Ewangelia według
św. Mateusza
Ewangelia według
św. Marka
Ewangelia według
św. Łukasza
Ewangelia według
św. Jana


Maria Valtorta

Księga IV - Trzeci rok życia publicznego

–   POEMAT BOGA-CZŁOWIEKA   –

39. PODATEK ŚWIĄTYNNY I STATER W PYSZCZKU RYBY

Napisane 5 grudnia 1945. A, 7210-7217

Dwie łodzie pomagające im wrócić do Kafarnaum suną po niezwykle spokojnym jeziorze. To prawdziwa płyta z jasnoniebieskiego kryształu, która – po przepłynięciu łodzi - natychmiast się zamyka i znowu stanowi gładką spoistość. Nie są to jednak łodzie Piotra i Jakuba, lecz dwie inne, wynajęte być może w Tyberiadzie. Słyszę, jak Judasz uskarża się nieco, bo po tym wydatku nie ma już pieniędzy.

«Pomyśleliśmy o innych. A my? Co teraz zrobimy? Miałem nadzieję, że Chuza... a tu nic. Jesteśmy w sytuacji jednego z tych licznych żebraków wystających na drogach, aby błagać o jałmużnę przechodniów...» – szemrze cicho do Tomasza.

Ten jednak odpowiada mu dobrodusznie:

«Cóż w tym złego, jeśli tak jest? Ja się tym wcale nie przejmuję.»

«Tak, ale kiedy przychodzi godzina posiłku, masz większy apetyt niż wszyscy» [– odcina się Judasz.]

«Oczywiście! Jestem głodny. W tym też nie brak mi krzepy. Ale dziś zamiast prosić o chleb i posiłek ludzi, będę o to prosił samego Boga» [– tłumaczy mu Tomasz.]

«Dziś! Dziś! Ale jutro będziemy w takiej samej sytuacji i tak samo pojutrze. A idziemy do Dekapolu, gdzie nas nie znają. Tam mieszkańcy są w połowie poganami. I to nie tylko chleba [nam potrzeba], również sandały mamy już w strzępach... i nagabują nas biedacy... i moglibyśmy się rozchorować... i...»

«I jeśli będziesz kontynuował, za chwilę umrę i będziesz musiał pomyśleć o moim pochówku. O! Ileż trosk! Ja... naprawdę nie mam żadnej. Jestem radosny, spokojny jak dziecko, które właśnie się narodziło» [– mówi Tomasz.]

Jezus wygląda, jakby był pogrążony we własnych myślach. Siedzi na dziobie, na skraju łodzi. Teraz jednak odwraca się i mówi głośno do Judasza, który jest na rufie. Mówi jednak tak, jakby się zwracał do wszystkich:

«Jeśli jest się bez najmniejszego pieniążka, to bardzo dobrze. Ojcostwo Boże rozbłyśnie jeszcze bardziej, nawet w najmniejszych rzeczach.»

Judasz mu odpowiada: «Od kilku dni dla Ciebie wszystko jest dobre. Dobrze, że nie ma cudu... Dobrze, że nic nam nie dają... Dobrze, że rozdaliśmy wszystko, co posiadaliśmy. W sumie... wszystko jest dobre... Ale ja bardzo źle się czuję... Jesteś drogim Nauczycielem, świętym Nauczycielem. Jednak co do spraw materialnych... nie masz żadnej wartości...»

[Judasz] stwierdza to bez goryczy, jakby robił uwagi dobremu bratu, który chwali się nawet swoją nieroztropną dobrocią. Jezus odpowiada mu z uśmiechem:

«To jest Moją największą wartością, że jestem człowiekiem, który w dziedzinie materialnej nie ma żadnej wartości... I powtarzam, że dobrze jest nie posiadać nawet najdrobniejszego pieniążka...»

[Jezus ma na ustach] promienny uśmiech.

Łódź ociera się o brzeg i zatrzymuje się. Wysiadają. W tym czasie druga łódź przybija do brzegu. Jezus z Judaszem, Tomaszem, Judą ą i Jakubem oraz z Filipem i Bartłomiejem idą w stronę domu...

Piotr przybija drugą [łodzią] wraz z Mateuszem, synami Zebedeusza, Szymonem Zelotą i Andrzejem. Wszyscy odchodzą, Piotr zaś zostaje na brzegu, rozmawiając z przewoźnikami, którzy ich prowadzili. Być może ich zna. Potem pomaga im odpłynąć. Następnie wkłada swą długą szatę i wchodzi na plażę, żeby się udać do domu.

