ROK 2002

12 lutego 2002
Fizykoterapia polem magnetycznym. Leżąc na łóżku podczas zabiegu...

Jezus:
Spójrz na tę biel i czystość dokoła... Lubisz ład i porządek wokół siebie...?

Anna:
Bardzo, zawsze byłam estetką.

Jezus:
Widzisz, tu na ziemi trzeba na to wszystko zapracować ciężką pracą i trudem. Doprowadzisz swoje mieszkanie do idealnego porządku i harmonii; natomiast w wieczności otrzymasz to wszystko za darmo: mieszkanie pełne światła, ładu i porządku. To będzie prezent, ŁASKA. Teraz natomiast musisz to osiągać poprzez pracę.

13 lutego 2002. Środa Popielcowa.
Po Komunii świętej — adoracja, cisza liturgiczna.

Jezus:
Pokornym sercem uwielbiaj Mnie, Anno. Nie musisz specjalnie dobierać słów.

Szukając, zawsze możesz Mnie odnaleźć — wielbiąc pokornym sercem, zamknąwszy powieki, aby nie ulegać pokusie patrzenia na ludzi. Nazywa się to pożądliwością oczu. Wtedy i serce daleko jest ode Mnie, także myśli zaraz mkną w innym kierunku. Dusza kochająca Mnie wie, o czym teraz mówię. Dusza letnia nigdy Mnie nie zrozumie.

Sama postawa pokory wobec twego Pana, nawet bez słów, jest uwielbieniem Pana. Wiesz dobrze, jak narzeczony spotyka się z narzeczoną: oboje są sobą zauroczeni i mogą porozumiewać się, wymieniać między sobą uczucia, bez słów. To wystarczy, Anno, to wszystko. Najpiękniejsze uwielbienie, jakie stworzenie może oddać Bogu — zawsze, a szczególnie w czasie czterdziestodniowego postu. Także uwielbienie Boga poprzez rozdawanie miłości braciom i siostrom w trudnych sytuacjach, w jakich będę cię stawiał w tym czasie. Post w postaci milczenia, to znaczy nie upominania się o swoje, pojmujesz?

Prawdziwa miłość Boga jest dawaniem siebie bliźnim. Nie oznacza to biernego akceptowania słabości bliźniego — przeciwnie, należy stawiać pewne wymagania. Należy dopomóc bliźniemu w walce ze słabościami — jest to pewna forma pomocy w kształtowaniu ducha, ale walka ta powinna odbywać się pokojowo, z poszanowaniem drugiego człowieka. Taka walka zawsze kosztuje i opłacana jest cierpieniem, często niezrozumieniem. Jednak w końcowej fazie niesie duszy (tej, która wiele nas kosztuje) — ZBAWIENIE.

21 lutego 2002

Pan Jezus do mojej przyjaciółki Kasi.

Jezus:
Moja córko, Moja uczennico, nauczycielko „Wieczernika", mała apostołko... Niech nie trwoży się serce twoje wobec Mojego odwiecznego wroga — szatana. On atakuje zazwyczaj najsłabszych, choć dopuszczam jego działanie i na Moich świętych. Taką sytuację musisz i ty znosić. Potrwa to, Moje dziecko, dość długo i może się wydawać, że jest to walka nie kończąca się — walka dobra ze złem. Pamiętaj, że JESTEM OBRONĄ dla tych, których wybrałem JA SAM — Jezus Chrystus.

Osoba, od której doznajesz cierpień i upokorzeń, ma upodobanie w sobie samej, i stąd cała boleść twoja. Najczęściej doznajemy cierpień od tych, co sami sobie schlebiają i sami dla siebie chcą być panami. Oni też szukają takich samych, aby ich wspomagali w nędznych poczynaniach, tj. w atakowaniu dobra.

Dusza pokorna, jeśli nawet nie ma przekonania co do prawdziwości prywatnych objawień, orędzi czy innych łask, które JA rozdaję — bo nie może, nie umie tego objąć rozumem — nie będzie nigdy dochodziła Prawdy atakowaniem, lecz na wzór Mojej Matki odda Bogu wszystkie swoje niejasności, niepewności, i pełna ufności zwróci się w gorącej modlitwie do MNIE. Ja wtedy udzielam jej Światła i ona dobrze wie, jaką drogą ma kroczyć.

Natomiast dusza pyszna, która ustawicznie drąży dziurę w całym: sprawdza cudze łaski i wkracza na drogę kłamstwa i ciemności — gubi się i nie zauważa łask, których chce jej udzielić sam Bóg. Toteż taka dusza nigdy nie może zaznać pokoju. Zawsze będzie kroczyć drogą złudzeń, gdzie panuje węszenie, dochodzenie, sądzenie według własnych odczuć, a te najczęściej prowadzą duszę do zguby poprzez daleko idące zaślepienie. A gdzie w tym całym poszukiwaniu rzekomo Mojej Prawdy jest miłość do bliźniego?

Pamiętaj, Moje dziecko, że nigdy nie można mówić, iż kocha się Jezusa, jeśli nie kocha się bliźniego — w tym wypadku waszej siostry, która wyszła z „Wieczernika"; która, ochrzczona w waszej wierze, Moją Mocą podźwignięta, kierowana również Moją Mocą, pracuje na Mój obraz i Moje podobieństwo. Nie może tak być, dzieci, żeby w jednej wspólnocie, przy jednym stole „Wieczernika", jeden kąsał drugiego tylko dlatego, że on również jest Moim uczniem. Ja każdego z was prowadzę innymi drogami, choć wszystkie biegną do Mnie. Najważniejsze przykazanie daję wam: abyście się wzajemnie miłowali.

Kasiu, czy będzie to zaakceptowane, czy też nie przez wszystkich Moich uczniów z „Wieczernika", proszę, by Moja córka przeczytała to orędzie. Nie musisz dodawać, że przekazuję je przez Annę, żeby nie drażnić tych, których tkanka jeszcze jest tak dalece chora, iż nie potrafią przyjąć we wspólnocie z miłością tych słów Ewangelii: „Ażeby się wzajemnie miłowali, aby stanowili jedno". Podkreśl, Anno, to ostatnie zdanie.

7 marca 2002. Pierwszy czwartek miesiąca, sanktuarium Maryjne.

Anna:
Proszę Cię Jezu, udziel mi łaski, wesprzyj mnie Sobą, abym czyniła postępy na drodze do świętości. Myślę, że dopiero teraz poczułam w sercu pragnienie, aby zostać świętą. Co jeszcze jest we mnie największą przeszkodą?

Jezus:
Przeszkodą do świętości są zniechęcenia, wszelkie zniechęcenia w niepowodzeniach i przeciwnościach, jakie cię dotykają, a które Ja Sam na ciebie dopuszczam po to, by dać ci okazję do ćwiczenia się w doskonałości. Sama z siebie nie wypowiedziałabyś tej prośby. To JA doprowadziłem cię i rozbudziłem w tobie to pragnienie poprzez przeciwności, które piętrzą się w każdej godzinie. Chcę, byś w owych przeciwnościach trwała z wielką cierpliwością — a będziesz ich miała jeszcze więcej, jak zapowiedziałem ci to w drugiej książce. Dusza, która dąży do uświęcenia, stacza ustawiczną walkę. Ma ona polegać na pokonywaniu swoich słabości, bo te oddalają duszę od Boga.

I tak podam na twoim przykładzie, czego oczekuję od duszy, która pragnie iść drogą świętości. Zanotuj to zdanie, którego jeszcze nie rozumiesz do końca, a które pragnę omówić.

Oprzyj się na Mnie — oznacza: zrzuć wszystko na Mnie. I tak np. zaplanowałaś sobie jeszcze przed laty stałe godziny w ciągu dnia na modlitwę i nagle w twoim życiu wszystko ulega zmianie. Czas na modlitwę, któryś ty sobie wyznaczyłaś, zostaje ci zabrany poprzez sytuację, w której cię osadzam i którą na ciebie dopuszczam. Tę sytuację możesz, jeśli zechcesz, uczynić piękną modlitwą poprzez dawanie miłości ludziom, którzy w tym czasie pukają do twych drzwi.

Nie możesz, Anno, powiedzieć tym ludziom, którzy potrzebują twojej pomocy: „Teraz do mnie nie przychodźcie, nie mam dla was czasu, bo teraz się modlę", a przy tym zachowując złość czy niechęć w sercu do tych ludzi. Mówisz mi, że tęsknisz za Mną, za modlitwą, a nie rozpoznajesz, że najlepsze co możesz mi ofiarować, to właśnie te wszystkie czynności dnia codziennego, które, wykonywane w wielkiej cierpliwości i miłości, mogą być najcenniejszym podarunkiem dla Mnie.

Złość połączona z niecierpliwością przynosi negatywny skutek. Panuję nad wszystkim, nad każdą chwilą w twoim życiu, więc przestań się, Anno, buntować. Przyjmuj wszystko z miłością i wdzięcznością jako najcenniejsze dary dla Mnie. To ty powinnaś dostosować się do Moich życzeń, a nie Bóg do twoich. Choć czasami wydaje ci się, że twoje odczucia są Bożymi, to wiedz że tak nie jest.

Zapamiętaj: zawsze wypełnisz Wolę Bożą, jeśli całkowicie zrezygnujesz ze swojej woli. I tak na przykład, jeśli planujesz dziś posprzątanie mieszkania, a Ja ci w tym przeszkodzę, to z uśmiechem i radością poddawaj się tej sytuacji. Nastanie wtedy w sercu dziecięca ufność i pokój.

Zawsze mów sobie: „Cóż ja znaczę? Jeśli Pan chce inaczej, niech tak będzie". Zniknie wtedy złość, ból, zawiedzenie. Twoje plany całkowicie podporządkuj Moim planom.
Jeśli spadnie deszcz — uwielbiaj Boga,
jeśli będzie susza — uwielbiaj Boga,
jeśli będziesz syta — uwielbiaj Boga,
jeśli będziesz głodna — uwielbiaj Boga.

Nie zabiegaj specjalnie o to, czego zmienić nie możesz, bo będę zawsze stawiał ci przeszkody, aż zniknie hardość i upór. Wiem, że kochasz Mnie całym sercem, ale chcę, by to serce całkowicie zdało się na Mnie — jak małe dziecko w ramionach ojca.

Jeśli czynisz co możesz (warunkiem jest praca w łasce uświęcającej), a mimo to nic z tego nie wychodzi, to znaczy, że postawiłem przeszkodę i nie ma wtedy powodu do złoszczenia się na ludzi. Nie oceniaj i nie potępiaj, bo wydajesz wtedy wyrok na Boga.

Twarde słowa kieruję dziś do ciebie, ale przyjąłem twoją prośbę, pomogę ci wejść i zostać (podkreśl) na zawsze na drodze świętości, bo tę przewidziałem dla ciebie przed przyjściem twoim na świat. Zostaniesz świętą — tak chce Bóg.

Jeden warunek stawiam ci na ostatnim odcinku drogi: cokolwiek usłyszysz o sobie, jakiegokolwiek doznasz poniżenia (co zechcę to dopuszczę) — ty odpowiadaj: „Tak, Panie, przyjmuję wszystko co mi dajesz, bo dobre jest to co, od Ciebie przychodzi".

Wiedz, że będziesz uznana za dziwaczkę, przygotuję ci też samotność i niezrozumienie. Obalę twoje autorytety, którym ufasz, po to, byś w Moich Ramionach zaznała odpoczynku i ukojenia. Zazdrosna Moja miłość, mała sekretarko, nie chce twojego „ja". Pragnę zobaczyć cię zupełnie bezradną i nic nie pojmującą. Zniszczę twoje „ja" i ten błysk, którym jeszcze się posługujesz. Usunę wszystko, co oddala cię ode Mnie, i wtedy przyjdę po ciebie. Stanie się tak, jak powiedziałem.

Proszę, by ta pielgrzymka do Medziugorja była twoją ostatnią jako organizatora. Zostaw tę posługę innym.

Nie chcę twojego błysku. Chcę, byś błyszczała tylko przede Mną. Jedyne, co ci zostawiam, to pisanie książki. Pragnę, by dzieło, które jest Moim, było kontynuowane do końca twego życia na ziemi. Dziecko, przyjmij to, co ci daję, jako wielkie wyróżnienie.

Pamiętaj na Moje słowa: „Ostatni będą pierwszymi". Bądź zatem tą ostatnią, nie szukaj uznania, zrozumienia, wcale się nie tłumacz. Daj Moje orędzie kapłanowi, którego wyznaczyłem ci na spowiednika, i staraj się wsłuchiwać w jego słowa. Sam będę mówił do ciebie przez niego i żądam od ciebie całkowitego posłuszeństwa. To co ci powie, przyjmij jako słowa ode Mnie, choćby według twojej oceny były trudne do przyjęcia. Będę błogosławił ci w dalszej pracy nad uświęceniem duszy. Twój Jezus.

12 marca 2002

Jezus:
Nie bój się i nie lękaj, tyś Moją miłością. Anno, zdaj się na Mnie, tak jak to uczyniłaś dziś ze swoim cierpieniem.

Twoja wyobraźnia przeniosła cię na pole Mojego działania. Sytuacje, które dopuszczam na ciebie, nie są związane z twoim uchybieniem czy zaniedbaniem — one wypływają ze słabości duszy, która sprawia ci ból. Dziś zrozumiałaś w pełni, jak bardzo należy ufać Bogu, jak też że nic nie zależy od ciebie. Choć pragniesz dobra dla tej duszy, to ona tego nie przyjmuje, bo rządzi się swoimi prawami. Patrz na przykre doświadczenia oczami Boga.

Ja pozwalam tej duszy, by napiła się płynu, za którym bardzo tęskni. Nie jest to Moja woda źródlana, do której zapraszam w Ewangelii, nie jest to woda życia, ale cóż... Jeśli Ja pozwalam na to, ty Anno też powinnaś się zgodzić (pozwolić) na to zło. Nie oznacza to akceptacji, ale ukazuje wielki szacunek Boga do człowieka i do jego wolności, do jego wyboru. I ty uczyń podobnie, działaj na wzór swego Ojca. Teraz nic innego zrobić nie możesz, jak stać obok tej duszy — bez jakichkolwiek negatywnych reakcji i nakazów, zakazów czy dyktatury.

Dusza, która przysparza ci cierpienia, przerwała modlitwę serca. Ona ofiaruje Mi zaledwie resztki modlitwy, resztkę swego czasu i resztkę swego serca. Większość dobra, które jej dałem, lokuje ponownie w skarbcu księcia ciemności. Zatem znowu będzie musiała doświadczyć przykrości, by z czasem powrócić do Mnie. Tym razem nie będzie to miało tak drastycznego finału, choć jest to przykre... bo dusza weszła ponownie na drogę, którą idą uparci, a która prowadzi do nikąd. Znowu straci trochę czasu na nawrócenie i ponowne odnalezienie Mnie.

 

16 marca 2002

Trzeci dzień noszę w sobie ból spowodowany przez duszę, którą kocham. Zrobiła się ona leniwa, a przy tym staje się coraz słabsza, więc walka o nią wiele kosztuje. Kiedy ta dusza upada, ja przechodzę cierpienia fizyczne i duchowe. Nie przypuszczałam, że te cierpienia tak wiele będą mnie kosztować. Dziwię się, że moje serce jest tak mocne, iż je wytrzymuje. Nigdy też nie przypuszczałam, że upadek tej duszy będzie powodował bóle fizyczne w moim ciele przez kilka nocy — nad ranem czuję się bardzo słaba. Chociaż nie prowadzę rozmów z tą duszą, jak pouczał mnie Pan Jezus, to cierpię bardzo, czego ona nawet nie spostrzega. Na te cierpienia nakładają się następne, również od dusz, na których bardzo mi zależy.

Dziś szczególnie doznałam kpin i lekceważenia, dlatego nie poszłam do tych osób, które zaprosiły mnie na herbatę. Nie czułam z ich strony miłości bliźniego ani pragnienia bycia razem, a jedynie „służbowe" zaproszenie, związane z pewną okolicznością. Wieczorem otworzyłam książkę „Dobrego dnia", pytając Ojca Pio, czy dobrze postąpiłam, jako że nie mogłam za nic zmusić się do pójścia tam. Nie chciałam, by widziano moje łzy.

Ojciec Pio: „Nigdy nie uskarżaj się na doznawane obelgi, niezależnie od tego, z czyjej strony cię spotykają. Natychmiast przypomnij sobie, że Pan Jezus dotknięty został zelżywościami ludzi, których On sam obdarzył dobrocią. Będziesz usprawiedliwiała wszystkich ludzi, kierując się miłością chrześcijańską, mając przed oczyma przykład Boskiego Mistrza, który prosił swojego Ojca o przebaczenie dla tych, który Go krzyżowali".

Noc z 28 na 29 marca 2002 (z Wielkiego Czwartku na Wielki Piątek). Zakon kontemplacyjny klauzurowy. Adoracja nocna. Jezus, Katarzyna, Iwona i ja.

Moje pragnienie trwania przy Panu Jezusie staje się szczególnie mocne w Wielki Czwartek. Chrystus wrzucony do lochu, odizolowany od swojej Matki, od swych przyjaciół, w samotności strasznie cierpi przed Męką, już pogrążony w męce.

Bardzo wtedy pragnę być z moim Nauczycielem, dlatego wielką radość sprawiło mi zaproszenie na tę noc z Chrystusem. Po jednej stronie za klauzurą siostry, po drugiej my trzy, a po środku nas — Chrystus w Ciemnicy. W zupełnej ciszy pogrążone w kontemplacji, trwałyśmy na kolanach do rana.

Jezus: Pragnę mówić do wszystkich dusz, które Mnie kochają, które modlą się i które Mnie adorują. Do osób świeckich głęboko uduchowionych, które jednak... pragnę pouczyć dzisiejszej nocy, aby wzór czerpały ze Mnie, z Moich ukrytych mąk w ciemnicy i podczas całej drogi krzyżowej, aż po ukrzyżowanie i śmierć Moją.

Moje ukochane dusze, modlące się dzieci — wielką przeszkodą do świętości są ukryte w waszych sercach: złość, chore myśli, obmowy.

Nie jest świętą ta dusza, która odmawia dużo modlitw z przyzwyczajenia. Chociażby te modlitwy odmawiała miesiącami i pilnowała się, by nie położyć się spać bez tych praktyk, jednak jej serce może być wypełnione wielkim brudem zła, dla świata niewidzialnego, a jednak popełnianego w myśli. Do tych obrzydliwości tak przywykła, że sama ich znienawidzieć nie może. Wszelkie grzechy popełnione w myśli: fałszywe sądy, złości, ranią aż do wielkiego bólu Moje Najświętsze Serce.

