Ewangelia według
św. Mateusza
Ewangelia według
św. Marka
Ewangelia według
św. Łukasza
Ewangelia według
św. Jana


Maria Valtorta

Księga VI - Męka Jezusa Chrystusa

–   POEMAT BOGA-CZŁOWIEKA   –

10. WIECZÓR NIEDZIELI PALMOWEJ

Napisane 4 marca 1945. A, 11418-11428

Jezus przebywa ze Swoimi [apostołami] w spokoju Ogrodu Oliwnego. Jest wieczór, niezbyt chłodny wieczór, przy pełni księżyca. Siedzą na naturalnych miejscach do siedzenia, jakie tworzą w Ogrodzie Oliwnym [stopnie] stoku, akurat pierwsze, jakie ukazują się na tym małym naturalnym placu, uformowanym z polany, zaraz na początku [Getsemani]. Cedron szemrze płynąc po kamieniach, i wydaje się mówić sam do siebie. Śpiew słowika, westchnienie wiatru i nic poza tym.

«Po tryumfie tego ranka bardzo odmienił się wasz duch. Cóż mam powiedzieć? Że jest podniesiony? O, tak! Według człowieka jest podniesiony. Weszliście bowiem do miasta, drżący z powodu Moich słów. Wydawało się, że – przez wzgląd na siebie – każdy bał się siepaczy za murami, gotowych do ataku, aby go uwięzić.

W każdym człowieku znajduje się drugi człowiek, który ujawnia się w trudnych chwilach. Jest bohater, który w godzinach największego niebezpieczeństwa wyłania się z kogoś łagodnego, zawsze widzianego i ocenianego przez świat jako bez znaczenia. To bohater, który mówi w walce: “Oto jestem”. Mówi do nieprzyjaciela, do despoty: “Zmierz się ze mną”. Jest [w człowieku] święty, który – kiedy wszyscy uciekają w przerażeniu przed okrutnikami spragnionymi ofiar – mówi: “Mnie weźcie jako zakładnika i ofiarę. Ja zapłacę za wszystkich.” Jest też cynik, który z powszechnych nieszczęść czerpie własną korzyść i śmieje się nad ciałami ofiar. Jest zdrajca, który ma specyficzną odwagę: odwagę [czynienia] zła. Ten zdrajca stanowi mieszankę cynizmu i tchórzostwa i także należy do kategorii ujawniającej się w trudnych chwilach. Cynicznie bowiem wyciąga korzyść z nieszczęścia i tchórzliwie przechodzi do stronnictwa mocniejszego. Ma śmiałość, dla uzyskania korzyści, stawiać czoło pogardzie nieprzyjaciół i przekleństwom porzuconych. Istnieje wreszcie – a jest to rodzaj najbardziej rozpowszechniony – tchórz, który w trudnej godzinie jest zdolny tylko do ubolewania, że został rozpoznany, jako należący do partii lub do człowieka obecnie wyklętego, i ucieka... Ten tchórz nie jest takim przestępcą, jak cynik, ani tak obrzydliwym, jak zdrajca. Ujawnia jednak zawsze niedoskonałość swej struktury duchowej.

Wy... tacy jesteście. Nie zaprzeczajcie. Czytam w sumieniach. Tego poranka myśleliście w waszych sercach: “Co będzie? I my pójdziemy na śmierć?” A najniższa część [waszej natury] jęczała: “O, nigdy!...”

Tak. Czy Ja was jednak kiedykolwiek zwodziłem? W pierwszych Moich pouczeniach mówiłem wam o prześladowaniu i o śmierci. A kiedy ktoś z was – z powodu nadmiernego podziwu chciał widzieć Mnie i chciał przedstawiać Mnie jako króla, jednego z biednych królów ziemi, zawsze biednego, nawet gdy jest królem i odnowicielem królestwa Izraela – natychmiast poprawiałem błąd i mówiłem: “Jestem królem ducha. Proponuję wyrzeczenia, ofiarę, cierpienia. Nie mam nic innego. Tu na ziemi nie mam nic innego. Ale po Mojej i po waszej śmierci, w Mojej wierze, dam wam Królestwo wieczne: Królestwo Niebieskie.”

