Ewangelia według
św. Mateusza
Ewangelia według
św. Marka
Ewangelia według
św. Łukasza
Ewangelia według
św. Jana


Maria Valtorta

Księga III - Drugi rok życia publicznego

–   POEMAT BOGA-CZŁOWIEKA   –

43. JEZUS W MAGDALI.

DRUGIE SPOTKANIE Z MARIĄ MAGDALENĄ.

Napisane 12 sierpnia 1944. A, 3303-3309.

Apostołowie są w komplecie wokół Jezusa. Siedzą na trawie w cieniu kępy drzew, blisko strumienia. Wszyscy jedzą chleb i ser, piją wodę ze strumienia, chłodną i przejrzystą. Zakurzone sandały wskazują, że uszli już szmat drogi i zapewne uczniowie chcieliby wypocząć w wysokiej i świeżej trawie. Jednak Niestrudzony Wędrowiec jest innego zdania. Ledwie zauważa, że minęła najcieplejsza pora, wstaje i idzie w kierunku drogi. Patrzy... potem się odwraca i mówi po prostu:

«Chodźmy.»

Doszedłszy do rozstaju dróg czy raczej skrzyżowania – bo cztery zakurzone drogi spotykają się w tym miejscu – Jezus zdecydowanie wchodzi na tę, która prowadzi w kierunku północno-wschodnim.

«Wracamy do Kafarnaum?» – pyta Piotr.

Jezus odpowiada: «Nie.» Tylko: nie.

«Zatem do Tyberiady» – naciska Piotr, który chce wiedzieć.

«Też nie.»

«Jednak ta droga prowadzi do Morza Galilejskiego... i znajduje się tam Tyberiada i Kafarnaum...»

«Także Magdala» – mówi Jezus jakby żartobliwie dla zaspokojenia ciekawości Piotra.

«Magdala? O!...» – Piotr jest nieco zgorszony, przez co pojmuję, że miasto ma złą opinię.

«Do Magdali, tak. Do Magdali. Czy sądzisz, że jesteś zbyt porządny, by tam pójść? Piotrze, Piotrze!... Z miłości do mnie będziesz musiał wchodzić nie [tylko] do miasta rozkoszy, lecz do prawdziwych domów publicznych... Chrystus nie przyszedł zbawić zbawionych, lecz zbawić zgubionych... i dlatego ty... ty będziesz “Skałą”, a więc Kefasem, a nie Szymonem. Boisz się, że się zabrudzisz? Nie! Nawet on, widzisz (Jezus wskazuje na młodego Jana), nawet on nie poniesie szkody. On – nie [poniesie szkody,] bo nie chce. Jak ty nie chcesz, jak nie chce tego twój brat i brat Jana... jak żaden z was na razie tego nie chce. Jak długo się nie chce, tak długo nie przychodzi zło. Jednak trzeba nie chcieć mocno i stale. Moc i stałość zdobywa się u Ojca, modląc się ze szczerą intencją. Potem nie wszyscy będziecie potrafili się tak modlić... Co mówisz, Judaszu? Nie ufaj zbytnio sobie samemu. Ja, który jestem Chrystusem, modlę się nieustannie, aby mieć siłę przeciw szatanowi. Czy jesteś większy ode Mnie? Pycha jest szczeliną, przez którą wdziera się szatan. Judaszu, bądź czujny i pokorny. Mateuszu, ty dokładnie znasz miejsce, powiedz Mi, czy dobrze jest iść tą drogą czy inną?»

«To zależy, Nauczycielu. Jeśli chcesz wejść do Magdali rybaków i ubogich, to tą drogą. Tędy wchodzi się do przedmieść, [które zamieszkuje] lud. A jeśli chcesz iść – nie wierzę w to, lecz mówię, aby Ci udzielić pełnej odpowiedzi – do dzielnicy bogatych, to po kilkuset metrach trzeba zboczyć z tej drogi i iść inną, bo domy bogaczy znajdują się mniej więcej na tej wysokości i trzeba się wrócić...»

