Ewangelia według
św. Mateusza
Ewangelia według
św. Marka
Ewangelia według
św. Łukasza
Ewangelia według
św. Jana


Maria Valtorta

Księga III - Drugi rok życia publicznego

–   POEMAT BOGA-CZŁOWIEKA    –

73. PRZYJĘCIE ŚWIĄTECZNE W HEBRONIE

Napisane 7 lipca 1945. A, 5581-5594

Wszyscy siedzą – tworząc krąg w małym lasku blisko Hebronu – i jedzą, prowadząc rozmowy. Judasz, teraz gdy się upewnił, że Maryja pójdzie do jego matki, jest w lepszym nastroju duchowym. Usiłuje wymazać wspomnienie swoich humorów u towarzyszy i u niewiast przez tysiące uprzejmości. Miał iść zrobić zakupy w okolicy i opowiada, że zmieniła się bardzo w porównaniu z ubiegłym rokiem:

«Wiadomość o nauczaniu i cudach Jezusa dotarła także tutaj. Ludzie zaczęli się zastanawiać nad wieloma rzeczami. Wiesz, Nauczycielu, że od tej okolicy zaczyna się posiadłość Dorasa [, syna Dorasa]? I także żona Chuzy ma tutaj, na tych wzgórzach, ziemie i własny pałac, swój posag. Widać, że przygotowali tu teren: trochę ona, a trochę wieśniacy Dorasa, bo niektórzy muszą być z Ezdrelonu. Doras nakazał milczenie. Ale oni!... Sądzę, że nie zamilkliby nawet w obliczu tortur. Wiesz, że śmierć starego faryzeusza wprawiła ich w stan osłupienia? I wspaniałe zdrowie Joanny, która przybyła tu przed Paschą. Acha... żeby Ci wyświadczyć przysługę przybył tu też wielbiciel Aglae. Wiesz, że ona uciekła krótko po tym, jak przechodziliśmy tędy? Jej wielbiciel zachowuje się jak demon i mści się na niewinnych. I tak ludzie zaczęli myśleć o Tobie jako o mścicielu uciśnionych i pragną Ciebie... Chcę powiedzieć – najlepsi...»

«Jako o mścicielu uciśnionych! Rzeczywiście nim jestem, ale w sposób nadprzyrodzony. Nie rozumie Mnie właściwie żaden z tych, którzy widzą Mnie z berłem i siekierą jak króla i kata, według ducha ziemskiego. Oczywiście, przyszedłem wybawić z ucisku – z największego: z grzechu, chorób, rozpaczy, niewiedzy i egoizmu. Wielu zrozumie, że nie jest słuszne uciskać dlatego, że los ich postawił wysoko. Zrozumieją, że trzeba wykorzystywać to wyniesienie, aby podnieść tego, kto jest nisko.»

«Łazarz to czyni i także Joanna. Ale to zaledwie dwóch przeciwko setkom...» – mówi zmartwiony Filip.

«Rzeki nie są tak szerokie u źródeł, jak u ujścia. Kilka kropel, stróżka wody, a potem... Są rzeki, które wydają się morzami u ujścia.» [– mówi Jezus.]

«Nil, co?! Twoja Matka opowiadała mi o pobycie w Egipcie. Ciągle mówiła: ‘Morze, wierz Mi, morze jest zielonolazurowe. Widzieć jego przypływy to prawdziwy sen!’ I opowiadała mi o roślinach, które jakby wyłaniały się z wody, a potem o całej tej zieleni, która wydawała się rodzić z wody, kiedy ta się wycofywała...» – mówi Maria Alfeuszowa.

«Otóż powiadam wam: jak u źródeł Nil jest stróżką wody, a potem staje się olbrzymem, tak to, co obecnie jest zaledwie włókienkiem [czegoś] wielkiego – pochylającym się z miłością i z miłości nad najmniejszymi – stanie się następnie mnóstwem. Joanna, Łazarz, Marta teraz, a potem... jakże wielu!»

Jezus wydaje się widzieć tych, którzy będą miłosierni wobec braci, i uśmiecha się, pogrążony w Swojej wizji. Judasz wyznaje, że przełożony synagogi chciał przyjść z nim, ale nie ośmielił się sam podjąć decyzji:

«Pamiętasz, Janie, jak nas przepędził ubiegłego roku?»

«Pamiętam... Ale powiedzmy o tym Nauczycielowi.»

