Ewangelia według
św. Mateusza
Ewangelia według
św. Marka
Ewangelia według
św. Łukasza
Ewangelia według
św. Jana


Maria Valtorta

Księga II - Pierwszy rok życia publicznego

–   POEMAT BOGA-CZŁOWIEKA   –

69. JEZUS NA LIBANIE U PASTERZY

BENIAMINA I DANIELA

Napisane 10 lutego 1945. A, 4438-4449

Jezus idzie u boku Jonatana zieloną i cienistą ścieżką. Za nimi [kroczą] apostołowie, rozmawiając ze sobą. Piotr odłącza się, idzie naprzód i – szczery jak zawsze – pyta Jonatana:

«Czy jednak nie jest krótsza droga wiodąca przez Cezareę Filipową? Poszliśmy tą drogą... a kiedy dojdziemy? Ty z twoją panią szedłeś inną drogą?»

«Z chorą wszystko ryzykowałem. Jednak musisz pamiętać, że należę do służby dworzanina Antypasa, a Filip po tym haniebnym kazirodztwie nie patrzy dobrym okiem na dworzan Heroda... To nie ze względu na mnie się obawiam. Lecz chodzi o was, a w szczególności o Nauczyciela. Nie chcę przydawać wam kłopotów i stwarzać wrogów. W Tetrarchii Filipa potrzeba Słowa tak samo jak w Tetrarchii Antypasa... A jeśli was znienawidzą, jak będzie to możliwe? W drodze powrotnej pójdziecie tamtędy, jeśli uznacie to za lepsze.»

«Pochwalam cię za ostrożność, Jonatanie, lecz w drodze powrotnej mam zamiar przejść przez Fenicję» – mówi Jezus.

«Ona jest ogarnięta mrokami błędu.»

«Dojdę do granic, aby przypomnieć im, że istnieje Światłość» [– mówi Jezus.]

«Sądzisz, że Filip zemściłby się na słudze za grzech, którego dopuścił się jego brat?» [– pyta Piotr Jonatana]

«Tak, Piotrze. Jeden wart drugiego. Opanowani najniższymi instynktami, nie czynią różnic. Wydają się zwierzętami, a nie – ludźmi, wierz mi.»

«A jednak, my, to znaczy On, krewny Jana, powinien mu być drogi. W końcu Jan, przemawiając w Imię Boga, przemawiał także w jego imieniu i w jego obronie» [– mówi Piotr.]

«On nawet by was nie zapytał, skąd przychodzicie ani kim jesteście. Gdyby zobaczono was ze mną i gdybym został rozpoznany – albo gdyby doniósł na mnie jakiś nieprzyjaciel domu Antypasa jako na sługę jego Prokuratora – zaraz by was uwięziono. Gdybyście wiedzieli, jakie bagno kryje się za tym odzieniem z purpury! Zemsta, niesprawiedliwość, donosy, rozwiązłość i kradzieże to pokarm ich dusz. Dusz?... Tak się mówi, lecz sądzę, że nie mają już nawet dusz. Zobaczcie. To się dobrze skończyło, ale dlaczego Jan został uwolniony? Stało się to po kłótni dwóch oficerów dworskich i jako wynik zemsty. Jeden z nich, aby się pozbyć drugiego – którego Antypas wyróżniał, dając mu straż nad Janem – za pewną sumę otwarł w nocy więzienie... Myślę, że musiał upić rywala zaprawionym winem i rano... nieszczęśliwiec został ścięty zamiast uciekiniera - Chrzciciela. To obrzydliwe, mówię ci.»

«I twój pan tam pozostaje? Wydaje mi się dobry.»

«Tak. Nie może postąpić inaczej. Jego ojciec i dziad należeli do dworu Heroda Wielkiego i syn musi tam zostać. Nie pochwala tego, lecz może jedynie ograniczyć się do strzeżenia małżonki z dala od tego zepsutego dworu.»

«I nie mógłby powiedzieć: “Brzydzę się tym”, i odejść?»

