Ewangelia według
św. Mateusza
Ewangelia według
św. Marka
Ewangelia według
św. Łukasza
Ewangelia według
św. Jana


Maria Valtorta

Księga III - Drugi rok życia publicznego

–   POEMAT BOGA-CZŁOWIEKA   –

139. SPOTKANIE Z UCZNIAMI. UCZYNKI MIŁOSIERDZIA

Napisane 8 września 1945. A, 6399-6428

Jezus przebywa na równinach [leżących w okolicy] Korozain, wzdłuż doliny górnego Jordanu, pomiędzy Jeziorem Genezaret a Meron. Pola pełne winorośli. Już zaczęło się winobranie. Musi tu już przebywać od kilku dni, bo tego ranka są z Nim uczniowie, którzy byli w Szikaminon, a pomiędzy nimi – Szczepan i Hermas. Izaak tłumaczy się, że nie mógł przybyć wcześniej, gdyż – jak mówi – zastanawiał się, czy dobrze zrobi prowadząc ze sobą nowo przybyłych, i te rozmyślania spowodowały opóźnienie.

«Ale – mówi jeszcze – pomyślałem, że droga do Nieba jest otwarta dla wszystkich, którzy mają dobrą wolę, a wydaje mi się, że oni, choć są uczniami Gamaliela, do takich należą.»

«Dobrze powiedziałeś i dobrze zrobiłeś. Przyprowadź ich tutaj do Mnie.»

Izaak odchodzi i powraca z dwoma [uczniami Gamaliela].

«Pokój niech będzie z wami. Czy słowo apostołów wydało się wam na tyle prawdziwe, że chcecie się do nich przyłączyć?»

«Tak, ale Twoje jeszcze bardziej... Nie odtrącaj nas, Nauczycielu...»

«Dlaczego miałbym to uczynić?» [– pyta Jezus]

«Bo należymy do [uczniów] Gamaliela.»

«I co z tego? Ja szanuję wielkiego Gamaliela i chciałbym, żeby był ze Mną, gdyż jest godzien tu być. Tylko tego mu brakuje, żeby jego mądrość przemienić w doskonałość. Co wam powiedział, kiedy go opuściliście? Bo z pewnością go pożegnaliście...»

«Tak. Powiedział nam: “Szczęśliwi jesteście, że potraficie wierzyć. Módlcie się, żebym i ja zapomniał, aby umieć sobie przypomnieć.»

Apostołowie, którzy z ciekawością ściśle otoczyli Jezusa, patrzą jeden na drugiego i pytają cicho: «Co on chciał powiedzieć? Czego on chce? Zapomnieć, żeby pamiętać?»

Jezus słyszy te szepty i wyjaśnia:

«On chce zapomnieć swoją mądrość, żeby przyjąć Moją. Chce zapomnieć, że jest Gamalielem rabbim, żeby sobie przypomnieć, że jest synem Izraela, który czeka na Chrystusa. Chce zapomnieć o samym sobie, żeby sobie przypomnieć o Prawdzie.»

«Ale on nie jest kłamcą, Nauczycielu» – mówi Hermas, żeby usprawiedliwić Gamaliela.

«Nie. Ale jest [napełniony] gmatwaniną biednych ludzkich słów, które są kłamstwem. To słowa, które zastępują Słowo. Trzeba je zapomnieć, pozbyć się ich, przyjść nagim oraz dziewiczym do Prawdy, żeby zostać odzianym i [stać się] płodnym. To wymaga pokory. Podwodna skała...»

«W takim razie my też musimy zapomnieć?»

«Bez wątpienia... Zapomnieć o wszystkim, co jest tylko ludzkie. Pamiętać o wszystkim, co [należy do] spraw Boga. Chodźcie, wy umiecie to uczynić.»

«My chcemy to uczynić» – zapewnia Hermas.

«Czy żyliście już życiem uczniów?» [– pyta Jezus.]

«Tak, od dnia kiedy dowiedzieliśmy się o śmierci Chrzciciela. Nowina dotarła bardzo szybko do Jerozolimy. Przynieśli ją dworzanie i żołnierze Heroda. Jego śmierć wyrwała nas z odrętwienia» – odpowiada Szczepan.

«Krew męczenników jest zawsze życiem dla tych, którzy są w odrętwieniu. Pamiętaj o tym, Szczepanie.»

«Dobrze, Nauczycielu. Czy będziesz dziś mówił? Jestem spragniony Twego słowa.»

«Już przemawiałem, ale będę jeszcze wiele mówił do was, uczniów. Wasi towarzysze, apostołowie, już rozpoczęli misję po intensywnym przygotowaniu. Ale ich jest zbyt mało jak na potrzeby świata. A trzeba żeby wszystko zostało zrobione w określonym czasie. Jestem jak ktoś, kto ma [wyznaczony] termin [płatności] i musi wszystko wykonać w ograniczonym czasie. Proszę was wszystkich o pomoc i w imię Boga też wam obiecuję pomoc i chwalebną przyszłość.»

Przenikliwe oko Jezusa odkrywa mężczyznę szczelnie okrytego lnianym płaszczem:

«Czy ty nie jesteś kapłanem Janem?»

«Tak, Nauczycielu. Bardziej wyjałowione niż przeklęta dolina [trędowatych] jest serce Judejczyków. Uciekłem w poszukiwaniu Ciebie.»

«A kapłaństwo?»

«Trąd wydalił mnie z niego za pierwszym razem, ludzie – za drugim, bo kocham Ciebie. Twoja Łaska przyciąga mnie do siebie... do Ciebie. Ona też usunęła mnie z miejsca hańby i zaprowadziła do miejsca czystego. Ty mnie oczyściłeś, Nauczycielu, w ciele i w duchu. A rzecz czysta nie może, nie powinna zbliżać się do tego, co nieczyste. Znieważyłoby to tego, który ją oczyścił.»

«Twój osąd jest surowy, lecz nie jest niesłuszny.»

«Nauczycielu, brudy rodziny są znane temu, kto żyje w rodzinie. Można o nich mówić jedynie temu, kto ma prawego ducha. Takim jesteś Ty... zresztą Ty wiesz... Co do innych... to nie będę im o tym mówił. Tu jesteś Ty, Twoi apostołowie, oraz ci dwaj, którzy wiedzą jak Ty i ja. Zatem...»

[Jezus mówi:] «Dobrze. Ale... O! Ty także?! Pokój niech będzie z tobą! Przyszedłeś, żeby znowu dać pożywienie?»

