Ewangelia według
św. Mateusza
Ewangelia według
św. Marka
Ewangelia według
św. Łukasza
Ewangelia według
św. Jana


Maria Valtorta

Księga V - Przygotowanie do Męki

–   POEMAT BOGA-CZŁOWIEKA   –

39. W JERYCHU. PRZED UDANIEM SIĘ DO BETANII

Napisane 11 marca 1947. A, 11016-11020

 

Już rysują się, na tle nieba o intensywnym błękicie jak ceramika lub szkliwo, białe mury domów Jerycha i jego palmy. Przechodzą blisko zagajnika postrzępionych tamaryszków, wrażliwych mimoz, głogów o długich cierniach oraz innych krzewów w większości kolczastych, które wydają się jakby zrzucone tam ze stromej góry znajdującej się za Jerychem. Właśnie w tym miejscu Jezus spotyka się ze znaczną grupą uczniów prowadzonych przez Manaena. Wydają się czekać. Rzeczywiście stoją na czatach. Mówią to po powitaniu Nauczyciela, dodając, że pozostali uczniowie rozproszyli się po innych drogach, aby się dowiedzieć, [co się stało]. Opóźnienie dojścia do Jerycha, o całą jedną noc, zaniepokoiło ich.

«Przyszedłem tu z nimi, i nie opuszczę Cię już, aż dowiem się, że jesteś bezpieczny u Łazarza» – mówi Manaen.

«Dlaczego? Jest jakieś niebezpieczeństwo?...» – pyta Tadeusz.

«Jesteście w Judei... Dekret znacie i nienawiść również. Wszystkiego więc można się obawiać – odpowiada Manaen i zwróciwszy się do Jezusa, wyjaśnia: – Wziąłem ze sobą najodważniejszych, bo przypuszczaliśmy, że jeśli Cię nie ujęli, to przejdziesz tędy. Liczyliśmy na nasze męstwo uczniów i mężczyzn, aby móc zrobić wrażenie na złych i wzbudzić szacunek do Ciebie.»

Rzeczywiście ma ze sobą dawnych uczniów Gamaliela, kapłana Jana, Mikołaja z Antiochii, Jana z Efezu i innych – nie znanych mi – mężczyzn dobrze zbudowanych, w kwiecie wieku, o wyglądzie bardziej wytwornym niż prosty lud. Kilku z nich Manaen szybko przedstawia, inni natomiast nie są przedstawiani. To mężczyźni ze wszystkich regionów Palestyny, między którymi są dwaj z dworu Heroda Filipa. Imiona najstarszych rodzin Izraela brzmią na tej drodze blisko gęstego zagajnika, gdzie wiatr powoduje drżenie liści mimoz i pochyla odrośle głogu.

«Chodźmy. Nikt nie został z niewiastami u Nike?» – pyta Jezus.

«Pasterze. Wszyscy oprócz Jonatana, który czeka na Joannę w jej pałacu w Jerozolimie. Ale liczba Twoich uczniów powiększyła się niezmiernie. Wczoraj około pięciuset czekało w Jerychu. Zrobiło to takie wrażenie na sługach Heroda, że donieśli o tym swemu panu. A on nie wiedział, czy ma drżeć czy szaleć. Jest opętany wspomnieniem o Janie i nie ośmiela się podnieść ręki na żadnego proroka...»

«Dobrze! Ten Ci więc nie zaszkodzi!» – wykrzykuje Piotr i zadowolony zaciera ręce.

«On jednak ma najmniejsze znaczenie. To bożek, którym każdy może poruszać do woli, a ten, kto go trzyma w rękach, umie nim manipulować.»

«A kto go trzyma? Może Piłat?» – pyta Bartłomiej.

«Piłat, aby działać, nie potrzebuje Heroda. Herod to sługa. To nie do sług zwracają się potężni» – odpowiada Manaen.

«Któż więc?» – pyta Bartłomiej.

«Świątynia» – mówi pewnie jeden z towarzyszy Manaena.

«Ale dla Świątyni Herod jest wyklęty. Jego grzech...»

«Jesteś naprawdę naiwny, o Bartłomieju, mimo twej wiedzy i wieku! Czy nie wiesz, że Świątynia umie przezwyciężyć wiele, zbyt wiele, aby osiągnąć swój cel? Dlatego nie jest już godna istnieć» – mówi Manaen z odruchem najwyższej pogardy.

«Jesteś Izraelitą. Nie możesz tak mówić. Świątynia jest dla nas zawsze Świątynią » – mówi Bartłomiej, upominając go.

«Nie. To trup tego, czym była niegdyś. A trup zamienia się w nieczystą padlinę, kiedy jest martwy od jakiegoś czasu. To dlatego Bóg posłał Świątynię żywą: abyśmy mogli upaść przed Panem, nie narażając się na [odgrywanie] nieczystej pantomimy.»

«Milcz!» – szepcze Manaenowi ktoś inny, kto jest z nim, gdyż mówi zbyt jasno. To jeden z tych, którzy nie byli przedstawieni. Pozostaje całkowicie zakryty.

«A dlaczego miałbym milczeć, skoro tak właśnie mówi moje serce? Czy myślisz, że moje słowa mogą zaszkodzić Nauczycielowi? Jeśli tak, zamilknę, ale nie z innego powodu. Nawet gdyby mnie skazali, potrafiłbym powiedzieć: „To właśnie myślę i ukarzcie tylko mnie”.»

