Ewangelia według
św. Mateusza
Ewangelia według
św. Marka
Ewangelia według
św. Łukasza
Ewangelia według
św. Jana


Maria Valtorta

Księga III - Drugi rok życia publicznego

–   POEMAT BOGA-CZŁOWIEKA    –

22. JEZUS W DOMU W KAFARNAUM PO CUDZIE [UZDROWIENIA] ELIZEUSZA

Napisane 13 maja 1945. A, 5028-5038

Przez ogród, w którym wszystkie grządki zaczynają kwitnąć, Jezus wchodzi do bardzo obszernej kuchni, w której dwie najstarsze Marie (Maria Kleofasowa i Maria Salome) przygotowują wieczerzę.

«Pokój wam!»

«O! Jezu! Nauczycielu!»

Obie niewiasty odwracają się i pozdrawiają Go. Jedna ma rybę w rękach, którą właśnie oporządzała, druga zaś trzyma jeszcze kociołek pełen gotowanych jarzyn, który zdjęła z uchwytu, aby zobaczyć, czy są [dość] ugotowane. Ich dobre i poorane zmarszczkami twarze, zaróżowione płomieniem i pracą, uśmiechają się z radości. Ze szczęścia wydają się młodsze i piękniejsze.

«Za chwilę będzie gotowe, Jezu. Jesteś zmęczony? Pewnie jesteś głodny?» – pyta Maria z poufałością krewnej. [To Jego] ciocia, która – jak sądzę – kocha Jezusa bardziej niż własnych synów.

«Nie bardziej niż zwykle. Jednak zjem na pewno z przyjemnością dobre dania, które ty i Maria przygotowałyście Mi. Tak samo inni. Oto nadchodzą.»

«Matka jest w pokoju na górze. Wiesz, przybył Szymon... O, jestem naprawdę uradowana tego wieczoru! Nie, nie całkiem. Ty wiesz, kiedy będę w pełni radosna...»

«Tak, wiem. – Jezus podchodzi do cioci i całuje ją w czoło, a potem mówi: – Znam twoje pragnienie i to, że, nie grzesząc, zazdrościsz Salome. Przyjdzie dzień, w którym tak jak ona powiesz: “Wszyscy Moi synowie należą do Jezusa.” Idę do Mamy.»

Wychodzi. Po małych zewnętrznych schodkach wspina się na taras. Znajduje się on nad połową domu. Drugą zajmuje obszerna izba. Dochodzą zeń mocne męskie głosy i od czasu do czasu łagodny głos Maryi. Jest to czysty, dziewiczy głos młodej dziewczyny, której nie tknęły lata. To ten sam głos, który rzekł: “Oto Ja służebnica Pańska” i śpiewał kołysankę Swemu Niemowlęciu.

Jezus podchodzi cicho, uśmiecha się, gdyż słyszy słowa Matki, która mówi:

«Moim mieszkaniem jest Mój Syn. Odczuwam ból z powodu tego, że jestem z dala od Nazaretu tylko wtedy, gdy On jest daleko. Jednak kiedy jest blisko... O! Niczego Mi już nie brak. Poza tym nie obawiam się o Mój dom. Wy tam jesteście...»

«O, patrzcie! Jezus!» – woła Alfeusz, syn Sary, który – spoglądając w stronę drzwi – pierwszy dostrzegł wchodzącego Jezusa.

«Jestem tu, tak. Pokój wam wszystkim. Mamo!»

Całuje Matkę w czoło i przyjmuje Jej pocałunek. Potem zwraca się do nieoczekiwanych gości, którymi są: kuzyn Szymon, Alfeusz, syn Sary, pasterz Izaak i Józef, którego przyjęli w Emaus po orzeczeniu Sanhedrynu. Izaak wyjaśnia:

«Przybyliśmy do Nazaretu. Alfeusz powiedział, że mamy tutaj przyjść, więc jesteśmy. Alfeusz chciał nam towarzyszyć. Także Szymon.»

«Wydawało mi się właściwe iść [z nimi]» – mówi Alfeusz.

«Ja też chciałem Cię pozdrowić i zostać trochę z Tobą i z Maryją» – kończy Szymon.

«A Ja bardzo się cieszę, że jestem z wami. Dobrze zrobiłem, że nie zostałem dłużej w Kedesz, jak tego chcieli mieszkańcy. Doszedłem tam, wracając z Gergesy przez Meron, a potem idąc drugą stroną.»

«Stamtąd przychodzisz?!»

«Tak. Pokazałem się w okolicach, w których już byłem, i jeszcze dalej. Poszedłem aż do Giszali...»

