ROK 1998

3 stycznia 1998 r.

Przyszła do mego domu siostra zakonna. Poprosiła, czy może u mnie napisać list do Pana Jezusa. Spytałam gdzie ten list chce zostawić? Odpowiedziała, że za wizerunkiem Miłosierdzia Bożego „Jezu, ufam Tobie!". Zdziwiłam się, ale powiedziałam, że może.

Pomyślałam sobie, ile dni czy miesięcy ten list ma tam leżeć? Poprosiłam ją: „Teraz pomódlmy się, żeby Pana Jezusa nie traktować jak pocztę". Ona modliła się na głos zanosząc swoje prośby, a ja wyłączyłam się i duchowo uwielbiałam mego Pana. I nagle po raz pierwszy przy drugiej, obcej osobie usłyszałam: Pisz dziecko.

Z początku nie bardzo wiedziałam, jak mam się zachować przy tej siostrze. Przerwać jej modlitwę? Pobiegłam po pióro i pisałam, później nie zwracałam uwagi na tę okoliczność. Zaraz też oddałam orędzie tej siostrze. To była natychmiastowa odpowiedź na jej list, którego treści nie znałam. Ona strasznie zaczęła szlochać, bo Pan Jezus otworzył przed nią swoje Serce i udzielił jej wskazówek. Zaraz zabrała swój list i odpowiedź. Pomyślałam - żadna poczta na świecie nie przynosi tak szybkiej odpowiedzi. Myślę, że to dlatego tak się stało, iż ta siostra miała w tym czasie wiarę jak ziarnko gorczycy, była pełna ufności, że Jezus jest pośród nas. Treść tego listu Pan Jezus wyraźnie skierował tylko do zainteresowanej, więc nie zamieściłam go w tej książce.

 

4 stycznia 1998 r.

Ucieszyłam się na odwiedziny moich bliskich. Dawno nie rozmawialiśmy ze sobą, po prostu nie jesteśmy razem, a to nie sprzyja prawidłowemu rozwojowi rodziny, rozluźnia więzy uczuciowe. Jeśli krewni przestają ze sobą przebywać dochodzi do tego, że i nie mają o czym rozmawiać, że jest zagubiony głód miłości.

Zachęcałam pytaniami, by doprowadzić do otworzenia się naszych serc. Niestety cisza. Zatem zaczęłam opowiadać o sobie, o moim życiu, o tym co robię, o moich spotkaniach z różnymi ludźmi, o mojej pracy dla Pana Jezusa. Mąż mojej kuzynki wstał żądając od żony kluczy do mieszkania i po prostu wyszedł do swego domu zostawiając u mnie kuzynkę z córką. Nie byłam świadoma tego, w czym popełniłam błąd. Później zorientowałam się, że ten mój świat zupełnie ich nie interesuje, a oni sami są hermetycznie zamknięci i dzieli nas ogromna przepaść.

Moja kuzynka mocno podenerwowana stwierdziła, że to przeze mnie, bo ona to wszystko jeszcze może słuchać, choć trochę za dużo tego, ale w oczach jej męża i córki to ja jestem nawiedzona. Również obie zaraz wyszły. To miało być to rodzinne spotkanie, na które z wielką radością oczekiwałam. Rozpłakałam się, upadłam na kolana i zaczęłam modlić się w godzinie miłosierdzia do Pana Jezusa prosząc, by mnie pouczył, w czym ich uraziłam.

Jezus:
- Pisz dziecko. Nie płacz, to nie zmieni sytuacji twojej rodziny. Ona bardzo potrzebuje pomocy. Od ciebie nie przyjmie pomocy, gdyż nie uwierzy moim słowom. Widzisz dziecko, najpierw był grzech, później przychodzi oczyszczenie, gdzie otwieram oczy. Oczyszczenie zawsze boli. Nic ty moja dziecino nie uczyniłaś złego. Zdrowej nauki po prostu nie zniosą, dopóki ich Ja nie uleczę.

Pycha, egoizm, wiara, ale nie we Mnie, we własne siły jest pokładana. Dziecko, w domu twojej kuzynki nie dzieje się najlepiej. Ty mało wiesz, ale Ja widzę wszystko. Tam szatan buszuje we wszystkich zakątkach, bo drzwi do serca ich są dla Mnie zamknięte. Pisz dziecko, te punkty, w których Ja jestem umieszczony na ostatnim miejscu w ich sercu:

1. telewizja

2. gazety

3. brak miłości, nie znoszą się wzajemnie

4. egoizm

5. wygodnictwo dla własnego pożytku

6. zimna krew w ich żyłach płynie

7. czasu na modlitwę - prawie wcale, a jeśli to raczej z przymuszenia

8. wcale nie wierzą w to o co proszą, więc jak Ja mam te łaski rozdzielać

9. zaledwie przyjmą Mnie do serc swoich, a już je dla Mnie zamykają

10. stracony czas w ich życiu upływa na ciągłym odpoczynku, który akurat ich męczy, ale oni o tym nie wiedzą.

Powiedz swojej kuzynce tak: praca, modlitwa, więcej wyrzeczeń nie o słomianym zapale, ale autentycznych. Więcej dobrej woli. Wszystko niech zawierza Mnie, wszystko niech oddaje Mnie. Jeśli nie przestanie liczyć na własne siły, nic w jej życiu się nie zmieni.

Każdy dzień ma zacząć się nie od papierosa, czy innych zniewoleń, które ją do nikąd prowadzą, ale od modlitwy i pracy nad sobą. Przykładem ma świecić mój uczeń.

Spytaj kuzynkę, czy chce być moim uczniem? Jeśli tak, to ma zacząć od siebie. Przykład wytrwały i konsekwentny współdziałający z modlitwą, a Ja Jezus jej wtedy będę błogosławił i wspierał. Niech bardziej milczy twoja kuzynka, a trwa w konsekwencji tego, co powiedziałem. Więcej modlitwy, bo tam gdzie modlitwa tam Ja jestem. Bez modlitwy jest słaba i upada, a później są konsekwencje tego opłakane. Już tego doświadcza.

Powiedz swojej kuzynce, że „nawiedzona" to oznacza - wylane łaski, które tobie daję. Niech nie żartują sobie więcej z tych łask, bo Ja jestem miłosierny, ale i sprawiedliwy. Będę karał tych, którzy mówią, że wierzą a kpią z tych, którzy tak bardzo uwierzyli, że doznają cierpienia od swoich bliskich.

Módlcie się za siebie wzajemnie, a jej mąż, jeśli nie zegnie przede Mną kolan, nie upadnie, nie ugnie swego sztywnego karku przed miłością, jaką mu okazuję, dozna przykrych dla niego doświadczeń.

Czas na opamiętanie synu. Kiedy zaczniesz wierzyć, że Ja jestem żywym, a nie kukłą, którą można podrzucać w dowolną stronę? Jeśli wierzysz to nie kpij z Boga, by nie zesłał na ciebie kary. A teraz błogosławię wam z głębi Mego Miłosierdzia w godzinie mego konania na krzyżu.

Moje ukochane dziecko, nie martw się o nich, oni powrócą do mojej owczarni, tylko niektórzy czekają widać na ciężkie doświadczenia. A Ja wam mówię pokój i miłość ma panować w sercach waszych. Jezus, Ten, który był sponiewierany, byście byli zbawieni. Amen.

8 stycznia 1998 r.

Okropny bałagan wdarł się w moje życie. Źle się w tym czuję. Za dużo czasu poświęcam sprawom ludzkim. Czasami nie rozeznaję, czy rzeczywiście w niektórych sytuacjach, nie jest to stratą czasu. Cała zaangażowałam się znowu w sprawy bliźnich. Telefon dzwoni prawie cały dzień, a czasami bardzo późną porą. Utrudnia to mi duchowe przeżycia z Jezusem. Moje różańce odmawiam coraz częściej w drodze, tramwaju, autobusie, niekiedy siedząc. To się Panu Jezusowi nie może podobać, szczególnie w części bolesnej różańca. Łapię się na tym, że coraz większą trudność sprawia mi skupienie na modlitwie podczas zgiełku ulicznego.

Pomyślałam, stop! Tak być nie może. Wróć do swego zakątka, uklęknij. Prosiłam Pana Jezusa, by mi pomógł choć pamiętam Jego słowa do mnie: co cesarskie oddaj cesarzowi, a co Boskie - Bogu, ale pamiętaj, że Bóg zawsze jest przed cesarzem.

Jezus:
- Moje dziecko, te wszystkie nauki, które ci pokazuję będą niczym, marnym odblaskiem moim, mojego wysiłku, jeśli ty ich nie ożywisz. Te nauki mają ożywać poprzez twoją pracę nad sobą. Wróć do poprzednich lekcji, które ci udzieliłem. Praca nad sobą, intensywna praca.

Dziecko, nie wzrośnie twoja wiara, jeśli poprzestaniesz na nauczaniu innych. Musisz bardziej zadbać o wzrost swojej wiary, swojego zbawienia. Więcej modlitwy, rozważań, mniej... tak mniej telefonów. Sama widzisz, że wszelkie przyjaźnie zawodzą, że również doznajesz zranienia na co dzień od przyjaciół, bo są słabi tak jak i ty. Lepiej wolny czas spożytkuj na pracę nad sobą.

Odwiedziny są dobre, ale za częste nie dają pożytku twej duszy, a ranią obie strony. Język wasz gubi pycha - stąd twoje zawody. Pokładaj we Mnie nadzieję, usuń się jeśli doznajesz zranień. Wycisz, otwórz wnętrze swoje na moją naukę. Słuchaj katechez w radiu Maryja. Wracaj do moich słów i rozważań poprzez Pismo Święte. Módl się w skupieniu bez pośpiechu ku ludzkim sprawom, te powierz Mnie. Ja to załatwię za ciebie, a ty dziecko bardziej ku Mnie zwracaj się, a wtedy nastąpi wzrost i pogłębienie twojej wiary, a to łączy się z twoim zbawieniem.

Okazuj wszystkim więcej wyrozumiałości. Zosia szczególnie jej potrzebuje, jest od ciebie młodsza. Niech twoje doświadczenia wewnętrzne świecą przykładem. Nie dawaj się kierować słabszym od siebie. Zawsze pozostań wierna moim naukom, ale bądź przy tym pełna miłości i cierpliwości.

Pamiętaj dziecko nie ulegaj innym. Sama idź drogą, którą ci wyznaczyłem. Na siłę nie uzdrawiaj tych, co odrzucają Mnie, a raczej módl się za nich. Więcej czasu poświęć Mnie i sobie - to wyda większy owoc. Módl się raczej za nich. I niech twój dom będzie samotnią twoją, twego oczyszczenia. Będziemy oboje nad tym pracować, ale oddawaj Mnie więcej czasu. Sama widzisz, że twoja działalność bardzo cię męczy i zniewala, a Ja tego nie chcę. Pragnę twojego szczęścia, a ono ściśle łączy się z tobą.

Nie obawiaj się dziecko. Wyjazd do Medjugoria nastąpi. Uprzedzałem cię o trudnościach, jakie będą ci robić, ale proś Maryję, Ona wyprostuje ich pokrętne drogi. Pojadą, nie martw się. Są tylko ludźmi i większą wagę przywiązują do ducha zmaterializowanego.

Gdyby umieli patrzeć oczami Boga, rzuciliby swoje zajęcia, porzucili dobra i biegli po łaski, które wieczne szczęście im dają. No cóż, ale dałem im wolność i sami w tej wolności muszą wybierać. To dziecko jest szkoła, a egzamin i rozliczenie nastąpi w domu Ojca mego. Ty się za nich wszystkich módl. Ja Jezus będę się o was zawsze, dzieci, troszczył. Amen.

10 stycznia 1998 r.

Odbyłam bardzo długą rozmowę telefoniczną z młodym kapłanem. Gorąca krew, a przy tym duża otwartość na ludzi. Przechodzi doświadczenia, które trudno mu przyjąć z pokorą, jest po prostu załamany psychicznie w poczuciu swej bezradności z tym, co go dotyka. Po wieczornych modlitwach zamierzałam udać się na spoczynek, jednakże Pan Jezus bardzo delikatnie, ale stanowczo przemówił do mnie.

Jezus:
- Tak, pisz dziecko uważnie, słuchaj uważnie, bo w ważnych sprawach chcę z tobą mówić. Ja dziecko, nie znoszę wszystkich utyskiwań nad niedolą bliźnich. Każdego kieruję jego drogą, którą wyznaczył mu Bóg Ojciec w swojej chwale. Dziecko, ksiądz X nie może narzekać na swoją drogę, jeśli to czyni, to wynika z jego braku zaufania do Mnie.

Ty nie przekazuj dalej innym osobom jego słów, to rozbija Kościół. Ksiądz X musi i powinien przyjąć jako wielki dar od mego Ojca te wszystkie doświadczenia, które kiedyś okażą mu się jako zbawienne do zadania jakie przed nim postawię. W parafii ma wytrwać do końca, wziąć swój krzyż. Ja będę go prowadził, niech zawierza całą swoją posługę kapłańską memu bolesnemu Sercu.

Ja wszystko widzę i cierpię wraz z nim i nie tylko. Jest wielu, wielu moich wybranych, którzy znoszą większe cierpienia z miłości do Mnie. Ja, kiedy przyjdzie czas podwójnie mu wynagrodzę ten czas zgryzot i udręk. Niech jego dusza zanosi błagania za księdza proboszcza, niech ksiądz X za swego księdza proboszcza więcej się modli, bo Ja jego chcę również zbawić.

Niech drogi memu Sercu ten młody kapłan bardziej zaufa Mnie niż kapłanom, którzy są jego przełożonymi. To, że ktoś błądzi nie może być powodem porzucenia parafii, na której to Ja jego obrałem. Moja droga wąska, ciernista, ale do nieba prowadzi. Przyjdzie czas, że rozświetlę wszystkie ciemności i ukażę światło, a teraz proszę i żądam posłuszeństwa mego drogiego kapłana. Niech wytrwa do końca, a Ja Jezus będę mu błogosławił w jego trudnej, ale na chwałę mego Ojca pracy. Jezus Ten sam wczoraj, dziś, jutro. Amen

Anna:
- Czy chcesz Panie Jezu, abym Twoje słowa przekazała księdzu X ?

Jezus:
- Tak, podaj moje słowa na karcie i nic nie dodawaj od siebie, nic więcej od siebie.

Tak też uczyniłam, nie wspomniałam, że dany mi został dar proroctwa.

17 stycznia 1998 r.

Jedna z sióstr zakonnych prosiła mnie, żeby spytać Pana Jezusa, czy nie zechciałby „coś" jej powiedzieć.

Jezus:
- Pisz dziecko, pisz dziecko, siostrze Iwonce już odpowiadam. Mój kwiecie, miła Sercu mego bicia dziecino, ty się nie zamartwiaj. Czy myślisz, że twoja mama i druga twoja Mama Niebieska zapomniały, co mi obiecały? Dziecko, One stale za ciebie proszą. Masz najlepsze orędowniczki, obie Matki, które ci dałem. Jedną z nich na ziemi, a drugą ujrzysz w niebie.

Ty się moja dziecinko nie zamartwiaj. Mój kwiecie, czysta perełko, Serca mego bicie. Ja dla ciebie najlepszą cząstkę wybrałem. Tobie Aniołowie chwałę szykują wśród świętych moich wybranych, każdą twą łzę starannie w kielich zbierają przed tron Maryi niosą, więc nie żałuj tych pereł, kiedyś wszystkie je ujrzysz na szyi swojej Królowej.

Idź teraz dziecino moja śliczna przed siebie. Ja ci światłem, a Matka moja ukojeniem w cierpieniu. Ty dziecinko o gorącym sercu nie dochodź prawdy ludzkiej. Zostaw to Mnie na sądzie. Ja każdemu zapłatę przygotowuję. Ty zabiegaj o swoje uświęcenie; w cierpieniu jest Mi najdroższym skarbem i balsamem na moje zbolałe rany.

Czy nie chcesz ulżyć swojemu Zbawicielowi? Ja odpoczywam w tobie, a ty zatrzymuj w sobie wszelkie cierpienia, nie dziel się nimi z ludźmi, bo strata duża. Widzisz, ludzie strzępią sobie na twym cierpieniu języki. Oni nie rozumieją. Ty oddawaj wszystko Matce mojej. Maryja jest twoją opiekunką, ty dziecko masz szczególne względy u mojej Mamy, więc korzystaj z Jej hojności. Ona w Sercu swoim zamyka ciebie całą.

Niech moja córka w każdą sobotę zarezerwuje sobie choć pół godziny na wynagrodzenie mojej Matce za grzechy całego świata, a szczególnie za grzechy popełnione przez wybrane Mi osoby duchowne. One sprawiają, że rany moje nie mogą się zagoić i stale krwawią. Pamiętaj siostro, w każdą sobotę módl się za tych, od których otrzymujesz cierpienie, a Ja wynagrodzę te twoje łzy w samotności. Błogosławię ci siostro Iwonko teraz i na wieki. Moje Serce dla ciebie utworzone i zawsze znajdziesz w Nim schronienie. ...cisza... Amen.

Dodaj jeśli chcesz, że ta parafia będzie uświęcona i odnowiona w Duchu Świętym przez właśnie te drobne cierpienia, które bliskie Mi owieczki wezmą z miłością na siebie. Amen. Jezus.

Ta siostra za kilka dni powiedziała mi, że była u spowiedzi i spowiednik zalecił jej również modlić się do Matki Bożej.

20 stycznia 1998 r.

Jezus:
- Pisz dziecko, nie bój się, pisz. Pragnę odpowiedzieć na ten słodki list? Zosiu, ty dziecko nie plącz prostej drogi, jaką ci ukazuję. Jest jedna droga, jedna prawda, jeden Bóg. Nie zaplątuj tego filozoficznym spojrzeniem przez pryzmat naukowy.

Ja wytłumaczę ci dziecko, czego od ciebie żądam, oczekuję, jako Jedyna Miłość, która nigdy cię nie zawiedzie. Idź zawsze drogą prostą przed siebie, nie wracaj do tego, co wydarzyło się w twoim życiu, a z czego cię wydobyłem. Przyjmij to co mówiła ci Ania, czy sądzisz, że ona sama ze swojej mądrości to ci mówi? Nie. Widzisz jak trudno ci uwierzyć, że ona może choć komplikuje trochę, ale ukazuje ci drogę prawdy w każdym kierunku.

Nie chodzi tu, by cię pognębić, ale byś żyła nauką Kościoła - moją nauką. Jest tak: prawda - kłamstwo. Kluczenie po środku i filozofia gubią dusze. Nie sprawiajcie Mi więcej cierpień i bólu, bo obie idziecie dobrą drogą, ale w sprawie prawdy Zosiu, nie idź nigdy na ustępstwa, bo Ja Jezus za prawdę życie oddałem. Nie możesz tłumaczyć zła, oszukiwaniem siebie samej. Raczej milczenie i modlitwa dadzą większe wyniki niż filozofia - ta niczego nie załatwi.

Zosiu, jeśli chodzi o twojego syna, to Ania ma całkowitą rację, trzeba wrócić do korzeni wiary i swojej ojczyzny, jeśli chcesz być szczęśliwą matką i w siwych włosach radować się ze szczęścia własnego dziecka. Ta, co ci mówi prawdę, sama cierpi wiele i ty teraz nie rozumiesz, bo twoje własne cierpienie nie pozwala zobaczyć tego, czego doświadczyła i widzi jasno twoja przyjaciółka. Zawsze wychodzi od ciebie przygnębiona, a przecież obie Mnie kochacie.

Dziecko, daj się poprowadzić i czasami usłuchaj tych, przez których dobro chcę ci zanieść. Nie broń racji przyciemnionych. Poznajcie prawdę, a ona was wyzwoli. Zosiu musisz dużo pracować nad synem, a modlić się za męża, a mniej raczej rozmów z nim tych, co was dzielą. Módl się i czekaj, ale w prawdzie.

W liście swym prosisz o wskazówki, właśnie ci je podałem tylko, czy ty zechcesz je rozumieć i przyjąć za prawdziwe, to od ciebie zależy. Innym zalecaj dużo modlitwy i różaniec, a Ja jestem obecny zawsze w Kościele i czekam na nich. Niech więc wszyscy utrudzeni przychodzą czerpać łaski z miłosierdzia mego zdroju. Sama niewiele Zosiu pomożesz innym, gdy zawsze będziesz zachwiana. Musisz sama mocno ustawić swoją osobowość na mocnym gruncie.

Pisz dziecko. Sama z siebie nie przekażesz prawdy, jeśli w niej się cała nie zanurzysz. Podkreśl to dziecko. Pamiętaj, nie ma do Mnie dwóch dróg. Jest jedna wąska, a druga szeroka. Idź zawsze tą wąską, tam znajdziesz Mnie na końcu swego życia i w wieczności. Przytulam cię do swojego Serca i nie mów, że nikt cię nie rozumie. Ania ci powiedziała, że Ja cię rozumiem, to Zosiu nie jest tylko, ale aż. To wielkie wyróżnienie, bo Ja zawsze tobą się opiekuję tylko nie zawsze, to odczuwasz. Bardziej cię ukochałem, niż wszyscy twoi najbliżsi, aż, aż po krzyż. Twój Jezus.

Pobłogosławię Zosi, by nigdy już nie odczuwała cierni w swojej samotności.

22 stycznia 1998 r.

Jezus:
- Dziecko, jeśli chcesz wychowywać Pawła, to nie tą drogą. W miłości, mówiłem ci w miłości. To prawda, że źle cię traktuje, ale jego serce z lodu, w grzech uwikłany na wieczne potępienie. Jeśli się nie opamięta - zginie. Ty nie dodawaj swej goryczy do i tak trudnej sytuacji. Nie marnuj chwil na rozmowę z nim w tym tonie. Lepiej wcale.

Musisz zdobyć się na heroiczną walkę pokonania zła dobrem. To nic, że odmówił ci na twoje zaproszenie wyjazdu do Medjugoria, to chwilowe uniesienie. Nie znasz jego aktualnej chwili. Działa pod wpływem impulsu, a ty musisz odwrotnie - w cierpliwości. Wiem, że niesiesz ciężar w sercu wielki, ale go udźwigniesz do końca jeśli chcesz pomóc w jego zbawieniu.

Módl się za nich cały czas. On już dojrzewa do decyzji nawet odejścia z tego domu, cierpi nasycony goryczą, więc ty raczej milcz, nic nie mów, a módl się. Nie martw się, on się nawróci, ale nie nadszedł jeszcze czas dla niego. Musi zostać zupełnie okiełzany, inaczej nie upadnie, będzie mocował się, aż do ostatka sił, jak upadnie zwróci się dopiero do Mnie.

Nie, nie dzwoń, czekaj, aż on to przetrawi, powinien okazywać ci więcej szacunku, bo kochać on już teraz ciebie nie potrafi. Żądza i dobra materialne przytłamsiły jego miłość, ale to wszystko wróci, wróci i będzie bardzo, bardzo żałował, że tyle przykrości i cierpień ci ofiarował.

Tak dziecko, grzech sieje spustoszenie i ból, szczególnie najbliższym zgotowany. Ty oddaj to Mnie, Ja poniosę twoje cierpienie Ojcu memu i módl się, módl się dziecko. On musi wrócić do Domu mego Ojca.

Anna:
- Przyjmij to moje cierpienie Panie. Jest mi największym w całym moim dotychczasowym życiu, bo o zbawienie walka się rozgrywa.

Jezus:
- Amen, dziecko, Amen.

 

Styczeń 1998 r.

Skarżyłam się Panu Jezusowi na moje złe samopoczucie, niskie ciśnienie, krążenie, senność. Nie zawsze mogę wstać rano, by zacząć dzień Mszą świętą. Przeważnie w okresie jesienno - zimowym uczestniczę we Mszy świętej wieczorem, choć tak bardzo pragnęłabym wstawać rano, ale wówczas przez cały dzień męczy mnie senność i mam trudności w skupieniu się.

Kawa jest również w pewnym stopniu zniewoleniem i szkodzi memu zdrowiu. W niedzielę powiedziałam o tym mojemu spowiednikowi. Słuchałam jak przez niego sam Nauczyciel do mnie mówił:

- Najpierw musisz zadbać o swoje zdrowie, by lepiej służyć Panu Jezusowi. Potrzebujesz osiem, a niekiedy dziewięć godzin snu, więc już w łóżku bądź o godz. 21.00. Powiedziałam, że trudno mi będzie o tej godzinie usnąć, będę się męczyć. To potrwa długo zanim zasnę. Spowiednik poradził mi, żeby wyciszyć odgłosy z ulicy, nastawić po cichutku radio, powiedział - to ci pomoże w zasypianiu. Będziesz wstawała rano wypoczęta i zaczniesz dzień Mszą świętą.

W ciągu dnia miałam zalecenie spacerów wałem Miedzeszyńskim nad Wisłą. Niestety tego drugiego do dziś nie zrealizowałam. Po wyjściu z kościoła patrzyłam na mego, pełnego miłości spowiednika, księdza Bolesława Kielana. Stał pod kościółkiem w zniszczonych rękawiczkach typu „robotniczego" z samego materiału, a w ręku trzymał informacje zachęcające wiernych do czytania „Naszego Dziennika".

Rozprowadzał je wielki kapłan, wielki patriota i choć mi nigdy nic o sobie nie mówił, wiem, że wielki krzyż niesie. Oddany całkowicie Chrystusowi. Najświętsze Ciało Pana Jezusa podaje wiernym tylko do ust w postawie klęczącej, poza osobami starszymi i chorymi. Dziękuję księże Bolesławie. Całuję Twoje czcigodne ręce.

23 stycznia 1998 r.

Choruję. Pan Jezus dopuszcza na mnie, to co On sam chce. Zechciał bym położyła się dla pożytku własnej duszy. Musiałam zatrzymać się w biegu, bo zaczęłam bardziej zabiegać o zbawienie innych niż swoje. Mam dużo czasu na rozważanie duchowe i bardziej rozkoszuję się miłością mego Pana w ciszy, sama ze swoim Nauczycielem.

Czas dany mi w chorobie wykorzystuję na przeanalizowanie słów Pana kierowanych do mnie od pierwszego dnia otrzymania daru słyszenia Jezusa. Rozważam Jego miłość również poprzez Pismo Święte. Rozpoczęłam nowennę do Wszystkich Świętych leżąc krzyżem w pewnej intencji. Dziękuję Panie Jezu za ten piękny dar - moją chorobę, podczas której rozkochałeś mnie bardziej w Sobie.

Mój Pan troszczy się nie tylko o moją duszę. Pozostaje ból, gdy serce wyrywa się do tych, których się kocha, a usta muszą milczeć i nie skarżyć się. Tego nauczył mnie mój Nauczyciel. Powiedział: Żądam od ciebie heroicznej miłości - tym pokonasz zło. W tym się ćwiczę, ale to bardzo trudne. Myślę, że już jestem blisko, a czasami wydaje się, że znów bardzo daleko. Kochać za wszelką cenę wbrew rozumowi ludzkiemu i własnemu „ja". Patrzeć na krzyż i na Maryję pod krzyżem i kochać, kochać, kochać wszystkich!

