Ewangelia według
św. Mateusza
Ewangelia według
św. Marka
Ewangelia według
św. Łukasza
Ewangelia według
św. Jana


Maria Valtorta

Księga II - Pierwszy rok życia publicznego

–   POEMAT BOGA-CZŁOWIEKA    –

55. NAZAJUTRZ W NAZARETAŃSKIM DOMU

Napisane 28 stycznia 1945, A, 4305-4315

Widzę bosą Maryję, która – od pierwszych godzin dnia – żwawo chodzi tam i z powrotem po małym domku. W Swej jasnoniebieskiej szacie wydaje się miłym motylem, który bezszelestnie muska mury i sprzęty. Podchodzi do drzwi wychodzących na drogę i otwiera je bez hałasu. Pozostawia je uchylone, rzuciwszy okiem na jeszcze pustą drogę. Sprząta, otwiera drzwi i okna. Wchodzi do pracowni, w której – opuszczonej już przez Cieślę – znajdują się Jej krosna. I tu zabiera się do pracy. Przykrywa troskliwie właśnie tkane sukno. Patrząc na nie, uśmiecha się do Swoich myśli.

Wychodzi do ogrodu. Gołębie siadają Jej na ramionach. Wzlatują, siadając to na jednym, to na drugim ramieniu, chcąc zająć lepsze miejsce – kłótliwe i zazdrosne o miłość swej pani. Towarzyszą Jej aż do spiżarni, w której są zapasy. Maryja nabiera tam dla nich ziarna i mówi: «Tutaj, dzisiaj tu. Nie hałasujcie. Jezus jest tak zmęczony!»

Potem bierze mąkę i idzie do małego pomieszczenia przy piecu. Zabiera się do wyrabiania chleba. Formuje go i uśmiecha się. O! Jakże Ona, Mama, dziś się uśmiecha. Można by powiedzieć, że to całkiem młodziutka Mama z czasu Narodzenia, tak Ją ta radość odmładza. Odrywa odrobinę ciasta i stawia na bok pod przykryciem. Potem na nowo zabiera się do tej rozgrzewającej pracy. Jej włosy stały się jaśniejsze, okryte delikatną warstwą mąki. Wchodzi cichutko Maria Alfeuszowa [i pyta]: «Już pracujesz?»

«Tak. Wyrabiam chleb i – spójrz – miodowe podpłomyki, które Mu tak smakują» [– odpowiada Maryja.]

«Zajmij się nimi. Na chleb jest dużo ciasta. Wyrobię Ci je.»

Maria Alfeuszowa, mocna i o sylwetce wieśniaczej, energicznie zagniata ciasto na chleb. Maryja zaś miesza miód z masłem na podpłomyki. Formuje je – małe, okrągłe – i układa na blasze.

«Nie wiem, jak dać znać Judzie... Jakub nie ośmiela się iść... a inni...» – Maria Alfeuszowa wzdycha.

«Dziś przybędzie Szymon Piotr. On zawsze przychodzi w drugim dniu po szabacie, z rybami. Wyślemy go po Judę.»

«Jeśli zechce tam iść...» [– mówi Maria Alfeuszowa.]

«O! Szymon nigdy nie mówi Mi “nie”.»

«Pokój temu dniowi, waszemu dniowi.» – mówi wchodząc Jezus.

Obydwie niewiasty zrywają się na dźwięk Jego głosu.

«Już wstałeś? Dlaczego? Chciałam, żebyś spał...»

«Spałem jak dziecko, Mamo. To Ty nie spałaś...»

«Patrzyłam na Ciebie, jak śpisz... Robiłam tak, gdy byłeś dzieckiem. Przez sen zawsze się uśmiechałeś... i przez cały dzień Twój uśmiech pozostawał w Mym sercu jak perła... Ale dziś w nocy nie uśmiechałeś się, Synu. Wzdychałeś jak ktoś strapiony...» Maryja patrzy na Jezusa ze smutkiem.

