Ewangelia według
św. Mateusza
Ewangelia według
św. Marka
Ewangelia według
św. Łukasza
Ewangelia według
św. Jana


Maria Valtorta

Księga III - Drugi rok życia publicznego

–   POEMAT BOGA-CZŁOWIEKA    –

118. POŻEGNANIE

Z MARTĄ, MAGDALENĄ I SYNTYKĄ

Napisane 17 sierpnia 1945. A, 6123-6138

Znowu są w drodze, kierując się ku wschodowi, w stronę pól. Apostołowie i dwaj uczniowie z Marią, [córką] Kleofasa, i Zuzanną są teraz o kilka metrów od Jezusa, który jest z Matką i dwiema siostrami Łazarza. Jezus cały czas mówi. Apostołowie, przeciwnie, nie odzywają się. Wydają się zmęczeni lub zniechęceni. Nie pociąga ich nawet piękno pól, zaiste wspaniałych, z lekkimi wzniesieniami rzuconymi na równinę jak zielone poduszki u stóp gigantycznego króla. Wzgórza wznoszą się o kilka metrów tu i tam, zapowiadając łańcuch gór Karmel i gór Samarii. Tak na równinie, która tu dominuje, jak i na małych wzniesieniach oraz pagórkach jest obfitość wszelkich roślin. Pachną właśnie dojrzewające owoce. To musi być miejsce dobrze nawodnione pomimo swego położenia i pory roku, bo zbyt wiele jest kwiatów, żeby miało brakować wody. Rozumiem teraz, dlaczego równinę Szaron tak wiele razy z entuzjazmem wspomina Pismo Święte. Apostołowie jednak wcale nie podzielają tego entuzjazmu. Idą naprzód, nieco nadąsani – jedyni zasmuceni w tym dniu pogodnym i w tej radosnej krainie.

Droga konsularna w bardzo dobrym stanie przecina białą wstęgą żyzne pola. O tej wczesnej jeszcze godzinie spotyka się wielu wieśniaków, obładowanych produktami rolnymi, lub podróżnych, kierujących się ku Cezarei. Jeden z nich z rzędem osłów obładowanych workami dochodzi do apostołów. Zmusza ich do zejścia na bok i zrobienia miejsca dla przepuszczenia jego i zwierząt. Pyta niegrzecznie: «Tu jest Kiszon?»

«Bardziej w tyle» – odpowiada oschle Tomasz i gdera przez zęby: – «Kawał gbura!»

«To Samarytanin... to wyjaśnia wszystko!» – odpowiada Filip.

Znowu zapada cisza. Po kilku metrach Piotr mówi, jakby kończył wewnętrzną rozmowę:

«I na cóż to się zdało! Czy warto było przejść taką drogę!»

«No właśnie! Po co poszliśmy potem do Cezarei, skoro nie wyrzekł ani jednego słowa? Sądziłem, że chciał uczynić kilka zaskakujących cudów, aby przekonać Rzymian. A tu przeciwnie...» – mówi Jakub, syn Zebedeusza.

«Wystawił nas na pośmiewisko i to wszystko» – stwierdza Tomasz.

A Iskariota wzmacnia [oskarżenie]: «Kazał nam cierpieć. Jemu jednak obelgi się podobają i sądzi, że my też je lubimy.»

«Naprawdę tą, która cierpiała w tych okolicznościach, była Maria, córka Teofila» – zauważa spokojnie Zelota.

«Maria! Maria! Czy Maria stała się pępkiem świata? Tylko ona cierpi, tylko ona jest bohaterką, tylko ona się formuje! Można by zapragnąć być łotrem i zabójcą, żeby stać się następnie obiektem tylu względów» – mówi z gniewem Iskariota.

«Prawdę powiedziawszy, gdy poprzednio poszliśmy do Cezarei i On uczynił cud oraz ewangelizował, zasmuciliśmy Go naszym niezadowoleniem, dlatego że tak uczynił» – zauważa kuzyn Pana.

«To dlatego – mówi poważnie Jan – że my nie wiemy, czego chcemy... Działa tak, a my gderamy, działa inaczej – my zrzędzimy. Pełno w nas wad.»

«O! Oto inny mędrzec przemówił! Jedno jest pewne, że od długiego czasu nie uczyniliśmy nic dobrego» [– mówi Judasz.]

«Nic, Judaszu? A ta Greczynka, a Hermastes, a Abel, a Maria, a...»