«Nie, ażeby mieć dla siebie Twój pokarm.»

«Czy straciłeś swe zbiory?»

«O, nie! Nigdy nie były tak piękne. Ale, mój Nauczycielu, szukam innego chleba, innych zbiorów: Twoich. A ze mną mam trędowatego [sługę], którego uzdrowiłeś na moich ziemiach. Powrócił do swego pana. Ale on i ja mamy teraz jednego Pana, za którym chcemy iść i jemu służyć: Ciebie.»

«Chodźcie więc. Jeden, dwóch, trzech, czterech... Dobre żniwo! Ale czy zastanowiliście się nad waszą sytuacją wobec Świątyni? Wy wiecie i Ja wiem... nic więcej nie mówię...»

«Ja jestem człowiekiem wolnym i idę, gdzie chcę» – mówi [uzdrowiony niegdyś przez Jezusa z trądu] kapłan Jan.

«Ja też» – odpowiada nowo przybyły uczony w Piśmie Jan. To ten człowiek, który nakarmił [rzesze] w szabat u stóp Góry Błogosławieństw.

«I my też» – mówią Hermas i Szczepan [uczniowie Gamaliela].

A Szczepan dodaje: «Mów do nas, Panie. Nie wiemy, na czym dokładnie polega nasza misja. Daj nam minimum, żebyśmy mogli zaraz służyć Tobie. Resztę otrzymamy, kiedy pójdziemy za Tobą.»

«Tak. Na Górze mówiłeś o błogosławieństwach. I to było pouczenie dla nas. Ale co powinniśmy czynić innym z powodu drugiej miłości: miłości bliźniego?» – pyta uczony w Piśmie Jan.

«Gdzie jest Jan z Endor?» – pyta Jezus.

«Tam, Nauczycielu, z uzdrowionymi.»

«Niech tutaj przyjdzie.»

Jan z Endor przybiega. Jezus kładzie mu rękę na ramieniu, witając go w sposób szczególny, i mówi:

«Teraz będę mówił. Chcę mieć was przed Sobą, was, którzy nosicie święte imię: [Jan]. Ciebie, Mój apostole; ciebie, kapłanie; ciebie, uczony w Piśmie; ciebie, Janie [- uczniu] Chrzciciela, a wreszcie ciebie, aby zamknąć koronę łask danych przez Boga. A chociaż ciebie wymieniam na końcu, to ty wiesz, że nie jesteś ostatni w Moim sercu. To tobie pewnego dnia obiecałem tę mowę. Będziesz ją miał.»

I Jezus wchodzi – tak jak zwykle – na małe zbocze, żeby wszyscy mogli Go widzieć. Przed Sobą, w pierwszym rzędzie, ma pięciu Janów. Z tyłu znajdują się uczniowie, wymieszani z tymi, którzy zbiegli się ze wszystkich stron Palestyny z powodu [pragnienia odzyskania] zdrowia lub żeby usłyszeć słowo [Jezusa].

«Pokój niech będzie z wami wszystkimi i mądrość nad wami. Posłuchajcie.

Ktoś pewnego odległego dnia zapytał Mnie: czy Bóg jest miłosierny wobec grzeszników i jak wielkie jest to Jego miłosierdzie? Ten, kto Mnie o to pytał, był grzesznikiem, który otrzymał przebaczenie, ale nie umiał zrozumieć całkowicie Bożego przebaczenia. A Ja, przez przypowieści, uspokajałem go, upewniałem i obiecałem, że jemu zawsze będę mówił o miłosierdziu, żeby jego skruszone serce – które wydawało się zabłąkanym dzieckiem i płakało w jego wnętrzu – czuło się upewnione, że Ojciec Niebieski już je posiada.

Bóg jest Miłosierdziem, ponieważ Bóg jest Miłością. Sługa Boży musi być miłosiernym, żeby naśladować Boga. Bóg posługuje się miłosierdziem, żeby przyciągnąć do Siebie Swe dzieci, które zeszły z [Jego] drogi.

Przykazanie miłości musi obowiązywać wszystkich, ale po trzykroć powinno być zobowiązaniem dla sług Bożych.

Nie zdobywa się Nieba, jeśli się nie miłuje. To wystarczy powiedzieć wierzącym. Sługom zaś Boga powiadam: “Nie sprawia się, że wierzący zdobywają Niebo, jeśli się nie miłuje w sposób doskonały”. A wy, kim jesteście – wy, którzy tłoczycie się wokół Mnie? W znacznej części jesteście stworzeniami usiłującymi dojść do życia doskonałego, do życia błogosławionego, żmudnego, promiennego, [do życia] sługi Bożego posługującego Chrystusowi. A jakie obowiązki spoczywają na was w tym życiu sług i posługujących? Całkowita miłość do Boga, całkowita miłość do bliźniego. Wasz cel: służyć. Jak? Przywracając Bogu to, co świat, ciało i demon odebrały Bogu. W jaki sposób? Przez miłość. Miłość, która ma tysiące swoich przejawów i jeden jedyny cel: wzbudzanie miłości.

Pomyślmy o naszym pięknym Jordanie. Jakże jest okazały w Jerychu! Czy jednak był tak wielki u swych źródeł? Nie, był strużką wody. Takim pozostałby też [Jordan], gdyby był ciągle sam. Tymczasem z tych oto gór i wzgórz – z jednej i z drugiej strony doliny – spływa wiele tysięcy dopływów: jedne pojedyncze, inne zaś uformowane z setek strumyków. Wszystkie wlewają się do koryta rzeki. Ona zaś wzrasta, wzrasta, wzrasta, aż z łagodnego strumyka – jakim był [Jordan na początku,] z prądu srebrzystej lazurowej wody, śmiejącej się i igrającej w swym dzieciństwie – staje się rzeką szeroką, poważną, spokojną, wijącą się lazurową wstęgą pośrodku urodzajnych brzegów o barwach szmaragdu.

