Ewangelia według
św. Mateusza
Ewangelia według
św. Marka
Ewangelia według
św. Łukasza
Ewangelia według
św. Jana


Maria Valtorta

Księga IV - Trzeci rok życia publicznego

–   POEMAT BOGA-CZŁOWIEKA   –

199. MAŁŻONKA SADUCEUSZA WYWOŁUJĄCEGO ZMARŁYCH
Napisane 3 października 1944. A, 3704-3724

Jezus idzie dalej niestrudzenie drogami Palestyny. Rzekę ma nadal po Swojej prawicy. Podąża w tym samym kierunku, w którym płynie piękna woda, niebieska i migocąca w miejscach, w których całuje ją słońce. W pobliżu brzegów – tam gdzie cień drzew odbija w niej swą ciemną zieleń – jest niebiesko-zielona.

Jezus znajduje się pośród uczniów. Słyszę Bartłomieja, który mówi Mu: «Zatem rzeczywiście idziemy do Jerycha? Nie lękasz się jakiejś zasadzki?»

«Nie boję się. Przybyłem do Jerozolimy na Święto inną drogą i oni, rozczarowani, już nie wiedzą, gdzie Mnie ująć bez zbytniego przyciągania uwagi tłumów. Wierz Mi, Bartłomieju, że dla Mnie mniej jest niebezpieczeństw w ludnym mieście niż na oddalonych ścieżkach. Lud jest dobry i szczery, ale jest też porywczy i powstałby, gdyby Mnie chciano ująć w czasie, kiedy jestem z nim, nauczając i uzdrawiając. Węże pracują w samotności i mroku. Poza tym... mam jeszcze dziś i dziś, i dziś, żeby pracować... Potem... przyjdzie godzina Demona i stracicie Mnie. Następnie zaś Mnie odnajdziecie. Wierzcie w to. I umiejcie w to wierzyć, kiedy będzie się wydawało, że wydarzenia bardziej niż kiedykolwiek zaprzeczają Mi.»

Apostołowie wzdychają zasmuceni i spoglądają z miłością i bólem na Jezusa, a Jan jęczy: «Nie!»

Piotr swymi mocnymi krótkimi ramionami obejmuje Jezusa, jakby Go chciał bronić, i mówi: «O, mój Panie i Nauczycielu!»

Nie mówi nic więcej, ale jest tak wiele w jego słowach.

«Tak to jest, przyjaciele. To po to przyszedłem. Bądźcie silni. Widzicie, że Ja z przekonaniem idę naprzód ku Memu celowi, jak ktoś kto idzie w stronę słońca i uśmiecha się do słońca, które całuje mu czoło. Moja Ofiara będzie słońcem dla świata. Światło Łaski zstąpi w serca, pokój Boży uczyni je płodnymi, zasługi Mego męczeństwa uzdolnią ludzi do osiągnięcia Nieba. Czyż nie tego pragnę? Włożyć wasze dłonie w dłonie Wiecznego, Ojca Mojego i waszego, i powiedzieć: „Oto przyprowadzam Ci tych synów. Spójrz, o Ojcze, są czyści. Mogą wrócić do Ciebie.”

Widzieć was przytulonych do Jego piersi i powiedzieć: „Kochajcie się więc, bo On i wy smuciliście się z tego powodu i cierpieliście, nie mogąc kochać się głęboko.” Oto Moja radość. Każdy dzień, który Mnie przybliża do spełnienia tego powrotu, tego przebaczenia, tej jedności, powiększa Moje staranie o dokonanie tej ofiary, aby dać wam Boga i Jego Królestwo.»

