Ewangelia według
św. Mateusza
Ewangelia według
św. Marka
Ewangelia według
św. Łukasza
Ewangelia według
św. Jana


Maria Valtorta

Księga II - Pierwszy rok życia publicznego

–   POEMAT BOGA-CZŁOWIEKA    –

56. JEZUS NAUCZA UCZNIÓW

W ZAGAJNIKU OLIWNYM

Napisane 29 stycznia 1945. A, 4315-4324

Widzę Jezusa z Piotrem, Andrzejem, Janem, Jakubem, Filipem, Tomaszem, Bartłomiejem, Judą Tadeuszem, Szymonem i Judaszem Iskariotą oraz z pasterzem Józefem. Wychodzą z domu i opuszczają Nazaret. Idą do oliwnego zagajnika w bliskim sąsiedztwie [miasta]. Jezus mówi:

«Chodźcie do Mnie. Przez te miesiące obecności i nieobecności ważyłem was i badałem. Poznałem was i świat przez ludzkie doświadczenie. Teraz zdecydowałem się wysłać was w świat. Jednak przedtem muszę was pouczyć, aby was uzdolnić do stanięcia wobec świata z łagodnością i bystrością, spokojem i stałością, ze świadomością i wiedzą o waszej misji. Ten czas natężonego słońca, który przeszkadza w długich wędrówkach po Palestynie, chcę wykorzystać dla pouczenia i uformowania z was uczniów. Jak muzyk odczułem, co brzmi w was fałszywie, i chcę wam nadać ton niebiańskiej harmonii, jaką musicie przekazać światu w Moje Imię. Zatrzymuję tego syna (pokazuje na Józefa), bo powierzam mu zadanie zanoszenia jego towarzyszom Moich słów. Dzięki temu uformuje się tam solidny trzon, który będzie Mnie zapowiadał nie tylko przez ogłaszanie Mego istnienia, lecz także [przekazując] najważniejsze punkty nauki.

Rozpoczynam od powiedzenia wam, że jest absolutnie konieczne, abyście się kochali i zjednoczyli. Kim jesteście? Ludźmi ze wszystkich klas społecznych, w każdym wieku i z różnych regionów. Wolałem wziąć ludzi dziewiczych w dziedzinie nauki i wiedzy, bo łatwiej wniknę w nich ze Swoją nauką. Poza tym jesteście przeznaczeni do ewangelizowania ludzi, którzy zupełnie nie znają Prawdziwego Boga. Chcę, abyście – pamiętając o ich całkowitej niewiedzy o Bogu – nie gardzili nimi i pouczali ich z wyrozumiałością, przypominając sobie, z jak wielką wyrozumiałością Ja ich pouczałem.

Czuję, jak przychodzi wam na myśl zastrzeżenie: “Chociaż nie posiadamy wykształcenia, nie jesteśmy poganami”. Nie, nie jesteście nimi. Lecz nie tylko wy, ale nawet ci spomiędzy was, którzy reprezentują mądrych i bogatych, wszyscy wyizolowaliście się poprzez religię wynaturzoną przez zbytnie rozumowanie, która ma z religii jedynie swą nazwę. Zaprawdę powiadam wam, że liczni są ci, którzy otaczają siebie chwałą za to, że są synami Prawa. Jednak ośmiu na dziesięciu spośród nich jest tylko bałwochwalcami, którzy zasłonili prawdziwe święte i wieczne Prawo Boga Abrahama, Izaaka i Jakuba chmurami tysiąca małych ludzkich religii.

Tak więc patrząc na siebie wzajemnie – także wy, prości rybacy bez wykształcenia, i wy, kupcy lub synowie kupców, żołnierze lub synowie żołnierzy, bogaci lub synowie bogatych – możecie powiedzieć: “Jesteśmy wszyscy podobni. Wszyscy mamy te same braki i wszyscy potrzebujemy tego samego pouczenia. Jako bracia w naszych wadach osobistych lub narodowych musimy stać się odtąd braćmi w poznaniu Prawdy i w wysiłku wprowadzania jej w życie.”

Właśnie – bracia. Chcę, aby to było imię, które będziecie sobie nadawać wzajemnie, i abyście się za takich uważali. Jesteście jak jedna rodzina. A kiedy rodzinie dobrze się powodzi i kiedy ludzie ją podziwiają? Gdy jest w niej jedność i zgoda. Jeśli syn staje się wrogiem drugiego [syna], jeśli brat szkodzi bratu, czy wtedy może dobrze się powodzić takiej rodzinie? Wtedy na próżno ojciec rodziny będzie się wysilał pracując, usuwając trudności, starając się zaimponować ludziom. Jego wysiłki pozostaną daremne, bo środki [do życia] maleją, trudności wzrastają, a świat wyśmiewa się ze stałych procesów [sądowych], niszczących uczucia i rozdrabniających posiadłości, które, połączone, byłyby potężne wobec świata. Wszystko rozpada się wskutek niskich, małostkowych i sprzecznych interesów. Korzystają z tego wrogowie rodziny, aby jeszcze bardziej przyśpieszyć jej ruinę.