Czy mówiłem wam może inaczej? Nie. Mówicie, że nie. A wy wtedy też mówiliście: “Tylko tego chcemy. Z Tobą, jak Ty, dla Ciebie chcemy być [tak samo] traktowani, [tak samo] cierpieć.” Tak. Mówiliście tak. I byliście szczerzy. A było tak dlatego, że rozumowaliście jak dzieci, nieuważne dzieci. Myśleliście, że łatwe będzie pójście za Mną i tak byliście przesiąknięci potrójną pożądliwością, że nie potrafiliście dopuścić, by było prawdą to, co wam ukazywałem. Myśleliście: “On jest Synem Bożym. Mówi tak, by wypróbować naszą miłość. Ale Jego nie może uderzyć człowiek. Przecież czyni cuda. Uczyni więc jakiś wielki cud dla Siebie!” I każdy dodawał: “Nie potrafię uwierzyć w to, że zostanie zdradzony, schwytany, zabity.” Tak mocna była wasza ludzka wiara w Moją potęgę, że doszliście do odrzucenia wiary w Moje słowa: wiary prawdziwej, duchowej, świętej i uświęcającej.

“Ten, który czyni cuda, dokona przynajmniej jednego dla Siebie!” – mówiliście. Wielu ich jeszcze dokonam. Dwa z nich będą takie, iż żaden ludzki umysł nie zdoła ich sobie wyobrazić. Tylko wierzący w Pana będą potrafili je przyjąć. Wszyscy inni, w ciągu wieków, będą mówić: “Niemożliwe!”. I nawet po śmierci wielu będzie Mi zaprzeczać.

Któregoś łagodnego wiosennego poranka ogłosiłem na górze różne błogosławieństwa. Jest jeszcze jedno: “Błogosławieni ci, którzy potrafią uwierzyć, chociaż nie widzą.” Powiedziałem już, chodząc po Palestynie: “Błogosławieni, którzy słuchają słowa Bożego i zachowują je”, a także: “Błogosławieni, którzy spełniają wolę Bożą”. I wyrzekłem wiele innych [błogosławieństw], bo w domu Ojca Mojego wiele radości czeka na świętych. Ale jest i to: “O, błogosławieni ci, którzy uwierzą, chociaż nie widzieli oczyma cielesnymi!” Tak święci będą, że – przebywając jeszcze na ziemi – już Boga oglądać będą: Boga ukrytego w Tajemnicy miłości.

Ale wy, po trzech latach przebywania ze Mną, nie doszliście jeszcze do takiej wiary. I wierzycie tylko w to, co widzicie. Dlatego od dzisiejszego poranka, od tryumfu, mówicie: “Jest tak, jak mówiliśmy. On zwycięża. A my z Nim.” I jak ptaki, które poprawiają swoje pióra porozdzierane przez jakiegoś okrutnika, podnosicie się do lotu, upojeni radością, pewni, wolni od przygnębienia, który Moje słowa wywołały w waszych sercach.

Czy jesteście umocnieni także na duchu? Nie. Duch wasz jest jeszcze mniej umocniony. Jesteście bowiem jeszcze mniej przygotowani na zagrażającą godzinę. Piliście ‘hosanna’ jak wino mocne i smakowite. I upoiliście się nim. Czy ktoś pijany jest kiedykolwiek mocny? Wystarczy rączka dziecka, aby sprawić, że się zachwieje i upadnie. Tacy jesteście. Wystarczy pojawienie się zbirów, aby skłonić was do ucieczki jak strachliwe gazele, które widzą ukazujący się przy urwisku skały spiczasty pysk szakala i szybko jak wiatr rozpraszają się po ustroniach pustyni.

O, uważajcie, żeby nie umrzeć z powodu strasznego pragnienia na tym wysuszonym piasku, którym jest świat bez Boga! Nie mówcie, o, nie mówcie, przyjaciele Moi, tego, co mówi Izajasz robiąc aluzję do waszego stanu ducha, fałszywego i niebezpiecznego. Nie mówcie: “Ten mówi tylko o spiskach. Nie ma się jednak czego lękać ani nie miejsce na wpadanie w przerażenie. Nie musimy się obawiać tego, co On nam prorokuje. Izrael Go kocha i my to widzieliśmy.”

