Ewangelia według
św. Mateusza
Ewangelia według
św. Marka
Ewangelia według
św. Łukasza
Ewangelia według
św. Jana


Maria Valtorta

Księga IV - Trzeci rok życia publicznego

–   POEMAT BOGA-CZŁOWIEKA   –

48. JEZUS W PELLI

Napisane 12 grudnia 1945. A, 7300-7314

Droga prowadząca z Gadary do Pelli przechodzi przez region urodzajny, ciągnący się pomiędzy dwoma szeregami wzgórz, z których jeden jest wyższy od drugiego. Wyglądają jak dwa olbrzymie stopnie baśniowych schodów, po których wchodzi się z doliny Jordanu do gór Auranicji. Kiedy droga zbliża się bardziej do stopnia zachodniego, wzrok obejmuje już nie tylko góry na drugim brzegu (sądzę, że to są góry południowej Galilei oraz z pewnością – Samarii), lecz również wspaniałą zieleń porastającą obydwa brzegi lazurowej rzeki. Kiedy zaś [droga] się oddala, zbliżając się do łańcuchów wschodnich, wtedy gubi się z oczu dolinę Jordanu. Widać jednak jeszcze szczyty łańcucha gór Samarii i Galilei. Wyróżniają się zielenią na tle szarego nieba. Gdyby świeciło słońce, byłaby to piękna panorama, o kolorach wdzięcznych i żywych.

Niebo jest dziś mocno pokryte chmurami. Są bardzo niskie. Gromadzi je sirocco, które dmie coraz silniej. Obniża nieboskłon, formując nowe masy chmur, jeszcze gęstszych, podobnych do szarej, zmierzwionej waty. Pejzaż traci więc świetlistość swej zieleni. Zdaje się ją tłumić matowość mgły.

Mijają jakąś małą wioskę. Nie zdarza się nic szczególnego. Obojętność przyjmuje i żegna Nauczyciela. Jedynie żebrakom nie brak zainteresowania grupą galilejskich pielgrzymów. Podchodzą, by prosić o jałmużnę. Są wśród nich, jak zwykle, niewidomi. W większości mają oczy wyniszczone przez jaglicę. Są i tacy, którzy – niemal niewidomi – chodzą blisko murów z głowami opuszczonymi, bo bardzo drażni ich światło. Czasem są sami, czasem towarzyszy im niewiasta lub dziecko.

W jakiejś osadzie znajduje się cały ich tłum. Tu krzyżuje się droga prowadząca do Pelli z drugą, która z Gerazy i Bozry [wiedzie] przez Jezioro Tyberiadzkie. [Nędzarze] oblegają karawany, uskarżając się jak skowyczące psy. Od czasu do czasu słychać istne wycie. Stale wyczekują [na przechodzących]. To grupa wynędzniała, brudna, zmęczona. Opierają się o mury pierwszych domów, gryzą skórki z chleba i oliwki albo drzemią. Muchy pasą się swobodnie na ich owrzodzonych powiekach. Jednak przy pierwszym odgłosie kopyt lub na pierwszy dźwięk licznych kroków wstają i idą, podobni do chóru obszarpańców z antycznej tragedii. Wszyscy zwracają się do nadchodzących z tym samym słowem i czynią ten sam gest. Jakaś moneta lub kawałek suchego chleba leci w ich kierunku. Niewidomi lub na wpół niewidomi szukają tej jałmużny po omacku, w pyle lub w odpadkach.

Jezus obserwuje ich i mówi Szymonowi Zelocie oraz Filipowi:

«Zanieście im chleb i pieniądze. Judasz ma pieniądze, a Jan – chleb.»

Apostołowie idą pośpiesznie, aby wykonać to, co im polecono. Zatrzymują się, żeby porozmawiać. Jezus zaś idzie powoli naprzód. Zatrzymał się tylko z powodu osłów tamujących drogę.

Żebracy dziwią się pozdrowieniem ich oraz łaskawością, z jaką są witani i wspomagani przez przybyłych. Pytają:

«Kim jesteście, że okazujecie nam taką życzliwość?»

«Jesteśmy uczniami Jezusa z Nazaretu, Rabbiego Izraela. On kocha ubogich i nieszczęśliwych, gdyż jest Zbawicielem. Idzie głosząc Dobrą Nowinę i czyniąc cuda.»

