Ewangelia według
św. Mateusza
Ewangelia według
św. Marka
Ewangelia według
św. Łukasza
Ewangelia według
św. Jana


Maria Valtorta

Księga IV - Trzeci rok życia publicznego

–   POEMAT BOGA-CZŁOWIEKA   –

208. JEZUS W NOBE. JUDASZ Z KARIOTU KŁAMIE
Napisane 11 października 1946. A, 9301-9311

Jezus jest w Nobe. Chyba jest tu od niedawna, bo właśnie organizuje i zarządza odejście dwunastu, w trzech grupach po cztery osoby, do domów. Z Nim jest Piotr, Jan, Judasz z Kariotu i Szymon Zelota. Jakub, syn Zebedeusza, jest na czele grupy złożonej z Mateusza, Judy Alfeuszowego i Filipa. Trzeciej przewodzi Bartłomiej. Są z nim Jakub, syn Alfeusza, Andrzej i Tomasz.

«Idźcie po wieczerzy tam, gdzie nam ofiarowano nocleg. Powróćcie tutaj rano, a Ja wam powiem, co macie czynić. W godzinach posiłków pozostaniemy razem. Pamiętajcie, co wam mówiłem wiele razy: że wy też powinniście głosić Moją naukę waszym sposobem życia, zachowaniem się wobec siebie nawzajem i wobec tych, którzy was przyjmują. Bądźcie więc powściągliwi, cierpliwi, szlachetni w swych rozmowach i czynach, w waszych spojrzeniach, tak żeby sprawiedliwość wydobywała się z was jak woń. Widzicie jak oczy świata są ciągle na nas zwrócone. Jedni przyglądają się nam, żeby nas oczerniać, inni, żeby nas zbadać, a jeszcze inni patrzą z głębokim szacunkiem. Ci ostatni stanowią małą garstkę pośród licznych oczu, które nas obserwują. A jednak to tę małą grupę winniśmy otoczyć największą troską. To bowiem z powodu ich wiary świat bada nas po to, żeby tę wiarę zniszczyć. Wszystko służy mu za broń dla niszczenia miłości dobrych do Mnie, a w konsekwencji do was. Nie pomagajcie więc światu przez sposób życia, który nie jest święty. Nie stawajcie się powodem zgorszenia, żeby nie powiększać wysiłku tych, którzy muszą bronić swej wiary przeciw zasadzkom Moich przeciwników. Zgorszenie wprawia dusze w stan zakłopotania, oddala je, osłabia. Biada apostołowi, który jest zgorszeniem dla dusz. Grzeszy przeciw swemu Nauczycielowi i przeciw swemu bliźniemu, przeciw Bogu i przeciw owczarni Bożej. Ufam wam. Nie postępujcie w taki sposób, żeby Mój tak wielki ból powiększył się z powodu innej boleści, wywołanej przez was.»

«Nie lękaj się, Nauczycielu. Od nas nie przyjdzie ból, chyba, że szatan wszystkich nas zwiedzie» – odzywa się Bartłomiej.

Anastatyka, która jest w kuchni z Elizą, wchodzi, mówiąc: «Wieczerza gotowa, Nauczycielu. Przyjdź, bo jest ciepła. Posilisz się.»

«Chodźmy.»

Jezus wstaje i podąża za niewiastą, która schodzi po małych schodkach. Z pomieszczenia na górze, gdzie są już przygotowane posłania, prowadzą one do małego ogrodu. Stamtąd Jezus idzie do kuchni rozweselonej migocącym ogniem.

Stary Jan jest przy ogniu. Eliza krząta się przygotowując potrawy. Odwraca się z matczynym uśmiechem, żeby spojrzeć na wchodzącego Jezusa. Pospiesznie nakłada na wielki półmisek ziarna owsa ugotowane w mleku. Widziałam je już w ten sposób przygotowane przez Marię, małżonkę Alfeusza, w Nazarecie, przed odejściem Jana i Syntyki.

«Tak. Przypomniałam sobie, że Maria, [córka] Kleofasa, powiedziała mi, że to lubisz. Zachowałam najpiękniejszy miód, żeby to przygotować, również dla Margcjama... Szkoda, że chłopiec nie przyszedł...»

«Nike go zatrzymała z Izaakiem, bo jutro o świcie odchodzą i ona korzysta z ich wozu do Jerycha, żeby wypełnić znane ci zadanie...»

«Jakie zadanie, Nauczycielu?» – pyta zaciekawiony Iskariota.

