Ewangelia według
św. Mateusza
Ewangelia według
św. Marka
Ewangelia według
św. Łukasza
Ewangelia według
św. Jana


Maria Valtorta

Księga III - Drugi rok życia publicznego

–   POEMAT BOGA-CZŁOWIEKA   –

150. KUPIEC ZZA EUFRATU

Napisane 25 września 1945. A, 6541-6554

W czasie pory pogodnej i łagodnej, jaką jest koniec października, pięknie wędruje się po urodzajnej równinie, ciągnącej się na dużej przestrzeni za Jordanem. Po zatrzymaniu się w małej wiosce, leżącej u stóp pierwszych wzniesień znacznego łańcucha górskiego – niektóre bowiem szczyty mogłyby nosić prawdziwe miano gór – Jezus ponownie rusza w drogę. Przyłącza się do dużej karawany. Składa się ona z ludzi dobrze uzbrojonych, do których przemawiał, gdy poili zwierzęta w zbiorniku na placu, oraz z licznych zwierząt.

Mężczyźni w większości są wysocy i bardzo ogorzali. Wglądają już na Azjatów. Na bardzo mocnym mule siedzi przywódca karawany, uzbrojony aż po zęby. Broń ma przytwierdzoną także do siodła. Odnosi się z wielkim szacunkiem do Chrystusa. Apostołowie pytają Jezusa: «Kto to jest?»

«Bogaty kupiec zza Eufratu. Zapytałem go, dokąd zdąża, i był wobec Mnie bardzo grzeczny. Przechodzi przez miasta, do których zamierzam wejść. To opatrzność w tych górach, kiedy mamy ze sobą niewiasty.»

«Boisz się czegoś?»

«Jeśli chodzi o rabunek – niczego, bo nic nie posiadamy. Ale wystarczyłoby, żeby przestraszyli niewiasty... Garść rozbójników nigdy nie atakuje tak silnej karawany. Skorzystamy, poznając dzięki niej lepsze przejścia i pokonując najtrudniejsze... Zapytał Mnie: “Czy Ty jesteś Mesjaszem?” Kiedy potwierdziłem, rzekł: “Byłem na dziedzińcu Pogan przed kilkoma dniami i raczej słyszałem Cię niż widziałem, bo jestem niewysoki. To dobrze. Będę Ciebie chronił, a Ty ochronisz mnie. Mam ładunek o wielkiej wartości”.»

«To prozelita?»

«Nie sądzę, ale być może pochodzi z naszego ludu» [– odpowiada apostołom Jezus.]

Karawana posuwa się naprzód, powoli, jakby zbyt [forsownym] marszem nie chciano nadwerężyć sił zwierząt. Łatwo więc za nią nadążyć, gdyż kierujący pomagają iść obładowanym zwierzętom, jednemu po drugim, trzymając je za uzdy w czasie trudnych przejść.

Choć są to w rzeczy samej góry, region jest urodzajny i dobrze zagospodarowany. Być może najwyższe góry, znajdujące się na północnym wschodzie, stanowią ochronę przed zimnymi wiatrami z północy, szkodliwymi ze wschodu, co jest korzystne dla upraw. Karawana podąża wzdłuż strumienia, który z pewnością wpada do Jordanu. Ma wody obfite i spływa z jakiegoś szczytu. Widok jest piękny – coraz piękniejszy, w miarę jak idą w górę. Na zachodzie maluje się równina Jordanu. Dalej są pełne wdzięku pagórki i góry północnej Judy. Na wschodzie zaś i północy panorama stale się zmienia. Ukazują się odległe horyzonty i przestrzenie, ofiarowują oczom widok ciągnących się pagórków i szczytów zielonych lub kamienistych. Wydają się one zamykać drogę jak niespodziewany mur w labiryncie.

Słońce ma akurat zajść za góry Judei, czerwieniąc mocno niebo i zbocza, kiedy bogaty kupiec – który się zatrzymał, przepuszczając karawanę – woła do Jezusa:

«Trzeba dotrzeć do wioski przed nocą, lecz wielu z idących za Tobą wygląda na zmęczonych. To ciężki etap. Każ im wsiąść na muły eskorty. To spokojne zwierzęta. Będą miały całą noc na odpoczynek... i to nie jest męczące nieść niewiastę.»

Jezus zgadza się. Mężczyzna nakazuje więc postój, żeby kobiety mogły wsiąść na zwierzęta. Jezus każe wsiąść także Janowi z Endor. Ci, którzy idą pieszo, także Jezus, biorą lejce, żeby przemarsz był bezpieczniejszy dla niewiast. Margcjam chce okazać się... mężczyzną i choć upada ze zmęczenia nie chce z nikim wsiąść na siodło. Bierze nawet lejce muła Najświętszej Maryi, która znajduje się przez to między Jezusem i kroczącym dzielnie dzieckiem.

