Ewangelia według
św. Mateusza
Ewangelia według
św. Marka
Ewangelia według
św. Łukasza
Ewangelia według
św. Jana


Maria Valtorta

Księga III - Drugi rok życia publicznego

–   POEMAT BOGA-CZŁOWIEKA    –

147. SYNTYKA MÓWI W DOMU ŁAZARZA

Napisane 22 września 1945. A, 6516-6525

Jezus siedzi na dziedzińcu otoczonym krużgankami, znajdującym się wewnątrz domu w Betanii. To ten dziedziniec widziałam, wypełniony uczniami, w poranek Zmartwychwstania Jezusa. [Nauczyciel] siedzi na marmurowym stołku pokrytym poduszkami, opierając plecy o mur domu. Otaczają Go gospodarze, apostołowie oraz uczniowie Jan i Tymon, Józef i Nikodem oraz pobożne niewiasty. [Jezus] słucha Syntyki, która stoi przed Nim i wydaje się odpowiadać na jakieś postawione jej pytania. Wszyscy, bardziej lub mniej zaciekawieni, słuchają w różnych pozach. Jedni siedzą na stołkach, inni na ziemi, inni stoją, a jeszcze inni opierają się o kolumny lub o mur.

«...to była konieczność, żeby nie odczuwać całego ciężaru mojego położenia, żeby [zapanować] nad przekonaniem, którego nie chciałam przyjąć, że jestem sama: niewolnica i wygnana z ojczyzny. [Chciałam] myśleć, że nie utraciłam na zawsze mojej matki i braci, mojego ojca oraz małej i słodkiej Ismeny. [Myślałam], że było miejsce, które nas połączy po tym życiu, nawet gdyby cały świat rzucił się, aby nas rozdzielić... Tak jak Rzym nas rozdzielił i nas, ludzi wolnych, sprzedał jak zwierzęta robocze.

Myślałam więc, że nasze życie nie jest samą materią, materią, którą się ujarzmia, lecz ma ona w swoim wnętrzu siłę wolną, jakiej żaden łańcuch nie zniewoli, z wyjątkiem samej woli [człowieka pragnącego] żyć w nieporządku moralnym i w hulankach. Wy to nazywacie “grzechem”. Ci, którzy byli mi światłami w mrokach mojej nocy niewolnicy, wyjaśniają to inaczej. Ale i oni uznają, że dusza, którą wiążą z ciałem namiętności złe i cielesne, nie dochodzi do tego, co wy nazywacie Królestwem Bożym, a my – życiem w Hadesie, wspólnym z bogami. Trzeba więc unikać popadnięcia w materializm i usiłować osiągnąć wolność ciała, przyjmując dziedzictwo cnoty po to, żeby posiąść szczęśliwą nieśmiertelność i zjednoczyć się z tymi, którzy nas kochają.

Myślałam, że nic nie przeszkadza duszy umarłych towarzyszyć duszy żyjących. Dzięki temu czułam przy sobie duszę matki, odnajdywałam jej spojrzenie i głos przemawiający do duszy córki. I ja mogłam mówić: “Tak, matko, [zachowam duszę wolną,] żeby dojść do ciebie, tak... żeby nie smucić twego spojrzenia, tak... żeby nie słyszeć łez w twoim głosie, tak... żeby nie zasmucać Hadesu, w którym przebywasz spokojna, tak. Dla tego wszystkiego zachowam moją duszę wolną. Jedynie ją posiadam i nikt nie może mi jej odebrać. Chcę ją zachować czystą, żeby móc poddać mój rozum cnocie.” Myśleć tak – oto była moja wolność i radość. Tak właśnie chciałam myśleć i działać. Bo fałszywą filozofią jest myślenie, a działanie w sposób, który nie jest zgodny z myślą.

Myśleć tak znaczyło odbudować sobie ojczyznę, nawet na wygnaniu: ojczyznę wewnętrzną w moim ja, z jej ołtarzami, wiarą, wierzeniami i uczuciami... Ojczyznę wielką, tajemniczą. Jednak w głębi duszy ona nie jest taką, bo [dusza] wie i nie jest nieświadoma tego co jest poza nią, nawet jeśli obecnie zna to tylko jak marynarz. On – pośrodku wielkiego morza w mglisty poranek – poznaje szczegóły wybrzeża, niewyraźnie, w zarysie. [Widzi] zaledwie kilka punktów, które ukazują się wyraźniej. To jednak wystarczy – o, wystarczy – zmęczonemu żeglarzowi, którego trapiły burze, żeby powiedzieć: “Oto port, oto pokój”. Ojczyzna dusz, miejsce, z którego przychodzą... miejsce Życia. Bo życie bierze początek z chwilą śmierci... O! To pojmowałam tylko połowicznie, aż poznałam jedno z Twoich słów.

