Ewangelia według
św. Mateusza
Ewangelia według
św. Marka
Ewangelia według
św. Łukasza
Ewangelia według
św. Jana


Maria Valtorta

Księga IV - Trzeci rok życia publicznego

–   POEMAT BOGA-CZŁOWIEKA   –

173. JEZUS ROZMAWIA Z JÓZEFEM, SYNEM ALFEUSZA
Napisane 22 sierpnia 1946. A, 8967-8982

Słońce ledwie wstaje nad przyrodą wilgotną od ulewy, która z pewnością niedawno spadła, gdyż pył drogi jest jeszcze wilgotny, choć nie ma błota. Dlatego właśnie mówię, że musiało niedawno padać i że była to krótka gwałtowna ulewa: pierwszy jesienny deszcz, który zapowiada listopadowe słoty, przemieniające drogi Palestyny w kleiste wstęgi mułu. Przychylny wędrowcom deszcz nawilżył jedynie kurz. Kurz jest drugą plagą Palestyny, zarezerwowaną na miesiące letnie, podobnie jak błoto panuje w zimie. Deszcz przemył więc powietrze, liście, trawy. Błyszczą, całe czyste, w pierwszych promieniach słońca. Wietrzyk, łagodny i czysty, przebiega pośród oliwek okrywających wzgórza Nazaretu. Wydaje się, że poruszają nimi aniołowie licznie fruwający pośród tych pokojowych drzew, tak bardzo szmer ich liści przypomina odgłos wielkich skrzydeł poruszających się w locie. Drzewa jaśnieją lekkim srebrzystym błyskiem, całe pochylone w jedną stronę, jakby po przelocie aniołów pozostał na nich ślad rajskiego światła.

Miasto pozostało już w tyle o kilka stadiów. Jezus, idący skrótami przez wzgórza, wychodzi teraz na wielką drogę, prowadzącą z Nazaretu na równinę Ezdrelonu. To droga dla karawan. Z minuty na minutę ożywia się wraz z przechodzącymi pielgrzymami. Idzie drogą jeszcze kilka stadiów. W pewnym miejscu droga się rozwidla, przy kamieniu milowym, który po dwóch stronach nosi napis: „Jaffia Simonia – Betlejem Karmel”, od strony zachodniej i „Xalot – Naim Scytopolis – Engannim”, od strony wschodniej. Jezus widzi Swoich kuzynów Józefa i Szymona, stojących przy drodze. Wraz z Janem, synem Zebedeusza, witają Go z daleka.

«Pokój wam! Już tutaj? Myślałem, że przybędę tu jako pierwszy i będę na was czekać... a już was spotykam» – całuje ich, wyraźnie rozradowany spotkaniem.

«Nie mogłeś przybyć pierwszy. Bojąc się, że przejdziesz, zanim tu dotrzemy, wyszliśmy w blasku pierwszych gwiazd, które zaraz zakryły chmury.»

«Powiedziałem wam, że się spotkamy. Zatem ty, Janie, wcale nie spałeś.»

«Mało, Nauczycielu, ale z pewnością więcej od Ciebie. Ale to nie ma znaczenia.»

Pogodne oblicze Jana rozjaśnia uśmiech, odbijając jego wspaniały charakter osoby zawsze z wszystkiego zadowolonej.

«A więc, Mój bracie, chciałeś ze Mną rozmawiać?» – pyta Jezus Swego kuzyna – Józefa.

«Tak... Chodź nieco w głąb tej winnicy. Będziemy mieć więcej spokoju.»

Józef, syn Alfeusza, jako pierwszy wchodzi pomiędzy dwa rzędy winorośli już pozbawionych owoców. Na pędach – pośrodku blednących liści, które wkrótce opadną – pozostaje jedynie kilka kiści. Zostawiono je dla głodnego ubogiego lub dla jakiegoś pielgrzyma, zgodnie z przepisami prawa mojżeszowego. Jezus idzie za Józefem z Szymonem. Jan pozostaje na drodze, lecz Jezus woła go, mówiąc:

«Możesz przyjść, Janie. Jesteś Moim świadkiem.»

«Ależ...» – mówi zaskoczony apostoł, przyglądając się dwóm synom Alfeusza.

