Ewangelia według
św. Mateusza
Ewangelia według
św. Marka
Ewangelia według
św. Łukasza
Ewangelia według
św. Jana


Maria Valtorta

Księga IV - Trzeci rok życia publicznego

–   POEMAT BOGA-CZŁOWIEKA   –

143. PORANNE NAUCZANIE W OSADZIE NAD JEZIOREM

Napisane 27 czerwca 1946. A, 8619-8630

Jest właśnie rześki poranek. Ludzie w osadzie nad jeziorem oczekują, aż Jezus wyjdzie z domu, żeby rozpocząć nauczanie.

Sądzę, że mieszkańcy niewiele spali tej nocy, tak ich wzruszyły cuda dokonane w dniu poprzednim, tak rozradowało posiadanie u siebie Mesjasza. Nie chcą stracić ani minuty z Jego obecności. Trudno było zasnąć po tak wielu rozmowach w domach, kiedy jeszcze raz powtarzano wydarzenia, zastanawiano się, czy duch wszystkich jest wyposażony w wiarę, nadzieję i miłość zdolną oprzeć się wszelkim przykrym wydarzeniom. Nauczyciel chwalił je i wskazał jako pewny środek dla otrzymania łaski od Boga w tym życiu oraz w drugim. Mieszkańcy szybko opuścili swe domy. Obawiali się, że Nauczyciel może odejść ulicami i oddalić się z rana, a oni nie będą mogli być przy Jego odejściu. Domy otwarły się więc szybko, żeby wypuścić na drogi mieszkańców. Ci są zaskoczeni. Widzą bowiem, że są tak liczni, że wszyscy są obecni, poruszeni tymi samymi myślami. Mówią do siebie: «To zaiste po raz pierwszy jedna myśl porusza nasze serca i jednoczy je...»

I z nową przyjaźnią, dobrą i braterską, wszyscy kierują się jednym sercem w stronę domu, w którym spał Jezus. Otaczają go, nie czyniąc hałasu. Nie ma niecierpliwości ani znużenia. Są stanowczo zdecydowani iść za Nauczycielem, kiedy tylko wyjdzie na drogę.

Liczni sprzedawcy jarzyn pozbierali w swoich ogrodach owoce jeszcze okryte rosą. Chronią je przed wschodzącym słońcem, przed kurzem, przed muchami, pod warstwą świeżych liści winorośli lub szerokich liści figowca. Ich ząbkowate nacięcia pozwalają dojrzeć pod spodem różowe jabłka, które wyglądają jak pomalowane przez miniaturzystę. Są też kiście winogron w kolorze bursztynu lub onyksu, miękkie nabrzmiałe figi, najróżniejszych rodzajów. Jedne – dobrze zamknięte w skórkach delikatnie pomarszczonych, okrywających ich miodowy miąższ, inne – nabrzmiałe i gładkie jak jedwab dobrze wyprasowany, jeszcze inne – otwarte w uśmiechu włókien jasnych, różowych, ciemnoczerwonych, zależnie od gatunku. Rybacy przynieśli ryby w małych koszykach. Z pewnością łowili w nocy, gdyż niektóre jeszcze żyją i otwierają pyszczki w ostatnich pełnych udręki oddechach i w konwulsjach agonii. Leżą na posłaniu z szarozielonych liści wierzby lub topoli. Przy ich ostatnich tchnieniach i słabych poruszeniach połyskują srebrzyste lub delikatnie lazurowe łuski i grzbiety.

