Ewangelia według
św. Mateusza
Ewangelia według
św. Marka
Ewangelia według
św. Łukasza
Ewangelia według
św. Jana


Maria Valtorta

Księga III - Drugi rok życia publicznego

–   POEMAT BOGA-CZŁOWIEKA   –

71. W DOMU ELIZY.

“NIECH WASZE CIERPIENIE PRZYNOSI OWOCE”

Napisane 5 lipca 1945. A, 5564-5572

Nowina, że Eliza zaczęła wychodzić ze swego tragicznego przygnębienia, rozeszła się po okolicy. Dlatego też – kiedy Jezus wraz z apostołami i uczniami idzie w kierunku [jej] domu, przechodząc przez wieś – wiele osób przypatruje Mu się uważnie. Pytają nawet tego lub tamtego pasterza, kim jest, skąd przyszedł, kto jest z Nim, kim jest dziecko i kim są niewiasty i jakie lekarstwo dał Elizie, aby wydobyć ją z nocy szaleństwa – tak szybko, gdy tylko się pojawił – i co będzie robić, i co będzie mówić... Kto tylko chce, ten pyta... Na końcu pada pytanie:

«A czy my nie moglibyśmy także przyjść?»

Pasterze odpowiadają:

«Tego nie wiemy. Trzeba zapytać Nauczyciela. Idźcie!»

«A jeśli źle nas przyjmie?»

«On nigdy źle nie przyjmuje, nawet grzeszników. Idźcie, idźcie. Ucieszy się.»

Grupka osób – niewiast i mężczyzn, większość dość posunięta w latach, jak Eliza – waha się. Potem idą naprzód. Podchodzą do Jezusa, który rozmawia z Piotrem i Bartłomiejem. Zwracają się do niego niezbyt pewnym głosem:

«Nauczycielu...»

«Czego chcecie?» – pyta Bartłomiej.

«Rozmawiać z Nauczycielem, aby Go zapytać...»

«Pokój niech zstąpi na was. O co chcecie Mnie zapytać?»

Widząc uśmiech Jezusa, ludzie ośmielają się i mówią:

«Wszyscy jesteśmy przyjaciółmi Elizy, jej domu. Dowiedzieliśmy się, że została uzdrowiona. Chcielibyśmy ją ujrzeć i także usłyszeć Ciebie. Czy możemy przyjść?»

«Posłuchać Mnie – z pewnością, tak. Co do zobaczenia się z nią – nie, przyjaciele. [Ponieście ofiary ze względu na waszą] przyjaźń, a także umartwcie swoją ciekawość, bo i ona jest w was. Uszanujcie wielki ból, którego nie należy mącić.»

«Czyżby więc nie wyzdrowiała?»

«Powraca dopiero do Światła. Czy jednak – po skończonej nocy – nagle przychodzi pełnia południa? Czy płomień rozpalanego ognia jest od razu potężny? Tak samo jest z Elizą. Kiedy niewczesny wiatr dmuchnie na mały, pojawiający się płomyczek, czyż go nie gasi? Bądźcie więc ostrożni. Ta niewiasta jest jedną raną, którą nawet przyjaźń mogłaby rozjątrzyć. Potrzebuje odpoczynku, ciszy, samotności... już nie tak tragicznej jak ta wczorajsza, lecz samotności zaakceptowanej, aby odnaleźć samą siebie...»

«Kiedy ją więc ujrzymy?»

«Wcześniej niż myślicie. Bo znajduje się już na drodze zbawienia. Gdybyście jednak wiedzieli, co oznacza wyjście z takich ciemności!... Są gorsze niż śmierć. A kto z nich wychodzi, wstydzi się, że tam był i że ludzie o tym wiedzą.»

«Jesteś lekarzem?»

«Jestem Nauczycielem.»

Doszli do domu. Jezus zwraca się do pasterzy:

«Idźcie na podwórze. Niech przyjdzie z wami, kto chce. Nikt jednak niech nie czyni hałasu i nie wchodzi dalej niż na podwórze. Wy także – mówi do apostołów – czuwajcie nad tym, aby wszystko dobrze się potoczyło. A wy – Jezus zwraca się do Salome i Marii Alfeuszowej – uważajcie, żeby dziecko nie robiło hałasu. Żegnajcie.»

Puka do drzwi, inni zaś idą ścieżką do umówionego miejsca. Otwiera służąca, która nie przestaje się kłaniać. Jezus wchodzi.

«Gdzie jest twoja pani?»

