Ewangelia według
św. Mateusza
Ewangelia według
św. Marka
Ewangelia według
św. Łukasza
Ewangelia według
św. Jana


Maria Valtorta

Księga IV - Trzeci rok życia publicznego

–   POEMAT BOGA-CZŁOWIEKA   –

134. JUDASZ Z KARIOTU U MARYI Z NAZARETU

Napisane 23 maja 1946. A, 8509-8520

Zaledwie, naprawdę ledwie wschód czerwieni pierwszy znak jutrzenki, kiedy Judasz z Kariotu puka do drzwi domku w Nazarecie.

Na drodze są tylko wieśniacy czy raczej właściciele niewielkich posiadłości z Nazaretu. Idą z narzędziami do winnic lub ogrodów oliwnych. Spoglądają, zaskoczeni, na mężczyznę, który puka o tak wczesnej godzinie do domu Maryi. Szepczą między sobą.

«To uczeń – mówi ktoś, odpowiadając na spostrzeżenie drugiego. – Z pewnością szuka Jezusa, syna Józefa.»

«Zostaw go! To Judasz z Kariotu. Nie podoba mi się ten człowiek. Być może bardzo krzywdzimy Jezusa i nie postępujemy właściwie. Ale on, on... w zeszłym roku zasiał wiele zła pośród nas... Może byśmy zmienili zdanie, ale on...»

«Co? Co? Skąd o tym wiesz?»

«Byłem pewnego wieczora w domu przewodniczącego synagogi i, jak głupiec, we wszystko zaraz uwierzyłem... Teraz... Dość! Myślę, że zgrzeszyłem.»

«Być może on też zauważył, że zgrzeszył, i...»

Oddalają się i nic już nie słyszę.

Judasz znowu puka do drzwi. Cały przywarł do nich, ma twarz przy samych deskach, aby go nie ujrzano i nie rozpoznano. Ale małe drzwi pozostają zamknięte. Judasz wykonuje gest niezadowolenia i odchodzi ścieżką, która przylega do ogrodu. Udaje się na tyły domu. Rzuca okiem przez żywopłot na spokojny ogród. Poruszają się w nim jedynie gołębie. Judasz zastanawia się, co ma zrobić.

Mówi sam do siebie:

