Ewangelia według
św. Mateusza
Ewangelia według
św. Marka
Ewangelia według
św. Łukasza
Ewangelia według
św. Jana


Maria Valtorta

Księga I   –  Przygotowanie

–   POEMAT BOGA-CZŁOWIEKA  –

16. «ZOSTANIESZ MATKĄ CHRYSTUSA»

Napisane 2 września 1944. A, 3515-3525

Dopiero wczoraj wieczorem, w piątek, został oświecony mój umysł i wzrok.

Widzę tylko bardzo młodą Maryję, najwyżej dwunastoletnią. Jej twarzyczka nie jest już tak okrągła jak u dziecka. Rysy w wydłużającym się owalu zaczynają nabierać kobiecej dojrzałości. Także włosów nie ma już rozpuszczonych w lekkich splotach, lecz splecione w dwa ciężkie, długie do bioder, warkocze. Są one tak jasnozłote, że wydają się srebrne.

W wyrazie twarzy widać większe zamyślenie, dojrzałość, choć jest to wciąż twarz dziewczynki, pięknej i czystej dziewczynki. Ma zupełnie białą szatę. Szyje, siedząc w bardzo małym, białym pokoiku. Przez otwarte okno widać główną, okazałą budowlę Świątyni, całą długość prowadzących do niej schodów, małe dziedzińce i portyki. W głębi, poza otaczającym Świątynię murem, widać miasto z jego ulicami, ogrodami i domami, a jeszcze dalej – garbaty grzbiet Góry Oliwnej. Maryja szyje i śpiewa półgłosem. Nie wiem, czy jest to jakiś święty kantyk. Oto ta pieśń:

«Jak gwiazda w czystym zwierciadle wody, tak płonie światłość w głębinach Mego serca. Od dziecięcych lat Mnie nie opuszcza i słodko prowadzi z miłością. Jest w głębi Mego serca i śpiewa. Skąd pochodzi? Człowiek nie wie tego. Przybywa stamtąd, gdzie Święty spoczywa. Patrzę na Moją jasną Gwiazdę, chcę tylko Jej, żadnej innej rzeczy, nawet najsłodszej i drogiej, tylko Jej słodkiego światła, które jest całe dla Mnie. Przyszłaś do Mnie, Gwiazdo, z wyżyn Nieba do matczynego łona. Żyjesz we Mnie teraz, lecz poza Zasłoną widzę Ciebie, o chwalebne Oblicze Ojca. Kiedyż Twej służebnicy udzielisz zaszczytu, że stanie się pokorną służebnicą Zbawiciela? Ześlij z Nieba, ześlij nam Mesjasza. Przyjmij, Ojcze Święty, ofiarę Maryi.»

Maryja milknie, uśmiecha się i wzdycha, potem osuwa się na kolana w modlitwie. Jej twarzyczka jest samym światłem. Uniesiona w stronę błękitnego letniego nieba wydaje się wchłaniać w siebie całe światło, którym potem promieniuje. Można to lepiej powiedzieć: wydaje się, że z wnętrza Maryi jakieś ukryte słońce rozświetla lekko zaróżowioną śnieżność Jej ciała i rozlewa się na przedmioty i [łączy się z blaskiem] słońca, które oświetla ziemię, błogosławi ją i obiecuje wiele dobra.

Maryja podnosi się z modlitwy przepojonej miłością. Na Jej obliczu trwa jeszcze jasność ekstazy. Wchodzi staruszka Anna, córka Fanuela. Staje w progu, zdumiona lub raczej oczarowana postawą i wyglądem Maryi. Woła: «Maryjo!»

Dziewczyna odwraca głowę. Uśmiecha się inaczej nieco niż dawniej, lecz zawsze tak samo pięknie. Pozdrawia przybyłą:

«Pokój z tobą, Anno.»

«Modliłaś się? Wciąż nie masz dosyć modlitwy?»