«Tak, tak, chodź i ty. A nawet chcemy, żebyś słyszał to, o czym będziemy mówić» – mówi Józef.

Wtedy Jan też wchodzi między winorośle. Wszyscy zanurzają się w nich, idą wzdłuż zakręcających rzędów roślin. Już ich nie widać z drogi.

[Por. J 7,3] «Jezu, byłem szczęśliwy, kiedy dowiedziałem się, że Mnie kochasz» – mówi Józef.

«A mogłeś w to wątpić? Czyż nie zawsze cię kochałem?» – mówi Jezus.

«Ja też zawsze Cię kochałem. Ale... w naszej miłości, od jakiegoś czasu, już się nie rozumieliśmy. Ja... nie mogłem przystać na to, co Ty robiłeś, bo to mi się wydawało zgubą Twoją, Twej Matki, naszą... Wiesz... my wszyscy, starzy Galilejczycy, pamiętamy, jak został ukarany Juda Galilejczyk i jak rozstali rozproszeni jego krewni i uczniowie, których dobra zagarnięto. Tych, których nie zabito, zesłano na galery i odebrano im dobra. Nie chciałbym tego dla nas. To... Tak, zdawało mi się, że to nie może być prawdą, że akurat u nas... U potomków Dawida, tak, ale w ten sposób... Nie brak nam chleba, nie. Co to to nie i niech Najwyższy będzie za to uwielbiony. Gdzież się jednak znajduje królewska wielkość, którą wszyscy prorocy przypisują przyszłemu Mesjaszowi? A Ty, czyż Ty jesteś rózgą, która uderza, aby opanować? Czy zabłysło światło przy Twym narodzeniu? Nie urodziłeś się nawet w Swoim domu!... O! Znam dobrze proroctwa! My byliśmy już wyschłym drzewem i nic nie wskazywało, że Pan przywróci mu kwitnienie. A kimże Ty byłeś, jeśli nie – sprawiedliwym?

To z powodu tych myśli zwalczałem Cię i jęczałem nad naszą ruiną. I kiedy tak jęczałem, przyszli kusiciele, aby jeszcze bardziej rozpalić moje myśli o wielkości, o królewskiej godności... Jezu, Twój brat był głupcem. Uwierzyłem im, nie spodobałem się Tobie. Trudno to wyznać, ale muszę to powiedzieć. A pomyśl, że cały Izrael był we mnie: bezrozumny jak ja, pewien, że Mesjasz nie będzie wyglądał tak, jak Ty... Ciężko to powiedzieć: „Pomyliłem się! Pomyliliśmy się i mylimy się! Od wieków”. Ale Twoja Matka wyjaśniła mi słowa proroków.

O, tak! Jakub ma rację i Juda ma rację. Usłyszane z Jej ust – jak oni je usłyszeli, kiedy jeszcze byli dziećmi – ukazują, że Ty jesteś Mesjaszem. Moje włosy siwieją, bo nie jestem już dzieckiem i nie byłem nim wtedy, gdy Maryja wróciła ze Świątyni jako małżonka Józefa. I pamiętam te dni i pełne zdumienia potępienie ze strony mego ojca, gdy zobaczył, że jego brat nie urządził szybko godów. Jego zdumienie, zaskoczenie Nazaretu i także obmowy... Bo nie jest przyjęte odkładanie godów na tak długi czas, stawianie siebie w sytuacji [możliwości] popełniania grzechu i... Jezu, ja cenię Maryję i otaczam czcią pamięć mojego krewnego, ale świat... Dla ludzi to nie był dobry pomysł... Ty... O! Teraz to wiem. Twoja Matka wyjaśniła mi proroctwa. Oto dlaczego Bóg chciał, aby gody zostały opóźnione: Twoje narodziny miały się zbiec z wielki edyktem i miałeś się narodzić w Betlejem Judzkim. I... Maryja wszystko mi wyjaśniła, wszystko... Tak, a był to rodzaj światła, abym zrozumiał to, co zataiła przez pokorę. I mówię teraz: Ty jesteś Mesjaszem. To mówię i będę mówił. Ale mówienie tego nie oznacza jeszcze przemiany ducha... bo mój duch myśli, że Mesjasz to Król. Proroctwa mówią... i trudno wyobrazić sobie innego Mesjasza niż Króla... Nadążasz za moją myślą? Jesteś zmęczony?»