Ileż to razy delikatna, bosa noga dziecka depcze ukwiecone roślinki na łące, zrywa korony kwiatów, aby zanieść je mamie. Dziecku wydaje się, że znajduje tylko łodygi i kwiaty. Tymczasem stawia piętę na głowie węża, który kąsa i uśmierca dziecko. Kwiaty ukrywają węża.

Podobnie tego poranka... także tego poranka było tak! Jestem Skazańcem ukoronowanym różami. Róże!... Jak długo żyją róże? Co z nich pozostaje, gdy z ich kwiecistych koron opada śnieg pachnących płatków? Kolce.

Mówię – to powiedział Izajasz – że będę dla was, a z wami dla świata, uświęceniem, ale także kamieniem potknięcia się, kamieniem zgorszenia i sidłami, i ruiną dla Izraela i dla ziemi. Uświęcę tych, którzy będą mieć dobrą wolę, ale też sprawię, że upadną i rozpadną się na kawałki ci, którzy będą mieć złą wolę.

Aniołowie nie mówią słów kłamliwych ani krótkotrwałych. Oni przychodzą od Boga, który jest Prawdą i który jest Wieczny, i to, co mówią, jest prawdą i słowem niezmiennym. Powiedzieli: “Pokój ludziom dobrej woli”. Wtedy rodził się, o ziemio, twój Zbawiciel. Teraz idzie na śmierć twój Odkupiciel. Ale, aby mieć pokój od Boga, czyli uświęcenie i chwałę, trzeba mieć “dobrą wolę”. Próżne Moje narodzenie, zbędna Moja śmierć dla tych, którzy nie mają dobrej woli. Moje kwilenie i rzężenie, pierwszy i ostatni krok, rana obrzezania i śmierci, wszystko to byłoby daremne, gdyby w was, gdyby w ludziach nie było dobrej woli osiągnięcia wyzwolenia siebie i uświęcenia.

Powiadam wam: “Bardzo wielu potknie się o Mnie – chociaż jestem ustawiony dla człowieka jak kolumna wspierająca, a nie jak pułapka – i upadnie, z powodu upojenia pychą, rozwiązłością, chciwością. [Ludzie ci] zostaną zamknięci w sieci swoich grzechów i pochwyceni, i oddani szatanowi. Włóżcie te słowa do waszych serc i zapieczętujcie je dla przyszłych uczniów.

Chodźmy. Kamień powstaje. Kolejny krok naprzód. Na górę. Powinien jaśnieć na szczycie, bo jest Słońcem, bo jest Światłością, bo jest Wschodem. A Słońce jaśnieje na szczytach. Ma być na górze, bo prawdziwą Świątynię powinni widzieć wszyscy. Ma też ona być przeze Mnie samego zbudowana, przy pomocy żywego Kamienia Mojego Ciała złożonego w ofierze. Połączę części [tej Świątyni] zaprawą zrobioną z potu i krwi. I będę na Moim tronie, okryty żywą purpurą, ukoronowany nową koroną. Ci, którzy są daleko, przyjdą do Mnie, będą pracować w Mojej Świątyni, wokół niej. Ja jestem fundamentem i zwieńczeniem. [Na tym fundamencie] będzie powstawać coraz obszerniejsza budowla. Ja sam wyszlifuję Moje kamienie i Moich rzemieślników. Jak Ja byłem przycinany dłutem – przez Ojca, przez Miłość i przez człowieka, i przez Nienawiść – tak i Oni zostaną uformowani przeze Mnie. A po usunięciu, w ciągu jednego dnia, nieprawości ziemi, na kamień Kapłana na wieki przyjdzie siedem oczu, aby oglądać Boga, i rozleje się siedem źródeł, aby pokonać ogień szatana.

Szatana... Judaszu. Chodźmy. I pamiętaj, że czas nagli i że na czwartek wieczór ma być dostarczony Baranek.»


   

Przekład: "Vox Domini"