Ewangelia według
św. Mateusza
Ewangelia według
św. Marka
Ewangelia według
św. Łukasza
Ewangelia według
św. Jana


Maria Valtorta

Księga I   –  Przygotowanie

–   POEMAT BOGA-CZŁOWIEKA  –

20. ZAŚLUBINY DZIEWICY Z JÓZEFEM

(por. Mt 1,18; Łk 1,26-27)

Napisane 5 września 1944. A, 3549-3559

Jakże piękna jest Maryja w weselnym stroju, pośród radujących się przyjaciółek i nauczycielek! Elżbieta też jest między nimi. Maryja ma zupełnie białą suknię z lnu tak cienkiego, że wygląda jak kosztowny jedwab. Jest przepasana pasem ze złota i srebra, obrabianym dłutem. Pas składa się z wielu medalionów, połączonych łańcuszkami. Każdy z nich zdobi koronka złotych nici na srebrze, przyciemnionym wskutek upływu czasu. Pas otacza cienką, młodzieńczą kibić Maryi. Jest dla Niej zbyt długi, bo trzy ostatnie medaliony wiszą z przodu, chowając się w fałdach sięgającej do samej ziemi, obszernej sukni. Jest ona tak długa, że tworzy mały tren. Na stopach ma białe sandały ze skóry, ozdobione srebrnymi sprzączkami. Przy szyi podtrzymuje suknię łańcuszek srebrnych, delikatnej roboty rozet, a na nich powtarza się motyw z paska. Łańcuszek przechodzi przez otwory wycięte w materiale szerokiego dekoltu, zbierając go w fałdy i tworząc małą kryzę. Szyja Maryi wyłania się z jasnych plis z wdziękiem łodygi owiniętej kosztowną gazą i wydaje się jeszcze cieńsza i bielsza. Na tej łodydze jak u lilii rozwija się oblicze białe i delikatne jak jej kwiat, lecz jeszcze bledszy od niej i bielszy ze wzruszenia. Wygląda jak najczystsza hostia.

Włosy nie opadają już na ramiona. Są wdzięcznie ułożone w przeplatające się warkocze, upięte przy samej głowie. Przytrzymują je srebrne, trochę oksydowane zapinki. Matczyny welon jest zarzucony na upięte warkocze i układa się w ładne fałdy. Drogocenna przepaska z lamy otacza bielusieńkie czoło. Welon sięgał Annie do pasa, Maryi zaś dochodzi do bioder, jest bowiem niższa. Na dłoniach nie ma nic. Na nadgarstkach natomiast wiszą ciężkie bransolety matki, które mogłyby łatwo zsunąć się na ziemię ze szczupłych rączek, gdyby zaczęła nimi potrząsać. Pełne podziwu towarzyszki oglądają Ją ze wszystkich stron. Szczebiocą jak wróble, ciągle o coś pytają i wykrzykują z zachwytu.

«Masz to po matce?»

«Naprawdę są stare?»

«Saro, jaki piękny pasek!»

«A welon, Zuzanno! Patrz, jaki delikatny! Spójrz, jak subtelnie są wyhaftowane lilie!»

«Pokaż mi bransolety, Maryjo! Należały do Twojej matki?»

«Nosiła je. Są po matce Mego ojca, Joachima.»

«O! Zobacz! Są naznaczone pieczęcią Salomona, otoczoną przeplatającymi się gałązkami palm i oliwek, pośród lilii i róż. O, któż mógł wykonać tak doskonałą i misterną pracę!»

«Pochodzę z domu Dawida – tłumaczy Maryja. – Z wieku na wiek nasze niewiasty zakładały je, gdy zostawały małżonkami. Są przekazywane w spadku.»

«Tak! Teraz Ty dziedziczysz!»

«Wszystko przynieśli Ci z Nazaretu?»

«Nie. Gdy Moja matka umarła, kuzynka zabrała ślubną wyprawę do siebie, żeby ją przechować. Teraz Mi ją przywiozła.»

