Feliks Koneczny - "Święci w dziejach Narodu Polskiego"

W tym upokarzającym rozbiciu na 16 księstw zwracały się utęsknione myśli Polaków ku koronie polskiej. Przybywało społeczeństwu ambicji, budziło się pragnienie, żeby coś znaczyć w Europie! Spoczywały insygnia koronacyjne pod wierną strażą biskupów i kapituły krakowskiej, złożone na grobie św. Stanisława. Pamiętano o nich i marzono o tej chwili, kiedy ich będzie można użyć na nowo dla Pomazańca Bożego. Wzrastająca coraz bardziej pobożność budziła wiarę, że Opatrzność czuwa nad losami narodów, lecz na szczęśliwe losy trzeba sobie zasłużyć, być godnym powodzenia. Wierzono głęboko, że poniżenie Polski jest karą za grzechy poprzednich pokoleń, ale też wierzono zarazem, że po poprawie musi nastąpić Boże zmiłowanie nad dawną koroną Bolesławów.

Powszechne przekonanie wszystkich Polaków wyraził prostymi a rzewnymi słowy pisarz żywotu św. Stanisława, ułożonego w r. 1261:

"Bóg świadom rzeczy przyszłych, karzący grzechy ojców do trzeciego i czwartego pokolenia, ponieważ sam wie dobrze, kiedy się ma ulitować nad narodem polskim i wywieść go ze zniszczenia, przeto aż do owego czasu wszystkie insygnia królewskie, tj. koronę, berło i włócznię w skarbcu kościoła w Krakowie mieści i w siedzibie królewskiej w ukryciu zachowywa, dopóki się nie zjawi powołany jaki Aaron, dla którego są przeznaczone".

Króla, koniecznie króla! I powstało stronnictwo z arcybiskupem gnieźnieńskim na czele, dążenie do wznowienia wielkiego królestwa polskiego, a to za pomocą dwóch środków: ażeby nie dopuszczać do rozmnażania się dzielnic książęcych, a w razie walki domowej dwóch książąt popierać silniejszego, żeby zawsze jak najwięcej ziemi skupiło się w jednym ręku, i ażeby, uznawać władzę takich tylko książąt, którzy nie będą sprzyjać niemczyźnie w kraju. Było to więc stronnictwo narodowe w całym znaczeniu tego wyrazu. Główną jego siedzibą była Wielkopolska, siedziba prymasowska.

Poczucie narodowe rozszerzyło się już z Wielkopolski na Pomorze. Kiedy bezdzietny książę pomorski Mszczuj, czyli Mestwin zapisał swe księstwo sąsiedniemu margrafowi brandenburskiemu, wywołał bunt i Pomorzanie zmusili go, iż zapis ten odwołał a spadkobiercą mianował księcia wielkopolskiego Przemysława.

A kiedy w Krakowie stronnictwo narodowe po śmierci Leszka Czarnego powołało zięcia bł. Jolanty, owego Władysława Łokietka, ten musiał uchodzić przed wybrańcem niemieckiego mieszczaństwa, które sprowadziło sobie zniemczonego księcia wrocławskiego Henryka Probusa. W r. 1289 zawdzięczał książę narodowy ocalenie życia Franciszkanom, do których się schronił; spuszczano go potajemnie nocą na sznurze za mury miejskie, do których klasztor przytykał. Jak widzimy, Franciszkanie krakowscy byli usposobieni patriotycznie, ale bo też już w r. 1270 nie było u nich nikogo, kto by znał język niemiecki; był to klasztor czysto polski.

Ale Probus, gdy niebawem (w r. 1290) wypadło mu żegnać się ze światem, sprawił niespodziankę swym rozporządzeniem ostatniej woli: księstwo krakowskie i sandomierskie oddawał Przemysławowi Wielkopolskiemu. Ten jednak nie zajął się wcale tą sprawą. Osądził, te nie podoła wszystkiemu, żeby i w Poznaniu i w Krakowie zapewnić zwycięstwo sprawie narodowej. Małopolskę pozostawiał niepokaźnemu Łokietkowi, który w największych nawet nieszczęściach nie tracił otuchy i wiary w przyszłość, i który dalszym życiem miał wykazać, że zasłużył, by mu historia nadała przydomek Niezłomnego. Powstała więc jakby spółka pomiędzy Przemysławem a Władysławem. Postanowienie rozsądne, godne największych pochwał, zawierające w sobie prawdziwą mądrość polityczną. Ocalenie Polski mieściło się w tym, żeby ci dwaj książęta nie wojowali z sobą.

Gdyby było doszło do zwad między Przemysławem a Łokietkiem, ucierpiałoby najwięcej serce bł. Jolanty. Byłaby to walka jej dzieci. Przemysław był jej wychowankiem, synem przybranym, a Władysław Niezłomny zięciem. Przebywała bł. Jolanta w Gnieźnie u Klarysek, a Przemysław zamieszkiwał tuż obok w Poznaniu; oczywiście porozumiewali się i rozprawiali nieraz o wydarzeniach w Małopolsce i o Łokietku. Ugodowa umowa między tymi książętami przystawała do jej stanowiska w rodzinie i do jej osobistych życzeń tak dalece, iż doprawdy wygląda, jakby z jej pomysłu powstał.

