Anna – BOŻE WYCHOWANIE –

 

XIII

ROK 1992 - dokończenie

 

Teraz osądzają się całe narody

3 IX 1992 r. Anna, Grzegorz

Mówi Pan:

– Moje dzieci, blisko już czas światowego chaosu. Umacniajcie się we Mnie i wierzcie słowom Matki mojej. Nie dajcie się, dzieci, prowokować; wciąż jeszcze wodzą was na pokuszenie.

To co dzieje się teraz w Jugosławii, budzi wstręt i ochrania przed podobnym, ale tylko te narody, w których jeszcze nie rozpalił się płomień nienawiści. A w wielu już tli się i stosy już są przygotowane. Nie jest to dzień Sądu Ostatecznego, lecz pora, w której osądzają się całe narody. Módlcie się i proście o skruchę dla ginących. Znowu muszę dopuścić, żeby lała się krew najmniej winnych i bezbronnych: dzieci, matek, ludzi starych, chorych, nie potrafiących sobie poradzić w warunkach krańcowych, ale tylko krew niewinna może zapłacić za zbrodnie całego narodu. I zawsze tak było. Ci, którzy giną z moim imieniem w sercu, są ostateczną szansą przeżycia dla innych swoich współbraci. Pamiętajcie, że po mojej stronie (tzn. po śmierci) każdy jest świadomy i wie, przed Kim stoi i jak bardzo jest kochany. Dlatego też natychmiast proszą Mnie oni o ratunek dla jeszcze żyjących, proszą o ugaszenie ogni nienawiści.

Tak jak ty Mnie prosiłaś o ugaszenie ognia (pożaru lasów) w Kuźnicy Raciborskiej, tak samo proszą tam.

Anna:

– Prosimy za wszystkich, którzy buntują się przeciw Tobie.

Grzegorz:

– A zwłaszcza za tych, co mienią się chrześcijanami, i tych, którzy wyrośli w kulturze chrześcijańskiej.

Pan:

– Każdy, kto był chrześcijaninem, a morduje, jest zdrajcą. A kto zdradza Mnie, ten później już może zdradzić wszystko, ponieważ zdradził już samego siebie.

Grzegorz:

– Ale oni dają tym gorsze świadectwo o Tobie (niż ci, którzy z chrześcijaństwem nie mają nic wspólnego).

Pan:

– Mówisz, że dają gorsze świadectwo o Mnie wobec świata. Oni świadczą tylko o sobie, o tym, jak mało dla nich znaczyłem – do tego stopnia, że depczą wszystkie moje prawa i wyszydzają je swoimi czynami. Czy nie widzicie, że sami się potępiają?

Grzegorz:

– I to jest takie przerażające!


Ofiarom ludzkich katów odpuszczam wszelkie winy

Pan tłumaczy nam:

– Szatan i jego zastępy spieszą się. W pośpiechu popełniają wiele błędów. I będzie tak, jak było w obozach koncentracyjnych, łagrach i na innych polach śmierci, które obecnie są na całej ziemi: Ja zbiorę z nich największe żniwa. Bowiem ten, kto został zniewolony, nie może wybierać, a wtedy Ja – Ojciec – ujmuję się za nim.

Kiedy jestem wśród ludzi zniewolonych, doprowadzonych do progu śmierci (np. umierających z tortur, z głodu, z wycieńczenia, z zimna), wtedy nie wymagam, aby zwracano się do Mnie. Wtedy to, co jest w nich jeszcze żywego, łaknie ciszy, spokoju, ciepła, pożywienia, ukojenia i objęcia miłością – a Ja tym wszystkim jestem. A ponad wszystko jestem Miłosierdziem. Ofiarom ludzkich katów odpuszczam wszelkie winy. Dlatego ci, co przychodzą z pustymi rękami, otrzymują wszystko – z mojej pełni. Otaczam ich moją miłością, która przenika ich łagodnie, delikatnie i czule, lecząc wszystkie bóle i zatapiając w szczęściu, które oni wchłaniają, powoli rozumieją, by następnie całą świadomością pojąć, iż jest to miłość ich Ojca – Boga, miłość bezgraniczna, wieczna, która będzie wciąż rosła. I to są już początki miłości wzajemnej. (To jest jak budzenie nowo narodzonego dziecka do życia – tylko już do życia wiecznego).

Anna:

– Panie, tak bym chciała, żeby te słowa działały na ludzi.

Pan:

– Przydaję im moją moc.

Grzegorz:

– Co możemy jeszcze zrobić dla tych zagrożonych potępieniem?


Uczcie się też wysłuchiwać Mnie w milczeniu

Otrzymany telefon sprawia, że przez kilka chwil zajmujemy się sprawą zorganizowania w parafii adoracji Najświętszego Sakramentu. Gdy skończyliśmy, Pan mówi, żeby to było ogłoszone jako godzina milczącej z Nim rozmowy.

– Niech każdy uczestniczący w adoracji jeszcze na zakończenie w duchu podziękuje: „Dziękuję Ci, Ojcze, że mnie kochasz, rozumiesz i czekałeś na mnie, aby mi pomóc”. (Nie chodzi o „formułę” tej modlitwy, ale o jej sens).

Powiedz po cichu Marysi i innym, żeby zawsze zapraszali do współadoracji Maryję (tak jak dzieci idą modlić się z matką). (Pan chce, żebyśmy poszerzali serca, żeby ludzie chcieli się modlić za innych, żeby widzieli też inne sprawy nie tylko swoje własne, i o nie też prosili).

– Nie chciałbym, żeby weszło w zwyczaj „odsiadywanie” całej godziny. Każdy przychodzi na tyle czasu, ile ma. Może tylko wejść, pokłonić Mi się i poprosić, żebym był łaskaw wysłuchać próśb tych, którzy tu dzisiaj będą. Obejmijcie też myślą tych mieszkańców waszej parafii, którzy przyjść nie mogą: starzy, chorzy, zapracowani, zajęci, zbyt zmęczeni. (W znaczeniu: Pan chciałby, żebyśmy prosili jedni za drugich. Wtedy wzrastać będzie poczucie odpowiedzialności za jedność parafii).

Możecie prosić, aby moi aniołowie strzegli waszych obywateli od wypadków, napadów, kradzieży, załamań psychicznych i samobójstw. Poszerzajcie serca. Uczcie się też wysłuchiwać Mnie w milczeniu. Może wtedy będę mógł wam coś powiedzieć...

– Aktem przyjścia na adorację każdy mówi Panu: „Kocham Cię, potrzebuję Cię, jesteś dla mnie ważny, liczę na Ciebie” – tłumaczy Anna i po chwili dodaje:

– Panie, prosimy Cię o błogosławieństwo.

– Dzieci, przytulam was do serca, otaczam moją miłością i daję wam radość mojej obecności. +


Zawsze kiedy modlisz się za innych, proś nas o współudział

8 IX 1992 r. Anna, Dobrosława, ks. Grzegorz

Odmawiamy „Zdrowaś Maria”.

Anna:

– Prosimy o rozmowę, Matko.

Maryja:

– Ja zawsze pośredniczę z radością. Moja córka (matka Dobrosławy) jest tutaj. Niech rozmawia matka z córką.

Dalej Maryja zwraca się do Dobrosławy:

– Powiedz, dziecko, powiedz co chcesz swojej matce. Ponieważ Dobrosława milczy, rozmowę rozpoczyna jej matka:

– Moje dziecko, przede wszystkim chcę ci powiedzieć, że jesteśmy tu (w niebie) wszyscy: jest twój tatuś, dziadek, są już wszyscy, którzy umarli wcześniej. O swoją najbliższą rodzinę nie martw się. Bóg nie po to daje choroby, aby gnębić, lecz aby oszczędzić nam czyśćca, jeśli nie przeklniemy daru choroby. Dlatego tak się dzieje, że wszystkie nasze wady i grzechy Bóg odsuwa, kiedy ma do czynienia z cierpieniem ludzkim (cierpienie ludzkie przywołuje miłosierdzie Pana).

Moje ukochane maleństwo. Chcemy ci dzisiaj podziękować za wszystko, co zrobiłaś, aby ulżyć nam w naszych ciężarach. Twoja postawa – wytrwałość, miłość i cierpliwość, którą nam okazywałaś – powodowała, że łatwiej nam było znosić utrapienia i choroby i łatwiej umierać. Tu dopiero można zrozumieć, jak konieczna jest nam w życiu na ziemi miłość ludzka. Wielu ludzi umiera nie zaznawszy w życiu miłości. (W znaczeniu: i potem musi przejść przez czyściec, bo nie rozumiejąc miłości musi się jej dopiero nauczyć. Niebo jest wzajemnym miłowaniem).

Tobie zawdzięczamy tak wiele, córeńko. Obiecujemy ci, że będziemy przy tobie wszyscy i w momencie śmierci otoczymy cię naszą miłością. Pan mi to obiecał. (Będzie to śmierć bez lęku i samotności).

Wiem, że odczuwasz naszą obecność. Chcę ci powiedzieć, że nie możemy usuwać z twojej drogi cierpień, zmartwień i kłopotów (powodowanych przez ludzi), dlatego że umniejszalibyśmy w ten sposób twoje szczęście tu (w niebie), więc skrzywdzilibyśmy cię. Ale czuwamy nad tobą i bronimy cię od wszelkich zagrożeń. Tu miłość nasza wzrasta, staje się świadoma i dlatego nie opieramy się nigdy zamiarom Boga wobec człowieka.

Czy chciałabyś mnie o coś zapytać, dziecino?

Dobrosława:

– O męża.

Matka Dobrosławy:

– Przeszedł przez czyściec, ale krótko w nim był dzięki tobie.

Dobrosława:

– Mama wie, że niektórzy wierzą, ale wierzą bezmyślnie (to znaczy nie zastanawiając się nad treścią prawd wiary i nad tym, że je trzeba praktykować).

Matka Dobrosławy:

– Córeczko, zawsze kiedy modlisz się za innych, proś nas o wstawiennictwo, o współudział; najprościej: mówiąc Panu, że prosisz wraz z nami. Bo my cię słyszymy; to mało – jesteśmy przy tobie, odczuwamy wraz z tobą twoje stany duchowe, i emocjonalne, a również pojmujemy twoje cierpienia fizyczne.

Ks. Grzegorz:

– Prosimy o zdrowie dla p. Dobrosławy.

Matka Dobrosławy:

– My też prosimy o to. Ale w obecnej sytuacji Polsce potrzebne jest każde cierpienie ofiarowane za tych, co cierpieć nie chcą, nic nie rozumieją lub są daleko od Boga. Bo Pan nasz pragnie przemienić cały kraj. Dlatego wszystko, co was boli (również ból psychiczny, np. ból z powodu strajków, niewiary, oszustw...), składajcie Jemu jako swój dar z prośbą o użycie dla uratowania tych, którzy mogą zginąć śmiercią wieczną.

Pomyśl tylko o nas. Wy jeszcze możecie oddawać Bogu cierpienia, zawody, smutki, czyli skarby waszego życia ziemskiego – my już nic. Ale wciąż prosimy za wami, a uzupełniamy wasze prośby naszą nieustającą wdzięcznością, zachwytem, uwielbieniem Boga.

Ks. Grzegorz:

– Proszę o szczęśliwą drogę do domu.

Matka Dobrosławy:

– Z chęcią na to przystaję.

Dzieci, teraz my prosimy Maryję, Matuchnę naszą, aby udzieliła wam błogosławieństwa Bożego.

Maryja:

– Moje drogie dzieci. Kochamy was, cieszymy się waszą wiernością Bogu (która nie jest równoznaczna z bezgrzesznością). A teraz przez moje ręce przyjmijcie błogosławieństwo Boga w całym majestacie Trójcy Świętej. Niech spocznie na was, na waszych domach i bliskich, i na wszystkich, o których się troszczycie. Niech towarzyszy waszej służbie. W imię Ojca i Syna, i Ducha Świętego.

Przyjmijcie też błogosławieństwo w Bogu od rodziny i bliskich dla Dobrosławy i dla was.


Każdy otrzymał dary odpowiednie dla własnej służby

10 IX 1992 r. Anna, Dobrosława, ks. Grzegorz

Odmawiamy „Zdrowaś Mario”. Maryja zwraca się do nas:

– Znowu jesteśmy wszyscy razem. Zawsze, jeżeli o kimś w niebie mówicie, ten ktoś was słyszy i przychodzi.

Widzicie, dzieci, człowiek został stworzony z miłości. Bóg powołując do bytu każdą istotę ludzką, pragnął uczynić ją bytem szczęśliwym na wieczność, ponieważ ludzkość to byty nieśmiertelne.

Wolność została wam udzielona jako ogromny dar Boży i przywilej, i nie jest obwarowana żadnymi warunkami. Ale ze względu na waszą wielką słabość duchową, zaciemnienie władz duchowych, otrzymaliście od początku ogromną pomoc Bożą, która trwa. Rodzicie się i rośniecie w cieple miłości Bożej, w słońcu Jego miłosierdzia. Bóg dał wam prawo do poszukiwań, pomyłek i błędów. Pomaga wam, uczy i prowadzi. Jeżeli pragniecie słuchać, macie Jego bezpośrednią pomoc. Jeśli pragniecie kochać, Bóg przybliża się ku wam. Daje się poznawać tym, którzy szukają prawdy, sensu życia, pragną odkrywać prawa rządzące waszym wszechświatem. Takim Bóg daje możliwości zdobywania wiedzy. Nikogo z was nie spuszczę z oczu, ponieważ dar wolności wyboru przekracza wasze możliwości i bez pomocy Boga zagubilibyście się. Reszta zaś zależy od siły i stałości waszych pragnień.

Bóg nie odmawia wam pożądania rzeczy dla was szkodliwych, ale usiłuje wytłumaczyć poprzez wydarzenia życia, że są to rzeczy złe, a zatem spotykacie się ze skutkami swoich czynów, tak ludzie jak i całe narody. Najprostszy przykład macie przed oczyma. Słyszycie, wciąż mówi się wam o miłości, o miłosierdziu i przebaczeniu. Zobaczcie, co dzieje się w Jugosławii, która odrzuciła przykazania Boże. Prawdą jest, że giną zwykle najsłabsi, najbardziej bezbronni, ale co pozostanie mordercom? Kraj wyludniony, zniszczony, cofnięty w rozwoju, pełen goryczy, smutku i żałoby. Pozostanie wstręt i pogarda innych narodów, a walczącym ze sobą – poczucie bezowocności własnych działań. Pozostaną w historii jako przykład głupoty swoich wyborów.

Mówiłam wam o wolności i miłości Boga, Ojca waszego. Kto chce, może całe swoje życie przeżyć istniejąc w miłości Ojca. Jezus niczego innego nie pragnie, jak tylko abyście się społem miłowali, abyście się stawali przyjaciółmi Jego. Jeśli ktoś z was na zaproszenie do przyjaźni odpowie, zostaje wezwany do wspólnej z Jezusem służby światu. Bo Syn mój nie kieruje wami, a prowadzi – idąc pierwszy. I macie w Nim zawsze doradcę i przyjaciela. Syn mój nie żąda od was wiele, gdyż wszystko, czego potrzebujecie, otrzymujecie dla tej służby, którą On dla was wybrał, a także miłość do waszego zadania. Przecież wy troje to rozumiecie. Każde z was otrzymało imienne zaproszenie i odpowiedziało na nie. Dlatego tu dziś rozmawiamy.

Świat ludzki jest tak różnorodny, że potrzebuje niezliczonej rozmaitości służb. I żadna nie jest lepsza od drugiej, gdyż każdy otrzymał dary odpowiednie dla własnej służby.


Śmierć... jest spotkaniem dziecka z Ojcem jego

Maryja:

Widzę, że się rozumiemy, moje dzieci, moje biedne, kochane, zmęczone dzieci. Przecież wasi bliscy, o których Mnie prosicie, nie byli inni. Też swoje życie wypełniali tym, że służyli pracą swoim bliźnim. A więc w ten sposób wypełniali przykazanie miłości bliźniego, tak jak umieli, jak rozumieli swoje zadanie życiowe. Bóg nigdy nie wymaga od człowieka więcej, niźli dał mu darów (umiejętności i sił), i nigdy nie sądzi człowieka według innych, ale według jego własnych możliwości pojmowania.

Ogólnie biorąc Bóg Ojciec tak mało od was chce, a tak wiele daje. Dlatego też – aczkolwiek na ogół dopiero po śmierci – błogosławicie Pana i dziękujecie Mu w nieustannym uwielbieniu za Jego hojność, wielkoduszność, dobrotliwość, łagodność, nieustającą troskliwość i miłosierdzie. Bowiem ono towarzyszy wam do ostatniej sekundy życia.