«Zadanie bardzo kobiece: wychowanie dziecka. Tylko że to jest dziecko, które nie potrzebuje mleka, lecz wiary, bo ma dziecięcego ducha. Jednak niewiasta jest zawsze matką i potrafi to robić. A kiedy pojęła!... Jest tyle warta, co mężczyzna mając w dodatku macierzyńską słodycz» [– odpowiada mu Jezus.]

«Jakże jesteś dla nas dobry, Nauczycielu!» – mówi Eliza obejmując Go serdecznym spojrzeniem.

«Jestem prawdomówny, Elizo. My z Izraela, i nie tylko my, mamy zwyczaj widzieć w niewieście byt niższy, i myśleć, że takim jest. Nie. Niewiasta nie jest ani słabsza, ani mniej zdolna od mężczyzny, chociaż jest mu podporządkowana, co jest słuszne, chociaż jest mocniej dotknięta karą z powodu grzechu Ewy, chociaż wypełnia swą misję za zasłonami i w półcieniu, bez rzucających się w oczy czynów i okrzyków, chociaż wszystko w niej jest zasłonięte. Bez przypominania o wielkich niewiastach w Izraelu mówię wam, że wielka moc jest w sercu niewiasty. W sercu. Jak w nas, mężczyznach, w umyśle. I powiadam wam, że wkrótce bardzo się zmienią zwyczaje i wiele innych spraw odnoszących się do kobiet. I to będzie słuszne, gdyż jak Ja dla wszystkich ludzi, tak Niewiasta w szczególny sposób dla niewiast, otrzyma łaskę i odkupienie.»

«Niewiasta? A jakże według Ciebie niewiasta ma odkupić?» – pyta ze śmiechem Judasz z Kariotu.

«Zaprawdę powiadam ci, że Ona już właśnie dokonuje odkupienia. Czy ty wiesz, co znaczy odkupić?»

«Oczywiście, że wiem! To wydobycie z grzechu [pierworodnego» – stwierdza Judasz.]

«Tak, jednakże wyrwanie z grzechu [pierworodnego] nie zdałoby się na wiele, gdyż przeciwnik jest wieczny i znowu by przyszedł zastawiać pułapki. Jednak w ziemskim ogrodzie rozległ się głos Boga, który powiedział: „Położę nieprzyjaźń pomiędzy ciebie a Niewiastę... Ona zmiażdży ci głowę, a ty będziesz zastawiać zasadzki na Jej piętę.” Nic więcej jak tylko zasadzki, bo Niewiasta będzie posiadać, posiada w sobie to, co pokonuje Przeciwnika. Ona więc dokonuje odkupienia od chwili, w której istnieje. Jest to odkupienie czynne, lecz ukryte. Ale wkrótce ukaże się oczom świata i niewiasty umocnią się w Niej.»

«Że Ty dokonujesz odkupienia... z tym się zgadzam. Jednak, żeby kobieta mogła to zrobić... tego nie przyjmuję, Nauczycielu» [– stwierdza Judasz.]

«Nie pamiętasz Tobiasza? Jego kantyku?» [– pyta go Jezus.]

«Tak. Jednak on się odnosi do Jerozolimy.»

«Czy Jerozolima posiada Tabernakulum, w którym Bóg przebywa? Czy Bóg może być obecny ze Swą chwałą przy popełnianiu grzechów w murach Świątyni? Inne Tabernakulum było potrzebne, święte, będące gwiazdą prowadzącą błądzących do Najwyższego. I ono jest we Współodkupicielce, która przez wieki wieków będzie mieć radość bycia Matką odkupionych. „Będziesz promienieć wspaniałym światłem. Wszystkie ludy ziemi upadną na twarz przed tobą. Liczne narody przyjdą do ciebie z darami z daleka i w tobie oddadzą cześć Panu... Będą przyzywać twego wielkiego imienia... Przeklęci, którzy nie będą cię słuchać... Błogosławieni twoi synowie, bo będą jako błogosławieni zgromadzeni wokół Pana.” To prawdziwa pieśń o Współodkupicielce. I już wyśpiewują ją w Niebiosach aniołowie, którzy widzą... Jeruzalem nowe i niebiańskie w Niej ma swój początek. O! Tak, taka jest prawda. A świat o tym nie wie i nie wiedzą tego ogarnięci mrokiem rabini Izraela...»

Jezus mówi to i pogrąża się we własnych myślach...

«O kimże On mówi?» – pyta Iskariota Filipa, stojącego tuż przy nim.

