Ewangelia według
św. Mateusza
Ewangelia według
św. Marka
Ewangelia według
św. Łukasza
Ewangelia według
św. Jana


Maria Valtorta

Księga IV - Trzeci rok życia publicznego

–   POEMAT BOGA-CZŁOWIEKA    –

69. W KIERUNKU GÓRY ADUMIM

Napisane 7 lutego 1946. A, 7936-7940

«Gdzież my pójdziemy, skoro noc zapada?» – stawiają sobie nawzajem pytanie apostołowie.

Rozmawiają o tym, co zaszło. Nie mówią jednak głośno, aby nie wywołać przygnębienia Nauczyciela, który w sposób zauważalny jest bardzo zamyślony.

Zapada noc, oni zaś cały czas idą za rozmyślającym Nauczycielem. Jakaś wioska ukazuje się u stóp łańcucha bardzo ząbkowatych gór.

«Zatrzymajmy się tutaj, aby spędzić noc – nakazuje Jezus – Albo raczej wy się tu zatrzymajcie. Ja pójdę się modlić w tych górach...»

«Sam? Ach! Nie! Nie wejdziesz sam na Adumim! Z tymi wszystkimi złodziejami, którzy tam czyhają?... Nie, nie pójdziesz tam!...» – mówi Piotr zdecydowanie.

«A cóż mieliby Mi uczynić? Nic nie mam!» [– mówi Jezus.]

«Masz... Siebie. Ja mówię o prawdziwych złodziejach – o tych, którzy Cię nienawidzą. Im wystarczy Twoje życie. Nie powinni Cię zabić jak... jak... no, tak, w nędznej zasadzce. Aby dać możliwość Twym wrogom wymyślenia nie wiadomo czego dla oddalenia tłumów od Twojej nauki» – odpowiada Piotr.

«Szymon, syn Jony, ma rację, Nauczycielu – odzywa się Juda Tadeusz – Byliby zdolni usunąć Twoje ciało i powiedzieć, że uciekłeś, widząc, że Cię zdemaskowali. Albo... zanieść Cię w jakieś gorszące miejsce, do domu jakiejś nierządnicy. Powiedzieliby: “Widzicie, gdzie i jak umarł? W bójce o nierządnicę”. Dobrze powiedziałeś: “Prześladowanie jakiejś nauki wzmaga jej siłę”. I zauważyłem, jak w czasie mówienia tego syn Gamaliela przytakiwał głową. Ani na chwilę nie traciłem go z oczu. Jednak mówi się też słusznie, że ośmieszenie świętego i jego nauki jest najpewniejszą bronią, aby święty upadł i aby go pozbawić szacunku tłumów.»

«Tak. To nie może Ci się przytrafić» – kończy Bartłomiej.

«Nie wchodź sam w zasadzki Swoich wrogów – dodaje Zelota – Pomyśl, że przez tę nieostrożność nie tylko Ty zostałbyś unicestwiony, lecz i Wola Tego, który Cię posłał. I ujrzano by przez to, że synowie Ciemności byli przynajmniej przez chwilę zwycięzcami Światłości

«Właśnie! Nie przestajesz mówić i przeszywasz nam serca swymi stwierdzeniami, że musisz być zabity. Pamiętam o naganie, jakiej udzieliłeś Szymonowi Piotrowi, więc nie mówię Ci: “To nigdy się nie stanie”. Ale nie myślę, że jestem szatanem, kiedy mówię: “Niech się to stanie chociaż w taki sposób, żeby Cię otoczyło chwałą i niech to będzie jednoznaczną pieczęcią dla Twego świętego życia, a pewnym potępieniem dla Twoich nieprzyjaciół. Niech się dowiedzą tłumy, niech otrzymają wskazówki, które im pozwolą sobie to uświadomić i uwierzyć.” Przynajmniej to, Nauczycielu. Święta misja Machabeuszów wcale się nie ujawniła, zanim Juda, syn Matatiasza, nie umarł jako bohater i wybawca na polach bitwy. Chcesz iść na Adumim? My z Tobą. Jesteśmy Twoimi apostołami! Gdzie Ty, Przywódca, tam musimy iść my – Twoi słudzy» – mówi Tomasz. Niewiele razy słyszałam go przemawiającego tak kwieciście i uroczyście.

