ROK 1997

15 lutego 1997 r. Pierwsza Sobota Wielkiego Postu

Jezus:
- Pisz dziecko i nie obawiaj się, to Ja Jezus do ciebie mówię. Przepisz tamten fragment, co usłyszałaś. Długo na ciebie czekałem, na tę chwilę, którą Mi wydzielisz, kiedy wyłączysz telewizor, który, no cóż dziecko, bardzo oddalił Mnie od ciebie. Źle wykorzystujesz czas, a przecież każdy dzień jest ci dany od Boga, więc nie marnuj chwil, wykorzystuj je dobrze z pożytkiem dla własnej duszy.

Widzisz jestem Dobrem, Jasnością, Pokojem, więc oddaję Ci się cały i wlewam w twoją duszę, serce, te właśnie odczucia. To zaledwie rąbek tego, czego doznasz w wieczności. Powiedz Mi dziecko, co w takich chwilach czujesz? Powiedz ty sama, co czujesz?

Anna:
- Wielbię Cię Panie za te cudowne chwile, które wlewasz w serce moje. Unoszę się wówczas w swojej lekkości jakoby w uniesieniu ponad swoje ciało. Jestem cała bezwładna, lekka, pokój niebiański zalewa me serce, czuję dobroć, pełne poczucie bezpieczeństwa, błogi stan duszy i ciała. To bardzo trudno opisać.

Mam świadomość gdzie jestem, w jakim miejscu, a jednocześnie czuję bliskie złączenie z wielką miłością i to co się dzieje wokół mnie (ludzie, otoczenie itd.) jest bardzo dalekie i pragnę, by ten stan trwał jak najdłużej.

Tego wielkiego odczucia doznałam ostatnio podczas mojej piątkowej adoracji 15.00-18.00 w kaplicy Pallotynów przy ul. Skaryszewskiej na Pradze. Kiedyś również kilkakrotnie u Chrystusa Króla na Targówku po przyjęciu Pana Jezusa do serca.

Wierzę, że te chwile otrzymuję od Jezusa Chrystusa. Wiem, że to Ty Panie rozpalasz w mym sercu ogień potężny, którego ja zagasić nie potrafię, nawet przez swój egoizm. Moja miłość do Ciebie zwiększa się z dnia na dzień. Czasami idąc ulicą krzyczeć chcę ze szczęścia. Kocham Cię, kocham Panie!!!

Jezus:
- Przychodź do Mnie dziecko częściej, przychodź. Ja czekam na twoje słowa, na twoje serce. Ja jestem żywym Bogiem o Sercu przepełnionym miłością. Trwaj we Mnie całą swoją wolą, umysłem, sercem. Pochyl dziecko głowę, pobłogosławię cię.

15 marca 1997 r.
Wigilia - 16 marca dwa lata temu przyjęłam Szkaplerz.

Źle się czułam, musiałam ugotować, sprzątnąć. Nic mi nie szło. Wszystko z rąk leciało, dreptałam w miejscu. Złościłam się bardzo na swoje nieudolności. Chciało mi się już umrzeć. Przepraszałam Pana Jezusa za te złości.

Wieczorem leżąc w łóżku po raz pierwszy usłyszałam głos Matki Najświętszej. Głos był bardzo dostojny, jak Królowej, ale i ciepły, dźwięczny.

Maryja:
- Dziecko to nie pycha, to nie złości. Te twoje utyskiwania, to zniechęcenie, przyzwyczajenia, nawyki. Jezus, mój Syn kocha cię. On chce cię oczyścić. Jezus bardzo cię kocha. Wołaj wtedy Mnie: Matko pomóż wytrwać.

Głos Maryi słyszałam, jakby dochodził z wielkiego zamku, jakby unosił się echem, bardzo dostojny.

Wszystkie prezenty dostaję od Matki zawsze w soboty. Na Jasnej Górze w październiku ubiegłego roku chciałam być blisko Matki, (zrezygnowałam z przyjęcia imieninowego u siostry). Za Jej przyczyną brałam udział we Mszy świętej tuż przy głównym Ołtarzu Cudownego Obrazu, pomimo, że było bardzo dużo ludzi. Maryja wszystko może.

13 kwietnia 1997 r. - Wieczorem po Apelu Jasnogórskim

Jezus:
- Pisz szybciutko dziecko, długo kazałaś Mi czekać. Czekałem, aż twoje serce drgnie i zabije mocniej, zatęskni. Pisz dziecko. Powiedz Mi, dlaczego tak długo kazałaś Mi czekać? Ja ci wytłumaczę dziecko. To jest tak. Ty wcale nie chcesz przyłożyć się do większej intensywnej pracy nad pokonaniem samej siebie. To jest egoizm, lenistwo, wygoda i zniewolenie dobrami doczesnymi. Tyle już drogi razem pokonaliśmy, a ty nagle zatrzymałaś się i co? Co dalej sama chcesz począć beze Mnie? Dlaczego nie rozmawiasz ze Mną w ciągu dnia? Mam cię dziecko pozostawić samej sobie?

Anna:
- (cichy krzyk) Nie!!!

Jezus:
- Widzisz, boisz się, a trwasz w samowoli beze Mnie. Wiesz dlaczego ci ciężko zbliżyć się do pogłębienia „Traktatu Nabożeństwa do Najświętszej Marii Panny"? A Pismo Święte, rozmyślania. No cóż dziecko, dobra materialne, ciało bierze górę nad duchem.

Przebywam cały czas w domu, bo od dłuższego czasu choruję. Wychodzę jedynie na Mszę św. i po konieczne zakupy.

Jezus:
- Nie dopuść do tego, co i tak za daleko zaszło. Czas biegnie szybko. Chorowałaś, ale teraz lepiej na tyle już się czujesz, by oddać się Maryi. Ale to ty musisz uczynić ten krok i dać coś z siebie. Pracuj więcej nad sobą, pogłębiaj wiarę, wiedzę dla własnego zbawienia. Teraz wykorzystaj ten czas dobrze, bo przyjdzie lato, powiew wiosny znów zawróci cię z drogi duchowej ku wiecznemu dobru.

Dziecko, lenistwo cielesne pokonuje się pracą, pracą, pracą. Ty masz bardziej pogłębiać swoją wiarę przez Pismo Święte i materiały, które masz w domu. Czy nie szkoda ci czasu na zatruwanie swej duszy błahostkami. Wyjdź z tego świata, wejdź w świat duchowy, ty dziecko masz ku temu doskonałe warunki. Ja ci daję czas na to, nie marnuj go.

Nie jesteś sama. Jesteśmy z Maryją Oboje i Duch Św. działa w tobie, tylko nie opieraj się. Teraz masz odpowiedni czas. Nie rozmyślaj o rzeczach nieistotnych. Skup się raczej na prawdzie, bo ona zaprowadzi cię do Mnie, a te rzeczy, które ci zaśmiecają głowę to błahostki, które wraz ze światem przeminą. To słabości ludzkie, które tkwią i w tobie. Nie bądź dozorcą - jeśli już, to swojego sumienia. Nad tym głębiej pracuj i analizuj swoje duchowe niedomagania. Inne, ludzkie zostaw Mnie.

Anna:
- Jezu, za mało Ciebie kocham.

Jezus:
- Pogłębiaj miłość przez częstszy kontakt ze Mną. Nie można kochać kogoś kto jest bardzo daleki. Ja jestem blisko, tylko ty dziecko daleko, a więc zbliż się do Mnie przez Maryję. Daj coś z siebie.

19 maja 1997 r.
Zesłanie Ducha Świętego, godz. 21.10.

Jezus:
- Jesteś dziecko, dobrze, że przyszłaś. Musiałem upomnieć się o ciebie, długo kazałaś na siebie czekać. Dziecko, wiesz, co Ja Jezus będę do ciebie dziś mówił? Dziś wielki dzień Zesłania Ducha Świętego, więc w tym dniu twój Pan będzie do ciebie mówił przez Ducha Św. Pojmujesz, jaki to wielki dar - Duch Święty? Pisz dziecko... Dlaczego ty dziecko nie myślisz o tym, co Ja Jezus cię upominam i proszę. Czemu tak bardzo boisz się innych grup modlitewnych?

Przeżyłam szok w noc Zesłania Ducha Św. podczas modlitw neokatechumenatu. Ich gry na elektrycznych organach, kastaniety, perkusja i tańce w kościele, głośne rozmowy, piski, krzyki oraz cała ich muzyka w stylu „country".

Jezus:
- Ja ich prowadzę... tak, Ja Jezus ich prowadzę, a ty nie potępiaj nikogo. Ja będę sądził, ty czyń, co ci serce każe, ale nie sądź drugiego. Możesz pouczyć, ale nie sądź drugiego. Twoja wola dziecko, jest słaba. Ty nie możesz tego rozumieć.

Grupy modlitewne przy kościołach niech skupiają się, niech tworzą nowy, wielki Kościół. Ja je ożywie lub zniszczę. Ja jestem Panem, a ty dziecko czyń to, co Ja ci nakazuję mocą Ducha Świętego. Już ci mówiłem, twoja droga jest inna. Ty ich nie rozumiesz, oni - ciebie, ale to nie oznacza, że jesteście odmienni. Wy wszyscy musicie mieć jednego ducha, bo Ja wam go daję. Jeden jest Bóg, jedna wiara, jeden Kościół niepodzielny, a drogi są różne.

Ty ich nie potępiaj, oni są w moim Kościele. Jeden duch. Dziecko, czemu stale potępiasz swoich braci? Czy już nie pamiętasz, ile ci długu darowałem? Skreśliłem go, nie pamiętam, więc i ty nie pamiętaj swoim braciom ich słabości, módl się za nich, ale ich nie potępiaj, bo Ja ciebie nie potępiam dawną. Ty tym bardziej musisz tak uczynić, jeśli chcesz Mnie się podobać.

Nie poddawaj się buntowi, to zły duch chce cię omotać i wyprowadzić daleko ode Mnie, ale Ja nie pozwolę, a ty musisz walczyć z mocą ciemności. Idź za światłem. Jeżeli oddajesz Mnie się cała; czemu trwoży się serce twoje i lęk narasta? Jam jest Jezus, twój Zbawiciel, twój Pan jest z tobą. Nie lękaj się niczego. Nic złego ci się nie przytrafi. Więcej wiary i ufności dziecko we Mnie.