Jezioro przybrało lekki mleczny kolor. To jutrzenka nasyca wychodzące z mroku nocy wody taką czystością, że można ją nazwać anielską, nierzeczywistą. Fale powoli zalewają brzeg, wydając ledwie słyszalny odgłos, gdy woda obmywa kamienie. Teraz jezioro przyjęło odcień pełen wdzięku, bardziej ludzki, jakby ucieleśniało jutrzenkę, rozpalającą wody pierwszymi barwami czerwieni. Dzieje się tak dlatego, że w jego lustrze przeglądają się różowe obłoki. Następnie, w świeżym świetle świtu, staje się ono jasnobłękitne. Ponownie ożywa, pulsuje spokojnymi falami, które poruszają się, biegną ku brzegowi roześmiane i przyozdobione pianą, a potem wracają, potrącając inne fale. Piana zdobi całe to lustro koronką lekką, białą, rzuconą na jasnoniebieski jedwab wody muskanej poranną bryzą. A potem – pierwszy promień słońca. Przecina wody od strony Tarichei. Były one najpierw niebieskozielone z powodu krzewów, jakie się w nich przeglądały. Teraz zaś złocą się i błyszczą jak zwierciadło wystawione na słońce. To lustro rozszerza się coraz bardziej, nadaje kolor złota i topazu nowym przestrzeniom wody, jeszcze jasnoniebieskim, gasząc barwy różu chmur, które się odbijają w falach otaczających kile ostatnich łodzi powracających po połowie lub pierwszych, które właśnie wypływają. Żagle – w tryumfalnym blasku słońca, które już wstało – wyglądają jak skrzydła anielskie. Bielą lazur nieba i zieleń wzgórz [przeglądających się] w głębinie [wód]. Cudowne Jezioro Galilejskie z powodu żyzności swych brzegów przypomina nasze jezioro Garda, a przez swój mistyczny spokój – nasze jezioro Trasimene. To perła Palestyny, godny kadr dla największej części życia publicznego Zbawiciela!

A oto Jezus ukazuje się na progu gościnnego domu. Uśmiecha się, podnosi ramiona, żeby pobłogosławić czekających na Niego cierpliwie mieszkańców.

«Niech pokój będzie z wami wszystkimi. Czekaliście na Mnie? Obawialiście się, że odejdę bez pożegnania się z wami? Zawsze dotrzymuję obietnic. Dzisiaj jestem z wami, aby was ewangelizować, i pozostanę z wami, jak obiecałem. Chcę pobłogosławić wasze domy, ogrody, łodzie, aby każda rodzina została uświęcona i aby praca również doznała uświęcenia. Pamiętajcie jednak, że aby Moje błogosławieństwo mogło być owocne, musi być wsparte waszą dobrą wolą. I wiecie, że to dobra wola powinna ożywiać rodzinę, aby dom, w którym ona mieszka, był święty.

Mężczyzna powinien być głową. Nie ma być jednak tyranem ani dla swojej małżonki, ani dla dzieci, ani dla sług. Równocześnie ma być królem, prawdziwym królem, w sensie biblijnym tego słowa.

Czy pamiętacie ósmy rozdział z pierwszej Księgi Królewskiej? Starsi Izraela zgromadzili się, żeby iść do Rama, gdzie przebywał Samuel. Powiedzieli mu: „Oto zestarzałeś się i twoi synowie nie chodzą twoimi ścieżkami. Ustal nad nami nowego króla, żeby nas sądził, jak go mają wszystkie narody.”

Król więc znaczy: „sędzia”. I król powinien być sędzią sprawiedliwym, żeby nie czynić ze swoich poddanych nieszczęśników: teraz – przez wojny, niesprawiedliwość, niesłuszne podatki, a na wieczność – przez szerzenie słabości i przywar. Biada królom, którzy uchybiają swoim obowiązkom, którzy zatykają uszy na wołania swych poddanych i zamykają oczy na rany narodu. [Biada tym, którzy] wywołują cierpienia narodu przez przymierza przeciwne sprawiedliwości, dla umocnienia własnej potęgi przy pomocy sprzymierzeńców!

Ale biada też ojcom, którzy uchybiają swoim obowiązkom, którzy są ślepi i głusi na potrzeby i na niedostatki członków swej rodziny, którzy są dla niej przyczyną zgorszenia lub boleści. [Biada tym], którzy się poniżają do niegodnych zaślubin, żeby się połączyć z rodzinami bogatymi i potężnymi; tym, którzy nie myślą, że małżeństwo służy nie tylko przekazywaniu życia, lecz jest też związkiem mającym wynieść i umocnić mężczyznę i niewiastę. To obowiązek, to posługa, a nie – handel, nie cierpienie, nie poniżanie jednego lub drugiego współmałżonka. To miłość, a nie – nienawiść.