Dlatego, proszę, nie próbujcie osądzać śmierci żadnego człowieka według waszych osobistych pragnień czy wyobrażeń o dobrej śmierci. Śmierć tych, którzy nie odrzucili w życiu Pana, jest spotkaniem dziecka z Ojcem jego i jest najważniejszym momentem życia przede wszystkim dla niego samego, a nie dla tych, którzy patrzą, są obecni itd. Dlatego, proszę was, od dzisiaj dziękujcie Bogu za śmierć każdego z waszych bliskich.

Przekaż, Grzegorzu, matce swojej, że śmierć jej matki była łagodnym jak sen przejściem do wieczności spracowanego robotnika. Powiedz matce swojej, aby przy najbliższej bytności przed tabernakulum podziękowała Synowi mojemu za Jego przybycie do twojej babci, przygarnięcie jej do serca i bezbolesne, łagodne, spokojne przeniesienie do Jego królestwa.

Ks. Grzegorz:

– Babcia nie była w czyśćcu?

– Przecież to Syn mój zapłacił za nią już z góry. Nie zażądał od niej zapłaty za swoją Krew, przyjąwszy ze wzruszeniem wszystkie jej wysiłki, starania i trudy (fizyczne), które Mu dała za życia – Jemu samemu w postaciach swoich bliźnich. Inaczej mówiąc, to co czyniła dla was, przyjął jako miłość do siebie.

Powiedz, Grzegorzu, matce swojej, że we wszystkim, co czyni dobrego, jest również ślad trudu i przykładu jej matki. Powiedz jej też, że swojej matce zawdzięcza łatwość służenia innym i obdarzania, bo weszła na już utorowaną ścieżkę. Dlatego też należy się twojej babce wdzięczna pamięć.

Moje dziecko, twoja babcia jest tutaj ze Mną. Prosi, abyś powiedział swojej matce, że pierwszą jej prośbą do Pana było błaganie o opiekę nad córką i wnukami, i od tej pory nigdy nie przestaje się troszczyć o was. Przekaż też błogosławieństwo matczyne, którego nie otrzymała w momencie śmierci swojej matki (która zmarła w szpitalu). Powiedz też matce, że babcia jej oręduje za wami stale i towarzyszy wam, ponieważ jeśli była miłość między ludźmi, to w domu Bożym utrwala się i wzrasta w miarę wzrostu waszego. Bo w królestwie Bożym wy, ludzkie dzieci Ojca niebieskiego, wciąż wzrastacie w pojmowaniu miłości. Babcia twoja obiecuje wam (całej rodzinie) pomoc i wsparcie we wszelkich trudnościach a podtrzymanie w czynach dobrych oraz obecność przy was w momencie przejścia. Przecież jesteście z jej krwi! Przekazuję wam błogosławieństwo babci.

Tu wszyscy dziękujemy i żegnamy się. Maryja mówi dalej:

– Dobrosławo, z twoją rodziną nie było inaczej. Proszę cię, nie myśl już nigdy więcej o fizycznych okolicznościach śmierci swoich bliskich, bo ciało jest schorowane i nie można od niego wymagać specjalnego (poprawnego)zachowania się, gdy obumiera. (W znaczeniu: gdy duch spotyka się z Panem, ciało przestaje cokolwiek wyrażać).

Byłaś świadkiem tego spotkania. Widziałaś, jak Bóg szybko objął swoją miłością twojego ojca, nie pozwalając na żaden ból, szok czy przerażenie. Stało się tak dlatego, że ojciec twój wiedział, z Kim się spotyka. Dalsze istnienie trwa w wieczności, a tym samym staje się nieosiągalne dla zmysłów człowieka. Podziękuj więc za szybkie, bezbolesne przejście, gdyż gdyby nie wstawiennictwo członków rodziny (już nieżyjących), mogłoby być cięższe. Bycie przy śmierci swoich najbliższych bywa łaską i przywilejem, a jednocześnie zwiększonym cierpieniem, ale pamiętajcie, że jest to wyłącznie asystowanie przy spotkaniu, które rozpoczyna życie duchowe w wieczności. (W znaczeniu: matce ks. Grzegorza zostało oszczędzone cierpienie obecności przy śmierci jej matki).

Moje dzieci kochane, przytulam was do serca, ogarniam moją opieką i błogosławię imieniem Pana, w imię Ojca i Syna, i Ducha Świętego.


Szatanowi wy sami otwarliście drzwi

15 IX 1992 r. Anna, Dobrosława, ks. Krzysztof, ks. Grzegorz

Anna:

– Prosimy Cię, Panie, o słowo dla pani Sławy. Korzystamy z jej domu, z jej dobroci...

Dobrosława:

– Nie czuję się godna pytać o cokolwiek.

Pan:

– Powiedz, czy kiedykolwiek czułaś się niegodna rozmawiać ze swoim ojcem?

– Nie. (Dobrosława zrozumiała, o co Panu chodziło w tym pytaniu).

Po chwili Dobrosława pyta:

– Czy kiedykolwiek przestanie istnieć zło? Czy człowiek może istnieć bez pokus?

Pan:

– Dlatego dałem wam wolność wyboru, abyście mogli sami stanowić o sobie. Jak moglibyście to zrobić, jeśli nie istniałyby alternatywy? Córko, ziemia jest terenem walki. Pokój jest w moim świecie (w niebie) i w nim nie istnieje zło. Szatanowi wy sami otwarliście drzwi. Zaprosiliście go do współpracy od samego początku (przez nieposłuszeństwo Bogu jeszcze w raju).

Pytasz, czy szatan będzie istniał zawsze. Tak, ponieważ jest bytem wiecznym. Ponadto Ja jestem Stwórcą, nie zaś mordercą tych, którym raz dałem istnienie.

Dobrosława:

– Dlaczego szatan ma tak dużą władzę?

Pan:

– Przecież wy sami mu ją ofiarowujecie. Moc władzy szatana jest sumą złych wyborów ludzi. Czy teraz rozumiesz, dlaczego władza szatana wzrasta?

Dobrosława:

– Czy można w jakiś sposób oprócz modlitwy pomóc człowiekowi, który błądzi?

Pan:

– Tak, na wiele sposobów.. Przede wszystkim przez ofiarę. Najlepiej jednak włączyć się w moją Ofiarę Krzyżową prosząc, aby moja Krew obmyła go. Ofiarowywać się należy roztropnie, bo nie wiesz, ilu ludziom będziesz jeszcze potrzebna. Co cię, dziecko, jeszcze niepokoi?

Dobrosława:

– Często, jak czytam Pismo święte, wstępuje we mnie niewiara.

Pan:

– Moje dziecko. Każdy z was ma swego towarzysza – złego anioła – który stara się wam szkodzić podług waszych osobistych cech. Tutaj wykorzystuje twoją samotność i sprzeciwia się w twoim umyśle, bo kontakt z kapłanem masz utrudniony (ze względu na stan zdrowia i odległość).

Po chwili milczenia Pan dodaje:

– Córko, zastanów się, czy Bóg może raz kochać, a raz nie kochać, kochać raz mniej, a raz więcej. Przecież dlatego jesteś, że cię pokochałem i pragnąłem cię mieć.

Dobrosława:

– Czy można modlić się pracując dla innych?

Pan:

– Potocznie mówicie, że modlitwa jest rozmową ze Mną, ale Ja powiedziałem, że cokolwiek robicie dla Mnie, jest modlitwą. Modlitwa jest odniesieniem całej waszej natury duchowej do Mnie. Jeśli to odniesienie trwa, to się modlicie.

Dobrosława:

– Czy wolno zamienić posługę chorym z pójściem na Mszę świętą? (Chorzy musieliby wówczas pozostać na długo sami wobec dużej odległości od kościoła).

– Miłość bliźniego jest ponad wszystkim. (Pan wskazuje na przypowieść o miłosiernym Samarytaninie).

Po chwili:

– Córko, teraz jesteście wszyscy zmęczeni i czas skończyć naszą rozmowę, ale chciałbym jeszcze nieraz rozmawiać z tobą. Czytaj moje słowa (chodzi o maszynopis „Świadków Bożego miłosierdzia”), bo są to słowa waszych sióstr i braci (z nieba i czyśćca), którzy chcieli podzielić się z wami swoją radością.

Jesteś moim prawdziwym dzieckiem. Proszę cię, traktuj Mnie jak Ojca, ale też i jak najbliższego Przyjaciela, i przestań się lękać, bo ten niepokój, lęki i zastraszanie są ci cały czas narzucane przez szatana. Prawdą jest to, że byłaś, jesteś i będziesz nieskończenie kochana i nikt inny Mi ciebie nie zastąpi. Bo w moim sercu jesteś jedyna.

Pan zwraca się teraz do wszystkich:

– Bardzo was proszę, byście się nie uprzedzali wzajemnie. Starajcie się widzieć w każdym z was przede wszystkim cechy pozytywne, bo w nich przejawia się moje działanie, podczas gdy wszystkie wasze braki są naturalnym obrazem każdego z ludzi.

Dzieci, już czas wam do domu. Tulę was do serca – wszystkich. Czy myślisz, Dobrosławo, że ciebie mniej?

Dobrosławo, chcę żebyś wiedziała, iż cieszysz moje serce. Wypełniasz życie tym dobrem, którym zapragnąłem cię obdarzyć. Pragnę, abyś przyjęła moją miłość do siebie tak naturalnie, jak każde dziecko przyjmuje miłość swojego ojca. Nie rań Mnie przypuszczeniami, że cię nie kocham, bo tym odpychasz moje ręce pragnące cię objąć. Pozwól, abym mając twoje pełne zawierzenie mógł współpracować z tobą nieustannie i tak blisko, jak tego pragnę. Pozbądź się wszelkich osądów swojej osoby i pozostaw je Mnie. Pozostań tylko przy jednym, że jesteś kochana zawsze – bezgraniczną miłością Boga. Chcę, abyś w moim sercu czuła się bezpieczna i szczęśliwa. Jestem z tobą zawsze, córko, i wiedz, że nie uczynisz nic tak złego, co mogłoby Cię na zawsze oddalić ode Mnie. Obdarzam cię moim pokojem. Wiedz, że cokolwiek robisz, robisz to dla Mnie, a Ja cieszę się każdym dniem twojego życia.

Teraz daję wam moje błogosławieństwo z całą pełnią miłości Boga. +

 

Pragnę, abyście Mnie pytali, abym mógł przejąć wasze troski...

19 IX 1992 r. Anna, Dobrosława, ks. Krzysztof, ks. Grzegorz, Wiesław

Gdy Anna chce wprowadzić p. Wiesława w istotę rozmów z Panem, Pan sam włącza się w rozmowę:

– Moje dzieci. Cieszę się, że chcecie się ze Mną spotkać. Przecież każde nasze spotkanie jest wymianą miłości, przyjacielskim zbliżeniem. Czymże jest wasza modlitwa, jeśli nie wyrażeniem waszych pragnień i uczuć. A czy pomyśleliście kiedyś, jakimi motywami Ja się kieruję rozmawiając z wami?

Anna:

– Uważam, że dlatego, że nas kochasz i jesteś nam potrzebny.

Pan:

– Słusznie. Tak, chcę, żebyście się czuli bezpiecznie. Pragnę was uspokoić, ale przede wszystkim pragnę udzielać się wam. Powiedzcie Mi, jak to rozumiecie.

Ks. Grzegorz:

– Myślę, że skoro Pan jest Miłością, to uczy nas właściwego rozumienia miłości i praktykowania jej w życiu.

Dobrosława:

– Że każdy wyraża swoją miłość Panu na swój sposób, tak jak potrafi. Wydaje mi się, że często człowiek czuje pomoc Pana, gdy np. nie wie, co wybrać.

Pan:

– Dobrze mówisz, córko, bo jestem z wami stale. Ale takie spotkanie jak dzisiaj daje wam potwierdzenie tej obecności. Dlatego pragnę, abyście Mnie pytali, abym mógł przejąć wasze troski, niepokoje, a często smutki, odpowiedzieć na wątpliwości, a ponad to udzielić wam czegoś z mojej natury, np. spokoju ducha, nadziei, radości – wszystkiego, czego wam w danym momencie brak. Teraz tu na ziemi moja rozmowa z wami może przypominać karmienie łyżeczką małego dziecka: tyle pokarmu, ile dziecko może przyjąć.

Wiesław:

– Pan skoncentrował moje myśli na tym, że jest z nami, jest obecny. Czy i jak mogę pomóc bratu, który zatraca drogę ku Tobie, Ojcze, słuchając często muzyki rockowej, poddając się wpływom zła?

Pan:

– Jeżeli masz kontakt ze swoją rodziną oprócz niego, proś wszystkich, aby włączyli się we wspólną modlitwę orędowniczą za niego. (...)

Ks. Krzysztof:

– W moim bloku jest chory na raka chłopiec. Nie godzi się na to cierpienie. Ojciec pije. Co mogę mu powiedzieć?

Pan:

– Jeżeli dziecko będzie wiedziało, że umiera, to powiedzcie mu, że Ja tęsknię za nim i chcę go mieć jak najszybciej u siebie. I tak go kocham, że chcę spełniać jego prośby za innych ludzi. Jego choroba daje mu prawo do tego, by jego prośby orędujące za innymi były wysłuchane. Bóg obiecuje mu, że w Jego królestwie będzie mógł prosić za tych, którzy zostają na ziemi. Będzie wysłuchany. Dlatego prosi go Pan, aby jeszcze trochę zgodził się pocierpieć.

Powiedz mojemu dziecku, że sam przyjdę po niego. Niech się nie boi, bo spotkanie nasze będzie samym szczęściem i już nigdy nie będzie czuł bólu.

Klęknijcie, dzieci. Przyjmijcie moje błogosławieństwo i przekażcie je swoim bliskim, za których prosiliście. Szczególnie ty, Krzysiu, przekaż je temu chłopcu. Daję błogosławieństwo tobie, Wiesławie, twoim bliskim i bratu. Daję błogosławieństwo temu domowi i wam wszystkim, którzy tu jesteście. +


Droga ku Mnie jest dla każdego z was inna

20 IX 1992 r. Anna, Dobrosława, ks. Krzysztof

Pan zwraca się do Dobrosławy:

– Córeczko, pragnę, abyś się całkowicie zanurzyła w mojej miłości do ciebie. Proszę, przestań się osądzać, jeśli bowiem Ja tego nie czynię, znając ciebie i wszystkie okoliczności twego życia, jakie ty masz prawo osądzać siebie? Wybrałem dla ciebie drogę bardzo trudną, bo zaufałem ci, że nie zrezygnujesz, i ciężary, które niesiesz, przekażesz dopiero do moich rąk, nie przerzucając ich na ramiona innych.

Uwierz Mi, dziecko, że Ja każdego z was (każdego człowieka – ze wszystkim na ziemi) prowadzę do świętości i nic mniejszego Mnie nie zadowala. Lecz droga ku Mnie jest dla każdego z was inna ze względu na wasz indywidualny – u każdego człowieka inny – zespół cech. Bo Ja liczę się nawet z cechami dziedzicznymi, z waszym dziedzictwem duchowym, wpływami otoczenia, waszym wychowaniem – ze wszystkim, co ukształtowało waszą osobowość. Oprócz tego każdego z was wyposażam w narzędzia potrzebne w jego służbie, czyli uzdolnienia, predyspozycje, zainteresowania, umiejętności, a daję też łaski specjalne. Dary Ducha Świętego spoczywają na was, a ożywiają się i rozwijają w miarę przyjmowania przez was mojej woli i współpracy ze Mną.

Znasz, córeczko, list Pawła do Koryntian: wiesz, że największym darem jest miłość. Bo wtedy Ja sam – Źródło miłości – daję wam udział w swojej naturze, która jest Miłością darzącą, bezinteresowną. Córeczko, dałem ci największy dar Boży. Dla słabej natury ludzkiej jest on prawie nie do udźwignięcia. Cóż robi mądry Ojciec, który nie narzuca swemu dziecku zbyt wielkiego ciężaru? Sam niesie cały ciężar, pozwalając dziecku na podtrzymywanie go. I zawsze idą razem. Jeśli dziecko Ojca nie widzi, odczuwać będzie wyłącznie ogrom ciężaru, chyba że zawierzy Jego miłości, tak iż w każdej chwili pewne jest Jego obecności i nieustającej miłości. Tak jest, córeczko, z tobą. Mówię ci to, abyś przestała się czymkolwiek niepokoić. Pomiędzy nami jest zrozumienie i miłość prawdziwa, ponieważ Ja i ty służymy sobą ludziom głodnym miłości.

Moja droga przyjaciółko, pragnę, abyś wiedziała, że w moim Kościele każdy z was naśladując Mnie (niosąc swój krzyż)współpracuje nad zbawieniem świata (nie zaś tylko nad swoim). I od każdego z was zależy duchowy rozwój lub cofanie się waszych bliźnich. Jeśli ty służysz Miłości, możesz swoją postawą uzyskać wszystko, o co prosisz. Możesz wyprosić niebo nawet największemu grzesznikowi. W moim Kościele dojrzali do współpracy ze Mną stanowią wojsko, armię walczącą w obronie wszystkich słabszych, niedojrzałych lub zabłąkanych. Jeżeli nawet ty o tym nie myślisz, Ja czuwam, aby wszystko, co czynisz dla Mnie – w bliźnich swoich – stawało się okupem za niedociągnięcia i winy tych, których kochasz (przede wszystkim ich, ale nie tylko), jeśli tego będą potrzebować w chwili śmierci. Okup pochodzi z moich skarbców, ale wy go dajecie (tzn. trud spłacania jest nasz). Ta wymiana ofiary i miłości nigdy nie ustanie.