«Jaka długa droga!»

«A jakie plony! Czy wiesz, Izaaku, że byliśmy gośćmi rabbiego Gamaliela? Był bardzo dobry. Potem spotkałem przewodniczącego synagogi z “Pięknej Rzeki”. On także przyjdzie [do nas]. Powierzam ci go. A potem... potem... zdobyłem trzech uczniów...»

Jezus się uśmiecha szeroko, szczęśliwy.

«Kim są?»

«Staruszek z Korozain. Oddałem mu kiedyś przysługę i on – biedny, prawdziwy Izraelita, bez uprzedzeń – dla okazania Mi miłości pracował dla Mnie w okolicy jak doskonały rolnik na polu. Drugi [uczeń] to dziecko. Ma pięć lat, może więcej. Inteligentne i śmiałe. Mówiłem do niego także za pierwszym razem, gdy byłem w Betsaidzie. Pamięta lepiej niż dorośli. Trzecim [uczniem] jest dawny trędowaty. Uzdrowiłem go blisko Korozain, któregoś odległego wieczoru. Potem odszedłem. Teraz go odnalazłem. To on głosił mnie po górach krainy Neftalego. Na potwierdzenie swych słów podnosi to, co mu pozostaje z rąk – uzdrowionych, lecz częściowo okaleczonych. Pokazuje stopy uzdrowione, lecz zniekształcone, przy pomocy których tak wiele chodzi. Widząc to, co mu pozostaje, ludzie rozumieją, w jakim stopniu był chory, i wierzą w jego słowa oblane łzami wdzięczności. Było Mi łatwo tam przemawiać, gdyż był ktoś, kto już dał Mnie poznać i doprowadził innych do wiary we Mnie. Mogłem uczynić wiele cudów. Tak wiele może ten, kto rzeczywiście wierzy...»

Alfeusz, nic nie mówiąc, kiwa głową. Szymon spuszcza głowę na domyślną wymówkę. Izaak w sposób widoczny cieszy się radością Nauczyciela, opowiadającego o cudzie zdziałanym ostatnio na wnuku Eliasza.

Kolacja jest gotowa i niewiasty z Maryją wnoszą stół do pomieszczenia. Przynoszą potrawy. Potem schodzą na dół. Pozostają jedynie mężczyźni. Jezus ofiarowuje, błogosławi i rozdziela [jedzenie]. Spożyli zaledwie kilka kęsów, gdy wchodzi Zuzanna, mówiąc:

«Eliasz przyszedł ze sługami i wieloma prezentami. Chciałby z Tobą rozmawiać.»

«Zaraz przyjdę. Albo powiedz mu, żeby wszedł.»

Zuzanna wychodzi i w chwilę później wraca ze starym Eliaszem i dwoma sługami, dźwigającymi wielki kosz. Niewiasty, z wyjątkiem Najświętszej Maryi, przypatrują się im ciekawie.

«Bóg z Tobą, dobroczyńco» – mówi faryzeusz, pozdrawiając Go.

«I z tobą, Eliaszu. Wejdź. Czego chcesz? Czy wnuk jest jeszcze chory?»

«O! Ma się dobrze. Skacze w ogródku jak koźlątko. Tylko ja przedtem byłem tak wzburzony, tak zmieszany, że uchybiłem moim obowiązkom. Chcę Ci okazać wdzięczność i proszę, abyś nie odmówił [przyjęcia] małych prezentów, jakie Ci ofiarowuję: trochę jedzenia dla Ciebie i Twoich [uczniów]. To z Mojej posiadłości. A ponadto... chciałbym... chciałbym zaprosić Cię jutro na posiłek, aby Ci jeszcze raz podziękować i otoczyć czcią pośród przyjaciół. Nie odmawiaj, Nauczycielu, bo pomyślę, że mnie nie lubisz i że uzdrowiłeś Elizeusza tylko z miłości do niego, a nie do mnie.»

«Dziękuję ci, jednak prezenty nie były konieczne.»

«Wszyscy wielcy i uczeni je przyjmują. Taki jest zwyczaj.»

«Tak. Jednak Ja przyjmuję bardzo chętnie jeden dar. Nawet go szukam.»

«Powiedz, jaki. Jeśli mogę, dam Ci go.»

«Wasze serca. Wasze myśli. Dajcie Mi je dla waszego dobra.»

«Ofiaruję ci je, Jezu błogosławiony! Czy możesz w to wątpić? Miałem... tak... krzywdziłem Cię. Jednak teraz zrozumiałem. Powiadomiono mnie też o śmierci Dorasa, który Cię obraził. Dlaczego się uśmiechasz, Nauczycielu?»