«Nie, słucham cię» [– zapewnia go Jezus.]

«No więc... Usiłujący zwieść moje serce powrócili i chcieli, abym Cię przymusił... A ponieważ nie chciałem, wtedy zasłony opadły z ich twarzy. Ukazali się takimi, jakimi są: fałszywi przyjaciele, prawdziwi wrogowie... I przyszli inni... Opłakiwali swój grzech i ich wysłuchałem. Powtórzyli Twoje słowa z domu Chuzy... 

Teraz wiem, że Ty będziesz królował nad duchami, czyli będziesz Tym, w którym cała mądrość Izraela się skupi, aby nadać nowe, powszechne prawa. W Tobie jest mądrość patriarchów i sędziów, i proroków, i naszych przodków Dawida i Salomona; w Tobie – mądrość, która prowadziła królów, Nehemiasza i Ezdrasza; w Tobie – mądrość, która wiodła Machabeuszów. [W Tobie przebywa] cała mądrość ludu: naszego ludu, ludu Bożego. Rozumiem, że Ty dasz światu: całemu światu poddanemu Twej władzy, Twoje bardzo mądre prawa. I to lud święty stanie się Twoim ludem. Ale, Mój Bracie, nie możesz dokonać tego całkiem sam. Mojżesz dla o wiele mniejszych [spraw] wybrał sobie pomocników. A to był tylko jakiś jeden lud! Ty... cały świat. Wszystko u Twoich stóp!...

[Por. J 7,4] Ach! Aby to uczynić, musisz sprawić, że Cię poznają... Dlaczego masz zamknięte oczy i uśmiechasz się?»

«Bo słucham i zadaję Sobie pytanie: „Czy Mój brat zapomniał już, że czynił Mi wyrzuty, bo starałem się o to, aby Mnie poznano? Mówił, że szkodzę całej rodzinie.” Dlatego właśnie się uśmiecham. I myślę też, że od dwóch lat i sześciu miesięcy cały czas staram się o to, aby Mnie poznano.»

«To prawda. Ale... kto Cię zna? Ubodzy, wieśniacy, rybacy, grzesznicy i niewiasty! Palce jednej ręki starczą, aby wyliczyć pośród znających Cię takich, którzy nie są bezwartościowym niczym. Mówię więc, że powinni Cię poznać wielcy Izraela: Kapłani, przywódcy Kapłanów, Starszyzna, uczeni w Piśmie, wielcy rabbi Izraela – wszyscy, którzy, choć nieliczni, warci są wielu. To oni powinni Cię poznać! Oni! Ci, którzy Cię nie kochają, pośród oskarżeń, których fałszywość pojmuję, mają jedno prawdziwe i słuszne: to, że ich lekceważysz. Dlaczego miałbyś im nie pokazać, kim jesteś? A dlaczego ich nie zdobędziesz Swą mądrością? Wejdź do Świątyni i zasiądź w Portyku Salomona. Jesteś z rodu Dawida i jesteś prorokiem. To miejsce do Ciebie należy, do nikogo innego, jak tylko do Ciebie, [potomka Dawida] w prostej linii, i mów.»

«Mówiłem już i to dlatego Mnie znienawidzili.»

«Nalegaj. Przemów jak król. Czy nie pamiętasz mocy i majestatu działań Salomona? Jeśli (wspaniałe jest to „jeśli”!) jesteś naprawdę tym, którego przepowiadali prorocy – jak to ukazują proroctwa widziane oczami ducha – jesteś więcej niż Człowiekiem. Salomon był tylko człowiekiem. Ukaż więc, kim jesteś, a oddadzą Ci cześć.»

«Czy oddadzą Mi cześć żydzi, książęta i przywódcy rodów i pokoleń Izraela? Nie wszyscy. Ale kilku z tych, którzy Mnie nie czczą, odda Mi cześć w duchu i w prawdzie. Nie teraz jednak. Muszę najpierw włożyć koronę i ująć berło, i przyoblec się purpurą.»