Potem... potem to było tak, jakby promień słońca dotknął diamentu moich myśli. Wszystko stało się światłem. Zrozumiałam, dokąd doszli mistrzowie greccy i jak potem się zagubili, gdyż brakowało im jednej prawdy, jedynej dla dokładnego rozwiązania twierdzenia o Życiu i Śmierci. Tą prawdą jest Bóg Prawdziwy, Pan i Stwórca wszystkiego, co istnieje!

Czy mogę Go nazwać moimi pogańskimi wargami? Tak, mogę, gdyż to od Niego pochodzę ja, jak i wszyscy inni. To On złożył w umyśle wszystkich ludzi tę zdolność, a u najmądrzejszych – wyższą inteligencję. Ona sprawia, że naprawdę wydają się półbogami dzięki mocy, która przekracza granice człowieczeństwa. Tak, gdyż to On kazał im zapisać te prawdy, które już są religią, jeśli nie Boską, jak Twoja, to przynajmniej moralną i zdolną zachować dusze “przy życiu”, nie tylko na ograniczony czas pobytu tu, na ziemi, lecz na zawsze.

Odtąd zrozumiałam, co znaczy: “To przez śmierć rodzi się życie”. Ten, który to powiedział nie był kimś całkiem pijanym, lecz miał rozum obciążony [błędem]. Wyrzekł najwyższe słowo, lecz nie pojął go w pełni. Ja, o Panie, przebacz mi pychę, zrozumiałam lepiej niż on i od tej chwili jestem z tego powodu szczęśliwa.»

«Co zrozumiałaś?»

«Że to istnienie [na ziemi] jest zaledwie embrionalnym początkiem życia i że prawdziwe Życie rozpoczyna się wtedy, gdy śmierć nas rodzi... do Hadesu, jak [powiedziałaby] poganka, a do Życia wiecznego – wierząca w Ciebie. Czy źle mówię?»

«Dobrze mówisz, niewiasto» – potwierdza Jezus.

«Ale skąd mogłaś wiedzieć o słowach Nauczyciela?» – stawia pytanie Nikodem.

«Kto jest głodny, szuka pożywienia, panie. Ja szukałam pokarmu. Jako lektorka – dzięki mojemu wykształceniu, posiadaniu pięknego głosu, wymowy – mogłam swobodnie wiele czytać w bibliotekach moich panów. Ale jeszcze nie byłam nasycona. Odczuwałam, że jest coś więcej poza murami historii ludzkiej wiedzy. Jako więźniarka w więzieniu ze złota uderzałam w mury, forsowałam drzwi, żeby wyjść, żeby znaleźć... Kiedy przybyłam do Palestyny z ostatnim panem, bałam się, że wpadnę w ciemności... przeciwnie, szłam ku Światłości. Słowa sług w Cezarei były jakby wiele uderzeń kilofem, które kruszyły mury, otwierając szczeliny coraz większe, przez które przenikało Słowo. A ja zbierałam te słowa i uwagi. Jak dziecko nawleka perły, tak ja układałam te słowa i robiłam sobie z nich ozdobę, czerpałam z nich siłę, aby coraz bardziej oczyścić się na przyjęcie Prawdy. Uświadomiłam sobie, że przez to oczyszczenie znajduję. I to na ziemi... Chciałam być czysta, nawet za cenę mojego życia, żeby spotkać Prawdę, Mądrość, Boskość. Panie, wypowiadam szalone słowa. Oni patrzą na mnie zdziwieni. Ale to Ty o to pytałeś...»

«Mów, mów, to konieczne» [– zachęca Jezus.]