Wiosna cię rozbudziła do życia cielesnego, kochasz słońce, wypoczynek, a Ja pokazuję ci stale, ile trzeba jeszcze włożyć pracy, by zasiew przyniósł plony. Pracuj dziecko, bo dużo od twojej pracy zależy, dużo biednych ludzi potrzebuje twojej pracy. Nie bój się, Ja pomyślę i o twoim wypoczynku, ale teraz musisz pracować.

Liczę na ciebie, tobie posyłam moje zastępy, oni tobie pomagają, a ty musisz innym nieść słońce, jasność, dzień, bo noc boi się dnia, a dzień nocy. Ktoś zawsze musi czuwać, by inni nie zginęli w przepaści mroku nocy. Widziałaś w nocy, ile młodzieży prowadzi zgubne życie. Oni potrzebują twojej modlitwy, bo ich rodzice uśpieni, w mroku dzieci giną. Oni wszyscy są moimi dziećmi, Ja posyłam im pomoc, rozumiesz? Tam, gdzie cię posyłam trzeba dużo modlitwy, nie marnuj tych chwil. To okazja byś ratowała dusze zagubione, taka twoja droga. Idź i módl się za nich, ale nie potępiaj. Sędzią jestem Ja Jezus...

Prywatna rozmowa.
Pan Jezus mnie przytulał do Siebie. „Ja ciebie też bardzo dziecko kocham i daję ci to odczuć. Zawsze będę z tobą po skończenie świata. Ja nigdy nie opuszczam tych, za których życie swoje oddałem. Pochyl dziecko głowę, teraz ci z Serca mojego bolesnego będę błogosławił".

31 maja 1992 r. - Godz 15.15

Jezus:
- Czy Mnie kochasz?

Anna:
- Tak, Panie.

Jezus:
- Czy chcesz dla Mnie cierpieć?

Anna:
- Tak, z twoja wolą Panie.

Jezus:
- A więc przygotuj się na duże cierpienie, pamiętaj, że obiecałaś wytrwać z miłości do Mnie, a nie narzekać.

 

8 czerwca 1997 r.

Siostra Eulalia prosiła mnie, bym poprosiła Pana Jezusa o radę. W dwóch grupach adoracyjnych Najświętszego Sakramentu, doszło do nieporozumień. Nie wiedziałam, w jaki sposób mam prosić Pana o to. Nigdy przedtem nie pytałam Jezusa o wskazówki dla innych ludzi. Nie zdążyłam poprosić, a Pan Jezus sam wieczorem odpowiedział mi.

Jezus:
- Bądźcie łagodni i pokornego serca. Znoście siebie nawzajem. Kochajcie swoich nieprzyjaciół, a we wszystkim, co uczynicie uniżajcie się przede Mną. Ja Jestem tym, Kim Jestem, a wy owcami moimi. Macie służyć sobie nawzajem, nie wzniecać kłótni, bo czy może być miła ofiara Sercu memu jeśli jest zakropiona żółcią, która płynie z serc waszych. Takich ofiar nie pragnie moje Serce.

Uczcie się dzieci ode Mnie. Jestem pokornego Serca, ale i w uniżeniu przed Ojcem moim staję zawsze. A wy kimże jesteście, jeśli przed obliczem Boga wzniecacie spory. Nie miła taka ofiara memu Ojcu. Pokój niech zapanuje między wami, a miłość niech wypełni wasze serca.

Jestem Bogiem wszystkich, nie dzielcie Mnie i nie rozrywajcie na kawałki, bo nadal będę cierpiał moje dzieci. Wspólnie w miłości padnijcie przed swym Panem, w uniżeniu. Niech się nikt nie wywyższa, bo tylko Bóg może wywyższyć grzesznika i podnieść do świętości, a nie on sam. Sama z siebie nic uczynić grzeszna dusza nie może. A wy dzieci, macie dusze skażone grzechem, więc nie ulegajcie pokusom szatana, bo nikt z was się nie ostoi. Pamiętajcie, miłujcie się wzajemnie, tego od was oczekuję i nie zapominajcie, że Ja jestem waszym sędzią, a nie wy będziecie sądzić. Kto się uniża będzie wywyższony. Więcej wam nic innego nie powiem. Kto ma uszy niechaj słucha. Błogosławię zawsze pokornym i maluczkim. Jezus.

Dodaj jeszcze dziecko, żeby nikt się nie wywyższał, mają być jedno. Amen.

9 czerwca 1997 r.

Na ponowną prośbę siostry Eulalii: „Jak mają przeprosić Pana Jezusa".

Jezus:
- Jestem Bogiem miłosiernym, niczego nadzwyczajnego nie żądam, ale miłości. Podkreśl to dziecko: Abyście się wzajemnie miłowali.

Powiedziałem, co miałem do powiedzenia, czy uczynili to? Cóż. Pycha, próżność, zaślepienie, a Ja was wszystkich jednakowo kocham. Nie wyróżniam nikogo żadnej z grup. A wy dzieci, dlaczego się dzielicie. Macie być jedno, abyście się wzajemnie miłowali. Miłości żądam, a nie ofiary, czy to tak trudne, żeby pytać o to jeszcze?

Módlcie się wspólnie w uniżeniu jeden przed drugim. Ja wywyższam i poniżam, bo tak chcę, a wy dzieci kimże jesteście? Zagubione owieczki, jednego macie Pasterza i jednemu Bogu razem służyć macie usługując sobie nawzajem. Ja nogi swoim uczniom umyłem, a wy? Po co tyle wyniosłości. Po co tyle pytań? Nic więcej wam nie powiem poza tym, że żądam wzajemnej miłości i szacunku jeden dla drugiego. Błogosławię tylko pokornym, pysznych poniżę. Zapamiętajcie, już wkrótce poniżę. Czy tego chcecie? Módlcie się więcej o pokorę dla każdego z was. Jezus ten sam wczoraj i dziś. Amen.

Około trzy, cztery dni później jedna z sióstr po dziesięciu latach prowadzenia grupy adorującej nie zrozumiała słów Jezusa. Została odsunięta, ksiądz proboszcz w tamtej parafii zamknął kościół. Nie wszyscy pojęli i przyjęli do serca te słowa: „Zapamiętajcie, już wkrótce poniżę".

13 czerwca 1997 r. - W ciągu dnia

Miałam wyrzuty sumienia, że położyłam się na leżaku, na balkonie (lubię bardzo słońce). Tego dnia południowy różaniec odłożyłam na późniejsze godziny, a Koronkę do Miłosierdzia Bożego o godz. 15.00 odmówiłam w pośpiechu.

Pan Jezus powiedział mi, żebym skupiła się na tym, co czynię aktualnie i w miłości oddawała tę chwilę Panu, odpoczynek na słońcu też.

20 czerwca 1997 r. - Piątek, godz. 15.00
Adoracja przed Najświętszym Sakramentem. Kościół Księży Pallotynów, ul. Skaryszewska.

Prosiłam Maryję, by poprowadziła mnie Drogą Krzyżową Pana Jezusa. Usłyszałam głos Pana Jezusa. Nie miałam nic do pisania, przy trzeciej stacji pożyczyłam kartkę i pióro, wróciłam do ławki, patrząc na Eucharystię pisałam. Niestety dopiero od trzeciej stacji.

Stacja trzecia - Jezus upada pod krzyżem.

Jezus:
- Jeśli upadasz, to Ja cię podnoszę, ale idź za Mną, trzymaj się mocno. Ja znam twoje serce. Ważne są czyste intencje, czyste intencje. Jeśli świadomie je łamiesz - Ja jestem przy tobie; stoję i płaczę.

Stacja czwarta - Jezus spotyka swoją Matkę.

Jezus:
- Widzisz dziecko, jeśli już nic uczynić nie możesz to idąc czy siedząc módl się, módl się za siebie i innych, których mijasz ulicą. Módl się za nich, to wiele więcej warte, niż twoje rozmyślania.

Stacja piąta - Szymon z Cyreny pomaga nieść krzyż Jezusowi.

Jezus:
- Spróbuj nie być Szymonem, a Cyrenejczykiem z własnej nie przymuszonej woli... z miłości do Mnie. Ćwicz się w tym (Cyrena; miasto ludzi pobożnych -dop. red.).

Stacja szósta - Weronika ociera twarz Jezusowi.

Jezus:
- Jeśli przejdziesz w ćwiczeniach ten odcinek drogi wraz ze Mną moje dziecko, to z łatwością będzie ci zostać św. Weroniką. Kochaj, kochaj, kochaj.

Stacja siódma - Jezus po raz drugi upada

Jezus:
- Widzisz dziecko, jeśli Ja cię uczę i prowadzę, a ty stale powtarzasz te same błędy, to Ja bardzo cierpię, bo mój trud idzie na marne. Ty wtedy stajesz w miejscu, a właściwie cofasz się. Proszę cię zacznij stosować na każdy dzień ćwiczenia duchowe. Najpierw w małych, a później w większych rzeczach. I tak na początek rano przyrzeknij mi, nie obrażać innych myślą, mową, uczynkiem... Pojmujesz? Wytrwaj w tym choć jeden dzień. Czy to uczynisz?

Stacja ósma - Jezus spotyka płaczące niewiasty.

Jezus:
- Pocieszam cię w każdym twym płaczu, tulę do swego Serca. Jestem zawsze z tobą moje kochane dziecko, ale nie płacz i nie użalaj się nad sobą samą lecz nad grzechem i niedolą stąd wypływającą. Nie myśl o sobie, ale o innych.

Stacja dziewiąta - Jezus upada pod krzyżem po raz trzeci.

Jezus:
- Jeśli cię ktoś zmusza dla dobra sprawy idź z nim w drogę, a to przyniesie owoc dziesięciokrotny.

Stacja dziesiąta - Jezus z szat obnażony. (Pisz dziecko)

Jezus:
- Stań nago! Czy jest większy wstyd? Stanąć nago przed tłuszczą rozhukaną żądną sensacji na miarę twego poniżenia. Ja to wszystko zniosłem z pokorą. Czego ty się wzbraniasz, czego bronisz? Czego tłumaczysz? Lepiej dla ciebie byś milczała i czyń to z miłości do Mnie. Pamiętaj dziecko o tej stacji, szczególnie o moim obnażeniu, to pomoże ci zwalczyć twoje wady.

Nie czyń tego drugim, co tobie niemiłe. Nie sądźcie, nie będziecie sądzeni.

Stacja jedenasta - Jezus do krzyża przybity.