Tak samo jest z miłością. Początkowo jest ona jak [małe] pasemko u tych, którzy są [jeszcze] dziećmi na Drodze Życia. Potrafią zaledwie wystrzegać się ciężkiego grzechu z lęku przed karą. Potem jednak – w miarę postępowania na drodze doskonałości – z gór człowieczeństwa, kamienistych, wysuszonych, pysznych, twardych, spływają, dzięki pragnieniu miłości, liczne strumyki tej podstawowej cnoty. Wszystko zaś – boleści i radości – służy jej wytryśnięciu i powiększeniu, podobnie jak w górach zamarznięte śniegi oraz słońce, które je topi, służą powstaniu strumieni. Wszystko służy otwarciu im drogi: pokora jak i skrucha. Wszystko służy skierowaniu ich ku głównej rzece. Dusza bowiem, popchnięta na tę drogę, z upodobaniem wpada w unicestwienie ja, dążąc do ponownego wstąpienia w górę, przyciągana przez Słońce-Boga, po staniu się rzeką potężną, wspaniałą, dobroczynną.

Strumyki, zasilające embrionalny strumień miłości pełnej lęku [przed karą za grzechy] to, poza cnotami, dzieła, jakich uczą wypełniać cnoty. Dzieła te, żeby być strumykami miłości, są właśnie dziełami miłosierdzia. Spójrzmy na nie razem. Niektóre były już znane w Izraelu. Co do innych, to Ja daję wam je poznać, gdyż Moje prawo jest doskonałością miłości.

Nakarmić głodnych.

Obowiązek wdzięczności i miłości. Obowiązek naśladowania. Dzieci są wdzięczne ojcu za chleb, jaki im zapewnia, i – stawszy się [dorosłymi] ludźmi – naśladują go, zapewniając chleb swoim dzieciom oraz swemu ojcu, którego wiek uczynił już niezdolnym do pracy. Zapewniają [mu] chleb dzięki swej pracy, odpłacając z wielkim uczuciem i zgodnie ze sprawiedliwością za dobro, jakie sami otrzymali. Czwarte przykazanie mówi: “Czcij swego ojca i swoją matkę”. Czcić ich siwe włosy to także [tak postępować], by ich nie doprowadzić do [konieczności] proszenia innych o chleb.

Przed czwartym przykazaniem jest jednak pierwsze: “Kochaj ze wszystkich sił Boga” oraz drugie: “Kochaj twego bliźniego jak siebie samego”. Kochać Boga dla Niego samego i kochać Go w bliźnim – oto doskonałość.

Kocha się Go, dając chleb głodnemu na pamiątkę tego, że Bóg tak wiele razy nasycił człowieka przez Swe cudowne dzieła. Nie patrząc tylko na mannę i przepiórki [dane przez Boga ludowi na pustyni], spójrzmy na stały cud ziarna. Kiełkuje ono dzięki dobroci Boga. On dał ziemię zdatną do uprawy i zarządza wiatrami, deszczami, ciepłem, porami roku, żeby ziarno stało się kłosem zboża, a kłos – chlebem.

Czyż nie był to cud Jego miłosierdzia, że pouczył nadprzyrodzonym światłem Swe grzeszne dzieci, iż te wielkie i delikatne trawy – które kończą się kłosem ze złotymi ziarnami o ciepłym zapachu słońca, zamknięte w twardej osłonie kolczastych łusek – zawierają pożywienie? I że należało je zebrać, wyłuskać, zetrzeć na mąkę, rozczynić i upiec? Tego wszystkiego nauczył Bóg. A [żeby wiedzieć], jak zbierać, łuskać, rozgniatać, ugnieść i upiec, On umieścił kamienie przy kłosach i blisko kamieni – wodę. On przez odblaski wody i słońca zapalił pierwszy ogień na ziemi, a wiatr przyniósł do ognia ziarno, które się piekło wydzielając przyjemny zapach. Dzięki temu człowiek pojął, że lepiej je tak [przyrządzić] niż wyłuskać z kłosa, jak jedzą je ptaki... albo [jeszcze lepiej] zmieszać z wodą po zmieleniu i zrobić lepką masę, którą [potem] piecze się na ogniu. Nie myślicie o tym wy, którzy jecie chleb dobrze wypieczony w domowym piecu, jakiego miłosierdzia dowodzi fakt dojścia do tego doskonałego pieczenia. [Nie zastanawiacie się,] jaką drogę przeszło ludzkie poznanie od pierwszego kłosa – który człowiek przeżuwał tak, jak czyni to koń – aż do dzisiejszego chleba. A dzięki komu? Dzięki Temu, który dał chleb. I tak było z wszystkimi rodzajami pożywienia, z roślinami i zwierzętami, jakimi Stwórca okrył tę ziemię: miejsce ojcowskiej kary dla grzesznego dziecka. Człowiek poznał to wszystko dzięki dobroczynnemu [wewnętrznemu] światłu.

Dawajcie więc jeść głodnym. To prośba o [wyrażenie] wdzięczności wobec Pana i Ojca, który nas syci. W ten sposób też naśladujemy Ojca. Jesteśmy do Niego podobni przez [udzielanie] darmowego daru, który – naśladując Jego działania – mamy czynić coraz większym.

Dać pić spragnionym.

Czy kiedykolwiek pomyśleliście, co stałoby się, gdyby Ojciec już więcej nie spuścił deszczu? Albo gdyby rzekł: “Z powodu waszej zatwardziałości wobec tego, który jest spragniony, przeszkodzę obłokom spuścić [deszcz] na ziemię” – czy moglibyśmy protestować lub przeklinać? Woda jeszcze bardziej niż ziarno należy do Boga. Ziarno bowiem jest uprawiane przez człowieka, natomiast sam jeden Bóg uprawia pola obłoków, które spadają jako deszcz lub rosa, jako mgły lub śniegi i odżywiają pola. Napełniają zbiorniki, rzeki i jeziora i dają schronienie rybom, które – wraz ze zwierzętami – zaspokajają głód człowieka. Czyż więc możecie odmówić człowiekowi, który was prosi: “Daj mi pić” [i powiedzieć mu] – “Nie. Ta woda do mnie należy i nie dam ci jej”? Kłamcy! Któż z was zrobił choćby jeden płatek śniegu lub jedną kroplę deszczu? Kto spowodował wyparowanie jednego diamentu rosy przez jej astralne ciepło? Nikt z was. Jedynie Bóg to czyni. I jeśli wody spadają z nieba i wstępują do niego, to dlatego że Bóg kieruje tą częścią stworzenia, tak jak kieruje resztą.

Dajcie więc spragnionemu orzeźwiającej wody, która wypływa z żył ziemi, lub czystej wody z waszej studni albo tej, która napełnia wasze zbiorniki. Wody należą do Boga. One są dla wszystkich. Dawajcie ją spragnionemu. Powiadam wam: za ten tak mały czyn – który nie wymaga od was wydawania pieniędzy, który nie zmusza do innego trudu jak tylko do podania kubka lub konwi – będziecie mieć nagrodę w Niebie. To bowiem nie jest woda, lecz akt miłości – wielki w oczach Bożych i w Jego osądzie.