«To jest cud» – mówi mężczyzna o powiekach straszliwie wyniszczonych, uderzający w swój kawałek chleba. To jakby zwierzę, które pojmuje i podziwia jedynie materię.

Przechodzi jakaś niewiasta z miedzianymi dzbanami i, słysząc go, mówi mu: «Milcz, nikczemny próżniaku!»

A potem zwraca się do uczniów: «On nie jest stąd. Jest kłótliwy i gwałtowny wobec bliźnich. Trzeba by go przegonić, bo okrada biednych z wioski. Ale boimy się jego zemsty...»

I cicho, ledwie słyszalnym głosem szepcze:

«Powiadają, że to złodziej, który przez lata kradł i zabijał, schodząc z gór Karaka-moab oraz Sela. Panujący, którzy przemierzają drogi pustyni, nazywają tę ostatnią Petrą. Mówi się, że to żołnierz, który uciekł od pewnego Rzymianina, który przybył tam, żeby... poznano Rzym... Helios... i jeszcze miał jakieś inne imię... Jeśli mu się dacie napić, to wam opowie... Teraz oślepł i przybył tutaj... To Zbawiciel?» – pyta wskazując Jezusa, który poszedł prosto.

«To On. Chcesz z Nim rozmawiać?» – pytają.

«O, nie!» – mówi kobieta obojętnie.

Dwaj apostołowie żegnają ją i odchodzą do Nauczyciela. Słychać jednak wrzawę wśród niewidomych i dochodzi ich skarga, jakby dziecięca. Wielu się odwraca i niewiasta, [którą widzieli] przed chwilą, stojąc na progu domu, wyjaśnia:

«To z pewnością ten okrutny, który odbiera pieniądze najsłabszym. Zawsze to robi.»

Nawet Jezus się odwrócił, żeby spojrzeć.

I faktycznie, z grupy wychodzi dziecko czy raczej dorastający chłopiec. Jest cały zalany krwią i skarży się z płaczem:

«Wszystko mi zabrał! A mama już nie ma chleba!»

Jedni się nad nim użalają, inni – śmieją się.

«Kto to jest?» – pyta Jezus niewiastę.

«Chłopiec z Pelli. Biedak. Przychodzi żebrać. W jego domu wszyscy są niewidomi. Przekazali sobie chorobę. Ojciec umarł. Matka zostaje w domu. Dziecko prosi o jałmużnę przechodniów i wieśniaków.»

Dziecko podchodzi ze swą laską. Ociera rozdartym płaszczem łzy i krew, która spływa mu z czoła.

Kobieta woła go:

«Zatrzymaj się, Jajaszu. Obmyję ci czoło i dam ci chleba!»

«Miałem pieniądze i chleb na wiele dni! Teraz nic już nie mam! Mama na mnie czeka, żeby coś zjeść...» – mówi, nieszczęśliwy, i użala się dalej, gdy niewiasta przemywa mu głowę.

Jezus podchodzi i mówi: «Dam ci to, co mam. Nie płacz.»

«Ależ Panie! – odzywa się rozgniewany Judasz – Dlaczego? A gdzie będziemy spali? Co zrobimy?»

[Jezus mu odpowiada:] «Będziemy chwalić Pana, który nas zachował w dobrym zdrowiu. To już wielka łaska.»

Chłopiec mówi:

«O! Z pewnością! Gdybym widział, pracowałbym dla mamy.»

«Chciałbyś wyzdrowieć?» [– pyta go Jezus]

«Tak» [– odpowiada chłopiec.]

«Dlaczego nie idziesz do lekarzy?»

«Żaden nas nigdy nie wyleczył. Powiedziano nam, że jest jeden w Galilei, który nie jest lekarzem, a leczy. Jak jednak go znaleźć?»

«Idź do Jerozolimy, do Getsemani. Jest tam ogród oliwny u stóp Góry Oliwnej, blisko drogi do Betanii. Pytaj o Marka i o Jonasza. Wszyscy mieszkańcy Ofel wskażą ci to [miejsce]. Możesz się przyłączyć do jakiejś karawany. Tak wiele ich przechodzi. U Jonasza zapytasz o Jezusa z Nazaretu...»

«Tak! To jest Jego Imię! Uzdrowi mnie?» [– dopytuje się chłopiec.]

«Tak, jeśli masz wiarę» [– mówi mu Jezus.]

«Mam wiarę. A dokąd idziesz Ty, taki dobry?»

