Ewangelia według
św. Mateusza
Ewangelia według
św. Marka
Ewangelia według
św. Łukasza
Ewangelia według
św. Jana


Maria Valtorta

Księga IV - Trzeci rok życia publicznego

–   POEMAT BOGA-CZŁOWIEKA   –

112. KWAS FARYZEUSZÓW

Napisane 22 kwietnia 1946. A, 8293-8305

Kiedy minął Wielki Tydzień – a tym samym pokuta niewidzenia – powraca duchowa wizja z Ewangelii. I całe moje strapienie zatraca się w tej radości, jaką zapowiada zawsze nieopisane uczucie nadludzkiego uniesienia...

Widzę znowu Jezusa, który ciągle idzie wzdłuż krzewów porastających brzeg rzeki. Zatrzymuje się, aby nakazać postój. Godziny są zbyt upalne, aby kontynuować marsz. Rzeczywiście, gęsto splecione gałęzie chronią wprawdzie przed słońcem, lecz są jak płaszcz: przeciwstawiają się ledwie odczuwalnemu powiewowi bryzy i pod spodem powietrze jest ciepłe, nieruchome, ciężkie. Wilgoć wydziela się z ziemi blisko rzeki. To wilgoć nie przynosząca ulgi. Mieszając się z potem, który już sam jest męczący, powoduje klejenie się ciała.

«Zatrzymajmy się do wieczora. Potem zejdziemy na brzeg, który bieli się w świetle gwiazd, i będziemy szli dalej w nocy. Teraz spożyjmy posiłek i wypocznijmy.»

«A! Zanim coś zjem, idę zażyć odświeżającej kąpieli. Woda będzie ciepła jak napar na kaszel, ale spłynie ze mnie pot. Kto idzie ze mną?» – pyta Piotr.

Wszyscy z nim idą, nawet Jezus. Jak inni On też jest zlany potem, a Jego szata ciężka jest od kurzu i potu. Każdy z nich wyjmuje z torby czystą szatę i schodzą do rzeki. Na trawie, dla zaznaczenia miejsca swego postoju, zostawiają jedynie trzynaście toreb i manierki, których strzegą stare drzewa i niezliczone ptaki. Swymi małymi gagatowymi oczkami patrzą zaciekawione na trzynaście wypchanych różnokolorowych toreb rozsianych po trawie.

Głosy kąpiących się oddalają się i giną w szumie rzeki. Jedynie od czasu do czasu jakiś hałaśliwy wybuch śmiechu najmłodszych rozbrzmiewa wysoką nutą ponad niskimi i monotonnymi dźwiękami rzeki.

Jednak wkrótce ciszę przerywa odgłos kroków. Zza plątaniny gałęzi wyłaniają się głowy, rzucają okiem i mówią z zadowoleniem: «Są tutaj. Zatrzymali się. Chodźmy to powiedzieć innym.»

I rozpraszają się, oddalając się za zarośla...

...W tym czasie apostołowie powracają z Nauczycielem. Są odświeżeni. Mają włosy jeszcze wilgotne, choć z grubsza wytarte. Idą boso. Trzymają za paski sandały obmyte i ociekające wodą. Mają czyste szaty. Inne rozłożyli być może na trzcinach, po wypraniu ich w niebieskich wodach Jordanu. Są wyraźnie w lepszej formie po tej długiej kąpieli.

Nie wiedząc, że zostali wytropieni, siadają po tym, jak Jezus ofiarował i rozdzielił żywność. Po posiłku, senni, chcieliby się ułożyć wygodnie i zasnąć, lecz oto nadchodzi jakiś mężczyzna. Po nim zaś drugi i trzeci...

«Czego chcecie?» – pyta Jakub, syn Zebedeusza, widząc, że mężczyźni podeszli. Teraz zatrzymali się przy jakimś krzewie, zastanawiając się, czy mają iść dalej czy też nie. Inni wraz z Jezusem odwracają się, aby zobaczyć, z kim Jakub rozmawia.

«A! To ci z wioski... Śledzili nas!» – mówi bez entuzjazmu Tomasz, który zamierzał się nieco przespać.

