Ewangelia według
św. Mateusza
Ewangelia według
św. Marka
Ewangelia według
św. Łukasza
Ewangelia według
św. Jana


Maria Valtorta

Księga IV - Trzeci rok życia publicznego

–   POEMAT BOGA-CZŁOWIEKA   –

27. W DRODZE DO MERON

Napisane 23 listopada 1945. A, 7061-7068

Piękna wiosenna jutrzenka barwi różem niebo i rozwesela wzgórza. Uczniowie cieszą się, zbierając się przed wioską w oczekiwaniu na tych, którzy jeszcze nie doszli:

«To pierwszy dzień, kiedy jest cieplej po gradobiciach» – mówi Mateusz, zacierając ręce.

«Był już czas na ocieplenie! Zaczął się nowy miesiąc Adar!» – wykrzykuje Andrzej.

«To dobrze! Dobrze! Gdybyśmy tak musieli iść w góry w tym chłodzie ostatnich dni!...» – dodaje Filip.

«Ale dokąd teraz idziemy?» – zastanawia się Andrzej.

«Któż to wie... Stąd można iść do Safad lub do Meron. Ale potem?» – odpowiada mu Jakub, syn Zebedeusza, i odwraca się, żeby postawić pytanie dwóm synom Alfeusza:

«Wy, dwaj, czy wiecie dokąd idziemy?»

«Jezus powiedział, że chce iść na półno nic więcej» – odpowiada lakonicznie Juda, syn Alfeusza.

«Znowu? W przyszłym miesiącu mamy rozpocząć podróż paschalną...» – mówi Piotr bez entuzjazmu.

«Dojdziemy na czas» – odpowiada mu Tadeusz.

«Tak. Ale bez odpoczynku w Betsaidzie...»

«Z pewnością przejdziemy tamtędy, żeby wziąć ze sobą niewiasty i Margcjama» – pociesza Piotra Filip. Odzywa się Jan:

«Proszę was o to, żebyście nie okazywali znudzenia, zniechęcenia czy czegoś podobnego. Jezus jest bardzo zasmucony... Wczoraj wieczorem płakał. Spotkałem Go płaczącego, kiedy przygotowywaliśmy wieczerzę. On nie modlił się na tarasie, jak sądziliśmy, lecz płakał...»

«Dlaczego? Czy Go o to zapytałeś?» – dopytują się wszyscy.

«Tak. Ale powiedział mi tylko: “Kochaj Mnie, Janie.”»

«Być może... to z powodu tych z Korozain...»

Zelota, który właśnie przybył, odzywa się:

«Nauczyciel idzie z Bartłomiejem. Wyjdźmy im na spotkanie...»

Idą i w drodze nadal prowadzą swą rozmowę:

«...Albo z powodu Judasza. Wczoraj wieczorem byli sami...» – odzywa się Mateusz.

«Tak! I Judasz oświadczył, że jest niespokojny, i nie chciał niczyjego towarzystwa» – zauważa Filip.

«Nawet z Nauczycielem nie chciał zostać! A ja zostałbym z Nim tak chętnie!» – wzdycha Jan.

«Ja też!» – przytakują mu wszyscy.

«Ten człowiek mi się nie podoba... Albo jest chory, albo urzeczony czarami, albo szalony, albo opętany... Coś mu jest» – mówi stanowczo Tadeusz.

«A jednak, wierzcie mi, w czasie podróży powrotnej świecił przykładem. Zawsze bronił Nauczyciela i Jego spraw, jak nikt z nas dotąd tego nie czynił. Widziałem go, słyszałem! I mam nadzieję, że nie będziecie wątpić w moje słowa» - oświadcza Tomasz.

«Sądzisz, że ci nie wierzymy? Ależ nie, Tomaszu! I to nam sprawia radość, że Judasz był lepszy od nas. Ale widzisz, że jest dziwny, prawda?» – zadaje mu pytanie Andrzej.

«O, co się tyczy tego, że jest dziwny... tak. Ale być może cierpi z jakichś osobistych powodów... Może też dlatego, że nie dokonał cudu. Jest trochę pyszny, o...! W końcu zależy mu na tym, żeby wiele dokonać, żeby go chwalono..»

«Hmm! Być może! Jednak faktem jest, że Nauczyciel jest zasmucony. Spójrzcie na Niego. Już nie przypomina człowieka, którego poznaliśmy. Ale niech żyje Pan, jeśli uda mi się odkryć tego, który zadaje cierpienie Nauczycielowi... Wtedy to się skończy! Wiem, co mu zrobię» – stwierdza Piotr.