W przeciwieństwie do św. Jadwigi śląskiej okazywały bł. Jolanta i starsza od niej Kinga dużo zainteresowania sprawom publicznym. Obie zaś należały do obozu narodowego i nawet za furtką klasztorną nie przestawały działać, jak mogły i jak się dało. Na przykład św. Kinga w Starym Sączu stała się orędowniczką rozwoju języka polskiego. Przejęła się bardzo troską synodu o przyszłość polszczyzny. Rozszerzała stosowanie języka polskiego w nabożeństwach klasztornych. Ona pierwsza zażądała, żeby jej psalmy przetłumaczyć na polskie, a dziesięciu ulubionych wyuczyła się na pamięć i sama je w kościele intonowała. Nowością to było wtedy nadzwyczajną. Poza pacierzem nikt ze świeckich żadnej modlitwy nie umiał, a zakonnice nie znały łaciny. Dowiadywały się od kapelana o treści modłów, dośpiewując tylko "Kyrie elejson... gloria... amen" itp. Kindze to nie wystarczyło i rozpoczęły się przekłady rozmaitych modlitw, części mszy św., a nawet ustępów z Ewangelii na polski dla księżniczek piastowskich. Albowiem bł. Kinga zrobiła początek szczęśliwy i naśladowano ją coraz gorliwiej. Podobnie bł. Jolanta kazała kapelanowi, żeby jej z łacińskiego brewiarza czytał po polsku, a więc wpatrzony w tekst łaciński tłumaczył go w głos na polski. Co za szkoda, że z tych prac nic się nie dochowało na piśmie!

Niemniej wielką opiekunką polszczyzny była najstarsza siostra Przemysława, Eufrozyna, która została ksienią w Trzebnicy. Nastąpiła po owej zniemczonej Agnieszce i przywróciła klasztorowi polskiego ducha w latach swego kierownictwa 1286-1298.

Skromne wiodąc życie w swych klasztorach w odległych prowincjach Polski, oczekiwały święte panie miłosierdzia Bożego nad nieszczęśliwym narodem, gdy wtem wystąpił nowy współzawodnik w walce o Kraków. Był nim król czeski Wacław, syn Otokara II, ale całkiem zniemczony. Ten przybrał w lutym r. 1291 tytuły księcia krakowskiego i sandomierskiego, a jak pospiesznie działał, widać z tego, że tegoż roku we wrześniu wojsko jego zajmowało już Kraków; on sam przybył dopiero w roku następnym.

Dożyła tego bł. Kinga, dawna wielka księżna krakowska; dożyła, lecz nie przeżyła. Nucąc psalmy polskie, znosiła cierpliwie dolegliwości ostatniej choroby, z której nie miała się już podnieść. Zgasło jej życie w tym samym roku 1292, kiedy Wacław przyjeżdżał do Krakowa, a na Łokietku zdobył Sieradz. Dokończyła dni swoich w swoim klasztorze w Starym Sączu. Beatyfikowana została w r. 1690 przez papieża Aleksandra VIII.

Wacław czeski miał nad Piastami stanowczą przewagę wojskową, ale też zaprowadził rządy wojskowe, więc uciążliwe i dla ludności obraźliwe. Znowu Czesi zmarnowali sposobność, żeby połączyć się z Polską w jedno państwo słowiańskie. Były bowiem rządy czeskie jednym pasmem gwałtów i nadużyć, toteż zostały znienawidzone. Jak niegdyś Brzetysław II, podobnie Wacław II obrzydzał Polakom związki polityczne z Czechami. A gdy na dobitkę uznał się i z Polski także hołdownikiem Niemiec, wytworzyła się dla Polaków polityczna niemożliwość państwowego współżycia z Czechami.

Znacznym wojskiem rozporządzał Wacław II, ale gdy napadli na Polskę równocześnie Litwini i Tatarzy, nie posłał przeciwko nim ani jednego żołnierza. Było to w r. 1294, Znowu Sandomierz padł ofiarą, podczas gdy Litwini spustoszyli Mazowsze, a nie znalazłszy oporu, zapędzili się dalej do ziemi łęczyckiej. Napadli na Łęczycę w Zielone Świątki, kiedy lud z całej okolicy zebrany był na nabożeństwie. Spalili i zrabowali miasto i kościół, i uprowadzili mnóstwo jeńców na handel niewolnikami. Książę łęczycki, Kazimierz, zebrawszy hufiec zbrojny, puścił się za nimi w pogoń. Dognał pogan nad rzeką Bzurą, pomiędzy Sochaczewem a Trojanowem. Tam w toku obrotów wojennych zgodzono się na chwilowe zawieszenie broni i wtedy Litwini zdradliwie bitwę wznowili, samego księcia Kazimierza zamordowali i nie spodziewający się żadnego napadu hufiec polski rozproszyli. A był książę Kazimierz starszym bratem Władysława Niezłomnego; temu więc przypadła teraz Łęczyca, obok Sieradza i Brześcia Kujawskiego.

