Anna - ŚWIADKOWIE BOŻEGO MIŁOSIERDZIA -



VII

PAN MÓWI SAM O SWOICH DZIECIACH – LUDZIACH



Pan nasz, Jezus Chrystus, nie tylko zezwalał na rozmowy z moimi zmarłymi krewnymi i przyjaciółmi, lecz sam do takich rozmów zachęcał, odpowiadał na pytania, wyjaśniał sprawy trudne, np. naszego cierpienia i śmierci. Sam mówił o spotkaniu z Nim, o naszym oczyszczeniu, o usprawiedliwianiu nas, a także o swojej miłości do nas i współczuciu. Mówił o wielkości daru, jakim jest Jego Krew za nas wylana, która ma moc oczyszczać nas. Mówił wreszcie o pomocy Jego i naszej Matki, Maryi, na którą zawsze możemy liczyć, bo Ona wstawia sie nieustannie za nami.


ZAWIERZCIE MARYI


14 marca 1989 r. pytałam Pana, czy to, co już przygotowaliśmy do niniejszego wyboru, wystarczy, czy też Pan chciałby, żebym rozmawiała z kimś jeszcze. Pan nasz odpowiedział:

– Treści o moim świecie mamy już dosyć. Wiesz, czego brakuje? Moich słów o Matce mojej i waszej Orędowniczce, Wspomożycielce, Ucieczce grzeszników. I to powiem ci Ja sam w sobotę Wielkiego Tygodnia, jeśli dasz Mi czas. Ja w tym dniu (Święto Zwiastowania Pańskiego – przeniesione ze względu na Wielkanoc na inny termin) uczcić pragnę najdroższą Mi i najwierniejszą Matkę, Przyjaciółkę, Towarzyszkę życia i śmierci. Ona jest radością czyśćca, Matką dobrej śmierci, obroną waszą. Maryja nieustannie wstawia się za wami, błaga i szuka ratunku dla każdego z was.


25 marca w Wielką Sobotę Pan spełnił swoją obietnice. Najpierw polecił mi odmówić w skupieniu litanię loretańską. Następnie rozpoczął objaśnianie:

– Pragnę ukazać wam rolę Matki mojej, Królowej nieba i Matki waszej, w dziele waszego oczyszczania się i przygotowania was do wejścia w mój dom.

Poleciłem ci przeczytać wezwania z litanii loretańskiej i wskazałem sam wezwania szczególnie uprawniające was do zawierzenia Maryi. Bo Ona jest rzeczywiście „Wspomożeniem wiernych”, teraz i w czyśćcu; jest ”Uzdrowieniem chorych”, na duszy i na ciele; a przede wszystkim jest „Ucieczką grzesznych”, bo nie ma wśród was czystych poza Nią jedną, Niepokalaną, „Przybytkiem Ducha Świętego”, „Matką Zbawiciela” i Współzbawicielką waszą (poprzez ogrom cierpienia przeżytego wraz ze Mną). Jest „Matką Kościoła” i „Bramą niebieską” dla tych, którzy zaufają Jej macierzyńskiej miłości.

Ja sam dałem Matkę swoją za Matkę wam wszystkim, ludzkości całej, nie tylko Kościołowi mojemu, który czci Ją i Jej orędownictwu zawierza, podczas gdy ci, którym ono jest najbardziej potrzebne, odrzucają Matkę moją lub nic o Niej nie wiedzą. A przecież konieczna jest wam wszystkim stała, wytrwała i bezwarunkowa miłość – miłość „pomimo wszystko”. Taką właśnie jest miłość Matki.

Znam was tak dobrze, iż pomiędzy sprawiedliwością moją a wami postawiłem Maryję, człowieka, a więc siostrę waszą, rozumiejącą was i współczującą wam, lecz także Matkę Boga, przezeń wybraną i ukochaną, bez grzechu poczętą, nieskalaną i zawsze wierną, przeto mogącą wam wyprosić wszystko, gdyż nic w oczach Boga nie przesłania pełni Jej miłości.

Ona powiedziała: „Oto ja, służebnica Pańska, niech mi się stanie według twego słowa” – a zamiar Boga dotyczył dzieła zbawienia ludzkości i wciąż trwa. Trwa też w swojej misji macierzyńskiej względem was Matka moja, widząca w każdym dziecku Bożym odbity obraz mój. Usiłuje zatem przywrócić memu podobieństwu jego prawdziwy blask, aby żadne z marnotrawnych dzieci nie zginęło. Matka moja, stojąc pod krzyżem i podzielając Mękę moją, poznała straszliwą cenę szczęścia każdego z was, i wie, co dla Mnie znaczycie. Dlatego nieustannie ofiarowuje sprawiedliwości Bożej Krew moją, odkupiającą winy wasze, i błaga o zmiłowanie nad wami – zamiast was, bo jakże rzadko wspólnie z wami...

Właśnie dla tych, którzy sami nie chcą, nie potrafią lub nie mogą zdążyć oczyścić się przed sądem, Ona jest ostatnim ratunkiem, „Ucieczką grzeszników”. Wystarczy decyzja woli, czasem jedna myśl: „Matko, ratuj!”, aby mogła objąć swoim wstawiennictwem najbardziej zatwardziałego grzesznika. Lecz skoro nie znacie dnia ani godziny waszej śmierci, słuszniej byłoby, abyście prosili stale: „Święta Maryjo, Matko Boża, módl się za nami grzesznymi teraz i w godzinę śmierci naszej”. Ona nie zapomina. Lecz jeszcze lepiej jest oddać się Jej opiece, trosce i prowadzeniu jak najwcześniej, serdecznie i z zaufaniem. Maryja doprowadzi was do Mnie najprostszą drogą, bo matka zawsze stara się ułatwić wszystko swemu dziecku. Jeszcze doskonalej jest powierzyć się miłości Maryi, jako swej Matce w wieczności, i prosić, aby Ona uczyła was służby – wedle służby swojej. Wtedy macie pewność, iż staniecie się pomocnikami Królowej waszej w Jej służbie światu. Wtedy Ona przyprowadzi was do Mnie dostatecznie wcześnie, abyśmy zawarli przyjaźń, abyście – przez Nią przygotowani – stali się towarzyszami w moich dziełach, które wśród was prowadzę. Ona, jako Matka, tak was rozumie, że bez błądzenia i żmudnych poszukiwań staniecie na tym z moich pól, na którym najwięcej pożytku przyniesiecie – dla własnej waszej radości, dzieci! Ja świat przemienić mógłbym w jednej sekundzie w królestwo moje, lecz gdzież byłaby wtedy chwała wasza, wasze szczęście ze współpracy ze Mną, wasza świadomość, że jesteście Mi mili, potrzebni i że niezastąpiony jest Mi każdy z was? Chwałą nieba są moi przyjaciele; a kimże oni są? Waszymi starszymi, dojrzałymi braćmi, przedtem tak samo jak wy w trudzie borykającymi się ze sobą i ze światem. Jakże wielu z nich przyprowadziła Mi Matka moja.

Obawiacie się świętości Boga, Jego sprawiedliwości i majestatu, ale któż by obawiał się Matki? Takiej Matki! Najczulszej, najtroskliwszej, pełnej współczucia i zawsze wszystko wam wybaczającej. Ona rozumie was i tłumaczy, wciąż prosi za wami, a im bardziej chorzy na duchu jesteście, tym usilniejsze są Jej starania. Bo Maryja wybrana została przez Boga, by zostać najbliższym Mi człowiekiem na drodze życia ludzkiego. Jakże więc czysta być musiała, jak subtelna i ofiarna, jak skromna, cicha, głęboko pogrążona w uwielbianiu Ojca, jak zupełnie pozbawiona miłości własnej, jak doskonała, aby mogła nade Mną, Bogiem swoim i dzieckiem zarazem, sprawować opiekę? Ojciec Niebieski Jej miłości zawierzył życie moje. Czyż wy nie powinniście tym bardziej zawierzać Jej siebie...?

I jeszcze jedno, dzieci. Matka zna najlepiej naturę swego dziecka. Zna wszystkie jego zalety, jak również wady, nawet te najszpetniejsze, ale nie brzydzi się go i nigdy nie wyrzeknie, nawet wtedy, gdy wydawałby się najbardziej zdeprawowany i gdy w jego poprawę nikt już by nie wierzył. Nikt prócz Matki. Matka ma zawsze nadzieję. Jeśli nie na ziemi, to jeszcze przed sądem Boga tłumaczy, usprawiedliwia, szuka nawet najmniejszego dobra w swoim dziecku i ukazuje je, a jeśli zawiedzie wszystko i syn marnotrawny nic na swoje usprawiedliwienie nie posiada, wtedy ta Matka, nieugięta w obronie waszej, oddaje Ojcu Niebieskiemu swój okup: Krew Syna swego, Krew moją, brata waszego, za was przelaną. Wszelako Ona ma dostęp otwarty do Serca Boga, była bowiem najdoskonalszą Matką, służebnicą najwierniejszą, uczestniczyła w Męce mojej i oddała za wasze grzechy wszystko, co miała najdroższego: Jezusa, Syna umiłowanego, gdy pod krzyżem konała z boleści wraz z Nim.

Dlatego ofiara Krwi mojej dokonana przez Maryję, kochającą najdoskonalej z was, inną ma cenę w Sercu Boga – który jest Miłością – niż ofiary wasze – ludzi grzesznych – i dla Jej błagań gotów jest przechylić sprawiedliwość swoją na rzecz zmiłowania.

Matka moja pozostaje Matką waszą i w wieczności, dlatego również w czyśćcu was nie opuszcza, lecz pomaga. Pomoc Jej mają przede wszystkim ci, którzy powierzali się Jej za życia lub w godzinie śmierci. Zależnie od stopnia waszego rozwoju wewnętrznego w momencie przejścia do świata mojego otrzymujecie Jej czułość, uspokojenie i pociechę, potem Maryja uczy was, tłumaczy, budzi nadzieję w pewność mojej miłości. Zwłaszcza nauka miłości jest wam potrzebna, bo wielu z was nigdy i nikogo nie kochało prawdziwie. Jak łatwo jest pojąć, czym jest miłość, w obecności osoby kochającej bezmiernie. W obecności Maryi „prześwietlonej” miłością Boga chłoniecie Jej miłość tak, jak niemowlęciu udziela się radość i ciepło uśmiechu matki.


Szczęśliwi, ...którzy Ją naśladowali


Szczęśliwi ci, którzy za Matkę uznali Ją w godzinie śmierci. Po stokroć szczęśliwsi ci, którzy czcili Ją w życiu. Lecz ci, którzy Maryję za Matkę wybrali i w Jej obecności starali się żyć, słuchali jej natchnień i naśladowali, jak mogli – ci są wybrańcami prawdziwie. Bo Maryja w godzinie ostatecznej próby przyprowadza Mnie. Ja zaś przybywam jako Syn na wezwanie ukochanej Matki, pełen wzruszenia i radości, gdyż więź pomiędzy Nami jest nieustającą wymianą miłości. W tej atmosferze szczęścia zanurzony zostaje umierający człowiek i jak małe dziecko złożony przez Matkę w moje ręce. Czyż może mu cokolwiek zagrozić? Wszak zamiast sądu spotyka się z radością, otoczony jest staraniem, troskliwością, opiekuńczą miłością, bo zaiste, oto narodziło się nowe dziecko Boże, aby na zawsze połączyć się z Ojcem swoim.

Jeśli nawet wymagacie oczyszczenia, Matka was już nie opuści. Dlatego to, co brudne, opada z was szybko, aż „ponad śnieg bielsi” zostajecie wprowadzeni przez Maryję w bramy nieba, którego jest Królową.

Wam, Polakom, Matka moja stała się szczególnie bliska. A darzy was Ona miłością bezgraniczną; stąd tylu waszych świętych, oddanych Jej dzieci, przy Jej pomocy uzyskało niebo. Myślisz o ojcu Kolbem, o Stanisławie Papczyńskim... Córko! Liczba twoich rodaków przez Nią do Mnie doprowadzonych jest ogromna. Wśród nich jest i twój ojciec. Dziękuj więc Matce mojej i głoś to, co ci teraz powiedziałem.

Zapewniam, że nikt, kto czcił Maryję i słuchał Jej wskazań, nie zginął, a otrzymał życie wieczne.

Masz wątpliwości, córko. Pytasz, jaka droga ku Mnie jest najlepsza (przez Maryję czy bezpośrednia). Otóż najdoskonalszą jest droga przyjaźni i przeżywania życia ze Mną aż do śmierci. Lecz właśnie Ona, Maryja, przeszła ją pierwsza – w całości, jak żaden z was, aż po krzyż – jako Matka, obrońca, wychowawca, przyjaciel, towarzysz drogi, współuczestnik cierpień i konania. Dlatego Ona właśnie rozumie Mnie najgłębiej, jak istota stworzona zrozumieć może Stwórcę swego, i Ona doprowadzi was do Mnie szybciej i doskonalej, niżbyście sami mogli dojść. Matka moja i wasza każdego z was powierza Mnie. Wyniesiona ponad najwyższe duchy anielskie, Królowa wszystkich świętych, Matka ludzkości, pozostaje nadal Służebnicą Pańską i drogę ku Mnie sposobi na ziemi. W trosce o wasze dalsze istnienie i zbawienie wasze stara się zwracać wszystkie serca ku Mnie i Mnie szykuje pracowników na żniwa. Jest Matką ludzi, nauczycielką i przewodniczką wśród mroków ziemi. Całą ludzkość ogarnia miłością i pragnie oddać Mnie – Zbawczej Miłości, Światłości Świata.

Błogosławieni ludzie, którzy Jej zawierzą.

Błogosławione narody, które Królową swą i Matką Ją wybierają.

Błogosławiony jesteś, narodzie polski, bo Ona oręduje za tobą przed tronem Boga. Błogosławiony będziesz przez pokolenia, jeśli posłuszny pozostaniesz swojej Królowej.

Maryja wciąż was ratuje i Ona wyprosiła wam udział w mojej służbie. Razem będziemy pracować nad odrodzeniem świata, gdyż Ja zawierzam Matce mojej i z Jej poręki w obronę was biorę. Dlatego nie zginiecie, a jako pierwszy naród staniecie się sługą zamierzeń moich. Naprawicie przeszłe błędy braci waszych, a współczesnemu światu przedstawicie wizję nową: obraz życia wspólnoty narodu postępującego drogami Pańskimi, współżyjącego z Bogiem swoim i budującego nowe przymierze pomiędzy Ojcem a dzieckiem Jego, człowiekiem.

Błogosławieństwo Boga Najwyższego niech spocznie na tobie i na twoim narodzie.


TAK BARDZO BOLEJĘ NAD WASZYMI CIERPIENIAMI


2 I 1984 r. Pan powiedział mi:

– Powiedz Krystynie, twojej krewnej, że o córkę jej Ja się troszczę, a ona sama niech zwraca się ku Mnie, aby uzyskać siły i moją pomoc. Ewa nigdy na ziemi nie była taka szczęśliwa, jaką jest w moim świecie. Oczekuję jej rychło, a miłość moja ją otacza.


8 V 1984 r.

– Chcesz dowiedzieć się o Ewę, by pocieszyć jej matkę. Ja silniej tego pragnę. Krystyna jest Mi tak droga jak ty i cierpię nad jej bólem, opuszczeniem i smutkiem. Dlatego teraz powiedz jej, że tak, jak to obiecałem jej ojcu, Stefanowi, któremu wiele odpuściłem ze względu na jego nagłą i przedwczesną śmierć (Stefan, starszy brat mego ojca, został rozstrzelany jako zakładnik w 1939 r. w Gostyninie), zabrałem Ewę do siebie w dniu przyrzeczonym (tj. w I niedzielę po Wielkanocy, Niedzielę Miłosierdzia według pragnień Pana wyrażonych siostrze Faustynie Kowalskiej).

Ewa jest ze Mną. Możesz to z pełną odpowiedzialnością powiedzieć jej matce. Zrób to zaraz!


Niedziela Miłosierdzia


To Ja życzyłem sobie, aby pierwsza niedziela po święcie mojego Z-martwych-powstania czczona była jako dzień Miłosierdzia Bożego nad wami, dzień, w którym wszystko stać się może udziałem tych, którzy zawierzą mojemu miłosierdziu. Zmiłuję się nad każdym, kto Mnie wezwie i mojej miłości zaufa. Któż z was zaś bardziej Mi ufa niż ci, którzy już zmiłowania dostąpili i oczekują w tęsknocie i pragnieniu spotkania z Miłością, skruszeni, świadomi swoich win i zaniedbań i opłakujący je?

Niczego bardziej nie pragnę, aniżelibyście żyli w prawdzie – nie w kłamstwie. Kiedy przechodzicie w świat duchowy, stajecie wobec prawdy o was samych i o waszym stosunku do mojej miłości, którą odkrywacie w waszym istnieniu i o mojej dla was pomocy i trosce, teraz poznanej i zrozumianej. Jeśli tylko otworzycie się na tę prawdę i zapragniecie całą mocą ducha odpowiedzieć miłością na miłość, którą was ogarniam, szczęście moje jest tak wielkie, że zapominam wam wszystko zło całego waszego życia i przygarniam do Serca. Jestem zawsze tym samym Ojcem synów i córek marnotrawnych. Radością moją jest mieć was przy sobie.

Moja kuzynka, niestety, mimo że sama pytała, nie chciała nawet przyjść i przeczytać słów Pana, ponieważ nie wierzy Jak wielką przykrość zrobiła córce i matce (też niedawno zmarłej)!


