Ewangelia według
św. Mateusza
Ewangelia według
św. Marka
Ewangelia według
św. Łukasza
Ewangelia według
św. Jana


Maria Valtorta

Księga I   –  Przygotowanie

–   POEMAT BOGA-CZŁOWIEKA  –

27. JÓZEF DOWIADUJE SIĘ, ŻE ELŻBIETA JEST BRZEMIENNA

Napisane 25 marca 1944. A, 2601-2609

Ukazuje mi się domek w Nazarecie, a w nim – Maryja. Maryja jest młodziutka jak wtedy, gdy ukazał się Jej anioł Boży. Już sam ten widok napełnia mi duszę dziewiczym zapachem tego pomieszczenia. Woń anielska trwa jeszcze tam, gdzie anioł poruszył swymi złocistymi skrzydłami. Woń Boża skupiła się cała na Maryi, żeby uczynić Ją Matką, a teraz się z Niej wydobywa.

Jest wieczór. Zapada mrok i ogarnia otoczenie, które jeszcze niedawno było zalane tak wielkim światłem z Nieba. Maryja klęczy przy posłaniu i modli się, z rękoma skrzyżowanymi na piersi, z głową pochyloną ku ziemi. Jest ubrana tak samo, jak w chwili Zwiastowania. Wszystko jest jak wtedy: kwitnąca gałąź w dzbanku, meble w takim samym porządku. Tylko kądziel i wrzeciono stoją w kącie, jedno z pióropuszem przędziwa, drugie – owinięte błyszczącą nicią.

Maryja kończy modlitwę i wstaje. Ma oblicze rozpalone jak od ognia. Uśmiecha się, lecz w Jej lazurowych oczach błyszczą łzy. Bierze lampę oliwną i zapala ją krzemieniem. Patrzy, czy w pokoiku wszystko jest uporządkowane. Poprawia obsunięte nakrycie na łóżku. Dolewa wody do dzbanka z rozkwitłą gałęzią i wystawia go na zewnątrz, na chłód nocy. Potem wraca. Bierze z półki złożoną robótkę i zapaloną lampę. Wychodzi, zamykając drzwi. Robi kilka kroków po otaczającym dom ogródku, potem wchodzi do niedużej izby, w której widziałam pożegnanie Jezusa z Maryją. Rozpoznaję ją, choć teraz brak kilku przedmiotów, które widziałam tam wtedy.

Maryja, zabierając światło, znika w sąsiedniej izbie. Ja zostaję tu, widząc jedynie robótkę położoną na krawędzi stołu. Słyszę lekki krok Maryi, która chodzi tam i z powrotem. Słyszę, jak przelewa wodę, jakby coś myjąc. Potem łamie gałązki. Wsłuchując się w te odgłosy domyślam się, że przygotowuje drewno na opał. Słyszę, jak rozpala ogień.

Potem wraca. Wychodzi do ogródka. Wraca z jabłkami i jarzynami. Jabłka kładzie do metalowego, grawerowanego półmiska na stole. Jest chyba z rytej miedzi. Idzie do kuchni. (To znaczy, myślę, że tam jest kuchnia). Płomień z paleniska rzuca teraz przez otwarte drzwi radosne blaski i sprawia, że cienie tańczą po ciemnych ścianach.

Po jakimś czasie Maryja wraca do pokoju z małym, ciemnym chlebem i z miseczką gorącego mleka. Siada i macza kawałki chleba w mleku. Je powoli. Potem zostawia połowę mleka, wraca do kuchni, skąd przynosi jarzyny. Spożywa je z chlebem, polewając oliwą. Gasi pragnienie mlekiem. Potem bierze jabłko i spożywa je. To posiłek dziecka. Jedząc Maryja rozmyśla i uśmiecha się do jakiejś myśli. Podnosi głowę i wodzi wzrokiem po ścianach, jakby wyjawiając im tajemnicę. Od czasu do czasu poważnieje, staje się niemal smutna. Po chwili jednak uśmiech powraca.

Słychać kołatanie do drzwi. Maryja wstaje i otwiera. Wchodzi Józef. Witają się. Potem Józef siada na stołku przy stole, naprzeciw Maryi.

Jest pięknym mężem w sile wieku. Może mieć najwyżej trzydzieści pięć lat. Ma ciemnokasztanowe włosy i brodę, która okala twarz o regularnych rysach, łagodne, kasztanowe, prawie czarne oczy. Czoło ma wysokie i gładkie, nos – mały, lekko zgięty. Policzki raczej okrągłe, brunatne, ale nie śniade. Ma lekkie rumieńce na policzkach. Nie jest bardzo wysoki, lecz silny i dobrze zbudowany.

Zanim usiadł, zdjął płaszcz. (To pierwszy, jaki widzę tak uszyty u Hebrajczyka). Jest skrojony z klosza i zapięty pod szyją pewnym rodzajem haftki. Ma kaptur. Jest koloru jasnokasztanowego. Wydaje się, że został zrobiony z tkaniny nieprzemakalnej, z surowej wełny. Wygląda jak góralski płaszcz, chroniący przed zmianami pogody. Józef daje Maryi dwa jajka i kiść winogron, nieco przywiędłych, lecz dobrze zachowanych. Potem siada. Z uśmiechem mówi: «Przyniesiono mi je z Kany. Jajka dał mi setnik za naprawę wozu. Miał uszkodzone koło, a jego pracownik jest chory. Są świeże, wziął je prosto z kurnika. Wypij je. To Ci dobrze zrobi.»