Jednakże mężczyźni, których Jakub zagadnął, odpowiadają nieco onieśmieleni widoczną niechęcią apostołów do przyjęcia ich:

«Chcieliśmy porozmawiać z Nauczycielem... Powiedzieć, że... Prawda, Samuelu?...» – i przerywają, nie ośmielając się powiedzieć nic więcej. Ale Jezus zachęca ich życzliwie:

«Mówcie, mówcie. Macie innych chorych?...» – i wstaje, aby do nich podejść.

«Nauczycielu, Ty też jesteś zmęczony, bardziej niż my. Odpocznij trochę, a oni niech zaczekają...» – mówi wielu apostołów.

«Są tu stworzenia, które pragną Mnie ujrzeć. Zatem nie mają pokoju w sercu. A zmęczenie serca to coś więcej niż [zmęczenie] ciała. Pozwólcie Mi ich wysłuchać.»

«Dobrze! Żegnaj nasz odpoczynku!...» – szemrzą apostołowie, tak opryskliwi z powodu wielkiego zmęczenia i upału, że czynią wyrzuty swemu Nauczycielowi w obecności obcych. Mówią nawet: «Kiedy z powodu braku roztropności wszyscy rozchorujemy się przez Ciebie, wtedy zrozumiesz, że byliśmy Ci potrzebni.»

Jezus patrzy na nich... z litością. Nie ma nic więcej w Jego łagodnych, zmęczonych oczach... Ale odpowiada:

«Nie, Moi przyjaciele. Widzicie, nie wymagam, abyście szli ze Mną. Wy zostaniecie tutaj, aby odpocząć. Ja pójdę z nimi. Wysłucham ich, a potem przyjdę odpocząć z wami.»

Jego odpowiedź jest tak łagodna, że nie spotyka się już z żadną uwagą. Dobroć serca i miłość dwunastu budzi się i bierze górę:

«Ależ nie, Panie! Zostań tu, gdzie jesteś, aby do nich mówić. My pójdziemy odwrócić ubrania, aby wyschły z drugiej strony. W ten sposób pokonamy senność, a potem wrócimy odpocząć razem.»

Najbardziej senni idą ku rzece... Pozostaje Mateusz, Jan i Bartłomiej. Ale w tym czasie pojawia się już nie trzech, lecz dziesięciu mieszkańców... i przybywa ich coraz więcej...

«A więc? Podejdźcie i mówcie bez lęku.»

«Nauczycielu, po Twoim odejściu faryzeusze stali się jeszcze bardziej gwałtowni... Osaczyli mężczyznę, którego uwolniłeś, i... jeśli nie oszaleje, to będzie nowy cud... bo... powiedzieli mu, że... uwolniłeś go od demona, który opętał jedynie jego rozum, ale dałeś mu demona silniejszego. Ten demon jest niby silniejszy, dlatego pokonał pierwszego. Jest silniejszy od niego, bo potępia i bierze w posiadanie ducha. Zatem jak nie ponosiłby w przyszłym życiu konsekwencji swego pierwszego opętania, gdyż jego czyny nie były... jak oni to powiedzieli, Abrahamie?...»

«Powiedzieli... o! Jakieś obce słowo... To znaczy, że za jego czyny Bóg nie żądałby zdania rachunku, gdyż dopuszczał się ich bez wolności umysłu. Teraz zaś, przeciwnie, adorując - pod wpływem demona, jakiego ma w sercu – tego demona, którego w niego włożyłeś – o! przebacz, że to mówimy! – Ty miałbyś być księciem demonów... adorując Ciebie umysłem, który już nie jest szalony, jest świętokradcą i przeklętym i zostanie potępiony. Teraz biedny nieszczęśliwy wzdycha za pierwotnym stanem i doszedł niemal do... złorzeczenia Tobie... Jest więc bardziej szalony niż przedtem... Jego matka upada na duchu z powodu syna, który traci nadzieję, że się zbawi... i cała radość zamieniła się w udrękę. Szukaliśmy Ciebie, abyś mu przywrócił pokój, i to z pewnością anioł przyprowadził nas tutaj... Panie, my wierzymy, że jesteś Mesjaszem, i wierzymy, że Mesjasz ma w Sobie Ducha Bożego, że jest Prawdą i Mądrością. Prosimy Cię więc, abyś nam dał pokój i wyjaśnienie...»

«Jest w was sprawiedliwość i miłość. Bądźcie błogosławieni. Ale gdzież jest ten nieszczęśliwy człowiek?»