Proszę te dusze, które zabiegają o własne uświęcenie i naprawdę dążą do niego, aby kontrolowały swoje myśli, bo ta sfera ducha jest pomijana na co dzień, a jej zbrukanie jest skazą na praktykowaniu i wyznawaniu wiary we Mnie. To wszystko, co dusza popełnia w ukryciu, widzę JA. W ten sposób raniony jest Bóg. To trzeba sobie dogłębnie uświadomić, by rozpocząć walkę duchową i pracę nad samym sobą.

Kiedy nadchodzi pokusa do powtarzania tych grzechów, należy szybko zwracać się o pomoc do Mojej Matki aktem strzelistym „Maryjo ratuj, Maryjo pomóż! "Nie należy pozostawać sam na sam z pokusą, by nie dopuścić do jej rozwijania się w umyśle, bo tego rodzaju praktyki prowadzą do odkształcenia się — zamulenia — sumienia.

Wada ta rozwija się latami i nie jest przez duszę postrzegana jako zło samo w sobie, lecz uznawana za coś normalnego i za zwykłą słabość ludzką, w oparciu fałszywą zasadę: „Mam prawo sobie myśleć". Niebezpieczne jest tego rodzaju tłumaczenie i pobłażanie sobie — pomija się Mnie i wyklucza Moją obecność w życiu duszy. Gdyby człowiek zechciał sobie zadać trud i pomyśleć, że znam każdą jego myśl, przeraziłby się swoją swawolą myślową.

Nieczystość serca jest grzechem, trzeba sobie to uświadomić. Dusza, która popełnia grzech w myśli, nie może zaznać pokoju Bożego, pokoju małego dziecka.

Temat, który ci dziś Anno podyktowałem, jest bardzo ważny i dotyczy was wszystkich (podkreśl dziecko to ostatnie zdanie), bo wszyscy oceniacie w myślach swoich braci, i to przeważnie z krzywdą dla drugiego, otwierając w ten sposób szatanowi furtkę do swego serca. Przez tę furtkę wchodzi on ze swoim niepokojem i zaczyna panować, a tam gdzie on jest, Mnie nie ma. Dusza taka traci bardzo wiele łask, a praktyki religijne wykonuje mechanicznie. „Ten lud czci Mnie wargami a nie sercem" — powiedziałem.

Proszę was, Moje kochane dzieci, aby wasze serca były czyste. Usuńcie wszelki brud, który utrudnia wam wejście na drogę świętości. Kontrolujcie wasze złe myśli — niech one nie panują nad wami, aby nie doprowadziły waszej wyobraźni do utworzenia negatywnego obrazu bliźniego.

Trzeba rozpocząć walkę z utajonym wrogiem, który na zewnątrz nie jest dostrzegalny, a jednak robi dużo szkody w duszy. To zło rozwija się w człowieku i doprowadza go do grzechu języka. Grzechy popełniane w myśli są dziełem szatana i prowadzą do trwałego okaleczenia. Zatem bierzcie się, dzieci, do pracy, by usunąć przyczynę grzechu języka.

Powtórzmy, dzieci, tę ważną lekcję. Najpierw pojawia się zła niszcząca myśl — to jest przyczyna. Później następuje skutek — grzech języka: kłótnie, waśnie, które doprowadzają nawet do wojen na świecie. Kiedy taka zła myśl nadchodzi, trzeba ją natychmiast odsunąć od siebie, jak czyni zawodnik płynący po rzece kajakiem: jeśli chce osiągnąć swój cel, musi odpychać wiosłem głębię wody.

Z Najświętszego swego Serca błogosławię wszystkim uczniom w Mojej szkole. Jezus.

5 kwietnia 2002, pierwszy piątek miesiąca.

Jezus:
Moja córko, stawiam przed tobą zadanie: bądź miłosierną i wyrozumiałą w sytuacjach, w jakich cię stawiam. Bądź bardziej pobłażliwa w sprawach, na które ty sama nie masz wpływu. Pobłażliwa nie oznacza jednak waszego niewłaściwego określenia: tolerancyjna. Tu chodzi o wyrozumiałość dla drugiego człowieka, a nie o akceptowanie grzechu.

Lepiej wprowadzać w życie uśmiech, serdeczność, dialog i modlitwę za nieszczęśnika, niż ciągłe uwagi i karcenie, bo to odsuwa duszę od czynienia dobra. Dążenie do dobra jest zawsze trudne dla ludzi, którzy lubią wygodne życie i kroczenie szeroką drogą, i tym ludziom trzeba, Anno, ofiarować prawdę, dołączając uśmiech.

Pobłażliwość należy okazywać wtedy, gdy nie zawsze wychodzi wszystko dobrze. Zachęcać należy zawsze z uśmiechem i cierpliwością. Ja wiem, że to trudne, ale jest to najpewniejsza droga do osiągnięcia celu.

Proszę cię, dziecko, powróć do postu milczenia w środy i w piątki, byś miała okazję do złożenia ofiary z tego, co najwięcej cię kosztuje.

Błogosławię ci Anno, uklęknij.

 

8 kwietnia 2002, w domu mojej przyjaciółki Katarzyny.

Jezus:
Pisz, Anno, w Imię Moje.

Moje dzieci, Moje ukochane dzieci... Niech nie trwożą się wasze serca wśród przeciwności, które dotykają was ze wszystkich stron. Mnożą się one (po waszemu określając) w zastraszającym was tempie.

Wszystko jednak dzieje się zgodnie z Wolą Ojca Mego, który panuje nad światem i nic bez Jego zgody nie może się wydarzyć. Nawet najgorsze zło, które powala na ziemię i niszczy wszelkie dobro, jest dopuszczane z Woli Ojca Mojego dla waszego oczyszczenia i uświęcenia.

„Nic nie możecie sami z siebie" — te słowa powtarzam wielokrotnie, aby Moje dzieci zrozumiały, że nic od was nie zależy. Finał waszej walki zależy ode Mnie — wyjaśnienie tego tematu Anna zanotowała w drugiej książce. Nie należy zatem aż tak bardzo przejmować się „ziemską przegraną", nawet jeśli duża praca została włożona z waszej strony.

Również dotyczy to pokusy — ona jest czymś, co Bóg dopuszcza na człowieka. Podczas kuszenia należy wzywać pomocy Matki Bożej i odmówić w tym czasie choć jedno Zdrowaś Maryjo, oddając [w Jej ręce] to wszystko co nieprzyjemne, co was dotknęło. Nie trzeba na siłę walczyć z pokusą, bo często jest to niewłaściwy sposób. Po prostu zostawcie ją na boku jak coś nieistotnego, mało ważnego, nie zajmujcie się nią wcale.

W tym czasie doświadczeń należy myśli kierować ku Mnie i łączyć się ze Mną w miłosnym uścisku, wypowiadając sercem prośbę: „Obejmij mnie, Jezu, swymi najświętszymi ramionami", a wszystko co złe zaraz minie. Ważne jest, by każdą walkę prowadzić we właściwy sposób, ażeby jej nie przegrać. Taka walka jest szczególnie miła Memu Sercu.

O nic więcej nie troszczcie się. Ja wiem, co każdemu z was jest potrzebne. Jeśli uwierzycie, że to Ja sam o was się troszczę i jeśli to zrozumiecie, pokój zapanuje w waszych sercach. Jestem żywy i obecny w każdej chwili waszego życia. Kiedy cierpicie, cierpię razem z wami, a kiedy się radujecie, Ja też raduję się z wami. Nigdy nie zostawiam swoich dzieci samotnymi — to raczej wy odchodzicie ode Mnie, kiedy ranicie Mnie świadomie, w myślach, językiem i obojętnością na potrzeby innych. Najbardziej ranicie mnie pychą, która, zrodzona już przez samą myśl w sercu, zatruwa radość życia drugiemu człowiekowi.

Wystrzegajcie się zatem tego zła, o którym tu wspomniałem, a osiągniecie szczęście wieczne. Amen. Jezus .

l0 kwietnia 2002.

Osiemnastoletnia dziewczyna pyta o wskazanie drogi

Jezus:
Córko Moja, jakże miłe jest sercu Memu każde twoje zwrócenie oblicza w stronę Mego Oblicza...

Dziękuję, że pragniesz Mojej obecności w twoim życiu; dziękuję, że szukasz Mnie.

Nie pojmiesz, Moje dziecko, jak wiele łask pragnę ci udzielić, jak hojnie nimi obdarzyć, aby Moja córka była szczęśliwa zarówno w tym życiu, jak i w przyszłym Moim Królestwie.

Przychodź dziecko do Mnie, kiedy tylko zapragniesz, przychodź na Mszę świętą, na adorację, na modlitwę. Ja będę czekał z bijącym sercem na Moją dziewczynkę. Wiedz, córko Moja, że adoracja to najczulsze, jakie tylko może ofiarować stworzenie, wyznanie Bogu miłości.

Oddawaj wszystko Mnie — zarówno dobro, jak i zło, które cię spotyka — a Ja uporządkuję to wszystko. Nadam wszystkiemu odpowiedni kształt według Woli Ojca Mego, oddając ci w należytym porządku twoją ofiarę, gdyż gorąco pragnę, by zapanował porządek w twoim sercu.

Ja, twój Bóg, pragnę być obecny w całym twoim życiu; pragnę, by napełniało się ono Mną Samym, by mogła zostać przeprowadzona Wola Ojca Mego.

Nie bój się, córko, żadnych złudnych przeszkód. One wydają się być olbrzymie, nie do pokonania. Dzieje się tak, kiedy człowiek zamyka drzwi swego domu dla Mnie. Jeśli jednak człowiek otwiera swe serce na Mnie, JA otwieram swoje ramiona na człowieka i osłaniam go wśród wszelkich przeszkód, aby z Moją pomocą zostały one pokonane. I tak idziemy oboje przez całe ziemskie życie Mojego dziecka: Ja i stworzenie.

W trakcie tej wspólnej drogi dokonam przemiany w sercu twoim. Urobię cię, jak urabia się ciasto wraz z zaczynem, by upiec wspaniały pachnący chleb — pokarm dla ciała. Będę urabiał twoją duszę, by stała się zaczynem dla Mojego Królestwa.

Oddaj się cała Mnie i proś o łaskę, abym nauczył cię kochać ludzi Moją miłością. Bez tej miłości nie będziesz zdolna do życia, bo dusza, która nie umie kochać, jest jak martwa przez całe swoje ziemskie życie. Taka dusza jest umęczona sama w sobie, również i innym zabiera piękne chwile na ziemi, zamieniając je w piekło.

Pamiętaj córko, u Mnie najbardziej liczy się miłość. Bezinteresowna miłość do drugiego człowieka. Miłość jest dawaniem siebie człowiekowi potrzebującemu.

Z miłości będę was rozliczał. Na wadze sprawiedliwości położę wszystkie wasze uczynki względem drugiego człowieka. Ile dobra dacie swojemu bratu czy siostrze, tyle też dobra będziecie zażywać w wieczności. Podkreśl to, Anno. Na ile wasze serca będą skurczone na potrzeby drugiego człowieka, na tyle skurczony otrzymacie „metraż" w życiu przyszłym, a przecież komnat w domu Ojca Mego jest wiele, i to bardzo obszernych. Od was samych zależy więc przyszłe mieszkanie, o które należy bardziej zabiegać, niż o sprawy tego świata.

Napisz Anno, że tu mówię o dogadzaniu swoim żądzom.

Rozpamiętuj, córko Moja, co wyjaśniłem w tym orędziu, a odnajdziesz odpowiedź na list, który do Mnie napisałaś. Jezus — zawsze ten sam, twój Przyjaciel.

Do Eulalii

Jezus:
Miłość. Miłość, miłość... Jeżeli z miłości czynicie dobro dla Mnie, to czy sądzicie, że nie umiem tego docenić i wynagrodzić? Czy myślicie, że Moja miłość mniejsza jest od waszej? Czy może ją ktoś zmierzył, zważył, ocenił ile jest warta? Czy jest taki człowiek na świecie...? — odpowiedz, Eulalio.

Każdy najmniejszy odruch waszego serca doceniony jest przeze Mnie i wynagradzany po tysiąckroć, więc nie trzeba pytać, czy była Mi miła wasza adoracja. Bo czy ojciec nie jest szczęśliwy, gdy jego małe dziecko przebywa w jego ramionach i tuli się do niego? Dla ojca są to najszczęśliwsze chwile, dla dziecka również.

Przychodźcie do Mnie wszyscy spragnieni, a szczęście wasze pomnożę i usunę każdą zadrę z serca. Podczas adoracji zostajecie uzdrowieni Moją Mocą, Prawdą i Życiem. Przychodźcie zatem zawsze, na ile wasze zdrowie i czas pozwoli. Ja Sam będę nagrodą dla waszych schorowanych dusz i ciał. Jezus.

Często mówi mi Pan, jak wielkie łaski otrzymuje człowiek podczas adoracji, choć wcale nie musi natychmiast odczuwać dobroczynnego ich działania. To jest dokładnie tak, jakbyśmy siedzieli sobie cały dzień na plaży przy delikatnych promieniach słońca i delikatnym zefirku. Obserwujemy morze i bicie fal, piękne jachty, dzieciaki budujące sobie zamki z piasku, czytamy dobrą książkę. Po południu wracamy do pensjonatu, wchodzimy do pokoju, spoglądamy w lustro i... dostrzegamy, że nasza skóra jest cała czerwona, dość mocno czerwona — odkrywamy to z przerażeniem! Dziwimy się, że delikatne promienie słońca, których działania w ogóle nie odczuwaliśmy, tak mocno podziałały na całe nasze ciało... Coś podobnego dzieje się podczas adoracji: klęczymy, wpatrujemy się w biel Hostii, kontemplujemy. Nie doświadczamy żadnych uniesień duszy, żadnego „och i ach", a Jezus Chrystus działa w swoim czasie.

Pozwolę sobie przytoczyć słowa Matki Bożej, wypowiedziane do widzących w Medziugorju 25 września 1995 roku:

„Drogie dzieci! Wzywam was dzisiaj, abyście zakochali się w Najświętszym Sakramencie. Adorujcie Go w waszych parafiach, a w ten sposób będziecie zjednoczeni z całym światem. Pan Jezus stanie się waszym przyjacielem, i już nie będziecie mówić o Nim jako o kimś, kogo słabo znacie. Zjednoczenie z Nim będzie dla was radością, staniecie się też świadkami miłości Jezusa do każdego stworzenia. Drogie dzieci, kiedy adorujecie Jezusa, jesteście również blisko Mnie..."

Siostra Elwira, założycielka wspólnoty Cenacolo w Medziugorju mówi: „Tylko Jezus może nas nauczyć kochać. Jeżeli to się nie stanie, nasze serca będą puste, zimne i pogrążone w smutku, samotności i rozpaczy. Podczas modlitwy adoracji Jezus dokonuje przemiany w duszy człowieka. W ten sposób dokonuje się też przemiana rodziny, umacniają się więzy miłości i solidarności, staje się możliwy dialog męża z żoną... Rodzice nie wychowają dobrze swoich dzieci, jeżeli sami nie będą się modlić i adorować Jezusa w Eucharystii. Jeżeli matki nie będą się modlić i adorować Jezusa, będą wychowywać dzieci znerwicowane, zalęknione, pełne egoizmu i agresji".

Proście księży w swoich parafiach, aby Chrystus, który tak bardzo ukochał ludzkość, że z miłości do niej pozwolił się zamknąć w zimnych tabernakulach — aby tenże Chrystus był jak najczęściej w ciągu tygodnia adorowany przez wspólnoty parafialne.

Moim pragnieniem jest doczekać się w Warszawie adoracji, prowadzonej dokładnie na wzór Medziugorski, ale pewno najpierw należałoby modlić się o kapłana z charyzmatem, jaki miał Ojciec Slavko...

14 kwietnia 2002. Eucharystia w sanktuarium Maryjnym.

Przepraszałam Pana Jezusa za tych parafian, co mieszkają w naszym osiedlu przy wspaniałej świątyni, a rzadko przychodzą do Pana Jezusa. W naszym kościółku każdego dnia rano i wieczorem podczas Mszy świętej głoszone są homilie. Jaka to duchowa strata, jeśli ktoś może, a nie korzysta z codziennej Mszy świętej! Jezus: Nie płacz Anno, uwielbiaj Mego Ojca za to, że otworzył twoje serce i uzdrowił oczy, by dane ci było zobaczyć i usłyszeć to, czego inni nie mogą dostrzec.

Światło: Ewangelia wg św. Łukasza (24,16,25,30—31) — Uczniowie z Emmaus:

„...Oczy ich były niejako na uwięzi, tak że Go nie poznali... On rzekł do nich: «O nie rozumni, jak nie skore są wasze serca do wierzenia. ..» Gdy zajął z nimi miejsce u stołu, wziął chleb, odmówił błogosławieństwo, połamał go i dawał im. Wtedy oczy im się otworzyły i poznali Go, lecz On zniknął im z oczu".

Myślę, że samo niedzielne chodzenie (często z przyzwyczajenia, bez pragnienia w sercu) na spotkanie z Panem (Jezus mówi: „Kto jest spragniony, niech przyjdzie do Mnie...") nie czyni nas gorącymi. Uczniowie poznali Pana przy łamaniu chleba.(pierwsi chrześcijanie „łamaniem chleba" nazywali Mszę świętą — zob. Dz 2,42; 20,7 przyp. red.) Dobrze przeżyta Eucharystia otwiera nam oczy i serce na Pana Jezusa.

„...lecz On zniknął im z oczu..." Święty Jan od Krzyża pisze: „Pan Bóg jest delikatny jak ptak, gdy spojrzą na Niego — ulatuje".

Noc Zesłania Ducha Świętego 2002.

Na tę szczególną noc zostałam zaproszona do „Wieczernika". Miałam tak duże przeszkody w dotarciu na miejsce, że gdyby nie wola Pana Jezusa, chętnie zostałabym w domu. Zwróciłam się do Niego: Panie Jezu, Ty wiesz, że teraz bardzo cierpię, a kiedy cierpię, unikam rozmów z ludźmi, pragnę być sama ze swoim krzyżem, a czy TY chcesz...

Jezus:
Tak, chcę, abyś tę noc spędziła w „Wieczerniku".

Tej nocy modliłam się ze wspólnotą „Wieczernika" w dość obszernej sali, przyzywając Ducha Świętego, ale moje myśli biegły w innym kierunku. Usiadłam na samym końcu z Justynką, córką mojej przyjaciółki i myślę, że to właśnie miejsce przygotował mi Pan, aby mógł przeze mnie wypełnić Swoją wolę.

Do młodego mężczyzny, który tę noc spędził daleko od domu.

Jezus:
Synu, nie rań Mojego serca, Ja czekam na ciebie. Otrzymałeś już wiele łask, obdarzam cię nimi każdego dnia. Spójrz, obejrzyj się za siebie, popatrz: czyja to ręka wyrwała cię z paszczy lwa, kto ci przewodzi i kto jest ci Panem? Dlaczego ranisz Moje serce, powracając do starych, złych i obcych Bogu, praktyk? Tak, wiem, że zrobiłeś parę kroków do przodu, ale spójrz stając w PRAWDZIE, ile ostatnio zrobiłeś kroków do tyłu. Stąd też trwasz prawie w tym samym miejscu.