Przyodziać nagich.

Przechodzą po drogach ziemi ludzie nędzni, nadzy, zawstydzeni, godni litości. To opuszczeni starcy. To ludzie ułomni z powodu chorób lub wypadków. To trędowaci, powracający do życia dzięki dobroci Pana. To wdowy obciążone rodziną. Są ludzie dotknięci nieszczęściami, które odebrały im wszelką zamożność. Są niewinne sieroty. Gdy spoglądam na obszar ziemi, wszędzie widzę osoby nagie lub okryte łachmanami, które ledwie strzegą przyzwoitości, nie chroniąc jednak przed zimnem. Osoby te patrzą upokorzonym okiem na bogatych. Ci zaś mijają ich, w miękkich szatach, z wygodnymi sandałami na nogach. Poniżenie i dobroć – u dobrych; poniżenie i nienawiść – u mniej dobrych. Ale dlaczego nie przychodzicie im z pomocą w ich upokorzeniu, czyniąc ich lepszymi, jeśli są dobrzy, a waszą miłością niszcząc nienawiść, jeśli są mniej dobrzy?

Nie mówcie: “Mam tylko dla siebie”. I chleba na stołach, i [szat] w szafach macie o wiele więcej niż ci, którzy są całkowicie opuszczeni. Niejeden ze słuchających Mnie potrafił zrobić małe ubranko dla sieroty lub dla biednego dziecka, z szaty odłożonej z powodu zużycia. Jest wśród was ktoś, kto ze starego płótna wykonał koszulki dla niewinnego dziecka, które ich nie posiada. Jest też człowiek, który przez lata jako żebrak potrafił dzielić się chlebem zdobywanym z trudem, z jałmużny. [Dzielił się] z trędowatym, który nie mógł iść wyciągnąć ręki u drzwi bogatych. Zaprawdę powiadam wam, że ludzi miłosiernych nie trzeba szukać pośród posiadaczy dóbr, lecz w pokornych szeregach biednych, którzy wiedzą – z powodu swej sytuacji – jak straszne jest ubóstwo.

Jak [macie myśleć o pochodzeniu] wody i chlebów, tak też pomyślcie o wełnie i lnie służącym wam do przyobleczenia się: to pochodzi od zwierząt i roślin. Ojciec zaś stworzył je nie tylko dla ludzi bogatych, lecz dla wszystkich. Bóg dał człowiekowi jedno [prawdziwe] bogactwo: Swą Łaskę, zdrowie, inteligencję. Nie [dał On] natomiast splamionego bogactwa, jakim jest złoto. To wy nadaliście wartość metalowi, który nie jest wcale piękniejszy od innych, a jest o wiele mniej użyteczny od żelaza. Jego bowiem używa się do wykonania motyk i pługów, broni i sierpów, dłut i młotków, pił, hebli, świętych narzędzi do świętej pracy. [Wy zaś wywyższyliście złoto] do rangi metalu szlachetnego, chociaż jego szlachetność jest bezużyteczna, złudna. [Zrobiliście to] za namową szatana, który z synów Bożych uczynił was dzikusami podobnymi do drapieżnych zwierząt. Bogactwo [posiadania] tego, co jest święte, udzielało wam środków do stawania się coraz bardziej świętymi! Nie [dało wam takich środków] bogactwo zbrodnicze, sprawiające, że płynie tak wiele krwi i łez. Dawajcie tak, jak sami otrzymaliście. Dawajcie w imię Pana, nie obawiając się, że pozostaniecie nadzy. Lepiej byłoby umrzeć z zimna, ogołociwszy się przez wzgląd na żebraka, niż pozwolić, by przez brak miłości zlodowaciało serce, nawet pod miękkimi szatami.

Ciepło dokonanego przez nas dobra jest słodsze niż płaszcz z najczystszej wełny, a ciało biedaka, którego okryliśmy, przemawia do Boga i mówi Mu: “Błogosław tych, którzy mnie przyodziali.”

Nasycić, ugasić pragnienie, ubrać – pozbawiając siebie, żeby dać innym – to połączyć święty umiar z najświętszą miłością oraz z błogosławioną sprawiedliwością. To bowiem dzięki [błogosławionej sprawiedliwości] zmieniamy w święty [sposób] los braci nieszczęśliwych. Dajemy z tego, co za pozwoleniem Boga mamy w obfitości, przez wzgląd na tych, którzy przez zło ludzi lub przez choroby są pozbawieni [dóbr]. Gościnność zaś udzielona wędrowcom łączy miłość z ufnością i szacunkiem wobec bliźniego. To również jest cnotą. Czy wiecie o tym? To cnota, która – u posiadających ją – objawia, oprócz miłości, uczciwość. Kto bowiem jest szlachetny, ten postępuje dobrze. Ponieważ zaś myśli, że inni działają tak, jak [on] zwykle postępuje, dlatego ma ufność, prostotę i wierzy w szczerość słów bliźniego. Słuchający, który nie jest podejrzliwy wobec opowiadań bliźniego, ujawnia, że sam jest kimś, kto mówi prawdę w wielkich i w małych rzeczach.

Dlaczego mamy myśleć na widok podróżnego, który prosi o gościnę: “A jeśli to złodziej lub zabójca?” Czyżby tak bardzo zależało wam na waszych bogactwach, że każdy obcy stający przed wami sprawia, że drżycie o nie? Czy tak wam zależy na waszym życiu, że drżycie z przerażenia na myśl, że moglibyście być go pozbawieni? Jak to? Czy myślicie, że Bóg nie może obronić was przed złodziejami? Jak to? Obawiacie się w przechodniu złodzieja, a nie boicie się gościa z ciemności, który was pozbawia tego, co niezastąpione? Iluż udziela gościny demonowi w swoich sercach! Mógłbym stwierdzić: wszyscy dają mieszkanie grzechowi głównemu, a jednak nikt nie drży z jego powodu. Czyżby nie było nic cenniejszego nad dobro, bogactwo i nad życie [na ziemi]? Czyż nie jest cenniejsza wieczność, której pozwalacie się pozbawić i zabijacie ją przez grzech? Biedne, biedne dusze, ogołocone ze swego skarbu, które wpadły w ręce zabójców tak, jakby to było bez znaczenia, a barykadują domy, zakładają zamki, [posiadają] psy i skrzynie, żeby bronić rzeczy, których nie zabiorą ze sobą na drugi świat!