«Manaen ma rację. Dość już milczenia ze strachu. To chwila, w której każdy zajmuje swe miejsce za lub przeciw i mówi, co ma na sercu. Myślę jak ty, bracie w Jezusie. A jeśli to może spowodować naszą śmierć, umrzemy razem, wyznając jeszcze prawdę» – mówi gwałtownie Szczepan.

«Bądźcie ostrożni! Bądźcie ostrożni – napomina Bartłomiej. – Świątynia jest zawsze Świątynią. Będzie popełniać błędy, z pewnością nie jest doskonała, ale jest... jest... Po Bogu nie ma większych osób ani władzy niż Najwyższy Kapłan i Sanhedryn... reprezentujący Boga. Powinniśmy widzieć, co reprezentują, a nie to, kim są. Może się mylę, Nauczycielu?»

«Nie mylisz się. W każdej strukturze trzeba umieć ujrzeć jej źródło: w tym wypadku Ojca Wiecznego, który ustanowił Świątynię i hierarchię, ryty i autorytet ludzi wyznaczonych do reprezentowania Go. Trzeba umieć pozostawić Ojcu osąd. On wie kiedy i jak zadziałać, jak zaradzić, by szerzące się zepsucie nie zniszczyło wszystkich ludzi i nie doprowadziło do zwątpienia w Boga... I pod tym względem Manaen umiał widzieć właściwie, dostrzegając powód Mego przyjścia w tym czasie. Powinieneś też złagodzić twą zachowawczość, Bartłomieju, nowatorskim duchem Manaena, aby miara była sprawiedliwa, a przez to – doskonały sposób sądzenia. Każda skrajność jest zawsze szkodliwa. Dla tego, kto ją czyni, dla tego, kto jej doznaje lub dla tego, kto się nią gorszy i – jeśli to nie jest dusza uczciwa – posługuje się nią przeciwko braciom, aby na nich donieść. To jednak jest dzieło Kaina i nie dokonają go synowie Światłości, bo to jest dzieło Ciemności.»

Mężczyzna całkiem okryty swoim płaszczem w taki sposób, że widać jedynie jego czarne oczy, bardzo żywe, który ostrzegł Manaena, żeby nie mówił zbyt wiele, klęka przy Jezusie i bierze Jego rękę, mówiąc:

«Ty jesteś dobry, Nauczycielu. Zbyt późno Cię poznałem, o, Słowo Boże! Ale jeszcze na czas, by Cię umiłować, jak na to zasługujesz, jeśli już nie będę Ci mógł służyć długo, jak tego chciałem, jak tego chciałbym teraz.»

«Nigdy nie jest za późno dla godziny Boga. Ona przychodzi we właściwej chwili. I On udziela czasu, którego trzeba, aby służyć Prawdzie, jak tego chce wola.»

«Ale kto to jest?» – szepczą między sobą apostołowie i pytają o to uczniów. Daremnie. Nikt nie wie, kto to jest, a jeśli wie, nie chce tego powiedzieć.

«Kto to jest, Nauczycielu?» – pyta Piotr, kiedy może podejść do Jezusa. Idzie On pośrodku grupy, mając niewiasty z tyłu, przed Sobą – uczniów, po bokach – kuzynów, a wokół – apostołów.

«Dusza, Szymonie, nic więcej» [– odpowiada mu Jezus.]

«Ale... ufasz, nie wiedząc, kto to jest?»

«Ja wiem, kto to jest, i znam jego serce.»

«Ach! Zrozumiałem! To tak jak z zasłoniętą niewiastą w „Pięknej Rzece”... Już o nic nie zapytam...»

Piotr jest radosny, bo Jezus, oddalając Jakuba, pozwala mu iść blisko Siebie.

Już mają wejść do Jerycha. Od strony bramy nadciągają ludzie, wykrzykujący „hosanna”. Z trudem Jezus może posuwać się naprzód, żeby przejść przez miasto i dojść do Nike, która mieszka poza Jerychem, z przeciwnej strony. Błagają Go, żeby przemówił. Podnoszą w górę małe dzieci, aby z nich uczynić mur żywy i nie do przebycia, licząc na miłość Jezusa do małych. Krzyczą:

«Możesz mówić. On już uciekł do Jerozolimy» – a wypowiadając te słowa, pokazują palcem wspaniały, zamknięty pałac Heroda. Manaen potwierdza:

«To prawda. Wyjechał w nocy bez rozgłosu. Boi się.»

Ale nic nie zatrzymuje Jezusa. Idzie mówiąc:

«Pokój! Pokój! Niech ten, kto ma troski lub boleści, przyjdzie do Nike. Niech ten, kto chce Mnie słyszeć, przyjdzie do Jerozolimy. Tu jestem Pielgrzymem, jak wy wszyscy. To w domu Ojca będę przemawiał. Pokój! Pokój i błogosławieństwo! Pokój!»

To już mały tryumf, zapowiedź wejścia do Jerozolimy, odtąd tak bliskiego. Zaskakuje tylko nieobecność Zacheusza aż do chwili, gdy widzę go stojącego na skraju posiadłości Nike, pośród swoich przyjaciół, pasterzy i uczennic. Wszyscy wybiegają Jezusowi na spotkanie, oddają Mu pokłon i towarzyszą. On zaś, błogosławiąc ich, wchodzi do ogrodu, kierując się w stronę gościnnego domu.


   

Przekład: "Vox Domini"