Temu, kto prosi Mnie, przebaczam natychmiast


28 VIII 1984 r.

– Powiedz siostrze swojej, Krystynie, że jestem nieskończenie miłosierny i przebaczam natychmiast wszystkie zaniedbania, obojętności całego życia, winy wobec bliźnich i Mnie – temu, kto prosi Mnie o ich darowanie. Wytłumacz jej, że każdy człowiek przechodząc przez bramę śmierci, staje przed moją prawdą. Widzi sam siebie w przebiegu swego życia, jakim ono było w rzeczywistości – w moim świetle i nie jest możliwe, aby mógł pozostawać w kłamstwie. Chyba że je wybierze świadomie; wtedy staje się niewolnikiem ojca kłamstwa na wieczność. Lecz ci, którzy poznając siebie w moich oczach, takimi jakimi byli w rzeczywistości w stosunku do miłości do Mnie i do siebie wzajem, żałują i boleją nad wszelkim popełnionym złem i błędem – już teraz nie do naprawienia – ci skruszeni otrzymują moją łaskę, przebaczenie i pomoc w oczyszczaniu się, o ile tego potrzebują.

Ja tak bardzo boleję nad waszymi cierpieniami, że tym, którzy przychodzą z wielkiego ucisku, otwieram mój dom szybko, jak najprędzej pragnąc ich uszczęśliwić. Dlatego choroba, cierpienie, zło, które tak często was prześladuje, bywa często waszym usprawiedliwieniem.

Ewa jest ze mną od niedzieli, którą ustanowiłem dla was dniem szczególnego miłosierdzia, dniem przebaczenia i zmiłowania się nad wami, którzy mojego miłosierdzia potrzebujecie wszyscy. Matka Krystyny wiele przecierpiała duchem, który znosił długie uwięzienie w ciele pozbawionym jasności rozumu; jakże mógłbym jej ból przedłużać? Dałem jej radość prawdy mojej, przebaczając wszystko, czym kiedykolwiek wobec Mnie zawiniła. Obie są w moim domu ciesząc się pełnią takiego szczęścia, jakiego nie znały przedtem ani nie spodziewały się zaznać.


Ja czekam...


Powiedz jednak Krystynie, że cierpienie tych, którzy odrzucali lub lekceważyli prawa moje znając je, jest bardzo ciężkie, gdyż łamie się ich pycha, ich fałszywe wyobrażenie o sobie samych i sami nic na swoje usprawiedliwienie znaleźć nie mogą, gdyż oskarżają ich ci, którzy mniej ode Mnie otrzymali. Sądzi ich odrzucanie wszelkiego dobra, którym ich obdarzyłem. Jest nim: wejście w obręb mojego Kościoła, możliwość poznania Mnie i życia ze Mną w bliskiej zażyłości, możliwość niesienia Mnie innym, służenia Mi sobą w obdarzaniu świata moim dobrem, które stawiam dzieciom moim do dyspozycji. Zaprawdę, wiele cierpienia trzeba wam przejść, aby miłosierdzie moje przeważyło nad sprawiedliwością. To przekaż jej i powiedz, że ma jeszcze czas. Niech go wykorzysta dla dobra swej duszy. Bo dusze jej córki i matki nie potrzebują niczego, gdyż wszystko otrzymały ode Mnie i nasycone są, Krystyna zaś nie; więc niech rozważy głód swojej duszy i wróci do Mnie, póki może to zrobić. Ja czekam...


GDYBYŚCIE MI WIERZYLI...


Pytano mnie kiedyś, czy mogę zapytać o męża nieznanej mi kobiety, Krystyny, matki dwojga dzieci, której mąż, robotnik, został znaleziony martwy w łazience swojego zakładu pracy. Krystyna była zrozpaczona. Pan dał jej odpowiedź, którą jej przekazałam (nie zachowując sobie odpisu). Nie byłam pewna, czy ją zrozumie, i wtedy Pan powiedział:

– Ona zrozumie. Ja daję nie tylko słowa, lecz słowom towarzyszy moja łaska. Kocham Krystynę i jej dzieci tak samo nieskończenie jak Andrzeja (jej męża). Prędzej czy później spotkają się razem w moim domu i będą szczęśliwi.

Ziemia jest doliną prób, a wy przemieniliście ją w morze cierpienia, łez, rozpaczy i buntu. Gdybyście bardziej polegali na Mnie i wierzyli słowom moim, nie cierpielibyście tak silnie i nie przeżywalibyście tak ciężko rozstania z waszymi bliskimi, które jest przecież pozorne. Jest tylko zniknięciem ciała, formy sprawdzalnej zmysłami. Gdybyście Mi wierzyli...


CIERPIENIE JEST SKARBEM WASZYM...


30 III 1983 r. Podczas wspólnej modlitwy z moją młodą znajomą, Wiktorią, niespokojną o los swojej zmarłej babki, Anny (przy której czuwała w szpitalu, ale nie do samej śmierci). Zapytałam Pana, czy mogę spytać o zmarłą babcie Wiktorii.

– Jestem z wami, córko. Chciałem, abyś mogła pomóc współpracując ściśle ze Mną. Tego cię uczę.

Powiedz Wiktorii, córce mojej, żeby była zupełnie spokojna: Anna jest ze Mną. Kocham ją i cieszę się nią. Dziękujcie Mi za moje zmiłowanie, za moją miłość i łagodność z jaką przeprowadzam tych, którzy ufają Mi.

Anna mogła chorować długo i cierpieć straszliwie (nowotwór). Ja zrobiłem to, co było potrzebne, aby ulżyć jej. Wszystkie okoliczności temu służyły, by spotkała się ze Mną w radości. Kto z cierpienia do Mnie przychodzi, przeżywa szczęście nieskończone.

Ból jest konieczny dla tych, którym chcę go oszczędzić w moim świecie. Ból jak strumień czystej wody obmywa resztki brudu u tych, którzy nie potrzebują gruntownego oczyszczenia, bo przyjęli moją propozycję i wykorzystali ją. Spowiedź i sakrament chorych, który przygotowuje was na spotkanie ze Mną, są moimi ogromnymi darami. Jeśli są wykorzystane, otwierają przed wami mój dom. Lecz cierpienie zniesione bez narzekania i złorzeczenia Mi powoduje, że sam przychodzę, by wprowadzić umęczone moje dziecko. Cierpienie jest skarbem waszym. A daję go tylko tyle, ile jest niezbędne.

Wiktorio, ciesz się, bo będziesz miała opiekę i pomoc babki twojej, której to obiecuję. Ona otrzymała tę łaskę, o którą prosiła. Dlatego chciałem, abyś była przy niej, by więź pomiędzy wami utrwaliła się. (Jak sie później dowiedziałam, Wiktoria otrzymała na spotkaniu modlitewnym polecenie czuwania przy umierającej babce).

Nikt, kto ze Mną jest, nie odchodzi od swych bliskich. Wszyscy kochają bardziej, goręcej i z większą mocą bliskich swoich, bo kochają moją miłością, bezinteresowną, pełną współczucia i dobroci. Niech w rodzinie twojej Anna (babka) będzie uszanowana wedle mojej miłości do niej, bo pokochałem ją za jej cichość, wytrwałość i miłość zdolną przebaczać.

Na prośbę Anny błogosławię was.

Anny nie znałam. Wiedziałam o niej tylko, że była prostą wiejską kobietą i że „niecierpliwiła sie chorobą”, bo czekała na nią praca w domu. Już po naszej modlitwie dowiedziałam sie więcej: Przed operacją wyspowiadała sie; przed śmiercią przyjęła sakrament chorych (była przytomna aż do zakończenia udzielania go). W życiu wyróżniała ją „cichość”, pokora, niemyślenie o sobie, nieżądanie niczego dla siebie, samozaparcie, troska o innych i znoszenie z miłością (!) męża pijaka i dwóch pijących synów. Ileż takich cichych kobiet Pan doprowadza do siebie taką „zwyczajną” drogą!


TAK RZADKO MNIE PROSICIE...


21 VI 1988 r. Myślałam o mojej zmarłej właśnie cioci Annie. Pan powiedział:

– Nie martw się o twoją ciotkę, Annę. Zabrałem ją, a wszystko, co zniosła w ciągu ostatnich lat, policzyłem jej. Starość, słabość, bezradność (wobec złośliwości synowej) to też jest cierpienie. Ona przygotowuje się i chcę ją zabrać do mego domu jak najszybciej. Dlatego Ofiara moja w dniu pochowania jej ciała stanie się dla niej okupem, przebaczeniem i chwilą ostatecznego mojego zmiłowania. Przyjdzie po nią syn jej Jan. Nie będzie już nigdy więcej samotna i smutna.

Ja osądzam was wedle darów, jakie wam dałem i nie wymagam więcej, niż dać z siebie możecie, bo znam wasze uwarunkowania, słabość i wpływ otoczenia, w którym wyrośliście i przebywacie. Jeśli Ja wam nie pomogę, sami nie wyrwiecie się z mierności waszych pragnień i dążeń, a tak rzadko Mnie prosicie...

Ponieważ jestem wrażliwy, daję się nakłonić błaganiom waszych bliskich na ziemi i domowników moich, tych zwłaszcza, którym wynagrodzić pragnę ból, cierpienia życia, przedwczesną śmierć, kalectwo czy krzywdy wyrządzone im przez inne moje dzieci.

O Annę prosił syn jej, który zginął walcząc o moje prawa w waszym kraju (poległ w Powstaniu Warszawskim). Dlatego chcę, by on matkę wprowadził w mój dom. Dziękujcie Mi i cieszcie się, ty szczególnie, gdyż twoja rodzina będzie z wami. Z przybycia każdego z was cieszą się niezliczone dzieci nieba, gdyż łączy ich z wami miłość moja do was i do nich.


JESTEM BRATEM CIERPIĄCEGO CZŁOWIEKA


12 V 1984 r.

– Jezu, mój Przyjacielu, oglądałam dzisiaj odcinek „Polskich dróg” – Ty wiesz o tym. Powróciłam do lat i klimatu mojej młodości i ogarniałam to nieskończone morze cierpień ludzkich. Chciałam cię spytać, jak Ty, który masz również całą naszą ludzką naturę, przy Twojej delikatności, czułości, współczuciu i miłości – jak Ty, Boże-Człowieku, możesz to wytrzymać? Jak może znosić to Maryja – pełny człowiek? Przecież cały świat jęczy, wyje z bólu i płacze bez ustanku. Jak może być szczęśliwy Bóg, Ojciec stworzenia, Ty, Jezu, i Duch Święty, Duch miłości? A zwłaszcza Ty w swojej człowieczej naturze?

– Ja żyję w każdym człowieku i ponieważ przenikam go, odczuwam jego wszystkie smutki, cierpienia i bóle głębiej i jaśniej niż on sam. Dlatego moje współczucie i miłosierdzie jest bezgraniczne. Dlatego jestem dla was litościwy i przebaczający zawsze, jeśli tego zapragniecie. Ale to nie wszystko.

Przeszedłem w moim ziemskim życiu przez wiele różnych cierpień. Wedle swej wrażliwości odbierałem całe zło świata z ogromną siłą. Doświadczyłem głodu i lęku, bezdomności i odrzucenia, pogardy i szyderstwa, okrucieństwa, tortur i zdrady. Uderzało we Mnie kłamstwo, fałsz, pycha, przewrotność, obojętność i nienawiść. Niewdzięczność była moją strawą codzienną. Niezrozumienie spotykało Mnie nawet od najbliższych.

Chciałem obudzić i oczyścić mój naród, aby móc go uratować, a oni wybrali śmierć i zatracenie, zwłaszcza w Jerozolimie, mieście świętym mego Ojca. Ja zaś wiedziałem, co stanie się z nimi, i byłem bezradny.

Cierpienie towarzyszyło Mi na ziemi. Ono jest z ziemią związane aż do dnia Sądu.

Dlatego zapragnąłem stać się bratem cierpiącego człowieka. I jestem nim! Każdy z was, który cierpi, jest bratem moim, bratem Jezusa cierpiącego, konającego, umęczonego, zamordowanego i zmartwychwstałego.

Ja, Jezus, z martwych powstały, wieczyście żyjący, od tamtej nocy (Nocy Zmartwychwstania) pocieszam braci moich w cierpieniu, dając im udział w mojej chwale, chwale nieskończonej i niewymiernej. Cierpię w każdym człowieku – wraz z nim – tak silnie, że gotów jestem wszystko darować, całe, nawet największe zło mu wybaczyć, aby natychmiast za granicą śmierci ciała móc zanurzyć go w mojej miłości.

Nie ma szybszej drogi do Mnie jak przez cierpienie. Odjąć go wam nie mogę, bo ono jest gruntem ziemi skażonej grzechem, ale zarazem jest ono pewnością zbawienia dla tych, którzy nic innego na swoje usprawiedliwienie nie mają (uwaga: jeśli oczywiście nie gardzą Bogiem i nie odrzucają Go aż do ostatniej chwili – świadomie i dobrowolnie, a nawet i wtedy, jeżeli to odrzucenie Boga jest zawinione przez grzech lub wady czy złe postępowanie innych chrześcijan).

Bądź pewna, że moje współczucie niezdolne jest bezstronnie osądzić cierpiącego: miłość moja pochłania wtedy sprawiedliwość i przebacza grzech, słabość i zdradę. Współczucie Boga jest współczuciem Prawodawcy, który gdy zechce, zawiesi własną sprawiedliwość, by wylać bezmiar miłosierdzia.

Ja naprawiam zło świata. W moim królestwie szczęście przybywających z cierpienia i wielkiego ucisku przewyższa szczęście sprawiedliwych, bo jest w nim braterstwo krwi z Jezusem Ukrzyżowanym.


SŁOWO PANA DO CIERPIĄCYCH, CHORYCH...


21 I 1988 r. Pan powiedział:

– Najmilsze moje dzieci!

Wy, którzy teraz cierpicie, jakże blisko jesteście mojego Serca.

Chcę, żebyście wiedzieli, że cierpienie ludzkie wzrusza Mnie i czyni ślepym na wszystkie wasze winy, błędy i zaniedbania, a kiedy człowiek w bólu, lęku i umęczeniu wzywa Mnie – Ja, Pan wasz, Ojciec i Zbawca, Bóg nieskończonego majestatu i mocy, biegnę natychmiast ku dziecku memu, aby być przy nim, wspomagać je i uspokajać. Żadna matka nie kocha was goręcej, nie troszczy się bardziej i nie czuwa nad wami troskliwiej niż Ja, Jezus, wasz przyjaciel, bo tylko Ja oddałem swoje życie i opłaciłem wasze wybawienie własnym cierpieniem. Znam ból ludzkiego ciała, jego lęki i trwogę przewidywań. W nocy Ogrójca przeżyłem nie tylko przyszłą mękę swoją, lecz poznałem waszą niewdzięczność, waszą przyszłą nieczułość, nienawiść do Mnie, odrzucenie mojej Ofiary – przez każdego, kto to uczyni w ciągu tysięcy lat – a pomimo to nie cofnąłem się, bo moja miłość do was była ponad wszelkie wasze obecne i przyszłe winy silniejsza, była i jest nieskończona.

Pragnę, abyście korzystali z czasu miłosierdzia, jaki wam daję. Jest to dar braterstwa. Jeśli zawrzecie ze Mną, Jezusem Chrystusem, Zbawcą waszym, braterstwo w cierpieniu i złączycie je z moją Ofiarą krzyżową, chociażby drobne było i niewiele znaczyło w porównaniu ze straszną śmiercią krzyżowanego, przedtem torturowanego duchowo i fizycznie Boga-Człowieka, to jednak braterstwo to trwać będzie w wieczności i ono osłoni was przed sprawiedliwością Boga w blasku nieskończonej świętości Trójcy Świętej.

Nigdy bowiem zdarzyć się nie może, bym Ja, Bóg Miłosierdzia, Miłość przebaczająca, odrzucił tego, kto wzywał Mnie w cierpieniu i trwodze. Dlatego korzystajcie z czasu danego wam po to, abyście mogli przebywać ze Mną bez lęku o stan waszego ducha, bez wstydu i trwogi – wobec nędzy waszej i grzechu – przede Mną, lekarzem dusz waszych.

Matka nie pamięta choremu dziecku jego win, chociażby przewrotne było, fałszywe i pomiatające nią. Dziecko cierpi – a to wystarcza, by matka zapomniała o wszystkim prócz tego, że jest swojemu dziecku potrzebna. Tak samo Ja.

Im gorzej się macie, tym bardziej niezbędny wam jestem, tym bardziej wyrywam się ku wam, i jeśli tylko wasza wola powie „przyjdź”, natychmiast staję przy was, i pozostanę. Nic Mnie nie może odrzucić od was: ani wasz grzech, ani złość, ani wcześniejsze uprzedzenia, nienawiść lub obojętność. Ja ich nie chcę widzieć ani pamiętać. Wiem tylko, że to dziecko moje jest zagrożone, że jest samotne, strwożone, bezradne, że jego serce płacze. Wtedy mam dla niego łagodność, czułość, dobroć, wyrozumiałość i nieskończoną cierpliwość. Dlatego nie obawiajcie się Mnie, nie unikajcie. Przecież mogę wam ulżyć, dać wam pokój i nasycić wasz głód uczucia moją miłością. Ja mogę wszystko. Jestem najlepszym lekarzem. Pragnę służyć wam moją mocą, siłą, odwagą, przyjaźnią wypełnić waszą samotność, dać wam nadzieję i pewność mojej miłości. Kiedy Ja jestem przy was, usuwam wszelki lęk. Jestem wam tak bardzo potrzebny, moje biedne, bezradne, zbolałe i smutne dzieci.