Jezus wygląda uroczyście i jest niemal w ekstazie, kiedy to mówi. Idzie wyprostowany. Ma na Sobie szatę niebieską i ciemniejszy płaszcz, głowę odkrytą o tej porannej, jeszcze chłodnej godzinie. Zdaje się uśmiechać do jakiejś wizji, którą Jego oczy widzą na lazurze pogodnego nieba. Słońce, które oświetla Mu lewy policzek, rozpala jeszcze bardziej Jego promieniejące spojrzenie i rzuca Mu złote iskierki na włosy, unoszące się z powodu lekkiego wiatru i szybkiego kroku. Słońce różowi wargi, otwierające się w uśmiechu, i zdaje się rozświetlać całą twarz radością, która w rzeczywistości pochodzi z cudownego wnętrza Jego Serca, rozpalonego miłością do nas.

«Nauczycielu, czy mogę Ci coś powiedzieć?» – pyta Tomasz.

«Co?» [– pyta Jezus.]

«Przedwczoraj powiedziałeś, że Ty – Odkupiciel będziesz miał zdrajcę. Jakże człowiek będzie mógł zdradzić Ciebie, Syna Bożego?»

«Człowiek rzeczywiście nie będzie mógł zdradzić Syna Bożego, Boga takiego jak Ojciec. Jednak zdrajcą nie będzie człowiek. To będzie demon w ciele człowieka, najbardziej opętanego, najbardziej oszalałego wśród ludzi. Maria z Magdali miała siedem demonów, a opętani z ostatnich dni byli owładnięci przez Belzebuba. W nim jednak będzie Belzebub i cała jego demoniczna świta... O! Jakie prawdziwe jest to [stwierdzenie], że w tym sercu będzie Piekło, dając mu śmiałość sprzedania Syna Człowieczego Jego nieprzyjaciołom, tak jak się sprzedaje baranka na rzeź.»

«Nauczycielu, czy teraz ten człowiek jest już opętany przez szatana?» [– pyta Judasz.]

«Nie, Judaszu. Jednak skłania się ku szatanowi, a skłaniać się ku szatanowi oznacza przygotowywać się do rzucenia się w jego [objęcia] – odpowiada Jezus Iskariocie.

«A dlaczego on nie przychodzi do Ciebie, aby wyzdrowieć ze swej skłonności? Czy wie, że ją posiada, albo nie wie o tym?» [– pyta Andrzej.]

«Gdyby o tym nie wiedział, nie ponosiłby takiej winy, jaką ponosi. On bowiem wie, że ma skłonność do zła, ale nie trwa w postanowieniu porzucenia jej. Gdyby trwał [w tym postanowieniu], przyszedłby do Mnie... ale nie przychodzi... trucizna wnika, a Moja bliskość nie oczyszcza go, gdyż zamiast jej pragnąć, on ucieka... To wasz błąd, o ludzie. Uciekacie przede Mną wtedy, gdy najbardziej Mnie potrzebujecie...»

«Ale czy kiedyś przychodził do Ciebie? Znasz go? Czy my go znamy?» [– pyta Mateusz.]

«Mateuszu, Ja znam ludzi, nim oni Mnie poznają. I ty o tym wiesz, i oni o tym wiedzą. Wezwałem was, bo was znałem.»

«Ale czy my go znamy?» – nalega Mateusz.

«Czy możecie nie znać tych, którzy przychodzą do waszego Nauczyciela? Jesteście Moimi przyjaciółmi i dzielicie ze Mną posiłek, spoczynek, trudy. Nawet Mój dom otwarłem przed wami: dom Mojej świętej Matki. Zaprowadziłem was do niego, aby to powietrze, które tam się wydziela, uzdolniło was do zrozumienia głosów i nakazów Nieba. Prowadzę was do Niej, jak lekarz prowadzi swych chorych – ledwie wychodzących z następstw choroby – do zbawiennych źródeł, umacniających, pokonujących resztki choroby, która mogłaby ponownie szkodzić. Znacie więc wszystkich, którzy przychodzą do Mnie.»

«W jakim mieście Go spotkałeś?»

«Piotrze, Piotrze!»

