Ewangelia według
św. Mateusza
Ewangelia według
św. Marka
Ewangelia według
św. Łukasza
Ewangelia według
św. Jana


Maria Valtorta

Księga III - Drugi rok życia publicznego

–   POEMAT BOGA-CZŁOWIEKA    –

16. ANNALIA ŚLUBUJE DZIEWICTWO

Napisane 6 maja 1945. A, 4977-4986

Jezus w towarzystwie Piotra, Andrzeja i Jana kołacze do drzwi domu w Nazarecie. Mama otwiera natychmiast. Twarz rozświetla Jej promienny uśmiech na widok Jezusa.

«Dobrze, że wracasz, Mój Synu! Od wczoraj mam u Siebie czystą gołębicę, która na Ciebie czeka. Przychodzi z daleka, a osoba, która jej towarzyszyła, nie mogła dłużej pozostać. Prosiła o radę, więc powiedziałam jej to, co potrafiłam. Jednak Ty, Mój Synu, jesteś Mądrością. Witajcie wszyscy. Wejdźcie i wypocznijcie.»

«Tak. Zostańcie tu. Ja idę zaraz spotkać się z tym stworzeniem, które na Mnie czeka.»

Ciekawość ożywia wszystkich, lecz różnie się przejawia. Piotr rozgląda się na wszystkie strony, jakby miał nadzieję, że ujrzy coś przez mury. Jan wydaje się pragnąć odczytać z uśmiechniętej twarzy Maryi imię nieznajomej. Andrzej natomiast bardzo się zaczerwienił. Patrzy cały czas na Jezusa i nieme błaganie drży w jego spojrzeniu i na wargach.

Jednak Jezus nikim się nie zajmuje. W czasie gdy trzej [apostołowie] decydują się wejść do kuchni, w której Maryja ofiarowuje im posiłek i ciepło paleniska, Jezus podnosi zasłonę, zakrywającą wyjście do ogrodu i oddala się. Łagodne słońce sprawia, że pokryte kwiatami gałęzie starego migdałowca w ogrodzie są jeszcze bardziej zwiewne i jakby nierzeczywiste. Jest to jedyne [tonące] w kwiatach największe z drzew ogrodu, okazałe w swej szacie z biało-różowego jedwabiu, kontrastującej z ubóstwem innych ogołoconych drzew: gruszą, jabłonią, figowcem, winoroślą, granatowcem – wszystkie jeszcze wyschłe i pozbawione liści. Migdałowiec natomiast – napuszony w swym lekkim i żywym welonie przy pokornej szarości drzew oliwnych – wygląda jakby swymi długimi gałęziami pochwycił leciutki obłok, zabłąkany na lazurowej połaci nieba i nim się otulił, by powiedzieć całemu światu: “Wiosenne gody nadeszły, cieszcie się drzewa i zwierzęta! To pora pocałunków wiatru, pszczół i kwiatów. To czas pocałunków pod dachami, w listowiu krzewów, o ptaszki Boże, o białe owieczki. Dziś pocałunki, jutro – potomstwo dla przedłużenia dzieła Stwórcy, naszego Boga.”

Jezus, z rękoma skrzyżowanymi na piersi, stanął w słońcu. Uśmiecha się do czystego, pełnego wdzięku matczynego ogrodu z kobiercami lilii, zapowiadanymi przez pierwsze kępki liści, z krzewami różanymi jeszcze bez liści i srebrną oliwką; z innymi rodzinami kwiatów rozsianymi po ubogich grządkach jarzyn i sałaty, która właśnie zaczyna się zielenić. Ogród czysty, uporządkowany i miły wydaje się rozsiewać czystość prawdziwego dziewictwa.

«Synu, przyjdź do Mojego pokoju. Przyprowadzę Ci ją. Ukryła się tam, w głębi, słysząc tak wiele głosów.»

Jezus wchodzi do małego matczynego pokoju, zawsze tak niewinnego, tak bardzo czystego małego pokoiku, który słyszał słowa anielskiej rozmowy. Ujawnia on jeszcze bardziej niż ogród dziewiczą, anielską i świętą naturę Tej, która mieszka w nim od lat, odkąd Archanioł uczcił w Niej Swoją Królową. Czy minęło trzydzieści lat czy to spotkanie odbyło się wczoraj? Dziś także na kądziel nawinięte jest delikatne i niemal srebrzyste pasmo przędzy, a na wrzeciono – nitka. Złożona robótka znajduje się na małym stoliku blisko drzwi, pomiędzy zwojem pergaminowym i miedzianą amforą z gałęzią kwitnącego migdałowca. I jeszcze teraz prążkowana zasłona, opadająca na tajemnicę dziewiczej siedziby, drży pod tchnieniem lekkiego wiatru. Uprzątnięte posłanie w kącie wciąż ma wygląd łóżeczka dziewczynki, która właśnie wchodzi w wiek młodzieńczy. Jakież sny miała i co jeszcze śnić się Jej będzie na tej małej poduszeczce?...