Zagadnięty Jezus mówi, że wstąpią do Hebronu. Jeśli będą chcieli ich [przyjąć] i poproszą, wtedy się zatrzymają; jeśli nie, przejdą bez zatrzymywania się.

«Zobaczymy więc też dom Chrzciciela. Do kogo teraz należy?»

«Do tego, kto go chce, sądzę. Szammaj odszedł i więcej nie powrócił. Zabrał sługi i meble. Mieszkańcy, aby się zemścić za jego nadużycia, zburzyli mur ogrodzenia. Dom należy do wszystkich. Przynajmniej ogród. Gromadzą się tam, aby uczcić ich Chrzciciela. Mówi się, iż Szammaj został zamordowany. Nie wiem dlaczego... wydaje się, że z powodu kobiet...»

«Jakaś zgniła zmowa dworu zapewne!..» – mruczy Natanael przez zęby.

Wstają i idą w kierunku Hebronu, w stronę domu Chrzciciela. Kiedy się do niego zbliżają, [podchodzi] zwarta grupa mieszkańców. Podeszli nieco do przodu, niepewni, zaciekawieni, zmieszani. Jezus pozdrawia ich z uśmiechem. To dodaje im odwagi, rozstępują się i z grupy wychodzi przełożony synagogi, tak nieuprzejmy ubiegłego roku.

«Pokój z tobą – pozdrawia nagle Jezus. – Pozwolisz nam zostać w twoim mieście? Jestem ze wszystkimi Moimi umiłowanymi uczniami i z matkami niektórych z nich.»

«Nauczycielu, nie żywisz urazy do nas, do mnie...?»

«Urazy? Nie znam jej ani nie wiem, dlaczego miałbym ją mieć.»

«W ubiegłym roku obraziłem Cię...»

«Obraziłeś Nieznajomego sądząc, że masz prawo to uczynić. Potem zrozumiałeś i ubolewałeś nad tym. To jest przeszłość. A jak żal usuwa winę, tak teraźniejszość usuwa przeszłość. Teraz dla ciebie nie jestem już Nieznajomym. Jakie zatem żywisz wobec Mnie uczucia?»

«Szacunku, Panie. Pragnienia...»

«Pragnienia? Czego chcesz ode Mnie?»

«Poznać Cię bardziej, niż Cię znam.»

«Jak? W jaki sposób?»

«Przez Twoje słowo i Twoje czyny. Doszła tu wieść o Tobie, o Twoim nauczaniu i mocy. Mówi się, że miałeś coś wspólnego z uwolnieniem Chrzciciela. Zatem nie nienawidziłeś go, nie usiłowałeś zająć podstępnie miejsca naszego Jana!... On sam nie zaprzeczył, że to dzięki Tobie ujrzał ponownie dolinę świętego Jordanu. Byliśmy przy nim, mówiliśmy mu o Tobie, a on nam powiedział: “Nie wiecie, kogo odrzuciliście. Powinienem was przekląć, ale przebaczam wam, gdyż On mnie nauczył przebaczać i być łagodnym. Ale jeśli nie chcecie być wyklętymi przez Pana i przeze mnie, Jego sługę, kochajcie Mesjasza. I nie wątpcie. Świadectwo o Nim jest następujące: duch pokoju, miłość doskonała, mądrość wyższa od jakiejkolwiek innej, nauka niebiańska, łagodność absolutna, władza nad każdą rzeczą, pokora pełna, czystość anielska. Nie możecie się pomylić. Kiedy będziecie oddychać pokojem przy człowieku, który określa się jako Mesjasz, kiedy będziecie pić miłość, miłość, która z Niego wypływa, gdy wyjdziecie z waszych ciemności do Światła, gdy zobaczycie grzeszników uzyskujących przebaczenie i uzdrawianie ciał, wtedy powiecie: “To naprawdę jest Baranek Boży...” My wiemy, że Twoje czyny są właśnie takie, jak opisał to nasz Jan. Dlatego przebacz nam, kochaj nas, daj nam to, czego świat oczekuje od Ciebie.»

«Po to tu jestem. Przychodzę z tak daleka, aby dać także miastu Jana to, co daję każdemu miejscu, które Mnie przyjmuje. Powiedzcie, czego pragniecie ode Mnie.»

