Ewangelia według
św. Mateusza
Ewangelia według
św. Marka
Ewangelia według
św. Łukasza
Ewangelia według
św. Jana


Maria Valtorta

Księga II - Pierwszy rok życia publicznego

–   POEMAT BOGA-CZŁOWIEKA   –

33. JEZUS SPOTYKA W GETSEMANI

JANA, SYNA ZEBEDEUSZA

Napisane 4 stycznia 1945. A, 4098-4105

Widzę Jezusa kierującego się ku małemu niskiemu białemu domkowi, pośrodku ogrodu oliwnego. Wychodzi z niego młody chłopiec i pozdrawia Go. Wydaje się, że jest stąd, bo ma w ręce narzędzia służące do podlewania i okopywania [roślin].

«Bóg z Tobą, Rabbi. Twój uczeń Jan przyszedł, a teraz udał się na spotkanie z Tobą.»

«Dawno temu?» [– pyta Jezus.]

«Nie, właśnie wszedł na tę ścieżkę. Sądziliśmy, że przyjdziesz od strony Betanii...»

Jezus szybko odchodzi, podążając z pośpiechem w tamtą stronę. Zauważa Jana, schodzącego, prawie biegnącego ku osadzie. Woła go. Uczeń odwraca się i woła z twarzą, na której promienieje radość:

«O! Mój Nauczycielu!»

Jan powraca biegnąc. Jezus otwiera przed nim ramiona i obydwaj ściskają się z miłością.

«Szedłem do Ciebie... Sądziłem, że jesteś w Betanii, jak mówiłeś.»

«Chciałem tak zrobić. Muszę bowiem zacząć również ewangelizowanie okolic Jerozolimy. Zatrzymało Mnie jednak w mieście... pouczanie nowego ucznia.»

«Wszystko, co czynisz, robisz dobrze, Nauczycielu, i udaje Ci się. Widzisz? Przed chwilą natychmiast się odnaleźliśmy.»

Idą razem. Jezus trzyma rękę na ramieniu Jana, który – jako niższy – patrzy na Niego z dołu, szczęśliwy z powodu tej zażyłości. Tak powracają do małego domku.

«Czy dawno temu przybyłeś?»

«Nie, Nauczycielu. Wyszedłem z Dok, o świcie, z Szymonem, któremu powiedziałem to, co chciałeś. Potem przerwaliśmy wędrówkę w wiosce, w Betanii, dzieląc posiłek i rozmawiając o Tobie z wieśniakami, których spotkaliśmy w polu. Kiedy słońce zelżało, rozdzieliliśmy się. Szymon poszedł do przyjaciela, któremu chciał o Tobie powiedzieć. Jest właścicielem prawie całej Betanii. Znał go już dawniej, gdy jeszcze żyli ich ojcowie. Ale jutro Szymon tu powróci. Powiedział mi, abym Ci przekazał, że jest szczęśliwy, że może Tobie służyć. Szymon to człowiek bardzo zdolny. Chciałabym być jak on, lecz jestem chłopcem, który nic nie wie.»

«Nie, Janie. Ty także postępujesz bardzo dobrze.»

«Naprawdę jesteś zadowolony ze Swego biednego Jana?»

«Bardzo zadowolony, Mój Janie, bardzo.»

«O! Mój Nauczycielu!»

Jan pochyla się z czułością, ujmując dłoń Jezusa. Całuje ją i przykłada do twarzy jakby dla pieszczoty. Przybyli do domu. Wchodzą do kuchni – niskiej i zadymionej. Gospodarz wita Go: «Pokój z Tobą.»

Jezus odpowiada: «Pokój temu domowi, tobie oraz tym, którzy z tobą żyją. Mam ze Sobą ucznia.»

«Dla niego również znajdzie się chleb i oliwa.»

«Przyniosłem suszoną rybę, którą dał mi Jakub i Piotr. Kiedy przechodziłem przez Nazaret, otrzymałem od Twojej Matki chleb i miód dla Ciebie. Szedłem bez spoczynku, jednak teraz będzie już twardy» [– tłumaczy się Jan.]

«To nie ma znaczenia, Janie, będzie w nim zawsze smak matczynych rąk» [– odpowiada Jezus.]