Maryja podnosi lekko ręką zasłonę. Jezus – który stoi tyłem do wejścia, podziwiając to gniazdko czystości – odwraca się.

«Oto, Mój Synu, przyprowadzam Ci ją. To owieczka, a Ty jesteś jej Pasterzem.»

Maryja weszła, prowadząc za rękę młodziutką, wysoką brunetkę, rumieniącą się mocno na widok Jezusa. Potem wychodzi cichutko, pozwalając opaść zasłonie.

«Pokój z tobą, dziewczyno.»

«Pokój... Panie...»

Dziewczyna stoi bez słowa, bardzo wzruszona. Klęka z głową pochyloną ku ziemi.

«Wstań, czego chcesz ode Mnie? Nie lękaj się...»

«To nie strach... tylko... teraz, gdy jestem przed Tobą... po tym, jak bardzo tego pragnęłam... wszystko, co wydawało mi się łatwe i konieczne, żeby Ci to powiedzieć... nie uważam już... nie wydaje mi się to takie... Głupia jestem... wybacz mi, Panie...»

«Prosisz o łaskę na ziemi? Potrzebujesz cudu? Chcesz nawrócenia dusz? Nie? A więc? Mów zatem! Miałaś tyle odwagi, a teraz ci jej brak? Czy nie wiesz, że Ja jestem Tym, który umacnia? Tak? Wiesz o tym? Zatem mów, jakbym był dla ciebie ojcem. Jesteś młoda. Ile masz lat?»

«Szesnaście, mój Panie.»

«Skąd przybywasz?»

«Z Jerozolimy.»

«Jak ci na imię.»

«Annalia...»

«Drogie imię mojej babci i wielu świętych niewiast w Izraelu, a wśród nich dobrej, łagodnej, wiernej, czułej małżonki Jakuba. Będzie dla ciebie zapowiedzią przyszłości. Staniesz się przykładną małżonką i matką. Nie? Zaprzeczasz? Płaczesz? Zostałaś odtrącona? Też nie? Mężczyzna, którego miałaś poślubić, umarł? Nikt jeszcze nie poprosił o ciebie?»

Dziewczyna cały czas zaprzecza ruchem głowy. Jezus robi jeden krok, głaszcze ją, zmusza do podniesienia głowy i popatrzenia na Niego... Uśmiech Jezusa pokonuje zmieszanie młodej dziewczyny. Ośmiela się i mówi:

«Panie, byłabym małżonką i to szczęśliwą dzięki Tobie. Nie poznajesz mnie, Panie? Jestem suchotniczką, umierającą, zaręczoną dziewczyną, którą uzdrowiłeś na prośbę Twego Jana... Od czasu Twej łaski... ja... mam inne ciało, zdrowe... nie takie, jakie miałam wcześniej – umierające. Mam inną duszę... Nie wiem. Wydaje mi się, że nie byłam sobą... Radość z uzdrowienia, pewność, że mogę wyjść za mąż – bo umierając odczuwałam żal z tego powodu, że nie będę poślubiona – to trwało tylko kilka godzin. A potem...»

Dziewczyna coraz bardziej się ośmiela i odnajduje słowa i myśli, zagubione w zmieszaniu, gdy pozostała sama z Nauczycielem...

