ROK 1999

Styczeń 1999 r.

Zaczęłam delikatnie poruszać temat Marcina z jego mamą Elżbietą. Według mnie Marcin nie ma najmniejszej szansy wyjścia z nałogu; ucieka z ośrodków, bierze heroinę, wraca i tak na okrągło. Czas pracuje na jego niekorzyść. Widzę, że jest to stratą czasu.

Jedyną szansę dla tego szesnastoletniego chłopca widzę w Maryi poprzez ośrodek narkomanów w Medjugoriu - Bijakovici (Bośni i Hercegowinie). Tel/fax 387 88 651-756 jest to wspólnota „CENACOLO" (Wieczernik), stowarzyszenie chrześcijańskie, które przygarnia młodych ludzi z całego świata, niezadowolonych, zbuntowanych, rozczarowanych, chcących odnaleźć własną tożsamość, radość i sens życia.

Ta wspólnota zrodziła się w 1983 roku dzięki powołaniu pewnej siostry zakonnej Elwiry, która zapragnęła podarować swoje życie Bogu służąc narkomanom i wszystkim zagubionym młodym ludziom. Dwadzieścia siedem domów tej wspólnoty jest rozmieszczonych po całym świecie. W tej wspólnocie leczona jest dusza i ciało - jest to przede wszystkim szkoła życia, która przynosi wspaniałe owoce. Jedyną terapią wspólnoty jest „Chrystusoterapia". Dzięki światłu modlitwy (kontynuują ją w ośrodku nawet niewierzący) odkrywają, że wszelkie problemy tkwią w nich, a nie poza nimi, odkrywają, że narkotyki czy inne nałogi nie są problemem, problemem jest ich niezdolność do życia.

Pani Elżbieta i jej mąż niestety nie są jeszcze gotowi na tak dalekie i długie rozstanie się z synem. Marcin też nie chce słyszeć o Medjugoriu. Widzę jasno, że jest to przedłużenie agonii u tego chłopca bez nadziei na powrót do życia. Jednakże żywię nadzieję, że jeśli Maryja Królowa Pokoju weszła już w tę rodzinę, to stanie się tak jak Ona zechce, a nie jak człowiek, bo nie zawsze człowiek wie, co jest dla niego najlepsze, niestety.

Nie codziennie klękam wieczorem do rozmowy z Panem, tak jak o to prosił, przerastają mnie obowiązki jakie wzięłam na siebie. Jestem zmęczona, chciałabym więcej czasu mieć dla Pana. Samotnie z Nim w ciszy, to wspaniałe chwile, za którymi stale tęsknię.

30 stycznia 1999 r.

Jezus:
-Dziecko, kocham ciebie, nie odbiorę ci teraz daru jakim jest rozmowa moja z tobą, tylko dlatego, że nie jesteś wierna łasce mojej, bo nie mogę zaprzeć się sam Siebie. Powtarzałem ci zawsze, że od ciebie zależy, kiedy i na ile zechcesz z tego daru korzystać. Bardzo uradowało się moje Serce, że uklęknęłaś przed swym Nauczycielem.

Dziecko, masz ostatnio wielkie trudności z utrzymaniem pokoju w sercu, a wiesz dlaczego? Lękasz się prawdy, przecież dobrze wiesz, że nic złego nie uczyniłaś, a ten kawałek ziemi (chodzi o trawnik przed moimi oknami, który jest niszczony przez właścicieli aut) chcesz ochronić przed zniszczeniem mojego daru - ziemi. Nie bój się ludzi, widzisz, prawda kosztuje, a ty powtarzaj: „Któż, jak Bóg".

Jeśli walczysz w dobrym zamiarze, jeśli twoja intencja jest czysta, oddawaj każdy lęk i myśl, która cię nim napawa, oddaj to Mnie, a wtedy uciszy się twoje trzepoczące serce. Wszystko, radości, smutki, ból, lęk i różne nieprzyjemne odczucia, które dotykają twojej duszy oddawaj Mnie, czyń to często. Ja to uchwycę z twego serca, a wniosę pokój.

Nie lękaj się, lęki te pochodzą od złych duchów i chcą w tobie zabić walkę, do prawdy chcą cię zniechęcić, wyolbrzymiają, urastają w twojej wyobraźni, by cię powalić na ziemię.

Te męki, które utrzymują się w tobie to atak złych duchów. Przyzywaj Maryję: „Daj siłę wytrwać", a Mnie oddawaj się zaraz w tym stanie ducha w jakim jesteś.

Moje dziecko, moje umiłowane dziecko, niech żaden dzień nie kończy się bez rozmiłowania we Mnie, w moim słowie poprzez Ewangelię. Tam odnajdziesz moją miłość, bądź Jej wierna, tam odnajdziesz umocnienie w swojej samotni. Ja cię umocnię siłą, której człowiek dać nie może, a tego będziesz potrzebowała i do „Wieczernika" i do sytuacji, w których będę cię stawiał dla wypełnienia mego zadania.

Czy sądzisz, że książka, którą piszesz będzie podobała się czytelnikom?

Anna:
- Myślę, że tak. Jej treść, bogactwo myśli jest piękne, bo pisane Twoją mądrością Panie Jezu, a przy tym w tak prosty i obrazowy sposób, by każdy mógł zrozumieć Twoje nauczanie.

Jezus:
- Ja też tak myślę, a wiesz dlaczego chciałem, by była pisana na komputerze przez Kasię ręką Izy (przyszła synowa Kasi). Widzisz, Duch Święty odpowiedział już Mojej miłośnicy, ona czuje sercem, że jest to dla jej rodziny wielki dar, którego ani ty, ani nikt inny nie pojmie.

To nie ty masz martwić się o moje dzieło. Ja sam się o nie troszczę, by owoc wydało dziesięciokrotny. Moja droga czyń to, o co cię proszę, a Ja dostarczę ci środków.

Powiedz Kasi, że chociaż nie udzieliłem jej daru, który ty posiadasz, to obdarzyłem ją darem miłości, mojej miłości, nie ludzkiej, bo po ludzku ona kochać by nie potrafiła w sytuacjach, jakich ją stawiam. Jest wodą na ogień, pokojem podczas wojny, balsamem na rany, a to najkrótsza droga do świętości. Niech czyni to nadal w swojej rodzinie. Ona nie musi się modlić, aż tyle co ty. Jej modlitwą jest posłannictwo czynienia dobra, pokoju i miłości, ty zaś módl się o umocnienie dla niej w tej walce o pokój.

Tak was wszystkich łączę w jednym ogniwie i każde z osobnych ziarenek siejecie w różnych ogrodach najpiękniejsze kwiaty, które są wonią najszlachetniejszych róż moich ogrodów. Pogodę i warunki wzrostu daję Ja i mój Ojciec, a do was należy praca.

Ty Aniu módl się, módl się, módl się, a Kasia niech w dalszym ciągu pełni swoją rolę na gruncie, w którym ją osadziłem.

Tak, powiedz, a raczej przekaż młodej dziewczynie Izie, żeby z sercem wypełniła to zadanie, które otrzymała, bo jest to małym zaczątkiem prezentu, jaki otrzyma ode Mnie na drogę jej życia, to ją umocni i ich związek nie będzie niszczycielskim, a budującym o mocnych korzeniach wiary. To właśnie Iza będzie tą, która umocni swoją rodzinę w chwilach burz i złej pogody. Ja ich oboje już pobłogosławiłem i nigdy nie zostaną już sami, jako rozbitkowie, będę im sternikiem. Jezus.

2 lutego 1999 r.

Jezus:
- Moje dziecko, nie możesz tkwić w starych błędach swoich poczynań. Tę ostatnią rozmowę, dialog ze swoją siostrą przyjmij z miłością, nie podnoś głosu. Ona nie rozumie, nie wie co jest przyczyną nieporozumień twoich z Pawłem. Ty wiesz, że jest to powodowane brakiem prawdziwej miłości ze strony Pawła. Czasami zachowuje się, jak mały chłopczyk, rani cię, w ten sposób chce zagłuszyć swoje sumienie.

Zatem proszę okazuj więcej taktu w rozmowach, przemilcz cierpienie, które nosisz. Paweł, dopóki nie ureguluje swoich spraw przed Bogiem, nie wróci do ciebie. „Wróci" to oznacza okazywanie serca, ale i należnych uczuć tej, która ma do tego prawo. Ty nie jesteś dla niego partnerką, ale Paweł tego nie chce na razie zrozumieć. Musi on zmienić, odwrócić hierarchię wartości i uporządkować ją, przestać obciążać cię wszystkim i za wszystko.

Dziecko, nie tłumacz się przed nim i pozostań na uboczu dopóki wszyscy nie powrócą do miłości. Nie mogą oceniać twojej surowości jako brak miłości z twojej strony. Niech Paweł zastanowi się, ile zawdzięcza tobie, dopóki tego nie zrozumie, nie zapanuje pokój miedzy nim, a tobą. Pierwszy krok do sakramentu pokuty i więcej pokory, a ty moje dziecko módl się za nich i nie daj się unieść diabelskim pokusom, zamąceniem pokoju. Módl się i zostań na uboczu.

5 lutego 1999 r.
Adoracja Najświętszego Sakramentu. Kaplica Księży Pallotynów, ul. Skaryszewska. Pierwszy piątek miesiąca.

Złożyłam w ofierze swoje życie Panu Jezusowi, choroby i wszystko, co Bóg dopuści na mnie za życie wieczne i zbawienie Pawła, Magdy i Wiktora.

Luty 1999 r. - Niedziela

Staliśmy dziś całym „Wieczernikiem" przed ogrodzeniem kościoła z własnoręcznymi plakatami, informacjami o pielgrzymce z naszej parafii do Medjugoria. Z pewnych względów nie dane nam było uczynić tego w warunkach parafialnych jako wspólnota, trochę było mi przykro z tego powodu, gdy wymieniałyśmy się na zmianę.