Jan wyciąga z sakwy skarby, które miał w jej rogu. Widzę przygotowywanie suszonej ryby w niezwykły sposób. Na kilka chwil wkłada się ją do ciepłej wody, potem oliwi i piecze na ogniu. Jezus błogosławi pożywienie i zasiada wraz z uczniem do stołu. Przy tym samym stole zasiada z synem właściciel [domu], który – jak słyszę – nazywa się Jonasz. Matka chodzi tam i z powrotem. Przynosi ryby, czarne oliwki ugotowane w wodzie i skropione oliwą jarzyny. Jezus daje także miód. Podaje go kobiecie, smarując nim chleb.

«To z Mojej pasieki – mówi Jezus. – Moja Matka zajmuje się pszczołami. Jedz, jest dobry. Jesteś dla Mnie taka dobra. Zasługujesz, Mario, na to i na jeszcze więcej» – dodaje, bo niewiasta nie chce Go pozbawiać słodkiego miodu.

Posiłek mija szybko przy rozmowie. Zaraz po skończonym posiłku i dziękczynieniu za spożyty pokarm Jezus mówi do Jana:

«Chodź, wyjdźmy na chwilę do ogrodu oliwnego. Noc jest ciepła i jasna. Pobyt na dworze dobrze nam zrobi.»

Gospodarz mówi: «Nauczycielu, żegnam Cię. Jestem zmęczony, mój syn – również. Idziemy na spoczynek. Zamykam drzwi i pozostawiam światło na stole. Wiesz, co zrobić.»

«Tak. Idź, Jonaszu, i zgaś lampę. Światło księżyca jest tak jasne, że znajdziemy drogę bez światła.»

«A gdzie będzie spał Twój uczeń?»

«Ze Mną. Na Mojej macie jest jeszcze miejsce dla niego. Prawda, Janie?»

Jan na myśl, że ma spać blisko Jezusa, wpada w ekstazę. Wychodzą do ogrodu oliwnego, ale przedtem Jan zabiera coś z torby postawionej w kącie. Idą kilka metrów i dochodzą do stoku, z którego widać całą Jerozolimę. Jezus mówi: «Siądźmy tu i porozmawiajmy.»

Jan woli usiąść u stóp Jezusa, na krótkiej trawie. Pozostaje tak z ramieniem opartym o Jego kolana, z głową przechyloną na ramię. Co jakiś czas patrzy na swego Jezusa. Można by powiedzieć: dziecko, [siedzące] przy kimś, kto jest mu najbliższy.

«Pięknie tu, Nauczycielu. Popatrz, miasto wydaje się nocą większe niż za dnia.»

«To dlatego, że światło księżyca zaciera jego kontury. Patrz, można by rzec, że srebrne światło oddala granice. Spójrz na szczyt Świątyni – tam, w górze. Czyż nie wygląda jak zawieszony w powietrzu?»

«Wydaje się [– mówi Jan –] że to aniołowie noszą go na swoich srebrzystych ramionach.»

Jezus wzdycha.

«Dlaczego wzdychasz, Nauczycielu?» [– pyta Jan.]

«Ponieważ aniołowie opuścili Świątynię. Jej czystość i świętość ogranicza się do murów. Ci, którzy powinni być jej duszą... Każde bowiem miejsce ma swą duszę, to znaczy ducha, dla którego zostało wzniesione. Świątynia powinna więc mieć duszę modlitwy, świętości. Ci jednak, którzy powinni nią być dla Świątyni, jako pierwsi ją jej pozbawiają. Nie można dawać tego, czego się nie ma, Janie. I chociaż jest wielu kapłanów i lewitów żyjących w niej, nie ma jednego na dziesięciu, który byłby w stanie dać życie temu Świętemu Miejscu. Dają śmierć. Przekazują jej śmierć, jaką mają w swym duchu: śmierć wobec tego, co święte. Mają formułki, lecz nie posiadają życia, które powinno je ożywiać. Są trupami nie mającymi [w sobie] innego ciepła, niż to, które pochodzi z rozkładu i wywołuje ich nabrzmienie.»

«Czy zrobili Ci krzywdę, Nauczycielu?» [– pyta] Jan zrozpaczony.

«Nie. Pozwolili Mi przemówić, gdy poprosiłem ich o zgodę na to.»

«Prosiłeś ich o to? Dlaczego?»

