Ewangelia według
św. Mateusza
Ewangelia według
św. Marka
Ewangelia według
św. Łukasza
Ewangelia według
św. Jana


Maria Valtorta

Księga III - Drugi rok życia publicznego

–   POEMAT BOGA-CZŁOWIEKA   –

108. JEZUS W NAZARECIE

Napisane 6 sierpnia 1945. A, 5941-5953

Pierwszy postój, jaki Jezus zrobił w Nazarecie, był w domu Alfeusza. Właśnie ma wejść do ogrodu, kiedy spotyka Marię Alfeuszową, wychodzącą z dwoma miedzianymi amforami, aby pójść do źródła.

«Pokój tobie, Mario!» – mówi Jezus i całuje Swą krewną, która jak zawsze serdeczna całuje Go z okrzykiem radości.

«To będzie z pewnością dzień pokoju i radości, mój Jezu, bo Ty przybyłeś! O, moi ukochani synowie! Jaka to radość dla waszej mamy widzieć was!» – i całuje serdecznie swoich dwóch synów, którzy znaleźli się natychmiast za Jezusem.

«Zostaniecie dziś ze mną, prawda? Właśnie rozpaliłam piec na chleb. Miałam iść po wodę, aby już nie musieć przerywać pieczenia.»

«Mamo, my pójdziemy» – mówią synowie, biorąc amfory.

«Jakże oni są dobrzy, prawda, Jezu?»

«Bardzo» – potwierdza Jezus.

«Ale dla Ciebie też, prawda? Bo gdyby mieli Cię kochać mniej niż mnie, wtedy byliby mi mniej drodzy.»

«Nie obawiaj się, Mario. Są dla Mnie samą radością.»

«Jesteś sam? Maryja odeszła tak niespodziewanie... Ja też bym poszła. Była z niewiastą... uczennicą

«Tak, z siostrą Marty.»

«O! Niech Bóg będzie za to błogosławiony! Tak się o to modliłam! Gdzież ona jest?»

«Oto ona, przybywa z Moją Matką, Martą i Zuzanną.»

Rzeczywiście niewiasty są na zakręcie drogi. Za nimi idą apostołowie. Maria, małżonka Alfeusza, biegnie im na spotkanie i woła:

«Jakże jestem szczęśliwa mając cię za siostrę! Powinnam powiedzieć: “córkę”, bo jesteś młoda, a ja – stara. Ale nazywam cię tym imieniem, które jest mi drogie, odkąd nazywam nim moją Maryję. Kochana! Chodź. Musisz być zmęczona... Ale z pewnością też szczęśliwa» – i całuje Magdalenę. Potem ujmuje ją za rękę, jakby chciała jeszcze bardziej dać jej odczuć, że ją kocha.

Świeże piękno Magdaleny wydaje się jeszcze mocniejsze przy wyniszczonej sylwetce Marii Alfeuszowej.

«Dziś wszyscy u mnie. Nie pozwolę wam odejść!»

Mimo woli wymyka się jej wyznanie, z westchnieniem duszy:

«Jestem wciąż taka sama! Kiedy mojej szwagierki tu nie ma, spędzam dni w smutku i samotności.»

«Twoi synowie są nieobecni?» – dopytuje się Marta.

Maria Alfeuszowa czerwieni się i wzdycha:

«Duszą jeszcze tak. Być uczniem to jednoczy i dzieli... Ale jak ty, Mario, przyszłaś, tak i oni też przyjdą» – i ociera łzę.

Patrzy na Jezusa, który przygląda się jej ze współczuciem. Usiłuje się do Niego uśmiechnąć, pytając:

«To wymaga wiele czasu, prawda?»

«Tak, Mario, ale ujrzysz ich.»

«Miałam nadzieję... Po tym, jak Szymon... Ale następnie dowiedział się o innych... rzeczach i powrócił do swego wahania. Kochaj go mimo to, Jezu!»

«Czy możesz w to wątpić?»

Maria, rozmawiając cały czas, przygotowuje napoje dla wędrowców, głucha na słowa wszystkich osób, które mówią, iż nic im nie potrzeba. Jezus mówi:

«Zostawmy uczennice w pokoju i pochodźmy po okolicach.»

«Odchodzisz? Może przyjdą moi pozostali synowie?»