Dlaczego widzicie w każdym podróżnym złodzieja? Jesteśmy przecież braćmi. Dom otwiera się na przechodzących braci. Czy podróżny nie ma [takiej samej] krwi jak nasza? O, tak! On ma krew Adama i Ewy. Czy nie jest naszym bratem? Jak to nie?! Jest tylko jeden Ojciec: Bóg. On dał nam tę samą duszę, jak ojciec daje tę samą krew dzieciom z tego samego łoża. Jest ktoś biedny? Zróbcie tak, żeby nie był bardziej biedny od niego wasz duch, pozbawiony przyjaźni Pana. Jego szata jest potargana? Czyńcie tak, żeby wasza dusza nie była [jeszcze] bardziej podarta przez grzech. Jego stopy są zabłocone lub zakurzone? Postępujcie tak, żeby bardziej niż jego sandał – zabrudzony przez szmat drogi, zużyty przez długą podróż – wasze ja nie było uszkodzone przez występki. Jego wygląd jest niemiły? Zachowujcie się tak, żeby wasz wygląd nie był bardziej niemiły w oczach Boga. Mówi obcym językiem? Czyńcie tak, żeby język waszego serca nie był niezrozumiały w Mieście Bożym.

Ujrzyjcie w wędrowcu brata. Wszyscy jesteśmy podróżnikami na drodze do Nieba i wszyscy pukamy do drzwi, które są przy drodze prowadzącej do Nieba. Drzwiami są patriarchowie i sprawiedliwi, aniołowie i archaniołowie. Im się polecamy, żeby otrzymać pomoc i obronę dla dotarcia do celu, żeby nie upaść z wyczerpania w ciemnościach nocy, w surowości chłodu – na pastwę zasadzek wilków i szakali, złych namiętności i demonów. Jak bardzo pragniemy, żeby aniołowie i święci otwarli przed nami [drzwi] z miłością, żeby nam dali schronienie i przywrócili siły dla kontynuowania drogi. Zachowujmy się więc tak samo wobec podróżnych tej ziemi. Powiadam wam: za każdym razem kiedy otworzycie dom i ramiona – pozdrawiając nieznajomego słodkim imieniem “brata”, myśląc o Bogu, który go zna – przemierzycie wiele mil na drodze prowadzącej do Nieba.

Chorych nawiedzać.

O! Jak [wszyscy] jesteśmy podróżnymi, tak wszyscy ludzie są naprawdę chorzy. Najpoważniejszymi chorobami są choroby ducha – niewidzialne i najbardziej śmiertelne. A jednak nie wywołują odrazy. Rana moralna nie budzi wstrętu. Smród występku nie wywołuje mdłości. Demoniczne szaleństwo nie napawa lękiem. Nie odpycha gangrena duchowego trądu. Grób napełniony zgnilizną człowieka, którego dusza jest martwa i zepsuta, nie powoduje rzucania się do ucieczki. Nie [wiąże się z] klątwą zbliżenie się do jednej z tych nieczystości. Biedna, ograniczona myśl człowieka! Ale odpowiedzcie: czy duch ma większą wartość, czy raczej ciało i krew? Czy to co materialne może, przez sąsiedztwo, psuć to, co bezcielesne? Nie. Ja wam mówię, że nie. Duch ma wartość nieskończoną w porównaniu z ciałem i krwią. Tak. Ciało nie ma potęgi większej niż duch. Ducha może zniszczyć nie to, co materialne, lecz to, co jest duchowe. Nawet jeśli ktoś opiekuje się trędowatym człowiekiem, jego duch nie stanie się trędowaty. Przeciwnie nawet, z powodu miłości – jaką praktykuje heroicznie aż do odosobnienia się w dolinie umarłych, ze względu na litość wobec brata – opada z niego każda skaza grzechowa. Miłość bowiem jest rozgrzeszeniem z grzechu i pierwszym z oczyszczeń.

Niech waszą pierwszą myślą będzie zawsze: “Co chciałbym, żeby mi uczyniono, gdybym był jak on?” I czyńcie tak, jakbyście chcieli, żeby wam czyniono. Obecnie Izrael ma jeszcze swe dawne prawa. Przyjdzie jednak dzień – i jego jutrzenka nie jest już bardzo daleka – kiedy będzie się czcić jako symbol absolutnego piękna obraz Kogoś, w kim realnie zostanie odtworzony Mąż boleści z Księgi Izajasza i Udręczony z psalmu Dawida; Kogoś, kto będzie Odkupicielem rodzaju ludzkiego, dlatego że się upodobni do trędowatego. Do Jego ran pobiegną – jak łanie do źródeł – wszyscy spragnieni, chorzy, wyczerpani, wszyscy, którzy płaczą na tej ziemi. On ich napoi, uzdrowi, da wytchnienie, pociechę duchowi i ciału. Najlepsi zaś gorąco zapragną upodobnić się do Niego. [Będą chcieli stać się] pokrytymi ranami, wykrwawionymi, pobitymi, ukoronowanymi cierniem, ukrzyżowanymi z miłości do ludzi, których trzeba odkupić, kontynuując dzieło Tego, który jest Królem królów i Odkupicielem świata.

Wy jeszcze jesteście z Izraela, lecz już wyrastają wam skrzydła, żeby poszybować ku Królestwu niebieskiemu. Zacznijcie od dziś [pojmować] tę myśl i nową wartość chorób. Błogosławiąc Boga, który zachował was w dobrym zdrowiu, pochylcie się nad cierpiącymi i umierającymi. Jeden z Moich apostołów powiedział pewnego dnia do któregoś ze swych braci: “Nie bój się dotykać trędowatych. Z woli Boga żadna choroba nas nie dosięgnie”. Dobrze powiedział. Bóg chroni Swe sługi. Ale nawet gdybyście się zarazili, opiekując się chorymi, zostalibyście przeniesieni do drugiego życia jako męczennicy miłości.

Więźniów nawiedzać.