Praktycznie wszystkie Msze święte w niedzielę wystawałyśmy na oblodzonym terenie ulicy, było bardzo ślisko, marzły ręce. Dwudziestoletnia Róża, najmłodsza z „Wieczernika" umocniła mnie stwierdzeniem pełnym humoru: „pod płotem też jest dobre miejsce".

25 lutego 1999 r.

Spytałam Pana Jezusa, czy moi rodzice są zbawieni, zachęciła mnie do tego pytania siostra zakonna. Zacytuję tylko niektóre urywki z moich prywatnych rozmów z Panem Jezusem. Nauczyciel zaznaczył w tym orędziu wyraźnie, że jednorazowo udzieli mi informacji na temat dusz czyśćcowych, gdyż nie chce, aby w przyszłości zadawano przeze mnie podobne pytania powodowane ciekawością ludzką. Może to przyćmić sens Jego przesłań, Jego myśli.

Jezus:
- Twoi rodzice oboje są w niebie, w mieszkaniu na jakie sobie zasłużyli - czas ich pokuty jest już skończony. Cena jaką płacili w ogniu czyśćcowym była duża, ale sprawiedliwa. Cierpią oboje, bo pomagają Pawłowi, twojej siostrze, Marcie i Andrzejowi. Wzięli na siebie ten ciężar, by zadośćuczynić zaniedbaniu na ziemi, jako święci mogą wiele wyprosić, ale i wy musicie pomagać im swoją modlitwą.

Twoi rodzice patrzą na wasze życie innym wymiarem i innym czasem. Ty moje dziecko, módl się za nich, dobrze czynisz zamawiając za nich Mszę świętą, choć są już zbawieni oboje. Widzisz, ta współpraca polega na tym, że każda Msza święta za twoich rodziców jest balsamem na wasze rany, to procentuje na korzyść waszych dusz i oni mogą w ten sposób więcej pomóc we wzroście waszej świętości.

Dobrze, że twoja siostra zamówiła trzy Msze święte, bo wasza mama doznała ulgi, odpoczęła po bólu jaki jej zadajecie nie zawsze współdziałając z łaską Bożą. Sama wiesz Moje dziecko, ile bólu zajmuje w twoim sercu członek twojej rodziny, bo jego życie to śmierć dla duszy.

Jego babcia i dziadek z tego powodu cierpią i każdego dnia ofiarowują Panu Bogu modlitwy za was.

Powinniście wynagradzać im ten trud, co oznacza jakby zaciągnięty dług wobec nich, wypraszających łaski dla was, czy pojęłaś moje dziecko?

Anna:
- Tak Panie Jezu, rozumiem.

Jezus:
- To dobrze, nie zapominajcie o waszych zmarłych. Wasz wujek Dąbrowski potrzebuje również wiele pomocy, a wy zapominacie o nim w modlitwach. On znajduje się w czyśćcu, w jego duszy dokonuje się męka. Módl się Aniu za wszystkie dusze, tak jak to czynisz, ale również ofiaruj za wszystkie dusze Msze święte, one ci to wynagrodzą.

Luty 1999 r.

Marcin znowu uciekł z ośrodka narkomanów, powrócił do domu, wyniósł pewne wartościowe rzeczy z domu rodziców i ponownie wszedł w środowisko narkomanów. Powiedziałam pani Elżbiecie, żeby go już nie wpuszczała do domu. Jedyny ratunek widzę w jego natychmiastowym wyjeździe do Medjugoria, inaczej popłynie z prądem. Jest bardzo słaby i już bardzo uzależniony od heroiny.

26 lutego 1999 r.
Adoracja Najświętszego Sakramentu, Kaplica Księży Pallotynów.

Jezus:
- Powiedz dziecko pani Elżbiecie, żeby Marcin do czasu wyjazdu do Medjugoria nie przebywał w domu rodziców, bo stanie się tak, że będzie im samym i temu chłopcu trudno podnieść się z tego, co może nastąpić. Matka nie może kierować się miłością własną.

Powtórzyłam to p. Elżbiecie.

Jezus:
- Niech czas Wielkiego Postu będzie dla ciebie dniami bez telewizora i pracą nad sobą, zachowaj milczenie. Będziesz prowokowana, to właśnie wtedy zamilknij, nie wchodź w rozmowy. Tak, proszę cię zachowaj w tym czasie powściągliwość we wszystkich kontaktach ludzkich, szczególnie w rozmowach. Niech twój język odpoczywa, a serce bije dla Mnie. Dołącz do tego pracę nad sobą, którą zadał ci twój kierownik duchowy.

9 marca 1999 r.

Zdarza się tak, że gdy chcę się złączyć duchowo z Jezusem, to przychodzą same przeszkody i utrudnienia. Chciałam zapisać słowa, które Pan Jezus wypowiadał do mnie, nie mogłam znaleźć okularów, gdy je znalazłam zaczęłam zastanawiać się, gdzie położyłam swój notes, następnie zadzwonił telefon. Zaczęłam złościć się sama na siebie, na swoją niezaradność, mówię:

- Ojcze, kogo Ty wybrałeś, ja nie nadaję się, by spełnić Twoje oczekiwania.

Jezus:
- Ciebie córko wybrałem, nie narzekaj, a błogosław te chwile.

Anna:
- Przebacz mi Panie, nie jestem godna Twego zaufania.

 

10 marca 1999 r.

Wracając z kościoła zajrzałam do pani Elżbiety, jej syn Marcin został wywieziony daleko od Warszawy, do dziadków na czas wyjazdu do Medjugoria. Wyjeżdża z ojcem. Pani Elżbieta jest bardzo słabiutka, choroba wyniszczyła jej organizm. Leży, nie wstaje. Jest rozkochana w Chrystusie cierpiącym.

Zamykamy się obydwie w jej sypialni i rozmawiamy długo. Widzę, jak bardzo jest szczęśliwa właśnie teraz pośród wszystkich doświadczeń, cierpień fizycznych i psychicznych, jakie Pan na nią dopuszcza. Patrzę na zegarek, to już prawie cztery godziny. Wiem, że bardzo cierpi, a imię Jezus nie schodzi z jej ust.

Jezus:
- Dałem wam chwile radości wspólnego spotkania się „Wieczernika" w domu Elżbiety. Nie będzie mogła już kontynuować wspólnych spotkań z „Wieczernikiem" ze względu na jej dolegliwości. Dalsze spotkania moje dziecko, niech odbywają się w twoim domu.

Martwisz się moje dziecko stanem zdrowia Elżbiety. Nie martw się, wyniszczenie organizmu posuwa się u niej na tyle, na ile Ja zechcę, jak i wszystko inne, co dotyka jej rodzinę, a czynię to z wielkiej miłości do nich.

Moje dziecko, jej wyniszczone ciało jest uwielbieniem mego wyniszczonego ciała, a to w Wielkim Poście jest łaską dla niej samej. Urzeczywistnia się moja męka w jej ciele i jej męka w moim. Jesteśmy oboje zespoleni w jednym bólu i cierpieniu, a to przyniesie wielkie owoce i korzyści dla biednych grzeszników.

Jej syn pierwszy dozna łaski nawrócenia, jak tylko matka jego, opuści ten świat, a dalej członkowie jej rodziny. Powiedz Elżbiecie moje dziecko, że ją sobie wybrałem, by była świadkiem współcierpienia mego w jej ciele dla tych, co widzą, co są wokół niej zgromadzeni, a także „Wieczernik". Ona w swoim bólu wyprosi łaski również dla was Moje dzieci i waszych rodzin, a zatem módlcie się, by obopólnie się wspierać.

Teraz pragnę podyktować ci moja córko do niej samej słowa, bo wiem, że oczekuje mojej miłości.

Jezus do pani Elżbiety.

Jezus:
- Moje dziecię, Ja trzymam sam twoje umęczone już ciało w swych dłoniach, bo jest ono uświęcone cierpieniem, które tylko Mnie Chrystusowi jest znane. Boli cię dziecko każde miejsce na zewnątrz ciała, jak i wewnątrz. Jesteśmy zespoleni w jednym bólu. Wytrwaj moja córko, jeszcze trochę wytrwaj.

Ja przyjdę po ciebie kiedy nadejdzie czas najodpowiedniejszy dla nas obojga na wielkie radosne spotkanie w niebie. Zatroszczę się o ciebie Ja sam Jezus. O bliskich twoich nie martw się, będą uzdrowieni twoim bólem, syn twój zaraz po odejściu twoim z tego świata przejrzy.

Dałem ci dziecko najlepsze cenne perły, które ty podjęłaś za zbawienie bliskich, i za to ci dziękuję. Już niedługo moja córko, choć chwile męki wydają się być zawsze wydłużeniem. Niech będzie ci radością chwila, w której szczęście swoje ujrzysz w przepięknych ogrodach bujnej zieleni, wielkiego pokoju i miłości, to przygotowałem dla ciebie za to, co Mi ofiarowałaś. Twój Zbawiciel Jezus Chrystus.

Podałam list pani Elżbiecie, a ona rozpłakała się. Wyjęła z szufladki swój miłosny liścik, który napisała do Pana Jezusa oczekując na odpowiedź, o czym mi nie wspomniała, po prostu nie śmiała o nic pytać Jezusa przeze mnie. Jest szczęśliwa i list ten przytula do serca jako wielkie umocnienie dla niej.

Marzec 1999 r.

Odpowiedź dla pewnej siostry zakonnej, która spytała Pana Jezusa o swoją niedawno zmarłą siostrę rodzoną.

Jezus:
- Twoja siostra będzie potrzebowała jeszcze dużo modlitwy, nie oznacza to, że jest duszą bardzo cierpiącą, ale jeszcze musi być oczyszczona do doskonałości, by stanąć przed moim obliczem.

Podałem poprzez świętych, poprzez bł. s. Faustynę środki pomocne w zbawieniu duszy dla żyjących, którzy mogą wyprosić łaski dla zmarłych.