 

31 stycznia 1998 r.

Po raz pierwszy dziś wstałam na Mszę świętą i po zakupy, poczułam się gorzej i powróciłam do łóżka. Pan Jezus dopuszcza na mnie dodatkowe cierpienia znane tylko Jemu i mnie. Ofiarowuję w duchu nawoływania do pokuty Matki Bożej Fatimskiej.

Podczas rozważania Drogi Krzyżowej na podstawie wybranych modlitw z Dzienniczka bł. Faustyny, jakże mi stały się bliskie Jej słowa: „Jezu mój, Ty sam wiesz, ile cierpię prześladowań, a tylko dlatego, że jestem Ci wierna i że silnie stoję przy żądaniach Twoich. Tyś siłą moją - wspieraj mnie, abym zawsze wiernie spełniła wszystko, co żądasz ode mnie". I drugi cytat: „Dajesz mi moc, aby iść zawsze naprzód i gwałtem zdobywać niebo i mieć w sercu miłość do tych, od których doznaje się przeciwności i wzgardy". Panie Jezu, tylko Ty wiesz, jak bliskie mi są te słowa i ile umocnienia i pociechy moja słabość w nich znajduje. Dziękuję Ci za bł. siostrę Faustynę, która jest mi tak bardzo bliska.

Zatelefonował do mnie ojciec Pałubicki, nawet nie wie jak wiele nadziei i pocieszenia wlał w moje serce Pan Jezus przez jego osobę. Wielbiłam Pana Jezusa, że o mnie pamięta, szczególnie w chwilach moich upadków.

Jezus:
- Bądź jeszcze ze Mną moje dziecko; tak jestem szczęśliwy, bo tyle Mi serdeczności twoje serce wylało. Znam twoje słabości i na dłużej nie zostawiam cię samą, tak dziecko, pocieszam cię, utwierdzam w mojej prawdzie przez kapłanów, obu kapłanów i trzeciego kapłana także. Ale ci dwaj dziecko, mają szczególną łaskę rozeznania moich darów, dlatego na twojej drodze ich tobie postawiłem, żebyś choć ludziom uwierzyła, umocniona została i utwierdzona we wszystkim czym cię doświadczam, bo tak na pewno do końca to ty dziecko Mi nie dowierzasz, prawda? Słabość, zwykła ludzka słabość i Ja to dziecko rozumiem.

Utwierdzam kapłanów, których wybieram, bo są takimi szaleńcami dziecko, jak Ja, jak ty. Musisz z nimi więcej rozmawiać, a utwierdzisz się, że to co na ciebie dopuszczam jest niczym innym jak wielkim zaufaniem. Nie wszystkim dziecko ufam, nie wszystkim. Tylko szaleńczą miłość nagradzam, w cierpieniu pocieszam.

Nie dam na długo ci samotności. Ja wiem, ile ty możesz wytrwać, a kiedy już potrzebujesz bratniej duszy i Ja ci ją przysyłam, to moja miłość dla tej, którą sobie upodobałem na moją chwałę. Ty z mojego miłosierdzia wiele łask doświadczyłaś, a zatem noś moje miłosierdzie, spalaj się tak, jak Ja to czynię.

Czuwaj, aby ktoś długo nie był samotny. Daj mu swoje pełne miłości, pokoju słowo, bo sama wiesz, ile taki gest dodaje radości w życiu. Troszcz się o innych, tak jak Ja o ciebie. Ojciec Pałubicki ciebie rozumie, bo Ja go wybrałem. Od misji, które głosił tyś dziecko zaczęła swoje nawrócenie i po kilku latach mego prowadzenia ciebie znowu spocznie ciężar na ojcu Pałubickim, bo on tak ja ci już powiedziałem, będzie inspiratorem wydania tej książki, o którą Ja Jezus twój Nauczyciel zabiegam.

Módl się za nich dziecko, za tych moich kapłanów, bo ty nie wiesz, jak ciężki oni krzyż niosą. Ty jesteś im potrzebna, módl się za tych, co do tej pory modlisz się, nie zapominaj również o tych, co postawię jeszcze na twojej drodze, będzie ich wielu, ale nie wszyscy będą ci sprzyjać, od niektórych ucierpisz. No cóż, ale uczeń nie może przewyższać Nauczyciela, więc i ty pewien udział musisz mieć cierpiąc od tych, od których i Ja cierpię i dlatego cię proszę, byś za tych również szczególnie się modliła - aby byli jedno.

Ty dziecko, nie zaprzątaj sobie głowy szczegółami i nie rozmawiaj z osobami postronnymi, bo nie to mam na uwadze. Ta sprawa ma pozostać między Mną, tobą i tymi kapłanami, do których twoje nogi kieruję. Następne moje polecenia kierowane do kapłanów nie umieszczaj w tym zeszycie. One nie mogą być wydane w postaci książki. Tę książkę osobno poniesiesz Mi dziecko do nieba, po wypełnieniu swojej misji.

Ja też chcę ci dziecko odwdzięczyć się za twoje miłosne ukazywanie Mi twoich wewnętrznych przeżyć. Ja ciebie kocham w każdej chwili twego dnia codziennego i kiedy sen na oczy twe zsyłam. Jestem zawsze z tobą. Jezus Chrystus. Błogosławię wszystkim maluczkim, bo ich sobie wybrałem na posługę przyjścia królestwa Bożego. Amen.

8 luty 1998 r.

Znowu słabość duchowa odezwała się we mnie. Skarżyłam się Panu Jezusowi, że w każdym dniu zanoszę gorące błagania szczególnie za moich bliskich, za moją parafię. Zarówno jak od jednych tak i od drugich doznaję obojętności, wzgardy. Każda moja propozycja, dobra wola, wyciągnięcie dłoni są odrzucane i ignorowane. Doznaję poniżenia. Sztywne struktury. Mur nie do przebicia.

Jezus:
- Pisz moje dziecko. Czy Ja obiecywałem ci natychmiastowe nawrócenie twojej rodziny, Pawła, Magdaleny. Nie, tego nigdy ci nie powiedziałem. To długi proces. Jakże ty chcesz brać udział w ich nawróceniu, jakiż chcesz mieć udział w życiu swojej parafii, jeśli twoje cierpienie kończy się załamaniem, zwątpieniem w moje słowa.

Na owoce długo się czeka. Ty módl się na razie - to wszystko. Nigdzie nie chodź, nie myśl nawet o rozmowach na szczeblu biskupa. Ja dziecko powiedziałem i powtarzam ci, Ja to załatwię, ale ta ofiara wymaga wielu wyrzeczeń. Parafia musi się bardziej modlić, a ty dziecko rozszerz te modlitwy na większe zgromadzenie. Musicie gorliwiej się modlić w większym gronie.

Jeśli zabraknie ci wiary, to zrezygnuj dziecko, przecież Ja cię nie zmuszam, a wskazuję środki. Modlitwa musi przebić niebo, bo wielkie grzechy ciążą na całej parafii, więc i większej ofiary ze strony wiernych potrzeba. Musicie modlić się częściej. Mów zawsze „tak" swemu Bogu i więcej wiary we Mnie. Nie pokładaj nadziei w sobie, ale w Bogu.

Pan Jezus powiedział ostatnie dwa zdania dlatego, gdyż w trakcie jego zaleceń o zwiększenie modlitwy krzyknęłam: nie nie nie, kto przyjdzie Panie, nie ma tylu chętnych, oni nie rozumieją potrzeby modlitwy za parafię.

Jezus:
- Na owoce nawrócenia dziecko twoich członków rodziny trzeba będzie jeszcze poczekać. Jeszcze nie teraz. Zbyt duże zniewolenie, by natychmiast się z niego wydobyli. Czy chcesz dziecko, żebym ich natychmiast dotknął. Dotknięcie zawsze bardzo boli, a Ja chcę, by sami zrozumieli, kto ich naprawdę kocha. Oni sami muszą doświadczać na własnych błędach.

Ty się za nich módl, a dla siebie proś o dar cierpliwego znoszenia cierpień duchowych. Ty jesteś tą, która wytrwa w tej samotności, bo Ja również dziecko tę drogę przebyłem. Nie marnuj chwil. Modlitwa, modlitwa, modlitwa. Ona jest kluczem, by twoje trzy życzenia zostały spełnione, a te życzenia są również moimi, więc dziecko współdziałaj z łaską jaką ci udzieliłem.

Ktoś musi wziąć na siebie ten ciężar. Ty już rozumiesz, że inna twoja droga w tym życiu nie będzie, więc z niej nie zawracaj, a z miłości na niej trwaj do końca. Innego wyjścia nie ma. A Ja cię błogosławić będę za tę drogę, którą wybrałaś. Jezus Ten sam dziecko, zawsze Ten sam.

11 lutego 1998 r.

Przeprosiłam Pana Jezusa, a „gorącym sercom", które przychodzą wraz ze mną modlić się w każdą środę, godzinę przed Mszą świętą powiedziałam, że musimy przychodzić jeszcze w poniedziałki, by i przez tę godzinę modlić się poprzez Ducha Świętego i Maryję za tę parafię do Ojca naszego.

Rozpłakałam się, bo tego dnia przyszło dużo osób by ofiarować Panu Bogu zadośćuczynienie. Przez dwa lata i dwa razy w tygodniu prosimy za księdza proboszcza, kapłanów, siostry zakonne i całą parafię, by ożyła mocą Ducha Świętego, by wola Ojca Najwyższego spełniła się wśród nas.

Tak bardzo pragnę, by w naszej parafii Chrystus był adorowany w każdy piątek i myślę, że Ten, który wyniszczył się dla ludzkości również tego pragnie.

15 lutego 1998 r.

Choruję już prawie miesiąc. Oczyszczenie, pustynia. Przyjmuję cierpienie fizyczne i duchowe choć są chwile, gdzie po ludzku słabnę duchowo, wołam do Pana, że już nie uniosę mego krzyża, pomóż, ratuj mnie. Najbardziej cierpi się od tych, których się najbardziej kocha.

Oczami duszy widziałam Pana Jezusa stojącego pod drzewem. Piękny i delikatny w swojej miłości, czekał na mnie. Ogołaca mnie mój Pan i upomina się o mnie, a moje serce wyrywa się do moich bliskich -jeszcze! Jezu, Ty również cierpisz przez te wyrywające się moje serce, a tylko Ty jesteś mi jedynym Przyjacielem, który mnie nie opuszcza. Jakże ja zaczynam pojmować miłość Twoją wzgardzoną.

Podczas mojej choroby przyniesiono mi „Dzieje duszy". Nie mogłam jeszcze oddać się czytaniu ze względu na gorączkę, jednakże otworzyłam tę książkę ot tak sobie i mój wzrok padł na werset: „Istnieje miłość, której jedyną rękojmią są łzy, choroba - samotnia. To Jezus tak zrządził, to On, ja poznałam Jego miłosne dotknięcie..." Zawsze przemawiasz do mnie Panie na różne sposoby, nie zostawiasz mnie nawet na chwilę.

Mój Boże, mój Boże, a kimże ja jestem, że tak bardzo troszczysz się o mnie, czymże ja Ci się odpłacę? Kochany mój Nauczycielu, dziękuję Ci, że w tak bardzo delikatnej formie, przez świętą Tereskę wyznałeś mi jeszcze raz, jak bardzo mnie kochasz. W całej swojej miłości jesteś tak bardzo subtelny, jak łatwo Cię zranić.

20 lutego 1998 r.

Na moje zaproszenie, po raz pierwszy złożyła mi wizytę Magda. Powitałam ją gorącym sercem, tak jak przygotował mnie na to spotkanie Pan Jezus. Przyszła sama, bez Pawła. Mówiłam długo dając ogólny zarys mojego nawracania się. Powiedziałam jej, jak bardzo Pan Jezus ich oboje kocha - co jest najlepszym dowodem na to, że doszło do naszego spotkania.

Choć było dla mnie bardzo przykrym obowiązkiem poinformowania jej również, co mówi Jezus w Piśmie Świętym na temat tego rodzaju związków i choć to co uczynili nie mogę nazwać małżeństwem, to ich obojga nie potępiam i otwieram drzwi swego domu. Magda spytała, co ma teraz uczynić w tej sytuacji. Nic nie odpowiedziałam, myślę, że nie była jeszcze gotowa przyjąć jedynego rozwiązania.

Wielkie trudności są robione ze strony tych, których Jezus wezwał po imieniu do Medjugoria. Biorę Panie swój krzyż, by zaprzeć się samej siebie, bo chcę iść za Tobą. Ty powiedziałeś do bł. s. Faustyny: „Czyń, co jest w twojej mocy, a o resztę nie troszcz się, trudności te wykazują, że dzieło to moim jest". I tymi słowami jakże pocieszasz mnie Jezu, bo przy moich skromnych możliwościach, to właściwie w każdej sprawie, za którą się wezmę napotykam na same trudności. Czasami jest mi tak ciężko gdy przychodzi zniechęcenie, że gdyby nie Twoja pomoc, pewnie już dawno zabrakłoby mi tego ognia, Bożej iskry do dalszej pracy. Wiem, że sama nic nie znaczę, że wszystko jest Twoim dziełem, Ty wszystko możesz.

21 lutego 1998 r. - Pierwsza sobota miesiąca

Jezus:
- Tak, pisz dziecko dalej. Dobrze odczytałaś moją miłość, moją szkołę. Chcę byś była silna w swojej słabości, poprzez chorobę, poprzez opuszczenie i oddalenie od ciebie tych, których tak bardzo, chyba trochę za bardzo ślepo kochasz. Pamiętaj pierwsze przykazanie, w nim się upominam, bo Jestem jedynym w prawdzie, a ty dziecko zatop się w moim Sercu, bo Ono dla ciebie bije. Umocnię cię poprzez twoją obecną bezsilność.

Widzisz nic sama nie możesz. Ile już wydzwoniłaś telefonów, żebrzesz zupełnie tak jak Ja o miłość, a serca ich głuche i zimne. Rozumiesz zatem teraz co Ja czuję, Który za was wszystkich życie oddałem? Moc w słabości dziecko się doskonali. Każde doświadczenie, przez które cię dotykam, ma doprowadzić cię do pogłębienia twojej słabej jeszcze wiary we Mnie.

Do świętości dziecko, dochodzi się jedynie przez ciężkie doświadczenia, jakie zsyłam Ja Bóg Ojciec w całej swojej potędze i chwale, a ty przyjmuj to doświadczenie jako perłę i najcenniejszy skarb.

Widzisz jesteś sama, zupełnie sama. Masz rodzinę, ale oni ciebie nie chcą. Żyją tym, czym chcą, nie tobie ich sądzić. Ty zatop się w moich ranach, teraz dziecko najlepszy czas. Złącz swoją ranę rozdartego serca z moją raną Serca mego, a to wyda owoc. Jestem Bogiem, to dziecko wielka propozycja dla twego zbawienia. Zostaw sprawy ziemskie tym co z ciała. Niech twój duch zatopi się w tym, co z ducha i od Boga pochodzi.

Módl się cały czas, proszę, módl się. Resztę zostaw Mnie. Gdybyś ich tysiąc dni w pokoju zamkniętych trzymała i głosiła zdrową naukę, nie przyjmą, odrzucą - jeśli Ja tej rozmowy nie pobłogosławię. Jeśli ktoś chce skakać dziecko z dachu w ogień, ty go nie powstrzymasz. Jedynie możesz przyśpieszyć jego skok. Ty módl się, rozmowy ogranicz do sporadycznych.

Pozamykali już drzwi przed tobą, bo „nawiedzonych", dziecko, nie rozumieją. Twój język z ducha pochodzi, a ich język z ciała, więc mówicie dwoma różnymi językami. Ty przytul się do mojego Serca i wsłuchuj się w Jego rytm. Ten rytm to czas dany moim dzieciom na ziemi. Oni nie chcą słuchać mego Serca, ale ty słuchaj. Niech od ciebie doznam wynagrodzenia.

Tak bardzo pragnę, by wreszcie twoje serce całe dla Mnie było niepodzielnie. Czekam dziecko na tę chwilę z utęsknieniem. Każde cierpienie to jeden krok bliżej Mnie, więc nie narzekaj, nie skarż się. Kocham cię moja mała sekretarko. Oni nie muszą ci, dziecko, wierzyć. Ja wierzę, więc częściej rozmawiaj ze Mną. Pisz, mów do Mnie, a Ja będę ci odpisywał. Twój Pan Jezus.

12 marca 1998 r.

Jezus:
- Pisz dziecko, Ja Jezus ostrzegam cię, ochraniam od popełnienia grzechu. Posługuj się zawsze w tym, co czynisz i mówisz prawdą. Ona was wyzwoli. Dziecko nie bój się, idź na rozmowę do księdza proboszcza. Posługuj się językiem miłości i prawdy. Nie daj się zwieść złu, które dominuje w niektórych ludziach oddanych memu Sercu.

Ksiądz X wezwany jest do Medjugoria dla oczyszczenia własnego „ja" i wszyscy poranieni również. To, że nie skorzystają z łaski danej im przez Boga, bo Medjugorie dziecko to wielki akt Bożego Miłosierdzia dla nawrócenia, ty nie słuchaj i nie obciążaj się tym co inni o tobie myślą, mówią. Źle rozumieją moje nauczanie względem ciebie. Wszystko przebiega zgodnie z moją nauką. Nauczyciel pilnuje swojej uczennicy, ona się potyka, ale słucha głosu mego. To dobrze, to dobrze.

Moje dziecko, nie daj się zwieść słabościom ludzkim. Swoimi niedomaganiami będą obciążać ciebie, ale ty idź do przodu. Powiedziałem już, że kto chce ten czerpie łaski, a kto kieruje się własną siłą, w niej pokłada nadzieję, wcześniej czy później obudzi się spóźniony i będzie żałował, ale jak powiedziałem, nie wszyscy zdążą. Objawienia dziecko nie będą trwały długo, ale dla tych, co z ciała zawsze będzie nie po drodze. Ja Jezus szanuję wolę każdego i każdy za wszystkie przewinienia i potknięcia musi zapłacić. Medjugorie jest tym wielkim darem, że z tych potknięć i złego leczy jak balsam rany. Wyschnięte gardła zdrój żywej wody wypełni, cały organizm uleczy, ale niektórzy muszą bardziej zachorować, by zrozumieć, że o ich życie wieczne zabiegam.

Kłopot ich polega na tym, że o życiu wiecznym nie chcą nawet pomyśleć. Zaślepienie dziecko, zaślepienie. Nie zawracaj choć ty z tej drogi, na której postawiłem ciebie. Trwaj, wytrwaj w doświadczeniach, a ocalisz swoją duszę od piekła. Do zbawienia droga dziecko jeszcze długa czeka cię, ale pracuj, to ciężka praca. Kto wytrwa wieniec zwycięstwa otrzyma.

Zosia za mało się modli. W jej rodzinie trzeba dużo modlitwy. Nie koniecznie na kolanach w jej przypadku (Zosia jest matką karmiącą). Zamiast rozmów - modlitwa. Gdyby tak zastosowała tę metodę może i jej mąż uczyniłby postępy? Za mało modlitwy.

Siostro Eulalio, więcej wiary we Mnie. Kogo kocham tego doświadczam. Idź droga siostro w ciemno, jak z przepaską na oczach, wyciągnij ręce i wołaj: „Prowadź Jezu". Idź posłusznie, choć wiatr będzie cię smagał to w prawo, to w lewo. Nie zadawaj pytań tylko wykonaj wolę moją, bo ona jest wyrazem posłuszeństwa dla Mnie. Proś siostro moją Matkę: „Pomóż mi być posłuszną Maryjo woli Ojca mego", a spłynie na ciebie moje błogosławieństwo w tym cierpieniu. Jezu, ufam Tobie.

Powiedziałem, że wyjdziesz z tego zwycięsko, choć nie zaufałaś Mnie do końca, będę cię doświadczał, aż moje dziecko nauczysz się całkowitego zaufania. Inaczej nie możesz stanąć przed obliczem Boga twarzą w twarz. Nie twoja, ale moja wola dziecko ma się wypełnić do końca. Tego od ciebie teraz będę oczekiwał. Całkowitego posłuszeństwa we wszystkim. A teraz Aniu, ty masz czas, który Ja ci daję. Ponawiam dziecko módl się, módl się, módl się za nich wszystkich, bo widzisz, jak są słabi. Ja cię prowadzę, gdy zbłądzisz, przywołam, czuwam. Nie bój się bólu od bliskich. Najbardziej te rany bolą, ale ty już to poznajesz, więc pomału pokochaj sercem cierpienie, a do tych, co ci ból zadają, uśmiechaj się z miłością. Błogosławię cię i nie martw się. Autokar do Medjugorie wyjedzie i w tym się wypełni wola Ojca mego. Twoje, dziecko, oddanie i posłanie w tej sprawie nie pójdzie na marne. Bądź dzielna i odważnie krzyż swój nieś. Jezus.

Anna:
- Panie, czy Paweł zechce pojechać ze mną do Medjugoria? Przepraszam Cię, wiem, że takich pytań zadawać mi nie wolno.

Jezus:
- Nie bój się, będzie uzdrowiony.

Około siedemnastu osób zrezygnowało z wyjazdu. Siostra Eulalia, która bardzo pragnęła wyjechać zdecydowała się jednak poddać w tym czasie poważnej operacji.

Zosia? Jej mąż robi wielkie trudności. Mąż mojej siostry? Na razie odmawia. Magda? Adam? Mały Wiktor? Nie ma jeszcze paszportu. Paweł? W ogóle przestał do mnie dzwonić.

Widzę oczami duszy, że szatan szaleje. Większość wezwanych po imieniu przez Pana Jezusa odmówili. Przerażają mnie puste miejsca w autokarze, jako organizator wzięłam na siebie pełną odpowiedzialność. Rezerwowałam do ostatniej chwili miejsca tym, na których mi bardzo zależało, a nie wzięłam pod uwagę nieodpowiedzialności ludzkiej.

Natrętne myśli doprowadzają mnie do wielkiego zmęczenia, jasno zdaję sobie sprawę, że jest to „dzieło" szatana. Pracuje usilnie nad tym, by mnie zniechęcić. Ksiądz proboszcz z mojej parafii również nie wyraził zgody na wyjazd kapłana i tu też jako delegacja doznaliśmy poniżenia. Nie wolno mi też rozwiesić ogłoszenia o pielgrzymce, zaraz jest zrywane.

A Jezus powiedział - autokar wyjedzie.

14 marca 1998 r.
Szpital wojskowy przy ul. Szaserów.

Droga kochana siostra Eulalia załamana, nie bardzo chce przyjąć cierpienie, wolałaby wymienić na inne. Widać, że jest umęczona, w rozterce, poza tym nie bardzo rozumie, dlaczego Pan Jezus ją wezwał do Medjugoria, a tu lekarze każą natychmiast poddać się operacji. Po operacji nie będzie w stanie wyjechać w daleką podróż. Idziemy przed Najświętszy Sakrament do szpitalnej kaplicy, gdzie siostra Eulalia dużo w niej czasu spędza samotnie z Panem Jezusem. Prosi mnie: „Spytaj Pana Jezusa, żeby mi dokładnie, wyraźnie powiedział, co ja mam robić?

Jezus:
- Co powiesz siostrze Eulalii?

Anna:
- Powtórzę, co mi Ty Panie powiesz, jeśli nic nie odpowiesz, to nic jej nie powtórzę.

Jezus:
- Ja już nic nie powiem, nie rozumieją, co do nich mówię.

Usłyszałam ciche żałosne łkanie Pana Jezusa. Jakby nie chciał, a szloch wyrwał się z Jego serca, nie mógł tego powstrzymać. Tak słyszałam i tak odczuwałam. Wracając do domu wieczorem zrozumiałam. Same urywające się zdania Pana Jezusa przemówiły do mnie: Dałem wam wolność, a więc nie chce zmusić siostry Eulalii rozkazując „jedź", a szpital ewentualnie w następnej kolejności. Po ludzku rozumując to ciemnogród w XX wieku, ale według Chrystusa to oznacza wybieraj, to jest próba w doświadczeniach. „Jezu, ufam Tobie!". Tak zrozumiałam.

Zadzwoniłam zaraz do szpitala (późnym wieczorem) i wykrzykiwałam emocjonalnie przez telefon. Siostro, wkładaj buty, wracaj do domu i jedź do Medjugoria, tam Pan Jezus chce przez Maryję uzdrowić twoją duszę. Przestań myśleć o uzdrowieniu ciała, przecież Jezus wie, co dla ciebie najlepsze i w jakiej kolejności. „Łka" dlatego, że mówi cały czas w swych przesłaniach o uzdrowieniu naszych poranionych dusz, a my odbieramy Jego orędzia cały czas tylko ciałem. Obydwie zaczęłyśmy szlochać.

16 marca 1998 r.

„Zaprawdę powiadam wam: Żaden prorok nie jest mile widziany w swojej ojczyźnie". ... „I wielu trędowatych było w Izraelu za proroka Elizeusza, a żaden z nich nie został oczyszczony, tylko Syryjczyk Naaman".

Pan Jezus 12 marca powiedział mi: Nie bój się bólu od bliskich. Zastanawiałam się, jaki ból przyjdzie mi jeszcze wycierpieć. Potem zadzwonił Paweł. Do Medjugoria nie pojedzie ani on, ani Magda, ani Wiktor. Powiedział mi, że on sam będzie kierował swoim życiem i że nikt nie może mu nic narzucać. Odpowiedziałam: „Tam gdzie twój skarb, tam serce twoje". Ale chyba nie chciał tego już słuchać, nic już nie dodałam więcej.

Po tym telefonie - drugi, siostra Eulalia zdecydowała się natychmiast poddać operacji, a zatem i ona nie pojedzie. Odmowa. Większość wezwanych po imieniu odrzucała zaproszenie. Jeszcze Zosia? ...i mąż mojej siostry?

Chwyciłam różaniec, położyłam się krzyżem błagając Jezusa o pomoc, bym nie zachwiała się w przeciwnościach.

Błogosławiona s. Faustyno, ojcze Pio, święty Janie Vianney, wy którzy byliście tak bardzo doświadczani w przeciwnościach dopomóżcie mi, ja już nie mam siły. Krzyż, który trzymałam mocno w ręku, złagodził od razu mój ból.

Zagłębiłam się w dalszym rozważaniu dzisiejszej Ewangelii, w tym tak ciężkim dniu doświadczeń.

„Na te słowa wszyscy w synagodze unieśli się gniewem. Porwali Go z miejsca, wyrzucili Go z miasta i wyprowadzili Go aż na stok góry, na której ich miasto było zbudowane, aby Go strącić. On jednak przeszedłszy pośród nich oddalił się".

Ty Panie wezwałeś ich po imieniu, chciałeś ich przez Maryję uzdrowić. Nie skorzystali z Twojego zaproszenia. Oboje napracowaliśmy się na darmo, żeby oni wiedzieli jak bardzo napracowaliśmy się Panie. Zrobiłam wszystko co mi powierzyłeś. Ich uzdrowienie Tobie oddaję. Widocznie ta moja praca była Ci Panie potrzebna. Nie jestem w stanie tego objąć rozumem.

27 marca 1998 r.

