Ewangelia według
św. Mateusza
Ewangelia według
św. Marka
Ewangelia według
św. Łukasza
Ewangelia według
św. Jana


Maria Valtorta

Księga IV - Trzeci rok życia publicznego

–   POEMAT BOGA-CZŁOWIEKA   –

128. «NAJPIERW JESTEM CÓRKĄ I SŁUŻEBNICĄ BOGA, A POTEM – MATKĄ»

Napisane 14 maja. A, 8450-8457

Trwa szabat. Właściwy szabat. We wspaniały poranek, nim nastanie ciężki żar dnia, miło jest siedzieć w braterskiej wspólnocie, spokojnej, pod cienistą altaną czy raczej tam, gdzie jabłoń w pobliżu figowca i drzewa migdałowego tworzy wraz z nimi plamy cienia przedłużające cień altany, na której dojrzewa winorośl. Miło jest obejść grządki, idąc od uli do gołębnika, a stąd – do małej groty. Potem zaś przejść obok niewiast: Maryi, Marii, [córki] Kleofasa, jej synowej, Salome, małżonki Szymona, Aurei. Przyjemnie iść ku kilku oliwkom, które ze zbocza chylą się ku spokojnemu ogrodowi. To właśnie czyni Jezus i Jego [apostołowie].

Maryja jest z niewiastami. Jezus mimowolnie poucza. Maryja także poucza mimochodem. I słuchają uważnie Ich słów: uczniowie – Nauczyciela, a uczennice – Nauczycielki.

Aurea siedzi jak zwykle na małym stołeczku u stóp Maryi, jakby kucała. Dłońmi oplotła kolana. Twarz ma uniesioną i szeroko otwarte oczy wpatrują się w oblicze Maryi. Wydaje się dzieckiem słuchającym cudownej opowieści. To jednak nie jest legenda, lecz piękna prawda. Maryja opowiada wczorajszej małej pogance dawne dzieje Izraela. Inni przysłuchują się Jej i choć dobrze znają historię ojczyzny, słuchają także z uwagą. Bo jakże miło usłyszeć płynące z tych ust opowieści o Racheli, córce Jeftego, o Annie Elkany!

Juda, syn Alfeusza, podchodzi powoli i słucha z uśmiechem. Stoi za Maryją. Ona go nie widzi. Jednak uśmiechające się spojrzenie Marii, [córki] Kleofasa, spoglądającej na swego Judę, daje Maryi znak, że ktoś za Nią stoi. Odwraca się więc mówiąc:

«O! Judo! Zostawiłeś Jezusa, aby słuchać Mnie, biedną niewiastę?»

«Tak. Opuściłem Cię, żeby iść do Jezusa, gdyż Ty byłaś moją pierwszą Nauczycielką. Ale miło jest mi czasem Go zostawić, żeby przyjść do Ciebie, stać się ponownie dzieckiem, jak niegdyś byłem Twoim uczniem. Mów dalej, proszę Cię...»

«Aurea chce co szabat swą zapłatę. A zapłatą jest opowiadanie jej tego, co ją najbardziej uderza w naszej historii. Wyjaśniam jej ją każdego dnia po trochu, podczas naszej pracy.»

Inni także podeszli... Tadeusz mówi:

«A co ci się podoba, dziewczynko?»

«Tak wiele rzeczy, mogłabym powiedzieć: wszystko... Ale tak bardzo, bardzo... Rachela i Anna Elkany, a potem Rut... a potem... ach! To bardzo piękne! Tobit i Tobiasz z aniołem... i małżonka, która się modli o uwolnienie...»

«A Mojżesz nie?»

«Jego się lękam... jest zbyt wielki... A pośród proroków podoba mi się Daniel, który obronił Zuzannę.»

Rozgląda się wokół siebie, a potem szepcze:

«Mnie też obronił mój Daniel» – i spogląda na Jezusa.

«Ale Księgi Mojżeszowe są piękne!»

«Tak, tam gdzie nauczają, żeby nie czynić tego, co brzydkie, i tam, gdzie mówią o gwieździe, która się zrodzi z Jakuba. Nie znałam dotąd Jej imienia. Nic wcześniej nie wiedziałam. A jestem bardziej szczęśliwa od tego proroka, gdyż Ją widzę – i to z bliska. Ona mi wszystko opowiedziała i ja też to wiem» – kończy nieco tryumfalnym tonem.

«A Przejście ci się nie podoba?»

«Tak... ale... synowie innych są też synami matek. Po co ich zabijać? Wolę Boga, który ocala, od tego, który zabija...»

«Masz rację... Maryjo, nie opowiadałaś jej jeszcze o Jego Narodzeniu?» – mówi Jakub, wskazując palcem Pana, który się przysłuchuje i milczy.

«Jeszcze nie. Chcę, aby poznała dobrze przeszłość przed teraźniejszością. Kiedy ją pozna, ujrzy, że Bóg, który budzi w niej lęk, Bóg Synaju, jest tylko Bogiem surowej miłości, lecz zawsze Bogiem miłości.»