1. Przede wszystkim Msza święta.

2. Nieustanna twoja praca nad sobą samą przynosi wielką ulgę krewnym duszy oczyszczającej się, tak jak

3. Dobre uczynki i pełnienie miłosierdzia względem najuboższych.

4. Różaniec i Koronka do Bożego Miłosierdzia, to są środki, z jakich siostra zakonna może i powinna skorzystać, by pomóc rodzonej siostrze.

19 marca 1999 r. - Piątek
Adoracja Najświętszego Sakramentu, Księża Pallotyni.

Jezus:
- Dziękuję ci, że przyszłaś do Mnie, nie martw się tym, że ogarnia cię senność i zamykają się powieki, że ręce ci mdleją, że całe twe ciało jest zbolałe, nie martw się trudnościami w modlitwie.

Moje dziecko, Ja ci dziękuję żeś przyszła na adorację mojego Ciała i Najdroższej Krwi, którą za was grzesznych wylałem. Dziecko, nie martw się tym, że ręce mdleją i trudno ci utrzymać pióro. To wszystko jest dla Mnie cenne i drogie, co ofiarowałaś na ręce mojej Matki. Twoja adoracja jest dziś szczególnie dla Mnie cenna, bo wiele wysiłku w nią wkładasz.

Widzę, że trudność ci sprawia utrzymanie ciała w ławce. Wiem, że źle się czujesz, że mogłabyś zostać w domu, w łóżku. Widzisz moja mała sekretarko, ci, którzy się dziś dobrze mają również w wolny czas nie pomyślą, by przyjść do Mnie i przepraszać przynajmniej za swoje przewinienia.

Ty czynisz to za nich, a dziś szczególnie łaski swe na nich wszystkich wylewam, bo okupione są twymi niedomaganiami. Błogosławię cię moja Aniu za ten akt oddania się Mnie i nie wyrzucaj sobie, że ból przeszkadza ci się modlić. Trwaj w milczeniu, wypowiadaj moje Imię, a Ja będę ci błogosławił.

Nie jestem Bogiem wymagającym ponad to, co możesz Mi ofiarować. Przyjmuję wszystkie twoje wyrzeczenia, a szczególnie post. Dziękuję za te piękne słowa, które skierowałaś do kobiet w temacie dyspensy, którą dziś Kościół udziela na okoliczność świętego Józefa.

Jesteś droga memu Sercu za te właśnie ciche wyrzeczenia, znane tylko Mnie. Moje dziecko, proszę nie martw się o swoją przyszłość, o swojej chorobie nie rozpamiętuj. Ja nie pozwolę byś leżała bez opieki, jeśli zażądam od ciebie cierpienia w formie choroby i długiego leżenia, jeśli tak miałoby się stać, to poślę ci ludzi na opiekę mojej duszyczki - co nie oznacza, że tak się stanie.

To wszystko, co przyjdzie przyjmuj z miłością, nawet to, że aktualnie lekarze nie potrafią ci pomóc, bo zakryłem twoją chorobę przed wszystkimi nawet w dobrym twoim wyglądzie. Nie zamartwiaj się, bo Ja jestem z tobą i słyszę każde twoje wezwanie do Chrystusa, które zanosisz.

Cierpię w twoim ciele, jest to twój mały udział w Mojej Męce i całej Drodze Krzyżowej, która jest jakby rozciągnięta, rozłożona na lata twojego życia. Błogosławię cię tu na tym miejscu w kaplicy. Jezus Chrystus, twój Pan.

20 marca 1999 r.

Jezus:
- Moje dziecko proszę cię, zacznij rozważać katechezy z Radiem Maryja, te które są w południe przed godziną dwunastą. Ty je pojmujesz, bo są bliskie twemu sercu i przynoszą wzrost twojej duchowości. Dziś mogłaś przerwać prace domowe, by wczuć się w dzisiejsze rozważania, a ty dziecko mimo, że udzieliłem ci Ducha Prawdy, a więc miałaś rozpoznanie co do mojej woli, w tym czasie chwyciłaś ciasteczko w usta i ze spokojem zjadłaś, później weszłaś do łazienki umyć sobie włosy.

Widzisz moja mała sekretarko, czym Mnie ranisz? Właśnie nieposłuszeństwem w drobnych sprawach, ale o znaczeniu wielkim dla twojej duszy. To Ja zaplanowałem twój dzień, prosiłaś Mnie narzekając, że gubisz się, że nie zdążysz w sprzątnięciu mieszkania ze względu na złe samopoczucie. Wiem, że sobota jest dniem, w którym planujesz czas na swoje domowe porządki, Ja to rozumiem, więc powiedz Mi, jak się dziś czujesz?

Anna:
- Wspaniale, wszystkie wczorajsze dolegliwości odeszły, a cała praca tak sprawnie mi poszła. Panie Jezu, jak Ty możesz znieść wszystkie moje wady?

Jezus:
- Moje dziecko, proszę cię, od jutra jeśli będziesz miała możliwość pozostania w domu w południe - odłóż wszystkie zajęcia i weź czynny udział w rozważaniu katechez z Radiem Maryja. Obiecujesz?

Anna:
- Obiecuję.

Jezus:
- Dziękuję ci, pomódl się jeszcze i podziękuj memu Ojcu za dobre zdrowie w dzisiejszym dniu. Matka Boża wyprosiła dla ciebie tę łaskę.

Marzec 1999 r.

Jezus do siostry zakonnej.

Jezus:
- Spójrz na Mnie, spójrz na moje Najświętsze Rany. Cóż znaczą, dzieci, wasze małe dolegliwości wobec cierpień waszego Boga, któremu zadajecie rany na co dzień. Tak... wy, którzy jakoby zdawałoby się jesteście blisko Mnie. Daję wam na każdy dzień łaski, ogromne łaski, bez których nie byłoby przeprowadzone dzieło mego Ojca.

Moje dzieci, ranicie Mnie bardzo poprzez swoje tchórzostwo w cierpieniu, poprzez swoje dociekania, co zadaje Mi ogromny ból. Wy, którzy nauczacie innych, sami gubicie się w cierpieniu, zadajecie pytania, a pod waszym sercem w głębi chcielibyście zdjąć swój krzyż, by ciężar was nie ugniatał.

Ja jestem Tym, Który cierpi, więc czyńcie podobnie i nie dociekajcie, nie buntujcie się wewnętrznie, że ciężar za duży na wasze barki włożyłem. To nie Ja - to grzech kosztuje i na każdy dzień trzeba spłacać długi tego świata ze swego skarbczyka i poczytujcie sobie to za wielkie dobrodziejstwo.

Z miłości ucałuj droga Celino swój krzyż i nie pytaj dlaczego i jak z niego się wykupić, bo właśnie niosąc jego ciężar wykupujesz siebie i inne dusze. Czyń to co ci mówi lekarz, bo Ja przez niego też pragnę ci pomóc, ale jeśli po wizycie u niego doznajesz przeciwności i leki nie skutkują to trzeba ci większego światła?

Ja przyjąłem od świętej Marii Magdaleny największe wynagrodzenie z ludzkości, jakie mi ofiarowała sercem. Ona ból swego serca oddała Mi, by Mnie ulżyć. Oddaj i ty Celinko ból swój, który niesiesz, bym Ja mógł choć przez chwilę zaznać odpoczynku w sercu twoim bo cierpię bezustannie.

Nie szukaj nadzwyczajności, przyjm swoją chorobę i uciążliwości w pokorze, bo jak już wspomniałem przyjdą większe, że i lekarze nic nie pojmą. Nie szukaj ratunku w uzdrowieniu swego ciała, ale szukaj pomocy w uzdrowieniu duszy. Rozpoznaj znaki szczególnie rozważając moją Mękę w okresie Wielkiego Postu, bo trudno by ci było rozeznać moje cierpienie bez twego maleńkiego udziału.

Zostań w moich ranach jako maleńka kropelka twojej krwi, która wyda owoce, gdy staniesz przed moim obliczem w majestacie mojej Chwały jako moja oblubienica. Amen.

30 marca 1999 r.

Zatelefonowała do mnie siostra Eulalia i powiedziała: „Słuchaj, pewien młody przyszły kleryk z San Giovanni Rotondo nocował u mnie, napisał list do Pana Jezusa i prosi o odpowiedź na adres włoski, tam gdzie mieszka". Odpowiedziałam mechanicznie, teraz nie mogę, może za dwa, trzy tygodnie, jak będę bardziej wolna przyjadę do siostry i odbiorę jego list. Odpowiedź wyślę mu pocztą do Włoch.

31 marca 1999 r. - Wielka Środa Adoracja Najświętszego Sakramentu

Jezus:
- Widzisz moje dziecko, dałaś się zwieść złemu duchowi w pułapkę, podprowadził cię inteligentnie, zaraz po spowiedzi złowił sobie duszę. Szczególnie wtedy usilnie pracuje, by podwoić swoją szatańską radość.

Anna:
- Panie Jezu, już dość dawno nie pozwoliłam sobie na tego rodzaju „bazarowe" dyskusje.

Jezus:
- Moje dziecko, tym bardziej on się uradował, widzisz jak mu zależy na duszach, które dążą do świętości. Zapamiętaj, co ci teraz powiem, chcę cię pouczyć. Kiedy tylko poczujesz w sobie wzburzenie, niepohamowaną złość i chęć odwetu, czyli odczucie wewnętrznej agresji na sytuację otaczającego cię środowiska, w którym się znajdziesz, to wiedz, że stan ten jest powodowany działaniem szatana. Uchwyć wówczas ręką krzyż, który nosisz na piersi i zanim cokolwiek wypowiesz zwróć się najpierw do Mnie: „Jezu ratuj mnie przed atakiem złych duchów", a Ja wówczas dam ci pomoc. Moi aniołowie ukrócą ich poczynania i odsuną od ciebie ich ataki. Zapamiętasz?

Anna:
- Postaram się.