«To prawda, Nauczycielu, jestem gorszy niż plotkująca niewiasta. Przebacz Mi, ale to z miłości, Ty wiesz...»

«Wiem i dlatego mówię ci, że twoja wada nie budzi we Mnie wstrętu, ale musisz się jej pozbyć.»

«Dobrze, mój Panie» [– obiecuje Piotr.]

Ścieżka się zwęża, prowadząc między szeregiem drzew i strumykiem. Grupa się rozprasza. Jezus rozmawia właśnie z Iskariotą, któremu wydaje polecenia związane z wydatkami i jałmużnami. Inni, dwójkami, idą za nimi. Piotr jest całkiem sam w tyle. Rozmyśla. Idzie z pochyloną głową i tak jest pochłonięty myślami, że nawet nie zauważa, że pozostał daleko w tyle za innymi.

«Hej, ty, człowieku! – woła jakiś jeździec, który go minął – Jesteś z Nazarejczykiem?»

«Tak, a dlaczego pytasz?»

«Idziecie do Jerycha?»

«Musisz to wiedzieć? Ja nic nie wiem. Idę za Nauczycielem i o nic nie pytam. Dokądkolwiek idzie, jest dobrze. To droga do Jerycha, ale my możemy również wracać tędy do Dekapolu. Któż to wie! Jeśli chcesz wiedzieć więcej, tam jest Nauczyciel...»

Mężczyzna spina konia, a Piotr za jego plecami robi dziwny grymas i szepcze:

«Nie mam zaufania, mój piękny panie. Wszyscy jesteście sforą psów! Ja nie chcę być zdrajcą. Sam sobie to przysięgam: „Te usta będą zapieczętowane”. Tak» – i Piotr wykonuje na wargach taki gest, jakby je zamykał.

Jeździec dogania Jezusa. Wypytuje Go. To daje Piotrowi możność dołączenia się do innych. Kiedy mężczyzna rusza dalej, gestem dłoni żegna Iskariotę. Nikt tego nie zauważa, z wyjątkiem Piotra, który przychodzi jako ostatni i wydaje się, że nie jest zadowolony z tego pozdrowienia. Chwyta Judasza za rękaw i pyta:

«Kto to jest? Znasz go? O co chodzi?»

«Z widzenia. To bogacz z Jerozolimy.»

«Masz przyjaciół postawionych wysoko! Dobrze... oby to było dobrze. Powiedz mi tylko, czy to ta lisia twarz mówi ci tyle rzeczy?...»

«Jakich rzeczy?» [– pyta Judasz.]

«No tych dotyczących Nauczyciela, o jakich wiesz!»

«Ja?» [– pyta Judasz.]

«Tak, ty. Nie pamiętasz już tego wieczoru w deszczu i błocie? W czasie przyboru wody?»

«Ach! Nie! Nie! Myślisz więc jeszcze o słowach wypowiedzianych w chwili złego nastroju?»

«Myślę o wszystkim, co może zaszkodzić Jezusowi: o rzeczach, osobach, przyjaciołach, nieprzyjaciołach... I jestem wciąż gotów dotrzymać obietnic dotyczących tego, kto chciałby wyrządzić krzywdę Jezusowi. Żegnaj.»

Judasz patrzy na odchodzącego Piotra, którego twarz ma dziwny wyraz: zaskoczenia, cierpienia, gniewu i – powiedziałabym więcej – wściekłości.

Piotr dochodzi do Jezusa i woła Go.

«O, Piotrze! Chodź!» – Jezus kładzie mu dłoń na ramieniu.

«Kim był ten szczeciniasty Judejczyk?»

«Szczeciniasty, Piotrze? Był cały gładki i pachnący!»

«Najeżone miał sumienie. Strzeż się, Jezu» [– prosi Piotr.]

«Powiedziałem ci, że to nie jest Mój czas. A kiedy ten czas nadejdzie, nawet gdybym chciał ocalić Siebie... nie ocaliłaby Mnie żadna nieufność... Nawet kamienie by krzyczały i uwięziły Mnie, gdybym chciał ocalić siebie.»