[por. Mt 17,24-27] Kiedy idzie przez plażę, dwóch mężczyzn wychodzi mu naprzeciw. Zatrzymują go, mówiąc: «Posłuchaj, Szymonie, synu Jony...»

«Słucham. Czego chcecie?» [– zwraca się do nich Piotr.]

«Czy Twój Nauczyciel zapłaci dwie drachmy, które jest winien Świątyni, czy ich nie zapłaci dlatego, że jest Nauczycielem?»

«Oczywiście, że zapłaci! Dlaczego nie miałby ich płacić?» [– pyta Piotr.]

«Ale... On mówi o Sobie, że jest Synem Boga i...»

«...i jest Nim» – odpowiada Piotr zdecydowanie, już cały czerwony z oburzen. Na koniec stwierdza: – «Ponieważ jest synem Prawa i to najlepszym synem Prawa, płaci te drachmy jak każdy Izraelita...»

«Nie wydaje się. Powiedziano nam, że tego nie czyni, a my radzimy Mu to zrobić» [– odpowiadają.]

«Hmmm!» – mruczy Piotr, którego cierpliwość zbliża się do kresu. – «Hmmm!... Mój Nauczyciel nie potrzebuje waszych rad. Odejdźcie w pokoju i powiedzcie tym, którzy was posyłają, że te drachmy zostaną zapłacone przy najbliższej okazji.»

«Zapłacone przy najbliższej okazji!?... A dlaczegóż to nie od razu? Kto nas upewni, że On to uczyni, skoro jest wciąż to tu, to tam, bez celu?»

«Nie od razu, ponieważ w tej chwili nie posiada nawet najdrobniejszej monety. Możecie na Niego naciskać, a On i tak nie wyjmie żadnego pieniążka. Wszyscy jesteśmy bez pieniędzy, ponieważ nie jesteśmy faryzeuszami, nie jesteśmy uczonymi w Piśmie, nie jesteśmy saduceuszami, nie jesteśmy bogaczami, nie jesteśmy szpiegami, nie jesteśmy jadowitymi wężami. Mamy zwyczaj dawać ubogim to, co posiadamy, w imię Jego nauki. Zrozumieliście? I w tej chwili wszystko daliśmy i jeśli Najwyższy o nas nie pomyśli, możemy umrzeć z głodu lub zacząć żebrać na rogu ulicy. Powiedzcie i to tym, którzy mówią o Nim, że jest obżartusem i pijakiem. Żegnajcie!» – i zostawia ich jak wrytych.

Odchodzi burcząc, całkiem czerwony z gniewu. Wchodzi do domu i idzie do pomieszczenia na górze, gdzie znajduje się Jezus. Słucha właśnie jakiegoś człowieka, który Go prosi, żeby poszedł do domu na górze za Magdalą do jakiegoś umierającego.

Jezus żegna człowieka, obiecując udać się tam bez zwłoki. Po jego odejściu zwraca się do Piotra, który siedzi zamyślony w kącie:

«Co na to powiesz, Szymonie? Od kogo królowie ziemi powinni regularnie pobierać daniny i podatki? Od swych własnych dzieci czy od obcych?»

Piotr aż podskakuje i odzywa się:

«Panie, skąd możesz wiedzieć, co mam Ci do powiedzenia?»

Jezus uśmiecha się, jakby chciał powiedzieć: “Nie zajmuj się tym”, i mówi: «Odpowiedz Mi na pytanie.»

«Od obcych, Panie» [– odpowiada Piotr.]

«Zatem dzieci są z niego zwolnione. Istotnie, jest to słuszne. Dziecko bowiem jest z krwi ojca, [należy] do jego domu i powinno płacić swemu ojcu jedynie daninę miłości i posłuszeństwa. Zatem Ja, Syn Ojca, nie musiałbym dawać daniny na Świątynię, która jest domem Ojca. Dobrze im odpowiedziałeś. Ale jest różnica pomiędzy tobą a nimi. Ta różnica polega na tym, że ty wierzysz, że Ja jestem Synem Boga, a oni – jak i ci, którzy ich posłali – nie wierzą w to. Aby więc ich nie gorszyć, zapłacę podatek – i to zaraz, zanim są jeszcze na placu dla pobrania go.»

«A czymże to, skoro nie mamy nawet najmniejszej monety? – pyta Judasz, podchodząc z innymi. – Widzisz, że trzeba jednak coś posiadać?»

«Pożyczymy od pana domu...» – odzywa się Filip.

