Ewangelia według
św. Mateusza
Ewangelia według
św. Marka
Ewangelia według
św. Łukasza
Ewangelia według
św. Jana


Maria Valtorta

Księga IV - Trzeci rok życia publicznego

–   POEMAT BOGA-CZŁOWIEKA   –

22. SPOTKANIE Z JUDASZEM ISKARIOTĄ I Z TOMASZEM

Napisane 19 listopada 1945. A, 7022-7036

Choć słońce błyszczy na pogodnym niebie, Dolina Kiszon jest chłodna. Wieje tu lodowaty wiatr, przychodzący od strony północnych wzgórz. Niszczy delikatne uprawy, które drżą i zwijają się, skazane na śmierć w swej pierwszej młodości.

«Czy ten chłód długo jeszcze potrwa?» – dopytuje się Mateusz. Jeszcze szczelniej otula się płaszczem. Widać jedynie część jego twarzy, czyli nos i oczy. Głos ma przytłumiony z powodu płaszcza, który zakrywa mu usta. Bartłomiej mu odpowiada:

«Być może do końca miesiąca.»

«W takim razie zamarzniemy! Trzeba cierpliwości! Na szczęście w Nazarecie zostaniemy w gościnnych domach... A w tym czasie to minie.»

«Tak, Mateuszu. Jednak co do mnie, nie odczuwam chłodu, kiedy widzę, że Jezus jest mniej przygnębiony. Nie sądzisz, że jest pogodniejszy?» – pyta Andrzej.

«Jest. Ale ja... no... wydaje mi się niemożliwe, że tak przytłoczyły Go sprawy, o których wiemy. Czy naprawdę nie zdarzyło się nic nowego, o czym byście wiedzieli?» – pyta Filip.

«Nic. Zupełnie nic. Mówię ci, że nawet na granicach Syrii i Fenicji miał wiele radości z powodu wierzących. Zdziałał cuda, o których ci opowiedzieliśmy...» – zapewnia Jakub, syn Alfeusza.

«Od kilku dni przebywa wiele z Szymonem, synem Jony. I Szymon bardzo się zmienił... zresztą wszyscy się zmieniliście! Nie umiem [tego określić]... Jesteście bardziej... surowi, tak» – mówi Filip.

«To tylko takie wrażenie!... W rzeczywistości jesteśmy tacy, jacy byliśmy. Z pewnością ujrzenie Nauczyciela tak zasmuconego z powodu wielu spraw nie sprawiło nam przyjemności i również dostrzeżenie zaciekłej zawziętości wobec Niego... Ale będziemy Go bronić. O! Nic Mu nie zrobią, gdy będziemy z Nim. Wczoraj wieczorem powiedziałem Jezusowi, słysząc to, co mówił Hermas, który jest człowiekiem poważnym i można mu wierzyć: “Nie powinieneś już pozostawać sam. Odtąd masz już uczniów, którzy, widzisz to, pracują... i pracują dobrze. Ich liczba nie przestaje wzrastać. Zatem zostaniemy z Tobą. Widzisz, że sam wszystkiego nie dokonasz. To czas, abyśmy Ci ulżyli, mój Bracie. Ale Ty pozostaniesz z nami, pomiędzy nami, jak Mojżesz na górze i będziemy walczyć o Ciebie, gotowi bronić Cię nawet fizycznie. Nie może się stać z Tobą to, co się przytrafiło Janowi Chrzcicielowi...”

Bo przecież gdyby liczba uczniów Chrzciciela nie zmniejszyła się do dwóch czy trzech, niezdolnych go bronić, nie zostałby ujęty. Przede wszystkim jesteśmy my – dwunastu. Chcę Go jednak przekonać, żeby przyłączył [do nas] przynajmniej uczniów najwierniejszych i najbardziej energicznych, żeby byli blisko Niego. Na przykład ci, którzy byli z Janem w Macheroncie. To istoty wierne i odważne: Jan, Mateusz i nawet Józef. Wiecie, że ten młodzieniec budzi wielkie nadzieje?» – opowiada Tadeusz.

«Tak. Izaak jest aniołem. Jego siła jest duchowa. Ale Józef jest silny, nawet fizycznie. Jest w naszym wieku...» [– zgadzają się.]

«I szybko się uczy. Słyszałeś, co mówił Hermas? “Gdyby się uczył, zostałby rabbim. Oprócz tego jest sprawiedliwy.” A Hermas wie, co mówi» [– chwali ktoś Józefa.]

