, o wszystkim, co w jakiś sposób mogłoby ludzi skupić i zjednoczyć.

Adam:

– Czy nie będzie to konkurencja dla proboszcza?

Maryja:

– Synu, to jest propozycja dla ciebie. Ty sam musisz się zorientować, ile można zrobić organizując ludzi w zespoły. (...)

Moje dzieci. Chcę was dobrze ze sobą zapoznać, bo tak postępuje Matka, która swoje dzieci przy sobie gromadzi i stara się, żeby rozumiały się wzajemnie. Nie chciałabym odpowiadać wam ani w punktach, ani na kolejne wasze pytania, dopóki nie poznacie się i nie zrozumiecie, że moim zadaniem jest budowanie tu, na mojej ziemi, tronu dla Syna mego, gdyż On zechciał rozpocząć panowanie swoje od mojego królestwa.

Przytulam was do serca, dzieci. Kocham was i cieszę się wami. Wszystkich was widzę w ścisłej współpracy ze Mną dla waszego wspólnego szczęścia w moim kraju. Przekazuję wam błogosławieństwo Boga Najwyższego w całej chwale i majestacie Trójcy Świętej. +