Ten najazd dał przejrzeć do głębi całą bezbronność Polski. Była to kropla przelewająca dzban.

Wówczas arcybiskup gnieźnieński Jakub Świnka postanowił wznowić królestwo narodowe bez względu na okoliczności. Skoro w Małopolsce to niewykonalne, więc zrobi się w Wielkopolsce. Choćby wznowione królestwo miało być ograniczone do samej tylko Wielkopolski, byle tylko było to królestwo! Byle nareszcie był król! Ale na koronację trzeba było pozwolenia papieskiego.

Zasiadał zaś wtedy na Stolicy Piotrowej papież Bonifacy VIII. Wielka to postać w dziejach Kościoła, jeden z największych papieży. Wojska nie mając, rozporządzając samą tylko siłą moralną, łamał siły fizyczne w całej Europie, gdy były przeciwne moralności w polityce. Za jego panowania (1294-1303) siła duchowa pobijała materialną, co też utrzymywało się i za jego najbliższych następców. Minął już okres krucjat; w r. 1291 utracono resztę nieznacznych już posiadłości w Palestynie. Ruch umysłowy europejski skierował się ku innemu zagadnieniu, żeby urządzić nową organizację państw i społeczeństw europejskich na zasadach katolickich. Raz po raz przyjeżdżali do Ojca św. przedstawiciele różnych krajów z prośbą o radę i pomoc w największych i w najdonioślejszych sprawach. Na dworze Bonifacego VIII zapadały postanowienia rozstrzygające o losach krajów i narodów.

W tych właśnie latach jeździł do Rzymu św. Janusz. Jechał zapewne w sprawach skandynawskich, ale Polakiem był i zajmował się tym, co się w Polsce dzieje. Droga do Rzymu wypadała mu przez Polskę (a dalej przez Węgry i Morze Adriatyckie do portu w Rawennie). Rad był zobaczyć znowu ojczyznę i pomodlić się u schyłku życia jeszcze raz u grobów bł. Czesława we Wrocławiu i św. Jacka w Krakowie, w klasztorze swej młodości. Był więc szwedzki prymas pierwszym dostojnikiem z północy, który przywoził Ojcu św. wiadomości nie tylko o Szwecji, ale też o Polsce i rozmawiał z Bonifacym VIII o naszych sprawach. Był drugi raz pośrednikiem w sprawach Przemysława. Umyślnym pospiesznym gońcem przesłał radosną nowinę bł. Jolancie, Przemysławowi i prymasowi Jakubowi Śwince. Stolica Apostolska zezwalała na koronację Przemysława. Sam zabawił w Rzymie jeszcze niemal przez dwa lata.

Nie oglądając się już na nic więcej, koronował arcybiskup Jakub Przemysława w Gnieźnie dnia 26 czerwca 1295 r. Zjechali na ten obrzęd do Gniezna biskupi krakowski, kujawski (włocławski), poznański, wrocławski, reprezentując całą prowincję kościelną polską, czyli Polskę całą.

Nastąpiło wtedy wreszcie wznowienie królestwa! Zjawił się nareszcie ów "Aaron", którego wyczekiwano z takim utęsknieniem!

Nie doczekała tego wyniesienia Ryksa; nie było danym szwedzkiej królewnie zostać królową polską. Po jej zgonie Przemysław, wciąż nie mający syna, szukał nowej żony. Wówczas margrafowie brandenburscy oświadczali się z przyjaźnią zapewniając, że nie będą mu przeszkadzać w sprawie pomorskiej, jeżeli się z nimi spowinowaci. Tym ujęty, poślubił Przemysław w r. 1293 margrabiankę Małgorzatę z ich rodu. A teraz posłuchajmy, jak mu się odwdzięczył ród brandenburski.

Królowanie Przemysława miało trwać zaledwie niecałych osiem miesięcy. Każdy wybitny monarcha ma nieprzyjaciół osobistych, a gdy ci zmówią się z wrogiem zewnętrznym, mogą wszystko zepsuć. Lecz kto by się spodziewał, że margrafowie brandenburscy urządzą teraz właśnie spisek na życie królewskie, a więc przeciw własnej krewnej na polskim tronie. Uśpili czujność Przemysława, żeby tym pewniej uderzyć! Urządzili zdradziecką zasadzkę na jego życie, a wynajęte zbiry pozbawiły króla życia w Rogoźnie dnia 8 lutego 1296 r.

Następnego roku 1297, wracał z Rzymu św. Janusz, lecz zachorował w drodze powrotnej i już nie wstał. Ciało jego sprowadzono do Szwecji i złożono w kościele dominikańskim w Sagluna.

O dwa lata tylko przeżyła swego przybranego syna bł. Jolanta. Zmarła w r. 1298 u Klarysek w Gnieźnie, beatyfikowana przez papieża Leona XII w r. 1827.