Znowu źle się czuję, sprawy wirusowe, doszło ogólne rozbicie całego ciała, wszystko boli, a przy tym walka duchowa, która dużo mnie kosztuje. Czuję się przygnieciona olbrzymim ciężarem do ziemi. Po prostu bezsilność i niemoc, trudności w modlitwie, a nawet odrzucenie od niej, brak cierpliwości do samej siebie.

Następuje walka dobra ze złem. Narasta bunt. Ciężkie myśli, na co komu potrzebna jest twoja praca, co z tego masz, zabiegasz, prosisz by łaskawie zechcieli pojechać do Medjugoria, przysparzasz sobie sama kłopoty, a oni posądzają cię o zmiany psychiczne. Tak stało się w jednej rodzinie, którą Pan Jezus po imieniu wezwał do Medjugoria. Nie miałam już żadnych argumentów, chciałam im pomóc, gdyż przeżywali pewne trudności i nieopatrznie powołałam się na dany mi dar. Bardzo to przeżyłam, bo byli mi bliscy choć tylko znajomi.

Ile już rozmów przeprowadziłaś przez telefon i kto za to ci zwróci, nawet nie podziękują, a odmówią. Właściwie ja się do tego nie nadaję, jestem jednym wielkim nieudacznikiem. Nie mam środków, sponsorów. Liczę grosz do grosza, by przetrwać. Wołam wówczas do Jezusa: Chryste ratuj mnie, nie słuchaj moich narzekań, wybacz mi moją niewdzięczność, wiem, że o mnie się troszczysz, ale jestem słaba, bardzo słaba i po ludzku upadam. Już nie mogę... Z tej walki wychodzi się z mokrą od potu bielizną.

Widzę jasno, że szatan wścieka się za te wszystkie dusze, które mu wyrywam. Myślę, że Pan Bóg dopuszcza te próby na duszę na tyle, na ile jest ona w stanie to znieść. Nie trwa to wiecznie, a kiedy przychodzi ulga, czuję się jak nowonarodzona, padam na kolana przed moim Nauczycielem i znowu serce zalewa miłość Chrystusa.

28 marca 1998 r.

Jezus:
- Dziecko, czemu rozpaczasz, czemu ufasz sobie. Powiedziałem, autokar wyjedzie, a ty dziecko nie poddawaj się słabościom. Moją mocą zwyciężysz. To walka o dusze, o ich zbawienie wieczne, a ty nie szarp się, czyż nie wiesz, że Ja większy ciężar wziąłem na siebie. Cóż więc znaczy to miotanie twoje. Zaufaj, a wnętrze twoje wyciszy się i szatan straci dostęp do twych słabości. Zaufaj, a on odstąpi. W tym sekret, tak, podkreśl to zdanie.

Zaufaj i idź przed siebie. Pracuj w tym kierunku, ale z zaufaniem we Mnie, a nie w siebie. Sama z siebie nic nie możesz. Kiedy Ja zechcę będziesz miała, aż za dużo chętnych. Teraz musisz wytrwać. Módl się i proś Maryję o pomoc. Przeszkód masz dużo, bo stawką są dusze dziecko, w tym autokarze, dusze, ich zbawienie. A cierpienie zawsze okupuje dusze.

Jakże to chcesz Mi pomóc , przecież zgodziłaś się nieść swój krzyż, więc nie narzekaj i nie myśl źle o swoim księdzu proboszczu. Jest prawdziwym księdzem, nie bój się, ale trzeba by się nawrócił. Wszystko dziecko okupuje się cierpieniem. Ja też za twoje nawrócenie cierpiałem, więc i ty je ponieś.

Masz ostatnio dziecko duże oczyszczenie, raduj się czystym sercem, a nie narzekaj. Jak ze wszystkich stron wszystko zawodzi, to najpewniejsza droga do zbawienia. Idź więc nią i pozostań na niej. Nie będę ci dziecko przypominał, ile Mi zawdzięczasz, więc nie buntuj się. Ja cię nigdy nie zostawię. Jestem z tobą teraz jeszcze bliżej, patrzę, jak się miotasz w swojej samotności. Teraz doznajesz dużych doświadczeń, do nich cię dopuściłem. Od ciebie zależy, jak z tej łaski skorzystasz. Módl się, bo na ludzką pomoc nie możesz liczyć. Ta została ci odjęta. Pozostaję ci Ja i Maryja i Duch Święty. Amen.

29 marca 1998 r.

Odbyłam spowiedź u swego kierownika duchowego. Wielka ulga. Pan Jezus utwierdził mnie przez kapłana, że co do tej pory robię mam czynić nadal. Trwać w prawdzie i jeśli mam tę duchową pewność, trwać konsekwentnie w tym do końca, choćbym miała z tego ofiarę złożyć. Jednakże czynić to delikatnie, po chrześcijańsku.

Nie iść na ustępstwa. Płynąć pod prąd do źródła, to zawsze kosztuje. Doświadczam tego od tych dusz, które wydawałoby się, że są już blisko Pana Boga, a w chwilach doświadczeń mówią Panu Bogu nie i słowa, które im przekazuję od Pana Jezusa przyjmują jakby już obojętnie. Bez radości w sercu, jaka miała miejsce wcześniej. Jak Ty Panie cierpisz gdy widzisz u tych, których sobie wybrałeś, że „Jezu, ufam Tobie" w chwilach doświadczeń zanika i duch w nich jakby zamiera, zwycięża „logika i kalkulacja ludzka" i zamieniają na „Jezu, ufam sobie". U tych dusz zaczyna się przysłowiowa walka z wiatrakami. Jezu naucz mnie całkowicie i we wszystkim ufać tylko Tobie, a nie człowiekowi. Tyś przecież Alfą i Omegą.

 

12 kwietnia 1998 r. Niedziela Zmartwychwstania Pańskiego

W Wielki Czwartek, Piątek uczestniczyłam w męce Pana Jezusa, po raz pierwszy w Kalwarii Zebrzydowskiej. Było bardzo zimno, a ja w pantofelkach szłam po błotnistej drodze. Pewna osoba, której zaproponowałam wspólny wyjazd chciała wracać, gdyż nad ranem była duża mgła i chłodno. Właściwie już wracałyśmy w kierunku pociągu i nagle żal chwycił moje serce za umęczonym Jezusem. Pomyślałam, a Tobie Panie było ciepło? Teraz mam zawrócić? Nigdy, włączyłam się w orszak pielgrzymów, byłam szczęśliwa, że Jezus miłością swoją mnie zawrócił i nie dał się zwieść chwiejności tej drugiej osoby.

Pierwszy dzień świąt spędziłam ściśle z Panem Jezusem i Maryją oraz ze swymi rodzicami na cmentarzu. Poszłam tam zaraz po rezurekcji gdy, inni zasiadali do świątecznego śniadania. Nie byłam głodna. Było dość dużo ludzi, pomyślałam, jak wielu jest tych, co żyją pamięcią. Odżyły serdeczne wspomnienia. Zmówiłam różaniec, było już ciepło. Długo siedziałam na ławeczce przy grobie tych, u których zawsze wsparcia doznawałam. Wróciłam do lat młodości, kiedy to z ojcem wspólnie nawiedzaliśmy groby Pańskie na Starówce, na Pradze. Nie czułam już bólu samotności.

Z dystansem spoglądam już na tych, od których wiele wycierpiałam. Jest mi ich po prostu żal, modlę się za nich, kocham ich, ale już nie cierpię z powodu ich obojętności rodzinnej. Myślę, że Chrystus zagoił moje rany, On jest przecież moim Lekarzem. Właściwie zaczynam czuć się dobrze w tej roli, omijam dłuższe i większe spotkania.

Poniedziałek Wielkiej Nocy 1998 r.

Jezus:
- Pisz dziecko. Chcesz, by cię pocieszyć. Czy można pocieszyć duszę, która tak bardzo łączy się z ciałem. Moje dziecko ukochane, cierpienie to walka, ustawiczna walka, ona trwa całe życie, jeśli idzie się ze Mną. Już ci mówiłem, że dla mojego imienia was znienawidzą. Widzisz, oni nie tyle cię nienawidzą, co boją się prawdy, boją się nie ciebie, ale Mnie. Żyją innym światem, który sami sobie stworzyli. Ty burzysz ich świat, dlatego unikają cię jak zarażonej trądem. Boją się trądu, a nie wiedzą, że to nie trąd, a życie.

Prawda moja to życie wieczne. Dziecko, tak już musi być. Ja nie mogę cię pocieszyć, bo to oznaczałoby zdjęcie z twoich ramion krzyża. Krzyż Mój to zbawienie, więc jak? Pojmujesz? Nie mogę. Mogę ci ulżyć, daję ci odpoczynek. Właśnie te dwa dni świąt Zmartwychwstania Mego przeżyjesz w pokoju ducha ze Mną i Maryją. Nikt do ciebie nie przyjdzie, nikt ci nie zakłóci tej radości, którą Ja Jezus napełniam cię. Ta radość doda ci sił, choć nie pochodzi i nie nachyla się do tego świata. Radość ta to przebywanie ze Mną. Dałem ci ją w Czwartek, Piątek i Wielką Sobotę. Wiesz, byłaś taka szczęśliwa, gdy klęczałaś u grobu mego.

W parafii ty jedna dusza wynagradzająca sprawiłaś Mi wielką radość, bo wzgardzona miłość upodobniła się do mego wzgardzenia, którego zaznałem od tych, co ukochałem. Dziękuję za to co ofiarowałaś Mnie wyniszczonemu. Cierpisz dla mego Imienia i Ja dziecko, nigdy tego nie zapomnę. Z Maryją stój pod krzyżem. Od niej czerpać będziesz siły do dalszej wędrówki, bo Krzyż dziecko, będzie coraz cięższy, aż do upadku, w którym już nie będziesz miała siły podnieść się i Ja sam przyjdę po ciebie z nagrodą, dla duszy mej oddanej.

Wierz Mi, warto dziecko, bo cóż ma chwila do wieczności. Widzisz, ile względy ludzkie warte, o które zabiegasz? Nikt nie pomyślał o twojej samotności w tych dniach. Nikt z tych, których kochasz i przyjaźnią darzysz, którym ufasz. Dziecko, ty rób, to co do ciebie należy, a o zapłatę dla ciebie upomni się Ojciec twój niebieski. Nie zabiegaj o nią. Wzgardzą tobą bardziej, ale o to nie troszcz się. Jam zwyciężył świat, kto idzie za Mną ten życie wieczne osiągnie. Amen. Jezus Ten sam zmartwychwstał, aby życie dać wam wieczne. Wstań, pobłogosławię cię, dziecko.

8 kwietnia 1998 r.

Dziś rocznica śmierci mojej mamy. Tak mi ciężko, bo jestem chora, a pragnęłam pójść na cmentarz. Ofiarowałam moje pragnienie Panu Jezusowi za jej zbawienie.

19 kwietnia 1998 r. - Niedziela godz. 16.00
Święto Miłosierdzia Bożego.

W dalszym ciągu choruję, po godzinnej modlitwie prosiłam Pana Jezusa, by mi odpowiedział, wyjaśnił dlaczego ci, których kocham tyle cierpienia mi sprawiają. Dlaczego tak się dzieje?

Jezus:
- Pisz moje dziecko, dziś wielkie święto, w którym otwieram wnętrze swoje szczególnie dla chorych i cierpiących. Dziecko, czy ty pragniesz zrozumienia ludzkiego, czy zbawienia mojego. Komu się chcesz podobać, ludziom czy Bogu? Cierpienie będzie ci wskazówką przez całe życie ziemskie, że idziesz właściwą drogą. Prawdę okupuje się cierpieniem. Ja za nią oddałem życie. Idź drogą prawdy i nie zabiegaj o względy Zosi i o opinie ludzkie. Ty czyń, co ci serce dyktuje. Ja znam zawartość uczuć twoich i Ja będę cię sądził.

To, że cię wszyscy opuścili to nieprawda. Posyłam ci nowych cierpiących. Dawaj z siebie wszystko, nie zabiegaj o względy. Siej ziarno, Ja je będę pielęgnował. Wzrost ziarna zależy już od klimatu i gleby. To, czy skorzystają z łask, jakie otrzymali od nich zależy. Ty nie trać czasu, nie oglądaj się wstecz. Rób, co ci każe twoje sumienie i nie tłumacz się ludziom, bo to Mnie bardzo boli.

Nie opowiadaj o swoim wewnętrznym życiu, widzisz jak zostało to zdeptane. Niezrozumienie, podkreśl, tak podkreśl dziecko, niezrozumienie. Twoje życie wewnętrzne oddaj Mnie i spowiednikowi. Widzisz, co dało twoje wyżalanie się, zostało obrócone przeciwko tobie. Głupota ludzka, zaślepienie złotego cielca, jak zaraza udziela się wszystkim. Zostaw życie wewnętrzne Mnie. Masz kierownika, radź się ks. Tomasza i innych mądrych kapłanów, których ci daję. Zamknij dziecko żal i ból w sercu swoim, niech ono do Mnie należy. Pomagaj ludziom, ale już bez wynurzania się ze swych kłopotów.

Jeszcze pocierpisz, bo dojdzie obmowa i kpina, ale ty trwaj wiernie i nie zawracaj. Ja ciebie rozumiem. Ludzie nie uczynią żadnego gestu, nie są w stanie ci pomóc. Dziecko, tyle już potknięć zrobiłaś i ciągle powtarzasz je. Przyrzeknij Mi - spowiedź odbywaj ze swym spowiednikiem, a nie z przyjaciółmi. Widzisz, w cierpieniu uciekną wszyscy, odwrócą się, bo zakłócasz ich rytm życia jaki oni sobie wyznaczają. Jestem dla nich bożkiem. Ty módl się za nich i już się nie żal. Jeśli wrócisz do poprzednich moich przesłań, to przypomnisz sobie, że idziesz dobrą drogą. Daj im się wykąpać we wrzątku, skoro tak bardzo tego chcą, nie wzbraniaj im tego.

Ty jesteś Mi drogą, bo trwasz we Mnie i to dziecko jedyna droga. Wszystkie twoje cierpienia to złoto, szczere złoto. Bo złoto doświadcza się w ogniu. Będziesz coraz silniejsza i odporniejsza na ciosy ludzkie. Zosię zostaw Mnie. Ja ją wyprowadzę jeśli zastosuje się do tego, o co już ją prosiłem. Jeśli nie, popłynie z prądem brudu, bo droga do źródła płynie pod prąd. Praca, usilna ciężka praca gwarantuje stabilność w rodzinie. Jeśli się płynie z prądem, niczego się nie osiągnie, ale ty już jej tego nie tłumacz. Przyjdzie czas to zrozumie. Ty ją „nie zbawiaj" dziecko, już dałaś z siebie wszystko, dalej idź, nieś Chrystusową Prawdę głodnym i cierpiącym.

Ten kto Mnie kocha zostanie Mi wierny, ten który zabiega o Mnie i o ciało, przegrać może te zawody. Na tym polega wolność. Idź do przodu, cały czas i nie dawaj się ściągnąć z tej drogi słabszym. Ty już pływasz pod prąd, a oni dopiero się uczą, więc nie żądaj by cię wszyscy rozumieli. Mnie też nie chcieli usłuchać, za prawdę Mnie ukrzyżowano, to cóż ty dziecko oczekujesz, że będą ci pokłony nieść w podziękowaniu? Za tę pracę otrzymuje się niewdzięczność ludzką, a u Boga Ojca nagrodę. Trwaj we Mnie, Ja patrzę, Ja oceniam, Ja nagradzam. Twój Jezus.

2-10 maja 1998 r.
Medjugorie

Ofiarowałam dziesięciodniowy post o chlebie i wodzie w intencjach Maryi.

Góra objawień - Kriżewac.
Wieczorem, do późnej nocy widziałam płonący krzyż, płomień pulsował. Staliśmy w nocy przed naszym hotelikiem patrząc na to cudowne zjawisko wysoko w górach. Niektórzy pielgrzymi widzieli nad kościołem w Medjugorie pulsującą Hostię, dużą białą Hostię. Wnuczka mojej koleżanki widziała piękną Panią, ale to już osobny temat.

Na miejscu objawień w chwili szczególnego wyciszenia klęcząc tam w górach, bardzo chciałam usłyszeć lub zobaczyć Matkę Najświętszą. Myślałam, że Matka Boża powie mi, jak bardzo się cieszy, że przywiozłam do Niej pielgrzymów z Polski. Maryja mnie nie zawiodła, powiedziała do mnie: „Dziecko, przyrzeknij, że wyzbędziesz się trzech zranień Mego Syna: nie oceniaj, nie potępiaj, nie osądzaj".

Rozpłakałam się, a więc po to tu przyjechałam na to święte miejsce, żeby lepiej przejrzeć na oczy. Niestety zdarza mi się to jeszcze w myślach. Prosiłam Maryję o pomoc, by rozróżnić tę cienką granicę, bo nie oceniaj nie oznacza - bądź tolerancyjna na zło, a jasno potrafię oddzielić dobro od zła.

Podczas Mszy świętej dla Polaków Pan Jezus powiedział do Mnie: Stań się jak dziecko, a będziesz Mi najmilsza w Królestwie niebieskim. Również podczas modlitwy o uzdrowienie prowadzonej przez ojca Sławko doznałam potężnej miłości od Chrystusa. Podczas kilkugodzinnego klęczenia na stopniach ołtarza, właściwie po ludzku powinien dokuczać mi kręgosłup, tym bardziej, że tego dnia wchodziliśmy na Kriżewac (był to ciężki odcinek drogi w upale). Jednak nic mnie wówczas nie bolało.

Pan Bóg napełnił moją duszę tak wielką miłością jakiej przez całe swoje życie nie zaznałam. Moje ciało lekkie jak przysłowiowe piórko, jakby unosiło się nade mną, choć doskonale wiedziałam, gdzie się znajduję, byłam poza sobą. Tylko Jezus i Ja i ten cudowny „zawał serca", tak to odczucie określam, bo serce wyrywało mi się ku górze, ku Jezusowi. Nie chciałam wracać do ludzi, do ziemskiego życia i wszystkich problemów. Za wszelką cenę chciałam ten pokój utrzymać w sobie jak najdłużej. To była pierwsza w moim życiu autentyczna adoracja Chrystusa żywego, bez słów. Trwało to około półtorej do dwóch godzin.

Później ponownie przyszła ta łaska, ale już o wiele krótsza i nie taka potężna jak ta w pierwszym dniu. Dziękuję Ci Panie Jezu, że mogłam to święte miejsce nawiedzić. Miałeś rację mój Nauczycielu, Medjugorie to oddech Maryi. Chciałoby się tam zostać i tam umrzeć. Gdyby nie strona finansowa chciałabym tam pozostać długie miesiące na całkowitym wyciszeniu i modlitwie, pewnie nie ja jedna.

25 maja 1998 r.
Moja parafia - nabożeństwo majowe.

Podczas Mszy świętej Jezus napełnił mnie ponownie darem swojej miłości, podobnie odczuwałam w Medjugoriu. Klęczałam modląc się sercem bez poruszania wargami. Ciało jest wówczas jakby wyłączone, w bezruchu. Prosiłam Matkę Najświętszą, by pomogła mi wstać i przyjąć Pana Jezusa do serca. Przez całe moje życie nie doznałam tak błogiego stanu, tak wielkiej miłości od żadnego człowieka na ziemi, jak w chwili hojności mego Pana. „Nie chce się wracać na ziemię". Myślę, że jest to dopiero przedsmak potężnej miłości Chrystusa, gdyby to uczucie mogła poznać cała ludzkość.

29 maja 1998 r.
Adoracja Najświętszego Sakramentu u Księży Pallotynów - kaplica.

Pan Jezus już kilkukrotnie pouczał mnie, żebym bardziej troszczyła się o duszę, a mniej o ciało. Spytałam czy to wiąże się z tym, że farbuję włosy i używam makijażu. Jezus odpowiedział: „Nie koniecznie, ale w tym czasie mogłabyś coś lepszego uczynić". Wróciłam do domu. Czytanie z Liturgii Godzin utrwaliło we mnie i rozjaśniło sens myśli Chrystusa. Postępujcie według ducha, a nie spełniajcie pożądania ciała. Owocami Ducha są: miłość, radość, pokój, cierpliwość, uprzejmość, dobroć, wierność, łagodność, opanowanie. Mając życie od Ducha, do Ducha się stosujmy.

 

Późnym wieczorem.

Jezus:
- Słuchaj dziecko, Ja będę do ciebie mówił, Ja Jestem Bóg, który cię wywiódł z ziemi egipskiej, z domu niewoli. Nie będziesz miał bogów cudzych przede Mną. Będziesz miłował swego bliźniego jak siebie samego.

Dusza twoja otworzy się na Boga, jeśli wyzwolisz się z niewoli cielesnej. Odrzuć wszystko, co cię zniewala natychmiast, a staniesz się dzieckiem Bożym i Duch pokoju, Duch miłości, Duch cierpliwości, Duch wierności w łasce Bożej zawładnie i zapanuje w twej duszy i ostanie się na zawsze, a ty będziesz w pełni dzieckiem Bożym. Pełnym pokoju, bez lęku i stresu, bez wewnętrznego chaosu tego świata, do którego Duch Święty ma dostęp, ale tylko wówczas gdy, zniewolone ciało zwycięża słabości tego świata. Usuń je i odrzuć, a poczujesz się wolna moja córko. Amen.

Cały miesiąc czerwiec zgodnie z wolą Pana Jezusa przeznaczyłam na odpoczynek. Wyjechałam w piękne tereny za Kazimierzem Dolnym nad Wisłą. Wielbiłam Boga w każdej leśnej jagodzie, którą wkładałam do ust, w każdej poziomce i jej zapachu, w każdym znalezionym grzybku. W olbrzymich lasach pośród treli najróżniejszych gatunków ptaków, w słońcu plażowym, w całej potędze przyrody - Bóg i ja. Ta kropelka w morzu darów, jakie Pan Bóg poddał pod stopy człowieka. Jak cudownie poczułam się dzieckiem Bożym w samotności, w ciszy.

Skupienie na modlitwie utrudniało trochę obce miejsce, brak mojego ołtarzyka domowego i wiele innych okoliczności. Pan Jezus przygotował tam również małe poletko dla mnie, dwa tysiące dusz - pustynia duchowa. Reżyserował to mój Nauczyciel, ja wyjeżdżałam z myślą o odpoczynku, ale ta praca była przyjemnością. Zarówno tam jak i w Opolu Lubelskim miałam spotkania - małą ewangelizację.

Największy ból mi sprawił brak nabożeństw czerwcowych w tamtej parafii, brak wystawienia Najświętszego Sakramentu i Mszy świętej w pierwsze czwartki, piątki i soboty miesiąca. Nie mogłam wprost uwierzyć, że w Polsce są takie parafie, w których wierni nie znają i nie praktykują pierwszych, tak ważnych dla kościoła dni miesiąca, że nie są odprawiane nabożeństwa czerwcowe...

Jednakże, gdy ksiądz zakończył Mszę świętą niedzielną, chwyciłam w rękę książeczkę i dość głośno rozpoczęłam modlitwę do Najświętszego Serca Pana Jezusa. Było dużo ludzi, serce waliło mi mocno, przeraziła mnie moja odwaga. Nikt nie wyszedł z kościoła aż do zakończenia modlitwy. Tak czyniłam cały miesiąc czerwiec.

13 czerwca 1998 r.

Jezus:
- Pisz dziecko. Nie wiesz, co uczynić, zamartwiasz się. Widzisz, ile grzechu wokół. Jakie zło krąg szatański zatacza. Biedni, biedny naród, który odwraca się od Boga, a ku bożkom chyli czoło. Czeka ich większa klęska moje dziecko, bo odwrócili się zupełnie od Boga. Jakże mój lud Mnie wielbi, jakże Mi cześć oddaje. Wielbią siebie, są pełni bałwochwalstwa i zniewolenia. Nie szukają dróg moich, zapomnieli o moim istnieniu. Jest ich garstka, zaledwie garstka. Mała kropelka w morzu łez i padole płaczu. Będą płakać, a własne dzieci będą ich przeklinać w zabłąkaniu i zatraceniu, bo nie mieli czasu dla swego Boga. Ja jestem dla nich ostatecznością, przymuszeniem w nieszczęściu.

Józefów, dziecko, żyje swoim zniewoleniem. Lekko żyć, ale śmierć ciężka ich czeka i potępienie, jeśli się nie nawrócą. Tu większość bardzo obraża Boga. Przeklinają, upijają się winem i dzikim rozluźnieniem. Zezwierzęcenie mego ludu, a Ja Bóg w całym majestacie chwały swojej jestem dla nich kimś odległym, nieznanym, obcym.

Będą płakać. Jerozolima musi stać się miastem świętym. Pustynia dusz, a ratunku dla nich znikąd. Dziecko, dużo modlitwy, pobudź ich serca, daj im oręż, moją Matkę, bo kara miecza ich doścignie. Nie umknie nikt mojej sprawiedliwości. Niech modlą się na kolanach, w kościele, w domach. Niech modlitwa przebije niebo, wtedy otworzy się moje miłosierdzie dla tych biednych grzeszników i ocalę ich miasto. Dużo modlitwy, innej drogi nie ma.

Powiedz im to dziecko, jeśli chcą żyć, niech się obudzą. Niedzielna Msza święta nie jest wystarczająca dla wstrzymania karzącej ręki Boga. Niech dużo się modlą, bo pomrą w zatraceniu na zawsze. To mówi Bóg Ojciec Syn Boży i Duch Święty. Amen. Błogosławię przez Ciebie, przez akt oddania tej parafii, który dziś uczyniłaś, dla twoich łez im dzisiaj błogosławię i ślę moje polecenie dla ich zbawienia. Jezus.

Wróciłam około 9 lipca do Warszawy. Wielki chaos zapanował w moim życiu. Natarczywe telefony, dopominanie się o spotkania ze mną przez niektóre osoby. Odczułam to boleśnie jako nietakt ze strony moich braci i sióstr. Przynoszą pytania do Pana Jezusa, proszą o rozmowę, a ja mam dużo spraw związanych z apostołowaniem i zupełnie sobie nie mogę poradzić, bo dzień za krótki.

Skarżyłam się głośno Panu Jezusowi: pomóż, odsuń ode mnie tych ludzi. Ja oddalam się od Ciebie Panie, nie czuję już takiej zażyłości z Tobą, rozkojarzenie w modlitwie. Pomóż Matko Najświętsza, tak bardzo potrzebuję ciszy, tęsknię za Pismem Świętym, za Jezusem w samotności.

Niektórzy obrazili się na mnie, bo za długo czekają na odpowiedź od Pana Jezusa. Przyznaję, że zmęczona kładę się późno spać, a rano wstaję na Mszę świętą co przy moim zdrowiu utrudnia mi normalne funkcjonowanie w ciągu dnia.

Oczami duszy widziałam św. Jana Vianney, staruszka uciekającego w nocy przez las, tak bardzo zmęczonego. Chciał skryć swoją głowę od ludzi i opłakiwać swoje grzechy. Jak bardzo Go rozumiałam, choć moja praca jest maleńką kropelką do pracy drogiego mi świętego. Straciłam również spowiednika, ksiądz Bolesław odszedł z ul. Żytniej (parafia Miłosierdzia Bożego i Bł. Faustyny), poświęcił się pracy dla ubogich.