«Ja jednak... zatrzymałbym też blisko Szczepana i Hermasa, i kapłana Jana, z powodu ich znajomości Prawa i Świątyni. Wiecie, czym jest ich obecność przy uczonych i faryzeuszach? To nadzór i hamulec... a dla ludzi wątpiących to potwierdzenie: “Widzicie, że nawet najlepsi z Izraela są przy Rabbim jako uczniowie i jako słudzy?”» – odzywa się Jakub, syn Alfeusza.

«Masz rację. Powiedzmy o tym Nauczycielowi. Słyszeliście, co powiedział wczoraj wieczorem: “Musicie być posłuszni, lecz macie też obowiązek otworzyć przede Mną swe dusze i mówić Mi o tym, co wydaje się wam słuszne. Wtedy się nauczycie umiejętności kierowania [innymi] w przyszłości. Ja zaś, jeśli uznam, że wasze myśli są słuszne, przyjmę je”» – mówi Zelota.

«Być może robi to także po to, żeby nas przekonać, że nas kocha? Bo przecież wszyscy bardziej lub mniej jesteśmy przekonani, że my też stanowimy powód Jego cierpienia» – zauważa Bartłomiej.

«Albo On jest rzeczywiście zmęczony tym, że musi o wszystkim myśleć i że sam podejmuje decyzje i bierze za nie odpowiedzialność? Być może uznaje też, że Jego doskonała świętość jest... wręcz niedoskonałością w zestawieniu z tym, co ma naprzeciw Siebie: ze światem, który nie jest święty? My nie jesteśmy doskonałymi świętymi. [My jesteśmy] zaledwie nieco mniejszymi łotrami niż inni... a zatem posiadamy większą zdolność, by odpowiedzieć tym, którzy są prawie tacy, jak my» – mówi Szymon Zelota.

«I poznać ich. To musisz powiedzieć!» – podkreśla Mateusz.

«O! Co do tego, to jestem pewien, że i On ich zna, a nawet zna ich lepiej od nas, gdyż czyta w sercach» – mówi Jakub, syn Zebedeusza.

«A zatem dlaczego czasem postępuje tak, jak postępuje, narażając się na kłopoty i niebezpieczeństwa?» – pyta zrozpaczony Andrzej.

«Cóż! Ja nie potrafię odpowiedzieć» – mówi Tadeusz wzruszając ramionami. Inni mu przytakują.

Jan milczy, więc jego brat prowokuje go:

«A tobie, który wiesz wszystko o Jezusie – czasem wydajecie się dwoma zakochanymi [ludźmi] – On nigdy nie powiedział, dlaczego w ten sposób postępuje?»

[Jan odpowiada:] «Powiedział. Jeszcze niedawno Go o to pytałem. Zawsze odpowiadał: “Bo muszę tak postępować. Muszę tak działać, jakby świat składał się w całości ze stworzeń [działających] nieświadomie, lecz dobrych. Wszystkim daję tę samą naukę i tak synowie Prawdy oddzielają się od synów Kłamstwa.” Powiedział mi też: “Widzisz, Janie? To jest jakby pierwszy sąd: nie powszechny, lecz jednostkowy. Na podstawie aktów wiary, miłości, sprawiedliwości baranki zostaną oddzielone od kozłów. I to będzie trwało jeszcze później, gdy Mnie już tutaj nie będzie. Będzie jednak istniał Mój Kościół, przez wieki aż do skończenia świata. Pierwszy sąd ludzkich mas dokona się na świecie: tutaj, gdzie ludzie działają w sposób wolny, mając przed sobą Dobro i Zło, Prawdę i Kłamstwo. Tak było w Raju Ziemskim, kiedy pierwszy sąd dokonał się przed drzewem Dobra i Zła, naruszonym przez tych, którzy odmówili Bogu posłuszeństwa. Potem, gdy przyjdzie śmierć każdego z osobna, zostanie potwierdzony sąd już zapisany w księdze ludzkich czynów przez Ducha. On zaś nie ma żadnych braków. Na końcu zaś przyjdzie Sąd Ostateczny, straszliwy. Wtedy ludzie ponownie zostaną osądzeni, zbiorowo. Zostaną osądzeni według tego, czego pragnęli dla siebie na ziemi, w sposób wolny. Mógłbym [już] teraz postawić po jednej stronie tych, którzy zasługują na Słowo Boga, na Cud, Miłość, a z drugiej strony – tych, którzy na to nie zasługują. Mógłbym to uczynić Boskim prawem i mocą. Jednak ci, którzy zostaliby wyłączeni, gdyż także byli szatanami, krzyczeliby głośno w dniu ich sądu szczegółowego: “Winnym jest Twoje Słowo, które nie chciało nas pouczyć!”. Jednak nie będą mogli tego powiedzieć... chyba że jeszcze raz dopuszczą się kłamstwa. I dlatego zostaną osądzeni”.»