Król Przemysław był bezdzietny. Z roszczeniami do spadku wystąpiło kilku Piastów, przez co Wielkopolska pogrążyła się na nowo w książęce wojny domowe i zapanował straszny zamęt. Wzywali Wielkopolanie na tron Władysława Niezłomnego, ale ten nie miał sił dostatecznych, żeby pokonać innych współzawodników, stawić czoło margrafom i wojsku czeskiemu. Ażeby uniknąć nowych podziałów na drobne dzielniczki, postanowiono poddać Wielkopolskę i Małopolskę najsilniejszemu, a więc Wacławowi, lecz pod warunkiem, że się będzie koronował na króla polskiego. Uczynił to Wacław w Gnieźnie w r. 1300. Był panem dwóch królestw, a przecież uznał się lennikiem króla niemieckiego Albrechta I, i to nie tylko z Czech, ale i z Polski, i to jeszcze przed koronacją, od razu z góry. Wobec tego nie myślano dopuścić, żeby się utrwaliły w Polsce rządy Przemyślidów. Nakłoniono Wacława, iżby złączył główne dzielnice, ale zawczasu przygotowywano się do tego, żeby oddać panowanie Władysławowi Niezłomnemu.

Powzięto plany polityczne rozległe i sięgające daleko na tle ogólnoeuropejskim i z tym pojechał osobiście Niezłomny do Rzymu do papieża Bonifacego VIII.

Było to w r. 1300. Wiedziano już o nim na papieskim dworze z opowiadania św. Janusza. Był zaś tego roku w Rzymie zjazd z całej Europy tak liczny, jak nigdy przedtem. Bonifacy VIII ogłosił na przełomie wieków XIII i XIV, na rok 1300, "miłościwe lato", jubileusz wtedy po raz pierwszy wprowadzony ze znacznymi odpustami (oteż obchodzono go co lat 50, później i do naszych czasów co 25). Pielgrzymek nagromadziło się Rzymie tyle, iż duże miasto żadną miarą nie mogło ich pomieścić. Powstało więc za murami miejskimi drugie niemałe miasto z namiotów. Cała Europa garnęła się do progów apostolskich. Stanowiło to triumf idei papieskiej.

Bonifacy VIII trzymał się w polityce na nowo zasady dawnych papieży, że ten tylko może być prawowitym monarchą, kogo uzna Stolica Apostolska. Wacław zaś koronował się królem polskim, nie zapytawszy w Rzymie; nie z rąk papieża koronę przyjął, lecz z rąk cesarza i króla niemieckiego, złożywszy mu hołd jeszcze przed koronacją. Ten sam Wacław starał się jeszcze o trzecią koronę, a mianowicie węgierską, po wygaśnięciu madziarskiej dynastii Arpadów. Papież chciał osadzić na węgierskim tronie młodszą linię dynastii francuskiej, mianowicie Andegawenów, panujących w południowych Włoszech w królestwie neapolitańskim i popierał gorliwie wybrańca swego, Karola Roberta, przeciw Wacławowi.

W ten sposób interesy Władysława Niezłomnego i narodowego polskiego stronnictwa złączyły się z polityką papieską i interesami Karola Roberta. Z nim więc zawarł sojusz nasz Władysław Niezłomny, stając się sam papieskim kandydatem do tronu polskiego przeciw Wacławowi. W r. 1304 wrócił narodowy książę do Polski z małym hufcem, otrzymanym od Karola Roberta, i rozpoczął walkę, w której okazał żelazny charakter, nieugiętą wolę i hart niezwykły.

Bywało, że w przebraniu musiał się chronić po chatach, tygodniami całymi nie miał dachu nad głową, a jednak nie dał się zrazić i krok go kroku, chociaż z największymi trudnościami, szedł naprzód, aż osiągnął cel, wyznaczony mu wolą narodu. Ciężkie były przejścia Niezłomnego. Jedno miał ułatwienie, że miał żonę również Niezłomną. Jadwiga z Kalisza, ta pierwsza Polka, dzieliła z nim tułaczkę i biedę pełną zaiste umartwień, bo przez długi czas wypadło im bywać więcej między chudopachołkami, niż wielmożami. Była też Jadwiga Łokietkowa ścigana przez wrogów na równi z mężem. Przez dłuższy czas musiała w przebraniu mieszczki szukać schronienia w życzliwym domu mieszczańskim w Sieradzu.

Ludność garnęła się chętnie pod sztandar Władysława Niezłomnego i to nie tylko szlachta ziemiańska, ale także dzierżawcy. Był to ówczesny lud polski, który wówczas po raz pierwszy zajął się sprawami publicznymi i postępował ręka w rękę ze szlachtą. Zajął Władysław Niezłomny najpierw gród Pełczyka w Krakowskiem, potem Wiślicę. Przebywał dłuższy czas koło Ojcowa pod Krakowem pod ochroną ludu wiejskiego, chroniąc się do sławnych grot ojcowskich, aż w r. 1305 odzyskał przynajmniej sandomierską ziemię.

Tegoż roku umarł Wacław, pozostawiając panowanie synowi swemu Wacławowi III, ale Polacy nie mieli obowiązku uznawać tego następstwa. Planował nowy król czeski zdobycie Polski, gdy wtem zginął w drodze w Ołomuńcu z wrogiej ręki niemieckiej, zabity skrytobójczo. Na nim wygasła dynastia czeska Przemyślidów.