«Zostanę jutro przez cały dzień. Będziemy więc razem. Teraz idę znaleźć przyjaciół. Pokój wam, niewiasty. Matko, żegnaj.»

Nazaret jest już poruszony z powodu przybycia Jezusa i Marii z Magdali, która idzie z Nim. Są tacy, którzy spieszą do domu Marii Alfeuszowej. Inni – do domu Jezusa. Chcą Go zobaczyć. Znalazłszy Jego dom zamknięty wszyscy biegną do Jezusa, który przechodzi przez Nazaret i zdąża do centrum osady. Miasto jest wciąż zamknięte dla Nauczyciela. Po części ironiczne, po części nie dowierzające... Kilka grup ludzi jest otwarcie złośliwych. Ich uczucia ujawniają się w raniących zdaniach. Całe miasto idzie z ciekawości, lecz bez miłości, za swym wielkim Synem, którego nie pojmuje. Nawet w pytaniach, jakie Mu stawiają, nie ma miłości, lecz niedowierzanie i szyderstwo. On jednak nie okazuje, że to zauważa, i odpowiada łagodnie tym, którzy się do Niego odzywają.

«Ty dajesz wszystkim... wydajesz się jednak synem, którego nic nie wiąże z ojczyzną, jej bowiem nic nie dajesz.»

«Jestem tu, żeby dać to, o co prosicie.»

«Ale wolisz nie przebywać tutaj. Być może jesteśmy większymi grzesznikami niż inni?»

«Nie ma grzesznika tak wielkiego, żebym nie chciał go nawrócić. A wy nie jesteście większymi od innych.»

«Nie mówisz jednak, że jesteśmy lepsi od innych. Dobry syn zawsze mówi, że jego matka jest lepsza od innych, nawet jeśli taka nie jest. Nazaret jest Ci być może macochą?»

«Ja nic nie mówię. Milczenie jest regułą miłości wobec innych i wobec siebie samego, kiedy nie można powiedzieć, że ktoś jest dobry, a kiedy nie chce się kłamać. Jednak pochwała dla was nadejdzie bardzo szybko, jeśli przyjmiecie Moją naukę.»

«Chcesz więc, żebyśmy Cię podziwiali?»

«Nie. Chcę tylko, żebyście Mnie słuchali i wierzyli Mi, dla dobra waszych dusz.»

«Mów więc! Będziemy Cię słuchać.»

«Powiedzcie Mi, o czym mam do was mówić.»

Jakiś mężczyzna w wieku czterdziestu, może czterdziestu pięciu lat mówi:

«Dobrze. Chciałbym, żebyś wszedł do synagogi i wyjaśnił mi pewną sprawę.»

«Zaraz idę, Lewi» [– odpowiada mu Jezus.]

Idą ku synagodze. Ludzie tłoczą się za Jezusem i przewodniczącym synagogi, wypełniając ją błyskawicznie. Przewodniczący bierze rulon i czyta:

«”Córka faraona wyprowadziła się z miasta Dawidowego do domu, jaki dla niej zbudował, gdyż mówił: ‘Moja małżonka nie powinna mieszkać w domu Dawida, króla Izraela, który został uświęcony, gdy weszła doń Arka Pana’.” Otóż chciałbym, żebyś mi powiedział, czy według Ciebie to postępowanie było słuszne czy nie i dlaczego.»

«Bez żadnej wątpliwości było to słuszne, gdyż wymagał tego szacunek dla domu Dawida uświęconego przez to, że weszła tam Arka Pana» [– odpowiada Jezus.]

«Czy jednak bycie małżonką Salomona nie czyniło córki faraona godną zamieszkiwania w domu Dawida? Czy małżonka nie staje się, zgodnie ze słowami Adama: “kością z kości” męża i “ciałem z ciała”? Jeśli tak jest, jak może profanować [dom], skoro nie profanuje małżonka?»

«Jest powiedziane w pierwszej Księdze Ezdrasza: “Wyście popełnili przestępstwo, żeście za żony wzięli kobiety cudzoziemskie, powiększając przez to winę Izraela.” I to właśnie jest jedną z przyczyn bałwochwalstwa Salomona, że pojął za żony niewiasty cudzoziemskie. Bóg rzekł: One, kobiety cudzoziemskie, zepsułyby wasze serca i “odwiodłyby was ode Mnie, byście służyli bogom obcym.” Następstwa tego znamy» [– wyjaśnia Jezus.]