«Ach! Jesteś więc królem, będziesz nim wkrótce! Powiedziałeś to! Tak myślałem! Wielu tak myśli!»

«Zaprawdę, nie wiesz, w jaki sposób będę królował. Jedynie Najwyższy i Ja, i kilka dusz – którym Duchowi Świętemu spodobało się to objawić, teraz i w przyszłości – wiemy, jak będzie królował Król Izraela, Pomazaniec Boży.»

«Posłuchaj jednak i mnie, Bracie – mówi Szymon, syn Alfeusza. – Józef ma rację. Jak chcesz, żeby Cię kochali lub żeby się Ciebie bali, skoro wciąż unikasz zadziwienia ich? Czy nie chcesz wezwać Izraela do broni? Nie chcesz wydać dawnego okrzyku wojny i zwycięstwa? Stań się w końcu królem przez publiczną aklamację! Twoją mocą Rabbiego i Proroka jesteś zdolny wywołać te okrzyki ‘hosanna’. To nie po raz pierwszy w Izraelu król byłby tak powitany i wezwany do objęcia tronu.»

«Jestem nim, od zawsze.»

«Tak – odpowiada Szymon – To nam powiedział jeden przywódca w Świątyni. Urodziłeś się jako król żydowski. Ale Ty nie kochasz Judei. Jesteś królem-dezerterem, bo do Judei nie przychodzisz. Nie jesteś świętym królem, bo nie miłujesz Świątyni, w której wola ludu ogłosi Cię królem. Bez woli ludu, o ile nie zechcesz się mu narzucić siłą, nie będziesz mógł królować.»

«Bez woli Boga. To chcesz powiedzieć, Szymonie. Czymże jest wola ludu? Czym lud? Dzięki komu jest ludem? Kto go jako taki podtrzymuje? Bóg. Nie zapominaj o tym, Szymonie. Będę tym, kim chce Bóg. To z Jego woli będę tym, kim mam być, i nic nie będzie mogło przeszkodzić, abym nim był. Nie będę musiał wznosić okrzyku do zgromadzenia się. Cały Izrael będzie obecny przy ogłoszeniu Mnie [Królem]. Nie będę musiał wchodzić do Świątyni, aby Mnie obwołano Królem. Zaniosą Mnie tam. Cały lud Mnie zaniesie, abym wstąpił na Mój tron. Oskarżacie Mnie o to, że nie kocham Judei... To w sercu tej właśnie Judei, w Jerozolimie, stanę się „Królem Żydów”. Saul nie został obwołany królem w Jerozolimie ani Dawid, ani Salomon. Ale Ja zostanę namaszczony na Króla w Jerozolimie. 

[Por. J 7,6] Teraz jednak nie idę publicznie do Świątyni i nie zasiądę w niej, gdyż to nie jest Moja godzina.»

Józef znowu się odzywa:

«Pozwalasz minąć Twojej godzinie. Ja Ci to mówię. Lud jest zmęczony obcymi najeźdźcami i naszymi przywódcami. Oto godzina. Ja Ci to mówię. Cała Palestyna – z wyjątkiem Judei, ale nie całej – idzie za Tobą jako Rabbim i jeszcze kimś większym. Jesteś jak wzniesiony w górę sztandar i wszyscy na Ciebie patrzą. Jesteś jak orzeł i wszyscy podążają wzrokiem za Twoim lotem. Jesteś jak mściciel i wszyscy czekają, aż wypuścisz strzałę. Idź, opuść Galileę, Dekapol, Pereę i inne regiony i idź do serca Izraela, do twierdzy, w której całe zło jest zamknięte, a skąd powinno pochodzić wszelkie dobro. Zdobądź ją. Tam też masz uczniów, ale letnich, bo mało Cię znają. Są nieliczni, bo mało wśród nich przebywasz. Są niepewni, bo nie uczyniłeś wśród nich dzieł, jakich dokonałeś gdzie indziej. Idź do Judei, aby i oni – dzięki Twoim dziełom – ujrzeli, kim jesteś. Wyrzucasz Judejczykom, że Cię nie kochają. Ale jak możesz tego wymagać, skoro ukrywasz się przed nimi? Nikt, kto chce zostać publicznie obwołany królem i kto tego pragnie, nie czyni dzieł w ukryciu, ale dokonuje ich tak, żeby były publicznie widziane. Skoro więc potrafisz cudownie wpływać na serca, ciała, na żywioły, idź tam i niechaj Cię świat pozna.»