«Gdzie ona jest? Gdzie ona jest? Pokaż ją przyjaciółkom.»

Maryja nie wie, jak się zachować... Chciałaby być grzeczna, lecz nie chce rozrzucać wszystkich rzeczy, ułożonych starannie w trzech ciężkich kufrach. Nauczycielki spieszą Jej z pomocą.

«Oblubieniec zaraz przyjdzie. To nie czas na zamieszanie. Zostawcie Ją w spokoju. Zamęczycie Ją! Idźcie się przygotować!»

Rozgadana gromadka odchodzi, trochę nadąsana. Maryja może spokojnie nacieszyć się nauczycielkami, które chwalą Ją i błogosławią. Jest też przy niej Elżbieta. Maryja płacze, wzruszona, gdyż Anna, córka Fanuela, nazywa Ją “córką”, całując z iście matczyną miłością. Elżbieta mówi:

«Maryjo, Twoja matka jest tu, choć [wydaje się, że jej] nie ma. Jej duch raduje się blisko Twojego ducha. Spójrz, rzeczy, które masz na Sobie, przekazują Ci jej pieszczoty. Znajdziesz w nich jeszcze smak jej pocałunków. W dniu, w którym przybyłaś do Świątyni, powiedziała mi: “Przygotowałam dla Niej wszystko, nawet ślubną wyprawę. Chcę być przy Niej zawsze obecna przez utkany len, a w dniu weselnej radości – przez wykonane dla panny młodej suknie”. Chyba nie wiesz, że w ostatnich dniach, kiedy byłam przy niej, każdego wieczora pragnęła pieścić Twoje pierwsze sukienki i te, które nosisz teraz. Mówiła: “Czuję jaśminową woń mojej Maleńkiej i pragnę, by Ona też czuła w nich pocałunki Swojej mamy.” Ileż pocałunków złożyła na welonie, który teraz osłania Ci czoło. Więcej tu pocałunków niż nitek!... A gdy będziesz używała płótna, które Ci utkała, pamiętaj, że bardziej jest utkane z miłości Twojej matki niż z przędzy. A te naszyjniki... W najcięższej godzinie ocalił je Twój ojciec dla Ciebie, abyś była dziś piękna, jak przystało księżniczce z rodu Dawida. Raduj się, Maryjo, nie jesteś sierotą. Twoi [rodzice] są z Tobą. Masz też małżonka, który będzie Ci ojcem i matką – taki jest doskonały.»

«O, tak! To prawda! Z pewnością nie mogę się skarżyć na niego. Nie minęły jeszcze dwa miesiące, a był tu dwa razy. Dziś przybywa po raz trzeci, mimo zimna i deszczu, po Moje polecenia... Pomyśl tylko: po polecenia! Jestem biedną niewiastą i to jeszcze o wiele młodszą od niego! Niczego Mi nie odmawia. Nie czeka, aż go o coś poproszę. Wydaje się, że anioł zdradza mu Moje pragnienia. Poznaje je, nim otworzę usta. Ostatnio powiedział: “Maryjo, sądzę, że będziesz wolała pozostać w rodzicielskim domu. Jesteś dziedziczką, więc możesz to zrobić, jeśli zechcesz. Wejdę do twego domu. Jedynie dla zadośćuczynienia obrzędowi, spędzisz tydzień u mego brata Alfeusza. Maria, [małżonka Alfeusza] już Cię tak bardzo kocha. Stamtąd, w wieczór godów, wyjdzie orszak weselny do Twego domu”. Czy to nie jest miłe? Nie wstydzi się powiedzieć ludziom, że jego dom Mi się nie podoba... Podobałby Mi się, gdyż on jest taki dobry... Ale cóż... wolę Mój dom... z powodu wspomnień... O, Józef jest taki dobry!»