«O, Matko! Powiedz mi o tym teraz! Właśnie wtedy będzie mi łatwiej pojąć przeszłość, gdy poznam teraźniejszość. Dowiem się, jak jest piękna i jak skłania do miłowania Boga bez lęku. Tak mi to potrzebne, żeby się nie bać!» [– prosi Aurea.]

«Dziewczynka ma rację. Pamiętajcie wszyscy i zawsze o tej prawdzie, kiedy będziecie ewangelizować. Duszom potrzeba wyzbycia się lęku, aby iść ku Bogu z całą ufnością. To właśnie Ja usiłuję stale czynić – tym bardziej, im bardziej wskutek nieświadomości lub z powodu grzechu ludzie zaczęli się bardzo bać Boga. Ale Bóg – nawet Bóg, który dotknął Egipcjan i który budzi w tobie lęk, Aureo – jest zawsze dobry. Widzisz, kiedy uderzył synów okrutnych Egipcjan, okazał im litość. Dzięki temu, że nie dorośli, nie stali się grzesznikami jak ich ojcowie. Dał ich rodzicom czas na odwrócenie się od zła, jakie czynili. Była to więc surowa dobroć. Trzeba odróżnić prawdziwą dobroć od tego, co jest tylko miękkością w wychowywaniu. Tak samo było, kiedy byłem małym dzieckiem i kiedy wiele dzieci zabito na piersiach ich matek, a świat wydał okrzyk przerażenia. Ale kiedy już się skończy Czas dla każdej osoby lub dla całej ludzkości, wiele razy pojmiecie, jak szczęśliwi i błogosławieni w Izraelu – w Izraelu czasów Chrystusa – byli ci, których zabito w dzieciństwie. Zostali oni bowiem zachowani od największego grzechu: od stania się wspólnikami zabójstwa Zbawiciela.»

«Jezu!» – krzyczy Maria Alfeuszowa wstając z przerażeniem i rozglądając się wokół siebie, jakby się obawiała, że ujrzy pojawiających się bogobójców zza żywopłotu lub pni drzew w ogrodzie.

«Jezu!» – powtarza patrząc na Niego udręczona.

«I cóż? Czyż nie znasz Pisma, że tak się dziwisz temu, co mówię?» – pyta ją Jezus.

«Ależ... Ale... To niemożliwe... Nie możesz pozwolić na to... Twoja Matka...»

«Ona jest Zbawicielką jak Ja i Ona wie o tym. Patrz na Nią i naśladuj Ją.»

Maryja jest rzeczywiście poważna, królewska w Swej głębokiej bladości i nieruchoma. Skrzyżowała ręce na kolanach jak w modlitwie, głowę trzyma prosto, zapatrzona w pustkę...

Maria Alfeuszowa patrzy na Nią, potem znowu odwraca się do Jezusa: «Jednak nie powinieneś mówić o tej straszliwej przyszłości! Zanurzasz miecz w Jej sercu...»

«Od trzydziestu dwóch lat jest w nim ten miecz.»

«Nie! To niemożliwe! Maryja... zawsze taka pogodna... Maryja...» [– zaprzecza dalej Maria Alfeuszowa.]

«Zapytaj Ją, jeśli nie wierzysz w to, co ci mówię.»

«Tak, zapytam Ją! Czy to prawda, Maryjo? Wiesz o tym?...»

A Maryja głosem bezbarwnym, lecz zdecydowanym mówi:

«To prawda. Miał czterdzieści dni, kiedy powiedział Mi o tym pewien święty... Ale nawet wcześniej... O! Kiedy Anioł powiedział Mi, że pozostając Dziewicą pocznę Syna, który z powodu Swego Boskiego poczęcia zostanie nazwany Synem Bożym i takim jest w istocie, i kiedy w bezpłodnym łonie Elżbiety uformował się owoc, dzięki cudowi Wiecznego, nie miałam trudności z przypomnieniem sobie słów Izajasza: „Oto Dziewica pocznie syna, który zostanie nazwany Emmanuelem”... Całego Izajasza, całego! I tych [słów], w których mówi o Poprzedniku... I tych, w których mówi o Mężu boleści, purpurowym, czerwonym od krwi, nie do poznania... trędowatym... z powodu naszych grzechów... Miecz jest w Moim sercu od tamtej chwili i wszystko pomagało temu, by go wbić głębiej: pieśń aniołów i słowa Symeona i przybycie Królów Orientu, i wszystko, wszystko...»

«Ale jakie wszystko, moja Maryjo? Jezus odnosi zwycięstwo, Jezus czyni nadzwyczajne znaki, za Jezusem idą coraz liczniejsze tłumy... Czyż nie jest to prawdą?» – mówi Maria Alfeuszowa.