Kupiec pozostał przy Jezusie i mówi do Maryi:

«Widzisz, Niewiasto, tę osadę? To Ramot. Tam się zatrzymamy. Oberżysta mnie zna, bo przechodzę tą drogą dwa razy w roku, a dwa razy idę wzdłuż wybrzeża, sprzedając i kupując. To moje życie: ciężkie życie. Ale mam dwanaścioro dzieci i są małe. Późno się ożeniłem. Opuściłem najmłodszego, kiedy miał dziewięć dni, a teraz znajdę go już z pierwszymi ząbkami...»

«Piękna rodzina... – odzywa się Maryja i kończy: – Niech ci ją Niebo zachowa!»

«Nie mogę się uskarżać na jego pomoc, choć mało na nią zasługuję.»

Jezus pyta: «Czy jesteś choć prozelitą?»

«Powinienem być... moi przodkowie byli prawdziwymi Izraelitami. Potem... zaaklimatyzowaliśmy się tam...»

«Jest jedno powietrze, w którym aklimatyzuje się dusza: niebiańskie.»

«Masz rację. Ale wiesz... Pradziad poślubił niewiastę, która nie była z Izraela. Synowie byli mniej wierni... Synowie synów poślubili niewiasty, które nie były z Izraela... Mieli dzieci, które Judejczyków tylko szanowały... pochodzimy bowiem z Judei... Teraz ja, wnuk wnuków... już nic. Kontaktując się z całym światem, przyjąłem [coś] od wszystkich i teraz już nie należę do nikogo...»

«Źle rozumujesz i dowiodę ci tego. Gdybyś szedł drogą, o której wiesz, że jest dobra, a znalazłbyś pięć lub sześć osób, które ci powiedzą: “Ależ nie, idź w tę stronę”, “Wróć się”, “Zatrzymaj się”, “Idź na wschód”, “Zawróć w kierunku zachodnim”, co byś im odpowiedział?»

«Powiedziałbym: “Wiem, że ta [droga] jest najkrótsza i najłatwiejsza. Nie zboczę z niej”.»

«I jeszcze [jeden przykład... – kontynuuje Jezus –] Czy przed jakąś transakcją – wiedząc, jak jej dokonać – posłuchałbyś tych, którzy z bezczelności lub z wyrachowanej przebiegłości mówiliby ci, że masz jej dokonać inaczej?»

«Nie. Postąpiłbym w sposób, jaki doświadczenie wskazałoby mi jako najlepszy.»

«Bardzo dobrze. Ty, jako pochodzący z Izraela, masz za sobą tysiące lat wiary. Nie jesteś głupi ani niewykształcony. Dlaczego więc w dziedzinie wiary wchłaniasz wszystko od całego świata, podczas gdy odrzucasz to w dziedzinie [transakcji] pieniężnych oraz bezpieczeństwa w drodze? Czy nie wydaje ci się to czymś hańbiącym, podchodząc do tego nawet tylko czysto po ludzku: postawić Boga po pieniądzach i drodze?...»

«Ja nie stawiam Boga po tym, lecz straciłem Go z oczu...»

«Bo masz za bogów handel, pieniądze, życie. A to Bóg pozwala ci mieć to wszystko... Dlaczego wszedłeś do Świątyni?»

«Z ciekawości. Na drodze, wychodząc z domu, w którym dokonywałem transakcji, ujrzałem grupę mężczyzn, którzy oddali Ci cześć.. Przypomniała mi się rozmowa, jaką słyszałem w Askalonie u niewiasty wytwarzającej dywany. Pytałem, kim jesteś, bo podejrzewałem, że możesz być tym, o którym ta niewiasta opowiadała. Dowiedziawszy się o tym, szedłem za Tobą. Zakończyłem moje interesy w tym dniu... Potem straciłem Cię z oczu. W Jerychu widziałem Cię tylko przez chwilę. Dziś Cię odnalazłem... Tak...»

«Tak oto Bóg łączy i krzyżuje nasze drogi. Nie mam darów, żeby ci wynagrodzić za dobroć. Jednak zanim cię opuszczę mam nadzieję ofiarować ci pewien dar, chyba że odejdziesz wcześniej...»

«Nie, nie uczynię tego! Aleksander Mizas nie wycofuje się, kiedy zaofiarował swą [pomoc]! Oto za tym zakrętem zaczyna się osada. Idę naprzód. Spotkamy się w gospodzie» – [mówi.]