W maju 1306 r. zajął Władysław Niezłomny Wawel, ale samo miasto Kraków; zaludnione Niemcami, było przeciw niemu. Godzili się pozornie z księciem Władysławem, ale po cichu gotowali bunt. Gdy nowy władca wybrał się na Pomorze, ażeby ważną tę ziemię objąć pod swe panowanie, wkroczyli równocześnie na Pomorze Brandenburczycy, a krakowskie mieszczaństwo podniosło bunt pod wodzą swego wójta Alberta. Równocześnie więc zagrożony był Władysław Niezłomny z dwóch najważniejszych miejsc.

Doradzono mu wówczas, ażeby wezwał chwilowo na pomoc lenników Polski, zakon rycerski Krzyżaków. Ci wygnali rzeczywiście Brandenburczyków z Pomorza, ale za to sami z niego ustąpić nie chcieli, a gdy Pomorzanie burzyli się przeciwko temu, urządzili w Gdańsku na wielkim odpuście św. Dominika, gdy mnóstwo ludności było w mieście, taką rzeź, że wymordowali przeszło 10 tysięcy bezbronnych osób, po czym zdradą i mordem zajęli inne grody pomorskie. Działo się to w r. 1308. Już z Pomorza nie tylko nie ustąpili, ale założyli tutaj swą stolicę w nowo wystawionym grodzie w Malborku.

Osiedleni w Polsce Niemcy uznali swym władcą nowo wybranego króla czeskiego, Jana, z dynastii luksemburskiej, który porozumiewał się z Krzyżakami. Niektórzy zniemczeni książęta śląscy uznali również Jana królem i złożyli mu hołd. W ten sposób począł Śląsk przechodzić pod panowanie korony czeskiej. Dla okazania, że Polska jest niepodległym państwem, przystąpiono do koronacji Władysława Niezłomnego w Krakowie w r. 1320, nie czekając, aż uda mu się wszystkie ziemie polskie odzyskać.

Ukoronowano też jego małżonkę. Pierwsza Polka została królową! Nigdy może w całej historii wszystkich narodów korona królewska nie była bardziej zasłużona. Nowa królowa była niewiastą świątobliwą, chociaż w świecie żyła i od wiru tego życia nie stroniła. Była wielką protektorką Klarysek, a klasztor bł. Salomei przeprowadziła ze Skały do stolicy, postarawszy się, że otrzymały starożytny kościół św. Andrzeja przy ulicy Grodzkiej w Krakowie. W rok po koronacji otrzymała od papieża Jana XXII przywilej, że wolno jej nawiedzać wszystkie klasztory Klarysek w całej Polsce i wchodzić do środka, nie potrzebując do tego osobnego pozwolenia.

Koronacja nie usuwała jednak kłopotów. Królowie czescy rozsyłali pisma po całym świecie, że im się należy korona polska, jako spadek po Wacławie! Nowa czeska dynastia Luksemburska protestowała przeciwko koronacji Niezłomnego, papież jednak był po naszej stronie. Król polski opierał się na sojuszu z nową dynastią węgierską i dał córkę swą, Elżbietę, w małżeństwo Karolowi Robertowi.

Następnie nawiązał stosunki z Litwą. Od czasu, jak po zabiciu Mendoga pogaństwo na nowo zapanowało na Litwie, stosunki z tym krajem były na nowo złe, jak najgorsze. Większe i mniejsze najazdy często się powtarzały. Z tych czasów pochodzi podanie o męczeństwie Benedykty Norbertanki w Krzeszowie. Porwał ją jeden z plądrujących Litwinów i usiłował zgwałcić. Wtedy młoda zakonnica wpadła na pomysł, który ocalił jej panieństwo. Obiecała poganinowi, że jeżeli jej nie tknie, poda mu sposób, żeby go na wojnie nie tknęło żadne żelazo: "gdy będziesz miał jaką cząstkę czoła mego, wszędzie będziesz bezpiecznym i bez obrazy zostaniesz". Uwierzył poganin, "a zaraz mieczem swym głowę pannie zakonnej uciął". Jest to najzupełniej możliwe, bo zabobonność litewska była za czasów pogańskich nadzwyczajna, a z drugiej strony dobrowolne męczeństwo zakonnicy nic w sobie nie miało nieprawdopodobnego.

Takich tedy Litwinów umiał Władysław Niezłomny oswoić, sprowadziwszy w r. 1325 żonę dla piętnastoletniego syna, królewicza Kazimierza, a mianowicie księżniczkę litewską Aldonę, córkę Giedymina, wielkiego księcia litewskiego i wielkiego twórcy dynastii litewskiej. Przyprowadziła ona w posagu do Polski 24 tysiące jeńców chrześcijańskich, pozostających w litewskiej niewoli. Na chrzcie przyjęła imię Anny. Krzyżacy dawali się już bardzo we znaki Litwie, przeciw nim więc był zwrócony ten sojusz. Giedymin dostarczył królowi polskiemu posiłków przeciw margrafowi brandenburskiemu, a Karol Robert przeciw Janowi Luksemburskiemu.

