Ewangelia według
św. Mateusza
Ewangelia według
św. Marka
Ewangelia według
św. Łukasza
Ewangelia według
św. Jana


Maria Valtorta

Księga I   –  Przygotowanie

–   POEMAT BOGA-CZŁOWIEKA  –

30. Z JEROZOLIMY DO DOMU ZACHARIASZA

Napisane 28 marca 1944. A, 2618-2624

Jesteśmy w Jerozolimie. Rozpoznaję już miasto, jego ulice i bramy. Małżonkowie udają się najpierw do Świątyni. Poznaję stajnię, którą widziałam, gdy Józef zostawiał w niej osła w dniu przyniesienia Jezusa do Świątyni. I teraz także zostawia tu oba osły, zaopatrzywszy je przedtem. Potem idzie z Maryją oddać cześć Panu.

Następnie wracają. Maryja z Józefem idzie do domu jakiejś osoby, chyba znajomej. Tam spożywają posiłek. Maryja zostaje i wypoczywa aż do chwili, gdy Józef powraca w towarzystwie jakiegoś staruszka [i mówi:]

«Ten człowiek jedzie tą samą drogą. Tylko trochę będziesz musiała podróżować samotnie do krewnych. Zaufaj mu, znam go.»

Odbierają osły i Józef towarzyszy Maryi aż do bramy miasta. (Nie jest to brama, przez którą wjechali). Żegnają się tam i Maryja zostaje sama ze staruszkiem. Ten, w przeciwieństwie do cichego Józefa, mówi bez ustanku i interesuje się tysiącem spraw. Maryja cierpliwie odpowiada.

Ma teraz przed Sobą na siodle mały kuferek, wieziony przedtem przez osła Józefa. Nie ma na Sobie płaszcza. Nie ma też pasiastej chusty, która leży zwinięta na kuferku. Wygląda ślicznie w ciemnoniebieskiej szacie i w osłaniającym Ją przed słońcem białym welonie. Jakże jest piękna!

Starzec musi być trochę głuchy, bo Maryja, która zwykle mówi cicho, teraz rozmawia bardzo głośno, żeby Ją usłyszał. Zmęczył się już. Wyczerpawszy swój repertuar pytań i opowieści, drzemie w siodle i pozwala się prowadzić osłu, który dobrze zna drogę.

Maryja korzysta z jego wypoczynku i zatapia się w Swoich myślach i modlitwie. Ściszonym głosem śpiewa pieśń, która z pewnością jest modlitwą. Spogląda na lazurowe niebo i trzyma ręce na kolanach. Jej twarz, rozpromieniona i szczęśliwa, wyraża wewnętrzne wzruszenie.

Nie widzę niczego więcej. Także i teraz, kiedy widzenie przerwało się, pozostaję – podobnie jak wczoraj – w towarzystwie Mamy. Jest tuż obok mnie. Widzę Ją wewnętrznie tak wyraźnie, że mogę dokładnie opisać blady róż łagodnie zarysowanych, nieco okrągłych, lecz ładnych policzków; żywą czerwień małych ust i słodki blask Jej lazurowych oczu, a także ciemny blond rzęs. Mogę opisać rozdzielone przedziałkiem pośrodku głowy włosy, które opadają po obu stronach w trzech miękkich zwojach i zakrywają do połowy różowe uszy, a potem kryją swe jasne złoto pod welonem osłaniającym głowę. Widzę Ją też z połą płaszcza na głowie, w sukni z rajskiego jedwabiu. Płaszcz jest tak lekki, jak welon, ale nieprzejrzysty, z takiego materiału, jak suknia. Suknia jest ściągnięta przy samej szyi jakby tulejką. Wychodzi z niej sznurek, którego końce formują węzły. W pasie zaś jest związana trochę grubszym, również białym, jedwabnym sznurem, zakończonym pomponami. Mogę nawet policzyć, że zmarszczenia przy szyi i w talii tworzą siedem okrągłych i miękkich fałd. Są one jedyną ozdobą tego niezwykle skromnego stroju. Z całego wyglądu Maryi, z Jej tak delikatnych i harmonijnych kształtów promieniuje nieskalana czystość, która czyni Ją na sposób anielski – Niewiastą.

Im dłużej na Nią patrzę, tym bardziej boleję na myśl, ile musiała wycierpieć. Zastanawiam się, jak można było nie mieć litości dla Niej, tak łagodnej i tak miłej, tak delikatnej nawet w wyglądzie zewnętrznym. Patrzę na Nią i znowu słyszę wszystkie wrzaski na Kalwarii, skierowane także przeciwko Niej. Słyszę drwiny i żarty, wszelkie przekleństwa rzucane na Nią – Matkę Skazańca. Widzę Ją teraz piękną i spokojną. Jednak obecny Jej wygląd nie zaciera we mnie wspomnienia Jej tragicznego widoku z czasu agonii i Jej zbolałej twarzy w domu w Jerozolimie, po śmierci Jezusa. Chciałabym pogłaskać Ją i pocałować Jej delikatne różowe policzki, żeby pocałunkami zatrzeć w Niej wspomnienie łez, które są z pewnością w Niej, tak jak są i we mnie.

Trudno zrozumieć, jakim pokojem napełnia mnie Jej bliskość. Sądzę, że zobaczenie Jej w chwili naszej śmierci, będzie słodsze od najszczęśliwszej godziny życia. W chwilach, kiedy Jej nie widziałam całej dla mnie, cierpiałam z powodu Jej nieobecności, jak cierpi się z powodu nieobecności mamy. Teraz doznaję niewymownej radości, która towarzyszyła mi w grudniu i na początku stycznia. Jestem szczęśliwa, cały czas szczęśliwa. Fakt jednak, że widziałam już udrękę Męki, przesłonił całą moją szczęśliwość zasłoną bólu. Bardzo trudno wyrazić słowami, w zrozumiały sposób to, co odczułam, i to, co przeżyłam od 11 lutego, od tego wieczora kiedy ujrzałam cierpienia Jezusa doznane w czasie Jego Męki. Widok ten zmienił mnie radykalnie. Czy umrę dziś, czy za sto lat, widok ten pozostanie mi w pamięci, tak samo intensywny i przejmujący. Przedtem rozmyślałam o cierpieniach Chrystusa, teraz je przeżyłam. Dlatego wystarczy jedno słowo, rzut oka na jakiś obraz, żebym znowu odczuła to, co wycierpiałam tamtego wieczora. Wystarczy to wszystko, żebym ponownie przejęła się grozą męczarni Jezusa i dręczyła się tym, co On wycierpiał w opuszczeniu. Nawet jeśli [żaden przedmiot ani słowo] mi tego nie przypomina, wspomnienie dręczy mi serce. Maryja zaczyna mówić, więc milknę.


   

Przekład: "Vox Domini"