«I my mamy chorych, i trwamy w niewiedzy. Zwłaszcza nieoświeceni jesteśmy w tym, co dotyczy miłości i dobroci. Jan w swej pełnej miłości do Boga ma rękę żelazną i słowo płomienne. Chce ugiąć wszystkich, jak olbrzym zgina źdźbło trawy. Wielu popada w przygnębienie, bo człowiek jest bardziej grzesznikiem niż świętym. To trudne być świętym!... Ty... mówi się, że nie zginasz, lecz podnosisz; nie wypalasz, lecz nakładasz balsam; nie miażdżysz, lecz głaskasz. Wiemy, że jesteś ojcowski wobec grzeszników i panujesz nad wszelkimi chorobami... także i przede wszystkim – nad chorobami serca. Żaden rabbi nie potrafi tego zrobić.»

«Przynieście Mi waszych chorych, a potem zgromadźcie się w tym ogrodzie, porzuconym i zbezczeszczonym przez grzech, chociaż wcześniej był świątynią dzięki Łasce, która w nim mieszkała.»

Mieszkańcy Hebronu jak jaskółki rozbiegają się we wszystkie strony. Zostaje jedynie przełożony synagogi, który wchodzi z Jezusem i Jego uczniami w obręb ogrodu. Zajmują miejsce w cieniu altany, w której mieszają się wyrosłe tu krzewy róż i winogron. Mieszkańcy Hebronu powrócili szybko, a jest z nimi paralityk na noszach, młoda niewidoma [dziewczyna], niemy chłopiec i dwu, podtrzymywanych, dotkniętych jakąś nieznaną chorobą.

«Pokój tobie – mówi Jezus do każdego przybywającego chorego, a potem łagodnie pyta: – co chcecie, abym wam uczynił?»

Rozlega się chór skarg nieszczęśliwych. Każdy z nich chciałby opowiedzieć własną historię. Jezus, który siedział, wstaje i idzie do niemego malca. Zwilża jego wargi śliną i wypowiada wielkie słowa:

«Otwórz się!»

To samo mówi, dotykając poślinionym palcem zamkniętych powiek niewidomej. Potem podaje rękę paralitykowi i mówi:

«Wstań!»

Wreszcie nakłada ręce na dwóch chorych, mówiąc im:

«Bądźcie uzdrowieni w imię Pana!»

Nieme dziecko, które wcześniej jęczało, mówi teraz wyraźnie:

«Mamo!»

Dziewczyna mruży powieki, zamknięte z powodu światła. Chroni palcami oczy przed słońcem, którego nie znała. Płacze i śmieje się, i jeszcze raz patrzy, mając oczy na wpół przymknięte, bo nie jest przyzwyczajona do światła. Przygląda się liściom, ziemi, ludziom, a szczególnie Jezusowi. Paralityk pewnie wstaje z noszy, a jego miłosierni tragarze podnoszą je puste, aby stojący daleko zrozumieli, że dostąpił łaski. Dwaj chorzy zaś płaczą z radości i klękają, aby uwielbić Zbawiciela. Tłum wykrzykuje potężne “hosanna”. Tomasz, który stoi obok Judasza, tak silnie przeszywa go wzrokiem i ma taki wyraz twarzy, że ten stwierdza:

«Byłem głupcem, wybacz mi...»

Kiedy ustają krzyki, Jezus zaczyna mówić:

«”Pan przemówił do Jozuego tymi słowami: Powiesz Izraelitom: wyznaczcie sobie miasta ucieczki, o których mówiłem wam przez Mojżesza; aby tam mógł uciec zabójca, który by zabił człowieka przez nieuwagę, nierozmyślnie. Będą one dla was schronieniem przed mścicielem krwi.” I Hebron jest jednym z nich.

I zostało powiedziane: starsi miasta “przyjmą go i wyznaczą mu miejsce, by mógł mieszkać wśród nich. Jeśli mszczący się krewny [zabitego] będzie go ścigał, nie wydadzą go w jego ręce, bo nierozmyślnie zabił on bliźniego. Zabójca powinien pozostać w tym mieście, dopóki nie stanie przed sądem zgromadzenia i aż do śmierci najwyższego kapłana, który w tym czasie będzie sprawował czynności. Potem może wrócić do swego miasta i do domu.”

Już w tym prawie jest rozważana i nakazana miłosierna miłość wobec bliźniego. To prawo nałożył Bóg, bo nie jest dozwolone skazywanie bez wysłuchania oskarżonego ani nie jest godziwe zabijanie w chwili gniewu.