«Bo nie chcę być Tym, który wypowiada wojnę. Wojna i tak nadejdzie. Niektórzy bowiem będą odczuwać przede Mną głupi ludzki strach, w innych wywołam wyrzuty sumienia. To jednak musi pójść na ich konto – nie na Moje.»

Następuje chwila ciszy, potem znowu mówi Jan:

«Nauczycielu... Znam Annasza i Kajfasza. Moją rodzinę łączą z nimi wspólne interesy. Kiedy znalazłem się w Judei, z powodu Jana Chrzciciela, chodziłem do Świątyni, a oni byli życzliwi dla syna Zebedeusza. Mój ojciec zawsze zatrzymuje dla nich najlepsze ryby, taki jest zwyczaj. Wiesz o tym? Jeśli chce się ich mieć za przyjaciół i zachować ich przyjaźń, trzeba tak postępować...»

«Wiem o tym...» – na twarzy Jezusa widać smutek.

«Otóż, jeśli się zgodzisz, porozmawiam o Tobie z Arcykapłanem, a poza tym... gdybyś chciał... Znam kogoś, kto prowadzi handel z moim ojcem. To bogaty handlarz rybami. Ma piękny i wielki dom, blisko Hippikusa. Są to ludzie bogaci, lecz bardzo dobrzy. Będziesz tam bardziej swobodny i mniej się zmęczysz. Aby tu dojść, trzeba przejść przez przedmieście Ofel, bardzo gwarne i zawsze pełne osłów i kłótliwych chłopców.»

«Nie, Janie. Dziękuję ci. Jest Mi tu dobrze. Czy czujesz ten spokój? Tak samo odpowiedziałem też innemu uczniowi, który uczynił Mi podobną propozycję, “abym – jak mówił – był bardziej szanowany”.»

[Jan odpowiada:]

«Powiedziałem to, bo chciałem, abyś się mniej męczył.»

«Nie męczę się. Będę chodził bardzo wiele i nigdy się nie zmęczę. Czy wiesz, co Mnie męczy? Obojętność. O! Jakiż ona ma ciężar! To tak, jakbym miał jarzmo na sercu.»

«Kocham Cię, Jezu.»

«Dlatego też przynosisz Mi ulgę. Ja też cię bardzo kocham, Janie, i będę cię kochał coraz bardziej, bo ty nigdy Mnie nie zdradzisz...»

«Zdradzić? Ciebie! Och!»

«A jednak wielu Mnie zdradzi... Janie, posłuchaj. Powiedziałem ci, że spóźniłem się z powodu pouczania nowego ucznia. Jest młodym Judejczykiem, wykształconym i znanym...»

«Nie będziesz się zatem tak męczył jak z nami, Nauczycielu. Cieszę się, że będziesz miał kogoś bardziej zdolnego od nas.»

«Sądzisz, że będę się mniej męczył?»

«Jeśli jest bardziej uczony od nas, lepiej Cię zrozumie, będzie Ci lepiej służył i bardziej Cię pokocha.»

«Tak. Ładnie to powiedziałeś, jednak wielkość miłości nie zależy od wiedzy ani od wykształcenia. Dziewicze serce kocha całą siłą swej pierwszej miłości. To odnosi się także do dziewictwa myśli. Miłość odbija się bardziej w sercu i myśli dziewiczej, niż tam gdzie istnieją inne miłości. Jednak jeśli Bóg tego chce... Posłuchaj, Janie. Proszę cię, abyś był dla niego przyjacielem. Moje serce drży na myśl o tym, że mam postawić ciebie – baranka jeszcze nigdy nie strzyżonego – obok tego, który zna życie. On jednak będzie się powstrzymywał. Wie bowiem, że ty jesteś barankiem, ale i orłem. I jeśli, zniechęcony, będzie chciał cię ściągnąć na ziemię – ziemię bagnistą, ziemię w najgorszym ludzkim znaczeniu – będziesz potrafił jednym ruchem skrzydeł uwolnić się, nie pragnąc niczego prócz lazuru [nieba] i słońca. Dlatego proszę cię, abyś – pozostając takim, jaki jesteś – był przyjacielem nowego ucznia i przekazał mu swe serce... Bo on nie będzie kochał Szymona Piotra ani innych uczniów...»

«O! Nauczycielu, czyż Ty nie wystarczysz?»