Zanim skończymy rozmowę, przekazuję ci od twoich bliskich wyrazy wdzięczności i największej miłości. Mówią ci te moje kochane dzieci, że nigdy nie schodzisz im z oczu, że są przy tobie i czuwają, prosząc Mnie we wszelakich potrzebach. A Ja z radością przychylam się do ich próśb. To co zyskałaś dla nich, uzyskałaś ciężkim trudem. Dlatego niczego z twojego skarbca uszczuplać nie chcę. Bogactwo w moim Kościele jest bogactwem miłości ofiarnej i wydającej siebie za braci swoich.

Córeczko, daję ci moje błogosławieństwo i obietnicę, że przyjaźń teraz (za życia na ziemi) zawarta ze Mną pozostanie utrwalona na wieczność. Zawsze będziesz Mi ukochaną szafarką darów mojego serca. +


Co za znaczenie ma wasza ludzka słabość, skoro macie przy sobie całą moją moc!

27 IX 1992 r. Anna, Grażyna, o. Jan, Grzegorz

Czytamy fragmenty tekstów pisanych w okresie pobytu Anny na wsi (we wrześniu).

Grzegorz:

– Dziękujemy Ci, Panie, za p. Dobrosławę i za te wspaniałe słowa powiedziane do niej.

Anna:

– I dziękujemy za o. Jana i za tę daną mu nową możliwość dzielenia się Twoimi słowami.

Pan:

– Posłuchaj, Janie. Chciałbym, żebyś to wszystko, co już wiesz, mógł przekazywać innym (przygotowując ich do pracy z następnymi pokoleniami). Tym samym to, czego się dowiedziałeś, nie stanie się wyłącznie twoją własnością, ale zostanie utrwalone w umysłach ludzi. Czy nie chciałbyś Mi podziękować za tyle okazji, ile ci daję ostatnio...?

Anna:

– I ja dziękuję Ci, Panie. Ogromnie dziękuję.

O. Jan:

– I dziękuję za coraz lepsze wnikanie, rozumienie tych tekstów. Coraz bardziej mnie pociągają.

Pan:

– Pomagam ci, synu, bo czasy zbliżają się. Martwi Mnie bardzo, że tak marnujecie czas (wy, Polacy), tak beztrosko pozwalacie, żeby przepływał wam jak woda pomiędzy palcami. Rozumiem, że nie znając przyszłości trudno wam przygotować się na nadejście nieznanych zagrożeń, ale boli Mnie, że nie przynagla was miłość do własnego kraju. Każdy z was powinien robić wszystko co może, aby skrócić okres bezprawia i beznadziejności. Gdzie są uczciwi prokuratorzy? Gdzie są uczciwi sędziowie? Gdzie władza wykonawcza? Dlaczego tak mało powstaje wśród was całościowych projektów reform? (...) Dlaczego prawie nikt z fachowców nie myśli o zreformowaniu swojego działu, jeżeli widzi jego braki lub błędy?

Oczywiste jest, że macie wrogów na Wschodzie i Zachodzie, lecz dlaczego tylu z was z nimi współpracuje na szkodę swojego narodu? Co się dzieje z waszym sejmem, z waszymi ministrami, z waszymi najwyższymi władzami? Zastanówcie się, dlaczego z uporem powtarzacie wszystkie stare błędy, przez które kiedyś upadła wasza ojczyzna (najgorsze błędy szlacheckie: prywata i stawianie barier przed realizacją wszelkich sensownych projektów, podobnie jak kiedyś czyniono to za pomocą liberum veto)? Gdybyście wiedzieli, jak boli to waszych rodaków w moim Królestwie, tych którzy, jak np. Starzyński, całe życie trudzili się dla dobra tego kraju i zań ginęli. Nie będę mógł wam pomóc, jeżeli wy sami pomóc sobie nie będziecie chcieli.

Wasze władze państwowe dają się zastraszyć śmiesznemu słowu „niedemokratyczne”, pod którym żyją sobie bezpiecznie i wygodnie ludzie, którzy mają na sumieniu zbrodnie, nie mówiąc o wykorzystaniu na użytek osobisty bogactw narodu i o wielorakich działaniach na jego szkodę, z których największą zbrodnią w oczach moich jest niszczenie człowieka w całym zakresie jego praw: np. zdemoralizowanie służby zdrowia, służby prawa, pracowników oświaty, wieloletnie kształcenie młodzieży „bez Boga”. A przecież ktoś te programy opracowywał. Od kogoś wychodziły wytyczne, wskazówki, a również nakazy i zakazy. Nie „jakieś władze”, lecz ludzie, konkretni ludzie byli za to odpowiedzialni.

Zemsta jest przeciwieństwem sprawiedliwości, ale jak nazwać to, co wy czynicie? Protegujecie pobłażanie dla zbrodni, wykazując w ten sposób, że zanikło w was sumienie.

Anna:

– Co my mamy robić, Panie? Jesteśmy bezradni. Pomóż nam. Chociaż i Ty niewiele możesz zrobić, Panie, jeżeli nie masz ludzi, przez których możesz mówić na forum publicznym?

Pan:

– Ja mam trochę ludzi, ale wciąż przebywają w ukryciu.

Anna:

– A czy nie mógłbyś im, Panie, dodać sił i energii?

Pan:

– Niech więc Mnie proszą...

Grzegorz:

– My Cię, Panie, prosimy: za nich i wraz z nimi.

Pan:

– ...ale niech nie milczą.

Czujemy, że ten temat został na dziś zakończony. Zastanawiamy się, co czynić w sprawie wydania książek ze słowami Pana.

Pan:

– Obiecuję wam stałe wspomaganie waszych wysiłków – jeżeli je będziecie czynić, w co nie wątpię. Czy ci nie pomagałem w ostatnich rozmowach przed wyjazdem?

Anna:

– Panie, liczymy na Ciebie, bo na kogo moglibyśmy liczyć. Prosimy Cię o mocną i stałą pomoc. Każdy z nas może zrobić tylko trochę, a Ty panujesz nad całością spraw.

– Dzisiaj, dzieci, przyjmijcie moje Ojcowskie błogosławieństwo, a jutro przygotujcie się do rozmowy. Chciałbym, żebyście przygotowali swoje konkretne pytania. Przecież przychodzę, aby wam pomóc.

Po chwili Pan dodaje:

– Moje biedne dzieci.

Zmartwiliśmy sią zarzutami, jakie Pan czynił dziś Polakom, i tym, że nasze postępowanie tak Co boli. Pan nawiązuje do tego:

– Nie po to wam to mówię, żeby wam wypominać, ale po to, żeby was zmobilizować, ukazać wam przemijanie czasu, potrzebę szybszych działań – a o tym to już możecie mówić wielu osobom. Wam czworgu teraz chcę dać więcej sił, więcej „optymizmu”, pewności, że przecież powiedziałem, że was nie pozostawię. Przeciwnie, będę działał silnie. Ale wy proście o to. (Nie chodzi o „proszenie” Pana, chodzi o naszą wolę, o to, czy nam na pomocy Bożej rzeczywiście zależy. Jeżeli nie proszą inni, to chociaż my prośmy za tych wszystkich, którzy nie proszą).

Waszym zadaniem w naszej wspólnocie jest uciekać się do Mnie, przedkładać Mi wszelkie trudności osobiste i ogólne i powierzać Mi ludzi, o których się martwicie. A jeżeli czasem powiecie Mi, że Mi ufacie, a nawet że Mnie kochacie, sprawicie Mi tym wielką radość (właściwie Pan powiedział żartobliwie: „nie będę się o to gniewał”).

Anna:

– Panie Jezu, jaki Ty jesteś cudowny!

Pan odpowiada z uśmiechem, żartobliwie, jak gdyby chciał nasze napięcie nieco rozładować:

– Muszę być taki „cudowny”, skoro mam kilka miliardów ludzi żyjących współcześnie i każdy czego innego się po Mnie spodziewa, a Ja chcę być dla każdego oparciem.

Grzegorz:

– I znowu wraca myśl o zebraniu tekstów tych wspaniałych rozmów z Tobą w zbiorze. Nazwaliśmy go roboczo „Boże wychowanie” (patrz rozmowa z 30 marca) i zaznaczamy już nawet „na wszelki wypadek” teksty ukazujące, jak nas wychowujesz, jednak sporządzenie zbioru ma sens tylko wtedy, jeżeli będzie wypełnieniem Twojej woli...

Pan:

– A teraz obejmuję was, dzieci, przytulam do serca. Czuję, jak biją wasze serca przy moim. Proszę, odetchnijcie głęboko, poczujcie się zupełnie wolni, bezpieczni, kochani tak, jak tylko Ja mogę was kochać. Pomyślcie, że Ja was do niczego nie zobowiązywałem i nie zobowiązuję. I nie przynaglam. Tym bardziej nigdy was do niczego nie przymuszam. Wystarcza Mi, że mogę się wami cieszyć. Trudno wam uwierzyć, że każdy z was jest moją radością, a przecież tak jest. Cokolwiek robicie dla Mnie, robicie to z własnego wyboru, i to właśnie napawa Mnie szczęściem. Pragnę, abyście odczuwali – chociażby w tym tygodniu – stałą i silną moją obecność i pomoc. Co za znaczenie ma wasza ludzka słabość, skoro macie przy sobie całą moją moc!

Zrozumieliśmy te słowa jako odpowiedź na pytanie ukryte w uwadze Grzegorza. Do sprawy przygotowania do druku „Bożego wychowania” Pan powrócił 31 stycznia 1993 r., kiedy koncepcja tego zbioru dojrzała w nas samych. Dzisiaj Pan zakończył rozmowę:

– Moi kochani przyjaciele. Przyjmijcie błogosławieństwo Boga w całej mocy, majestacie i chwale Trójcy Świętej. Niech spocznie na was, pozostanie i udziela się innym. Dzielcie się Mną, dzieci. +


Prawem waszym jest liczyć na Mnie

28 IX 1992 r. Anna, Grażyna, o. Jan, Grzegorz

Dyskutujemy o wykorzystywaniu tekstów we fragmentach. Ojciec Jan ma wątpliwości, czy nie powinniśmy ich wykorzystywać wyłącznie w całości. W końcu pytamy Pana.

Pan:

– Moi drodzy przyjaciele. Przecież pytaliście Mnie przed zaczęciem pracy nad sporządzeniem wyborów, czy tego sobie życzę, i po zakończeniu pracy pytaliście Mnie, czy jestem z niej zadowolony. Czyż nie tak?

O. Jan, Grzegorz:

– Tak. Tak.

Pan:

Obecnie dobrze byłoby wydać te „Słowa”, które kierowałem do was (Polaków). Sądzę, że chętnie by to zrobił wasz znajomy (który wydał zbiór tekstów „Dziękujcie Panu, bo jest miłosierny” pod nadanym przez siebie tytułem „Słowa Jezusa Chrystusa do polskiego narodu”). Wtedy miałby sens tytuł zmieniony przez niego. Nawet godzę się na to, żeby wydał zestaw „Słów do Polaków” razem z „Dziękujcie Panu, bo jest miłosierny”, ale niech się postara o opinię cenzorską. Może być twoja, Janie. Niech to załatwi jak na katolika przystało, (chodzi o starania u władz kościelnych) nic ponadto w treści nie zmieniając ani nic nie dodając.

Jeżeli on się na to zgodzi, to gotów jestem dołączyć jeszcze kilka słów przestrogi ze względu na pogarszający się stan waszego narodu. Ponieważ w gruncie rzeczy cała praca przypadnie jemu (załatwianie w kurii itp.), to was nie obciąży. Dlatego możesz, Anno zatelefonować do niego.


Świadectwo żywej działalności Ducha Świętego

O. Jan:

– Czy mam przyjąć tych kleryków, którzy się zgłoszą na moje seminarium?

Pan:

– Synu, pozostaw Mi w tym wolną rękę.

O. Jan:

– Dziękuję bardzo. Ja bym im proponował teksty nasze – bez rozstrzygania autentyczności, ale jako dokument religijności – do porównania z nauką Soboru czy nauczaniem Jana Pawła II.

Pan:

– Bardzo dobrze. Ale porównawczo. I nie zaczynaj od dawania im naszych tekstów. Podstawą niech będą teksty soborowe i wypowiedzi Papieża – bo to jest już autorytet. (...) Możesz, synu, zachęcać swoich uczniów do porównywania wymowy społecznej naszych tekstów – tu Pan się uśmiechnął – lecz skoro przede wszystkim Ja jestem Tym, który się tu wypowiadał, to raczej powinniście porównywać z Ewangelią.

A drugą sprawą byłoby zajrzeć – i to nie ty, tylko twoi uczniowie – do starych polskich tekstów (np. do tak dawnych jak Pawła Włodkowica i do nowszych, na przykład Konecznego).

O. Jan:

– Jak nazwać całość: „teksty”, „teksty charyzmatyczne”, „orędzie”...?

Pan:

– Jest to świadectwo żywej działalności Ducha Świętego, przede wszystkim w darze charyzmatycznym rady, przez który Bóg usiłuje dopomóc tym, którzy Mu zawierzają w ciężkim trudzie realizowania Jego posłannictwa – w ewangelizacji kraju w czasach dla Polski przełomowych i bardzo trudnych.

O. Jan:

– Słowo „świadectwo” bardzo mi się podoba.

Pan z uśmiechem:

– Dziękuję ci.

O. Jan:

– Bardzo dziękuję za dzisiejsze rozmowy. I dziękuję za dzisiejsze rozmowy na Rakowieckiej.

Pan:

– Zaraz, zaraz, Ja jeszcze nie skończyłem. Powiedziałem ci, jak wygląda istota sprawy, a ty masz z tego wyciągnąć wnioski. Jakie jeszcze masz pytania, synu?

O. Jan:

– Jeśli zdarzy się okazja zainteresowania ludzi Twoimi słowami, to będę mówił, ale nie będę szukał takich okazji, lecz skupię się na studiowaniu tych tekstów.

Pan:

– I tak jest dobrze. Od lat mówiłem ci, synu, żebyś przyjął do serca treści tych tekstów, żeby móc głosić je własnymi słowami. (...) Chcę, żebyś mówił i głosił treści naszych rozmów, przedstawiając je jako swoje własne przemyślenia. A jeśli będą cię pytać, na czym się opierasz (skąd to czerpiesz), to wskaż wszystkie źródła: biblijne, teologiczne, nauki Kościoła, staropolskie, soborowe, charyzmatyczne. Bo tam, gdzie jest mowa o prawach Bożych, przede wszystkim o przykazaniach miłości Boga i bliźniego, nie może być sprzeczności pomiędzy tymi tekstami. Duch Święty nie może zaprzeczać sam sobie. Co jeszcze, synu?

O. Jan:

– Bardzo dziękuję za te wyjaśnienia.


Nie lekceważcie, dzieci, modlitwy

Pan:

– A Grażyna? Co ciebie boli?

Grażyna:

– Bardzo dużo: ataki różnych środowisk na prowadzenie katechizacji w szkole, nierzetelne informowanie przez środki przekazu, nieodpowiedzialne podejście do tej sprawy w niektórych środowiskach... Moje słabości biorą górę, emocje...

Pan:

– Rzeczywiście, te wszystkie sprawy nie są na dzisiejszy dzień. Ale dam wam radę. Weźcie się poważnie za modlitwę orędowniczą w stosunku do wszystkich ujawniających się wrogów Kościoła. Zawsze radzę to samo: zwróćcie się do zamkniętych zakonów z prośbą o współmodlitwę. A wszystko, co cię martwi, co cię boli, natychmiast oddawaj Mnie w intencji ich nawrócenia. Powinnaś to robić, dziecko, razem z Matką moją, która jest waszą Królową i która nieustannie oręduje za wami. Nie lekceważcie, dzieci, modlitwy, tym bardziej że możecie dodać do niej wasze cierpienia psychiczne i fizyczne.

Grzegorz:

– Ja wprawdzie ostatnio wykorzystuję czas na pracę w większym stopniu niż dawniej, ale ciągle nie tak, jak powinienem. Podjąłem się pewnych zadań i nie mogę się z nich wywiązać, bo praca posuwa się znacznie wolniej, niż sobie wyobrażałem. Być może stawiam sobie zbyt ambitne wymagania, ale przynajmniej częściowo winię o to siebie. I proszę o pomoc.