Spina ostrogami swe zwierzę i niemal galopując [oddala się] skrajem drogi.

«To człowiek uczciwy i nieszczęśliwy, Mój Synu» – mówi Maryja.

«Chciałabyś, żeby był szczęśliwy zgodnie z Mądrością, prawda?»

Uśmiechają się do Siebie łagodnie w pierwszych cieniach zapadającego zmierzchu...

...W długi październikowy wieczór wszyscy czekają na godzinę spoczynku, zgromadzeni w obszernej sali gospody. W kącie, całkiem sam, kupiec zajmuje się swoimi rachunkami. W przeciwległym kącie jest Jezus ze wszystkimi Swoimi [towarzyszami]. Nie ma innych gości. Ze stodół dochodzą ryki osłów, rżenie mułów i beczenie owiec. To każe przypuszczać, że w gospodzie są inne osoby, lecz być może już śpią.

Margcjam zasnął w ramionach Dziewicy, zapominając nagle, że jest “mężczyzną”. Piotr też jest senny i nie tylko on. Nawet skłonne do rozmów starsze niewiasty prawie zasypiają i milkną. Czuwa tylko Jezus, Maryja, siostry Łazarza, Syntyka, Szymon Zelota, Jan i Jakub. Syntyka właśnie zagląda do torby Jana z Endor, jakby czegoś szukała. Jednak potem woli podejść do innych i posłuchać Judy, syna Alfeusza. Mówiąc o skutkach niewoli babilońskiej stwierdza on: «...Być może ten człowiek jest jeszcze tego konsekwencją. Każde wygnanie jest ruiną...»

Syntyka czyni bezwiedny ruch głową, ale nic nie mówi.

Juda, syn Alfeusza, kończy: «Dziwne jest jednak, że ktoś potrafi pozbawić się skarbu całych wieków, żeby przyjąć coś zupełnie nowego, zwłaszcza w dziedzinie religii i to religii takiej jak nasza...»

Jezus odpowiada:

«Nie powinieneś się dziwić widząc Samarię w łonie Izraela.»

Cisza... Ciemne oczy Syntyki przyglądają się uważnie pogodnemu profilowi Jezusa. Patrzy na Niego bardzo intensywnie, lecz nic nie mówi. Jezus czuje to spojrzenie i odwraca się, żeby na nią spojrzeć. [Pyta:] «Nie znalazłaś nic, co by ci odpowiadało?»

«Nie, Panie. Doszłam do tego, że nie potrafię już pogodzić przeszłości z teraźniejszością, myśli wcześniejszych z obecnymi. I wydaje mi się to jakby zdradą, bo moje dawne myśli naprawdę dopomogły mi dojść do tego, co obecnie myślę. Twój apostoł dobrze mówił... jednak moja ruina to szczęśliwa ruina.»

«Co, według ciebie, uległo ruinie?»

«Cała wiara w pogański Olimp, Panie. A jednak odczuwam mały zamęt. Czytając bowiem wasze Pisma – Jan mi je dał i czytam je, gdyż bez poznania nie ma posiadania – dowiedziałam się, że nawet w waszej historii były początki... rzekłabym, że były wydarzenia, które nie różnią się wiele od naszych. Teraz chciałabym wiedzieć...»

«Powiedziałem ci: pytaj, a Ja ci odpowiem.»

«Czy wszystko zatem jest błędem w religii o bogach?»

«Tak, niewiasto. Jest tylko jeden Bóg, od którego nie pochodzą inni bogowie. On nie jest poddany ani namiętnościom, ani potrzebom ludzkim. To jeden Jedyny Bóg, Wieczny, Doskonały, Stworzyciel.»

«Ja w to wierzę. Lecz chcę umieć odpowiedzieć nie w formie, która nie przyjmuje dyskusji, lecz w formie, która podejmuje rozmowę, żeby przekonać, żeby odpowiedzieć na pytania, które inni poganie mogliby mi postawić. Ja sama i dzięki temu Bogu – życzliwemu i ojcowskiemu – dałam sobie odpowiedzi niewyraźne, lecz wystarczające dla ukojenia mojego ducha. Posiadałam jednak chęć dotarcia do Prawdy. Inni będą jej szukać z mniejszym niepokojem niż ja, wszyscy jednak powinni jej szukać. Nie mam zamiaru być bezczynna wobec dusz. To, co posiadam, chciałabym dawać. Żeby dawać, muszę wiedzieć. Pozwól mi wiedzieć, a ja będę Ci służyć w imię miłości. Dziś w drodze, kiedy przypatrywałam się górom i niektóre widoki wywoływały we mnie żywe wspomnienia łańcuchów Hellady i historii Ojczyzny, skojarzenie myśli stawiało przede mną mit o Prometeuszu oraz o Deukalionie... Wy też macie podobne [opowiadania]: o rażeniu gromem Lucyfera, o tchnięciu życia w glinę, o potopie i Noem... To niewielkie zbieżności, a jednak przypominają nasze [mity]... Teraz powiedz mi: jak mogliśmy dojść do ich poznania, skoro nie było kontaktów między nami a wami; skoro wy mieliście je z pewnością przed nami, a my mieliśmy też własne, i skoro nie ma sposobu dotarcia do ich źródła? Teraz nie wiemy o tak wielu sprawach. Skąd zatem, przed tysiącami lat, mieliśmy legendy, przypominające wasze prawdy?»