«Mógłby. Jednak będąc tak dobrym, nie jest do tego zdolny. To z pewnością oznaczałoby śmierć. A któż chce umierać wynosząc szlachetność duchową na najwyższy poziom? Święty – jak Chrzciciel. Ale my, biedacy!»

Jezus, który pozwolił im rozmawiać ze sobą, włącza się:

«Niebawem we wszystkich częściach poznanej ziemi ujrzy się licznych – jak kwiaty w kwietniu – świętych, szczęśliwych, że mogą umrzeć przez wierność Łasce i z miłości do Boga.»

«Naprawdę? O! Cieszyłbym się, gdybym mógł pozdrowić tych świętych i powiedzieć im: “Módlcie się za biednego Szymona, syna Jony”!» – mówi Piotr.

Jezus patrzy mu prosto w oczy i uśmiecha się.

«Dlaczego tak na mnie patrzysz?»

«Bo ich ujrzysz, towarzysząc im, i oni ciebie ujrzą, towarzysząc ci.»

«W czym, Panie?»

«W stawaniu się poświęconym Kamieniem Ofiarnym, na którym będzie się świętować i budować Moje Świadectwo.»

«Nie rozumiem.»

«Zrozumiesz.»

Inni uczniowie, którzy podeszli i słyszeli, rozmawiają ze sobą. Jezus odwraca się: «Zaprawdę powiadam wam: przez takie czy inne męczarnie wszyscy zostaniecie poddani próbie. Obecnie [polega ona na] odrzuceniu wygód, uczuć, własnych korzyści. Potem będzie to ofiara coraz większa – aż do najwyższej ofiary, która włoży wam na głowę nieśmiertelny diadem. Bądźcie wierni. Wszyscy tacy będziecie. To czekający was los.»

«Może zostaniemy zabici przez żydów, przez Sanhedryn za miłość do Ciebie?»

«Jerozolima obmywa progi Świątyni krwią swych proroków i świętych. Jednak świat także czeka na obmycie... Znajduje się na nim wiele świątyń obrzydliwych bóstw. W przyszłości staną się one świątyniami prawdziwego Boga i trąd pogaństwa zostanie oczyszczony przejrzystą wodą krwi męczenników.» [– mówi Jezus.]

«O! Boże Najwyższy! Panie! Nauczycielu! Ja nie jestem godzien podobnego losu! Jestem słaby! Boję się, że coś źle zrobię! O, Panie!... Raczej odeślij nieużytecznego sługę albo udziel mu siły. Nie chciałbym Ci zaszkodzić, Nauczycielu, z powodu tchórzostwa.»

Piotr rzuca się do stóp Nauczyciela, błagając Go całym sercem.

«Wstań, Mój Piotrze. Nie lękaj się. Masz jeszcze długą drogę do przebycia... Przyjdzie godzina, w której zechcesz jedynie dopełnić ostatniej ofiary. Wtedy będziesz miał całą moc pochodzącą z Nieba i od ciebie. Będę tam pełen podziwu patrzał na ciebie.»

«Tak mówisz... wierzę Ci. Jednak jestem tak biednym człowiekiem!»

Idą dalej.

...Po dość długiej przerwie ponownie widzę ich, jak opuszczają równinę, aby wspiąć się na górę porośniętą drzewami – drogą, która nie przestaje się wznosić. Jednak to nie jest chyba ten sam dzień, bo wcześniej był upalny poranek, a teraz – to piękny wstający świt, który na wszystkich łodygach traw zapala płynne diamenty. Przeszli przez las i teraz znowu drzewa iglaste dominują na szczycie i jak zielone sklepienia przyjmują między pnie niestrudzonych pielgrzymów.

Liban naprawdę jest wspaniałym łańcuchem. Nie wiem, czy Liban to cały ten zespół lub raczej jedna góra. Widzę zadrzewione masywy, wznoszące się w plątaninie grzbietów i stoków, kotlin i równin, wzdłuż których płyną, a następnie wpadają w doliny strumienie wydające się srebrnymi wstęgami, lekko zielonymi i lazurowymi. Ptaki wszelkiego gatunku latają i wypełniają śpiewami iglaste lasy. Wdycha się o tej porannej godzinie cały zapach żywicy. Patrząc w stronę doliny lub raczej w kierunku zachodnim, dostrzega się morze – śmiejące się z dala, wielkie, spokojne, nasłonecznione. [Widać] całe wybrzeże rozciągające się ku północy i ku południowi, z miastami, portami i nielicznymi rzekami, wpadającymi do morza, ledwie zaznaczającymi się jak błyszczące przecinki na wyschłej ziemi, z tą odrobiną wody – którą wysusza letnie słońce – i żółtawą smugę na lazurze morza.