Dziecko, nie możesz przyodziewać się w skórę starego człowieka, przecież wyzwoliłem cię z tego, co pchało cię w przepaść. Za czym tęsknisz synu, czego ci brakuje? Masz wszystko, o wiele więcej, niż mogłeś sobie wyobrazić. Dałem ci dom i to wszystko, co potrzebne do wzrostu duchowego, czemu więc buntuje się serce twoje przed dobrem, które pragnę ci ofiarować? Jesteś Moim naczyniem, pragnę napełnić cię dobrem.

Nie paktuj ze złem, bo ranisz siebie i tę, którą dałem ci za matkę. Niezależnie od tego, jakie by błędy popełniła wobec ciebie, ty winien jej jesteś świętą wdzięczność i otoczenie jej opieką — właśnie to mężczyzna w twoim wieku, synu, winien już oddawać matce. Teraz już ona powinna brać, a ty dawać — taka jest kolej rzeczy. A nade wszystko miłość i szacunek. Pismo Święte mówi o obowiązku dzieci względem rodziców: „... Choćby i rozum postradał...", winien jesteś otoczyć opieką tę, która cię urodziła, wykarmiła i wychowała. Jaki to przykład dajesz swojemu dziecku, które widzi i słucha? Jakim jesteś dla niego przykładem? Czy chcesz, aby ten przykład utrwalony został w jego pamięci? Wiedz, że tyle samo otrzymasz, ile dajesz. Synu, rozliczę cię na sądzie przede wszystkim z twojego postępowania wobec tej, której zadajesz ból.

Nie na to powołałem cię na swego apostoła, żebyś uciekał przede Mną. Będę dotąd doświadczał, dopóki cię nie okiełznam, więc nie buntuj się i nie zadawaj więcej cierpień tym, którzy cię kochają.

Prosiłem, byś zostawił „towarzystwo", z którego cię oczyściłem. Pokazałem, kim są ci wszyscy, do których stale powracasz. .. Czy jeszcze nie rozpoznajesz, kto prowadzi cię nocą? Na pewno nie Ja! Mój świat, Moja prawda to dzień, to słońce. Noc i księżyc są sprzymierzeńcami księcia ciemności. Nie chodź, synu, jego drogami, bo to jego ponowny podstęp. Radzę ci: usłuchaj Mnie i odetnij tę drogę jak najszybciej, bo do źródła ona nie prowadzi. Szkoda, synu, narażać się na następne przykre doświadczenia, aby znów utracić wiele. Mało czasu zostało do wypełnienia tego, co przygotowuje Mój Ojciec. Będziesz Mi apostołem czasów ostatnich — takie jest twoje powołanie — więc proszę cię synu raz jeszcze: zerwij ze zniewoleniem ze strony „towarzystwa", które nie sprzyja ci za twoimi plecami — języka sobie nie szczędzą. Nie oszukuj samego siebie. Ja chcę ci być przyjacielem — jedynym, niepowtarzalnym, który nie oszukuje, nie zdradza, a który oddał swoje życie za ciebie. Czy znasz takiego drugiego? Odnajduj Mnie każdego dnia w Eucharystii, w Piśmie Świętym (na ile czas ci pozwala), bo to przyniesie ci poznanie PRAWDY i przywróci sens twemu życiu. Reszta to omamy i kłamstwa księcia ciemności. Powróci pokój do serca twego, jeśli powrócisz do spokojnego życia, które JA pragnę ci dać. Przyjmij zatem Moją ofertę, bo lepszej nie znajdziesz. Nie wracaj do tego, co oddaliło cię ode Mnie, bo czyż nie szkoda czasu na ponowne oczyszczanie?

Trzeba, synu, postępować dalej do przodu, ale Moją drogą, drogą jasności, w pełni słońca, za dnia. Niech noc będzie dla ciebie odpoczynkiem w domu i we własnym łóżku, bo te łoża, które wybierałeś, okazało się że nie były wygodne i dobrze wiesz, do czego prowadziły.

Zaoszczędź już sobie przykrych doświadczeń. Czas, który ci daję tu na ziemi, należy do Mnie. Jesteś tylko jego dzierżawcą, więc wykorzystuj go dobrze, bo z każdej minuty będę rozliczał na Sądzie Ostatecznym. Z miłości do bliźniego, z tego co dałeś z siebie swemu bratu — a to oznacza zerwanie ze starym człowiekiem, przyobleczonym w egoizm... Teraz, synu, trzeba dawać. Już czas zacząć dawać, już czas najwyższy, bo nie wiesz ile ci go zostało, zatem nie żongluj nim według własnego egoizmu.

To jest Moje przesłanie, które w noc Zesłania Ducha Świętego przekazuję ci i proszę, byś je uszanował, wszczepił w swoje serce i zaczął nim żyć, a Ja będę ci błogosławił, i wtedy pokój powróci do twego serca. Tak należy rozumieć Moje słowa: „Zaprzyj się samego siebie". Za pierwszym, za drugim i za trzecim razem będzie ci trudno, ale gdy przezwyciężysz swoje słabości, następnym razem pójdzie o wiele łatwiej, bo zaczniesz wzrastać w prawdzie i poczujesz się Moim zdrowym dzieckiem. Minie bunt, lęk, złość, wszystko co pochodzi od złego ducha. Trzeba mu się przeciwstawić, i na tym ma polegać twoja praca. Będę ci błogosławił na każdy dzień twoich zmagań i przemieniał twoje serce, jednak potrzebuję twojej współpracy, bo bez niej nic, synu, nie mogę uczynić. Zacznij od nowa — od zgięcia kolan, od solidniejszej modlitwy, a ona będzie ci umocnieniem do walki z pokusami, które przyjdzie ci zwalczyć. Błogosławię cię — Bóg Ojciec, Syn Boży i Duch Święty.

Do Katarzyny.

Jezus:
Dziecko, wielkimi łaskami darzę cię i wspomagam w każdym dniu. Sama widzisz, jak duże poczyniłaś postępy we wzroście duchowym. Bądź, dziecko, cierpliwa dla tych, którzy jeszcze ociągają się na drodze zbawienia. Miej dla nich wiele miłości, bo Ja też pragnę ich zbawienia. Proszę, byś modliła się (zanosiła prośby) za Kościół, za wasz Święty Kościół — to bardzo ważne przesłanie kieruję do ciebie.

Dziecko, jeżeli zaczniesz ćwiczyć się w tym, by bardziej ufać Mnie niż sobie, to lęki powinny ustąpić. To jest warunek: osiągnięcie całkowitego zaufania Mnie we wszystkim. Ja na tę pracę błogosławię ci, wytrwaj w miłości. Jezus.

Jezus:
Kościół rzeczywiście będzie musiał odrodzić się przez krew Moich wyznawców, przez wiernych. Przeleją oni swoją krew za brudną, oblepioną błotem resztę ludzkości.

Trzeba, dzieci, dużo modlitwy sercem za Kościół, za ojców Kościoła. Zaczną mnożyć się błędy, a ci co je będą popełniać, będą przekonani, że czynią dobro w imię Chrystusa, a w rzeczywistości wyrządzą krzywdę Kościołowi. Dlatego trzeba już teraz składać ofiary — dużo wyrzeczeń — z tego, co was, drogie dzieci, kosztuje najwięcej. Dużo postu i modlitwy za wasz Kościół, który odrodzi się poprzez ból i cierpienie wybranych. Amen.

Do „Wieczernika".

Jezus: Wszystkich, którzy w tę noc zrezygnowali z odpoczynku, danego człowiekowi przez Mego Ojca; wszystkich, którzy wyrzekli się w tę noc snu, by trwać na czuwaniu, by usłyszeć Mój głos, by otrzymać łaski — zapewniam Ja, wasz Nauczyciel, że nikt z was nie wyjdzie z tego miejsca pominięty. Umiem docenić wierność i miłość Moich owieczek.

Dzieci, jesteście Moim odpocznieniem: wy czuwacie — Ja odpoczywam. Kiedy prosiłem swoich uczniów, by czuwali, niestety nie wszyscy wytrwali. Wy natomiast trwajcie.

Wszystkim z serca błogosławię i zapewniam was, że każdy dozna łaski, i że ona zaowocuje już niedługo. Jezus.

Jezus:
Moja córko, błogosławię cię podczas tej nocy. Dziś szczególnie wylewam łaski na moich uczniów z „Wieczernika".

Dziękuję ci, Kasiu, za zaangażowanie twego serca. We wszystkim dobru, które czynisz, wypełniasz Wolę Mojego Ojca.

Ja ci już teraz błogosławię za ten twój trud, który włożyłaś w przygotowanie modlitw. To one otwierają serca moich owieczek.

Kasiu, pragnę, by dalej „Wieczernik" prowadzony był dokładnie na ten sam wzór. Pragnę, aby nie uległ zmianom pod wpływem nowych trendów, które wkrótce nawiedzą ziemię.

Dotyczy to szczególnie grup modlitewnych, i to będzie znakiem rozpoznawczym: „wilki w owczej skórze" wejdą i będą usiłować rozbić Kościół. Dlatego skarbem będą wszystkie grupy modlitewne, które pozostaną wierne Tradycji. Nie może być żadnych unowocześnień — takich, które zamiast pogłębiać praktyki religijne, będą oddalać wiernych. Modernizm zawsze prowadził do własnej wygody, a nie do służenia mnie, Bogu, i jest on początkiem rozbicia Kościoła. Dlatego jest bardzo ważne, by wasze spotkania odbywały się w duchu PRAWDY. Proszę cię, Kasiu, aby każde spotkanie było urzeczywistnieniem PRAWDY; by członkowie „Wieczernika" bardziej pracowali nad stanem własnych dusz — nad zdobyciem miłości, pokory i cierpliwości. Te cnoty mogą się urzeczywistnić, kiedy prawdziwa miłość zapanuje w sercu każdego z was.

Miłość jest na pierwszym miejscu, bo kto nie umie i nie chce nauczyć się kochać, ten nic dobrego uczynić nie może. Nie będzie umiał się taki człowiek dzielić dobrem z drugim człowiekiem, więc i cała Moja nauka na nic się zda. Trzeba zatem więcej pracować nad samym sobą, aby otworzyły się serca wasze na przyjęcie Miłości, którą pragnie dać wam Bóg Ojciec.

Pojmujesz, Kasiu, dlaczego siostra Celina wyznaczyła cię do prowadzenia „Wieczernika"? Ona rozpoznała w tobie powołanie, powołanie do miłości. Nie przez przypadek jesteś prowadzącą i odpowiedzialną za Moje owieczki. Kasiu, każdego dnia staję przy tobie w „Wieczerniku" i błogosławię ci. Jesteś balsamem na Rany Moje. Kiedy nastąpi dzień naszego spotkania, tj. kiedy staniesz przed Ojcem Moim, będę ci wdzięczny i potrafię okazać ŁASKĘ za to wszystko, co dajesz z siebie, za miłość. Błogosławię ci na każdy dzień twojej pracy, zarówno na polu życia rodzinnego, jak i wśród codziennych zmagań. ALLELUJA!!! Bóg Ojciec, Syn Boży i Duch Święty.

Następnie krótkie Orędzia kierował nasz Pan do wszystkich uczniów „Wieczernika", którzy chcieli z tej łaski skorzystać. Każdy podchodził do przodu, siadając na krześle. Pozostali nakładali ręce na głowę siedzącej osoby i wznosili błagania o uzdrowienie (...) relacji w rodzinie. Następnie otwierano Pismo Święte i czytano fragment wskazany dla danej osoby. Ja siedząc na końcu mogłam wyciszyć się, by wsłuchać się w głos Pana Jezusa. Zapisywałam Orędzia, a Justynka podawała je osobom, do których mówił Pan. Ten zwyczaj modlitwy, rozmowy z Panem, jest praktykowany w Odnowie w Duchu Świętym.

21 maja 2002

Oto fragment listu do Pana Jezusa, Dominiki, która zaznała w swym życiu ciężkiej i długiej choroby...

„Jezu, wspomóż mnie swoją łaską, abym mogła rozwiązać problemy mojej rodziny.

Słabnie moje drugie oko, czy nie grozi mi ślepota? Jak mam temu zapobiec...? Co z moim żołądkiem — czy mam jeszcze leczyć go, czy tylko uważać na dietę? Mąż ma przepuklinę i prostatę, czy musi iść na operację? Jak mam modlić się, aby moje modlitwy zostały przyjęte? Co mam uczynić, żeby moje dzieci, zięciowie i wnuki przyjęli Sakrament Pokuty...? Mój syn nie żyje z żoną. Co mam zrobić, żeby zmienił swoje życie?"

Jezus:
Moja córko, proszę cię o większą ufność, większą cierpliwość.

Wszystkie twoje i twojej rodziny problemy zakończą się wraz z odejściem ze świata. Dopóki człowiek żyje, zawsze będzie się z nimi zmagał. To jest wpisane w księgę życia.

Chcę, żebyś zrozumiała, że to nie ty je rozwiążesz, a jedynie przy twojej współpracy Bóg rozsupła wszystkie zaplątania. Ty sama możesz jedynie zdać się na Moją łaskę i każdego dnia odgadywać Wolę Bożą, aby ją wypełnić i aby wypełniła się w całym waszym ziemskim życiu. Drogowskazem jest dziesięć przykazań, którymi człowiek nie zawsze do końca żyje.

Proszę, byś nie zamartwiała się swoim wzrokiem, bo ten też do Mnie należy. Całkowicie ufaj Mnie. Próby, które na ciebie dopuszczam, są jakby egzaminem, podobnie jak napisanie matury czy pracy dyplomowej przez ucznia.

Niechaj emocje nie górują nad tobą, bo są przeszkodą do utrzymania pokoju w sercu, a ono jest najważniejszym organem w całym twoim ciele. Nie poddawaj się panice i chęci usilnego wyzdrowienia. Przyjmij każdy nowy dzień, jego utrapienia i radości, w duchu uwielbienia Boga we wszystkim.

To, o czym wspominasz w swym liście, jest odwiecznym problemem ludzkości. Proszę, nie oczekuj od swego Boga cudownego leku. Twój Ojciec jest Ojcem wymagającym, ale pełnym czułości. Ojcem, który dopuszcza cierpienie, a jednocześnie przysyła pomoc. Nigdy nie zostawiam was bez Mojej opieki i bez opieki Mojej Matki, i choć wszystkie twoje modlitwy dochodzą do uszu Moich, to pozwól, bym wszystkie wasze problemy rozwiązał w czasie właściwym dla Boga.

Kiedy, Moja córko, zrozumiesz, że to czym cię karmiłem było najlepsze? Módl się z wielką ufnością przez cały czas i nie myśl ani przez chwilę, że cię opuściłem. Zdaj się całkowicie na Mnie, a na końcu twojej ciernistej drogi położę najpiękniejsze róże pod twoje stopy, abyś mogła po nich wejść do Królestwa Mego — to ci, córko, obiecuję. Jezus, Twój Nauczyciel.

 

24 maja 2002

matka:

Dlaczego mój syn tak często przebywa poza domem?

Jezus:
Moje dziecko, nie obwiniaj cały czas siebie za niedojrzałość duchową swego syna. Nie jesteś powodem jego ucieczki od ciebie. On sam, jego niespokojny duch, już od wczesnej młodości poszukiwał utopii, czegoś nierealnego. Zazwyczaj tą drogą idą ludzie o wąskim horyzoncie duchowym. Wąskim, bo stale są na uwięzi zniewoleń, w które sami chętnie wpadają, wybierając życie beztroskie.

Duch złości, egoizmu, pychy, lenistwa, zaspokajanie wyłącznie własnych potrzeb i żądz, są przyczyną niedoli i nieszczęść twego syna, a zarazem twojej udręki. Ona będzie towarzyszyła ci do śmierci: złożyłaś ofiarę z życia za tych, których imiona wypisane są w Moim Sercu, więc stałaś się ofiarą. Twój syn stanie na nogi, umocniony twoim krzyżem, który niesiesz. Proces uzdrowienia przebiega powoli — przyczyną jest opieszałość i brak chęci zaparcia się samego siebie, tj. zrezygnowania z siebie na rzecz dobra drugiego, wyrzekania się. Cóż, musisz uzbroić się w szatę miłości i cierpliwości, a to wyda owoc.

Oboje będziemy nieść krzyż za tych, co odrzucają go od siebie. Córko Moja, krzyż nie może leżeć porzucony na drodze; choć zawsze są tacy, którzy go porzucają, jednak podchodzą drudzy podnosząc ciężar, niosąc całe brzemię nędzy drugiego człowieka. Zazwyczaj w każdej rodzinie jest jedna osoba, która dźwiga słodki ciężar krzyża. Proszę cię: wytrwaj nie skarżąc się. Nikt cię nie zrozumie. Nie oczekuj też pomocy od bliskich, to oni sami potrzebują pomocy od ciebie.

matka:

Panie Jezu, w niczym nie mogę pomóc tym, którym pragnęłabym, bo drzwi ich domu są przede mną zamknięte. Ledwo mnie znoszą. Jakże często słyszę: „Nie mam czasu".

Jezus:
I tym właśnie im pomagasz — to wystarczający ból, który ukrywasz w swym sercu.

matka:

Oddaję Ci, Panie, ten dodatkowy mój ból za ich uzdrowienie. Proszę, wspomóż ich swoją łaską, aby otworzyli swoje serca dla Pana Boga i ludzi.

Jezus:
Zawsze pragnęłaś i zabiegałaś o to, byście tworzyli wspólnotę serc, ale nigdy tego nie otrzymałaś. Odsuwano cię, nie rozumiano, źle tłumaczono twoje intencje. Oceniano cię według własnych sumień. Dobrze, że przyjmujesz to w milczeniu. To jest ŁASKA, z którą współpracujesz. Jest to cenny dar, ratunek dla ginących dusz. Nie zabiegaj o miłość u tych, co nie są w stanie dać miłości. Czy nie wystarczy ci Moja Miłość?

Popatrz córko, jesteśmy w podobnej sytuacji oboje: przez większość odrzuceni i niezrozumiani. Czy nie wystarcza ci, że przez podobne cierpienia jesteśmy zespoleni? Trwaj we Mnie. Cały czas trwaj we Mnie. Dusza spragniona dóbr tego świata nie jest w stanie autentycznie Mnie pokochać. Dlatego też tylko samotny zrozumie samotnego, głodny — głodnego, biedny — biednego, chory — chorego. A takimi właśnie jesteśmy JA i ty. Zatem proszę: trwaj we Mnie. To jest najpiękniejsze, co możesz dać. Twoje smutne serce wypełnię Moim Sercem. Ubogacę je, nasycę, żarem rozpalę, ogniem Mojej Miłości — ogniem, który nigdy nie wypali się i nigdy nie zagaśnie. Będziesz wypełniona cała Moją miłością, aż po wieczność. Taką nagrodę otrzymasz, jeśli wytrwasz do końca.