Jezus:
- Moimi rękoma rozpiętymi na krzyżu obejmuję cały świat, bo was wszystkich umiłowałem. To z miłości do was wszystkich uczyniłem siebie niewolnikiem krzyża. I ty trwaj w miłości gdy, będą cię krzyżować. Chociaż tyle. Idziemy dalej dziecko.

Stacja dwunasta - Jezus na krzyżu umiera.

Jezus:
- Zostań zawsze na krzyżu choć będziesz miała do wyboru zejście z niego. Zostań na Krzyżu, ale sercem wypełnionym miłością. Ucz się ode Mnie. Ja ciebie kocham. Ja ciebie dziecko kocham. Ja ciebie kocham, a ty?

Stacja trzynasta - Ciało Jezusa z krzyża zdjęte.

Jezus:
- Czy jest większa boleść niźli moja? Patrzę na Matkę, Ona na Me umęczone ciało. Dwa kochające się Serca pełne boleści, pojmujesz dziecko, dla ciebie, za was wszystkich ten straszny ból, abyście się wzajemnie miłowali.

Stacja czternasta - Ciało Jezusa złożone do grobu.

Jezus:
- Cichych, pokornych wywyższam, bo tak chcę. Twoje życie ma być ciche i pełne pokory, bez chaosu, bez własnego „ja", a wówczas będą odpuszczone ci wszystkie winy. Jam zwyciężył świat.

28 czerwca 1997 r. - Godz. 15.00
Po odmówieniu Koronki. Adoracja - kościół Księży Pallotynów, ul. Skaryszewska.

Stacja I - Pan Jezus na śmierć skazany.

Jezus:
- Jeśli jestem drogą: idź za Mną, jeśli jestem prawdą: nie idź drogą kłamstwa, jeśli jestem życiem: wybierz życie. Przecież to jest zawsze lepsze, niż śmierć, prawda? Dziecko, jeśli cię skazują na śmierć, to znaczy dla ciebie życie, idź za Mną na Kalwarię, ale nigdy nie trać nadziei. Kiedyś ta cała męka skończy się i przyniesie ci wielką radość. Napisz jeszcze dziecko, że Ja kocham zawsze, a szczególnie w cierpieniu i wszyscy cierpiący niech nie zapominają o przykazaniu miłości. To jest warunek waszego zbawienia. Miłość bliźniego, tak, podkreśl to zdanie. Łatwo jest cierpieć za grzechy swoje, trudniej za cudze, niepopełnione i kto te cierpienie nosi, ten ma bardzo bliski udział w moich cierpieniach.

Stacja II - Jezus bierze krzyż na ramiona.

Jezus:
- Weź i ty swój krzyż nie mój, a swój. Ucałuj go i dziękuj Ojcu memu, że pozwolił ci tu na ziemi nieść swój własny krzyż. To wielka łaska, później zrozumiesz. Pamiętaj dziecko, każdy krzyż z miłością ucałuj, a nie złorzecz, to wielki dar.

Stacja III - Jezus pod krzyżem upada.

Jezus:
- Nie lękaj się upadków, czym większe cierpienie tym większe zmęczenie i więcej upadków będziesz miała. Ważny jest wysiłek, twój trud podczas, którego powstajesz z upadku i idziesz dalej drogą. Jam jest droga.

Stacja IV - Jezus spotyka swoją Matkę.

Maryja:
- To Ja dziecko - Maryja, twoja Matka. Pamiętaj byś zawsze we wszystkim, co czynisz i mówisz była wierna memu Synowi, byś zawsze z czystym sercem mogła spojrzeć Jemu w twarz świętą. Tyle łask dziecko otrzymałaś od Pana Jezusa, że nie każdy taki prezent bogaty otrzymuje. Sama wiesz, prawda? Czyń podobnie; obdarowywuj swoim uśmiechem, ciepłym sercem, choć głęboko ból rani. Zachowaj go dla siebie. Innym nieś pocieszenie i radość i czyń to z czystej potrzeby serca, a wtedy będziesz mogła powiedzieć Panu Bogu: „Cała jestem twoja i do Ciebie należę z duszą i ciałem". Maryja.

Stacja V - Szymon z Cyreny pomaga nieść krzyż Jezusowi.

Jezus:
- Szymon z Cyreny. Czy uczyniłaś dziecko postępy? Chyba nie bardzo. Czy jesteś Szymonem, czy Cyrenejczykiem. Pracuj, bo Ja zawsze czekam na twoją pomoc. Każdą najmniejszą przyjmę z miłością. A jak jest u ciebie?

Stacja VI - Weronika ociera twarz Jezusowi.

Jezus:
- Być Weroniką to wielki zaszczyt, rozmyśl to w sercu swoim i nie narzekaj, bo to umniejsza wielkość czynu i tracisz nieco łask. Wszystko co, czynisz dla bliźniego czynisz dla Mnie, samego Boga. Pomyśl, jaka to potęga co góry przenosi.

Stacja VII - Jezus po raz drugi upada.

Jezus:
- Upadasz, upadasz, ale ważne, jak się podnosisz. Czy ciągle tak samo, czy jednak czynisz postępy. Rozważ to w sercu swoim. Czy ból po upadku potęguje złość w sercu, czy miłość do Mnie? Bo jeśli to drugie, to jesteś już bardzo blisko mego zbolałego Serca.

Stacja VIII - Jezus spotyka płaczące niewiasty.

Jezus:
- Dobrze, że wzbudzasz żal za grzechy podczas spowiedzi, bo widzisz dziecko, mechaniczne wypowiadanie grzechów bez autentycznego żalu czyni tę spowiedź bez dalszych korzyści dla twojej duszy. A ty chcesz jednak czynić postępy, więc analizuj stan swej duszy zawsze pod wieczór i żałuj, to warunek zbawienia.

Stacja IX - Jezus upada pod krzyżem po raz trzeci.

Jezus:
- Znowu upadek, już teraz nie mam zupełnie sił, a ty dziecko? Ale widzisz, podnosisz głowę i widzisz, że iść trzeba, wyciągasz ręce, a tu nikt nawet z tych, co cię sympatią darzyli, nikt cię nie chce podnieść. Ty sama to musisz uczynić poprzez pracę nad stanem twojej duszy, a Ja zawsze cię prowadzę. Wołaj pomocy: „JEZU UMĘCZONY ULITUJ SIĘ NAD MOJĄ MĘKĄ, PODAJ RĘKĘ, BO NIE MAM JUŻ SIŁY".

Stacja X - Jezus z szat obniżony.

Jezus:
- Dobrze uczyniłaś wyjawiając Jezusowi dzisiaj grzech. To tkwiło w tobie dwadzieścia lat, a finałem tego grzechu jest twoja pokuta. Paweł cierpi przez twój grzech, ale to dopiero początek jego cierpienia, to dopiero zalążek. Przykład dziecko, przykład rodziców. Grzech ich rodzi grzech w ich dzieciach. W ten sposób rozmnaża się siedlisko szatana. Rodzice muszą, ba, są zobowiązani dawać dobry przykład dzieciom swoim, bo w następstwie to odbija się na nich samych. Ale czy Mnie posłuchają?

Stacja XI - Jezus do krzyża przybity.

Jezus:
- Gwoździe zawsze czynią rany. Gwoździe - to grzech, rana - cierpienie. Trzeba dobrze to rozważyć w sercu swoim. Trzeba by wrócić do początków swego życia, kiedy to przyjęliśmy po raz pierwszy Pana Jezusa do serca swego, aż po chwilę obecną. Rozważyć, jakie spustoszenie w rodzinie, w szkołach, na świecie czyni grzech. Wojny, kłamstwa, morderstwa, kataklizmy... Kimże jesteś człowieku, że myślisz tylko o sobie, jakże jest z przykazaniem miłości: „Kochaj bliźniego swego, jak siebie samego. Jeśli nie kochasz autentycznie bliźniego, to już początek grzechu, który zaczyna czynić spustoszenie w twoim życiu.

Stacja XII - Jezus na krzyżu umiera.

Jezus:
- Śmierć. Ja to wszystko błoto wziąłem na siebie. Korzystajcie wszyscy z mojej śmierci, mego odkupienia. Nigdy od nikogo nie otrzymacie większych łask niż ode Mnie. Daję wam życie. Dlaczego dążycie do śmierci? Ratujcie się dzieci, bo koniec każdego z was bliski tu na ziemi, bliższy, niż wam się wydaje. Życie na ziemi to chwila. Czy warto tę chwilę zmarnować dla cierpienia w wieczności? Dzieci wzywam was wszystkich, opamiętajcie się. Przestańcie kochać samych siebie. Obok was żyją ludzie, którzy was potrzebują. Przecież dałem wam oczy. Odrzućcie egoizm, on prowadzi do nikąd. Śmierć - a Ja wam daję życie poprzez swoją śmierć. Co wybierasz?

Stacja XIII - Ciało Jezusa z krzyża zdjęte.

Jezus:
- Już po wszystkim, opłaciło się, radość w niebie wielka. Jeśli chcesz mieć swój udział w moim cierpieniu, idź za Mną, naśladuj Mnie bez szemrania, a Ja Jezus dam ci udział w swojej radości.

Stacja XIV - Ciało Jezusa złożone do grobu.

Jezus:
- Grób - to też chwila. Ani oko nie widziało, ani ucho nie słyszało, co dla was dzieci zgotowałem. Wybieraj, kładę przed tobą życie i śmierć. Wybieraj! Jezus.

Lipiec 1997 r.
Kaplica Księży Pallotynów, podczas adoracji.

Przesłanie dla Zosi, bo ją polecałam Panu Jezusowi.

Jezus:- Możesz jej to powiedzieć dziecko. Zofia przejdzie przez to cierpienie zwycięsko i to cierpienie jej owoc wyda dziesięciokrotny. Powiedz jej, że to Ja Jezus do niej to przesłanie kieruję. To ona w swojej rodzinie ma ponieść krzyż za swoich ziomków, bo oni są do tego ciężaru jeszcze niegotowi.

Zosia będzie tą, która ich przeprowadzi zwycięsko, ale zwycięstwo to opłaci jej cierpienie. Taka wola moja, a dla niej to wielka chwała i wyróżnienie. Ja jej sił swoich użyczam, ona jest miła memu Sercu, bo dużo w niej pokory i cichości, a do takich należy Królestwo, ich Sobie wybrałem i w nich Zosię.

