Ewangelia według
św. Mateusza
Ewangelia według
św. Marka
Ewangelia według
św. Łukasza
Ewangelia według
św. Jana


Maria Valtorta

Księga III - Drugi rok życia publicznego

–   POEMAT BOGA-CZŁOWIEKA   –

119. JEZUS MÓWI O NADZIEI

Napisane 18 sierpnia 1945. A, 6141-6155

Apostołów dostrzegli ludzie pracujący przy winobraniu, którzy przechodzą przez sad, obładowani koszami winogron tak jasnych, jakby były z bursztynu. Zadają im pytania:

«Jesteście podróżnymi lub cudzoziemcami?»

«Jesteśmy Galilejczykami i zdążamy ku górze Karmel» – odpowiada w imieniu wszystkich Jakub, syn Zebedeusza.

Wraz z towarzyszami - rybakami rozprostowuje nogi, próbując przezwyciężyć resztę senności. Iskariota i Mateusz właśnie się budzą na trawie, na której się położyli. Najstarsi, przeciwnie, śpią nadal zmęczeni. Jezus rozmawia z Janem z Endor oraz z Hermastesem. Maryja i Maria, [córka] Kleofasa, są w pobliżu nich, ale milczą. Robotnicy z winnicy pytają: «I przybywacie z daleka?»

«Z Cezarei jako ostatniego etapu. Ale przedtem byliśmy w Szikaminon i jeszcze dalej. Przybywamy z Kafarnaum.»

«O! Jaka długa droga o tej porze roku! Ale dlaczego nie przybyliście do naszego domu? Jest tam, widzicie? Dalibyśmy wam zimnej wody dla wzmocnienia waszych członków i trochę pożywienia prostego, lecz dobrego. Chodźcie teraz.»

«Zaraz wyruszamy. Niech was mimo to Bóg wynagrodzi.»

«Karmel nie ucieknie na ognistym wozie jak jego prorok» – mówi półżartem wieśniak.

«Nie ma już wozów z Nieba, zabierających proroków. Nie ma już proroków w Izraelu. Powiadają, że Jan nie żyje...» – mówi inny wieśniak.

«Nie żyje? Od kiedy?»

«Powiedzieli nam to ludzie, którzy przyszli znad Jordanu. Czciliście go?»

«Byliśmy jego uczniami.»

«Dlaczego go opuściliście?»

«Żeby iść za Barankiem Bożym, Mesjaszem, którego Jan zapowiadał. On jest jeszcze w Izraelu, ludzie. I trzeba będzie czegoś więcej niż ognistego wozu, żeby Go zabrać do Nieba! Wierzycie w Mesjasza?»

«Czy w Niego wierzymy? Postanowiliśmy, że po skończeniu zbiorów pójdziemy do Niego. Mówią, że jest gorliwy w wypełnianiu Prawa i że chodzi do Świątyni na przepisane święta. Wkrótce pójdziemy na Święto Namiotów i będziemy w Świątyni codziennie, żeby Go ujrzeć. A jeśli Go nie znajdziemy, będziemy Go szukać aż Go odnajdziemy. Wy, którzy Go znacie, powiedzcie, czy to prawda, że On jest prawie zawsze w Kafarnaum? Czy to prawda, że jest wysoki, młody, jasnowłosy i że ma głos odmienny od wszystkich ludzi, że porusza serca i że słuchają Go nawet zwierzęta i rośliny?»

«Wszystkie serca – z wyjątkiem faryzeuszy, Gamalo. Oni stali się jeszcze bardziej zacięci.»

«Oni nie są nawet jak zwierzęta. To demony, łącznie z tym, którego imię ja noszę. Ale powiedzcie: czy to prawda, że tak jest, i że On jest bardzo dobry, że z wszystkimi rozmawia, że pociesza wszystkich, że uzdrawia z chorób i nawraca grzeszników?»

«Wierzycie w to?»

«Tak, ale chcielibyśmy to wiedzieć od was, chodzących za Nim. O! Gdybyście nas do Niego zaprowadzili!»

«Czy jednak nie macie winnic do obrobienia?»

«Mamy też nasze dusze, o które trzeba zadbać, a one są czymś więcej niż winnice. Czy On jest w Kafarnaum? Szybkim marszem doszlibyśmy tam i z powrotem za dziesięć dni...»

«Tutaj jest Ten, którego szukacie. Wypoczywa w waszym sadzie. Teraz rozmawia właśnie z tym starszym mężczyzną i z tym młodym człowiekiem. U Jego boku jest Jego Matka i siostra Jego Matki.»

«Ten!... O!... Co robimy?»

Stoją oniemiali z zaskoczenia. Cali są oczyma, aby patrzeć. Cała ich siła życiowa koncentruje się w ich źrenicach.