18 lipca 1998 r.

Jezus:
- Nie możesz wdawać się dziecko w polemiki i dyskusje z ludźmi, którzy nic duchowo nie wnoszą w twoje pogłębienie wiary. Szkoda czasu na jałowe spotkania. Wybieraj dobre owoce, pouczaj, a ci którzy nie przyjmują nauki mojej i dalej tkwią w swych błędach omijaj, a oddawaj ich Mnie i módl się za nich.

Zawsze ci mówiłem, że Bóg jest przed człowiekiem. Chroń swoją samotność, bo wejdą i wyrwą ci tę resztę, którą masz dla Mnie. Nie zabiegaj o względy ludzkie, widzisz jak są słabe i kruche. Poucz, a jeśli to nie skutkuje, oddalaj się natychmiast, bo zaciągną cię niżej, nawet tego nie zauważysz.

Okazuj miłość wszystkim, ale bądź przebiegła w ocenie dobra. Nie trwaj na dyskusjach. Język ludzki czyni ogrom zła. Uciekaj, chowaj się przed tymi, bo zamęczą cię. Musisz odróżnić dobro od bezsensownie straconego czasu. Czas, który masz dany jest ci ode Mnie, więc nie rozdawaj go ludziom na ich przyjemności, które nie pogłębiają życia duchowego. Nie wyręczaj ich w trudach, które sami muszą pokonać.

Dobrze, że im mówisz o adoracji Mnie w Najświętszym Sakramencie. Powiedz Zosi, Janeczce i wszystkim, którzy utrudzeni, że Ja tam czekam na nich i chcę ich uleczyć, więc ten czas, który chcą marnować na dysputy niech ofiarują go Mnie. Ja leczę dusze i ciało, ty tego uczynić nie możesz, Ja tobą tylko się posługuję dając wskazówki swoim owieczkom, a czy chcą z tego skorzystać, czy zechcą, to już zostawiam im wolny wybór.

Tak im powiedz. Więcej modlitwy, niech miłują się wzajemnie, a odnajdą lekarza swoich dusz poprzez adorację. Ty jesteś takim samym grzesznikiem jak inni. Niech odstąpią od ciebie, pozostań w ukryciu i rób swoje - to twoja droga. Ja rozwiążę sam ich problemy, niech to pojmą sercem, bo rozumem nie zdołają tego objąć.

Do Kasi będę miał specjalne posłannictwo, jeśli przyjdziesz na spotkanie ze Mną wieczorem, to podyktuję ci dziecko do niej liścik. A teraz błogosławię twojej pracy, uklęknij. Bóg Ojciec, Syn Boży i Duch Święty niech uświęcą twój dzisiejszy dzień, a ty oddawaj cały trud na chwałę Bożą. Amen.

Tego dnia wielbiłam Pana Boga w swojej pracy. Wszystko poszło mi tak sprawnie, zadziwiająco sprawnie. Wieczorem uklęknęłam, tak jak prosił Pan Jezus. Katarzyna z „Wieczernika" z parafii Chrystusa Króla zadała przeze mnie Jezusowi pytanie: „Jaka jest moja droga i czy jestem bardzo daleka od tej drogi, którą Pan Bóg mi wyznaczył".

Sobota, przed godz. 21.00.

Jezus:
- Drogie moje dziecko, Kasiu. Ty jesteś dziecko szczególnie miła memu Sercu w swojej pokorze, szczodrości serca dla ludzi. Tobie jest obca krzywda drugiego człowieka. Ile zabiegasz o miłość drugiego, to wie twoje serce i moje, a w tym jesteś mi najbliższa, że miłość w tobie rozpala gorący płomień mojej miłości, a ty go nie gasisz, jak wielu to czyni. Ty podsycasz ten płomień i moje Serce bije równo z twoim.

Dziecko, teraz idziesz najwłaściwszą drogą swego życia, przez twoje pytanie tak subtelne doznaję wiele radości. Mało ludzi troszczy się o to i zabiega by Mnie się podobać i moją drogą iść. Ty dziecko nie tracisz łask, choć ciosy twarde spadają na twoją umęczoną głowę.

Miłość Kasiu przezwycięża wszelkie zło i ty to już pojęłaś. W swojej subtelności idź dalej tą drogą, bo najbliżsi Mi ci, co drugiego człowieka kochają lub starają się go pokochać. Miłość jest potęgą i czyni cuda. Ja ci błogosławię dziecko z nieba i ziemi, bo przy tobie moje Serce bije i słucha trzepotania twego serca, jak kwili i użala się.

Ja wszystko słyszę i żadnej twej skargi nie wymarzę, ona wraz z twoim cierpieniem i moją ofiarą najbardziej miła memu Ojcu i wyda w ostatnim dniu najdoskonalszy owoc. Ten dzień będzie ci nagrodą za wszystkie udręczenia, które z pokorą znosisz. Umiem być hojny dla tych, którzy wielcy w miłości - maluczkimi się stają, by ochronić tego słabego.

Idź dziecko dalej tą drogą, to droga prostoty, pełną niebiańskiej chwały. Ja ci błogosławić zawsze będę i na każdy dzień, a przez twą miłość - twojej rodzinie. Nie zapomnę o żadnym z nich w chwili rozliczeń sądu. Wytrwaj, a otrzymasz nagrodę u mego Ojca.

Kasiu, jeśli dziecino możesz to odmawiaj każdego dnia modlitwę pełną miłości do Matki Najświętszej w intencji wszystkich, którzy utracili wiarę przez swoich bliskich. Ja cię o to proszę, ty zrozumiesz tę intencję, wiem, że ją zrozumiesz i wypełnisz. Twój Pan, twój Odkupiciel, twój Jedyny prawdziwy Przyjaciel. Błogosławię twemu domowi. Zostań z mym Ojcem w Duchu Świętym. - Jezus. Kasiu, pamiętaj o mojej prośbie. Amen.

Trzecie orędzie Pana Jezusa o tej samej porze, ale do innej osoby.

Jezus:
- Janeczka niech się nie martwi o przyszłość. Niech odda to Mnie osobiście przed Najświętszym Sakramentem. Niech oddadzą się w trójkę i matka Marka, niech oddadzą się Memu Sercu, a Ja wyprowadzę ich wszystkich z tej zagmatwanej sytuacji.

Niech Janeczka, powiedz jej dziecko, dopilnuje ich całkowitego oddania się Mnie. Muszą wszyscy pojednać się w miłości, a Ja ich będę leczył. Błogosławię ci Janeczko. Córko, wytrwaj już niedługo twojego cierpienia, ale musisz trwać na razie i ufać. Twój Zbawiciel, Jezus

24 lipca 1998 r.

Przestałam częściowo odbierać telefony z mocnym postanowieniem nie przerywania modlitwy. Coraz częściej odczuwam potrzebę samotności, ciszy, bycia z Jezusem. Tak, jak powiedział mi mój Nauczyciel, poczułam się rozrywana dla ich własnych niekiedy nic nie wnoszących w życie duchowe potrzeb.

W pomocy bliźniemu postanawiam wykazać więcej roztropności i prosić o rozeznanie Pana Jezusa, bo widzę, że w słabości swojej tracę cenny czas dany mi przez Stwórcę. I choć tak jak już wspomniałam niektórzy obrazili się na mnie , nie zejdę już z tej drogi, którą wskazuje mi Pan Jezus. Taka jest moja intencja.

Bardziej czuję potrzebę bycia Marią niż Martą - choć obie zostały świętymi. To dotyczy zwłaszcza stołu i przygotowania posiłków. Pośród codziennego życia nie można oddać się jedynie aktywności i działaniu choćby było ono służbą bliźniemu. Należy pamiętać o pierwszeństwie słuchania Słowa Bożego, modlitwy i kontemplacji. Dopiero wtedy można liczyć na skuteczną pracę i pełną miłości służbę bliźniemu.

 

25 lipca 1998 r.

Jezus:
- Dziękuję żeś przyszła i usłuchała mojej skargi i prośby. Chcę cię pouczać na każdy dzień, byś nie błądziła. Na każdy dzień będziesz wzrastać w wierze ze Mną, twym Nauczycielem. Na jutro masz zadanie miłości. Zaczniesz od jutra wcielać moje dziecko miłość w życie swoje wbrew własnym odczuciom danej chwili, słabości.

Zaplanowałaś sobie spotkanie z Rycerstwem Niepokalanej na zjeździe, ale Ja daję ci Pawła. Magdę i Wiktora. Staraj się za wszelką cenę nie uczynić im żadnej uwagi choćbyś nawet stwierdziła, że coś dzieje się nie tak w twoich odczuciach. Żadnych uwag dziecko, miażdżących, dobre oblicze drugiej strony. I to aż nadto - postaraj się wytrwać, zobaczysz jakie to trudne. Wiem, że podołasz, uczyń to z miłości do swego Nauczyciela. Przyrzekasz?

Anna:
- Uczynię z Twoją pomocą Panie, czego oczekujesz ode mnie...

Jezus:
- Dziękuję ci za uśmiech i słowa miłości do Mnie. Ja też cię kocham i błogosławię. Połóż się teraz, a jutro do pracy. Pamiętaj zaczynamy pierwszą klasę w nauce miłości. ...(cisza). Uklęknij, Ja cię błogosławię.

28 lipca 1998 r.

Jezus:
- Wybrałem cię i posłałem między ludzi, a ty kierujesz się swoimi zasadami. Czy trzeba aż siostry Celiny, byś klęknęła i zapragnęła rozmowy ze Mną. Ja cię chcę pouczać, a przez ciebie moich maluczkich.

Tak mało czasu poświęcasz na te nauki. Przychodź częściej, choć raz wieczorem, czy to aż tak dużo, już tyle razy o to cię prosiłem. Każdego dnia pod wieczór wskażę ci światło na następny dzień. Przychodź do Mnie, Ja czekam, a teraz odpowiem siostrze Celinie.

Droga moja Cecylio, bo tak wolę do ciebie się zwracać. To imię dane ci i to imię zapisane jest w mojej księdze życia. Dziecko, czy ty swoją pracę codzienną potrafisz ofiarować z miłości pod wieczór memu Ojcu? Ofiaruj każde utrudnienie twoje i wysiłek w słabości swego zdrowia - to przynosi owoc.

Ja pragnę byś to co czynisz, czyniła w większym zaufaniu do Mnie, by każdy twój krok należał do Mnie. Pytaj Mnie: czy Ty Panie tego chcesz. Ja ci odpowiem, bo widzisz dziecko, nieraz w najlepszej wierze możesz kierować się odczuciami ludzkimi, a te są dalekie od moich. W każdej najmniejszej rzeczy kieruj się myślą ku Mnie; czy Ja tego chcę, a nie ty. To jest bardzo ważne w twoim zbawieniu i zbawieniu dusz, które ci powierzyłem. Najmniejsza ludzka pomyłka w tej materii może oddalić duszę na długo ode Mnie, a czasu dziecko mało i dla ciebie i innych.

Dziękuję ci za krzyżyki, które zaczynasz znosić w pokorze, te są mi najmilsze. Pokora i uniżenie bardziej cię wywyższają w oczach mego Serca niż pochwały twoich przełożonych. Pamiętaj by Mnie bardziej się podobać. Na ocenie ludzkiej niech mniej ci zależy. Moja zapłata o wiele cenniejsza, niż wszelakie wygody i przywileje tego świata.

Ja cię prowadzę, ale wówczas przepływ łask jest możliwy dla ciebie, jak słuchasz głosu Mego i nie zagłuszy je własne „ja". Zapomnij o swoim istnieniu dla mego zaistnienia w stworzeniach. Wtedy będzie pełna ofiara złożona na ołtarzu.

Szanuj każdego indywidualność z osobna, bo tajemniczość duszy każdej tylko Ja znam, oceniam i sądzę. Ty je prowadź, wskazuj, a o resztę Ja się zatroszczę. Taką drogą dojdziesz do nieba, bez oczyszczania się w czyśćcu, bo ten wiele cierpień przysparza, a chciałbym ci ich oszczędzić, je oddalić. Pracuj dziecko jeszcze trochę, a dam ci odpocząć. Ja ci błogosławię, twojej pasterskiej pracy. Twój Powiernik, Jezus.

29 lipca 1998 r.

Jezus:
- Pisz dziecko. Dziękuję, że przyszłaś na nasze spotkanie, dziękuję, że pogodziłaś się z Zosią, że pierwsza okazałaś jej miłość i zrozumienie. To bardzo ważne, bo od ciebie miłości żądam i ciebie będę z miłości rozliczał, bo ty szczególnie mojej miłości zaznałaś, dobrze, że poddałaś się mojej łasce, żeś jej nie utraciła. Zosia potrzebuje miłości, resztę oddaj Mnie, o nic się nie martw.

Moje dziecko, Ja pragnę przekazać ci drugie zadanie tj. bycie z drugim człowiekiem w pokorze i uniżeniu przed tym człowiekiem. Obojętnie kim by on nie był w twoich oczach, ty stań się wtedy nikim, nic nie znaczącym pyłem wobec wielkości masy. Uniżaj się zachowując przy tym w całej pełni godność człowieczeństwa. W załatwianiu najmniejszej sprawy wykaż dziecko żeś moim uczniem. Dziękuję ci, jest już późno jak na twoje zdrowie. Podyktuję ci jeszcze odpowiedź dla siostry Celiny.

Siostro, ty swoje zadanie musisz pełnić bez pośredniego prowadzenia. Ja sam będę cię prowadził, a czy ty wsłuchasz się w mój głos i bicie mego Serca to zależy tylko od ciebie. To co ty dziecko pragniesz, nie może urzeczywistnić się w planach Bożych. Ania nieświadomie powiedziała już ci przeze Mnie, że droga każdego z was jest egzaminem na tej ziemi. To zależy od ciebie, czy dojdziesz do doskonałości.

Ja, gdybym dzień po dniu dawał ci znak rozeznania to jakże bym cię mógł sądzić i zbawić wedle tych dusz, które tego światła nie mają. Nie, moje drogie dziecko, to nie droga do zbawienia. Moja droga, to droga pełna znaków zapytania i moje dzieci uświęcone łaską, same, przy mojej tylko pomocy przechodzą pomosty i labirynty.

Ja was trzymam za rękę i zachęcam. Codziennie daję ci dziecko wskazówki poprzez sytuacje życiowe. Mówię do ciebie poprzez ludzi, tylko zacznij patrzeć na nich sercem, bez własnych odczuć danej chwili, po prostu sercem. Odrzuć wszelkie swoje kalkulacje i wyliczenia. One zawodzą. Wasze oceny krzywdzą tylko bliźniego i najczęściej są ocenami krzywdzącymi. Serce będzie ci wskazówką na każdy dzień i trudną sytuację.

Przez Anię mogę ci dziecko okazjonalnie dawać wskazówki w trudnej sytuacji, ale ten plan twój nie jest zgodny z moim planem i nie dorówna nigdy zamysłom Bożym. Ania może jechać z tobą do Medjugoria pod warunkiem, że będziesz się o nią troszczyć, żeby nie doznała bólu po drodze gdyż ostatnio jej tego nie szczędzą. Pisz dziecko...

Siostro Celino, Moja odpowiedź pewnie nie zadowoli cię, to wiedz, że ta jest prawdziwą co trudna i wymagająca. Jestem Bogiem pełnym miłości, ale i wymagającym. Popatrz Celinko na świętych, którzy mieli wielkie charyzmaty. Popatrz, jak szukali i cierpieli z miłości, znosili niepewność jutra i żaden z moich świętych nie uciekał się do ułatwienia sobie drogi, a wprost przeciwnie. Ja cię błogosławię i wspieram na każdy dzień twego apostołowania. Twój Jezus, Twój Zbawiciel. Amen.

Siostra Celina prosiła Pana Jezusa przeze mnie o spowiednika. Jezus natychmiast odpowiedział: Proście a otrzymacie, szukajcie a znajdziecie, kotaczcie a będzie wam otworzone.

Sierpień 1998 r.
Piesza pielgrzymka na Jasną Górę.

Szłam o chlebie i wodzie dziesięć dni, bo jakże przed Królową stanąć z pustymi rękami. To był mój prezent dla Pani Jasnogórskiej w Jej intencjach. Jak silne musi być działanie postu doświadczam tego, kiedy na ten temat mówię, czy to w pielgrzymkach do ogółu przez mikrofon, czy do małych grup modlitewnych.

Zawsze temat postu zaatakowany zostaje przez szatana, czyni to po mistrzowsku z wielką inteligencją mimo to nadal głoszę to wielkie orędzie Królowej Pokoju z Medjugoria. Podczas pielgrzymki jedna z pątniczek zwróciła się do mnie, by Pan Jezus udzielił jej wskazówek „jak żyć z mężem alkoholikiem". Wiedziała o darze proroctwa, jaki mi został dany.

Jezus:
- Dziecko, Ja nigdy nie odmawiam pomocy dla swoich owieczek, Ja zawsze czekam, bo jestem Bogiem miłującym, a miłość oznacza całkowite oddanie się dla drugiego, i tego samego od was żądam. Już dziecko odpowiadam Danusi: miłość, miłość i jeszcze raz miłość. Jej cierpienie jest moim cierpieniem wyrytym w Sercu moim.

Wiele cierpliwości w miłości do własnego męża moje dziecko. Ty masz być jego ostoją, umocnieniem, twoje modlitwy są dla niego jedynym lekiem. Dziecko, nie ma w twojej rodzinie ani jednej duszy, która ofiarowałaby się za twojego męża, więc jeśli ślubowałaś, musisz wytrwać w tym sakramencie. Twoje cierpienie jest zalążkiem jego powrotu do Pana Boga. To proces bardzo długi i nie licz, że szybko nastąpi, ale cóż to znaczy wobec wieczności, więc warto - prawda?

Jesteś za niego odpowiedzialna na tyle, na ile ty sama będziesz pracować nad sobą. Przykład, więcej cierpliwości dziecko i ułagodzenia wewnętrznego. Twoje wyciszenie, wolna mowa, modlitwa sprawią, że będzie następował proces wyciszenia również u twojego męża.

Pamiętaj, ty musisz w domu zaprowadzić atmosferę wyciszenia. Nie może zapanować pokój, jak głos jest dość szybki i donośny. Pracuj moje kochane dziecko nad tym, a zmiana będzie obopólna. Ty idź drogą cierpienia, ale znoś je w pokorze i miłości. Nie rozdawaj cierpienia innym. Zostaw je Mnie. Ja je wyszlifuję jako drogocenny diament. Jeśli rozdajesz je innym - staje się zwykłym kamieniem, głazem bezużytecznym. Ja cię błogosławię. Zwracaj się częściej do Matki mojej w cierpieniu niż do ludzi. Oni tego nie zrozumieją. Jezus. Amen.

Odczułam, że podczas tej pielgrzymki Pan Jezus uczy mnie milczenia w cierpieniu. Szczególnie doświadczyłam tego przykrego odczucia od jednej z pątniczek, która od lat jest uczestniczką pieszych pielgrzymek na Jasną Górę.

Przy najmniejszej okazji dawała mi odczuć nienawiść za głoszone przeze mnie posty. Pewnie też musiała dostrzec, że posilam się tylko chlebem i wodą. Słyszałam za plecami jej dość natarczywy głos: „Żywcem do nieba chce iść" i wiele innych mocniejszych słów, których nie ma sensu przytaczać. Nie obroniłam się przed nią, broniłam tylko sprawy postów. Uczyłam się milczeć choć nie we wszystkich jeszcze sytuacjach ucisku, w trudzie pielgrzymowania udawało mi się, ale to zawsze jeden maleńki krok do przodu.


23 sierpnia 1998 r.

Jezus:
- Przyoblecz się na jutro w pokorę, miłość i cierpliwość, będę cię doświadczał, stał i patrzył z boku na ciebie. Moje dziecko, nie bój się, nie miej urazy w sercu do ludzi, oni są słabi tak jak i ty moje dziecko. Siostra Celina jest ci przychylna, bo Ja tak chcę. Wszelkie działania zawsze przeprowadzam przez ludzkość, choć są to moje, Boże dzieła, ale człowiek musi współpracować z łaską Bożą. We wszystkim akceptuj Moje plany. W jedności łączcie swoje serca moje dzieci na modlitwie i uwielbieniu Pana, a Ja będę wśród was.

Aniu, ty nie możesz dążyć do świętości, jeśli będziesz kierować się ciałem, a ducha przyćmisz. Twoje ciało ulegnie kiedyś rozkładowi, więc nie zabiegaj o jego doskonałość. Podczas pracy błogosław Boga, a nie lituj się nad swoją niemocą, słabością. Sprawiasz mi ból, jeżeli w czasie wykonywania prac domowych, uciążliwie znosisz swoje niedomagania. Jeśli nawet ci coś nie wychodzi - chwal Boga i proś Matkę moją o pomoc, nie narzekaj.

Dziecko, musisz znaleźć czas pośród domowych zajęć na rozważanie Pisma Świętego. Od tego zależy rozwój i wzrost twojej duchowości. Następuje zbliżenie się twoje do Mnie. Niech żaden dzień nie kończy się bez rozważania Pisma Świętego.

Teraz proszę cię byś jutro podczas spotkania z siostrą, była bardzo powściągliwa i małomówna w skromności ciała. Nie dominuj w rozmowie, a miej szacunek, bo ona jest siostrą zakonną i starszą od ciebie dziecko. Niech pycha nie rządzi twoją osobą, a duch pokory i cierpliwości. Bądź pyłem wobec masy. Ja cię błogosławię. Wstań i uklęknij na obydwa kolana. Niech będzie z tobą Mój Duch Święty. Ojciec w Synu i Syn w Ojcu. Amen.

29 sierpnia 1998 r. - Męczeństwo świętego Jana Chrzciciela

Jezus:
- Moje dziecko, uporządkujmy twoje pytania, najpierw pytałaś Mnie, co ma być dalej z twoją książką, tą o którą prosiłem by została wydana. Nie martw się, to jest moja i twoja praca. Słowa są moje, ty jedynie opraw to wszystko, ale zacznij już nad nią pracować, trzeba uporządkować trochę jej zawartość. Nie ma również wstępu, a ten zostawiam tobie.

Opisz tak, jak zamierzałaś, daj w prawdzie świadectwo swoje. Niech poznają moje, dziecko, miłosierdzie. Świat potrzebuje ciągle nowych świadectw, by wzrastać. Zachęcajcie jedni drugich do dawania świadectw z nawrócenia. Sama widzisz, że to owoce przynosi. Moje dziecko, co ty chcesz wiedzieć tak naprawdę?

Anna:
- Czy to jest zgodne z Twoją wolą, by ksiądz Andrzej został moim spowiednikiem? Zostałam bez stałego spowiednika, bardzo pragnę, by był to już jeden kapłan, bo czasami wdziera się zamęt do mej duszy.

Jezus:
- Dziecko, czy ty prosisz o to w modlitwie? Ty musisz o wszystko prosić Mnie. Ja ci przyślę pomoc, ale ty proś dziecko. Ksiądz Andrzej jest bardzo Mi oddanym kapłanem i Serce moje cieszy, ale czy on podoła? Tobie potrzebny doświadczony kapłan. Próbuj.

Ja wiem, że ksiądz Tomasz jest ci najbliższy, ale spowiedź u księdza Tomasza dziecko, to wielki dar, a ten niestety zostaje na wygnaniu. Ma tam moją Mamę za opiekunkę. Nie mniej on czuje się wygnany, bo z miłości do Mnie to wygnanie okupił. Jest Mi najmilszym dzieckiem i on będzie wyniesiony do najwyższej chwały, bo same utrudzenia przyjmuje na siebie, a innym oddaje zaszczyty ziemskie. Ja mu będę chwałą i nagrodą. Dlatego ty szukasz w nim pociechy, bo on przez cierpienie i skromne życie jest ci miły. Widzisz dziecko czyń podobnie: kochaj i milcz dla świata.

Dziecko, możesz zwrócić się jeszcze raz o kierownictwo duchowe do księdza Andrzeja, ale on nie będzie ci długo przewodził, bo moje plany są inne. Ty teraz w czasie tej zimy skup się dziecko na pracy dla ubogich i potrzebujących, skup się na Mnie oraz dopracowaniu książki. Ojciec Pałubicki pomoże ci w wydaniu, jak przyjdzie na to czas. Powiedziałem już, że na niego ten ciężar złożę. Ty możesz tylko przypomnieć się, nic ponadto. Teraz dziecko przygotuj się wewnętrznie na spotkanie z moją Mamą w Medjugoriu. Tam spotka cię łaska wyjątkowa. Tylko postaraj się nie utracić jej. (Cisza)...pytaj dziecko.

Anna:
- Dlaczego Panie Jezu tak trudno jest mi modlić się gorącym sercem w dobrym skupieniu się, całkowitym, miłosnym przebywaniu z Tobą?

Jezus:
- Dziecko, ty musisz prosić o dar kochania Mnie sercem, jak pokochasz Mnie całym niepodzielnym sercem, przyjdzie ci to bardzo łatwo. Jeśli człowiek kocha drugą osobę, to stale z nią chciałby przebywać, prawda? Przypomnij sobie swoją młodość i swojego męża, jakie przeszkody miałaś w widywaniu go, a pokonałaś, bo kochałaś. To proste, prawda? No widzisz. Proś o dar kochania Mnie sercem.

Anna:
- Panie, czy ja podobam się Tobie, czy ja Cię bardzo ranię?

Jezus:
- Podobasz Mi się zawsze, bo Ja cię ukształtowałem w łonie twojej mamy, a ranisz Mnie wówczas, jak zapominasz, że w drugim człowieku również mieszkam i raniąc drugiego bliźniego, ranisz Mnie samego, nawet gdy czynisz to w zamyśle, zadajesz Mi ranę. Pracuj dziecko w miłowaniu, rozkochaj się w ludziach, tak jak Ja was wszystkich ukochałem. Nie potępiaj.

Anna:
- Panie Jezu, weź w opiekę ojca, dyrektora Radia Maryja, ojca Tadeusza Rydzyka. On teraz szczególnie cierpi, znowu nęka Go prokurator. Nie znajduje również pomocy i zrozumienia wśród tych duchownych, którzy winni Go wspierać.

Jezus:
- Dziecko, to zostaw Kościołowi. Ja osobiście prowadzę ojca Tadeusza, a radio Maryja to dziecko mojej Matki. Ona opiekuje się tym radiem. Po owocach ich poznacie. To dzieło rozrośnie się i nikt nie zamknie ust prawdzie. Jednakże moja prawda zawsze okupywana jest cierpieniem. Cierpienie ojca Tadeusza Rydzyka to podwalina dla tego dzieła, tak jak twoje za odkupienie win i kar za grzechy twoje i Pawła. Pojmujesz?

Jeśli kochasz ojca Tadeusza Rydzyka, to módl się za niego więcej, bo on teraz szczególnie tej modlitwy potrzebuje, Ja mu błogosławię każdego dnia. To są, dziecko, kapłani przeze Mnie wybrani. W nich Moja siła i ona zwycięży.