Nie zabiegaj zatem o to, czego świat żałuje, bo tak bardzo chory jest na egoizm — najstraszniejszą chorobę XXI wieku. Zostań ze Mną zespolona, w Ramionach Dobrego Ojca, a Ja utulę wszystkie rany twego serca. Jezus tęskniący za miłością człowieka.

25 maja 2002

Barbary mąż zmyka się w sobie. Jest niepraktykującym katolikiem. Barbara kocha Pana Jezusa. Oboje cierpią, każde na swój sposób i w swoim kącie obszernego domu.

Jezus:
Moje dziecko, ukochane Moje małe dziecko, wiem co tkwi w tobie, i to tak głęboko, że aż uwiera, boli. Wiem, co jest tego przyczyną. Słuchaj uważnie córko, bo pragnę pomóc ci z całego przepełnionego miłością serca.

Dzieci, potrzebujecie pomocy oboje: ty i twój mąż. Pragnę otworzyć ci oczy na to co najistotniejsze, abyś spojrzała dogłębniej na problem nękający twoją rodzinę. Jest to problem miłości, problem nieumiejętnego dawania miłości tym, których rzekomo kochają Moje stworzenia. Mój wykład rozszerzę, choć zamyka się on w jednym z najważniejszych Przykazań Bożych: „Kochaj bliźniego swego jak siebie samego".

To przykazanie powinno się przywoływać każdego wieczoru, by zrobić z niego rachunek sumienia, rozumiejąc miłość jako dawanie siebie drugiemu człowiekowi — dawanie tego, co jest w was najlepsze. To co gorsze, co uciska, co wam nie pasuje, co się wam nie podoba, należy zachować głęboko w swoim sercu. Mówiąc krócej: słodkie cukierki należy dawać bliźniemu, zaś gorzkie pigułki zostawmy sobie. Dodajmy trochę cierpliwości i pokory wraz z zaparciem się samego siebie, a w niedługim czasie ofiara ta przyniesie owoce. Natomiast wzajemne dominowanie wymieszane z pychą przynosi uciechę szatanowi, a duszy ból i cierpienie, a więc odwrotny skutek.

Krzyż jest najpewniejszą droga do zbawienia. Zresztą innej drogi nie ma.

Barbaro, Moje maleńkie dziecko, trzeba będzie zrezygnować z brania, a zacząć dawać. Zrezygnuj z tego, co jest ci należne jako żonie: z odczuć, z pragnień — na rzecz twojego męża.

Dziecko, twój małżonek jest bardzo bezradny, zagubiony i przygnębiony. To ty będziesz tą, która pomoże mu odnaleźć Mnie po to, by z kolei on sam poznał siebie i swoją biedę. Nie zna Mnie biedna owieczka, ale Moja Miłość jest wystarczająco mocna dla wszystkich ewangelicznie zagubionych. Ja jako Dobry Pasterz zawsze upatrzę sobie w stadle tę silną, która już Mnie zna i która będzie współpracowała ze Mną dla zbawienia duszy biedaka. Moje dziecko, gdyby mąż był silny, nie popełniłby w życiu wielu błędów, a szczególnie błędu, za który cenę płacą jego dzieci (stąd prosiłem cię o modlitwę za nie).

Skoro dopuściłem do związku, który został uświęcony sakramentalnie przez Kościół jako małżeństwo, to już wówczas zostałaś wybrana na małżonkę—współzbawicielkę. Współzbawianie ze Mną odbywa się zawsze przez współcierpienie (trzeba by przeczytać całość Proroctwa Izajasza).

Kocham cię, Moja córeczko, ale nade wszystko twego zagubionego męża. Proszę, byś każdego dnia modliła się za jego dzieci, ta modlitwa będzie pomocna dla jego nawrócenia.

Miej dużo cierpliwości dla swojego męża, szczególnie wtedy, gdy on nie ma jej dla ciebie. Uśmiech niech zawsze będzie na twojej twarzy, choćby przez łzy.

Jeśli będziesz miała ochotę wybuchnąć, zostawić, wprowadzaj post milczenia, a on wyda większy owoc, niż długie rozmowy z mężem na Mój temat. Lepiej natomiast przemawiać do niego przez dobrą książkę czy film, żywoty Moich Świętych...

Niech nie zrażają cię pierwsze niepowodzenia. Wytrwaj w tym co ci tu poleciłem, pamiętając, że zbawienie zależy ode Mnie, a nie od ludzi.

Bądź, dziecko, napełniona ufnością do Mnie, Ja nigdy cię nie opuszczam. Choć są chwile, kiedy nie otrzymujesz z Nieba pociechy, to wiedz, że właśnie wtedy jestem najbliżej ciebie.

Błogosławię ci na wszystkie chwile utrapień, uniżeń i wyrzeczeń — bo takiej ceny od ciebie żądam za duszę tego biedaka.

W niebie zrozumiesz sens i znaczenie twojej misji na ziemi. Teraz możesz oprzeć się całkowicie na silnym zawierzeniu. Błogosławię także twojemu mężowi i dzieciom. Jezus Zbawiciel.

 

26 maja 2002

Pewien kapłan napisał do mnie: „Męczą mnie co jakiś czas ludzie o opinię na temat «chrztu nienarodzonych». Zwalczałem go jako parodię Sakramentu (Kościół uczy, że do udzielenia sakramentu Chrztu konieczna jest choć kropla wody na ciało żywego człowieka) tłumacząc ludziom, że ta praktyka nie ma nic wspólnego z Sakramentem i nie ma aprobaty Kościoła. Jednak dziwne są u ludzi przynaglenia, «głosy», natchnienia — więc już zaczynam się «łamać». Chciałbym wiedzieć, co Pan Jezus na ten temat...?

Jezus:
Chrzest święconą wodą może i powinien być dokonywany przez matki, które zdecydowały się na podjęcie tak haniebnego czynu (aborcji). Kościół wtedy nie udziela Chrztu, gdyż dziecko to nie może być przyniesione do kościoła. Jednakże Kościół mówi, że w czasie zagrożenia ziemskiego życia każdy może ochrzcić dziecko. Dlatego też dziecko, które jest żywym organizmem — życiem, darem od Boga już w chwili jego poczęcia w łonie matki (obojętne, jakiego zabójstwa by na nim dokonano), ma żywą duszę. Jeśli matka dziecka nie jest duchowo zdolna dokonać Chrztu świętego, może to uczynić ktoś inny. Sakrament udzielony za życia dziecka jest po jego śmierci tak samo ważny, jak pełny sakrament Chrztu, udzielany przez kapłana. Należy i powinno się ochrzcić dzieci, nadać im imiona, by one poczuły wypełnienie ŁASKI, jaką Bóg obdarza wszystkie rozumne stworzenia na świecie.

Napisz Anno, że tego chrztu dokonuję JA SAM, Jezus, przez ręce osób, które będą chrzcić dzieci nienarodzone na ziemi. Mojej łączności duchowej nie może ograniczyć ani przerwać nikt i nic, nawet zabójstwa dokonywane na nienarodzonych. Dzieci te żyją, mają duszę i są najmilszymi stworzeniami w Niebie, gdzie Bóg Ojciec obdarza je swoją miłością, [zadośćczyniąc] za matkę i ojca ziemskiego, którzy je odrzucili.

Koniec maja 2002

Ktoś pyta: „Nasz Pan karze nas wyraźnie wielką suszą, zboża ledwo zipią. Czy prosić o deszcz, czy to Boży plan — «polska bieda»?"

Jezus:
Synu Mój, to nie jest [Boża] kara; to sami ludzie poprzez „szalony postęp", źle wykorzystaną technikę, karzą swoje środowisko. Ja dopuszczam te nieszczęścia, gdyż szanuję wolę ludu Mego, obojętnie jakie to miałoby konsekwencje dla stworzenia.

Glob ziemski jest tak bardzo skażony odpadami, chemią, oparami, które są powodem zmian atmosferycznych... Trzeba modlić się za tych, co niszczą życie ludzkie na ziemi. Bóg daje dobro. Szatan, wykorzystując swoją inteligencję oraz słabości ludzkie, prowadzi zawsze do upadku człowieka, czyniąc to sprytnie, posługując się najróżniejszymi metodami, aby zniszczyć wszelkie dobro, które Bóg daje. Jego panowanie zbliża się ku końcowi, stąd też i jego szaleństwa.

Trzeba prosić o wszystko, co jest potrzebne człowiekowi do życia, ale i dziękować za wszystko, za suszę też. Jest to modlitwa, w której uwielbia Ojca Mego Przedwiecznego dziecko, które całkowicie należy do Ojca i zależne jest od Jego woli. Jezus.

8 czerwca 2002

Matka dorosłych dzieci, które pozakładały swoje własne rodziny, pyta: „Panie Jezu, proszę Cię, wskaż mi drogę, którą mam kroczyć. Ty Panie wiesz, że moje dzieci cierpią przeze mnie... Jak mogę im pomóc?"

Jezus:
Moje kochane dziecko, wiedz że wszystko, co nadaje kierunek drodze twego życia, wówczas nie sprzeciwia się Woli Bożej, gdy stworzenie współpracuje z łaską Bożą na każdy dzień. Każdego dnia, kiedy oczy twe nie zostaną jeszcze otwarte brzaskiem poranka, Bóg już obdarowuje swoje stworzenie łaską. Jest nią każda chwila dana człowiekowi, tj. jego czas. Od stworzenia zależy, jak czas ten wykorzystuje:
— czy uczciwie wykonuje swoje obowiązki stanu?
— czy nie uchyla się od czynienia dobra?
— czy jego praca nie jest ukierunkowana jedynie na jego własne potrzeby?
— czy czyni też dobro na rzecz społeczności, w której Bóg go osadził? (pierwsze przykazanie miłości).

Jeśli praca wykonywana jest w uświęceniu i z szacunkiem — nie należy się niczego złego obawiać, bo to jest ta droga, którą Bóg wyznaczył.

Odpowiem teraz na twoje drugie pytanie. Dziecko, żyjesz w złym przeświadczeniu, że twoje dzieci cierpią przez ciebie. Należałoby się raczej zastanowić, jakim być dla nich przykładem na każdy dzień, by im dopomóc na drodze do Mego Ojca. Za ten przykład odpowiedzialni są oboje rodzice.

Twoje dzieci są dorosłe i ty nie ponosisz za nie odpowiedzialności. Żyj obok nich, nie wchodząc aż tak bardzo w ich sprawy. Bądź im pomocą wtedy kiedy proszą, natomiast nie ingeruj, nie wkraczaj w ich życie i nie czyń ciągłych uwag. Zastosuj milczenie, to przyniesie wszystkim pozytywne nastawienie.

...Dziękuję za ofiarę, którą składasz ze swego życia za dzieci. Ofiarą jest twój trud i przeciwności, którymi opleciona jest droga ziemskiego pielgrzymowania do Ojca. Nie trzeba szukać nadzwyczajności, lecz w cierpliwości przyjmować wszystko co Ojciec Mój daje, i to jest wypełnieniem Woli Ojca Mego. Jezus Zbawiciel.

 

19 czerwca 2002. Józefów, u mojej przyjaciółki Dionizy.

To jest dla mnie powodem do smutku, że niedostatecznie kocham swego Pana. Zbyt mało, skoro nie trwam w Nim w każdej chwili mojego życia...!

Późne popołudnie, a jednak skwar leje się z nieba. Przechadzałam się wałem nad Wisłą wśród pięknej łąki, zanurzona w fantastycznym zapachu ziół i pięknych kwiatów oraz traw. Dziękowałam Stwórcy, że udziela mi tych wspaniałych chwil samotności, że pozwala nasycić wzrok polskimi łąkami, które mają w sobie dużo uroku dla takiego mieszczucha jak ja. Wsłuchiwałam się w śpiew skowronków, w ostry dźwięk wydawany przez rybitwy oraz w uspakajające kumkanie żab, których jest tu cały chór. Jednym słowem filharmonia na łonie natury...

Mój ukochany, najdroższy Panie Jezu... Och, gdybym mogła choć przez małą chwilę ujrzeć Cię w czerwonym płaszczu tkanym ręką Twojej Mamy... Choć przez chwilę spojrzeć na Ciebie żywego i zapamiętać Twój wizerunek, nasycić swoje oczy Tobą... Pewnie łatwiej by mi było wtedy w ciągu dnia nie zapominać o Tobie i tęsknić, tęsknić za moim Królem! Za urzekającą Cudowną Twarzą, pełną pokoju i miłości. Niestety, zbyt długie przerwy pojawiają się w adorowaniu Ciebie. Pozostawiam Cię samotnego. Proszę, wybacz mi tę zuchwałą tęsknotę za Tobą widzialnym. Ofiaruję Ci ją — uczyń z nią co chcesz.

Jezus:
Uwierz, że choć Mnie nie widzisz („Błogosławieni, którzy nie widzieli, a uwierzyli"), Ja jestem przy tobie, idę z tobą.

Anna:
Czy to TY, Panie, mówisz, czy to nie spryt księcia ciemności?

Jezus:
Nie, Moje kochane dziecko, tam, gdzie Ja jestem, on nie ma dostępu.

Anna:
A po której mojej stronie idziesz, Panie...?

Jezus:
Po prawej.

Anna:
Szkoda, że nie mogę Ciebie odczuwać ciałem...

Jezus:
Chcę, byś zastanowiła się nad słowami modlitwy różańcowej, które wymawiasz: „ŁASKI PEŁNA, PAN Z TOBĄ". Czy rzeczywiście wierzysz w to, co wymawiasz wargami, i czy rozumiesz te słowa? Wspomnij na Mój testament z Krzyża: „OTO MATKA TWOJA". Porównaj te dwa zdania: „Łaski Pełna, Pan z Tobą" i „Oto Matka Twoja".

Tam gdzie JA JESTEM, jest i Moja Mama. Tam gdzie jest Niepokalana, i JA JESTEM. Czy myślisz, że najczulsza z Matek może choć na chwilę opuścić swoje dziecko? Nigdy, choć ono samo nie widzi Jej i nie czuje Jej obecności. Moja Matka jest zawsze przy każdym z was.

Anna:
Jak Anioł Stróż?

Jezus:
Tak.

Anna:
A po której mojej stronie idzie Maryja?

Jezus:
Po tej stronie, po której w ręce trzymasz różaniec.

Anna:
Mój Boże... To znaczy, że Ty, Panie Jezu, idziesz po mojej prawej ręce, a Najświętsza Maryja Panna po lewej?

Zaczęłam się radować jak małe dziecko, jednak po namyśle spytałam:

Anna:
Czy nie sądzisz, Panie Jezu, że to ja powinnam iść z boku lub za Tobą, a Ty pośrodku...?

Jezus:
To nie My potrzebujemy twojej opieki, ale ty Naszej.

Anna:
Jezu Ukochany, obawiam się, że zanim dotrę do domu z tego długiego spaceru, nie zapamiętam dokładnie naszego dialogu, a chciałabym go jednak zapisać...

Jezus:
Nie obawiaj się, Duch Święty przyjdzie ci z pomocą.

Anna:
Dziękuję.

Zważywszy na moją nie najlepszą pamięć, dziękowałam Duchowi Świętemu, że w tak cudowny sposób prowadził moją myśl i rękę, tak iż nic nie zostało pominięte z dialogu między Panem a mną na łące.

 

21 czerwca 2002

Jezus:
Czy rozumiesz już swoją misję?

Anna:
Tak, wiem, czego ode mnie, Panie, oczekujesz, dokładnie wiem, a jednocześnie się lękam, czy dobrze to wypełnię, bo przecież kiedyś stanę przed Tobą i zechcesz rozliczyć mnie z tego daru.

Jezus:
Nie bój się, bądź pełna ufności. Ja sam troszczę się o swoje dzieła, już tego doświadczyłaś.

Anna:
Tak...

Jezus:
Pisz proszę, pisz Moje słowa dla świata. Przynoszą one pomoc i umocnienie, po to je tobie dyktuję. „Nie stawia się lampy pod stołem".

Anna:
Proszę, powiedz mi Jezu, czy dobrze w tym tygodniu zachowałam post milczenia w środę i w piątek?

Jezus:
Och, sama wiesz, ile cię to kosztowało i co było powodem, byś wytrwała do końca, po raz pierwszy w doskonałym wypełnieniu tego, o co cię prosiłem.

Anna:
Jezu, wiesz — tylko Ty — jak bardzo słaba jestem. Przed Tobą niczego nie ukryję. Tym razem powiedziałam sobie: muszę ofiarować Maryi coś, co najwięcej mnie kosztuje. Post milczenia jest mi trudniej zachować niż post od posiłku.

Jezus:
Widzisz więc, dziecko, czemu dopuszczam zło: po to, aby wydobyć to co najlepsze z człowieka. Oboje z Pawłem macie okazje, by podnosić się i zapierać się samych siebie.

Nadal odpoczywałam u mojej przyjaciółki Dionizy. Zadzwonił do mnie Paweł (cierpi z powodu utrudniania mu widywania się z Michałem). Zaczęłam modlić się za matkę chłopca, przychodzi mi to z każdym dniem łatwiej. Pocieszałam go przez telefon, jak tylko potrafiłam.

22 czerwca 2002

Lubię polskie wsie. Wypoczynek w zupełnym odizolowaniu się od ludzi, w ciszy, na łonie natury. Zastanawia mnie fakt, że kiedyś wybierałam kurorty. Wyjeżdżałam sama lub z Pawłem. Zawsze były to duże skupiska ludzi. Jak bardzo Pan odmienił moją naturę! Jestem pewna, że modlitwa również.

Mieszkam sobie u „Polnego Kwiatuszka". Moja przyjaciółka okazuje mi całe swoje serce, stworzyła mi komfortowe warunki do wypoczynku. Jest mi tu naprawdę dobrze, choć z drugiej strony czuję się trochę źle, gdyż jestem dla niej dodatkowym obciążeniem. Fakt, że przyjechałam do niej bardzo zmęczona, nie tłumaczy mnie dostatecznie, gdyż i ona ma sporo obowiązków.

Życie na wsi szalenie różni się od życia w mieście, nawet nie da się porównać. Ta cisza oraz ludzie, którzy wcale się nie śpieszą, żyją o wiele wolniej i spokojniej niż mieszczuchy, choć też ciężko pracują...