«Idzie za nami, z matką, płacząc rozpaczliwie. Widzisz? Cała wioska, z wyjątkiem tamtych, okrutnych faryzeuszy, idzie tutaj. Nie przejmujemy się ich groźbami... bo grozili nam karami z powodu naszej wiary w Ciebie. Ale Bóg nas ochroni.»

«Bóg was ochroni. Zaprowadźcie Mnie do cudownie uwolnionego» [– prosi Jezus.]

«Nie, przyprowadzimy go do Ciebie. Zaczekaj...»

I wielu idzie w stronę najliczniejszej grupy, która podchodzi, mocno gestykulując. Dwie przenikliwe skargi górują nad zgiełkiem tłumu. Inni – ci, którzy pozostali – są już bardzo liczni. Kiedy dołączają się do nich pozostali – wraz z uzdrowionym opętanym pośrodku i jego matką - tworzą naprawdę wielki tłum. Tłoczą się pośród drzew wokół Jezusa. Wspinają się nawet na drzewa, chcąc znaleźć miejsce, aby słyszeć i widzieć.

Jezus wychodzi na spotkanie Swego uzdrowionego. Ten zaś na Jego widok wyrywa sobie włosy i rzuca się na kolana, mówiąc:

«Zwróć mi pierwszego demona! Przez litość dla mnie, dla mojej duszy! Cóż Ci uczyniłem, abyś mnie krzywdził do tego stopnia?»

A jego matka, także na kolanach, [mówi]:

«On majaczy ze strachu, Panie! Nie słuchaj jego bluźnierczych słów, lecz uwolnij go od lęku, jaki ci okrutnicy w niego wlali. Niechaj nie utraci życia duszy. Już raz go uwolniłeś!... O! Z litości do matki, uwolnij go raz jeszcze!»

«Dobrze, niewiasto, nie bój się! Posłuchaj, dziecko Boże!» [– mówi] Jezus i kładzie dłonie na zmierzwionych włosach nieszczęsnego, majaczącego w ponadnaturalnym strachu:

«Posłuchaj i oceń. Rozeznaj sam, bo teraz twój osąd jest wolny i możesz ocenić sprawiedliwie. Istnieje niezawodny sposób rozpoznania, czy cud pochodzi od Boga czy od demona. Jest nim to, co odczuwa dusza. Jeśli niezwykłe zjawisko pochodzi od Boga, On wlewa pokój do duszy: pokój i radość pełną dostojeństwa. Jeśli zaś pochodzi od demona, wraz z tym cudownym wydarzeniem wchodzi zamęt i cierpienie. I także ze słów Boga płynie pokój i radość, podczas gdy słowa demona – czy to jest demon-duch czy demon-człowiek - wywołują niepokój i cierpienie. Także z bliskości Boga przychodzi pokój i radość, podczas gdy z bliskości duchów lub ludzi złych przychodzi niepokój i cierpienie. Teraz zastanów się, synu Boży. Kiedy – poddając się demonowi rozwiązłości - zacząłeś przyjmować do siebie twego ciemiężyciela, czy cieszyłeś się radością i pokojem?»

Mężczyzna zastanawia się i czerwieniejąc mówi: «Nie, Panie.»

«A kiedy twój stały Przeciwnik całkowicie wziął cię w posiadanie, czy miałeś pokój i radość?»

«Nie, Panie, nigdy. Kiedy jeszcze pojmowałem, mając resztkę wolności umysłu, czułem zamęt i cierpienie z powodu przemocy Przeciwnika. Potem... nie wiem... nie miałem już rozumu zdolnego pojąć to, co cierpiałem... Byłem gorszy od zwierzęcia... ale nawet w tym stanie, kiedy się wydawałem głupszym od zwierzęcia... o! jakże jeszcze cierpiałem! Nie umiem powiedzieć, z jakiego powodu... Piekło jest straszliwe! To sama trwoga... Nie można wypowiedzieć, czym jest...»

Mężczyzna drży już na samo wspomnienie cierpień opętanego. Drży, blednie, poci się... Matka go obejmuje, całuje w policzek, aby go wyrwać z tego koszmaru... Ludzie komentują półgłosem.

«A kiedy się przebudziłeś z dłonią w Mojej [dłoni], co odczuwałeś?» [– pyta dalej Jezus.]