Powiedz jej to moje dziecko, że ją wybrałem i przez nią będę jej ziomków nawracał. Czy ona to zrozumie, to zależy od jej stopnia miłości do Mnie, a wiem, że gorliwa jest, choć trochę za szybko się zniechęca. Niech trwa uparcie w miłości, cierpieniu, taka jej droga. Ja jej te ziemskie cierpienia wynagrodzę. Niech zaufa memu Sercu. Ja ją osobiście będę za rękę prowadził, bo długa droga ją czeka. Powiedz jej, że Ja jej co wieczór błogosławię, niech łączy się zawsze po godz. 21-ej z moim Sercem. Tego od niej żądam, bo moje Serce szczególnie dla niej bije. A ty dziecko nie zniechęcaj się w zabieganiu dobrego, bo stracisz to co cenne, a co ci dałem. Podtrzymuj dobro. Ja sam wam błogosławię z Serca. Jezus.

28 lipca 1997 r.

Jezus:
- To Ja Jezus, czemu tak długo karzesz Mi czekać, dlaczego? Nie tęsknisz za naszymi spotkaniami? Unikasz Mnie w całym swoim dniu. Więcej czasu poświęcasz rzeczom nietrwałym. To wszystko czemu oddajesz się jest ulotne i zginie. Za mało czasu oddajesz swemu Panu, by mógł w tobie działać mój Duch.

Zostaw bardziej swój czas dla siebie samej, by być więcej ze Mną, a o twoje sprawy Ja sam będę się troszczył. Po co tyle kłopotu sama sobie przysparzasz poprzez tyle daremnej krzątaniny wokół stołu i ludzi. Ja czekam ciągle na twój gest i uśmiech. Mnie oddaj się bez reszty. Miłość nie znosi ułomności. Miłość musi być doskonała sama w sobie, moje dziecko.

Nie martw się zbytnio o sprawy doczesne, one zbyt wiele czasu ci zabierają, a ten czas jest cenny. Ogranicz się do konieczności, bo nie znasz dnia ani godziny. Nie marnuj swojego czasu, który jest ci darowany. Pisz dziecko. Nie marnuj cennych chwil na ziemskie sprawy nieistotne, które nic nie wnoszą w twe życie i nie zaowocują.

Oddawaj się sprawom, które owoc przynoszą tj. modlitwa, więcej modlitwy, więcej miłości, więcej rozmyślań nad Słowem Bożym. Czytaj Pismo Św. Mów różaniec bardziej skupiona. Jak pościsz nie opowiadaj o tym wszystkim, bo to nie daje dobrego rezultatu. Ludzie z tego powodu nie będą ci schlebiać, a wprost przeciwnie znienawidzą cię za doskonałość.

To jest tak jak z lustrzanym odbiciem; każdy chce wyglądać ładnie, będą patrzeć na ciebie, zobaczą swoją niedoskonałość i to zakiełkuje w ich sercach nienawiścią do ciebie. Niech nie wie lewica, co robi prawica. Wystarczy dziecko, że Ja wszystko widzę, nie dbaj o względy ludzkie, dbaj o czystość duszy i serca. Ja jestem sędzią. Sądy na ziemi są fałszywe. Nie ufaj tym, co ci schlebiają, bo kłamią. Są po prostu niedoskonali. Ufaj swemu Stwórcy.

Dziecko, skupiaj się bardziej na modlitwie. Musisz więcej poświęcić czasu i uwagi modlitwie. Ona jest lekarstwem na wszystkie niedomogi tego świata. A świat dzisiaj, podkreśl, dzisiaj wyjątkowo choruje i potrzebuje modlitwy. Módl się więcej, to twoje zadanie na ten czas na ziemi. Nie rozmyślaj o tym co puste. Napełniaj naczynia modlitwą, a staną się pokarmem dla zbłąkanego ludu. Módl się dziecko więcej, bo dużo potrzeba modlitwy. Amen.

Wrzesień 1997 r.

Jezus:
- Dziękuję, długo czekałem, aż twoje serce zatęskni za Mną. Czy tylko pytanie siostrze Eulalii kazało ci do Mnie przyjść, czy to chęć dania jej odpowiedzi tylko, proszę odpowiedz.

Anna:
- Po części tak Panie, ale moje serce napełniłeś dziś miłością i zapragnęłam być bliżej Ciebie, mój Panie.

Jezus:
- Pisz dziecko, nie obawiaj się, to Ja Jezus zawsze ten sam wczoraj i dziś i jutro. Odpowiem ci na dręczące pytanie s. Eulalii. Powiedz jej dziecko, że łaski łatwo się otrzymuje, bo z woli Ojca mego rozdaję komu chcę, ale ludzie gubią te łaski uważając, że im się to należy, że to jest normalność, a dopiero jak je zgubią przekonają się, co stracili.

Tak też i z tobą jest, prawda? Widzisz więc, że trudno pozbierać i odnaleźć to, co się zgubiło. Jedyna droga to modlitwa, wytrwała modlitwa: „Proście, a będzie wam dane". Raz utracona łaska może powrócić do człowieka poprzez ponowne modlitwy, pokutę i skruchę, bez pychy i chęci żądzy.

Poddać się całkowicie woli Ojca i prosić, a Pan Bóg nie zostawia spraw nie wysłuchanych. Wszystkie dzieci wysłuchuje. Trzeba zatem wzmóc modlitwy również w kościele górnym podczas różańca przed Mszą św. w tych wiadomych wam intencjach, a z księdzem proboszczem rozmawiać delikatne i z miłością, a nie przestawać w modlitwach. Przyjdzie czas, że kościoły będą otwarte dla wszystkich wiernych, przyjdzie dzieci taki czas.

Teraz musicie wytrwać w prześladowaniach i cierpliwie znosić wszystkie upokorzenia, to dla oczyszczenia waszego i całego Kościoła. Znosić ... bez szemrania i ofiarować te cierpienia za jedność w Kościele. Kościół będzie przechodził oczyszczenia, a to ściśle wiąże się z cierpieniem. A zatem wszystko przyjmujcie z miłością i ofiarą za Kościół, by moce piekielne go nie przemogły.

Wy jesteście solą ziemi, a czymże jest sól, jak smak utraci? Te doświadczenia będą spadać na wszystkich chrześcijan i nie tylko. Zatem kto się ostoi? Wytrwajcie w wierze, nadziei i miłości. Jezus, Ja zawsze ten sam.

Błogosławię specjalnie siostrze Eulalii i całej tej grupce moich wiernych owieczek, które kocham i specjalne mieszkanie dla nich przygotowuję.Jezus.

Jezus:
- Czy ty Mnie kochasz?

Anna:
- Tak Panie, kocham Cię.

Po przykrej dla obu stron rozmowie z panią z administracji. Chciałam wyegzekwować pewną sprawę z pozycji lokatora, ale niestety nic nie załatwiłam.

Jezus od razu mnie pouczył:

Jezus:
- Czy ty dziecko chciałaś uzyskać informację czy odpowiedź, jaka ci odpowiada? Ta kobieta odpowiedziała ci tak jak jej karzą „właściciele" prawa administracji, choć to prawo krzywdzące ludzi. Wykaż spryt dziecko, sprytem pokonaj wroga a nie człowieka. Do człowieka kieruj swą miłość. Nie wszystkie sprawy kierujesz do tych ludzi, co mogą ci dziecko pomóc. Zawsze pomyśl; czy ta sprawa nie przerasta danego człowieka, bo i ty się złościsz i druga strona również. Dajesz w ten sposób pożywkę diabłu.

Ochraniaj ludzi przez miłość, a walcz z wrogiem mądrze, pokojowo. Nie zrażaj się trudnościami, bo one cię szybko zniechęcają. W ten sposób nie osiągniesz zamierzonego celu. Pojmujesz? Pamiętaj dziecko powoli przed każdą sprawą pomyśl, rozważ czy nie przerasta możliwości człowieka, do którego się zwracasz?

Anna:
- To takie trudne.

Jezus:
- To proś zawsze Mnie o pomoc przed, a nie po czasie.

Wrzesień 1997 r.

W mojej parafii drugi dzień czterdziestogodzinnego nabożeństwa adoracji Pana Jezusa w Najświętszym Sakramencie. Kościół prawie pusty. Taki duży i pusty, może pięć, sześć osób. To jest straszne. Parafia liczy około dwadzieścia tysięcy ludzi. Samiutki Pan Jezus. Jak musi być Ci Panie smutno.

W poprzedniej mojej parafii podczas tego nabożeństwa prowadziłam adorację z s. Eulalią, w Licheniu również, a tu w milczeniu mogę Cię przepraszać Panie za tak wielką obojętność ludzką. Oddaję Ci Panie ich wszystkich, ulecz te chore dusze.

Jezus:
- Nad tą parafią roztoczyłem ranę swego Serca, obmyłem ją swoją Krwią, bo o to prosiłaś choć nieudolnie. Dziecko, to że tak mało ludzi korzysta z tej wielkiej łaski adoracji to nie wina parafian, to grzech ich rodziców, dziadów zaniedbanie. W ten sposób się oddalają.

Mija czwarty rok cierpień i doświadczeń, które staram się przyjmować z miłością i ufnością zdając sobie sprawę, że co Bóg dopuszcza jest zawsze najlepszym podarunkiem dla człowieka. Ofiarowuję wszystko jako zadośćuczynienie dziękując, że zostało mi to dane jeszcze tu na ziemi.

Jestem znakiem sprzeciwu dla wielu, a to kosztuje. Myślę, że Pan Bóg obdarzył mnie łaską odwagi. Nie ma we mnie tchórzostwa, jeśli idzie o obronę mej wiary - prawdy Chrystusowej. Oczywiście upadam, miewam lęki przed wrogiem, jednakże unikam bierności i tzw. umycia rąk. Nie zabiegam o względy ludzkie, by się przypodobać człowiekowi i cały czas staram się pokojowo walczyć ze złem.

Paweł wraz ze swym synkiem odwiedza mnie bardzo rzadko i to na krótko. Nasze spotkania są bardzo chłodne. Nie jestem w stanie otworzyć drzwi do swego domu Magdzie - nie mogę uznać tego związku za małżeństwo. Nie potrafię jej wybaczyć strasznego bólu, który pożerał moje serce na strzępy. Powiedziałam Pawłowi: „módl się do św. Józefa i oddaj Matce Bożej tę trudną sytuację". Sakrament pokuty jest warunkiem mojego przebaczenia. Po ludzku jest to bardzo trudne, ale Bóg wszystko może, ja doświadczyłam tej łaski.