«Zatem nie przyjąć tej nauki to zostać potępionym?» – pyta Mateusz.

«Tego nie wiem. [Nie wiem,] czy wszyscy, którzy nie uwierzą, zostaną rzeczywiście potępieni. Jeśli pamiętacie, [to Jezus] w rozmowie z Syntyką dał do zrozumienia, że ci, którzy działają uczciwie w czasie swego życia, nie zostaną potępieni, nawet jeśli wierzą w innych bogów. Ale możemy Go o to zapytać. Z pewnością jednak Izrael, który słyszał o Mesjaszu - a który teraz wierzy w Niego tylko częściowo albo źle, albo Go odrzuca – zostanie osądzony surowo...» [– wyjaśnia dalej Jan.]

«Nauczyciel wiele z tobą rozmawia. Wiesz więc o tym, czego my nie znamy» – zauważa jego brat Jakub.

«To wasza wina. Ja Go po prostu pytam. Czasem pytam Go o coś, z powodu czego Jego Jan musi się Mu wydawać wielkim głupcem. Ale nic mnie to nie obchodzi. Wystarczy mi znać Jego myśl i posiadać ją w sobie, uczynić ją moją. Wy także powinniście tak postępować. Wy jednak zawsze macie obawy! Przed czym? Że się okażecie ignorantami? Że jesteście powierzchowni? Że macie tępe głowy? Powinniście bać się jedynie tego, że nie będziecie przygotowani, kiedy On odejdzie. On wciąż o tym mówi... ja zawsze to sobie powtarzam, żeby się przygotować na rozłączenie... Jednak czuję, że to będzie tak wielki ból...»

«Nie każ mi o tym myśleć!» – woła Andrzej, a inni mu wtórują z westchnieniem.

«Ale kiedy to nadejdzie? On mówi wciąż: “Wkrótce”. A to może być jeden miesiąc jak i wiele lat. On jest młody, ale czas płynie tak szybko... Co ci jest, bracie? Zupełnie pobladłeś...» – pyta Jakuba Tadeusz.

«Nic! Nic! Rozmyślałem...» – mówi pospiesznie Jakub, syn Alfeusza, spuszczając głowę. Tadeusz zaś pochyla się, żeby spojrzeć...

«Ależ ty płaczesz! Co ci jest?...»

«Nic więcej niż wam... wy... Myślałem o tym, kiedy będziemy sami...»

«Co jest Szymonowi, synowi Jony, że biegnie i krzyczy jak mewa w dniu sztormu?» – pyta Jakub, syn Zebedeusza.

Pokazuje im Piotra, który właśnie zostawił Jezusa i biegnie wołając coś, ale wiatr utrudnia usłyszenie go. Przyspieszają kroku i widzą, że Piotr poszedł ścieżką prowadzącą od już niedalekiej Seforii. (Tak przynajmniej mówią uczniowie, którzy zastanawiają się, czy Piotr idzie do Seforii na polecenie Jezusa i udaje się tam tym skrótem). Jednak potem, bacznie obserwując, widzą, że dwaj samotni wędrowcy, którzy idą od tego miasta ku głównej drodze, to Tomasz i Judasz.

«Spójrzcie! Tutaj? Naprawdę tutaj? O! Cóż oni tu robią? Przecież z Nazaretu mieli iść do Kany, a potem do Tyberiady...» – zastanawia się wielu.

«Być może przyszli w poszukiwaniu uczniów. Takie mieli zadanie» – mówi rozważnie Zelota, czujący podejrzenie, które – podnosząc swą wężową głowę - budzi się w wielu sercach.

«Przyspieszmy kroku. Jezus jest sam i zdaje się, że na nas czeka...» – radzi Mateusz.

Idą i dochodzą do Jezusa w tym samym czasie, co Piotr, Judasz i Tomasz. Jezus jest bardzo blady, tak bardzo, że Jan pyta:

«Źle się czujesz?»