Przed nim odpowiada mu Eliza, która właśnie kładzie na stole ser i czarne oliwki, a mówi do niego dość szorstko:

«O Swojej Matce mówi. Nie rozumiesz?»

«Nigdy jednak nie widziałem, żeby Ją prorocy nazywali męczennicą... Mówi się o jednym Odkupicielu i...»

«I sądzisz, że istnieje tylko udręka ciała? A nie wiesz, że ona jest niczym dla matki w porównaniu z patrzeniem, jak dziecko umiera? Twój rozum – nie mówię o twoim sercu, bo nie znam jego drgnień – ale twój rozum, którym tak się szczycisz, nie mówi ci, że matka sto razy siebie wydałaby na udrękę śmierci, byle by nie słyszeć jęku swego syna? Jako mężczyzna, bo jesteś mężczyzną, powinieneś o tym wiedzieć. Ja wiem jedynie, co znaczy być niewiastą i matką, ale mówię ci, że jesteś bardziej nieoświecony ode mnie, bo nie znasz nawet serca swojej matki...»

«O! Obrażasz mnie!»

«Nie. Jestem stara i udzielam ci rady. Uczyń swe serce przenikliwym, a unikniesz łez i kary. Zrób to, jeśli możesz.»

Apostołowie, szczególnie Juda, syn Alfeusza, Jakub, syn Zebedeusza, Bartłomiej i Zelota patrzą na siebie i spuszczają głowy. Chcą ukryć uśmiech, błąkający się na ich wargach z powodu szczerej uwagi Elizy zwróconej apostołowi, który się uważa za doskonałego. Jezus, wciąż zamyślony, nic nie słyszy.

Eliza odwraca się do Anastatyki i mówi jej:

«Chodź, w czasie gdy oni kończą posiłek pójdziemy przygotować jeszcze dwa łóżka, bo trzy to zbyt mało» – i już ma wyjść, jednak Piotr woła:

«Elizo, nie dacie nam chyba waszych [posłań]! Tak nie może być. Jan i ja możemy spać na stołach. Jesteśmy przyzwyczajeni.»

«Nie, Szymonie. Są maty i plecionki, ale schowane. Teraz je przyniesiemy i rozłożymy.»

Wychodzą obie.

Apostołowie zmęczeni niemal przysypiają w cieple kuchni. Jezus rozmyśla, z łokciem wspartym o stół i z głową ujętą dłońmi.

Pukanie do drzwi. Tomasz, który jest najbliżej wstaje, żeby otworzyć i woła:

«Ty, Józefie?! Z Nikodemem?! Wejdźcie! Wejdźcie!»

«Pokój Tobie, Nauczycielu, i obecnym w tym domu. Idziemy do Rama, Nauczycielu. Nikodem mnie tam zaprasza. Przechodząc powiedzieliśmy sobie: „Zatrzymajmy się, żeby pozdrowić Nauczyciela”. Chcieliśmy się dowiedzieć, czy... Ci nie dokuczano, ponieważ Cię szukano u Józefa. Od chwili, gdy uzdrowiłeś tego niewidomego, wszędzie Cię szukali. To prawda, nie wyszli poza mury. Nie przesunęli krzesła, żeby nie sprofanować szabatu i dlatego uważają się za czystych, lecz szukając Ciebie, tropiąc Bartolmesza, o! Pokonali dłuższą drogę niż dozwolona!»

«A skąd się dowiedzieli, skoro Nauczyciel nic nie zrobił w drodze?» – pyta Mateusz.

«Tak, nawet myśmy nie wiedzieli, że został uzdrowiony. Poszliśmy do synagogi, a potem pożegnać Nike, Izaaka i Margcjama, którzy byli u niej. Następnie, po zachodzie słońca, przybyliśmy szybko tutaj» – odzywa się Piotr.

«Wy nie wiedzieliście, lecz wysłannicy faryzeuszy wiedzieli o tym. Wy nie widzieliście, ale ja widziałem. Dwóch z nich było obecnych, kiedy Nauczyciel dotknął oczu niewidomego. Czekali od wielu godzin.»

«Jak to?» – pyta niewinnie Judasz z Kariotu.

«Mnie o to pytasz?» – zwraca się do Judasza Józef.

«To rzecz dziwna, dlatego o to pytam» [– stwierdza Judasz.]

«Najdziwniejsze jest to, że zawsze, od jakiegoś czasu, tam gdzie jest Nauczyciel, są szpiedzy.»

«Sępy gromadzą się tam, gdzie jest zdobycz, a wilki w pobliżu stada.»