Korzystajcie z czasu cierpienia – czasu łaski i miłosierdzia – bo jest on pełen moich darów dla was, mojego zmiłowania.

Dzieci! Dla was przeznaczyłem sakrament chorych – mój akt przebaczenia, którym przekreślam wszystkie winy wasze, przede wszystkim względem braci waszych. W nim Ja przejmuję wasze długi wobec sprawiedliwości Ojca i Ja je spłacam swoją Krwią przelaną za was, abyście wy stali się wolni. I wtedy, czyści już i radośni, możecie wejść wprost w mój dom, który jest pełnią szczęścia. Bo Ja tak pragnę ukoić wasz ból, nasycić miłością, oszczędzić wam czyśćca – pory wstydu, bólu duszy, żalu i pokuty. Każdego z was, kto cierpi, pragnąłbym wziąć w ramiona i najdelikatniej, śpiącego na moim Sercu, przenieść przez próg śmierci do mojego królestwa. Przy Mnie nie ma ona władzy nad wami, nie istnieje lęk ani groza. Przechodzicie z życia ku Życiu ze Mną w szczęściu wieczystej radości. Nie zawiodłem nigdy nikogo, kto Mi zaufał. Ale Ja jestem też uzdrowicielem i sakrament chorych może stać się dla was drogą ku zdrowiu ciała, a uzdrowieniem dla dusz waszych. Ja sam wybieram dla was to, co najlepsze, a któż zna i rozumie każdego z was tak, jak Ja...? Dlatego bać się Mnie nie trzeba. Jestem waszym Życiem, Duszą waszych dusz. Jestem wam tak potrzebny, jak ciału niezbędne jest światło i woda, powietrze i krew.

I wy, dzieci moje ukochane szczególnie, jesteście Mi potrzebne. Czas cierpienia, czas bezradności, lęku i smutku – to czas łaski mojej. Czy wiecie, że wtedy wszystko u Mnie możecie wyprosić? Zwłaszcza gdy prosicie łącząc stan wasz ze zbawczą męką moją, bo wtedy razem prosimy Ojca. Jeślibyście błagali we wspólnocie ze Mną o szczęście, pokój i pojednanie dla świata, moglibyście je wyprosić całej ludzkości... Ja dla bezinteresownej prośby słabego i cierpiącego człowieka otwieram Serce; takiej prośbie nie mogę się oprzeć.

Ludzie proszą Mnie, żyjąc wciąż w brudzie i grzechu, i jakże rzadko proszą Mnie o dobra prawdziwe. Spojrzyjcie na ziemię. Cała zagrożona jest. Wciąż giną ludzie mordowani przez braci swoich, wzrasta głód skutkiem obojętności sytych, rozrastają się zbrodnie, zepsucie, wynaturzenia, wszelakie zwyrodnienia psychiki ludzkiej, pojawiają się nowe choroby, nowe skażenia, nowe powody do wojen i zadawania sobie cierpień. A ileż jest rozbitych rodzin w waszym kraju? Ile osieroconych, smutnych dzieci? A ilu z nich nie dano żyć z winy rodziców i rodzin? Jak szaleje alkoholizm, rośnie narkomania, nienawiść wzajemna, zawiść, chciwość, egoizm, lenistwo, intrygi...?

Ja wyłączam was, dzieci, na czas jakiś z tej trującej atmosfery pożądania i wyścigu ku posiadaniu, z walki o rzeczy marne i sprawy błahe, abyście mogli zobaczyć ich nicość wobec jedynej sprawy wielkiej – mojej walki o wasze zbawienie. Proszę, pomóżcie Mi w niej!

Walczę o nieskończone szczęście dla każdego z was. I nikt nie jest mniej kochany niż inni. Każdego z was kocham dla niego samego, różnego od innych, ukochanego tak, że dałem mu wszelkie szanse, by wybrał to, co najlepsze, to, co go uszczęśliwi nie na krótko, a na wieczność. Chcę, by każdy z was zrozumiał, że on sam jest dla Mnie najważniejszy. Chociażby był uważany za niepotrzebnego, samotny, opuszczony, stary i bezradny, lekceważony lub pogardzany przez innych – przeze Mnie jest kochany, i to kochany szczególnie mocno, gorąco, tym bardziej, im mniej miłości ludzkiej otrzymał. Bo każdy z was otrzymał istnienie z miłości mojej, pragnącej darzyć i uszczęśliwiać. I dałem wam pełnię wolności po to, żebyście mogli dobrowolnie wybrać życie takie, jakiego sami pragniecie – ze Mną lub na wieczność poza Miłością. Świat was łudzi i oszukuje, otoczenie jakże rzadko jest serdeczne, pomocne, dobre. Wszyscy szarpiecie się i męczycie, doświadczani boleśnie, odtrącani, oszukiwani. Wasze błędy i winy są najczęściej wspólną winą. Dlatego tak wam pomagam, tak was bronię, osłaniam i pragnę żyć w bliskiej przyjaźni z każdym z was; i nie potępiam, a tłumaczę. Wszyscy jesteście tak bardzo słabi, zmienni, skłonni do upadków, dlatego właśnie macie potężną pomoc moją zawsze, na każde najcichsze wezwanie.

Jednak kiedy chorujecie, cierpicie, jesteście zbolali i bezradni, wtedy Ja sam, nawet nie czekając na wezwanie, ogarniam was swoją opieką. Wszystko przebaczam, a widzę tylko wasz zły stan. I wtedy ofiarowuję wam czas łaski i zmiłowania. Teraz zaś proszę was, tych, którzy zrozumieją moją troskę o ludzkość. Nie marnujcie, nie odrzucajcie mojego daru. Wstawiajcie się za sobą wzajemnie, oddawajcie swoje cierpienia Mnie – za kogo chcecie. Potrzeb jest mnóstwo. Cała ziemia płacze. Ulitujcie się nad błądzącymi, nieszczęśliwymi braćmi waszymi i proście za nich, ofiarowujcie wasze codzienne cierpienia za wasze rodziny, lekarzy i personel, za Kościół, za Ojczyznę, za ginących, samotnych i konających... – wedle potrzeby serca.

Proście, bo nikt nigdy nie był tak wysłuchany, jak cierpiący człowiek. Któż ma tyle łaski, co wy? I któż może Mi pomóc, jeśli nie wy? Proście, dzieci moje umiłowane, za świat, za bliźnich waszych, a wtedy Ja ogarnę proszących i tych, za których proszą, jedną gorejącą miłością. Wtedy nikt z was nie zginie, a błogosławiony będzie przez tych, którzy dzięki niemu zyskali niebo.

Pmóżcie Mi, dzieci, zbawiać świat!


TAJEMNICA MIŁOŚCI BOGA


27 I 1989 r. Podczas modlitwy wspólnej zastanawiamy się nad tym, że warto by jakoś wyrazić te zaskakującą nas (radośnie) różnice pomiędzy naszym patrzeniem na bliskie osoby zmarłe, których „niedoskonałość” potwierdzają ich dobrze nam znane cechy, nieraz nader dla nas dokuczliwe, przykre, zasmucające, a spojrzeniem Pana, który potrafi ich przyjąć wprost do swego domu, z pominięciem okresu oczyszczenia... Mówi Pan:

– Przypomnijcie sobie psalm „pokrop mnie hyzopem, a ponad śnieg bielszym się stanę” i uzdrowienie w jednej chwili trędowatego: „Chcę, bądź oczyszczony”. To będzie dzisiaj moja lekcja dla was.

Ja jestem Bogiem przemieniającym. Nie niszczę, nie depczę, nie burzę, a przeobrażam, aby to co skażone, brudne i niegodne stało się czyste, odrodzone, święte – po to, by móc wejść do domu mego i zamieszkać wraz ze Mną. Pomyślcie, dzieci, czyż ktokolwiek z was mógłby to uczynić sam z siebie? A przecież dom mój zapełniają miliony świętych.

Zdradzę wam moją tajemnicę (bo mówiliście o tym). Jeżeli spotykam się z miłością człowieka, taką na jaką go stać wedle jego natury ale wierną i zdecydowanie wybierającą Mnie jako najcenniejszy obiekt swojej miłości, sam podtrzymuję i pielęgnuję tę miłość (jak ogrodnik cenny kwiat, jak matka dziecko)i odpłacam pełnią mojej miłości. A ona jest działaniem przemieniającym i uświęcającym. Rozpoczyna rozwijać się w samym sercu duszy (dlatego nie zawsze sie uwidacznia i jest rozpoznawana przez ludzi). To czynię dla radości tego, który Mnie kocha. Nie czynię go jednak „doskonałym” czyli nieskazitelnym dla oczu ludzkich, przeciwnie, pozostawiam mu jego osobowość wraz z życiem w świecie niedoskonałym i skażonym.

Dopiero kiedy go sobie zabieram, przemieniam go do nieskazitelności godnej spotkania z Najwyższym i Nieskalanym. Dlaczego tak czynię? Bo moja miłość uzupełnia natychmiast i absolutnie wszystkie wasze braki. Pomyślcie, dzieci, choćby były ogromne w waszym ludzkim wymiarze, czym są wobec mojego nieugaszonego pragnienia przyciśnięcia do serca i wprowadzenia w mój dom ukochanego i kochającego Mnie dziecka.

To jest tajemnica mojej miłości: przemienienie, moje natychmiastowe i pełne przebaczenie i zapomnienie o wszystkim, co nie było miłością – ono właśnie czyni człowieka „ponad śnieg bielszym”. Tak czynię zawsze względem kochających Mnie i zawierzających Mi. Tak czynię, ponieważ moje pragnienie ich obecności przy Mnie jest nieskończenie od ich pragnienia gorętsze, a także dlatego, żem jest dobry i mogę wszystko uczynić dla ukochanych moich.

Mówiłem wam kiedyś, że dla kochających Mnie nie ma lęku ani śmierci. Z życia zabieram ich do Życia ze Mną i wtedy nie pozostaje w nich już nic oprócz miłości. Wtedy nie ma pokuty czyśćcowej, nie ma „czasu” na wyrażanie żalu i wstydu z powodu swych niedoskonałości – bo Ja do tego nie dopuszczam. Jest tylko nieskończona radość, wzajemne miłowanie.

Wy sami mówicie Mi ciągle, że czyściec wam się należy. Słusznie – wedle waszego osądu, lecz nie według mojego. Ja chcę widzieć w was przede wszystkim dobro. Widzę wasze starania. O waszej miłości woła Mi nawet wasz smutek z powodu niemożności przyjęcia Mnie przez wielu, wasze troski i prośby za innych. Wy osądzacie, że prosicie za mało, za rzadko i o wielu sprawach nie pamiętacie – a przecież to właśnie jesteście wy i wedle swoich możliwości odwołujecie się do Mnie. Jeśli teraz na więcej was nie stać, to jak możecie wyrzucać sobie brak doskonałości...? Ja cieszę się tym, co robicie, co myślicie, co Mi oddajecie, nie zaś martwię się tym, że nie dajecie Mi więcej. Znam wasze siły i presję wywieraną na was. Raduję się świadomością, że kochacie Mnie i okazujecie Mi to tak, jak umiecie, każdy po swojemu – bo jakżeby inaczej. Bądźcie spokojni, bo jesteście kochani stale, na zawsze.


ORĘDUJCIE


4 IV 1987 r. Pan powiedział:

– Pragnę, aby modlitwy twoje były szczere, bezpośrednie, nie wyuczone, a twoje, z tej chwili, w której się zwracasz do Mnie. Natomiast wtedy, kiedy modlisz się modlitwami Kościoła (we wspólnocie ludu Bożego, przede wszystkim na Mszy świętej), włączaj w nie cały mój Kościół w pełni! W łączności z moim niebem ogarniaj orędownictwem wszystkich obecnie żyjących oraz pokutujących (w czyśćcu) w oczekiwaniu na wejście do mojego domu: oni wszyscy potrzebują waszego miłosierdzia i przebaczenia.


MOJE KRÓLESTWO JEST OJCZYZNĄ OJCZYZN


5 II 1985 r. zapytałam Pana, dlaczego czuje tak silną wieź z tymi, którzy za Polskę walczyli, cierpieli, umierali, dlaczego tęsknie za nimi, choć oni „nie żyją”. Pan odpowiedział:

– Moja córko. Ta silna więź to jest miłość do Wspólnoty Polskiej – takiej, jaką ona jest w moim zamierzeniu: dojrzała do pełni człowieczeństwa. A taką jest rzeczywista, żywa twoja wielka rodzina istniejąca w moim domu, w twojej prawdziwej Ojczyźnie.

Moje królestwo jest Ojczyzną ludzkości i jest Ojczyzną ojczyzn. Węzły miłości łączą mój świat z wami, teraz żyjącymi na ziemi. Lecz u Mnie nie ma przemijania i śmierci. Dlatego wszyscy którzy kochali to samo co ty łączą się z tobą w tej miłości; która w nich jest utrwalona na wieczność, oczyszczona i piękna, bo Ja sam ją przenikam.

Ze Mną są ci, którzy starali się usilnie wprowadzić w świat ludzki moje prawa: sprawiedliwość, wolność wyboru, szacunek dla godności człowieka, miłosierdzie i czynne współczucie – pomoc skrzywdzonym, słabym, bezbronnym i zniewolonym. Za te dobra i mnóstwo innych, aby je zdobyć dla wielu, a nie tylko dla waszego narodu, gotowi byli oddać trud całego życia, przyjąć cierpienie, uwięzienie i śmierć. I tak żyli, a bardzo wielu ginęło.

Wiem, że myślałaś, że byłoby to straszliwe, gdyby poza ziemią nie było Mnie. Ale jestem, Ja – wasze odniesienie, Sędzia sprawiedliwy. Dla was, córko, jestem Zmiłowaniem i Miłosierdziem, towarzyszyliście Mi bowiem, jakże licznie, w mojej drodze krzyżowej i w okrutnej śmierci. Zapewniam cię, że każdy, kto życie swoje oddaje za przyjaciół swoich – a iluż was wybierało taką śmierć – uczestniczy w mojej miłości do was i braterstwo ze Mną zawiera na wieczność.

Gdybyś uczestniczyła w moim spotkaniu chociażby z jednym z nich, wiedziałabyś, z jakim zdumieniem przyjmowali moją nieskończoną miłość ci, którzy nie czuli się jej godni lub nie spodziewali się w ogóle życia po śmierci. Miłość wasza (bezinteresowna) do każdego człowieka zanurzona jest we Mnie. Kiedy oddajecie własne życie – wszystko, co macie – dla i za innych ludzi, powtarzacie Ofiarę moją. Wtedy Ja gotów jestem przekreślić wam cały rachunek win, chociażby był ogromny. Bo miłość jest ponad wszystkie winy. Miłość dociera i łączy się z naturą Boga, odwołuje się doń. Dołącza swoją moc, wątłą, ale całkowicie wypełniającą istotę człowieka, do nieskończonej pełni miłości Boga i przylega do Niego już na zawsze w zrozumieniu i przyjaźni. (...)

Pamiętaj, że śmierci nie ma – jest życie! A życie ze Mną ma każdy z was, kto kochał braci swoich. Nieskończenie miłosierna jest miłość moja dla twoich braci, i dla was – dzięki nim. (...)

Wiedz, że pracując dla Mnie spełniasz marzenia tych, którzy przedwcześnie żyć przestali; i oni towarzyszą ci. Udział im daję w tym, co tworzą dla Mnie żyjący, by jedną radością cieszyli się ci, co siali, i ci, co przy żniwie pracują. Dam im i większą radość, gdy przyjdzie pora, bo zabiegam o to, by szczęście ich rosło.


PRAGNĘ URATOWAĆ KAŻDEGO Z WAS


2324 IV 1985 r. Pan odpowiada na pytania znajomego zakonnika o czyściec i o to, jak ja słyszę Pana (skoro nie słuchem).

– Ojcu wytłumacz, że Ja mówię nie do ciała człowieka, a do tego, co w nim jest na podobieństwo moje – do jego ducha, i tak mówię, jak jest to przydatne w planach moich, jeśli człowiek chce współpracować ze Mną.

Przekaż mu też podobieństwo, jakie ci ukazałem: Kiedy huragan niszczy, spadają wszystkie owoce, a drzewa łamią się i giną. Lecz Ja jestem ogrodnikiem doskonałym i nie dopuszczam, by owoce zielone i niedojrzałe przepadły. Tylko zgniłe i robaczywe pozostawiam, a te, które czasu potrzebują, przechowuję w moich pomieszczeniach w takich warunkach i na tak długo, jak im potrzeba do osiągnięcia pełnej dojrzałości. Rumieniec dojrzałości to miłość bezinteresowna, prawdziwa i ogarniająca całą istotę człowieka. Kto kochał siebie tylko, długo pracować musi, aby ujrzeć się w Prawdzie. Ja nie przymuszam i nie poganiam nikogo. Kocham, a moja miłość jest jak słońce – pobudza do wzrostu, rodzi słodycz i powoli daje dojrzałość owocu.

