Ewangelia według
św. Mateusza
Ewangelia według
św. Marka
Ewangelia według
św. Łukasza
Ewangelia według
św. Jana


Maria Valtorta

Księga II - Pierwszy rok życia publicznego

–   POEMAT BOGA-CZŁOWIEKA   –

40. JEZUS W JUTCIE U PASTERZA IZAAKA

Napisane 12 stycznia 1945. A, 4157-4168

[Widzę] orzeźwiającą dolinę napełnioną odgłosem wód płynących na południe. Spieszą się i pienią małym srebrnym potokiem. Jego śmiejąca się świeżość wytryska na małe przybrzeżne pastwiska. Wydaje się jednak, że wilgoć potoku dochodzi aż do stoków. To szmaragd o zróżnicowanych odcieniach, wznoszący się z ziemi poprzez krzaki i zarośla podszycia aż do wierzchołków drzew wysokiego lasu. Pomiędzy nimi liczne drzewa orzechowe – ściślej mówiąc: orzechy leśne – poprzeplatane polankami jakby zielonymi płaszczyznami mocnej trawy. Są to zdrowe pastwiska, na których stada nabierają sił.

Jezus schodzi z uczniami i trzema pasterzami ku potokowi. Cierpliwie zatrzymuje się, gdy trzeba czekać na spóźnioną owieczkę albo gdy jeden z pasterzy biegnie za barankiem, który pomylił drogę. [Jezus] jest teraz Dobrym Pasterzem. On także zaopatrzył się w długą gałąź, by odsuwać czepiające się ubrań cierniste łodygi, głóg oraz powojnik, wyrastający zewsząd. To dopełnia Jego pasterskiego wyglądu.

«Widzisz, [Nauczycielu,] Jutta jest tam, powyżej. Przejdziemy przez potok. Jest [tu] bród używany w lecie. Nie trzeba iść aż do mostu. Byłoby bliżej, gdybyśmy przeszli przez Hebron, jednak tego nie chciałeś.»

«Nie. Do Hebronu pójdę potem – najpierw zawsze do tych, którzy cierpią. Umarli już nie cierpią, jeśli byli sprawiedliwi. A Samuel był sprawiedliwy. Co do umarłych to potrzebują modlitwy. Nie trzeba być przy ich kościach, aby im je ofiarować... Kości? Czymże one są? Dowodem na moc Boga, który z prochu utworzył człowieka. Nic więcej. Nawet zwierzę ma kości. Każde zwierzę ma szkielet mniej doskonały niż u człowieka. Jedynie człowiek, król stworzenia, zajmuje należną pozycję króla panującego nad poddanymi. Bez zginania karku [może zwracać] oblicze i patrzeć prosto lub do góry – do góry, gdzie znajduje się Siedziba Ojca. Jednak to zawsze są kości – proch, który w proch się obraca. Odwieczna Dobroć zadecydowała odnowić ten proch w wiecznym Dniu, by dać błogosławionym radość jeszcze żywszą. Pomyślcie o tym: nie tylko duchy spotkają się i będą się miłować jak na ziemi – i o wiele więcej – lecz uraduje ich to, że będą mieć wygląd taki, jak na ziemi: drogie dzieci o kręconych włosach, jak twoje, Eliaszu; ojcowie i matki o sercach i twarzach promieniejących miłością jak u waszych, Lewi i Józefie. A dla ciebie, Józefie, będzie to wreszcie widok twarzy, za którymi tęsknisz. Wśród sprawiedliwych, tam w górze, nie będzie już sierot, nie będzie wdów...

Ulgę zmarłym można przynosić wszędzie. To modlitwa ducha dla ducha, który był nam bliski, do Ducha Doskonałego, którym jest Bóg i który jest wszędzie. O! Święta wolność wszystkiego, co duchowe! Nie ma [dla niej] odległości, nie ma wygnania, nie ma więzienia, nie ma grobów... [Nie ma] niczego, co dzieli i pęta łańcuchem straszliwej niemocy to, co jest poza i ponad więzami cielesnymi. Idziecie z tym, co jest w was najlepszego, ku waszym ukochanym. Oni przyłączają się do was z tym, co mają najlepszego. I wszystko, w tych wylaniach kochających się duchów, przemienia się wokół Przedwiecznego Ognia Bożego: Ducha absolutnie doskonałego, Stworzyciela wszystkiego, co było, jest i będzie, Miłości, która was kocha i uczy kochać... Ale, jak Mi się wydaje, doszliśmy do brodu.»