«O! Tak słodkie zaskoczenie... a potem radość i jeszcze większy pokój... Wydawało mi się, że wychodzę z mrocznego więzienia, napełnionego splotami niezliczonych węży i straszliwie cuchnącym powietrzem, a wchodzę do ogrodu w kwiatach, pełnego słońca, śpiewów... Poznałem Raj... ale jego też nie można opisać...»

Mężczyzna uśmiecha się, jakby w zachwycie na wspomnienie krótkiej, niedawnej chwili szczęścia. Potem wzdycha i mówi na koniec: «Ale to się szybko skończyło...»

«Jesteś pewien? [– pyta Jezus –] Powiedz Mi, co odczuwasz teraz, gdy jesteś blisko Mnie, a z dala od tych, którzy cię zaniepokoili?»

«Wciąż pokój. Tu, blisko Ciebie, nie mogę uwierzyć, że jestem potępiony, a ich słowa wydają mi się bluźniercze... Ale ja im uwierzyłem... Zgrzeszyłem zatem przeciw Tobie?»

«To nie ty zgrzeszyłeś, lecz oni. Wstań, synu Boży, i wierz pokojowi, który jest w tobie. Pokój pochodzi od Boga. Ty jesteś z Bogiem. Nie grzesz i nie bój się.»

[Jezus] cofa dłoń, którą trzymał na głowie mężczyzny, i pomaga mu wstać.

«Naprawdę tak jest, Panie?» – dopytuje się wielu.

«Naprawdę tak jest. Wątpliwość wzbudzona słowami rozmyślnie szkodzącymi była ostatnią zemstą szatana. Pokonany wyszedł z niego, ale pragnął odzyskać utraconą zdobycz» [– mówi Jezus.]

Jakiś prosty człowiek bardzo rozsądnie stwierdza:

«Ale w takim razie... faryzeusze... służyli szatanowi!»

Wielu przytakuje tej słusznej uwadze.

«Nie osądzajcie. Jest Ktoś, kto sądzi» [– mówi im Jezus.]

«My jednak osądzamy prawdziwie... Bóg widzi, że sądzimy oczywiste winy. Oni udają, że są tym, czym nie są. Ich czyny są obłudne, a ich intencje nie są dobre. A jednak udaje im się bardziej niż nam, ludziom uczciwym i szczerym. Są naszym postrachem. Rozciągają swą władzę nawet nad wolnością wiary. Trzeba wierzyć i praktykować to, co im się podoba, a nam grożą, bo kochamy Ciebie. Próbują sprowadzić Twe cuda do czarów, wzbudzić lęk przed Tobą. Knują, uciskają, szkodzą...»

Tłum mówi ze wzburzeniem. Jezus wykonuje gest dla zaprowadzenia ciszy i mówi:

«Nie przyjmujcie do waszych serc tego, co od nich pochodzi, ani ich posądzeń, ani ich wyjaśnień, ani myśli...

„Są źli, a jednak odnoszą zwycięstwo”. Czy nie pamiętacie słów z Księgi Mądrości: „Krótko trwa tryumf przestępców”, oraz z Księgi Przysłów: „Nie idź, o synu, za przykładem grzeszników i nie słuchaj ich słów bezbożnych, gdyż zostaną pochwyceni więzami swych win i zgubi ich własna głupota”?

[por. Łk 12,1] Nie przyjmujcie w siebie tego, co pochodzi od tych, których wy sami, mimo waszej niedoskonałości, osądzacie jako niesprawiedliwych. Włożylibyście do swego wnętrza kwas, który ich psuje. Kwasem faryzeuszów jest obłuda. Niech ona nigdy w was nie istnieje: ani w odniesieniu do form kultu oddawanego Bogu, ani w waszych relacjach z braćmi. Strzeżcie się kwasu faryzeuszów.