«Możliwe... Ale nie ufaj... Nauczycielu?»

«Co ci jest, Piotrze?» [– pyta Jezus]

«Nauczycielu... mam Ci coś do powiedzenia i mam ciężar na sercu...» [– wyznaje Piotr.]

«Coś [do powiedzenia]? Ciężar?» [– dopytuje się Jezus.]

«Tak. Ciężar to grzech, a to coś – to rada.»

«Zacznij od grzechu.»

«Nauczycielu... ja... nienawidzę... czuję wstręt, tak – jeśli nie nienawiść, bo Ty nie chcesz nienawiści – do jednego z nas. Zdaje mi się, że jestem w pobliżu nory, z której wychodzi smród parzących się węży... i nie chciałbym, aby wyszły Ci zaszkodzić. Ten człowiek to kryjówka węży, a on sam parzy się z demonem.»

«Skąd taki wniosek?» [– pyta Jezus.]

«Ba...! Nie wiem. Jestem nieokrzesany i nieuczony, ale nie jestem głupi. Przyzwyczajony jestem do odczytywania wichrów i chmur... i zdarza mi się też przyglądać sercom. Jezu... boję się.»

«Nie osądzaj, Piotrze. Nie miej podejrzeń. To podejrzenie wywołane urojeniami. Widzi się rzeczy, które nie istnieją.»

«Niech Bóg wieczny sprawi, że nic z tego się nie zdarzy, ale ja nie jestem pewny» [– upiera się Piotr.]

«Kto to jest, Piotrze?»

«Judasz z Kariotu. Chełpi się, że ma przyjaciół wysoko postawionych... i nawet przed chwilą ten osobnik pozdrowił go jak kogoś znajomego. Przedtem ich nie miał.»

«Judasz otrzymuje i rozdziela. Ma okazję spotykać się z bogatymi. Potrafi to robić» [– usprawiedliwia Judasza Jezus.]

«Tak! On potrafi to robić... Nauczycielu, powiedz mi prawdę. Ty nie masz podejrzeń?»

«Piotrze, jesteś Mi tak drogi z powodu twego serca. Ja jednak chcę, żebyś był doskonały. Człowiek nieposłuszny nie jest doskonały. Powiedziałem ci: nie osądzaj i nie podejrzewaj.»

«Ale nie mówisz mi...»

«Wkrótce będziemy w pobliżu Jerycha i zatrzymamy się, aby zaczekać na niewiastę, która nie może nas przyjąć w swoim domu...»

«Dlaczego? Czy to grzesznica?» [– dopytuje się Piotr.]

«Nie. Nieszczęśliwa. Ten jeździec, który tak cię zaniepokoił, przybył prosić, żebym na nią zaczekał. I zaczekam, chociaż wiem, że nic nie mogę dla niej uczynić. A czy wiesz, dzięki komu ona i jeździec trafili na Moje ślady? Dzięki Judaszowi. Widzisz, że jest też szlachetny motyw znajomości z tym Judejczykiem?»

Piotr spuszcza głowę i milczy zmieszany. Być może nie jest przekonany – a teraz w dodatku jest ciekawy – ale milczy.

Jezus zatrzymuje się przed murami miasta. Siada, zmęczony, w cieniu zagajnika chroniącego przed słońcem źródło, przy którym poi się zwierzęta. Uczniowie także siadają, w oczekiwaniu. Musi to być jakaś bardzo podrzędna dzielnica miasta, gdyż – poza końmi i osłami należącymi z pewnością do podróżujących kupców – niewielu jest tu ludzi.

Jakaś niewiasta podchodzi, cała owinięta ciemnym płaszczem i z niemal zakrytą twarzą. Zasłona gęsta i ciemna opada w połowie na twarz. Jest z nią poznany przed chwilą jeździec. Teraz idzie pieszo razem z trzema innymi mężami, odzianymi w okazałe szaty.

