Ewangelia według
św. Mateusza
Ewangelia według
św. Marka
Ewangelia według
św. Łukasza
Ewangelia według
św. Jana


Maria Valtorta

Księga II - Pierwszy rok życia publicznego

–   POEMAT BOGA-CZŁOWIEKA    –

104. POWRÓT DO [DOLINY] “PIĘKNEJ RZEKI”

Napisane 15 kwietnia 1945. A, 4846-4856

Jezus przechodzi ze Swoimi apostołami pola równiny “Pięknej Rzeki”. Dzień jest deszczowy, a miejsce opustoszałe. Jest około południa, bo tarcza słoneczna, która wychodzi od czasu do czasu spoza szarej zasłony chmur, świeci już wysoko. Jezus rozmawia z Iskariotą. Poleca mu iść do wioski zrobić najbardziej pilne zakupy. Kiedy zostaje sam, podchodzi Andrzej i, jak zwykle nieśmiały, mówi spokojnie:

«Wysłuchasz mnie, Nauczycielu?»

«Tak, chodź ze Mną trochę dalej.»

Przyspiesza kroku. Apostoł idzie za Nim i tak oddzielają się o kilka metrów od innych.

«Nie ma tam już tej niewiasty, Nauczycielu! – mówi przygnębiony Andrzej i wyjaśnia: - Śledzili ją i uciekła. Została zraniona i krwawiła. Zarządca ją widział. Poszedłem przodem, mówiąc, że idę zobaczyć, czy nie ma zasadzki. Ale zrobiłem to dlatego, że chciałem iść natychmiast do niej. Miałem taką nadzieję przyprowadzić ją do Światłości! Tak modliłem się o to w tych dniach!... Teraz uciekła! Zgubi się. Gdybym wiedział, gdzie jest, poszedłbym do niej... Nie powiedziałbym tego innym, ale Tobie, bo Ty mnie rozumiesz. Wiesz, że nie ma uczucia w tym poszukiwaniu, lecz tylko pragnienie [ocalenia]. O, tak wielkie, że aż mnie dręczy: doprowadzić do zbawienia jedną moją siostrę...»

«Wiem o tym, Andrzeju, i mówię ci: mimo tego, co się stało, twoje pragnienie się spełni. Nigdy modlitwa w tej intencji nie jest stracona. Bóg się nią posługuje i kobieta ta zbawi się.»

«Tak mówisz? O! Moje cierpienie staje się lżejsze!»

«Nie chciałbyś wiedzieć, co się z nią stanie? Nie troszczysz się o to, że nie będziesz tym, który przyprowadzi ją do Mnie? Nie pytasz, jak ona to zrobi?»

Jezus uśmiecha się łagodnie, z blaskiem światła w błękitnych źrenicach. Pochyla się w stronę apostoła, który idzie u Jego boku. Ten uśmiech i spojrzenie Jezusa to jedna z Jego tajemnic podbijania serc. Andrzej patrzy na Niego łagodnymi brązowymi oczyma i mówi:

«Wystarczy mi wiedzieć, że ona przyjdzie do Ciebie. Ja czy ktoś inny... co to ma za znaczenie? Jak to zrobi? Ty to wiesz i nie jest konieczne, abym ja to wiedział. Wszystko otrzymuję w Twoim zapewnieniu i jestem z tego powodu szczęśliwy.»

Jezus kładzie mu rękę na ramieniu i przyciąga do Siebie, całując serdecznie, co doprowadza dobrego Andrzeja do ekstazy. Trzymając go w ten sposób Jezus mówi:

«To talent prawdziwego apostoła. Widzisz, Mój przyjacielu, twoje życie i życie przyszłych apostołów będzie zawsze takie. Czasem będziecie wiedzieć, że jesteście ‘zbawicielami’. Ale częściej będziecie zbawiać, nie wiedząc, czy zbawiliście osoby, które najbardziej chcielibyście zbawić. Dopiero w Niebie zobaczycie, jak wychodzą wam na spotkanie lub jak wstępują do Królestwa Wiecznego ci, których ocaliliście. A wasza radość błogosławionego wzrośnie z powodu każdego zbawionego. Czasem będziecie o tym wiedzieć już na tej ziemi. To są radości, które wam daję, aby wlać w was jeszcze większą siłę dla nowych podbojów. Ale błogosławiony kapłan, który nie będzie potrzebował takiego bodźca dla wypełniania swego obowiązku! Błogosławiony ten, kto – nie widząc zwycięstw – nie zniechęca się i nie mówi: “Nie będę już nic więcej robił, bo nie mam zadowolenia”. Zadowolenie apostoła – uważane za jedyną zachętę do pracy – ukazuje brak formacji apostolskiej, zniża apostolstwo, będące sprawą duchową, do płaszczyzny zwykłej ludzkiej pracy. Nie wolno nigdy pozwalać na bałwochwalstwo wobec posługi. To nie wy powinniście być adorowani, lecz Pan, wasz Bóg. Jemu Samemu [należy się] chwała tych, którzy są zbawieni. Wy [macie] pracować nad zbawieniem, oczekując na czas chwały w Niebie za to, że byliście ‘zbawicielami’.