Ja ci błogosławię na cały pobyt w Medjugoriu i nie zapomnij - post w formie wyciszenia, milczenia i znoszenia uciążliwości podróży w miłości moje dziecko. Uklęknij. Niech Bóg Ojciec prowadzi cię na cały czas twojego pielgrzymowania do mojej Matki. Bóg Ojciec, Syn Boży i Duch Święty. Amen.

W Janie Chrzcicielu znajdziesz cierpienia, czas rozpamiętywania sensu bycia w mojej prawdzie, która została okupiona ścięciem głowy. Amen.


Wrzesień 1998 r.
Medjugorie

Ukochałam krzyż Jezusa. Trzy razy dziennie z umiłowaniem całuję pięć ran Pana Jezusa w imieniu wszystkich i za wszystkich, wymawiając słowa: „O Mój Jezu przebaczenia i miłosierdzia przez zasługi Twoich najświętszych ran i najdroższej krwi". Krzyż leży w mojej maleńkiej kapliczce tuż nad moją głową mego nocnego spoczynku, więc zawsze jest w zasięgu mojej ręki.

W Medjugoriu podczas mojego drugiego pobytu gorąco zapragnęłam kupić dość duży krzyż benedyktyński i nosić go na zewnątrz ubrania tak jak siostry zakonne. Ulubione dotychczas sznury białych pereł zeszły z mojej szyi. Krzyż, który autentycznie pokochałam, z miłością włożyłam na siebie.

Mój syn Konrad na dzień swoich urodzin kupił mi srebrny łańcuch, aby ten krzyż miał godną oprawę. Podziękował mi w ten sposób za to, że wydałam go na świat. To on pierwszy ucałował krzyż benedyktyński i założył go na swoje piersi na grubym kutym ręcznie łańcuchu. Krzyż świętego Benedykta. Nosi go po dzień dzisiejszy.

Wrzesień 1998 r. - Pierwszy Piątek miesiąca.
Kriżewac Medjugorie

Jezus:
- Z wysokości krzyża będę do ciebie przemawiał. Moje Serce rani, bo moje dzieci oddaliły się ode Mnie... Pójdź do domu. Oddałaś się Mnie tu u stóp mego krzyża, oddałaś się Jezusowi ukrzyżowanemu, więc przygotuj się na cierpienia. Ja z wysokości krzyża będę do ciebie przemawiał. Idź do domu Pawła, Magdy, Wiktora i innych ludzi. Ja mieszkam w ich sercach, wszystkich. Kochaj Mnie i nieś im Mnie. Ja z wysokości krzyża będę do ciebie przemawiał i prowadził cię. Nie bój się, twoja droga będzie już trochę inna, usłana cierniami, ale Ja będę cię umacniał. Zwyciężysz ze Mną i pokonasz wszystkie przeszkody. Z wysokości krzyża będę do ciebie przemawiał. Jezus. Alleluja.

Idź do domu i błogosław wszystkim, a nie złorzecz. Wyrzuć wszystkie urazy. Musisz upodobnić się do Mnie ukrzyżowanego, ale zawsze kochającego. Pamiętaj dziecko... w miłości... już idź.

Jeszcze chwilę siedziałam na tej świętej górze Kriżewac, miejscu objawień. Jasno zdałam sobie sprawę do czego się zobowiązałam przed Panem Jezusem. Już w pierwszą sobotę otrzymałam pierwsze cierpienie, może dlatego zabolało, bo od osoby oddanej Bogu, a później posypały się następne. Wystraszyłam się, czy nie za pochopnie podjęłam tak ważną decyzję, czy ja dam radę znosić w pokorze niesprawiedliwe poniżenia? Jezus odpowiedział mi tuż po spotkaniu z widzącym Ivanem.

Jezus:
- Jeśli dziecko wystąpiłaś w obronie prawdy, a nie kierowała tobą pycha czy egoizm, to słusznie postąpiłaś.

Odetchnęłam z ulgą. Rozwiały się moje wątpliwości, wystąpiłam w obronie prawdy Chrystusowej i osób duchownych, oddanych ludziom i ojczyźnie, których ośmieszono publicznie. Broniłam krzyża i Radia Maryja, które bardzo jest bliskie memu sercu. Dziękuję Panie Jezu.

Góra objawień, błękitny krzyż - Medjugorie

Matka Boża powiedziała mi, że za mało modlę się sercem, dlatego nawrócenie pewnej osoby odwleka się.

Sanktuarium Królowej Pokoju. Adoracja.

Anna:
- Panie, czy to jest ta wielka łaska, którą mi obiecałeś?

Jezus:
- Tak dziecko, to krzyż, który przyjęłaś z miłością, bo Ja ci go dałem. To jest wielka łaska, to skarb. Symbol jego przyjęłaś na zewnątrz ciała, nałożyłaś go sobie, a wyryłem ci w sercu twoim. Noś go z miłością do Mnie i do twoich braci i sióstr, to jest następny etap twojej szkoły wzrostu duchowego, krzyż, przyjęłaś go dobrowolnie z miłością, więc nie skarż się. Widzisz? Pierwszy stopień już przeszłaś tej szkoły. Módl się za te osoby, które cię ranią.

Popatrz na tego kapłana, dałem ci go, stanął obok ciebie, by adorować Mnie, byś zobaczyła, jakie obfite plony przynosi miłość, cierpienie w pokorze. W ten sposób pozyskujesz dusze dla Mnie. Idź tą drogą dalej, którą zaczęłaś tu, w Medjugorie... a teraz dziecko wszystkich was będę błogosławił, uklęknij. Z wysokości krzyża do ciebie będę już przemawiał. Jezus.

Z początku nie rozumiałam wówczas tego ostatniego zdania, którym Pan Jezus tak często w Medjugoriu do mnie przemawiał. Pomału zaczynałam rozumieć. „Z wysokości Krzyża", to jasne, poprzez cierpienie. Tylko, czy ja jestem w stanie objąć swoim nędznym sercem tę wielką łaskę w chwilach ucisku? Czy podołam wypełnić to zadanie w pokorze i milczeniu?

 

16 września 1998 r.
Już w Warszawie.

Jezus:
- Przyjmij cierpienie z miłością i błagaj Ojca mego, by wola Ojca Najwyższego spełniła się, a nie twoja...

W nocy obudził mnie głos Pana Jezusa: „Intronizacja Chrystusa Króla w twojej rodzinie, dokonaj intronizacji". To jedno zdanie, nic więcej.

Pan Jezus odpowiedział siostrze Zakonnej.

Jezus:
- Siostro, ty pełnisz moje dzieło. Bez miłosierdzia wszystkie uczynki mało znaczą. Pojmujesz moja córko filozofię miłosierdzia? Wszystko dla drugiego, a nic dla siebie. To jest potrzebne dla każdej duszy do doskonałego oczyszczenia. Ja wiem, że to trud i heroizm, ale jeśli to osiągniesz, to jakbyś dotknęła nieba. Popatrz moja córko na mój krzyż. Dla Siebie jego przeznaczyłem, a dla was wszystko oddałem. To cała filozofia życia. Jeśli pojmujesz ten heroizm, nie będziesz musiała już o nic pytać i nie będziesz posuwać się po omacku. Miłość i nic dla siebie. To zadanie dla świętych. Czy chcesz moje dziecko być świętą? To Ja ci już teraz na tę świętość błogosławię. Twój Jezus Chrystus Bóg i Zbawiciel.

Wrzesień 1998 r.

Odpowiedź dla drugiej siostry Zakonnej.

Jezus:
- Tak, odpowiem Janeczce. Moja córko, twoja droga nie tędy wiedzie, gdzie moja chwała i zbawienie.

Czas dany ci jest na ziemi jako wielki dar. Nie marnuj go na bezsens utraty tego daru. Mówiła ci Ania, adoracja to jedyna i największa dla ciebie i twojej rodziny „deska ratunku". Oddaj Mnie całą twoją rodzinę, ale nie tak jak to uczyniłaś. To musi być oddanie sercem w domu moim przed obliczem, a nie ot tak sobie, jakbyś muchy odganiała.

Dziecko, tak dużo czasu masz, a on jakby ci ulatywał. Masz wiele kłopotów. Oddaj je wszystkie Mnie, ale nie czyń tego w jednej sekundzie, od niechcenia. Czy znajdziesz dla Mnie nastrój uroczysty w święto np. Chrystusa Króla, z całą rodziną, tak jak prosiłem. Widzisz, mało serca, mało przyłożenia się, mało łask. Tak wiele prosisz, a tak mało mi oddajesz. Pomyśl dziecko, ile miłosierdzia już ci okazałem, czy naprawdę tak wiele żądam. Ja cię błogosławię, ale ty musisz bardziej Mnie pokochać, a nie wszystko co ulotne, to mija i nic trwałego nie buduje i nic nie czyni. Zacznij bardziej sercem prosić o łaski. Jezus. Amen.

Ta osoba nie zrozumiała słów Pana Jezusa, a może nie chciała zrozumieć, nie wiem. Wiem, że sprawiła tym wiele cierpienia Panu Jezusowi, który tak bardzo ją pokochał i dokładnie wskazywał jej, jaką drogą ma pójść. Bardzo mnie to bolało.

29 września 1998 r.

Jezus:
- Ja zawsze chcę cię pouczać, ale czy ty chcesz, ważne byś ty chciała. Dobrze, że nie uległaś lękowi i nie przestałaś zwracać się do Mnie. Przyjmij z pokorą to co Janeczka powiedziała ci. Ja daru tego nie odebrałem ci dziecko. Masz nadal dar proroctwa.

Nie bój się, pisz. Ma powstać książka. Janka bardzo myli się, ale ona nie może zrozumieć tego, co dane jest tobie, tak jak ty nie możesz zrozumieć darów udzielonych Mnie mocą mego Ojca. To tajemnica i nie zmuszaj jej do uwierzenia. Kiedyś to pojmie, co do niej mówiłem przez ciebie. Ludziom trudniej przyjąć to co Ja chcę im powiedzieć, szczególnie gdy droga trudna i pełna wymogów. No cóż?... Każdy ma wolną wolę.

Dziecko, a teraz tobie chcę przekazać moje orędzie. Nie bój się, pisz. Mój krzyż słodki, a Ja z wysokości krzyża już do Ciebie mówię, a to wiąże się z cierpieniem. Dziecko, nie broń się, przyjmij tę chorobę z miłością. Proszę posty: środy i piątki zachowaj na tyle, na ile zdrowie ci teraz pozwala. Sama to czujesz, a połącz je z postem milczenia i przyjmowania w tych dniach wszystkich cierpień z pokorą, dobrze? To jest dla Mnie postem i złóż to na ręce Matki mojej.

Milczenie w cierpieniu w środy i piątki. Jedz w tych dniach mniej, tak jak przed chwilą rozmyślałaś, ziemniaczki z wody, warzywa. Twoja choroba potrzebuje pokarmów z witaminami, ale bez objadania się, próbuj wszelkich metod, ale tylko Ja odejmę ci ją w czasie, w którym przyjdzie Mi tę chorobę odjąć z twego ciała.

Nie bój się, to nie jest poważna choroba choć wiem, że bardzo uciążliwa. Nie martw się jej przebiegiem, znoś mężnie. Korzystaj z wyciszeń, które przez tę chorobę ci zsyłam. Z dala od ludzi błogosław dziecko Boga Ojca w tej chorobie i niech nikt o niej nie wie.

Dziecko, przyjdą większe cierpienia, Ja już cię uprzedzałem. Teraz trochę nakładają się doświadczenia, niby niewdzięczność ludzka od tych, których ukochałaś. Wiem, że Zosia i Janeczka są zadrą w twoim sercu, bo im wiele czasu poświęciłaś, ale one są o wiele słabsze od ciebie.

To Ja cię do nich posłałem, jako nauczyciela, a przypatrz się moim ranom, które uczniowie Mi zadali. Czymże twoje cierpienie dziecko, co? Kropelką wśród morza cierpień. Przyjdą większe niewdzięczności, ale one owoce przyniosą. Zosia podnosi się, nabiera siły, odwagi. Twój czas nie jest stracony, nie bój się, nie żałuj. Ty dziecko musisz nauczać. Ja cię posyłam, gdzie chcę, a będzie większa niewdzięczność, a dojdzie i obmowa i to duże podważanie prawidłowości tego zeszytu ze strony kapłanów.

Nie bój się, zawsze znajdą się żywi gorącego serca i zawsze badacze, którzy do końca nie uwierzą. Dla tych kilku, których ocali ten zeszyt, twoja książka musi być wydana, tego proszę i oczekuję. Uczyń wszystko byś mogła powiedzieć, że wykonałaś dobrze moje zadanie.

Powtórzmy dziecko moje żądania. Milczenie, szczególnie w środy i piątki, kiedy spotkają cię sądy niesprawiedliwe. Milczenie i postne jedzenie witaminowe. I kochaj, kochaj, kochaj Mnie pośród moich braci i sióstr. Błogosławię ci na każdy dzień Moje dziecko.

Siostrze Eulalii powiedz, że ją kocham za to co czyni dla ludzi teraz w Paryżu, tym bardziej jej radości przysparzam jako nagrodę, choć i trochę przykrości znieść musi.

Teraz odpowiem siostrze Celinie. Ja nie mogę ją pouczyć w tym temacie, o który pyta. Proste dziecko, to Ja jestem w Święto Chrystusa Króla w pewnym sensie jako solenizant. Czy może on dyktować warunki gościom, swojej rodzinie, w jaki sposób ma uczcić to święto moje? Niech to będzie dla Mnie serdeczną niespodzianką z woli serca, tym bardziej się uraduję. A cóż za radość bym miał, gdybym sam ją obmyślił. Tobie rzuciłem koło ratunkowe dla twojej rodziny, bo potrzeba szybkiego ratunku. Nie wszędzie zachodzi taka potrzeba.

Jako Król rozdaję wszystkim podarki, którzy przyjdą do mego tronu tego dnia. Będę im szczególnie błogosławił mocą Chrystusa Króla. Dziecko, uklęknij teraz cię pobłogosławię. Niech będzie uwielbiony w tobie mój Ojciec Bóg. Amen.

15 października 1998 r. - Pierwszy czwartek miesiąca

Jezus:
- Pisz moje dziecko, pisz liścik do Dionizy. Tak, ją wybrałem jedyną z całego Józefowa, Cierpiącą i bardzo Mnie kochającą. Takich maluczkich wybieram sobie, ale jak wielkich w potędze miłości do Mnie.

Dionizo, nie rozpaczaj, twój mąż będzie zbawiony dzięki twemu cierpieniu, inaczej w szpony diabła dostałby się na wieczne potępienie. Moje kochane maleństwo ukryte w Józefowie, moje oko widzi cię w dzień i noc. Każdą łzę ocieram z twego policzka, moje dziecko, nie rozpaczaj. Najbliżej jestem ciebie, jak cierpisz, czy nie czujesz mojego oddechu. Ja tulę cię sam, Jezus.

Twój mąż wróci na drogę zbawienia, ale ten stan rzeczy jeszcze musi trwać, bo moje dzieła dojrzewają w czasie, jeśli mają wydać dojrzały owoc. Ania bardzo cię pokochała, a wiesz czemu Mój kwiatuszku polny? Bo ty ukochałaś Mnie jej miłością. Wasze dwa serca czują i biją podobnie dla Mnie, choć wasze drogi bardzo różniły się od siebie, ale na jednej was złączyłem dla większego uwielbienia Mojego i dzieła mego jakie przez was dokonuję. Obie cierpicie, obie kochacie i przez was mogę łaski rozdawać.

Moje dziecię, mój kwiatuszku polny, upodabniam cię do Siebie samego. Przemyśl moje dziecko scenę w Ogrójcu... dojrzysz Mnie tam zupełnie samotnego, we łzach widzącego grzechy całego świata. Ja oczyściłem twoje oczy, serce, duszę i cierpisz podobnie widząc wszelkie uwłaczania mojej godności, obojętność wobec Mnie. Zawsze cierpię w ukryciu.

Przemyśl dziecko, rozważ w sercu swoim z Pismem Świętym każde moje słowo, a zbliżysz się przez to do Mnie i bardziej Mnie pokochasz. Ja cię mój polny kwiatuszku wybrałem, a kogóż innego upatrzyć miałem Sobie, jak nie ciebie, moja kruszynko. Ale ty będziesz silna moją mocą. Czyń, to co będę dyktował ci poprzez sumienie i Anię.

Ona też dziecko cierpi, choć ci o tym nie wspomina, też stawiana jest pod pręgierzem krzyża i to publicznie ośmieszana. To więcej kosztuje. Dlatego was obie złączyłem. Umacniajcie się we wierze we Mnie poprzez Eucharystię.

Dziecko, nie zważaj na małe ilości ludzi w kościele. Módl się w każdy piątek - nawet gdyby było was dwoje. Ja jestem pośród was, a Ja świat zwyciężyłem, czy ci potrzeba większych sprzymierzeńców? Ja jestem z tobą i błogosławię na każdą chwilę twego udręczonego życia i każdą chwilę radosną.

Twój mąż zrozumie, że czyni wielkie zło w twojej rodzinie i będzie tego żałował, ale jeszcze nie jego czas, jeszcze nie. Bądź cierpliwa, wyrozumiała i cała oddawaj się Mnie, każdego dnia. Oddawaj i twego męża, bo on jest bardzo chory i tylko Ja mogę go uleczyć. Nic ponadto ty uczynić nie możesz. Módl się, a cierpienie oddawaj Mnie. Ja z tego wybuduję świątynię radości w mym Ojcu.

Błogosławię całej twojej parafii przez twoje umęczenie i gorące serce. Błogosławię księdzu proboszczowi, on dziecko również potrzebuje dużo waszej modlitwy. Błogosławię Ani, bo jej serce bije dla Mnie, błogosławię całemu Legionowi Maryi, wszystkim owieczkom. Bóg Ojciec, Syn Boży i Duch Święty niech na was spocznie. Amen. Jezus, twój Jezus.

Listopad 1998 r.

Jezus powiedział: Kto nie jest ze Mną, jest przeciwko Mnie. Te słowa wyryły się w sercu moim. Szczególnie, gdy przyjęłam cały krzyż Chrystusowy wewnętrznie również jako znak zewnętrzny, jako wyraz mojej wielkiej miłości do Chrystusa cierpiącego, który oddał życie swoje święte za straszne grzechy moje, bym mogła być zbawiona w wieczności.

Krzyż, który noszę jest o wiele większy, niż małe krzyżyki noszone przez wiernych na łańcuszku. Wzbudza więc zainteresowanie na osobie świeckiej, która go nosi, szczególnie w miejscach publicznych. Zasiadając w komisji wyborczej do rad usłyszałam od trzech różnych osób takie oto uwagi:

- osoba pierwsza (praktykująca katoliczka, moja dobra znajoma). „Nie defiluj tak z tym krzyżem". Podczas wyborów siedziałam za stołem wyborczym.

- osoba druga (mąż zaufania, praktykujący katolik). „Proszę zdjąć ten krzyż, w takim miejscu".

- osoba trzecia, oddająca głos dość głośno, aby wszyscy na sali usłyszeli. „Pani złamała ciszę wyborczą, bo założyła nieodpowiednią biżuterię".

Jednak wiele obcych mi osób również i z życzliwością zwracają się do mnie: „jaki piękny krzyż" lub serdecznie uśmiechają się. Kiedyś w kolejce do stomatologa jedna z oczekujących osób spojrzała na mnie, następnie odwróciła się przodem do ściany, a tyłem do ludzi i wyjęła z za bluzki swój krzyżyk na zewnątrz ubrania. Pomyślałam, jak nam trzeba dużo odwagi, by „zarażać" tą odwagą wszystkich słabszych, przecież to jest wielkie wyróżnienie i łaska dla nas grzeszników nieść Chrystusa w tej czy innej formie bliźniemu.

W przeddzień święta zmarłych, przed główną bramą cmentarza bródnowskiego, pośrodku tłumu, rozstawieni, dość wysokiego wzrostu młodzi mężczyźni wręczali ludziom ulotki o treści szkalującej Kościół Katolicki, ośmieszającej duchowieństwo na zasadzie - „uderzę pasterza, a rozproszą się owce stada". Patrzyłam, jak warszawiacy brali do ręki ulotki dziękując przy tym bardzo grzecznie. Nie wzięłam jej do ręki, ale spytałam, jaka jest jej treść.

Nie wytrzymałam, nie mogłam się opanować, poczułam w sobie gniew. Nie mogłam milczeć i przyjąć postawę konformistyczną, gdy atakowane są moje wartości. Po prostu krzyknęłam całym swoim bólem wewnętrznym: precz z Polski, precz z naszej ojczyzny, nas katolików jest 95%. Nastąpiła niespodziewana reakcja, ci mężczyźni opuścili tłum, zaprzestali swojej działalności. Wystarczył jeden krzyk słabej kobiety w tłumie. Pomyślałam wtedy, dlaczego jesteśmy biernymi tchórzami, dlaczego?

Podobnie zareagowałam podczas drugiej komisji wyborczej. Nad ranem, gdy jeszcze liczyliśmy głosy zaczęto opowiadać czerstwe dowcipy na temat księży, proboszczów, te sfabrykowane przez komunistów lat 50,70-tych. I znowu pomyślałam - dlaczego? Zdecydowanie przerwałam sielankę.

Ciągle się narażam i przysparzam sobie coraz więcej wrogów, zarówno po jednej jak i drugiej stronie. Już chyba inaczej nie potrafię i myślę, że tylko formę trzeba by trochę dopracować, to jest bronić prawdy, ale zawsze w miłości, nie potępiając człowieka, a to jest dla każdego z nas bardzo trudne. Szczególnie w takich sytuacjach, o których wspomniałam, jak i w wielu innych, chociażby demoralizacja młodzieży poprzez kolorowe plugastwa w kioskach ulicznych. Również w formie reklam, które zaśmiecają Warszawę. Pracy jest na każdym odcinku dużo, każdego dnia można ją wykonywać dla Pana Boga.

Jeden człowiek może uczynić wiele dobra w ciągu całego życia, ale trzeba chcieć i kochać Pana Boga i ludzi. Ostatnia myśl zapożyczona od ojca Tadeusza Rydzyka. Kiedy przyjdą ciężkie doświadczenia w mojej pracy, to zaraz przywołuję pamięcią księdza kardynała Stefana Wyszyńskiego, księdza Jerzego Popiełuszkę, naszego Ojca Świętego oraz tysiące żyjących polskich kapłanów i od razu przychodzi pokój. Kimże ja jestem wobec ich odwagi, wielkości i mądrości. Nikim, naprawdę nikim.

4 listopada 1998 r.

Zastanawiałam się, jak mam dokonać intronizacji Chrystusa Króla w swojej rodzinie. Wiem, że jest to forma zawierzenia się i oddania, ale jak to mam uczynić. Czy moi bliscy zechcą?

Przez kilka dni mój Nauczyciel wkładał w moje puste ręce dokładnie, to co chciał włożyć. Z książki wypadł mi akt oddania się Maryi, pomyślałam, że trzeba to uczynić najpierw przez Maryję. Przy śniadaniu otworzyłam „Nasz Dziennik" (dość długo już leżał u mnie w domu, przyniosła mi go siostra) na stronie „jak dokonać intronizacji".

Odeszłam od stołu, upadłam na kolana przed mym Panem pełna radości i wdzięczności za Jego troskę nad moimi bliskimi, za to, że nas poucza i tak bardzo Mu na nas zależy, że wszystko, co tylko On zechce przeprowadza przeze mnie, niezaradną, gubiącą się we wszystkim, pyszną, jeszcze dbającą o „swoją otoczkę", niecierpliwą z wszystkimi przywarami, jakie człowiek posiada. Panie Jezu, nigdy nie pojmę Twojej miłości do mnie, tu na ziemi.

5 Listopada 1998 r.

Kocham swój kościół, parafię, do której należę. Pan Jezus zapala mnie do pracy, podaje mi wiele Bożych, dobrych pomysłów. Pragnę utworzyć grupę modlitewną, pokutną, adorującą Najświętszy Sakrament w każdy piątek tygodnia, wynagradzając w ten sposób za grzechy ludzkości i wypraszając łaski dla parafii i kapłanów. Mój kościół jest bardzo duży, myślę, że znaleźliby się chętni, którzy by zrozumieli sercem intencje. Chciałabym również założyć drugą grupę modlitewną „Wieczernik". Zebrać wszystkich poranionych, których Pan stawia na mojej drodze. Prowadzić z nimi spotkania, wzrastać, nawracać się, odnajdywać i poznawać miłość Chrystusa w Ewangelii wprowadzając ją w życie codzienne. Chcę nadal pomagać ludziom, którzy popełnili podobne błędy do moich, którzy patrzą na zagubienie swoich dzieci i nie potrafią im pomóc.

Wielu ludzi szuka takiej pomocy. W swojej parafii nie mam poczucia przynależności do wspólnoty, dlatego właśnie modlimy się z grupką wiernych za całą naszą parafię dwa razy w tygodniu. „Daj Panie by odnowiła się w Duchu Świętym, by wola Ojca spełniła się wśród nas abyśmy byli jedno". Czuję się tu jak Jezus odrzucony w Nazarecie (Łk 4, 24) Zaprawdę powiadam wam: Żaden prorok nie jest mile widziany w swojej ojczyźnie.

Modlę się za tych, którzy mi cierpienie zadają i dziękuję za ten dar miłości Panu Jezusowi, bo bez Niego byłabym wulkanem złości. To Jezus przemienia moje serce. Wiele cierpliwości ma dla mnie mój Nauczyciel. Gdyby ludzie zdali sobie sprawę, jak Chrystus przenika każdą najmniejszą myśl i zamiar człowieka, zważaliby bardziej, na to co mówią i czynią. Jezus posłyszy każde moje utrapienie w myśli i za chwilę, czasem dzień, dwa, podaje mi zaraz pomoc. Właściwie to ja nic bez Chrystusa nie uczyniłam dobrego, jeśli już to tylko popsuć potrafię, Jezus i tak naprawia za mnie.

Nauczyciel powiedział: dam wam wymowę i mądrość, której żaden z waszych prześladowców nie będzie się mógl oprzeć... (Łk 21,15). I myślę, że i tak czyni Pan ze mną. Zdarza się, że wypowiadam słowa Pana do osób drugich, a te osoby przyjmują je jako moje w rozmowie ze mną, ale to nie dzieje się zawsze, a tak jak wspomniałam „zdarza się".

Użyję zapożyczonych słów, ale jakże trafnych i obrazujących dialog Pana ze mną. Wspominam o tym, bo wiele już osób pytało mnie o formę rozmowy Pana Jezusa ze mną. A zatem głos Jezusa i myśli pochodzące od Niego odbieram nie przez zmysł słuchu lecz w świadomości przez intelekt, podobnie wytłumaczył mi sam Nauczyciel, kiedy Go o to pytałam, przy otrzymaniu daru proroctwa. Jednocześnie wyraźnie słyszę, kiedy głos Jezusa jest smutny, a kiedy radosny i to pragnę podkreślić. Wszystko odbieram tak jak w rozmowie z drugim człowiekiem. Duch Święty kieruje moje prośby do Chrystusa, Jezus Chrystus to wszystko odbiera i udziela swoich darów - to jest wspaniałe i zgrane w wielkiej harmonii. Sama z siebie nie potrafiłabym wznieść najmniejszej dobrej prośby do nieba. Tę prawdę poznałam w szkole Jezusa.