Jezus:
- Proszę cię moje dziecko, wytrwaj w ciszy, o jaką cię prosiłem, również ogranicz rozmowy telefoniczne. Sama widzisz, jakie to jest ważne dla twojej duszy, rozumiesz już, że w takiej ciszy otrzymujesz wiele łask i jak szybko dokonują się pewne zmiany, chociażby twoje spojrzenie na świat.

Zaczynasz patrzeć oczami moimi, oczami duszy uświęconej i dziwią cię pędzący ludzie w szaleństwie świątecznych zakupów z wypełnionymi siatkami uginającymi się pod ich ciężarem. Trzepanie dywanów, mycie okien, przeróżne jarmarki, głośna muzyka, ale to wszystko jest Mi obce i nie ma nic wspólnego z tajemnicą mojej Męki i tajemnicą radosnego Zmartwychwstania.

Odwracam od nich oczy, bo Mi dodatkowo rany zadają na moim umęczonym już ciele. Katolicy, a są Mi obcymi, żaden z nich nie przyjdzie do Mnie na adorację, nie zegnie kolan i nie wypowie ani jednego słowa współczucia w mojej boleści. Jestem sam, widziałaś dziecko garstkę wiernych, która przyszła na dzisiejszą adorację, a pośród nich widziałaś tę dziewczynę i chłopaka, którzy nawet nie przyklęknęli przed moim Majestatem, jakby Mnie w ogóle tu nie było, a przyszli oboje do spowiedzi przed Wielką Nocą. Nie zdają sobie już sprawy, jak obrażają swego Boga nie uginając kolan choć przez chwilę przede Mną, by Mnie pozdrowić.

Ustawiają się w kolejce do konfesjonału, jakby do sklepu, by załatwić jeszcze jeden sprawunek przed świętem. Świętem, ale jakim, czy Ja tam jestem główną Osobą? Jakim Bogiem dla nich zapędzonych i zabieganych jestem? Bogiem, czy bożkiem, dla którego „świętowania" tyle cennego czasu się oddaje.

Niektórzy moje dziecko, tak dokładnie zabrali się za sprzątanie swych mieszkań, że w ogóle nie uprzątnęli swej duszy na czas rekolekcji, a i spowiedź też odbędą w pośpiechu. Moje dziecko, zostanie zaledwie garstka tych co naprawdę sercem w tych dniach łączy się z moim bólem, współczujących tylko garstka.

Proszę choć ty bądź ze Mną, złącz się z moim cierpieniem, oddaj się cała w rozważaniu mojej Męki. To dziecko o wiele więcej, niż całoroczne umartwianie się, to jest czas szczególnej łaski. Niech twoje kolana w tym czasie będą zgięte przed Bogiem, który dał się ukrzyżować.

Okres, czas Świąt Wielkiej Nocy, radosnego Alleluja przygotuję ci Ja, a teraz nie marnuj tych cennych skarbów, które na ciebie wylewam. Skorzystaj również w Wielki Piątek z łaski trwania przy Mnie w kościele św. Marcina, ale proszę nie skupiaj się na swoim wyglądzie i rozglądaniu się za znajomymi. Trwaj we Mnie.

Błogosławię cię dziecko na Wielki Czwartek, Piątek i Sobotę. Wytrwaj w ciszy i miłosnym uwielbieniu krzyża. Jezus Chrystus, Bóg i Zbawiciel świata, tego świata, który go odrzucił i czyni to po dzień dzisiejszy. Amen.

3 kwietnia 1999 r.

W tym roku po raz pierwszy Marta ustąpiła we mnie miejsca Marii. Adorowałam Pana Jezusa przy grobie w swojej parafii, aż do wieczornej uroczystości. Przed wyjściem z domu otworzyłam Pismo Św. prosząc - przemów do mnie mój Panie: Iz. 54,4-10: Miłość Pańska

„Nie lękaj się, bo już się nie zawstydzisz, nie wstydź się, bo już nie doznasz pohańbienia. Raczej zapomnisz o wstydzie twej młodości. I nie wspomnisz już hańby twego wdowieństwa. Bo małżonkiem twoim jest twój Stworzyciel, któremu na imię Pan Zastępów; Odkupicielem twoim - Święty Izraela, nazywają Go Bogiem całej ziemi.

Zaiste, jak niewiastę porzuconą i zgnębioną na duchu, wezwał cię Pan. I jakby do porzuconej żony młodości, mówi twój Bóg:

Na krótką chwilę porzuciłem ciebie, ale z ogromną miłością cię przygarnę. W przystępie gniewu ukryłem przed tobą na krótko swe oblicze, ale w miłości wieczystej nad tobą się ulitowałem, mówi Pan, twój Odkupiciel.

Dzieje się ze mną tak, jak za dni Noego, kiedy przysięgałem, że wody Noego nie spadną już nigdy na ziemię; tak teraz przysięgam, że się nie rozjątrzę na ciebie ani gromić nie będę.

Bo góry mogą ustąpić i pagórki się zachwiać, ale miłość moja nie odstąpi od ciebie i nie zachwieje się moje przymierze pokoju, mówi Pan, który ma litość nad tobą".

Łzy radości spłynęły po moich policzkach. Najpiękniejsze słowa wlałeś Panie w serce moje i uczyniłeś najbogatszą tego świata.

5 kwietnia 1999 r. - Poniedziałek Wielkanocy

Po Mszy świętej zostałam zaproszona przez moją siostrę do jej domu. Radosne Alleluja ogarnęło mnie i naszą rodzinę chyba po raz pierwszy od pięciu lat. Bawiłam się na dworze z moim małym wnuczkiem, patrzyłam z boku na tę trzyletnią kruszynkę i serce moje radowało się z tych chwil, które dał mi Jezus. Paweł dał mi odpowiedź, jedzie ze mną do Medjugoria. Nadzieja owładnęła mnie całą. Dziękuję Maryjo.

7 kwietnia 1999 r.

Dziś w nocy przyśnił mi się na krótko Ojciec Święty. Nie było między nami dystansu, odczułam wielką miłość i bezpośredniość od Jana Pawła Il-go. Powiedział do mnie: „Odmawiaj zawsze Anioł Pański w południe", to wszystko.

Nad ranem usiadłam na łóżku i zastanawiałam się, co miały oznaczać te słowa, przecież w każdym dniu pamiętam o tej pięknej modlitwie Maryjnej, dołączałam też modlitwę za Ojca Świętego. Tego samego dnia zadzwonił telefon, osoba, która dzwoniła zaprosiła mnie na dziesięciodniową pielgrzymkę do Włoch z udziałem we Mszy świętej beatyfikacyjnej - wyniesienia na ołtarze ojca Pio na placu Świętego Piotra.

Odłożyłam słuchawkę, było osiem minut po dwunastej. Uklęknęłam, odmówiłam Anioł Pański dziękując Bogu Ojcu, Matce Najświętszej, ojca Pio i naszemu Papieżowi za to zaproszenie. Poprzez ojca Pio odmawiam każdego dnia koronkę do Najświętszego Serca Pana Jezusa w intencji Pawła. Wiem, że ojciec Pio również codziennie odmawiał tę koronkę w intencjach ludzi, którzy polecali się Jego modlitwie.

9 kwietnia 1999 r.
Sobota przed Świętem Miłosierdzia Bożego.

Zadałam pytanie pewnej siostrze zakonnej, jak powinnam się zachować, jaką przyjąć postawę w trudnej dla mnie sytuacji wyjeżdżając na dłuższy okres czasu w województwo lubelskie. Po ludzku wolałabym tam nie jechać, by uniknąć ataków na swoją osobę. Niestety ta rozmowa nie umocniła mnie, wprost przeciwnie.

Jezus:
- Moje dziecko, czemu zwróciłaś się ze swymi niepewnościami do siostry zakonnej. Czy już nie jestem ci Nauczycielem? Czy bardziej ufasz ludziom, a może wcale nie chciałaś usłyszeć odpowiedzi.

Ty dziecko doskonale wiesz jaka jest twoja droga i jakie stawiam przed tobą zadania, czy trudne, nie aż tak trudne, które nie mogłyby objąć twoje siły, Ja to wiem najlepiej. Sądziłem, że temat, który cię znowu dręczy został już przerobiony w pierwszym i drugim zeszycie.

Ty wiesz dziecko, czym możesz Mnie rozradować, nie wszystkim dałem to rozeznać, więc nie stawiaj już podobnych pytań osobom duchownym. Jesteś świadkiem na obecne czasy, jesteś tą, której zostało okazane wielkie Miłosierdzie Boże. Powstałaś z grzechu, zostało ci moje dziecko wiele odpuszczone.

Zadaję ci pytanie, czy bardziej cenisz sobie więź ze Mną i uczucie, które tobą kieruje, a które ściśle związane jest z wielkim szacunkiem do mojego Majestatu i chwały mojej? Nie wszyscy są tak subtelni w okazywaniu swoich uczuć, myślę, że już tak u ciebie zostanie, że nie zgubisz tej łaski rozpoznania, którą ci udzieliłem.

Pytaj najpierw Mnie, bo ludzie mają oczy, ale nie widzą, zdarza, się, że i osoby duchowne. Właśnie ciebie stawiam na ich drodze byś była znakiem sprzeciwu jako ta, która pokochała swego Pana sercem, a serce nie szuka dogmatów, nie szuka pism, wyjaśnień, podpisów zwierzchników. Miłość po prostu kocha i spala się dla niej samej. Idź tą drogą prosto przed siebie moje dziecko, a wichry cię nie zachwieją, bom Ja jest z tobą na wieki wieków. Amen.

Jeśli znajduję się w kościele, w którym „przyjął się zwyczaj" przyjmowania Ciała i Krwi Pana Jezusa na stojąco lub na rękę, to bardzo przeżywam tę sytuację, gdyż moja postawa była i zostanie jednoznaczna. Łączę wtedy mój ból z cierpieniem Chrystusa ukrzyżowanego.