Czy sądzicie, że na galerach znajdują się jedynie zbrodniarze? Ludzka sprawiedliwość jest ślepa na jedno oko, a drugie ma zmącone spojrzenie. Widzi wielbłądy tam, gdzie są obłoki, a za węża bierze gałąź w kwiatach. Osądza źle – a jeszcze gorzej dlatego że ten, który nią kieruje, specjalnie tworzy kłęby dymu, żeby widziała jeszcze gorzej. Ale nawet gdyby wszyscy więźniowie byli złodziejami i mordercami, to nie jest słuszne, żebyśmy i my stawali się złodziejami i mordercami, odbierając im przez naszą wzgardę ducha przebaczenia.

Biedni więźniowie! Oni nie ośmielają się podnieść oczu ku Bogu, tak przytłaczają ich winy. Naprawdę ich duchy są bardziej związane łańcuchami niż ich stopy. Jednak biada, jeśli nie mają ufności w Bogu! Do zbrodni przeciw bliźniemu dodają zbrodnię braku ufności w przebaczenie. Galera jest zadośćuczynieniem, tak jak jest nim śmierć na szubienicy. Jednak za dokonaną zbrodnię nie wystarczy spłacić tylko to, co należy się ludzkiej społeczności. Trzeba też zapłacić – i to przede wszystkim – tę część, która ma być zapłacona Bogu dla odpokutowania winy, żeby posiąść życie wieczne. Zbuntowany i zrozpaczony człowiek odpokutowuje jedynie wobec społeczności ludzi.

Ku skazańcowi i ku więźniowi niech podąża miłość braci. To będzie światło w ciemnościach, to będzie głos, to będzie ręka, która wskazuje szczyty, a głos mówi: “Niech moja miłość powie ci, że Bóg cię kocha. To on włożył w moje serce tę miłość do ciebie, nieszczęśliwego brata”, a światło pozwoli dojrzeć Boga, Ojca pełnego litości.

Niech wasza miłość idzie też – z [jeszcze] słuszniejszego powodu – pocieszać męczenników ludzkiej niesprawiedliwości: tych, którzy nie są winni lub tych, których okrutna siła popchnęła ku zabijaniu. Nie osądzajcie nawet tam, gdzie dokonano sądu. Wy nie wiecie, z jakiego powodu człowiek mógł zabić. Wy nie wiecie, że wiele razy nie jest umarłym ten, który zabija. [Działa] bowiem jakby był [pozbawionym rozumu] narzędziem, gdyż bezkrwawa zbrodnia odebrała mu rozumowanie przez nikczemność okrutnej zdrady. Bóg wie. To wystarczy. W drugim życiu ujrzymy w Niebie wielu galerników, wielu, którzy zabili i kradli... Ujrzymy też w Piekle wielu takich, którzy wydawali się okradanymi oraz zabijanymi. Tymczasem w rzeczywistości to oni, pozorne ofiary, byli prawdziwymi złodziejami pokoju bliźniego, uczciwości, ufności, byli prawdziwymi zabójcami serca. [Stali się] ofiarami, bo na koniec zostali sami uderzeni. [Doszło do tego] jednak po tym, jak przez lata oni sami skrycie uderzali [drugiego]. Zabójstwo i kradzież to grzechy. Bardziej jednak od człowieka, który zabijał i kradł dlatego, że doprowadzili go do tego inni – potem zaś nawrócił się – zostanie ukarany ten, kto innych prowadzi do grzechu i nie nawraca się z tego, nie odczuwając wyrzutów sumienia.

A zatem nigdy nie osądzając, bądźcie pełni litości dla więźniów. Zawsze myślcie, że gdyby miano ukarać wszystkie zabójstwa i rabunki, byłoby niewielu mężczyzn i niewiele kobiet, które nie umarłyby na galerach lub na szubienicy. Jak nazwiemy te matki, które poczynają i nie chcą wydać na światło swego owocu? O, nie bawcie się w słowa! Nazwijmy je szczerze ich mianem: “Zabójczynie”.

Jakie imię damy tym mężczyznom, którzy odbierają innym dobrą opinię i stanowiska? Cóż, [nazwiemy ich] po prostu: “złodziejami”, bo nimi są. Jak nazwać tych mężczyzn i te kobiety, którzy – przez cudzołóstwo lub dręczenie swoich współmałżonków – popychają ich do zabójstwa lub samobójstwa? Jakie jest imię wielkich tej ziemi, którzy doprowadzają do rozpaczy swych poddanych, a przez rozpacz – do przemocy? Oto ono: “Zbrodniarze”. I cóż? Nikt [przed nimi] nie ucieka. Widzicie dobrze, że – nie zdając sobie z tego sprawy – żyjemy pomiędzy galernikami. Nie wpadli oni w ręce sprawiedliwości i wypełniają domy oraz miasta, ocierają się o nas na drogach, śpią z nami w gospodach i spożywają z nami posiłki.

Któż jest bez grzechu? Gdyby palec Boży pisał po murach komnaty, w której ucztują myśli człowieka, [czyli] po czole, oskarżycielskie słowa – odnoszące się do tego, czym byliście, czym jesteście lub czym będziecie – niewiele czół nosiłoby [wypisane] świetlistymi literami słowo: “niewinny”. Na czołach byłyby wypisane – literami zielonymi jak zazdrość lub czarnymi jak zdrada, lub czerwonymi jak zbrodnia – słowa: “Cudzołożnicy”, “Zabójcy”, “Złodzieje”, “Zbrodniarze”.

Bądźcie więc, bez pychy, miłosierni wobec waszych braci po ludzku mniej szczęśliwych, bo są w więzieniach i pokutują za tę samą winę, której wy nie wynagradzacie. To będzie korzystne dla waszej pokory.

Pogrzebać umarłych.

Rozważanie śmierci to szkoła życia. Chciałbym was wszystkich zaprowadzić przed oblicze śmierci i powiedzieć wam: “Umiejcie żyć święcie, żeby mieć [do czynienia] tylko z śmiercią, która jest [jedynie] czasowym rozdzieleniem ciała i ducha. Po niej bowiem [nastąpi w przyszłości] powstanie z martwych na wieczność, w ponownej jedności błogosławionych.”

Wszyscy rodzimy się nadzy. Wszyscy umieramy, stając się zwłokami podatnymi na rozkład. Królowie czy nędzarze umierają tak, jak przychodzą na świat. Nawet jeśli bogactwo królów pozwala na dłuższą konserwację zwłok, to i tak rozkład zawsze staje się losem martwego ciała. Nawet mumie... czymże one są? Ciałem? Nie. Materią skamieniałą pod wpływem żywic, zdrewniałą. Nie stają się pastwą robaków, bo są opróżnione i wypalone przez kadzidła, ale – pastwą pasożytów toczących ją jak stare drewno.