Powiedziałeś, że zarządca ją widział. Opowiedz Mi o tym.»

«Trzy dni po naszym odejściu faryzeusze przyszli Cię szukać. Nie znaleźli nas oczywiście. Zaczęli chodzić po wiosce i po domach, mówiąc, że koniecznie chcą Cię zobaczyć. Ale nikt w to nie wierzył. Zamieszkali w gospodzie, wyrzucając wszystkich, którzy tam byli. Mówili, że nie chcą kontaktów z nieznanymi obcymi, którzy mogliby ich zanieczyścić. Codziennie przychodzili do domu. Po kilku dniach znaleźli biedaczkę, która ciągle tam przychodziła, bo spodziewała się spotkać Cię i zaznać spokoju. Zmusili ją do ucieczki. Podążali za nią aż do jej schronienia w stajni zarządcy. Nie zaatakowali jej natychmiast, bo on wyszedł z synami uzbrojonymi w kije. Jednak potem, wieczorem, kiedy wyszła, powrócili z innymi. Gdy poszła do źródła, zaczęli rzucać na nią kamieniami, nazywając ją “nierządnicą” i pokazując palcem, aby wioska nią pogardziła. A ponieważ uciekała, dogonili ją, znęcali się nad nią, zerwali jej zasłonę i płaszcz, by wszyscy ją ujrzeli. Bili ją, nakazywali swoim autorytetem przewodniczącemu synagogi, żeby ją przeklął i kazał ukamienować i żeby również Ciebie przeklął, bo ją przyprowadziłeś do wioski. Ale on nie chciał tego zrobić i teraz czeka na wyklęcie przez Sanhedryn. Zarządca wyrwał ją z rąk tych łotrów i ocalił. Ale w nocy odeszła. Zostawiła bransoletę z kilkoma słowami na kawałku pergaminu. Napisała: “Dziękuję. Módl się za mnie”. Zarządca powiedział, że jest młoda i bardzo ładna, choć bardzo blada i wychudzona. Szukał jej po polach, bo była poważnie ranna. Ale nie znalazł jej. Nie wie, jak daleko może zajść. Może umarła w jakimś miejscu... i nie zbawi się...» [– kończy opowiadanie Andrzej.]

«Nie» [– zapewnia go Jezus.]

«Nie? Nie umarła? Nie potępiła się?»

«Pragnienie odkupienia jest już uzyskaniem przebaczenia. [Nawet] gdyby umarła, byłoby jej wybaczone, szukała bowiem Prawdy depcząc Błąd. Ale nie umarła. Wspina się na pierwsze zbocza góry odkupienia. Widzę ją... pochyloną, we łzach skruchy. Ból coraz bardziej ją umacnia, a jej brzemię staje się coraz lżejsze. Widzę ją. Idzie na spotkanie Słońca. Kiedy wejdzie już na samą górę, będzie w chwale Słońca - Boga. Wspina się... Pomóż jej swoją modlitwą...»

«O, mój Panie!»

Andrzej jest niemal przerażony, że ma pomóc duszy w uświęceniu. Jezus uśmiecha się z największą słodyczą:

«Trzeba otworzyć ramiona i serce dla prześladowanego przewodniczącego synagogi i pójść pobłogosławić dobrego zarządcę. Chodźmy do towarzyszy, aby im o tym powiedzieć.»

Idą z powrotem drogą, którą już wcześniej przebyli, i dochodzą do dziesięciu uczniów, którzy zatrzymali się na uboczu pojmując, że Andrzej prowadzi dyskretną rozmowę z Nauczycielem. W tym momencie przybiega Iskariota. Biegnie bardzo szybko. W płaszczu powiewającym z tyłu wygląda jak wielki motyl, lecący nad łąką. Równocześnie daje mnóstwo znaków.

«Co mu jest? Oszalał?» – pyta Piotr.

Zanim ktokolwiek mógł odpowiedzieć, Iskariota woła już z bliska, zadyszany: «Stój, Nauczycielu. Posłuchaj mnie zanim pójdziesz do domu... Jest zasadzka... O! Co za tchórze!...»