«Czyżby Ona też odeszła? A jednak... zobaczyłbym Ją... Poza tym! Nie. Wczoraj wieczorem słyszałem Jej głos... Może spała u Swej szwagierki... Uff! Ta jest nieznośna jak pszczoła na twarzy. Jeśli powrócą razem, chcę tylko z Nią rozmawiać, bez tej starej jako świadka. Jest gadatliwa i będzie mi czynić wymówki. Nie chcę wymówek. Jest przebiegła jak wszystkie stare niewiasty z ludu. Ona by nie przyjęła moich usprawiedliwień i zwróciłaby na to uwagę swej szwagierce – głupiej gołąbce... Ta... za Nią jestem pewien... że Ją wyprowadzę w pole. Jest tępa jak owieczka... A ja muszę naprawić to, co się stało w Tyberiadzie. Bo jeśli coś powiedziała... Ale mówiła czy milczała? Bo jeśli mówiła... trudniej będzie to naprawić... Ale Ona nie mówiła... Ona też myli głupotę z cnotą. Jaka Matka, taki Syn... A inni pracują, podczas gdy Oni śpią. Zresztą mają rację. Po co ich zostawiać, skoro się wydaje, że chcą... Ale czego oni chcą?... Mam zamroczoną głowę... Muszę przestać pić i... Dobrze! Ale pieniądze kuszą, a ja jestem jak źrebak, którego zamknięto na zbyt długi czas. Dwa lata! Co mówię! Więcej! Dwa lata wszelkich wyrzeczeń. Ale jednak... co mówił przedwczoraj Elchiasz? Ech! Nie dał mi złego pouczenia! Z pewnością! Wszystko jest dozwolone, byleby tylko udało się nam posadzić Jezusa na tronie. A jeśli On nie chce? Jednak powinien myśleć, że jeśli nie zatryumfuje, wszystko się dla nas skończy tak, jak dla zwolenników Teodasza czy Judy Galilejczyka... Może dobrze zrobię, jeśli się odłączę, bo... cóż, ja nie wiem, czy to, czego oni chcą, jest dobre. Mało im ufam... Zbytnio się zmienili od jakiegoś czasu... Nie chciałbym... Okropność! Ja miałbym pomóc skrzywdzić Jezusa? Nie. Odłączę się. Jednakże gorzko jest marzyć o królowaniu, a stać się ponownie... Kim? Nikim... Ale lepsze nic niż... On nie przestaje powtarzać: „Ten, kto popełni wielki grzech”. No?! To nie będę ja, co! Ja? Ja? Raczej rzucić się do jeziora... Odchodzę. Lepiej będzie, jeśli odejdę. Pójdę do mojej matki, zażądam pieniędzy, bo z pewnością nie mogę prosić o nie członków Sanhedrynu za to, że odszedłem. Pomagają mi, bo mają nadzieję, że pomogę im wyjść z niepewności. Kiedy Jezus będzie królem, uspokoimy się. A tłum wraz z nami... Herod... któż się będzie nim zajmował? Ani Rzymianie, ani lud. Wszyscy go nienawidzą! I... i... Ale Jezus jest zdolny odmówić, kiedy Go ogłoszą królem. O! Dobrze! Kiedy tylko Eleazar, syn Annasza, da mi pewność, że jego ojciec jest gotów koronować Go na króla!... Później już nie będzie mógł pozbawić się konsekracyjnego charakteru. W końcu... postępuję jak niewierny zarządca z Jego przypowieści... Uciekam się do przyjaciół w mojej sprawie, tak, to prawda, ale także – Jego. Sprawiam więc, że niesprawiedliwe środki służą temu, by... A jednak nie! Muszę jeszcze spróbować Go przekonać. Nie jestem pewien, że dobrze robię używając tego wybiegu... i... och! Gdybym mógł Go przekonać! To byłoby takie piękne! Tak bardzo... Tak! To więcej warte. Powiedzieć wszystko szczerze Nauczycielowi. Błagać Go... Oby tylko Maryja nie mówiła o Tyberiadzie... Co ja mówiłem, że Maryja ma Mu powiedzieć?... Ach! Tak! Odrzucenie przez Rzymianki. Przeklęta ta kobieta! Gdybym do niej nie poszedł tego wieczora, nie spotkałbym Maryi! Któż jednak mógł pomyśleć, że Maryja będzie w Tyberiadzie? I pomyśleć, że w przeddzień szabatu, w sam dzień i nazajutrz nigdy nie wychodziłem, żeby nie spotkać jakiegoś apostoła... Głupiec! Głupiec! Czy nie mogłem iść do Hipposu albo do Gergesy szukać ladacznic? Nie! Akurat tam! W Tyberiadzie, przez którą muszą przechodzić idący tutaj z Kafarnaum... Ale to wszystko z powodu Rzymianek... Miałem nadzieję... Nie, to muszę powiedzieć, żeby się wytłumaczyć, chociaż to nieprawda. Daremnie powtarzam to samemu sobie, bo przecież wiem, dlaczego tam poszedłem: żeby się spotkać z potężnymi z Izraela i korzystać z życia, bo mam przecież wiele pieniędzy... Jednak... Jakże szybko wydaje się pieniądze! Niebawem już ich nie będę miał... Cha! Cha! Opowiem kilka historyjek Elchiaszowi i jego kompanom i dadzą mi jeszcze...»

«Judaszu! Jesteś szalony? Od jakiegoś czasu obserwuję cię z oliwki. Gestykulujesz, mówisz sam do siebie... Słońce miesiąca Tammuz ci zaszkodziło?» – woła Alfeusz, syn Sary, ukazując się w splocie gałęzi gigantycznej oliwki, w odległości około trzydziestu metrów od miejsca, w którym znajduje się Judasz.

Judasz podskakuje, rozgląda się, widzi go i szepcze:

«Oby cię śmierć dopadła! Przeklęty kraj szpiegów!»

A z miłym uśmiechem woła: «Nie. Jestem niespokojny, bo Maryja nie otwiera... Może się źle czuje? Pukam i pukam!...»