6 października 1997 r.

Nie przypadkowo tego wieczoru obejrzałam u swojej siostry w TV Niepokalanów program s. Emanueli z Medjugoria. Wysłuchałam wydarzenia o Albercie. Wieczorem biegłam ulicą do domu, upadłam na kolana przed Maryją. Powiedziałam: „ja też chcę być Albertem; Tobie oddaję cały mój ból i cierpienie Matko, a ja będę się modlić, zwiększę ilość modlitw w Twoich intencjach, tak jak sobie życzysz". Jeśli Paweł pojedna się w sakramencie pokuty z Chrystusem, obiecuję, że wszędzie będę głosić o tym nawróceniu.

8 października 1997 r.

Zadzwoniła Zofia i wspomniała, że dobrze by było gdybym otworzyła drzwi swego domu Magdzie. Zofia opierała się na cytatach z Pisma Św. Powiedziałam jej, że 13 października pojadę do kościoła „Chrystusa Króla", odprawię nowennę do Miłosierdzia Bożego i poproszę Pana Jezusa o wskazówki w tej trudnej i bolesnej dla mnie sprawie. Zosia jeszcze wspomniała: „a w ogóle to masz taki wielki dar, więc sama spytaj Pana Jezusa, jak powinnaś dalej postępować".

Powróciłam do mycia okna w pokoju. Zaczęłam płakać, moja dusza krzyczała: nie, nie, nie! Tyle lat cierpienia i teraz mam się poniżyć? Przecież będę wykpiona, niezrozumiana, i znów nowe cierpienie? Nie Panie Jezu, to jaki sens miałyby te lata cierpienia, które Ci oddałam za ich nawrócenie, za ich sakrament pokuty. Nie, Zosia się myli. Ona zupełnie mnie nie rozumie. Dlaczego teraz o tym mi powiedziała? Przecież zna powód mojej decyzji.

Tak sobie rozmyślałam płacząc z rozdzierającą się moją umęczoną duszą... i nagle usłyszałam łagodny, ciepły pełen miłości głos Pana Jezusa: Myj okna, a Ja będę do ciebie mówił. Odpowiedziałam: „nie zapamiętam Twoich słów Panie Jezu". Zostawiłam otwarte okno, upadłam przed obliczem Pana Jezusa „Jezu, ufam Tobie!" w zakątku mojego mieszkania. Całe moje ciało szlochało, zdruzgotana prosiłam przytul mnie, przytul, taka samotna jestem, otul mnie swym płaszczem, obejmij mnie bym poczuła Twoją obecność. Odczułam ciepło, pokój, miłość, Pan Jezus zaczął do mnie mówić.

Jezus:
- To Ja przez Zosię wypowiedziałem te słowa. Nie bój się. Ja cię przygotuję na to spotkanie, będziesz silna moim Duchem. Wejdziemy oboje do ich domu. Skoro oni zamknęli drzwi swego domu przede Mną, ty tam dziecko pójdziesz, nie martw się, Ja cię do tego spotkania przygotuję. Ja jestem Miłością, więc to spotkanie wasze ma być miłością i nasza praca zacznie się dziecko, dopiero jak przekroczymy próg ich domu. To początek będzie ich drogi nawrócenia.

A teraz odpowiem ci na pytanie, które cię dręczy. Dziecko, twoje cztery lata cierpienia nie poszły na marne. Twoje cierpienie to podwalina budowli, na której oni zaczną budować nowe swoje życie. W tamtym czasie ty po prostu nie byłaś przygotowana na rozmowy z Pawłem i Magdą. Teraz już jesteś w stanie nieść Mnie do ludzi w duchu mojej miłości i pokoju.

Ja ci dziecko odpowiem, kiedy nadejdzie czas i twoje ręce i nogi poprowadzę, by budowały dzieło miłości. W ten sposób zaczną spełniać się słowa prorocze „scalę twoją rodzinę", ale ty musisz w tym dziele cały czas pomagać. Maryja z Medjugoria prowadzi cię dziecko. Słuchaj Jej, bo bardzo dużo Jej zawdzięczasz. Pamiętaj, co Jej obiecałaś, nie zawiedź. A teraz cię pobłogosławię, idź myj dalej okno. Jezus.

Anna:
- A więc prowadź moje nogi i ręce Panie.

17 października 1997 r. - Godz.: 15.00 - 18.00 Księża Pallotyni, Warszawa. Adoracja przed Najświętszym Sakramentem.

Żaliłam się Panu Jezusowi, że przychodzę do Niego z pustką w sercu, chłodem, z oschłością. Z uczuciami, które doznaję od tych, których tak bardzo kocham - obojętnością. Pytałam: „Jak mam Cię Panie adorować z tymi przykrymi odczuciami w sercu. Mój ból tak bardzo mnie przygniata i oddala od Ciebie, przeszywa mnie całą. Nie czuję Twojej obecności. Jestem cała zanurzona w swoim cierpieniu, ja jedna i nic więcej. Sama siebie już znieść nie mogę. Jak mam Cię przyjąć do swego serca w tym stanie ducha. Jestem tak bardzo słaba".

Jezus:
- JESTEM Z TOBĄ.

Wróciłam wieczorem do domu. Mechanicznie wzięłam do ręki książkę: „Słowa z Nieba" - orędzia z Medjugoria. Mój wzrok padł na słowa Maryi: „Drogie dzieci! W swym życiu doświadczyliście światła i ciemności... Ja wzywam was do światłości, którą powinniście nieść wszystkim ludziom, którzy pozostają w ciemności. Codziennie do waszych domów przychodzą ludzie, którzy są w ciemności, dajcie im drogie dzieci światło!"

Pomóż mi Matko, bo to jest bardzo trudne, w zamian otrzymuję obojętność. Choć bywa i tak, że doznaję wielkiej radości. Najgorzej boli obojętność i brak czasu tych, których bardzo kocham i za których tak bardzo zamęczam Pana Jezusa. To moje największe cierpienie do chwili obecnej i wiele, wiele łez wylanych. Moją samotność z Twoją Jezu Chryste łączę. Rozumiem, co znaczy stać u drzwi i prosić o miłość. To straszne! A ty doznajesz tej niewdzięczności w każdej sekundzie od ludzkości na całym globie ziemskim. Dziękuję, że zechciałeś dzielić się ze mną swoim bólem.

„czym jest człowiek, że o nim pamiętasz"?

i ciągle kochasz?

i mimo wszystko kochasz!

Maryjo, naucz mnie kochać Twoją miłością!!!

21 października 1997 r.
Po Apelu Jasnogórskim

Jezus:
- Zbierz tych poranionych, jak najwięcej w pielgrzymce do Maryi, ale proś Matkę o łaskę, bo przeszkód będziesz miała bardzo dużo, szatan i jego dzieło niszczenia dobra nie śpią, on czuwa i wymyśla coraz śmielsze poczynania, by przeszkodzić w dobru Maryi. Nie zrażaj się jednak trudnościami, które napotkasz. Przyjedź z całą gromadką do Medjugoria. Pomysł dziecko dobry, a nawet powiem bardzo dobry, bo z Serca Maryi wyszedł i zalał miłością twoje serce. W ten sposób zapalaj pozostałe serca i w drogę. Oddaj ich wszystkich Maryi.

Nie pamiętam dokładnie, ale chyba powiedziałam to, iż niektórzy z nas mają dużo zła w sobie.

Jezus:
- Dziecko, nie ma złego dziecka, wszystkie dzieci są dziećmi jednej Matki, tylko, że one będą robiły trudności, więc zdaj się na Maryję, ona ich przywiezie do Siebie. We wszystkim co robisz i zamierzasz, zdawaj się na Maryję.

Weź Magdę, Wiktora, Pawła, Teresę, Andrzeja, Martę, siostrę Eulalię, Zofię i jej całą rodzinę. Niech ona również zaprosi swoich bliskich.

Anna:
- A Adama? (Nie wiem czemu wypowiedziałam to imię).

Jezus:
- Adama też, tylko, że to będzie bardzo trudny sposób jego wyjazdu. On dziecko bardzo cierpi, a nie zna przyczyny choroby. On nie zna miłości i nie umie kochać. Niech twój syn pomoże mu w wyborze. Ma jedną drogę, niech zdecyduje, a ty dziecko pomódl się za tego chłopca.

Ja Jezus bardzo cierpię z jego powodu, gdyż jego Sobie upodobałem, ba, ale łaski zostały zniszczone przez matkę, podobnie jak u ciebie dziecko. Pomóż mu, niech on odszuka miłość zagubioną w Medjugoriu, a może jego mama też? Pomyśl, nauczaj, zbliżaj ich do Maryi, wszystkich, którzy staną na drodze twojej, bo ich wszystkich kocham. Niech nastanie jedna owczarnia i jeden pasterz. Tylko się śpiesz, bo czasu mało dziecko. A przy tym bądź pełna miłości. Niech uczą się od Ciebie, a ty od Maryi. Tylko dziecko, niech twojego zamiaru nie zgasi płomień szatański.

Jedźcie wszyscy do Medjugoria. Tam zdrój łask na was będzie wylany. Zaufaj Matce Najświętszej. Weź ze sobą dużo modlitw i wspieraj ich wszystkich w podróży. Zobaczysz, jak Maryja ucieszy się i wynagrodzi obficie za wasz trud. Tylko nie zwlekaj, jak najszybciej, bo czasu macie dzieci mało, bardzo mało. Nie wszyscy zdążą, a szkoda, śpieszcie się, później zrozumiecie, że trzeba było Mnie was ponaglać.

Dziecko, co powiesz siostrze Eulalii? Nie prosiłaś, nie pytałaś. Jeśli cię ktoś prosi o odpowiedź przeze Mnie to nie zwlekaj, tylko śpiesz. Ja nie lekceważę żadnego pytania. Czekam z gorącym sercem, by dzieci swoje pouczać. Powiesz siostrze Eulalii, że obraz, który został zawieszony w zakrystii nie jest może najwłaściwszym miejscem dla mojej Matki, ale skoro moja Matka czekała tyle lat na swój ołtarz to znaczy, że Jej pokora została uwieńczona obecnymi pracami w kościele, więc niech wszystkie dzieci Maryjne uczą się tej właściwej pokory w milczeniu na modlitwie.