«Modlitwy byłoby dosyć, lecz Ja rozmawiam z Bogiem. Nie możesz wiedzieć, Anno, jak czuję Go blisko. Bardziej niż blisko, w sercu. Bóg Mi przebaczy tę pychę. Ale Ja nie czuję się osamotniona. Widzisz? Tam, w tym Domu [jakby] ze śniegu i złota, za podwójną Zasłoną, znajduje się Święte Świętych. I nigdy niczyje oczy – z wyjątkiem Najwyższego Kapłana – nie mogą spojrzeć na Propitatorium, gdzie spoczywa chwała Pana. Ja jednak nie muszę patrzeć z najwyższą czcią Mojej duszy na tę podwójną haftowaną Zasłonę – która pulsuje i faluje od śpiewu dziewic i lewitów i pachnie cennymi kadzidłami – jakby dla przeszycia jej wzrokiem w celu zobaczenia przezierającego przez nią Świadectwa. To prawda, patrzę na nią! Nie obawiaj się, że nie patrzę na nią z szacunkiem, tak jak wszystkie dzieci Izraela. Nie lękaj się, że zaślepia Mnie pycha, dlatego że ci o tym mówię. Patrzę na nią. I nie ma tak uniżonego sługi wśród synów Izraela, który by patrzył pokorniej na Dom swego Pana niż Ja – przekonana, że jestem najmarniejsza ze wszystkich. A co widzę? Zasłonę. Co sobie wyobrażam za Zasłoną? Przybytek. A w nim? Kiedy jednak spojrzę w głąb serca, widzę promieniejącego chwałą miłości Boga, który mówi Mi: “Kocham Cię”. Ja też Mu mówię: “Kocham Cię”, i za każdym uderzeniem serca zatapiam się [w Nim] i odnawiam w tym wzajemnym pocałunku...

Żyję pośród was, drogich nauczycielek i towarzyszek, lecz oddziela Mnie od was jakby krąg ognisty. A w tym kręgu – Bóg i Ja. Widzę was poprzez Boży Ogień i tak bardzo was kocham... Nie kocham was jednak ciałem, tak jak nigdy nikogo nie będę umiała kochać cieleśnie. Kocham tylko Tego, który Mnie kocha, w sposób duchowy. Znam Mój los. Prawo Izraela wymaga, żeby każda dziewczyna została małżonką, a każda małżonka – matką. Choć jestem posłuszna Prawu, usłucham jednak Głosu, który mówi Mi: “Kocham Cię”. Jestem i pozostanę dziewicą. Jak mogę to zrobić? Ta słodka niewidzialna Obecność, która jest przy Mnie, pomoże Mi, bo sama tego żąda. Nie lękam się.

Nie mam już ojca ani matki... i tylko sam Przedwieczny wie, w jakim cierpieniu spaliło się we Mnie to, co miałam ludzkiego. Spłonęło w strasznym bólu. Teraz mam tylko Boga. Jestem Mu posłuszna bez zastrzeżeń... I byłabym posłuszna nawet wbrew ojcu i matce, bo ten Głos poucza Mnie, że kto chce iść za Nim, nie może zważać na ojca ani na matkę. Kochający rodzice, będący strażą strzegącą murów dziecięcego serca, [często] chcą prowadzić [dzieci] do radości swoimi drogami... nie wiedzą, że istnieją inne drogi, prowadzące do radości nieskończonej...

Porzuciłabym suknie i płaszcze, żeby iść za Głosem, który Mi mówi: “Pójdź, Umiłowana Moja, Oblubienico Moja”. Zostawiłabym wszystko! A perły Moich łez, bo płakałabym z powodu nieposłuszeństwa, i rubiny Mojej krwi – bo stawiłabym czoła śmierci, byle tylko iść za wołającym Mnie Głosem – rzekłyby im, że istnieje coś, co jest ponad miłością do ojca i matki, coś słodszego: Głos Boga. Teraz Jego wola uwolniła Mnie już z więzów dziecięcej litości. Zresztą [rodzice] nie zatrzymywaliby Mnie siłą. To było dwoje sprawiedliwych i Bóg z pewnością przemawiał do nich tak, jak mówi do Mnie. Na pewno poszliby za sprawiedliwością i prawdą. Gdy o nich myślę, widzę, jak odpoczywają przy Patriarchach i przyśpieszam Moją ofiarą przyjście Mesjasza, żeby otworzył im bramy Nieba. Na ziemi kieruję Sobą, a raczej, to sam Bóg prowadzi Swą służebnicę, wydając Mi polecenia, które spełniam z radością. Gdy przyjdzie czas, wyjawię sekret oblubieńcowi... a on się zgodzi.»