«Jednak on się nie zepsuł poślubiwszy córkę faraona, skoro doszedł do słusznego osądzenia, że nie powinna ona pozostawać w uświęconym domu.»

«Dobroci Bożej nie można zmierzyć naszą. Człowiek nie przebacza [drugiemu] po grzechu, chociaż on sam jest zawsze winny. Bóg nie jest nieprzejednany po pierwszym upadku, nie pozwala jednak by człowiek bezkarnie się utwierdzał w grzechu. Dlatego nie karze po pierwszym upadku, lecz przemawia wtedy do serca. Karze jednak, gdy Jego dobroć nie służy nawróceniu człowieka i jest rozumiana przez niego jako słabość. Wtedy zstępuje kara, gdyż z Boga nie można szydzić. Córka faraona, kość z jego kości i ciało z jego ciała, złożyła pierwsze ziarna zepsucia w serce mądrego [Salomona]. Wiecie zaś, że choroba wybucha nie wtedy, kiedy jeden jej zarodek jest we krwi, ale kiedy krew jest zepsuta przez liczne zarodki, które rozmnożyły się z pierwszego. Kiedy człowiek nisko upada, zawsze ma to początek w pozornie nieszkodliwej lekkomyślności. Potem zwiększa się pobłażliwość dla zła. Powstaje przyzwyczajenie do kompromisów z [głosem] sumienia, lekceważenie obowiązków i posłuszeństwa wobec Boga. Stopniowo dochodzi się do wielkiego grzechu, którym dla Salomona było bałwochwalstwo. Wywołało to schizmę, której konsekwencje trwają nadal.»

«Mówisz więc, że trzeba odnosić się z największą rozwagą i największym szacunkiem do rzeczy świętych?»

«Bez wątpienia» [– stwierdza Jezus.]

«Teraz wyjaśnij mi jeszcze jedno. Mówisz o Sobie: Słowo Boga. Czy to prawda?»

«Jestem Nim. To On Mnie wysłał, abym głosił Dobrą Nowinę wszystkim ludziom i abym ich wykupił ze wszystkich ich grzechów.»

«Zatem Ty jeśli Nim jesteś jesteś większy od Arki, gdyż Bóg nie byłby w chwale, która jest nad Arką, lecz w Tobie samym.»

«Ty to mówisz. Taka jest prawda.»

«Zatem dlaczego Siebie hańbisz?»

«I po to, żeby Mi to powiedzieć przyprowadziłeś Mnie tutaj? Miałem jednak litość nad tobą oraz nad tym, który cię nakłonił do mówienia. Nie powinienem się usprawiedliwiać, gdyż wszelkie usprawiedliwianie się jest i tak daremne, bo niszczy je wasza zawiść. Wam jednak, którzy zarzucacie Mi brak miłości wobec was oraz hańbienie Mojej osoby, udzielę wyjaśnienia. Posłuchajcie. Wiem, do czego czynicie aluzję. Odpowiadam wam jednak: “Jesteście w błędzie”. Tak samo jak otwieram ramiona przed umierającymi, aby ich wprowadzić do życia i wzywam umarłych, aby im przywrócić życie, tak też otwieram ramiona przed tymi, którzy są bardziej konający, i wzywam tych, którzy są bardziej prawdziwie umarli: przed grzesznikami. [Czynię to], bo chcę ich przyprowadzić do Życia wiecznego i wskrzesić, jeśli już się rozkładają, aby już nie umierali. Powiem wam jednak przypowieść.

Pewien człowiek, z powodu licznych występków, stał się trędowaty. Ludzie wydalili go ze społeczności i człowiek ten, w straszliwej samotności, rozmyślał nad swym stanem i grzechem, który go do niego doprowadził. Minęły jakże długie lata i w chwili, gdy najmniej się tego spodziewał, trąd ustąpił. Pan okazał mu miłosierdzie z powodu jego licznych modłów i łez. Cóż wtedy czyni człowiek? Czy może powrócić do domu, gdyż Bóg okazał mu miłosierdzie? Nie. Musi pokazać się kapłanowi. Ten, po badaniu go przez jakiś czas, dokonuje jego oczyszczenia po pierwszej ofierze z dwóch wróbli. A potem nie po jednym, lecz po dwóch praniach swych szat uzdrowiony człowiek powraca do kapłana z przepisanymi barankami bez skazy, z owieczką, mąką i oliwą. Kapłan prowadzi go wtedy do bramy Sanktuarium. I oto człowiek jest [zgodnie z] religijnym [obrzędem] przyjęty na nowo do ludu Izraela. Powiedzcie Mi jednak: kiedy człowiek [uzdrowiony z trądu] po raz pierwszy udaje się do kapłana, po co tam idzie?»