«To prawda! Prawda! A jeśli Cię napadną, muszą najpierw na nas napaść!» – mówi wielu.

«O! Nie napadną nas tak łatwo! Właśnie leczą poparzenia po słowach Klaudii i... są przebiegli... o tak bardzo, nazbyt!... Nie omieszkają rozważyć tego, że Poncjusz dowiedziałby się, kto Cię śmiertelnie uderzył. Zbytnio się zdradzili i to na oczach Klaudii. Będą nad tym rozmyślać, aby przygotować zasadzki pewniejsze niż pospolita napaść. Być może nasz lęk jest głupi. Nie jesteśmy już biednymi nieznajomymi, jak przedtem. Teraz jest Klaudia!» – stwierdza Iskariota.

«Dobrze... dobrze... Ale nie wystawiajmy się na taką próbę. Co chcesz robić później na górze Adumim?» – pyta Jakub, syn Zebedeusza.

«Modlić się i poszukać miejsca, w którym moglibyśmy się modlić wszyscy w nadchodzących dniach, aby się przygotować na ataki nowe i to jeszcze bardziej zacięte» [– odpowiada Jezus.]

«Ze strony wrogów?» [– pytają.]

«I także – naszego ja. Bardzo potrzebujemy umocnienia.»

«Ale czy nie powiedziałeś, że chcesz iść na krańce Judei i za Jordan

«Tak, pójdę tam. Ale po modlitwie. Pójdę do Akor, a potem przez Dok do Jerycha.»

«Nie, nie, Panie! To są miejsca zgubne dla świętych z Izraela. Nie chodź tam, nie tam. Mówię Ci to, czuję to! Coś we mnie mówi: nie idź tam! W Imię Boga nie idź!» – woła Jan, wydając się bliski utraty przytomności, jakby go ogarnęło uczucie ekstatycznego lęku... Wszyscy patrzą na niego przerażeni, bo nigdy go takim nie widzieli. Nikt jednak się z niego nie śmieje. Wszyscy mają wrażenie, że stoją w obliczu czegoś nadprzyrodzonego i trwają w pełnym szacunku milczeniu. Nawet Jezus milczy dopóty, dopóki nie widzi, że Jan powrócił do normalnego stanu ze słowami:

«O, mój Panie, jak cierpiałem

«Wiem. Pójdziemy do Karit. Co mówi twój duch?» [– pyta Jezus.]

Jestem głęboko uderzona szacunkiem, z jakim Jezus zwraca się do natchnionego apostoła...

«To mnie o to pytasz, Panie? Biedne, głupie dziecko... Ty – Najświętsza Mądrość

«Ciebie, tak. Najmniejszy jest największy, kiedy z pokorą wchodzi w łączność ze swoim Panem dla dobra braci. Powiedz...»

«Dobrze, Panie. Chodźmy do Karit. Tam są przełęcze bezpieczne, aby się skupić w Bogu, a zaraz w pobliżu są drogi do Jerycha i do Samarii. Zejdziemy, aby zgromadzić kochających Cię i pokładających w Tobie ufność, i przyprowadzimy ich do Ciebie. Albo Ciebie zaprowadzimy do nich, a potem znowu posilimy się modlitwą... a Pan zstąpi, aby przemówić do naszych duchów... aby otworzyć nasze uszy, które słyszą Słowo, lecz Go w pełni nie pojmują... a przede wszystkim – aby nasze serca ogarnął Jego ogień. Bo tylko wtedy, gdy my zapłoniemy, będziemy potrafili wytrwać w męczeństwie tej ziemi. Bo to jedynie wtedy, gdy najpierw my sami doświadczymy słodkiego męczeństwa całkowitej miłości, będziemy gotowi znosić cierpienie pochodzące od ludzkiej nienawiści... Panie... co Ja powiedziałem

«Moje słowa, Janie. Nie obawiaj się. Zatrzymajmy się więc tutaj, a jutro, o świcie, pójdziemy w góry.»


   

Przekład: "Vox Domini"