Od stopnia niedojrzałości duszy do przyjęcia mojej miłości zależy okres wzrostu. Zrozumienie, kim jestem wobec niej, u bardzo słabo rozwiniętych duchowo nie następuje od razu i w pełni. A dopiero pełne zrozumienie i przyjęcie mojej miłości rozpala duszę, czyniąc ją zdolną do odpowiedzenia Mi miłością.

Moje miłosierdzie ratuje słabych i upośledzonych w rozwoju duchowym, jeśli znajdę w nich chociaż zalążek miłości bezinteresownej, choć trochę pragnienia darzenia, czynienia dobra, poszukiwania lub głodu dobra (bo pod tą zasłoną szuka Mnie zwykle człowiek niedojrzały duchowo). Lecz mój dom jest domem Miłości i nie zniósłby jej energii ten, kto sam jej niewiele posiada.

Ja jestem Ojcem i lekarzem dusz, a nie sędzią bezlitosnym i bezwzględnym, a krew Syna mego usprawiedliwia was wciąż. Również i oskarża tych, którzy sami odkupionymi nią będąc, braci swoich osądzali bez miłosierdzia. Twoja ciotka tego nie zrobiła, dlatego i Ja nie potępiłem jej, a dałem jej ratunek i wciąż cierpliwy jestem oczekując pory, gdy przyjmie pełnię prawdy o sobie.

Szybką i nagą sprawiedliwością nie miażdżę dusz słabych i dziecinnych, lecz daję im czas wzrostu i rozwoju zrozumienia, nawet gdy same są winne swemu stanowi – gdyż żyjecie we wspólnocie braterskiej i winy wasze też są wspólne. Gdybym ją potępił, ileż innych wokół niej żyjących surowo musiałbym osądzić. Grzech wasz jest wspólny i przechodzi z pokolenia na pokolenie. Na winę jednego z was składa się zaniedbanie, lenistwo, brak miłości, delikatności i dobroci, a często ciężki grzech wielu innych.

Ja sam naprawiam wasze błędy, bo wszyscy niedojrzali jesteście, żyjecie we wspólnocie grzechu i trudno wam iść przeciw prądowi. Jestem rzeczywistym Ojcem waszym, wyrozumiałym, łaskawym i miłosiernym. Pragnę uratować każdego z was, a nie odrzucić na zatracenie.


CZYNY MIŁOSIERDZIA – POMOCĄ ZMARŁYM


19 XI 1987 r. Poznałam osobę działającą w Hospicjum, której matka niedawno zmarła. Po rozmowie z nią zapytałam Pana, jak jej pomóc w jej trosce o matkę i związanych z nią rozterkach. Pan odpowiada:

– Przekaż córce mojej, że matka jej oczekuje na wejście do domu mego. Każdy czyn miłosierdzia czyniony przez córkę zbliża matkę ku życiu wiecznemu, gdyż świadczy, że dobrze córkę wychowała, i oręduje za nią.

W odpowiedzi na pytanie córki o celowość „zakupywania” dalszych Mszy za dusze matki Pan mówi:

– Ofiara moja na Mszy świętej nigdy nie jest daremna, lecz ponieważ jest Ofiarą mojej męki i krwi, to Ja sam decyduję, jaką duszę jej użytecznością wykupię. Wy „zakupujecie” ofiarę Mszy u kapłanów, lecz nie u Mnie i żadne pieniądze nie mają znaczenia dla tych, którzy nie wykupili się sprawiedliwości mojej, jeżeli oni nie dojrzeli jeszcze do przyjęcia miłosierdzia mego. Lecz wasze prośby, wasza miłość wzrusza Mnie, a najbardziej dzieła miłosierdzia czynione przez was z prośbą o miłosierdzie dla waszych bliskich. Ofiarą moją najchętniej podnoszę tych, którzy przyszli z wielkiego ucisku, samotnych, za których nikt się nie modli i tych, którzy innym świadczyli dobro.

Módl się, córko, przez wstawiennictwo Matki mojej oraz Jej Niepokalane Serce. Wiesz, że prośbom Matki mojej nie mogę się oprzeć, a Ona kocha wszystkie dzieci swoje, szczególnie zaś w czyśćcu cierpiące, bezbronne i nie mogące się już zasłużyć inaczej niż przez waszą posługę.

Droga Mi jesteś, córko! Proszą, abym ukoił twój ból, te dzieci, którym ty pomagałaś w przejściu ku Mnie, i dzięki ich wstawiennictwu i prośbom Matki mojej, do której się zwrócisz, obiecuję ci, że w dniu 8 grudnia, dniu uroczystości uczczenia Niepokalanego Poczęcia Maryi, Matki mojej, Ja przyjmę do mego domu matkę twoją, która z utęsknieniem Mnie oczekuje. Nie martw się, córko, a dziękuj Mi za łaskawość moją.


O czyśćcu


Jeżeli królestwo moje jest ogrodem pełnym wspaniałości, o niezmiernej ilości żywych kwiatów cudownej urody, woni i kształtu, to czyściec jest tym rejonem, który możesz porównać do szklarni: tam sieję nasiona, które nie zdołały zakiełkować za życia na ziemi i pielęgnuję maleńkie lub wątłe i połamane roślinki, póki nie dojrzeją do przeniesienia w mój ogród. Ja sam je pielęgnuję i troszczę się o nie (bo lubię porównywanym być do umiejętnego ogrodnika). Szklarnie moje różne są, a rośliny w nich – zdane na moją troskę i pieczołowitość, lecz wiesz, że Ja jestem miłosierdziem i nigdy nie odrzucę nikogo, dla kogo bodaj cień usprawiedliwienia znajdę. Miejsce to jest pełne cierpienia, wstydu miłości własnej, lecz i pieśni wdzięczności i radości.

Wszystkie te biedne dzieci moje mają moją miłość. Chciałbym, aby miały ją i od was. Wspomagajcie je ofiarą i miłosierdziem.


KREW CHRYSTUSA


23 II 1983 r. zapytałam Pana, kto z mojej rodziny potrzebuje pomocy

– Pomocy twojej potrzebuje wiele osób, ale najbardziej ciotka twoja Zuzanna. Inne osoby bliskie ci same już usilnie błagają Mnie i przepraszają poznawszy swoją nędzę i brak miłości, którym raniły Mnie, obojętnie przechodząc obok potrzeb bliźnich, a nawet szkodząc im pogardą, lekceważeniem, surowym sądem lub złością. Ona nadal nie chce uznać w zupełności swoich win.

– Modliłam się za nią, Panie.

– Wiem, prosiłaś Mnie już, ale Ja nie zmuszam i nie przynaglam nikogo. Czyściec mój jest stanem pojmowania, niekiedy bardzo powolnego zrozumienia swojego własnego stosunku do Prawdy; często dowiedzenia się – tu dopiero – o swoim miejscu w moim planie i o mojej nieskończonej miłości w stosunku do tych moich biednych dzieci, które przez całe swoje życie odrzucały Mnie – o moim nieskończonym dla nich zmiłowaniu.

Nie sądź, że ich tam opuszczam. Ja ich leczę, a potem uczę podtrzymując, w miarę jak oczyszczające się oczy dusz coraz jaśniej pojmują moje miłosierdzie w swoim życiu i w śmierci. Tak bardzo poranione przez braci swych i sponiewierane przychodzą one do Mnie, że tu dopiero poznają, kim jestem. Szczęściem moim jest objęcie ich moją miłością, danie pocieszenia w płaczu, obietnicy życia w wieczystej radości ze Mną. Kiedy mogę, otwieram im mój dom, ale gdy nienawiść wrogów rozbudziła ich nienawiść i mściwość, kiedy sami czynili zło, muszą oczyścić się przez głęboki żal, przebaczenie winowajcom swoim i przebłaganie za własne winy – a wtedy ważne jest dla nich przebaczenie wasze.

Dlatego jeśli rzeczywiście pomóc chcesz twoim zmarłym, przebaczaj im co prędzej wszystko, czym ci zawinili, a przebaczenie twoje łącz z Ofiarą Syna mego i Mnie oddawaj.

– Ofiarowałam za nich odpust zupełny.

– Zrobiłaś tak. Ale wszystkie nawroty żalu staraj się oddalać w imię miłosierdzia mojego; wtedy łączysz się ze Mną, a Ja udzielam ci łask, o które prosisz.


MAREK


Sama nie wiem dlaczego pamiętałam przecież, że ojciec Ludwik ponad rok temu (rozdz. IV) mówił, że Marek przeszedł przez oczyszczenie zapytałam jeszcze raz o Marka. Pan odpowiedział:

– Zmiłowałem się nad jego wielką winą, bo bolał nie tyle nad sobą, ile nad losami swoich bliźnich, zwłaszcza zamordowanych w okresie wojny (był w kilku obozach koncentracyjnych). To, czego nie mógł przezwyciężyć na ziemi, tu, u Mnie zrozumiał i miłość moja do was stała mu się widoma. Oczekuję nań, córko, i nie dopuszczę, by długo trwał pod bramami domu mego. Cierpienia jego tłumaczą go przede Mną, bo chociaż nie łączył ich z Męką Syna mego, przeszedł bardzo wiele bólu służąc sprawie swojego narodu, a więc dawał swoje życie za waszą przyszłość.

Przerwałam rozmowę i zaczęłam sie modlić. Oddałam Marka Chrystusowi prosząc, aby choć jedna kropla Krwi Jezusa Ukrzyżowanego oczyściła go.

– Dobrze zrobiłaś. Powiedziałem, że możesz czerpać z nieskończoności moich skarbów, ale największym z nich jest Krew Syna mojego wylana za was aż do ostatniej kropli. W tej Krwi, która stała się widomym znakiem nieogarnionej a niewidzialnej miłości Boga, zanurzaj tych, dla których uprosić pragniesz moje przebaczenie.

Znowu zaczęłam sie modlić, dziękując Bogu za Jego miłość do nas. Po pewnym czasie, gdy wzięłam pióro do ręki, zaczął mówić Jezus z największą miłością, żarliwie i gorąco:

– Ciałem moim karmię wasze dusze, a Krwią obmywam was z win. Na krzyżu pojednałem was z Ojcem i krzyż aż do skończenia świata jest miejscem przebaczenia i powrotu do Ojca Niebieskiego. Przez krzyż przeprowadziłem was Ja sam. Podźwignąłem go i zawisłem na nim, aby moja miłość do was widoczna się stała dla wszystkich pokoleń ludów ziemi. Krew moja oczyszcza was w oczach Ojca. Dlaczego tak mało z niej korzystacie...?

Zanurzcie w niej wszystkie zbrodnie ziemi, a Ja wam przebaczę. Krew moja – miłość moja – pragnie odpuszczać wam winy, oczyszczać was i przebaczać wam. Przychodźcie pod mój Krzyż. Widoczny jest wszystkim, bo zawiesiłem go nad światem. Przyjdźcie do mnie wszyscy, bo wszyscy potrzebujecie Mnie, aby ocaleć.

Przyjdź i ty, Anno, nie obawiaj się: to Ja ukrzyżowany zostałem, abyś ty była wolna. Swoje małe krzyże codzienne przynoś Mnie, opieraj o mój krzyż. Ja na nim zawsze jestem obecny, bo aż do końca ziemi krzyżujecie Mnie nieustannie, a Ja, głodny waszej wolności, waszego szczęścia, czekam ciągle, by móc wyzwalać każdego, kto przyjdzie zaufawszy Mi.

Przyjdź, córko, po miłość moją. Bez ustanku wylewa się z mojego Serca rzeka Krwi dla waszego zbawienia. Czerp z niej dla każdego, kto potrzebuje. –

Wróciłam do modlitwy. Prosiłam za Marka, by został obmyty we Krwi Jezusa. Potem Pan zachęcał mnie, bym odpoczęła oparłszy sie (w wyobraźni) o drzewo Jego Krzyża i przebywała w Jego obecności. Po pewnym czasie Pan nasz, Jezus Chrystus, powiedział:

– Marek już jest ze Mną!

Ze zdumienia i szczęścia nie mogłam nic powiedzieć, tylko serce dziękowało...


Czyściec też jest domem moim, ale to jeszcze nie Ja sam


Rozbieżność pomiędzy relacją ojca Ludwika o Marku w rozdz. IV i powyższym świadectwem Pana bardzo długo mnie niepokoiła. Nie wiedziałam, czy źle „usłyszałam”, czy źle zrozumiałam, i kogo, ojca Ludwika czy Pana. Wreszcie przygotowując teksty do niniejszego wyboru wróciłam do tego tematu, ale bałam się, że może nadal nie zrozumiem lub coś „poplączę”. W końcu 16 marca 1989 r. Zapytałam:

– Nie wiem, Panie, od czego zacząć. Jestem zdezorientowana tym przeciwieństwem dat w sprawie Marka i zupełnie tego nie rozumiem. Pomóż mi, proszę!

– Moje dziecko! Przecież to takie proste. Chciej tylko zrozumieć, że określenia „ziemskie” są zaledwie podobieństwem, a czasem nie są w ogóle zdolne do przekazania treści, a właściwie istoty mojego świata. Czyściec nie jest miejscem, a stanem istnienia pomiędzy niebem a ziemią (to znaczy pomiędzy nieskończonym szczęściem istnienia ze Mną a długim często procesem zrozumienia, czym jest prawdziwe szczęście człowieka, rozpoczynającym się po śmierci ciała) – różnym dla każdego z was i zależnym od waszej postawy względem miłości Boga i bliźnich waszych w okresie waszego życia ziemskiego, okresie wyborów. W miarę wzrostu waszego zrozumienia rośnie też tęsknota za mną samym, bo domem moim jest wszystko, co istnieje, z tym, że na ziemi współistnieje też zło, niewidzialne, potężne, nienawidzące was i wolności waszej woli – wolności wyboru, którą was obdarowałem.

W świecie duchowym istnieje ono również, gdyż nigdy żadnemu bytowi powołanemu przez siebie do istnienia bytu jego nie odbieram. Jednak zło czysto duchowe nie może istnieć w mojej obecności, a więc aby ich nie zniszczyć, wycofałem swoją obecność, pozostawiając im możność dalszego istnienia w największej „odległości”, w której się schronili w ucieczce przed mocą miłości. Piekło jest pełnią mojej nieobecności, tragedią, wieczystym nieszczęściem i rozpaczą. Nie Ja je stworzyłem, lecz podtrzymuję jego istnienie, aby nie zniszczyć nikogo, kto jest.

Tam, gdzie działa nienawiść – mówię ci o waszym życiu na ziemi – tam sami wzywacie moce nienawiści, przyzywacie anioły piekieł. I sami wasze życie zamieniacie w stan bliski piekłu. Przypomnij sobie tylko obozy koncentracyjne, łagry, więzienia i wszelkie domy duchowego zniewolenia: stan narkomanów, alkoholików, ofiar zboczeń i nałogów bywa bliski piekłu. I zawsze macie w nim towarzyszy pragnących posiadania was już na zawsze. Nienawiść pragnie pociągać za sobą inne ofiary, pragnie współwinnych, równie okrutnie cierpiących. Piekło jest wieczystym konaniem z braku miłości. Jest tęsknotą zrozpaczoną i beznadziejną.

Czy możesz przypuścić, że Ja sam, Miłość, mógłbym którekolwiek z moich dzieci „skazać na piekło”? Ja jedynie podtrzymuję ich istnienie, ograniczając ich ból i odsuwając moją miłość, aby ich nie unicestwiła.

– Czy to nie jest okrutniejsze niż nieistnienie?

– Jest to istotnie straszliwe, lecz przecież z ich własnego wyboru. Dałem wam wszystkim wolność, a anioły moje miały wspaniały rozum, jasną świadomość i zrozumienie. Wy, ludzie, jesteście wobec nich jak małe dzieci; choć często bardzo złe, ale „ślepe”, „głuche” i nierozumne. Dlatego tak was bronię i osłaniam. Jeśli odnajduję w was najsłabszy cień miłości, a więc choćby ślad podobieństwa do Mnie, nie wydam takiego dziecka na zatratę, gdyż po to właśnie sam na śmierć krzyżową poszedłem, abyście wy mogli być ocaleni. Maryja, Matka moja i wasza, oręduje wciąż, a Krew moja przez Nią oddawana Ojcu za wasze winy i zbrodnie wciąż was ratuje, pomimo iż coraz dalej odchodzicie ode Mnie.

Nie znaczy to jednak, że Ja i Matka wasza opuszczamy was. Przeciwnie, coraz bliżej wychodzimy wam na spotkanie. Czymże jest to, co piszesz teraz, jeżeli nie nowym darem mojej miłości pragnącej was przygarnąć, wyzwolić z lęku i nauczyć przyjaźni ze Mną. Słowa moje są żywą Miłością nieustannie działającą, teraz na przykład, aby cię przygarnąć do serca, a zarazem tych wszystkich, którzy je czytać będą.

Tak bardzo pragnę oszczędzić wam wstydu stanięcia przede Mną w żalu i przygnębieniu z pustymi rękami... Pragnę waszej radości w chwili spotkania. Pragnę, abyśmy się rozpoznali jak kochający się ludzie, którzy nareszcie są razem. Czyż nie dlatego stałem się człowiekiem, żeby byt stworzony mógł złączyć się ze swym Stwórcą w szczęśliwej, ufnej, radosnej miłości?