«Ależ Maryjo... Jakimi słowami go przekonasz? Będziesz miała przeciw Sobie miłość mężczyzny, Prawo i życie.»

«Ze Mną będzie Bóg. Oświeci serce małżonka... Życie straci bodźce zmysłowe i stanie się kwiatem rozsiewającym woń miłości. Prawo... Anno, nie myśl, że bluźnię, lecz sądzę, że Prawo zostanie zmienione. Przez kogo – myślisz – skoro jest Boże? Przez Jedynego, który może to uczynić. Przez Boga. Czas jest bliski, bardziej niż myślicie, Ja ci to mówię. Czytając Daniela doznałam wielkiego oświecenia, które przyszło Mi z wnętrza serca. Mój umysł pojął znaczenie tajemniczych słów. Z powodu modlitwy sprawiedliwych siedemdziesiąt wyznaczonych tygodni ulegnie skróceniu. Czy zmieni się liczba lat? Nie. Proroctwo nie kłamie, lecz liczy nie według biegu słońca. Miarą proroctwa jest czas księżycowy. Dlatego zapewniam cię: “Bliska jest godzina, kiedy będzie można usłyszeć kwilenie Narodzonego z Dziewicy”.

O! Jakże pragnę, by Światło – które Mnie miłuje i mówi tyle rzeczy – powiedziało Mi także, gdzie znajduje się szczęśliwa Dziewica, która urodzi Syna Bożego, Mesjasza Jego ludu! Poszłabym jej szukać boso. Obeszłabym ziemię. Ani zimno, ani lód, ani kurz i wielki upał, dzikie zwierzęta, ani głód, nic by Mnie nie powstrzymało od powiedzenia jej: “Pozwól swej służebnicy – służebnicy sług Chrystusa – żyć pod twoim dachem. Będę obracać żarna, tłocznię. Przeznacz Mnie na niewolnicę do młyńskiego kamienia, za pasterkę stada lub do prania pieluszek twemu Dziecku. Daj Mnie do kuchni, postaw przy piecu, gdzie chcesz... przyjmij Mnie tylko. Żebym Go widziała! Słyszała Jego głos! Napotkała Jego wzrok!” Jeśli jednak ona Mnie nie przyjmie – żebrzącej pod drzwiami – będę nadal żyła z jałmużny, wyszydzona, pod gołym niebem i na słońcu, żeby tylko usłyszeć głos Mesjasza-Dziecięcia i odgłos Jego śmiechu. Potem może zobaczę, jak przechodzi... Może któregoś dnia dostanę od Niego jałmużnę, trochę chleba... O, nawet gdyby głód skręcał Mi wnętrzności i czułabym, że słabnę po tak długim poście, nie zjadłabym tego chleba. Ukryłabym go na piersi jak woreczek pereł i całowałabym go, żeby poczuć woń ręki Chrystusa. Nie czułabym już ani głodu, ani zimna. To by Mi dało upojenie i ciepło... zachwyt i pożywienie...»

«Ty powinnaś zostać Matką Chrystusa, gdyż tak bardzo Go kochasz! Czy dlatego chcesz pozostać dziewicą?»