«A złodzieje tam, gdzie wspólnik dał znak, że jest karawana. Dobrze powiedziałeś» [– stwierdza Józef.]

«Co ty chcesz mi wmówić?» [– pyta Judasz.]

«Nic. Uzupełniam twoje przysłowie, odnosząc je do ludzi. Jezus jest człowiekiem i to ludzie zastawiają na Niego zasadzki.»

«Opowiadaj, Józefie, opowiadaj...» – mówi wielu.

«Jeśli Nauczyciel zechce, przyszedłem, żeby to opowiedzieć.»

«Mów» – zezwala Jezus.

Józef opowiada w szczegółach wszystko, co zauważył, pomijając jednakże szczegół, że to Judasz wskazał niewidomemu, gdzie mieszka Jezus. Komentarze są liczne: wściekłe lub zasmucone – w zależności od [nastawienia] serca, a Judasz z Kariotu wygląda na najsmutniejszego i najbardziej obrażonego na wszystkich. Szczególnie [złości się] na nieroztropnego niewidomego, który wszedł Jezusowi w drogę w dniu szabatu, ufając niezmiennej dobroci Nauczyciela...

«O! To ty Mu go wskazałeś! Byłem przy tobie i słyszałem» – mówi Filip zdumiony. [Judasz się broni:]

«Pokazać nie oznacza nakazać coś uczynić!»

«O! Sądzę, że nie ośmieliłbyś się nakazać Nauczycielowi uczynić tego...» – odzywa się Tadeusz.

«Ja? Ależ wręcz przeciwnie. Wskazałem go Nauczycielowi jedynie po to, żeby prosić o wyjaśnienie.»

«Tak, jednak wskazać to czasem także zobowiązać do wykonania czegoś i ty to zrobiłeś» – odcina się Tadeusz.

«Ty tak mówisz, ale to nie jest prawda» – stwierdza bezczelnie Judasz.

«To nieprawda? – pyta Józef z Arymatei – Jesteś tego pewien? Pewien – jak tego, że żyjesz – że nigdy nie rozmawiałeś o Jezusie z niewidomym, że mu nie podsunąłeś, żeby się zwrócił do Niego? [Czy jesteś pewien, że nieprawdą] jest zwłaszcza to, że nakłoniłeś go, żeby to uczynił zaraz, nim Jezus opuści miasto?»

«Ależ oczywiście! Któż kiedykolwiek rozmawiał z tym człowiekiem? Z pewnością nie ja. Jestem wciąż z Nauczycielem, we dnie i w nocy, a jeśli nie z Nim, to z towarzyszami...»

«Myślę, że zrobiłeś to wczoraj, kiedy poszedłeś z niewiastami» – odzywa się Bartłomiej.

«Wczoraj! Mniej czasu zabrało mi pójście tam i z powrotem niż lot jaskółce. Jak więc mogłem odszukać niewidomego, znaleźć go, rozmawiać z nim w tak krótkim czasie?»

«Mogłeś go spotkać...»

«Nigdy go nie widziałem!»

Józef z Arymatei mówi: «W takim razie ten człowiek to kłamca, bo twierdzi, że to ty mu powiedziałeś, żeby przyszedł i jak to ma zrobić i to ty go zapewniłeś, że Jezus go wysłucha, i...»

Judasz przerywa mu gwałtownie: «Dość! Dość! Zasługuje na ponowną ślepotę za wszystkie kłamstwa, jakie wypowiedział! Mogę przysiąc na Święte Świętych, że go znam tylko z widzenia i że z nim nigdy nie rozmawiałem.»

Józef, przeszywając go surowym spojrzeniem, mówi:

«Tego naprawdę dość. Twoja dusza zaiste musi być w porządku, o Judaszu z Kariotu, skoro się nie lękasz Boga, bo wiesz, że twoje działania są święte. Ty... szczęśliwy jesteś, że nie masz się czego lękać.»

«Nie, nie lękam się, bo jestem bez grzechu» [– mówi Judasz.]

«Wszyscy grzeszymy, Judaszu. I już znaczy coś, jeśli potrafimy okazać skruchę po pierwszych grzechach i nie dopuścić, by wzrosła ich liczba i podłość!» – mówi Nikodem, który dotąd się nie odzywał. A potem odwraca się do Nauczyciela i mówi:

«Przykre jest to, że Józefowi z Seforii zagrożono wydaleniem z synagogi, jeśli jeszcze raz Cię przyjmie, a Bartolmesz już został usunięty. Udał się tam z ojcem i matką, lecz faryzeusze czekali na niego w synagodze i odmówili mu pozwolenia na wejście. Wykrzyczeli nad nim klątwę.»