Ale Jezus uśmiecha się i zaprzecza. Wita się z dwoma [apostołami], którzy powrócili po tak długiej nieobecności. Całuje najpierw Tomasza, który ma wygląd kwitnący i radosny, jak zwykle. Jednak poważnieje widząc, że Nauczyciel tak wyraźnie się zmienił, i pyta Go troskliwie: «Byłeś chory?»

«Nie, Tomaszu. A ty? Byłeś zdrowy, szczęśliwy?»

«Ja? Tak, Nauczycielu. Zawsze czuję się dobrze i zawsze jestem szczęśliwy. Jedynie Ciebie mi brakowało do błogości serca. Mój ojciec i moja matka są Ci wdzięczni, że wysłałeś mnie [do nich] na jakiś czas. Mój ojciec trochę chorował, więc pracowałem. Byłem u mojej siostry bliźniaczki i poznałem mojego siostrzeńca. Dałem mu imię, które mi poradziłeś. Potem przybył Judasz i kazał mi biegać – jak turkawce w okresie godów – to tu, to tam: gdzie byli uczniowie. Sam też zrobił i to wcale niemało. Ale niech on Ci to sam powie, bo pracował za dziesięciu i zasługuje na wysłuchanie.»

Jezus pozwala mu odejść. Przychodzi więc teraz pora na Judasza, który cierpliwie czekał. Podchodzi śmiało, swobodnie, tryumfalnie. Jezus przenika go Swym szafirowym spojrzeniem. Obejmuje go i całuje, podobnie jak Tomasza. Słowa, które wypowiada, są serdeczne: «A twoja matka, Judaszu, była szczęśliwa, że ma cię przy sobie? Dobrze się miewa ta święta niewiasta?»

«Tak, Nauczycielu, i błogosławi Ciebie za to, że wysłałeś do niej jej Judasza. Chciała Ci wysłać dary, ale jak mógłbym Ci je przynieść, skoro chodziłem tu i tam, po grotach i dolinach? Możesz być spokojny, Nauczycielu. Wszystkie grupy uczniów, które odwiedziłem, pracują w sposób święty. [Twoja] myśl wszędzie się rozprzestrzenia. Chciałem osobiście zbadać oddźwięk [Twojej nauki] u najbardziej potężnych, u faryzeuszy i uczonych. Wielu z nich znam, a wielu właśnie teraz poznałem dzięki miłości ku Tobie. Podszedłem do saduceuszy, do herodian... O! Zapewniam Cię, że moja godność została przez to zmiażdżona!... Ale z miłości do Ciebie zrobiłbym i to, i jeszcze więcej! Spotkałem się z pogardliwym odrzuceniem i klątwami. Ale udało mi się wzbudzić sympatię u niektórych, którzy byli do Ciebie uprzedzeni. Nie chcę Twoich pochwał. Wystarczy mi, że spełniłem swój obowiązek. Dziękuję Przedwiecznemu, który mi zawsze pomagał. Musiałem w kilku przypadkach posłużyć się cudem. Przyszło mi to z trudnością, bo zasługiwali raczej na rażenie piorunem niż na błogosławieństwo. Ale Ty mówisz, że mamy kochać i okazywać cierpliwość... Robiłem więc to dla czci i chwały Bożej i żeby Ci sprawić radość. Ufam, że wiele przeszkód zostało usuniętych na zawsze. Przysiągłem bowiem na mój honor, że nie ma już przy Tobie tych dwojga, którzy rzucali na Ciebie cień. Potem naszły mnie wątpliwości, że twierdziłem coś, o czym nie wiedziałem z całą pewnością. I wtedy postanowiłem sprawdzić. Chciałem się zabezpieczyć, żeby mnie nie przyłapano na kłamstwie. To bowiem byłoby czymś budzącym zawsze podejrzliwość wobec mnie u tych, którzy mają się nawrócić... Pomyśl! Poszedłem nawet do Annasza i do Kajfasza!... O! Najpierw chcieli mnie spalić swymi zarzutami... Ale byłem pokorny i przekonywujący. W końcu więc powiedzieli mi: “Dobrze więc, jeśli tak jest naprawdę... my wiedzieliśmy coś innego. Członkowie Sanhedrynu, którzy mogli o tym wiedzieć, donieśli nam coś przeciwnego i...”»

«Nie chcesz powiedzieć, że Józef i Nikodem są kłamcami» – przerywa mu Zelota, który aż dotąd powstrzymywał się, ale dłużej nie potrafi, a wysiłek z jakim to czynił sprawia, że aż posiniał.

