Ewangelia według
św. Mateusza
Ewangelia według
św. Marka
Ewangelia według
św. Łukasza
Ewangelia według
św. Jana


Maria Valtorta

Księga III - Drugi rok życia publicznego

–   POEMAT BOGA-CZŁOWIEKA    –

63. WIGILIA PASCHY W ŚWIĄTYNI

Napisane 27 czerwca 1945. A, 5460-5466

Wigilia Paschy. Sam ze Swymi uczniami – niewiast bowiem nie ma w grupie – Jezus czeka na powrót Piotra, który zaniósł baranka na paschalną ofiarę. Podczas tego oczekiwania, gdy Jezus rozmawia z chłopcem o Salomonie, Judasz przechodzi przez wielki dziedziniec. Jest w grupie młodych mężczyzn. Przemawia do nich czyniąc pompatyczne gesty, przyjmując egzaltowane pozy. Przybiera postawę mędrca, jego płaszcz nie przestaje powiewać... Myślę, że Cyceron nie był bardziej napuszony, gdy wygłaszał swe mowy...

«Patrzcie, tam jest Judasz!» – mówi Tadeusz.

«Jest w grupie saforim» – zauważa Filip.

Tomasz mówi:

«Idę posłuchać, co mówi» – i udaje się tam, nie czekając na zakaz Pana, którego można by się spodziewać.

A Jezus... O, jakie oblicze ma Jezus! Wyraża prawdziwe cierpienie i surowy sąd. Margcjam – który patrzył na Niego cały czas, gdy ze słodyczą i lekkim smutkiem opowiadał mu o wielkim królu izraelskim – dostrzega tę przemianę. Nieomal go to przeraża. Potrząsa więc ręką Jezusa, aby zwrócić Jego uwagę, i mówi:

«Nie patrz! Nie patrz [tam]! Patrz na mnie, ja Ciebie bardzo kocham...»

Tomaszowi udaje się niepostrzeżenie przyłączyć do Judasza. Idzie za nim kilka kroków. Nie wiem, co słyszy. Słyszę jednak, że wydaje niespodziewanie gromki okrzyk. Sprawia on, że wiele osób odwraca się, także Judasz, który staje się siny z wściekłości:

«Jakich to nauczycieli ma Izrael! Gratuluję ci, nowa światłości wiedzy!»

«Nie jestem kamieniem, lecz nasyconą gąbką. Kiedy więc głód spragnionych mądrości tego wymaga, wyciskam siebie, aby dać im wszystkie moje żywotne soki.»

Judasz jest napuszony i pełen lekceważenia.

«Wydajesz się wiernym echem. Echo jednak, aby istnieć, musi pozostawać blisko Głosu, w przeciwnym razie zamiera, przyjacielu. Wydaje mi się, że się oddalasz. On jest tam. Nie przyjdziesz?»

Judasz ma wszystkie kolory na twarzy, pełnej nienawiści i odrażającej. [Takim go widziałam] w najgorszych chwilach. Jednak opanowuje się i mówi:

«Żegnam was, przyjaciele. Idę z tobą, Tomaszu, mój drogi przyjacielu. Chodźmy zaraz do Nauczyciela. Nie wiedziałem, że jest w Świątyni. Gdybym wiedział, szukałbym Go» [– mówi Judasz,] kładąc Tomaszowi rękę na szyi, jakby darzył go wielkim uczuciem.

Tomasz, choć spokojny, nie jest przecież głupi i nie pozwala się zwieść tymi zapewnieniami... Pyta nieco podstępnie:

«Jak to? Nie wiesz, że jest Pascha? I myślisz, że Nauczyciel nie jest wierny Prawu?»

«O, nie! W zeszłym roku jednak pokazywał się, przemawiał... Pamiętam dobrze ten dzień. Przyciągnął mnie Swą królewską gwałtownością... Teraz... wydaje mi się Kimś, kto utracił siłę. Nie sądzisz?»

«Ja? Nie. Wydaje mi się Kimś, kto utracił zaufanie...»