Przeciw Krzyżakom oświadczyła się Stolica Apostolska. Już przedtem papież Klemens II nazywał ich "chytrymi nieprzyjaciółmi Chrystusa", a w r. 1321 skazał ich sąd papieski na zwrot Pomorza z wynagrodzeniem wszelkich strat. Krzyżacy odpowiedzieli na to zaborem ziemi dobrzyńskiej, a w wyprawach swoich dopuszczali się bezeceństw, nie mniejszych od Tatarów. Bezcześcili nawet świątynie Pańskie. Siedemdziesięcioletni już król polski brał osobiście udział w walkach z Krzyżakami, a w r. 1331 odniósł świetne zwycięstwo pod Płowcami. Ale kraj zubożały, nieludny, nie mógł na dłużej dostarczyć dostatecznego wojska. Polskie siły musiały się wyczerpać wcześniej od krzyżackich, lub od sił dynastii luksemburskiej. Toteż wkrótce zagarnęli Krzyżacy jeszcze Kujawy, tak że panowanie ich sięgnęło w samo serce Polski, a starożytna Kruszwica znalazła się pod władzą krzyżackiego komtura. Zdawało się, że pomimo wysiłków bohaterskich naród polski i tak ulegnie w walce z niemczyzną, ale dzielne to było pokolenie. Za przykładem swego króla cały naród stał się niezłomny.

Król Władysław Niezłomny umarł w marcu 1333 r. Pozostawił po sobie królestwo znacznie uszczuplone, ale zapał i wytrwałość, hart i niezłomność społeczeństwa, które wyrobiły się pod jego przewodem, warte były więcej od wszystkiego. Toteż historia czci tego króla i zalicza go do rzędu bohaterów narodowych za to, że stał się wykonawcą narodowej myśli. W złych czasach, wśród przeszkód, otoczony zewsząd nieprzyjaciółmi, nigdy się jednak nie zrzekał idei samodzielności i niepodległości polskiego państwa.

Wdowa, królowa Jadwiga, owa pierwsza Polka, przeżyła męża o siedem lat, z czego cztery ostatnie spędziła u Klarysek w Starym Sączu. Jest świadectwo z r. 1662, że uważano ją za świętą. W odosobnieniu klasztornym schyłek życia sobie obmyśliła, chociaż była królową koronowaną i oboje swoich dzieci na tronach oglądała. Córka Elżbieta od dawna była królową węgierską, a syn Kazimierz wstąpił po ojcu na tron polski.

Łącznik obydwóch panowań stanowił słynny biskup krakowski, Jan Grot (1326-1347), o którym powiedziano, że był to "pasterz czujny i nieustraszony czasów niebezpiecznych". Za młodu był na studiach wyższych w Rzymie, gdzie kolegował z późniejszym papieżem Janem XXII, Bardzo go cenił także papież Benedykt XIV, od którego otrzymał w darze cenną kapę, której biskupi krakowscy używali przez długi czas na największe uroczystości. Stawiał kilka nowych kościołów, wyróżnił się gorliwością i surowymi wymaganiami przede wszystkim względem siebie. Zmarł w opinii świętości w r. 1347 we wsi Wawrzyńczycach nad Wisłą, skąd ciało sprowadzono do katedry krakowskiej. Opinia świętości utrzymywała się długo, skoro w r. 1521 przystąpiono do uroczystego podniesienia ciała, które znaleziono nienaruszone. Potem wszakże zapomniano o nim, jak o wielu innych. Polacy nie odznaczają się bynajmniej wdzięcznością względem swych świętych mężów.

Trzeba wspomnieć jeszcze jedno wydarzenie z czasów Władysława Niezłomnego, wydarzenie o nadzwyczajnej doniosłości:

Prawnukowie Daniela Halickiego, Andrzej Włodzimierski i Lew II Halicki, próbowali walki z Tatarami, lecz polegli w r. 1324 obaj bezdzietni. Siostra ich, Maria, była żoną Piasta jednego z licznych praprawnuków Kazimierza Sprawiedliwego, Trojdena, księcia Czerska i Sochaczewa na Mazowszu. Syna jej, Bolesława Trojdenowicza, powołano na księstwo halickie i w ten sposób ziemia Lachów powróciła do dynastii piastowskiej.

Kiedy Trojdenowicz zmarł w r. 1340 bezdzietnie, najbliższym krewnym jego w piastowskim rodzie był sam król polski, Kazimierz, którego historia uczciła przydomkiem Wielkiego. Zajął tedy ziemię Lachów i Grody Czerwieńskie, jako spadek sobie należny i wcielił je do królestwa polskiego, a zarazem zwolnił od zwierzchnictwa tatarskiego. Zaczyna się nowy okres w dziejach tych krain. Wzrasta dobrobyt, bo zapewnione były spokój i bezpieczeństwo publiczne. Przykry był tylko rozdźwięk wyznaniowy, schizma obok katolicyzmu. Oczywiście, król polski, katolicki, popierał dążenia do nawrócenia prawosławnych schizmatyków. Tegoż jeszcze roku 1340 założył biskupstwo w Przemyślu.