«Ależ dość już tego! Jak długo, o Panie...» – woła wielu.

«Pokój! Pokój! [– uspokaja ich Jezus. –] To nic. Bartolmesz jest na drodze do Królestwa. Cóż więc utracił? Jest w Światłości. Czyż nie jest synem Boga bardziej niż przedtem? O! Nie mylcie się w ocenie wartości. Pokój! Pokój! Już nie pójdziemy do Józefa... Żałuję, że Izaak ma tam zaprowadzić Moją Matkę i Marię Alfeuszową... Ale to będzie zaledwie na kilka godzin, bo ktoś już o to zadbał – zwraca się do Jana z Nobe: – Ojcze, czy lękasz się Sanhedrynu? Widzisz, ile kosztuje udzielenie gościny Synowi Człowieczemu... Jesteś sędziwy. Jesteś wiernym Izraelitą. Mógłbyś zostać wyrzucony z synagogi na twe ostatnie szabaty. Czy potrafiłbyś to znieść? Mów szczerze. A jeśli się lękasz, odejdę. Będzie jeszcze w górach Izraela grota dla Syna Bożego...»

«Ja, Panie? Ależ czego ja miałbym się bać, jeśli nie – Boga? Nie boję się ust grobu. Przeciwnie, patrzę w nie jak w przyjaciółkę, a Ty chciałbyś, żebym się bał ust ludzi? Bałbym się jedynie sądu Bożego, gdybym z obawy przed ludźmi wypędził z mego domu Jezusa, Chrystusa Bożego!»

«To dobrze. Jesteś sprawiedliwym... Zostanę tu... kiedy nie będę odwiedzał sąsiednich miast, jak zamierzam to jeszcze raz uczynić.»

«Przyjdź do Rama, do mnie, Panie» – mówi Nikodem.

«A jeśli ci to zaszkodzi?» [– pyta Jezus.]

«Czy faryzeusze nie zapraszają Cię w złych zamiarach? Czyż i mnie nie wolno tego uczynić, żeby przebadać Twe serce?»

«Tak, Nauczycielu. Chodźmy do Rama. Mój ojciec będzie szczęśliwy, jeśli jest w domu. A jeśli go nie ma – jak się często zdarza – po powrocie zastanie Twe błogosławieństwo» – mówi Tomasz błagalnym głosem.

«Pójdziemy do Rama. To będzie pierwsze miejsce. Jutro...»

«Nauczycielu, opuszczamy Cię. Na zewnątrz mamy muły i będziemy w Rama przed końcem drugiej straży. Księżyc bieli drogi jak lekkie słońce. Żegnaj, Nauczycielu. Pokój niech będzie z Tobą» – mówi Nikodem.

«Pokój z Tobą, Nauczycielu... i posłuchaj dobrej rady Józefa Starszego. Bądź odrobinę przebiegły. Rozglądaj się wokół Siebie. Otwieraj oczy, a zamykaj usta. Działaj, ale nigdy z wyprzedzeniem nie mów, co będziesz robił... I nie przychodź przez jakiś czas do Jerozolimy, a jeśli przyjdziesz – nie zatrzymuj się w Świątyni na czas dłuższy niż wymagany modlitwą. Słyszysz? Żegnaj, Nauczycielu. Pokój Tobie.»

Józef bardzo wyraźnie zaakcentował te słowa, które podkreślam, a wypowiadając je patrzył intensywnie na Jezusa. Już samo jego spojrzenie zawierało ostrzeżenie.

Wychodzą do małego ogrodu w białych promieniach księżyca, odwiązują swe mocne muły przywiązane do pnia orzecha, wsiadają na nie i oddalają się drogą pustą i białą...

Jezus wchodzi do kuchni ze Swoimi [apostołami].

«Ale co on właściwie chciał powiedzieć?»

«I jak się tego dowiedzieli?»

«Co zrobią Józefowi z Seforii?»

«Nic. To słowa. Nic więcej, tylko słowa. Nie myślcie o tym. To rzeczy przemijające i bez konsekwencji. Chodźmy. Odmówmy modlitwę i rozdzielmy się na noc. „Ojcze nasz...”»

Błogosławi ich, patrzy, jak odchodzą, a potem wchodzi na górę z czterema, których zatrzymał w pomieszczeniu, gdzie są posłania.


   

Przekład: "Vox Domini"