Pan:

– Mój synu. Mówię to zresztą wam wszystkim. Nie macie w obecnej sytuacji ani pełni sił, ani pełni sprawności. W przenośni mogę to określić jako życie pod presją aktywnego zła. Dlatego nie wymagajcie od siebie więcej niż robicie. Na ogół zresztą przeceniacie swoje możliwości. Starajcie się żyć w pokoju wewnętrznym, w zgodzie ze Mną i z ludźmi (z otoczeniem) i mówcie Mi o waszych potrzebach. Jeżeli dziecko jest głodne lub zimno mu, czy źle się czuje, to krzyczy lub – jeśli jest starsze – mówi, i nigdy się tego nie wstydzi.

Dlaczego wy tak obawiacie się powiedzieć Mnie – swojemu Ojcu – o waszych potrzebach chwili. Przecież waszym prawem jest liczyć na Mnie. Chciałbym, aby zaistniało stałe, codzienne porozumienie pomiędzy nami (nie ograniczane do specjalnych okazji). W ten sposób szybko przyzwyczaicie się włączać w swoje prośby ludzi, którzy was otaczają i ich sprawy. Pragnę bardzo waszej bezpośredniości, szczerości i zaufania. Jeśli nikt inny nie chce, postępujcie tak chociaż wy, którym to sam mówię, a może powoli wezmą z was przykład i inni... Jesteście moją ludzką rodziną. Pragnę, abyście czuli we Mnie Ojca, przyjaciela, towarzysza w pracy i w życiu codziennym. Będę wam o tym przypominał.

Grzegorz:

– Jak pomóc Michałowi?

Pan:

– Synu, oddawaj Michała Matce mojej, zwłaszcza w dniu jego imienin. Proś Ją, aby przejęła pełnię opieki nad nim i sama decydowała o wszystkim, co go dotyczy – w jego duszy, w sprawach wewnętrznych.

Grzegorz:

– Boję się wchodzić w jego wewnętrzne sprawy „z butami”.

Pan:

– Przecież jeżeli masz to zrobić (oddać go Maryi), to zrobisz to z miłości do niego. Lepszej rady dać ci nie mogę. Wspomagajcie go modlitwą i nie zdradzajcie się z jakimikolwiek obawami. Dajcie mu pełnię komfortu życia w rodzinie: spokój, czułość, delikatność, radę w razie potrzeby. I nie izolujcie go od życia rodzinnego (np. odwiedzin u bliskich). A jutro módlcie się z nim razem, żeby się w nim spełniła wola moja.


Świętość jest osiągalna nawet w zwykłym codziennym życiu

Grzegorz:

– Twoje słowa sprzed miesiąca dotyczące chorego przyjaciela, żebyśmy dodali „bądź wola Twoja”, zrozumiałem jako zapowiedź jego śmierci. I tak się stało. Jestem przekonany, że umierał w pokoju...?

Pan:

– Grzesiu, on jest ze Mną. Dziękuje ci za serdeczną pamięć. Jeżeli możesz, powiedz jego bliskim, że zabrałem go do siebie i teraz daję mu duże możliwości pomocy jego rodzinie, przyjaciołom, bliskim i wszystkim, którzy zwrócą się do niego. Jestem szczęśliwy, że ten mój biedny synek przyjął moją wolę bez goryczy i bez lęku, z zaufaniem. Dlatego pragnę go uszczęśliwić możliwością pomocy.

Pamiętajcie o nim i nie płaczcie, lecz towarzyszcie mu w jego radości. Czy wiecie, na czym ta radość polega? On już widzi i rozumie moją miłość do każdego z was, poznaje moje działanie w każdym człowieku, który Mnie nie odrzuca, i pojmuje, że mój wybór daje każdemu z was największą szansę świętości.

Masz w nim przykład, synu, że świętość jest osiągalna nawet w zwykłym codziennym życiu i zwykłej śmierci wynikającej z choroby. Ja zawsze jednego pragnę dla każdego z was: abyście wchodzili w mój dom z podniesioną głową, bez wstydu (w znaczeniu: bez uczucia, że wchodzimy tu jak żebracy). Trudno wymagać tego od jego rodziny, ale wy możecie Mi za niego dziękować.

– Chwała Ci, Panie.

Pan:

– Dzieci, przyjmijcie błogosławieństwo waszego Ojca, przyjaciela, tego który was kocha. I wobec tego, że macie takiego Ojca, starajcie się kochać wzajemnie. Błogosławię was i wszystkich, których kochacie. A moje błogosławieństwo rozciągam także na tych, których uważacie za wrogów waszych, bo pragnę, abyście wiedząc o mojej miłości do nich, oddawali Mi każdego z tych, o których wspomnicie. +


Mnie bardziej chodzi o was samych niż o wasze czyny

2 X 1992 r. Anna, s. Ewelina, Szymon

Mówi Pan:

– Czy myślisz, Szymonie, że Ja z ciebie kiedykolwiek zrezygnuję? Ja wierzę w twoją dobrą wolę, wierzę, że kochasz Mnie w takim stopniu, w jakim możesz. Musiałbyś długo, wytrwale i z uporem odmawiać Mi służby i odrzucać moje starania, abym pozostawił cię wyborowi twojej woli. Szymonie, powiedz Mi teraz, co cię najwięcej boli, w czym potrzebujesz pomocy, w czym czujesz się słaby.

Szymon:

– Mam wiele obowiązków. Potrzebuję prowadzenia za rękę, abyś, Panie, dał mi światło, bym nie błądził; potrzebuję rozeznania tej drogi. Pragnę, byś mnie używał jako narzędzie Twoje.

Pan:

– Już jesteś tam, gdzie Ja cię chciałem mieć.

Szymon:

– Ale błądzę.

Pan:

– Synu, uczysz się. Nikt od razu nie może być doskonałym w swoim zawodzie. Ale powiedz Mi, co już zrozumiałeś, czego się nauczyłeś.

Szymon:

– Zrozumiałem, że wiele jest zła w Sejmie, w ludziach: prywata, pycha i egoizm; mało jest pragnienia służby.

Pan:

– A któż ich nauczył służby? Oni tego nie znają. Ale wy od pokoleń opowiadaliście się za Mną. Wam jest łatwiej. Chciałbym, abyście wy dla nich byli przykładem i wzorem zarazem. Co o tym myślisz, Szymonie?

Szymon:

– To jest bardzo trudne.

Pan:

– Przeraziłeś się. A przecież Ja nie stoję nad wami z batem, przeciwnie, daję wam pełnię wolności. Ale czy wiesz, dlaczego ją daję? Bo tylko w wolności może się w was ukształtować szlachetna godność człowieka – dziecka Bożego. A Mnie bardziej chodzi o was samych niż o wasze czyny: chodzi Mi bardziej o wasze dojrzewanie ku mojemu Królestwu. Czy chcesz Mi coś powiedzieć w związku z tym, o czym ci mówię?

Szymon:

– Chcę spytać, Panie, czy nasze spotkania różańcowe mamy kontynuować, czy się spotykać?

Pan:

– Publicznie nie (w znaczeniu: Pan nie pragnie, by czyny nasze były ostentacjne). Do pełni codziennego współżycia ze Mną też musicie dorastać. Nie mam natomiast nic przeciwko spotkaniom z wami w waszych pokojach. Pragnę, abyście się modlili wspólnie z moją Matką. Pamiętajcie, że jesteście teraz wykonawcami Jej woli jako waszej Królowej. Pamiętajcie, że Matka moja nie życzy sobie w waszym postępowaniu dwulicowości, obłudy i dokonywania uników.

Jesteście Jej przedstawicielami w Sejmie, dlatego przystoi wam uczciwość w postępowaniu i w słowach, rzetelność w dotrzymywaniu danego słowa (obietnic), opanowanie, spokój i pragnienie poszukiwania wspólnych rozwiązań. Bowiem wszystko co dzieli, wprowadza rozdrażnienie i pobudza emocje, a więc nie przystoi sługom Maryi. Nie znaczy to, że macie się zgadzać z waszymi przeciwnikami ideologicznymi, ale powinniście ich traktować jako równe sobie dzieci Boże, otoczone moją miłością tak jak i wy sami, chociaż być może dzieci ciężko błądzące i zaślepione. Wasze poszanowanie dla godności ludzkiej drugiego człowieka – pomimo że możecie spotykać się ze złośliwością, szyderstwem, grubiaństwem – świadczy o waszym rzeczywistym nasyceniu chrześcijaństwem. Postępowanie prawe i szczere daje wam szansę zyskania szacunku u waszych przeciwników, co może zaowocować pomocą w ich nawróceniu. Pamiętajcie, że Ja pragnę nawrócić ku sobie cały wasz naród. Co jeszcze cię boli, Szymonie?

Szymon:

– Jest problem z komunistami, którzy się chlubią, że są pierwszym klubem w Sejmie. Kiedy będzie zmiana tego?

Pan:

– Niedługo, synu, bo szatan dzieli i rozbija.

Następnie Pan zwraca się do s. Eweliny:

– Ewelino, dziękuję ci, córeczko, za dzisiejszy dzień. Dużo dla Mnie zrobiłaś, ale teraz czas już, byś odpoczęła. Przygarniam cię do serca i zapraszam do Leśnej. Powiedzcie, czyż nie potrafię zorganizować wam rekolekcji?


Powiedzcie Mi, co powoduje, że tak wielu odrzuca mój Krzyż

8 X 1992 r. Anna, Grzegorz

– Czy widzisz nas, Panie, na rekolekcjach w Leśnej?

Pan uśmiecha się i odpowiada nam:

– Rekolekcje jeszcze nigdy nikomu nie zaszkodziły.

I po chwili dodaje:

– Tym razem Matka moja zaprasza was do siebie. Jeśli możecie jechać, korzystajcie, aby zyskać trochę czasu na spotkanie ze Mną w ciszy i bez pośpiechu. Na te zaś rekolekcje zapraszam was szczególnie, bo moja Matka chce zapoznać was ze sobą. Maryja pragnie natchnąć was duchem walki, duchem czynnego sprzeciwiania się złu.

Cieszę się, że jesteście tu ze Mną, że żyje w was pragnienie przebywania razem, co jest stałym moim pragnieniem, które ustanie dopiero wówczas, kiedy znajdziecie się już bezpieczni w moim domu. Chciałbym, abyście wykorzystali czas rekolekcji na otwarcie się przede Mną. Tam gdzie będzie na to czas (chodzi o czas przeznaczony na adorację), postarajcie się mówić do Mnie jak do swego najbliższego przyjaciela. Oddajcie Mi wtedy wszystkie swoje zmartwienia własne i wszystkich, których znacie (nie tylko osobiście, ale i np. z telewizji, radia, prasy, książek). To jest właściwy czas na rozmowę i oddanie Mi wszystkich waszych ciężarów, gdyż człowiek może zupełnie odsłonić się tylko przed kimś, do kogo ma największe zaufanie, wie, że jest dla niego niezmiernie ważny i przez niego kochany, od kogo spodziewa się zrozumienia, rady lub pomocy. Ten najwyższy dowód zaufania jest właśnie uznaniem Mnie za tego, kim rzeczywiście jestem – czyli jest to wyraz adoracji.

Anna:

– Dziękuję Ci, Panie, słowo „adoracja” tak mnie peszyło, ponieważ nie rozumiałam, co naprawdę znaczy.

Pan:

– Dziecko, wychowano cię w czci dla bohaterstwa, poświęcania się dla dobra innych, w duchu szacunku dla ofiary z życia, a stąd bardzo blisko do zrozumienia mojej Ofiary Krzyża. Sądzę, że łatwiej niż innym przyjdzie ci zrozumieć moje pragnienie, by stać się dla was ratunkiem i zbawieniem. I pomyśl: wszyscy możecie z tego faktu skorzystać bez żadnego trudu i wysiłku, a tylko nieliczni pragną się uratować – za tak małą cenę: jedynie za cenę zaufania, zawierzenia Mi, bo całe cierpienie przyjąłem Ja sam. Powiedzcie Mi, co powoduje, że tak wielu odrzuca mój Krzyż lub go pomija przez całe swoje życie. Przecież już pół świata wie o Mnie i o mojej śmierci krzyżowej.

Grzegorz:

– Oprócz wpływów zewnętrznych „świata”, który chce, byśmy o Tobie zapomnieli, a w każdym razie nie traktowali Ciebie – Boga! – poważnie, widzę jeszcze jakąś skazę w każdym z nas, w sobie...

Pan:

– Grzech pierworodny.

Grzegorz:

– Człowiek, gdy styka się z wielką miłością do siebie, a tym bardziej, gdy zaczyna dostrzegać, jak wielka jest Twoja miłość do niego, boi się odpowiedzieć miłością. Wielka miłość to jak wielka przygoda, a z tym wiąże się „ryzyko” wywrócenia małego „światka”, w którym każdy z nas jakoś się urządził. I nie chcemy (nie potrafimy?) uwierzyć, że Twoja miłość jest bezinteresowna; boimy się np. ograniczenia naszej wolności – bo tak sobie wyobrażamy konsekwencje „zgody na miłość”.

Anna:

– Ja myślę, że człowiek się boi, iż będzie zmuszony do odwdzięczenia się Tobie. Czyli nie wierzy, że jest bezinteresownie kochany i boi się, że zażądasz zapłaty. To znowu dowodzi, że ciągle dla nas jesteś odległy, daleki...

Pan:

– Doszłaś do tego, Anno, co powiedział Grzegorz, że człowiek nie potrafi uwierzyć w miłość bezinteresowną i bezwarunkową.

Anna:

– Ja też nie mogłam. I po długich modlitwach o „uzdrowienie pamięci” (na rekolekcjach Odnowy w Duchu Świętym) zobaczyłam scenę z dzieciństwa, którą odebrałam wtedy bardzo boleśnie, a która świadczyła o niedojrzałości mojej matki jako wychowawczyni swoich dzieci. Zrozumiałam, że w tym momencie zrodziła się we mnie nieufność, a potem niewiara w to, że Matka mnie kocha.

Pan:

– Ale teraz masz – naszą Matkę, Maryję.

Anna:

– Tylko że Ty, Panie, byłeś dla Niej szczęściem; troską i lękiem oczywiście też, ale szczęściem...! (w domyśle: a my dla naszych matek – nie zawsze).

Pan:

– Dla normalnych rodziców każde dziecko jest szczęściem, a dla Mnie każdy z was jest dzieckiem upragnionym, które się stało istotą żywą, rozwija się, rośnie i dojrzewa, chodząc cały czas w świetle mojej miłości. Ja nie mam innych dzieci niż upragnione, chociaż prawie żadne z moich dzieci nie jest szczęśliwe. A przecież Ja pragnąłem dla nich pełni szczęścia od początku życia na ziemi.


Tak wiele zależy od każdego z was

Po chwili ciszy Pan mówi:

– Pomyślałaś teraz: „Jaki straszny jest dar wolnej woli”. Ja nigdy nie żałuję tego, co wam dałem. A wy, czy naprawdę chcielibyście być niewolnikami...?

Grzegorz:

– Bez wolnej woli nie moglibyśmy kochać. Co nie znaczy, że zawsze z niej dobrze korzystamy.

Anna:

– Nie. Dziękujemy Ci, Panie, za wolną wolę!

Pan:

– Czy teraz rozumiesz, że Ja – Wolność sama – nie mógłbym moim dzieciom nałożyć obroży? Przecież jest w was moje podobieństwo. Czy rozumiesz, jaki szacunek dla każdego z was ma wasz Stwórca?

Grzegorz:

– Tak wielką miłość albo trzeba przyjąć, wiedząc przy tym, że się do niej nie dorosło, i odpowiedzieć całym sobą jak w przypowieści o perle, albo trzeba odrzucić w całości lub częściowo, np. podchodząc do niej jak do kontraktu. Wówczas nie chcemy wzrastać tak, jak Ty byś pragnął.

Pan:

– Raczej nie chcecie dojrzewać. Bo chętnie „porastacie” we wszystko, co wam się spodoba, w czym widzicie jakąś korzyść dla siebie. Do tego celu potraficie użyć nawet takich środków jak wiedza, nie mówiąc już o pożądaniu takich drobiazgów, jak pieniądze, sława, popularność, tytuły i funkcje urzędowe. Wszystko jest dobre, co może posłużyć wam ku ozdobie własnego ja – zależnie od tego, co każdy z was uznaje za ozdobę. Ja to nazywam zwróceniem się ku „światu”. A kto jest „księciem tego świata”? Odwieczny kłamca i zwodziciel. Wciąż trzyma świat w swoim ręku.

Anna:

– Właściwie nadzieja jest już tylko w Tobie.

Pan:

– A ilu z was pokłada nadzieję we Mnie?

Grzegorz:

– Nie wiemy. Gdyby wierzyć prasie, to nadzieję pokładamy w „Europie” (EWG, „demokracja”, „postęp”, dobrobyt za cenę, nieliczenia się z prawem Bożym, prawa człowieka wraz z prawem do zabijania nienarodzonych itd.), ale wiem, że ten obraz narodu nie jest w pełni prawdziwy.