«W odniesieniu do Swej misji. Tak, dobrze mówisz.»

«Nie. Źle pojmujesz. Stracił zaufanie do ludzi. A ty jesteś jednym z tych, którzy się do tego przyczynili. Wstydź się!»

Tomasz już się nie śmieje! Jest ponury, a jego “wstydź się!” jest jak smagnięcie batem.

«Uważaj na słowa!» – odgraża się Iskariota.

«A ty uważaj na swe zachowanie. Jesteśmy tu obydwaj Żydami, bez świadków, dlatego też mówię ci i powtarzam: “wstydź się!” A teraz milcz! Nie graj tragika ani płaczki, bo inaczej odezwę się wobec wszystkich. Tam jest Nauczyciel i towarzysze. Zachowuj się odpowiednio.»

«Pokój z Tobą, Nauczycielu...»

«Pokój z tobą, Judaszu, synu Szymona.»

«To miło odnaleźć Cię tutaj... mam Ci coś do powiedzenia...»

«Mów.»

«Wiesz... chciałbym Ci powiedzieć... Czy nie mógłbyś mnie wysłuchać na osobności?»

«Jesteś pomiędzy towarzyszami.»

«Chciałbym jednak porozmawiać z Tobą sam.»

«W Betanii jestem sam dla tego, kto Mnie pragnie i Mnie szuka, lecz ty Mnie nie szukasz. Uciekasz przede Mną...»

«Nie, Nauczycielu, nie możesz tak mówić.»

«Dlaczego wczoraj znieważyłeś Szymona i także Mnie, a z nami – Józefa z Arymatei, towarzyszy, Moją Matkę i innych?»

«Ja? Ależ ja was nie widziałem!»

«Nie chciałeś nas widzieć. Dlaczego nie poszedłeś – jak było to umówione – błogosławić Pana za niewinnego przyjętego przez Prawo? Odpowiedz! Nie odczuwałeś nawet potrzeby uprzedzenia, że nie przyjdziesz.»

«Oto mój ojciec! – woła Margcjam na widok Piotra, powracającego z barankiem poderżniętym, pozbawionym wnętrzności i owiniętym w skórę. – Z nim idzie Micheasz i inni! Idę tam. Czy mogę wyjść im na spotkanie, dowiedzieć się czegoś o moim dziadku?»

«Idź, synu» – mówi Jezus, głaszcząc go. Dodaje, trącając w ramię Jana z Endor:

«Proszę, idź z nim i... zatrzymaj ich przez chwilę.»

Następnie [Jezus] odwraca się do Judasza:

«Odpowiedz! Czekam.»

«Nauczycielu... nieprzewidziana powinność... od której nie mogłem się wymówić... cierpiałem z tego powodu... ale...»

«Czyż w całej Jerozolimie nie było nikogo, kto mógłby przynieść twe usprawiedliwienie, zakładając, że jakieś miałeś? To już był błąd. Przypomnij sobie, że nie tak dawno pewien człowiek porzucił pogrzebanie ojca, aby iść za Mną, i że Moi bracia opuścili dom rodzinny pośród [rzucanych na nich] klątw, aby iść za Mną, i że Szymon i Tomasz, a z nimi Andrzej, Jakub, Jan, Filip i Natanael opuścili rodziny, Szymon Kananejczyk – swoje dobra, aby Mi je oddać, a Mateusz – grzech, aby pójść za Mną... I mógłbym tak kontynuować, wymieniając ci sto imion. Są i tacy, którzy porzucili swe życie, nawet życie, aby iść za Mną do Królestwa Niebieskiego. Jeśli brak ci w takim stopniu wspaniałomyślności, bądź przynajmniej uprzejmy. Nie masz miłości, więc przestrzegaj choć zasad. Naśladuj – skoro ci się podobają – fałszywych faryzeuszy, którzy Mnie zdradzają, którzy nas zdradzają, okazując grzeczność. Twoim obowiązkiem było dotrzymać nam wczoraj towarzystwa, aby nie obrazić Piotra. Wymagam, aby przez wszystkich był szanowany. A przynajmniej mogłeś uprzedzić.»