Pewnego pięknego dnia wybrałam się na cmentarz. Po odmówieniu Różańca zaczęłam zmagać się z akacją o podwójnych konarach, z której liście spadały ciągle, zasypując płytę grobu moich dziadków. Z całej siły zaczęłam nadłamywać konary. Upadły na sąsiedni grób. Schwyciłam nadłamane konary w dłonie, lecz że były bardzo soczyste, nie mogłam ich złamać do końca. Wykonywałam koliste ruchy, by je ukręcić i zdjąć z grobu. Niestety, zakręciło mi się w głowie i całym ciężarem upadłam na pobliski grób, uderzając głową o dość ostry kant pomnika. Kiedy ocknęłam się, wpadłam w szok: czułam niesamowity ból tylnej części potylicy! Dotknęłam ręką i poczułam oderwany kawałek skóry, a w dłoniach trzymałam kosmyki zakrwawionych włosów. Poczułam też słodki smak w ustach... i pomyślałam, że zaraz zemdleję i nikt mnie tu nie znajdzie.

Zaczęłam biec ku bramie cmentarnej. Stamtąd zabrał mnie dobry człowiek samochodem do domu przyjaciółki, a ona z kolei zaraz zmobilizowała zięcia i samochodem zabrali mnie do szpitala, odległego o około dwunastu kilometrów. Skończyło się na szwach. Dioniza, jak zwykle, czule opiekowała się mną w szpitalu i w domu. Myślałam o tym, że ciągle robię komuś kłopot swoją osobą...

Jezus:
Moje dziecko, sama widzisz, jak bardzo jesteś nieroztropna: porwałaś się na wysokie drzewo, chcąc złamać jego konary. Nie pomyślałaś, że to zadanie przerosło ciebie i że mogłaś wyrządzić sobie wielką krzywdę, ponosząc uszczerbek na zdrowiu. Wzywałaś na pomoc Moją Mamę, by pomogła ci złamać grubą gałąź akacji. Moja Mama pomogła ci, przytrzymała cię swoimi ramionami; gdyby nie Jej pomoc, skończyłoby się to dużym uszczerbkiem na zdrowiu. Podziękuj Maryi — to Ona niosła cię na swoich rękach; gdyby nie Jej osłona, przy tak silnym upadku twoja tylna część potylicy powinna pęknąć.

Anna: Dziękuję Ci Mamo, dziękuję, Matko Szkaplerzna... i przepraszam, że nie zachowałam roztropności.

Maryja:

Dziecko, chroń swoje zdrowie jako najcenniejszy skarb, który otrzymałaś od Ojca, i nie narażaj go w sprawach, które u Boga nie mają aż tak wielkiego znaczenia — w przeciwieństwie do innych ludzi. Podziękuj Mojemu Synowi — to Jego miłość do Jego córki kierowała moimi ramionami, by cię osłonić.

Jezus:
Pomyśl, Anno, na przyszłość o swoim zdrowiu, bo czy tak wielki dar, jakim jest zdrowie, można wymieniać na liście leżące na płycie grobu? Zawsze są one na grobach cmentarnych i nie należy się nimi tak bardzo przejmować.

Anna:
Panie Jezu, ale Ty znasz moje intencje...

Jezus:
Dziecko, połóż na wadze wszystkie liście z grobu, które tak ci przeszkadzały, a na drugiej szali czysty od nich grób, bo [przecież] dusze twoich dziadków są u mnie. Czyż niewiele warte dla ciebie jest twoje zdrowie, czy aż tak mało cenisz sobie dar, który otrzymałaś od Ojca Mego?

l lipca 2002. Józefów.
W dniu nieszczęśliwego wypadku autokaru, wiozącego pielgrzymów ze Stoczka do Medziugorja.

Obejrzałam w tv wiadomości...

Anna:
Panie, jak tę tragedię zrozumieć?

Jezus:
Pisz Anno. Ja nie powołałem człowieka do życia po to, by w tragicznej śmierci opuścił ziemię. Ja nie jestem sprawcąśmierci. Jam Jest Jezus Chrystus Zbawiciel. Ja daję życie. Śmierć jest konsekwencją grzechu.

Wiem, jakie chcesz Mi zadać następne pytanie: a dlaczego dzieci?

Grzech jest konsekwencją wielkiego zła, które dotyka zarówno sprawiedliwych, jak i niesprawiedliwych, dlatego też zginęły małe dzieci. Odeszły z ziemi do Mnie. Wierz Mi, że Moja przeogromna Miłość najpierw wychwyciła te małe dzieci. Są już w Krainie Niebieskiej u tronu Mojego Ojca.

Grzech — konsekwencją jego jest cierpienie — to dzieło szatana i jego popleczników, a są ich całe zastępy. Kara spada na sprawiedliwych i na niesprawiedliwych. Sprawiedliwi odkupują winy tych co źle czynią, zło, które jakby odbija się, ociera, z powrotem wraca i uderza w ludzi. Wytłumaczę ci to bardziej obrazowo: dwóch chłopców rzuca do siebie piłkę i piłka przechodzi z rąk chłopca wyrzucającego do rąk kolegi, który z kolei odrzuca ją z powrotem. Zło, które wychodzi z człowieka (jak wyrzucana piłka), wraca z powrotem do ludzi. Jest to ogromna i potężna machina zła, która może doprowadzić świat do wielkiej katastrofy, jeśli ludzie nie zaprzestaną czynić zła.

Dlatego [powiedziałem przez swojego apostoła Pawła (Rz 12,21)]: „Zło dobrem zwyciężaj". Jedyną drogą przeciwstawienia się złu, zatrzymania go, jest czynienie dobra. Jedynie miłość może uratować świat od wielkiej zagłady. Cokolwiek by ludzie o podobnych wydarzeniach mówili, rozprawiali, dochodzili, badali, osądzali — zawsze będą błądzili, nie rozumiejąc tego, o co upomina się BÓG.

Miłość, pokora, dawanie siebie drugiemu — to jedyna droga do zatrzymania katastrof, o których ci wspomniałem w drugiej książce, że będą nasilały się ze zwiększoną częstotliwością. Jeżeli ludzkość nie przypomni sobie, jeżeli nie wróci na drogę przykazań Bożych, które przekazał Mojżesz; jeżeli ludzkość nie otworzy się na PRAWDĘ, którą zawiera Pismo Święte — na nic się zdadzą wszelkie domysły, dochodzenia, śledztwa. Zło i grzech tak spętają człowieka, że to one zgotują niewolę dla narodów globu ziemskiego. Wyniszczony, wygłodzony człowiek przypomni sobie, Kto jest Panem ziemi i Komu należy się pokłon. Dopiero wtedy odwróci się od bożków ciosanych z drewna i od złotego cielca, a powróci do swych korzeni. Niestety taką drogę będą musiały przejść umiłowane dzieci Moje, za które Jezus Chrystus oddał swoje święte życie.

Dosyć już mam pysznych oczu i nadętych, pustych w środku, pyszałków, obmierzło Mi nawoływanie ludzkości do opamiętania się. Nie chcą Mnie słuchać, paktują z szatanem i jemu służą, a mamona jest ich bogiem. Wyginie więc Mój lud do drugiego pokolenia, by oczyszczone serca pozostałych stworzeń powróciły do swego Boga. Dopiero wówczas nastanie czas pokoju, czas miłości i sprawiedliwości. Wtedy nie zabraknie im niczego, bo wymęczona ludzkość spocznie w Moich ramionach i jedynie we Mnie będzie pokładać nadzieję.

Ta książka, którą obecnie piszesz, ma ważne zadanie do spełnienia. Ci co zechcą usłuchać — ocalą swe życie; a walka idzie, Moje dziecko, o życie wieczne.

Nie obliczaj, Anno, czasu twego życia na ziemi. Pewne sprawy, wydarzenia, odkryłem, ale czasu nie odgadniesz ani ty, ani nikt z żyjących na ziemi, bo to zostało zakryte.

Zapisz, Moje dziecko, że to, co najważniejsze dla ludzkości, to miłość bliźniego — ona uratuje dusze; bo nie o skórę walka będzie szła, ale o życie wieczne.

Błogosławię Tobie i wszystkim ludziom dobrej woli. Amen. Bóg Ojciec, Syn Boży i Duch Święty.

22 lipca 2002

Dziś przeczytałam w Naszym Dzienniku: „Bardzo mi przykro z powodu wypadku, o którym dowiedziałem się od razu... To szatan nie chciał pozwolić, byście dotarli do Medziugorja. Chciał, żebyście wszyscy zginęli" — napisał światowej sławy egzorcysta ks. Amorth w liście do przewodniczki grupy pielgrzymów.

10 sierpnia 2002

Wypoczywam z moją przyjaciółką Katarzyną.

Pan Stefan, mąż mojej przyjaciółki, „wywiózł" nas obie na ich działkę na całych dziesięć dni.

Jakże pięknie utrzymana jest ta działka! Usiłowałam zliczyć gatunki kwiatów, krzewów i innych ozdobnych roślin, jak i jadalnych owoców, np. czarnej jagody czy winogron, pięknie okalających altankę domku w stylu góralskim — niestety nie udało mi się to. Szczególnie kwiatów jest tu naprawdę mnóstwo i są okazałe. Warunki do wypoczynku są idealne. Jest i ciepła woda, i kabina z prysznicem — właściwie wszystkie wygody jak w domu, a jednak na łonie natury. Nie wspomnę o atmosferze, Ostrowscy potrafią ją stworzyć.

Pan Stefan dowoził nam przysmaki: przeróżne słodkości z najbardziej renomowanych cukierni w Warszawie, o oryginalnych smakach i niespotykanych kompozycjach — po prostu pychota, jak mawia moja przyjaciółka.

Trochę dokuczała mi moja choroba, zatem jak kot wygrzewałam swe ciało w słońcu na rozłożonym fotelu ogrodowym, na pięknie strzyżonym trawniku, tuż obok małej ścieżki wysypanej białym żwirem. To było moje ulubione miejsce. Trochę czytałam, rozmyślałam, zatapiając się w promieniach sierpniowego słońca.

Kasia zabawiała się w ogrodnika, to jej ulubione zajęcie. Widziałam, że sprawia jej wiele przyjemności strzyżenie tui czy innych ozdobnych krzewów, jak i zrywanie jabłek i gruszek do koszyka.

Każdego dnia rano wychodziłyśmy na poranną Mszę świętą. Nie zapomnę naszych spacerów pośród pięknych alejek działkowych z różańcem w ręku. W drodze powrotnej Kasia czyniła małe zakupy w pobliskim sklepie, i znowu drugi różańczyk dla Maryi. Przyjemnie wspominam nasze wspólne śniadania na ganku, nasze obiady i wypady do lasu, dłuższe spacery, przeważnie z różańcem. Odjeżdżając otrzymałam owoce z działki oraz „gościniec" (określenie mojej przyjaciółki): smakołyki, delicje. Wchodząc do auta ogarnęłam wzrokiem bogactwo pięknych kwiatów — daru Bożego i powiedziałam do mojej przyjaciółki: dziękuję wam, tu jest jak w Niebie!

Pomyślałam: warto pocierpieć na ziemi, by znaleźć się w Pańskich ogrodach...

Jeszcze z działki.

Jezus:
Moja miłość zawsze i wszędzie was ogarnia. Korzystaj więc dobrze z miłości, którą ci daję, bo to wszystko jest dziełem rąk Moich. W krzyżu, który dźwigasz, krzyżu ukrytym przed światem, zawiera się pomoc, którą niesiesz innym. Krzyż ten stoi pomiędzy Mną a tobą. Niosąc go, wybawiasz wiele dusz.

Widzisz Anno, że ciężar Mego krzyża „osładzam ci słodkościami" (Pan Jezus mówi tu nie o słodyczach materialnych, ale o słodyczy duchowej, o gorących sercach, pochodzącymi od Moich przyjaciół). Wielką dobroć przelewam przez ich ręce i wylewam na ciebie przez dobroć Dionizy, jakiej zaznałaś, przez dobroć Kasi i jej męża. Każdy czuły gest w twoim kierunku to gest Boga Ojca, jaki może przepływać przez zdrowy filtr dzięki łasce Bożej. Kasia i jej słodycz to słodycz samego Boga, to zaledwie odrobina tej słodyczy, którą jest sam Bóg. Stefan pozwala ci zaznać radości przez posługę fizyczną, ubogaconą łaską starania się, jaką Bóg obdarował mężczyznę, aby ten wypoczynek uczynić godnym Mojej przyjaciółki.

Widzisz więc, Moje dziecko, jakie potężne działanie płynie od Boga w postaci ŁASKI. Bóg tak bardzo troszczy się o swoje stworzenia. Jesteście dziećmi Moimi i pozwalam wam zażywać odpoczynku, który wykorzystywany jest na chwałę Bożą, więc nie zmarnujcie go, aby nie wypaczać darów Boga. Każde twoje, Anno, uwielbienie Boga w „raju" (tak go nazwałaś) twoich przyjaciół jest piękną modlitwą, dziękczynieniem Bogu za Jego dary.

Dziś proszę was, abyście odprawiły Drogę Krzyżową i ponownie ofiarowały ją w intencji owoców papieskiej pielgrzymki do waszej Ojczyzny. To również dar dany z Niebios dla Polski, która jest Moją Jerozolimą.

Anna:
Panie Jezu, przepraszam, już nie mogę pisać...

Jezus:
Zrobimy przerwę po rozważaniu dzisiejszej Ewangelii, wróć na to miejsce, w którym obecnie jesteś i będziemy kontynuować naszą rozmowę.

Anna (po powrocie):
Jestem, Panie, proszę, jeśli chcesz — mów do mnie.

Jezus:
To, o czym przed chwilą mówiłem, również już przerabialiśmy. To zostało zapisane w twojej drugiej książce. Teraz, Moje dziecko, pragnę mówić o słodkim ciężarze darowanego przeze Mnie krzyża.

Jeśli dusza całkowicie zda się na Mnie i przyjmie wszystko, co jej daję, z miłością, to cały ciężar krzyża rozłożony jest na to co „gorzkie" i na to co „słodkie". Wiem, na ile każdy z was może wytrwać w przykrych doświadczeniach, a więc i wiem, kiedy trzeba wam posłać łaskę słodkiego ukojenia. Ważne jest, byście nie utożsamiali laski z przypadkiem, bo to Ojcu Memu przynosi ból i zwie się niewdzięcznością. Dobry Ojciec wie, czego wam potrzeba. Wasza postawa niech będzie zawsze postawą wdzięcznego dziecka, bo chociażby matka zapomniała o swoim dziecku, Ja nigdy o was nie zapomnę. Ukształtowana właściwie postawa (przyjmowania wszystkiego z miłością, nie skarżenia się ludziom w trudnych doświadczeniach) przynosi radość i zbawienie wielu, wielu duszom, o czym wy niestety rzadko rozmyślacie, bo ciała wasze żyją bardziej materią niż duchem.

Idź teraz, Moje dziecko, na słońce, niech twoja dusza i ciało zazna od Najwyższego Lekarza ulgi, którą ci ofiaruje.

Jak należy przygotować się do sakramentu pokuty?

Jezus:
Moje kochane dziecko, odpowiem Kasi, bo o to w sercu pytałaś. Kłopoty, które ma twoja przyjaciółka, świadczą o krystalicznie czystej intencji potraktowania z całą powagą Sakramentu Pokuty. Kasiu, moja córko, jedyną niedoskonałością, która utrudnia ci dobre przygotowanie do Sakramentu Pokuty, jest czas wykorzystany niedobrze. Koniecznie, Moje dziecko, spisuj sobie wszystkie upadki w notatniku. Trzeba wieczorem zostawić Panu Bogu trochę czasu, gdy wzbudzisz sobie żal w oparciu o kartkę. Przy spowiedzi niech ta kartka towarzyszy ci w konfesjonale. Spisywanie na kartce ułomności będzie ci pomocne w walce ze słabościami na każdy dzień. Pisz sobie, córko, daty, by w ćwiczeniach starać się eliminować upadki i podnosić się z nich. Sama zrozumiesz, jak wielką radością będą dla ciebie te ofiarki (ćwiczenia). Upadków będzie ubywać i nastąpi wzrost na twojej drodze do świętości. Zapamiętaj Kasiu, przeszkodą jest ci czas, który nie jest dobrze wykorzystany, gdyż nie jest poświęcony na wieczorny rachunek sumienia.

Drugą przeszkodą jest brak ufności do końca w miłosierdzie, płynące z Mojego pełnego miłości Serca. Dla skruszonego człowieka obfitość miłosierdzia jest tak wielka, że nie możecie sobie jej do końca wyobrazić. Jeśli podchodzisz do konfesjonału i skrucha twoja jest autentyczna, wówczas usuwam wszystkie przeszkody. Ja sam zabieram z twojej duszy to wszystko, co oddałaś Mnie przez kapłana. Dusza twoja staje się czysta, jak dusza małego dziecka.

Podczas wieczornego rachunku sumienia Ja sam błogosławię duszy na podniesienie się. Nazywa się to umocnieniem do dalszej walki. Taka walka będzie trwała przez całe życie, staje się jednak coraz mniejsza, jeśli dusza ćwiczy się w ten właśnie sposób, jaki podyktowałem Annie. Jest to najkrótsza droga do świętości.

Błogosławię wszystkim, którzy chcą iść tą drogą. Jezus Zbawiciel.

Początek września 2002

Podnoszę słuchawkę telefonu i słyszę: „Aniu, nie mogę już posługiwać się w „Wieczerniku" Orędziami, które ty otrzymujesz... Dotyczy to twoich książek... Decyzją Księdza Proboszcza..."

Jezus:
Anno, „Wieczernik" nigdy cię nie odrzuci, tu jest wiele serc gorących, które cię kochają. Wiesz, że ten kto Mnie odrzuca, odrzucać będzie również i ciebie, bo nie może być inaczej. Po tym poznają, że to jest dzieło Moje. Wszystkie Moje dzieła taką kolej rzeczy przechodziły.

Ja cieszę się, że w Moim ukochanym Sanktuarium każde dzieło Boże znajdzie swoje miejsce. Mój Ksiądz Proboszcz potrafi o to zadbać. „Po owocach ich poznacie". Trzeba bardzo kochać Maryję i trzeba bardziej bać się Boga niż ludzi.

 

2 października 2002

Ksiądz Bogdan, pallotyn, jest poważnie chory. Co prawda lekarze „obniżają mu białe ciałka", ale jednocześnie spadają w dół i czerwone. Jutro znów będzie miał transfuzję krwi. Z tego powodu jest mi bardzo smutno. Czasami zanoszę kwiaty, rozmawiam, ale jakże ta rozmowa jest trudna... — po prostu brakuje mi słów.

Ojca Bogdana dał mi sam Pan Jezus. Kiedy powiedziałam mu o łasce, jaką obdarzył mnie Jezus, Ojciec nie był zdziwiony. Jakże często umacniał mnie swoją bogatą duchowością. Jest to kapłan o wysokiej kulturze osobistej. Brat ojca Bogdana był kierownikiem duchowym ks. kardynała Stefana Wyszyńskiego. Sam mi o tym nie wspomniał, a jedynie potwierdził. Jako spowiednik jest bardzo wymagający i to cenię w nim najbardziej.