Widzę rząd kamieni wychodzących na powierzchnię niewielkiej ilości wody, jaka znajduje się na dnie.

«Tak, to tu, Nauczycielu. W czasie przyboru wody jest to hałaśliwa kaskada. Teraz to zaledwie siedem strumyczków, które szemrząc płyną pomiędzy sześcioma wielkimi kamieniami brodu.»

W rzeczywistości tych sześć wielkich kamieni, lekko ociosanych, leży w odległości piędzi jeden od drugiego na dnie potoku, a woda, która najpierw tworzyła jedną błyszczącą wstęgę, rozdziela się na siedem małych wstążek, spieszących się w perlistym biegu, by za brodem znowu się połączyć w wyjątkowej świeżości i oddalić spiesznie, gawędząc ze żwirem koryta.

Pasterze pilnują owiec przy przechodzeniu. Niektóre przechodzą po kamieniach, inne wolą zejść do wody, która nie ma więcej niż piędź głębokości. Piją tę diamentową falę, która się pieni i śmieje. Jezus przechodzi po kamieniach, za Nim – uczniowie. Idą dalej drugim brzegiem.

«Powiedziałeś, [Nauczycielu,] że chcesz dać znać Izaakowi, że tu jesteś, ale nie wchodząc do wioski?» [– pyta Eliasz.]

«Tak, tego chcę» [– odpowiada Jezus.]

«Dobrze więc będzie się rozdzielić. Ja pójdę go odnaleźć. Lewi i Józef zostaną ze stadem i z wami. Pójdę tędy i będę tam szybciej.»

Eliasz zaczyna wspinać się na stok, [idąc] w kierunku grupki białych domów, błyszczących w słońcu, hen wysoko. Wydaje mi się, że podążam za nim. Oto doszedł do pierwszych zabudowań. Idzie ścieżką pomiędzy domami i ogrodami. Po kilkudziesięciu metrach skręca w drogę szerszą i stąd wychodzi na plac. Nie powiedziałam, że wszystko to dzieje się w pierwszych godzinach poranka. Zaznaczam to teraz dla wyjaśnienia, że na placu odbywa się jeszcze targ. Niewiasty i sprzedający rozmawiają głośno pod drzewami ocieniającymi plac.

Eliasz idzie pewnie aż do punktu, w którym plac przedłuża się w drogę. To piękna droga, może najładniejsza w całej wsi. Za rogiem jest nędzne domostwo lub raczej pomieszczenie z uchylonymi drzwiami. Prawie że na samym progu [stoi] biedne posłanie z chorym szkieletem, proszącym żałosnym głosem przechodniów o jałmużnę. Eliasz wpada jak huragan.

«Izaaku... to ja.»

«Ty? Nie spodziewałem się ciebie. Byłeś w zeszłym miesiącu.»

«Izaaku... Izaaku... Czy wiesz, dlaczego przyszedłem?»

«Nie wiem... Jesteś poruszony... Co się stało?»

«Widziałem Jezusa z Nazaretu! To teraz mąż, Rabbi. Przyszedł mnie odnaleźć... chce nas ujrzeć. O! Izaaku, czy się źle czujesz?»

Istotnie, Izaak wygląda jakby umierał. Odzyskuje jednak panowanie nad sobą: «Nie. Ta nowina... Gdzie On jest? Jaki On jest? O! Gdybym mógł Go ujrzeć!»

«Jest na dole, w dolinie. Posyła mnie, abym ci powiedział dokładnie tak: “Przyjdź, Izaaku, bo chcę cię zobaczyć i pobłogosławić.” Idę zawołać kogoś, kto mi pomoże zanieść cię [do Niego].»

«Tak powiedział?» [– upewnia się Izaak.]

«Właśnie tak, ale co ty robisz?» [– pyta Eliasz.]

«Idę!»