«Witamy Cię, Nauczycielu.»

«Pokój wam» [– odpowiada Jezus.]

«Oto niewiasta. Wysłuchaj ją, spełnij jej życzenie.»

«Jeśli będę mógł» [– obiecuje Jezus.]

«Ty wszystko możesz.»

«Wierzysz w to? Ty, saduceusz?»

Saduceusz to ten, który był na koniu.

«Wierzę w to, co widzę.»

«I widziałeś, że Ja mogę...»

«Widziałem» [– odpowiada saduceusz.]

«A dlaczego to mogę, też widziałeś?»

Cisza.

«Mogę się dowiedzieć, dlaczego sądzisz, że Ja to mogę?»

Znowu cisza. Jezus nie zajmuje się więc już dłużej ani nim, ani innymi. Zwraca się do niewiasty: «Czego chcesz?»

«Nauczycielu... Nauczycielu...»

Niewiasta rzuca ukosem okiem na towarzyszące jej osoby, które interpretują to po swojemu.

«Ta niewiasta ma chorego męża i prosi o jego uzdrowienie. To wpływowa osoba na dworze Heroda. Wysłuchanie jej będzie dla Ciebie korzystne.»

«Jeśli będę mógł, wysłucham ją. Nie dlatego, że to wpływowa osoba, lecz dlatego, że jest nieszczęśliwa. Już to mówiłem. Co jest twemu mężowi? Dlaczego nie przyszedł? I dlaczego nie chcesz, żebym Ja poszedł do niego?»

Znowu milczenie i jeszcze jedno ukośne spojrzenie.

«Chcesz ze Mną rozmawiać bez świadków? Chodź.»

Oddalają się o kilka kroków.

«Mów» [– zachęca ją Jezus.]

«Nauczycielu... ja w Ciebie wierzę. Wierzę tak mocno, że jestem pewna, iż Ty wiesz wszystko o nim, o mnie, o naszym nieszczęśliwym życiu... Ale on nie wierzy... On Cię nienawidzi... on...»

[Jezus przerywa jej:]

«On nie może wyzdrowieć, ponieważ nie ma wiary. Nie tylko wiary we Mnie, ale nawet w Boga prawdziwego.»

«Ach! Wiesz o tym? – niewiasta płacze, zrozpaczona. – Mój dom to piekło! Piekło! Ty wyzwalasz opętanych. Ty więc wiesz, czym jest demon. Ale czy tego demona subtelnego, inteligentnego, fałszywego i uczonego, też znasz? Wiesz, do jakich prowadzi wynaturzeń? Do jakich grzechów? Czy wiesz, jakie spustoszenie sieje wokół siebie? Mój dom... czy to jest dom? Nie. To próg piekła. Mój mąż... czy to mój mąż? Teraz jest chory i nie zajmuje się mną. Ale kiedy był jeszcze silny i spragniony miłości, czy to rzeczywiście człowiek mnie obejmował, trzymał, posiadał? Nie! Byłam w uściskach demona, czułam oddech i lepkość demona. Tak go kochałam i kocham. Jestem jego żoną. Odebrał mi dziewictwo, ledwie przestałam być dzieckiem. Miałam zaledwie czternaście lat. Kiedy jednak wspominałam ten pierwszy czas i kiedy myślałam o dziewiczych odczuciach pierwszego objęcia, które uczyniło mnie niewiastą, wtedy z tym, co jest we mnie najlepszego, a następnie z ciałem i krwią, odsuwałam się od niego ze wstrętem. Przypominałam sobie bowiem jeszcze raz, że on jest splamiony wywoływaniem zmarłych. Wydawało mi się, że nie miałam na sobie mojego męża, lecz że to umarli, których przywoływał, sycili się mną... I nawet teraz – teraz, kiedy tylko patrzę na niego, umierającego a jeszcze pochłoniętego tą magią – odczuwam do niego obrzydzenie. Nie widzę jego... widzę szatana. O, to mój ból! Nawet w śmierci nie będę z nim, bo Prawo tego zabrania. Ocal go, Nauczycielu. Proszę Cię, uzdrów go, aby mu dać czas na wyleczenie siebie.»