«Z mocą i umiarkowaniem stawiałam opór zewnętrznym naciskom. Mogłam być wolna i szczęśliwa, według świata. Wystarczyło, żebym tego chciała. Lecz ja nie chciałam zamienić mądrości na przyjemność, gdyż bez mądrości niczemu nie służy posiadanie innych cnót. Filozof rzekł: “Sprawiedliwość, umiarkowanie i siła, jeśli nie mają za towarzyszki mądrości, są jak namalowane dekoracje. To prawdziwe cnoty niewolników, lecz nie ma w nich nic mocnego ani rzeczywistego”. Ja zaś chciałam rzeczy prawdziwych. Pan, głupiec, mówił o Tobie w mojej obecności. Wtedy stało się tak, jakby mury były zasłoną. Wystarczyło chcieć rozedrzeć tę zasłonę i połączyć się z Prawdą. Uczyniłam to.»

Iskariota odzywa się: «Nie wiedziałaś, że nas spotkasz.»

«Umiałam wierzyć w to, że Bóg wynagradza cnotę. Nie chciałam złota ani zaszczytów, ani wolności fizycznej, nawet jej. Lecz chciałam Prawdy. Prosiłam Boga o nią albo o śmierć. Chciałam, żeby mi zaoszczędzono upokorzenia stania się “przedmiotem” i jeszcze bardziej zgody na bycie nim. Odrzuciłam wszystko, co cielesne, szukając Ciebie, o Panie. Poszukiwania bowiem, gdy dokonuje się ich poprzez zmysły, zawsze są niedoskonałe. Widziałeś więc, jak na Twój widok rzuciłam się do ucieczki, zmylona moimi oczyma. Zdałam się wtedy na Boga, który jest ponad nami i w nas i powiadamia duszę o Sobie. I znalazłam Ciebie, bo moja dusza poprowadziła mnie ku Tobie.»

«Twoja dusza to dusza pogańska» – zauważa Iskariota.

«Ale dusza ma zawsze coś boskiego w sobie, zwłaszcza kiedy podejmuje wysiłek wystrzegania się błędu... I dąży przez to ku rzeczom o tej samej naturze» [– broni się Syntyka.]

«Ty się porównujesz z Bogiem?» [– pyta Judasz.]

«Nie» [– odpowiada mu Syntyka.]

«Zatem dlaczego to mówisz?»

«Jak to? Ty, uczeń Nauczyciela pytasz mnie o to? Mnie, Greczynkę wolną dopiero od niedawna? Kiedy On przemawia, nie słyszysz? A może kwas ciała jest tak wielki, że czyni cię głuchym? Czyż On nie mówi zawsze, że jesteśmy dziećmi Boga? Jesteśmy więc bogami, jeśli jesteśmy dziećmi Ojca: Ojca, który jest Jego i naszym; Ojca, o którym On zawsze mówi. Mógłbyś mi zarzucić, że nie jestem pokorna, ale nie to, że nie dowierzam i nie jestem uważna.»

[Judasz odpowiada:] «Do tego stopnia, że uważasz się za kogoś większego ode mnie? Czy sądzisz, że [już] wszystkiego się nauczyłaś w księgach twojej Grecji?»

«Nie. Ani jedno, ani drugie. Jednak księgi mądrości, skądkolwiek były, dały mi minimum, żeby mnie poprowadzić. Nie wątpię, że Izraelita jest większy ode mnie. Lecz jestem szczęśliwa w moim losie, który pochodzi od Boga. Czegóż więcej mogę pragnąć? Znalazłam wszystko, znajdując Nauczyciela. I pomyśl, że takie było moje przeznaczenie. Naprawdę widzę, iż Moc czuwa nade mną. Ona mnie naznaczyła wielkim przeznaczeniem, któremu ja tylko pomagam, gdyż uświadomiłam sobie, że było dobre.»

«Dobre? Byłaś niewolnicą i miałaś okrutnych panów... Gdyby ostatni na przykład cię odzyskał, jakbyś mogła pomóc twojemu losowi, ty, tak mądra?»

«Nazywasz się Judasz, prawda?»

«Tak. I co z tego?»

«Co z tego... nic. Chcę prócz twojej ironii zapamiętać twoje imię. Strzeż się, bo ironia to brak roztropności, nawet u cnotliwych... W jaki sposób dopomogłabym losowi? Być może bym się zabiła. Gdyż [wydawało mi się wtedy, że] w pewnych wypadkach naprawdę lepiej umrzeć niż żyć. Chociaż filozof mówi, że nie jest dobre i że jest bezbożne samemu [chcieć sobie] zapewnić to dobro, bo tylko bogowie mają prawo wezwać nas do siebie. I tylko to oczekiwanie na znak od bogów, żeby to uczynić, zawsze mi przeszkadzało zabić się w kajdanach mojego smutnego losu. Ale gdybym została ponownie ujęta przez tego nieczystego pana, wtedy ujrzałabym najwyższy znak i wolałabym śmierć niż życie. Ja też, mężu, mam swoją godność...»