Izaak odrzuca nakrycia. Porusza bezwładnymi nogami, zrzuca je z łóżka, opiera o podłogę. Podnosi się – jeszcze niepewnie – i chwieje się. Wszystko to dzieje się w jednej chwili. Eliasz patrzy na niego, wytrzeszczając oczy... W końcu rozumie i wydaje okrzyk... Wchodzi zaciekawiona staruszka. Widzi stojącego kalekę, owiniętego – z braku czegoś innego – w jedno z prześcieradeł. Odchodzi, wrzeszcząc jak wystraszona kura.

«Chodźmy... odejdźmy stąd. Będziemy tam szybciej i unikniemy [spotkania z] tłumem... Szybko, Eliaszu.»

Odchodzą, wybiegając przez bramę w tyle ogrodu. Popychają zamknięcie z wyschłych gałęzi. Już są na zewnątrz. Biegną lichą ścieżką, potem dróżką pomiędzy ogrodami i stamtąd schodzą przez łąki i zarośla aż do potoku.

«Oto Jezus – mówi Eliasz pokazując Go palcem. – Ten wysoki i piękny mąż o jasnych włosach, ubrany w białą szatę i czerwony płaszcz...»

Izaak biegnie przez stado skubiące [trawę]. Z okrzykiem tryumfu, radości i uwielbienia rzuca się do stóp Jezusa.

«Wstań, Izaaku. Przyszedłem przynieść ci pokój i błogosławieństwo. Podnieś się, niech zobaczę twoją twarz.»

Izaak nie może się poruszyć. To zbyt wiele wzruszeń na raz. Trwa tak przy ziemi, zalany łzami szczęścia.

«Zaraz przyszedłeś. Nie zastanawiałeś się nad tym, czy potrafisz?» [– pyta Jezus.]

«Powiedziałeś, że mam przyjść... więc przyszedłem.»

«Nauczycielu [– odzywa się Eliasz –], on nie zamknął nawet drzwi ani nie zabrał pieniędzy.»

«To nieważne, aniołowie będą czuwać nad jego domostwem. Czy jesteś zadowolony, Izaaku?»

«O! Panie!»

«Nazywaj Mnie Nauczycielem.»

«Tak, Panie, mój Nauczycielu. Nawet gdybym nie został uzdrowiony, byłbym szczęśliwy, mogąc Cię ujrzeć. Jakże mogłem znaleźć tyle łaski u Ciebie?»

«Ze względu na twą wiarę i cierpliwość, Izaaku. Wiem, ile wycierpiałeś!»

«To nic, nic, już nic! Odnalazłem Cię żyjącego! Jesteś tu! To wszystko... Reszta, cała reszta to przeszłość. Ale, Panie i Nauczycielu, teraz już nie odejdziesz, prawda?» [– pyta Izaak.]

«Izaaku, muszę głosić Dobrą Nowinę w całym Izraelu. Odchodzę... Ale nawet jeśli Ja nie mogę pozostać, ty możesz Mi służyć i iść za Mną. Chcesz być Moim uczniem, Izaaku?»

«Och... nie będę przydatnym [uczniem]!»

«Czy będziesz umiał wyznać, kim jestem – wyznawać [to] pomimo pogardy i w zagrożeniu – i powiedzieć, że Ja cię przywołałem, a ty przyszedłeś?»

«Nawet gdybyś nie chciał, powiedziałbym to wszystko. W tym nie okazałabym Ci posłuszeństwa, Nauczycielu. Przebacz mi to, co Ci mówię.»

Jezus się uśmiecha: «Widzisz więc, że jesteś dobry na ucznia.»

«O! Jeśli chodzi tylko o robienie tego! Sądziłem, że to będzie trudniejsze... że trzeba będzie iść do szkoły rabinów, by Ci służyć – Tobie, Rabinowi rabinów... A iść do szkoły, kiedy jest się tak starym!...»

Mężczyzna ma istotnie co najmniej pięćdziesiąt lat.

«Szkołę już ukończyłeś, Izaaku.»

«Kto, ja? Nie.»

«Tak, ty. Czyż nie trwałeś w wierze i miłości, w szacunku wobec Boga? Czyż nie błogosławiłeś Jemu i bliźniemu? [Czy nie wyrzekałeś się] zazdrości, pragnienia tego, co należy do bliźniego, a nawet tego, co posiadałeś i czego już nie miałeś? Czyż nie mówiłeś prawdy nawet wtedy, gdy ci to szkodziło? Czy nie wyrzekałeś się popełniania cudzołóstwa z szatanem poprzez grzech? Czyż to nie tak postępowałeś przez te trzydzieści lat nieszczęść?»