«Z Twoją Matką i... pomyśl, wyszła do ogrodu! Coś takiego! Coś podobnego! A wczoraj wieczorem przyszła do jadalni... Płakała, ale przyszła. Chciałam, żeby coś przełknęła, zamiast – jak zwykle – kilku kropli mleka, ale nie udało mi się!»

«Będzie jadła. Nie nalegaj. Bądź cierpliwa w miłości do swojej pani.»

«Tak, Zbawicielu, zrobię wszystko, co mówisz.»

Myślę, że nawet gdyby Jezus polecił kobiecie uczynić rzeczy najdziwniejsze, rzeczywiście wykonałaby je bez dyskutowania. Tak bardzo jest przekonana, że Jezus to Jezus i że wszystko, co czyni, jest dobre. Towarzyszy Mu do przestronnego ogrodu, pełnego drzew owocowych i kwiatów. Drzewa owocowe [ogrodu] same pomyślały o przyozdobieniu siebie listkami i kwiatami, o zawiązaniu owoców i o ich wzroście. Biedne kwiaty natomiast – którymi od roku nikt się nie zajmuje – stały się karłowatym i splątanym zagajnikiem, w którym najsłabsze i najniższe rośliny giną pod ciężarem najbardziej żywotnych. Kwietniki, ścieżki, wszystko znikło w chaotycznym gąszczu. Jedynie w głębi ogrodu, gdzie służąca posadziła na swe potrzeby sałatę i jarzyny, widać nieco porządku.

Maryja siedzi z Elizą w altanie, całej pokrytej splątanymi pnączami i winoroślami, które opadają na ziemię. Jezus staje i spogląda na Swoją młodą Matkę, która z wielką delikatnością pobudza myśli Elizy, kierując ją ku sprawom odmiennym od tych, które aż do wczoraj zaprzątały myśli zrozpaczonej niewiasty.

Służąca odnajduje panią i mówi jej:

«Zbawiciel przyszedł.»

Niewiasty odwracają się i idą ku Niemu. Jedna ze Swym łagodnym uśmiechem, a druga – z twarzą zmęczoną i zagubioną.

«Pokój wam. Piękny ogród...»

«Był piękny...» – mówi Eliza.

«Ziemia jest urodzajna. Popatrz, jakie piękne owoce już dojrzewają! A ileż kwiatów na tym różanym krzewie! A tam? To lilie?»

«Tak, wokół zbiornika, w którym moje dzieci tak często się bawiły. Wtedy jednak był posprzątany... teraz wszystko jest tu w ruinie. Nie przypomina mi już ogrodu moich synów.»

«Jednak za kilka dni stanie się taki, jak przedtem. Ja ci pomogę. Prawda, Jezu? Zostawisz Mnie tu przez kilka dni z Elizą. Tyle mamy do zrobienia...»

Eliza patrzy na Niego i szepcze:

«Dziękuję.»

Jezus głaszcze jej białą głowę, a potem odchodzi ku pasterzom. Niewiasty pozostają w ogrodzie. W chwilę potem w spokojnym powietrzu słychać głos Jezusa, pozdrawiającego obecnych. Eliza – jakby przyciągana nieodpartą siłą – podchodzi powoli do bardzo wysokiego żywopłotu, oddzielającego ogród od podwórza. Jezus rozmawia najpierw z trzema pasterzami. Znajduje się tuż przy żywopłocie. Naprzeciw Niego – apostołowie i mieszkańcy Betsur, którzy szli za Nim. Marie z dzieckiem siedzą z boku. Jezus mówi do pasterzy:

«Jesteście związani umową czy też możecie kiedykolwiek porzucić swe zajęcie?»

«Jesteśmy wolnymi pracownikami, ale nie byłoby ładnie opuścić wszystko nagle – teraz, gdy stada wymagają tak wiele opieki i kiedy trudno znaleźć pasterzy.»

«Tak, nie byłoby ładnie i nie musicie tego robić od razu. Mówię wam to z wyprzedzeniem, abyście się odpowiednio przygotowali. Chcę, abyście byli wolni. Pragnę was przyłączyć do uczniów, abyście Mi pomagali...»

«O! Nauczycielu!... – Trzej pasterze wpadają w ekstazę radości – Ale czy będziemy do tego zdolni?» – pytają.

«Nie wątpię. A więc wszystko ustalone. Kiedy to tylko będzie możliwe przyłączycie się do Izaaka.»

«Tak, Nauczycielu.»

«Idźcie i wy do pozostałych. Będę nauczał ludzi.»