Niewiasta płacze strapiona.

«Biedna niewiasto! Ja go nie mogę uzdrowić.»

«Dlaczego, Panie?»

«Bo on tego nie chce.»

«Ależ tak, on się boi śmierci. Tak, chce tego

«On tego nie chce. To nie szaleniec. Nie jest opętanym, który nie zna swego stanu i nie prosi o wyzwolenie go, bo nie umie myśleć w sposób wolny. To ktoś, kto chce takim być. On wie, że to, co robi, jest zakazane. On wie, że Bóg Izraela przeklina go, ale trwa w tym. Nawet gdybym go uzdrowił, zaczynając od jego duszy, on wróciłby do swej szatańskiej rozkoszy. Jego wola jest zniszczona. To buntownik. Nie mogę.»

Niewiasta płacze jeszcze mocniej. Jej towarzysze podchodzą.

«Nie sprawisz jej radości, Nauczycielu?»

«Nie mogę» [– odpowiada Jezus.]

«Ja wam to mówiłem. A przyczyny?» [– pyta saduceusz.]

«Ty, saduceusz, Mnie o to pytasz? Odsyłam cię do Ksiąg Królów. Przeczytaj, co powiedział Samuel do Saula, i co powiedział Eliasz do Ochozjasza. Duch proroka wyrzucał królowi, że zakłócił jego spokój, przywołując go z królestwa zmarłych. Nie wolno tego czynić. Przeczytaj Księgę Kapłańską, jeśli już nie pamiętasz słów Boga, Stwórcy i Pana wszystkiego, co istnieje, Stróża życia i tych, którzy pomarli. Zmarli i żyjący są w rękach Boga i wam nie wolno ich z nich wyrywać: ani przez próżną ciekawość, ani przez świętokradczą przemoc, ani przez przeklęte niedowiarstwo. Co chcecie wiedzieć? Czy istnieje wieczna przyszłość? I wy mówicie, że wierzycie w Boga. Skoro jest Bóg, ma też dwór. Jakimże może być ten dwór, jeśli nie złożonym z duchów wiecznych? Skoro mówicie, że wierzycie w Boga, dlaczego nie wierzycie w Jego słowo? Czyż Jego słowo nie mówi: „Nie będziecie praktykować wróżenia ani nie będziecie badać snów”? Czy nie mówi: „Odwrócę moje oblicze od tego, kto się zwróci do czarowników i do wróżbitów i będzie uprawiał z nimi nierząd, i wytępię go spośród mojego ludu”. Czy nie mówi: „Nie czyńcie sobie bożków według swego upodobania”? A kim wy jesteście? Samarytanami i zagubionymi czy też synami Izraela? Kim jesteście: głupcami lub niezdolnymi do rozumowania? A skoro, rozumując, zaprzeczacie nieśmiertelności duszy, to po co wywołujecie zmarłych? Jeśli te bezcielesne części ożywiające człowieka nie są nieśmiertelne, to cóż zostaje z człowieka po śmierci? Zgnilizna i kości, kości zwapnione, leżące pośród robactwa. A skoro nie wierzycie w Boga do tego stopnia, że uciekacie się do bożków i do znaków dla otrzymania uzdrowienia, pieniędzy, odpowiedzi – jak czyni ten, o którego zdrowie przyszliście prosić – to po co odlewacie sobie bogów i dlaczego wierzycie, że mogą wam powiedzieć słowa bardziej prawdziwe, świętsze, bardziej boskie niż te, które Bóg do was wypowiada? Teraz zaś Ja mówię do was słowa, jakie Eliasz powiedział Ochozjaszowi: „Dlaczego posyłałeś wysłańców, aby się dowiadywać u Belzebuba, boga Ekronu, jakby nie było w Izraelu Boga, którego można by zapytać? Z tego powodu nie zejdziesz już ze swego posłania i z pewnością umrzesz w swoim grzechu.”»