«Byłem zmęczony, Mamo. A świat nie jest tym domem, w którym wszystko jest prawe i miłujące. Ty... Ty wiesz, Kim Ja jestem i możesz pojąć, czym jest dla Mnie kontakt z tym światem. Kiedy ktoś idzie drogą cuchnącą i błotnistą, nawet jeśli uważa, trochę błota pryśnie na niego. Odczuwa nieprzyjemną woń, nawet gdy próbuje nie oddychać... A jeśli ktoś jest człowiekiem kochającym czystość i przejrzyste powietrze, możesz się domyślać, jak go to męczy...»

«Tak, Synu. Rozumiem. Jednak to dla Mnie udręka wiedzieć, że cierpisz...» [– mówi Maryja.]

«Teraz jestem z Tobą i nie cierpię. To przeszłość... i dzięki niej większa jest radość przebywania z Tobą.»

Jezus pochyla się, by ucałować Mamę. Głaszcze też drugą Marię, która wraca, cała zaczerwieniona, po rozpaleniu pieca.

«Trzeba uprzedzić Judę» – [powraca] troska Marii Alfeuszowej.

«Nie trzeba. Juda będzie tu dzisiaj» [– mówi Jezus.]

«Skąd to wiesz?»

Jezus uśmiecha się i milczy.

«Synu, przez wszystkie tygodnie w tym dniu przybywał Szymon Piotr, przynosząc Mi ryby złowione o świcie. Przybywa o pierwszej godzinie. Będzie dziś szczęśliwy. Szymon jest dobry. Przez cały czas, kiedy tu jest, pomaga nam. Prawda, Mario?»

«Szymon Piotr jest człowiekiem prawym i dobrym – mówi Jezus – ale zobaczysz, że drugi Szymon jest taki sam. Ujrzysz go za chwilę. Ma wielkie serce. Idę im naprzeciw. Zaraz przybędą.»

Jezus wychodzi, podczas gdy niewiasty – po włożeniu chleba do pieca – wracają do domu. Maryja ubiera sandały i szatę z zupełnie białego lnu. Mija kilka chwil oczekiwania. Maria Alfeuszowa odzywa się: «Nie skończyłaś na czas tej pracy.»

«Skończę ją szybko. Mój Jezus poczeka spokojnie, tam w cieniu.»

Ktoś popycha drzwi.

«Mamo, oto Moi przyjaciele. Wejdźcie!»

Uczniowie i pasterze wchodzą całą grupą. Jezus ma ręce na ramionach dwóch pasterzy i prowadzi ich do Matki: «Oto dwóch synów, którzy szukają matki. Bądź ich radością, Niewiasto!»

«Pozdrawiam was... Ty, to Lewi? A ty? Nie wiem, ale sądząc po wieku... i On mi opowiadał... jesteś z pewnością Józefem. To imię jest miłe i święte w tym domu. Chodź, chodźcie. Z radością mówię wam: Mój dom przyjmuje was i Matka tuli was na pamiątkę tej miłości, którą mieliście – ty przez swego ojca – dla Mojego Niemowlęcia.»

Dla pasterzy to zachwyt, ekstaza.

«Ja jestem Maryją, tak. Widziałeś szczęśliwą Matkę. Jestem Nią ciągle. Teraz szczęśliwa także z tego powodu, że widzę Mego Syna w otoczeniu wiernych serc.»

«Ten – to Szymon, Mamo.»

«Zasłużyłeś na łaskę, bo jesteś dobry. Wiem o tym. Niech Łaska Boga będzie zawsze z tobą.»

Szymon, bardziej obyty w świecie manier, kłania się aż do ziemi i trzymając ręce skrzyżowane na piersiach wita [Maryję]:

«Pozdrawiam Cię, prawdziwa Matko Łaski, i nie proszę [już] o nic Przedwiecznego, kiedy znam Światłość i Ciebie, Jej odbicie, łagodniejsze niż promień księżyca.»

«A ten – to Judasz z Kariotu» [– mówi Jezus.]