«Powiedziałem wam: to nie jest Moja godzina. Mój czas jeszcze nie nadszedł. Wam zawsze się zdaje, że to jest dobra chwila, ale nie jest tak. Ja muszę działać w Moim czasie: ani przed nim, ani po nim. Przed nim byłoby to daremne. Spowodowałbym, że świat i serca by o Mnie zapomniały, nim bym dopełnił Mego dzieła. Praca już wykonana nie dałaby owoców, gdyż Bóg by jej nie uwieńczył ani nie wspomógł. On chce, abym ją wypełnił bez lekceważenia jednego nawet słowa lub jednego działania. Muszę być posłuszny Memu Ojcu i nigdy nie uczynię tego, czego wy oczekujecie, gdyż to posłużyłoby do udaremnienia realizacji planu Mojego Ojca.

[Por. J 7,7] Rozumiem was i wybaczam wam. Nie żywię do was urazy. Nie odczuwam zmęczenia, zniechęcenia z powodu waszej ślepoty... Wy nie wiecie, ale Ja wiem. Wy nie wiecie, widzicie tylko powierzchnię oblicza świata. Ja widzę głębiny. Świat ukazuje wam jeszcze dobre oblicze. On was nie nienawidzi nie z powodu miłości do was, lecz dlatego, że [w jego przekonaniu] nie zasługujecie na jego nienawiść. Jesteście zbyt mali. Mnie jednak nienawidzi, bo Ja jestem niebezpieczeństwem dla świata: niebezpieczeństwem dla fałszu, pożądliwości, przemocy, jaką jest świat.

Ja jestem Światłością, a światłość oświeca. Świat nie lubi światłości, gdyż ona ujawnia działania świata. Świat Mnie nie kocha. On nie może Mnie kochać, bo wie, że przyszedłem, aby go pokonać w sercach ludzi oraz w mrocznym królu, który nad nim panuje i sprowadza na złe drogi. Świat nie chce się przekonać, że Ja jestem jego Lekarzem i jego Lekarstwem, i jak szalony pragnie Mnie pokonać, aby nie doznać uzdrowienia. Świat jeszcze nie chce się przekonać, że Ja jestem Nauczycielem, bo to, co Ja mówię, jest sprzeczne z tym, co on mówi. Usiłuje więc zdławić Głos mówiący do świata po to, aby ukazać mu prawdziwą naturę jego złych działań i aby pouczyć go o Bogu.

Pomiędzy Światem a Mną istnieje przepaść, ale nie z Mojej winy. Przyszedłem, aby dać światu Światło, Drogę, Prawdę, Życie. Ale świat nie chce Mnie przyjąć i dla niego Moje światło staje się ciemnością, gdyż będzie ono przyczyną potępienia tych, którzy Mnie nie chcieli. W Chrystusie znajduje się całe Światło dla tych spośród ludzi, którzy chcą je przyjąć, lecz w Chrystusie znajdują się też wszystkie ciemności dla tych, którzy Mnie nienawidzą i odrzucają. To dlatego u początku Moich śmiertelnych dni zostałem proroczo określony jako „znak sprzeciwu”. Zależnie bowiem od sposobu przyjęcia Mnie będzie zbawienie lub potępienie, śmierć lub życie, światło lub ciemności .