Przypomnijmy sobie, jak uszczuplone przez Krzyżaków państwo otrzymał po ojcu Kazimierz Wielki. Główną troską jego rządów była dążność do odzyskania zaborów poczynionych przez Zakon. Ale jakże wystąpić przeciw nim, skoro byłaby to zarazem wojna z nową dynastią czeską, z Luksemburgami, którzy używali ciągle tytułu królów polskich i czekali tylko na sposobność, żeby razem z Krzyżakami ruszyć na Polskę. Kazimierz okazał się jednak dobrym politykiem i powiodło mu się rozerwać te związki. Stanęło na tym, że król Jan Luksemburski zrzekł się tytułu króla Polski, zastrzegając sobie tylko, że zostaną lennikami korony czeskiej ci z książąt śląskich, którzy mu już hołd złożyli. Należało do nich księstwo wrocławskie.

Rządy nowe spowodowały we Wrocławiu przykre wydarzenie. Szerzyła się wówczas sekta tak zwanych beginów, a był głos powszechny, że król czeski im sprzyja. Zwalczali herezję najusilniej Dominikanie; heretycy, pozyskawszy część pospólstwa, rzucili się na dominikański klasztor przy kościele św. Wojciecha, wyważyli wrota, dobili się do cel zakonnych, a tego Ojca, który kazaniami swymi najmocniej ich dotykał, imieniem Jan, wywlekli na zewnątrz klasztoru, włóczyli go po ulicach, bijąc tak, iż mózg z głowy wypadał od srogiego tłuczenia, a w końcu przebili go mieczem. Stało się to w październiku roku 1341.

Tegoż samego roku zabito w Pradze innego Dominikanina, Polaka imieniem Konrad, również na tle walki z odstępcami od wiary św. Powiadano, że kazał go zabić król Jan. Na grobie męczennika działy się cuda, a mieszczanie prascy zwracali się później do Rzymu o kanonizację, lecz proces kanonizacyjny nie został przeprowadzony do końca.

Nie odstępował jednak Kazimierz Wielki Śląska czeskiej koronie i na przyszłość pozostawiona była Piastom śląskim wolność, żeby mogli uznawać nad sobą zwierzchność korony czeskiej lub polskiej według własnej ochoty.

Dużo kłopotów i trudności miał król polski ze swym węgierskim dziewierzem, Karolem Robertem. Utrzymanie przyjaźni z dynastią Andegaweńską na Węgrzech stanowiło konieczność polityczną, bo jeżeli Kazimierz chciał wystąpić przeciwko Krzyżakom, musiał mieć za wszystkie inne strony ręce wolne. Przyjaźń Węgier musiał sobie Kazimierz Wielki zapewnić umową, że gdyby zmarł bezpotomnie, następcą tronu polskiego zastanie królewicz węgierski Ludwik, jego siostrzeniec (po siostrze Elżbiecie Łokietkównie). Kazimierz był zresztą jeszcze młody, liczył dopiero 29 lat, gdy układ ten zawierał. A jednak nie doczekał się nigdy syna.

Zasłynął król Kazimierz jako gospodarz. Chwalono go, że "zastał Polskę drewnianą, a zostawił murowaną". Zdawał sobie sprawę z tego, że społeczeństwo choćby było pełne przymiotów najcenniejszych, państwa potężnego nie utworzy bez dobrobytu! A do tego nie wystarczy samo rolnictwo, lecz trzeba handlu i przemysłu. Pod jego mądrą opieką rozwijał się handel na wschodzie, przez Lwów i dorzecze Dniestru ku wybrzeżom morza Czarnego.

Im bardziej rozumiano za jego czasów, co znaczy wybrzeże morskie, tym bardziej pragnięto, żeby odzyskać od Zakonu Pomorze Bałtyckie. Na Krzyżaków uzyskał król w r. 1339 ponowny wyrok papieski, że mają nam zwrócić wszystkie zabory, ziemię gdańską, chełmińską, michałowską, dobrzyńską i kujawską, a nadto wypłacić odszkodowania blisko dwieście tysięcy grzywien srebrem. Wiedział jednak król, że oni żadnego wyroku nie usłuchają, a raczej gotowi rzucić się ponownie na Polskę. Rozumiał też, że Polska nie zdoła jeszcze prowadzić wojny wielkiej, a długiej, bez czego nie odzyska się ujścia Wisły; na taką zaś wojnę jeszcze nie stać, jeszcze jest za uboga. Wolał więc załatwić się z Zakonem pokojowo, a tymczasem pilnować spraw gospodarczych, ażeby następne pokolenie mogło prowadzić wojnę dużą armią i choćby przez lat kilkanaście aż do wypędzenia drapieżców. Zawarł więc w r. 1343 w Kaliszu pokój z tym największym wrogiem. Odstępował mu nadane przez Konrada Mazowieckiego ziemie chełmińską i michałowską na "wieczystą jałmużnę", a Pomorze Gdańskie oddawał w lenno od polskiej korony z warunkiem płacenia rocznej daniny i dostarczania posiłków na wyprawy wojenne (do czego każdy lennik był zobowiązany). Oni zaś ustępowali od razu z Kujaw i Dobrzynia.