«Ja jestem Nauczycielem, dlatego on Mi nie powie wszystkiego. Ty jesteś jak on – uczniem, o wiele młodszym, przed którym łatwiej będzie mu się otworzyć. Nie mówię ci, że masz Mi powtarzać to, co ci powie. Nienawidzę szpiegów i donosicieli. Proszę cię tylko o to, abyś go ewangelizował twoją wiarą i miłością, twą czystością, Janie. Niech ziemię zabrudzoną stojącymi wodami oczyści prawość myśli, pragnień, dzieł. Niech wiara ją uprawia. Ty możesz to uczynić.»

«Jeśli uważasz, że mogę to zrobić... O! Tak. Jeśli Ty mówisz mi, że mogę to uczynić, zrobię to. Z miłości do Ciebie...»

«Dziękuję, Janie.»

«Nauczycielu, mówiłeś o Szymonie Piotrze i przypomniało mi się, co miałem Ci na początku powiedzieć. Radość ze słuchania Ciebie sprawiła, że o tym zapomniałem. Kiedy powróciliśmy, po Pięćdziesiątnicy, do Kafarnaum, zaraz otrzymaliśmy taką samą co zwykle sumę [pieniędzy], od nieznajomego. Dziecko przyniosło ją mojej matce. Dałem [pieniądze] Piotrowi, lecz on mi je oddał, mówiąc, że mam wziąć z nich nieco na powrót i pobyt w Dok. Powiedział, że Tobie mam oddać resztę, na Twoje ewentualne potrzeby... Piotr myślał, że tu nie będzie Ci wygodnie... jednak Ty mówisz coś przeciwnego... Wziąłem jedynie dwa denary dla dwóch biedaków napotkanych blisko Efraim. Co do reszty... Przeżyłem dzięki temu, co dała mi matka i dobrzy ludzie, którym głosiłem Twoje Imię. Oto jałmużna.»

«Jutro rozdam ją ubogim. W ten sposób Judasz dowie się o naszych zwyczajach.»

«Twój kuzyn Juda przybył? Jak mógł to zrobić tak szybko? Był w Nazarecie. Nie mówił mi, że wybiera się w drogę...»

«Nie [Juda, lecz] Judasz – nowy uczeń. Jest z Kariotu. Widziałeś go tu w święto Paschy, wieczorem, w dniu uzdrowienia Szymona. Był z Tomaszem.»

«Ach, on?» – Jan jest trochę zaskoczony.

«On. A co porabia Tomasz?» [– pyta Jezus.]

«Posłuszny Twemu poleceniu rozstał się z Szymonem, Kananejczykiem, i poszedł wzdłuż morza na spotkanie Filipa i Bartłomieja.»

«Tak. Chcę, abyście się kochali bez wyróżniania, pomagając sobie wzajemnie i okazując życzliwość. Nikt nie jest doskonały, Janie. Ani młodzi, ani starzy. Jednak dzięki dobrej woli osiągniecie doskonałość, a tego, czego wam braknie, Ja wam udzielę. Jesteście jak synowie świętej rodziny. Są w niej wielkie różnice charakterów. Jeden jest twardy, inny – łagodny. Jeden – odważny, drugi – nieśmiały, inny – impulsywny, a jeszcze inny – powściągliwy. Gdybyście byli tacy sami, mielibyście siłę charakteru oraz braków wszystkich innych. A tak, przeciwnie, utworzycie doskonały związek, bo uzupełniacie się nawzajem. Łączy was miłość, musi was łączyć – dla Bożej sprawy.»

«A miłość do Ciebie, Jezu?»

«Najpierw sprawy Boże, a potem miłość do Jego Mesjasza.»

«A kim jestem ja w naszej rodzinie?»

«Jesteś miłością dającą pokój Bożemu Mesjaszowi. Czy jesteś zmęczony, Janie? Chcesz wrócić? Ja zostaję na modlitwie.»

«Zostanę z Tobą, żeby się modlić.»

«Dobrze, pozostań.»

Jezus odmawia psalmy, a Jan się przyłącza. Jego głos jednak gaśnie i apostoł śpi z głową na piersi Jezusa, który uśmiecha się i rozciąga Swój płaszcz na ramionach śpiącego. Potem z pewnością modli się nadal w duchu.


   

Przekład: "Vox Domini"