Ewangelia według
św. Mateusza
Ewangelia według
św. Marka
Ewangelia według
św. Łukasza
Ewangelia według
św. Jana


Maria Valtorta

Księga II - Pierwszy rok życia publicznego

–   POEMAT BOGA-CZŁOWIEKA   –

81. JEZUS SPOTYKA GAMALIELA

NA UCZCIE U JÓZEFA Z ARYMATEI

Napisane 21 lutego 1945. A, 4543-4558

Arymatea jest dosyć pagórkowata. Nie wiem dlaczego wyobrażałam ją sobie na równinie. Jej pagórki obniżają się jednak stopniowo w stronę równiny, która – na niektórych zakrętach drogi – ukazuje się, urodzajna, od strony zachodu. W ten listopadowy poranek znika jednak we mgle na horyzoncie, wydając się bezgraniczną wodną przestrzenią.

Jezus jest z Szymonem i Tomaszem. Nie ma z Nim innych apostołów. Mam wrażenie, że On – w Swej mądrości – dobrze zna uczucia i charaktery różnych ludzi, z którymi ma się spotkać. Zależnie od okoliczności zabiera więc ze Sobą tych, których gospodarz może zaakceptować bez większego oburzenia. Ci Judejczycy muszą być bardziej... przeczuleni niż romantyczne panienki.

Zauważam, że rozmawiają o Józefie z Arymatei. Tomasz, który być może zna go bardzo dobrze, pokazuje jego duże i piękne posiadłości na wzgórzu, szczególnie od strony Jerozolimy, przy drodze prowadzącej od stolicy do Arymatei i łączącej tę miejscowość z Joppą. Taki jest, jak pojmuję, temat ich rozmowy. Tomasz mówi też z podziwem o polach, posiadanych przez Józefa, ciągnących się wzdłuż dróg równiny.

«Ale przynajmniej tu ludzie nie są traktowani jak zwierzęta! O! Ten Doras!» – mówi Szymon.

Istotnie, ludzie, którzy tu pracują, są dobrze odżywieni i dobrze ubrani. Okazują zadowolenie charakterystyczne dla ludzi, którym dobrze się powodzi. Pozdrawiają [ich] z szacunkiem, wiedząc już zapewne, kim jest ten wysoki i wyróżniający się Człowiek, idący przez pola Arymatei w stronę domu ich właściciela. Obserwują Go, rozmawiając między sobą po cichu.

Kiedy już ukazuje się dom Józefa, jakiś sługa pyta, skłoniwszy się uprzednio głęboko: «Ty jesteś oczekiwanym Rabbim?»

«To Ja» – odpowiada Jezus.

Mężczyzna pozdrawia [Go] z szacunkiem i biegnie powiadomić pana. Dom otacza wysoki, wiecznie zielony żywopłot. Zastępuje tu wysoki mur – [jak] w domu Łazarza – i izoluje go od drogi, tworząc harmonijne przedłużenie bardzo zadrzewionego ogrodu, otaczającego dom. Drzewa ogrodu prawie zupełnie utraciły już liście. Zanim Jezus dochodzi, Józef z Arymatei – w swych obszernych szatach z frędzlami – wychodzi Mu na spotkanie. Skłania się głęboko, krzyżując ręce na piersiach. Nie jest to pełne uniżenia pozdrowienie kogoś, kto rozpoznaje w Jezusie Boga, który stał się ciałem, kogoś, kto uniża się zginając kolano i skłania aż do ziemi, całując stopy lub kraj szaty Jezusa. Mimo to [jest to] pozdrowienie pełne szacunku. Jezus również się kłania, a potem przekazuje pozdrowienie pokoju.

«Wejdź, Nauczycielu. Sprawiłeś mi radość przyjmując zaproszenie. Nie oczekiwałem z Twej strony takiej łaskawości.»

«Dlaczego? Przychodzę także do Łazarza i...»

«Łazarz jest Twoim przyjacielem. Ja jestem nieznajomym.»

«Jesteś duszą szukającą prawdy. Prawda więc cię nie odrzuca.»

«Ty jesteś Prawdą?»