Proch staje się jednak prochem, jak powiedział Bóg. Musimy jednak pamiętać, że jest to proch uświęcony w sposób, który go nie różni od przedmiotów, jakie dotknęły Arki Przymierza. [Jest tak] dlatego, że ten proch otaczał ducha i był przez niego ożywiany. [Staje się on przez to] jak rzecz, która dotknęła chwały Bożej. Jest nią dusza człowieka, gdyż był przynajmniej jeden moment, w którym dusza była doskonała: kiedy stwarzał ją Bóg. A chociaż potem Zmaza ją skalała, odbierając jej doskonałość, to nawet dzięki swemu pochodzeniu dusza udziela piękna materii. Z powodu tego piękna, które pochodzi od Boga, ciało staje się piękniejsze i zasługuje na szacunek. Jesteśmy świątyniami i zasługujemy na szacunek, jakim zawsze były otaczane miejsca, w których przebywała Arka Przymierza.

Okażcie zatem miłość umarłym, czekającym na zmartwychwstanie, [zapewniając] im godny spoczynek. Ujrzyjcie we wspaniałej harmonii ludzkiego ciała i ducha rękę Boga, który wszystko wymyślił i ukształtował w sposób doskonały. Nawet w zwłokach czcijcie dzieło Pana.

Człowiek jednak nie jest samym ciałem i krwią. Jest także duszą i myślą. One także cierpią i trzeba im udzielić miłosiernej pomocy.

Są [ludzie] nieobeznani, czyniący zło dlatego, że nie znają dobra. Iluż nie zna lub zna źle sprawy Boże, a nawet – prawa moralne! Tęsknią, wygłodniali, gdyż nie ma nikogo, kto by im dał pokarm. Wyniszcza ich brak prawd, które by ich żywiły. Idźcie ich pouczyć, gdyż to po to was gromadzę i wysyłam. Dawajcie chleb duchowy zgłodniałym duchom. Pouczanie prostaczków odpowiada – w porządku duchowym – nakarmieniu głodnych. Jeśli udziela się nagrody za chleb dany omdlewającemu, żeby w tym dniu nie umarł, to jaka nagroda zostanie udzielona temu, który karmi ducha prawdami wiecznymi, dając człowiekowi życie wieczne? Nie [zachowujcie dla siebie] skąpo tego, co wiecie. Zostało wam to dane darmo i hojnie. Dawajcie prawdę bez skąpstwa, gdyż jest to coś Bożego, jakby woda niebieska. Trzeba ją dawać tak, jak została [wam] dana. Nie bądźcie skąpi i nie pysznijcie się tym, co zostało wam dane, lecz dawajcie z pokorną wspaniałomyślnością.

Dajcie też ochłodę modlitwy, przejrzystą i dobroczynną, żyjącym i umarłym, spragnionym łask. Nie należy odmawiać wody spragnionym podniebieniom. A co należy dawać udręczonym sercom żyjących i cierpiącym duchom umarłych? Modlitwy, modlitwy, owocne dzięki aktywnej miłości i duchowi ofiary.

Modlitwa musi być prawdziwa, a nie mechaniczna, jak odgłos koła na drodze. Czy to odgłos czy koło sprawia, że porusza się wóz? To koła używa się do tego, by wóz toczył się naprzód. Podobnie jest z modlitwą [tylko] ustną i mechaniczną oraz z modlitwą aktywną. Pierwsza – to hałas i nic więcej. Druga jest pracą, w której zużywa się siły i wzrasta cierpienie, lecz dochodzi się do celu. Módlcie się więcej waszymi ofiarami niż wargami. Wtedy dacie odpoczynek żyjącym i umarłym, wypełniając drugi uczynek miłosierdzia duchowego. Świat bardziej zostanie ocalony przez modlitwy tych, którzy umieją się modlić, niż przez hałaśliwe, bezużyteczne, zbrodnicze walki.

Wielu ludzi na świecie posiada wiedzę, jednak nie potrafią wierzyć wytrwale. Jakby byli schwytani przez dwa przeciwstawne obozy, wahają się, wahają... Nie postępują ani o krok naprzód i wyczerpują swe siły, nie dochodząc do niczego. To ludzie wahający się, należący do tych, którzy mówią: “ale”, “gdyby”, “potem”. To ci, którzy pytają: “Czy potem tak będzie?” “A gdyby tak nie było?” “Czy dam radę?” “A jeśli mi się nie uda?” i tak dalej. To powoje. Jeśli nie znajdują punktu zaczepienia, nie wspinają się; jeśli go znajdą, zaczepiają się tu i tam. Nie tylko trzeba je podtrzymywać, lecz należy im pomóc wzrastać przy każdym nowym przełomie dnia.

O! Naprawdę wystawiają na próbę cierpliwość i miłość, bardziej niż opóźnione dziecko! Jednak w Imię Pana nie opuszczajcie ich! Udzielajcie całej waszej promiennej wiary, całej waszej gorejącej siły tym ludziom - więźniom samych siebie i ich niejasnej choroby. Prowadźcie ich ku słońcu i ku szczytom. Bądźcie panami i ojcami dla wahających się, nie zniechęcając się ani nie niecierpliwiąc. Oni sprawiają, że opadają wam ręce? Bardzo dobrze. Wy też wiele razy sprawiacie, że opadają ręce Mnie i jeszcze bardziej Ojcu, który jest w Niebiosach. On często musi myśleć, że pozornie daremne jest to, iż Jego Słowo stało się Ciałem. Człowiek bowiem nadal się waha, nawet teraz, kiedy słyszy, jak mówi Słowo Boże.

Wy nie możecie uważać się za większych od Boga, ode Mnie! Otwórzcie więc więzienia więźniów “ale”, “gdyby”... Uwolnijcie ich od kajdan: “Czy dam radę?” “A jeśli mi się nie uda?”. Przekonajcie ich, że wystarczy uczynić wszystko, co w naszej mocy, żeby Bóg był zadowolony. A jeśli ujrzycie, że odpadli od podpórki, nie zostawiajcie ich, lecz podnieście ich jeszcze raz. Tak czynią matki. One nie przechodzą obok, jeśli ich dziecko akurat upadło. Zatrzymują się, podnoszą, otrzepują, pocieszają, podtrzymują, aż nie będzie się lękało nowego upadku. I czynią tak przez miesiące i lata, jeśli dziecko ma słabe nóżki.