«Jutro, Józefie. Dziś już jadłam.»

«Ale winogrona możesz zjeść. Są dobre. Słodkie jak miód. Niosąc je bardzo uważałem, żeby ich nie uszkodzić. Zjedz. Mam więcej. Przyniosę Ci jutro pełny koszyk. Nie mogłem przynieść ich dziś wieczór, bo idę wprost z domu setnika.»

«Więc nie jadłeś jeszcze wieczerzy?»

«Nie, ale to nie ma znaczenia.»

Maryja zaraz wstaje i idzie do kuchni, skąd przynosi mleko, oliwki i ser.

«Nie mam nic więcej – mówi. – Weź jajko.»

Józef nie chce. Jajka są dla Maryi. Z apetytem je chleb z serem, pije mleko, jeszcze letnie. Potem przyjmuje jabłko. Kolacja jest skończona. Maryja sprząta naczynia ze stołu. Józef pomaga Jej i zostaje w kuchni, nawet gdy Ona wychodzi. Słyszę, jak się krząta, ustawia wszystko na swoje miejsce. Podsyca ogień, bo wieczór jest chłodny. Maryja zabiera się do haftowania. Gdy Józef wraca do pokoju, Maryja dziękuje mu i zaczynają rozmawiać. Józef mówi, jak spędził dzień. Opowiada o bratankach. Interesuje się pracą Maryi i kwiatami. Obiecuje przynieść jakieś bardzo piękne kwiaty, przyrzeczone przez setnika.

«To kwiaty, których u nas nie znamy. Przywiózł je z Rzymu. Obiecał mi sadzonki. Teraz gdy księżyc sprzyja, posadzę Ci je. Mają śliczny kolor i pięknie pachną. Widziałem je ubiegłego roku w lecie, bo kwitną w lecie. Będzie Ci pachniało w całym domu. Sprzyja księżyc, więc wezmę te rośliny. To [odpowiedni] czas.»

Maryja uśmiecha się i dziękuje. Cisza. Józef przygląda się jasnej główce Maryi, schylonej nad robótką. To spojrzenie pełne anielskiej miłości. Gdyby anioł miłował niewiastę miłością małżonka, tak by z pewnością na nią patrzył. Maryja – jakby podejmując decyzję – odkłada robótkę na kolana i mówi:

«Józefie, mam ci także coś do powiedzenia. Nigdy nie mam ci nic do powiedzenia, bo wiesz, w jakim odosobnieniu żyję. Lecz dzisiaj mam nowinę. Dowiedziałam się, że nasza krewna Elżbieta, małżonka Zachariasza, oczekuje syna...»

Józef otwiera szeroko oczy i mówi: «W jej wieku?»

«W jej wieku – odpowiada Maryja z uśmiechem. – Wszystko jest możliwe dla Pana. Teraz właśnie chciał dać tę radość naszej krewnej.»

«Skąd o tym wiesz? Czy to pewna wiadomość?»

«Przybył posłaniec. Taki, który nie może kłamać. Chciałabym pójść do Elżbiety, żeby jej pomóc i powiedzieć, jak się z nią cieszę. Gdybyś Mi pozwolił...»

«Maryjo, jesteś moją panią, a ja – Twoim sługą. Wszystko, co robisz, jest dobre. Kiedy chciałabyś wyruszyć?»

«Jak najprędzej. Jednak wyruszę na kilka miesięcy.»

«A ja będę liczył dni, czekając na Ciebie. Jedź spokojnie. Zajmę się domem i ogrodem. Znajdziesz kwiaty takie, jakbyś sama ich doglądała. Tylko... poczekaj trochę. Muszę iść przed Paschą do Jerozolimy, żeby kupić kilka przedmiotów koniecznych do mojej pracy. Jeśli więc poczekasz kilka dni, odprowadzę cię do [Jerozolimy]. Nie dalej, bo muszę szybko wracać. Ale aż tam możemy iść razem. Będę spokojniejszy, jeśli nie będziesz podróżować sama. Przed powrotem zawiadom mnie, a wyjdę Ci naprzeciw.»

«Jesteś taki dobry, Józefie. Niech ci Pan wynagrodzi Swoim błogosławieństwem i niech oddali od ciebie cierpienie. Ciągle Go o to proszę.»

Dwoje dziewiczych małżonków uśmiecha się anielsko do siebie. Przez jakiś czas trwa milczenie. Potem Józef wstaje, wkłada płaszcz, a na głowę – kaptur. Żegna Maryję, która też wstaje, po czym [Józef] wychodzi. Maryja patrzy na wychodzącego i wzdycha z troską. Wznosi oczy ku niebu. Z pewnością modli się. Dokładnie zamyka drzwi, a potem składa robótkę i idzie do kuchni. Gasi lub zakrywa ogień. Sprawdza, czy wszystko jest na miejscu, po czym wychodzi, zabierając lampkę oliwną, i zamyka za Sobą drzwi. Osłaniając ręką drżący na zimnym wietrze płomień, wchodzi do Swojego pokoju i tam jeszcze się modli.


   

Przekład: "Vox Domini"