«Na pewne wspomnienie...»

«Myślałem, że nie wierzysz moim słowom.»

«O, nie! Wiem, że śmierć Dorasa poruszyła cię bardziej niż cud dzisiejszego wieczoru. Nie bój się Boga, jeśli rzeczywiście zrozumiałeś i jeśli naprawdę chcesz odtąd być Moim przyjacielem.»

«Widzę, że jesteś naprawdę prorokiem. Ja... to prawda, bałem się bardziej... przychodziłem do Ciebie z lęku przed karą, taką jaka [dotknęła] Dorasa. I tego wieczoru powiedziałem: “I tak oto przyszła kara. Jeszcze straszniejsza, bowiem nie uderzyła życia starego dębu, lecz [dotknęła] jego serca, jego radości życia, rażąc mały dąb, który dawał mi szczęście.” To nie był nieszczęśliwy wypadek. Zrozumiałem, że to było sprawiedliwe jak w przypadku Dorasa...»

«Zrozumiałeś, że to było sprawiedliwe, lecz nie wierzyłeś jeszcze w Tego, który jest dobry.»

«Masz rację. Jednak teraz to nie to samo. Zrozumiałem. Zatem przyjdziesz jutro?»

«Eliaszu, zdecydowałem, że o świcie odchodzę, jednak – abyś nie myślał, że tobą gardzę – o jeden dzień przesunę Moje odejście. Jutro będę u ciebie.»

«O! Naprawdę jesteś dobry. Zawsze będę o tym pamiętał.»

«Żegnaj, Eliaszu. Dziękuję za wszystko. Te owoce są bardzo piękne, sery zapewne – tłuste, a wino z pewnością wyśmienite. Jednak mogłeś dać wszystko biednym w Moim imieniu.»

«Dla nich też coś jest, jeśli chcesz, na spodzie. To miała być ofiara dla Ciebie.»

«Zatem jutro rozdamy to razem, przed lub po posiłku. Spokojnej nocy, Eliaszu.»

«Tobie również. Żegnaj.»

Odchodzi ze sługami. Piotr, ze swą sugestywną mimiką, wyjął to, co zawierał kosz, by go oddać sługom. Kładzie na stole sakiewkę przed Jezusem i – jakby kończąc wewnętrzną rozmowę – mówi:

«Po raz pierwszy ten stary puchacz dał jałmużnę...»

«To prawda – potwierdza Mateusz – Ja byłem chciwy, lecz on mnie przewyższał. Podwoił dzięki lichwie swój majątek.»

«I dobrze... jeśli się nawraca... To piękna rzecz, prawda?» – mówi Izaak.

«Tak, to piękna rzecz. Wydaje się, że właśnie tak jest» – potwierdza Filip i Bartłomiej.

«Stary Eliasz nawrócony! Cha! Cha!» – śmieje się Piotr z całej duszy.

Kuzyn Szymon, który trwał w zamyśleniu, mówi:

«Jezu, chciałbym... chciałbym iść za Tobą. Nie jak oni, lecz przynajmniej jak niewiasty... Pozwól mi przyłączyć się do mojej matki i do Twojej... Wszyscy przychodzą... ja... ja jestem krewnym... Nie domagam się miejsca pomiędzy nimi, ale przynajmniej jako dobry przyjaciel...»

«Niech Bóg cię błogosławi, synu! – woła Maria Alfeuszowa. –Jakże czekałam na to słowo od ciebie!»

«Chodź. Ja nikogo nie odrzucam i nikogo nie przymuszam. Nie wymagam też wszystkiego od wszystkich. Biorę to, co możecie Mi dać. Co do niewiast, to dobrze będzie, jeśli nie będą ciągle same, kiedy pójdziemy w okolice im nieznane. Dziękuję, bracie.»

«Idę to powiedzieć Maryi – mówi matka Szymona i dodaje: – Ona jest na dole, w Swym małym pokoiku. Modli się. Będzie bardzo szczęśliwa.»

...Noc zapada szybko. Zapalają więc lampę, by zejść o zmierzchu już ciemnymi schodami. Jedni idą w prawo, inni – w lewo, aby odpocząć. Jezus wychodzi. Idzie nad brzeg jeziora. W osadzie panuje zupełna cisza. W tę bezksiężycową noc drogi są tak samo opustoszałe jak bezludny brzeg jeziora. Na niebie widać gwiazdy. Słychać odgłos fal muskających piasek. Jezus wchodzi do łodzi wyciągniętej na brzeg i siada. Opiera ramię o jej brzeg, podpiera głowę i trwa w tej pozycji. Rozmyśla czy modli się? Nie wiem.