Niechaj więc głowa będzie sprawiedliwa, bez nadmiernej twardości lub wymagań, bez nadmiernego pobłażania i słabości. Jeśli jednak trzeba wybierać między przesadą jedną lub drugą, wybierzcie raczej drugą, bo o tej przynajmniej Bóg będzie wam mógł powiedzieć: „Dlaczego byłeś tak dobry?”, i nie będzie mógł was potępić. Nadmiar dobroci sam bowiem już karze człowieka przez brutalność, na jaką inni pozwalają sobie wobec niego. Za surowość zawsze zostalibyście zganieni, gdyż jest ona brakiem miłości wobec najbliższego bliźniego.

I niechaj niewiasta będzie sprawiedliwa w domu wobec swego małżonka, dzieci i sług. Małżonkowi ma okazywać posłuszeństwo i szacunek, pociechę i pomoc. W takim posłuszeństwie nie ma zgody na grzech. Małżonka powinna być poddana, ale nie poniżana. Uważajcie, małżonki, żeby wasz mąż – pierwszy, który po Bogu sądzi was z powodu pewnych grzesznych uległości – nie był tym, który was do nich nakłania. To nie zawsze są pragnienia miłości, lecz także próby waszej cnoty. Nawet jeśli w danej chwili wasz małżonek się nad tym nie zastanawia, może nadejść taki dzień, w którym powie sobie: „Moja żona jest ogromnie zmysłowa”. I może stać się podejrzliwy co do waszej małżeńskiej wierności. Bądźcie czyste w małżeństwie. Niech wasza czystość narzuca małżonkowi tę powściągliwość, którą się ma wobec tego, co czyste. Niechaj patrzy na was jak na bliźniego, a nie jak na niewolnicę lub kochankę, którą się utrzymuje, żeby była jedynie „przyjemnością”, i wyrzuca, kiedy już nie daje przyjemności. Małżonka cnotliwa – rzekłbym: małżonka, która nawet po zaślubinach zachowuje „coś” dziewiczego w gestach, słowach, w wyrzeczeniach uczuciowych – może doprowadzić swego męża do wzniesienia się od zmysłów do uczuć. Dzięki temu małżonek wyzbędzie się rozwiązłości i stanie się naprawdę „czymś jednym” z małżonką, którą będzie traktował jakby część samego siebie i tak na nią będzie patrzył. I to będzie słuszne. Niewiasta bowiem jest „kością z jego kości i ciałem z jego ciała”. A przecież nikt nie traktuje źle swoich kości i swego ciała. Przeciwnie, miłuje je. Niech więc mąż i żona, jak dwoje pierwszych małżonków, nie patrzą na siebie, by widzieć swą nagość seksualną, lecz niech miłują się duchem, bez poniżającego zawstydzania.

Niech małżonka będzie cierpliwa, matczyna wobec męża. Niech go uważa za pierwsze ze swych dzieci. Niewiasta bowiem jest zawsze matką. Mężczyzna zaś zawsze potrzebuje matki, która byłaby cierpliwa, roztropna, czuła, dodająca otuchy. Błogosławiona niewiasta, która dla swego współmałżonka potrafi być towarzyszką, a równocześnie matką, żeby go podtrzymywać, i córką, żeby on nią kierował.

Niechaj małżonka będzie pracowita. Praca przeciwstawia się marzycielstwu i przyczynia się nie tylko do zdobycia pieniędzy, lecz także do [rozwoju] uczciwości.

Niech [żona] nie zadręcza męża głupią zazdrością, która niczego nie poprawia. Mąż jest uczciwy? Głupia zazdrość skłoni go do uciekania z domu, wystawi go na niebezpieczeństwo wpadnięcia w sieć jakiejś nierządnicy. Nie jest ani uczciwy, ani wierny? Poprawią go nie wybuchy zazdrości, lecz postawa poważna, bez nadąsania i niegrzeczności, pełna godności i miłości, zawsze kochająca. To właśnie skłoni go do zastanowienia się i opamiętania. Jeśli namiętność oddaliła męża od was, umiejcie go zdobyć cnotą, tak samo jak w młodości zdobyłyście go waszą pięknością. A dla nabrania siły do tej powinności i wytrwania w bólu, który by mógł was skłonić do niesprawiedliwości, kochajcie dzieci i miejcie na uwadze ich dobro.