«Zawrócimy więc, bo to do Magdali bogatych chcę iść. Co powiedziałeś Judaszu?»

«Nic, Nauczycielu. To już drugi raz pytasz Mnie o to w krótkim czasie. Ale ja nic nie mówiłem.»

«Nie wargami. Jednak rozmawiałeś szeptem ze swym sercem. Mówiłeś po cichu z twoim gościem: sercem. Nie trzeba mieć drugiej osoby do rozmowy, by mówić. Wiele słów wypowiadamy sami do siebie... Jednak nie trzeba obmawiać ani oczerniać nawet z własnym ‘ja’.»

Grupa maszeruje teraz w milczeniu. Główna droga staje się brukiem miejskim z czworokątnych kamieni o wymiarze piędzi. Pośród warzywników i ogrodów, bujnych i kwitnących, domy są coraz bogatsze i piękniejsze. Mam wrażenie, że wytworna Magdala była dla Palestyńczyków miejscem rozrywek jak niektóre miasteczka nad naszymi jeziorami w Lombardii, takie jak Strasa, Gardona, Pallanza, Bellagio i inne. Z bogatymi Palestyńczykami zmieszani są Rzymianie. Przybyli z pewnością z innych miejscowości, jak Tyberiada lub Cezarea, gdzie przy Namiestniku byli zapewne urzędnikami lub kupcami, którzy eksportowali do Rzymu najpiękniejsze produkty z kolonii palestyńskiej.

Jezus posuwa się krokiem pewnym, jakby wiedział, dokąd ma iść. Idzie wzdłuż jeziora aż do miejsca, w którym ukazują się domy z ogrodami. Rozdzierające lamenty dochodzą z bogatego domu. To głosy niewiast i dzieci oraz jeden ostrzejszy głos kobiecy, który krzyczy:

«Synu! Synu!»

Jezus odwraca się, patrzy na apostołów. Judasz wysuwa się do przodu.

«Nie, nie ty – nakazuje Jezus. – Ty, Mateuszu, idź i dowiedz się.»

Mateusz idzie i wraca:

«To bójka, Nauczycielu. Umiera mężczyzna. Żyd. Morderca uciekł. Był to Rzymianin. Żona, matka i małe dzieci przybiegły... a on umiera.»

«Chodźmy.»

«Nauczycielu... Nauczycielu... To stało się w domu kobiety, która nie jest jego żoną.»

«Chodźmy tam.»

Wkraczają przez otwarte drzwi do szerokiej i długiej sieni, wychodzącej na piękny ogród. Dom wydaje się przedzielony rodzajem krytego dziedzińca, bardzo bogatego w rośliny w wazonach, posągi i przedmioty z markieterią. Coś pośredniego między salą a oranżerią. W pomieszczeniu, do którego drzwi są szeroko otwarte na korytarz, znajdują się zapłakane niewiasty. Jezus wchodzi bez wahania. Nie wypowiada Swego zwykłego powitania. Wśród obecnych mężczyzn jest sprzedawca, z pewnością znający Jezusa, bo zaledwie go dostrzegł, mówi:

«Rabbi z Nazaretu!»

Wita Go z szacunkiem.

«Józefie, co mu jest?»

«Nauczycielu, cios sztyletem w serce... Umiera.»

«Dlaczego?»

Niewiasta o włosach siwych i w nieładzie wstaje – była na kolanach przy umierającym, którego trzymała za już nieruchomiejącą rękę – i z obłędem w oczach wykrzykuje skrzekliwym głosem:

«Z powodu niej, z powodu niej!... oddała go w moc szatana... Ani matka, ani małżonka, ani dzieci – nic już nie liczyło się dla niego! Musisz być z piekła, szatanie!»

Jezus podnosi oczy za jej drżącą, oskarżającą ręką i widzi w kącie, opartą o ciemnoczerwony mur Marię z Magdali, bardziej prowokującą niż kiedykolwiek dotąd. Powiedziałabym, że jest ubrana w... nic aż do połowy ciała. Jest bowiem prawie naga powyżej talii, owinięta w rodzaj siatkowej tkaniny o sześciokątnych oczkach z małymi kuleczkami, które wydają mi się perłami. Stoi w półcieniu, więc nie widzę dobrze.