22 kwietnia 1999 r.

Anna:
- Czy odpowiesz Panie Jezu Chryste Królu, mój Nauczycielu, czy odpowiesz Dominikowi na jego gorący list? Powiedziałeś do mnie Panie, że chcesz być Nauczycielem wszystkich, czy odpowiesz zatem temu młodemu chłopcu, który poszukuje, który stawia znaki zapytania?

Jezus:
- Tak, odpowiem.

Moje ukochane dziecko, Dominiku, synu, to nie jest przypadek, że usłyszysz moje słowa, które kieruję przez Annę do ciebie, Zarówno na jej, jak i twojej drodze stanęła moja Matka, Królowa Pokoju z Medjugoria, również jej jak i tobie jest szczególnie bliska bł. siostra Faustyna i ojciec Pio.

Ona po swoim nawróceniu przechodziła i teraz też przechodzi przez pewne ciemności, zwątpienia i załamania, bo na swojej drodze spotyka się z niewdzięcznością. Tak się dzieje, gdy weszła na drogę apostołowania, mimo jej wewnętrznych słabości, porywa moją nauką tych, którzy tak jak ona niegdyś zagubili Mnie na swej drodze życia, uwikłali się w ciężkie grzechy. Tę drogę ma już poza sobą, przeszła nią, wyszła z niej, dlatego doskonale prowadzi moje owieczki.

Mówię ci mój synu o tym, byś uwierzył, że ta prosta kobieta nie jedną już duszę przyprowadziła do mojego stada i pasą się wszystkie na zielonych łąkach. Gorącym sercem prosiła o odpowiedź dla ciebie. Mój synku drogi, ukochany, najmilszy mój synku, jestem Jezusem Chrystusem w Bogu Ojcu. Ja i Ojciec jesteśmy Jedno, a więc Moja odpowiedź równa się odpowiedzi Ojca Mego Niebieskiego.

Ja będę cię nazywał moim synem, bo jakąkolwiek drogę obierzesz - zawsze nim pozostaniesz. Wiesz dobrze, że zaczynasz już prawidłowo odczytywać znaki na twej ścieżce życia. Moje dziecko, Ja dałem ci wolność i ukochałem cię w wolności całym sercem, jak każdy Ojciec pragnę zaoszczędzić ci cierpień, bólu, upadków, ale tego nie mogę odwrócić, bo i te są nieodzowne w życiu każdego człowieka i prowadzą do zbawienia.

Jak sądzisz mój chłopcze, czego chciałby kochający ojciec dla swego dziecka? Miłości, dobra i by jego dziecko wiecznie radowało się w bezpiecznym domu ojca. Otóż, to Ja wysłałem cię zarówno w podróż do Medjugoria, jak i teraz do San Giovanni Rotondo. To ojciec Pio upatrzył sobie ciebie wiedząc, że jesteś zdolny przyjąć to co ci przygotowałem - drogę najlepszą.

Nie wspominaj mój synu o swoich upadkach, tych Ja już nie pamiętam, Ja ukochałem cię nade wszystko, ale jest tak jak już wspomniałem; nie mogę ci niczego narzucić, bo zerwałbym przymierze z człowiekiem w darze wolności, jakie wam podarowałem. Stoję z boku z bijącym sercem i patrzę z drżącą, wyciągniętą dłonią do ciebie z zaproszeniem; przyjdź synu, bo czekam na ciebie.

Jednakże decyzję pozostawiam tobie i dodam, że moja droga jest wypełniona trudem i pełna wyrzeczeń, ale na końcu jej czeka cię wypoczynek w komnacie. Tu na ziemi nie obiecuję ci radości i powabu ziemskiego, jesteś jeszcze młody, wiec sam wiesz, że bój trzeba będzie nie jeden stoczyć.

Niech mój krzyż będzie ci drogowskazem, na nim odnajdziesz ślad mojego wołania i wyciągniętej dłoni ku tobie. Wyciągam prawą dłoń do ciebie z krzyża, czy odpowiesz na moje wołanie? Pomóż Mi, pomóż, bo jest Mi bardzo ciężko, czy odpowiesz na moje wołanie, mój synu, mój ukochany synu?

Ojciec Pio wstawia się za tobą i będzie cię prowadził niezależnie od twojego wyboru. Jest twoim orędownikiem, zwracaj się do Maryi przez Niego. Już teraz dam na twoje dłonie ślady moich ran, niech one będą przypieczętowaniem i potwierdzeniem słów, które do ciebie dziś wypowiedziałem, a jako dodatkowy znak mojej miłości do ciebie, będzie to, że Anna sama przekaże ci moje słowa w miejscu, na które was oboje wybrałem. To jest prezentem ojca Pio danym przez mego Ojca. Podziękujcie moje dzieci Matce mojej, bo Ona wszystkiemu patronuje. Jezus Chrystus, który zwyciężył wszystkie pokusy tego świata. Błogosławię cię mój synu.

3 maja 1999 r.
Włochy, Monte Cassino, Klasztor św. Benedykta, u grobu św. Benedykta.

Podczas kolacji w hotelu spotkałam się z rażącym egoizmem pewnej osoby, którą darzę szacunkiem, było to dla mnie pewnego rodzaju zaskoczeniem. Zwierzyłam się z tego mojej współtowarzyszce, z którą podróżowałam.

Jezus:
- Nie roztrząsaj słabości ludzkich, raczej przygryź język zębami, obmowa przynosi duszy niepokój i sączy jad, a miłość przyniesie duszy pokój.

Przeprosiłyśmy obie Pana Jezusa modląc się jeszcze przez chwilę u grobu św. Benedykta.

5 maja 1999 r.
Włochy, Wenecja, godziny południowe

Płynąc kanałem równoległym do La Grande podziwiałam piękno, jakie Bóg stworzył.

Jezus:
- (z uśmiechem) Dzielną postawiłem ci towarzyszkę, prawda? Samej trudno by ci było, wykonać to zadanie. Dobrze wypełniłyście wolę Bożą.

To co widzisz, to wszystko stworzył Bóg i poddał pod stopy człowieka, bo Bóg jest dobrem i miłością, a jedynie człowiek przemienia to w cierpienie. Zapamiętaj Aniu, proszę, nie mów ludziom, że cierpienie pochodzi od Boga. Cierpienie jest konsekwencją grzechu, do którego człowiek się przyczynił. A teraz weź Kasię za rękę i powiedz, że ją kochasz.

Nie uczyniłam tego. Kasia również podziwiała widoki, pomyślałam, że to nie czas dla niej właśnie teraz mówić jej o moich rozmowach z Jezusem i mojej sympatii dla niej. Pan Jezus powtórzył swoje życzenie po raz drugi, ja jeszcze miałam opory. Jezus powtórzył po raz trzeci:

- Nie daj, by Bóg przemawiał do ciebie trzy razy i cię prosił, weź ją za rękę i powiedz, że ją kochasz, że Ja ją kocham. Stoję pośrodku was, przytulam i błogosławię. Nie bójcie się wody ani ognia, on was nie dosięgnie. Nie bójcie się moje dzieci, Jestem z wami aż po skończenie świata. Jezus Chrystus, Syn Boży. Amen.

Gdy dopływałyśmy do Wenecji, Pan Jezus wypowiedział jeszcze ostatnie zdanie:

- Nie bójcie się krzyża, po powrocie będziecie cierpieć, nie bójcie się cierpienia, Ja jestem z wami.

Po powrocie do Warszawy zarówno Kasia jak i ja uchwyciłyśmy mocno swoje krzyże. Wydaje mi się, że tym razem jej jest cięższy od mojego. Pragnę podziękować Katarzynie na łamach tej książki za jej bezinteresowną miłość i dobro, jakie rozsiewa wokół siebie zachowując przy tym wielki takt, by nie urazić obdarowywanego.

18 - 26 maja 1999 r.

Wyjechałam z rodziną po raz kolejny w pielgrzymkę do Medjugoria. Autokar wyjechał spod mojej parafii wypełniony po brzegi (tak jak mi obiecał Pan Jezus jeszcze miesiąc wcześniej). W tym roku dołączyła siostra Eulalia i Paweł, odpowiedzieli w ten sposób na zeszłoroczne zaproszenie Pana Jezusa. Tak więc z woli Pana Jezusa i Jego Matki zostałam organizatorem pielgrzymek.

Myślę, że po raz pierwszy od pięciu lat odnaleźliśmy się z Pawłem w autokarze; wyraźnie czułam działanie Królowej Pokoju. Paweł prowadził również często rozmowy z o. Tomaszem, który był opiekunem duchowym naszej pielgrzymki. Ojciec Tomasz głosił wspaniałe konferencje (kopalnia wiedzy) na różnorakie tematy, szczególnie dotyczące zagrożeń dla człowieka, rodziny, zniewoleń. Widziałam, jak bardzo Paweł otwiera się na działanie łaski Bożej.

Kriżewac, piątek.

Jezus:
- Poczekaj chwilę, jeszcze nie odchodź z miejsca, na którym udzieliłem ci wiele łask. Proszę cię w dalszym twoim pielgrzymowaniu tu na ziemi, w mojej szkole, proszę jako mego ucznia - przyjmuj z miłością i wielką cierpliwością doświadczenia, które dopuszczam na ciebie.

Udźwigniesz je, bo to jest dziecko twój krzyż, ciężar twoich grzechów, które przyjęłaś jako pokutę, a zatem będzie mi ona miła, jeśli przyjmujesz ją z miłością, bez skarżenia się ludziom. Czy nie widzisz, że w pewnym sensie u twoich bliskich następuje wzrost ich duchowości? Ich nawrócenie zależy od twojej pracy nad sobą. Z cierpliwością i miłością weźmiesz udział ze Mną w ich odkupieniu.