«Maryja? Możesz dalej pukać! Poszła do biednej umierającej staruszki. Zawołano Ją o trzeciej straży...» [– wyjaśnia Alfeusz.]

«Ale ja muszę z Nią porozmawiać.»

«Zaczekaj. Schodzę i pójdę Ją uprzedzić. Naprawdę jest ci potrzebna?»

«Ech! Tak! Jestem tu od pierwszego brzasku dnia.»

Alfeusz pospiesznie schodzi z drzewa i odchodzi szybko.

«On też mnie widział! A teraz na pewno Ona przyjdzie z tą drugą! Nic mi się nie udaje!»

I [Judasz] wylewa potok zniewag na Nazaret, nazarejczyków, Marię Alfeuszową, a nawet na miłosierną miłość Najświętszej Maryi dla umierającej i na samą umierającą...

Jeszcze nie skończył, a już otwierają się drzwi jadalni wychodzącej na ogród. Na progu ukazuje się bardzo blada i bardzo smutna Maryja.

«Judaszu!»

«Maryjo!»

Mówią równocześnie.

«Otworzę ci drzwi. Alfeusz powiedział Mi tylko: „Idź do domu. Jest ktoś, kto pyta o Ciebie”, i przybiegłam, tym bardziej, że biedna staruszka już Mnie nie potrzebuje. Skończyła cierpieć za złego syna...»

Kiedy Maryja mówi, Judasz biegnie ścieżką przed dom...

Maryja otwiera mu [ze słowami]:

«Pokój tobie, Judaszu z Kariotu. Wejdź.»

«Pokój Tobie, Maryjo.»

Judasz nieco się waha. Maryja jest łagodna, lecz poważna.

«Tak długo pukałem o świcie.»

«Wczoraj wieczorem pewien syn sprawił, że pękło matczyne serce... Szukali Jezusa. Ale Jezusa tu nie ma. Tobie też mówię: „Jezusa tu nie ma. Przyszedłeś zbyt późno.”»

«Wiem, że Go nie ma» [– odpowiada Judasz.]

«Skąd to wiesz? Właśnie przyszedłeś...»

«Matko, chcę być szczery wobec Ciebie, dobrej. Jestem tutaj od wczoraj...» [– wyznaje Judasz.]

«A dlaczego nie przyszedłeś? Twoich towarzyszy nie zabrakło ani w jeden szabat...»

«Ech! Wiem! Poszedłem do Kafarnaum i nie znalazłem ich.»

«Nie kłam, Judaszu. W Kafarnaum nigdy nie byłeś. Bartłomiej był tam cały czas i nie widział cię nigdy. Przyszedł dopiero wczoraj, ale ty byłeś już tutaj... a więc... Dlaczego kłamiesz, Judaszu? Czy nie wiesz, że kłamstwo jest pierwszym krokiem do kradzieży i zabójstwa?... Biedna Estera umarła zabita bólem z powodu postępowania syna. A Samuel, jej syn, zaczął być hańbą Nazaretu... od małych kłamstewek, które później stawały się coraz większe... Od tego doszedł do całej reszty. Czy chcesz go naśladować? Ty – apostoł Pana? Czy chcesz, żeby twoja matka umarła z bólu?»

Wyrzut jest wypowiadany cicho, powoli. Jakże jednak właściwie skierowany! Judasz nie wie, co odpowiedzieć. Siada nagle, z głową w dłoniach. Maryja obserwuje go, potem mówi:

«I cóż? Dlaczego chciałeś Mnie ujrzeć? Towarzysząc biednej Esterze, modliłam się za twoją matkę... i za ciebie... bo wzbudzacie Moją litość, jejedno i drugie, choć z różnych przyczyn.»

«Jeśli więc się litujesz, przebacz mi.»

«Nigdy nie żywiłam do ciebie urazy.»

«Jak to?... Nawet za ten... poranek w Tyberiadzie?... Wiesz? Byłem taki, bo w przeddzień Rzymianki mnie źle przyjęły, jakbym był szalony i jakbym... zdradzał Nauczyciela. Tak, przyznaję, źle zrobiłem rozmawiając z Klaudią. Pomyliłem się co do niej. Ale myślałem, że postępuję dobrze. Zasmuciłem Nauczyciela. On mi tego nie powiedział, ale wiem, że On wie, iż rozmawiałem. Z pewnością Joanna doniosła Mu o tym. Joanna nigdy nie chciała się ze mną zobaczyć, a Rzymianki mnie zraniły... Żeby o tym zapomnieć, piłem...»