«To nie na tych marnościach wzniesie On Królestwo» – odcina się Iskariota, ogarnięty myślą o ziemskim tryumfie.

«Judaszu, proszę cię, nie osądzaj dzieł mojego Brata. To śmieszne zarozumialstwo. Dziecko, które chce sądzić nauczyciela... żeby nie powiedzieć: nicość, która chce wszystko opanować...» – mówi Tadeusz, który choć nosi to samo imię, to jednak odczuwa nieprzezwyciężoną antypatię do swego imiennika [– Judasza.]

«Dziękuję ci, że się ograniczyłeś do nazwania mnie dzieckiem. Naprawdę, po przeżyciu tylu lat w Świątyni, sądziłem, że przyzna mi się choć pełnoletność» – odpowiada sarkastycznie Iskariota.

«O! Jakże są nieprzyjemne wasze kłótnie!» – wzdycha Andrzej.

«Naprawdę! – zauważa Mateusz – Zamiast się razem połączyć, im dłużej żyjemy razem, tym bardziej się dzielimy. I pomyśleć, że w Szikaminon On powiedział, że musimy się zjednoczyć także zeze stadem. Jak to uczynimy, skoro nie ma jedności pomiędzy nami, pasterzami?»

«Zatem nie wolno mówić? Nigdy nie można wyrazić swej myśli? Sądzę, że nie jesteśmy niewolnikami.»

«Nie, Judaszu – mówi spokojnie Zelota. – Nie jesteśmy niewolnikami, lecz jesteśmy niegodni iść za Nim, bo Go nie rozumiemy.»

«Ja Go bardzo dobrze rozumiem» [– stwierdza Judasz.]

«Nie. Ty Go nie rozumiesz. I tak samo jak ty nie rozumieją Go bardziej lub mniej wszyscy, którzy Go krytykują. Rozumieć to być posłusznym bez dyskutowania, bo wtedy jest się przekonanym o świętości Tego, który przewodzi» – mówi jeszcze Zelota.

«Ach! Ty czynisz aluzję Jego świętości. Ja mówiłem o Jego słowach. Jego świętość jest bezsprzeczna i bezdyskusyjna» – pospiesznie stwierdza Iskariota.

«A możesz oddzielić jedno od drugiego? Święty będzie zawsze posiadał Mądrość i Jego słowa będą mądre.»

«To prawda. On jednak dokonuje szkodliwych działań. Oczywiście, z powodu nadmiernej świętości, zgadzam się. Ale świat nie jest święty i On ściąga na Siebie kłopoty. Na przykład ten Filistyn i ta Greczynka, czy sądzisz, że są nam potrzebni?»

«Ależ, jeśli mam szkodzić, oddalę się. Przyszedłem sądząc, że uczczę Go i zrobię coś słusznego» – mówi zraniony [słowami Judasza] Hermastes.

«Zadałbyś Mu ból, odchodząc z tego powodu» – odpowiada Jakub, syn Alfeusza.

«Dałbym Mu poznać, że zmieniłem zdanie. Potem pożegnałbym się i... odszedłbym.»

«Nie, naprawdę! Nie odchodź. To nie jest słuszne, ażeby Nauczyciel stracił dobrego ucznia z powodu nerwowości bliźniego» – unosi się Piotr.

«Skoro jednak chce odejść z powodu takiej błahostki, to znak, że nie jest pewny swej decyzji. Pozwól mu zatem odejść» – odpowiada Iskariota.

Piotr traci cierpliwość:

«Obiecałem Mu, kiedy dawał mi Margcjama, że będę ojcowski wobec wszystkich ludzi i przykro mi, że uchybiam mojej obietnicy. Ty mnie jednak do tego zmuszasz. Hermastes jest tutaj i tutaj pozostanie. Wiesz, co chcę ci powiedzieć? To ty mącisz wolę innych i czynisz ich niezdecydowanymi. Ty jesteś przyczyną podziałów i zamętu. Oto kim jesteś. I wstydź się z tego powodu.»

«A ty kim jesteś? Opiekunem tych...» [– odpowiada Judasz.]