«Jestem Drogą, Życiem i Prawdą. Ten, kto Mnie kocha i idzie za Mną, znajdzie w sobie samym Drogę pewną, Życie szczęśliwe. Pozna też Boga, gdyż Bóg – który jest Miłością i Sprawiedliwością – jest również Prawdą.»

«Jesteś wielkim Doktorem. Wszystkie Twoje słowa tchną mądrością.»

Potem [Józef] zwraca się w stronę Szymona: «Jestem szczęśliwy, że ty również, po tak długiej nieobecności, powracasz do mego domu.»

«Moja nieobecność nie była dobrowolna. Wiesz, jaki był mój los i jakie cierpienie dotknęło tego małego Szymona, którego twój ojciec tak bardzo kochał.»

«Wiem o tym. A ty powinieneś wiedzieć, że nigdy nie było z mojej strony ani jednego nieprzychylnego słowa wobec ciebie.»

«Wiem wszystko. Mój wierny sługa mi powiedział, że to także dzięki tobie moje posiadłości zostały uszanowane. Bóg ci to wynagrodzi.»

«Znaczyłem coś w Sanhedrynie i wykorzystałem tę sytuację, by przynieść słuszną pomoc przyjacielowi mego domu.»

«Liczni byli przyjaciele mojego domu oraz ci, którzy coś znaczyli w Sanhedrynie, ale nie byli tak sprawiedliwi jak ty...»

«A ten kim jest? Nie jest to nowe oblicze dla mnie... ale nie wiem gdzie...»

«Jestem Tomasz, nazywany Didymos...»

«A, właśnie! Czy twój stary ojciec żyje jeszcze?»

«Żyje. Ciągle zajmuje się swoją pracą, wraz z moimi braćmi. Opuściłem go dla Nauczyciela, ale jest z tego powodu szczęśliwy.»

«To prawdziwy Izraelita, a ponieważ doszedł do wiary, że Jezus z Nazaretu jest Mesjaszem, może być tylko szczęśliwy widząc swego syna między Jego wybranymi.»

Znajdują się obecnie w ogrodzie blisko domu.

«Zatrzymałem Łazarza. Jest w bibliotece, zajęty czytaniem streszczenia ostatnich posiedzeń Sanhedrynu. Nie chciał zostać, bo... Wiem, że teraz Ty wiesz... On dlatego nie chciał zostać, ale powiedziałem: “Nie, to niesłuszne, żebyś się wstydził. W moim domu nikt cię nie znieważy. Zostań. Kiedy się izolujesz, pozostajesz sam przeciw wszystkim, a ponieważ świat jest raczej zły niż dobry, dlatego tego, kto jest sam, pokonuje się i depcze”. Czy dobrze powiedziałem?»

«Dobrze powiedziałeś i dobrze zrobiłeś» – odpowiada Jezus.

«Nauczycielu, dziś będzie także Nikodem i... Gamaliel. Czy to nie będzie dla ciebie przykre?» [– pyta Józef z Arymatei]

«Dlaczego miałoby to być dla Mnie przykre? Uznaję jego mądrość» [– odpowiada Jezus.]

«Tak, pragnął Cię ujrzeć i... i jednak pozostać niewzruszony w swych poglądach. Wiesz... poglądy. Mówi, że już widział Mesjasza, i oczekuje na Jego znak, który mu przyrzekł, gdy się ujawni. Ale mówi też, że Ty jesteś człowiekiem Bożym.» Nie mówi: “Człowiekiem”, lecz “człowiekiem Bożym”. Subtelności rabbińskie, prawda? Czy nie jesteś tym dotknięty?»

Jezus odpowiada: «Subtelności. Dobrze powiedziałeś. Trzeba ich zostawić. Najlepsi będą umieli sami sobie wyrwać bezużyteczne gałęzie, na których rosną tylko liście, a nie owoce i przyjdą do Mnie.»

«Chciałem Ci powiedzieć o jego słowach, bo zapewne sam Ci je powie. Jest szczery» – zauważa Józef.

«To rzadka cnota, którą bardzo cenię» – odpowiada Jezus.