[por. Łk 12,2, Łk 8,17; Mt 10,26n, Mk 4,22n] Myślcie o tym, że nie ma nic tajemnego, co by nie mogło być ujawnione, ani nic ukrytego, co nie zostanie w końcu poznane. Widzicie. Pozwolili Mi odejść, a potem posiali kąkol tam, gdzie Pan posiał dobre ziarno. Uważali, że działają sprytnie i że odnieśli zwycięstwo. I wystarczyłoby, żebyście Mnie nie znaleźli, aby zatryumfował zły czyn ukazywany w dobrym świetle. [Wystarczyłoby,] żebym przeszedł przez rzekę, nie pozostawiając śladów na wodzie, przybierającej dawny wygląd po rozdarciu jej przez dziób [łodzi]. Jednak ich gra szybko została odkryta i ich złe działanie – udaremnione. I tak jest ze wszystkimi czynami człowieka. Jest Jeden – Bóg, który je zna i zaradza im. To, co zostało powiedziane w ciemnościach, w końcu zostaje ujawnione przez Światłość. To, co knuje się w ukryciu izby, może zostać ujawnione tak, jakby to przygotowywano na placu. Każdy człowiek może przecież mieć kogoś, kto go zdemaskuje. Każdego człowieka widzi przecież Bóg, który może zadziałać, aby ujawnić winnych. Trzeba zatem działać zawsze uczciwie, aby żyć w pokoju. I niech ten, kto tak żyje, nie lęka się ani w tym życiu, ani w przyszłym. Nie, Moi przyjaciele, powiadam wam: niech postępujący sprawiedliwie nie lęka się.

[por. Łk 12,4n, Mt 10,28n]    Nie bójcie się tych, którzy zabijają, tak, tych, którzy mogą zabić ciało, lecz nie mogą potem nic innego uczynić. Ja wam powiadam, kogo macie się bać. Bójcie się tych, którzy po zabiciu was mogą jeszcze wysłać was do piekła, to znaczy grzechów, złych towarzyszy, fałszywych nauczycieli; wszystkich tych, którzy wzbudzają grzech lub wątpliwość w sercu; tych, którzy usiłują zepsuć nie tylko ciało, lecz i duszę – doprowadzając was do oddalenia od Boga i do myśli rozpaczy w odniesieniu do Bożego Miłosierdzia. Tego powinniście się lękać, powtarzam wam, gdyż wtedy umarlibyście na zawsze.

[por. Łk 12,6n, Mt 10,29n] Co do reszty zaś - to nie bójcie się o wasze istnienie. Wasz Ojciec nie traci z oczu nawet jednego z tych małych ptaszków, które wiją gniazda w gałęziach drzew. Żaden z nich nie wpada bez wiedzy swego Stwórcy do sideł. A przecież ich wartość materialna jest bardzo mała: pięć wróbli za dwa asy. I nie posiadają też żadnej wartości duchowej. Pomimo to Bóg się nimi zajmuje. Jakże by więc nie miał zatroszczyć się o was? O wasze życie? O wasze dobro?

[por. Łk 12,7n; Mt 10,30n] Ojciec zna nawet włosy na waszej głowie i żadna niesprawiedliwość, jaką się popełnia wobec Jego dzieci, nie przechodzi niezauważona. Wy zaś jesteście Jego dziećmi, a zatem – o wiele więcej warci niż wróble, które wiją swe gniazda na dachach i w gałęziach. Jesteście synami tak długo, jak długo przez waszą wolną wolę sami nie rezygnujecie z tego, żeby nimi być.

[por. Łk 12,8n; Mt 10,32n] A [człowiek] wyrzeka się tego synostwa, kiedy się wypiera Boga i Słowa, które Bóg posłał do ludzi, aby ich doprowadzić do Boga. Kiedy więc ktoś nie będzie chciał Mnie uznać przed ludźmi – bojąc się, żeby to uznanie mu nie zaszkodziło - wtedy też Bóg nie uzna w nim Swego dziecka, a Syn Boży i Człowieczy nie przyzna się do niego wobec aniołów w Niebie. Kto się Mnie wyprze przed ludźmi, ten nie zostanie uznany za syna wobec aniołów Bożych.