«Do Jerozolimy na Paschę» [– odpowiada Jezus.]

«O! Zabierz mnie ze Sobą! Ja Ci nie sprawię kłopotów. Będę spał pod gołym niebem i wystarczy mi kawałek suchego chleba! Chodźmy do Pelli... Idziesz tamtędy, prawda? Powiemy o tym matce i potem pójdziemy... O, widzieć!... Bądź dobry, Panie!...»

I dziecko klęka, szukając stóp Jezusa, żeby je pocałować.

«Chodź, zaprowadzę cię do światła.»

«Bądź błogosławiony!» [– odpowiada chłopiec.]

I podejmują marsz. Jezus Swą smukłą dłonią trzyma ramię dziecka, prowadząc je troskliwie. Dziecko zaś dopytuje się:

«Kim jesteś? Uczniem Zbawiciela?»

«Nie» [– odpowiada Jezus.]

«Ale znasz Go przynajmniej?»

«Tak» [– odpowiada Jezus.]

«I wierzysz, że mnie uzdrowi?»

«Wierzę» [– mówi Jezus.]

«Ale... będzie prosił o pieniądze? Ja ich nie mam. Lekarze żądają tak wiele! Cierpieliśmy głód, bo chcieliśmy wyzdrowieć...» [– wyznaje chłopiec.]

«Jezus z Nazaretu chce tylko wiary i miłości.»

«Jest więc bardzo dobry. Ale Ty też jesteś dobry» – mówi chłopiec, a chcąc ująć i pogłaskać dłoń, która go prowadzi, dotyka kraju szaty: «Jaką masz piękną szatę! Jesteś panem! Nie wstydzisz się mnie, tak obdartego?»

«Wstydzę się jedynie grzechów, które okrywają hańbą człowieka» [– odpowiada Jezus.]

«Ja mam ten, że szemrałem na mój stan i pragnąłem ciepłej szaty, chleba, a przede wszystkim wzroku» [– wyznaje szczerze chłopiec.]

Jezus głaszcze go:

«To nie są grzechy okrywające hańbą. Usiłuj jednak nie mieć nawet tych niedoskonałości, a staniesz się świętym.»

«Gdy wyzdrowieję, już ich nie będę miał... Albo może... nie wyzdrowieję... i Ty, wiedząc o tym, przygotowujesz mnie na ten los i pouczasz, żebym się poświęcił jak Hiob?»

«Wyzdrowiejesz. Jednak potem, zwłaszcza potem, musisz być zadowolony ze swego stanu, choć nie należy do najszczęśliwszych.»

Doszli do Pelli. Ogrody, które zawsze poprzedzają miasta, są urodzajne, na co wskazuje żywa zieleń rabatów. Niewiasty pracujące w zagonach lub nad misami prania, pozdrawiają Jajasza:

«Szybko dziś wracasz. Dobrze ci poszło?»

Albo: «Znalazłeś opiekuna, biedny chłopcze?»

Jakaś starsza niewiasta woła z głębi ogrodu:

«O, Jajaszu! Jeśli jesteś głodny, jest tu miseczka dla ciebie. Jeśli nie, to dla twej matki. Idziesz do domu? Weź ją.»

«Idę powiedzieć mamie, że pójdę z tym dobrym panem do Jerozolimy, żeby wyzdrowieć. On zna Jezusa z Nazaretu i zaprowadzi mnie do Niego.»

Droga niemal do samych bram Pelli jest zapełniona ludźmi. Są tu sprzedawcy, ale i pielgrzymi.

Jakaś niewiasta, dobrze odziana, podróżuje na mule w towarzystwie sługi i służebnicy. Odwraca się słysząc, że mowa jest o Jezusie. Powściąga cugle, zatrzymuje muła, schodzi. Idzie w stronę Jezusa.

«Znasz Jezusa? I idziesz Go odnaleźć? Ja też tam idę... po uzdrowienie syna. Chciałabym rozmawiać z Nauczycielem, bo...» – zaczyna płakać za swą delikatną zasłoną.

«Na jaką chorobę cierpi twój syn? Co mu jest?»

«Jest z Gerazy, ale teraz przebywa w Judei. Chodzi jak owładnięty... O! Co mówię!...»

«Jest opętany?» [– pyta Jezus.]