One przyniosą obfitsze łaski, niż waśnie i wieczne wojny. Uciszcie wasze serca, a zostaną napełnione pokojem Bożym. Więcej ufajcie Panu Bogu, niż sobie. Sami z siebie nic nie możecie uczynić, a bardziej zaszkodzić Kościołowi. Tę sprawę zostawiam w rękach księdza proboszcza. On jest moim pasterzem, jego słuchajcie i niech pokój i miłość zapanuje w waszych sercach.

Nie wdawajcie się w waśnie w sprawach, które należą do Kościoła. Błogosławię cichym i pokornym. Każdy niech służy, jak potrafi, ale w miłości, a nie w dążeniu do swego celu. Dobro ogólne i miłość moje dzieci, są ważniejsze od każdego najmniejszego pomysłu. Kierujcie się zawsze miłością do drugiego człowieka, to pokonacie swoje własne, może niekiedy błędne poglądy we wszystkich dziedzinach życia.

Błogosławię wam wszystkim, którzy wybierzecie się w tę piękną drogę do Maryi. Wasz Nauczyciel - Pawła, Andrzeja, Wandy, Marii, Eleny, Mirosława, Katarzyny i wszystkich, którzy jeszcze do Mnie wrócą. Wasz Nauczyciel.

Nigdy nie organizowałam pielgrzymek, a w dodatku poza granicami kraju. Jak mam temu zadaniu podołać? Wiedziałam, że nie udam się do biur pielgrzymkowych, bo są bardzo wysokie koszty. Nie miałam żadnych informacji ani doświadczenia w tym kierunku. „Jezu, ufam Tobie!" Postawił Jezus na mojej drodze wszystkie środki, które miały zaprowadzić mnie i 47 osób do celu, wskazanego mi przez mojego Nauczyciela. Tylko jeszcze brakowało mi tych 47 osób poza jedną mną.

22 października 1997 r.
Po Apelu Jasnogórskim

Spytałam Pana Jezusa o powód oschłości i przykrego zachowania Pawła wobec mnie.

Jezus:
- Pisz dziecko. Dobrze, że odważyłaś się pytać na ten temat. Zaraz ci przedstawię cały obraz, jasno to zrozumiesz.

Otóż, Paweł nie bardzo ufa sobie i tobie, a nie ufa już absolutnie Mnie - Jezusowi. Jest zalękniony, wystraszony i jego praca utwierdza w nim stałe lęki, dlatego chciałby w tobie znaleźć oparcie, ale nie znajduje. Nie rozumie twojego krzyża i cierpienia, które niesiesz. Chciałby cię widzieć zawsze uśmiechniętą, pewną siebie, jak w młodości, ale ty dziecko już tej pewności nie masz, bo ci ją zabrałem.

Paweł boi się prawdy. Siła i potęga choć są fałszywe i słabe, w które to moce on wierzy, dodaje mu odwagi, bo sam jest bardzo słaby wewnętrznie, więc szuka pozorów siły zewnętrznej. Będzie szukał dotąd, aż potknie się i upadnie i gdy go nikt nie podniesie zacznie wyciągać rękę do Mnie. Zawsze tak wracają grzesznicy do Ojca.

Ty dziecko, bądź bardziej ciepła dla niego, ale nie zwracaj uwagi na jego chimery. Kiedyś i on zacznie nieść krzyż, to sam zrozumie, że głos człowieka nie świadczy o jego złych intencjach. A czy on dziecko ciebie w ogóle rozumie? Zbyt wielka przepaść dzieli was. Zbyt wielka. Nie ma miłości. Jego „ego" nie pozwala mu żyć twoim życiem, a twoja duma nie pozwala przyznać się do porażek i tak to trwa koło zamknięte. Trzeba więcej miłości.

Wiem i rozumiem twoje zniechęcenie, ale bądź cierpliwa. Krzyż zawsze wydaje się być ciężkim. Powiedz Pawłowi, że nie polepsza sytuacji ani u ciebie, ani u siebie w domu wulgarnymi wyrazami, to jest przykre dla uszu bliskich, których rzekomo kocha, a dziecko małe, jego syn, którego on karmi takimi wyrazami. Czy jego syn ma uszy zatkane watą? Kiedyś mu odpowie w tym samym słownictwie i będzie dziecko, cierpiał tak jak ty teraz. Tylko żeby on zechciał to zrozumieć! Wulgarność zawsze Mnie napawała wstrętem, bo człowiek stworzony jest na obraz i podobieństwo Boga.

Pawle, nie karm rodziny swojej tymi nazwami, których Ja Bóg nie uznaję. Zacznij myśleć o swoim zachowaniu względem ludzi. Czy chciałbyś, by tobie czyniono to, co ty czynisz bliskim? Nawróć się i to szybko, bo koniec będzie dla ciebie przykry, a Ja ciebie kocham, stoję u twych drzwi i tak długo już czekam. Kiedy Mi je otworzysz? Nie cierp sam, oddaj mi to co cię boli, a Ja cię uzdrowię. Razem pójdziemy prostować ścieżki, ale otwórz mi drzwi, bo zmarzłem na dworze. Wyjrzyj czasami przez okno w ciemność. Ja tam czekam na ciebie, chcę się ogrzać.

Zaproś Mnie do swego domu, będę z tobą wieczerzał. I słuchaj bardziej mego głosu niż tych, których uważasz za swych przyjaciół. Oni się przeważnie mylą. Mylne nauki ci podają i już sam się w tym wszystkim pogubiłeś. Czasami posłuchaj Anny, ona nie mówi ci prawdy, którą widzi, ale mówi sercem, a nikt bardziej nie kocha cię, jak ona. Choć i ona też często może się mylić.

To ja zostawiłem ci Matkę moją. Ona bardzo cierpi z twojego powodu, bo tak bardzo za tobą prosi, a ty utrudniasz swoje nawrócenie, bo odrzucasz Jej łaski. Oboje na ciebie czekamy. Powiedz nam, co cię boli.

Zacznij się modlić dużo, o wiele więcej niż do tej pory, a Ja cię przeprowadzę przez tę rzekę kłamstw do krainy prawdy. Czy otworzysz Mi drzwi, popatrz już jesień, a na dworze zimno? Otwórz Mi dziecko drzwi, a będziemy wieczerzać. Twój Jezus. Amen.

Anno, ratuj Pawła, on potrzebuje twojej pomocy, modlitwy, miłości. Pomóż mu i ty.

25 października 1997 r. Sobota
Podczas Mszy świętej, zaraz po przyjęciu Pana Jezusa do mego serca.

Jezus:
- Dziecko, weź do siebie panią Szymanek, a znajdziesz skarb w niebie. Niczego się nie obawiaj.

Anna:
- Jezu, przepraszam Cię, po raz pierwszy nie posłuchałam Ciebie. Obawiam się kłopotów, które na siebie wezmę.

Pan Jezus prosił mnie o pomoc dla dziewięćdziesięcioletniej staruszki, którą kiedyś spotkałam na ulicy i przez rok odwiedzałam ją. Mieszkała w slumsach, bez żadnej opieki ze strony państwa. Czekała na mnie i na ten jeden w tygodniu gorący posiłek, który jej wiozłam. Mieszkała w odległej dzielnicy ode mnie. Szukałam domu opieki dla niej, ale wszędzie mi odmawiano. Był bardzo duży mróz, a ona nie miała ogrzewanego pokoju. Sama byłam pełna obaw, gdyż u tej staruszki posuwała się bardzo miażdżyca.

Pan Jezus przyciągnął mnie do niej swoją miłością, choć trudno było mi przebywać w jej mieszkaniu ze względu na robactwo, nieprzyjemne zapachy i ten straszny slums, w którym mieszkają tzw. ludzie z poza marginesu. Jedyne ostatnie dobro, łaska, której nie zmarnowałam, to sakrament chorych i Komunia święta.

Był bardzo duży mróz. Pobiegłam do mojej byłej parafii - Chrystusa Króla. Wspaniały młody kapłan ks. Bogusław Kowalski (znany z warszawskich pieszych pielgrzymek) biegł z Panem Jezusem i ze mną do tej staruszki. Spytałam czy ksiądz nie boi się tam iść, to jest dom slums. Ksiądz Bogusław odpowiedział mi, że widział gorsze warunki.

31 października 1997 - Piątek, godz. 15.00
Księża Pallotyni, adoracja przed Najświętszym Sakramentem.

Zupełna oschłość w duszy, znowu brak miłości do Pana Jezusa, zniechęcenie do Drogi Krzyżowej i do wszelkich modlitw, aż się przeraziłam tej zmiany wewnętrznej. Przy tym senność i słabość ciała.

Jezus:
- Pisz dziecko. Doświadczenie, które przeżywasz w duszy swojej, to brak wszelkich przymiotów do świętości, brak cierpliwości, dostatecznej miłości względem wszystkich, a szczególnie tych, co źle czynią. Codziennie prosisz Mnie w swej rannej modlitwie o te łaski. Ćwicz się w dobrym, proś o łaskę wytrwania w doświadczeniach, będę cię oczyszczał dziecko dotąd, aż dojrzejesz do świętości, by stanąć przed Mym obliczem. Dlatego oschłość w duszy czujesz, bo jeszcze Mnie nie kochasz, tak jak Ja ciebie. Tę oschłość masz w sobie, bo ona rodzi się z braku całkowitej pełnej miłości do Boga. Widzisz dziecko, że to przykre jest dla ciebie samej do zniesienia, a cóż Ja? Widzę nędzę każdego z was, moje dzieci. Ja wam ukazuję prawdę, żebyście nie byli przekonani o swojej doskonałości. Nikt z was nie jest doskonały przed Ojcem moim.

Ćwiczyć trzeba więcej. Rób tak, jak zaczęłaś: na 24 godz. ofiaruj każde wyrzeczenie, które cię kosztuje - Maryi, tylko nie poprzestawaj na wzniosłości. W tym ćwiczeniu trzeba pracować powoli, ale aż do skutku, gdzie będziesz kochać i czynić wszystko w miłości, chociażby cię biczowano i raniono. W miłości dziecko, bo z tego będę sądził na sądzie ostatecznym. Ile miłości, tyle nagrody w niebie. Pojmujesz?...

Właśnie widzisz dziecko, jak to jest, wielki żal, życie z dala od Boga, to czują grzesznicy już tu na ziemi, tylko nie łączą tego odczucia z moją miłością. Ty czujesz to teraz, bo Ja tak chcę. Ofiaruj to Ojcu memu za grzeszników, za ich powrót do Kościoła i módl się zawsze, nawet, jak przychodzą na ciebie doświadczenia w oschłości. Módl się za tych co źle czynią. Taka twoja droga na ziemi. Podkreśl to dziecko. Ja cię błogosławię. Trwaj w cierpliwości. Jezus.