Błękitny Krzyż - miejsce objawień

Maryja:
- Niech grzech nie rani mego Syna. Niczego od ciebie moje dziecko teraz więcej nie żądam, jedynie pokory, pokory. W ten sposób świadcz o moim Synu, o Jego miłości. Uczyń to z miłości do mego Syna, dziecko.

Sobota. - Wigilia Zesłania Ducha Świętego Sanktuarium Medjugorie, adoracja.

Anna:
- Jezu, mój język jest tak bardzo ubogi, moje myśli i słowa wypowiadane do Ciebie również. Nie stać mnie dziś na uwielbienie Ciebie Panie, jak powinnam uczcić Syna Bożego.

Jezus:
- Dziecko, powiedz tak po prostu, że Mnie kochasz, z uczuciem w sercu, nie układaj zdań, nie wyszukuj dobieranych słów. Najmilsze Mi są te, gdy z bijącym sercem w prosty sposób wypowiadasz. Nie ucieszysz Mnie poezją czy wierszem, najmilsze Mi są adoracje z serca płynące. Słowa też nie zawsze czynią ją wspaniałą.

Możesz milczeć, a duszą złączyć się ze Mną. Możemy rozmawiać bez słów, bez spojrzenia, wystarczy, że czujemy swoją obecność, ty i Ja. Rozpalam twoje serce dziś moją miłością, niech ten ogień Ducha Świętego wylany na ciebie iskrzy dalej i na tych, co złączą się z tobą.

Rozlewam dziś hojnie mego Ducha na wszystkich w świątyni, proś zatem o dary. Teraz jeszcze masz czas przed Mszą świętą, proś o dary dla siebie i Pawła. Jestem hojny i nie poskąpię tym dzieciom, które zwrócą się do Mnie o łaski. Błogosławię cię moje dziecko. Jezus. Amen.

Medjugorie - Bijakovici
Ośrodek narkomanów czyli wspólnota Cenacolo, co w języku polskim oznacza „Wieczernik".

Wchodzę ze swoją czterdziestotrzy-osobową grupą do ośrodka. Po raz kolejny słucham świadectw narkomanów. Serce mi szybko bije, patrzę na zegarek, czas ucieka. Myślę o tym, żeby zdążyć w czasie i spotkać się z Marcinem, który przebywa w tym ośrodku od początku maja. Po ludzku jest to niemożliwe, gdyż przechodzi on okres kwarantanny. W tym czasie jest odizolowany od wszelkich kontaktów ludzkich z zewnątrz ośrodka.

Pytam jego „Anioła Stróża" Grzesia - również Polaka, czy pozwoli mi widzieć się z Marcinem, tłumaczę, że chcę zrobić zdjęcie. Pozwala, słyszał już o mnie od Marcina. Zabiera mi aparat fotograficzny, sam zrobi zdjęcie.

Wchodzę do środka prowadzona labiryntami. Zastaję Marcina przy pracy w stolarni, uśmiecha się do mnie. Widzę, że czekał na mnie, wiedział, że zobaczymy się, choć to praktycznie było niemożliwe, jak już wspomniałam. Tulę go w swych ramionach, za jego matkę i ojca przekazuję mu uściski, przecież to jeszcze dziecko. Sama się rozpłakałam.

Marcin powiedział mi po cichu: „Chciałem już raz uciec, ale teraz już tego nie zrobię, zostanę. Powiedziałam mu, że tu ma szansę, że w Polsce nie ma tej szansy. Jeśli zostanie, to Maryja mu pomoże, powróci zdrowy, założy w przyszłości rodzinę.

Rozmawiam z jego „Aniołem Stróżem" - Grzesiem, który pilnuje Marcina 24 godziny na dobę (sam z tego już wyszedł). Mówi mi, że Marcin ma szansę wyjść z nałogu.

We wspólnocie „Wieczernik" - „Cenacolo" szczególny nacisk kładziony jest na uzdrowienie serc narkomanów poprzez codzienną modlitwę, która odmawiana jest tylko na kolanach.

Niedziela - Zesłanie Ducha Świętego, Sanktuarium godz. 17.30

Jezus:
- Moje dziecko adoruj Mnie zawsze w swoim sercu, Ja bardzo potrzebuję twojej miłości.

Po Komunii świętej

Anna:
- Panie, ulecz wszystko, co chore jeszcze jest we mnie, abym mogła radość Ci przynosić.

Jezus:
- Dziecko, to jest takie proste, kochaj tak jak Ja ciebie, kochaj wszystkich nie wchodząc w ich wnętrza duszy, tę sferę pozostaw Mnie. Ty ich kochaj takimi jakimi są, bo Ja również taką cię kocham nawet jeśli Mnie ranisz, a może wtedy jeszcze bardziej. Uczyń to samo, a staniesz się miła memu Sercu.

Medjugorie - konfesjonał. Po spowiedzi.

Zadania, które otrzymałam od mego kierownika duchowego:

Rano: Listy Ef. Flp. Kol.

- zdawaj obowiązki na innych

- oddawaj i zawierzaj Jezusowi

- modlitwa życiem

- nieustanna adoracja

- praca nad sobą 44 sytuacje - pokora na podstawie wersów z Ewangelii oraz

a) myśli pochodzących z Apoftegmatów Ojców Pustyni,

b) myśli pochodzących od Matki Teresy z Kalkuty.

Mój kierownik podsumował tę pracę, którą mam rozpocząć nad sobą: „Jeżeli jest na ziemi dusza prawdziwie szczęśliwa, to tylko dusza prawdziwie pokorna". Bł. s. Faustyna, Dzienniczek.

Paweł po powrocie z Medjugoria odmawia z Magdą różaniec w obecności ich małego synka. Postanowił zrezygnować z telewizji, nosi na palcu koronkę, sprzedaje motor „Harleya", myśli o postach. Zaczyna apostołować.

Królowo Pokoju, jak Ty to uczyniłaś, ja przez pięć lat spotykałam się z odwrotną reakcją, gdy wspominałam o różańcu. Poza tym widzę, że bardzo się wyciszył i powziął pewne dobre postanowienia. Powiedział mi, że na drugi rok pojedzie ze mną Magda, a później ich syn.

Medjugorie jest cudem świata. Medjugorie to wielka łaska Boga Ojca przez Maryję dla ludzkości, niech nikt w to nie wątpi.

31 maja 1999 r.
Warszawa

Po powrocie z Medjugoria czekały na mnie ważne zaproszenia do udziału we Mszy świętej z Ojcem Świętym, pierwsze w Warszawie, drugie w Licheniu... Radość, radość, radość.

Oddaję moje zeszyty na komputer i do wydruku, następnie w ręce teologów, a przede wszystkim na ręce Matki Najświętszej modląc się, do Jezusa poprzez księdza Kłopotowskiego, który jest orędownikiem apostołów prasy i wydawnictw, by za jego wstawiennictwem książka, o którą prosił Pan Jezus została wydana. Oddaję ją również w ręce ojca misjonarza Zdzisława Pałubickiego, jak życzył sobie mój Nauczyciel i proszę Pana Boga, by wola Ojca spełniła się w tym, nie moja.

NIECH SIĘ ŚWIAT ŚMIEJE, BYLEBY DZIEŁO BOŻE BYŁO WYKONANE.
Ks. Kardynał Stefan Wyszyński.

„Nie wolno jednak mówić o Chrystusie, nie będąc Jego świadkiem, gdyż świat ze szczególną wnikliwością słucha świadków, więcej - gotów jest ich naśladować. Słowo więc musi być potwierdzone życiem; Tylko wtedy prowadzi do Chrystusa."
„Różaniec" - grudzień 1999 r. Biskup Adam LEPA.

***

Zmartwychwstanie Pana Jezusa i moje.
„Magdaleno, jak to było?
Byłam pod krzyżem.
Płakałam, bo On mi wszystko przebaczył.
Widziałam, jak umierał.
- Mario,
- Jezu, to Ty? Rabbuni! Nauczycielu kochany!
- Nie dotykaj Mnie! Jeszcze nie wstąpiłem do Ojca.
Idź, powiedz uczniom, że uprzedzę ich do Galilei.
Pobiegłam, powiedziałam,
NIE UWIERZYLI.
Kto by wierzył Kobietom?"

„Różaniec" - grudzień 1999 r. Ksiądz TYMOTEUSZ.


ZAKOŃCZENIE  (tomu pierwszego)

Dziękczynienie za łaskę nawrócenia...

Nauka ta zasługująca na wiarę i godna całkowitego uznania, że Chrystus Jezus przyszedł na świat zbawić grzeszników, spośród których ja jestem pierwszy. Lecz dostąpiłem miłosierdzia po to, by we mnie pierwszym Jezus Chrystus pokazał całą wielkoduszność jako przykład dla tych, którzy w Niego wierzyć będą dla życia wiecznego. A Królowi wieków nieśmiertelnemu, Bogu samemu - cześć i chwała na wieki wieków. Amen.

Jezus:
- Moje dziecko, błogosławieństwo Moje ślę na osoby w formie takiej, w jakiej jest udzielane przez kapłanów ludowi Bożemu. Jako Najwyższy Kapłan nie uchylam nic i nie zmieniam co dotyczy praw jakie zostały dane kapłanom.

Bardziej obrazowo: Dzieje się tak samo, gdy błogosławię lud przez kapłanów mocą Mego Ojca. Tak jest dane na czas ziemski. Po zmartwychwstaniu będę błogosławił Swój lud Ja Sam błogosławieństwem Boga bez udziału kapłańskiego.



TOM   DRUGI  (poczatek)


25 czerwca 1999

Jezus:
- Moje dziecko, nie martw się o Pawła - powiedziałem, że wróci do Mnie. Musi zostać oczyszczony z uzależnień, w które się uwikłał, a te są bardzo duże. Przyjdzie na niego ogołocenie i wtedy wróci do Mnie. Mówiłem ci już, że tak zazwyczaj wracają do Mnie grzesznicy.