«Panie, był [opętany] i został uzdrowiony. Teraz... jest większym demonem niż wcześniej, bo... O! Mogę rozmawiać o tym tylko z Jezusem z Nazaretu!» [– przerywa niewiasta.]

«Jakubie, weź chłopca między siebie a Szymona i idźcie z nim naprzód razem z innymi. Zaczekajcie na Mnie za bramą. Niewiasto, możesz odesłać naprzód twoje sługi, porozmawiamy sami.»

Niewiasta mówi:

«Ale Ty nie jesteś Nazarejczykiem! To jedynie z Nim mogę rozmawiać. On jeden może zrozumieć i mieć miłosierdzie.»

Teraz sąsą sami. Inni są na przedzie i rozmawiają o swoich sprawach. Jezus czeka, aż droga opustoszeje i potem mówi:

«Możesz mówić. Ja jestem Jezusem z Nazaretu.»

Niewiasta jęczy i już ma upaść na kolana, [ale Jezus ją powstrzymuje]:

«Nie. Na razie ludzie nie powinni o tym wiedzieć. Jest tu otwarty dom. Poprosimy o odpoczynek i porozmawiamy. Chodź.»

Udają się uliczką między dwoma ogrodami do wiejskiego domu. Na podwórzu swawolą dzieci.

«Pokój niech będzie z wami. Czy pozwolicie Mi dać chwilę odpoczynku tej niewieście? Muszę z nią pomówić. Przybywamy z daleka, aby porozmawiać. Bóg pozwolił nam się spotkać przed dotarciem do celu.»

«Wejdźcie. Gość to błogosławieństwo. Damy wam mleka i chleba, i wody na zmęczone nogi» – mówi jakaś staruszka.

«Nie trzeba. Wystarczy jakieś spokojne miejsce, żeby porozmawiać» [– odzywa się Jezus.]

«Chodźcie» – prowadzi ich na taras, porośnięty winoroślą, na której się formują szmaragdowe listki.

Zostają sami.

«Mów, niewiasto. Powiedziałem: Bóg sprawił, że się spotkaliśmy przed dotarciem do celu, aby ci przynieść ulgę.»

«Nie ma, nie ma dla mnie ulgi! Miałam syna. Został opętany. Dzikie zwierzę pośród grobów... Nic go nie powstrzymywało, nic go nie leczyło. Ujrzał Cię. Oddał Ci cześć ustami dema i uzdrowiłeś go. Chciał pójść z Tobą. Ty jednak pomyślałeś o jego matce i wysłałeś go do mnie. Przywróciłeś mi życie i rozum, które już się we mnie chwiały z powodu bólu, jaki mi zadawał opętany syn. Odesłałeś go też po to, aby Cię głosił, bo chciał Cię kochać. Ja... O! Być matką na nowo i to świętego syna!... Który był Twoim sługą! Ale powiedz mi, powiedz!... Kiedy go odesłałeś, czy wiedziałeś, że był... że będzie znowu demonem? Bo to demon... jeśli Cię opuszcza po otrzymaniu od Ciebie tak wiele, po poznaniu Ciebie, po wybraniu do Nieba... Powiedz mi! Czy o tym wiedziałeś? Chyba majaczę! Opowiadam, a nie mówię, dlaczego jest demonem... Stał się jak szalony od jakiegoś czasu. O! Od kilku dni... lecz dla mnie gorszych niż te długie lata, kiedy był opętany... Wtedy sądziłam, że nigdy nie będę miała boleści większej od tej... Przyszedł... i, wypowiadając przeciw Tobie oszczerstwa, zniszczył wiarę w Ciebie, jaką miała Geraza dzięki Tobie i jemu. I idzie przed Tobą do brodu w Jerychu, czyniąc zło, czyniąc zło!...»

Niewiasta szlocha za welonem, cały czas osłaniającym jej twarz, i z rozdartą duszą rzuca się do stóp Jezusa, błagając Go:

«Odejdź! Odejdź! Nie pozwól, by Cię znieważano! Udałam się w podróż za zgodą chorego męża, prosząc Boga, żeby Cię odnaleźć. Wysłuchał mnie! O! Niech będzie za to błogosławiony! Nie chcę jednak, nie chcę pozwolić na to, abyś Ty, Zbawiciel, był dręczony z powodu mojego syna! O! Dlaczego wydałam go na świat? On Cię zdradził, Panie! Przekręca Twe słowa. Demon wziął go znowu w posiadanie i... o! Najwyższy i Święty! Miej litość nad matką!... Będzie potępiony. Mój syn, mój syn! Przedtem był pełen demonów nie z własnej winy. To było nieszczęście, jakie mu się przydarzyło. Ale teraz! Teraz gdy Ty udzieliłeś mu Swej łaski, teraz gdy poznał Boga, teraz kiedy go pouczyłeś!... Teraz sam chciał być demonem i żadna siła już go nie uwolni! O! O!»