Przykrości nie opuszczają mnie. Prosiłam o pomoc, by Jezus mnie zabrał stąd, jak najszybciej. Pan mi odpowiedział: List do Rzymian, 12.

5 listopada 1997 r.
Po Apelu Jasnogórskim

Jezus:
- Ja zawsze czekam, tylko ty przychodzisz tak rzadko na naszą rozmowę, marnujesz wielkie łaski, jakich ci udzielam na każdy dzień. A przecież chcę cię prowadzić, bo ty tak czujesz się w tym dobrze i lepiej pojmujesz, niż w innej formie moje pouczenia.

Dziecko otwórz serce, uczyń to szybko, nie zastanawiaj się, nie układaj słów, które masz przekazać tej kobiecie. Przywitaj ją z uśmiechem, uściśnij, pocałuj i otwórz swoje serce, a Ja sam będę działał, zostaw to Mnie, bo to moje dzieło. Moja wola. Kłamstwo tu nie może mieć miejsca. Ja jestem drogą, prawdą i życiem i kieruj się według tej zasady zawsze, a Ja wykończę to dzieło.

Pamiętaj: prawda, ale w miłości. Pycha i twój ból nie mogą przyćmić tego spotkania. Ty masz być Mną, a Ja jestem miłością nieskończoną. Trwajcie we Mnie, a resztę zostaw Mnie, o nic się nie lękaj. Módl się i proś Maryję o łaskę miłości do tej kobiety. Maryja jest moją Matką, a więc pełną miłości do wszystkich matek, Jej zawierz całe spotkanie, Jej zawierz całe swoje życie. Kochaj Mnie i powiedz innym, że czekam na każdy gest z ich strony.

 7 listopada 1997 r. Pierwszy piątek miesiąca

W drodze do kaplicy księży Pallotynów obawiałam się ponownej oschłości duszy, senności itp., że nie odprawię Drogi Krzyżowej gorącym, współczującym sercem Panu Jezusowi. Lecz Nauczyciel mój napełnił mnie swoim pokojem i miłością i już bez większych trudności mogłam zatopić się cała w miłości Chrystusa.

W sercu swoim od kilku już dni czuję wielką radość i zdolność kochania wszystkich ludzi, których spotykam. Co za wspaniałe uczucie, gdyby tak trwało ono we mnie zawsze. Wieczorem prosiłam Pana Jezusa, żeby zechciał mi odpowiedzieć przez bł. s. Faustynę (Jej Dzienniczek), jak mam się zachować podczas mojego pierwszego spotkania z Magdą, bo w głowie mam zupełną pustkę. Ucałowałam dzienniczek w miejscu, w którym otworzyłam; nr 1354 „Kiedy się w czym waham, jak postąpić, pytam się zawsze miłości, ona najlepiej doradza".

Następnie wzięłam Pismo Święte, prosiłam Pana Jezusa, by mnie wzmocnił, upewnił, abym dobrze rozeznała czy Jego wolą jest, bym weszła w pewne środowisko dość trudne. Po ludzku obawiałam się, czy dam sobie radę. Mój Nauczyciel odpowiedział mi: Dzieje Apostolskie 26, 17-18: „ Obronię cię przed ludem i przed poganami, do których cię posyłam, abyś otworzył im oczy i odwrócił od ciemności do światła, od władzy szatana do Boga. Aby przez wiarę we Mnie otrzymali odpuszczenie grzechów i dziedzictwo ze świętymi".

25 listopada 1997 r.

Jezus:
- Nakłoń swego ucha dziecko i pilnie słuchaj, bo pora nadeszła na testament, który chcę ci podyktować. Pisz, nie bój się, testament ten nie dotyczy twojej śmierci ani żadnego z twych bliskich. Zaraz ci wszystko wyłożę z woli mojej.

Ja Jezus nie godzę się, by ludzie, którzy żyją w celibacie oszukiwali swój lud, który im powierzyłem. Są kapłanami moimi z mojej woli namaszczeni świętymi olejami. Powiedz dziecko temu kapłanowi, do którego nogi twoje skieruję, żeby więcej nie obrażał Mnie i ludu, dla którego moją ofiarę sprawuje.

Nikt nie jest godzien trzymać mego Ciała i Krwi w swych dłoniach, jedynie po uświęceniu, jakie Ja nadaję. Jeśli z tego tytułu nadużywana jest władza w parafii, w której prowadzę moje owieczki tzn., że wcześniej czy później Ja tych kapłanów zacznę karać. Oni wiedzą dziecko, co czynią źle, a czego nie wykonują w ogóle, bo sumienia ich są letnie, nie czują bicia serca Kościoła.

Wielu wiernych traci całe morze łask, jeśli się nie opamiętają będę ich karał. Nie może być tak, by wierni jednego Kościoła byli podzieleni przez to, że wprowadza się własne zarządzenia przyjmowania mego Ciała w różnych pozycjach i miejscach nie określonych przez Kościół.

Pisz dalej, nie bój się. Nie może być tak, żeby wierni w jednym Kościele przyjmowali Mnie w postawie klęczącej, w innym stojącej, a jeszcze gdzie indziej na rękę. Ja Jezus zawsze jestem Ten sam wczoraj, dziś, jutro. Kto dał takie przyzwolenie kapłanom? To rozbija właśnie Kościół, a nie wierni, którzy zaczynają sami się w obrzędach gubić i waśnie wśród nich powstają, a więc następuje rozłam w Kościele, osłabienie autorytetu Kościoła. To prowadzi do rozbicia jedności i utraty posłuchu pośród kapłaństwa (dop. red.: słowa Ojca św. z homilii wygłoszonej w kościele rzym. kat. p.w. Najśw. Imienia Maryi w Rzymie dnia l marca 1989 roku: „Nie odwołuję tego, co powiedział jeden z moich poprzedników: <dzieje się to na waszą odpowiedzialność. Drodzy biskupi zagranicznych biskupstw, modlę się za was, abyście na czas zrozumieli, że droga którą obraliście jest niewłaściwa>. W tym miejscu, moi umiłowani kapłani, umiłowani bracia i siostry, dozwolone jest przyjmowanie Komunii na język i w postawie klęczącej. Wszystko, co zostało wprowadzone i jest rozpowszechniane przez obcych jest niedozwolone").

Kapłani swoim życiem muszą dawać przykład wiernym, bo to rzutuje na całość Kościoła. Nie pozwolę, by moje owieczki spierały się stale w zagubieniu, w jakiej postawie mają przyjmować do serca swego Pana. Kościół zna wytyczne i zna Pismo Święte, przez które Ja przemawiam i pouczam. Czyż już tak daleko ręce i kolana przestały służyć Bogu, by bardziej ludziom się podobać i własnej wygodzie? Jestem Bogiem pełnym miłości i miłosierdzia, dla nędzy ludzkiej, ale cały czas jestem Bogiem swego ludu. Ile miłości w narodzie, poranionej, zagubionej, a do tego wygodnictwa? Te sprawy trzeba szybko zmienić.

Ludu Mój, cóżem ci uczynił, że zapominasz o oddaniu Mi należytej czci, czy tak wiele wymagam? Ja nic od was dzieci nie żądam. Ja proszę odnówcie wasze serca, przyobleczcie je w miłość Chrystusową i niech znikną podziały w Kościele.

Zaniesiesz dziecko moje słowa do kapłana, do którego Ja cię zaprowadzę i o nic się nie bój. Wręczysz mu tę kartkę, dalej Ja będę działał przez mego pasterza. On pozna, że przez ciebie słowa Jezusa przyjmuje, o nic ty się nie bój. Będziesz tylko narzędziem w ręku moim. Ta sprawa dziecko nie dotyczy ludzi, a kapłanów, przez których sprawuję moją Świętą Ofiarę i wymagam, by z czcią i miłością Mnie podawano wiernym. Ja tobie i kapłanowi, który przyjmie to moje polecenie specjalnie pobłogosławię. Jezus wczoraj, dziś i jutro zawsze Ten Sam. Ja kocham was całym Sobą, bo życie za was oddałem. Amen.

3 grudnia 1997 r. Adwent
Podczas dziesięciodniowego postu o chlebie i wodzie.

Po powrocie z Mszy św. otrzymałam zaraz wewnętrzne światło, któremu kapłanowi mam wręczyć „testament" Jezusa. Zaczęłam rozważać reżyserię Chrystusa w stosunku do mnie, bo to ja miałam być przekaźnikiem, narzędziem Pana. W tej parafii uczestniczyłam we Mszy świętej kilkanaście lat temu, wówczas jeszcze jako niedzielna katoliczka. Jest to miejscowość położona w odległym województwie od warszawskiego. Tę parafię objęłam szczególną modlitwą do dnia dzisiejszego.

4 grudnia 1997 r.

Jezus:
- Do siostry Eulalii. Weź pióro dziecko i pisz, cóż odpowiem siostrze Eulalii. Ja już powiedziałem drogiej siostrze Eulalii wszystko, co dotyczy zarządzeń parafii. Czy w domu siostry Eulalii zarządza ksiądz proboszcz? Pewnie nie byłaby bardzo z tych rządów męskich zadowolona, nie ma on w tej dziedzinie talentu.

Ja wykorzystuję talenty przez księdza proboszcza, jest on moim wysłannikiem, by pasł owieczki moje i troszczył się o mój dom. Same dzieci widzicie, że czyni to bardzo dobrze, choć głowa jego cierpi z powodu finansów, bo wszystko to kosztuje, wiec niech moje kochane dziecko Eulalia będzie roztropna, pomocna w parafii, ale nie krępuje księdza proboszcza swoimi uwagami. Wspieraj go raczej w formie pochwał i zachęcaj, bo jest to dobry człowiek i mimo, że do was dzieci uśmiecha się, jest bardzo, bardzo zmęczony. Lepiej niech droga memu Sercu Eulalia upiecze dobry, smaczny placek i zaniesie księdzu do parafii, to bardzo się ucieszy.

Ja was wszystkich kocham, lecz moje dzieci niech czynią, co każdemu dane w dobrym wychowaniu i zawsze w duchu miłości, a Ja Chrystus Król z Serca wam będę błogosławił. Amen. Jezus. A czy ty dziecko o nic Mnie nie zapytasz?