Gdy żaliłam się Ojcu, że są chwile w moim życiu, kiedy ten dar przerasta mnie i jest dla mnie ciężarem, ze smutkiem odpowiedział: „Otrzymałaś tak wielki dar i narzekasz na zmęczenie, a Pan Jezus niósł za ciebie krzyż i nie wymawiał się, że jest zmęczony. Uważaj, żeby nie zostało ci zabrane to co otrzymałaś". Ja cichutko zawołałam: „O nie, trudno byłoby mi teraz żyć bez rozmów z Panem Jezusem!"

Gdy stwierdziłam: Ojcze, ostatnio bardzo dużo cierpię, cierpienie powala mnie na ziemię, nie mam siły ani chęci do życia; chętnie oddałabym swoje życie za Ojca, bo cóż tu po mnie, a Ojciec jest pomocą dla wielu dusz w konfesjonale — ksiądz Bogdan lekko się uśmiechnął: „Oddajmy to Panu Bogu, z twojego umierania rodzi się nowy człowiek. Sama widzisz, ile kosztuje uratowanie jednej duszy człowieka..." Po chwili dodał: „Dopóki będę miał siłę, będę modlił się za tę duszę". Dał mi największy prezent!

Kiedy zmieniłam mieszkanie, przez okres dwóch miesięcy nie przychodziłam do mojego spowiednika, spowiadałam się gdzie indziej okazjonalnie. Przywitał mnie uradowany, choć z żalem w sercu: „Widzisz, nie przychodziłaś do mnie, a ja leżałem w szpitalu". Długo płakałam, poczułam się jak Judasz. Nie sądziłam, że czekał na mnie. Odpowiedziałam: „Ojcze, jak Ojca nie ma, ja nie umiem się spowiadać. Pewien kapłan [coś takiego] zrobił w mojej duszy, że gdyby nie pokora przed Panem Jezusem, uciekłabym z konfesjonału".

Pomyślałam wtedy: człowiek nie umie docenić tego co Bóg mu daje, a co jest najlepsze dla niego.

15 października 2002

Anna:
Panie, proszę, pomóż mi dobrze łączyć życie duchowe z życiem czynnym...

Jezus:
Anno, tam gdzie skarb twój, tam i serce twoje.

Anna:
Czyja niedostatecznie kocham Pawła...?

Jezus:
Aż nadto, [lecz wyraża się to] w wykonywaniu za niego obowiązków, a za mało w cierpliwości i w oczekiwaniu na owoce.

Anna:
A Twoja Mama...? Ona przecież przygotowywała posiłki dla Ciebie, Panie, sprzątała, wykonywała różne prace domowe...

Jezus:
Tak, jednak Ja również pracowałem dla Rodziny z całym swym synowskim oddaniem. Każde z nas trojga wnosiło swą cząstkę dobra do naszego gospodarstwa. Czyniłem tak dotąd, dopóki Mój Ojciec nie posłał Mnie do ludzi, aby mogła wypełnić się Moja Misja na świecie.

20 października 2002

Jezus:
W cierpieniu nie należy skupiać się na bólu, doznawanym od bliskiej osoby. Istnieje bowiem niebezpieczeństwo, że krzyż może okazać się dla cierpiącego ponad miarę, choć Bóg dopuszcza na człowieka tylko tyle, ile może on unieść. Trzeba spoglądać na drugą osobę jako na duszę biedną, a swoje serce i myśli kierować ku Mnie, aby wasze cierpienie mogło łączyć się z Moim.

Ja jestem obecny w waszym życiu i w waszym cierpieniu — cierpię razem z wami. Moja droga krzyżowa trwa przez wszystkie lata istnienia globu ziemskiego. Stale zadajecie Mi rany —one ciągle odżywają na nowo, kiedy popełniacie grzechy, kiedy prowadzicie w rodzinach wojnę na języki. Dlatego dusza wynagradzająca, dusza krzyżowana powinna cały swój ból łączyć z Moim i zanurzać słabych ludzi w Miłosierdziu Bożym.

Jeśli nie potraficie kochać bliźniego miłością Bożą, wówczas dialog będzie bardzo trudny i lepiej wtedy usunąć się na bok, kontynuując [tylko] modlitwę.

Niebezpieczeństwo, o którym wspomniałem, polega na tym, że rozpamiętywanie krzywd, jakie zadają wam bliscy, może zamknąć was w samych sobie i zasklepić tak dalece, że nawet nie spostrzeżecie, kiedy uczyni was egoistami. Zamiast wynagradzać Bogu i ratować dusze, wpadniecie w szatańską pułapkę zgorzknienia i zgryzoty. Zaczniecie unikać ludzi i obawiać się trudności, staniecie się zamknięci na dawanie siebie drugiemu, potrzebującemu. To samo uczynił Piłat ze Mną: teatralnie umył ręce, skazując Boga na śmierć. Jezus .

21 października 2002

Dziś spotkałam się z matką Łukasza. Jest ona z wykształcenia plastykiem. Przyjechała z drugiego końca Polski. Przed spotkaniem otrzymałam od niej bardzo długi list („spowiedź" z życia). Powikłane ludzkie losy.

Pan Jezus odpowiedział jej krótko: „Na wszystkie pytania znajdziesz odpowiedź w Piśmie Świętym". Ja dodałam: „Musi Pani wpierw nauczyć się kochać mądrą, dojrzałą miłością, i tą miłością otoczyć syna, aby pomoc była skuteczna".

Każdego dnia ofiarowuję jedną część Różańca w intencji dzieci i młodzieży, aby Matka Najświętsza uchroniła ich od wszelkiego zła, jakie spotyka ich ze strony dorosłych, często własnych rodziców. Przez niewłaściwe okazywanie im miłości („zimny wychów" albo ślepą miłość) dzieci te wyrastają ze skrzywionym kręgosłupem moralnym. Najczęściej wszystkie nieszczęścia wychodzą na światło dzienne, kiedy młodzież już dorasta. Wtedy zaczynają się poważne problemy, a jeśli jeszcze rodzice wcale się nie modlą albo mało, problemy zaczynają urastać do miary tragedii. Czasami nie ma jak pomóc tym ludziom — wychodzą z domu zupełnie nie ukształtowani i nie przygotowani do podejmowania decyzji, po prostu nie radzą sobie w życiu. Przeważnie są to dzieci, od których niczego nie wymagano, a uczono tylko brać.

Ocieram się na co dzień o takie przypadki i ust nie mogę otworzyć, bo matka już dorosłego człowieka odpiera wszystkie moje argumenty, nie widząc swoich błędów. Nadal będzie wyręczać swoją pociechę we wszystkich sytuacjach, [tym samym] chroniąc ją, aby nie miała sposobności uczynić czegoś dobrego dla bliźnich ani od święta, ani na co dzień. Te młode osoby od dzieciństwa nie były nauczone wyrzekania się, przez co ich serca bardziej otwarte są dla domowego pieska niż dla człowieka, któremu trzeba pomóc. W następstwie takiego wychowania biorą to co przyjemne, odrzucają zaś to co trudne.

16 listopada 2002
Święto Matki Bożej Ostrobramskiej

Dziś odwiedziła mnie Dioniza, moja przyjaciółka. Przyjechała 200 km nie wiedząc, że będzie uczestniczyła w obchodach uroczystości w moim Sanktuarium. Kochany przez wszystkich parafian Ksiądz Proboszcz o wielkim sercu, głębokiej duchowości i szczególnym nabożeństwie do Najświętszej Panienki, złożył wyjątkowy hołd Maryi: należne Jej honory oddała Reprezentacyjna Kompania Wojska Polskiego, chóry wojskowe — wszystko w uroczystej oprawie, wraz z honorową wartą Wojska Polskiego. Był to „poemat" dla Maryi.

Oto fragment listu, napisanego przez moją przyjaciółkę: „...Dziękuję ci także, że mogłam głęboko przeżyć święto Matki Bożej Ostrobramskiej. Pierwszy raz uczestniczyłam w tak uroczystym odpuście. Cieszę się bardzo, że jest dużo ludzi, którzy naprawdę kochają Matkę Bożą. Jestem także pod wrażeniem pięknego ołtarza. Po raz pierwszy właściwie w Twoim Sanktuarium czułam bliską obecność Matki Najświętszej. Nie umiem tego wyrazić słowami, ale było to dla mnie bardzo głębokie przeżycie..."

Od siebie dodam, że takich głębokich przeżyć Kustosz Sanktuarium dostarcza swoim parafianom i pątnikom bardzo często. Ja szczególnie doceniam te dary: jak już wspomniałam, przyszłam z bardzo dużego kościoła, pustego i zimnego. Pusty wewnętrznie proboszcz — pusta parafia, pełen ducha proboszcz — pełna parafia...

20 listopada 2002. Sanktuarium Maryjne, po Mszy świętej.

Jezus:
Wielu ludzi (tak — napisz Anno: wielu ludzi) zaraz po przyjęciu Mnie do swego serca zapomina o Mojej Obecności. Wielu przyjmuje Mnie mechanicznie, rutynowo. Ich serca, zaledwie zapalone Bożą iskrą Miłości, zaraz gasną. Podobnie jest z iskrą, która zaiskrzy, mogąc rozpalić duże ognisko, ale przy mocnym podmuchu wiatru, przy niesprzyjających warunkach atmosferycznych, może zgasnąć, nie podtrzymywana, nie podsycana ręką ludzką.

We wszystko trzeba włożyć serce. Jeśli serce nie odpowie na SERCE, nie może zaistnieć więź między człowiekiem a Bogiem. Jeśli ludzkie serce na Moje przyjście nie zabije mocniej, Ja doznaję cierpienia. Bardzo cierpię — to jest Moje cierpienie z przed dwóch tysięcy lat, ciągle to samo i tak samo powtarzające się. Konam z braku miłości człowieka do Mnie. Moja potężna Miłość, kiedy spotyka się z obojętnością człowieka, za każdym razem kona! Lepiej by było, gdyby Mnie wcale nie zapraszali do zimnego domu swoich serc.

Ja wiem, że człowiek żyjący na ziemi ma ciało, oczy — Ja o tym wiem, bo Ja stworzyłem człowieka. Dałem człowiekowi serce czyste, a mało jest serc czystych: nie rozproszonych, wyciszonych, trwających w radosnym oczekiwaniu na Moje przyjście. Do takich serc biegnę z radością i one są Mi wynagrodzeniem za serca oziębłe, z których zaraz odchodzę, bo metraż ich domu tak bardzo się kurczy, że dla Mnie nie pozostaje już miejsca.

Jest to ból nie do zniesienia — można go porównać z bólem ojca, który oddał swoim dzieciom cały swój dom wraz z majątkiem, a te dzieci wyznaczają mu miejsce w ciasnej komórce! Tak bardzo są pochłonięte i zachwycone odziedziczonym po ojcu majątkiem, że to bogactwo przysłania im osobę tego, któremu zawdzięczają całą swoją egzystencję. Tym dzieciom po prostu brakuje czasu na okazanie ojcu serca i na rozmowy z nim. Pojmujesz, Anno? Dajesz swojej przyjaciółce piękny prezent, a ona jest tak dalece zachwycona prezentem, że zapomina o twojej obecności, bo nie może oderwać swych oczu od podarunku... Wychodzisz więc z jej domu, ale ona tego nawet nie zauważyła. Wiesz, co to znaczy być nie zauważonym, prawda?

Anna:
Tak, wiem.

Jezus:
Ten przykład jest prozaiczny i nieporównywalny z agonią Mego Serca, które jest tak bardzo udręczone przez dusze oziębłe i letnie. Przyjmują Mnie z przyzwyczajenia. Połkną Mnie jak kawałek słodkiego opłatka — i to wszystko... Wypowiadają samymi wargami słowa za kapłanem i niecierpliwie rozglądają się, kiedy będzie można opuścić kościół. Zaraz po wyjściu z kościoła rozpuszczają język, który zadaje Mi katusze, bo nie służy uwielbieniu Mnie, ale często jest powodem grzechu. Jest to ból nie do opisania i nie do zrozumienia przez wasze serca. Dlatego liczenie w kościołach przyjętych Komunii świętych nie ma nic wspólnego z autentycznym przyjęciem Mnie — Jezusa Chrystusa — pod dachy waszych domów. Mało jest takich domów, w których jestem nie gościem, a gospodarzem.

Pisz, Anno, o Mojej goryczy; napisz, że wolałbym, aby dusze nie przyjmowały Mnie tylko na język, ale do swoich serc. Jeśli wy, ludzie, jesteście tak bardzo wyczuleni na okazywaną wam gościnność, na zachowanie poprawnych kontaktów międzyludzkich w rodzinach, w miejscach pracy, szkołach, na ulicach, to Ja, Bóg, muszę o tym ludzkości przypominać, bo wielu ludzi nie potrafi nawet uszanować kościoła — domu Ojca Mego. Dbajcie zatem bardziej o czystość serc, niż o swój wygląd zewnętrzny i o to tylko, by ludziom się podobać.

Zwykle przed przyjęciem Komunii świętej wzywałam Matkę Bożą na pomoc, aby objęła swymi ramionami Pana Jezusa w moim sercu. Po tym Orędziu nie byłam pewna, czy dostatecznie jestem przygotowana, poczułam się zupełnie niegodna Pana Jezusa... Moje myśli, których jeszcze nie jestem w stanie do końca ujarzmić, to walka, by dostatecznie skupić się na OFIERZE Pana Jezusa na ołtarzu. Klękając, oddałam całe swe serce Maryi: „...nie jestem godzien..." Odpowiedziała mi: „Już jesteś godna, dzięki ŁASCE Mego Syna".

W liturgii Mszy świętej jest przewidziana cisza po Komunii, czas na przebywanie sam na sam z Chrystusem.

Uważam, że dobrze jest nie „połykać" zbyt szybko Pana Jezusa.

Zasmakuj tajemnicy Jego Obecności, proś: „Przeniknij mnie, Moja Miłości. Niech Twoja Miłość przeniknie mnie całego, abym stał się solą ziemi. Przeniknij, Panie, wszystkie szczeliny i zakamarki mojej duszy, które jeszcze zamykają się przed Tobą i nie mogą wydać owocu; przeniknij to wszystko i zburz we mnie oschłość serca mego, moją obojętność na Ciebie; przemień moją nędzną miłość potęgą Twojej Miłości. Proszę, daj mi Twoją Miłość, abym Cię już nie ranił, a radość Ci przyniósł..."

Wierzcie mi, że to nasze sam na sam z Chrystusem bardziej podoba się Panu, a duszy naszej większą przynosi korzyść, niż gdy po „połknięciu" Pana Jezusa głośno śpiewamy, rozglądając się po ludziach. Taka nie wyciszona dusza nigdy nie zazna radości bycia z Jezusem.

„Miłosierdzia chcę, a nie ofiary".

Jezus:
Jestem Bogiem—Miłością. Ty wiesz, że Ja nie karzę człowieka, bo czyż Miłość może zadawać cierpienie? Mówiłem do ciebie już na ten temat w pierwszej i drugiej książce.

Gdyby ludzie zechcieli pojąć, jak wielką potęgą miłości jestem, jak wiele zawdzięczają Mi każdego dnia, bo z miłości zostali stworzeni i dzięki Mojej miłości żyją na ziemi!

Każdego dnia odnajduję zagubionych. Obmywam ich poranienia, leczę miłością, którą Moje stworzenia odrzucają i gardzą, zaprzedając się w niewolę swoich bożków, których nazywają „miłością", choć one z Miłością nic wspólnego nie mają.

Ludzkość powinna pokutować dniem i nocą, wynagradzając Memu Ojcu za wszystkie zniewagi. Zapamiętajcie, Moje dzieci: Bóg jest Miłością. Daje to co najlepsze, jednak człowiek sam dokonuje wyboru wedle fałszywej wolności, przez co sam skazuje siebie na potępienie. Jednakże, dopóki biją wasze serca na ziemi, dopóki nie przekroczycie progu krainy niebieskiej, zawsze możecie odwrócić karę — odwracając się od zła, czynionego myślą, mową, uczynkiem i zaniedbaniem. Dalsze etapy nawrócenia to pokuta i wynagradzanie (zadośćczynienie) ludziom za popełnione przez was zło. To bardzo ważne, by zdążyć wynagrodzić i naprawić zło — wtedy droga do nieba jest otwarta.

Bóg Miłości nigdy nie odrzuci marnotrawnego syna, który powraca do domu Ojca. Jak kończy się ta przypowieść, wiecie już z opisu Ewangelii. Wielka uczta i radość będzie dla tego, kto czyni dobro, spełniając dobre uczynki.

Obojętny syn to nikt inny jak Piłat i jemu podobni, umywający ręce, by mieć „święty spokój" (używam tu waszego określenia). Za tzw. „święty spokój" na ziemi trzeba będzie drogo zapłacić na Sądzie.

Anno, często używasz Moich słów: „Miłosierdzia chcę, a nie ofiary", a słowa te są najważniejsze dla duszy, która pragnie zbawienia. Proste słowa, używane w praktyce, na co dzień, prowadzą do Królestwa Niebieskiego. Niemiłe mi są ofiary, składane czasem kosztem wielkich wyrzeczeń, jeśli w sercu składających je jest złość, obmowa i egoizm; jeśli to wszystko wylewa się jak kubeł pomyj na brata, bliźniego, sąsiada.

Zechciejcie zrozumieć te słowa: „Miłosierdzia chcę, a nie ofiary", bo one są kluczem do Nieba. Wasz Nauczyciel Jezus.

21 listopada 2002

Melania pyta: „Czy dobrze wypełniam wolę Bożą?"

Jezus:
Dobrze wypełniasz wolę Bożą, jeśli starasz się wszystko czynić na chwałę Bożą, a więc zawsze z cierpliwością względem siostry i brata; jeśli twoje serce kieruje się miłością bliźniego, a nie tylko własną korzyścią czy troską o własne „ja", bo wtedy pracujesz na chwałę swoją.

Staraj się każdą najmniejszą pracę wykonywać powoli, bez pośpiechu. Wszystko co czynisz czyń tak, jak byś to czyniła dla Mnie samego — dla Jezusa — a wówczas będziesz miała pewność, że wypełniła się w tobie Moja wola do końca.

Melania:

„Czy dobrze modlę się o łaskę wiary dla mojego męża i córki?"

Jezus:
Modlitwa zawsze wysłuchiwana jest przez Boga, jednak szczególnie wtedy jest Mu miła, jeśli twoje myśli i twoje serce związane są z Bogiem, a nie z innymi sprawami czy osobami, za które prosisz. Oddaj wszystkie sprawy Bogu i cała zatapiaj się we Mnie.

Melania:

„Czy moi zmarli rodzice są już w niebie?"

Jezus:
To jest tajemnica należąca do Boga, a ty módl się za nich z głęboką wiarą.

Melania:

„Wierzę, że znaki, które otrzymuję na zdjęciach, pochodzą od Ducha Świętego... Czy dobrzeje odczytuję, czy na fotografiach otrzymanych z Włoch (z Rzymu, z Asyżu) są także znaki dla mnie? Łączyłam się z pielgrzymami duchowo".