«...Potem zrozumiałam, że nie powinnam być egoistką i myśleć jedynie: “Teraz będę szczęśliwa”, lecz że powinnam myśleć o czymś więcej, co powinno prowadzić do Ciebie, do Boga: Twojego Ojca i mojego. Mała rzecz, która miałaby wyrazić, że jestem wdzięczna. Wiele rozmyślałam, a kiedy w ostatni szabat widziałam narzeczonego, powiedziałam mu: “Posłuchaj, Samuelu. Bez tego cudu byłabym po kilku miesiącach martwa i utraciłbyś mnie na zawsze. Chciałabym teraz ponieść ofiarę dla Boga, a ty ze mną, aby powiedzieć Bogu, że Go wychwalam i że Mu dziękuję”. I Samuel, ponieważ mnie kocha, powiedział zaraz: “Chodźmy do Świątyni złożyć ofiarę”. Ale ja nie tego chciałam. Jestem ubogą dziewczyną, z ludu, mój Panie. Jestem niewykształcona i mam niewiele pieniędzy. Jednak przez Twoją dłoń położoną na moich chorych piersiach coś weszło we mnie, w moje zakażone płuca i do mojego serca. W płuca weszło zdrowie, a w serce – mądrość. I pojęłam, że ofiara z baranka nie jest ofiarą, jakiej pragnie mój duch, który Ciebie kocha... Ciebie.»

Milknie, zarumieniona po tym wyznaniu miłości.

«Mów dalej, bez lęku. Czego chciał twój duch?»

«Poświęcić Tobie coś, co byłoby godne Ciebie, Syna Bożego! I wtedy... i wtedy pomyślałam, że to powinno być coś duchowego, jak [duchowe jest] to, co pochodzi od Boga. [Chciałam] w ofierze odłożyć zaślubiny, z miłości do Ciebie, mojego Zbawcy. Zaślubiny to wielka radość, czy wiesz o tym? Kiedy się kocha, to wielka rzecz! Pragnie się tego, spieszy się, by były dopełnione!... jednak ja nie byłam już tą osobą sprzed kilku dni. Nie pragnęłam już tego tak, jakby to było coś najpiękniejszego... Powiedziałam to Samuelowi... i on mnie zrozumiał. On też chce złożyć ślub nazireatu na rok, rozpoczynając od dnia, który miał być dniem zaślubin, to znaczy od dnia następującego po miesiącu Adar. Poszedł szukać Ciebie, aby pokochać tego, który przywrócił mu małżonkę, aby pokochać i poznać Ciebie. Odnalazł Cię po kilku miesiącach w “Pięknej Rzece”. Ja także tam poszłam i Twoje słowo dokończyło przemiany mojego serca. Teraz nie wystarcza mi ślub złożony wcześniej. Jak ten migdałowiec, tam na dworze – który w coraz cieplejszym słońcu powrócił do życia, choć miesiącami był jakby umarły, i przystroił się kwiatami, a potem będzie miał liście i owoce – tak i ja coraz bardziej postępowałam w zrozumieniu tego, co jest najlepsze. W końcu – już pewna siebie i tego, czego chcę, a nad czym rozmyślałam przez te wszystkie miesiące – przybyłam do “Pięknej Rzeki”, ale Ciebie już tam nie było... Przepędzili Cię. Tak bardzo płakałam i tak prosiłam Najwyższego, żeby mnie wysłuchał. Przekonywałam moją matkę, aby mnie tu wysłała z krewnym, który szedł do Tyberiady na rozmowę z dworzanami Tetrarchy. Zarządca powiedział mi, że tu Cię odnajdę. Znalazłam Twoją Matkę i... Jej słowa... Samo słuchanie Jej i pozostawanie przy Niej przez te dwa dni sprawiło, że dojrzał owoc Twej łaski.»

Dziewczyna uklękła jak przed ołtarzem, z ramionami skrzyżowanymi na piersiach.

«Dobrze więc. Ale czegóż właściwie chcesz? Co mogę uczynić dla ciebie?»

«Panie, chciałabym... chciałabym wielkiej rzeczy. A Ty jeden, Dawca życia i zdrowia, możesz mi ją dać. Myślę bowiem, że to, co dajesz, możesz także odebrać... Chciałabym, abyś to życie, które mi dałeś, odebrał w czasie tego roku mojego ślubu, zanim ten rok się skończy...»

«Ale dlaczego? Czyż nie jesteś wdzięczna Bogu za odzyskane zdrowie?»

«Tak bardzo! Bez miary! Zwłaszcza za jedną rzecz: żyjąc dzięki Jego łasce i Twemu cudowi zrozumiałam, co jest najlepsze.»

«Cóż to jest?»