Kobieta posiada wszystko w swoich dzieciach: radość, królewską koronę w godzinach szczęścia, kiedy jest naprawdę królową domu i małżonka. [W nich znajduje] balsam w godzinach bolesnych, kiedy zdrada lub inne dotkliwe doświadczenia życia małżeńskiego smagają jej czoło – a jeszcze bardziej serce – cierniami smutnej królewskiej godności małżonki-męczennicy.

[Kiedy jesteście] tak zdeptane, [czy macie pragnąć] rozwodu, powrotu do swojej rodziny lub znalezienia pociechy w rzekomym przyjacielu, który pożąda kobiety i udaje, że ma w sercu litość nad zdradzoną? Nie, niewiasty, nie! Dzieci, te niewinne dzieci już zaniepokojone, już przedwcześnie smutne z powodu atmosfery domowego ogniska – które już nie jest ani pogodne, ani dobre – mają swe prawa do matki, do ojca, do pociechy w domu. Kiedy w nim zginęła miłość jednego, drugi pozostaje czujny i troszczy się o nie. Ich niewinne oczy patrzą na was, badają was i rozumieją więcej, niż myślicie. I formują swe duchy według tego, co widzą i pojmują. Nie bądźcie nigdy przyczyną zgorszenia dla waszych dzieci, ale chrońcie się w nich jak w twierdzy z czystego diamentu przed słabościami ciała i zasadzkami węży.

I niech niewiasta będzie matką. Matką sprawiedliwą, która jest równocześnie siostrą i matką, przyjaciółką i zarazem siostrą swoich synów i córek, a ponad wszystko – przykładem we wszystkim. Powinna czuwać nad synami i córkami, napominać z miłością, wspierać, skłaniać do myślenia, a wszystko to – bez faworyzowania. Wszystkie bowiem dzieci są zrodzone z tego samego nasienia i z tego samego łona. To naturalne, że kocha się dzieci dobre, z powodu radości, jaką dają. Należy jednak kochać – chociaż to miłość bolesna – także dzieci niedobre, pamiętając, że człowiek nie może być bardziej surowy od Boga. On zaś kocha nie tylko dobrych, ale i złych. A kocha ich, aby spróbować ich uczynić dobrymi, dać im środki i czas, by się poprawili. Podtrzymuje człowieka aż do śmierci, zachowując sobie jednak prawo do tego, że będzie sprawiedliwym Sędzią wtedy, kiedy człowiek już nie będzie mógł naprawić [swego życia].

Pozwólcie, że powiem wam teraz coś, co nie jest [tematem] tego przemówienia, ale pożyteczne jest pamiętanie o tym. Wiele razy, zbyt często słyszy się, że źli mają więcej radości niż dobrzy i że to nie jest sprawiedliwe. Zacznę od rady: „Nie sądźcie z pozorów i [nie osądzajcie] tego, czego nie znacie”. Pozory często mylą. Osąd Boży jest ukryty dla ziemi. [Kiedy będziecie już] po drugiej stronie, poznacie i zobaczycie, że przejściowy dobrobyt złego [człowieka] był mu udzielony jako środek przyciągnięcia go do Dobra oraz jako zapłata za tę odrobinę dobra, które nawet najgorszy może uczynić. Kiedy ujrzycie wszystko w sprawiedliwym świetle przyszłego życia, dostrzeżecie, że czas radości grzesznika jest krótszy niż życie źdźbła trawy, zrodzonego wiosną na brzegu strumienia, a wysuszonego w lecie. Tymczasem jedna tylko chwila chwały w Niebie – z powodu radości, jakiej udziela ona duchowi cieszącemu się nią – jest dłuższa niż najwspanialsze życie człowieka, który kiedykolwiek istniał. Nie zazdrośćcie więc złemu [człowiekowi jego] pomyślności, lecz usiłujcie przy pomocy dobrej woli dojść do posiadania skarbu wiecznego i sprawiedliwie [udzielonego].