Jezus:
Proszę cię, by sprawa „znaków" została wymazana z twojego życia, bo one oddalają cię ode Mnie — to nie pochodzi od Boga, ale od złego ducha. JA SAM niech ci będę ZNAKIEM. Pismo Święte jest również wystarczającym znakiem dla ciebie i dla wszystkich ludzi. Niech twoja wola łączy się z Moją. Szukaj, dziecko, tego co w górze, a nie tego co na dole. W górze panuje jasność, dół jest symbolem ciemności. Unikaj tego wszystkiego, co nie pochodzi ode Mnie.

Melania:

„Czy należy walczyć o prawdę «mieczem Słowa»? W Ewangelii wg św. Mateusza (26,52) czytamy: «Wtedy Jezus rzekł do niego: "Schowaj miecz swój do pochwy, bo wszyscy, którzy za miecz chwytają, od miecza giną»".

Jezus:
Jeśli dochodzisz PRAWDY w porywie złości, gniewu, wtedy czynisz to na swoją chwałę — po to, by twoje „ja" wzięło górę. Jeśli zaś chcesz pomóc bliźniemu odnaleźć Prawdę poprzez cierpliwy dialog, starając się nawet ze zła wydobyć dobro; jeśli z pokorą znosisz upokorzenia, które cię z tego powodu spotykają oraz wszelkie niedogodności — wtedy współpracujesz z Łaską na rzecz pokoju, czyniąc to na chwałę Boga.

21 listopada 2002

Wieczorem zasiadam przed telewizorem i z bijącym sercem czekam na emisję „filmu", zrealizowanego przez odwiecznego wroga Kościoła. Całym sercem łączę się z Dyrektorem Radia Maryja. Myślę sobie: Boże mój, co ten kapłan musi przeżywać! Doświadczasz go, Panie, jak on to wszystko zniesie? Proszę, niech Twoja miłość i miłość Maryi osłania ojca Rydzyka od wszelkiego zła. Spraw Panie, by poczuł się z Tobą bezpieczny, a dzieło szatana niech obróci się przeciwko samemu wrogowi.

Pod koniec filmu poczułam pokój i radość. Hm, nie wiedziałam, że Ojciec Dyrektor tak wiele dobra czyni — to jest KTOŚ, to Twój kapłan, Twój syn, Panie Jezu!

Co zaś do tego „zatroskanego o Kościół", udzielającego „wywiadu" redemptorysty... nie zdziwiłam się, jako że sam Pan Jezus pośród tych dwunastu, których wybrał, też zaznał zdrady od jednego. Cóż, widocznie jest to wpisane w Boży plan...

Odpowiedź na to trudne zagadnienie można odnaleźć w przytoczonym poniżej wywiadzie, którego udzielił Malcolm Muggeridge, Anglik, pisarz i publicysta telewizyjny, zdeklarowany ateista, przez wiele lat sympatyk marksizmu, który, gdy zbliżył się do osiemdziesiątki, przeżył nawrócenie. Jednym z powodów jego nawrócenia był, jak podał, przykład heroicznej wiary błogosławionej Teresy z Kalkuty. Pisał: „Matka Teresa nie przywiązywała zbyt wielkiej wagi do moich zastrzeżeń, dotyczących księży i biskupów, będących w opozycji do Kościoła. Dała mi do zrozumienia, że sam Jezus odpowiedział na ten problem, gdy wybrał dwunastu Apostołów, z których jeden okazał się zdrajcą, a pozostali w najtrudniejszym momencie opuścili swego Mistrza. Czy mamy prawo oczekiwać, aby współcześni księża i biskupi byli lepsi od Apostołów?"

Wiem, że Pan Jezus bardzo kocha swoich kapłanów. Nieraz prosił mnie, bym innym ludziom nic złego nie powtarzała na ich temat. Wzruszająca to prośba Chrystusa! Zatem niech rozwiązujące się na ich temat nasze języki nie ranią Pana Jezusa. On widzi więcej niż my dostrzegamy i jeśli coś nas boli w ich życiu, to tym bardziej otoczmy ich swoją modlitwą: „Daj nam, Panie, świętych kapłanów".

Pan Jezus dał mi znak.

Wydarzenie, które opiszę, miało miejsce co prawda podczas pisania mojej drugiej książki, jednak nie umieściłam go w niej wtedy; myślę, że teraz jest dobry czas, by je opisać.

Czy pamiętacie, kochani, treść homilii Jana Pawła II, wygłoszonej w Rzymie do kapłanów? Dotyczyła ona obowiązku udzielania Komunii świętej osobom klęczącym i do ust w całej diecezji rzymskiej.

Treść tej homilii otrzymałam od pewnego księdza i miałam ją rozesłać do prawie wszystkich Księży Biskupów w Polsce, podając swój adres. Musiałam zatem zrobić odbitki kserograficzne, kupić znaczki i koperty. W owym czasie żyłam bardzo skromnie, nie ukrywam więc, że był to wydatek ponad moje możliwości. Poza tym miałam mieszane uczucia. Wówczas treść tej homilii nie była znana większości biskupów i kapłanów. Niektórzy radzili mi: „To nie twoja sprawa, nie mieszaj się, uznają cię za burzycielkę". Zaczęłam się zastanawiać, co zrobić, a w duszy aż mi grało: „Czemu się lękasz słów Ojca Świętego? Jesteś tylko narzędziem, i to tak tępym, że bez Bożej pomocy nic sama nie zrobisz..." A jeśli Pan Jezus chce się właśnie mną posłużyć... ?

Pojechałam do pewnego wydawnictwa, a w drodze modliłam się: „Proszę Cię, Panie Jezu, jeśli ta myśl od Ciebie pochodzi, daj mi znak, abym miała pewność, że to Twoja wola, a nie moja". W sercu doznałam pokoju, moje obawy znikły.

Pogoda była deszczowa, stałam pod parasolem zastanawiając się, gdzie Bóg skieruje moje kroki — nikogo tu nie znam. Nagle spod gmachu wyjechał ciemny osobowy samochód, przejechał tuż obok mnie jakieś pięćdziesiąt metrów i zatrzymał się. Patrzę, a z samochodu wychodzi... dyrektor Radia Maryja, ojciec Tadeusz Rydzyk! Stoi przy aucie spoglądając na mnie, a ja patrzę na niego. Powinnam podejść, ale moje nogi jakby wrosły w ziemię, nie mam odwagi. Poczułam się nikim wobec osoby ojca Tadeusza. Stoję tak nadal pod parasolem jak słup soli, trzymając w ręku reklamówkę z homilią Ojca Świętego. Z radości płyną mi łzy z oczu... Ojciec Dyrektor unosi w górę prawą dłoń i błogosławi mi, czyniąc znak Krzyża Świętego... Radość, radość, radość: otrzymałam błogosławieństwo od Chrystusa przez kapłana, i to jakiego kapłana! Słyszę jeszcze jego słowa: „Kochana, spieszymy się bardzo, bo już późno, musimy jechać". Ojciec pomachał mi jeszcze na pożegnanie i odjechał. Krótkie spotkanie, a jak wiele ciepła i miłości emanowało z TEGO KAPŁANA.

Później to już sam Pan Jezus załatwił wszystko. Przede mną stanęła osoba, która się przedstawiła mówiąc, że jest dyrektorem wydawnictwa. Na drugi dzień odebrałam dużą ilość odbitek homilii. Tak z pomocą Pana Jezusa wykonałam to, czego On sam chciał.

24 listopada 2002, święto Chrystusa Króla Wszechświata.

Urywki z listu Marty: „Mój najstarszy syn Marek (lat 24) przyniósł do domu wielki, metrowy krzyż, który odnowiliśmy i powiesiliśmy na ścianie. Ten krzyż był zapowiedzią zdarzeń — wielkie cierpienia zada mi później to dziecko... Będzie skłócony z całą rodziną, a szczególnie dokuczy mnie. Zaczęło się od wyłączania i wyśmiewania Radia Maryja, choć przedtem chętnie go słuchał. Obecnie widzi rzeczywistość odwróconą o 180 stopni, inaczej niż dotąd. Żyje w zakłamaniu i egoizmie, szuka sławy i próżnej chwały, kandyduje do Rady Miasta jako młody i prężny (kończy studia). Marek nie umie kochać, kocha tylko siebie.

Michał zaczął mnie okradać z pieniędzy, przestał się uczyć (ma naście lat), jest ministrantem, lektorem. Kiedyś wyznał mi z płaczem, że jak widzi pieniądze, to wpada w szał... Nikt nie wie, jaki dramat przeżywam, nawet rodzina. Myślę, że Pan Jezus chce, aby moja ofiara była ukryta.

Mój mąż pogrążony jest w gnuśności, spętany jakąś okropną duchową niemocą; zniewolony telewizją, ale Radia Maryja nie słucha... Jest zagubiony, zamknięty w sobie, można odnieść wrażenie, że jest psychicznie chory".

Jezus:
Nie ma na ziemi człowieka idealnego — wszyscy pobłądziliście jak owce, uwikłani w zniewolenia. Lenistwo, duchowe jak i fizyczne, jest grzechem. W twojej rodzinie zniewolenia oddaliły od doskonałości człowieka, który został stworzony przez Boga na Jego obraz i podobieństwo. Grzech jest przeszkodą w dążeniu do doskonałości. Natura ludzka jest słaba, skłonna do złego (według waszego określenia: do wygodnego życia). Świadczą o tym złe cechy, które sama wymieniłaś, a więc najpierw pycha starszego syna. Wiara w siebie, a nie w moc Boga, to pomijanie TEGO, który dał twojemu synowi talenty, aby były rozwijane na chwałę Boga Stwórcy. Jak widać, zakochał się bardzo w sobie, ufając swojej potędze, swojej sile, a zatem... upadnie szybciej niż się spodziewa, i wtedy odnajdzie Mnie. Na ten temat mówiłem w pierwszej i drugiej książce do Anny (jak wracają do Boga grzesznicy, którzy ufność pokładają w sobie).

Drugi twój syn Michał jest dobrym dzieckiem, Moim dzieckiem, jednakże jest uzależniony od pieniędzy. Tu zostały popełnione błędy w wychowaniu, wiesz o czym mówię. Potrzebuje on mocnej ręki, ale i miłującego serca obojga rodziców.

Twój mąż jest całkowicie uzależniony od tego co łatwe, lekkie i przyjemne; telewizji też, ale nie tylko. Szatan wykorzystuje te słabości i podkłada twemu mężowi dawki uzależnieniowe, które atakują mózg, zniewalając duszę. Bez twojej pomocy nie przejrzy. To zniewolenie czyni go trudnym, ociężałym i nieprzyjemnym. Jest to dzieło szatana, jednak twój mąż przyjmuje ten pokarm i nic nie czyni, by przeciwstawić się pokusom — wprost przeciwnie, współpracuje na korzyść księcia ciemności, nie stawiając oporu złemu. Zniewolenie posunęło się już tak daleko, że poczyniło postępy w mózgu. Należałoby usunąć telewizor z domu dla dobra wszystkich, a wieczorami rozpocząć wspólną modlitwę różańcową w rodzinie, wtedy Bóg zacznie oczyszczać zamulone tkanki.

Rodzice, jeśli kochają swoje dzieci, powinni sami uczyć się wyrzeczeń, by tym przykładem zachęcać dzieci do podobnych czynów. Jeśli człowiek przez całe swoje życie jest tylko biorcą, nie jest w stanie dać czegokolwiek dobrego drugiemu człowiekowi. Egoizm jest czymś najbardziej obrzydliwym w człowieku i czyni go za życia umarłym.

Marto, potrzeba dużo modlitwy, cała rodzina niech klęka wieczorem do Różańca. W Roku Różańca świętego za wstawiennictwem Mojej Matki można uratować tonący okręt osiadający na mieliźnie, lecz warunkiem jest wspólna modlitwa. Nie zmarnujcie tej szansy — mówię do całej rodziny, Marto. Nic nie zostanie pominięte na Sądzie Ostatecznym. Czyń wiele dobra, to też jest pomoc przy ratowaniu waszego okrętu.
Błogosławię Ci na każdy dzień. Jezus.

Z moich przemyśleń:

Bardzo niebezpieczne jest uzależnienie od drugiego człowieka.

Zazwyczaj osoba lękliwa, o słabszym charakterze, uzależnia się od osoby dominującej, np. w rodzinie żona od męża. Skutkiem tego jest złamanie komuś psychiki i podporządkowanie go sobie. Tego rodzaju uzależnienie pogłębia się latami i niszczy człowieka, a nawet przechodzi na rodzinę — na domowników i dzieci. Dzieje się tak wówczas, gdy na początku małżeństwa osoba o słabszym charakterze lub ślepo zakochana, zamiast pociągać współmałżonka ku prawdzie i dobru, pozwala „dla świętego spokoju" ściągać siebie ku nizinom.

Kiedy usiłowałam pomóc uzależnionej od męża żonie, skończyło się to fiaskiem. Duch tego męża i ojca tak źle oddziaływał na tę rodzinę, że odczuwało się go w całym domu. Tak się składa, że znam tę kobietę od jej młodości i wiem, że była bardzo dobrym i wrażliwym człowiekiem. Po latach uzależnienia od męża i jego tyranii poddała się, tracąc dużą część własnej osobowości i piękna, którym obdarował ją Bóg. Myślę, żejest kobietą nieszczęśliwą, pozbawioną życiowej wolności — jej twórczość duchowa została spętana kajdanami zniewoleń męża, co odbiło się także na życiu ich dzieci. Moja próba pomocy nie powiodła się. Zrozumiałam, że tego rodzaju uzależnienie działa równie silnie, jak heroina...

30 listopada 2002

Zadzwoniła do mnie Elżbieta: wyjeżdżają poza Warszawę, aby nawiedzić groby swoich bliskich. Słuchałam radosnego głosu, który opowiadał z entuzjazmem o miłych chwilach, które spędzi wraz z rodziną. Moje myśli krążyły wokół jednej rzeczy, którą chciałam podać przez Elżbietę pewnej osobie bardzo potrzebującej, mieszkającej właśnie w tej miejscowości. Jednak Elżbieta zdecydowanie zaprotestowała, jako że będzie ciasno w aucie i jej mąż nie zechce podjąć się tej uciążliwości. Ta błaha sprawa może wzniecić „wojnę" pomiędzy jej mężem a nią. Dalej naciskałam, że tą drobną rzeczą sprawią wiele radości obdarowanemu. Niestety Elżbieta nie chciała słuchać moich argumentów. Na koniec rozpłakała się mówiąc, że popsułam jej dobry nastrój, a następnie powtórzyła naszą rozmowę Pawłowi. Zostałam więc tą, która jątrzy i doprowadza do płaczu ludzi... Było mi ciężko, pomyślałam: to są przecież okazje, które Bóg stwarza człowiekowi, aby mógł okazać miłosierdzie drugiemu. Jak można później prosić Boga o cokolwiek dla siebie, jeśli uchylamy się od okazywania miłosierdzia bliźniemu? Jezus mówi: „Miłosierdzia chcę, a nie ofiary"...

1 grudnia 2002

Drugą noc cierpię duchowo, rano wstaję bardzo zmęczona, przeraża mnie rzeczywistość. Proszę Cię Panie: jeśli chcesz mieć ze mnie jakikolwiek pożytek, to daj mi siłę, bym mogła funkcjonować, bym wypełniła to co Ty chcesz...

Jezus:
Z twojej bezsilności zrodzą się silni — ci, za których składasz ofiary. Twoja siła przechodzi na nich, by mogli z martwych powstać.

Anna:
Dziękuję za wszystko, przyjmuję, co mi Panie dajesz. Nie wiem, czy powinnam pisać o swoich cierpieniach. Nie chciałabym obnażać tych, co mi je zadają, nie czuję do nikogo urazy. Najchętniej nie pisałabym już niczego, co dotyczy mojego życia. Są ludzie, którzy nabędą moją trzecią książkę, żeby zaspokoić swoją próżną ciekawość. Niektórzy tym żyją. Ale wtedy nie napisałabym w ogóle niczego, bo moje życie składa się z samych krzyży... Boję się jednak, aby ten krzyż nie stał się sensacją dla ciekawskich. Jezusowi byłoby wtedy bardzo przykro.

Jezus:
Pisz, Moje dziecko, bo twoje pisanie będzie umocnieniem dla wielu takich, którzy idą podobną drogą. Nie będą czuć się osamotnieni, bo jest was wielu z podobnymi problemami — ludzi, którzy szukają pomocy, by ratować swoich bliskich. Często ci ludzie niewłaściwie i nieumiejętnie pomagają, i dlatego pomoc ta bywa nieskuteczna. Przez ciebie pragnę być NAUCZYCIELEM wszystkich, bo wszystkich Moje serce pragnie zbawić.

Jeszcze o uzależnieniach

Jezus: Wszelkiego rodzaju uzależnienia są niczym innym, jak egoizmem człowieka, egoizmem, który staje się nieszczęściem dla egoisty i członków jego rodziny, społeczeństwa.

Uzależnienie to nie tylko nałóg alkoholowy czy narkotykowy. Uzależnienie to zejście na poziom samych instynktów, a więc unicestwienie życia duchowego. Telewizja i nałogowe oglądanie filmów, internet, papierosy, objadanie się (nawet kosztem własnego zdrowia), wulgarność języka, ordynarność w zachowaniu, eksponowanie własnego ciała, sprzedawanie własnego ciała i czerpanie z tego korzyści materialnych, zbyt wielka dbałość o swoje ciało (dogadzanie mu), zbyt wielkie przykładanie wagi do własnego wyglądu i do stroju (mówię tu o waszej szalonej modzie, która nie zawsze służy Bogu i samemu człowiekowi), poświęcanie zbyt wiele czasu na urozmaicanie do przesady posiłków, zbyt wielka troska i ciągłe pucowanie, czyszczenie przez kobiety mieszkań, a przez mężczyzn samochodów, zbyt przesadne diety—cud, układane przez pseudo—uzdrowicieli tylko po to, by zarobić na tym pieniądze, gromadzenie pieniędzy i zbyt wielkie bogacenie się kosztem innych ludzi, hazard i gry na pieniądze, lenistwo duchowe i fizyczne. Ogólnie, podsumowując: wielki egoizm jednostki, który nie pozwala jej zatroszczyć się o drugiego człowieka. Stąd też biorą się wojny na świecie.

Mówię to po to, byście zastanowili się wszyscy, którzy Mnie ranicie tym, że przez swój egoizm zamknęliście serca, zamknęliście drzwi waszych domów dla potrzebujących braci, dogadzając własnym żądzom. W ten sposób zamknęliście drzwi Mnie, Bogu. Ranicie Mnie swoim egoizmem tak dalece, że cierpię razem z waszymi krewnymi, braćmi, siostrami, cierpię w ich sercach.