Ale wiesz, córko, jak niewielu z was tak do Mnie powraca. Dlatego długo nieraz trwa oczyszczanie się, gdyż jakże często poprzedza je okres powolnego, żmudnego pojmowania sensu swego istnienia, poznawania mojego świata, pozbywania się złudzeń. Jest to jak gdyby błądzenie w mroku, szukanie światła prawdy. Mój Kościół rozpoznaje Mnie łatwiej i szybciej włącza się w okres oczyszczenia. Ten, kto nie oderwał się ode Mnie świadomie i dobrowolnie, sąd nad sobą przeżywa szybko i poznaje miłość moją do siebie, która staje się dlań siłą wspomagającą trud oczyszczania się ze wszystkiego, co w dom mój wejść nie może. O tym mówił ci syn mój, Ludwik, zawiadamiając cię, że Marek przeszedł przez oczyszczenie. Wtedy mógł wejść w dom mój bliżej Mnie.

Czyściec, dziecko, też jest domem moim, i nie ma w nim duchów ciemności – ale to jeszcze nie Ja sam. Ja tylko pielęgnuję was i wciąż potęguję tęsknotę, aby rozpalić miłość w człowieku, gdyż wnętrze domu mego jest gorejącą Miłością. Im bliżej Mnie, tym większy żar. Jakże wytrzymać go może biedak, który dopiero co przeszedł przez całopalenie i stoi na popiołach miłości własnej? W tym stanie czystości – gdyż odrzucił już wszelki brud grzechu – jest jak malutkie bezgrzeszne niemowlę, chociażby był na ziemi sławą, tytanem rozumu. Często jest to droga filozofów, a nawet „moich” teologów, tak w życiu ziemskim dbałych o własną chwałę...

Najszybciej i najłatwiej przechodzą przez „ucho igielne” czystości nieba ludzie prości, cisi i mali. Powiedziałem: „Błogosławieni czystego serca, albowiem oni Boga oglądać będą”. Lecz miłość dopiero w tęsknocie się rozpala (jeżeli przedtem zaledwie się tliła).

Niebo – to Ja w otoczeniu przyjaciół moich. A cóż łączy przyjaciół, jeśli nie miłość: obopólna, wzajemna, oparta na zrozumieniu i wspólnocie we wszystkim. Tu Ja dzielę się z wami nieskończonością moich dóbr tak, jak wy, żyjąc na ziemi w trudzie, zmęczeniu i „pomimo wszystko”, ofiarowywaliście Mi wasze skromne możliwości i stawaliście się przez to moimi rękoma, moim głosem, moim sercem. Tak bardzo pragnęliście przychylić bliźnim waszym nieba, spotkać ich ze Mną. Jakże Ja w moim domu pragnę wam odwzajemnić miłość waszą, gdy mogę już oddać ją wam w mojej prawdziwej naturze: w Niezmierzoności i Nieskończoności. Wymiana miłości: wciąż bardziej rozpłomieniający się żar, wciąż rosnące szczęście, promieniejąca radość – w takie środowisko wprowadzić mogę tych tylko, w których żyje już miłość ku Mnie. A ona jest wyrazem zrozumienia, kim Ja jestem dla człowieka, jak Ja go kocham i jak z miłości powołałem go do istnienia, strzegłem, pielęgnowałem nie zrażając się niczym, nie odchodziłem, nawet odpędzany, niewidocznie wciąż wspomagałem, radziłem, umacniałem w dobrych zamiarach, chroniłem w zagrożeniu, wielekroć ratowałem od śmierci i dawałem dalsze dziesiątki lat życia. A to wszystko czyniłem, bo miłowałem bezmiernie; inaczej nie umiem – jestem Miłością, Źródłem Jej.

Gdy wy prosicie, a człowiek już to zrozumie, wystarczy Krew moja, ogień żywy, którą nasycony może wejść ku Mnie syn mój niecierpliwie oczekiwany i ukryć się w moich ramionach. Jest to moment największego waszego szczęścia, rzeczywiste narodziny dla nieba. Powraca – już na zawsze – umiłowane dziecko, by żyć z Ojcem swym w uszczęśliwiającej bliskości.

Dlatego wtedy potrzebna jest wasza pomoc, że wy miłując bezsilnych waszych braci „czyśćcowych” obdarzacie ich największą potęgą przemawiającą za wami: mocą zbawczą Krwi Boga-Człowieka, żywym ogniem miłości, który uzdalnia ich do życia z Bogiem. Krew Jezusa Chrystusa przelana na krzyżu i wciąż płynąca jest ogniem trawiącym wszelaki brud duchowy i może w jednej sekundzie otworzyć człowiekowi niebo, jeśli jest w nim już tęsknota i pragnienie miłości i jeśli prosicie o to wy słabi, cierpiący, idący wraz ze Mną drogą krzyżową ziemi. Dla waszej słabości i waszych wysiłków pomimo tej słabości i braków przychylam się natychmiast do waszych próśb o ratunek dla bardziej od was cierpiących braci waszych, tak jak ojciec gotów jest natychmiast spełnić prośbę swego małego chorego dziecka.

Proszę was, korzystajcie częściej dla dobra konających i zmarłych ze zbawczej mocy Krwi mojej, gdyż daję ją wam jako miłość moją, okup mój dla zbawienia świata. Zwłaszcza teraz jest wam niezbędna Krew moja, osłaniająca was przed zagładą wieczną. Tak bardzo nie przygotowani jesteście na tragedię, którą ściągnęliście na siebie.

Przynajmniej ty, Kościele mój, szafuj Krwią Chrystusową szeroko i hojnie, gdyż jest to dar Nieskończony. Jedna kropla Krwi mojej może zbawić całą ludzkość, gdy ona tego zapragnie.

Chociaż wy pamiętajcie o tym, przyjaciele moi.


Modlitwa do Miłosierdzia Bożego


13 IV 1990 r. Wielki Piątek. Postanawiamy razem z przyjacielem rozpocząć nowennę do Miłosierdzia Bożego, tak żeby skończyć ją przed Niedzielą Przewodnią. Pan mówi wtedy.

– Cieszę się, że od dzisiaj zaczynacie wspólną modlitwę do Miłosierdzia Boga Wszechmogącego – niezmierzonego, niezmożonego, zdolnego wszystko zmienić. Proście o skrócenie dni grozy, o miłosierdzie dla ślepych i nieświadomych, o miłosierdzie dla was samych z powodu waszych wielu i ciężkich grzechów, którymi (wy, Polacy) Mnie ciągle zasmucacie (ze zrozumienia: wstrzymujemy wylew laski i ograniczamy jej działanie w nas, w naszym kraju).

W modlitwie ofiarowujcie – wspólnie z waszymi zmarłymi braćmi – wszelkie cierpienia i ofiary waszego narodu za przyspieszenie czasu waszego przejrzenia i świadomego odwrócenia się od zła.


16 IV 1990 r. Drugi dzień Świąt Wielkanocnych. Spotykamy sie w kilka osób. Po powrocie z Mszy św. i odmówieniu nowenny do Miłosierdzia Bożego pytamy Pana, czy chce nam coś powiedzieć. Pan mówi:

– Moje kochane dzieci, cieszy Mnie, że podjęliście przygotowania do dnia mojego miłosierdzia. Jest to dzień, który sam wybrałem, aby w roku liturgicznym mojego Kościoła następował w pierwszym dniu świętym po dniu, w którym czcicie pamiątkę mojego Zmartwychwstania. Gdyż po to wybrałem śmierć krzyżową, aby móc do końca istnienia rodzaju ludzkiego wylewać na was nieustannie potoki mojego miłosierdzia (wypływające fala za falą z Serca Pana). Moje przyjście na świat i śmierć za was świadczyły o stosunku Boga do swojego biednego stworzenia, które samo zagubiło się i teraz nie może odnaleźć prostej drogi ku swemu Ojcu. Jak inaczej możecie nazwać postępowanie swego Boga, jeżeli nie miłością miłosierną? Dlatego tak spieszę się w rozdzielaniu wśród was darów mojego miłosierdzia – lecz wedle waszych pragnień i potrzeb (ze zrozumie nia: Miłosierdzie Pana trzeba przyjąć świadomie i pragnąć go. Pan zna nasze potrzeby lepiej niż my sami i może nas obdarzać niekoniecznie wedle naszych chęci, lecz według naszych rzeczywistych potrzeb ale my musimy liczyć na Niego i pragnąć Jego pomocy).

Prosiłem was, dzieci, abyście się modlili za cały świat, za wszystkich ludzi, którzy zginą, za tych, których dusze są zagrożone. Prosi za nich całe niebo i wasi oczyszczający się (w czyśćcu)bracia. Jeżeli i wy dołączacie do nich wasze prośby, wtedy jednoczycie się, a wasza modlitwa jest nieskończenie potężniejsza, bo staje się wspólną modlitwą całego mojego świętego Kościoła.



Nie ma człowieka, którego bym potępił Ja sam


21–30 XI 1990 r. Mówi Pan:

– Szatan już odchodzi. Minął dany mu czas władania wami – wedle waszego wolnego wyboru, wyboru waszej woli. Jednak on nie odejdzie inaczej, niż zagarniając możliwie wielu ze swoich zwolenników i wyznawców; dlatego żniwo będzie straszne. W tym czasie wy powinniście walczyć miłością, a więc wstawiennictwem za nimi, bo przecież ani jeden człowiek nie istnieje inaczej, jak z mojej miłości i nie ma żadnego, którego bym potępił – Ja sam – ponieważ stwarzając każdy byt duchowy pragnę dla niego szczęścia w wieczności, we współżyciu ze Mną pełnym miłości. Pragnę, abyście myśląc – słusznie – o wrogach waszych, odrzucili jednak nienawiść w stosunku do każdego poszczególnego człowieka, ponieważ każdy z nich jest ofiarą, a im głębiej zabrnął w tę służbę złu, której naprawdę nie rozumie, tym bardziej waży się jego życie wieczne. O tym mówcie, bo trzeba bardzo za nich prosić, trzeba za nich ofiarowywać się, pokutować w ich imieniu i wzywać Matkę moją, która jest Matką Miłosierdzia, Matką całej ludzkości i mego Kościoła i której wstawiennictwo często jest dla was jedynym ratunkiem, ostatnią ucieczką. Ona stale prosi za wszystkie swoje dzieci. Wy proście wraz z Nią. Pragnąłbym, żebyście odczuwali nie wstręt i obrzydzenie, pogardę i gniew, lecz współczucie i pragnienie ratowania waszych bliźnich.


Za wami stoją miliony waszych braci


21 X 1991 r. Odmówiliśmy „Pozdrowienie Anielskie”. Odpowiada Maryja:

– Wszystkich, którzy Nam ufają, mamy w swej opiece. Nawet nie wiecie, jak wielu jest ich w waszym kraju. Na ogół nie mają znaczenia; znoszą z umęczeniem ciężary dnia. I oni właśnie przeważą winy sprzedajnych i niegodziwych, a także obojętnych (na wszystko prócz swojego dobra).

Przypomnijcie sobie Ewangelie. Kto poszedł za Jezusem? Malutka garstka ludzi biednych i mało wykształconych. I na nich Syn mój zbudował swój Kościół, którego nic i nikt zniszczyć nie potrafi. Czy myślicie, że w waszym narodzie nie potrafimy założyć ogniska miłości wzajemnej? I to z pomocą całego królestwa niebieskiego! Czyż nie wiecie, że za wami stoją miliony waszych braci oczekujących na czas, w którym Bóg zezwoli im na pomoc w walce o prawo Syna mojego do objęcia swojego królestwa, za które poszedł na krzyż?

Módlcie się „Przyjdź królestwo Twoje” z wiarą i ufnością, bo czas już bliski. Oczywiście nie zstąpi ono na całą ziemię, ale tu, na mojej ziemi, rozpoczniemy jego realizację, widoczną, dostrzeganą (przez inne narody). To będzie bardzo szybko (podobnie szybko chrześcijaństwo rozprzestrzeniało sie w I wieku).

Bądźcie pełni nadziei opartej wyłącznie na Jezusie Chrystusie, Zbawicielu waszym. Bądźcie radośni, wdzięczni i oczekujący samego dobra – bo damy je wam. Niech nic was nie przeraża i nie poddawajcie się presji szatana, który pragnie zrazić was do własnego narodu i skłócić ze sobą. Kochajcie się i starajcie się to okazywać bliźnim waszym. Spieszcie im z pomocą, proście za nich, ofiarowujcie wszystko to, co was boli, przez ręce waszej Królowej, a Ja wszystkie wasze dary wyłożę przed tron Boga.


Spotkanie


25 I 1991 r. Podczas modlitwy wspólnej Pan mówi:

– Pamiętajcie, że gdy spotkacie się ze Mną, będzie to spotkanie stęsknionego Ojca, który wybiega przed dom, gdyż nie może się doczekać chwili spotkania z powracającymi do domu dziećmi. A kiedy te dzieci wracają sterane i zmęczone z długiej, ciężkiej podróży, czyż radość Ojca nie jest większa? (Pan powołuje sie tu na przypowieść o synu marnotrawnym – Łk 15, 11–32 – a sam przyrównuje sie do ojca z tej przypowieści).


Proście wraz z Maryją


22 VII 1991 r. Mój bliski znajomy był przygnębiony po śmierci swojego zięcia, który zginął, kiedy popisywał sie przed kolegami brawurową jazdą swoim samochodem, a wszyscy przedtem pili alkohol. Zwracamy sie do Pana.

– Proszę Cię, Panie, powiedz o Twoim Miłosierdziu w stosunku do niego. Proszę też o „słowo” o tym, co jest nam konieczne, zwłaszcza kiedy giniemy nagle, nie przygotowani na śmierć. Wiem, że nigdy człowiek nie spotka się z większym miłosierdziem, niż kiedy staje przed Tobą.

– Cieszę się, że zrozumiałaś to, córeczko. Nawet w nagłej, niespodziewanej śmierci objawiam swoje Miłosierdzie. Jeżeli wybieram ją, to często po to, aby była usprawiedliwieniem dla tych z moich dzieci, po których nie spodziewam się, że kiedykolwiek zechcą przygotować się na spotkanie ze Mną, natomiast dłuższe życie powiększy ciężar ich win. (Tak się okazało po jego śmierci. Zamierzał porzucić żonę i dzieci i nowym samochodem wyjechać za granice z inną kobietą).

Jest to też ostrzeżenie dla ich otoczenia – wezwanie do zastanowienia się nad stanem własnej duszy i zachęta do szybszego oczyszczenia się z win (Łk 13,15 zawalenie sie wieży w Siloe); mówię oczywiście o tych, którzy wiedzą, że mogą oczyścić się w sakramencie pokuty. Lecz i inni mogą zastanowić się nad zmianą swego sposobu życia, naprawieniem krzywd przez siebie bliźnim wyrządzonych, porzuceniem nałogów lub złych nawyków, okazaniem bliźnim swoim – szczególnie tym, za których ponoszą odpowiedzialność – większej troski, uwagi, czasu, a zwłaszcza miłości. Patrząc na nagłą śmierć, zaskakującą innego człowieka, nie sposób nie zastanowić się: „A ja, czy jestem gotów? Czy rzeczywiście najważniejsze są dla mnie te sprawy, które mnie pochłaniają? Jaką pamięć pozostawię po sobie? Czy ludzie będą mi wdzięczni, życzliwi, czy też obojętni, ponieważ i ja byłem względem nich obojętny lub może nawet niemiłosierny? Czy zasłużyłem sobie na ich orędownictwo...?”

Dla człowieka zmarłego w niedojrzałości duchowej straszny jest sąd jego bliźnich o nim, bo słyszy myśli ich i rozumie, lecz wytłumaczyć się nie może. Jeśli jednakże człowiek ginie nagle, opinia ludzka łagodnieje: jest w niej więcej współczucia, a także woli wybaczenia jego win. Ludzie gotowi są zapomnieć jego przewinienia i modlą się o pomoc dla niego. I to też zmarły słyszy i za każdą modlitwę, dobrą myśl lub słowo jest ogromnie wdzięczny.

Pamiętaj o tym, że każdy z was od momentu śmierci żyje w świecie duchowym – w świecie mojej prawdy. Odpadają odeń wszelkie mity, złudzenia, zakłamanie i fałsz – jeśli w nich żył. Obecność Boża jest żywą miłością i wobec niej człowiek, zrozumiawszy że jest kochany bezwarunkowo i na zawsze – a to poznaje natychmiast – nie chce kłamać, oszukiwać i udawać. Wie, że jest kochany taki, jakim był i jest. Wie też, że Chrystus Pan jest jego orędownikiem i obrońcą wobec sprawiedliwości Bożej.

Człowiek poznaje prawdę o Bogu: Stwórcy, Ojcu i Zbawicielu swoim, i poznaje swoją odpowiedź na wszystko, co otrzymał: jest nią jego życie, jego czyny, słowa i miłość lub jej brak – niekoniecznie brak miłości do Mnie samego, bo mógł Mnie nie znać lub wychowany został w nienawiści do Mnie, lecz do bliźnich swoich. Dlatego taki nacisk kładę na słowo z Sądu Ostatecznego (Mt 25, 3440), bo wypełnianie miłosierdzia usprawiedliwiać was może w oczach moich. Ostatnią zaś szansą ocalenia waszego może stać się wasza nagła śmierć. Wtedy gotów jestem wysłuchać waszego sądu o sobie: „Ojcze, nie jestem godzien, abyś przyjął mnie do domu Twego, ale wejrzyj na swoje nieskończone miłosierdzie i przebacz mi winy przeciw Tobie i braciom moim”. Kto odwołuje się do Miłosierdzia, odrzucony nie będzie.