Niech nigdy nie będzie tak między wami. Bądźcie zjednoczeni. Miłujcie się. Kochajcie się, by sobie przynosić wzajemną pomoc. Kochajcie się, by nauczyć [innych] kochać.

Popatrzcie, nawet to, co nas otacza, poucza nas o tej wielkiej sile. Spójrzcie na ten ród mrówek: wszystkie biegną w jedno miejsce. Idźmy za nimi, a odkryjemy przyczynę tego biegu – o określonym celu – do konkretnego punktu... Oto jedna z ich małych siostrzyczek odkryła swymi maleńkimi członkami, niewidocznymi dla nas, wielki skarb pod tym szerokim liściem dzikiej rzodkiewki. To mały kawałek chleba. Upadł być może z rąk wieśniaka, który przyszedł pielęgnować drzewa oliwne, albo z rąk podróżnego, który zatrzymał się w cieniu, by się posilić, albo być może z rąk dziecka, które radośnie biegało po ukwieconej trawie. Jakże mogłaby ta mrówka, sama, zanieść do mrowiska ten skarb tysiąc razy większy od niej? Dlatego zawołała jedną z sióstr i powiedziała jej: “Patrz i biegnij szybko powiedzieć siostrom, że jest tu jedzenie dla całego rodu i to na wiele dni. Biegnij, zanim jakiś ptak nie odkryje tego skarbu i nie wezwie swych towarzyszy i zanim go nie zjedzą.” I mała mrówka pobiegła, poprzez żwir i trawę do mrowiska, zdyszana z powodu nierówności terenu. Powiedziała: “Chodźcie! Jedna z nas was wzywa. Odkryła coś dla nas wszystkich. Sama jednak nie może tego tu przyciągnąć. Chodźcie!” I pobiegły wszystkie, nawet te zmęczone całodzienną pracą, które wypoczywały w korytarzach mrowiska; nawet te, które właśnie układały zapasy w spiżarniach. Jedna, dziesięć, sto, tysiąc... Popatrzcie... Pochwyciły [chleb] swymi odnóżami, podnoszą go, czynią ze swych ciał wóz, ciągną, wspierając o ziemię małe nóżki. Ta upadła... Tamta została zraniona, bo brzeg chleba, przewracając się, przycisnął ją do kamyka. Ta tutaj – jeszcze mała, młoda w rodzie – zatrzymuje się, wyczerpana... ale po złapaniu oddechu, idzie dalej. O! Jak one są zjednoczone! Spójrzcie, jak ten kawałek chleba jest dobrze opleciony i jak posuwa się naprzód – powoli, ale się posuwa. Idźmy za nim... Jeszcze trochę, małe siostrzyczki, jeszcze trochę i potem wasz trud zostanie wynagrodzony. Już nie mają sił, ale nie ustępują. Odpoczywają i idą dalej... I oto dochodzą do mrowiska. A teraz? Teraz do pracy, by pokruszyć na kawałeczki tę wielką masę. Patrzcie, co za praca! Jedne odrywają, inne – transportują... I oto [praca] skończona. Teraz wszystko jest bezpieczne, a szczęśliwe [mrówki] znikają w szczelinach, w głębi korytarzy. To mrówki, tylko mrówki, a jednak są silne, bo są zjednoczone. Rozmyślajcie nad tym. Czy chcecie Mnie o coś zapytać?»

Odzywa się Judasz Iskariota:

«Chciałbym Cię zapytać, czy do Judei już nie powrócimy?»

«A kto to powiedział?»

«Ty, Nauczycielu. Powiedziałeś, że przygotowujesz Józefa, aby pouczył innych w Judei! Czy spotkało Cię tam [aż] tyle zła, by już więcej nie wracać?»

«Co zrobili Ci w Judei?» – dopytuje się Tomasz ciekawie, a Piotr porywczo mówi w tym samym czasie:

«A! Miałem więc rację twierdząc, że powróciłeś stamtąd zmęczony. Cóż Ci uczynili ci “doskonali” z Izraela?»

«Nic, przyjaciele. Nic więcej od tego, co tu jeszcze znajdę. Gdybym przeszedł całą ziemię, wszędzie miałbym przyjaciół pomieszanych z wrogami. Ale, Judaszu, prosiłem cię, abyś [o tym] milczał...»