Z całym tym bagażem przystępujecie do konfesjonału, ale ilu z was wzbudza w sercu żal z powodu tego strasznego egoizmu, własnej wygody, w której żyjecie kosztem innych?

Przychodzę do waszych serc Ja — Jezus ukoronowany cierniem — a nie dajecie Mi zaznać radości, bo tak dalece wasze serca skamieniały, że we własnych rodzinach, w sąsiedztwie nie czynicie dobrych uczynków na co dzień. Owszem, składacie ofiary pieniężne na Kościół, na cele charytatywne, by poczuć się dobrze (podkreśl Anno). Dajecie z tego co wam zbywa, a nie chcecie dojrzeć własnego brata, który cierpi obok za ścianą, bo należałoby mu poświęcić czas, a na to już was nie stać. Umywacie ręce, by mieć „święty spokój".

Mówię do żyjących przez lata w straszliwym egoizmie, z którego nigdy się nie spowiadali: pamiętajcie, że Piłat też umył ręce pod wpływem egoizmu, żeby mieć „święty spokój". A przecież Ja Ogień przyszedłem rzucić na ziemię! Ewangelia w wielu miejscach mówi o tym, w jaki sposób będziecie sądzeni na Sądzie Ostatecznym wy, którzy nie daliście Mi swojego serca i czasu, abym w was i przez was mógł działać na rzecz tych, którzy są w potrzebie. Pamiętajcie, że wasz „święty spokój" na Sądzie Bożym zamieni się w wieczny niepokój. Pójdziecie tam, gdzie książę ciemności, zbuntowany egoista, chciał służyć nie Bogu, ale sobie. Taki los spotka egoistów, przez których cierpią miliony ludzi na kuli ziemskiej. To mówi wam Sędzia Najwyższy, Bóg Ojciec.

Anna:
Czy palenie papierosów jest grzechem?

Jezus:
Tak, bo niszczy dobro, które Bóg dał człowiekowi, tj. zdrowie.

Anna:

A telewizja, filmy, reportaże, programy rozrywkowe — jak rozumieć je w świetle tego, co zostało powiedziane o egoizmie?

Jezus:
Często oglądacie, podglądacie cudze życie, wzruszacie się do łez, a wasz brat, siostra płaczą za ścianą. Nie trzeba wiele: szklanka herbaty, gotowość pomocy. To jest dobre wykorzystywanie czasu. Bierzcie przykład z Ewangelii, rozważając np. nawiedzenie świętej Elżbiety przez Maryję.

Jeśli na co dzień nie żyjesz Ewangelią, to czym żyjesz...?

Dałem wam przykład swoim życiem na ziemi. Rozważajcie wszystkie tajemnice Różańca, życie Mojej Matki. Podobnie należy żyć na co dzień — według tego, co poznajecie w tajemnicach Różańca.

Popadacie w różne frustracje, szukacie pomocy u psychiatrów, a źródłem waszych niepokojów i rozczarowań jest [postawienie w centrum życia] własnego „ja". To nie daje szczęścia —złudne odetchnięcie na krótką chwilę, a następnie powrót do przykrej rzeczywistości. Prowadźcie życie według wzoru, który zostawiła Maryja, a nie według wzoru, który wam świat daje.

Różaniec odmawiany tylko wargami nie wnosi radości w wasze życie i nie jest umocnieniem na zmaganie się z trudami życia.

5 grudnia 2002

Anna:
Proszę, pomóż mi, Panie Jezu, zrozumieć sercem w tajemnicach Różańca ofiary poniesione przez Twoją Mamę.

Jezus:
Pytaj, dziecko...

Anna:
Zwiastowanie Najświętszej Maryi Pannie — tę tajemnicę rozumiem.

A nawiedzenie świętej Elżbiety...?

Jezus:
Tu jest ofiara Moja, dziecko, i Mojej Mamy. Kiedy Ona szła przez pustynne góry, pod sercem niosąc słodki ciężar — Syna Bożego... Jesteś kobietą, matką, czy trzeba ci to tłumaczyć?

Anna:
Nie, nie trzeba. Sama będąc brzemienna, niosła pomoc brzemiennej Elżbiecie.

Narodzenie Pana Jezusa... Myślę, że była to wielka ofiara Maryi. Zdająca sobie sprawę z wagi wypowiedzianego Fiat Maryja nie była zwykłą prostą kobietą, jak to nieraz słyszałam podczas kazań — aż się zżymam na to określenie! Maryja pochodziła z rodu Dawida i była najbardziej wykształconą kobietą — Pan Bóg już o to zadbał.

Jezus:
Tak właśnie było. Nie sama z siebie to mówisz, Duch Święty jest ci pomocą. Mówię ci Anno o tym, byś nigdy nie była zbyt dumna. Pragnę twojej pokory, wtedy podobasz mi się najbardziej.

Anna:
Ofiarowanie Pana Jezusa w świątyni... Już sama nazwa tej tajemnicy mówi o ofierze Maryi: choć była Matką Boga i nie musiała czynić tego co inni ludzie, a jednak...

Odnalezienie Pana Jezusa w świątyni... Czy tu po raz pierwszy Maryja odczuła, że Jezus nie całkowicie należy do Niej? Że będzie stać u boku swego Syna, przeżywać długie tygodnie bez obecności ukochanego Jezusa?

Jezus:
Tak, Moja Mama doskonale rozumiała, że Ja, Jezus, tylko po części do Niej należę. Bała się o Mnie jak każda matka, pomimo że dane Jej było poznać cel Mojej misji. Szukała Mnie z bólem serca. Składała w ten sposób Bogu ofiarę mówiąc: „Twoja Wola niech się wypełnia w nas, mój Ojcze".

Rozważasz Mój chrzest w Jordanie, Moje objawienie się na weselu w Kanie, przybliżenie ludziom Królestwa Bożego, przemienienie się na Taborze, ustanowienie Eucharystii... Wówczas składaliśmy ofiary Ja i Moja Mama — żyjąca obok Mnie, jednak zawsze w sercu Moim, a Ja w Jej sercu.

Kiedy modliłem się w Ogrójcu, kiedy Mnie biczowano, kiedy ze Mnie szydzono, gdy idąc drogą męki niosłem Krzyż Święty i kiedy na nim umierałem — Ona składała ze swego bólu OFIARĘ za was, którzyście się do Mojej i do Jej męki przyczynili.

Kiedy zmartwychwstałem, Moja Matka, cała pogrążona w radości i zachwycie, wychwalała Boga Ojca, któremu ufała przez wszystkie dni swego życia na ziemi. Wychwalała Boga całym sercem dziękując, że przyjął Jej ofiarę z Syna Pierworodnego. To była Jej ofiara radości.

Kiedy wstąpiłem do Nieba, Ona, pierwsza z istot ziemskich, dziękowała Bogu, że przyjął Jej Syna do Królestwa, należącego do Jej ukochanego Jezusa.

Anna:
Nauczycielu, nie rozumiem, gdzie należy szukać ofiary Maryi w tej tajemnicy?

Jezus:
Pomyśl Anno, czy któraś z was, matek, ma tak silną wiarę, żeby zaraz po śmierci swego dziecka dziękować Bogu, że przyjął jej dziecko w Ojcowskie ramiona? Najpierw pojawia się rozpacz — Ja to rozumiem, sam płakałem nad śmiercią Łazarza, to jest ludzkie. Człowiek ma serce stworzone do miłości i jeśli następuje rozłączenie, przychodzi czas żałoby. Moja Matka miała mocną wiarę w misję swego Syna. Po moim ukrzyżowaniu była bardzo cierpliwa, a jednocześnie bardzo głęboko wierząca. Pozostali z Mego otoczenia, ogarnięci strachem, zwątpili w Moją misję. Tylko Ona ufnie stała przed Bogiem jako OFIARA dla Nieba poprzez mękę Jej Syna.

Następnie Maryja była obecna w Wieczerniku z uczniami swego Syna. Ofiarowała Duchowi Świętemu was wszystkich, wypraszając dla was światło, i będzie tak czynić do końca świata.

W tajemnicy Wniebowzięcia — Maryja stanęła przed Ojcem jako OFIARA, jako Współodkupicielka.

Jako Królowa Nieba i Ziemi Moja Matka, uwieńczona i obdarowana przez Ojca koroną Królestwa, ofiarowuje się za was wszystkich, którzy Ją czcicie i kochacie, ale również za tych, którzy Ją znieważają, i tak będzie aż do skończenia świata.

Moja Matka jest więc dla was wzorem składania ofiar przez wasze ziemskie życie — zarówno drobnych, małych, jak i tych, które wiele kosztują — jeśli Bóg ich zażąda. Składania ofiar nie można łączyć z narzekaniem. Gdy cierpicie, łatwiej jest wam wtedy zgłębiać tajemnicę cierpienia Mojego i Mojej Matki.

Czy Ona kiedykolwiek oskarżała was, czy obciążała za Moją mękę? ONA cierpi i milczy, cała przemieniona w Ofiarę, aż po Jej ukoronowanie w Niebie. Nie przyjęła korony jako należnego Jej zaszczytu, ale jako łaskę, którą ofiarował jej Bóg.

Czymże są wasze ofiary dnia codziennego? Czy któreś z was złożyło swoje życie, przelewając krew za swojego sąsiada, za nieprzyjaciela, który was oszukał, zdradził?

Ja jestem taką OFIARĄ aż po dzień dzisiejszy, i tak będzie aż do skończenia świata. Podczas Mszy świętej cały wyniszczam się na ołtarzu dla was, by dać wam życie wieczne...

l0 grudnia 2002

Anna:
Nie śmiem pytać, dlaczego choruje to, co zostało uzdrowione?

Jezus:
Bo dałem wolność człowiekowi.

Anna:
Dlatego, że dałeś wolność człowiekowi, Panie, patrzysz na jego chorobę sam cierpiąc i nie możesz mu pomóc...?

Jezu, patrz, ilu ludzi jest chorych, zniewolonych, ile płaczących matek, żon, dzieci? Kiedy chodziłeś po ziemi, pochylałeś się nad chorymi i uzdrawiałeś ich, a teraz... ? To Ty, Panie, powiedziałeś, że chorzy potrzebują lekarza, a nie ci, co się dobrze mają...

Jezus:
Tak powiedziałem, ale ci chorzy muszą chcieć przyjść do Mnie i muszą prosić o uzdrowienie — na tym polega wolność wyboru.

Anna:
Sami muszą uznać, że są chorzy, słabi, i prosić o Twoją pomoc?

Jezus:
Tak.

Anna:
Zatem nam pozostaje modlić się za chorych, by oni zechcieli prosić Lekarza o pomoc, by uznali swoją chorobę za coś złego...?

Jezus:
Tak.

Anna:
A jeśli chory modli się, a mimo to choruje?

Jezus:
Ciężka choroba wymaga częstszego kontaktu z lekarzem. Chory pacjent powinien oddać się w ręce lekarza. Jeśli chory przychodzi tylko po to, żeby odbyć wizytę, to sama wizyta nie wyleczy chorego. Chory powinien współpracować z lekarzem, przyjmować przepisane leki i słuchać głosu lekarza. Jeśli chory nie chce dostosować się do porady, jeśli zaczyna leczenie i przerywa, jeśli brakuje hartu ducha — choroba daje o sobie znać coraz bardziej. Gdy człowiek pragnący wyzdrowieć słucha rad lekarza i dostosowuje się do nich, wtedy, dzięki ich współpracy, jest szansa na wyzdrowienie.

Przyczyną dramatu chorego w przypadku, o który pytasz, jest pewność siebie ze strony pacjenta. On sam chce być sobie panem, nie chce uznać w praktyce wiedzy lekarza za wyższą od swojej. Myli się taki człowiek myśląc, że sam wie, co jest dla niego najlepsze.

Nie da się, Anno, uzdrowić człowieka, który chwyta raz za lekarstwo, raz za truciznę. Tu trzeba całkowicie opowiedzieć się, po czyjej stoi się stronie: Boga czy szatana. „Mówcie tak, tak; nie, nie...

Jeśli usilna praca nad sobą jest dla człowieka „poniżeniem", nauka — „ciężarem", a wytrwałość — „trudem", to taki człowiek musi zrozumieć, że całe jego dalsze życie na wygodnej drodze będzie dla niego jednym pasmem krzyży i ciężarem nie do uniesienia, który sam sobie zgotuje.

Światło: List do Filipian 3,17—20: „Bądźcie, bracia, wszyscy razem moimi naśladowcami i wpatrujcie się w tych, którzy tak postępują, jak tego wzór macie w nas. Wielu bowiem postępuje jak wrogowie krzyża Chrystusowego, o których często wam mówiłem, a teraz mówię z płaczem. Ich losem — zagłada, ich bogiem — brzuch, a chwała — w tym, czego winni się wstydzić. To ci, których dążenia są przyziemne. Nasza bowiem ojczyzna jest w niebie..." Anna:
Przepraszam, mój Zbawicielu, nie mogę mieć żalu do Ciebie, że nie interweniujesz — cierpienie odbiera mi rozum.

Podczas wieczornej Mszy świętej, po przyjęciu Komunii świętej

Anna:
To oznacza, że nie uleczysz go, Panie?

Jezus:
Pacjent musi chcieć wyzdrowieć i musi poddać się terapii — wtedy nastąpi wyzdrowienie.

Anna:
Uleczyłeś, Panie, Szawła, choć on sam nie prosił Cię o uzdrowienie.

Jezus:
Pozostaw Panu Bogu decyzje.

Anna:
Ale jeśli pacjent jest tak bardzo chory, że sam tej decyzji nie jest w stanie podjąć, czy lekarz bez pytania o zgodę pacjenta nie ratuje życia?

...(cisza — Pan Jezus nic nie odpowiedział),

Anna:
Wybacz mi moją natarczywość...

Światło: Psalm 80: „Powróć, Panie Zastępów, wejrzyj z nieba i nawiedź tę winorośl. Chroń to, co zasadziła Twoja prawica, latorośl, którą umocniłeś dla siebie. A ci, którzy ją spalili i wycięli, niech zginą od grozy Twojego oblicza. Wyciągnij rękę nad mężem Twojej prawicy, nad synem człowieczym, którego umocniłeś w swej służbie".

Jezus:
Trzeba trochę czasu, a okażę ci wielkie miłosierdzie Moje; umocnię cię, byś mogła głosić dzieła Moje.

23 grudnia 2002

Leżę już tydzień w łóżku, chwyciłam jakiegoś wirusa.

Paweł też bardzo jest przeziębiony, jednak chodzi do pracy i nie bierze zwolnienia lekarskiego — teraz tak łatwo stracić pracę. Był zawsze bardzo odpowiedzialny, jeśli chodzi o pracę służbową. Trzymam listy pochwalne, jakie otrzymał od poprzedniego dyrektora firmy, która mieści się w USA. W obecnej pracy też otrzymał już wyróżnienie.

Dzisiaj miałam wstać rano, by w ostatniej chwili kupić co nieco na święta, ale gorączka podniosła się, a na dworze duży mróz. Siostra przyniosła nam sernik i ryby, nie wiem jednak, czy przy tej gorączce będę miała siłę, by je usmażyć. Paweł otrzymuje teraz długie dyżury i tak bardzo kaszle, że nie ma możliwości poczynienia zakupów. Oddaję Ci, Panie, tę trudną sytuację...

W ciągu dnia zadzwoniła Kasia: „Aniu, przyjedziemy do ciebie z mężem, gdy Stefan zamknie firmę; ty leż i nie wychodź z łóżka, bo gorzej się poczujesz".

Przyjechali do mnie oboje późnym wieczorem, a właściwie to już była noc...

Pan Stefan pojechał prosto z firmy po Kasię, zapakował „cały transport" dla nas i wnosił po kolei do naszego mieszkania wszystkie siatki, a nawet platony. Pomyślałam, że musi być bardzo zmęczony — dziś miał duży ruch — a mimo to był pełen humoru. Przywitał mnie tymi słowami: „Pani Aniu, ja nie podchodzę do Pani bliżej, nie chce Pani zarazić". Kasia stała w przedpokoju, by nie zabrudzić mi podłogi w pokojach. Jej mąż, utalentowany, znany z dobrej organizacji pracy, błyskawicznie wynosił z windy do mieszkania wszystkie wiktuały. Było tego tak dużo, że niektóre zamroziłam i starczyło nam jeszcze na miesiąc styczeń! Postaram się je wymienić, bo w ten dar serca oboje włożyli sporo pracy kosztem własnego zmęczenia. A więc: mała bardzo ładna choineczka, śledziki w oliwie, śledziki w śmietanie, rybka po grecku, łosoś w galarecie, pokrojony i oczyszczony karp do usmażenia. Ugotowana zupa grzybowa, ugotowany rosołek, domowe kluseczki, kompot z suszu — też ugotowany, kapusta wigilijna z grzybami (od córki Kasi — Justynki). Sałatki: jarzynowa w majonezie, ananasowa, ćwikła, różnego rodzaju wędliny (właściwie wszystkie gatunki), bigos, pieczyste (piersi z indyka pieczone z morelami i śliwkami), butelka oleju lnianego, kwas chlebowy, herbatki lipowe ekspresowe, zaparzona esencja w butelkach. Ciasta: makowiec, sernik, mnóstwo różnego rodzaju łakoci, od Justynki śliwki w czekoladzie. Owoce: mandarynki, pomarańcze, grejpfruty, świeże gruszki i jabłka. Wszystko to misternie popakowane, poowijane w folie i serwetki kolorowe, a do tego opisane, żebym się nie pogubiła. Na końcu duży kosz delikatesowy od firmy, czyli od Pana Stefana...

Patrzyłam na to wszystko i powiedziałam: Panie Jezu, przyszedłeś już na świat! Tyle gorącego serca, tak wiele starania, aby uradować mnie i Pawła...

Nie zdążyłam nawet podziękować, a już ich nie było. Pan Stefan unika podziękowań, Kasia postępuje w podobny sposób, aby nie urazić. Oni oboje już tacy są. Ludzie o gorących sercach.

Oboje z Pawłem dostaliśmy też orzechy z ogrodu ks. Redaktora i z „Panderozy" — od Justynki i jej męża. Takich mi dał Pan Bóg przyjaciół.

Może ktoś z was powie: „To dlaczego Pan Bóg nie troszczy się o nas w podobny sposób?" Otóż Dobry Bóg daje nam to co chce, a do tego w czasie, w którym On chce — więc wszystko z Jego ręki jest dobre. W moim życiu też były Wigilie spędzone w samotności, we łzach, kiedy sama spożywałam chleb i usmażoną rybę. Zaprosiłam wtedy do stołu wszystkich moich zmarłych, śpiewałam kolędy, a w sercu moim utrzymywał się Boży pokój. Za wszystko trzeba dziękować Bogu. On daje i On odbiera.

31 grudnia 2002

Na Sylwestra — podczas nocnej adoracji w godzinie 20—21 — modliłam się za moich przyjaciół: Kasię i Stefana.