Natomiast sąd człowieka nad sobą samym może być straszliwym bólem i trwać długo, aczkolwiek poza czasem. Dlatego zachęcam was do miłosierdzia względem winowajców swoich, a szerzej – względem wszystkich braci swoich, którzy umierają lub właśnie zmarli, zwłaszcza zaś tych, którzy zginęli śmiercią nagłą.

Proście za nich odwołując się do mego miłosierdzia. Proście wraz z Maryją, Matką waszą, poprzez Jej przeczyste Serce. Dołączajcie zaś wasze czyny miłosierdzia zadośćczyniąc w ten sposób brakom w życiu zmarłego. Jeśli był skąpy, bądźcie hojni w swoim i jego imieniu; jeśli nienawidził i gardził ludźmi, kochajcie ich; jeżeli mściwy był i okrutny, bądźcież wy kochający i litościwi; gdy był chciwy, bądźcie bezinteresowni i wielkoduszni. Tak naprawiając winy zmarłego, wznosicie jego i siebie ku bramom niebieskim. Wszak wiecie, że zmarły nic już dla siebie zrobić nie zdoła. Lecz wam dany jest jeszcze czas. Możecie wybawiać z czyśćca braci swoich. A dla miłosiernych i Ja miłosiernym będę.


Jakim szczęściem jest dla Mnie spotkanie się z każdym z was


4 XI 1991 r. Podczas pobytu w szpitalu modlimy się wspólnie z jedną z pacjentek, Barbarą, która bardzo cierpiała.

– Pani Barbara jest z nami pierwszy raz. Wierzę, że to Ty, Panie, chciałeś spotkać się z nią...

– Każdy ojciec pobiegłby najpierw do dziecka chorego i cierpiącego, a przecież Ja nie jestem inny niż ojcowie ludzcy.

Barbaro, moja córeczko. Gdybyś wiedziała, jakim szczęściem jest dla Mnie spotkanie się z każdym z was. Przecież nie mam i nigdy nie miałem, i nigdy nie będę miał takiej samej córki jak ty. Ja stwarzam każdego człowieka z przeznaczeniem od razu do życia wiecznego w miłości ze Mną. Dlatego pragnę, aby każdy z was był inny, był sobą, niepodobnym w swoim zbiorze cech tworzących jego indywidualną osobowość. I do każdego z was mam inny stosunek miłości, bo dostosowuję się do waszych potrzeb, do waszego zrozumienia, do waszej natury.

Od razu powiem ci, córko, że twoja matka jest w moim domu i bardzo prosi Mnie o ciebie, a także stara się pomagać całej twojej rodzinie (troszczy się o wnuki). Czy chciałabyś, córko, zapytać twoją matkę?

– Chciałabym zapytać o przyszłość moich dzieci... Kiedy się z nią spotkam? (Barbara)


Mówi matka Barbary:

– Córeczko, przecież ja jestem stale przy tobie. W świecie duchowym naszego Pana znajduje się wszystko oprócz was ludzi (póki żyjecie na ziemi), a to dlatego, moja dziecinko, że wy żyjecie dla dokonania wyboru czy chcecie być Tu z nami, czy przeciwnie, chcecie być poza Bogiem. Gdybyście chociaż na chwilę zobaczyli nasz świat, wybór byłby dokonany, a wy nie chcielibyście żyć dłużej na ziemi. Tymczasem każdy człowiek, nawet kiedy tak bardzo cierpi jak ty – a ja przecież wiem o tobie wszystko, córeńko, bo my tu współodczuwamy z wami (chodzi o „rozumienie” bólu bez fizycznego odczuwania) – może pomimo bólu świadczyć dobro. A dobro świadczone przez cierpiących ma niesłychaną wagę u Boga. I tak czyniąc człowiek może nie tylko zwiększyć swoje szczęście w naszym świecie (w niebie), ale i wyprosić u Boga niewyobrażalnie wiele dla wszystkich i wszystkiego co kocha. Dlatego, córeczko, zwłaszcza w tych czasach tak bardzo potrzebni jesteście, nawet gdyby chodziło tylko o dobro duchowe waszych bliskich (twoich dzieci). A zobacz, ile ty rozbudzasz w nich teraz delikatności i opiekuńczości.


Barbara mówi o swoich kłopotach rodzinnych. Matka odpowiada:

– Wiem o wszystkim. Czuwam nad swoimi wnukami. A teraz tulę cię do serca, córeczko.


Mówi Pan:

– Dziecinko, Ja jestem twoim prawdziwym Ojcem. Ja ciebie rozumiem i współczuję ci do tego stopnia, że zrobiłem wszystko, żeby móc z tobą rozmawiać. Proszę cię, zaufaj mojej miłości, bo Ja nigdy nikogo nie zawiodłem. Na Mnie możesz liczyć. Proszę, powierz Mi czas twego życia i przestań się obawiać, bo Ja mogę wszystko. To przede wszystkim chciałem ci powiedzieć i o to prosić. Jeżeli zdasz się na Mnie i zaufasz Mi, Ja postąpię wedle mojej miłości do ciebie i dam ci mój pokój i pewność, że jesteś nieskończenie kochana.

A jeżeli chcesz dopomóc Mi w moich staraniach, ofiarowuj teraz, w najbliższym czasie, wszystko, co cię boli, w intencji przemiany twojego męża, bo bardzo potrzebuje mojego miłosierdzia.

Teraz, córeczko, daję ci moje specjalne błogosławieństwo, mój pokój. Pragnę, abyś spała dzisiaj spokojnie. I proszę cię, dziecko, nie trap się niczym, nie myśl o przyszłości (w rodzinie), bo jeżeli ty Mi na to zezwolisz, Ja sam się zajmę sprawami twojego domu. Przecież Ja kocham was wszystkich. A matka twoja będzie opiekunką twojego domu.

Nie martw się o swoje dzieci. Dałem ci je, abyś wychowała je Mnie – dla ich dobra – i robiłaś co mogłaś, a teraz Ja ci pomogę.

Błogosławię was, dzieci. Kładę dłonie na wasze głowy, na wasze ramiona (biedne, chore, zbolałe) i proszę, bądźcie dobrej myśli: Ja jestem najlepszym lekarzem.

Błogosławieństwo Boga Najwyższego niech spocznie na was i pozostanie. Kocham was, dzieci.


Żebyście w jego imieniu czynili jak najwięcej dobra


31 I 1992 r. Prosimy o wskazówki, jak pomóc znajomemu, który zginął w wypadku samochodowym, a także jego rodzinie. Odpowiada Maryja:

– Powiedzcie, że Zygmunt już niedługo będzie mógł wejść do królestwa Bożego, jeśli mu pomożecie („wy” to przede wszystkim rodzina, ale także przyjaciele, znajomi...). Oczekuje na waszą pomoc i prosi, żebyście w jego imieniu czynili jak najwięcej dobra, bo on nie wykorzystał swoich możliwości w pełni. Czynienie dobra to nie tylko łożenie pieniędzy ze zbywających środków; to modlitwa za innych, też oczekujących w czyśćcu – stała modlitwa.

Zapraszajcie Zygmunta do współpracy. Obdarzajcie uwagą potrzebujących tego. Rozglądajcie się dookoła, komu potrzebna jest pomoc i jaka. On tego zaniedbał, róbcie więc, co możecie, z nim i w jego imieniu. Żadne msze święte „zakupione” przez tych, których na to stać, nie zastąpią czynów miłosierdzia, bo tylko one prawdziwie świadczą o was jako chrześcijanach. Dlatego możecie sprawić, by Zygmunt szybciej wszedł do mojego królestwa, skąd będzie mógł pomagać wam, troszczyć się o was bardziej niż żyjąc na ziemi. On bardzo prosi was o pomoc i dziękuje, zwłaszcza tobie, synu, za twoją pamięć.

Ja zaś proponuję ci, synu, abyś zabierał syna mojego, Zygmunta, tam, gdzie jedziesz służyć ludziom, i proś go wtedy o współudział. Zapewniam cię, synu, że będzie ci towarzyszem i potrafi ci pomóc, bo to jest jego szansa bycia pożytecznym dla innych, pomimo że fizycznie sam nic już uczynić nie może.


Ja lituję się nad wami


14 V 1992 r. Zmarła sąsiadka. Kobieta ta miała zapewne na sumieniu ciężkie zbrodnie. W czasie wojny była zamieszana w sprawę wydawania Niemcom ukrywających sie obywateli polskich pochodzenia żydowskiego. Władze podziemnej Polski prowadziły w tej sprawie śledztwo (były już wydane i wykonane wyroki), z tym że akurat w stosunku do niej dochodzenie nie zostało zakończone. Po wojnie natychmiast wstąpiła do partii. Nie sprawiała wrażenia, żeby żałowała swoich czynów, niemniej do śmierci okazywała chorobliwy lek (ciągle zmiany zamków i zabezpieczanie drzwi, podsłuchiwanie). Koniec życia miała ciężki: opuszczona przez bliskich, cierpiąca na zanik pamięci, niespokojna, uciekająca przed czymś.

– Panie, prosimy Cię za zmarłą sąsiadkę, która zapewne bardzo potrzebuje pomocy.

– Twojej sąsiadce nie grozi już piekło, nad którym balansowała przez długie lata. Dlatego dałem jej chorobę. I nie potępiłem jej, ale długo będzie trwała jej droga do Mnie, droga do zrozumienia sensu własnego życia. Widzisz, córko, człowiek wybierając zło zostaje zmuszony do kontynuowania tej drogi i z czasem ślepnie całkowicie, a więc jest niezdolny do odczuwania żalu; tym bardziej do zadośćuczynienia (jeżeli nie można zadośćuczynić bezpośrednio ludziom skrzywdzonym, to zawsze można czynić dobro innym, ale trzeba widzieć tego potrzebę czy wartość, a ona nie widziała potrzeby).Dlatego tak się dzieje, że bez mojej pomocy człowiek nie jest w stanie oprzeć się szatanowi i staje się jego ofiarą (jest zmuszony do podporządkowania się mu). Ja lituję się nad wami i dlatego staram się ratować tych, którzy tego chcą lub przynajmniej nie odrzucają świadomie mojej pomocy. Dlatego czasami korzystne jest, a nawet zbawienne dla człowieka, kiedy zapada na chorobę psychiczną. (Ze zrozumienia: dla szatana panowanie nad człowiekiem bezwolnym jest igraszką, natomiast zniewolenie człowieka przez chorobę psychiczną aż krzyczy do Boga i Bóg stara się człowieka ratować).

Módl się za nią, dziecko, kiedy będziesz pamiętać, bo ona należy do tych, za których prawie nikt się nie modli.


Jak wielką pomoc macie...


24 V 1992 r. Spotykamy się w kilka osób po Mszy św., na którą zapraszaliśmy również „polskie niebo”, a także czyściec. Mówi Pan:

– Pragnę, abyście wiedzieli, że nigdy nie jesteście sami. Wiem, że już nie odczuwacie osamotnienia, ale chciałbym, żebyście pojmowali, jak wielką pomoc macie i jaką ciągłą opieką jesteście otoczeni. Niebo patrzy na was i kocha was jak własne dzieci, tak samo jak wy w przyszłości będziecie otaczali troskliwą miłością następne pokolenia.


Mówią nasi bliscy, ale nie wiemy kto konkretnie:

– Bronimy was zwłaszcza od ataków szatańskich (nie tylko tych duchowych, ale np. od wypadków). Ileż pomysłów wam podsuwamy ile okazji do czynienia dobra! Ile pocieszenia i nadziei, która tak jest wam potrzebna, staramy się wam przekazać. Niebo z ziemią rzeczywiście współpracuje „na co dzień”, starając się przy tym nie krępować waszej wolności. Nie chodzi nam jednak o umniejszanie waszych wysiłków i oszczędzanie wam trudu, chyba że bardzo potrzeba wam pomocy. Gdybyście wiedzieli, jak poszerza się w królestwie niebieskim nasze pragnienie służenia wam naszą miłością...


Zastanawiamy sie nad tymi słowami.

– My podzielamy miłość Jezusa do was, a miłość Pana obejmuje każdego człowieka. Dlatego możecie poinformować wszystkich, którzy pracują wśród więźniów, że zawsze jesteśmy z nimi, nie mówiąc już o pomocy wszystkich aniołów, którzy mają sobie zleconą opiekę nad wami i nad więźniami.

Zawsze i wszędzie, gdzie pobudza was do działania miłość Boga i miłość bliźnich potrzebujących pomocy, wspomaga was też miłość całego nieba. Chcemy, żebyście wiedzieli, jak blisko was jesteśmy, jak uczestniczymy w waszym życiu. A dlatego teraz wam to mówimy, że w obecnym okresie oczyszczenia i odrodzenia ziemi współpraca nasza zacieśni się, stanie się o wiele wyraźniejsza, po prostu widoczna lub odczuwalna („namacalna”). W walce o dalsze istnienie ludzkości bierzemy udział wszyscy. Przecież jesteśmy jedną (ludzką) rodziną, a Pan nasz nigdy nas nie rozdzielał. Warunkiem jest jednak istnienie we wspólnym miłowaniu.

Dzisiejszy dzień, w którym na Ofiarę Chrystusa (we Mszy świętej) zaprosiliście nas, chcemy zakończyć uczestnicząc w spotkaniu wraz z Panem i Maryją – bo nie powiedzieliście, że zapraszacie nas tylko na Mszę (żartobliwie). Nie możemy wymienić wszystkich, którzy biorą w nim udział, ale są przy was wszyscy, których znaliście i kochaliście, a także ci, którzy was znali i kochali (...). Ogólnie, nie tylko rodzina i bliscy, ale i przyjaciele i koledzy, a także ci, których ceniliście i jesteście im wdzięczni i którzy wam pomogli w drodze ku Bogu, ku dojrzałości duchowej, ku poznawaniu wiedzy, np. nauczyciele, i także ci, którym wy pomagaliście (modlitwą za zmarłych).


Do jednego z nas:

Ponieważ jutro jest dzień twojego patrona (imieniny), otrzymasz od niego jutro błogosławieństwo, a dzisiaj mówi do ciebie matka, która serdecznie ci dziękuje za pamięć, za miłość, którą ją obdarzasz. Jest szczęśliwa, jest wzruszona, że dajesz jej tę miłość nie znając jej (kolega matki nie pamięta), i dziękuje ci za to, co robisz, nawet w tej chwili, bo twój wysiłek przyspiesza plany Boże...


Nie jestem waszym sędzią, ale Ojcem


28 V 1992 r. Przyjaciel mówi o swoim koledze, przygnębionym po śmierci rodziców (i długotrwałej, przykrej chorobie ojca). Jego rodzice żyli z dala od Kościoła (tzw. „wierzący niepraktykujący”), a sam kolega odszedł zupełnie od wiary. Przyjaciel pyta się, jak może mu pomóc.

– Powiedz mu, że jego rodzice są już przy Mnie. Powiedz mu, że w moim świecie najłatwiej naprawić błędy rozumu, gdyż staje się w pełnym blasku prawdy mojej, i jeśli wtedy skutkiem jest wstyd, żal i pragnienie naprawienia błędów, Ja skłonny jestem użyć swojego miłosierdzia. A zrozumienie mojej miłości wyzwala w odpowiedzi pełną wdzięczności miłość człowieka. Wtedy Ja otwieram moje ramiona szeroko i takie biedne, zawstydzone, stęsknione i cierpiące (z tęsknoty za miłością) dziecko przygarniam do siebie.

Mówiłem wam: nie jestem waszym sędzią, ale Ojcem. Prawdziwy ojciec zawsze przebaczy proszącym o przebaczenie i zawsze przed marnotrawnymi dziećmi otworzy swój dom. Dlatego też dałem im takie a nie inne przygotowanie do śmierci.

– Bardzo dziękuję za te słowa dla kolegi.

– Synu, przecież Ja was kocham!


Ofiarom ludzkich katów odpuszczam wszelkie winy


3 IX 1992 r. Podczas modlitwy wspólnej w dwie osoby Pan mówi:

– To, co dzieje się teraz w Jugosławii, budzi wstręt i ochrania przed naśladownictwem, ale tylko te narody, w których jeszcze nie rozpalił się płomień nienawiści. A w wielu już tli się i stosy już są przygotowane. Nie jest to dzień Sądu Ostatecznego, lecz pora, w której osądzają się całe narody. Módlcie się i proście o skruchę dla ginących.

Znowu muszę dopuścić, żeby lała się krew najmniej winnych i bezbronnych: dzieci, matek, ludzi starych, chorych, nie potrafiących sobie poradzić w warunkach krańcowych, ale tylko krew niewinna może zapłacić za zbrodnie całego swojego narodu. I zawsze tak było. Ci, którzy giną z moim imieniem w sercu, są ostateczną szansą przeżycia dla innych swoich współbraci. Pamiętajcie, że po śmierci każdy jest świadomy i wie, przed kim stoi i jak bardzo jest kochany. Dlatego też natychmiast proszą Mnie oni o ratunek dla jeszcze żyjących, proszą o ugaszenie ogni nienawiści.

Tak jak ty Mnie prosiłaś o ugaszenie ognia (pożaru lasów) w Kuźnicy Raciborskiej, tak samo proszą tam.

– W takim razie prosimy za wszystkich, którzy buntują się przeciw Tobie.

– A zwłaszcza za tych, co mienią się chrześcijanami, i za tych, którzy wyrośli w kulturze chrześcijańskiej.

– Każdy, kto był chrześcijaninem, a morduje, jest zdrajcą. A kto zdradza Mnie, ten później już może zdradzić wszystko, ponieważ zdradził już samego siebie – mówi Pan.