Jezus spuszcza oczy. Maria, uderzona [jak batem] Jego obojętnością – by dodać sobie godności – prostuje się, bo przedtem była jakby przygarbiona.

«Niewiasto – mówi Jezus do matki – nie złorzecz. Odpowiedz. Po co twój syn był w tym domu?»

«Powiedziałam Ci. Bo ona uczyniła go szalonym. Ona.»

«Cisza. Zatem on także był w stanie grzechu. Jako cudzołożnik i ojciec niegodny swych niewinnych [dzieci i żony] zasługuje na karę. W tym i w przyszłym życiu nie ma miłosierdzia dla tego, kto się nie nawraca. Lituję się jednak nad twoim bólem, niewiasto, i nad tymi niewinnymi dziećmi. Daleko jest twój dom?»

«Jakieś sto metrów.»

«Weźcie mężczyznę i zanieście go tam.»

«To niemożliwe, Nauczycielu – mówi sprzedawca Józef – on właśnie umiera.»

«Czyń, co mówię.»

Wsuwają deskę pod ciało umierającego i orszak powoli wyrusza. Przechodzą przez ulicę. Wchodzą do zacienionego ogrodu. Niewiasty nadal głośno płaczą. Gdy są już w ogrodzie Jezus zwraca się do matki:

«Czy możesz wybaczyć? Jeśli ty wybaczysz, Bóg wybaczy. Trzeba być dobrym w sercu, aby otrzymać łaskę. On zgrzeszył i będzie jeszcze grzeszył. Dla niego lepiej byłoby umrzeć, bo żyjąc znowu wpadnie w grzech i będzie musiał odpowiedzieć w dodatku za niewdzięczność wobec Boga, który go ocala. Jednak ty i ci niewinni (Jezus wskazuje na żonę i dzieci) wpadlibyście w rozpacz. Przyszedłem ocalać, a nie gubić. Mężu, mówię ci, wstań i bądź uzdrowiony.»

Mężczyzna powraca do życia i otwiera oczy. Widzi matkę, dzieci, małżonkę. Spuszcza głowę, zawstydzony.

«Synu, synu – mówi matka – umarłbyś, gdyby On cię nie ocalił! Powróć do siebie. Nie szalej dla tej...»

Jezus przerywa staruszce:

«Niewiasto, zamilknij. Okaż to samo miłosierdzie, jakiego dostąpiłaś. Twój dom został uświęcony cudem, który zawsze jest dowodem Bożej obecności. Dlatego właśnie nie mogłem dokonać go tam, gdzie był grzech. Obyś przynajmniej ty umiała zachować w świętości swój dom, jeśli on tego nie potrafi. Teraz opatrzcie go. Słuszne jest, by trochę cierpiał. Bądź dobra, niewiasto. I ty. I wy, dzieci. Żegnajcie.»

Jezus położył ręce na głowach dwóch niewiast i dzieci. Potem wychodzi, przechodząc obok Magdaleny. Podążała ona za orszakiem aż do końca ulicy i pozostała wsparta o drzewo. Jezus zwalnia, jakby czekając na uczniów. Sądzę, że robi to, by dać Marii możliwość wykonania jakiegoś gestu. Jednak ona go nie czyni.

Uczniowie dochodzą do Jezusa. Piotr nie może się opanować, by nie rzucić Marii przez zęby obraźliwego przydomka. Ona zaś dodając sobie odwagi wybucha śmiechem na znak bardzo wątpliwego tryumfu. Jezus usłyszał słowa Piotra. Odwraca się i mówi surowo:

«Piotrze, Ja nie znieważam. Nie znieważaj. Módl się za grzeszników. Nic innego.»

Maria przerywa dźwięczny śmiech, pochyla głowę i jak gazela umyka w kierunku swego domu.


   

Przekład: "Vox Domini"