Anna:
- Chciałam Cię Panie spytać, dlaczego Magdalena do mnie nie dzwoni, co ma znaczyć ta cisza, przecież to Ty mój Nauczycielu kazałeś mi wyciągnąć do niej rękę, co też uczyniłam pierwsza. Ty wiesz, że cierpię z tego powodu. Jestem o wiele starsza od niej. Taka cisza oznacza lekceważenie, a to boli.

Jezus:
- Bądź cierpliwa dziecko, przyjdzie i do ciebie czas wielkiej radości, ale na owoce trzeba zapracować. Nie minie znów tak długo czasu, a ta kobieta odezwie się, tylko ty nie popsuj niczego, bo trzeba z twojej strony dużo taktu i umiaru w mowie. Amen. Jezus.

6 grudnia 1997 r. Pierwszy piątek miesiąca

Po adoracji Pana Jezusa u Księży Pallotynów i Mszy świętej pojechałam do Pawła do miejsca jego pracy. Powiedział mi, że Magda wkrótce zadzwoni do mnie i wybiera się na pierwszą rozmowę ze mną. Uklęknęłam w radości i wielbiłam Pana, a Pan Jezus znów przemówił do mnie tym razem przez wieczorne czytania: „jeden dzień u Pana jest, jak tysiąc lat, a tysiąc lat jak jeden dzień. Nie zwleka Pan z wypełnieniem obietnicy - bo niektórzy są przekonani, że Pan zwleka... Nie chce bowiem niektórych zgubić, ale wszystkich doprowadzić do nawrócenia" (2p. 3, 8-9).

21 grudnia 1997 r.

Spytałam Pana Jezusa, czy Zofia nie jest czasami atakowana przez szatana. Zauważyłam u niej wewnętrzny chaos i chęć atakowania mnie we wszystkim, co wydawało mi się, że czynię dla jej dobra.

Jezus:
- Pisz dziecko, Zosia nie jest atakowana przez szatana, ona sama sobie winna. Zna moje nakazy, zna warunki mojego przymierza. Kto chce iść za Mną niech się zaprze samego siebie. Zosia musi wzmocnić swe siły obronne przed złem, które zagraża jej ze strony świata i ludzi. Ona musi uczyć się, nauczyć się, a to długa droga dla niej, walki ze złem w formie miłości i pokoju. Nie może zezwalać na zło, które ją otacza. Musi zdecydowanie i kategorycznie odcinać się poprzez wzmożoną modlitwę sercem. Musi znaleźć więcej czasu na modlitwę.

Powiedz Zosi, że walka ze złem jest trudna i droga za Mną jest trudna i wymaga pracy i samozaparcia. W tym jej całodniowym krzątaniu za mało modlitwy sercem. Jej serce za bardzo skłania się do świata ludzi, za mało bije dla Mnie poprzez modlitwę. Mniej czasu

niech poświęci na wieczną krzątaninę, z której trudno się wyplątać, bo za mało modlitwy - ta wzmacnia siły duchowe i fizyczne i wyprostuje jej drogę i da siły. Ja jej z serca błogosławię w nowych ćwiczeniach. Więcej modlitwy dla Jezusa Zosiu. Amen.

Wieczorem

Jezus:
- Nie płacz, bo serce moje płacze z twoim sercem. Nie dziecko, nie każę ci spędzać Wigilii mego przyjścia na świat ani u rodziny, ani samotnie. Sama zadecydujesz. Ja przychodzę do waszych serc, jako miłość. Kto chce może Mnie przyjąć i otworzyć drzwi do swego domu.

Jeśli to jest dla ciebie tak bardzo przykre, to zostań w swoim domu. Ja przyjdę do ciebie z Maryją na pewno. Zapal świeczkę i czekaj. My Oboje do ciebie przyjdziemy i napełnimy twoje serce w ten wieczór wielką radością. Nie martw się, Ja zabiorę ci ból z twego serca na tę noc, a ześlę ci pokój. Nie martw się, a serca lodowate będą również kiedyś samotne i pozostawię ich samych sobie. Ten ból ich też dotknie.

Wiem dziecko, co znaczy oschłość duszy i egoizm od tych, co się kocha. Nie martw się. Zostaw ich Mnie. Ja napełnię ich goryczą w chwilach ich uniesień. Każdemu oddam to, na co zasłużył. Wszystkich samotnych do serca swego przytulę, bo są mi matką, ojcem i bratem. Ja o nich się troszczę, a nagrodą będę im sam w niebie. Jutro dziecko, kończysz lata. Maryja przygotowała ci łaskę, prezent dla ciebie. Tylko nie zmarnuj tego cennego podarunku, dobrze?

Anna:
- Tak, Panie.

Jezus:
- A teraz przytul się do mego zranionego Serca. Ja cię będę tulił, aż uśniesz w uwielbieniu Boga, w sennym miłowaniu Go. Na ten szczególny wieczór udzielę ci mego specjalnego błogosławieństwa. Pochyl się cała, bo sam Bóg będzie ci błogosławił. Amen.

Błogosławię cię w imię Trójcy Przenajświętszej. Bóg Ojciec, Syn Boży i Duch Święty i namaszczam cię olejem pokoju i miłości, idź między ludzi.

Spytałam kapłana, co oznacza olej pokoju. Potwierdził, że jest taki używany.

24 grudnia 1997 r.

Zgodnie z obietnicą Pana Jezusa otrzymałam prezent od Najświętszej Panienki. W wigilię Bożego Narodzenia byłam bardzo radosna. Przygotowałam sobie skromny posiłek. W dzień poszłam na grób moich rodziców, by pomodlić się za nich i wszystkie dusze. Całe życie spędzałam każdy wigilijny wieczór z mamą i tatą, więc jakżeby bez nich - to niemożliwe. Było mi dobrze przy ich grobie, zostałam do zmierzchu.

Modląc się czułam ich duchową obecność ze mną. I choć po ludzku ten wieczór spędziłam sama, to dusza moja została napełniona wielką radością. Śpiewałam kolędy, patrzyłam na wizerunek Matki Najświętszej, przywołałam moich bliskich, których Pan wezwał do Siebie. Czułam ich obecność w szczególny sposób. Po kolacji poszłam do kościółka, by pomodlić się w ciszy przed Pasterką.

Jednakże w sercu była tęsknota za wszystkimi wigiliami, za tą wielką radością przy dużym okrągłym stole w domu moich rodziców z trzymetrową pachnącą jodłą, śpiewem kolęd, gorącym kaflowym piecem, górą prezentów pod choinką. Zawsze byliśmy wszyscy razem. Mama szczególnie dbała o różnorodność i dobry smak potraw.

28 grudnia 1997 r.

Spytałam, czy miłe będzie Panu Jezusowi moje spotkanie z ojcem Zdzisławem Pałubickim?

Jezus:
- Pisz moje dziecko. Serce me bije mocno, ale czy trzeba aż ludzkich spotkań, byś uklękła i prosiła o rozmowę ze Mną? Dziecko idź, biegnij na to spotkanie, przecież to ty pragniesz tego spotkania z księdzem Pałubickim. Idź, Ja Jezus pobłogosławię. Widzisz, ile starań siostry Eulalii, byście mogli spotkać się, ci co kochacie Mnie sercem? Idź dziecko, może wyda to owoce w sercach waszych? Takie spotkania łączą was dzieci i wydają owoce, bo to wasz kapłan. Takich poszukujesz, prawda?

Anna:
- Tak Panie, w nich tyle ciepła i miłości do ludzi i mają wielką wiarę, a przy tym są tacy naturalni.

Jezus:
- Ksiądz Tomasz z Lichenia, ksiądz Zdzisław. Widzisz, jest ich wielu, więcej niż ty sobie to wyobrażasz, szukaj ich. Idź z orędziami, niech świat słyszy głos Chrystusa, niech Go niosą prości ludzie, których sobie wybrałem. Nie możecie mojej miłości, w której mieszczą się moje pouczenia, zatrzymywać tylko dla siebie. Bądź bardziej odważna. Nie bój się poniżenia.

Wyśmiana będziesz i przez tych, co serca nie biją dla Mnie, ale dla własnego egoizmu.

Idź za Mną, zanieś Moje słowa kapłanom, których stawiam na twojej drodze. Ja chcę być Nauczycielem wszystkich. Małe cierpienia nie ominą i ciebie z mojego powodu, to dla ciebie dziecko wielki dar, który przyjmiesz z poszanowaniem, bo sam Bóg cierpi. Jest w każdy dzień wykpiony, wyśmiany i uniżony nawet przez tych, co najbardziej ukochał i wywyższył. Jeśli nie zrozumieją - nie martw się, to Ja Jezus będę troszczył się o swoje dzieło.

Ty tylko oddaj te zeszyty kapłanowi, który chętnie się zajmie twoim kierownictwem duchowym. Czekaj, już niedługo sam otworzy swe serce przed tobą i poznasz, że to Ja Jezus do ciebie po raz wtóry przychodzę, by zbawić świat poprzez ludzi. Wasz udział musi być w moim zbawieniu. Maluczcy o gorących sercach, nieście orędzia dla tych, co czekają na głos Pana. Jam jest Prawda i tam gdzie Ja jestem ona nigdy się nie zachwieje, zawsze się ostoi.

Idź do ojca Pałubickiego, on ci pomoże, utoruje drogę. Moje miłosierdzie dziecko ponad wszelką waszą nędzę wznosi się wysoko i będzie trwać na wieki. Już teraz będę błogosławił wszystkim duszom gorącym, które pomieści dom siostry Eulalii. Nie bójcie się moje dzieci poniżeń. Wszystko weźcie na siebie, a Ja was poniosę z tym ciężarem ponad was samych. Ulecicie niby ptaki z lekkością wiatru, powiewu wiosennego. Moje jarzmo słodkie, a ciężar lekki, bo Ja was niosę na swych ramionach. Odwagi, więcej odwagi moje ukochane dzieci. Mój Ojciec jest waszym Ojcem. Amen.

Dziecko, dodałem ci odwagi, byś się nie bała, nie ukrywaj tych orędzi przed światem. One muszą być wydane w formie nauki, w postaci książki. Ta książka pokrzepi wiele serc  szukających pomocy i Boga. Amen.

Pochyl głowę, z serca będę ci błogosławił. Niech będzie uwielbiony Bóg Ojciec, Syn Boży i Duch Święty w tej, którą wybrałem. Amen.