Niewiasta rzuciła się na ziemię - to jedynie spiętrzone szaty i ciało. Jęczy: «Powiedz mi, powiedz, co powinnam uczynić dla Ciebie, dla mojego syna? Żeby wynagrodzić! Żeby ocalić! Nie! Co do zadośćuczynienia to widzisz, że moja boleść jest już zadośćuczynieniem. Ale ocalić! Nie mogę ocalić tego, który wyparł się Boga. Jest potępiony... A czym to jest dla mnie, Izraelitki? Męką.»

Jezus pochyla się. Kładzie jej rękę na ramieniu: «Wstań, uspokój się! Jesteś Mi droga. Posłuchaj, biedna matko...»

«Nie przeklinasz mnie za to, że go zrodziłam?!»

«O, nie! Nie odpowiadasz za jego błąd i – wiedz o tym dla swojej pociechy – możesz być nawet przyczyną jego ocalenia. Ruiny dzieci mogą być odbudowane przez matki. A ty to uczynisz. Twój ból, ponieważ jest dobry, nie jest jałowy, wyda owoc. Dzięki twemu cierpieniu zostanie ocalona dusza, którą kochasz. Wynagradzasz za niego i wynagradzasz z intencją tak prawą, że zyskujesz łaskę dla syna. On powróci do Boga. Nie płacz.»

«Ale kiedy? Kiedy?» [– dopytuje się matka. Jezus odpowiada:]

«Kiedy twoje łzy zmieszają się z Moją Krwią...»

«Twoją Krwią? Zatem to prawda, co on mówi? Że zostaniesz zabity, bo zasługujesz na śmierć?... Straszliwe bluźnierstwo!»

[Jezus jej wyjaśnia:]

«Pierwsza część jest prawdziwa. Zostanę zabity, aby was uczynić godnymi Życia. Jestem Zbawicielem, niewiasto. A ocala się przez słowo, miłosierdzie i przez całopalenie. Twemu synowi tego potrzeba i Ja to dam. Ale pomóż Mi. Daj Mi twój ból. Idź z Moim błogosławieństwem. Zachowaj je w sobie, aby być miłosierną i cierpliwą wobec syna. W ten sposób przypominaj mu, że Ktoś inny był wobec niego miłosierny. Idź, idź w pokoju.»

«Ale nie przemawiaj w Pelli! Nie mów w Perei! On zwrócił je przeciw Tobie. Nie jest sam, ja jednak widzę [tylko jego] i mówię tylko o nim...»

«Będę mówił czynami. To wystarczy, aby zniweczyć wysiłek innych działających. Odejdź w pokoju do swego domu» [– uspokaja ją Jezus.]

«Panie, teraz kiedy mnie rozgrzeszyłeś z tego, że go zrodziłam, spójrz na moją twarz, aby zobaczyć, jak wygląda oblicze matki, kiedy jest udręczona». I odkrywa twarz, mówiąc: «Oto oblicze matki Marka, syna Jozjasza, który wyparł się Mesjasza i zamęczył tę, która dała mu życie...»

Potem opuszcza swą delikatną zasłonę na twarz wyniszczoną przez łzy i jęczy:

«Żadna matka w Izraelu nie będzie mi równa w boleści!»

Wychodzą z gościnnego domu i wchodzą ponownie na drogę. Idą do Pelli i przyłączają się: niewiasta – do swych sług, a Jezus – do Swoich apostołów. Jednak niewiasta podąża za Nim jak oczarowana. Jezus idzie z chłopcem, który prowadzi Go do pomieszczenia w suterenie jakiegoś domu opierającego się o zbocze góry. To charakterystyczne dla tej osady: wznosi się tarasowo tak, że pierwsze piętro od strony zachodniej jest drugim piętrem na zboczu wschodnim. Ale jest tu też [między piętrami] ziemia i można do nich dojść ścieżką z poziomu drugiego piętra. Nie wiem, czy mi się udało dobrze to wyrazić.