Jezus, który cały czas prowadził rozmowę z Natanaelem, ujrzawszy ich, przyspiesza kroku i uśmiecha się.

«Pokój niech będzie z wami. Wszyscy tutaj jesteście?»

«Brakuje Judasza, syna Szymona... i sądziłem, że był u Ciebie, bo w domu, w którym miał spać, powiedziano mi, że znaleźli pokój pusty i wszystko uporządkowane...» – wyjaśnia Andrzej.

Jezus marszczy przez chwilę czoło, jakby zbierał myśli. Spuszcza głowę. Potem mówi:

«Nieważne. I tak idziemy. Powiecie tym z ostatnich domów, że udajemy się do Meron, a stamtąd – do Giszali. Gdyby Judasz nas szukał, niech go tam odeślą. Chodźmy.»

Wszyscy czują burzę wiszącą w powietrzu, więc są posłuszni nie wypowiadając ani jednego słowa. Jezus nadal rozmawia z Bartłomiejem, wyprzedzając innych o kilka kroków. Z ich rozmowy dochodzą do mnie wielkie imiona: Hillel, Jahel, Barak. Chwała ojczyzny przechodzi przez ich umysły, pojawia się w rozmowach i komentarzach pełnych podziwu nad wielkimi doktorami. Z ust Bartłomieja wyrywa się ubolewanie: «O! Gdyby Mędrzec żył jeszcze! Hillel był dobry i także silny. Nie pozwoliłby na zmącenie swych [myśli]. Sam by Ciebie osądził!»

«Nie martw się, Bartłomieju! I błogosław Najwyższego, że zabrał go do Swego spokoju. Dzięki temu duch Mędrca nie poznał zamętu tak wielkiej nienawiści wobec Mnie.»

«Mój Panie! Tylko nie: nienawiści!...» [– protestuje Bartłomiej.]

«Więcej nienawiści niż miłości, przyjacielu. I tak będzie zawsze» [– mówi do niego Jezus.]

«Nie smuć się. My Cię obronimy...» [– stwierdza Bartłomiej.]

«To nie śmierć Mnie niepokoi... lecz widok grzechu ludzi» [–wyjaśnia mu Jezus.]

«Śmierć, nie!... Nie mów o śmierci. Tego nie zrobią... bo się boją...» [– zapewnia Bartłomiej.]

«Nienawiść będzie silniejsza niż lęk. Bartłomieju, kiedy umrę, potem, gdy będę daleko, w świętym niebie, powiedz ludziom: “On bardziej niż przez śmierć cierpiał z powodu waszej nienawiści”...»

«Nauczycielu! Nauczycielu! Nauczycielu! Nie mów tak! Nikt nie będzie Cię nienawidził do tego stopnia, żeby Cię zabić. A Ty możesz zawsze mu przeszkodzić. Jesteś potężny...»

Jezus uśmiecha się ze smutkiem, powiedziałabym: ze zmęczeniem, idąc Swym regularnym krokiem po górskiej drodze prowadzącej do Meron. Im bardziej się wspina, tym bardziej ukazuje się piękna i rozległa panorama Jeziora Tyberiadzkiego. Ukazuje się ono w przesmyku gardzieli, którą w formie łuku [tworzą] sąsiednie wzgórza. Ucinają widok na jezioro Meron. Za to za Jeziorem Tyberiadzkim [widać] płaskowyż za Jordanem, aż do koronkowego łańcucha dalekich gór Auranu, Trakonitidy i Perei.

Jezus wskazuje kierunek północny i północno-wschodni, mówiąc: «Po skończeniu Paschy musimy pójść tam, do tetrarchii Filipa. Z trudem zdążymy przybyć do Jerozolimy na Pięćdziesiątnicę.»

«Ale czy nie byłoby Ci lepiej udać się tam od razu? Idąc drugim brzegiem Jordanu ku jego źródłom... a wrócić przez Dekapol?...»

Jezus dotyka ręką czoła, jak ktoś zmęczony, kto ma przytępiony umysł, i szepcze: «Nie wiem, jeszcze nie wiem!... Bartłomieju!...»

Jakie przygnębienie, jakie cierpienie, jakie błaganie brzmi w Jego głosie!... Bartłomiej pochyla się nieco, jakby go zranił ten dziwny i nowy ton u Jezusa.