«A któż to mówi? Przeciwnie! Józef mnie ujrzał, kiedy wychodziłem od Annasza, i powiedział mi: “Dlaczego jesteś tak wzburzony?” Wszystko mu opowiedziałem. Również i to, że – za radą Nikodema – oddaliłeś, Nauczycielu, galernika i Greczynkę... Bo oddaliłeś ich, prawda?» – pyta Judasz patrząc bacznie na Jezusa. Jego gagatowe oczy błyszczą fosforyzująco. Wydaje się, że chce przeniknąć Nauczyciela tym spojrzeniem, żeby wyczytać, co Jezus uczynił. Jezus zaś, stojąc cały czas naprzeciw niego, bardzo blisko, mówi spokojnie:

«Proszę cię, ciągnij dalej swą opowieść, bardzo Mnie ona ciekawi. Ta dokładna relacja może być bardzo przydatna.»

«A...! Zatem mówiłem, że Annasz i Kajfasz zmienili zdanie. To dla nas wiele. Prawda? A potem!... O! Teraz będziecie się śmiać! Ale wiecie, rabini wzięli mnie do siebie i poddali mnie czemuś w rodzaju egzaminu, jakbym był dzieckiem, które osiągnęło pełnoletność! I to jaki egzamin! Dobrze. Przekonałem ich i puścili mnie wolno. Wtedy jednak [znowu] ogarnęło mnie podejrzenie, że powiedziałem coś nieprawdziwego. Pomyślałem więc, żeby wziąć Tomasza i pójść na nowo tam, gdzie byli uczniowie i tam, gdzie – jak mogłem przypuszczać – ukrywali się Jan i Greczynka. Poszedłem do Łazarza, do Manaena, do pałacu Chuzy, do Elizy z Betsur, do Beter do ogrodów Joanny, do Getsemani, do domku Salomona nad brzegiem Jordanu, do “Pięknej Rzeki”, do Nikodema, do Józefa...»

«Ale ich nie zobaczyłeś?» [– pyta Judasza Jezus.]

«Nie. Zapewniano mnie, że wcale nie widziano tych dwojga. Ale wiesz... chciałem być pewny... Krótko: odwiedziłem wszystkie miejsca, w których – jak podejrzewałem – mogli się znajdować... i nie sądź, że cierpiałem, nie znajdując ich. Uchybiłbyś mi. Za każdym razem – i Tomasz może to potwierdzić – za każdym razem, gdy wychodziłem z jakiegoś miejsca i nie znajdowałem ich ani nie widziałem najmniejszego śladu ich obecności, mówiłem: “Chwała bądź Panu!”. Mówiłem też: “O Przedwieczny, spraw, żebym ich już nigdy nie znalazł!” Naprawdę! To było westchnienie mojej duszy... Ostatnim miejscem był Ezdrelon... A! Przy okazji... Izmael ben Fabi, który jest w swoim pałacu na polach w Mageddo, pragnie Cię gościć... Ale na Twoim miejscu nie poszedłbym tam...»

«Dlaczego? – przerywa Jezus – Pójdę tam z pewnością. Ja też pragnę go ujrzeć. A nawet zaraz się tam udamy. Zamiast iść do Seforii pójdziemy do Ezdrelonu, a potem do Mageddo, pojutrze, w przeddzień szabatu, udamy się stamtąd do domu Izmaela.»

«Ależ nie, Panie! Dlaczego? Czy sądzisz, że on Cię kocha?» [–protestuje Judasz z Kariotu.]

«Skoro byłeś u niego i dzięki tobie stał się bardziej przychylny wobec Mnie, to dlaczego nie chcesz, żebym tam poszedł?»

«Nie byłem u niego... [– wyjaśnia Judasz –] To on był na polach i rozpoznał mnie. A ja – prawda Tomaszu? – chciałem uciec, gdy mnie ujrzał. Jednak nie mogłem, bo mnie wołał po imieniu. Ja... Ja mogę jedynie Ci radzić, żebyś już nigdy nie chodził do żadnego faryzeusza, czy uczonego... do ludzi tego pokroju. To dla Ciebie bezużyteczne. Pozostańmy między sobą, sami, z ludem... to wszystko. Nawet Łazarz, Nikodem, Józef... to będzie poświęcenie... Ale tak będzie lepiej, żeby nie wywoływać zazdrości, uraz... i żeby się nie narażać na krytykę... Przy stole się rozmawia... a oni bardzo podstępnie pracują nad Twoimi słowami. Ale wróćmy do Jana [z Endor]... Teraz szedłem właśnie do Szikaminon, choć Izaak, którego spotkałem u granic Samarii, przysiągł mi, że nie widział go od października...»