Nie myśl źle o Magdzie, ona jest tak samo słaba, jak twój Paweł. Oboje nie dojrzeli do odpowiedzialności za rodzinę. Dom zbudowali na piasku, oparli na złudnych dobrach tego świata. Błądzą, lecz nie chcą zgiąć kolan do modlitwy, a ta mogłaby przynieść całej trójce zbawienne owoce. Muszą zacząć się modlić o wiele więcej, bo to, co jest Mi ofiarowywane obecnie, to resztki przyzwyczajeń. Codziennie, i to gorącym sercem, ma być odmawiana modlitwa, składana na ręce Mojej Matki. Jeśli tak będą czynić, zacznie ustępować bałagan i chaos, jaki ich otacza i niszczy.

Bądź dobrej myśli, bądź spokojna, nie troszcz się o zbyt wiele, bo dzień sam się będzie troszczył o twoje potrzeby.

Błogosławię cię Moją mocą. Jezus Chrystus, Król i Zbawiciel.

 

26 września 1999

Anna:
- Nauczycielu, proszę, dopomóż mi dążyć do świętości, tak bardzo daleko jestem od niej...

Jezus:
- Proszę: ćwicz się w miłości bliźniego to jest właśnie świętość, o nic więcej cię nie proszę i nie żądam.

Wychodząc z domu, postanów sobie w duchu: to dla Ciebie, Panie - by Ci udowodnić, że Cię kocham - przyjmę dziś wszystko co mnie spotka nieprzyjemnego i przykrego, wszystko to przyjmę z pokorą. To będzie dla Mnie największe wyznanie twojej miłości, bo puste słowa nic nie znaczą.

Największą radość sprawisz Mi pracą nad sobą. To Mnie uraduje najbardziej i da odpocznienie w twoim sercu.

Anna:
- Moje problemy zdrowotne niestety utrudniają mi już kontynuowanie postów środowo-piątkowych o chlebie i wodzie.

Jezus:
- Proszę cię, by postem w środy i piątki była dla ciebie dobra spowiedź, dobre postanowienie poprawy i zaprzestanie czynienia tych samych grzechów, by moje dziecko już pochopnie nie osądzało, by złość nie jątrzyła, byś dążyła do budowania miłości.

Proszę cię, moje dziecko, niech miłość do bliźniego będzie postem.

Jeśli chodzi o posiłki, zachowaj, jak mówiłem:
- post jakościowy, spożywając jarzyny gotowane z wody, może być też kasza gryczana z kefirem, jednakże nie kraszona tłuszczem;
- jednocześnie post ilościowy - niech to będzie ilość niezbędna dla organizmu, nic ponadto.

To będzie dla ciebie wielka łaska, jeśli wytrwasz w tym o co proszę.

Proszę cię, przyjmuj wszystkie cierpienia z miłością i ofiaruj Ojcu Memu za grzeszników i za życie wieczne Pawła. Módl się i składaj ofiary z miłości do swych braci, niech to będzie ofiara za uzdrowienie Pawła, dobrze, Moje dziecko?

Anna:
- Panie Jezu, pewno gniewasz się na mnie za to, że stale Cię zwodzę, przyczyniam się do bólu Twego Serca...

Jezus:
- Nigdy nie będę gniewał się na ciebie. Gniew obcy jest Bogu. Mogę jedynie karać swe dzieci, ale wypływa to z wielkiej miłości i troski o nie.

Kara jest następstwem grzechu, ale jest ona jednocześnie wielkim błogosławieństwem dla człowieka: daje mu czas na opamiętanie i powrót do Boga, by jego dusza uratowana została od wiecznego potępienia. Dlatego też należy dziękować i wielbić Boga za wszystko, co dopuszcza na człowieka, bo czyni to z wielkiej troski o niego.

Czerwiec 1999

Jezus:
- Cóż? Muszą posmakować cierpienia, żeby się do Mnie zwrócili...

Gdzież byłem przez te wszystkie lata, jakie miejsce wyznaczono Mi w tym domu? Byłem niepotrzebny, odrzucony, wzgardzony. Ja cierpiałem tak, jak ty teraz, Moja córko. Mówię do matki, bo ona najbardziej przeżywa los swego dziecka.

Jestem Bogiem, niczego więcej nie pragnę niż tego, by czczono Mnie jako Boga i nie lekceważono Mojego Prawa, bo PRAWO TO jest dobrodziejstwem dla człowieka. Jeśli człowiek odrzuca Moje Prawo, odrzuca Mego Ojca i Mnie, zdaje się na samego siebie, a konsekwencją tego jest sytuacja, w jakiej znalazła się wasza córka.

Nie to jest największą tragedią dla rodziców, że córka zawiodła ich oczekiwania. Tragedią jest to, że dziecko, które zostało im dane przez Boga jakby w depozyt, uczynili swoją własnością, z którą nie najlepiej się obeszli.

Jeśli dziecko w wieku Marysi nie ma pracy i obowiązków swoich, również względem rodziców, i jeśli to dorastające dziecko traktowane jest jak maleńkie niemowlę, to skutki tego są właśnie takie, a nie inne.

Praca, usilna praca, włożona w Boże wychowanie, jest gwarantem spokojnej starości rodziców.

Teraz czeka was, rodzice, trudne zadanie. Jeśli je, choć późno, wypełnicie, zbierzecie owoce.

To do was muszę skierować Moje nauki, to wy musicie być żywym przykładem dla swego dziecka. Podkreśl, Anno: przykładem. Jeśli nie ma przykładu, na nic zda się samo nauczanie. Przykład gwarantuje prawdziwą harmonię w domu.

Trzeba zmobilizować własne siły, by ukierunkować je najpierw na pracę nad samym sobą. Usilna praca, dyscyplina, a dopiero w jej następstwie stawianie wymagań dzieciom. Gdy jedno nie zazębi się o drugie, tryby szybko ustaną.

Moja córko, trzeba zacząć wszystko od początku. Niepotrzebne są inne twoje ofiary, które by się składały na twój krzyż (o rodzaj krzyża pytała matka). Niech ofiarą będzie to, co powiedziałem. Zaczęcie pracy od siebie i nie ustawanie w tej pracy do chwili Sądu Ostatecznego, kiedy to oboje rodzice staną przede Mną.

Niech rodzice zaczną się uczyć: kontrolowania wypowiadanych słów, kontroli nad własnym zachowaniem (by zawsze być człowiekiem, a nie zwierzęciem, które kieruje się samym instynktem), wyrzekania się własnego „ja" (wygodnictwa) dla dobra drugich - wzajemna miłość ma w was trwać.

Trzeba wyrzucić ze swoich serc i domów ten brud, który został w nich nagromadzony, a którym zostaliście jakby nasączeni - to wszystko wchłonęło wasze dziecko.

Zawierzyć całą rodzinę Niepokalanej. Również niech ojciec weźmie w tym udział, niech się obudzi, bo przyjdzie mu płakać nad losem córki. Nie telewizor, a Różaniec z Moją Matką przyniesie ulgę i wprowadzi was na Moją drogę, ale w tym musi brać udział cała rodzina.

Nie trzeba stawiać na ciało, ale na ducha - o duszę bardziej się troszczcie, gdyż ciało ulegnie rozkładowi. Moja córko, więcej wyrzeczeń: tak jak radziła ci Anna. Powinna nastąpić zmiana dotychczasowego życia. Matka Najświętsza niech zajmie honorowe miejsce w waszym domu i w waszych sercach. Ona was poprowadzi i z Jej pomocą dojdziecie do Mnie. Błogosławię waszej pracy. Jezus.

Początek października 1999

Siostra zakonna Celina źle się czuje od dłuższego już czasu. Ma kłopoty z przełykiem, również i żołądkiem. Poddała się badaniom w szpitalu. Dzwoni do mnie bardzo często i zawsze i tą samą prośbą (pełną ufności): „Spytaj, Aniu, Pana Jezusa o słówko dla mnie". A tymczasem ja sama - jakże jestem bezradna...

W moim mieszkaniu jest wymiana rur z ciepłą i zimną wodą, a że dom z cegły, budynek porządnie wykonany, rury biegną w ścianach, a nie na zewnątrz, jak w większości bloków w Warszawie. Stąd rozkuta glazura w kuchni i w łazience, cegła, gruz, po którym chodzę, odłączony gaz i woda... Ciężko znoszę tego rodzaju doświadczenia. Z natury jestem estetką, lubię we wszystkim ład i porządek. Obecne moje życie jest przewrócone do góry nogami. W wannie gruz, i to już trzeci tydzień. Na Mszę świętą chodzę z szarymi od pyłu włosami. Firma, której zlecono pracę, wyraźnie nie spieszy się.

Zaczynam się buntować. Usilnie proszę Pana, by uwolnił mnie z tej niewoli jak najszybciej. Są chwile, że nie mogę już wytrzymać, szczególnie gdy pracownicy rozkuli ścianę i poszli sobie na kilka dni, po prostu zniknęli. Głośno wołam do Pana Jezusa głosem pełnym rozpaczy: „Czy Ty Jezu chcesz, bym zachowywała się jak zwierzę?! W pościeli mam gruz, w ustach piasek, pod nogami cegłę i znikąd pomocy! Żyję w brudzie, chodzę głodna, obcy mężczyźni w moim domu, jedni wchodzą, drudzy wychodzą. Znowu wymieniają ekipę..."

Nie znam się na tych wszystkich podłączeniach hydraulicznych, by ich sprawdzić. Siedzę cały dzień i pilnuję, kiedy wreszcie powrócą, by skończyć to, co wlecze się w nieskończoność! Sama wynoszę kubełki z gruzem, żeby wyjść z tego jak najszybciej. Coraz bardziej boli mnie kręgosłup. Zaczynam chodzić z laską, choć bardzo się jej wstydzę.

Mam już wszystkiego dosyć. Narasta we mnie złość, unikam Oblicza Pana Jezusa, mam żal, ukryty żal w sercu, że mój Pan dopuszcza to wszystko na mnie i nie spieszy mi z pomocą, i że pozwala na to wszystko.