Anna:

– Ja liczę na nasz naród, i to na tych „maluczkich”. A także na taką Polonię, jak na przykład w Kazachstanie, czyli wierzącą.

Po chwili:

– Panie, to ja teraz użyję Twojej metody. Nie jesteś „księgowym” – tak nam powiedziałeś. Jeśli chodzi o nasz naród, to jesteśmy jednością z tymi pokoleniami, które są już u Ciebie. A więc, Panie, licz i ich.

Grzegorz:

– I jeszcze dolicz naszą Królową.

Pan:

– Macie rację, dzieci. Dlatego właśnie od was rozpoczynam odrodzenie świata („rozpoczynam”, a nie „pragnę, rozpocząć”). I dlatego spodziewajcie się powszechnego poruszenia serc. Bo Duch Święty został już na was wylany (podczas Mszy św. odprawianej przez Papieża 9 czerwca 1991 r.). A ponieważ tak wiele zależy od każdego z was, zwracam się do tych, którzy Mnie już rozumieją, wołając:

Gotujcie się do działania, do świadczenia o Mnie w życiu publicznym,

i ode Mnie oczekujcie „mocy z wysokości”, która was uzbroi,

i wszystkich innych darów Ducha Świętego.

I pragnę, abyście to, co powiedziałem, zabrali na rekolekcje do Leśnej. (...) Proście Mnie (tam), zwłaszcza w czasie Mszy świętych, o wszystkie dary Ducha Świętego, które Ja dla każdego z was przeznaczyłem. Przyjmijcie błogosławieństwo moje. +

Anna:

– Przez te dziewięć dni, jakie pozostały, prośmy o te dary dla wszystkich, którzy tam będą.

Odmawiamy „O Stworzycielu Duchu, przyjdź” i „Apel Jasnogórski” oraz oddajemy Panu serca i umysły wszystkich biorących udział w rekolekcjach, tych którzy będą je prowadzić, gospodarzy – ojców paulinów i wszystkich mieszkańców Leśnej.

Pan:

– I tak powinniście się przygotowywać do każdych rekolekcji.


Dary Boże... wymagają stałej współpracy człowieka

11 X 1992 r. Anna

– Panie, co powinnam zabrać na rekolekcje do Leśnej?

– Jak najmniej tekstów. Pragnę, abyś sama skorzystała z rekolekcji. Jak dalece się otworzysz, tak będziesz przygotowana, aby przyjąć moje dary.

Módl się wraz z Matką moją, abyście wy zdolni byli przyjąć te dary, które wam przeznaczyłem. Gdyż dary Boże nie są nigdy lekkie, wymagają bowiem stałej współpracy człowieka. Jest to postawa żołnierza w czasie wojny – stale czuwającego, w każdej chwili gotowego służyć sobą z sercem gorącym, gorliwością i radosną ofiarnością.

Im większe są dary moje, tym bardziej wzrastać musi wasze pragnienie służenia całą swoją osobą, sobie zaś poświęcać możecie mniej czasu. Być może w tym leży wasz lęk przede Mną, o czym mówiliśmy w ostatniej rozmowie. Jest to lęk człowieka przed ograniczeniem potrzeb swego „ja” na korzyść dawania bliźnim. W służbie mojej widzicie nie szansę wykazania swojej miłości do Mnie, ale trud i ograniczenia. Gdy ciało zapanuje nad wami, służba moja – dokładniej, służba ze Mną światu – staje się niemożliwa.

Błogosławię cię. +

 

Łączcie się, wy, którzy służycie planom Boga

17 X 1992 r. Leśna Podlaska

Anna, Hanna, s. Maria, Jacek, Mariusz, o. Paulin, Szymon, Paweł, Waldemar.

Mówimy o różnych sprawach, m.in. o zagrożeniu świata wojnami i kataklizmami. Ojciec Paulin mówi o działaniu Opatrzności Bożej, o całej kaskadzie cudów, nieraz niewidocznych, bo prawdziwe sprawy Boże dzieją się po cichu. Modlimy się,. Mówi Maryja:

– Tyle o Mnie mówicie. Pozwólcie Mi dojść do słowa. Przede wszystkim dziękuję wam za to, że potrafiliście odpowiedzieć na moje wezwanie. Wszyscy jesteście tak smutni i przez to słabi, że pragnęłam podnieść was na duchu. Pragnęłam, abyście mogli przeżyć to spotkanie (rekolekcje) ze Mną i moim Synem.

S. Maria:

– Prosimy Cię, Matko, udziel nam daru dzielenia się z bliźnimi Twoimi darami.

Maryja:

– Słyszeliście, co wam mówiono o Aniołach. To są wasi bracia we wspólnej miłości do waszego Stwórcy. Oni nie tylko was strzegą przed fizycznym zagrożeniem, ale również przed niewidzialnym złem, przed legionami szatańskimi. Szatan obecnie opanował ludzi stojących u władzy w polityce, a przede wszystkim w królestwie mamony, we wszystkich prawie krajach. Dotyczy to największych mocarstw świata zachodniego i Azji (Japonia, Hong Kong, Taiwan, Singapur itd.). Szatan opanował dużą część ludzkości, ale zrobił to waszymi rękami. Sam nie zrobiłby nic.

Nie chcę was dzisiaj martwić, więc wróćmy do relacji między nami. Moje ukochane dzieci. Czy wiecie, jak wielka jest moja odpowiedzialność za was wobec Boga? On Mi was powierzył – mówię o Bogu w Trójcy – bo ludzkość tak ciemna, nie widząca jasno prawdy i bezradna potrzebowała Matki. Od tego momentu staram się, aby żadne z moich dzieci nie zginęło. Robię wszystko, aby nawet w ostatnim momencie życia znalazło się coś, co mogłoby usprawiedliwić i uratować takie nieszczęsne dziecko.

Czuję się odpowiedzialna za dalsze istnienie każdego z was w królestwie Bożym. Spójrzcie na Jugosławię. Pan wskazał Mi ten kraj, tak bardzo zarażony nienawiścią, i pragnął, abym zrobiła wszystko, co mogę, dla wydobycia go z oparów nienawiści ku drodze pokoju i miłości społecznej. Ja ich nie opuszczę. Nadal strzegę chociaż tych niewielu, którzy Mi zawierzyli, ale zrozumcie, jak straszliwie bolesna jest dla Mnie obecność wśród nich, bowiem jestem w dużej mierze bezradna wskutek narastania złej woli ludzkiej.

Dlatego wam to mówię, że żaden kraj nie jest wolny od zagrożeń i jeśli raz wyzwoli się nienawiść, nie można jej zahamować. To jest moja przestroga dla was, dzieci. Proszę was, zabiegajcie o sprawiedliwość, ale egzekwowaną przez odpowiednie władze. Pragnę, aby przyszły ustrój w moim królestwie oparty był na sprawiedliwości i miłosierdziu (miłości społecznej). Brak jawnej sprawiedliwości, przeprowadzanej środkami prawnymi, spowodował u was utratę nadziei, utratę zaufania do jakichkolwiek władz i odwrócenie się ku własnym interesom.

Paweł:

– Jak tego dokonać, bo my nie jesteśmy do końca wolni.

Maryja:

– Słyszę was, dzieci, i mogę powiedzieć, że obecnie pojawiają się nowe autorytety, ponieważ przedtem nie mogły się ujawnić poza tymi, które trwały w głośnym sprzeciwie. Cóż wam mogę poradzić? Łączcie się ponad partiami wedle waszych prawdziwych przekonań. Łączcie się, wy, którzy służycie planom Boga, tak żebyście mogli zobaczyć własną siłę.


Jeżeli uważacie się za moje dzieci, nie możecie myśleć o rezygnacji

Rozmawiamy o braku świadomości narodowej. Paweł pyta Maryję:

– Jak rozpoznać ducha narodu?

Maryja:

– Po stałości poglądów chrześcijańskich, po zawierzeniu Synowi mojemu. Przecież rozmawiacie i widzicie ludzi w różnym działaniu. Fałsz się ujawni. Ciągle chcecie znaków i wskazówek imiennych, a Ja mówię: Poznawajcie się, rozmawiajcie ze sobą. Powiedz Mi, Pawle, czy masz zaufanie do Szymona, Waldemara i Mariusza?

Paweł:

– Znamy się z rozmaitej działalności.

Maryja:

– Widzisz sam, że jakieś kryteria masz i oni też. Macie do siebie zaufanie, a wszyscy czterej pełnicie w kraju służbę publiczną. Przekonana jestem, że każdy z was zna jeszcze cztery osoby uczciwe.

Paweł:

– Tak. Tak.

Maryja:

– Zapewne w waszych środowiskach w rodzinnych stronach znajdziecie co najmniej cztery osoby uczciwe. Czyli te osoby już by was popierały i mogły ręczyć za was. Czy te wszystkie inne osoby są bierne, czy coś robią?

Paweł:

– Przeważnie nie wiedzą, co robić ani jak działać.

Maryja:

– Ale w tym wypadku macie mnie. Polecajcie mi osoby, które znacie abym uruchomiła ich energię w zakresie pracy odpowiadającym ich możliwościom.

Moi drodzy, Ja nie posługuję się statystyką, dlatego nie przeraża Mnie, że jest was mało, bo to nieprawda. Mam ogromne rezerwy ludzi dobrej woli, tylko bez doświadczenia i bez wiary w swoje możliwości, a przecież Ja mogę je umocnić i rozwinąć i mogę uprosić u Boga wszystko, co jest wam potrzebne. Mogę ujawnić w was uzdolnienia, o których nie wiecie.

Poznawajcie się, rozmawiajcie, ale nie tak, jak mówicie teraz do Mnie: jak żołnierze gotowi do poddania się, którzy postanowili już rzucić broń. Jeżeli uważacie się za moje dzieci, nie możecie myśleć o rezygnacji. Mocy Bożej nie może zwyciężyć nikt!

Czytacie Biblię. Jak nieliczne było wojsko Jozuego. A co mówić o dwunastu apostołach i kilkudziesięciu uczniach, którzy zdobyli świat? Oni byli zdolni do wielkiej miłości wobec tych, którym nieśli Jezusa. Jeżeli wy ponad dbałość o swoje własne dobro przełożycie walkę o dobro wspólne dla całego narodu, Ja potrafię uczynić was zwycięzcami. Tu rzecz dotyczy spraw duchowych, a nie politycznych.

Chodzi o postawę was samych: albo służycie mojemu Synowi, albo sobie samym. Musicie wybierać.

Chciałabym, abyście nie ulegali depresjom, sugestiom szatana, i abyście stawali przed przeciwnikami w całej godności moich dzieci. Proszę was, powiedzcie teraz wszystko mojemu Synowi (podczas adoracji).

Moje dzieci, chciałam wami troszkę potrząsnąć, ale Syn mój was pocieszy. Nie jestem Matką okrutną, lecz wymagającą. Jednakże kocham każdego z was, jestem przy was i będę zawsze, nawet gdybyście oddali broń, bo Ja was kocham na dobre i na złe. Pragnę dla was szczęścia i długiego, pięknego życia.

Teraz, dzieci, tulę was do serca. Czy bardzo was uraziłam? Pragnę wkrótce kontynuować z wami rozmowę. Ponieważ jesteście gośćmi w moim domu, pełnym łask Pana, proszę, przyjmijcie dary, które Pan mój i Syn pragnie wam ofiarować. Proście więc o wszystko, co jest wam potrzebne. Teraz daję wam błogosławieństwo Boga najwyższego majestatu, świętości i miłosierdzia. W imię Ojca i Syna, i Ducha Świętego.


Moją wolą jest, abyście się łączyli we wspólnej miłości

20 X 1992 r. Święto św. Jana Kantego (z Kęt). Anna, o. Jan, Grzegorz

Pan zwraca się do o. Jana, którego imieniny są dzisiaj:

– Czy pozdrowiłeś dzisiaj swojego patrona?

O. Jan:

– Byłem u Św. Anny przy jego grobie; modliłem się.

Pan:

– Synu, pamiętaj, że on otrzymał prawo do opieki nad tobą, które mu nadała twoja rodzina i rodzice chrzestni, i on traktuje ciebie jak przybranego syna. Żaden święty nie narzeka na zbyt dużą ilość synów. Wszyscy się cieszą, kiedy mogą – przez zezwolenie waszej ludzkiej dobrej woli – objąć nowe dziecko swoją opieką.

Anna:

– Prosimy Cię, św. Janie Kanty, o opiekę nad o. Janem i o pomoc dla tych kleryków, którzy będą mieli chęć zająć się pod jego kierunkiem sprawami Polski.

Anna upewnia sią:

– Panie, ksiądz Jan Kanty ma chyba także wiedzę dotyczącą współczesności, a nie tylko swoich czasów...?

Pan:

– Nie martw się o to, Anno. U Mnie wiedza wasza, a właściwie pojmowanie w Prawdzie, wciąż rośnie i z pewnością niezmiernie przekracza wiedzę wam współczesną.

Ksiądz Jan Kanty obiecuje ci, Janie, swoją pomoc, a także pragnie objąć nią tych wszystkich uczniów, których mu polecisz. Masz, synu, błogosławieństwo od swojego Patrona.

Anna pyta o. Jana, czy ma obrazek św. Jana Kantego i radzi mu, żeby zachęcał swoich uczniów, by sią do tego świątego zwracali, Św. Jan mówi:

– Tak, będziemy pracować we dwóch nad nimi.

Anna:

– Widzę teraz, Panie, że Twoi święci ochoczo stają do współpracy z nami.

Pan:

– Moje dzieci, przecież niebo jest nieustającą wymianą miłości. Całe nasycone jest miłością Boga do Jego dzieci i radością bytów duchowych przyjmujących tę miłość i odpowiadających na nią (ze zrozumienia: przyjmują miłość, są nią nasycone, ta miłość ich przenika, odpowiadają na nią dalszym wzrastaniem). Im więcej mojej miłości „wchłaniają”, tym większe staje się ich pragnienie darzenia (Bóg bowiem jest miłością darzącą, udzielającą się.). Dlatego ogarniają miłością nieba wszystko, co istnieje poza nim – oprócz piekła – czyli wszystkie byty duchowe dorastające powoli i z wysiłkiem ku niebu. Wszyscy jesteście kochani. Za każdego z was proszą Mnie, orędują, tłumaczą was i każdemu gotowi są służyć pomocą, jeżeli się ich prosi o pomoc, czyli jeżeli istnieje w was wola przyjęcia miłości waszych starszych braci, dojrzałych w miłości.

Moją wolą jest, abyście się łączyli we wspólnej miłości, aby potęga miłowania mogła udzielać się wam, walczącym w ciemnościach materii z przeciwnikiem takim jak szatan. Weźcie to sobie, dzieci, do serca i mówcie o tym innym.

A teraz, Janie, powiedz Mi, czego najbardziej pragniesz.

O. Jan:

– Pragnę dawać przekonywające świadectwo swego zawierzenia Twojemu planowi odnowienia świata. Nasz język teologiczny jest „zaszyfrowany”: problemy, zagadnienia, a nie ma świadectwa. Chciałbym dać świadectwo, że jesteś Królem królów, że jesteś dziś obecny w historii, działający, ratujący świat...

Pan:

– Powiedz Mi, Janie, czym jesteś przede wszystkim.

O. Jan:

– Towarzyszem Jezusa, kapłanem.

Pan:

– A może przede wszystkim jesteś moim synem...?

O. Jan:

– Jak najbardziej, Ojcze.

Pan:

– Czy ktoś może ci zabronić mówić o swoim Ojcu z miłością – poza wykładami, jeśli już się tego boisz, a więc w kazaniach, rozmowach prywatnych...?

O. Jan:

– Oczywiście że nie. Ja się boję jedynie, żeby mi nie zarzucano, że głoszę „objawienia prywatne”.

Pan:

– Janie, czy Ja jestem „objawieniem prywatnym”?

O. Jan:

– Jesteś Słowem objawiającym Ojca.

Pan:

– Czy nie możesz mówić o Mnie, jakim jestem w Piśmie świętym? A skoro powiedziałem „Jestem”, to Jestem w całej wieczności.

O. Jan:

– Widzę, że przestaliśmy mówić o Tobie, dawać świadectwo o Bogu żywym.

Pan:

– Czy i was, moje sługi, dopiero zagrożenie życia może nawrócić?

Czy znalazłeś, Janie, kogoś, kto by przetłumaczył „Pozwólcie ogarnąć się Miłości” na niemiecki?

O. Jan:

– Nie.

Pan:

– Przecież ty tak dobrze władasz językiem niemieckim.

O. Jan:

– Ja?

Pan:

– Nie pomyślałeś o tym, żeby ułatwić poznanie ze Mną twoim kuzynkom w Niemczech?

O. Jan:

– Przekazałem ostrzeżenia i kuzynka przestała do mnie pisać.

Pan:

– Posłałeś moją książkę do Dedecjusa, a nie pomyślałeś, że już dawno zdążyłbyś ją przetłumaczyć, pisząc po jednym rozdziałku na tydzień, zużywając na to czas przeznaczony na rozmyślania i rozważania...