I opuszczając pasterzy, [Jezus] zwraca się do tłumu:

«Pokój niech będzie z wami. Wczoraj słuchałem dwóch wielkich nieszczęśliwców: jeden u poranka życia, a drugi – o zachodzie. Te dwie dusze opłakiwały swą boleść. I płakałem w Moim sercu z nimi widząc, ile cierpienia jest na ziemi. Jedynie Bóg może je usunąć. Bóg! [Konieczna jest jednak] prawdziwa znajomość Boga, Jego wielkiej nieskończonej dobroci, Jego stałej obecności, Jego obietnic. Widziałem, jak człowieka może dręczyć człowiek. Widziałem, jak mogą go prowadzić ku śmierci cierpienia, na których żeruje szatan, powiększając ból i doprowadzając do ruiny. Powiedziałem sobie wtedy: “Nie mogą dzieci Boże cierpieć tej udręki nad udrękami. Dajmy poznanie Boga temu, kto go nie posiada. Przywróćmy je temu, kto o nim zapomniał w zawierusze cierpienia. Ale zauważyłem też, że sam już nie wystarczę, aby odpowiedzieć na nieskończone potrzeby braci. Postanowiłem powoływać wielu, w liczbie coraz większej, aby wszyscy, którzy potrzebują umocnienia przez poznanie Boga, mogli je otrzymać.

Tych dwunastu to pierwsi. Ponieważ Mi sprzyjają, potrafią doprowadzić do Mnie – a tym samym do umocnienia – tych wszystkich, którzy płaczą pod zbyt ciężkim jarzmem bólu. Zaprawdę powiadam wam: “Przyjdźcie do Mnie wy wszyscy, którzy jesteście zasmuceni, zawiedzeni, z sercem zranionym, zmęczeni, a Ja będę dzielił wasz ból i dam wam Mój pokój. Przyjdźcie poprzez Moich apostołów, przez Moich uczniów i uczennice, przez tych, którzy każdego dnia powiększają się o nowych chętnych. Znajdziecie umocnienie w waszych cierpieniach, towarzystwo w samotności, miłość braci pomagającą zapomnieć nienawiść świata. Znajdziecie górującego nad wszystkimi Pocieszyciela, przewyższającego wszystkich towarzysza doskonałego – miłość Bożą. Nie będziecie więcej w nic wątpić. Nie powiecie nigdy więcej: “Wszystko dla mnie skończone!” Powiecie: “Wszystko dla mnie ma początek w świecie nadprzyrodzonym, który usuwa odległości i znosi oddzielenie”. Dzięki niemu osierocone dzieci połączą się z rodzicami wyniesionymi na łono Abrahama, a ojcowie i matki, małżonkowie i wdowcy odnajdą utracone dzieci i utraconego współmałżonka.

Na ziemi judejskiej, bliskiej jeszcze Betejemu Noemi, przypominam wam, że miłość przynosi ulgę w cierpieniu i przywraca radość.

Spójrzcie – wy, którzy płaczecie – na rozpacz Noemi po tym, jak jej dom pozostał bez mężczyzn. Posłuchajcie jej pełnych przygnębienia słów pożegnania, skierowanych do Orpy i Rut: “Idźcie z powrotem, do domu waszej matki. Pan niech okaże miłosierdzie wam, jak wy je okazałyście zmarłym [mężom] i mnie...” Posłuchajcie, jak znużona nalega. Nie spodziewała się niczego więcej od życia ta, która niegdyś była piękną Noemi, a teraz – Noemi smutną, rozdartą bólem. Chciała tylko powrócić, aby umrzeć, do miejsc, gdzie była szczęśliwa w czasach młodości, otoczona miłością męża, obsypywana pocałunkami dzieci. Mówiła: “Idźcie, idźcie... To zbędne iść ze mną... Jestem jakby umarła... Nie żyję już tutaj, lecz tam, w innym życiu, gdzie oni są. Nie marnujcie młodości u boku czegoś umierającego. Bo naprawdę jestem “czymś”. Wszystko jest mi obojętne. Bóg zabrał mi wszystko. Jestem goryczą... i to ciążyłoby mi na sercu. Pan zaś zażądałby ode mnie rachunku, On, który mnie już tak uderzył. Trzymać was, żywe, blisko mnie, martwej, byłoby samolubne. Idźcie do waszych matek...”