Można to powiedzieć także w odniesieniu do przestępstw i oskarżeń moralnych. Nie jest dozwolone oskarżanie bez poznania ani osądzanie bez wysłuchania oskarżonego. Dziś do oskarżeń i potępień za winy zwykłe i za winy domniemane dołącza się nowa ich grupa. Oskarża się i występuje przeciw przychodzącym w imię Boże. Przez wieki powtarzało się to w odniesieniu do Proroków, a teraz powtarza się przeciw Poprzednikowi Chrystusa i przeciw Chrystusowi. Widzicie to. Chrzciciel – wyciągnięty podstępnie poza terytorium Sychem – czeka na śmierć w więzieniach Heroda. Nigdy bowiem nie zniży się do kłamstwa ani kompromisu. Będzie można przerwać jego życie i ściąć mu głowę, ale nie będzie można zniszczyć jego uczciwości i odciąć jego duszy od Prawdy. Służył jej wiernie we wszystkich jej różnorodnych formach: boskich, nadprzyrodzonych czy też moralnych. Podobnie prześladuje się Chrystusa – z podwójną i dziesięciokrotną wściekłością. On bowiem ze swoim: “nie wolno ci”, nie ogranicza się do Heroda. W imię Boże i dla chwały Bożej wypowiada grzmiącym głosem: “Nie wolno ci”, tam gdzie wchodząc znajduje grzech lub wie, że grzech istnieje. Nie pomija żadnego jego rodzaju. Jakże to możliwe? Czyż nie ma już sług Bożych w Izraelu? Oczywiście, są. Ale są “bożkami.”

W liście Jeremiasza do wygnańców są, pośród wielu innych, następujące słowa. Ku nim zwracam wasz umysł. Każde bowiem słowo Księgi jest nauczaniem, które – od chwili gdy Duch kazał je zapisać jako wydarzenie aktualne – odnosi się do faktu mającego nastąpić w przyszłości. Jest więc powiedziane:

“Gdy już wejdziecie do Babilonu... oto ujrzycie tam bogów ze srebra, złota i drewna... Uważajcie więc, byście się nie upodobnili do cudzoziemców i by was nie ogarnęła bojaźń przed tymi bogami... powiedzcie sobie w myśli: Tobie należy się cześć, o Panie”! I list wymienia właściwości tych bożków. Mają one język zrobiony przez rzemieślnika i nie posługują się nim, aby upominać swoich fałszywych kapłanów. Ci zaś ogołacają je, aby przyoblec nierządnice złotem bożka. Następnie – nie zważając na to, że złoto jest zbezczeszczone potem nierządu – ponownie przyoblekają nim bożka. Są to bożki, które rdza i mole mogą zniszczyć. Czyste i przyodziane są jedynie wtedy, gdy człowiek obmyje ich twarze i je ubierze. Same z siebie nie potrafią nic uczynić, choć mają berło lub topór w ręku. I Prorok kończy: “więc się ich nie bójcie!”

I dalej mówi: “...Jak naczynie stłuczone nie jest już pożyteczne, tak się rzecz ma z ich bogami... Oczy mają pełne kurzu unoszącego się spod nóg wchodzących do świątyni i są trzymani w zamknięciu – jak w grobie lub jak ktoś, kto obraził króla. Każdy bowiem mógłby ich ograbić z cennych szat. Nie widzą światła lamp, bo są w świątyniach jak belki: lampy spowodowałyby tylko, że byliby czarni od dymu. Sowy zaś, jaskółki i inne ptaki – latając nad ich głowami – brudzą ich wydalinami, a w szatach ich koty robią sobie kryjówki i rozrywają je. Nie trzeba więc się ich bać. To tylko martwe rzeczy.

Nie służy im nawet złoto, którym dla ozdoby są pokryci. Nie będzie błyszczeć, jeśli ktoś śniedzi z niego nie zetrze. Tak samo niczego nie czuli, gdy ich odlewano. Ogień ich nie przebudził. Kupiono ich za ogromne sumy. Człowiek wodzi ich tam, gdzie chce, bo są zawstydzająco bezsilni... Dlaczego więc nazywa się ich bogami?

Dlatego że cześć się im oddaje, składając im ofiary i urządzając przedstawienia w czasie fałszywych ceremonii. Nie rozumieją ich ci, którzy je wykonują, ani nie wierzą w nie ci, którzy je oglądają.

A jeśli im kto co dobrego zrobi albo co złego, pozostają obojętni; nie mogą króla ani ustanowić, ani pozbawić go tronu. Nie mogą też za nic odpłacić... Nie wyrwą człowieka ze śmierci ani też nie wybawią słabego z ręki mocnego. Nad wdową się nie ulitują ani nad sierotą. Podobni są do górskich kamieni...”