Nie mogę w moim rozważaniu pominąć Matki Najświętszej, bo od Maryi zaczęło się moje nawracanie, to Maryja przyprowadziła mnie do swego Syna. Niepokalana, jak każda Matka kocha najbardziej ze wszystkich matek ziemskich, a najwięcej niewdzięczności odbiera od swoich dzieci, a często zapomnienie i brak czasu.

Tak widzę Maryję, zawsze bolesną i zatroskaną. Bez Matki Najświętszej nie powstałaby ta książka, bo nie byłoby mojego nawrócenia. Na łamach tych kart gorąco pragnę podziękować mojej najczulszej Mamusi, za jej troskę nade mną i tym, których Jezus stawia na mojej drodze. Znaki są tak wyraźne, że grzechem by było ich nie dostrzegać. Boli mnie, jak widzę ludzi, którzy podczas wystawienia Najświętszego Sakramentu, odmawiając różaniec siedzą w ławkach. Czynią to niestety w większości młodzi rodzice i ich dzieci (oczywiście nie wszyscy), bo starsi wiekiem przeważnie klęczą, to ludzie ze starej, dobrej szkoły.

Pamiętam prośbę Ojca Świętego Jana Pawła II: „Odmawiajcie za mnie codziennie dziesiątkę różańca Świętego, abym miał siły wprowadzić was w trzecie tysiąclecie..., ale na kolanach" Tak też czynię, drogi Ojcze Święty, za to co Ty czynisz dla naszej Ojczyzny. To my winniśmy wszystkie części różańca odmawiać na każdy dzień za Ciebie i nie tylko...

Wspaniale broni tradycji w swoich homiliach ksiądz Mirosław Drozdek, kustosz Sanktuarium Matki Bożej Fatimskiej w Zakopanem na Krzeptówkach. Gorące, żywo bijące serce dla Jezusa i Maryi. Każde kazanie Ojca Drozdka umacnia mnie, dodaje skrzydeł, jest po prostu żywym słowem, które przenika.

Pamiętam pewną dziewięćdziesięcioletnią panią, odmawiałyśmy zawsze obie różaniec, bardzo lubiła modlić się ze mną. Mówię do niej: „Pani Olu, pani jest już bardzo słaba, Pan Bóg nie wymaga od pani klęczenia. Ja będę klęczeć, a pani modli się siedząc". Starsza pani odpowiedziała: „No wie pani, a jakbym to ja mogła się tak modlić?". Cały różaniec klęczała do końca. Dlatego nie mogę pojąć dlaczego dzieci w kościele uczy się modlitwy różańcowej w miesiącu październiku, przed Najświętszym Sakramentem stojąc lub siedząc. Mam na myśli dzieci w wieku szkolnym „podstawowym". Kiedyś takiemu rozkojarzonemu i rozgadanemu chłopcu zwróciłam uwagę dość ostro, bo bardzo przeszkadzał innym. Proszę sobie wyobrazić, że cały różaniec zmówił w ciszy, na kolanach, tak jak mu powiedziałam. O dziwo wytrwał, bo niektórzy mówią, że to za trudne, by od dzieci tego wymagać, że przesadzam itp.

Pamiętam moją mamę, która zmarła na chorobę wieńcową. Do końca swego życia klęczała podczas modlitwy różańca w kościele na kamiennej posadzce. Tak też zapamiętałam

zmęczonego ojca, wieczorem klęczącego z różańcem. Tak też widzę Ojca Świętego Jana Pawła II. Wiem, że mogę w tym temacie być skrytykowana jako „nauczyciel - dyktator", ale powiem krótko -jeśli kochasz to zapomnij, że istniejesz.

Jeszcze jedną ważną rzecz chcę poruszyć na zakończenie moich rozważań. Sprawia mi ból również, jeśli gospodarzowi domu przyjęcia wyznacza się miejsce kuchenne przy drzwiach. Cierpię, jeśli szukam w kościele tabernakulum, a w nim Jezusa. Przy głównym ołtarzu zastaję duże wyściełane krzesła. Po wielu latach odwiedziłam moją pierwszą parafię, w której byłam ochrzczona. Weszłam, by się pomodlić, szukałam Pana Jezusa zanim ktoś mi wskazał. Zobaczyłam z lewej strony drzwi bocznych wyjściowych, obraz Pani Jasnogórskiej i tabernakulum.

Pomyślałam, czy ja obrażam Boga swoimi odczuciami, czy sprzeniewierzam się posłuszeństwu Kościoła. Kimże ja jestem? Zachodziła we mnie walka i nagle przypomniały mi się słowa: Wysławiam Cię, Ojcze, Panie nieba i ziemi, że zakryłeś te rzeczy przed mądrymi i roztropnymi, a objawiłeś je prostaczkom (Mt 11,25). Mam odwagę o tym moim bólu wspomnieć i myślę, że mam prawo o tym napisać w tej książce, a nawet pragnę tego.

Gdy byłam letnia, to podobne sprawy były mi zupełnie obojętne, nie dostrzegałam ich, życie było łatwiejsze bez komplikowania sobie, bez narażania się, płynęłam z prądem. W czasie, gdy nawrócenie przyszło tak silne, gdy Jezus rozkochał mnie w sobie, czuję się umocniona i na tyle silna by wypowiedzieć na łamach tej książki swoje myśli. Przecież On oddał życie za mnie. Jest Królem, a zatem Jemu wszelkie zaszczyty, nie nam, nie nam Panie. Tak pojmuję relację między Bogiem, a mną grzesznikiem.

Zacytuję pewną myśl, która jest droga memu sercu i z którą utożsamiam swoje odczucia: „Kto jest powołany do przepowiadania słowa Bożego, zostaje wybrany spośród społeczności ludzi i poświęcony tzn. wybrany przez i dla Boga, przeznaczony dla Jego służby. Taki człowiek często bywa osamotniony. Musi się liczyć z oporem i sprzeciwem, również ze strony własnego „ja", dopóki nie utożsami się ze słowem, które głosi innym.

Orędzie Jezusa też nie zostało przyjęte, a Jego samego odrzucono. Był osamotniony, jak wszyscy prorocy przed Nim". Myślę, że jestem tą „kroplą", którą Pan posłużył się jako narzędziem. Znam dobrze siebie i wiem, że gdyby Jezus tego nie zechciał, nie byłabym zdolna sama z siebie pracować dla Nauczyciela i Jego zagubionych owieczek. Wszystko zawdzięczam Jemu - Chrystusowi.

6 listopada 1998 r.

Wieczorem położyłam się zmęczona do łóżka i tak bardzo zapragnęłam rozmowy z Panem Jezusem, ale przez Ewangelię. Swoim sposobem zamknęłam oczy i gorącym sercem prosiłam, mój kochany Nauczycielu powiedz mi, bo nie rozumiem, dlaczego niektórzy tak oschle mnie traktują? Powiedz Panie dlaczego, bo nie rozumiem? Ucałowałam w miejscu, w którym otworzyłam Pismo Święte i przeczytałam dokładnie w tym miejscu to jedno zdanie. „Ale jak wówczas ten, który się urodził tylko według ciała, prześladował tego, który się urodził według ducha, tak się dzieje i teraz"

Rozpłakałam się, jakże mój Nauczyciel mnie umocnił, Panie Jezu Ty wszystko wiesz. Pragnę z pokorą znosić te wszystkie doświadczenia, które mogą mnie jeszcze dotknąć, z miłości do Ciebie za nawrócenie grzeszników i za Ojca Świętego, wynagrodzenie Niepokalanemu Sercu Maryi za zniewagi jakich doznaje i za dusze w czyśćcu cierpiące i za ten dar bardzo Ci mój kochany Jezusie dziękuję.

To cudowne, że i w tej formie również mogę z mym Panem rozmawiać. I pomyśleć, że jeszcze kilka lat temu nie umiałam posługiwać się Pismem Świętym i nic z niego nie rozumiałam. Tej sztuki nauczył mnie mój Nauczyciel i On sam zachęcił mnie w cudowny sposób do tego rodzaju rozmowy z Nim, ale to już byłby temat do innej książki.

Doskonale zdaję sobie sprawę, że nie należę do uczonych w piśmie, ale nie jest to powodem, dla którego miałabym się smucić, wprost przeciwnie jest to powodem do mojej radości, gdyż w sposób prosty, jak dziecko, przyjmuję słowa Pana sercem i staram się nimi żyć na co dzień.

8 listopada 1998 r.

Jezus:
- Dziecko, nie marnuj chwil, pisz książkę, dopracuj początek i sprawdź całość. Napisz do ojca Pałubickiego, powiedz mu, że Ja go proszę, by pomógł ci w wydaniu jej. Nie martw się o cały przebieg wydania, tym procesem Ja się zajmę. Ojciec Pałubicki będzie tym głównym, który przeprowadzi jak gdyby proces wydania. Dziecko zaufaj, dałem ci najlepszego mego pomocnika, czy wątpisz? Nie licz na ludzi tylko na Mnie, a sprawa przebiegnie bez zakłóceń. Ty jesteś tylko narzędziem w moim ręku, tak jest przez całe życie ludzkie. „Jezu, ufam Tobie!", więc jak z tym zaufaniem? Moja droga nie zamartwiaj się, wystarczy ci zmartwień tych na co dzień.

Dobrze, że z miłością je przyjmujesz, to jest następny schodek do zbawienia twojego. Ta pokora dzisiejsza, którą Mi ofiarowałaś więcej dla Mnie znaczy niż umartwienia bez serca dane Mi. Dziecko idź tą drogą, którą cię prowadzę, nie lękaj się. Wiem, że czasami jest ciężko, przyjmuj wszystko z miłością i błogosław tych, którzy ci cierpień przysparzają, a szatan straci dostęp do tych ludzi i nie będzie ci przewodził.

Pamiętaj, że żądam od ciebie pokory. Cały wstęp do książki niech tchnie pokorą, rozpalony miłością do bliźniego, w innym przypadku straci Mój sens, który chcę by został w niej przedstawiony. Idź dziecko dalej na swej drodze nie zatrzymuj się, bo to stracone chwile.

Widzisz, jak czas szybko ucieka i jak dusze giną. Stawiam ci te biedne dusze na każdy dzień, byś zobaczyła jak biegną na zatracenie w pijaństwie, rozpuście, przekleństwach i zabawie. Módl się za nich. Jedno „Zdrowaś Maryja" wypowiedziane przy nich sercem wielką pomoc im daje. Są dusze, za które nikt nigdy jednej, najmniejszej modlitwy nie zaniósł do nieba.

Idąc ulicą módl się za nich. Widzisz te powykrzywiane twarze pełne złości, nienawiści, szyderstwa. Widziałaś dziś dziecko, jak atakowany jest Kościół przez szatana? Módl się za tych ludzi to najlepsze, co możesz im dać. Słyszysz, jak bawią się ci ludzie, dziś w ostatnią niedzielę, a wiele dusz mogliby wszyscy wybawić z męki czyśćcowej. Ich rodziny wołają o pomoc, a oni upijają się, bawią. Widzisz, tego człowieka jak obraża Mnie remontując swoje mieszkanie w niedzielę. Jego dni już niewiele na ziemi, a on żyje jakby jeszcze drugie sto lat mu Ojciec darował.

Ślepota, zagłuszenie sumień, ciało, dziecko, nadęte puste ciała i skurczone dusze. Módl się za nich moje dziecko, bo Ja za nich też życie oddałem. Pamiętaj, jedno „Zdrowaś Maryjo" więcej znaczy niż grzech obmowy tych ludzi.

Napisz do ojca Pałubickiego, o co prosiłem i nie martw się. Ja mu światła udzielę, on pozna, o co go proszę, a teraz błogosławię ci na całą twoją jutrzejszą pracę. Uklęknij. Niech Bóg mój Ojciec trzyma nad twoją głową święte dłonie swoje i łaski z Jego świętych rąk niech uświęcą twoją pracę apostołowania. Jezus.

8 listopada 1998 r.

Spytałam Pana Jezusa przez Pismo Święte, czy nie przyczyniam się do rozbicia Kościoła poprzez umieszczanie w tej książce moich rozważań dotyczących tabernakulum w bocznych miejscach niektórych kościołów. Nie byłam pewna do końca, czy dobrze uczyniłam. Prosiłam gorącym sercem o odpowiedź.

Otworzyłam w miejscu: Drugi list do Tymoteusza 9, 13-14. „Z tej wtaśnie przyczyny przypominam ci, abyś rozpalił na nowo charyzmat Boży, który jest w tobie przez włożenie moich rąk. Albowiem nie dał nam Bóg ducha bojaźni, ale mocy i miłości, i trzeźwego myślenia. Nie wstydź się zatem świadectwa Pana naszego ani mnie, Jego więźnia, lecz weź udział w trudach i przeciwnościach znoszonych dla Ewangelii według mocy Boga. On nas wybawił i wezwał świętym powołaniem nie na podstawie naszych czynów, lecz stosownie do własnego postanowienia i łaski, która nam dana została w Chrystusie Jezusie przed wiecznymi czasami. Zdrowe zasady, któreś posłyszał ode mnie, miej za wzorzec w wierze i miłości w Chrystusie Jezusie. Dobrego depozytu strzeż z pomocą Ducha Świętego, który w nas mieszka".

Kimże jestem Panie, że tak bardzo o mnie troszczysz się i umacniasz. Ludzie mogą się mylić, ale nie Ty. Dziękuję mój Nauczycielu.

9 listopada 1998 r.

Jezus Chrystus przez pewną osobę duchowną skierował mnie do rodziny państwa Sidorczuków. Pani Elżbieta bardzo energiczna osoba, jednakże chorująca, a Marcin, ich szesnastoletni syn uzależniony od narkotyków. Zmienia często zakłady, ucieka. Weszłam do domu pani Elżbiety z bijącym sercem. Mówiłam, Panie Jezu, gdzie Ty mnie posyłasz, przecież tu trzeba lekarza specjalisty, psychiatry, psychologa. Po ludzku obawiałam się nie rozumiejąc jeszcze, czego Pan żąda ode mnie.

Od sierpnia 1998 roku odwiedzam panią Elę raz w tygodniu. Rozmawiamy sobie trzy, cztery godziny, czasami dłużej. Mówię również o sobie, kim byłam kiedyś, kim dzisiaj. W dom ten weszłam z różańcem (najlepszy egzorcyzm) i od modlitwy różańcowej zaczynamy nasze spotkanie. Później rozważamy Pismo Święte. Weszłam z Królową Pokoju z Medjugoria, opowiadałam dość dużo pani Elżbiecie o orędziach Maryi, o moim pielgrzymowaniu do Niej.

Pani Ela bardzo chłonna wiedzy Bożej, bardzo szybko otwierała się na łaski. Zaczęła od modlitw, swój dzień wypełniała modlitwą, kolorowe czasopisma zastąpiła lekturą

o Medjugorie i innymi książkami, które jej proponuję. Ze ścian jej pięknego białego saloniku znikają weneckie lalki i inne ozdoby. Pojawia się w to miejsce duży obraz „Jezu, ufam Tobie!", następnie piękna Droga Krzyżowa, Maryja, krzyż. Właściwie zmiany te zachodzą tak szybko, że nie zauważyłam kiedy z „lukrowanego saloniku", w którym nie było oznak wiary, pojawił się dom Boży, świątynia.

Wraz ze zmianą zewnętrzną Maryja dokonuje zmiany wewnętrznej w pani Elżbiecie, rozkochując ją w swoim Synu. Krucha, słaba, filigranowa, schorowana kobieta przyjmuje krzyż benedyktyński, który przywiozłam jej z Medjugoria. Zaczyna pościć o chlebie i wodzie długie dni. Widzę, jak jej oczy żarzą się i płoną, gdy zaczyna mówić o swoim pierwszym zakochaniu w Chrystusie. Ofiarowuje Panu Jezusowi wraz ze swym mężem ślub czystości, za uwolnienie z nałogu narkotykowego ich syna.

Z miłością przyjmuje życie pokutne jako wynagrodzenie Panu Bogu, za dotychczasowe życie bez Boga i Jego prawa.

Pani Ela również zaczyna ewangelizować swego męża, swoją matkę, rodzinę, znajomych, sąsiadów. Często mi powtarza: „Mój dom jest dla pani, Anno zawsze otwarty". Dobrze się już rozumiemy, ja uczę się od niej, ona podpatruje mnie, razem wzrastamy w wierze. Uczę się od niej znosić cierpienie fizyczne, bo ta kobieta słaba fizycznie, posiada niezwykły hart ducha, w pełni świadoma, że choroba, która pomału wyniszcza jej organizm jest nieuleczalna. Obie możemy długo rozmawiać o Panu Bogu, oczy Pani Eli płoną wtedy miłosnym blaskiem zakochanej oblubienicy. Wygląda, jak mała dziewczynka i jest wtedy naprawdę piękna. Widzę, że nasze spotkania przynoszą owoce i to duże owoce, razem się z tego serdecznie radujemy.

Właściwie to Jezus nie żądał wcale ode mnie wielkich rzeczy, jedynie świadectwa i przelania tej nauki, którą mi sam Nauczyciel wykładał. Teraz już widzę jasno, że moja pomoc okazuje się owocna, gdyż sama tę drogę już przeszłam i wiem, która z nich prowadzi na skróty. Żywe świadectwa przynoszą dobre owoce.

Podczas ewangelizacji podkreślam, że jestem tylko uczniem Jezusa - naucza Jezus sam. Wspominam często o tym, by nie uchybić najmniejszej wdzięczności Panu Jezusowi, by nie skupiać się na osobie, która ewangelizuje, bo ona jest tylko przekaźnikiem i to nieudolnym. Jeśli Pan Bóg opuściłby choć na jedną minutę świeckich, którzy ewangelizują, dopiero by byli zawiedzeni słuchacze, dopiero by było słychać gwizdy i śmiechy na sali.

Inteligencja i pamięć ludzka jest zawodna. Nigdy nie powinno dojść do postawienia na piedestale ucznia przed Nauczycielem. Miejsce najwyższego podium winien zawsze zajmować Nauczyciel, Ten jeden jedyny, bo to tylko i wyłącznie On jest Alfą i Omegą. Źle się dzieje w grupach modlitewnych, tam gdzie dużą uwagę skupia się na osobie prowadzącej. Nieraz dochodzi do wielkich zachwytów jakby Pan Jezus był tam pomniejszany. To musi sprawiać wielką przykrość Panu Jezusowi.

Wszystkim uczniom Pana Jezusa gorąco polecam przetrawienie duchowe w formie ćwiczeń „Traktatu o doskonałym nabożeństwie do Najświętszej Maryi Panny" św. Ludwika Marii Grignion de Montfort. Tę niebieską książeczkę można nabyć w katolickich księgarniach. Zacytuję jedną myśl św. Ludwika jakże ważną: „Jeśli nie obumrzemy dla siebie i jeśli najświętsze nasze praktyki religijne nie doprowadzą nas do tej śmierci tak koniecznej, a zarazem tak życiodajnej, nie przyniesiemy pożytecznego owocu. Nasze nabożeństwa będą bezużyteczne, a wszystkie nasze dobre uczynki będą skażone miłością własną i samowolą. I dlatego Pan Bóg brzydzić się będzie największymi naszymi ofiarami i najlepszymi uczynkami, a w chwili śmierci staniemy z próżnymi rękoma..."

„Z tej książeczki nauczyłem się, co to właściwie jest nabożeństwo do Matki Bożej": Kardynał Karol Wojtyła - Borek Fałęcki, 8.11.1968 r.

14 listopada 1998 r. - Piątek

Wczoraj zaznałam troszeczkę cierpienia od tych, za których modlę się o ich nawrócenie. Sercem ogarnęłam tajemnicę ukoronowania cierniem Pana Jezusa, obnażenia. Ze mnie również szyderczo kpiono. Czyni tak pewna osoba, jak mija mnie idącą ulicą.

Dziś jedna osoba użyła przekleństwa i skierowała je w mojej obecności na kapłana, który cały oddaje się na służbę Bogu i ludziom. Ta młoda osoba jest bardzo poraniona. Odmawiam bolesną część różańca za tę osobę i przepraszam Pana Jezusa.

Czasami wydaje mi się, że mój krzyż przyciska mnie za bardzo, że już nie dam rady, ale od razu widzę jasno swoje grzechy, którymi obrażałam niegdyś Boga, a Jezus? On nic złego nikomu nie uczynił, czynił jedynie dobro. Podobnie ten ów kapłan, o którym wspomniałam. Łzy same napływają do oczu. Dlaczego szatan tak szaleje. Czasami wydaje mi się, że widzę jego straszliwy pysk i cała się wzdrygam. Jak wiele potrzeba modlitwy.

Szkoła pt. „Cierpienie z Chrystusem w miłości". Ta szkoła trwa już pięć lat. Tak to czuję, bo jeszcze jedno nie skończy się, a zaczyna drugie, a przy tym praca, codzienna praca dla pozyskania dusz. Przyznaję, że to jest bardzo trudna szkoła, ale skoro samym Nauczycielem jest Ten, który niewinny, a zamęczony na śmierć?

Udziel mi Panie Jezu daru, aby cierpienia umocniły mnie tak jeszcze słabą i tak bardzo grzeszną. By wola Boga Ojca wypełniła się we mnie do końca. Niczego innego nie pragnę Ojcze mój, a jedynie by świat poznał wielką miłość Chrystusa, żeby świat rozkochał się w Chrystusie i Jego Matce. Daj im Panie poznać choć w połowie miłość, którą odkryłeś przede mną.

16 listopada 1998 r.
Najświętszej Maryi Panny Ostrobramskiej

Dziś zaznałam wiele radości, otrzymałam list od mojego ukochanego o. Tomasza z Lichenia, jakże mnie umocnił. Ze względu na jego bogactwo duchowe zacytuję niektóre fragmenty.

„Droga Siostro!

Dziękuję za pamięć, a szczególnie za modlitwę. Dobrze, że walczysz, ale faktycznie ta twoja walka musi być przez kogoś kierowana. Z tego, co piszesz wynika, że jest sporo chaosu. Zdobywasz się na duże wysiłki, posty..., a potem następuje „klapa" tzn. choroba, albo wyczerpanie duchowe (rezygnacja, zniechęcenie...) psychiczne, a dalej fizyczne. Zwykle objawia się to chorobą. Wystarcza uporządkowanie życia duchowego pod kierunkiem doświadczonego kapłana (Bożego) spowiednika, aby wszystko wróciło do normy.

To, że czujesz się intruzem, a księża uważają cię za „nawiedzoną", że jesteś ignorowana to wszystko stanowi raczej pozytywny objaw. Przeciwności - pisze O. Pio - są pewnym znakiem miłości Bożej. (...) Moi kochani, jest to wymowny znak najbardziej intymnej obecności Boga w duszy.

„Będę z nim w utrapieniu " (Ps. 91,15). Z tej racji św. Jakub Apostoł zachęca duszę do radowania się z utrapień w przeciwnościach i gdy doznaje skutków nawałnicy pokus: „Za pełną radość poczytujcie to sobie bracia moi, ilekroć spadają na was różne doświadczenia (Jk l,2). To wyjaśnia dlaczego za udział w walce otrzymuje się nagrodę, a im dusza bardziej walczy, tym bardziej mnożą się palmy zwycięstwa.

A(...) każdemu odniesionemu zwycięstwu odpowiada jakiś stopień wiecznej chwały. Dlatego każde zwycięstwo nad słabością, namiętnością może i powinno być źródłem niemałej radości. Dlatego nie ustawaj w boju, warto zdobyć się tu na wysiłek, by zbierać TAKIE DUCHOWE OWOCE."

Dziękuję Ci Panie Jezu, a dziś szczególnie Matko Miłosierdzia za te słowa, które ojciec Tomasz mi przysłał.

Wieczorem jeszcze sam Pan Jezus mnie umocnił, choć o to wcale nie prosiłam. Chrystus widział, co się w mojej duszy dzieje, On wie, kiedy tęsknię za Nim, wtedy porywa mnie w swoje miłosne ramiona, tuli, wycisza, a ja czuję się jak malutkie dziecko bardzo szczęśliwa i bardzo bezpieczna.

Jezus:
- Dziecko, taka wielka odległość między nami powstała. Oddalasz się ode Mnie. W doświadczeniach, które cię spotykają uwielbiaj Mnie, a nie narzekaj, nie załamuj się. Przyjmuj wszystko z ufnością. Obecne doświadczenia uczynią cię silną na dalsze ciosy. To jest zaprawa do boju, do walki o dusze, a ty nie narzekaj.

Cóż to za choroba moje dziecko, że tak cię osłabia w miłości do Mnie. Drętwienie nóg i rąk, kołatanie serca na pewno utrudnia ci czynności życiowe, ale nie na tyle, by aż tak się zniechęcać. Jeden telefon, jedna rozmowa i już zaczynasz załamywać się. Ty masz dziecko im przewodzić i świecić moim światłem. Wybrałem ciebie, bo wiem, ile możesz z siebie wykrzesać dobra dla innych. Zapłatą Ja będę ci w niebie.

Ty masz siać, a nie błyszczeć na firmamencie. Ten błysk zostaw chwale mego Ojca, nie zabiegaj by być gwiazdą na scenie. Niech inni to czynią, jeśli tak chcą. Ja ci dziecko powiedziałem, twoja droga to działanie i praca dla Mnie w ukryciu. Plony twojej pracy zbiorą inni, a ty nie zabiegaj o uznanie, bo to trąci pychą. Bądź pokorna. Najlepszy prezent dla Mnie to praca bez braw i klaskania. Sama wiesz, że to jest nietrwałe w ludziach. Po kilku latach, gdy człowiek umrze - zapominają.

Zabiegaj o pracę dla Mnie w ukryciu i nie zniechęcaj się. Jest tak, jak ks. Tomasz ci napisał. To wyda owoc, ale musisz cały czas trwać w prawdzie, a cierpienie będzie ci wskazówką, a jeśli będą cię poniżać i lekceważyć to wiedz, że na najlepszej drodze jesteś.

Proś o spowiednika w dalszym ciągu Maryję. Już wkrótce go otrzymasz. To będzie prezent, który dziś moja Matka wyprosiła dla ciebie podczas Mszy świętej odpustowej. (Uczestniczyłam we Mszy świętej w kościółku przy ul. Ostrobramskiej). Ja mojej Mamie niczego nie mogę odmówić.

Wrócisz też do postów, również w tym ksiądz Tomasz ma rację. Uregulowane zostaną w tobie sprawy ducha i zdrowie fizyczne wróci. Powiedz księdzu Tomaszowi, żeby on również bardziej skupiał się na swoim zdrowiu, bo trochę je zaniedbuje, a musi Mnie jeszcze długo służyć i ludziom, by wypełnił się w nim plan Boży. A teraz dziecko list, a może życzenia dla siostry Cecylii.