Napierali Krzyżacy coraz mocniej na Litwę, zapędzali się już aż po Wilno. Puszczali z dymem całe powiaty, lecz ani jednej okolicy nie nawrócili i nawracać nie próbowali. Istnienie pogaństwa było im potrzebne, żeby Zakon mógł otrzymywać z całej Europy fundacje na... obronę chrześcijaństwa. Nawet Prusacy nie byli jeszcze nawróceni. Dowodem męczeńska śmierć polskiego Franciszkanina Wisława, który w r. 1342 koronę męczeńską pozyskał sobie na misji pruskiej. Pochowano go w Malborku, uważając za świętego; jeszcze pod koniec XVI wieku zapisano, że grób ten cudami słynie.

A Polska stawała się pod królem-gospodarzem poważnym państwem. W krótkim stosunkowo czasie, po ciężkich przejściach Władysława Niezłomnego, stał się Kraków jedną z ważniejszych w Europie stolic politycznych. Z końcem września 1364 r. odbył się nawet w Krakowie kongres monarchów z całej środkowej Europy. Zjechało się piętnastu panujących, dziesięciu książąt z Moraw, Śląska i Niemiec, i pięciu królów: polski, czeski Karol IV Luksemburczyk, będący zarazem cesarzem niemieckim, węgierski Ludwik, duński Waldemar i jerozolimski Piotr z Cypru. Ten objeżdżał właśnie dwory europejskie, żeby zwracać uwagę na nowe niebezpieczeństwo, grożące chrześcijaństwu z powodu najazdu Turków na cesarstwo bizantyńskie. Już wtedy zaczynali Turcy czynić zdobycze na Półwyspie Bałkańskim.

Kongres podniósł wielce powagę Kazimierza Wielkiego i uświetnił wielkie w dziejach Polski wydarzenie, jakim było w Krakowie założenie uniwersytetu w tymże roku 1364 za zezwoleniem Stolicy Apostolskiej. Należyte urządzenie uniwersytetu ze wszystkimi wydziałami wymaga dłuższego czasu. Nie było dane dożyć tego wielkiemu monarsze. Ledwie młody uniwersytet począł stawiać pierwsze kroki, przecięła śmierć zasłużone życie w r. 1370.

Król ten trzykrotnie zawierał śluby małżeńskie, lecz umierał bez męskiego potomka. Został tedy królem polskim Ludwik Węgierski.

O rządach jego mówiono wówczas, że był dla Węgier ojcem, lecz ojczymem dla Polski. Nie mieszkał w Polsce. Ustanowił wielkorządczynią swą matkę, a rodzoną siostrę Kazimierza Wielkiego, Elżbietę, ale była to już niewiasta posunięta w latach. Rzeczywistym rządcą był ulubieniec Ludwika, książę śląski Władysław Opolczyk, człowiek nieszczególnego charakteru, a przy tym zniemczony.

Dużo było przyczyn, dlaczego Ludwik nie miał sympatii w Polsce, ale najbardziej gniewało Polaków to, że próbował oderwać od Polski księstwo halickie i przyłączyć je do Węgier. A przecież to kraj pierwotnie polski, dopiero od połowy XIII wieku rusko-polski, a nigdy nie madziarski!

Szły tam z Polski ciągle misje dla nawracania schizmatyków. Ale nie brakło też ludności katolickiej, a nawet było jej sporo, do założonego poprzednio biskupstwa przemyskiego przybyło w r. 1366 drugie, halicko-lwowskie. W tym czasie zasiadał na nim bł. Jakub Strepa, zwany też Strzemię (od swego herbu). Pochodził z Małopolski, urodzony około roku 1340, wstąpił do zakonu franciszkańskiego, następnie studia wyższe odbył w Rzymie, a po powrocie przystał do zgromadzenia "Braci Pielgrzymujących", które powstało celem nawracania schizmatyków na Rusi. Nazwa "pielgrzymujących" brała się stąd, że chodzili z krzyżem w ręku od miasta, do miasta, od wsi do wsi. Spędziwszy tak młode lata, został w r. 1375 gwardianem klasztoru we Lwowie, a wkrótce także wikariuszem generalnym i najwyższym przełożonym wszystkich misji katolickich na Rusi. Był prawą ręką biskupów halicko-lwowskich, Macieja i Bernarda (w latach 1375-1391). Szczególnym jego zamiłowaniem była katechizacja dzieci, od czego otrzymał nawet przydomek "przyjaciel dziatwy". Usłyszymy o nim jeszcze w dalszym ciągu naszych opowiadań.

Król Ludwik także nie miał syna. Całą swą politykę obracał wokół tego, żeby córkom zapewnić następstwo po sobie. Jakoż po licznych zabiegach postawił na swoim. Gdy zmarł w r. 1382, starsza jego córka Maria wzięła po ojcu koronę węgierską, a polską Jadwiga. Maria została żoną Zygmunta księcia z dynastii luksemburskiej, a Jadwiga dała nam unię z Litwą.

Historia Jadwigi jest tak obfita w najciekawsze wydarzenia, a tak ważna, iż warto jej poświęcić osobny rozdział.