«Piękne widoki» – zauważa Piotr.

«Nie jest już tak ciepło...» – mówi Szymon.

«Dzięki drzewom słońce nam nie przeszkadza...» – dorzuca Mateusz.

«Czy to stąd wzięto cedry na Świątynię?» – pyta Jan.

«Tak, stąd. To są lasy dające najpiękniejsze drzewa. Pan Daniela i Beniamina posiada ich wielką liczbę, a ponadto – bogate stada. Przepiłowuje się drzewa na miejscu i transportuje w doliny, kanałami lub rękami. To trudna praca, gdy pień ma być użyty w całości, tak jak w przypadku Świątyni. Jednak pan płaci wiele i ma dużo ludzi na usługach. W dodatku jest dość dobry. Nie jest okrutny jak Doras... Biedny Jonasz!» – mówi Jonatan.

«Jak to się dzieje, że jego słudzy są prawie niewolnikami? Powiedziałem do Jonasza: “Ależ zostaw go i chodź z nami. U Szymona, syna Jony, zawsze znajdzie się chleb dla ciebie”. A on odpowiedział: “Nie mogę, dopóki się nie wykupię”. Co to za historia?»

«Tak właśnie działa Doras i nie jest jedyny w Izraelu: kiedy odkrywa dobrego sługę prowadzi go przez zręczny podstęp do stania się niewolnikiem. Na jego konto zapisuje niesłuszne długi, których biedak nie może zapłacić. Gdy dochodzi do określonej sumy, mówi mu: “Teraz jesteś niewolnikiem za długi”.»

«O, co za hańba! I to jest faryzeusz!»

«Tak. I Jonasz dopóki miał oszczędności, dopóty płacił... potem... W jednym roku był grad, potem susza. Zboże i winorośle przyniosły niewielki plon i Doras pomnożył straty przez dziesięć i jeszcze przez dziesięć... Potem Jonasz się rozchorował z powodu nadmiernej pracy. Doras pożyczył mu pewną sumę, aby się leczył. Domagał się dwanaście razy tyle. Jonasz, nie mogąc mu oddać, dorzucił [ten dług] do reszty. Krótko mówiąc, przed kilku laty stał się niewolnikiem za długi. On go nigdy nie puści... Zawsze znajdzie powody i nowe długi...»

Jonatan jest smutny myśląc o przyjacielu.

«A twój pan nie mógłby...»

«Co? Sprawić, że go potraktują jak człowieka? A któż może się przeciwstawić faryzeuszom? Doras jest jednym z najpotężniejszych. Myślę, że jest krewnym Arcykapłana... Przynajmniej tak się mówi. Kiedyś Jonasz otrzymał śmiertelne baty. Gdy się o tym dowiedziałem, tak płakałem, że Chuza powiedział mi: “Wykupię go, by ci sprawić radość”. Jednak Doras zaśmiał mu się w twarz i nie chciał o tym słyszeć. Ech! Ten człowiek... ma najbogatsze ziemie w Izraelu... ale przysięgam ci, że są obsiane krwią i łzami jego sług.»

Jezus patrzy na Zelotę, a Szymon Zelota patrzy na Niego. Obydwaj są zasmuceni.

«A pan Daniela jest dobry?»

«Jest przynajmniej ludzki. Wymaga, lecz nie gnębi. A ponieważ pasterze są uczciwi, traktuje ich przyjaźnie. Zajmują się stadami. Co do mnie, zna mnie i szanuje, bo jestem sługą Chuzy... i mógłbym przydać mu się w interesach... Jednak dlaczego, Panie, człowiek jest tak samolubny?»