«Tak, Nauczycielu.»

«Widzisz więc, że ukończyłeś szkołę. Postępuj tak nadal i dołóż do tego objawianie Mego istnienia na świecie. Nie trzeba robić nic innego.»

«Już Cię głosiłem, Panie Jezu. [Mówiłem o Tobie] dzieciom, które przychodziły, kiedy kulawy przybyłem do tej wioski i żebrałem o chleb, wykonując jeszcze kilka drobnych prac przy strzyżeniu [owiec] i dojeniu. Potem zaś – gdy choroba się zaostrzyła i doszła aż do pasa – [głosiłem Ciebie] gdy gromadziły się przy moim posłaniu. Mówiłem o Tobie dzieciom tamtych dni i obecnych: dzieciom tamtych dzieci... Dzieci są dobre i zawsze wierzą. Mówiłem o czasie Twego narodzenia... o aniołach... o gwieździe i mędrcach... i o Twojej Matce... O! Powiedz mi, czy Ona żyje?»

«Żyje i pozdrawia cię. Zawsze Mi o was mówiła.»

«O! Ujrzeć Ją!»

«Zobaczysz Ją. Pewnego dnia przybędziesz do Mojego domu. Maryja powita cię [mówiąc]: przyjacielu.»

«Maryja... Tak. Jej imię jest w moich ustach słodkie jak miód. Jest w Jutcie niewiasta – tak, teraz to już niewiasta – urodziła właśnie czwarte dziecko. Kiedyś była małą dziewczynką, jedną z moich przyjaciółek. Swoim najstarszym dzieciom dała na imię Maria i Józef. Potem, nie ośmielając się nazwać trzeciego imieniem Jezus, nazwała go Emmanuel – błogosławione imię dla niej, dla jej domu i dla Izraela. A teraz rozmyśla, jakie dać imię czwartemu, urodzonemu przed ośmioma dniami. O! Kiedy się dowie, że jestem uzdrowiony, i że Ty tu jesteś! Sara jest dobra jak matczyny chleb. Również Joachim, jej małżonek, jest dobry. A ich rodzice! To dzięki nim jestem jeszcze przy życiu. Zawsze dawali mi schronienie i pomagali.»

«Chodźmy do nich poprosić o schronienie na czas spiekoty i zanieść im błogosławieństwo za ich miłość» [– mówi Jezus.]

«Tędy, Nauczycielu. Tak będzie łatwiej dla stada i unikniemy ludzi, z pewnością podekscytowanych. Staruszka – która widziała, jak się podniosłem i wstałem – z pewnością [o tym] powiedziała.»

Idą wzdłuż potoku, który biegnie ku południowi. Potem skręcają na ścieżkę prowadzącą w górę, dość stromą. Idą wzdłuż góry, wyglądającej jak dziób statku. Teraz potok płynie w przeciwnym do wzniesienia kierunku i biegnie w głąb, pomiędzy dwoma łańcuchami gór, przeciętymi piękną pofałdowaną doliną. Rozpoznaję to miejsce... To niemożliwe, abym się pomyliła. Widziałam je w wizji Jezusa z dziećmi, zeszłej wiosny. Dobrze znany murek z białych wypalonych kamieni ogranicza posiadłość przecinającą dolinę. Łąki z jabłoniami, figowcami, orzechami. Pośród zieleni biały dom z wystającym skrzydłem osłaniającym schody, spełniającym rolę ochronnego portyku. Małe sklepienie, całkiem wysoko, warzywnik ze studnią, altaną i kwietnikami... Wielki hałas dochodzi z domu. Izaak zbliża się. Wchodzi i wzywa głośno wołając: «Mario, Józefie, Emmanuelu, gdzie jesteście? Chodźcie do Jezusa!»

Troje malców biegnie. Dziewczynka ma może pięć lat, a chłopcy: jeden – cztery, a drugi – dwa lata i krok ma jeszcze niepewny. Stoją z otwartymi buziami na widok... zmartwychwstałego [Izaaka]. Potem dziewczynka krzyczy:

«Izaak! Mamo! Izaak tu jest! Judyta dobrze widziała!»