Maryja odzywa się ze współczuciem, zawierającym mimowolnie jakby odrobinę ironii:

«Zatem Jezus – przy całym bólu, jaki kosztuje każdego dnia – powinien się upijać co noc...»

«Rozmawiałaś z Nim?» [– pyta Judasz.]

«Nie powiększam goryczy kielicha Mojego Syna, mówiąc Mu o nowych odstępstwach, upadkach, grzechach, zasadzkach... Milczałam i będę milczeć.»

Judasz osuwa się na kolana i usiłuje pocałować rękę Maryi. Ona jednak odsuwa się, bez niegrzeczności, lecz zdecydowana, że nie pozwoli mu się dotknąć.

«Dziękuję, Matko! Ocalasz mnie. To dlatego tu przyszedłem... i po to, abyś mi ułatwiła podejście do Nauczyciela bez wyrzutów i bez wstydu.»

«Aby tego uniknąć, wystarczyłoby, żebyś poszedł do Karnaum i przyszedł tutaj z innymi. To było bardzo proste.»

«To prawda... Ale inni nie są dobrzy. Śledzili mnie, żeby później czynić mi wyrzuty i oskarżać mnie.»

«Nie znieważaj swoich braci, Judaszu. Dość grzeszenia! To ty szpiegowałeś tutaj, w Nazarecie, w ojczyźnie Chrystusa...»

Judasz przerywa: «Kiedy? W ubiegłym roku? No! Wypaczyli moje słowa! Ale wierz mi, że ja...»

«Nie wiem, co mówiłeś, ani co robiłeś w ubiegłym roku. Mówię o dniu wczorajszym. Jesteś tu od wczoraj. Wiesz, że Jezus odszedł. Prowadziłeś więc dochodzenie. I to nie w domach zaprzyjaźnionych, u Asera, Izmaela, Alfeusza, czy brata Judy i Jakuba, nie u Marii Alfeuszowej i niewielkiej liczby tych, którzy kochają Jezusa. Gdybyś to uczynił, powiedzieliby Mi o tym. Dom Estery był wypełniony niewiastami, o świcie, kiedy umarła, lecz żadna nic o tobie nie wiedziała. To były najlepsze z niewiast w Nazarecie, te, które kochają Mnie i kochają Jezusa, i usiłują wprowadzać w życie Jego Naukę, pomimo wrogości mężów, ojców, synów. Zatem badałeś [sytuację] pośród tych, którzy są nieprzyjaciółmi Mojego Jezusa. Jak to nazwiesz? Ja tego nie powiem. Ty powinieneś to wyznać. Ty sam. Nie chcę wiedzieć, dlaczego to zrobiłeś. Mówię ci tylko to: wiele mieczy wbije się w Moje serce, wnikając coraz głębiej i głębiej, bez litości, z powodu ludzi, którzy dręczą Mojego Jezusa i nienawidzą Go. A jeden będzie twój i nigdy nie zostanie odjęty. Wspomnienie bowiem ciebie, Judaszu, który nie chcesz się zbawić, ciebie, który się niszczysz, ciebie, który budzisz Mój lęk – lęk nie ze względu na Mnie, ale na twoją duszę – już nigdy nie opuści Mojego serca. Jeden [miecz] umieścił w nim sprawiedliwy Symeon, kiedy nosiłam na sercu Moje Niemowlę, Mojego małego świętego Baranka... Inny... inny – ty... Ostrze twego miecza już dręczy Mi serce. Ty jednak jeszcze nie jesteś nasycony zadawaniem tego bólu biednej niewieście... i czekasz, żeby zanurzyć cały swój miecz, twój miecz oprawcy, w sercu tej, która okazywała ci tylko miłość... Ale głupia jestem, wymagając litości od ciebie, który nie masz jej dla własnej matki!... Przeciwnie, tak, to zostało powiedziane... Jednym cięciem nas przeszyjesz, ją i Mnie, o synu nieszczęsny, którego nie ocalają modlitwy dwóch matek!...»