«Ja mam matkę, ale moja miłość do niej znika wobec czci, jaką żywię dla Ciebie» [– odzywa się Judasz.]

«Nie, nie dla Mnie [– mówi Judaszowi Maryja. –] Dla Niego. Ja jestem, bo On jest. Nic nie chcę dla Siebie. Proszę [o wszystko] jedynie dla Niego. Wiem, jak uczciłeś Mego Syna w twojej ojczyźnie. Jednak powiadam ci: niech raczej twoje serce będzie miejscem, w którym On otrzyma od ciebie najwyższą cześć. Wtedy będę cię błogosławić matczynym sercem.»

[Judasz odpowiada:] «Moje serce jest pod piętą Twego Syna. To szczęśliwe poddaństwo. Jedynie śmierć przerwie moją wierność.»

«A ten – to nasz Jan, Mamo.»

«Jestem spokojna, odkąd wiem, że przebywasz z Jezusem. Znam cię i Mój duch doznaje pociechy wiedząc, że jesteś z Moim Synem. Bądź błogosławiony, [jesteś] Moim wytchnieniem» [– mówi Maryja] i całuje Jana.

Z zewnątrz daje się słyszeć ochrypły głos Piotra:

«Oto biedny Szymon niesie swoje pozdrowienie i...»

Wchodzi i staje jak wryty. Potem rzuca na podłogę okrągły kosz, który niósł na plecach, i pada na podłogę, mówiąc:

«Ach! Przedwieczny Panie!... Jednakże... Nie, nie powinieneś był Mi tego robić, Nauczycielu! Być tu... i nie dać znać biednemu Szymonowi! Niech Cię Bóg błogosławi, Nauczycielu! Ach! Jakże jestem szczęśliwy! Już nie mógłbym tu pozostawać dłużej bez Ciebie!»

Piotr głaszcze rękę Jezusa, nie słysząc Jego słów:

«Wstań, Szymonie, wstańże!»

«Wstaję, tak. Ale przecież... no wiesz... chłopcze! (“Chłopiec” to Jan.) Mogłeś przybiec mi o tym powiedzieć! Teraz za to pędź natychmiast do Kafarnaum powiedzieć o tym innym... a najpierw do domu Judy. Twój syn przyjdzie, niewiasto... Szybko! Wyobraź sobie, że jesteś zającem ściganym przez psy.»

Jan wychodzi ze śmiechem. Piotr wreszcie się podnosi. W krótkich i krzepkich dłoniach o widocznych żyłach trzyma cały czas smukłą dłoń Jezusa i całuje ją. Nie puszcza jej, choć chce ofiarować ryby, które ma w koszu na ziemi.

«O, nie! Nie chcę, abyś odszedł jeszcze kiedyś beze mnie. Już nigdy więcej, nigdy więcej [nie minie] tyle czasu bez widzenia Ciebie! Będę chodził za Tobą jak cień za ciałem i jak lina podążająca za kotwicą. Gdzie byłeś, Nauczycielu? Mówiłem sobie: “Gdzie On jest? Co robi? A to dziecko, jakim jest Jan, czy będzie potrafiło się Nim zaopiekować? Czy będzie czuwał nad tym, by się zbytnio nie męczył? By miał co jeść?” O, znam Cię dobrze!... Zeszczuplałeś! Tak, jesteś szczuplejszy. Nie troszczył się o Ciebie dostatecznie! Powiem mu, że... Ale gdzie Ty byłeś, Nauczycielu? Nic mi nie mówisz!»

«Czekam, aż Mi pozwolisz mówić!» [– odzywa się Jezus.]

«To prawda. Ale... Ach! Widzieć Ciebie to jakby [napić się] młodego wina. Sam jego zapach uderza do głowy. O! Mój Jezu!» – Piotr prawie płacze z radości. [Jezus mówi:]

«Ja także odczuwałem pragnienie bycia z wami, z wami wszystkimi, nawet gdy znajdowałem się z bardzo drogimi przyjaciółmi. Oto, Piotrze, ci dwaj kochali Mnie, kiedy miałem zaledwie kilka godzin. Więcej jeszcze – już cierpieli dla Mnie. Tu jest syn, który z Mojego powodu nie ma już ani ojca, ani matki. Ma jednak bardzo licznych braci w was wszystkich, prawda?»