Rut jednak została, żeby wspierać zbolałą staruszkę. Rut pojęła, że istnieją cierpienia większe niż jej własny ból, i że jej ból młodej wdowy był lżejszy niż cierpienie niewiasty, która utraciła oprócz męża także dwóch synów. Podobnie też cierpienie dziecka - sieroty, zmuszonego do życia z żebrania, bez pieszczot, bez dobrych rad, jest o wiele większe niż ból matki pozbawionej na zawsze dzieci. Podobnie też cierpienie kogoś, kto przez splot przyczyn dochodzi do znienawidzenia całej ludzkości i widzi w każdym człowieku nieprzyjaciela. [Myśli,] że musi się przed nim bronić i obawiać się go. To cierpienie jest większe niż inne. Obejmuje bowiem nie tylko ciało, krew i umysł, lecz i ducha – z jego obowiązkami i prawami nadprzyrodzonymi – i prowadzi go do zatracenia się. Ileż jest na świecie matek bez dzieci i dzieci bez matek! Ileż jest wdów bez potomstwa, które mogłoby być przy nich, żyjących pobożnie w samotnej starości. Iluż pozbawionych miłości – jakże nieszczęśliwych – mogłoby, dzięki pragnieniu miłości, zwalczać nienawiść, dając, dając, dając miłość nieszczęśliwej Ludzkości, która coraz bardziej cierpi, bo coraz bardziej nienawidzi!

Cierpienie jest krzyżem, ale też uskrzydla. Żałoba ogołaca, ale po to, by na nowo przyoblec. Powstańcie wy, którzy płaczecie! Otwórzcie oczy, wyjdźcie z koszmarów, z ciemności, z różnych form egoizmu! Cieszcie się... Świat jest wrzosowiskiem, na którym się płacze i umiera. I świat krzyczy: “Na pomoc!” – przez usta sierot, chorych, samotnych, niepewnych, przez usta tych, których zdrada, okrucieństwo czynią więźniami niechęci. Idźcie do skarżących się. Zapomnijcie o sobie pośród zapomnianych! Uzdrawiajcie pośród chorych! Miejcie nadzieję pośród zrozpaczonych! Świat jest otwarty na dobrą wolę służenia Bogu w bliźnim i na zdobywanie Nieba: jedności z Bogiem i ponownego zjednoczenia z tymi, których opłakujemy. Tu jest miejsce wysiłku, tam będzie tryumf. Przyjdźcie. Naśladujcie Rut pośród wszystkich cierpień. Mówcie także i wy: “Będę z wami aż do śmierci.” A jeśli wam odpowiedzą ci nieszczęśliwcy – którzy uważają, że nie da się ich uleczyć [i mówią]: “Nie nazywajcie mnie już Noemi, lecz nazywajcie mnie Mara, gdyż Bóg napełnił mnie goryczą” – nie ustępujcie. Zaprawdę powiadam wam, że pewnego dnia – dzięki waszej wytrwałości – ci nieszczęśliwcy wykrzykną: “Bądź błogosławiony, Panie, że wyrwałeś mnie z goryczy, z przygnębienia, z samotności – przez dzieło jakiejś stworzonej istoty – które potrafiło spowodować, że cierpienie zaowocowało dobrem. Niech Bóg jej błogosławi przez wieczność, bo stała się moim zbawicielem!”

Dobry czyn Rut wobec Noemi – pomyślcie o tym – dał światu Mesjasza. Mesjasz bowiem pochodzi od Dawida, ten zaś – od Jessego pochodzącego od Obeda, który zrodził się z Booza i Rut. Booz był synem Szalmona, a Szalmon synem Nachszona, Nachszon synem Amminadaba, a Amminadab synem Rama, Ram synem Chesrona, a ojcem jego był Peres. To oni przybyli zaludnić pola Betlejem, przygotowując przodków dla Pana. Każdy dobry czyn jest początkiem wielkich rzeczy, o których nie myślicie. A wysiłek człowieka pokonującego własny egoizm może wywołać falę tak wielkiej miłości, że potrafi ona wznosić i wznosić, obejmując swą przejrzystością tego, kto ją wywołał, doprowadzając go do stóp ołtarza, do serca Boga. Niech Bóg udzieli wam pokoju.»

Jezus nie wraca do ogrodu przez furtkę otwartą w żywopłocie. Czuwa, żeby nikt nie zbliżył się do płotu, spoza którego dochodzi długi lament... Dopiero gdy wszyscy z Betsur odeszli, oddalił się ze Swoimi [uczniami], nie przeszkadzając temu zbawiennemu płaczowi...


   

Przekład: "Vox Domini"