«Tak, powiedziałem mu jeszcze: “Ale z Nauczycielem będzie Łazarz z Betanii”. Powiedziałem tak, bo... no, cóż, tak... z powodu jego siostry. Ale Gamaliel odpowiedział: “Czy ona tam będzie? Nie? A więc? Błoto opada z szaty, która już się z nim nie styka. Łazarz je strząsnął z siebie. Jego szata nie czyni mnie nieczystym. A poza tym myślę, że jeśli człowiek Boży chodzi do jego domu, to ja też mogę do niego przychodzić, choć jestem doktorem Prawa”.»

«Gamaliel właściwie ocenia. Faryzeusz i doktor aż do szpiku kości, ale również – uczciwy i sprawiedliwy.»

«Cieszę się, że tak mówisz. Nauczycielu, oto Łazarz.»

Łazarz schyla się, by ucałować szatę Jezusa, szczęśliwy, że jest z Nim. Widać jednak też jego wyraźne napięcie, gdy czeka na współbiesiadników. Wiem, że biedny Łazarz musi z pewnością dorzucać do udręk znanych ludziom w całej ludzkiej historii cierpienie nieznane lub mniej wyrażane przez wielu: cierpienie moralne tego straszliwego ościenia, którym jest myśl: “Co ten mi powie? Co myśli o mnie? Czy mnie zrani pogardliwymi słowami lub spojrzeniem?”. To oścień, który kłuje wszystkich mających skazę w swej rodzinie.

Weszli teraz do bogatej sali, w której są nakryte stoły. Czekają jeszcze tylko na Gamaliela i Nikodema, bo pozostałe cztery osoby już przybyły. Słyszę, jak są przedstawiane po imieniu: Feliks, Jan, Szymon i Korneliusz.

Ale oto wielki rozgardiasz, słudzy nadbiegają, bo przybył Nikodem i Gamaliel – jak zawsze imponujący we wspaniałej szacie ze śnieżnobiałej przędzy, którą nosi z dostojeństwem króla. Józef spieszy mu na spotkanie. Ich pozdrowienie naznaczone jest dostojnym szacunkiem. Jezus również skłonił się przed wielkim rabinem, który śle Mu pozdrowienie: «Pan niech będzie z Tobą.»

Jezus odpowiada: «A Jego pokój niech ci zawsze towarzyszy.»

Łazarz też się kłania. Podobnie inni. Gamaliel zajmuje miejsce pośrodku stołu, między Jezusem i Józefem. Po Jezusie – Łazarz, a po Józefie – Nikodem. Posiłek zaczyna się przepisaną modlitwą, którą Gamaliel recytuje, po wymianie grzeczności między głównymi osobami: Jezusem, Gamalielem i Józefem.

Gamaliel wygląda bardzo dostojnie, ale nie ma w nim pychy. Więcej słucha, niż mówi. Można zauważyć, że nawet zastanawia się nad każdym słowem Jezusa i często patrzy na Niego swoimi oczami ciemnymi, głębokimi i poważnymi. Gdy Jezus milknie, bo temat został wyczerpany, Gamaliel – przez odpowiednie pytanie – ożywia rozmowę. Łazarz na początku jest trochę zmieszany. Potem się ośmiela i również mówi.

W czasie posiłku nie ma bezpośrednich aluzji pod adresem Jezusa. Na końcu jednak rozpala się dyskusja między tym, który nazywa się Feliks, i Łazarzem. Do sporu przyłącza się następnie Nikodem, by wesprzeć Łazarza, a na końcu ten, który nazywa się Jan. Dyskutują na temat tego, czy [możliwość czynienia] cudów stanowi dowód za lub przeciwko jakiejś osobie. Jezus milczy. Uśmiecha się czasem tajemniczym uśmiechem, ale milczy. Gamaliel też nic nie mówi. Opiera się łokciami o łoże biesiadne i patrzy uważnie na Jezusa. Wydaje się chcieć odczytać nadprzyrodzone słowo, wyryte na bladej i gładkiej skórze szczupłej twarzy Jezusa. Wydaje się analizować każde jej włókno.