Ci jednak, którzy Mnie przyjmują – zaprawdę, zaprawdę powiadam wam – staną się synami Światłości, czyli Boga, gdyż zrodzili się z Boga, bo przyjęli Boga. Przyszedłem więc, aby ludzi uczynić dziećmi Bożymi. Jakże więc mogę stać się królem takim, jakiego wy – i wielu w Izraelu – chcecie, z miłości lub z nienawiści, z naiwności lub złośliwości? Nie rozumiecie, że zniszczyłbym nie Jezusa, syna Maryi i Józefa z Nazaretu, lecz samego Siebie: Mnie prawdziwego, czyli Mesjasza? Zniszczyłbym Króla królów, Odkupiciela zrodzonego z Dziewicy, zwanego Emmanuelem, Zadziwiającym, Doradcą, Mocnym, Ojcem przyszłego wieku, Księciem Pokoju, Bogiem; Tego, którego królestwo i pokój są bez końca. On zasiada na tronie Dawida gdyż [jako człowiek] pochodzi z jego rodu, lecz – jak mówi Księga Psalmów – ma świat za podnóżek, ma pod Swymi stopami wszystkich Swoich wrogów, a Ojca – u Swego boku. [A jest tak] na mocy nadprzyrodzonego prawa, dzięki Jego Boskiemu pochodzeniu. Nie pojmujecie, że Bóg nie może być innym Człowiekiem niż takim, który posiada doskonałość dobroci, dla ocalenia człowieka? On jednak nie może, nie powinien poniżać się przez nędzne ludzkie sprawy. Nie rozumiecie, że gdybym przyjął koronę, władzę królewską w waszym rozumieniu, wyznałbym, że jestem fałszywym Chrystusem, zadałbym kłam Bogu, zaprzeczyłbym Sobie samemu, zaprzeczyłbym Ojcu i byłbym gorszy od Lucyfera? Pozbawiłbym bowiem Boga radości posiadania was. Byłbym dla was gorszy od Kaina, bo skazałbym was na stałe wygnanie do otchłani, z dala od Boga, bez nadziei na Raj.

Nie rozumiecie tego wszystkiego? Nie rozumiecie, w jaką zasadzkę chcą Mnie wciągnąć ludzie? To sidła szatana, aby zaatakować Wiecznego w Jego Umiłowanym i w Jego stworzeniach: ludziach. Nie rozumiecie, że jest to znakiem tego, iż Ja jestem więcej niż człowiekiem, że jestem Człowiekiem-Bogiem? Dążę jedynie do tego, co duchowe, aby dać wam duchowe Królestwo Boga... Nie rozumiecie, że znakiem tego, że Ja...»

«To słowa Gamaliela!» – woła Szymon.

«...że Ja nie jestem jakimś królem, lecz Królem – jest ta nienawiść do Mnie całego piekła i całego świata? Muszę nauczać, cierpieć, aby was zbawić. To właśnie muszę czynić. A tego nie chce szatan i demony tego nie chcą. Jeden z was powiedział: „To słowa Gamaliela”. On wprawdzie nie jest Moim uczniem i nie zostanie nim, dopóki będę na tym świecie, ale to człowiek sprawiedliwy. Czyż jest może Gamaliel pośród tych, którzy Mnie i wam proponują biedne królestwo ludzkie?»

«O, nie! – odpowiada Szymon – Szczepan powiedział, że rabbi – dowiedziawszy się o tym, co zaszło w domu Chuzy – zawołał: „Mój duch drży, zadając sobie pytanie, czy On naprawdę jest Tym, za kogo się podaje. Ale wszelkie pytanie zamarłoby w moim umyśle, przed uformowaniem się – i to na zawsze – gdyby On przystał na to. Dziecko, które słyszałem, powiedziało, że niewolnictwo jak i godność królewska nie będą takie, o jakich my myślimy z powodu złego pojmowania proroków. Czyli nie będą materialne, lecz duchowe. [Takie królowanie pojawi się] dzięki Chrystusowi, Odkupicielowi z grzechu i Założycielowi Królestwa Bożego w duchach. Pamiętam te słowa i to na ich podstawie oceniam Rabbiego. Gdybym, oceniając Go, stwierdził, że nie dorasta do nich, odrzuciłbym Go jako grzesznika i kłamcę. Drżałem w obawie, że w nicość rozpłyną się nadzieje zrodzone przez tamto Dziecko.”»

«Tak, tylko na razie nie mówi, że On jest Mesjaszem» – stwierdza Józef.

«Mówi, że czeka na znak» – odpowiada mu Szymon.

«Daj mu go zatem! I niech będzie potężny.»