Przyodziejcie tych, których duch jest nagi, przebaczając tym, którzy was znieważają.

Zniewaga jest sprzeczna z miłością. To co sprzeczne z miłością pozbawia Boga. Ten zatem, kto popełnia zniewagę, staje się nagi i jedynie przebaczenie znieważonego przyodziewa tę nagość, przywracając mu Boga. Żeby przebaczyć, Bóg czeka aż przebaczy znieważony człowiek. [Czeka, żeby] przebaczyć tak człowiekowi obrażonemu przez drugiego, jak i temu, który obraził człowieka i Boga. Nie ma bowiem nikogo, kto nie obraziłby swego Pana. Bóg jednak nam przebacza, jeśli my przebaczamy bliźniemu. [Bóg] przebacza bliźniemu, jeśli przebaczył mu ten, kto został [przez niego] znieważony. Stanie się wam tak, jak wy czyniliście. Przebaczajcie zatem, jeśli chcecie, żeby wam przebaczono. Wtedy – dzięki miłości, jaką dawaliście – będziecie się cieszyć w Niebiosach tak, jakby na wasze święte ramiona wkładano płaszcz z gwiazd.

Bądźcie miłosierni wobec tych, którzy płaczą.

To są ci, których życie zraniło; ci, których serce zostało złamane w ich uczuciach.

Nie zamykajcie się w waszej radości jak w twierdzy. Umiejcie płakać z tymi, którzy płaczą, pocieszać strapionych, zapełniać pustkę człowieka, którego śmierć pozbawiła krewnego. [Bądźcie] ojcami dla sierot, dziećmi dla rodziców, braćmi jedni dla drugich.

Kochajcie. Dlaczego kochać tylko szczęśliwych? Oni już posiadają swoją część słońca. Kochajcie płaczących. To najmniej mili dla świata, lecz świat nie zna wartości łez. Wy ją znacie. Kochajcie więc płaczących. Kochajcie ich, jeśli są zrezygnowani w smutku. Kochajcie ich – i to jeszcze bardziej – gdy ból doprowadza ich do buntu. Nie wyrzuty, lecz łagodność – dla przekonania ich w bólu o pożyteczności cierpienia. Oni mogą, za zasłoną z łez, widzieć w sposób zdeformowany obraz Boga, ograniczony tylko do wyrażania mściwej wszechmocy. Nie. Nie gorszcie się! Nie, to tylko zaślepienie wynikłe z gorączki cierpienia. Pomóżcie im, aby ich gorączka spadła.

Niech wasza całkiem świeża wiara będzie jak lód dany temu, kto majaczy. Potem, gdy najsilniejsza gorączka opada, gdy przychodzi osłabienie oraz zdumione przytępienie [u człowieka] podnoszącego się z szoku, zacznijcie rozmawiać o Bogu, jak o czymś nowym – łagodnie i cierpliwie. [Postępujcie] jak z dziećmi, opóźnionymi [w rozwoju] wskutek choroby... O! [Opowiedzcie] piękną historię, jaką się opowiada dla zajęcia tego wiecznego dziecka, którym jest człowiek! A potem zamilknijcie. Nie wywierajcie nacisku... Dusza sama nad sobą pracuje. Pomóżcie jej pieszczotami i modlitwą. A kiedy mówi: “A więc to nie był Bóg?”, mówcie: “Nie, On nie chciał cię skrzywdzić, bo cię kocha. [On kocha cię] także za tego, kto już cię nie kocha z powodu śmierci lub z innej przyczyny.” A kiedy dusza odpowie: “A ja Go oskarżałam”, powiedzcie: “On o tym zapomniał, ponieważ to była gorączka”. I kiedy odpowie: “Zatem pragnę Go”, powiedzcie: “Oto On! Jest przy twoim sercu i czeka, aż je otworzysz”.

Znoście osoby przykre. One przychodzą przeszkadzać w małym domu naszego ja, jak wędrowcy przychodzą przeszkadzać w domu, w którym mieszkamy. Ale jak powiedziałem wam o przyjmowaniu tych ostatnich, tak [proszę was, byście] przyjęli też tych pierwszych.

Są dokuczliwi? Jednak – lepiej lub gorzej – oni kochają was, chociaż wy ich nie kochacie z powodu tego, że wam przeszkadzają. Przyjmijcie ich z powodu tej miłości. I nawet gdyby stawiali niedyskretne pytania, mówili wam o swej nienawiści, znieważali was, postępujcie cierpliwie i z miłością. Możecie uczynić ich lepszymi przez waszą cierpliwość. Możecie też zgorszyć ich przez wasz brak miłości. Cierpicie, widząc ich grzeszących. Powinniście jednak bardziej cierpieć wtedy, kiedy nakłaniacie ich do grzechu i sami grzeszycie. Przyjmijcie ich w Moje Imię, jeśli nie potraficie przyjąć ich z własną miłością. Bóg zaś udzieli wam nagrody, kiedy przyjdzie potem Sam was odwiedzić, żeby zatrzeć nieprzyjemne wspomnienie Swymi nadprzyrodzonymi pieszczotami.

Wreszcie usiłujcie pogrzebać grzeszników, żeby przygotować ich powrót do życia w Łasce. Czy wiecie, kiedy to robicie? Kiedy napominacie ich z natarczywością ojcowską, cierpliwą, pełną miłości. To jest tak, jakbyście zakrywali powoli brzydotę ciała przed powierzeniem go grobowi, w oczekiwaniu na Boży rozkaz: “Wstań i chodź do Mnie!”

Czy my, Hebrajczycy, nie oczyszczamy ciał, przez szacunek dla tego ciała, które ma zmartwychwstać? Napominać grzeszników to jakby oczyszczać ich członki przed ceremonią pogrzebania. Reszty dokona Łaska Pana. Oczyszczajcie grzeszników przez miłość, łzy, ofiary. Bądźcie bohaterami w wyrywaniu ducha z zepsucia. Bądźcie heroiczni. To nie pozostanie bez nagrody. Jeśli bowiem otrzymujemy nagrodę za kubek wody dany dla zaspokojenia fizycznego pragnienia, cóż zostanie dane za odebranie duchowi piekielnego pragnienia?

[Skończyłem] mówić. Takie są dzieła miłosierdzia wobec ciała i ducha. Powodują one wzrost miłości. Idźcie i wypełniajcie je. I niech pokój Boży i Mój będą z wami teraz i na zawsze.»


   

Przekład: "Vox Domini"