«...i Izaak powiedział prawdę – potwierdza Jezus – Ale to, co Mi doradzasz w odniesieniu do kontaktów z uczonymi i faryzeuszami, stoi w sprzeczności z tym, co mówiłeś przedtem. Broniłeś Mnie... robiłeś to, prawda? Powiedziałeś: “Zwalczyłem wiele uprzedzeń w stosunku do Ciebie”. To powiedziałeś, prawda?»

«Tak, Nauczycielu» [– przyznaje Judasz.]

«Zatem dlaczego Ja sam nie mogę dopełnić obrony Siebie, osobiście? Pójdziemy więc do Izmaela, a ty teraz wracaj i idź go o tym uprzedzić. Z tobą pójdzie Andrzej, Szymon Zelota i Bartłomiej. My udamy się do wieśniaków, żeby odpocząć. Co zaś się tyczy Szikaminon, my tam poszliśmy. Byliśmy w jedenastu. Zapewniamy cię, że Jana tam nie ma. I że nie ma go już ani w Kafarnaum, ani w Betsaidzie, ani w Tyberiadzie, ani w Magdali, ani w Nazarecie, ani w Korozain, ani w Betlejem Galilejskim i tak dalej... [Nie ma go] w żadnym z tych miejsc, które być może miałeś jeszcze zamiar odwiedzić, żeby... przekonać się, czy przebywa tam Jan [z Endor] z uczniami lub w domach przyjaciół.»

Jezus mówi spokojnie, naturalnie... Ale musi być w Nim coś, co niepokoi Judasza, gdyż przez chwilę mieni się na twarzy. Jezus obejmuje go, jakby miał mu przekazać pocałunek... I kiedy go tak trzyma, z policzkiem przy policzku, szepcze łagodnie:

«Nieszczęsny, cóż uczyniłeś ze swoją duszą?»

«Nauczycielu... ja...» [– odzywa się Judasz.]

«Odejdź! Czuć od ciebie piekłem bardziej niż od samego szatana! Milcz!... I nawróć się, jeśli potrafisz» [– mówi mu Jezus.]

Ja uciekłabym co sił w nogach... Ale Judasz! Ten – bezczelny – mówi głośno: «Dziękuję, Nauczycielu. Ale zanim odejdę, proszę Cię o dwa słowa na osobności.»

Wszyscy usuwają się na bok.

«Dlaczego, Panie, mówisz do mnie takie słowa? Zadajesz mi ból...»

«Bo taka jest prawda. Tego, kto się zadaje z szatanem, przenika szatański swąd.»

«Ach! To z powodu nekromancji? O! Jak mnie wystraszyłeś! To żart!... Nic więcej... tylko żart ciekawego dziecka. Ale to mi pomogło zbliżyć się do saduceuszy... i już nie pragnąć tego. Widzisz więc, że możesz mi w zupełnym spokoju odpuścić [tę winę]. To są rzeczy bezużyteczne, gdy ma się Twoją moc. Masz rację. Chodźmy, Nauczycielu, to wina bardzo lekka!... Wielka jest Twoja mądrość... ale kto Ci o tym powiedział?»

Jezus patrzy na niego surowo i nie odpowiada mu.

«Czy naprawdę ujrzałeś ten grzech w moim sercu?» – pyta Judasz nieco przerażony.

«I wzbudził we mnie odrazę. Odejdź! I nic już nie mów.»

Jezus odwraca się do niego plecami i powraca do uczniów, którym poleca pójść inną drogą. Najpierw żegna Bartłomieja, Szymona i Andrzeja. Dołączają do Judasza i szybko odchodzą. Ci, którzy [z Nim] zostają, ruszają w drogę – powoli, nieświadomi prawdy znanej tylko Jezusowi. Tak są nieświadomi, że nawet wyrażają uznanie Judaszowi za jego aktywność i obeznanie. A poczciwy Piotr szczerze się oskarża za pochopny osąd, jaki miał w sercu przeciw swemu współuczniowi...

Jezus ma na ustach uśmiech łagodny, nieco zmęczony, jakby myślał o czymś innym i jakby ledwie słyszał pogawędki Swoich towarzyszy. [Apostołowie] wiedzą jedynie tyle, na ile pozwala im ich ludzka natura.

20 listopada. Jezus mówi:

«Tutaj umieśćcie wizję, która została ci dana 11 września 1944 roku.»


   

Przekład: "Vox Domini"