«Bo miłość została zaduszona w ziemskim Raju. Jednak Ja przyszedłem odwiązać sznur i przywrócić życie miłości.»

«Oto jesteśmy na ziemiach Elizeusza. Pastwiska są jeszcze daleko, lecz o tej porze, z powodu słońca, stada są prawie zawsze w owczarni. Idę zobaczyć, czy tam są.»

Jonasz oddala się prawie biegiem. Powraca po pewnym czasie z dwoma pasterzami, krzepkimi i siwiejącymi, którzy dosłownie rzucają się ze zbocza, aby dotrzeć do Jezusa.

«Pokój wam.»

«O! O, nasze Niemowlę z Betlejemu!» – mówi jeden, a drugi:

«Pokoju Boży, który przyszedłeś do nas, bądź błogosławiony!»

Dwaj mężczyźni leżą na trawie. Nie pozdrawia się równie głęboko ołtarza, jak oni witają Nauczyciela.

«Wstańcie! Oddaję wam błogosławieństwo i jestem szczęśliwy, że mogę to uczynić, bo ono powraca radośnie do tych, którzy są go godni.»

«O! Godni, my?»

«Tak, wy. Zawsze wierni.»

«A któż by nie był wierny? Kto mógłby zapomnieć tę godzinę? Kto mógłby powiedzieć: “To, co widzieliśmy, nie jest prawdą”? Kto mógłby zapomnieć, że uśmiechałeś się do nas przez całe miesiące, gdy – powracając wieczorem ze stadami – wołaliśmy Ciebie. Uderzałeś w rączki na dźwięk naszych fletów?... Pamiętasz, Danielu? Prawie zawsze ubrany na biało w ramionach Matki wydawałeś się nam promykiem słońca na łące Anny albo w oknie, jak kwiat złożony na śniegu matczynej szaty.»

«A raz przyszedłeś, gdy robiłeś pierwsze kroki, pogłaskać jagniątko mniej kędzierzawe od Ciebie. Jakże byłeś szczęśliwy! A my nie wiedzieliśmy, co my, wieśniacy, mamy robić. Chcieliśmy być aniołami, by Ci się wydać mniej grubiańskimi...»

«O! Moi przyjaciele! Widziałem wasze serca i je właśnie widzę teraz.»

«I uśmiechasz się do nas jak wtedy!»

«I przyszedłeś aż tutaj, do biednych pasterzy!»

«Do Moich przyjaciół. Teraz jestem zadowolony. Wszystkich was odnalazłem i już was nie utracę. Czy możecie udzielić gościny Synowi Człowieczemu i Jego przyjaciołom?»

«O! Panie! Pytasz o to? Nie brak nam chleba ani mleka, jednak nawet gdybyśmy mieli jeden kęs chleba, oddalibyśmy go Tobie, aby zatrzymać Cię z nami. Prawda, Beniaminie?»

«Serca dalibyśmy Ci na pokarm, Panie nasz upragniony!»

«Chodźmy więc. Porozmawiamy o Bogu...»

«...i o Twoich rodzicach, Panie, o Józefie, tak dobrym! O Maryi... O, Matka! Widzicie, tam, ten kwitnący narcyz? Jego główka jest piękna i czysta, można by powiedzieć – diamentowa gwiazda. Jednak Ona... O! Ten narcyz jest jedynie brudem w porównaniu z Nią! Jej uśmiech to było oczyszczenie, a spotkanie z Nią – święto. Jej słowo nas uświęcało. Ty też pamiętasz Jej słowa, Beniaminie?»

«Tak, mogę Ci je powtórzyć, Panie, bo wszystko, co nam powiedziała – w miesiącach, kiedy mogliśmy Jej słuchać – jest tu zapisane (uderza się w pierś). To słowo naszej mądrości i rozumiemy je, nawet my, bo jest to słowo miłości. A miłość... O! Miłość to rzecz, którą wszyscy rozumieją! Chodź, Panie, wejdź do tego szczęśliwego domu i pobłogosław go.»

Wchodzą do pomieszczenia blisko obszernej owczarni.


   

Przekład: "Vox Domini"