Są jednak takie chwile, w których dopuszczam światło Ducha Świętego: przecież nie jestem jeszcze tak doświadczana jak Hiob i inne postacie biblijne! Zaczyna mi być naprawdę wstyd przed Chrystusem: widzę jasno, kim jestem w ucisku...

Dzwoni Paweł: „Cześć, co u ciebie?" „Mam wymianę rur, siedzę w gruzie!" Paweł: „No to siedź, cześć, do usłyszenia." Jezu, i jeszcze tę lodowatą obojętność muszę przyjąć? - popłynęły mi łzy z oczu...

Koniec października 1999
I Słowo dla chorej siostry zakonnej Celiny.

Jezus:
- Siostro Celino, Moje dziecko, nie bój się. Jestem Tym, Który Zwyciężył Śmierć. Obudzę twoje oczy po skończonej operacji. Jeszcze nie pora na ciebie. Jeszcze cię nie wezmę do Siebie. Nie zabiegaj i nie troszcz się o swóje zdrowie, bo ono do Mnie należy.

Obudzę Twoje oczy i rozkocham je bardziej w Sobie poprzez całkowite zespolenie twojego cierpienia z Moim, ono upodobni cię do Mnie. Idź śmiało na salę, a tę noc, która będzie poprzedzona twoimi lękami, ofiaruj Mi za nawrócenie grzeszników w twojej ojczyźnie, bo oni potrzebują pomocy.

Błogosławię cię na dziś, na jutro i na cały czas twojej choroby. Powrócisz, dziecko, do zdrowia, choć nie całkowicie, jak mogłabyś się spodziewać. Jezus.

Przeczytałam słowa Pana Jezusa przez telefon Siostrze, a ona mi odpowiedziała: „Wiesz, Aniu, przepisz mi słowa Jezusa i podaj przez Kasię; nie bardzo rozumiem to orędzie, bo dzwonię, żeby ci powiedzieć, że lekarze wypisują mnie ze szpitala. Jestem już po konsultacji. Stwierdzili, że operacji nie będzie. Będę leczona lekami. Wracam do swoich zajęć i biorę się do pracy."

Ja doprawdy też nie bardzo rozumiem to orędzie - nie pasuje do diagnozy lekarzy... Ale przecież wyraźnie słyszałam, co mówił do mnie Pan Jezus!

Posługiwanie się charyzmatami nie jest łatwe. Jeśli przekazuję ludziom orędzia, zaczynają powątpiewać, czy dar proroctwa autentycznie został mi dany; szczególnie wtedy, gdy orędzia są trudne do odczytania w danej chwili. Kombinują, układają po swojemu plany i nie dopuszczają nawet myśli, że to wszystko, cały ten ich plan może się wkrótce zawalić. Są osoby, które otrzymują orędzie od Jezusa i według nich musi się ono sprawdzić dzisiaj, jutro, a najdalej za miesiąc (są bardzo niecierpliwi) i jeśli Słowo zaraz nie spełnia się, zaczynają podważać autentyczność orędzi.

Tymczasem Pan określa daną sytuację, posługując się słowami, jakich On Sam chce użyć i terminami, jakie On Sam ustala, co nie musi wcale oznaczać „dziś" albo „jutro". U Boga czas jest nieograniczony i tylko Bóg ma wiele cierpliwości - w przeciwieństwie do nas. Czas zawsze należy do Boga.

Anna:
- Panie Jezu, jak rozumieć Twoje słowa, które przygotowują siostrę Celinę do operacji? Zaprzecza im decyzja lekarzy, którzy uznali operację za zbędną...

Jezus:
- Dziecko, nie tłumacz Moich orędzi, odwołując się do własnego rozumowania. Przekazuj je tylko osobie, do której kieruję Me słowa. Osoba ta w odpowiednim dla niej czasie zrozumie, co do niej mówiłem.

8 listopada 1999

Anna:
- Przemów do mnie, mój Jezu, umocnij mnie. Jestem bardzo słaba duchowo i fizycznie. Nic mnie nie cieszy, wprost przeciwnie - ból i cierpienie to nieodłączne moje towarzyszki. Odezwała się dyskopatia kręgosłupa. Wyniosłam chyba z piętnaście kubełków gruzu. Chodzę z laską na zabiegi, a przeważnie leżę. Nakładają się na to dodatkowe cierpienia duchowe, jestem bardzo słaba, bez chęci do życia.

Jezu, Paweł jest tak bardzo daleko od Ciebie i ode mnie. Nic o nim nie wiem. Jego bożek, Magda, zatrzasnęła mu drzwi przed nosem, wyrzuciła go ot tak sobie z domu, w który włożył wszystkie swoje ciężko zarobione pieniądze. Został bez niczego, bez dorobku całego życia. Mieszka u kolegi. Do mnie nie chce przyjść, jak bym była jego największym wrogiem. Chciałabym umrzeć, pewnie wtedy zwolniłabym mu mieszkanie i nie tułałby się po obcych ludziach. Ale ja żyję, wbrew sobie...

Strasznie przeżywam jego tułaczkę! Co chwilę budzę się w nocy, jęczę i błagam Boga, by pomógł mu, by uratował jego duszę od śmierci. Bardzo często dane mi jest „zobaczyć", jak ten straszny demon zawładnął duszą Pawła, jego zmysłami, inteligencją. Wola Pawła została sparaliżowana. Żyje tylko ciałem i jest pod silnym jego wpływem na usługach księcia ciemności, który wodzi go na pokuszenie. W Medziugorju otrzymał wiele łask, ale szybko powrócił do swego bożka, zgubił dary otrzymane od Królowej Pokoju. Wrócił do swego świata „złotego cielca". Królowo Pokoju, ratuj go!

Jezus:
- Nie dziel się swoim bólem z ludźmi, jest to niewskazane. Oddawaj wszystko Mnie, Memu Ojcu i w ręce Maryi. Paweł, Moje dziecko, ucieka w zapomnienie i to jest dla niego największa katastrofa. To wszystko musi zakończyć się przystankiem. Wówczas zacznie rozmyślać. W chwili obecnej jest w biegu, w upojeniu, zaślepiony magią pieniądza; tylko że z tych pieniędzy, za które pracuje, nic mu nie zostanie. Oczyszczę go ze wszystkiego, a wtedy przejrzy, inaczej poszedłby na wieczne potępienie.

Ty módl się i składaj ofiarę z miłości do swych braci, niech to będzie ofiara za jego i ich uzdrowienie, dobrze, dziecko? Dziękuję. Jezus.

Koniec listopada 1999

Pewna siostra zakonna zapytała, czy miła będzie Panu Jezusowi pielgrzymka do Lourdes w duchu dziękczynienia. Siostra ta chciała ją zorganizować.

Jezus:
- Moje dziecko, powiedz siostrze zakonnej, że miłość żąda ofiary. Najlepszym dziękczynieniem Panu Bogu jest złożenie ofiary z tego, co najwięcej duszę kosztuje - to jest najprawdziwszym uwielbieniem Boga. Tak czynili wszyscy święci. To, co mało kosztuje duszę, nie może być prawdziwym uwielbieniem Boga, jedynie podziękowaniem słabego człowieka.

Od kochających Mnie dusz mógłbym żądać ofiar związanych z wyrzeczeniami, jednakże ich nie żądam, ale stoję z boku i obserwuję, na ile ta dusza potrafi docenić i zrozumieć wielkość darów Boga, na ile sama potrafi wynagradzać przez swoje ofiarki.

Ofiarą nie jest to, co nic nie kosztuje, a miałoby przysporzyć duszy wiele wzniosłości i radości ziemskiej . Natomiast radości Bożej będzie dusza doznawać w Niebie podczas oglądania Oblicza Mego Ojca.

Teraz jest czas pracy, pracy ciężkiej; dlatego milsza Mi jest, Moja siostro, ofiara, niźli doznawanie przez ciebie uczuć lekkości serca.

Wydaje się, że srogą jest Miłość, która żąda ofiar od dusz wybranych, ale Ja ich nie żądam. Czyń według własnych odczuć i doznań - to jest wybór między duszą a ciałem.

Ja Jestem Tym Kim Jestem - Miłością, ale i Ofiarą za ciebie, a ty...?

Błogosławię cię, Moje dziecko. Jezus.

17 grudnia 1999

Anna:
- Ojciec Zdzisław pyta: „Dlaczego Pan Jezus w swych orędziach, kierowanych do mnie, błogosławi w trzeciej osobie, np. «Błogosławi cię Jezus Chrystus, Syn Maryi». Pewien ksiądz profesor podważył to w orędziach, które otrzymuję".

Jezus:
- Moje dziecko, błogosławieństwo Moje zsyłam na osoby, którym przekazuję orędzia, w formie w jakiej udzielane jest ono przez kapłanów ludowi Bożemu. Jako Najwyższy Kapłan nie uchylam niczego i nie zmieniam praw, jakie zostały dane kapłanom. Inaczej mówiąc, chodzi tu o BŁOGOSŁAWIEŃSTWO, którego udzielam wiernym przez kapłanów mocą Mego Ojca. Tak jest w życiu ziemskim, zaś po zmartwychwstaniu będę błogosławił Swój lud JA SAM błogosławieństwem BOGA, już bez udziału kapłanów. Teraz, w obecnym czasie, to właśnie przez kapłanów spływają łaski na Mój lud i tak będzie do końca świata. Amen.

Przeczytałam słowa Pana Jezusa Ojcu P., który odpowiedział: „Tak też myślałem".

Połowa grudnia 1999

Tuż przed Wigilią Bożego Narodzenia 1999 w swojej samotności otrzymałam ŚWIATŁO: Ewangelia wg św. Jana 16,20:
Zaprawdę, zaprawdę mówię wam: wy będziecie płakać i żałobnie zawodzić, a świat się będzie weselił. Wy będziecie się smucić, ale smutek wasz zamieni się w radość.