Powracając jednak do omawiania tego, jacy powinni być członkowie rodziny i mieszkańcy jednego domu, aby w nim trwale owocowało Moje błogosławieństwo, mówię wam:

Dzieci, bądźcie poddane waszym rodzicom. [Bądźcie] pełne szacunku, posłuszne, abyście potrafiły być takimi również wobec Pana, waszego Boga. Bo jeśli nie nauczycie się słuchać małych nakazów ojca i matki, których widzicie, jakże będziecie umiały wypełniać przykazania Boga, wypowiedziane w Jego imię, nie widząc Go ani nie słysząc? I jeśli nie nauczycie się wierzyć, że On, kochając was – tak jak ojciec i matka was kochają – może nakazywać tylko to, co dobre, jakże będziecie mogły wierzyć, że dobrem jest i to, co zostało wam przekazane jako Boże polecenia? Bóg kocha, On jest Ojcem, wiecie o tym? Ale sprawiedliwym. Kocha was i chce was mieć przy Sobie, o kochane dzieci. Dlatego chce, abyście były dobre. A pierwszą szkołą, w której uczycie się tego, jest rodzina. Tam uczycie się miłości i posłuszeństwa. To tam rozpoczyna się droga, która prowadzi was do Nieba. Bądźcie więc dobre, pełne szacunku, uległe. Kochajcie ojca, nawet jeśli was upomina. On czyni to dla waszego dobra. [Kochajcie] matkę, nawet jeśli was powstrzymuje przed jakimiś działaniami, które jej doświadczenie osądza jako niedobre. Czcijcie rodziców, nie przynoście im wstydu z powodu waszego złego postępowania. Pycha jest czymś niedobrym, ale istnieje święta duma stwierdzenia: „Nie zadałem cierpienia ojcu ani matce”. To będzie waszą radością z ich bliskości za ich życia i uśmierzy ranę po ich śmierci. Łzy zaś, które dziecko każe wylewać rodzicom, żłobią jak stopiony ołów serce złego dziecka. A pomimo całego wysiłku uśmierzenia [bólu] tej rany, ona wciąż zadaje cierpienie, daje o sobie znać i boli coraz bardziej, gdy śmierć ojca lub matki uniemożliwia dziecku wynagrodzenie... O, dzieci! Bądźcie dobre, zawsze, jeśli chcecie, żeby Bóg was kochał.

Wreszcie święty jest dom, w którym – dzięki sprawiedliwości właścicieli, jego gospodarzy – słudzy i pomocnicy także stają się sprawiedliwymi. Niechaj gospodarze pamiętają, że złe zachowanie rozdrażnia i psuje sługę. I niechaj sługa nie zapomina, że jego złe postępowanie budzi niesmak pana. Niech każdy pozostanie na swoim miejscu, ale związany miłością bliźniego, aby zniwelować podział na sługi i panów.

A wtedy dom pobłogosławiony przeze Mnie zachowa błogosławieństwo. Bóg będzie w nim. Zachowają też błogosławieństwo – a więc zostaną ochronione – łodzie i ogrody, i narzędzia pracy, i sprzęt do łowienia, jeśli będą służyły w sposób święty pracy w dni dozwolone i w sposób święty zostaną poświęcone dla uczczenia Boga w święty dzień szabatu. [Zachowacie błogosławieństwo], jeśli będziecie żyli jako rybacy lub sprzedawcy jarzyn bez oszukiwania na cenie lub wadze, jeśli nie będziecie przeklinali pracy ani też czynili jej królem waszego życia, stawiając ją wyżej niż Boga. Praca dostarcza wam zarobku, ale to Bóg daje wam Niebo.

Chodźmy więc teraz pobłogosławić domy i łodzie, i wiosła, i ogrody, i motyki. Potem zaś pójdę przemówić blisko schronienia Jana, zanim on uda się do kapłana. Bo nie powrócę tu już, a słuszne jest, żeby i on usłyszał Mnie chociaż jeden raz. Weźcie chleb, ryby i owoce. Zaniesiemy to do lasu i zjemy w obecności uzdrowionego trędowatego. Damy mu najlepsze porcje, żeby jego ciało też świętowało i żeby poczuł się już jak brat pośród wierzących w Pana.»

I Jezus rusza naprzód. Podążają za Nim ludzie z osady oraz z sąsiednich wiosek, do których – być może w nocy – poszli mieszkańcy tej miejscowości zanieść wiadomość, że Zbawiciel jest na tym brzegu [jeziora].


   

Przekład: "Vox Domini"