Z pomieszczenia, z którego dochodzi hałas, wychodzi niewiasta: matka – kwitnąca, brunetka, wysoka, cała piękna jak w odległej wizji, w odświętnych szatach. [Ma na sobie] szatę z białego lnu, jakby bogatą koszulę, spadającą fałdami aż do kostek, ściągniętą dość mocno na bokach różnobarwną chustą z frędzlami, co uwydatnia szerokie biodra. [Chusta] opada z tyłu na wysokość kolan, zaś z przodu – pozostaje otwarta po skrzyżowaniu jej na wysokości pasa filigranową klamrą. Delikatny welon z gałązkami róż na czole w kolorze jasnobrązowym umieszczony jest na czarnych warkoczach jak mały turban, dalej, pomarszczony i pofałdowany, opada na kark, ramiona i piersi. Na głowie utrzymuje go korona z małych medalionów połączonych obrączkami. Ciężkimi obręczami zwisają kolczyki. Tunikę ściska srebrny naszyjnik, przechodzący przez oczka stroju. Na ramionach – ciężkie srebrne bransolety.

«Izaak! Ale jak to [się stało]? Judyta... Sądziłam, że słońce jej zaszkodziło... Ty chodzisz? Jak to się stało?»

«Zbawiciel, o, Saro! To On! On przyszedł!»

«Kto? Jezus z Nazaretu? Gdzie On jest?»

«Tam, za tym orzechem, i pyta, czy Go tu przyjmą!»

«Joachimie! Matko! Wszyscy, chodźcie! To Mesjasz!»

Niewiasty, mężowie, chłopcy, dzieci wybiegają z krzykiem. Kiedy jednak widzą Jezusa – wysokiego, pełnego majestatu – onieśmieleni, stoją jakby skamieniali.

«Pokój temu domowi i wam wszystkim. Pokój i błogosławieństwo od Boga.»

Jezus idzie powoli, uśmiechając się do tej grupki.

«Przyjaciele, czy udzielicie schronienia Podróżnemu?»

Jezus uśmiecha się jeszcze bardziej. Jego uśmiech przezwycięża obawy. Małżonek zbiera się na odwagę, by przemówić:

«Wejdź, Mesjaszu. Kochaliśmy Ciebie nie znając Cię. Będziemy Cię jeszcze bardziej kochać, kiedy Cię poznamy. Dom świętuje dziś z trzech powodów: ze względu na Ciebie, Izaaka i z okazji obrzezania mojego trzeciego syna. Pobłogosław go, Nauczycielu. Niewiasto, przynieś niemowlę. Wejdź, Panie!»

Wchodzą do pomieszczenia przygotowanego na święto. Stoły i potrawy, a wszędzie – dywany i gałązki. Sara wraca z pięknym noworodkiem w ramionach. Pokazuje go Jezusowi.

«Niech Bóg będzie z nim zawsze. Jakie nosi imię?»

«Żadnego... Ona to Maria, ten – to Józef, tamten – Emmanuel, a co do ostatniego... nie ma imienia...»

Jezus patrzy na dwoje małżonków i uśmiecha się:

«Wybierzcie mu imię, skoro ma być dziś obrzezany...»

Patrzą na siebie, patrzą na dziecko, otwierają usta, zamykają je i milczą. Wszyscy czekają. Jezus mówi z naciskiem:

«Historia Izraela zna tak wiele wielkich imion: imion ujmujących, imion błogosławionych. Najsłodsze i najbardziej błogosławione już daliście, ale być może jest jeszcze jakieś inne.»

Dwoje małżonków woła równocześnie: «Twoje, Panie!»

A niewiasta dodaje: «Ale ono jest zbyt święte...»

Jezus uśmiecha się i pyta: «A kiedy będzie obrzezany?»

«Czekamy na tego, który to wykona.»

«Będę obecny podczas ceremonii. Na razie dziękuję wam za Mojego Izaaka. Teraz już nie potrzebuje [opieki] dobrych [ludzi]. Jednak dobrzy potrzebują ciągle Boga. Nazwaliście trzecie [dziecko]: Bóg z nami. Jednak macie Boga, odkąd jest w was miłość do Mojego sługi. Bądźcie błogosławieni. Na ziemi i w Niebiosach pozostanie pamięć o waszym postępowaniu.»