«To prawda, ale... nie mogę milczeć, widząc, że wolisz Galileę od mojej ojczyzny. Jesteś niesprawiedliwy, tak. Przecież nawet tam spotkały Cię honory...»

«Judaszu! Judaszu, o! Judaszu! Nie jesteś sprawiedliwy w swych pretensjach. I samego siebie oskarżasz, dając się zwyciężyć gniewowi i zazdrości. Uczyniłem wszystko, co możliwe, by dać poznać tylko dobro otrzymane w twojej Judei i, bez kłamstwa mogłem z radością mówić o tym, co dobre, aby pokochano was, Judejczyków. Z radością, bo dla Słowa Bożego nie ma granic, regionów, antagonizmów, wrogości, różnic. Wszystkich was kocham, o, ludzie! Wszystkich... Jakże możesz mówić, że wolę Galileę, skoro chciałem dokonać pierwszych cudów i ujawnić się najpierw na błogosławionej ziemi Świątyni i Miasta Świętego, drogiej każdemu Izraelicie? Jak możesz mówić, że jestem stronniczy, skoro na was jedenastu czy raczej na dziesięciu – bo w przypadku Mojego kuzyna chodzi nie tyle o przyjaźń, ile o pokrewieństwo – czterech jest Judejczykami? A jeśli dodam do tego pasterzy, którzy wszyscy są z Judei, widzisz, że jestem przyjacielem wielu Judejczyków. Jakże możesz mówić, że was nie kocham, skoro Ja, który wiem, tak zaplanowałem podróż, by nadać Moje imię niemowlęciu izraelskiemu i przyjąć [w Judzie] ostatnie tchnienie sprawiedliwego Izraelity? Jak możesz mówić, że nie kocham was, Żydów, skoro – aby dać poznać miejsce Mojego narodzenia i miejsce przygotowania się do misji – zechciałem [zabrać ze Sobą] dwóch Judejczyków, a jednego tylko Galilejczyka? Wyrzucasz Mi niesprawiedliwość. Zbadaj siebie, Judaszu, i zobacz, czy niesprawiedliwym nie jesteś ty.»

Jezus mówił z dostojeństwem i łagodnością. Ale nawet gdyby nie powiedział nic więcej, wystarczyłby już sam sposób trzykrotnego wypowiedzenia “Judaszu” na początku przemowy, aby udzielić wielkiej lekcji. Pierwsze “Judaszu” zostało wypowiedziane przez Boga pełnego majestatu, który wzywa do szacunku; drugie – przez Nauczyciela, który udziela pouczenia już całkiem ojcowskiego; trzecie – było prośbą przyjaciela, zasmuconego przez postawę przyjaciela. Judasz spuścił głowę, upokorzony, jeszcze zagniewany, grubiański przez ujawnienie niskich uczuć. Piotr nie może się powstrzymać:

«I przynajmniej poproś o wybaczenie, chłopcze! Gdybym to ja był na miejscu Jezusa, nie usadziłbym cię słowami! To coś innego niż niesprawiedliwość! To brak szacunku, mój piękny panie. To tego was nauczają ci ze Świątyni? Albo może jesteś niepojętny? Bo jeśli to oni...»

«Wystarczy, Piotrze. Powiedziałem już, co było do powiedzenia. Także jutro dam wam pouczenie na ten temat. A teraz powtarzam wszystkim to, co powiedziałem w Judei: nie mówcie Mojej Matce, że Jej Syn został źle potraktowany przez Judejczyków. Było Jej już tak bardzo przykro, kiedy pojęła, że spotkało Mnie cierpienie. Szanujcie Moją Matkę. Ona żyje w cieniu i w ciszy. Jej jedynym działaniem jest życie cnotliwe i modlitwa za Mnie, za was, za wszystkich. Niech zwodnicze blaski świata i gwałtowne spory pozostają daleko od Jej schronienia, otoczonego powściągliwością i czystością. Nie wnoście nawet echa nienawiści tam, gdzie jest miłość. Szanujcie Ją. Ona jest mężniejsza niż Judyta i zobaczycie to. Jednak nie zmuszajcie Jej do skosztowania przed czasem goryczy, jaką są uczucia nieszczęśników tego świata, którzy nie wiedzą, nawet w stopniu podstawowym, czym jest Bóg i Prawo Boże. [Mam na myśli tych], o których mówiłem wam na początku: bałwochwalców. Uważają się za mędrców Bożych, dlatego łączą bałwochwalstwo z pychą. Chodźmy.»

[Po tych słowach] Jezus udaje się w stronę Nazaretu.


   

Przekład: "Vox Domini"