A Maryja, wciąż w tej samej postawie, odpowiada na każde pytanie: «Tak... tak... tak...»

Bez lęku, bez radości, jedynie przytakując spokojnie, bo tak jest...

«Zatem cóż jest tym wszystkim, które zagłębia miecz w Twoim sercu?» [– pyta Maria Alfeuszowa.]

«O!... Wszystko...» [– powtarza Maryja.]

«I jesteś wciąż taka spokojna, taka pogodna? Zawsze podobna do tej z czasów, gdy byłaś oblubienicą, kiedy tu przybyłaś, przed trzydziestoma trzema laty? Ja to pamiętam, jakby to było wczoraj... Ale jakże Ty możesz...? Ja... bym oszalała... zrobiłabym... nie wiem, co bym zrobiła.... Ja... Nie! To niemożliwe, że matka wie o czymś takim i pozostaje spokojna!»

[Maryja odpowiada wstrząśniętej Marii Alfeuszowej:]

«Najpierw jestem córką i służebnicą Boga, a potem – Matką... Gdzie znajduję Mój spokój? W czynieniu woli Boga. Skąd płynie Moja pogoda ducha? Z pełnienia tej woli. Gdybym musiała czynić wolę jakiegoś człowieka, mogłabym być wzburzona, gdyż człowiek, nawet najmądrzejszy, zawsze może narzucać błędne pragnienia. Ale – Boża wola! Skoro On chciał, żebym była Matką Jego Chrystusa, czy mam może myśleć, że to okrutne, i w tej myśli tracić Mój spokój? Myśl o tym, czym będzie Odkupienie dla Niego i dla Mnie, dla Mnie także, ma Mnie niepokoić przez zastanawianie się nad tym, co zrobię, żeby znieść tę godzinę? O! Ona będzie straszna...»

I Maryja wzdryga się mimo woli i wstrząsa Nią nagły dreszcz. Zaciska dłonie, jakby chciała powstrzymać ich drżenie, jakby pragnęła żarliwiej się modlić. Jej twarz jeszcze bardziej blednie, a powieki opadają lekko, drżąc z udręki na Jej jasnoniebieskich oczach. Jednak po głębokim westchnieniu Jej głos jest mocny i kończy:

«Ale On, Ten, który nałożył na Mnie tę wolę, którą obejmuję z ufną miłością, udzieli Mi Swej pomocy w tamtej godzinie. Jemu, Mnie... bo Ojciec nie może chcieć czegoś, co przewyższa siły człowieka... i On pomaga... zawsze... I On nas wspomoże, Mój Synu... On nam dopomoże... i tylko On, nieskończony w Swych sposobach [działania], będzie tam, aby nam dopomóc...»

«Tak, Matko. Miłość nam dopomoże i My pomożemy Sobie nawzajem w miłości. I z miłością odkupimy...» [– mówi Jezus] i staje u boku Swej Matki, i kładzie Jej rękę na ramieniu. Ona zaś podnosi oczy, aby spojrzeć na Swego Jezusa, pięknego i zdrowego, przeznaczonego na zniekształcenie torturami, na zabicie przez tysiące ran, i mówi: «Z miłością i z boleścią... Tak... i razem...»

Nikt już się nie odzywa... Niewiasty i apostołowie – tworzący krąg wokół dwojga głównych Bohaterów przyszłej tragedii Golgoty – przypominają zamyślone posągi...

Aurea skamieniała na swym taborecie... Ale to ona właśnie jako pierwsza się otrząsa. Nie wstaje, lecz upada na kolana i tak trwa [przez jakiś czas] tuż przy Maryi. Całuje Jej kolana, pochyla ku nim głowę, mówiąc:

«Dla mnie też to wszystko!... Ileż kosztuję... i jakże was kocham za to, ile was kosztuję! O! Matko mojego Boga, pobłogosław mnie, żeby cena, jaką za mnie płacicie, nie pozostała bezowocna...»

«Tak, Moja córko, nie bój się. Bóg także tobie dopomoże, jeśli zawsze będziesz się zgadzać na Jego wolę.»

Głaszcze jej włosy, policzki i czuje, że są wilgotne od łez.

«Nie płacz! Na początku poznałaś bolesny los Chrystusa, kres Jego posłannictwa jako Człowieka. Nie byłoby sprawiedliwe, abyś – znając to – nic nie wiedziała o pierwszej godzinie Jego życia na świecie. Posłuchaj... Spodoba się wszystkim wyjście z gorzkich i mrocznych rozważań dzięki przywołaniu godziny, będącej samym światłem, śpiewem, okrzykiem hosanna z powodu Jego Narodzenia... Posłuchaj...»

I Maryja wyjaśnia przyczyny podróży do Betlejem Judzkiego, miasta przepowiedzianego jako miejsce narodzenia Zbawiciela. Opowiada spokojnie o nocy Narodzenia Chrystusa.


   

Przekład: "Vox Domini"