Feliks utrzymuje, że świętość Jana jest niezaprzeczalna. Z tej świętości oczywistej i bezdyskusyjnej wyciąga wniosek niekorzystny dla Jezusa z Nazaretu, twórcy licznych i znanych cudów. Mówi:

«Cud nie dowodzi świętości, bo życie proroka Jana jest ich pozbawione. A nikt w Izraelu nie prowadzi życia podobnego do niego. Nie ma dla niego uczt, przyjaźni, spraw osobistych – tylko cierpienie i uwięzienie z powodu szacunku dla Prawa. Jest samotny, bo, choć posiada uczniów, to jednak nie prowadzi życia wspólnotowego. Znajduje grzechy nawet u najbardziej uczciwych i gromi wszystkich, podczas gdy... Ech!.. Podczas gdy Nauczyciel z Nazaretu, tu obecny, czyni, to prawda, cuda, ale widzę, że lubi to, co ofiarowuje życie. Nie gardzi przyjaźnią i – wybacz jeśli jeden ze Starszych Sanhedrynu Ci to mówi – daje zbyt łatwo w Imię Boże przebaczenie i okazuje miłość nawet grzesznikom znanym i dotkniętym klątwą. Nie powinieneś tego robić, Jezu.»

Jezus uśmiecha się i milczy. Łazarz odpowiada za Niego:

«Nasz potężny Pan jest wolny w kierowaniu Swymi sługami – jak i gdzie chce. Mojżeszowi dał moc czynienia cudów, a nie uczynił tego dla Aarona – Swego pierwszego kapłana. A więc, co z tego wnioskujesz? Czy pierwszy jest bardziej święty niż drugi?»

«Oczywiście» – odpowiada Feliks.

«Zatem bardziej święty jest Jezus, który czyni cuda.»

Feliks jest zdezorientowany, ale czepia się argumentu:

«Aaron już otrzymał kapłaństwo. To wystarczało.»

«Nie, przyjacielu – odpowiada Nikodem. – Kapłaństwo było misją: [czymś] świętym, ale niczym więcej jak tylko misją. Kapłani Izraela nie zawsze i nie wszyscy byli święci. A jednak byli kapłanami, choć nie byli święci.»

«Nie chcesz powiedzieć, że Arcykapłan jest człowiekiem pozbawionym łaski!...» – wykrzykuje Feliks.

«Feliksie... nie zbliżajmy się do tego paleniska. Ja, ty, Gamaliel, Józef, Nikodem, wszyscy wiemy tyle rzeczy...» – mówi ten, który nazywa się Jan.

«Co? Jakże to? Gamalielu, odezwij się!...»

Feliks jest zgorszony.

«Jeśli jest sprawiedliwy, powie prawdę, której nie będziesz chciał usłyszeć» – mówi trzech rozgorączkowanych przeciw Feliksowi.

Józef usiłuje zaprowadzić spokój. Jezus nadal milczy – podobnie jak Tomasz, Zelota i drugi Szymon, przyjaciel Józefa. Gamaliel wydaje się bawić frędzlami swej szaty, ale spod oka obserwuje Jezusa.

«Odezwij się, Gamalielu!» – wykrzykuje Feliks.

«Tak. Mów, mów!» – krzyczą trzej [mężczyźni].

«Mówię, że należy ukrywać słabości rodziny» – stwierdza Gamaliel.

«To nie jest odpowiedź! – krzyczy Feliks. – Uznajesz, jak się wydaje, że dom Arcykapłana jest splamiony!»

«Wyraził prawdę» – mówią trzej.

Gamaliel prostuje się i zwraca w stronę Jezusa:

«Oto Nauczyciel, który przyćmiewa najbardziej uczonych. Niech On wypowie się na ten temat.»

«Chcesz tego. Jestem posłuszny. Mówię: człowiek jest [tylko] człowiekiem. Misja przekracza człowieka. Ale człowiek obarczony misją staje się zdolny ją wypełnić ponadludzką mocą, kiedy – przez święte życie – ma Boga za przyjaciela. On powiedział: “Ty jesteś kapłanem według obrzędu, który Ja dałem”. Co pisze na pektorale? “Wiedza i Prawda”. To właśnie powinni posiadać ci, którzy są Arcykapłanami. Do Wiedzy dochodzi się przez stałą medytację zmierzającą do poznania Mądrości. Do Prawdy – przez absolutną wierność dobru. Kto się wplątuje w zło, wchodzi w Kłamstwo i traci Prawdę.»

«Dobrze! Odpowiedziałeś jak wielki rabbi. Ja, Gamaliel ci to mówię. Ty mnie przewyższasz.»