«No dobrze! Tak bardzo pragnęliście Go ujrzeć, a teraz nawet się nie ruszacie? Czy staliście się posągami z soli?» – żartuje Piotr.

«Nie... To... Ale On, Mesjasz, byłby [taki] prosty?»

«A co chcielibyście, żeby robił? Ma siedzieć na jaśniejącym tronie, okryty królewskim płaszczem? Uważacie Go za nowego Aswerusa?»

«Nie. Ale... Tak prosty, On, który jest taki święty!»

«On jest prosty, bo jest święty, mężu. Dobrze, więc zróbmy tak... Nauczycielu! Chodź tutaj uczynić cud. Są tu ludzie, którzy Cię szukają, a na Twój widok zamienili się w słupy soli. Przyjdź przywrócić im mowę i zdolność poruszania się.»

Jezus – który się odwrócił, słysząc, jak Go wołają – wstaje. Uśmiechając się idzie w kierunku pracowników winnicy. Oni patrzą na Niego z tak wielkim osłupieniem, że wydają się przestraszeni.

«Pokój wam. Pragniecie Mnie. Oto jestem» – i Swoim zwykłym gestem otwiera ramiona, wysuwając się nieco do przodu, jakby dawał im Siebie. Wieśniacy padają na kolana i nadal nic nie mówią.

«Nie bójcie się. Powiedzcie Mi, czego chcecie?»

W milczeniu podają kosze napełnione winogronami. Jezus podziwia wspaniałe owoce i mówi: «Dziękuję.»

Wyciąga rękę, aby wziąć kiść i zaczyna jeść winogrona.

«O, Boże Najwyższy! On je jak my!» – mówi z westchnieniem ten, który nazywa się Gamala. Nie można się nie śmiać z tej uwagi. Nawet Jezus uśmiecha się bardziej i – jakby tłumacząc się – mówi: «Jestem Synem Człowieczym!»

Jego gest jednak przezwyciężył ich ekstatyczne odrętwienie.

Gamala mówi:

«Nie wszedłbyś do naszego domu, przynajmniej do wieczora? Jest nas wielu... jest nas siedmioro braci z żonami i dziećmi, a w dodatku nasi starsi rodzice czekają [u nas] spokojnie na śmierć.»

«Chodźmy. Zawołajcie towarzyszy i dołączcie do nas. Matko, chodź z Marią.»

Jezus udaje się w drogę z wieśniakami, którzy wstali i idą nieco bokiem, żeby patrzeć, jak On idzie. Ścieżka jest prosta, między pniami drzew połączonymi winoroślą. Szybko doszli do domu czy raczej do domów, bo formują one mały czworokąt pośrodku dużego wspólnego podwórza, na którym znajduje się studnia. Dochodzi się tam przez głęboki korytarz, który spełnia rolę sieni i który z pewnością jest zamykany na noc ciężkimi drzwiami.

«Pokój temu domowi i jego mieszkańcom» – mówi Jezus, wchodząc i podnosząc rękę w geście błogosławieństwa. Potem opuszcza ją, żeby pogłaskać śliczne, na wpół nagie niemowlę, wpatrujące się w Niego oczarowanym spojrzeniem. Jest ono pełne wdzięku w koszulce bez rękawów, opadającej z jego krągłych ramion. Stoi z bosymi stópkami i z palcem w buzi, a w drugiej rączce trzyma kawałek chleba umoczony w oliwie.

«To Dawid, syn mojego młodszego brata» – wyjaśnia Gamala, podczas gdy inny wieśniak wchodzi do najbliższego domu, aby uprzedzić [mieszkańców]. Potem wychodzi, idzie do innego domu i tak kolejno – do wszystkich. Ukazują się twarze w różnym wieku, a potem chowają się, żeby powrócić po pobieżnej toalecie. W cieniu wysuniętej wiaty, której osłonę stanowi olbrzymi figowiec, siedzi starzec z kijem w dłoniach. Nawet nie podnosi głowy, jakby go nic nie obchodziło.

«To nasz ojciec – wyjaśnia Gamala – jeden ze starców w domu, bo nawet małżonka Jakuba przyprowadziła tu ojca, który pozostał sam. Poza tym jest też stara matka Lii, najmłodszej małżonki. Nasz ojciec jest niewidomy. Na jego źrenicach uformowała się osłona. Tak wiele jest słońca na polach! Taki upał na ziemi! Biedny ojciec! Jest bardzo zasmucony, lecz dobry. Teraz czeka na wnuki, bo są jego jedyną radością.»

Jezus idzie ku starcowi: «Niech Bóg cię pobłogosławi, ojcze.»

«Kimkolwiek jesteś, niech Bóg ci odda Swe błogosławieństwo» – odpowiada starzec podnosząc głowę w stronę głosu.

«Straszny jest twój los, prawda?» – pyta łagodnie Jezus i daje znak, żeby nie mówić mu, kim jest Ten, który przemawia.