«A gdyby cię teraz ujął? Czy wciąż stawiałabyś te same warunki?»

«Teraz już bym się nie zabiła. Teraz wiem, że gwałt zadany ciału nie rani ducha, który się na to nie zgadza. Teraz wytrwałabym, aż do złamania mnie siłą, aż do zabicia przemocą. Bo to także wzięłabym za znak od Boga, który by mnie przez tę przemoc wezwał do Siebie. I umarłabym spokojna, wiedząc, że to byłoby tylko utracenie tego, co zniszczalne.»

«Dobrze odpowiedziałaś, niewiasto» – mówi Łazarz. Nikodem także to potwierdza.

«Samobójstwo nigdy nie jest dozwolone» – mówi Iskariota.

«Wiele jest rzeczy zabronionych, a nie przestrzega się zakazu. Ale ty, Syntyko, powinnaś myśleć, że jak Bóg zawsze cię prowadził, tak teraz zachowałby cię od przemocy. Teraz idź. Będę ci wdzięczny, jeśli odszukasz i przyprowadzisz Mi dziecko» – mówi łagodnie Jezus.

Niewiasta kłania się aż do ziemi i odchodzi. Wszyscy wiodą za nią spojrzeniem. Łazarz szepcze:

«Zawsze tak jest! Nie pojmuję, dlaczego to, co w niej było “życiem”, dla nas, w Izraelu, stało się “śmiercią”. Gdybym miał jeszcze sposobność dalej ją badać, ujrzałbym, że ocalił ją hellenizm, który nas zepsuł: nas, już posiadających Mądrość. Dlaczego?»

«Dlatego że drogi Pana są niezwykłe i On otwiera je przed tymi, którzy na to zasługują. A teraz, przyjaciele, żegnam was, gdyż zbliża się wieczór. Cieszę się, że wszyscy usłyszeliście Greczynkę. Odkrywając, że Bóg objawia się najlepszym, wyciągnijcie z tego wniosek, że usuwanie z Bożej wspólnoty osoby, która nie należy do Izraela, jest ohydne i niebezpieczne. Przyjmijcie to jako zasadę na przyszłość... Nie narzekaj, Judaszu, synu Szymona. I ty, Józefie, nie miej nieodpowiednich skrupułów. W niczym nie jesteście zanieczyszczeni, nikt z was, dlatego że mieliście w pobliżu tę Greczynkę. Czyń ty, czyńcie wy, czyńcie tak [wszyscy], żeby nie zbliżać się do demona i nie udzielać mu gościny. Żegnaj, Józefie. Żegnaj, Nikodemie. Czy będę się mógł jeszcze z wami zobaczyć w czasie Mojego pobytu tutaj? Oto Margcjam... Chodź, Moje dziecko, pożegnaj przywódców Sanhedrynu. Co im powiesz?»

«Pokój niech będzie z wami i... jeszcze: w godzinie ofiary kadzielnej módlcie się za mnie.»

«Nie potrzebujesz tego, mały. Ale dlaczego akurat o tej godzinie?»

«Bo za pierwszym razem, kiedy wszedłem do Świątyni z Jezusem, On mówił mi o modlitwie wieczornej... O! To takie piękne!...»

«A ty będziesz się modlił za nas? Kiedy?»

«Będę się modlił... Będę się modlił rano i wieczorem, żeby Bóg zachował was od grzechu w dzień i w nocy.»

«A co powiesz, mały?»

«Powiem: Panie Najwyższy, spraw, by Józef i Nikodem byli prawdziwymi przyjaciółmi Jezusa”. I to wystarczy, bo kto jest prawdziwym przyjacielem, ten nie sprawia bólu przyjacielowi. A ten, kto nie zadaje bólu Jezusowi, może być pewien, że posiądzie Niebo.»

«Niech Bóg i ciebie zachowa, moje dziecko!» – mówią obydwaj członkowie Sanhedrynu.

Potem żegnają Nauczyciela, następnie Dziewicę i szczególnie – Łazarza. Pozostałych [żegnają] razem i odchodzą.


   

Przekład: "Vox Domini"