«Ty nas zawsze znieważasz i atakujesz. Zauważ to. My przychodzimy do Ciebie po to...»

«Aby Mnie wciągnąć w pułapkę. Ale Ja czytam w waszych sercach. Zdejmijcie maski, zwolennicy Heroda, zaprzedani wrogowi Izraela! Zdejmijcie maski, faryzeusze fałszywi i okrutni! Zdejmijcie maski, saduceusze, prawdziwi Samarytanie! Zdejmijcie maski uczeni w Piśmie, których słowa zaprzeczają czynom! Zdejmijcie maski wy wszyscy, gwałciciele Prawa Bożego, nieprzyjaciele Prawdy, cudzołożący ze Złem! Precz z wami, bo pociągacie za sobą słabe sumienia! Precz, szakale, węszące ofiarę w powietrzu, które ją otacza, i podążające tym tropem, i wpatrujące się, wyczekujące stosownej chwili, aby zabić. Oblizujecie wargi, na których już czujecie smak krwi, i śnicie o tej godzinie!... O, oszuści i nierządnicy, którzy sprzedajecie – za o wiele mniej niż garść soczewicy – wasze prawo starszeństwa pośród ludów i nie macie już [nad sobą] błogosławieństw. Inne narody ubiorą się w welon Baranka Bożego i [jako] prawdziwie Chrystusowi ukażą się przed oczyma Najwyższego. A kiedy On odczuje woń Swego Chrystusa, wydobywającą się z nich, powie im:

„Oto zapach Mego syna! Podobny do woni pola kwiatów pobłogosławionego przez Boga. Na was rosa z Niebios: Łaska. W was urodzajność ziemi – owoce Mojej Krwi. W was obfitość mąki i wina: Mojego Ciała i Mojej Krwi, które dam ludziom, aby mieli życie i pamiętali o Mnie. Niech usługują wam narody, niechaj ludy kłaniają się wam, gdyż tam, gdzie będzie znak Mojego Baranka, będzie Niebo, a ziemia – poddana Niebu. Bądźcie nauczycielami swych braci, gdyż idący za Moim Chrystusem będą królami ducha. Będą bowiem posiadać Światło i ku tej Światłości inni zwrócą swe spojrzenia, mając nadzieję na Jego pomoc. Niech się przed nimi pokłonią dzieci waszej matki: ziemi. Tak, wszystkie dzieci ziemi pokłonią się pewnego dnia przed Moim Znakiem. Niech będzie przeklęty, kto was przeklina, a błogosławiony ten, kto wam błogosławi, gdyż przekleństwa i błogosławieństwa, jakie wam są dawane, dochodzą do Mnie, waszego Ojca i waszego Boga”.

On to właśnie powie, to, o nierządnicy, którzy – choć możecie mieć za małżonkę waszych dusz wiarę – cudzołożycie z szatanem i z jego fałszywymi naukami. To wam zostanie powiedziane, o zabójcy. Zabójcy sumień i zabójcy ciał. Tutaj są wasze ofiary. Dwa Serca zostaną zabite... jedno Ciało będziecie mieć tylko przez czas Jonasza... A potem Ono, połączone ze Swoją nieśmiertelną Istotą, osądzi was.»

Jezus jest straszliwy w tej ostrej naganie. Straszny! Myślę, że taki będzie w Dniu Ostatecznym.

«Ależ gdzie są ci zabójcy? Majaczysz! To Ty cudzołożysz z Belzebubem. Ty uprawiasz z nim nierząd i to w jego imię działasz cuda. Nad nami nie masz mocy, bo my żyjemy w przyjaźni z Bogiem.»