«Pochodzi od Boga... po bardzo wielkim dobru, jakie mi dawał przez moje długie życie. Jak otrzymałem dobro od Boga, tak muszę przyjąć też nieszczęście [utraty] mojego wzroku. W końcu to nie jest wieczne. Skończy się na łonie Abrahama.»

«Dobrze mówisz. Byłoby gorzej, gdyby oślepła twoja dusza.»

«Zawsze usiłowałem zachować jej wzrok.»

«Jak to robiłeś?»

«Ty jesteś młody... Ty, który mówisz... poznaję to po głosie. Nie jesteś z tych młodych obecnego czasu, którzy wszyscy są ślepi, bo pozbawieni są religii, co? To naprawdę wielkie nieszczęście nie wierzyć i nie czynić tego, co Bóg mówi. Starzec mówi Ci to, chłopcze. Jeśli porzucisz Prawo, będziesz niewidomy na ziemi i w drugim życiu. Już nigdy nie ujrzysz Boga. Bo On z pewnością przyjdzie pewnego dnia, kiedy Mesjasz Odkupiciel otworzy nam bramy Boże. Jestem zbyt stary, by ujrzeć ten dzień na ziemi, lecz ujrzę go na łonie Abrahama. Nie skarżę się więc na nic, bo mam nadzieję spłacić tą odrobiną moje niewdzięczności wobec Boga i zasłużyć na życie wieczne. Ale Ty jesteś młody. Bądź wierny, Synu, żebyś mógł ujrzeć Mesjasza, bo czas jest już bliski. Chrzciciel to powiedział. Ty Go ujrzysz. Jeśli jednak Twoja dusza będzie niewidoma, staniesz się jak ci, o których mówi Izajasz. Będziesz miał oczy, a nie zobaczysz.»

«Chciałbyś Go zobaczyć, ojcze?» – pyta Jezus, kładąc mu rękę na białej głowie.

«Chciałbym Go zobaczyć. Tak. Wolałbym jednak odejść bez ujrzenia Go, zamiast widzieć Go i [spostrzec], że moje dzieci Go nie rozpoznają. Mam jeszcze starą wiarę i ona mi wystarczy. Oni... O! Dzisiejszy świat!...»

«Ojcze, ujrzyj więc Mesjasza i niech wieczór twego [życia] uwieńczy radość» – Jezus przesuwa dłoń z białych włosów starca na czoło aż do jego zarośniętej brody, jakby go głaskał. Równocześnie pochyla się, aby być na poziomie jego starczej twarzy.

«O! Najwyższy Panie! Ależ ja widzę! Widzę... Kim jesteś Ty z tą twarzą nie znaną, a jednak znaną, jakbym Cię już widział?... Ależ... O! Jakim jestem głupcem! Ty, który mi przywróciłeś wzrok, Ty jesteś błogosławionym Mesjaszem! O! O!» – starzec płacze nad dłońmi Jezusa.

Pochwycił je, okrywając pocałunkami i łzami. Wszyscy krewni są wzruszeni. Jezus uwalnia jedną rękę i głaszcze znowu starca, mówiąc:

«Tak, to Ja. Chodź, żebyś oprócz Mojej twarzy, poznał też Moje słowo.»

I idzie ku schodom, prowadzącym na zacieniony taras przez gęsty tunel, który na wszystko rzuca cień. Wszyscy idą za Nim.

«Obiecałem Moim uczniom mówić o nadziei i opowiedzieć przypowieść dla wyjaśnienia. Oto i przypowieść: ten stary Izraelita. To Ojciec Niebieski dał Mi temat dla pouczenia was wszystkich o wielkiej cnocie, która – jak ramiona jarzma – podtrzymuje Wiarę i Miłość.

Jest to jarzmo pełne słodyczy. Szubienica ludzkości... poprzeczne ramiona krzyża... tron zbawienia... wsparcie dla wybawiającego węża, wywyższonego na pustyni... Szubienica ludzkości... Pomost dla duszy, aby wyswobodzić jej lot ku Światłości. [Nadzieja] umieszczona jest pośrodku pomiędzy niezbędną Wiarą i najdoskonalszą Miłością, gdyż bez Nadziei nie może istnieć Wiara i bez Nadziei umiera Miłość.