Mówi z trudem, bo jego miłość odbiera mu oddech:

«Nauczycielu, co Ci jest? Czego chcesz od starego Natanaela?»

«Niczego Bartłomieju... Twojej modlitwy... Żebym dobrze widział to, co mam uczynić... Ale wołają nas, Bartłomieju... Zatrzymajmy się tutaj...»

Zatrzymują się w pobliżu jakiegoś zagajnika. Zza zakrętu ścieżki wyłaniają się inni w grupie: «Nauczycielu, Judasz nas goni co tchu...»

«Zatem zaczekajmy na niego.»

Istotnie, po chwili ukazuje się biegnący Judasz...

«Nauczycielu... spóźniłem się... Zaspałem i...»

«Gdzie, skoro nie znalazłem cię w domu?» – pyta zdumiony Andrzej.

Judasz na chwilę zaniemówił, ale szybko podejmuje swą wypowiedź: «O! Nie jest mi przyjemnie, że moja pokuta zostanie ujawniona! Całą noc byłem w lesie, modliłem się, podejmowałem ofiary... O świcie sen mnie zmorzył... jestem słabeuszem... ale Pan Najwyższy będzie miał litość nad swym biednym sługą. Prawda, Nauczycielu? Późno się zbudziłem i zdrętwiały...»

«Rzeczywiście, twarz masz całkiem wyniszczoną...» – zauważa Jakub, syn Zebedeusza.

Judasz się śmieje: «No, oczywiście! Ale duszę mam radośniejszą. Modlitwa dobrze robi. Pokuta czyni serce radosnym i także pokornym, i wspaniałomyślnym. Nauczycielu, przebacz Twemu głupiemu Judaszowi...» – i klęka u stóp Jezusa.

«Tak. Wstań i chodźmy» [– mówi krótko Jezus.]

«Daj mi Twój pocałunek pokoju [– odzywa się Judasz.] To będzie znakiem, że mi przebaczyłeś mój zły nastrój wczoraj. Nie chciałem być z Tobą, to prawda, ale to dlatego, że chciałem się modlić...»

«Modlilibyśmy się razem...» [– odpowiada mu Jezus.]

Judasz śmieje się i mówi: «Nie, Ty nie mógłbyś modlić się ze mną w tę noc ani być ze mną tam, gdzie ja byłem...»

«O! Coś takiego! Dlaczegóż to? On jest zawsze z nami i to On nauczył nas modlić się!» – mówi mu zaskoczony Piotr.

Wszyscy się śmieją, z wyjątkiem Jezusa. Patrzy uważnie na Judasza, który Go obejmuje i spogląda swym wesołym spojrzeniem kłującej przebiegłości, jakby Go wyzywał. Ośmiela się powtórzyć:

«Prawda, że nie mogłeś być ze mną tej nocy?»

«Nie mogłem. Nie mogłem i naprawdę nigdy nie będę mógł dzielić Mojego objęcia z Ojcem z kimś trzecim, kto jest ciałem i krwią. A kimś takim ty jesteś. [Nie mógłbym być] w miejscach, do których ty chodzisz. Kocham bowiem odosobnienie, w którym się gromadzą aniołowie. Wtedy zapominam, że człowiek to smród ciała zepsutego przez zmysły, złoto, świat i szatana.»

Judasz już się nie śmieje, nawet oczyma. Odpowiada poważnie: «Masz rację. Twój duch ujrzał prawdę. Dokąd zatem idziemy?»

«Oddać hołd prochom wielkich i bohaterom Izraela» [– wyjaśnia mu Jezus.]

«Co? Jak to? Ależ Gamaliel Cię nie kocha. A inni Cię nienawidzą» – odzywa się wielu.

«Nieważne. Pochylam się nad grobem sprawiedliwych, oczekujących na Odkupienie. Idę powiedzieć ich kościom: “Wkrótce ten, który daje tchnienie waszemu duchowi, będzie w Królestwie Niebieskim, już gotowy zstąpić stamtąd, w Dniu Ostatnim, żeby was ożywić na wieki do [życia z ciałem w] Raju.”»

Idą, aż dochodzą do okolicy Meron. To osada piękna, zadbana, pełna słońca i światła, pośrodku wzgórz urodzajnych o porośniętych lasami wierzchołkach.

«Zatrzymajmy się. Popołudniu pójdziemy stąd do Giszali. Grobowce wielkich są rozsiane na tych zboczach w oczekiwaniu na [ich] chwalebne przebudzenie.


   

Przekład: "Vox Domini"