– Ale oni dają tym gorsze świadectwo o Tobie niż ci, którzy z chrześcijaństwem nie mają nic wspólnego.

– Mówisz, że dają gorsze świadectwo o Mnie wobec świata. Oni świadczą tylko o sobie, o tym, jak mało dla nich znaczyłem – do tego stopnia, że depczą wszystkie moje prawa i wyszydzają je swoimi czynami. Czy nie widzicie, że sami potępiają się?

– I to jest takie przerażające!


Pan tłumaczy nam:

– Szatan i jego zastępy spieszą się. W pośpiechu popełniają wiele błędów. I będzie tak, jak było w obozach koncentracyjnych, łagrach i innych polach śmierci, które obecnie są na całej ziemi: Ja zbiorę z nich największe żniwa. Bowiem ten, kto został zniewolony, nie może wybierać, a wtedy Ja – Ojciec – ujmuję się za nim.

Kiedy jestem wśród ludzi zniewolonych doprowadzonych do progu śmierci (np. umierających z tortur, z głodu, z wycieńczenia, z zimna), wtedy nie wymagam, aby zwracano się do Mnie. Wtedy to, co jest w nich jeszcze żywego, łaknie ciszy, spokoju, ciepła, pożywienia, ukojenia i objęcia miłością – a Ja tym wszystkim jestem. A ponad wszystko jestem Miłosierdziem. Ofiarom ludzkich katów odpuszczam wszelkie winy. Dlatego ci, co przychodzą z pustymi rękami, otrzymują wszystko – z mojej pełni. Otaczam ich moją miłością, która przenika ich łagodnie, delikatnie i czule, lecząc wszystkie bóle i zatapiając w szczęściu, które oni wchłaniają i powoli rozumieją, by następnie całą świadomością pojąć, iż jest to miłość ich Ojca – Boga, miłość bezgraniczna, wieczna, która będzie wciąż rosła. I to są już początki miłości wzajemnej. (Ze zrozumienia: to jest jak budzenie nowo narodzonego dziecka do życia – tylko już do życia wiecznego).


Bóg nie po to daje chorobę, aby gnębić, lecz aby oszczędzić wam czyśćca


8 IX 1992 r. Modlimy sie we troje razem z p. Bogusławą i młodym kapłanem. Oboje w ostatnich latach przeżyli śmierć swoich bliskich. Zwracamy się do Maryi. Odmawiamy „Zdrowaś Mario”.

– Prosimy o rozmowę, Matko.

– Ja zawsze pośredniczę z radością. Moja córka (p. Natalia) jest tu. Niech mówi matka z córką. (Maryja)


Dalej Maryja zwraca sie do p. Bogusławy:

– Powiedz, dziecko, powiedz, co chcesz, swojej matce.


Mówi p. Natalia, matka p. Bogusławy:

– Moje dziecko, przede wszystkim chcę ci powiedzieć, że jesteśmy tu wszyscy: jest twój tatuś, dziadek, są już wszyscy, którzy umarli wcześniej. O swoją najbliższą rodzinę nie martw się. Bóg nie po to daje choroby, aby gnębić, lecz aby oszczędzić nam czyśćca, jeśli nie przeklniemy daru choroby. Dlatego tak się dzieje, że wszystkie nasze wady i grzechy Bóg odsuwa, kiedy ma do czynienia z cierpieniem ludzkim (cierpienie ludzkie wzrusza miłosiernego Pana).

Moje ukochane maleństwo. Chcemy ci dzisiaj podziękować za wszystko, co zrobiłaś, aby ulżyć nam w naszych ciężarach. Twoja postawa – wytrwałość, miłość i cierpliwość, którą nam okazywałaś – powodowała, że łatwiej nam było znosić utrapienia i choroby i łatwiej umierać. Tu dopiero można zrozumieć, jak konieczna jest nam w życiu na ziemi miłość ludzka. Wielu ludzi umiera nie zaznawszy w życiu miłości (ze zrozumienia: i potem musi przejść przez czyściec, bo nie rozumiejąc miłości musi się jej dopiero nauczyć. Niebo jest wzajemnym miłowaniem).

Tobie zawdzięczamy tak wiele, córeńko. Obiecujemy ci, że będziemy przy tobie wszyscy i w momencie śmierci otoczymy cię naszą miłością. Pan mi to obiecał. (Ze zrozumienia: będzie to śmierć bez leku i samotności).

Wiem, że odczuwasz naszą obecność. Chcę ci powiedzieć, że nie możemy usuwać z twojej drogi cierpień, zmartwień i kłopotów (powodowanych przez ludzi), dlatego że umniejszalibyśmy w ten sposób twoje szczęście (chwałę) tu (w niebie), więc skrzywdzilibyśmy cię. Ale czuwamy nad tobą i bronimy cię od wszelkich zagrożeń. Tu miłość nasza wzrasta, staje się świadoma i dlatego nie opieramy się nigdy zamiarom Boga wobec człowieka.

Czy chciałabyś mnie o coś zapytać, dziecino?

– O męża. (p. Bogusława)

– Przeszedł przez czyściec, ale krótko w nim był dzięki tobie. (p. Natalia)

– Mama wie, że niektórzy wierzą, ale wierzą bezmyślnie (to znaczy nie zastanawiając sie nad treścią prawd wiary i nad tym, że je trzeba praktykować), (p. Bogusława)

– Córeczko, zawsze kiedy modlisz się za innych, proś nas o wstawiennictwo, o współudział; najprościej: mówiąc Panu, że prosisz wraz z nami. Bo my cię słyszymy; to mało – jesteśmy przy tobie, odczuwamy wraz z tobą twoje stany duchowe, a także emocjonalne, a również pojmujemy twoje cierpienia fizyczne. (p. Natalia)

– Prosimy o zdrowie dla p. Bogusławy, (kapłan)

– My też prosimy o to. Ale w obecnej sytuacji potrzebne jest Polsce każde cierpienie ofiarowane za tych, co cierpieć nie chcą, nic nie rozumieją lub są daleko od Boga. Bo Pan nasz pragnie przemienić cały kraj. Dlatego wy wszystko, co was boli (również ból psychiczny, np. ból z powodu strajków, niewiary, oszustw...), składajcie Jemu jako swój dar z prośbą o użycie dla uratowania tych, którzy mogą zginąć śmiercią wieczną.

Pomyśl tylko o nas. Wy jeszcze możecie oddawać Bogu cierpienia, zawody, smutki, czyli skarby waszego życia ziemskiego – my już nic. Ale wciąż prosimy za wami, a uzupełniamy wasze prośby naszą nieustającą wdzięcznością, zachwytem, uwielbieniem Boga. (p. Natalia)


Po chwili p. Natalia mówi:

– Dzieci, teraz my prosimy Maryję, Matuchnę naszą, aby udzieliła wam błogosławieństwa Bożego.


Mówi Maryja, Matka Boża:

– Moje drogie dzieci. Kochamy was, cieszymy się waszą wiernością Bogu (co nie oznacza bezgrzeszności). A teraz przez moje ręce przyjmijcie błogosławieństwo Boga w całym majestacie Trójcy Świętej. Niech spocznie na was, na waszych domach i bliskich, i wszystkich, o których się troszczycie. Niech towarzyszy waszej służbie. W imię Ojca i Syna, i Ducha Świętego.

Przyjmijcie też błogosławieństwo w Bogu od rodziny i bliskich dla Bogusławy i dla was.


10 IX 1992 r. Modlimy sie we troje. Odmawiamy „Zdrowaś Mario”. Maryja zwraca się do nas:

– Znowu jesteśmy wszyscy razem. Zawsze, jeżeli o kimś mówicie, ten ktoś was słyszy i przychodzi (jeśli jest w niebie).

Widzicie, dzieci, człowiek został stworzony z miłości. Bóg powołując do bytu każdą istotę ludzką pragnął uczynić ją bytem szczęśliwym na wieczność, ponieważ ludzkość to byty nieśmiertelne.

Wolność została wam udzielona jako ogromny dar Boży i przywilej i nie jest obwarowana żadnymi warunkami. Ale ze względu na waszą wielką słabość duchową, zaciemnienie władz duchowych, otrzymaliście od początku ogromną pomoc Bożą, która trwa. Rodzicie się i rośniecie w cieple miłości Bożej, w słońcu Jego miłosierdzia. Bóg dał wam prawo do poszukiwań, pomyłek i błędów. Pomaga wam, uczy i prowadzi. Jeżeli pragniecie słuchać, macie Jego bezpośrednią pomoc. Jeśli pragniecie kochać, Bóg przybliża się ku wam. Daje się poznawać tym, którzy szukają prawdy, sensu życia, pragną odkrywać prawa rządzące waszym wszechświatem. Takim Bóg daje możliwości zdobywania wiedzy. Nikt z was nie schodzi z Jego oczu, ponieważ dar wolności wyboru przechodzi wasze możliwości i bez pomocy Boga zagubilibyście się. Reszta zaś zależy od siły i stałości waszych pragnień.

Bóg nie odmawia wam pożądania rzeczy dla was szkodliwych, ale usiłuje wytłumaczyć wam poprzez wydarzenia życia, że są to rzeczy złe, a zatem spotykacie się ze skutkami swoich czynów, tak ludzie jak i całe narody. Najprostszy przykład macie przed oczyma. Słyszycie, wciąż mówi się wam o miłości, o miłosierdziu i przebaczeniu. Zobaczcie, co dzieje się w Jugosławii, która odrzuciła przykazania Boże. Prawdą jest, że giną zwykle najsłabsi, najbardziej bezbronni, ale co pozostanie mordercom? Kraj wyludniony, zniszczony, cofnięty w rozwoju, pełen goryczy, smutku i żałoby. Pozostanie wstręt i pogarda innych narodów, a walczącym ze sobą – poczucie bezowocności swoich działań. Pozostaną w historii jako przykład głupoty swoich wyborów.

Mówiłam wam o wolności i miłości Boga, Ojca waszego. Kto chce, może całe swoje życie przeżyć istniejąc w miłości Ojca. Jezus niczego innego nie pragnie, jak tylko abyście się społem miłowali, abyście się stawali przyjaciółmi Jego. Jeśli ktoś z was na zaproszenie do przyjaźni odpowie, zostaje wezwany do wspólnej z Jezusem służby światu. Bo Syn mój nie kieruje wami, a prowadzi – idąc pierwszy. I macie w Nim zawsze doradcę i przyjaciela. Syn mój nie żąda od was wiele, gdyż wszystko, czego potrzebujecie, otrzymujecie dla tej służby, którą On dla was wybrał, a także miłość do waszego zadania. Przecież wy troje to rozumiecie. Każde z was otrzymało imienne zaproszenie i odpowiedziało na nie, dlatego tu dziś rozmawiamy.

Świat ludzki jest tak różnorodny, że potrzebuje niezliczonej rozmaitości służb. I żadna nie jest lepsza od drugiej, gdyż każdy otrzymał dary odpowiednie dla własnej służby.

Widzę, że się rozumiemy, moje dzieci, moje biedne, kochane, zmęczone dzieci. Przecież wasi bliscy, o których prosicie Mnie, nie byli inni. Też swoje życie wypełniali tym, że służyli pracą swoim bliźnim. A więc w ten sposób wypełniali przykazanie miłości bliźniego tak, jak umieli, jak potrafili, jak rozumieli swoje zadanie życiowe. Bóg nigdy nie wymaga od człowieka więcej, niźli dał mu darów (umiejętności i sił), i nigdy nie sądzi człowieka według innych, ale według jego własnych możliwości pojmowania.

Ogólnie biorąc, Bóg Ojciec tak mało od was chce, a tak wiele daje. Dlatego też – aczkolwiek na ogół dopiero po śmierci – błogosławicie Pana i dziękujecie Mu w nieustannym uwielbieniu za Jego hojność, wielkoduszność, dobrotliwość, łagodność, nieustającą troskliwość i miłosierdzie. Ono bowiem towarzyszy wam do ostatniej sekundy życia. Dlatego, proszę, nie próbujcie osądzać śmierci żadnego człowieka według waszych osobistych pragnień czy wyobrażeń o dobrej śmierci. Śmierć tych, którzy nie odrzucili w życiu Pana, jest spotkaniem dziecka z Ojcem swoim i jest najważniejszym momentem życia przede wszystkim dla niego samego, a nie dla tych, którzy patrzą, są obecni itd. Dlatego, proszę was, od dzisiaj dziękujcie Bogu za śmierć każdego z waszych bliskich.


Maryja zwraca się teraz do kapłana:

– Przekaż, synu, swojej matce, że śmierć jej matki była łagodnym jak sen przejściem do wieczności spracowanego robotnika. Powiedz matce swojej, aby przy najbliższej bytności przed tabernakulum podziękowała Synowi mojemu za Jego przybycie do twojej babci, przygarnięcie jej do Serca i bezbolesne, łagodne, spokojne przeniesienie do Jego królestwa.

– Babcia nie była w czyśćcu?

– Przecież to Syn mój zapłacił za nią już z góry. Nie zażądał od niej zapłaty za swoją Krew, przyjąwszy ze wzruszeniem wszystkie jej wysiłki, starania i trudy (fizyczne), które Mu dała za życia – Jemu samemu w postaciach swoich bliźnich (inaczej mówiąc, to co czyniła dla was, przyjął jako miłość do siebie).

Powiedz, synu, matce swojej, że we wszystkim, co czyni dobrego, jest również ślad trudu i przykładu jej matki. Powiedz też matce, że swojej matce zawdzięcza łatwość służenia innym i obdarzania, bo weszła na już utorowaną ścieżkę. Dlatego też należy się babce twojej wdzięczna pamięć.

Moje dziecko, twoja babcia jest tutaj ze Mną. Prosi, abyś powiedział swojej matce, że pierwszą jej prośbą do Pana było błaganie o opiekę nad córką i wnukami, i od tej pory nigdy nie przestaje się troszczyć o was. Przekaż także błogosławieństwo matczyne, którego nie otrzymała w momencie śmierci swojej matki (która zmarła w szpitalu). Powiedz też matce, że matka jej oręduje za wami stale i towarzyszy wam, ponieważ jeśli była miłość między ludźmi, w domu Bożym utrwala się, jest stała i wzrasta w miarę waszego wzrostu. Bo w królestwie Bożym wy, ludzkie dzieci Ojca Niebieskiego, wciąż wzrastacie w pojmowaniu miłości. Babcia twoja obiecuje wam (całej rodzinie) pomoc i wsparcie we wszelkich trudnościach, a podtrzymanie w czynach dobrych oraz obecność przy was w momencie przejścia. Przecież jesteście z jej krwi! Przekazuję wam błogosławieństwo babci. (...)

Maryja zwraca się teraz do p. Bogusławy.

– Bogusławo, z twoją rodziną nie było inaczej. Proszę cię, nie myśl już nigdy więcej o fizycznych okolicznościach śmierci swoich bliskich, bo ciało jest schorowane i nie można od niego wymagać specjalnego (poprawnego)zachowania się, gdy obumiera. (Ze zrozumienia: gdy duch spotyka sie z Panem, ciało przestaje cokolwiek wyrażać).

Byłaś świadkiem tego spotkania. Widziałaś, jak Bóg szybko objął swoją miłością twojego ojca, nie pozwalając na żaden ból, szok czy przerażenie. Stało się tak dlatego, że ojciec twój wiedział, z kim się spotyka. Dalsze istnienie trwa w wieczności, a tym samym staje się nieosiągalne dla zmysłów człowieka. Podziękuj więc za szybkie, bezbolesne przejście, gdyż gdyby nie wstawiennictwo członków rodziny (już nieżyjących), mogłoby być cięższe. Bycie przy śmierci swoich najbliższych bywa łaską i przywilejem, a jednocześnie zwiększonym cierpieniem, ale pamiętajcie, że jest to wyłącznie asystowanie przy spotkaniu, które rozpoczyna życie duchowe w wieczności (ze zrozumienia: matce ks. Grzegorza zostało oszczędzone cierpienie umierania jej matki).

Moje dzieci kochane, przytulam was do Serca, ogarniam moją opieką i błogosławię imieniem Pana, w imię Ojca i Syna, i Ducha Świętego.


Ja tęsknię za nim


19 IX 1992 r. Podczas modlitwy w kilka osób jeden z kapłanów pyta Pana:

– W moim bloku jest chłopiec chory na raka. Nie godzi się na to cierpienie. Ojciec pije. Co mogę mu powiedzieć?


Pan odpowiada:

– Jeżeli dziecko będzie wiedziało, że umiera, to powiedzcie mu, że Ja tęsknię za nim i chcę go mieć jak najszybciej u siebie. I tak go kocham, że chcę spełniać jego prośby za innych ludzi. Jego choroba daje mu prawo do tego, by jego prośby orędujące za innymi były wysłuchane. Bóg obiecuje mu, że w Jego królestwie będzie mógł prosić za tych, którzy zostają na ziemi. Będzie wysłuchany. Dlatego prosi go Pan, aby jeszcze trochę zgodził się pocierpieć.

Powiedz mojemu dziecku, że sam przyjdę po niego. Niech się nie boi, bo spotkanie nasze będzie samym szczęściem i już nigdy nie będzie czuł bólu.