List wyraża się mniej więcej w ten sposób.

Otóż my także mamy bożki, [a nie mamy] już świętych w szeregach Pana. Przez to może Zło podnosić się przeciwko Dobru. To zło zanieczyszcza odchodami umysł i serce tych, którzy już nie są świętymi, i robi sobie gniazdo w szatach ich fałszywej dobroci.

Nie potrafią już mówić słowami Bożymi. To naturalne! Mają bowiem język uczyniony przez człowieka i wypowiadają słowa ludzkie, o ile nie wymawiają słów szatańskich. Potrafią czynić szaleńcze zarzuty niewinnym i biednym, milcząc jednak tam, gdzie widzą zepsucie potężnych. Wszyscy są zepsuci i dlatego nie potrafią oskarżać się wzajemnie o te same winy. Chciwi – nie dla Pana, ale dla Mamony – pracują, przyjmując złoto rozwiązłości i przestępstwa; wymieniają je, grabią, ogarnięci żądzą ponad wszelkie granice i ponad wszystko. Każdy pył gnieździ się na nich, piętrzy się na nich i choć ukazują czystą twarz, oko Boże widzi bardzo brudne serce. Rdza nienawiści i robak grzechu zżera ich, oni zaś nie potrafią zadziałać, ażeby się ocalić. Wymachują przekleństwami jak berłami i toporami, ale nie widzą, że sami są przeklęci. Zamknięci w swoich myślach i zawiści – jak trupy w grobie lub więźniowie w więzieniu – są tam i czepiają się prętów krat. Obawiają się, by jakaś ręka ich stamtąd nie uwolniła, gdyż tam ci umarli są jeszcze czymś: mumiami – już nie mumiami o wyglądzie ludzkim, ale ciałami podobnymi do wysuszonego drewna. [Gdyby zaś stamtąd wyszli], staliby się przedmiotami zbędnymi dla świata. Ten bowiem szuka Życia, potrzebuje Życia jak dziecko matczynej piersi i pragnie tego, kto mu da Życie, a nie – odór śmierci.

Przebywają w Świątyni, tak, i dym lamp – zaszczyty – ich zaczernia, światło natomiast ich nie ogarnia. Wszystkie namiętności gnieżdżą się w nich jak ptaki i koty. Żar misyjny nie napełnia ich mistyczną udręką, żeby spalali się w Bożym ogniu. Są niewrażliwi na Miłość. Płomień Miłości nie zapala ich i Miłość nie przyodziewa ich swoimi złocistymi blaskami: Miłość o podwójnej formie i źródle. Miłowanie Boga i bliźniego – to formy miłości; miłowanie przez Boga i przez człowieka – to jej źródła. Bóg oddala się od człowieka, który nie kocha, dlatego to pierwsze źródło [miłości] ustaje. Oddala się i człowiek od człowieka złego, dlatego ustaje też drugie źródło. Wszystkiego jest pozbawiana Miłość w człowieku bez miłości. Pozwala się przekupić za przeklętą cenę i daje się prowadzić tam, dokąd prowadzi korzyść i potęga.

Nie, to nie jest dozwolone! Nie można pieniędzmi kupować sumień, szczególnie zaś sumień kapłanów i nauczycieli. Nie wolno ustępować wobec potęg tej ziemi, gdy chcą doprowadzić do czynów przeciwnych temu, co nakazuje Bóg. Jest to niemoc duchowa. Powiedziano zaś: “Nie wejdzie eunuch do zgromadzenia Pana”. Jeśli zatem nie może należeć do ludu Bożego ktoś odznaczający się niemocą naturalną, to czyż może być jego sługą osoba o niemocy duchowej. Zaprawdę powiadam wam, że wielu kapłanów i nauczycieli jest obecnie dotkniętych grzeszną bezpłodnością duchową, są bowiem okaleczeni w ich żywotności duchowej. Wielu. Zbyt wielu!

Rozważajcie. Obserwujcie. Porównujcie. Zobaczycie, że mamy wiele bożków, a niewiele sług Dobra, którym jest Bóg. Dlatego właśnie może się zdarzyć, że miasta - schronienia nie będą już schronieniem. Niczego nie szanuje się już w Izraelu i święci umierają, bo znienawidzili ich ci, którzy nie są święci.