Chłopiec woła głośno: «Matko! Matko!»

Z nędznej i mrocznej sieni wychodzi niewiasta, jeszcze młoda, niewidoma. Porusza się swobodnie, bo zna otoczenie.

«Już wróciłeś, mój synu? Jałmużny były tak liczne, że mogłeś wrócić jeszcze za dnia?»

«Mamo, znalazłem kogoś, kto zna Jezusa z Nazaretu, i mówi, że mnie do Niego zaprowadzi, żeby mnie uzdrowił. On jest bardzo dobry. Czy pozwolisz mi iść, mamo?»

«Ależ tak, Jajaszu! Nawet gdybym miała pozostać sama, idź, idź, błogosławiony, i spójrz także za mnie na Zbawiciela!»

Wiara kobiety jest doskonała. Jezus uśmiecha się. Mówi:

«Niewiasto, nie wątpisz ani we Mnie, ani w Zbawiciela?»

«Nie. Skoro Go znasz i jesteś Jego przyjacielem, musisz być dobry. A On!... Idź, idź, synu! Nie zwlekaj ani przez chwilę. Przekażmy sobie pocałunek i idź z Bogiem.»

Szukają się po omacku, aby się ucałować. Jezus kładzie na wielkim stole chleb i pieniądze.

«Żegnaj, niewiasto. To ci wystarczy na pożywienie. Pokój niech będzie z tobą.»

Wychodzą. Grupa podejmuje marsz. Zaczyna padać deszcz.

«Nie zatrzymujemy się? Pada...» – mówią apostołowie.

«Zatrzymamy się w Jabesz-Galaad. Idźcie.»

Okrywają głowy połami płaszczy, a Jezus rozciąga Swój nad głową chłopca. Matka Marka, syna Jozjasza, podąża za nimi na mule, ze sługami. Zdaje się, że nie może się od nich odłączyć.

Wychodzą z Pelli. Idą przez pola zielone i smutne w tym deszczowym dniu. Po przejściu co najmniej jednego kilometra Jezus zatrzymuje się. Ujmuje twarz małego niewidomego w Swe dłonie, całuje jego wygasłe oczy i mówi:

«A teraz wracaj z powrotem. Powiedz twojej matce, że Pan wynagradza tego, kto ma wiarę, i idź powiedzieć ludziom z Pelli, że On jest Panem.»

Pozwala mu odejść i oddala się szybko. Ale nie mijają trzy minuty, a chłopiec woła:

«Ale ja widzę! Widzę! O! Nie oddalaj się jeszcze! Ty jesteś Jezusem! Spraw, żebym Ciebie ujrzał jako pierwszego!»

I upada na kolana na drodze zalanej deszczem.

Niewiasta z Gerazy i jej słudzy podbiegają z jednej strony, z drugiej – apostołowie. Chcą ujrzeć cud. Jezus także wraca powoli, uśmiechając się. Pochyla się, żeby pogłaskać chłopca.

«Idź, idź, spotkać się z mamą i zawsze wierz we Mnie.»

«Dobrze, mój Panie... Ale dla mamy nic?! Zostanie w ciemności? Ona wierzy tak jak ja!»

Jezus ma na twarzy jeszcze bardziej promienny uśmiech. Rozgląda się wokół. Widzi na skraju drogi kępę stokrotek, zroszonych deszczem. Schyla się, zrywa, podaje je chłopcu. [Mówi:]

«Połóż je na oczach matki, a przejrzy. Ja nie wracam. Idę dalej. Niech ten, kto jest dobry, idzie za Mną w swoim duchu i niech mówi o Mnie tym, którzy wątpią. Ty mów o Mnie w Pelli, gdzie wiara się chwieje. Idź! Bóg jest z tobą.»

Potem zaś zwraca się do niewiasty z Gerazy:

«A ty, idź za nim. Oto odpowiedź Boga dana tym wszystkim, którzy usiłują pomniejszyć wiarę ludzi w Chrystusa. I niech to umocni wiarę twoją i Jozjasza. Idź w pokoju.»

Rozstają się. Jezus podejmuje marsz w kierunku południowym. Dziecko, mieszkanka Gerazy oraz jej słudzy idą na północ. Zasłona rzęsistego deszczu rozdziela ich jak nieprzejrzysta kurtyna...


   

Przekład: "Vox Domini"