«Pytasz o to, Nauczycielu? [– odzywa się Piotr. –] Ależ oczywiście. To niemożliwe, ale gdyby demon Ciebie kochał, ja kochałbym go ze względu na jego miłość do Ciebie. Wy też jesteście biedni, jak widzę. Zatem jesteśmy podobni. Chodźcie, niech was ucałuję. Jestem rybakiem, ale mam serce czulsze niż gołąbek. I w dodatku szczere. Nie zważajcie na to, że jestem surowy. To surowość tylko z wierzchu, w środku – miód i masło. Jednak to wobec dobrych... bo wobec niegodziwych...»

«Ten jest nowym uczniem» [– mówi Jezus do Szymona.]

«Wydaje mi się, że go już widziałem...»

«To Judasz z Kariotu i dzięki niemu Mesjasz został dobrze przyjęty w tej osadzie. Proszę, kochajcie się, choć jesteście z innych stron. Bądźcie wszyscy braćmi w Panu» [– mówi Jezus.]

«Będę go traktował jak brata, jeśli on także taki będzie. I... tak... (Piotr patrzy uważnie na Judasza, spojrzeniem szczerym, w którym jednak wydaje się być ostrzeżenie) i... tak... lepiej będzie, że to powiem od razu... Dzięki temu zaraz mnie poznasz – i to dobrze. Mówię więc: nie darzę zbyt wielkim szacunkiem Judejczyków, a w szczególności mieszkańców Jerozolimy. Ale jestem uczciwy. I możesz zdać się na moją uczciwość. Odkładam na bok wszystkie wyobrażenia, jakie mam o was, i chcę widzieć w tobie jedynie ucznia - brata. Do ciebie teraz należy staranie o to, żebym nie zmienił takiego myślenia i zachowania.»

«Czy wobec mnie, Szymonie, też masz takie uprzedzenia?» – pyta Szymon Zelota z uśmiechem.

«O! Nie zauważyłem cię! Wobec ciebie? Nie. Na twojej twarzy wypisana jest prawość. Dobroć emanuje z twego serca na zewnątrz, tak jak pachnący olej [przenika] przez porowatą wazę. I masz swoje lata. To nie zawsze jest wartością, bo czasem im bardziej człowiek się starzeje, tym bardziej staje się fałszywy i zły. Ale ty jesteś z tych, którzy są jak wino dobrej jakości: im są starsi, tym bardziej wyzbywają się wszystkiego [co złe] i doskonalą się.»

«Dobrze osądziłeś, Piotrze – mówi Jezus. – Teraz chodźcie. Kiedy niewiasty pracują dla nas, wypocznijmy w orzeźwiającej altanie. Jakie to piękne być z przyjaciółmi! Potem pójdziemy wszyscy razem przez Galileę i jeszcze dalej. To znaczy – nie wszyscy. Lewi – teraz gdy jego pragnienie zostało już zaspokojone – powróci do Eliasza, aby mu powiedzieć, że Maryja go pozdrawia. Prawda, Mamo?»

«Tak, że go pozdrawiam... i podobnie Izaaka i pozostałych. Mój Syn obiecał Mi zabrać Mnie do niego... i przyjdę do was, pierwszych przyjaciół Mojego Dzieciątka.»

«Nauczycielu, chciałbym, żeby Lewi zaniósł Łazarzowi pismo, o którym wiesz» [– mówi Szymon.]

«Przygotuj je, Szymonie. Dziś jest wielkie święto. Jutro wieczorem Lewi pójdzie, zdąży na czas przed szabatem. Chodźcie, przyjaciele...»

Idą do zielonego ogrodu i to jest koniec [wizji].


   

Przekład: "Vox Domini"