Ale Ja was zapraszam: “Przyjdźcie!”. Wzywam was w imię waszego Jana, który opada z sił, gdyż był świętym. Jego jedyną winą jest to, że idzie przede Mną i że usiłował usunąć brud z drogi Baranka. Przyjdźcie służyć Bogu! Czas jest bliski. Nie bądźcie nie przygotowani na Odkupienie. Sprawcie, by deszcz spadł na glebę obsianą. Inaczej spadnie bez pożytku. Wy z Hebronu powinniście być na czele! Tu żyliście razem z Zachariaszem i Elżbietą: świętymi, którzy wysłużyli u Nieba Jana. Tu Jan rozsiewał zapach Łaski przez prawdziwą niewinność dziecka. Ze swojej pustyni posyłał wam zapobiegające psuciu zapachy kadzideł Łaski, która stała się cudem pokuty. Doprowadził miłość bliźniego do poziomu niemal boskiego, dlatego też tak kocha ostatniego mieszkańca pustyni, jak miłuje was, swoich współobywateli. Oczywiście, błaga o Zbawienie dla was. A Zbawieniem jest pójście za Głosem Pana i uwierzenie w Jego Słowo. Z tego kapłańskiego miasta idźcie licznie, aby służyć Bogu. Przechodzę i wzywam was. Nie bądźcie gorsi od nierządnic, którym wystarcza jedno słowo miłosierdzia, ażeby porzucić dawną drogę życia i wstąpić na drogę Dobra.

Zapytano Mnie, gdy przybyłem: “Czy nie zachowujesz urazy?” Urazy? O, nie! Zachowuję Miłość do was! Przechowuję też nadzieję, iż zobaczę was w szeregach Mojego ludu. Ludu, który prowadzę do Boga, w nowym wyjściu do prawdziwej Ziemi Obiecanej: Królestwa Bożego; przez Morze Czerwone zmysłowości i pustynie grzechu; ludu wyzwolonego z niewoli wszelkiego rodzaju, [prowadzonego] do Ziemi wiecznej, obfitującej w radości, nasyconej pokojem... Przyjdźcie! To Miłość przechodzi. Kto chce, może za Nią iść, bo trzeba tylko dobrej woli, aby być przez Nią przyjętym.»

Jezus skończył mówić pośród głębokiej ciszy wyrażającej zdumienie. Wydaje się, że wielu rozważa usłyszane słowa, bada, rozkoszuje się nimi, sprawdza je. Kiedy to wszystko się dzieje, a Jezus zmęczony i rozpłomieniony siada, rozmawiając z Janem i Judaszem, oto dochodzi krzyk spoza ogrodzenia. Okrzyk niewyraźny, a potem wyraźniejszy: «Czy jest Mesjasz? Jest?»

Po otrzymaniu potwierdzenia wnoszą do przodu kalekę. Jest tak wykrzywiony, że [jego ciało] przypomina literę ‘S’.

«O, to Masalasz!»

«On jest straszliwie ułomny! Czego oczekuje?»

«To jego matka! Nieszczęśliwa!»

«Nauczycielu, mąż ją oddalił z powodu tego odrażającego syna. Żyje tu z miłosierdzia. Teraz jest stara i nie pożyje już długo...»

Straszliwie ułomny człowiek – jak słusznie powiedziano – stoi teraz przed Jezusem. Nie można nawet zobaczyć jego twarzy, tak jest pochylony i wykrzywiony. Wydaje się karykaturą człowieka - szympansa lub wielbłąda, który przybrał postać człowieka. Matka, stara i biedna, nawet nie mówi. Jęczy tylko:

«Panie, Panie... wierzę...»

Jezus kładzie ręce na pokrzywione ramiona człowieka, sięgającego Mu zaledwie do pasa, podnosi oblicze do Nieba i mówi gromkim głosem:

«Wyprostuj się i chodź drogami Pana!»

Mężczyzna wzdrygnął się, a potem poderwał się i wyprostował jak najdoskonalej [ukształtowany] człowiek. Ruch jest tak gwałtowny, że wydaje się, jakby pękły sprężyny, które utrzymywały go w tej nienormalnej pozycji. Teraz sięga Jezusowi do ramion, patrzy na niego, a potem pada na kolana, z matką, całując stopy Zbawiciela. Trudno opisać to, co dzieje się pośród tłumu... I chociaż Jezus tego nie chce, jest zmuszony pozostać w Hebronie, bo ludzie są gotowi zrobić zaporę u wyjścia, ażeby przeszkodzić Mu odejść. Wchodzi więc do domu starego przełożonego synagogi, tak zmienionego od ubiegłego roku...


   

Przekład: "Vox Domini"