Wiara zakłada nadzieję, pełną pewności. Jak wierzyć, że dojdzie się do Boga, jeśli nie ufa się w Jego dobroć? Jak znaleźć oparcie w tym życiu, jeśli nie ma się nadziei na wieczność? Jak umieć wytrwać w sprawiedliwości, skoro nie ożywia nas nadzieja, że Bóg widzi każde z naszych dobrych działań i że otrzymamy za nie nagrodę? Jak sprawić również, że będzie żyła Miłość, jeśli nie ma w was nadziei? Nadzieja poprzedza Miłość i przygotowuje ją. Człowiek bowiem potrzebuje nadziei, żeby umieć kochać. Zrozpaczeni już nie kochają. Oto schody zrobione ze stopni i z balustrady. Wiara to stopnie, Nadzieja – to balustrada. W górze zaś jest Miłość, ku której pniemy się przy pomocy dwóch pozostałych [cnót]. Człowiek ma nadzieję, żeby wierzyć, wierzyć, żeby kochać.

Ten człowiek potrafił mieć nadzieję. Rodząc się, był niemowlęciem jak wszyscy inni. Wzrastał mając te same pouczenia, co inni. Stał się synem Prawa, jak wszyscy pozostali. Był mężem, małżonkiem, ojcem, starcem. Cały czas pokładał ufność w obietnicach danych patriarchom i powtarzanym przez proroków. W starości cienie okryły jego powieki, ale nie serce. W nim wciąż trwała rozpalona Nadzieja. Nadzieja na ujrzenie Boga: ujrzenie Boga w innym życiu. I w nadziei na ten wieczny widok – nadzieja głębsza i droższa – “ujrzeć Mesjasza”... On powiedział do Mnie, nie wiedząc, kim był młody człowiek rozmawiający z nim: “Jeśli porzucisz Prawo, będziesz oślepiony na ziemi i w Niebie. Nie ujrzysz Boga i nie rozpoznasz Mesjasza.”

Przemówił jak mędrzec. Obecnie jest w Izraelu zbyt wielu ślepych. Nie mają już nadziei. Zabił ją w nich bunt przeciw Prawu. Nawet jeśli się ukrywa pod poświęconymi szatami, to zawsze jest buntem, jeśli nie jest całkowitym przyjęciem słowa Boga. Mówię: Boga... Nie mówię o nadbudowach, które zostały umieszczone przez człowieka i które – ponieważ jest ich zbyt wiele i wszystkie są ludzkie – są lekceważone nawet przez tych, którzy je ustanowili. Inni zaś realizują je bezmyślnie, pod przymusem, bezowocnie, męcząc się. Nie mają już nadziei i drwią sobie z prawd wiecznych. Nie mają już więc Wiary ani nie mają też Miłości. Boskie jarzmo przez Boga dane człowiekowi – aby przez przyjęcie go miał zasługę i z niego uczynił sobie niebiański krzyż, dany człowiekowi przez Boga do zaklinania wężów Zła dla osiągnięcia dzięki temu zbawienia – utraciło swe ramię poprzeczne: to, które utrzymywało płomień biały i płomień czerwony: Wiarę i Miłość. Ciemności weszły do ich serc.

Starzec powiedział Mi: “To wielkie nieszczęście nie wierzyć i nie robić tego, co Bóg nam powiedział”. To prawda. I Ja to potwierdzam. To gorsze niż fizyczna ślepota, którą można jeszcze uleczyć, aby dać sprawiedliwemu radość ponownego ujrzenia słońca, pól, owoców ziemi, twarzy dzieci i wnuków, a przede wszystkim tego, co było szczytem jego nadziei: “Ujrzeć Mesjasza Pana”. Chciałbym, żeby podobna cnota była żywa w duszach całego Izraela, a szczególnie w tych, którzy są najbardziej pouczeni o Prawie. Nie wystarczy chodzić do Świątyni lub przynależeć do Świątyni, nie wystarczy znać na pamięć słów Pisma. Trzeba umieć – przy pomocy trzech Boskich cnót – uczynić je życiem naszego życia.

Macie tego przykład: gdzie one żyją, wszystko jest łatwe do zniesienia, nawet nieszczęście. Jarzmo bowiem Boże jest zawsze jarzmem lekkim, które ciąży jedynie na ciele, lecz nie obciąża ducha. Idźcie w pokoju, wy, którzy zostajecie w tym domu dobrych Izraelitów. Idź w pokoju, stary ojcze. Masz pewność, że Bóg cię kocha. Zakończ twój dzień sprawiedliwego, składając mądrość w sercu twoich małych krewnych.

Nie mogę pozostać, lecz Moje błogosławieństwo zostaje w tych murach, bogatych w łaski jak winogrona tej winnicy.»

Jezus chce odejść, ale musi jeszcze pozostać, żeby poznać cały ród, w każdym wieku, i żeby przyjąć wszystko, co chcą Mu ofiarować – aż do wypełnienia toreb podróżnych wypchanych jak bukłaki... Potem może już ruszyć w drogę, skrótem pomiędzy winnicami, który wskazują Mu wieśniacy. Opuszczają Go dopiero na głównej drodze. Już widać z niej wioskę, w której Jezus i Jego [uczniowie] będą mogli spędzić noc.


   

Przekład: "Vox Domini"