O. Jan:

– Bałem się popełnienia błędów w tłumaczeniu.

Pan:

– A Ja starałem się mówić tak prostym językiem, aby ułatwić pracę tłumaczom...

Po krótkiej chwili ojciec Jan odpowiada:

– Owszem, bardzo chętnie się zabiorę. Nie miałem odwagi pomyśleć, że mogę przetłumaczyć.

Pan:

– Powinieneś tłumaczyć potocznym językiem niemieckim, a nie teologicznym. (...) Specjalnie przeznaczyłem te teksty dla ludzi świeckich, nie mających doświadczenia filozoficznego ani teologicznego. I jeszcze coś ci zaproponuję, Janie. Spróbuj zapoznać z „Pozwólcie ogarnąć się Miłości” kleryków ze Wschodu.

Gdy zaczynamy o tym mówić, Pan dodaje:

– W tym wypadku chodzi o to, żeby wiedzieli, że jest przy nich ktoś, kto ich kocha i troszczy się o nich (bo mogą się czuć samotni w innym kraju i kulturze niż ta, w której się urodzili i wychowali).

Czy tak wyobrażałeś sobie rozmowę ze Mną dzisiaj?

Ojciec Jan się uśmiecha:

– Nie.

Dodatkową trudność z tłumaczeniem widzę w tym, że Anna posługuje się obfitym słownictwem. Gdy używa pięciu słów na określenie czegoś, to czy ja mogę użyć np. trzech?

Pan:

– Nie Anny językiem masz mówić, lecz moim. Chodzi o to, żebyś dobrze wyrażał moją myśl.

O. Jan:

– Dziękuję za zachętę. Przyznaję, że ja czytam dużo publikacji niemieckich.

Pan:

– Nawet wykłady prowadzisz w Niemczech (w podtekście: to znaczy, że dobrze władasz tym jązykiem).

O. Jan:

– Duch Święty mnie oświeci i przypomni w razie potrzeby...

Pan:

– No widzisz, synu. Ja ci daję prezenty w dniu imienin. Nie chcę, żebyś „podniósł lament”, że cię obciążam – dodaje Pan żartobliwie.

Weź pod uwagę, synu, że Ja składam wyłącznie propozycję, ponieważ chciałbym ci dać szerszą możliwość dzielenia się. Ale weź do serca moją radę co do studentów ze Wschodu. Matce mojej zależy najbardziej na Białej Rusi.

A teraz przyjmijcie moje błogosławieństwo. Daję ci, Janie, więcej sił i energii, więcej optymizmu i zapewniam ci czas, abyś mógł dokończyć to, co w tym roku zaczynasz.

O. Jan:

– Dziękuję bardzo.

Pan:

– I wam, dzieci, daję dzisiaj mój pokój. Pragnę wzmocnić wasze ciała i rozradować dusze. Kocham was, dzieci. A szerzej porozmawiamy jutro. Teraz tulę was do serca. Jakże bardzo was kocham! Błogosławię w imię Ojca i Syna, i Ducha Świętego.

 

Wy, którzy przyznajecie się do Mnie, starajcie się godnie Mnie reprezentować

21 X 1992 r. Anna, ks. Grzegorz, Grzegorz, o. Jan, Szymon

Prosimy Pana, żeby powiedział to, co sam chce. Odmawiamy „Ojcze nasz”. Pan zaczyna rozmowę od nawiązania do tej modlitwy:

– Moje dzieci, kiedy uczyłem was modlić się o przyjście królestwa Bożego na ziemię, chciałem wam powiedzieć, że pragnienia wasze mogą być nieograniczone. Macie prawo, a nawet obowiązek wobec tych pokoleń, które przybędą po was, pragnąć budować królestwo Boże już w życiu ziemskim.

Każdego z was przeznaczyłem do świętości, ale jakże trudna jest wasza droga – przede wszystkim dlatego, że ten, kto zdecydowanie dąży do świętości, wyprzedza innych i idzie samotnie. A przecież gdybyście szli jako wspólnota, moglibyście podtrzymywać się w drodze. Bywają wspólnoty rodzinne; przeważnie jest to oddziaływanie przykładu matki lub obojga rodziców na ich dzieci lub wspomaganie się wzajemne rodzeństwa (Pan przywodzi na myśl wiele przykładów, m.in. bł. Czesław i bł. Bronisława – rodzeństwo; podobnie siostry Ledóchowskie; św. Monika i jej syn – św. Augustyn), lecz gdy wspólnota jest większa, wzrasta jej siła, różnorodność możliwości wspomagania się, a także różnorodność dojrzałości, która sprzyja potrzebie naśladowania wzorców wśród młodzieży i dzieci.

Rodzina ludzka, która staje się wspólnotą narodową, może mieć potęgę przekształcenia nie tylko swojego kraju, ale może mieć moc stawania się wzorcem dla wszystkich innych narodów, poszukujących prawidłowego i godnego człowieka sposobu życia. Ja wam powiedziałem, jaki on (czyli sposób życia) powinien być, ale tak rzadko próbujecie rozszerzać go na życie społeczne. Dotychczas tak się działo, że ci, którzy chcieli realizować swoje ideały życia wspólnotowego, wyodrębniali się i ograniczali do wspólnej dla siebie reguły, miejsca lub terytorium, a nawet izolowali się (np. murami, habitem).

Dzisiaj tworzę dzieło nowe. Pragnę, aby choć jedna wspólnota narodowa zaczęła rozwijać moje zamysły bez „mundurów”, bez izolacji, nie wyróżniając się niczym zewnętrznie, ale żyjąc w ścisłej przyjaźni ze Mną, gdyż wtedy będzie miała stałą pomoc i radę. Wszystkie ruchy świeckie w Kościele, a także zakony charytatywne powinny działać jak dwie ręce tej samej osoby. Czy nie zauważyliście, jak staram się was zaprzyjaźnić ze sobą (zakony i świeckich)? Jeżeli potraficie zaprzyjaźnić się i podtrzymać tę przyjaźń, to działacie ściśle wedle mojej woli. Kiedy obie te moje dłonie będą zdrowe, rozpoczną wyciągać się ku każdej potrzebie ludzkiej – bo Ja służę światu. Prawda, że się rozumiemy?

Anna:

– Ale, Panie, ciągle nas mało. I tak nam się leniwie te ręce wyciągają...

Pan:

– Bo nie znacie swojej siły (przychodzą na myśl słowa Pana: „Gdybyście mieli wiarę jak ziarnko gorczycy...” Łk 17,6). Przecież jesteście członkami mojego Ciała! Czyżbyście o tym zapomnieli?

To, co teraz wam powiem, jest zarysem mojego planu. Jak już wielokrotnie mówiłem wam, lęk, strach przed śmiercią i wszelkimi zagrożeniami zmobilizuje was. Człowiek, który się boi, jest zdolny do wielu wyrzeczeń i do zdecydowanych działań. Niestety, w ten właśnie sposób muszę obudzić całą ludzkość, bo wasza obojętność na cierpienie bliźniego powoduje, iż nie reagujecie na krzywdy dziejące się tuż za granicą (dosłownie: „tuż za płotem waszej zagrody”; chodzi m.in. o stosunek Europy do wydarzeń w Jugosławii). Mówię wam to dlatego, abyście powtarzali innym, że jest to mój plan ratowania ludzkości, mój plan wydobycia was z otoczki obojętności i wygodnictwa (a nie „kara Boża” za grzechy).

Rozmowę, przerywa telefon od ks. Krzysztofa, który „się znalazł”, przyjście ks. Grzegorza, załatwianie spraw związanych z jego noclegiem, a także poczęstunek. Do rozmowy z Panem wracamy trochę rozproszeni.

Anna:

– Przepraszam Cię, Panie.

Pan:

– Za co?

Anna:

– Za nasze rozproszenie...

Pan:

– Przecież jesteście normalnymi ludźmi. Nie spodziewam się po was postawy kamedułów. Raczej pomyślcie, ile pomogłem wam w tym czasie.

 

Dojrzałość uzyskuje się przez pełnienie służby temu, co się samemu wybrało

Pan:

Moja Matka w Leśnej, w swoim domu, radziła wam, jak szukać podobnie myślących. Tyś się zdziwiła, a Ja bardzo pochwalam tę metodę. Tylko nie zgubcie się w ilości pozyskanych (chodzi o to, żeby nie licytować się, ilu kto pozyskał), bo wtedy możecie zacząć błądzić. Działajcie spokojnie i powoli. Chciałbym, aby przystawali do was ci, których swoją postawą budujecie.

Matka moja mówiła wam o nielicznym wojsku Jozuego. Chciałem wam powiedzieć, że Bóg nie potrzebuje siły ludzkiej (mnogości ludzi),aby móc działać, ale liczy na waszą współpracę: gdyby żaden żołnierz nie przystał do Jozuego, Bóg nie uratowałby Izraela. Natomiast wy, którzy przyznajecie się do Mnie, starajcie się Mnie godnie reprezentować. Pamiętajcie, że przedstawiacie sobą Króla Miłosierdzia, który ofiarował się sam za was wszystkich (ze zrozumienia: przeszedł granicę możliwości ludzkich, bo żaden człowiek nie zdobyłby się na ofiarę z życia za obojętnych, za wrogów, za tych, którzy go wyszydzą i zdradzą) . Pragnę, aby wasza postawa spowodowała u waszych politycznych przeciwników rewizję pojęć o katolicyzmie, aby stali się oni zdolni przekroczyć granice podziałów partyjnych. Nie znaczy to jednak, że proponuję wam ugodowość i ustępstwa od moich praw, przeciwnie, zalecam wam ostrą walkę, ale otwartą i opartą na poczuciu odpowiedzialności wobec Mnie, a nie na przykład na odpieraniu ataków godzących w wasze dobre mniemanie o sobie.

Anna przypomina osobę księdza Boduena, który założył przytułek dla dzieci i zbierał środki na ich utrzymanie m.in. na przyjęciach czy w kawiarniach. Kiedyś, gdy został spoliczkowany za zakłócenie spokoju biesiadnikom, odpowiedział: „(Dziękuję). To dla mnie. A co dla moich dzieci?” Mówimy też o obecnym i możliwym w przyszłości publicznym szkalowaniu ludzi wierzących.

– Nie daję wam teraz krzyży fizycznych, bo nie chcę wam przeszkadzać w mojej służbie, ale Polsce potrzebne są wszystkie możliwe ofiary, jakie każdy z was może Mi dać w jej intencji. Przyjmujcie jako wasz udział wszystko, cokolwiek wam ubliży lub ugodzi w wasze dobre imię.

Grzegorz przypomniał gen. Fieldorfa, który ginął jako zdrajca, skazany przez komunistów za rzekomą współpracę z Niemcami, ale przyjął całą swoją sytuację w duchu pokuty za osobiste winy i w duchu solidarności ze swoimi podwładnymi, którzy oddali swe życie za Polskę, a troskę o swoje dobre imię powierzył Bogu. I teraz jego postać zaczyna jaśnieć...

– Pamiętajcie, dzieci, że dojrzałość uzyskuje się przez pełnienie służby temu, co się samemu wybrało. Pragnę, abyście stawali się ludźmi dojrzałymi, odpowiedzialnymi za swoje słowa i obietnice nie wobec wyborców, a wobec Polski, której służycie, wobec jej Królowej, która jest wzorem pokory, uciszenia, bezinteresownej miłości i wzorem wyrzeczenia się siebie samej. A wobec takiej Matki i Pani waszych losów nie można stawać inaczej niż w „możliwie białej” szacie.

Czy masz, Szymeczku, jakieś pytania?

Szymon, zwracając się właściwie do Maryi:

– Potrzebuję błogosławieństwa w przyszłym tygodniu, aby rady Pana były przyjęte przez tych posłów, do których są kierowane.

Anna:

– Nie tylko do posłów.

Pan:

– Słowa moje, synu, niosą już moje błogosławieństwo, a Matka moja będzie im towarzyszyła, jak towarzyszyła Mi w życiu obecnością lub modlitwą orędowniczą. Jeżeli działasz dla Mnie nie szukając własnej chwały, masz we Mnie oparcie i wspomożenie. Dlatego nie myśl o przyszłości, bo każda chwila działania obdarzona będzie łaską. To dotyczy każdego z was.

Dalej Pan zwraca się do o. Jana:

– Tak samo dotyczy to ciebie, Janie. Przecież, synu, służysz Mi już tyle lat...

i ponownie do Szymona:

– Nie ścielę wam życia po różach, bo na to przyjdzie wam zaczekać aż do otwarcia wrót wieczności. Teraz jest czas walki, ale przynajmniej wiecie, o co walczycie. Dobry żołnierz nie ulega depresjom i nie załamuje się nawet po przegranej walce, bo wie, że dopóki żyje, zawsze może znowu podjąć broń przeciw nieprzyjacielowi. Chciałbym, żebyście się zaprawiali w męstwie, dzieci. Pragnę na was polegać. Sytuacja ogólna będzie zresztą polaryzowała wasze postawy. Ja pragnę, abyście wy byli ośrodkami pokoju, wiary i nadziei, aby na was mogli opierać się wszyscy, którzy się chwieją. (...)

 

Będę dla każdego z was taki, jakiego Mnie potrzebujecie

– Czy macie jeszcze, dzieci, jakieś pytania?

Ks. Grzegorz:

– Ja chciałem po prostu podziękować za możliwość przyjazdu, za spotkanie i za leczenie. Chcę prosić o błogosławieństwo, abym dobrze ten czas wykorzystał.

Grzegorz:

– Tata (teść) miał tej nocy niespodziewaną operację. Nie spodziewam się tu jakiegoś wielkiego zagrożenia, ale... (w domyśle: czy nie potrzeba mu jakiejś specjalnej pomocy?)

Pan:

– Każde życie powoli się kończy i nie możecie go przedłużać do nieskończoności. Dbajcie o ciało, bo ono jest „zwierzęciem jucznym” duszy, leczcie się, lecz decyzję w sprawach waszych oddawajcie Mnie, ponieważ Ja nigdy żadnego człowieka (tą decyzją) nie skrzywdziłem. Ojca Grażynki kocham nie mniej niż każdego z was – przecież też jest moim synem – i zrobię to, co będzie dla niego najlepsze.

Anna:

– Chcemy Ci powiedzieć, Panie, że Cię kochamy, że dziękujemy Ci, że jesteś tak blisko nas i tak nas rozumiesz.

Pan:

– Rozumiem was tak dobrze, że nigdy nie mam do was pretensji o wasze drobne codzienne uchybienia i upadki. Wiem, że dziecko ucząc się chodzić, upada po wielekroć. Im jesteście słabsi, tym bardziej liczcie na Mnie i wołajcie Mnie na pomoc. Nie bójcie się więc, dzieci, swojej ludzkiej słabości. To jest wasza cecha przyrodzona, tak jak chwiejność, zmienność i upadki. Przecież Ja to wszystko wiem. Dlatego proszę, stawajcie przede Mną w prostocie i naturalności, nie przybierając „odświętnej szaty”, i mówcie z serca, prosto. To mówię wam wszystkim i na zawsze.

Pragnę, abyśmy pozostawali w stosunkach tak bliskich jak rodzinne, jak dziecko z ojcem, jak uczeń z nauczycielem, jak przyjaciel z przyjacielem. Będę dla każdego z was taki, jakiego Mnie potrzebujecie. Bo Ja jestem wszystkim, a wy drobinami, tak bardzo uzależnionymi, słabymi i bezradnymi. Dlatego właśnie moja miłość do was jest tak bezgraniczna.

Teraz przyjmijcie moje błogosławieństwo. +

Janie, Szymonie, obaj Grzegorzowie i ty, Anno, ukochane dzieci moje, przytulam was do serca i zapewniam: będziecie szczęśliwi, będziecie szczęśliwi i dumni, że w tych właśnie czasach służyliście Mi i zaufali. Udzielam wam błogosławieństwa w całym majestacie Boga, udzielam wam pokoju, nadziei i umocnienia we Mnie. +


Nade wszystko pragnę, abyście pokochali Jezusa

26 X 1992 r. Anna, Hanna, Grzegorz, Jacek, o. Paulin

Maryja zwraca się do o. Paulina:

– Mój synu, o co chcesz Mnie prosić szczególnie?

O. Paulin:

– Żeby Leśna stawała się prężnym ośrodkiem religijnym. Żebyśmy stanęli na wysokości zadania.

– Mój synu, Janku (Maryja zwraca się do o. Paulina jego imieniem od chrztu, a nie zakonnym), cieszę się twoją postawą. Cieszę się, że twoją życzliwością obdzielasz moje dzieci. W ten sposób dobrze Mnie reprezentujesz. Niczym się nie martw. Wszędzie, gdzie jestem czczona, pragnę otworzyć jak najszerzej drzwi moich domów (sanktuariów), tak jak ty otwierasz swoje serce każdemu, kto do Mnie przybywa. Dlatego jeśli wy nie zrezygnujecie, pozostaniecie w Leśnej, obiecuję wam, że stanie się ona moim domem szeroko otwartym i gościnnym. Nie martw się też tym, co zginęło, bo Ja wam straty wynagrodzę (ukradziono pieniądze na opał), a o złoto nie dbam.