«Doskonale! Dobrze powiedziałeś. Wiem, co chcesz powiedzieć. Opiekunem zakrytej niewiasty, opiekunem Jana z Endor, opiekunem Hermastesa, opiekunem tej niewolnicy, opiekunem wszystkich innych, których Jezus znalazł. Tych, którzy nie są wspaniałymi przykładnymi pawiami ze Świątyni, uformowanymi ze świętej zaprawy wapiennej i pajęczyn ze Świątyni, knotami śmierdzącymi mętami z lamp Świątyni, którzy są właśnie jak ty, aby uczynić tę przypowieść bardziej jasną. Bo jeśli Świątynia to wiele, to – o ile nie stałem się bezrozumny – Nauczyciel jest czymś więcej niż Świątynia i to Jemu uchybiasz...» – [Piotr] krzyczy tak głośno, że Nauczyciel zatrzymał się i odwrócił. Zaraz też się cofnie, pozostawiając kobiety.

«Usłyszał! Teraz będzie zasmucony!» – mówi apostoł Jan.

«Nie, Nauczycielu. Nie przychodź. Rozmawialiśmy... aby zabić nudę wędrówki» – mówi szybko Tomasz.

Jezus jednak zatrzymał się i dochodzą do Niego.

«O czym rozmawialiście? Czy mam raz jeszcze powiedzieć wam, że niewiasty was przewyższają?»

Łagodna wymówka porusza wszystkie serca. Milkną, spuszczając głowy.

«Przyjaciele! Przyjaciele! Nie bądźcie powodem zgorszenia dla tych, którzy dopiero rodzą się do Światłości! Czy nie wiecie, że niedoskonałość w was szkodzi bardziej zbawieniu poganina lub grzesznika niż błędy, które zawarte są w pogaństwie?»

Nikt nie odpowiada, bo nie wiedzą, co powiedzieć na swe usprawiedliwienie, żeby nie oskarżać [się wzajemnie].

Blisko mostu, na wyschłym strumieniu, zatrzymał się wóz sióstr Łazarza. Dwa konie skubią gęstą trawę na brzegach strumienia, który wysechł, być może niedawno. Jego brzegi porośnięte są gęstą trawą. Sługa Marty i inny jeszcze, być może woźnica, stoi na brzegu. Niewiasty zaś siedzą zamknięte w wozie, całkowicie zasłoniętym ciężkim przykryciem wykonanym z wygarbowanych skór. Opada ono jak ciężka zasłona aż na podłogę wozu. Uczennice idą pośpiesznie w tamtą stronę. Sługa, widząc je, pierwszy zawiadamia piastunkę, a drugi spieszy się, żeby przywiązać konie.

W międzyczasie sługa biegnie ku swym paniom, kłaniając się do samej ziemi. Piastunka – piękna, starsza kobieta o cerze oliwkowej, lecz bardzo miłej, schodzi zwinnie – i idzie ku paniom. Jednak Maria z Magdali coś do niej mówi i ta zaraz zwraca się do Dziewicy ze słowami:

«Wybacz mi... lecz radość zobaczenia jej jest tak wielka, że zauważam tylko ją. Chodź, błogosławiona, słońce pali, a w wozie jest cień.»

I wchodzą wszystkie, czekając na mężczyzn, którzy zostali daleko w tyle. W czasie oczekiwania Syntyka, ubrana w szatę, którą Magdalena miała wczoraj na sobie całuje stopy swych pań. Upiera się, żeby je tak nazywać, choć one mówią, że nie jest ani służącą, ani niewolnicą, lecz – gościem przyjmowanym w imię Jezusa. Dziewica pokazuje cenny pakunek purpury, pytając, jak utkać te krótkie nitki, wrażliwe na wilgoć i skręcanie.

«To nie tak się ich używa, Niewiasto. Trzeba je zetrzeć na proch i posłużyć się tym, jak każdym innym barwnikiem. To ślina ślimaka, to nie włos ani sierść. Widzisz, jak jest krucha teraz, kiedy wyschła? Zetrzyj ją na delikatny proszek, przesiej przez sito, aby nie został żaden długi kawałek, który przyciemniłby [zbytnio] nitkę lub tkaninę. Nitka zabarwi się lepiej w motkach. Kiedy będziesz pewna, że wszystko jest starte na proszek – tak jak to robi się z koszenilą lub z szafranem, lub z proszkiem indygo, lub z innymi korami, korzeniami, owocami i posługuje się nimi – utrwala się kolor, dodając silnego octu do ostatniego płukania.»