«Żyć jak aniołowie. Jak Twoja Matka, mój Panie... jak Ty żyjesz... jak żyje Twój Jan... Trzy lilie, trzy białe płomienie, trzy błogosławieństwa na ziemi, Panie. Tak. Myślę bowiem, że jest błogosławieństwem posiadanie Boga, a czyści posiadają Boga. Ten, kto jest czysty, jest Niebem z Bogiem otoczonym aniołami. O, mój Panie! Tego pragnę! Mało Cię słyszałam, mało słyszałam Twą Matkę i ucznia Izaaka. Nie chodziłam do innych, którzy mogliby mi głosić Twe słowa. Jednak wydaje mi się, że mój duch słyszy Cię zawsze i że jesteś dla niego Panem... Powiedziałam, mój Panie...»

«Annalio, o wiele prosisz i wiele dajesz... Córko, zrozumiałaś Boga i doskonałość, do której stworzenie może się wznieść, by się upodobnić do Najczystszego, by podobać się Najczystszemu...»

Jezus wziął w Swe ręce brunatną głowę młodej, klęczącej dziewczyny i mówi, pochylając się nad nią:

«Ten, który zrodził się z Dziewicy – nie mógł bowiem uczynić sobie gniazda gdzie indziej jak tylko w kielichu lilii – brzydzi się, córko, potrójną pożądliwością świata i ugiąłby się, zmiażdżony wielkim wstrętem, gdyby Ojciec, który wie, czym żyje Jego Syn, nie posługiwał się pełną miłości pomocą dla podtrzymania Mojej udręczonej duszy. Czyści są Moją radością. Przywracasz Mi to, co odbiera Mi świat swą niewyczerpaną nikczemnością. Niech Ojciec będzie za to błogosławiony, dziewczyno. Idź spokojna. Stanie się coś, co uczyni wiecznym twój ślub. Bądź jedną z lilii zasianych na zakrwawionej drodze Chrystusa.»

«O, mój Panie... chciałabym jeszcze czegoś...»

«Czego?»

«Nie widzieć Twej śmierci... Nie mogłabym widzieć umierającego Tego, który jest moim Życiem.»

Jezus uśmiecha się lekko i ociera dłonią dwa potoki łez, które spływają po jej twarzy.

«Nie płacz. Lilie nigdy nie są w żałobie. Będziesz się śmiać wszystkimi perłami twej anielskiej korony, gdy ujrzysz Króla ukoronowanego, wchodzącego do Swego Królestwa. Idź. Niech Duch Pański kieruje tobą pomiędzy jednym i drugim Moim przybyciem. Błogosławię cię płomieniami wiecznej Miłości.»

Jezus idzie do ogrodu i woła:

«Mamo! Oto mała córeczka, cała dla Ciebie. Teraz jest szczęśliwa. Jednak Ty zanurzaj Ją w Twojej bieli, teraz i za każdym razem, gdy pójdziemy do Miasta Świętego, aby stała się śniegiem niebiańskich płatków rozsianych na tronie Baranka.»

Jezus powraca do [uczniów], a Maryja zostaje i głaszcze dziewczynę. Piotr, Andrzej i Jan patrzą na Niego pytająco. Rozpromieniona twarz Jezusa mówi im, że jest szczęśliwy. Piotr nie wytrzymuje dłużej i pyta:

«Z kim tak długo rozmawiałeś, mój Nauczycielu? I kogo usłyszałeś, że jesteś taki radosny?»

«Z niewiastą o świtaniu jej życia, z którą rozpocznie się świt dla wielu innych, które przyjdą.»

«Dla kogo?»

«Dla dziewic.»

Andrzej szepcze cicho sam do siebie:

«To nie była ona...»

«Nie, to nie ona, ale nie ustawaj w modlitwie, cierpliwie i z dobrocią. Każde słowo twej modlitwy jest jak wezwanie, jak światło w nocy, które ją podtrzymuje i prowadzi.»

«A kogóż to oczekuje mój brat?»

«Duszy, Piotrze, wielkiej nędzy, którą on chce przemienić w wielkie bogactwo.»

«A gdzież ją znalazł Andrzej, który się nigdy nie rusza, nigdy nic nie mówi, nigdy nie podejmuje działania?»

«Na Mojej drodze. Chodź ze Mną, Andrzeju. Pójdziemy do Alfeusza. Pobłogosławimy go pośród licznego potomstwa. Wy zaczekajcie na Mnie w domu Jakuba i Judy. Moja Matka musi dziś zostać sama.»

Tak wychodzą, jedni w jedną stronę, inni – w drugą i tajemnica okrywa radość z pierwszej [niewiasty], która dla miłości Chrystusa poświęciła się dziewictwu.


   

Przekład: "Vox Domini"