Kochana siostro doświadczam każdego kogo kocham, ciebie również, ale ty dziecko nigdy nie wątp w objawienia medjugorskie. Innym to mogę wybaczyć, ale u ciebie nie mogę tego tolerować, bo ty szczególnie w tym temacie dużo łask otrzymałaś, a i wiele zrozumienia i światła, a teraz nagle masz wątpliwości? A co będzie, co powiesz jak przyjdzie Mi cię bardziej doświadczyć, jak ten egzamin zdasz? Przecież patrzą na ciebie Moi uczniowie, których ci dałem pod opiekę.

Każde fałszywe drgnienie powieki jest wyczuwalne, a ty masz w uporze wiary i nadziei trwać i nie dać się zwieść pismarczykom, filozofom, którym się wydaje, że błyszczą piórem dla dobra Kościoła. Lepiej by zaniechały te pióra, a więcej dobra czyniły dla zbudowania więzi wiernych skupionych wokół mojej owczarni.

„Filozofów" nigdy nie dopuszczam do głębokich tajemnic. Gorące serce, dziecko, u Mnie się liczy. Zachowaj gorące serce, z tego cię rozliczę. Niech cię Mój Ojciec, Bóg błogosławi na dzień twego imienia Św. Cecylii - darzy ci. Ja Jezus. Amen.

 

Listopad 1998 r.
Józefów nad Wisłą

„Kochana siostro Aniu!

Zawsze myślalam, że mam bujną wyobraźnię, ale to co mi się przydarzyło przeszło moje najśmielsze oczekiwania. Chlubiłam się znajomością z tobą kochana Aniu, bo ty zostałaś wybrana przez Boga, cieszyłam się z całego serca. A teraz mnie niegodną wybrał Pan. Jak powiedziałaś mi przez telefon nie mogłam już o niczym myśleć. Ze łzami w oczach modliłam się dziękując Bogu za tak wielkie wyróżnienie, chociaż nie znałam treści listu, wiedziałam, że mnie bardzo kocha.

List od Pana Jezusa przez ciebie otrzymałam w poniedziałek i jak go przeczytałam, płakałam z wielkiej radości dwa dni i nie nadawałam się do niczego, w mojej głowie były tylko słowa „Jak bardzo Pan Jezus mnie kocha", tak pięknie się do mnie zwraca „polny kwiatuszku, kruszynko, dziecinko", to najpiękniejsze słowa, jakie usłyszałam w życiu, tak pełne miłości. Myślałam, że z radości serce mi pęknie. I tak jest do dziś (już tydzień), gdy każdego dnia czytam ten list, nie mogę powstrzymać łez, łez wielkiej radości i miłości.

Teraz wiem, że ty Aniu przyjechałaś w wakacje do Józefowa, aby wzmocnić moją wiarę. Dziękuję Bogu, że przysłał cię do mnie. Kocham cię Aniu z całego serca i teraz wiem, że jesteś prawdziwą moją siostrą, bo Pan Jezus tak chce. Największym moim pragnieniem jest, aby umieć tak bardzo kochać wszystkich ludzi, jak Pan Jezus pokochał mnie i tak postępować, aby nawet najmniejszym grzechem nie zasmucić Jego oblicza.

Módl się za mnie kochana, abym już nigdy nie obraziła Boga, abym umiała pełnić Jego wolę. ..."

Dioniza.

Modlę się za ciebie i całą twoją rodzinę.

Listopad 1998 r.

Samotnia w ciszy przynosi owoce. Czasami są dni, że w ogóle nie odbieram telefonów. Rozważam, modlę się, czytam Pismo Święte. Wzmacniam się duchowo. Ostatnio odczuwam dużą potrzebę przebywania w ciszy. Kiedyś przed moim nawróceniem byłoby to bardzo trudne dla mnie. Dziś świat i jego tempo mnie męczy.

Usiłuję ponowić próby, kiedy znów będę mogła pościć, bardzo pragnę wrócić w środy i piątki do chleba i wody, tęsknię za moimi postami, tęsknota ta wypełnia mnie całą. Zjadłam rano chleb z masłem i popiłam herbatą, a w południe kaszę gryczaną, jabłko i gruszkę. Wcale gorzej nie czułam się. Drętwienie nóg i rąk odczuwałam tak jak zawsze, nie miałam wcale silniejszych zawrotów głowy.

Matka Najświętsza napełniła mnie wielką radością i pokojem. Proszę Maryję o Bożego spowiednika, który by miał dużo cierpliwości do mnie.

19 listopada 1998 r.

Około rok temu mój sąsiad chyba osiemnastolatek czynił szkody na terenie posesji, na której mieszkam. Zwróciłam mu ze dwa, trzy razy uwagę. Jego mama oburzyła się na mnie. Zrobiła mi bazarową awanturę i świadkiem był ów jej syn. Od tej pory ta pani nie odpowiada mi na moje pozdrowienie, choć jestem o wiele starsza, a jej syn zawsze przechodząc koło mnie dawał upust swojej wrogości do mnie. Znosiłam to rok, starałam się czynić to z miłością, w czasie naszego mijania się na ulicy modliłam się za nich oboje, nie tylko wtedy, ale i częściej.

Wytrwałam w tym cierpieniu rok oddając je Panu Jezusowi. Do czasu aż szatan nie wytrzymał tej mojej pokory i zamieszał po swojemu. Rozmawiając z drugą sąsiadką (weszłam na chwilę do jej mieszkania, niestety to ludzie nie praktykujący) tym razem ja dałam ponieść się swoim słabościom. Z wielką „gorliwością" poskarżyłam się na tych dwoje, od których znoszę poniżenie. Pomyślałam, niech się dowiedzą wszyscy lokatorzy, jak to dobrze wychowana pani uczy swego syna złego i na dodatek chroni go ślepą miłością.

Przyszłam do domu zadowolona, że wyrzuciłam z siebie ten ciężar, o którym tylko ja wiedziałam, ale sumienie zaczęło coś niecoś mi wyrzucać. Rozmyślałam sobie i od razu się rozgrzeszyłam, właściwie to powiedziałam prawdę i zaczęłam się tłumaczyć sama przed sobą. Dochodziła godzina 15.00, wzięłam do ręki Pismo Święte prosząc Pana Jezusa, by mi wytłumaczył czym Go zraniłam, bo jednak sumienie nie dawało mi spokoju. Mój Nauczyciel czeka zawsze, by mnie pouczać, nie zostawia mnie na długo samą w obawie, że popadnę w następną pułapkę.

Ucałowałam Pismo Święte na stronicy, gdzie otworzyłam jak zwykle z zamkniętymi oczami. To co mi powiedział Pan sprawiło, że siedząc w fotelu zesztywniałam, bo słowa przeszywały mnie całą. Przez jakieś dwadzieścia minut nie mogłam wstać, by klęknąć do Koronki Bożego Miłosierdzia, a na zegarze minęła piętnasta. Czułam się, jak najgorszy uczeń w całej szkole Jezusa, stale pouczany i nic nie rozumiejący, stale raniący swego Nauczyciela. Klęcząc zakryłam twarz dłońmi płacząc jak dziecko. Dokąd będę Cię Panie zwodzić?

Poniżej cytuję fragmenty tego, co mi Pan powiedział: Pierwszy List św. Pawła do Koryntian 6, 1-11. Szukanie sprawiedliwości przed trybunałami pogańskimi.

„Czy odważy się ktoś z was, gdy zdarzy się nieporozumienie z drugimi, szukać sprawiedliwości u niesprawiedliwych, zamiast u świętych? Czy nie wiecie, że święci będą sędziami tego świata? A jeśli świat będzie przez was sądzony, to czyż nie jesteście godni wyrokować w tak błahych sprawach ?...

Wy zaś, gdy macie sprawy doczesne do rozstrzygnięcia, sędziami waszymi czynicie ludzi za nic uważanych w Kościele! Mówię to, aby was zawstydzić. Bo czyż nie znajdzie się wśród was ktoś na tyle mądry, by mógł rozstrzygać spory między swymi braćmi? A tymczasem brat oskarża brata i to przed niewierzącymi.

Już samo to jest godne potępienia, że w ogóle zdarzają się wśród was sądowe sprawy. Czemuż nie znosicie raczej niesprawiedliwości? Czemuż nie ponosicie raczej szkody? Tymczasem wy dopuszczacie się niesprawiedliwości i szkody wyrządzacie i to właśnie braciom.

Czyż nie wiecie, że niesprawiedliwi nie posiądą królestwa Bożego? Nie łudźcie się! Ani rozpustnicy, ani bałwochwalcy, ani cudzołożnicy, ani rozwieźli, ani mężczyźni współżyjący ze sobą... ani oszczercy, ani zdziercy nie odziedziczą królestwa Bożego. A takimi byli niektórzy z was. Lecz zostaliście obmyci, uświęceni i usprawiedliwieni w imię Pana naszego Jezusa Chrystusa i przez Ducha Boga naszego"

 

Listopad 1998 r.

Chciałabym wspomnieć również w szkole Jezusa o pewnym pouczeniu, jakiego mi Chrystus udzielił dwa lata temu. Zasiadałam wówczas w komisji wyborczej. Praca w takiej komisji jest bardzo męcząca, nieraz trwa ok. trzydzieści godzin bez wytchnienia do rana.

Podczas głosowania siedzieliśmy przy stołach rozmawiając, jeden z członków komisji był nader sympatyczny i wykształcony. Ja opowiadałam mu o ciekawych audycjach w radiu Maryja, on stwierdził, że musi zacząć słuchać tego radia itd. Jednakże podczas głosowania dostemplowywał karty, czego nie wolno robić i jeszcze parę ruchów jakie wykonał, zaczęły wydawać mi się dziwne. Wychodził do samochodu, tam dzwonił z telefonu komórkowego (chociaż aparat był w szkole, w której pracowaliśmy).

Nad ranem oboje pojechaliśmy z zaplombowanym workiem do urzędu oddać wyniki głosowania. Zobaczył mnie tam ktoś znajomy i powiedział: „Z kim ty pracujesz? To jest wtyczka z SLD, jego ojciec zasiada w drugiej komisji, a żona w trzeciej". Zrobiło mi się gorąco. Uprzytomniłam sobie, że to on trzymał pieczątkę, którą pobrał dzień wcześniej. Wtedy też ogarnęła mnie wściekłość.

Pośród setek ludzi, w olbrzymiej hali (czekających członków komisji na oddawanie worków z kartami) wykrzykiwałam podnosząc głos: „Wciskacie się jak pluskwy wszędzie nieproszeni towarzysze, świetnie się kamuflujecie, miłośnik radia Maryja, farbowany lis itp." Wyrwałam mu worek z głosami z ręki, uchwyciłam mocno przelatując myślą, jak towarzysz mógł pomieszać „głosy".

Jezus przerwał mój występ. Wokół zrobiła się wielka cisza. Wszyscy oglądali skompromitowanego i odkrytego przeze mnie komunistę, pana dyrektora z departamentu pewnego ministerstwa. Ten człowiek stał naprzeciw mnie, milczący, jakiś taki mały, niewymowny, skurczony sam w sobie, a ja w sekundzie zobaczyłam scenę obnażenia Jezusa w tym człowieku. To była chwila, przyśpieszony film. Zamilkłam i już nie wypowiedziałam ani jednego słowa.

Po skończonej pracy podałam mu rękę na pożegnanie. Pan Jezus wiedział, że ta krótka chwila obnażenia może umknąć mojej uwadze, chciał mi mój Nauczyciel bardziej zwrócić uwagę na to, czym Go zraniłam w tym człowieku - komuniście, bo tak do końca to nie bardzo wiedziałam, jak należało postąpić w tak trudnej sytuacji.

Pytałam Pana Jezusa: Jezu, przecież trzeba bronić się przed tymi ludźmi. Widziałeś Panie, jak fałszywie w rozmowie ze mną za owcę wilk uchodził. Byłam pewna, że to człowiek prawicy. Panie Jezu kochany, czy miałam milczeć? Zupełnie nic nie mówić? Udać, że nic nie wiem?

Przecież tym ludziom o to chodzi, byśmy byli w niczym nie zorientowani. Tak zamęczałam swoim tłumaczeniem mojego Nauczyciela, a Jezus milczał do czasu, kiedy On sam zechciał przemówić.

Minął prawie tydzień od tego wydarzenia. Podczas mojej adoracji u Księży Pallotynów zachwycałam się wielkością Chrystusa Króla, a zarazem Jego uniżeniem i maleńkością w Najświętszym Sakramencie, odwróciłam mechanicznie głowę do tyłu, kaplica była pusta. Patrzę, a tuż za mną leży małe wydanie pallotyńskie Nowego Testamentu. Powróciłam do adoracji, ale ciągle coś nie dawało mi spokoju.

Myślę sobie, takie małe wydanie, właściwie powinnam sobie podobne kupić, bo w domu mam wydanie Pisma Świętego, Księgę Tysiąclecia, jest ciężka i nie mogę ją ze sobą zabierać. Nie mogłam adorować Pana Jezusa, moja głowa sama wykręcała się do tyłu, znów spoglądałam na Pismo Święte. Trochę było już zniszczone, na pewno niewiele kosztuje, że też nigdy nie pomyślałam o Jego kupnie. Wszędzie by mi towarzyszyło. Więcej miałabym okazji, by zaglądać do Niego częściej np. jadąc tramwajem.

Przecież tego nie mogę wziąć, pewnie ktoś zapomniał. Walka trwała może ok. piętnaście, dwadzieścia minut. W pewnym momencie powiedziałam - dobrze Panie Jezu, jesteś tu żywy, obecny, doskonale widzisz, o co idzie w mojej duszy. Jeżeli ja wezmę do ręki to Pismo Święte, otworzę Je na pierwszej lepszej stronicy, a Ty powiesz mi, w czym Cię zraniłam tam w urzędzie podczas mojej pracy gdy dałeś mi zobaczyć scenę obnażenia, to uznam, że Ty chcesz bym to Pismo wzięła, że ktoś zostawił je, bo kupił sobie nowe, że to Pismo jest dla mnie, bo jestem uparta jak muł i pewnie znowu sama Go nie kupię, zapomnę albo mi zabraknie znowu pieniędzy.

Wzięłam do ręki Pismo Święte, zamknęłam oczy, otwieram i czytam: List do Rzymian.

„Dlaczego więc ty potępiasz swego brata? Albo dlaczego gardzisz swoim bratem? "

I na tym Pan Jezus jeszcze nie zakończył pouczać, jeszcze raz przemówił do mnie wieczorem, bym miała jasny obraz, czego chciał mnie nauczyć:

Uważaj na siebie dziecko we wszystkich swoich uczynkach i bądź dobrze wychowana w całym swoim postępowaniu. Czym sama się brzydzisz, nie czyń tego nikomu. Udzielaj twego chleba głodnemu, a szat swoich użycz nagim. Ze wszystkiego co ci zbywa, dawaj jałmużnę.

W każdej chwili uwielbiaj Pana Boga i proś Go, aby drogi twoje były proste i aby doszły do skutku wszystkie twoje zamiary i pragnienia.

No tak, dobrym wychowaniem to ja Panie nie popisałam się. Panie Jezu, chyba nigdy nie zdam matury w Twojej szkole.

Wzięłam owo Pismo Święte, tak wzięłam, wiedziałam, że mogłam Je wziąć, że niejako czekało na mnie. Nie rozstaję się z Nim do dzisiaj. Jest prawie całe popodkreślane, a ja żyję, wzrastam w Jego słowach, tęsknię za Jezusem również poprzez żywe Jego słowo, które kieruje do mnie w trudnych sytuacjach i chwilach mego życia, gdzie pojawiają się znaki zapytania.

Pan Jezus i w ten sposób mnie upomniał: Chociaż bowiem w ciele pozostajemy, nie prowadzimy walki według ciała, gdyż oręż bojowania naszego nie jest z ciała, lecz posiada moc burzenia dla Boga twierdz warownych. Jak trudne jest jeszcze to zadanie dla mnie do wykonania w 100%. Cóż, jeszcze się uczę, nadal jestem w Twojej szkole Panie i tak pozostanie dopóki moje serce nie przestanie bić.

25 listopada 1998 r.

Dziś radość zagościła do mnie wieczorem. Wróciłam z Mszy świętej, środowej nowenny do Matki Bożej Nieustającej Pomocy. Oddałam Matce Bożej sprawę wydania książki, o którą prosił Jezus. Wiem, że to bardzo długi i skomplikowany proces, o którym ja nie mam pojęcia. Od pewnego czasu zaczęłam prosić Maryję i księdza Ignacego Kłopotowskiego (apostoła prasy i wydawnictw katolickich) o pomoc w tej sprawie.

Zatelefonował ojciec Pałubicki. Teraz wiem, że Pan Jezus udzielił drogiemu ojcu światła, i że on mi pomoże. Mój Boże, tyle radości w sercu dziś mam. Pan sam mnie prowadzi. Wychwalam Jego dzieła, a Miłosierdzie Jego ponad wszystko, jakie okazał mnie grzesznicy.

29 listopada 1998 r. - Pierwsza Niedziela Adwentu

Jezus:
- Wiem, po co przychodzisz, o co chcesz Mnie prosić. Pisz moje dziecko. Możesz użyć w tej książce nazwisk kapłanów, do których się zwracam, by cię prowadzili i wspomagali duchowo. Nie może być również wydana anonimowo, bo to oznacza, że nie ma autora, że to jest mit, a ta książka ma autora. Ja Nim jestem, ty tylko spisujesz moje słowa. Zatem proszę byś ujawniła nazwiska kapłanów. Nie mogę zaprzeczać swojej nauce.

Uczyłem cię dziecko, że masz iść drogą prawdy, więc ukazuj w świadectwach żywych ludzi, którzy mają imiona i nazwiska. My dziecko, nie możemy ukrywać się w ciemnościach. Jam Jest, Który Jest, Zbawiciel tego świata. Kto chce iść za Mną niech weźmie swój krzyż i idzie za Mną. Ta książka posłuży jako Krzyż dla ciebie i moich kapłanów, a krzyż był zawsze znakiem podziałów i przeciwności. Teraz dziecko proś, czego oczekujesz jeszcze ode Mnie?

Anna:
- Chcę Cię kochać pełną prawdziwą miłością. Wiem, że Ci smutno, rozpal mnie swoją miłością, rozkochaj mnie w Sobie, byś był pierwszy przed moim ostatnio zbyt obfitym ilościowo pokarmem, przed tym filmem, który dziś obejrzałam w telewizji, przed wszystkim i wszystkimi. Przed moim egoizmem, przede mną.

Jezus:
- Ja daję ci dziecko całego siebie, całą mą miłością pochylam się nad nędzą twoją. Uczyń to samo, a nie będziesz miała wyrzutów sumienia i będę na pierwszym miejscu w twoim życiu. Powiedz, czy Mnie kochasz? Czy jeszcze Mnie kochasz?

Anna:
- Kochany mój najdroższy, jedyny Przyjacielu, jesteś największą moją miłością. Nie znam nikogo, kto tak bardzo ukochałby mnie, jak Ty Panie. Właściwie to nie zaznałam miłości od ludzi oprócz moich rodziców.

Jezus:
- Miłość nie znosi próżni, już ci o tym mówiłem, prawda? Bądź dziecko moim oddechem, moim tchnieniem powiewu wiosennego, moją radością, moim pocieszeniem. Utul mnie, bo Serce moje stale krwawi i jest rozdzierane przez niewdzięczności tego świata.

Słyszysz mój szloch, to łkanie. Jestem żywym Bogiem obecnym w każdym człowieku. Ilu jest ludzi na ziemi, ile razy każdy z was w ciągu dnia i nocy Mnie rani. Przeszyty jestem cały bólem. Tak bardzo pragnę odpoczynku, by ból mój został uśmierzony w miłującym Mnie sercu. Czy znajdę takie święte serce, w którym bym mógł odpocząć? Czy dasz mi swoje serce jako mieszkanie, w którym mógłbym się skryć przed katami, bluźniercami tego świata?

Daj mi swoje serce gorące dla Mnie Jednego. Nie zajmę ci w nim dużo miejsca. Nie zabiorę całego twego serca. Daj ten najmniejszy kącik, w którym Syn Boży mógłby głowę położyć. Uczyń to w okresie Adwentu uwielbiaj Mnie we wszystkim, co czynisz w każdej chwili, bo nie wiesz kiedy zechcę przyjść. Pracuj tak, by to mieszkanie było zawsze gotowe na moje przyjście. Ciche, wysprzątane i bezpieczne, dobrze moje dziecko?

Anna:
- Tak Panie Jezu, będę się starała w tym czasie szczególnie dbać o miejsce wypoczynku w moim sercu dla Ciebie.

Jezus:
- Dziękuję. Pobłogosławię cię, z moją pomocą zwyciężysz wszelkie zło. Podnieś się. Niech cię błogosławi Bóg Ojciec, Syn Boży i Duch Święty w moim pokoju. Amen.

Listopad 1998 r.

Jestem szczęśliwa, bo odbyłam spotkanie z moim kierownikiem duchowym. Pojednałam się z Panem Jezusem w sakramencie pokuty. Czekają mnie ćwiczenia duchowe na każdy dzień. Zalecenia ojca Tomasza łączą się w jedną całość z orędziem Pana Jezusa, które otrzymałam. Moje mieszkanie dla ukochanego ma być wysprzątane i stale utrzymywane w czystości na Jego odpoczynek w sercu moim.

Ojciec Tomasz pomógł mi spojrzeć na posty jako ofiarę. Wskazał środki w chwilach ewentualnych dolegliwości zdrowotnych, które towarzyszyły mi w czasie postów jak ból głowy, senność, zimno (spada cukier). Zrozumiałam, że jest to próba, ofiara, której Pan oczekuje ode mnie. Te wszystkie doświadczenia, oczyszczenia to walka, którą każda dusza może pokonać. Zatem wracam po krótkiej przerwie do chleba i wody.

Ojciec Tomasz również zwrócił mi uwagę na ograniczenia ilościowe posiłków, na niepotrzebne podjadanie oraz by te posiłki były skromne same w sobie, nie pracochłonne, proste. Już dziś rozpoczęłam walkę o najpiękniejsze mieszkanie dla Pana Jezusa.

Mój Boże dziękuję Ci za ojca Tomasza, który tak bardzo mnie umacnia poświęcając swój czas, a przecież pokonuje trasę Licheń - Warszawa. Raz spytałam ojca Tomasza, jak się czuje, wyglądał na bardzo przeziębionego. Machnąwszy ręką odpowiedział: „Ważne jest to zdrowie duchowe, a nie fizyczne".

Listopad 1998 r.

Zaprzyjaźniony ze mną lekarz chciał mi pomóc w formie wypisania potrzebnych leków na „zielone recepty" (bezpłatne). Nie wykupywałam leków ze względów finansowych. Wypisałam zatem całą listę tych, których potrzebuję, ale Pan Jezus zaraz mi to przerwał (dochodziła piętnasta, Godzina Miłosierdzia).

Jezus:
- Dziecko, nie pisz, nie przygotowuj listy leków. Czy chcesz nowy dług zaciągnąć wobec Mnie?

Dawniej też popełniłam podobny grzech. Prosiłam syna, by przyniósł mi z pracy długopisy o bardzo dobrych, grubo piszących wkładach. Nie podobało się to Panu Jezusowi. Uświadomiłam sobie, że zmusiłam syna do kradzieży. Długopisy służą mu w pracy w nieograniczonej ilości, ale są własnością nie moją ani mojego syna, ale firmy. Podczas sakramentu pokuty ojciec Tomasz powiedział mi: „Pan Jezus dostarczy ci środków, on zna twoje potrzeby. Jako zadośćuczynienie oddaj tę sumę pieniężną na potrzeby dla biednych".

Jak bardzo trzeba pilnować się, jak szybko można wpaść w pułapkę grzechu z inteligentnym podszeptem - „tłumaczeniem" szatana. Zniszczyłam zatem listę leków natychmiast. Panie Jezu, to Ty pilnujesz swego mieszkania w moim sercu. Jezu, powierzam Ci tę troskę z dziedziny życia materialnego, abym mogła skoncentrować swoją uwagę, myśli i działania na dobrach duchowych i Twojej służbie. Chwała Ojcu i Synowi i Duchowi Świętemu, jak była na początku teraz i zawsze i na wieki wieków.

l grudnia 1998 r.

Pani Elżbieta zaproponowała mi odstąpić swój salonik dla osób, które również chciałyby wzrastać duchowo jak ona. Ucieszyłam się, gdyż też już o tym myślałam, ale nie ośmieliłam się jej tego zaproponować. Zatem może i przybędzie nas więcej na wspólne nawracanie się, wspólny wzrost duchowy.

Zaczęłam rozważać tę możliwość, a z drugiej strony obawy, czy podołam poprowadzić większą grupę. Często łapię się na tym, że wypowiadam zdania głośno, powiedziane przez Pana Jezusa lub używam określeń: Pan Jezus powiedział mi „to" czy „tamto", a przecież nie mogę przed nieznanymi obcymi ludźmi prowadzić sobie rozmów powołując się na Pana Jezusa.

Jezus:
- Dziękuję ci moje dziecko, że przyszłaś do Mnie z tym pytaniem, i że odpowiedź pozostawiasz Mnie. Ty wiesz, że chcę wszystkiego, co pobudza ludzkość do poznania mojej miłości, mojej Prawdy. Chcę i pragnę byś tę grupę prowadziła ty. Sama wiesz, ile doznałaś łaski i dobrodziejstw. Kto skupia się w Imię moje, kto poszukuje Mnie nie odchodzi z pustymi rękoma.

Nie bój się, niech znikną twoje nieuzasadnione obawy. Możesz z całym moim błogosławieństwem, którego ci udzielam prowadzić owczarnię do Mnie. Możesz to uczynić dobrze sama, jak i z kapłanem, ale sądzę, że teraz twoja droga będzie samotna, co oznacza, że ten ciężar spadnie na ciebie, ale sama wiesz, że to jest słodki ciężar.

W przyszłości będzie ci może dana opieka kapłana, jeśli tego będzie domagała się moja owczarnia. Na razie będziesz ich sama prowadzić, tych co naprawdę Mnie poszukują. Nie możesz liczyć tu również na pomoc ludzką, Ja będę tobą nadal kierował, a przez ciebie przewodził moim przyszłym uczniom, ale ty im teraz nie wspominaj o darze, który otrzymałaś. Zostaw to Mnie, wszystko we właściwym czasie wyda owoc.

Jeśli ktoś zrezygnuje, to nie kłopocz się, bo przyjdzie drugi. Tak dzieje się w większości wspólnot, a główny korzeń trwa. A teraz proszę popracuj w Adwencie nad stanem swojej duszy, ćwicz dziecko się w tym, co zalecił ci spowiednik. To jest bardzo ważne dla wzrostu twojej świętości. Potraktuj wszystkie jego zalecenia jak moje.

Niech język twój będzie już uzdrowiony na zawsze, by to co sprawia jeszcze trudności usunąć i by stało się NORMALNOŚCIĄ, a nie stałym pilnowaniem się, bo to jest pierwszy etap szkoły, w drugim przechodzisz do całkowitej harmonii swej duszy, którą ukształtowałem ci przed twoim narodzeniem, gdy weszłaś w łono swej rodzicielki matki.