Bardzo cicho podchodzi do Niego Mateusz i pyta łagodnie:

«Nauczycielu, śpisz?»

«Nie. Rozmyślam. Chodź tu do Mnie, skoro nie śpisz.»

«Wydałeś mi się zmartwiony, więc poszedłem za Tobą. Czy nie jesteś zadowolony z tego dnia? Poruszyłeś serce Eliasza. Przyjąłeś jako ucznia Szymona, syna Alfeusza...»

«Mateuszu, nie jesteś tak prosty jak Piotr czy Jan. Jesteś bystry i wykształcony. Bądź także szczery. Czy ty byłbyś szczęśliwy z takich zwycięstw?»

«Ależ... Nauczycielu... Oni są lepsi ode mnie, a Ty powiedziałeś mi kiedyś, że jesteś bardzo szczęśliwy, bo się nawróciłem...»

«Tak. Jednak ty prawdziwie się nawróciłeś i byłeś szczery w dążeniu do Dobra. Przyszedłeś do Mnie bez całej tej pracy umysłowej. Przyszedłeś z pragnienia ducha. Tak nie jest ani z Eliaszem... ani z Szymonem. Pierwszy został wstrząśnięty tylko powierzchownie: człowiek - Eliasz został wstrząśnięty, nie duch - Eliasz. On jest wciąż taki sam. Kiedy opadnie poruszenie wywołane przez cud na Dorasie i wnuku, Eliasz będzie taki jak wczoraj i zawsze. Szymon!... Szymon także jest tylko człowiekiem. Gdyby widział, że Mnie znieważają zamiast wychwalać, okazałby Mi współczucie i opuściłby Mnie, jak zawsze. Dziś wieczorem zdał sobie sprawę, że starzec, małe dziecko, trędowaty potrafią czynić to, czego on, krewny, nie umie. Widział, jak ugięła się przede Mną pycha faryzeusza, i zdecydował: “Ja też!”. Jednak to nie nawrócenia [dokonane] pod ościeniem ludzkich rozważań czynią Mnie szczęśliwym. Przeciwnie – one Mnie przygnębiają. Pozostań ze Mną, Mateuszu. Na niebie nie ma księżyca, lecz przynajmniej gwiazdy błyszczą. W Moim sercu dzisiejszego wieczoru są tylko łzy. Niech twoje towarzystwo będzie gwiazdą dla twego zasmuconego Nauczyciela...»

«Nauczycielu, jeśli mogę... oczywiście! Tylko że ja jestem ciągle wielkim nieszczęśnikiem, niezdolnym nędzarzem. Zbytnio grzeszyłem, by móc Ci się podobać. Nie umiem mówić. Nie potrafię jeszcze wypowiadać słów nowych, czystych, świętych – teraz, gdy porzuciłem stary język oszustwa i rozwiązłości. Lękam się, że nigdy nie będę zdolny mówić z Tobą ani o Tobie.»

«Nie, Mateuszu. Jesteś człowiekiem z całym bolesnym ludzkim doświadczeniem. Karmiłeś się błotem, a teraz posilasz się niebiańskim miodem. Możesz więc opowiadać o dwóch smakach, prawdziwie je znając. Możesz pojąć, zrozumieć i pomóc to zrozumieć swoim bliźnim teraźniejszym i przyszłym. Będą ci wierzyć właśnie dlatego, że jesteś człowiekiem, biednym człowiekiem, który dzięki swej decyzji staje się sprawiedliwym, jak w Bożym zamyśle. Pozwól Mi, Człowiekowi - Bogu, wesprzeć się na tobie, człowieku, którego kocham do tego stopnia, że opuściłem dla ciebie Niebo, by dla ciebie umrzeć.»

«Nie, nie umrzeć. Nie mów mi, że dla mnie umrzesz!»

«Nie dla ciebie, Mateuszu, lecz dla wszystkich Mateuszów na całej ziemi i wszystkich wieków. Obejmij Mnie ramieniem, Mateuszu, ucałuj twego Chrystusa, za siebie, za wszystkich. Przynieś ulgę Memu wyczerpaniu niezrozumianego Odkupiciela. Ja przyniosłem ci ulgę w twoim cierpieniu grzesznika. Osusz Moje łzy... bo być tak mało zrozumianym to Moja gorycz, Mateuszu.»

«O! Panie! Panie! Tak! Tak!...»

Mateusz siedzi przy Nauczycielu – którego otoczył ramieniem – i pociesza Go swą miłością.


   

Przekład: "Vox Domini"