[Judasz] biegiem zbliża się do grupy [i mówi]:

«O, Nauczycielu! Nie można tam iść! Faryzeusze są w wiosce. Codziennie przychodzą do domu. Czekają, aby Cię skrzywdzić. Przepędzają tych, którzy przychodzą do Ciebie. Straszą ich okropnym wyklęciem. Co chcesz zrobić? Tu będziesz prześladowany, a Twoja praca – zniszczona... Jeden z nich mnie widział i zaatakował: podły starzec o wielkim nosie, który mnie zna, gdyż to jeden z uczonych w Piśmie ze Świątyni. Są też inni uczeni w Piśmie. Napadł na mnie, chwytając szponami swoich łap. Znieważył mnie swym sokolim głosem. Dopóki mnie znieważał i drapał... popatrz (pokazuje nadgarstek i policzek, udekorowane jasnymi śladami paznokci)... pozwoliłem na to. Ale kiedy splunął na Ciebie, chwyciłem go za szyję...»

«Ależ, Judaszu!» – krzyczy Jezus.

«Nie, Nauczycielu, nie udusiłem go. Przeszkodziłem mu tylko bluźnić Tobie. Potem pozwoliłem mu odejść. Teraz jest tam i umiera ze strachu, z powodu niebezpieczeństwa, na które się naraził... Ale co do nas to oddalmy się, proszę Cię. Zresztą nikt nie będzie mógł tu przyjść do Ciebie...»

«Nauczycielu!»

«Ależ to straszne!»

«Judasz ma rację.»

«Są na czatach jak hieny!»

«Ogniu, który spadłeś na Sodomę, dlaczego nie powrócisz?!»

«Wiesz, że byłeś dzielny, chłopcze? Szkoda, że mnie tam nie było. Pomógłbym ci.»

«O, Piotrze! Gdybyś tam był, ten mały drapieżnik straciłby na zawsze swoje pióra i głos.»

«Jak to zrobiłeś, żeby... żeby go nie zadusić?»

«A!... Miałem przebłysk w moim umyśle. Przyszła mi myśl, nie wiem z jakich głębokości serca: “Nauczyciel potępia przemoc”, i zatrzymałem się. To uderzyło mnie jeszcze mocniej niż cios, którym uczony w Piśmie dopadł mnie i przyparł do muru, gdy mnie zaatakował. Prawie zmiażdżył mi nerwy... Tak, że nie miałem już sił się rozsierdzić. Jak trudno zapanować nad sobą!...»

«Naprawdę byłeś dzielny! Prawda, Nauczycielu? Nie wyrażasz Swej myśli?»

Piotr jest tak szczęśliwy z zachowania Judasza, że nie widzi, iż oblicze Jezusa zmieniło się od jaśniejącego do surowego. Jego spojrzenie przyciemniło się, zaciśnięte usta wydają się węższe. Otwiera je, by powiedzieć:

«Mówię, że bardziej brzydzę się waszym sposobem myślenia niż postępowaniem żydów. Oni są pozbawionymi łaski, w ciemnościach... Wy, którzy jesteście ze Światłością, jesteście twardzi, mściwi, szemrzący, gwałtowni... Jak oni popieracie brutalność. Powiadam wam: dajecie Mi dowód, że jesteście wciąż tacy sami, jacy byliście, gdy zobaczyliście Mnie po raz pierwszy. Boli Mnie to. Co się tyczy faryzeuszy, to wiecie, że Jezus Chrystus nie ucieka. Co do was... możecie się wycofać. Stawię im czoła. Nie jestem tchórzem. Odejdę, gdy już porozmawiam z nimi, nawet jeśli nie uda Mi się ich przekonać. Nie będzie można powiedzieć, że nie próbowałem wszystkich sposobów, aby ich do Mnie przyciągnąć. Oni również są synami Abrahama. Spełniam Mój obowiązek aż do końca. Ich potępienie musi pochodzić jedynie z ich złej woli, a nie z Mojego zaniedbania wobec nich.»

Jezus idzie w stronę domu. Jego niski dach widać poza rzędem drzew pozbawionych liści. Apostołowie idą za Nim, ze spuszczonymi głowami, rozmawiając po cichu między sobą.

Oto są w domu. Wchodzą po cichu do kuchni i krzątają się wokół paleniska. Jezus pogrąża się w myślach. Akurat mają jeść, kiedy kilka osób staje przed drzwiami.

«Oto oni» – szepcze Iskariota.

Jezus zaraz się podnosi i idzie do nich. Jest tak okazały, że grupa cofa się na moment. Pozdrowienie Jezusa ich uspokaja:

«Pokój niech będzie z wami. Czego chcecie?»