[por. Łk 12,10n; Mt 12,31n; por. Mk 3,28] Temu jednak, który mówił źle przeciw Synowi Człowieczemu, zostanie wybaczone, gdyż Ja poproszę Ojca o przebaczenie dla niego. Ten zaś, kto bluźnił przeciw Duchowi Świętemu, nie otrzyma przebaczenia. Dlaczego? Ponieważ nie wszyscy potrafią poznać wielkość Miłości, Jej doskonałą nieskończoność, i widzieć Boga w ciele podobnym do ciała każdego człowieka. Poganie, bałwochwalcy nie mogą w to uwierzyć z powodu swych wierzeń, gdyż ich religia nie jest miłością. Nawet pośród nas bojaźliwy szacunek, jakim Izrael darzy Jahwe, może przeszkadzać uwierzyć, że Bóg stał się człowiekiem – i to najpokorniejszym z ludzi. Grzechem jest nie wierzyć we Mnie. Kiedy jednak wynika z nadmiernego lęku przed Bogiem, jest jeszcze do wybaczenia.

Nie może jednak uzyskać przebaczenia człowiek, który nie zwraca się ku prawdzie, jaka ukazuje się przez Moje czyny, i odmawia Duchowi Miłości tego, że mógł dotrzymać danego słowa o wysłaniu Pana w określonym czasie: Zbawiciela, którego poprzedzały i któremu towarzyszą przepowiedziane znaki. Ci, którzy Mnie prześladują, znają proroków. Proroctwa są Mną napełnione. Oni znają proroków i wiedzą, co Ja czynię. Prawda jest oczywista. Oni jednak zaprzeczają jej, bo chcą jej zaprzeczać. Stale zaprzeczają temu, że Ja jestem nie tylko Synem Człowieczym, ale i Synem Boga, przepowiedzianym przez proroków: Tym, który się zrodził z Dziewicy, a nie z woli męża - z Miłości Wiecznej, z Ducha Wiecznego. On to Mnie zapowiedział, aby ludzie mogli Mnie rozpoznać. Oni – aby móc mówić, że trwa jeszcze noc oczekiwania na Chrystusa – uporczywie zamykają oczy, aby nie widzieć Światłości, która jest już na świecie. Dla nich sąd będzie surowszy niż dla tych, którzy nie wiedzą. I nazwanie Mnie „szatanem” nie zostanie im wybaczone, gdyż Duch dokonuje przeze Mnie dzieł Boskich, a nie szatańskich. I doprowadzanie innych do rozpaczy – gdy Miłość doprowadziła ich do pokoju – nie zostanie im wybaczone, gdyż wszystko to są zniewagi Ducha Świętego: Tego Ducha Pocieszyciela, który jest Miłością. On daje miłość i prosi o miłość. On czeka na Moją całopalną ofiarę miłości, aby się rozlać w sercach Moich wiernych jako miłość... mądra, oświecająca.

[por. Łk 12,11n, Mt 10,17n] Ale kiedy to się stanie, oni dalej będą was prześladować, oskarżając was przed urzędnikami sądowymi i książętami w synagogach i trybunałach. Wtedy nie troszczcie się, rozmyślając o sposobie waszej obrony. Sam Duch powie wam, co macie odpowiedzieć, aby służyć Prawdzie i zdobyć Życie - tak samo jak Słowo właśnie udziela wam tego, co jest potrzebne, aby wejść do Królestwa Życia Wiecznego.

Idźcie w pokoju, w Moim Pokoju, w tym Pokoju, którym jest Bóg i którym Bóg tchnie, aby przesycić nim Swoje dzieci. Idźcie i nie lękajcie się. Ja nie przyszedłem, aby was oszukać, lecz aby was pouczyć; nie po to, aby was zatracić, ale – aby was zbawić. Błogosławieni ci, którzy będą wierzyć Moim słowom.

A ty, mężu dwukrotnie ocalony, bądź silny i pamiętaj o Moim pokoju, aby powiedzieć kusicielom: „Nie usiłujcie mnie zwieść. Ja wierzę, że On jest Chrystusem.” Idź, o niewiasto. Idź z nim i zachowaj pokój.

Żegnajcie. Powróćcie do waszych domów i pozostawcie Syna Człowieczego Jego pokornemu wypoczynkowi na trawie, nim wejdzie na nowo na Swą drogę prześladowanego, w poszukiwaniu innych osób potrzebujących ocalenia – aż do kresu. Niech Mój pokój zostanie z wami.»

Błogosławi ich i wraca na miejsce, gdzie jedli. Apostołowie idą z Nim. Kiedy ludzie odchodzą, kładą się z głowami na torbach i szybko zasypiają w ciężkim powietrzu popołudnia i w ciszy tych upalnych godzin.


   

Przekład: "Vox Domini"