«Dziękuję, Noemi. Zrobię tak, jak mówisz. Haftowałam nitką w kolorze purpury, ale dano Mi ją już gotową do użycia... Oto nadchodzi Jezus. To chwila pożegnania się, Moje córki. Błogosławię was wszystkie w Imię Pana. Idźcie w pokoju, zanosząc pokój i radość Łazarzowi.

Żegnaj, Mario. Pamiętaj, że to na Mojej piersi wylałaś twoje pierwsze łzy szczęścia. Jestem więc dla ciebie Matką, bo dziecko wylewa pierwsze łzy na matczynej piersi. Jestem dla ciebie matką i będę nią zawsze. To – co będzie ci trudno powiedzieć najłagodniejszej z sióstr, najbardziej kochającej piastunce – przyjdź powiedzieć Mnie. Ja cię zawsze zrozumiem. To – czego nie ośmielisz się powiedzieć Mojemu Jezusowi, przesiąknięta [słabością] ludzkiej natury, której On nie chce w tobie – przyjdź powiedzieć Mnie. Ja będę dla ciebie zawsze wyrozumiała. A kiedy potem będziesz chciała powiedzieć Mi o swoich zwycięstwach, wolę żebyś Jemu je przedstawiła jak pachnące kwiaty, bo to On jest twoim Zbawcą, a nie Ja. Ja będę się cieszyć wraz z tobą.

Żegnaj, Marto. Teraz odchodzisz szczęśliwa i to nadprzyrodzone szczęście będzie trwać. Musisz więc tylko czynić postępy w sprawiedliwości pośród pokoju, którego w tobie nic już nie mąci. Uczyń to z miłości do Jezusa, który tak ciebie umiłował, że pokochał i tę, którą ty kochasz całkowicie.

Żegnaj, Noemi. Idź z [Magdaleną –] twoim odnalezionym skarbem. Jak karmiłaś ją mlekiem, tak sama nakarm się teraz słowami, jakie ona i Marta powiedzą ci, i dojdź do ujrzenia w Moim Synu kogoś o wiele większego od egzorcysty, który wyzwala serca z [mocy] Zła.

Żegnaj, Syntyko, kwiecie Grecji, która potrafiłaś samodzielnie ujrzeć, że jest coś więcej niż ciało. Rozkwitaj teraz w Bogu i bądź pierwszym z nowych kwiatów Chrystusowej Grecji.

Bardzo się cieszę, że zostawiam was w takiej jedności. Błogosławię was z miłością» [– mówi Maryja.]

Odgłos kroków jest coraz bliższy. Podnoszą okrycie i widzą Jezusa w odległości jakichś dwóch metrów od wozu. Schodzą w palącym słońcu, które zalewa drogę. Maria z Magdali klęka u stóp Jezusa mówiąc:

«Dziękuję Ci za wszystko. I także bardzo za to, że kazałeś mi odbyć tę podróż. Jedynie Ty masz mądrość. Teraz odjeżdżam odarta z resztek dawnej Marii. Pobłogosław mnie, Panie, aby mnie umocnić jeszcze bardziej.»

«Tak, błogosławię cię. Ciesz się obecnością braci i z twoimi braćmi. Coraz bardziej formuj się we Mnie. Żegnaj, Mario. Żegnaj, Marto. Powiesz Łazarzowi, że go błogosławię. Powierzam wam tę niewiastę. Nie daję wam jej. To Moja uczennica, chcę jednak, żebyście dali jej minimum potrzebne dla zrozumienia Mojej nauki. Potem powrócę. Noemi, błogosławię cię i także was dwóch.»

Marta i Maria mają łzy w oczach. Zelota szczególnie je żegna, dając im list dla swego sługi. Inni żegnają się wspólnie. Potem wóz rusza w drogę.

«A teraz chodźmy poszukać cienia. Niech Bóg im towarzyszy... Tak bardzo żałujesz, Mario, że odjechały?» – pyta Jezus Marię Alfeuszową, która płacze w milczeniu.

«Tak. One były bardzo dobre...»

«Wkrótce się z nimi spotkamy i z liczniejszymi. Będziesz mieć wiele sióstr... lub jak wolisz – córek. Wszystko to miłość: matczyna lub siostrzana» – mówi jej Jezus, pocieszając ją.

«Oby to nie przysporzyło kłopotów...» – odzywa się Iskariota.

«Kłopotów, z powodu miłości?»

«Nie. Kłopotów z powodu posiadania u siebie osób innych ras i pochodzenia.»

«Mówisz o Syntyce?»