Teraz, synu, ponieważ jedziesz daleko, daję ci moje błogosławieństwo na okres całej podróży. Odpocznij, synu, i wróć do Mnie z nowymi siłami. Chciałabym, aby ci, którzy zajmują się służbą publiczną, znajdowali tam odpoczynek. Zwróćcie się do Mnie zbiorowo z propozycją, abym przyjęła patronat nad tym domem, w którym planujecie urządzanie rekolekcji, a Ja wam pomogę. (W sprawie wilgoci zwróćcie się do specjalistów).

Tulę do serca, synu, i obiecuję ci, że tak jak teraz jesteśmy razem, tak pozostanie na wieczność: zawsze będziemy razem. Ja daję ci błogosławieństwo Boga Najwyższego, a ty wychodząc pobłogosław ten dom. +

Ojciec Paulin wychodzi. Rozmowa schodzi na temat wydawnictw. Anna wspomina o nierzetelności jednego z nich, mówiąc, że sią za nich wstydzi. Na to Maryja mówi:

– Ja się za każdego z was wstydzę – czasami. Każdego z was pragnę ukształtować na wzór mego Syna, czyli pragnę, abyście stawali się ludźmi dojrzałymi i odpowiedzialnymi w swoim człowieczeństwie (w znaczeniu: wzorem człowieczeństwa jest Chrystus). Jeżeli ufacie Mi i staracie się trzymać Mnie za rękę, mogę doprowadzić was do właściwej każdemu z was pełni. I wtedy Syn mój zyskuje sobie wspaniałych przyjaciół (o. Kolbe, Ludwik Grignon de Montfort i setki innych).

Lecz Ja nie używam środków gwałtownych. Staram się raczej pielęgnować każdego z was jak ogród. Pielęgnuję rośliny i cały czas troszczę się o to, by miały dookoła siebie wolną przestrzeń dla wzrostu. Ale Ja nie plewię, lecz wskazuję każdemu z was to, co jest w jego duszy chwastem, co przeszkadza mu w rozwoju cech pożytecznych i pięknych. Bo ogród jest wasz: każdy z was jest własnym ogrodem i tylko on ma prawo plewić chwasty, przycinać rośliny, usuwać szkodliwe i nawozić, podlewać i okopywać te, które wspólnie uważamy za najcenniejsze. Nawet jeżeli wy oddajecie się Mnie w niewolę miłości, Ja przyjmuję to oddanie jako dowód waszego zawierzenia, waszego zaufania do Matki – lecz jakaż to byłaby matka, która chciałaby zniewolić swoje dzieci? Nikt z was (tu obecnych) tak by nie postąpił.

Anna:

– Tak, Maryjo, bo trzeba wzajemnie się szanować.

Jacek:

– Twoje wychowanie jest wspaniałe. Bo Ty nas wychowujesz do dojrzałości, do człowieczeństwa.

Maryja:

– Staram się też poszerzać wasze serca. Nade wszystko pragnę, abyście pokochali Jezusa, ale też nie narzucam wam tej miłości. Bo Syn mój godzien jest najwyższej i najczystszej miłości, na jaką człowiek może się zdobyć, a takiej miłości nie sposób nikomu narzucić ani nakazać. Czy to rozumiecie, dzieci?

– Tak. Tak. No pewnie – odpowiadamy.

Anna:

– Rozumiemy, że Pan pragnie otaczać się ludźmi kochającymi Go, a nie pochlebcami lub ludźmi interesownymi.

Grzegorz:

– Tych, którzy Go kochają szczerze, może bliżej przyciągnąć do siebie i więcej miłości im okazać (bo będą w stanie ją przyjąć).

Jacek:

– Ja szczególnie silnie reaguję, gdy widzę człowieka cierpiącego. I tak chciałbym mu pomóc...

Maryja:

– Jacku, ty doświadczasz drobinę tego, co stale odczuwa Jezus względem każdego z was. Tylko niektórzy dają się utulić i nasycić Jego miłością, a reszta odrzuca Go albo odpłaca nienawiścią.

Prosimy za różne osoby, m.in. za grupą znajomych posłów. Maryja odpowiada:

– Oni Mi się oddali i nigdy o nich nie zapomnę. A was chciałabym jeszcze prosić o pamięć o tych, którzy teraz konają, o chorych, zwłaszcza o tych, którzy cierpią. Wiesz przecież, Anno, jak ciężkie są noce. Nie bądźcie też tacy zimni w stosunku do waszych bliźnich w czyśćcu. Miłujcie się wzajemnie, bo przecież spotkacie się w miłości w królestwie Bożym.

Maryja:

– O kogo specjalnie się martwisz, Grzesiu?

Grzegorz:

– O ojca i ciotkę. O kuzynów też.

Maryja:

– A wy?

Hanna i Jacek:

– O kuzynów, o naszych bliskich...

– Prosimy za tych wszystkich, którzy działają w Polsce przeciw Tobie, przeciw Jezusowi.

Maryja:

– Oddawajcie ich Mnie. Mogę teraz (w swoim sercu) pomieścić was wszystkich, bo Syn mój udzielił Mi miłości swego serca – Serca Boga.

No to, dzieci, zakończyliśmy rozmowę modlitwą. Teraz pragnę udzielić wam błogosławieństwa Boga Najwyższego. Śpijcie, dzieci, spokojnie. +

Grzegorz:

– Chciałem jeszcze prosić o światło, czy protest do gazety (która określiła jakiegoś włoskiego malwersanta jako „potomka dwóch papieży”) przesłać do wiadomości nuncjusza. Nie chciałbym „robić szumu” koło siebie.

Maryja:

– Czy szum robisz naprawdę koło siebie?

Grzegorz:

– Dziękuję. Już wiem.


Potrzeba wam pomocy i pragnę ją wam dać

28 X 1992 r.

Mówi Pan:

– Dobrze, córko, że postanowiłaś przeczytać te „Słowa” moje, które wybraliście do zbioru „Dziękujcie Panu, bo jest miłosierny”. Od razu otrzymałaś odpowiedź: wyłączyliście te treści, które wydawały się wam niebezpieczne w okresie stanu wojennego i zaostrzonej cenzury państwowej. Teraz nie istnieje cenzura.

Dodam też, że nie działa należycie cenzura kościelna. (W znaczeniu: Chodzi o to, że Kościół Katolicki niemal zupełnie nie ostrzega przed wydawnictwami szkodliwymi dla wiary i moralności: teozoficznymi, okultystycznymi, satanistycznymi, sekciarskimi, wyszydzającymi religię i Kościół, pornograficznymi, a także podszywającymi się pod wydawnictwa katolickie. W obecnym zalewie prasy i książek pozostawieni własnemu osądowi ludzie gubią się; powinno się ich uczyć rozróżniać wydawnictwa i prasę wyraźnie szkodliwe lub wrogie).

Nie istnieje również społeczna, publiczna cenzura sumienia i rozumu. Dopuszczacie obrazy i treści pełne bezwstydu, lubieżne i demoralizujące, zwłaszcza młodych. Pod hasłem „demokracja” szerzy się treści deprawujące dusze lub wodzące na pokuszenie ludzkie emocje i złe instynkty, zachęcając do pożądania wszystkiego, co zdoła się kupić, posiąść, zagarnąć dla nasycenia swej wybujałej potrzeby posiadania, wyniesienia się nad innymi, dla zaspokojenia nadmiernej ambicji i pożądań ciała - nie tylko nieumiarkowanych, lecz i wyuzdanych lub wynaturzonych.

Nowe szatany dopuściliście do władzy nad sobą, nie zwalczywszy szatanów zabójstwa (zwłaszcza zabójstwa najbardziej bezbronnych, nie narodzonych), szatana pychy, kłamstwa zaślepiającego was, zawiści wzajemnej, chciwości, złodziejstwa i alkoholizmu. Dlatego tak źle się czujecie i tak osłabliście. Potrzeba wam pomocy i pragnę ją wam dać, jeśli jej zapragniecie.

Teraz powrócić powinno hasło, pod którym zwyciężają wojska anielskie: „Któż jak Bóg!” A więc wzywajcie Boga - niezwyciężonego Pana Zastępów, wzywajcie pomocy Maryi, Królowej Aniołów, i pomocy całego nieba. Nie bójcie się walki. Stawiajcie czoło przeciwnikom Boga i mówcie o odpowiedzialności za wychowanie społeczeństwa, które zostało tak omotane, że nie odróżnia bieli od czerni.


Obrona Kościoła powinna leżeć na sercu każdemu katolikowi

29 X 1992 r. Anna, Grzegorz

Mówimy o „Opus Dei”.

Grzegorz:

– Byłem na organizowanym przez nich spotkaniu, właściwie dniu skupienia. Zwróciłem uwagę, że bardzo akcentują podejmowanie przez każdego chrześcijanina zadań tam, gdzie postawił go Bóg, np. w jego miejscu pracy, nalegają na uświęcanie codzienności. Nie myślę teraz o wstępowaniu, ale chciałbym podtrzymać kontakty w celu współdziałania.

Do rozmowy dołącza się Pan:

– Bardzo dobrze zrobisz, Grzegorzu. Ciągle mówimy wam, Ja i Matka moja, żebyście się jednoczyli, aby przeciwstawiać się działaniom kierowanym przeciwko Mnie i mojemu Kościołowi (patrz m.in. 24 VIII 1992 r.). Jeżeli Maryja mówiła o przeciwstawianiu się stowarzyszeniom masońskim, to nie oznacza to brutalnej walki ani szkalowania czy insynuacji, lecz zwieranie szeregów przez katolików dostatecznie dojrzałych i mądrych, aby dostrzegali zagrożenia godzące bezpośrednio w cały naród, zwłaszcza w przyszłe pokolenia, i zbiorowo przeciwstawiali się im. Obrona Kościoła powinna leżeć na sercu każdemu katolikowi, zwłaszcza bierzmowanemu.

Powinniście się jednoczyć, nie obawiając się atakowania przeciwników, ale środkami prawnymi (nie wyłączając drogi sądowej). To co oni wykorzystują dla swoich celów, wy powinniście robić dla moich.

Anna:

– Na przykład mówić o braku tolerancji wobec wierzących, gdy się z nim zetkniemy.

– Wasz naród przetrwał dzięki mojemu Kościołowi i gotowości do ofiary z życia w obronie wartości dla was bezcennych, które w dużej mierze też przejęliście z chrześcijaństwa (z historii i tradycji Kościoła oraz z Pisma świętego, Starego i Nowego Testamentu).


Mnie potrzebne są teraz szeregi „wojska” – ludzi zdecydowanych walczyć w życiu społecznym o moje sprawy

29 X 1992 r. wieczorem. Anna, ks. Grzegorz, Grzegorz

Po wyjściu Szymona i Mariusza, z którymi rozmawialiśmy m.in. o „Opus Dei”, modlimy się we troje. Mówi Pan:

– Już zauważyłaś, Anno, że od niedawna mówimy wam, moja Matka i Ja, o polaryzacji postaw w waszym kraju. Pragniemy, aby wszyscy, którzy uznają się za katolików i zależy im na przetrwaniu mojego Kościoła, poznawali się, żeby się wspomagać i poznawać swoją siłę („zwierać szeregi”).

Rozmawialiście dzisiaj o „Opus Dei”. Jest ono może najbardziej prężnym ze wszystkich ruchów katolików świeckich. „Opus Dei” (dzieło Boże) mówi o tym, że Ja was prowadzę. Jeśli zezwolicie Mi na to, „Dzieło moje” będzie użyteczne, silne i czyste w swoich intencjach. Wszystko od was zależy, dzieci.

Lecz jeśli opieracie się wabiącym was różnym organizaqom masońskim, to może potraficie stworzyć przeciwwagę dla ich działania. Możecie stać się aktywną i dużo dobra czyniącą grupą wyróżniającą się tym, że jest ponad wszelkimi partiami politycznymi i instytucjami finansowo-gospodarczymi (banki, organizacje przemysłowe, zwłaszcza trusty i koncerny międzynarodowe, itp.). Każdemu z was potrzebne jest towarzystwo osób podobnie myślących. Bez tego czujecie się bezradni i bezbronni wobec grup aktywnie działających przeciw Mnie. A Mnie potrzebne są teraz szeregi „wojska” – ludzi zdecydowanych walczyć w życiu społecznym o moje sprawy.

Myślałaś (niedawno), Anno, że nieustannie przechodzicie z jednej próby w drugą przez kilkadziesiąt już lat i wtedy kiedy myślicie, że „teraz już będzie nareszcie wolność”, okazuje się, że to jest nowa walka, nowa próba, nowe przeszkody. Uważałaś, że już po prostu nie macie sił. Pomyśl jednak, że teraz nikt was za ujawnianie swoich poglądów nie karze. Możecie głosić je jawnie. Możecie też występować publicznie w obronie moich praw. I niczego więcej od was nie pragnę – pod tym jednakże warunkiem, że będziecie nie tylko słowem, lecz swoją postawą w życiu codziennym świadczyli o prawdzie swojej wiary, żyjąc wedle praw Bożych.

Moje kochane dzieci. Daję wam pełną wolność działania wedle własnych waszych potrzeb i umiejętności, wy tylko chciejcie. Pamiętajcie, że cokolwiek robicie dla bliźnich swoich, robicie to dla Mnie. A w jakiż to inny sposób możecie udowodnić Mi, że Mnie kochacie? Im bardziej staniecie się wyczuleni na potrzeby ludzkie, tym bliżej będę z wami, aby je wskazywać i abyśmy mogli tym potrzebom zaradzić.

Dobrze zrobisz, synu, jeżeli idąc do „Opus Dei”, zabierzesz ze sobą Szymona. Jeżeli uznasz, że warto przystąpić do współpracy z nimi, możesz powiedzieć to wielu aktywnym katolikom, których znasz. Jutro, Grzegorzu, będę z wami (na spotkaniu z biskupem). O nic się nie martw.

A teraz daję wam obu błogosławieństwo. Pragnę powiększyć waszą nadzieję. Przymijcie też radość z tego, iż zechciałem przyjąć was do współpracy ze Sobą.

Grzegorz:

– A to jest wyróżnienie, zaszczyt, radość i szczęście!

Pan:

– ...i chwała w moim Królestwie, jeśli swoje zadanie wypełnicie uczciwie.

– Dziękujemy Ci, Panie.

Pan:

– A ty, Anno, nie płacz, bo cały czas żyjesz w naszym domu pod moją opieką i twojej miłości jestem pewien.

  Anna:

– Dziękuję Ci, Panie.

Pan:

– Błogosławię was, moi kochani synowie, i ciebie, córko. +


Tekst, który wam przyobiecałem...

30 X 1992 r. Anna, Grzegorz

Grzegorz:

– Czy chcesz, Panie, powiedzieć, czego od nas oczekujesz w najbliższym czasie?

Pan:

– Moi kochani. Zadecydowałem, aby zbiór wszystkich moich słów do waszego narodu został wydrukowany, ponieważ prawie nikt z osób, które je otrzymały (księża), nie chciał ich szerzyć, a są wam bardzo potrzebne. Pragnę, aby zostały jak najszybciej wydane. (...) Tekst, który wam przyobiecałem, wyrazi w ogromnym skrócie całość moich zamiarów, a zwłaszcza pilną konieczność działania w najbliższym czasie (wydaje się, że chodzi o dwa...trzy lata). Jeżeli chcecie, dzieci, przygotujcie się na jutro. Określ, Anno, o jakiej porze.

Anna:

– Jeżeli można, Panie, to o wpół do pierwszej. I wtedy siadamy od razu do pracy, dobrze?

Pan:

– Dobrze, dzieci, dobrze. A swoją drogą, synu, pomyśl o słowach Matki mojej, tych, w których mówiła o dwóch zadaniach, jakie Ja przed wami stawiam. Teraz, dzieci, przyjmijcie moje błogosławieństwo. Cieszy Mnie, że zauważyliście mój udział w rozmowie. To są ciągle moje sprawy, chociaż – jak wszystko, co dla was czynię – służyć mają wam, a nie mojej chwale. +


Mój lud opuścił Mnie

2 XI 1992 r. Anna, Grzegorz

Robimy korektę tekstu, który Pan podał 31 października – tekstu ważnego i pilnego. W przeciwieństwie do dawniejszych „Słów Pana” nie był on dyktowany w całości słowo za słowem. Po raz pierwszy Grzegorz bierze w korekcie aktywny udział, np. zwracając uwagę na miejsca, w których dostrzega luką w toku rozumowania bądź nie dość jasne sformułowanie, a także pomagając w doborze właściwszych słów, lepiej wyrażających myśl Pana. Tekst z 31 X 1992 r. po wszystkich zmianach przybiera postać:

Mówi Pan:

Jeszcze raz zwracam się do was, moje polskie dzieci.