«Popełniłem błąd. Teraz jednak specjalnie przyszedłem do Ciebie, aby Ci powiedzieć, że – wciąż z tego samego powodu – nie mogę przyjść jutro. Wiesz... Mam przyjaciół ojca i...»

«Wystarczy. Idź więc z nimi. Żegnaj.»

«Nauczycielu... Gniewasz się na mnie? Powiedziałeś mi, że będziesz dla Mnie ojcem... Jestem nierozważnym chłopcem, lecz ojciec wybacza...»

«Wybaczam ci, tak, ale odejdź. Niech przyjaciele twego ojca dłużej nie czekają, jak i Ja nie dam dłużej czekać przyjaciołom świętego Jonasza.»

«Kiedy opuszczasz Betanię?»

«Po skończeniu Przaśników. Żegnaj.»

Jezus odwraca się i idzie ku wieśniakom, którzy stoją oszołomieni przed Margcjamem, tak odmienionym. Robi kilka kroków, potem zatrzymuje się, słysząc uwagę Tomasza:

«Na Jahwe! Chciał Cię ujrzeć w królewskiej gwałtowności! Zaspokoiłeś go!...»

«Proszę was, zapomnijcie o tym wydarzeniu, jak Ja usiłuję o nim zapomnieć. I nakazuję wam milczenie o tym wobec Szymona, syna Jony, Jana z Endor i małego. Z powodów, które potraficie pojąć własnym rozumem, nie należy ich zasmucać ani gorszyć. I milczcie w Betanii przy niewiastach. Jest tam Moja Matka. Pamiętajcie o tym.»

«Bądź spokojny, Nauczycielu.»

«Zrobimy wszystko, aby to wynagrodzić.»

«I aby Cię pocieszyć, tak!» – mówią wszyscy obecni.

«Dziękuję... O, Pokój wam wszystkim! Izaak was odnalazł. Jestem z tego powodu szczęśliwy. Cieszcie się w pokoju waszą Paschą. Moi pasterze będą dla was dobrymi braćmi. Izaaku, zanim odejdą, przyprowadź ich do Mnie. Chcę ich jeszcze pobłogosławić. Czy już widzieliście chłopca?»

«O! Nauczycielu, jak mu się dobrze powodzi! Jego zdrowie jest kwitnące! Powiemy to staremu ojcu. Jakże będzie szczęśliwy! Ten sprawiedliwy powiedział nam, że Jabes jest teraz jego synem... To opatrznościowe! Wszystko to powiemy, wszystko!»

«I też, że jestem synem Prawa... i że jestem szczęśliwy... i że myślę o nim zawsze... i żeby nie płakał ani nade mną, ani nad mamą, bo ona jest całkiem blisko mnie i jest aniołem też dla niego i będzie przy naszej śmierci. Kiedy Jezus otworzy bramy Nieba, to mama, piękniejsza niż anioł, wyjdzie na spotkanie starego ojca i zaprowadzi go do Jezusa. On tak powiedział. Powiecie mu o tym? Będziecie mogli to powiedzieć?»

«Tak, Jabesie.»

«Nie, ja się teraz nazywam Margcjam. To imię dała mi Matka Pana. To tak jakby Jej imię. Ona mnie bardzo kocha. Co wieczór kładzie mnie spać i odmawia ze mną modlitwy, które mówiła ze Swoim Dzieciątkiem. A potem budzi mnie pocałunkiem i ubiera, i uczy mnie tylu rzeczy. On też. I wszystko tak łagodnie wnika do wnętrza, że uczę się bez wysiłku. Mój Nauczyciel!!!»

Chłopiec tuli się do Jezusa w takim akcie podziwu, że wywołuje powszechne wzruszenie.

«Tak, powiedzcie to wszystko, by starzec nie tracił ufności. Ten anioł modli się za niego, a Ja go błogosławię. Was także błogosławię. Idźcie. Pokój niech będzie z wami.»

Grupy rozdzielają się, każda idzie w swoją stronę.


   

Przekład: "Vox Domini"