«Tak, Nauczycielu. W końcu to była własność rzymska i złem jest przywłaszczać to sobie. To wywoła w stosunku do nas zło i ściągniemy sobie na kark Poncjusza Piłata z jego surowością.»

Piotr odzywa się:

«Cóż to? Chcesz, żeby obchodziło Piłata to, że ktoś z jemu podległych utracił niewolnicę? On wie to, co trzeba wiedzieć! A jeśli ma w sobie nieco uczciwości – jak się o nim mówi, przynajmniej w rodzinie – powie, że ta kobieta dobrze zrobiła, uciekając. A jeśli nie jest uczciwy, powie: “Dobrze zrobione! Być może ja ją znajdę”. Ludzie nieuczciwi nie są wrażliwi na cierpienia innych. Poza tym... o, biedny Poncjusz! Przy wszystkich kłopotach, których przyczyną dla niego jesteśmy, ma co innego do roboty niż tracić czas z powodu skarg jakiegoś osobnika, który pozwala się wymknąć niewolnicy!»

Wielu przyznaje Piotrowi rację, śmiejąc się z rozwiązłego Rzymianina. Jezus jednak przenosi pytanie na wyższą płaszczyznę:

«Judaszu, czy znasz Księgę Powtórzonego Prawa?»

«Oczywiście, Nauczycielu. I nie waham się rzec: jak niewielu.»

«Za co ją uważasz?»

«Jest rzecznikiem Bożym.»

«Rzecznikiem. W takim razie powtarza słowo Boga?»

«Właśnie tak.»

«Dobrze określiłeś. Dlaczego zatem nie uważasz za dobro tego, co ona nakazuje czynić?»

«Nigdy tego nie powiedziałem. Przeciwnie! Uważam, że właśnie my zbytnio ją lekceważymy, postępując według Nowego Prawa.»

«Nowe Prawo jest owocem starego lub raczej jest doskonałością osiągniętą przez drzewo Wiary. Nikt z nas jednak go nie lekceważy, o ile wiem. Ja bowiem jestem pierwszy w szanowaniu go i zapobieganiu, by inni go nie lekceważyli.»

Jezus wypowiada te słowa ostro. Mówi dalej:

«Księga Powtórzonego Prawa jest nietykalna. Nawet kiedy Moje Królestwo zatryumfuje, a wraz z Moim Królestwem Nowe Prawo – ze swymi nowymi ustawami i paragrafami – ono zawsze będzie stosowane [wraz z] nowymi nakazami, podobnie jak obrobione kamienie dawnych budowli służą nowym, są bowiem kamieniami doskonałymi, tworzącymi solidne mury. Teraz jednak nie ma jeszcze [pełni] Mojego Królestwa i Ja, wierny Izraelita, nie znieważam ani nie lekceważę Księgi Mojżesza. To jest podstawą Mojego sposobu postępowania i Mojego nauczania. To na fundamencie Człowieka i Nauczyciela Syn Ojca każe spocząć niebiańskiej budowli Swej Natury i Swojej Mądrości.

W Księdze Powtórzonego Prawa jest napisane: “Nie wydasz panu niewolnika, który się schroni u ciebie przed swoim właścicielem. Z tobą będzie przebywał, w twym kraju, w miejscu, które sobie wybierze, w jednym z twoich miast, gdzie będzie się czuł dobrze; nie będziesz go dręczył.” To stosuje się w przypadku, gdy ktoś jest zmuszony uciec z nieludzkiej niewoli. W Moim przypadku, w odniesieniu do Syntyki, to ucieczka nie ku ograniczonej wolności, lecz ku wolności bezgranicznej Syna Bożego. I ty chcesz, żebym Ja temu skowronkowi, który wymknął się z sideł myśliwych, nałożył na nowo pęta? Żebym ją zwrócił do jej więzienia, żebym jej odebrał nawet nadzieję po pozbawieniu jej wolności? Nie, nigdy! Błogosławię Boga za to, że jak podróż do Endor przywiodła do Ojca tamtego syna, tak podróż do Cezarei przyprowadziła Mi tę córkę, abym ją zaprowadził do Ojca. W Szikaminon mówiłem wam o potędze Wiary. Dziś będę wam mówił o światłości Nadziei. Teraz jednak zatrzymajmy się w tym zielonym sadzie, żeby coś zjeść i odpocząć, bo słońce pali, jakby otwarło się piekło.»


   

Przekład: "Vox Domini"