«Aby zostać oczyszczonym po raz pierwszy i aby móc dopełnić największego oczyszczenia, które włącza go na nowo do ludu świętego!»

«Dobrze powiedzieliście. Zatem nie jest całkiem oczyszczony?»

«O, nie! Jeszcze wiele mu brak do oczyszczenia fizycznego i duchowego.»

«Dlaczego więc ośmiela się podejść do kapłana za pierwszym razem, kiedy jest całkiem nieczysty, a za drugim razem zbliżyć się nawet do Sanktuarium?»

«Dlatego że kapłan jest środkiem koniecznym, żeby zostać przyjętym na nowo pomiędzy żyjących.»

«A Sanktuarium?»

«Dlatego że jedynie Bóg może zniweczyć winy i [trzeba] mieć wiarę i wierzyć, że za świętą Zasłoną Bóg spoczywa w Swej chwale, udzielając stamtąd Swego przebaczenia.»

«Zatem uzdrowiony trędowaty nie jest jeszcze bez winy, gdy podchodzi do kapłana i do Sanktuarium?»

«Oczywiście, że nie!»

«Ludzie o myśli wykrzywionej i nieprzejrzystym sercu, dlaczego Mnie oskarżacie, kiedy Ja, Kapłan i Sanktuarium, pozwalam podchodzić do Mnie duchowo trędowatym? Dlaczego, osądzając, używacie podwójnej miary? Tak, przyszła do Mnie niewiasta, która była zgubiona... i Lewi - celnik, obecny tu teraz z nową duszą i nową funkcją... A przed nimi przyszli jeszcze inni mężczyźni oraz inne niewiasty i są teraz u Mego boku. Mogą tu być, bo zostali ponownie przyjęci do ludu Pana. Przyprowadziła ich do Mnie wola Boga, który dał Mi moc sądzić i rozgrzeszać. Profanacja byłaby wtedy, gdyby pozostawało w nich bałwochwalstwo, jak pozostawało ono w córce faraona. Nie ma jednak profanacji, gdyż przyjęli doktrynę, którą przyniosłem na ziemię, i przez nią zostali wskrzeszeni do Łaski Pana.

Ludzie z Nazaretu, którzy zastawiacie na Mnie pułapki, gdyż nie wydaje się wam możliwe, żeby mieszkała we Mnie prawdziwa Mądrość i Sprawiedliwość Słowa Ojca, powiadam wam: “Naśladujcie tych grzeszników”. Zaprawdę oni was przewyższają, gdy chodzi o przychodzenie do Prawdy. I mówię wam też: “Nie uciekajcie się do hańbiących wybiegów, aby Mi się przeciwstawić”. Nie czyńcie tego. Pytajcie, a dam wam Słowo życia, jak daję je wszystkim przychodzącym do Mnie. Przyjmijcie Mnie jako syna tej naszej ziemi. Ja nie chowam do was urazy. Moje ręce pełne są serdeczności, a Moje serce pragnie was pouczyć i uszczęśliwić do tego stopnia, że jeśli chcecie, spędzę szabat z wami, żeby was pouczyć o Nowym Prawie.»

Ludzie nie są ze sobą zgodni. Jednak bierze górę ciekawość lub miłość i wielu krzyczy:

«Tak, tak. Przyjdź tutaj jutro. Posłuchamy Ciebie.»

«Będę się modlił, żeby tej nocy opadła skorupa, która zatwardza wam serca, aby opadły też wszelkie uprzedzenia, abyście uwolnieni potrafili pojąć Głos Boga. Przynosi On Ewangelię całej ziemi, lecz pragnie, żeby pierwszą okolicą zdolną ją przyjąć było miasto, w którym wzrastałem. Pokój wam wszystkim.»


   

Przekład: "Vox Domini"