Jezus daje znak ręką, żeby zamilkli, i mówi:

«Szymonie, synu Jony, idź na brzeg i zarzuć najdalej, jak potrafisz, wędkę uzbrojoną w silny haczyk. Kiedy tylko ryba go pochwyci, ciągnij ją do siebie wędką. To będzie wielka ryba. Na brzegu otwórz jej pyszczek. Znajdziesz w nim statera. Weź go. Dogoń tych dwóch i zapłać za siebie i za Mnie. Potem przynieś rybę. Upieczemy ją, a Tomasz ofiaruje nam z miłością chleb. Zjemy i pójdziemy zaraz do tego umierającego. Jakubie i Andrzeju, przygotujcie łodzie. Popłyniemy nimi do Magdali. Wieczorem wrócimy pieszo, żeby nie przeszkadzać w połowie Zebedeuszowi i szwagrowi Szymona.»

Piotr odchodzi. Widzę go nieco później nad brzegiem. Wchodzi do małej łodzi, która jest na wodzie. Zarzuca wędkę delikatną, lecz solidną, uzbrojoną w mały ołowiany kamyk przy końcu. A kończy się – ściśle mówiąc – cienkim pasmem linki. Wody jeziora rozwierają się. Widać dwa srebrzyste błyski, gdy ciężarek się zanurza, a potem się uspokajają. Woda jest znowu nieruchoma, widać tylko rozchodzące się koła...

Ale po chwili wędka, która była luźna w rękach Piotra, napręża się i porusza... Piotr ciągnie, ciągnie, ciągnie. Linka doznaje coraz większych wstrząsów. Na koniec Piotr szarpie. Wędka wzbija się wraz z łupem w powietrze. Zatacza łuk ponad głową rybaka, a potem upada na żółtawy piasek. Tu skręca się z powodu męki ryby, wywołanej haczykiem kaleczącym gardziel. Zaczyna się ostatni skurcz.

To wspaniała ryba, wielka jak nagład. Waży co najmniej 3 kilogramy. Piotr wyjmuje haczyk z jej mięsistych warg i wkłada palce do jej pyszczka. Wyjmuje stamtąd srebrną monetę. Podnosi ją. Trzyma palcem wskazującym i kciukiem, żeby ją pokazać Nauczycielowi, który siedzi na murku tarasu. Potem bierze i zwija wędkę, podnosi rybę i biegnie na plac.

Apostołowie są zaskoczeni... Jezus uśmiecha się i mówi:

«I w ten sposób oddaliliśmy jedno zgorszenie...»

Piotr wraca:

«Właśnie się tu wybierali, z Eliaszem, faryzeuszem. Próbowałem być grzeczny jak dziewczynka i zawołałem do nich: “Hej, wysłannicy Urzędu pobierania podatków! Bierzcie! To ma wartość czterech drachm, prawda? Dwie za Nauczyciela, a dwie – za mnie. I jesteśmy kwita, prawda? Do zobaczenia – szczególnie z tobą, drogi przyjacielu – w dolinie Jozafata”. Byli urażeni, bo powiedziałem: “Urzędnicy podatkowi”. “My należymy do [sług] Świątyni, a nie do urzędników podatkowych.”

“Pobieracie podatki jak celnicy. Dla mnie każdy poborca należy do tego Urzędu” - odpowiedziałem. A Eliasz mi odrzekł: “Bezczelny! Życzysz mi śmierci?” “Nie, przyjacielu! Wcale nie. Życzę ci szczęśliwej podróży do doliny Jozafata. Czyż się nie udajesz na Paschę do Jerozolimy? Moglibyśmy się tam więc spotkać, przyjacielu?” “Nie życzę sobie i nie chcę, żebyś pozwalał sobie na nazywanie mnie swoim przyjacielem”. “Faktycznie, to zbyt wielki honor” – odpowiedziałem. I odszedłem. A najpiękniejsze jest to, że dobra połowa Kafarnaum widziała, że płacę za Ciebie i za siebie. Ten stary wąż nie będzie mógł już nic powiedzieć.»

Apostołowie nie umieli powstrzymać się od śmiechu, słuchając opowiadania i patrząc na mimikę Piotra. Jezus chciał pozostać poważny, ale i po Jego obliczu przemyka się cień uśmiechu, kiedy mówi: «Jesteś gorszy od gorczycy...»

Na koniec poleca: «Upieczcie rybę i pospieszcie się. O zmierzchu chcę tu powrócić.»


   

Przekład: "Vox Domini"