«O, nie! Jestem nędzą i prochem. Nie śmiem nawet podnieść wzroku ku Jego Chwale. Dlatego właśnie wolę patrzeć w głąb serca niż na podwójną Zasłonę, za którą jest niewidzialna Obecność Jahwe. Tam ukrywa się groźny Bóg z Synaju. Tutaj zaś, w Sobie, widzę naszego Ojca, miłujące Oblicze, które uśmiecha się do Mnie i błogosławi. Jestem bowiem malutka jak ptaszek, który tak jest lekki, że wiatr go unosi, i słaba jak łodyga konwalii, która umie tylko kwitnąć i pachnieć. Nie umie przeciwstawić wichrom innej siły, jak tylko swą pachnącą i czystą słodycz. Bóg, Mój wiatr miłości... Nie, Ja nie dlatego [chcę być dziewicą, żeby zostać Jego Matką]. Jednak Narodzonemu z Boga i z Dziewicy, Świętemu Najświętszego, może podobać się tylko to, co wybrał w Niebie dla Jego Matki, i to, co na ziemi będzie Mu mówić o Ojcu Niebieskim: Czystość. Gdyby Prawo to rozważało, gdyby rabini, zamiast wykładać je pomnożone o ich wszelkie subtelności, zechcieli raczej zwrócić umysły ku wyższym horyzontom, zagłębiając się w tym, co nadprzyrodzone, porzucając to, co ludzkie i przynoszące zysk, a co prowadzi do zapomnienia o najwyższym Celu ich poszukiwań – musieliby zwrócić swoje nauczanie przede wszystkim ku Czystości, ażeby Król Izraela znalazł ją, gdy przybędzie. Razem z gałązkami oliwnymi dla Dawcy Pokoju, razem z palmami dla Zwycięzcy rozrzucajcie lilie, lilie, lilie...

Ileż Krwi będzie musiał rozlać Zbawiciel, żeby nas odkupić! Bardzo dużo! Tysiące skaleczeń, które widział Izajasz u Męża boleści, krew występująca jak rosa na porowatym naczyniu, strumienie Krwi!.. Niech ta Boża Krew nie spada tam, gdzie jest bezczeszczenie i bluźnierstwo, lecz [niech spłynie] w pachnące, czyste kielichy, które ją przyjmą i zbiorą, by potem ją wylać na chorych duchowo, na trędowate dusze, na umarłych dla Boga. Dajcie lilie, dajcie lilie, żeby ich białymi sukniami czystych płatków obetrzeć pot i łzy Chrystusa! Dajcie lilie, dajcie lilie, aby ukoić żar gorączki Męczennika! O, gdzie będzie wówczas Lilia, która Cię nosi? Gdzie Ta, która ugasi Twoje pragnienie? Gdzie jest Ta, która zaczerwieni się od Twojej Krwi i będzie umierać z bólu, patrząc jak umierasz? Gdzie będzie Ta, która zapłacze nad Twoim wykrwawionym Ciałem? O, Chrystusie! Chrystusie! Moja tęsknoto!...» – Maryja milknie zapłakana i przygnębiona.

Anna jakiś czas milczy. Potem matowy głos wzruszonej staruszki pyta:

«Czy chcesz mnie jeszcze o czymś pouczyć, Maryjo?»

Maryja przychodzi do Siebie. Zapewne myśli w Swej pokorze, że wychowawczyni gani Ją, więc prosi:

«Ach, wybacz! Ty jesteś nauczycielką, a Ja, biedna – niczym. Te słowa wytrysnęły Mi z serca! Powinnam była je powstrzymać i nic nie mówić. Ale jak gwałtownie wzbierająca rzeka, która łamie zaporę, zawładnęły Mną i przerwały tamy. Nie zważaj na Moje słowa i skrusz Moje zarozumialstwo. Tajemne Słowa miały zostać w ukrytej arce serca, które Bóg darzy Swymi dobrodziejstwami. Wiem. Jednak ta niewidzialna Obecność jest tak słodka, że Mnie upaja... Anno, wybacz swej małej służebnicy!»

Anna tuli Maryję. Jej stara pomarszczona twarz jest cała zalana łzami. Łzy drżą i błyszczą pomiędzy zmarszczkami jak woda na nierównym gruncie, zanim zamieni się w błota. Stara nauczycielka nie traci przez to swego autorytetu. Przeciwnie, jej płacz wzbudza najwyższy szacunek. Maryja pozostaje w jej objęciach, z twarzyczką przytuloną do piersi starej wychowawczyni...

I wszystko tak się kończy.


   

Przekład: "Vox Domini"