«Niech więc On wyjaśni, dlaczego Aaron nie czynił cudów, a Mojżesz je czynił!» – krzyczy hałaśliwie Feliks.

Jezus odpowiada bez wahania: «To dlatego, że Mojżesz musiał pozyskać masę Izraelitów – ciężkich i mało oświeconych, a nawet przeciwnych [mu] – i dojść do posiadania przewagi nad nimi, aby się ugięli wobec woli Bożej. Człowiek jest wiecznym dzikusem i wiecznym dzieckiem. Zaskakuje go wszystko, co wykracza poza zwyczajność. Cud jest właśnie tym: to światło, którym się porusza przed zacienionymi źrenicami, hałas przed zatkanymi uszami. Budzi. Przyciąga uwagę. Mówi: “Bóg tu jest”.»

«Mówisz to na Swoją korzyść» – odpowiada Feliks.

«Na Moją korzyść? A czegóż Mi to dodaje, gdy czynię cud? Czy wydam się większy, gdy położę sobie pod stopę źdźbło trawy? Taki sam jest związek między cudem i świętością. Są święci, którzy nigdy nie uczynili cudu. Są natomiast magowie i zajmujący się nekromancją, którzy posługują się mrocznymi mocami, aby ich dokonywać. To znaczy, że czynią rzeczy nadludzkie nie będąc świętymi, lecz demonami. Ja byłbym [świętym], nawet gdybym nie uczynił już żadnego cudu.»

«Bardzo dobrze! Jesteś wielki, Jezu!» – przyznaje Gamaliel.

«A kim jest, według ciebie, ten “wielki”?» – ciągnie dalej Feliks, zwracając się do Gamaliela.

«Największym prorokiem, jakiego znam: zarówno w Swoich czynach jak i w słowach» – odpowiada Gamaliel.

«To jest Mesjasz, mówię ci to, Gamalielu! Uwierz w Niego, ty, który jesteś tak mądry i sprawiedliwy» – mówi Józef.

«Jak to? I ty też – ty przewodzący żydom, ty Starszy, nasza chluba – popadasz w bałwochwalstwo wobec człowieka? Cóż ci dowodzi, że to jest Mesjasz? Co do mnie, nie uwierzę w to, nawet jeśli Go zobaczę, jak czyni cuda. A czemuż to nie uczyni jakiegoś cudu przed nami? Powiedz Mu to – ty, który Go tak uwielbiasz. Powiedz Mu to ty, który Go bronisz» – Feliks zwraca się do Gamaliela i do Józefa.

«Nie zaprosiłem Go, aby zabawiał przyjaciół. Pamiętaj, proszę cię, że On jest moim gościem» – odpowiada sucho Józef.

Feliks podnosi się i odchodzi, rozgniewany i grubiański.

Następuje chwila milczenia. Jezus zwraca się do Gamaliela:

«A Ty nie wymagasz cudu, aby uwierzyć?»

«To nie cuda człowieka Bożego usuną mi trzy ościenie, które noszę w sercu – trzy pytania, które pozostają bez odpowiedzi.»

«Jakie pytania?»

«Czy Mesjasz żyje? Czy to był On? Czy jest nim On?»

«To On, mówię ci to, Gamalielu! – wykrzykuje Józef. – Nie zdajesz sobie sprawy, że On jest święty? Różni się od innych? Potężny? Tak? A więc, na co czekasz, aby uwierzyć?»

Gamaliel nie odpowiada Józefowi. Zwraca się do Jezusa:

«Jeden raz... nie gniewaj się Jezu, jeśli jestem nieustępliwy w moich poglądach... Jeden raz, kiedy jeszcze żył wielki i mądry Hillel, uwierzyłem – a on wraz ze mną – że jest Mesjasz w Izraelu. Wielki blask boskiego słońca w ten chłodny dzień zimy, która nie chciała się skończyć! To była Pascha... Ludzie drżeli z powodu zmarzniętych plonów... Ja powiedziałem, po usłyszeniu tych słów: “Izrael jest zbawiony! Od dziś – obfitość na polach i błogosławieństwo w sercach! Oczekiwany ukazał się już w Swoim pierwszym blasku.” I nie pomyliłem się. Możecie sobie wszyscy przypomnieć, jaki zbiór był w tamtym roku trzynastomiesięcznym – jak obecnie i to trwa...»