«Co powiedział o Twoim ślubowaniu? Nic mi jeszcze nie opowiedziałaś!»

«Nie sprzeciwiał się. A gdy poznał powody ślubu powiedział: “Połączę moje poświęcenie się z Twoim”.»

«To młody święty!» – mówi Anna, córka Fanuela.

“Młody święty” właśnie wchodzi, prowadzony przez Zachariasza. Jest naprawdę wspaniały! Cały w żółtozłotej szacie wygląda jak wschodni władca. Ma okazały, safianowy, tkany złotem pas, z równie bogato zdobioną sakiewką i sztyletem. Na głowie – turban, czyli zwyczajnie założony kawałek tkaniny w sposób, w jaki noszą go jeszcze do dziś pewne afrykańskie ludy, na przykład Beduini. Przytrzymuje go złota kosztowna przepaska, do której są przyczepione bukieciki mirtu. Płaszcz ma zupełnie nowy, z licznymi frędzlami i misternie ułożonymi fałdami. Tryska radością. W ręku trzyma bukiet mirtu w kwiatach. Wita się:

«Pokój z Tobą, Oblubienico moja. Pokój wam wszystkim!»

Gdy mu odpowiedzieli, mówi dalej:

«Widziałem, jak się cieszyłaś w dniu, w którym przywiozłem Ci gałąź z Twojego ogrodu. Postanowiłem więc przynieść Ci trochę mirtu rosnącego koło groty, która jest Ci tak droga. Chciałem przywieźć róże, które zaczynają kwitnąć przy domu, lecz są nietrwałe, a podróż – długa... Dowiózłbym tylko ciernie. A Tobie, umiłowana, chciałbym dawać tylko róże. Pragnę usłać przed Tobą drogę delikatnymi i pachnącymi kwiatami, żebyś mogła iść przez życie stawiając stopy tam, gdzie nie ma brudu i goryczy.»

«O, dziękuję ci! Jesteś dobry. Jak zdołałeś dowieźć je takie świeże aż tutaj?»

«Przywiązałem naczynie do siodła i włożyłem do środka gałązki z pączkami. Rozkwitły w drodze. Weź je, Maryjo. Niech ozdobią Twoje czoło czystym wiankiem, symbolem dziewictwa. Ten znak i tak nie dorównuje czystości Twego serca.»

Elżbieta i nauczycielki ozdabiają Maryję wiankiem z kwiatów. Przypinają je do pięknej, opasującej czoło lamy. Łączą małe śnieżnobiałe różyczki, wyjmowane z wazy stojącej na kufrze. Maryja sięga po obszerny biały płaszcz, by go narzucić na ramiona. Oblubieniec jednak uprzedza Jej gest i pomaga umocować okrycie u ramion srebrnymi zapinkami. Nauczycielki układają fałdy z wdziękiem i miłością. Wszystko jest gotowe. W czasie czekania na coś Józef bierze Maryję na bok i mówi:

«Ostatnio rozmyślałem o Twoim ślubowaniu. Powiedziałem Ci, że chcę je dzielić z Tobą. Im więcej się zastanawiam, zaczynam lepiej rozumieć, że okresowy nazireat nie wystarczy, nawet jeśli się go wiele razy odnawia. Zrozumiałem Cię, Maryjo. Nie zasługuję jeszcze na słowo Światła, lecz słyszę jego szept. Daje mi to poznanie ogólnych zarysów Twego sekretu. Jestem nieoświeconym biedakiem, Maryjo. Jestem ubogim rzemieślnikiem. Nie mam wykształcenia ani klejnotów. Ale u Twoich stóp kładę mój skarb. Na zawsze. Moją czystość całkowitą, aby stać się godnym przebywania przy Tobie, Dziewico Boża, “siostro moja zaślubiona, zamknięty ogrodzie, źródło zapieczętowane”, jak mówi nasz Przodek, który z pewnością Ciebie widział, gdy pisał Kantyk...