[Por. J 7,8] «Dam mu to, co mu obiecałem, ale nie teraz. Wy idźcie na to święto. Ja nie pójdę tam publicznie, jako rabbi, jako prorok, aby się narzucić, gdyż nie nadszedł jeszcze Mój czas.»

«Ale przyjdziesz przynajmniej do Judei? Dasz Judejczykom przekonywujące dowody? Aby nie mogli mówić, że...»

«Tak. Ale ty myślisz, że one zapewnią Mi pokój. Bracie, im bardziej będę działał, tym bardziej będą Mnie nienawidzić. Ale sprawię ci radość. Dam im dowody największe z możliwych... i powiem im słowa zdolne przemienić wilki w jagnięta, twarde kamienie – w miękki wosk. Ale to na nic się nie przyda...» – mówi ze smutkiem Jezus. [Józef usprawiedliwia się:]

«Wywołałem Twoje cierpienie? Mówiłem to dla Twego dobra.»

«Nie, nie zadajesz Mi bólu... Chciałbym jednak, żebyś Mnie rozumiał, żebyś ty, Mój brat, widział Mnie takim, jakim jestem... Chciałbym odejść z radością wiedząc, że jesteś Moim przyjacielem. Przyjaciel rozumie i czuwa nad sprawami przyjaciela...»

«Zapewniam Cię, że to uczynię. Wiem, że Cię nienawidzą. Teraz już wiem. To dlatego przyszedłem. Ale wiedz, że będę czuwał nad Tobą. Jestem najstarszy. Odeprę oszczerstwa. Pomyślę o Twojej Matce» – obiecuje Józef.

«Dziękuję, Józefie. Wielkie jest Moje brzemię. Przynosisz Mi ulgę. Morze boleści – a wraz z nim nienawiść – przybliża się ze swymi falami, aby Mnie zalać... Ale to nic, jeśli tylko mam waszą miłość. Bo Syn Człowieczy ma serce... a to serce potrzebuje miłości...»

«A ja Ci ją daję. Tak. Na oczach Boga, który mnie widzi, mówię Ci, że Ci ją daję. Idź w pokoju, Jezu, do Swej pracy. Pomogę Ci. Kochaliśmy się bardzo. Potem... Ale teraz powracamy do tego, czym byliśmy kiedyś jeden dla drugiego. Ty: Święty, ja – człowiek, ale połączony [z Tobą] dla chwały Boga. Żegnaj, Bracie.»

«Żegnaj, Józefie.»

Całują się. Potem Szymon mówi:

«Pobłogosław nas, aby nasze serca otwarły się na Światłość.»

Jezus ich błogosławi i przed odejściem mówi im jeszcze:

«Powierzam wam Moją Matkę...»

«Odejdź w pokoju. Będzie w nas miała dwóch synów.»

Rozstają się. Jezus wraca na drogę i – z Janem u Swego boku – idzie szybko, bardzo szybko.

Po jakimś czasie Jan przerywa ciszę, aby zapytać:

«Ale czy Józef, syn Alfeusza, jest już przekonany czy nie?»

«Jeszcze nie» [– odpowiada Jezus.]

«Zatem kim dla niego jesteś? Mesjaszem? Człowiekiem? Królem? Bogiem? Nie zrozumiałem dobrze. Wydaje mi się, że on...»

«Józef jest jakby w jednym z tych porannych snów, kiedy umysł powraca już ku rzeczywistości, wyzbywając się ciężkiego snu, w którym widział nierzeczywiste marzenia senne, a czasem koszmary. Zjawy nocy oddalają się, ale duch unosi się jeszcze we śnie, który nie chce się zakończyć, gdyż był piękny... Tak jest z nim. Jest bliski przebudzenia się, ale na razie pieści jeszcze swój sen. Zatrzymuje go – można by rzec – bo dla niego jest piękny... Trzeba jednak umieć brać to, co człowiek potrafi dać, i wychwalać Najwyższego za przemianę, jaka się dotąd dokonała. Błogosławione dzieci! Im tak łatwo wierzyć!» – i Jezus obejmuje w pasie Jana, aby dać odczuć Swą miłość temu, który potrafi być jeszcze dzieckiem i wierzyć.


   

Przekład: "Vox Domini"