«Niewiasto, powinnaś Mnie o to pytać mniej niż inni. Czytałaś przecież dzieła, które mogły ci dać odpowiedź na twoje pytanie. Dziś, przez skojarzenie myśli, przeszłaś od wspomnienia twoich rodzimych gór do przypomnienia sobie o mitach [twego] kraju i do ich porównania. Prawda? Dlaczego?»

«Bo moja myśl, budząc się, przypomniała sobie.»

«Bardzo dobrze. Otóż nawet w najdawniejszych czasach, które dały religię twojej ziemi, dusze [coś] sobie przypominały: niewyraźnie, jak może to czynić ktoś niedoskonały, oddzielony od religii objawionej. Ale jednak przypomniały sobie. Na świecie wiele jest religii. Gdybyśmy mieli tu ich jasny obraz, ze wszystkimi ich szczególnymi cechami, ujrzelibyśmy, że jest w nich jakby złota nitka [leżąca] w ogromie błota, nitka, na której są węzły, a w nich – zamknięte cząstki autentycznej Prawdy.»

«Czy jednak nie wywodzimy się wszyscy z tego samego pnia? Tak przecież mówisz. Dlaczego zatem przodkowie przodków, pochodzący z tego samego pnia, nie potrafili nieść ze sobą Prawdy? Czyż nie jest to niesprawiedliwością pozbawić ich tego?»

«Czytałaś Księgę Rodzaju, prawda? Co odkryłaś? Na początku pojawił się [w człowieku] grzech – grzech, który objął trzy jego sfery: materię, myśl i ducha. Potem było bratobójstwo, następnie podwójne zabójstwo dla przeciwstawienia się dziełu Henocha, który [pragnął] zachować światło w sercach. Potem [pojawiło się] zepsucie przez zmysłowy związek synów Bożych z córkami krwi. Rasa została oczyszczona potopem i odnowiona. Pochodziła od dobrego nasienia, a nie od kamieni, jak mówią wasze mity. Nie ożywił ich swym działaniem człowiek poprzez lot ognia. Pierwsza glina ukształtowana przez Boga na Jego obraz i w formie człowieczej ożywiła się przez wlanie życiodajnego Ognia za sprawą Boga.

I oto [znowu pojawia się] nowy zaczyn pychy, zniewaga dla Boga: “Dosięgniemy nieba”. [Pysznych ludzi dosięga więc] Boskie przekleństwo: “Niech się rozproszą i niech się już nie rozumieją”... I tak podzielił się jedyny pień jak woda uderzająca o skałę, która dzieli się na strumienie nie łączące się już więcej ze sobą. Z jednej rasy powstało [wiele] ras. Ludzkość – zmuszona do ucieczki przez swój grzech i przez karę Bożą – podzieliła się i już się nie połączyła, unosząc ze sobą zamęt wywołany pychą. Duchy [ludzkie] mają jednak pewne wspomnienia. Coś zawsze w nich pozostaje. Najbardziej cnotliwe i najmądrzejsze dostrzegają światło – choć słabe w ciemnościach mitów – światło Prawdy. To wspomnienie Światłości widzianej przed życiem porusza w nich prawdy, w których znajdują się okruszyny Prawdy objawionej. Czy pojmujesz?»

«Częściowo. Teraz będę nad tym rozmyślać. Noc jest przyjaciółką tego, kto się zastanawia i skupia.»

«Niech zatem każdy z nas idzie się teraz sam skupić. Chodźmy, przyjaciele. Pokój wam, niewiasty. Pokój wam, Moi uczniowie. Pokój z tobą, Aleksandrze Mizasie.»

«Żegnaj, Panie. Bóg niech będzie z Tobą» – mówi kupiec, chyląc się w niskim ukłonie...


   

Przekład: "Vox Domini"