Świętość jest osiągalna nawet w zwykłym codziennym życiu


28 IX 1992 r. Modlimy sie w kilka osób. Jeden z nas zwraca sie do Pana, nawiązując do śmierci przyjaciela, człowieka cichego, zapracowanego (żeby utrzymać rodzinę), pogodnego, ogromnie prawego i bardzo „zwykłego”:

– Twoje słowa sprzed miesiąca dotyczące chorego przyjaciela, żebyśmy dodali „bądź wola Twoja”, zrozumiałem jako zapowiedź jego śmierci. I tak się stało. Jestem przekonany, że umierał w pokoju...?

– Synku, On jest ze Mną. Dziękuje ci za serdeczną pamięć. Jeżeli możesz, powiedz jego bliskim, że zabrałem go do siebie i teraz daję mu duże możliwości pomocy jego rodzinie, przyjaciołom, bliskim i wszystkim, którzy zwrócą się do niego. Jestem szczęśliwy, że ten biedny mój synek przyjął moją wolę bez goryczy i bez lęku, z zaufaniem. Dlatego pragnę go uszczęśliwić możliwościami pomocy. Pamiętajcie o nim i nie płaczcie, a towarzyszcie mu w jego radości. Czy wiecie, na czym ta radość polega? On już widzi i rozumie moją miłość do każdego z was, poznaje moje działanie w każdym człowieku, który Mnie nie odrzuca i pojmuje, że mój wybór daje każdemu z was największą szansę świętości.

Masz w nim przykład, synu, że świętość jest osiągalna nawet w zwykłym codziennym życiu i zwykłej śmierci w chorobie. Ja zawsze jednego pragnę dla każdego z was: abyście wchodzili w mój dom z podniesioną głową, bez wstydu (i bez uczucia, że wchodzi się tu „z łaski”, wybłagani i cudem uratowani). Trudno wymagać tego od jego rodziny, ale wy możecie Mi za niego dziękować.


Niebo jest nieustającą wymianą miłości


20 X 1992 r. Modlimy sie w kilka osób. Jest wśród nas Jan, który ma dzisiaj imieniny. Pan zwraca sie do niego:

– Czy pozdrowiłeś dzisiaj swojego patrona (Jana Kantego)?

Byłem u św. Anny przy jego grobie; modliłem się.

– Synu, pamiętaj, że on otrzymał prawo do opieki nad tobą, które mu nadała twoja rodzina i rodzice chrzestni, i on traktuje ciebie jak przybranego syna. Żaden święty nie narzeka na zbyt dużą ilość synów. Wszyscy się cieszą, kiedy mogą – przez zezwolenie waszej ludzkiej dobrej woli – objąć nowe dziecko swoją opieką.

– Ks. Jan Kanty ma chyba także wiedzę dotyczącą współczesności, a nie tylko jego czasów...? – zapytałam.

– Nie martw się o to, córko. U Mnie wiedza wasza, a właściwie pojmowanie w Prawdzie wciąż rośnie i z pewnością niezmiernie przekracza wiedzę wam współczesną.

Ksiądz Jan Kanty obiecuje ci, Janie, swoją pomoc, a także pragnie objąć nią tych wszystkich uczniów, których mu polecisz. Masz, synu, błogosławieństwo od swojego patrona. (...)

Moje dzieci, przecież niebo jest nieustającą wymianą miłości. Całe nasycone jest miłością Boga do Jego dzieci i radością bytów duchowych przyjmujących tę miłość i odpowiadających na nią (ze zrozumienia: przyjmują miłość, są nią nasycone, ta miłość ich przenika, odpowiadają na nią dalszym wzrastaniem). Im więcej mojej miłości „wchłaniają”, tym większe staje się ich pragnienie darzenia (Bóg bowiem jest miłością darzącą, udzielającą się). Dlatego ogarniają miłością nieba wszystko, co istnieje poza nim – oprócz piekła – czyli wszystkie byty duchowe dorastające powoli i z wysiłkiem ku niebu. Wszyscy jesteście kochani. Za każdego z was proszą Mnie, orędują, tłumaczą was i każdemu gotowi są służyć pomocą, jeżeli o pomoc prosi się ich, czyli jeżeli istnieje w was wola przyjęcia miłości waszych starszych braci, dojrzałych w miłości.

Moją wolą jest, abyście się łączyli we wspólnej miłości, aby potęga miłowania mogła udzielać się wam, walczącym w ciemnościach materii z przeciwnikiem takim jak szatan. Weźcie to sobie, dzieci, do serca i mówcie o tym innym.


17 XI 1992 r.

Panie, dziękuję Ci za wszystkich, których doprowadziłeś do bezpośredniego wejścia do Twojego królestwa (np. gen. „Nil”, Marynia, Grażyna) – wymieniam osoby, które na życzenie Pana podały świadectwa o swoim spotkaniu z Nim, przytoczone w rozdziale VI.

– Ja tylko spełniłem ich wolę. Oni wszyscy pragnęli być ze Mną i swojego aktu zawierzenia dokonali za życia.

Mówiłaś o słowach mojej Matki na temat losu ludzi umierających obecnie (w Medjugorie Maryja miała powiedzieć, że obecnie najwięcej osób idzie do czyśćca, ale dużo idzie do piekła; bezpośrednio do nieba niewiele). Odchodzą ode Mnie na zawsze wielkie ilości ludzi, ale są wśród nich tylko ci, którzy zdecydowanie odrzucili wszelką miłość – przede wszystkim jednak miłość do swoich braci, ludzi.

– Weź scenę Sądu Ostatecznego. Pan nie pyta nikogo o wyznanie, tylko mówi: „Byłem głodny, a daliście Mi jeść” albo „Byłem spragniony, a nie daliście Mi pić” itd. – zwraca sie do mnie przyjaciel.

– Słusznie, synu, gdyż niebo jest wspólnotą miłości. Nie mogą tam wejść ci, którzy kochali wyłącznie siebie, gdyż w takim wypadku jest to postawienie siebie na miejscu Boga, a w skutku jest to nienawiść, pogarda lub obojętność dla wszystkich innych ludzi: inaczej, jest to odmówienie swoim bliźnim należnej im troski, współczucia, litości, pomocy. Dlatego najtragiczniejszy jest los ludzi bogatych we wszelkie rodzaje bogactwa wtedy, gdy oni nie tylko odmawiali ludziom pomocy pieniężnej, lecz szacunku, uwagi, czasu lub podzielenia się z bliźnim swoim szczególnym bogactwem, np. talentem, wiedzą, zaradnością, umiejętnościami działania w celu bogacenia się, a także wtedy, kiedy te umiejętności prowadziły w konsekwencji do zbrodni kainowej. (...)

Dotyczy to takich ludzi, którzy dla uzyskania osobistych korzyści lub satysfakcji gotowi byli poświęcić życie, zdrowie i cześć innych ludzi. W obronie tych skrzywdzonych występuję wtedy Ja jako Sędzia sprawiedliwy: takim jestem wobec bezwzględności, okrucieństwa i nikczemności ludzkiej (np. donosów). W tym wieku zaiste zapełnia się piekło. Ale zawsze gotów jestem usprawiedliwić zniewolonych, przymuszonych i tak zdeptanych, że zatracili swoje człowieczeństwo.

Zawsze więcej mam tych dzieci, dla których mogę znaleźć jakiekolwiek usprawiedliwienie. I ci przygotowują się powoli, czasem bardzo powoli postępuje zrozumienie, żal, pragnienie uzyskania przebaczenia, oczyszczenia się z win, ale jednak zaczyna się przygotowanie do wejścia do Królestwa Miłości. Jest to droga ku dojrzałości ludzkiej w swoim człowieczeństwie. Dlatego mogą tak wiele wyprosić dla was, żyjących, ponieważ dla nich jest to uczenie się miłości wzajemnej.

– Strasznie się cieszę, że jesteś, Panie, tak miłosierny. Wiem, że naprawdę trudno jest osiągnąć piekło, bo Ty robisz wszystko, żeby nas ratować. Musi być w nas zaciekła zła wola...

– Tak, córko. Ale człowiek potrafi rozwijać ją w sobie, nie zauważając momentu, kiedy zostaje zniewolony przez nieprzyjaciela waszego – szatana – i już od tej pory jest tylko narzędziem własnej zguby.


ROSJANKA


8 II 1993 r. Podczas modlitwy wspólnej znajomy kapłan zwraca się do Pana:

– Jutro idę do Rosjanki, która umiera na raka. Jest ochrzczona, ale nic więcej. Idę z proboszczem, żeby przygotować ją do spowiedzi.

– Pomóżcie jej. I nie zwlekajcie. – odpowiada Pan.

– Pomóż jej, Panie.

– Kiedy będziesz u niej, Ja będę z tobą. Mów jej o miłości bliźniego. Mów jej o miłości lub braku miłości. I powiedz jej, żeby się Mnie nie bała, bo musiałem ją pokochać, aby dać jej istnienie.

– Ona ma już piątego męża (o ile to mąż?).

– Ja wiele wybaczam tym, którzy nie rozumieją, co czynią. Pomóżcie jej przygotować się na spotkanie ze Mną, na spotkanie Ojca z córką, może nieroztropną, ale bardzo kochaną.


19 IV 1993 r. Przy następnym spotkaniu kapłan mówi:

Tę Rosjankę pogrzebaliśmy w tym tygodniu. Spowiadała się przed śmiercią (kapłan, który ją spowiadał, mówił, że to była dobra spowiedź). Dałem jej „Słowo do chorych” po rosyjsku i po polsku dla jej męża (chodzi o tekst z 21 I 1988 r. zamieszczony w tym rozdziale). Modliła się dużo przed śmiercią. I w jej mężu nastąpiła duża zmiana na lepsze, jeśli chodzi o powrót do wiary.


Każdemu z was pragnąłbym oszczędzić czyśćca


16 III 1993 r. Zmarła znajoma ze stołówki, osoba starsza, emerytka. Zwracam się do Pana:

– Panie, może zacznę od pani Loni, która nagle umarła. Martwię się, że pewno nie miała możliwości skorzystać z sakramentów.

– Moje dziecko, Ja ją zabrałem, żeby już nie przeżywała zmartwień i kłopotów. Prosili o nią jej bliscy. I nie martw się, że była nie przygotowana. Wszystko, co przechodziła ostatnio (remont, ciągnąca się od kilku miesięcy wymiana rur, brak ogrzewania zimą), było takim ostatnim „szlifem”. Widzisz, Ja tak działam, żeby przyspieszyć wasze spotkanie ze Mną. Każdemu z was pragnąłbym oszczędzić czyśćca, tak abyśmy mogli spotkać się na progu wieczności w czystym szczęściu, bez poczucia winy. Jeżeli chcesz sprawić jej radość, myśl o niej życzliwie, powiedz do niej parę słów, a przy najbliższej Mszy św. współofiaruj ją za nią.

– Dziękujemy Ci, Panie, za p. Lonię. To znaczy, że ona jest z Tobą?

– Tak, ona jest ze Mną – i z wszystkimi bliskimi, których jej tak bardzo brakowało na ziemi.


Czy wiecie, co to jest miłosierdzie?


5 IV 1993 r. Prosimy Pana o błogosławieństwo. Pan mówi:

– Moje dzieci, błogosławię was (Pan jakby kładł dłonie na naszych głowach), podtrzymuję was moją mocą i ubogacam. Pragnę, aby rozwijał się w was dar miłosierdzia. Czy wiecie, co to jest miłosierdzie? Jest to miłość do wszystkiego, co potrzebuje miłości (Pan mówi tu nie tylko o ludziach, ale także o zwierzętach i w ogóle o przyrodzie), a co jest słabe. Miłość miłosierna jest miłością darzącą, wspaniałomyślną, przepełnioną współczuciem i pragnieniem niesienia pomocy, dania ratunku, wskazania drogi, a nawet ocalenia życia. Miłość miłosierna myśli bardziej o tych, którzy jej potrzebują, niż o sobie. Miłość miłosierna jest łagodna i cierpliwa, niczego się nie domaga, a wszystko wybacza. Pragnę, abyście i wy napełnieni zostali moją miłością.

Pozostańcie w pokoju. Błogosławię was.


Niedziela Miłosierdzia


18 IV 1993 r. Niedziela Miłosierdzia. Modlimy się w kilka osób. Pan mówi:

– Mówiłaś kiedyś, córko, że tak się spieszyłem z rozdzielaniem miłosierdzia, że wybrałem na to święto pierwszą niedzielę po Zmartwychwstaniu. A po cóż byłaby moja śmierć na krzyżu, gdybym nie otworzył wam wtedy wrót miłosierdzia. Potencjalnie każdy z was już jest zbawiony, ale tak trudno wam przeżyć życie będąc zanurzonymi w moim miłosierdziu. Dlatego obmyśliłem plan waszego zbawienia i realizować go będę aż do końca wieków.

– Ostatnim etapem mojego planu jest wylanie mojego miłosierdzia na was wszystkich. Czy rozumiecie, co to znaczy? Woda, jeśli się wylewa, pogrąża w sobie wszystkich – i dobrych, i złych. Miłosierdzie moje pragnie pogrążyć w sobie całą ludzkość, bo miłosierdzie jest taką właśnie miłością, która działa bez względu na godność czy niegodność osoby.

A jednak i tu może się przeciwstawić mu ludzkie „nie chcę”. Dlatego mój plan zbawienia opieram na was, dzieci. Potrzeba Mi jak najwięcej ludzi dobrej woli, ludzi mówiących Mi „chcę”, by wraz z wami wytyczać, pomnażać i poszerzać drogi zbawienia.


UCZYNI TO TYLKO MIŁOŚĆ...


14 IV 1993 r. Mówi Pan:

– Pracujemy nad dotarciem do serc zwyczajnych ludzi, którzy szukają Mnie, pragną Mnie i potrzebują mojej Osoby – żywej i obecnej, kochającej ich, współczującej im i chcącej im dopomóc, pocieszyć, otoczyć opieką. Człowiek tak został stworzony, aby mógł żyć pełnią swoich możliwości; nie tylko możliwościami umysłu, woli, pamięci, lecz wrażliwością uczuć, a przede wszystkim potrzebą dawania i otrzymywania miłości. Zrozumienie intelektualne nie uczyni człowieka przyjacielem i współpracownikiem Boga. Uczyni to tylko miłość. W miłości mieści się olśnienie, zachwyt, dążenie do zbliżenia, poznania, zawiązania wymiany, do coraz bliższej przyjaźni. Przyjaźń zaś rozwija zrozumienie i potrzebę jak najściślejszej bliskości, wspólnoty miłowania. Gdy człowiek zrozumie, jaką darzącą, wspaniałomyślną i udzielającą się swemu dziecku jest miłość Boga, a jak zarazem delikatną, cierpliwą, łagodną i pokorną jest ona, rozpala się jego serce – i wtedy Stwórca zyskuje sobie prawdziwą, bo wytrwałą i wierną, miłość swojego dziecka.

Bóg jest Miłością, a człowiek został stworzony na obraz i podobieństwo Boże; przecież nie fizyczne, bo Bóg jest duchem, a duchowe. W każdym człowieku złożone zostało ziarno miłości – prawdziwe podobieństwo do Ojca. Ziarno zaczerpnięte ze skarbca natury Boga ma zdolność i prawo rozwoju ponad granice miejsca i czasu. Pochodzi od Boga i ze swej natury dąży ku Niemu. Bóg zaś dąży ku miłości człowieczej, gdyż – również z natury swojej – Ojciec pragnie nasycić ze swej pełni wszystko, co jeszcze niepełne, takie jak człowiek, dziecko Boże raczkujące ku wieczności. (To zdanie Pan powiedział z ogromną czułością).

Nieskończona energia miłości Bożej spieszy ku każdej drobinie miłości ukrytej w człowieku, kiedy ta cierpi, szamocze się i płacze z nieprzezwyciężonego głodu kiełkowania, rośnięcia, pragnienia pełni. Kiedy te dwie moce miłości: jedna – nieskończona, wciąż niesyta darzenia, druga – drobina jęcząca, bo zbyt słaba, by stać się w pełni sobą, spotkają się, Bóg – Miłość ojcowska i macierzyńska zarazem – ogarnia swoje ludzkie dziecko i unosi ku sobie.

Jeżeli tylko człowiek potrzebuje prawdziwej miłości i wzywa jej, Miłość przybywa, by usługiwać mu, jak matka służy swojemu niemowlęciu karmiąc je własną piersią.

Jeżeli człowiek chce, Bóg go ogarnie, bo czuły jest jak matka na głos dziecka swego.

Wtedy ten człowiek na pewno dojrzeje do pełni i stanie się ziarnem stokrotnym – pokarmem dla wielu.

Jeżeli jednak człowiek milczy, Bóg szanuje jego wolność i usuwa się w milczenie.

My, córko, pracujemy wspólnie nad tym, by głos mojej miłości usłyszało jak najwięcej ludzi, dzieci moich ukochanych, a tak zagubionych i nieszczęśliwych, i odpowiedziało Mi: „Przybądź, Ojcze, i pozostań ze mną.”

A Ja tak czekam dniami i nocami na wezwanie biednych dzieci moich.


* * *


Potężne spotyka słabe, nie by je zniszczyć lub podporządkować sobie, lecz aby je wzmocnić.

Jaśniejące spieszy ku ledwie świecącemu, nie aby je zaćmić, lecz by rozświetlić.

Ogień pałający przybywa ku nikłemu płomykowi świeczki, nie aby ją stopić, lecz aby pomnożyć jej blask, aby stała się światłem dla wielu.

Miłość pochyla się ku pustym człowieczym dłoniom, by mogły rozdzielać głodnym Chleb Boga.