Ewangelia według
św. Mateusza
Ewangelia według
św. Marka
Ewangelia według
św. Łukasza
Ewangelia według
św. Jana


Maria Valtorta

Księga III - Drugi rok życia publicznego

–   POEMAT BOGA-CZŁOWIEKA   –

96. JEZUS MÓWI DO MARTY:

«MASZ JUŻ W RĘKU TWE ZWYCIĘSTWO»

Napisane 29 lipca 1945. A, 5809-5815

Jezus zaraz wsiądzie do łodzi. Kiedy przybywa Marta ze służącą, jest jasny letni świt, który pozbawia róże liści, [rzucając je] na jedwabistą falę jeziora.

«O, Nauczycielu! Na miłość Boga, wysłuchaj mnie.»

Jezus wychodzi na brzeg i mówi do apostołów:

«Idźcie i zaczekajcie na Mnie przy strumieniu. Przygotujcie jeszcze wszystko do wyruszenia do Magedanu. Dekapol także czeka na słowo. Idźcie.»

Gdy łódź odpływa i wypływa na szeroką wodę, Jezus idzie obok Marty, za nimi zaś z szacunkiem podąża Marcela. Tak oddalają się od wioski, idąc brzegiem. Po pasie piasku, pomieszanym z rzadkimi dzikimi trawami, [brzeg] pokrywa się roślinnością. Porzuca linię horyzontalną i wznosi się, napiera na wzgórza, przeglądające się w jeziorze.

Po dojściu do odosobnionego miejsca, Jezus pyta z uśmiechem:

«Cóż chcesz Mi powiedzieć?»

«O! Nauczycielu... dziś w nocy, w chwilę po zakończeniu drugiej straży, Maria wróciła do domu. Ach, zapomniałam Ci jednak powiedzieć, co powiedziała mi w godzinie seksty, kiedy jadłyśmy: “Czy byłoby ci przykro pożyczyć mi jedną z twoich sukni i płaszcz? Będą nieco za krótkie, ale zostawię szatę luźną i opuszczę trochę płaszcz...” Odrzekłam jej: “Weź, co ci się podoba, siostro”, i serce biło mi bardzo mocno, bo wcześniej, w ogrodzie powiedziałam do Marceli: “O zmierzchu musimy być w Kafarnaum, bo Nauczyciel będzie przemawiał do tłumu dziś wieczorem”. Ujrzałam, że Maria aż podskoczyła, mieniąc się na twarzy, nie potrafiąc już usiedzieć na miejscu. Chodziła tam i z powrotem, jak dusza zasmucona, wzburzona, podejmująca jakąś decyzję... i nie wiedząca jeszcze, co przyjąć, a co odrzucić.

Po posiłku poszła do mojego pokoju i wzięła najciemniejszą szatę, jaką posiadam, najskromniejszą. Przymierzyła, poprosiła piastunkę, żeby odpruła cały brzeg, bo szata była za krótka. Próbowała to uczynić sama, ale wyznała płacząc: “Już nie potrafię szyć, zapomniałam wszystko, co było pożyteczne i dobre...” Zarzuciła mi ręce na szyję, mówiąc: “Módl się za mnie”. Wyszła sama o zmierzchu... Jakże się modliłam za nią, żeby nie spotkała nikogo, kto przeszkodziłby jej przyjść tutaj, żeby zrozumieć Twoje słowo, żeby udało się jej ostatecznie zadusić tego potwora, który czynił ją niewolnicą... Spójrz, dodałam do mego pasa Twój pas, dobrze zaciśnięty wokół mojego. Kiedy odczuwałam nacisk twardej skóry na talii, nieprzywykłej do pasów tak sztywnych, mówiłam: “On jest silniejszy niż wszystko”.