Będę strażnikiem wonnego ogrodu, w którym znajdują się najcenniejsze owoce. W miłym porywie wypływa stąd źródło wody żywej: Twoja słodycz, o Oblubienico, która Swą niewinnością podbiłaś mego ducha! O, cała piękna! Jesteś piękniejsza niż zorza. Twoje serce jaśnieje bardziej niż słońce, o, Ty, której miłość jest tylko dla Boga i ludzi, bo chcesz im dać Zbawiciela przez Swoją niewieścią ofiarę. Pójdź, moja umiłowana.»

Ujmuje delikatnie Maryję za rękę, prowadząc do wyjścia. Wszyscy podążają w ślad za nimi. Na zewnątrz dołączają radosne towarzyszki, ubrane na biało i osłonięte welonami. Pośród tłumu ciekawskich przechodzą dziedzińcami i pod portykami. Dochodzą do miejsca, które nie stanowi już obrębu Świątyni, lecz wydaje mi się salą obrzędową. Znajdują się tam lampy i zwoje pergaminu, tak jak w synagodze. Oblubieńcy zatrzymują się przed wysokim pulpitem – to jakby rodzaj ambony – i czekają. Pozostałe osoby ustawiają się za nimi w określonym porządku. W głębi gromadzą się inni kapłani i ciekawscy. Wchodzi uroczyście Arcykapłan. Słychać szepty wśród zdumionego tłumu:

«On sam udziela ślubu?»

«Tak – objaśnia ktoś. – Ona jest z rodu królewskiego i kapłańskiego. To kwiat Dawida i Aarona. Oblubienica jest dziewicą ze Świątyni. Oblubieniec też jest z pokolenia Dawida.»

Arcykapłan łączy ręce oblubieńcom, błogosławiąc uroczyście:

«Niech Bóg Abrahama, Izaaka i Jakuba będzie z wami. Niech On was jednoczy i niech was napełni Swoim błogosławieństwem. Niech da wam pokój i liczne potomstwo oraz długie życie i szczęśliwą śmierć na łonie Abrahama.»

Potem odchodzi tak samo uroczyście, jak przybył. Zostały wymienione przyrzeczenia. Maryja jest małżonką Józefa.

Wszyscy wychodzą, ściśle przestrzegając porządku. Przechodzą do innej sali, w której spisują ślubny kontrakt. Stwierdza się w nim, że Maryja – dziedziczka po Joachimie z pokolenia Dawida i po Annie z pokolenia Aarona – wnosi jako wiano dom z przyległościami, osobistą wyprawę i inne dobra odziedziczone po ojcu.

Wszystko zostało wypełnione. Małżonkowie udają się w orszaku do wyjścia, które znajduje się w części wydzielonej dla pracujących przy Świątyni niewiast. Tam czeka na nich ciężki, wygodny, osłonięty wóz. Załadowano już ciężkie kufry Maryi.

Pożegnania, pocałunki, łzy, błogosławieństwa, rady, polecenia, po czym Maryja z Elżbietą sadowi się wewnątrz wozu. Z przodu siada Józef z Zachariaszem. Pozdejmowali świąteczne płaszcze i wszyscy owinęli się w ciemne peleryny. Odjeżdżają. Kary koń rusza ciężkim kłusem. Mury Świątyni zostają w oddali, potem także mury miasta. Oto znajdują się już na polach odrodzonych, świeżych, ukwieconych, zalanych pierwszymi promieniami wiosennego słońca. Szmaragdowe zboża z młodymi listkami są już na piędź wysokie i kołyszą się na lekkim wietrze, niosącym woń brzoskwiń i jabłoni, pomieszaną z zapachem dzikiej mięty.

Maryja cicho płacze, zakrywszy się welonem. Czasem odchyla zasłonę, spoglądając na oddalającą się coraz bardziej Świątynię i na pozostawione w tyle miasto.


   

Przekład: "Vox Domini"