Pogrążyliście się w chaosie, a Ja dopuszczam ten stan, abyście wreszcie zrozumieli, co dzieje się z poszczególnymi ludźmi – a co stać się może też z całym narodem – wtedy, gdy odrzuca się własną, od wieków uznawaną hierarchię wartości na korzyść wpływów obcych, które pragnie się ślepo naśladować.

Kiedy dotyczy to wpływów Zachodu, nie bierzecie pod uwagę tego, iż tamtejsze społeczeństwa o wiele dalej niż wy odsunęły się od chrześcijańskich wartości, gdyż dłużej od was dawały się zatruwać wpływom mającym na celu zniszczenie mojego działania w duszach ludzkich. Wy widzicie tylko kształt „złotego cielca” i usiłujecie jednym skokiem pokonać odległość dzielącą was od „raju dobrobytu”, założonego na ludzkich interesach i ambicjach, nie zaś na opoce moich praw. Nie zauważacie, że w tych bogatych krajach ogromne masy ludzkie odrzuciwszy prawa moje i obowiązki chrześcijanina powróciły w rzeczywistości do pogaństwa i uległy degradacji. Odrzuciły Boga jako Stwórcę, kochającego Ojca i Pana ludzkich losów, a co za tym idzie, odrzuciły godność synów Bożych na rzecz istnienia w buncie i sprzeciwie, w lekceważeniu i w pogardzie wszelkich moich praw. Rośnie wśród nich nienawiść do Mnie samego. Coraz liczniejsze stają się szeregi omamionych nieprzyjaciół moich.

Wy przez wiele lat żyliście w znieprawiającym systemie komunistycznym. Jakże wielu wśród was uległo zniewoleniu i przystosowało się przyoblekając się w obłudę albo też odrzuciliście wszelkie związki z chrześcijaństwem na rzecz „wolności”, zwłaszcza w zakresie etyki. Obłuda wasza wyraża się tym, że prywatnie prowadziliście życie pozornie chrześcijańskie, a publicznie – ateistyczne. U wielu z was nastąpiło zerwanie z życiem istotnie chrześcijańskim poza cienką fasadą wypełniania obowiązków publicznych: chrzty i pierwsze komunie dzieci, katolickie śluby i pogrzeby, ewentualnie uczestnictwo w mszach niedzielnych czy świątecznych. Kłamiecie Mi, gdyż najważniejszą sprawą pomiędzy Bogiem a człowiekiem jest: „Będziesz miłował Pana, Boga swego, całym swoim sercem, całą swoją duszą, całym swoim umysłem i całą swoją mocą” (Mk 12, 30). Jeśli to najpierwsze przykazanie łamiecie, tym łatwiej naruszacie wszystkie inne przykazania moje – dane wam przecież ku pomocy, abyście dojrzewali do pełni człowieczeństwa. Lecz wy zasmakowaliście w komunistycznej wolności od niego. Straciliście godność nie tylko dzieci Bożych, ale i Polaków.

Kto odrzuca Mnie, odrzuci prędzej czy później kolejne wysokie wartości duchowe. W waszym narodzie miłość ojczyzny była czymś godnym najwyższej czci, najczystszej służby, aż do ofiary z życia. W pojęciu „Ojczyzna” umieściliście wielkie wartości chrześcijańskie: miłość społeczną, poczucie godności człowieczej i braterstwa, szacunek dla wolności własnej i cudzej oraz tolerancję, w której żyły szczęśliwie, nie mszcząc się wzajemnie, różnorodne nacje i religie. Ojczyzna wasza była tak wielkoduszna, że przygarniała łaskawie obcoplemieńców i uciekinierów. Niemcy, Żydzi, Ormianie, Tatarzy i Włosi, arianie, ewangelicy i katolicy szkoccy – wszyscy znajdowali tu swój dom i wolność pielęgnowania swoich religii i tradycji. Teraz dajecie się skłócać ze sobą i pobudzać do nienawiści. Straciliście poczucie odpowiedzialności za swoją wspaniałą ojczyznę. Lekceważycie i nie znacie historii, kultury i tradycji własnego narodu. Straciliście ojczysty grunt pod nogami i toniecie.

Wielu z was odrzuciło również najwyższe wartości narodowe, wśród których pierwszą była przynależność do kultury zachodnio-chrześcijańskiej (łacińskiej), dobrowolnie przed wiekami przyjęta. Tym samym odrzuciliście przynależność do mojego Kościoła, a z nią utraciliście kompas sumienia.

Utraciliście też pojęcie służby swojemu narodowi na rzecz jakże niskiego pojęcia kariery politycznej, w której różnorodne partie walczą ze sobą, wydzierając sobie co bardziej pożądane funkcje i stanowiska, lub zwróciliście się ku zaspokajaniu swojej żądzy posiadania za wszelką cenę, również za cenę oszustwa. Tak iż uczciwa, rzetelna, wytrwała praca wydaje się wam sprawą śmieszną; tym bardziej – służba. Nie macie poczucia odpowiedzialności za cały naród i nie chcecie zrozumieć jego potrzeb. Widzicie tylko interes własnej partii lub grupy zawodowej i w powszechnej biedzie walczycie o własne korzyści kosztem ogółu społeczeństwa. Jest to zdumiewające w narodzie, który mieni się chrześcijańskim. Mój lud opuścił Mnie. Bo przecież Ja, wasz Pan, bezinteresownie służę światu mocą moją i do takiej współpracy powołuję was. Jeszcze w okresie ostatniej wojny do obrony własnych wartości zrywał się cały naród. Teraz nawet nie wiecie, jakie one są, jakżeż więc moglibyście stawać w ich obronie?

W trakcie korekty następuje dygresja na temat „sposobu pracy”:

Anna:

– Czy nie było lepiej, Panie, gdy Ty dyktowałeś Twoje słowa zdanie po zdaniu?

Pan:

– Lecz obecnie wy dodajecie swój trud.

Grzegorz:

– Ale czy to „Słowo” będzie równie Twoje (jak poprzednie)?

Pan:

– Jest moje, ponieważ Ja chcę, żebyście to powiedzieli. Jeśli zaś spełniacie moje życzenia, Ja dodam do tych słów moją moc.

Anna:

– A biskupowi jak to wytłumaczymy: Twoje, Panie, czy nasze?

Pan:

– Zaraz wam to wyjaśnię. Czasem dyktuję wam słowo po słowie, a w innym dniu ukazuję wam szerzej to, o czym chcę powiedzieć i spodziewam się, że sami wasze zrozumienie przyobleczecie w słowa. Czyżby nie wolno Mi było postępować tak jak chcę?

Anna:

– Oczywiście, że wolno. Tylko czasem zaskakujesz nas tym, Ojcze.

Pan:

– Dzisiaj zaskoczyłem was w inny sposób. Chciałem, aby Grzegorz na równi z tobą uczestniczył w kształtowaniu moich słów.

Grzegorz:

– Dziękuję, Panie.

Anna:

– Tak, ale ja myślałam, że to ja źle pracuję, że to moja wina, że Grzegorz tak musi mi w tym pomagać.

Pan:

– Ale już tak nie myślisz.

Anna:

– Nie, ja się bardzo cieszę, że Grzegorz może...

Pan:

– Trzeba było Mnie zapytać. Czy kiedykolwiek powiedziałem ci, że „tego ci nie wyjaśnię”?

Anna:

– Nigdy.

Pan:

– Nie dosyć na tym, że nigdy, ale zawsze staram się wytłumaczyć ci to, o co pytasz, jak najjaśniej, jak najprościej, abyś mogła dzielić się z innymi.

Anna:

– Chyba że dochodzę do granic pojmowania, jak wtedy, gdy mówiłeś o Trójcy Świętej (tekst jest zamieszczony w I tomie „Bożego wychowania”). I tej treści nie potrafię wyrazić własnymi słowami, a tylko przekazać słowa usłyszane.

Pan:

– Daję wam całą wieczność na coraz głębsze poznawanie Mnie. Tu, na ziemi, kiedy żyjecie w ciele fizycznym, możecie poznawać tylko w zakresie jego możliwości, ale za to możecie przekształcać materię i czynić ziemię – Mnie poddaną.

Anna:

– Zachowujemy się jak dzieci. Najpierw niszczymy lub bawimy się światem, a potem w miarę dorastania z entuzjazmem młodości próbujemy go ulepszać.

Pan:

– Przecież każdy człowiek musi przejść przez okres dziecięctwa, żeby stać się dojrzałym. Ziemia po to jest mu dana. Kiedy dochodzi do dojrzałości, przenoszę go do mojego Królestwa.

Powracamy do dalszego zapisywania „Słowa”. Pan mówi:

Jak do was mam mówić? Chcę wam pomagać, ale na czym mam się opierać, skoro nie macie „kręgosłupa”, gdyż odrzuciliście własną hierarchię wartości lub lekceważycie ją. A może nie zależy wam na tym, abym z wami został? Może wszystko wam jedno, kim jesteście, ku czemu dążycie i po co istniejecie? Mam więc was porzucić, abyście zginęli wyniszczając się wzajemnie w zacietrzewieniu i niezgodzie? Mamże więc odejść?

A jeśli nie, to co Mnie zatrzyma?

Gdy Pan to powiedział, zrobiło się nam bardzo niewyraźnie, po prostu przestraszyliśmy się, spróbowaliśmy jednak odpowiedzieć.

Anna:

– Chyba, Panie, prośby Twojej Matki a naszej Królowej. Ona będzie prosiła za nami, bo stała się naszą Matką. Matka nigdy się swoich dzieci nie wyrzeknie.

Grzegorz i Anna:

– Jeszcze prośby naszych zmarłych w Twoim domu, bo oni złożyli Ci życie w ofierze za Polskę.

Anna:

– A poza tym, Panie, Ty powiedziałeś, że jesteś wierny sobie samemu. I powiedziałeś, że jesteś naprawdę naszym Ojcem. Czy Ojciec może zostawić dzieci, nawet głupie, i odejść?

Grzegorz:

– I weź, Panie, pod uwagę tych chorych, słabych, zmęczonych, którzy orędują za Polską, i za tymi zagubionymi, którym się wydaje, że Ciebie nie chcą.

Anna:

– Weź, Panie, pod uwagę naszą Polonię (przede wszystkim na Wschodzie), która Cię nie odrzuciła.

Anna:

– A może byś, Panie, potrafił obudzić Twój Kościół hierarchiczny i wstrząsnąć nim?

Grzegorz:

– Trzeba obudzić cały Kościół, nie tylko hierarchię. Cały naród.

Pan:

– Znowu chcielibyście, żebym coś robił siłą?

Anna:

– Panie, ale jednak czasem to robiłeś. Dlaczego nie mógłbyś i u nas?

Pan:

– Dajcie Mi przykłady.

Anna:

– Posłałeś anioła, żeby wyprowadził Piotra z więzienia.

Grzegorz:

– I Pawła.

Anna:

– A przejście przez Morze Czerwone to nic? Tylko nie rób z nami, Panie, tego, co zrobiłeś z Sodomą i Gomorą.

– A Zesłanie Ducha Świętego. Co apostołowie by zrobili, gdyby nie Twoja pomoc? Dalej kryliby się po kątach.

Pan:

– Pokaż Mi taki moment, w którym odmieniłem swoją decyzję.

Anna:

– Król Ezechiasz, któremu przydałeś piętnaście lat życia.

Grzegorz:

– Niniwa (pokutująca).

Anna:

– Jestem przekonana, że także Jasna Góra w czasie najazdu szwedzkiego i bitwa pod Wiedniem, i pod Lepanto.

Pan:

– A „cud nad Wisłą” w 1920 roku? Tam odpowiedziałem na prośby mojej Matki.

Grzegorz:

– Pamiętasz, Anno? Mówiła o tym twoja Mama.

Anna:

– A ci co w Katyniu dawali życie za Polskę? Sam to nam mówiłeś. Na ich prośby jeszcze nie odpowiedziałeś. A tacy jak generał „Nil”? Ty jeszcze nie odpowiedziałeś.

Grzegorz:

– Panie, nawet nie dla naszych zasług, ale przecież to odrodzenie świata jest potrzebne wszystkim, nie tylko nam, Polakom.

Pan:

– A wy chcielibyście mieć w tym dziele udział?

Grzegorz:

– Bardzo.

Anna:

– Tak. Wszyscy chcemy. A ci, co ginęli oddając swoje życie za odrodzenie Polski? Czy to nie ma względu (u Ciebie, Panie)!

Pan:

– Ja mam wzgląd na moją wierność.

Anna:

– Przecież my Ci, Panie, nie możemy powiedzieć, jak to masz zrobić. My nie widzimy możliwości. Ale Ty możesz wszystko, i to w jednej sekundzie, kiedy powiesz „chcę”.

Pan:

– A wolna wola ludzka?

Grzegorz:

– A orędownictwo jednych za drugich, jak Abrahama?

Anna:

– A nawrócenie św. Pawła w drodze do Damaszku? „Dyszał żądzą zabijania uczniów Pańskich” (Dz 9,1), a jednak ukazałeś mu się, Panie.

Grzegorz:

– ...i to wystarczyło, by rozpoznał Prawdę i Miłość.

Anna:

– Panie, przecież często to nie jest zła wola ludzka, lecz ślepota duchowa.

Pan:

– A wy oboje wierzycie, że chcę wam, Polakom, pomóc?

Grzegorz:

– Nie mamy wątpliwości, Panie.

Anna:

– Przecież jesteś naszym Ojcem. Ty, Panie, sam znajdziesz drogi i możliwości, jak będziesz chciał. Nic Ci nie możemy pomóc, tylko ufamy Tobie. A ja mówię w imieniu bardzo wielu ludzi; i Grzegorz też. Oni też powiedzą, że ufają Tobie.

Wyliczamy wiele osób, duchownych i świeckich, żywych i już zmarłych.

Anna:

– ...bo przecież wszyscy jesteśmy żywi, Panie, tu i w Twoim Królestwie.

Pan:

– A więc mówicie Mi „ufamy Tobie”?

Grzegorz:

– Tak. I ci, którzy oddali się w niewolę Maryi za wolność Kościoła w Polsce i świecie; i ci, co ponawiają akt oddania prosząc, by nasze rodziny, parafie i cała Ojczyzna była rzeczywistym królestwem Twoim i Maryi. I ci, którzy odmawiają koronkę do Miłosierdzia Bożego i inne wezwania, mówią Ci, że Ci ufają – nie tylko ustami, ale i sercem i wolą.

Pan:

– Tak więc twierdzicie, że bardzo wielu ludzi liczy na Mnie, prosi Mnie i oczekuje mojej pomocy?

Grzegorz:

– Tak, Panie.

Anna:

– To ja Ci, Panie, dołożę jeszcze choćby siostrę Faustynę, ojca Kolbe, Anielę Salawę, Celakównę. I dominikanki z Nowogródka rozstrzelane przez Niemców. I jeszcze tych, co zginęli za Polskę w okresie komunizmu i w czasie wojny, i w partyzantce, i w Powstaniu Warszawskim, i na frontach całej niemal kuli ziemskiej.

Wyliczamy różne osoby.

Anna:

– Sam wiesz, Ojcze. Ginęli najwartościowsi. A ci wywiezieni na Wschód. A nasze więźniarki z Ravensbruck czy na Pawiaku, czy w Majdanku. Ogólnie biorąc, nie możesz nas zawieść, bo byś zawiódł całą Polskę tysiącletnią, nie tylko nas dzisiaj. Nie możesz się nas wyprzeć.

Pan:

– Nie, nie mogę. I nie chcę. Nie zawiodę też Matki mojej, która płacze nad wami.

Anna:

– Aż tak źle jest z nami?

Pan:

– Tak.

Kiedyś powiedziałem wam, że dla jednego zawierzającego Mi człowieka gotów jestem uratować całe miasto, a wy wyliczacie Mi tak wielu swoich rodaków zawierzających Mi. Jakżeż mógłbym was pozostawić?

Anna:

– Ale chciałeś, Panie, dowiedzieć się od nas, że Ci ufamy?

Pan:

– Tak, głodny jestem waszego zawierzenia, waszej miłości. Pamiętajcie także o tym, że moja Matka jest człowiekiem (ze zrozumienia: z pełnią wrażliwości i głodu miłości, potrzeby bycia kochaną i bycia potrzebną...)

Moje dzieci, jakże bardzo was kocham, wszystkich. Obiecuję więc wam pomoc moją. Postaram się obudzić Kościół mój i cały naród.

Ale na dzisiaj dosyć. Grzegorzu, umów się z księdzem biskupem na środę. Już dużo pisania nie będzie. A teraz przyjmijcie moje błogosławieństwo, dzieci. Przyciskam was do serca jako przedstawicieli i orędowników waszego narodu. Błogosławię wam, waszym domom i całemu Krajowi. +