«Izaak odchodzi? Opuszcza nas?»

«Cierpicie z tego powodu, lecz on musi służyć swemu Nauczycielowi. Potem powróci i Ja również powrócę. Wy będziecie w tym czasie opowiadać o Mesjaszu... Jakże wiele trzeba mówić, by przekonać świat! Ale oto ten, na którego czekamy.»

Wchodzi odświętnie [ubrany] mężczyzna z pomocnikiem. [Następują] powitania i ukłony.

«Gdzie niemowlę?» – pada wyniosłe pytanie.

«Tu. Jednak najpierw powitaj Mesjasza. On jest tutaj.»

«Mesjasz?... Ten, który uzdrowił Izaaka? Wiem, ale... potem o tym porozmawiamy. Bardzo się spieszę. Niemowlę i jego imię.»

Obecni czują się dotknięci zachowaniem mężczyzny. Jednak Jezus uśmiecha się, jakby te niegrzeczne [słowa] nie dotyczyły Jego [osoby]. Bierze małego, dotyka Swymi pięknymi palcami małego czoła, jakby poświęcając go, i mówi: «Jego imię jest Jesai.»

Potem oddaje go ojcu, który wraz z wyniosłym mężczyzną oraz z innymi idzie do sąsiedniego pomieszczenia. Jezus pozostaje aż do ich powrotu z dzieckiem, które wydaje rozpaczliwe krzyki.

«Daj Mi dziecko, niewiasto, nie będzie płakać.» – mówi [Jezus], by pocieszyć niespokojną matkę. Rzeczywiście niemowlę uspokaja się na Jego kolanach.

Wokół Jezusa tworzy się grupka [złożona] z dzieci, pasterzy i uczniów. Na zewnątrz słychać beczenie owiec, które Eliasz zamknął w zagrodzie. Z domu dochodzą odgłosy świętowania. Jezusowi i Jego [towarzyszom] przynoszą przysmaki i napoje, lecz Jezus oddaje je dzieciom.

«Nie pijesz, Nauczycielu? Nie przyjmujesz [tego]? Dajemy z dobrego serca.»

«Wiem, Joachimie, i szczerze przyjmuję. Ale pozwól Mi zrobić przyjemność dzieciom. To Moja radość...»

«Nie przejmuj się tym mężczyzną, Nauczycielu» [– mówi Izaak.]

«Nie, Izaaku. Modlę się, aby ujrzał Światło. Janie, zaprowadź tych dwóch małych, niech zobaczą owce. A ty, Mario, przyjdź tu bliżej Mnie i powiedz: Kim jestem?»

«Jesteś Jezusem, Synem Maryi z Nazaretu, urodzonym w Betlejem. Izaak Cię widział i dał mi imię twojej Matki, abym była dobra» [– odpowiada dziewczynka.]

«Dobra jak anioł Boży, bardziej czysta niż lilia rozkwitła na szczycie góry, pobożna jak najświętszy lewita powinien być, żeby można go było naśladować. Czy taka będziesz?»

«Tak, Jezu.»

«Mów: Nauczycielu albo Panie» [– zwraca uwagę Judasz.]

«Pozwól jej nazywać Mnie Moim imieniem, Judaszu. Jedynie na wargach niewinnych nie traci ono brzmienia, jakie miało w ustach Mojej Matki. Wszyscy będą wypowiadać to Imię na przestrzeni wieków: jedni – dla korzyści, inni – z różnych powodów, wielu – dla bluźnierstwa. Jedynie niewinni bez wyrachowania i bez nienawiści, wypowiedzą je z miłością równą miłości tej małej i Mojej Matki. Również grzesznicy będą Mnie wzywać, lecz potrzebując litości. Moja Matka i dzieci! Dlaczego nazywasz Mnie Jezusem?» – pyta dziewczynkę, głaszcząc ją.

«Bo kocham Cię bardzo... jak tatę, moją mamę i moich braciszków» – odpowiada, tuląc się do kolan Jezusa i ze śmiechem podnosząc twarzyczkę.

Jezus pochyla się, aby ją pocałować. Tak wizja się kończy.


   

Przekład: "Vox Domini"