«Jakie słowa usłyszałeś? Kto je wypowiedział?»

«To był Ktoś, kto dopiero co wyszedł z okresu dzieciństwa... ale Bóg jaśniał na jego obliczu niewinnym i pełnym wdzięku... Od dziewiętnastu lat o tym myślę i zachowuję to w pamięci... Usiłuję znowu usłyszeć ten głos... który wypowiadał słowa mądrości... Która to część świata Go gości? Myślę... że to był Bóg. Ukazał się jako dziecko, aby nie przerazić człowieka. On, Boski – jak błyskawica, która rozdzierając niebo ukazuje się nagle na wschodzie i na zachodzie, na północy i na południu – pod postacią miłosiernej dobroci, z głosem i twarzą dziecka, z myślą boską, przebiega ziemię, aby powiedzieć ludziom: “ To Ja”. Tak myślę... Kiedyż powróci do Izraela?... Kiedy? Myślę, że wtedy, gdy Izrael będzie ołtarzem dla Jego boskiej stopy. Moje serce, widząc upodlenie Izraela, mówi z jękiem: nigdy. O, twarda odpowiedź, ale prawdziwa! Czyż Świętość może zstąpić w osobie Mesjasza, dopóki obrzydliwość jest w nas?»

«Może i uczyni to, Ona bowiem jest miłosierdziem» – odpowiada Jezus.

Gamaliel patrzy na Niego, zamyślony, i potem pyta:

«Jakie jest Twoje prawdziwe Imię?»

Jezus podnosi się, pełen dostojeństwa, i mówi: «Ja Jestem Ten, Który Jest. Myśl i Słowo Ojca. Ja jestem Mesjaszem Pańskim.»

«Ty?... Nie potrafię w to uwierzyć. Wielka jest Twoja świętość... Ale tamto Dziecię, w które wierzę, powiedziało mi wówczas: “Dam ci znak... Te kamienie zadrżą, gdy przyjdzie Moja godzina”. Czekam na ten znak, aby uwierzyć. Możesz mi go dać, aby mnie przekonać, że Ty jesteś Oczekiwanym?»

Obaj teraz stoją – wysocy, dostojni. Jeden w obszernej szacie z białego lnu, drugi w zwykłym odzieniu z ciemnoczerwonej wełny. Jeden starszy, drugi młody. Mają obaj władcze i przenikliwe spojrzenia. Patrzą na siebie uważnie. Potem Jezus opuszcza prawą rękę, którą trzymał na piersi, i – jakby przysięgał – mówi podniesionym głosem:

«Chcesz tego znaku i będziesz go miał! Powtarzam odległe słowa: “Kamienie Świątyni Pańskiej zadrżą na Moje ostatnie słowa”. Czekaj na ten znak, doktorze Izraela, człowieku sprawiedliwy. Potem jednak uwierz, jeśli chcesz otrzymać przebaczenie i zbawienie. Błogosławiony byłbyś od teraz, gdybyś potrafił już uwierzyć! Ale nie potrafisz. Wieki błędnych wierzeń co do słusznej obietnicy i nagromadzenie pychy odgradzają cię jak mur od drogi Prawdy i Wiary.»

«Dobrze mówisz. Będę czekał na ten znak. Żegnaj. Niech Pan będzie z Tobą.»

«Żegnaj, Gamalielu. Niech Wieczny Duch oświeca cię i prowadzi.»

Wszyscy pozdrawiają Gamaliela, który wychodzi z Nikodemem, Janem i Szymonem należącym do Sanhedrynu. Pozostaje Jezus, Józef, Łazarz, Tomasz, Szymon Zelota i Korneliusz.

«Nie poddaje się... Chciałbym, abyś go miał pośród Swoich uczniów. Szala przechyliłaby się na Twoją korzyść... ale nie udaje mi się» – mówi Józef.

«Nie martw się tym. Żaden wpływ nie będzie mógł ocalić Mnie od burzy, która już się przygotowuje. Jednak Gamaliel, jeśli się nie wypowie na Moją korzyść, nie wystąpi też przeciw Chrystusowi. To ktoś, kto czeka...» [– mówi Jezus.]


   

Przekład: "Vox Domini"