A potem pośpieszyłyśmy się i przybyłyśmy wozem, Marcela i ja. Nie wiem, czy nas widziałeś w tłumie... Ale jakaż to boleść, jaki cierń w sercu: nie widziałyśmy Marii! Pomyślałam: “Odstąpiła od swego zamiaru. Wróciła do domu. Albo... albo uciekła, nie mogąc znieść mojego panowania nad nią, o które sama prosiła.” Słuchałam Cię i płakałam za zasłoną. Wydawało się, że to były słowa przeznaczone dla niej... a ona ich nie słyszała! Tak rozmyślałam, nie widząc jej. Wróciłam do domu zrozpaczona. To prawda. Nie byłam Ci posłuszna, bo Ty mi powiedziałeś: “Jeśli ona pójdzie, czekaj na nią w domu”. Zważ jednak, co działo się w moim sercu, Nauczycielu! To moja siostra szła ku Tobie! Czyż mogło mnie tam nie być, żeby ujrzeć ją blisko Ciebie? Poza tym!... Powiedziałeś: “Ona zostanie złamana”. Chciałam więc być przy niej zaraz, żeby ją podtrzymać...

Uklękłam we łzach i modliłam się w moim pokoju. Już druga straż się skończyła, kiedy Maria wróciła. Weszła tak cichutko, że jej nie usłyszałam. Upadła na mnie nagle, ściskając mnie mocno w ramionach. Powiedziała: “To prawda, co mówisz, błogosławiona siostro. I nawet o wiele więcej niż mówisz. Jego miłosierdzie jest o wiele większe. O! Moja Marto! Nie musisz mnie już zatrzymywać! Nie ujrzysz mnie już więcej cynicznej i zrozpaczonej! Nie usłyszysz już, jak mówię: ‘Żeby nie myśleć!’... Teraz chcę myśleć i wiem, o czym myśleć. O Dobroci, która się stała ciałem. Modliłaś się, moja siostro, z pewnością modliłaś się za mnie. Ale trzymasz już w ręku swoje zwycięstwo. Twoja Maria nie chce już więcej grzeszyć, teraz rodzi się na nowo. Oto ona. Spójrz jej prosto w twarz, bo to jest nowa Maria, o obliczu obmytym łzami nadziei i skruchy. Możesz mnie pocałować, czysta siostro. Nie ma już na mojej twarzy śladów haniebnej miłości. On rzekł, że kocha moją duszę, bo to do niej i o niej mówił. Owieczką zagubioną byłam ja. Powiedział posłuchaj, czy dobrze mówię, bo Ty znasz sposób mówienia Zbawiciela...” i powtórzyła mi doskonale Twoją przypowieść.

Maria jest bardzo inteligentna! O wiele bardziej niż ja. Ma dobrą pamięć. I tak usłyszałam Ciebie dwa razy. Jeśli na Twoich wargach słowa te były święte i godne czci, to i na jej [wargach] były dla mnie święte, godne uwielbienia i miłe, bo wypowiadały je do mnie wargi mojej siostry, mojej odnalezionej siostry, która powróciła na łono rodziny. Pozostałyśmy tak objęte, siedząc na macie, na ziemi, jak wtedy gdy byłyśmy małe i zostawałyśmy w pokoju mamy lub blisko krosna, na którym tkała lub haftowała swe piękne tkaniny. Tak zostałyśmy. Nie dzielił nas już grzech i wydawało mi się, że mama jest także obecna, duchowo. Płakałyśmy bez bólu, a nawet w bardzo wielkim spokoju! Pocałowałyśmy się, szczęśliwe... I potem Maria zasnęła w moich ramionach zmęczona drogą, którą przebyła pieszo, i z powodu wzruszenia tak wieloma sprawami. Z pomocą piastunki położyłam ją w moim łóżku... i zostawiłam, żeby przybiec tutaj...» i rozpromieniona Marta całuje ręce Jezusa.

«Ja także mówię ci to, co powiedziała Maria: “Masz już zwycięstwo w swym ręku”. Idź i bądź szczęśliwa. Idź w pokoju. Niech twoje zachowanie będzie samą łagodnością i roztropnością wobec tej, która właśnie się narodziła. Żegnaj, Marto. Daj o tym znać Łazarzowi, który się zadręcza.»

«Dobrze, Nauczycielu. Kiedy jednak Maria pójdzie z nami, uczennicami?»

Jezus uśmiecha się i mówi: «Stwórca dokonał stworzenia w ciągu sześciu dni, a siódmego odpoczął.»

«Rozumiem. Trzeba cierpliwości...»

«Tak, cierpliwości. Nie wzdychać – to też jest cnotą. Pokój wam, niewiasty. Wkrótce się ujrzymy.»

Jezus zostawia je, by udać się w stronę jeziora, gdzie blisko brzegu czeka na Niego łódź.


   

Przekład: "Vox Domini"