Maryja płacze mówiąc to, a łzy nie spadają na ciemną głowę Judasza, bo pozostał tam, gdzie upadł na kolana, w pewnej odległości od Maryi... Ceglana podłoga pije te święte łzy... Scena ta przywodzi mi na myśl Aglae, na którą jednak spadały łzy Maryi, gdyż tuliła się do Niej w szczerym pragnieniu ocalenia.

«Nie znajdujesz ani jednego słowa, Judaszu? Nie udaje ci się znaleźć w sobie siły do dobrego postanowienia? O! Judaszu! Judaszu! Powiedz Mi jednak: czy jesteś zadowolony ze swego życia? Przebadaj siebie, Judaszu. Bądź pokorny, szczery wobec siebie na początek, a potem wobec Boga, aby iść do Niego z twoim brzemieniem kamieni zdjętych z serca i powiedzieć Mu: „Oto zdjąłem te kamienie z miłości do Ciebie.”»

«Nie mam odwagi... czynić wyznań Jezusowi.»

«Nie masz pokory, aby to uczynić» [– mówi mu Maryja.]

«To prawda. Pomóż mi...» [– prosi Judasz.]

«Idź do Kafarnaum i pokornie czekaj na Niego.»

«Ale mogłabyś...»

«Mogłabym poprosić jedynie o okazanie tego, co Mój Syn i tak zawsze czyni – miłosierdzia. To nie Ja udzielam lekcji Jezusowi, lecz to Jezus poucza Swą uczennicę.»

«Jesteś Jego Matką» [– stwierdza Judasz.]

«Moim sercem. Ale zgodnie z Jego prawem On jest Moim Nauczycielem. Ani mniej, ani więcej niż dla wszystkich innych uczennic.»

«Ty jesteś doskonała» [– stwierdza Judasz.]

«On jest samą Doskonałością.»

Judasz milczy i rozmyśla, potem pyta:

«Dokąd poszedł Nauczyciel?»

«Do Betlejem Galilejskiego.»

«A potem?» [– pyta Judasz.]

«Nie wiem» [– odpowiada Maryja.]

«Ale wróci tutaj?»

«Tak.»

«Kiedy?»

«Nie wiem» [– odpowiada Maryja.]

«Nie chcesz mi powiedzieć!»

«Nie mogę powiedzieć tego, czego nie wiem. Chodzisz z Nim od dwóch lat. Czy zawsze potrafisz powiedzieć, że ma określoną trasę wędrówki? Ileż razy wola ludzi zmuszała Go do zmiany.»

«To prawda. Odejdę zaraz... do Kafarnaum.»

«Słońce jest zbyt silne, żeby wędrować. Zostań. Jesteś pielgrzymem jak wszyscy inni. A On mówi, że uczennice powinny się o nich troszczyć.»

«Moje życie jest dla Ciebie niemiłe...»

«Twoje odrzucanie uzdrowienia jest dla Mnie bolesne! Jedynie to... Zdejmij płaszcz... Gdzie spałeś?»

«Nie spałem. Czekałem do świtu, żeby się zobaczyć tylko z Tobą.»

«Zatem musisz być zmęczony. W pokoju są dwa posłania, które służyły Szymonowi i Tomaszowi. Panuje tam spokój i chłód. Idź i śpij, Ja zaś przygotuję ci posiłek.»

Judasz odchodzi bez słowa. A Maryja, bez wypoczynku po nocy spędzonej na czuwaniu, idzie do kuchni, żeby przygotować ogień. Wychodzi do ogrodu, żeby zerwać jarzyny. I łzy, łzy, łzy spływają cicho, kiedy pochyla się nad paleniskiem, żeby włożyć drwa, i nad ziemią, żeby pozbierać jarzyny, umyć je i obrać... Łzy spadają na jasne ziarno, którym karmi gołębie, i na płótno, które wyjmuje z kadzi i rozciąga na słońcu... Łzy Matki Boga... Tej bez Winy, która nie była wolna od boleści, a będąc Współodkupicielką cierpiała bardziej niż jakakolwiek inna niewiasta...


   

Przekład: "Vox Domini"