«Szatan sam siebie nie wyrzuca. Ja wypędzam demony. W czyim imieniu?» [– pyta Jezus.]

Cisza.

«Odpowiedzcie!»

«Ależ nie warto się zajmować tym opętanym! Mówiłem wam to. Wy mi jednak nie wierzyliście. Niech On wam powie. Odpowiedz, szalony Nazarejczyku. Czy znasz sziemanflorasz?»

«Nie jest Mi to potrzebne!» [– odpowiada Jezus]

«Słyszycie? Jeszcze jedno pytanie. Czy nie byłeś przypadkiem w Egipcie?»

«Byłem» [– odpowiada Jezus.]

«Widzicie? Kto jest nekromantą, szatanie? Okropność! Chodź, niewiasto. Twój mąż jest święty w porównaniu z Nim. Chodź!... Musisz się oczyścić. Dotykałaś szatana!...»

I odchodzą, wlokąc za sobą niewiastę zalewającą się łzami, gestykulującą żywo, z odrazą.

Jezus patrzy na odchodzących ze skrzyżowanymi ramionami i z błyskawicami w oczach.

«Nauczycielu... Nauczycielu...»

Apostołowie są przerażeni gwałtownością Jezusa i zarazem słowami Judejczyków.

Piotr pyta, a odzywając się, jest cały pochylony: «O czym mówili w ostatnich pytaniach, które postawili? Co to jest?»

«Co? Sziemanflorasz?»

«Tak. Co to jest?» [– pyta Piotr.]

«Nie myśl o tym. Oni mieszają Prawdę z Kłamstwem, Boga – z szatanem. W swej szatańskiej pysze myślą, że – aby Bóg poddał się woli człowieka – musi być zaklinany Jego tetragramem. Tymczasem Syn rozmawia z Ojcem prawdziwym językiem i przez to, przez wzajemną miłość Ojca i Syna, dokonują się cuda.»

«Ale dlaczego Cię pytali, czy byłeś w Egipcie?»

«Bo Zło posługuje się rzeczami najmniej szkodliwymi, aby uczynić z tego oskarżenie przeciw temu, kogo chce uderzyć. Mój pobyt jako dziecka w Egipcie będzie jednym z głównych oskarżeń w godzinie, kiedy się zemszczą. Wy i wasi następcy wiedzcie, że wobec szatana pełnego przebiegłości i wobec jego wiernych sług trzeba się posługiwać podwójnym sprytem. To dlatego mówiłem wam: „Bądźcie przebiegli jak węże, a nie tylko prości jak gołębie.” [por. Mt 10,16] Po to, aby nie włożyć najmniejszej broni w ręce demonów. Ani im nie służyć. Chodźmy.»

«Dokąd, Nauczycielu? Do Jerycha?» [– pytają]

«Nie. Weźmiemy łódź i przeprawimy się na nowo do Dekapolu. Popłyniemy Jordanem na wysokość Enon, a potem wysiądziemy. Potem, na brzegu Genezaret, wsiądziemy do innej łodzi i popłyniemy przez Tyberiadę, przez Kanę, do Nazaretu. Potrzebuję Mojej Matki, a wy także Jej potrzebujecie. To, czego Chrystus nie czyni Swoim słowem, Maryja czyni milczeniem. Czego nie dokonuje Moja moc, dokonuje Jej czystość. O! Moja Matka!»

«Płaczesz, Nauczycielu? Płaczesz? O, nie! My Cię obronimy! My Cię kochamy!»

«Nie płaczę i nie boję się tych, którzy pragną dla Mnie zła. Płaczę, bo serca są twardsze niż jaspis, i nie mogę nic [uczynić] dla wielu z nich. Chodźcie, przyjaciele.»

Schodzą na brzeg i płyną po rzece łodzią. Wszystko tak się kończy.


   

Przekład: "Vox Domini"