Pracuj kochana moja córko z miłością i błogosławieństwem noś w sercu swoje cierpienia i te mniejsze i te większe. Umacniaj się poprzez ćwiczenia, bardzo cię o to proszę, a będziesz silną w umacnianiu tych, którzy szukają u ciebie pomocy.

Jezus, Ten Który ma przyjść do waszych serc w postaci maleńkiej, ale jakże potężnej miłości. Amen.

Jedno z wielu ćwiczeń, jakie zadał mi mój kierownik jest to, że nie wolno mi brać udziału w obmowie, ani samej to czynić. Jak to rozumieć? Otóż jeśli ktoś przy tobie obmawia, obnaża w „dobrej wierze" (fałszywe myślenie) drugą osobę, która nie może się obronić przez swoją fizyczną nieobecność, najpierw pomódl się krótko za tę obmawiającą, jeśli nie ustaje, zwróć jej uwagę na Boga np.: „czy Chrystus tego chce". Jeśli to w dalszym ciągu nie skutkuje odchodzę lub, jeśli jest to w rozmowie telefonicznej odkładam słuchawkę.

3 grudnia 1998 r. - Pierwszy czwartek miesiąca.

W każdy czwartek ofiarowuję Panu Bogu Mszę świętą w intencji Bożych i licznych powołań kapłańskich, oraz o drogę kapłaństwa dla pewnego malutkiego człowieczka. Kościół był prawie pusty. Ogarnął mnie ból. Myślałam sobie, jak wielu ludzi nie rozumie, nie czuje potrzeby modlitwy za kapłanów, która jest im tak bardzo potrzebna. Ludzie nie czują znaczenia pierwszego czwartku.

Ta mała grupa wiernych, z którą modlimy się niezależnie od pory roku w mojej parafii wydaje się rozumieć te intencje, bo nie zawodzą. Modlimy się piękną modlitwą: „Daj nam Panie świętych kapłanów"

Jest nas niewiele. Nie każdy chce podjąć się wyrzeczeń. Może tylko garstka ofiarnych serc... bezinteresownie... za parafię. Ale Ojciec Święty powtarza, że w chrześcijaństwie nie chodzi o ekspansję liczbową. Jedno wielkie serce jest bowiem w stanie pomieścić w sobie miliony ludzi.

Zły duch podszeptuje natrętnie: „nie zakładaj żadnej następnej grupy, po co będziesz się narażać, po co ci nowe kłopoty". Przeszkadzał mi bardzo w dzisiejszej Mszy świętej, jednakże głos Pana Jezusa jakby poraził jego usilną pracę nade mną. Przez kapłana Jezus przemówił do mnie słowami Pisma Św.: l Kor 9,16-19.:

„Nie jest dla mnie powodem do chluby to, że głoszę Ewangelię. Świadom jestem ciążącego na mnie obowiązku. Biada mi, gdybym nie głosił Ewangelii. Gdybym to uczynił Z własnej woli, miałbym zapłatę, lecz jeśli działam nie z własnej woli, to tylko spełniam obowiązki szafarza. Jakąż przeto mam zapłatę? Otóż tę właśnie, że głosząc Ewangelię bez żadnej zapłaty, nie korzystam z praw, jakie mi daje Ewangelia. Tak więc nie zależąc od nikogo, stałem się niewolnikiem wszystkich aby tym liczniejsi byli ci, których pozyskam".

A więc Twoja wola Panie niech się we mnie wypełni. Jedno co dziś postanowiłam, jeśli wolą Pana Jezusa jest żeby ta grupa modlitewna powstała, to będzie ona miała za zadanie modlić się za kapłanów różańcem.

Zauważyłam, że jeśli Pan Jezus stawia przede mną nowe zadanie - szatan tak usilnie pracuje swoimi metodami, żeby mnie całkowicie zniechęcić. A ma różne metody i bywa, że jestem w tym dniu okradziona z portfela, pieniędzy, kluczy itp. Już kilkakrotnie mnie to spotkało, przeważnie podczas mojego apostołowania lub podczas organizacji pielgrzymek do Medjugoria. Albo zaczyna się seria tzw. „nieszczęść".

W ciągu dwóch, trzech dni potrafi popsuć się telefon, telewizor, magnetofon, odpadnie mała część glazury w łazience. Dziś też doznałam od niego przykrości finansowej przed samymi świętami. No cóż, może odzyskam pieniądze i dokumenty? Widzę, że bardzo mu zależy skoro tyle trudzi się wokół jednej mnie, nic nie znaczącej kropli w morzu. Pomimo tej dzisiejszej przykrości jest we mnie Boży pokój.

Jezus:
- Nie martw się dziecko, o godz. 20.00 otrzymasz to co straciłaś.

4 grudnia 1998 r.

Jestem szczęśliwa bo spotkanie z moim kierownikiem duchowym przyniosło owoce. Po pierwsze - każde takie spotkanie czyni mnie znowu silną do powstania i pracy nad samą sobą, do nowych wyrzeczeń. Powróciłam ponownie do postów o chlebie i wodzie po trzech miesiącach przerwy. Doświadczyłam, że posty nie mają żadnego negatywnego wpływu na moje zdrowie. Rozjaśnił mi to kapłan i lekarz Boży.

To prawda, że przeważnie, a właśnie w każdą środę (nigdy w innym dniu, chociaż również poszczę w piątki) towarzyszy nasilający się ból głowy i ogólna słabość. Wspominałam już wcześniej o tym w tej książce. Ojciec Tomasz wyjaśnił mi, że wiąże się to z ofiarą, którą mogę lub nie, złożyć Chrystusowi. Dodatkowo środa jest dla mnie o tyle jeszcze bardziej uciążliwa, że przed Mszą świętą prowadzę modlitwę godzinną za naszą parafię. Czasami jest mi trudno wytrwać, ale zrozumiałam, że to właśnie jest ta ofiara, którą mogę oddać Panu.

Zatem przygotowana już duchowo do walki, gdy zbliża się nasilający ból, przeważnie około wczesnego popołudnia, klękam przed krzyżem i wpatrzona w umęczonego Pana Jezusa łączę te moje małe cierpienia z ofiarą Chrystusa i oddaję Panu Bogu jako wynagrodzenie za grzechy świata i za dusze w czyśćcu cierpiące.

Wspominam o tym, gdyż spotykam się na co dzień z osobami, które poszcząc mają podobne problemy. Ta słabość niestety jakby ich łamie i zaprzestają postów w obawie o zdrowie.

Gdy jest mi bardzo ciężko proszę Maryję: Daj siłę wytrwać. Przeważnie ból maleje, ale nie zawsze, jeśli nie - można napić się osłodzonej herbaty, ale i tu trzeba samemu rozeznać, na ile jestem w stanie nie ulec pokusie i powrotu do posiłków, bo to jest bardzo cienka granica. Sama wiem jak łatwo zaprzepaścić ten wielki dar, jakim są posty. Towarzyszą zazwyczaj wtedy pokusy, odczucia zapachowe, zmysłowe wyszukanych potraw. Mijają, gdy skończy się post, wraca się do swoich normalnych posiłków.

Pan mówi do mnie przez Pismo Święte:

„Choćby ci dał Pan chleb ucisku i wodę utrapienia, twój Nauczyciel już nie odstąpi, ale oczy twoje patrzeć będą na twego Mistrza... To jest droga, idźcie nią... On użyczy deszczu na twoje zboże, którym obsiejesz rolę, a chleb z urodzajów gleby będzie soczysty i pożywny..."

Mój Boże, mój Boże, serce moje chce wołać z radości, że Nauczycielem moim jest sam Pan -jeszcze niedawno nie umiałam posługiwać się Pismem Świętym, byłam analfabetką, a teraz każde słowo Twoje Panie to jakby radosny zawał serca, które wyrywa się z piersi. Ty jesteś żywy, Ty Panie żyjesz. I jest to cudowne. Cóż mi może uczynić złego człowiek, jeśli Ty sam jesteś ze mną.

8 grudnia 1998 r. - Uroczystość Niepokalanego Poczęcia

Siostra zakrystianka otworzyła nam kościół i o godzinie dwunastej mała garstka wiernych, w godzinie łaski dla świata, w imieniu wszystkich parafian i za wszystkich wielbiła Trójcę Przenajświętszą za wszelkie przywileje i łaski dane Niepokalanej. Wieczorem prosiłam Maryję, by w tym wielkim święcie powiedziała mi to, co jest dla Niej najważniejsze.

Wzięłam do ręki wszystkie orędzia z Medjugoria.

Z zamkniętymi oczami otworzyłam na stronie, gdzie był lekko zagięty rożek kartki. Pomyślałam, o nie, jeszcze raz otworzę, żeby to nie była żadna sugestia. Matka Boża Niepokalana:

- Dziecko, odwiń ten róg i przeczytaj to co jest najważniejsze dla ciebie. To chcę ci przekazać.

Orędzie 25 Lipca 1996 r.

„Drogie dzieci! Wzywam was, abyście każdego dnia decydowali się na Boga. Drogie dzieci, mówicie wiele o Bogu, ale mało świadczycie o Nim swoim życiem. Zdecydujcie się, drogie dzieci, na nawrócenie, aby wasze życie było prawdziwe przed Bogiem, byście w prawdzie swojego życia mogli świadczyć o pięknie, którym was Bóg obdarował.

Drogie dzieci, wzywam was ponownie, abyście się zdecydowali na modlitwę, gdyż w modlitwie będziecie mogli przeżywać nawrócenie. Wówczas każdy z was w prostocie stanie się podobny do dziecka, które jest otwarte na miłość Ojca"...

Uklękłam przed Niepokalaną prosząc: Udziel mi łaski daru Najświętsza Panienko, abym stała się żywym świadectwem miłości Chrystusa i Jego wielkiej subtelności.

To jest jeszcze dla mnie trudne w niektórych sytuacjach życiowych. Ten egzamin niekiedy jeszcze „oblewam".

9 grudnia 1998 r.

Staram się wychodzić wcześniej z domu, by przygotować się i wyciszyć na spotkanie z Jezusem i Jego Świętą Ofiarą. Zadzwoniła siostra z „Wieczernika". Rozgoryczona żaliła się na trudne porozumienie ze swoim żonatym już synem. Doszło tam do ostrej wymiany zdań. Zaczęłam jej tłumaczyć w pośpiechu, że to nie tak, że komu więcej dano, od tego będzie więcej wymagane. Powiedziałam, jesteś matką, a więc okaż mu swą miłość i cierpliwość, spójrz na Jezusa, który powiedział: „Weźcie moje jarzmo na siebie i uczcie się ode Mnie, bo jestem łagodny i pokorny sercem, a znajdziecie ukojenie dla dusz waszych ".

Spotkałyśmy się później na Mszy świętej (jeszcze tego dnia nie zaglądałam do mojej agendy biblijnej). Kapłan czyta Ewangelię według św. Mateusza: 11, 28-30. Ta siostra spojrzała na mnie i mówi: „Widzisz, to samo co przez telefon mi tłumaczyłaś, jak ja dziękuję Panu Bogu, że cię postawił na mojej drodze".

15 grudnia 1998 r.

Pierwsze spotkanie mojej grupki Twoich Panie uczniów, apostołów „Wieczernik", bo taką nazwę przybraliśmy. Spotykamy się jeden raz w tygodniu tuż przy parafii, w domu państwa Sidorczuków. Myślę, że nasz „Wieczernik" będzie liczbowo rozrastał się i wzrastał duchowo poprzez rozważanie Pisma Świętego, umacnianie wzajemne poprzez dawanie świadectw i ćwiczenia duchowe.

„Wieczernik" będzie miał za zadanie uczestniczyć w żywym różańcu, (wymianie tajemnic), ale zawsze w intencji kapłanów oraz każdy z uczestników tej grupy modlitewnej będzie zobowiązany do ofiarowania Mszy świętej w każdy czwartek za duchowieństwo. Modlitwa za kapłanów będzie jedynym warunkiem przynależności do wspólnoty. Mam cichą nadzieję, że kiedyś będzie udostępniona nam salka przy kościele, że nadejdzie taki dzień, kiedy będziemy mogli poczuć się autentycznie wspólnotą parafialną, która przyniesie dojrzałe owoce.

Kończy się rok 1998, mija trzy, lata jak zostałam uczniem w szkole Jezusa. To On zapalił moje serce pragnieniem niesienia Jego słów i Jego miłości do serc ludzkich. Nie pozwolił mi zamknąć się i opłakiwać grzechy swoje w samotności. Ciągle jestem pełna zapału i dobrych Bożych pomysłów.

Obecnie zabrałam się za organizowanie następnej pielgrzymki do Medjugorie. Powiedziałam, jeśli Ty zechcesz Panie to wyjedzie autokar z mojej parafii do Twojej Matki, choć piętrzą się same trudności ze strony organizacyjnej (wojna w Jugosławii), dużo osób zrezygnowało z pielgrzymki - po ludzku wyjazd jest niemożliwy. Pan Jezus powiedział: Autokar, dziecko, wyjedzie wypełniony po brzegi. Naukę, którą Nauczyciel kierował do mnie, jak i przeze mnie do swoich wszystkich dzieci, zamknęłabym w głębokiej głównej myśli Boga (wydaje mi się, że tak to miałam odebrać).

- Nie będziesz miał bogów cudzych przede Mną.

- Będziesz miłował Pana Boga Swego ze wszystkiego serca swego, ze wszystkich sił swoich, a bliźniego swego jak siebie samego.

Św. Paweł 1Kor4,8-13:
„Tak więc już jesteście nasyceni, już opływacie w bogactwa. Zaczęliście królować bez nas! Otóż tak!

Nawet trzeba, żebyście królowali, byśmy mogli współkrólować z wami. Wydaje mi się bowiem, że Bóg nas, apostołów wyznaczył jako ostatnich, jakby na śmierć skazanych.

Staliśmy się bowiem widowiskiem światu, aniołom i ludziom; my głupi dla Chrystusa; wy mądrzy w Chrystusie, my niemocni, wy mocni; wy doznajecie szacunku, a my wzgardy.

Aż do tej chwili łakniemy i cierpimy pragnienie, brak nam odzieży, jesteśmy policzkowani i skazani na tułaczkę, i utrudzeni pracą rąk własnych. Błogosławimy, gdy nam złorzeczą, znosimy gdy nas prześladują; dobrym słowem odpowiadamy, gdy nas spotwarzają. Staliśmy się, jakby śmieciem tego świata i odrazą dla wszystkich aż do tej chwili".

Grudzień 1998 r. - Niedziela, po apelu Jasnogórskim

Anna:
- Panie Jezu, wydaje mi się, że powinnam zakończyć już tę książkę ale, czy ty tego chcesz?

Jezus:
- Jeśli uznałaś, że nadszedł czas by zakończyć, to Ja podpiszę się pod tą książką. Teraz podyktuję ci zakończenie moja mała sekretarko. Czy uważasz, że wraz z zakończeniem książki ukończyłaś mój uniwersytet, naukę - odpowiedz.

Anna:
- Nie Panie Jezu, myślę, że do końca mego życia nie będę mogła twierdzić, że moja duchowość jest doskonała, to byłoby nieprawdą, wprost przeciwnie... tylko Ty o tym wiesz.

Jezus:
- To dobrze, to bardzo dobrze, to oznacza, że swoją pychę już w największym stopniu, jaka tobą owładnęła - pokonałaś, ale to dziecko nie oznacza, że stałaś się na tyle pokorną, na ile Ja Jezus chciałbym cię u swego boku widzieć.

Zostało ci jeszcze dziecko, posiąść pokorę, a tę musisz uprosić u Tej, która jako jedyne Stworzenie w największym stopniu ją osiągnęła - u Maryi. Ona cię będzie tej właśnie pokory uczyć.

Tobie oddaję moją Matkę na dalszą drogę twojego cierpienia, tak jak przygotowywałem cię i to nie ominie ciebie, a będzie pomocne w przyjmowaniu z miłością i pokorą wszystkich przeciwności. Ta szkoła jest najwyższym stopniem do osiągnięcia nieba. Czynienie miłosierdzia w pokorze, podkreśl to zdanie dziecko.

Pisz Moja sekretarko. Chciałbym, aby zakończenie tej książki nie oznaczało zakończenia naszego dialogu, nadal będę ci Nauczycielem, bo taką łaską cię obdarzyłem. Ta łaska będzie ci źródłem do czynienia i pełnienia mojej woli na drodze, na której będę stawiał zadania.

I nie skarż się, że kapłani nie mają czasu. Ja Najwyższy Kapłan będę cię prowadził, a dam ci tych, z których skorzystasz najwięcej, by zbawić swoją duszę.

Dziecko, teraz podyktuję ci orędzie do tych wszystkich Moich owieczek, które zechcą skorzystać i przyjąć te nauki, bo są one kierowane do wszystkich dusz, które chcą wzrastać pracując nad swoją duchowością.

Moje dzieci, niech żadne z was nie wątpi w prawdę objawioną poprzez moje słowa Annie. Ją wybrałem od początku, by przeprowadzić moje dzieło, moją ewangelizację na aktualne czasy przed wejściem w trzecie tysiąclecie.

Poprzez tę książkę chciałem wam ukazać, jak wielkie jest Miłosierdzie Boże dane każdemu z was. Anna zechciała z tego wielkiego daru skorzystać, oczyszczona i nadal oczyszczana w uniżeniu upadła na kolana przede Mną uznając swoją winę, żal i skruchę, było to opłakane i ofiarowane Mi sercem gorącym.

Udzieliłem jej daru słyszenia mojego głosu sercem, by poprzez nią dotrzeć do rodzin, które zwą się katolikami, a uwikłani w grzechy ciężkie i lekkie nie uznają Mnie jako Pana i Boga, ale traktują jako przedmiot ich wiary, coś odległego.

Chcę wam moje dzieci pokazać, że przez całkowite oddanie się Mnie, swojej woli, rozumu, pamięci, tak jak to uczyniła moja mała sekretarka - pozwoliła Mi tym samym na wkroczenie w jej życie i wyprostowanie pokrętnych dróg. Kiedyś była bardzo słaba, zdając się jedynie na swoje siły upadła tak mocno, że bez mojej pomocy nie podniosłaby się.

Wystarczyło jedno jej zawierzenie się, w którym prosiła Mnie na pewnym etapie jej życia, doświadczeń - o dar czystości. Był to Wielki Piątek, podczas jeszcze jej nieświadomej adoracji. Dar ten natychmiast otrzymała. To był jej pierwszy krok w doskonaleniu wolności, jaką otrzymała na chrzcie świętym.

Oczyściłem jej oczy - przejrzała i jako pojętna uczennica zobaczyła, jak wielkie skutki zła uczynił jej grzech, jak wiele wyrządził krzywd. Przed oczyszczeniem nie mogła tego widzieć, gdyż trwała w grzechu śmiertelnym, ciężkim. To jej przejrzenie spowodowało tak wielkie nawrócenie i w tak szybkim czasie w jakim zaplanował mój Ojciec, bo moje dziecko współdziałało z łaską Ojca mego.

Wszystkie wieczory spędzaliśmy razem Ja i ona u stóp moich. Czy mogłem, jako Miłość Doskonała nie dojrzeć jej miłości, nie wzruszyć się jej łzami i skruchą?

Dzieci, nie ma innej drogi do zbawienia jak długa, ciężka i ustawiczna walka nad samym sobą, nad pokonaniem wszelkich swoich słabości i to przez Annę chciałem pozostawić w tej książce. Tak jak praca dla ciała waszego potrzebna by wyżywić rodzinę, tak codzienna praca potrzebna dla wzrostu i uświęcenia swej duszy.

Chciałem wszystkim swoim dzieciom pokazać i wytłumaczyć, że każdy, a szczególnie największy grzesznik ma pierwszeństwo do mego Miłosierdzia i jeśli tylko zechce pracować nad stanem swego ducha może, a nawet prześcignie wszystkie letnie dusze i będzie biegł ku świętości. Z tej łaski, którą otrzymała Anna, każdy z was moje dziateczki może skorzystać, ale to już zależy od was samych.

Miłość, miłość, miłość jednakże to wszystko ma się odbywać w Bogu Ojcu, przez Boga Ojca, z Bogiem Ojcem - na trzecie tysiąclecie, bowiem tu zaczną się dzieci wasze oczyszczania i sprawdziany tak jak w szkole, gdzie uczeń zdaje egzamin, a nie wszyscy uczący się otrzymują najlepsze oceny. Tak, do zbawienia duszy jedynie najwyższa ocena daje poznanie w pełni Boga.

Módlcie się dzieci z większą gorliwością, więcej czasu oddawajcie Panu Bogu, bo za dużo niektóre z was dzieci mówią o Panu Bogu, a za mało jest modlitwy. Modlitwa was uświęca, a o rozmowie się zapomina. Teraz udzielę specjalnego błogosławieństwa każdemu memu dziecku, które do serca przyjmie moje słowa i zacznie je wcielać w swoje życie już od dzisiaj, bo nikt z was nie wie, ile mu dni pozostało na tym łez padole.

Błogosławię zatem i proszę pochylcie głowy w uniżeniu. Na każdy dzień zmagań z mocami ciemności na trzecie tysiąclecie każdemu, który podejmie walkę o swoje zbawienie i swego brata czy siostry. Bóg Ojciec, Syn Boży i Duch Święty, a Matka moja będzie was wspierać Swoją Potęgą. Amen.

Może zbyt często w tej książce używam terminu cierpienia w odniesieniu do mojej osoby. Chciałabym wyjaśnić, że nie jest ono dominującą sferą mego życia. Owszem wcześniej też się pojawiało, ale z biegiem czasu, z chwilą nawrócenia jakby wzrastało we mnie, a ja je przyjęłam jak coś, co nie jest mi już obce i co nie jest mi ciężarem, żyję nim na co dzień, ono stało się częścią mnie. Po prostu nie miałam innego wyjścia, jak przyjąć, zaakceptować, ba! Zaczynam je traktować jako coś bardzo osobistego, wyłącznie mojego.

Przez cierpienie czuję się bardziej złączona z Chrystusem, lepiej poznaję Chrystusa. Już nie krzyczę, nie zatykam sobie ust rękoma. Jak wspominałam na pierwszych stronach mej książki, nie obnażam po imieniu tych, którzy mi to cierpienie zadają, jeśli posługuję się pewnymi osobami w książce, to czynię to wyłącznie dla ukazania wzrostu duchowości i pracy nad sobą. Choć zdarza się jeszcze, ale to już sporadycznie, że użalam się nad sobą do drugiej osoby, lecz wtedy biegnę do konfesjonału.

„Pokochać ich wszystkich takimi, jakimi są" - tego pragnę i tego nadal się uczę, i o to proszę mego Pana.

Koniec grudnia 1998 r.

Jezus:
- Pisz dziecko, pragnę z tobą mówić. Dlaczego moja mała kruszyna, tak słaba nie klęka, nie przychodzi do swojego Nauczyciela? Moje dziecko, kto teraz i jakie nauki będzie ci wykładał? Czy zamieniłaś Mnie na telewizor? (Obejrzałam film, który nic dobrego nie wniósł w moje życie).

Posłuchaj, jeśli nie będziesz przychodzić do Mnie na wieczorne rozmowy, obawiam się, że możesz w swojej słabości powrócić nawet do grzechu ciężkiego. Potrzebujesz mojej miłości, mój głos jest umocnieniem dla ciebie i potwierdzeniem, że cię kocham i jestem z tobą.

Nie zostawiaj Mnie samym na długo, bo tęsknię za naszymi rozmowami bardziej, niż ty za Mną. Przychodź dziecko, pytaj, rozmawiaj ze Mną. Dialog nasz będzie pomocny tobie, a Mnie daje tak wiele radości. Mów do Mnie, Jestem żywym Bogiem i kocham cię, tak łatwo można Mnie zranić obojętnością, sama to już pojmujesz. Jezus.

Jezus do siostry zakonnej.

Jezus:
- Siostro, czego ty się moje dziecko obawiasz, prawdy? Wiesz dobrze, że ona kosztuje, tobie nie muszę tłumaczyć, czym jest prawda - Jam nią jest. Jeśli chcesz iść za Mną, musisz zaprzeć się samej siebie, niech już wreszcie puszczą twoje cielesno - umysłowe zabezpieczenia.

Wiesz ilu moich świętych i w jaki sposób płacili za prawdę? W ucisku najbardziej sprawdzam duszę, na ile jej słowa o miłości do Mnie mają swe pokrycie, w ucisku i trudnościach. Masz wiele żywych przykładów na każdy dzień; tak wiele oddanych Mi dusz, które w skrytości podziwiasz.

Widzisz więc, że tchórzostwo nie może się zwać moim uczniem, wiesz jak skończył Judasz, a jak pozostali. Moje dziecko, nie możesz ulegać podszeptom ludzkim i nie możesz poddawać się większej fali, która gdy nadchodzi, zaraz pokłada cię na ziemię, albo jak huragan strąca dachy z domów.

Jeśli będziesz trwała w prawdzie o silnych korzeniach, to nigdy się nie zachwiejesz i już nie użyjesz określenia „jestem tchórzem". Może będziesz się lękać - co jest ludzkie, ale powiesz: „Pan jest ze mną, bo tkwię w prawdzie, cóż może zrobić mi człowiek?" Czyń, co ci dyktuje sumienie, ale NIECH NIE WIE LEWICA CO CZYNI PRAWICA. Taka ofiara jest Mi bardziej miła i uczyni cię silniejszą we wzroście twojej duchowości, choć po ludzku będziesz odczuwała na odwrót. Tak jak w ogniu doświadcza się złoto, ten szlachetny metal, podobnie doświadczam i ukazuję twoje niedoskonałości.

Moje dziecko, niech wieczorna modlitwa, którą oddajesz Mi w zmęczeniu i znużeniu po całym dniu twojej pracy będzie uwielbieniem Mnie właśnie w przykrościach, które czasami doznajesz z powodu Mnie - PRAWDY. Nie posługuj się półprawdą, ona do niczego nie prowadzi, lepiej wtedy zamilknąć.

Błogosławię cię, szczególnie w chwilach doświadczeń. Módl się za Ojca Świętego i niech mój WIECZERNIK czyni to na każdy dzień, gdyż On jest tym, którego cierpienie czasami przerasta siły ludzkie, a czy wiesz dziecko dlaczego? - za PRAWDĘ.

Módlcie się za Papieża waszego, Polaka, módlcie się gorliwiej. Niech to przyświeca wszystkim moim uczniom z „Wieczernika". Czy podejmujesz się tego zadania, bo w tej chwili to stawiam przed tobą jako najważniejsze. Losy świata będą ważyć się w walce z potęgami ciemności.

Ojciec Święty widzi to wszystko co Mu ukazuję, czasami jest bezsilny, w poczuciu ze złem tego świata i brakiem posłuszeństwa Jego zaleceniom. Trzeba Go bardzo wspierać w modlitwie. Liczę na ciebie, niech cię mój Ojciec błogosławi na każdy dzień. Jam jest prawdą, kto tkwi we Mnie otrzyma niewiędnący wieniec chwały. Amen. Jezus.