Wtedy ci nikczemnicy – sądząc, że mogą sobie pozwolić na wszystko - rozkazują niegrzecznie:

«W imię Świętego Prawa nakazujemy Ci opuścić to miejsce. Niepokoisz bowiem sumienia, przekraczasz Prawo, psujesz spokojne miasta Judy, nie obawiasz się kary z Nieba; małpujesz sprawiedliwego, który chrzci w Jordanie, chronisz nierządnice! Wyjdź ze świętej ziemi Judei! Niech Twoje tchnienie nie dotrze do murów Miasta Świętego.»

«Nie robię nic złego. Nauczam jak rabin, uzdrawiam jak medyk, wypędzam demony jak egzorcysta. Wszyscy ci ludzie istnieją też w Judei. I Bóg, który ich chce, każe wam ich szanować i otaczać czcią. Ja nie domagam się czci. Proszę was tylko o to, byście pozwolili Mi czynić dobro tym, którzy chorują w ciele, w umyśle, w duchu. Dlaczego Mi tego zabraniacie?»

«Jesteś opętany. Wynoś się!»

«Znieważanie nie jest odpowiedzią. Pytałem was: dlaczego zabraniacie Mi tego, na co pozwalacie innym?»

«Ponieważ Ty jesteś opętany. Wypędzasz demony i czynisz cuda przy pomocy demonów.»

«W takim razie wasi egzorcyści z czyją pomocą to czynią?»

«Robią to dzięki swemu świętemu życiu. Ty jesteś grzesznikiem i aby zwiększyć Swą moc, posługujesz się prostytutkami, gdyż związek z nimi powiększa potęgę demonicznej siły. Nasza świętość oczyściła okolicę z Twojej wspólniczki. Ale nie pozwolimy, żebyś Ty tu pozostał, by przyciągać inne kobiety.»

«A czy ten dom należy do was?» – pyta Piotr stojący blisko Nauczyciela. Ma niezbyt pewny wygląd.

«To nie jest nasz dom. Ale cała Judea i cały Izrael jest w świętych rękach czystych Izraela...»

«...którymi wy jesteście!» – kończy Iskariota. Przyszedł właśnie na próg i wybucha szyderczym śmiechem. Potem pyta:

«A gdzież jest wasz przyjaciel? Drży jeszcze? Bezwstydnicy! Wynoście się! I to natychmiast. W przeciwnym razie pożałujecie...»

«Uspokój się, Judaszu. I ty, Piotrze, powróć na miejsce. Posłuchajcie, faryzeusze i uczeni w Piśmie. Dla waszego dobra, z litości dla waszych dusz proszę, nie walczcie ze Słowem Bożym. Przyjdźcie do Mnie. Ja was nie nienawidzę. Rozumiem wasze rozumowanie i współczuję wam. Chcę was jednak doprowadzić do nowego, świętego rozumowania, zdolnego was uświęcić i dać wam Niebo. Czy sądzicie, że przyszedłem was zwalczać? O, nie! Przyszedłem was zbawić. Właśnie po to przyszedłem. Biorę was do Mojego serca. Proszę was o miłość i zrozumienie. Właśnie dlatego, że jesteście najbardziej uczonymi w Izraelu, powinniście bardziej niż wszyscy rozumieć prawdę. Bądźcie duszą, a nie ciałem. Czy chcecie, abym was błagał na kolanach? Wasze dusze są taką stawką, że upadłbym wam do stóp, by je zdobyć dla Nieba – pewien, że Ojciec nie uznałby za błąd Mojego upokorzenia się. Mówcie! Powiedzcie jedno słowo do Mnie, czekam na nie!»

«Przeklęty! To właśnie mówimy!»

«Dobrze. Powiedzieliście. Odejdźcie i Ja wkrótce odejdę.»

Jezus odwraca się. Wraca na miejsce, pochyla głowę nad stołem. Płacze. Bartłomiej zamyka drzwi, aby Jego łez nie widział żaden z tych okrutników, którzy Go znieważyli i odchodzą teraz z groźbami i bluźnierstwami przeciwko Chrystusowi.

Po długiej ciszy Jakub, syn Alfeusza, głaszcze głowę Jezusa i mówi:

«Nie płacz. My Ciebie kochamy. Nawet za nich.»

Jezus podnosi głowę i mówi: «To nie ze względu na Mnie płaczę, lecz ze względu na nich, gdyż zabijają siebie, głusi na wszelkie zaproszenie.»

«Co zrobimy, Panie?» – pyta drugi Jakub.

«Pójdziemy do Galilei. Wyruszymy jutro rano.»

«Nie dzisiaj, Panie?»

«Nie. Muszę pozdrowić tych, którzy są tu dobrzy. A wy pójdziecie ze Mną.»


   

Przekład: "Vox Domini"